Ano wzielo sie to stad, ze dziewuszke puszczono za mna po tym, jak zdarzylo mi sie wykonac ten odglos (w zalozeniu majacy sugerowac, ze WIEM, ze chwilowo nieladnie pachne i jakby nie chce tym raczyc osoby, przy ktorej jestem: a wiec, ze jest mi troche wstyd) i jak strasznie podniecila sie slyszac to matka wlascicielki wynajmowanego wlasnie wtedy domu i sama wlascicielka (matka to wrecz zaraz zaczela podniesionym nagle glosem wchodzic na powiedziane przeze mnie slowa - oraz jakies teksty o dziewczynach zawoalowane: "jesli pan zechce" - nadto zaczela strasznie sie denerwowac, juz jej sie cisnelo na usta, ze mi nie wynajmie - cos takiego prawie ze wprost powiedziala; nastroj zepsul sie na dluzej). [edit 2015-08-07: O co moglo chodzic? Wlasnie o (rzekomy, ze mna nie bylo az tak zle) "smrod", o ten przekaz podprogowy na przyklad, takze w sensie "to smierdzi inwigilacja".] Dziewuszka ta w metrze siedziala, normalna, zdrowa, bez zadnego kataru, siedziala tak kilka minut tuz obok mnie, nagle zrobila takie ostre, suche i glebokie wciagniecie (tak troche jak jakas kocica). Pozniej to jeszcze kilka razy powtorzyla. Ja jednak zaskoczylem ja i nie wysiadlem tam, gdzie mialem wysiasc, czyli przy Dworcu Gdanskim, lecz jechalem dalej; plac Wilsona tez nie; ostatecznie wysiadla na Marymoncie, a ja za nia. I do autobusu. I dalej. Dziewuszka zaczela sie denerwowac, a doszlo do tego, ze ja odprowadzalem i ona wiedziala o tym. Wezwala policje; policja niewyraznie, ale trzymala jej strone, ostrzegala mnie przed absurdalnym zarzutem stalkingu po takim jednorazowym podazeniu za nia. Pomagal jej zreszta chlopak. Pozniej, poniewaz oczekiwano, ze opisze sobie w jakichs zapiskach, podstawiano mi juz non stop do autobusu ludzi robiacych takie wciagniecia. Nie dawano mi spokoju, stala to sie irytujaca codziennosc; to bylo po prostu pewne. To jeszcze echa tej glupoty studenckiej z "powtarzaniem" - zrobisz cos dziwnego, to jeszcze powtarzaj, wtedy "zniknie". I tak powstalo skojarzenie ("no bo po co oni to robia?") z tym, ze takie wciaganie oznacza "kazdy moze tak zrobic", "i co z tego" (dawano mi przy tym rozne wciagania zakatarzone albo np. slabsze, mniej zdecydowane itd., mialem tak codziennie po N razy). Stad wrecz utarlo sie to znaczenie "brak dowodow" (bo przypadkowo). Moze zle zrozumialem, ale pozniej stosowano to w takim sensie np. przy okazji kradziezy kluczy, gdy ja wspomnialem o kamerach [edit 2015-08-07: Wyobraźcie sobie tylko, jaka to okrutna "bolszewizacja" mas, jakie wrażenie totalnej wrogości, skoro właśnie ktoś mnie wśród tej całej nagonki bezczelnie okradł, a wszyscy dookoła wiedzą i okazują, jak zostanę zlekceważony wbrew dowodom "z braku dowodów". Później jeszcze poszedłem z tym na Policję i faktycznie chciano ukręcić łeb sprawie, co okazywano, i tak to się skończyło – na pewno się tym poważniej nie zajmą, formułowali tekst protokołu zeznania tak, żeby zaraz zamknąć, pokój też był poniekąd pode mnie wystrojony. Co za jakaś ohydna mafia – w państwie, wokół właściciela wynajętego domku, wśród tych mas młodzieży... Możecie o tym od dawna poczytać na stronie z opisami kradzieży]. Stosowano to jeszcze niezliczone ilosci razy w mojej obecnosci w takim sensie ("to byl przypadek"). Przy tej kradziezy kluczy stosowala to nie tylko mlodziez w autobusach po tym, jak glosno wspomnialem o kamerach, ale i zastosowala to wtedy raz sama matka wlascicielki. Weszlo zatem w "przyjety jezyk". Jesli przy mnie stosowano, to nie bez powodu, choc probowano tez to znaczenie zatrzec. Zreszta ja nigdy nie ukrywalem i wrecz oznajmialem, ze tak to rozumiem [a TV pewnie sama to podsuwala w myslach, bo w 2011 juz na pewno mieli bardzo czesto taka mozliwosc].