(Przykłady...)
Stary Testament – niektóre fragmenty:
- Rdz 1:6-8
– "... Bóg nazwał to ... niebem"
- Rdz 22:11-15
– "Anioł Pański zawołał na niego z nieba i rzekł"
- Rdz 28:12-17
– "We śnie ujrzał drabinę opartą na ziemi, sięgającą swym
wierzchołkiem nieba, oraz aniołów bożych, którzy wchodzili w górę i schodzili
na dół. A oto Pan stał na jej szczycie i mówił ..." (Jezus mówił nieraz o "aniołach w
niebie", np. w Mt 18:10, Mt 22:30, Mt 24:36, Mk 12:25, Łk 22:43)
- Dn 7:9-13
– "Patrzałem, aż postawiono trony, a Przedwieczny zajął miejsce (...)
a oto na obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy. Podchodzi do
Przedwiecznego i wprowadzają Go przed Niego." – bardzo ważna
wizja jako symptom poglądów kosmologicznych: tron Boży jest przy obłokach
- Wj 20:21 – po podyktowaniu przykazań przez Mojżesza: "Lud stał ciągle z
daleka, a Mojżesz zbliżył się do ciemnego obłoku, w którym był Bóg".
- 2 Krn
5:11, 2 Krn
6:1 – "Pan powiedział, że będzie mieszkać w czarnej chmurze"
- 1 Krl 8:10
– "Pan powiedział, że będzie mieszkać w czarnej chmurze"
- 1 Krl 8:22-49
– "Ty zaś wysłuchaj w miejscu Twego przebywania – w niebie",
"Ty wysłuchaj w niebiosach", "Ty usłysz w niebie" itd.
- 2 Krl 2:1-12
– wniebowstąpienie Eliasza na rydwanie ognistym
- Syr 48:1-9
– jw.
- Ps 18:10
– "Nagiął on niebiosa i zstąpił, a czarna chmura była pod Jego
stopami. Lecąc cwałował na cherubie, a skrzydła wiatru go niosły. Przywdział
... jako okrycie ciemną wodę, gęste chmury", "Pan odezwał się z nieba
grzmotem ... cisnął błyskawice"
- Ps 68:5
– "Śpiewajcie Bogu ... wyrównajcie drogę temu, co cwałuje na obłokach!
Jahwe mu na imię", "Jego majestat jest nad Izraelem, a Jego potęga w
obłokach"
- Ps 68:34
– "Śpiewajcie Bogu, królestwa ziemi, zagrajcie Panu, który przemierza
niebo, niebo odwieczne ... Jego majestat jest nad Izraelem, a jego potęga w
obłokach ... On sam swojemu ludowi daje potęgę i siłę"
- Ps 104:2-4
– "światłem okryty jak płaszczem. Rozpostarłeś niebo jak namiot,
wzniosłeś swe komnaty nad wodami. Za rydwan masz obłoki, przechadzasz się na
skrzydłach wiatru"
- Ps 29:10
– "Pan zasiadł [na tronie] nad potopem i Pan zasiada jako Król na
wieki"
- Ps 97:2 – "Obłok i ciemność wokoło Niego, sprawiedliwość i prawo podstawą Jego
tronu"
- Syr 24:1-4 – "Mądrość wychwala sama siebie, chlubi się pośród swego ludu.
Otwiera swe usta (...): Wyszłam z ust Najwyższego (...) Zamieszkałam na wysokościach, a tron mój na słupie z obłoku"
- Iz 14:13 – "Ty, który mówiłeś w swym sercu: wstąpię na niebiosa; powyżej
gwiazd Bożych postawię mój tron. Zasiądę na Górze Obrad na krańcach północy. Wstąpię na szczyty obłoków, podobny będę do Najwyższego. Jak to? Strąconyś do Szeolu
[kraina zmarłych i (jeszcze) nie zbawionych, coś w rodzaju piekła] na samo dno Otchłani!" — tu ciekawostka: dla Żydów chmury były chyba wyżej niż
gwiazdy, te zaś w takim razie były raczej dość małe (jak jakieś lampki)... Nic w tym w sumie dziwnego, bo chmury są wielkie i potężne, poruszają się zauważalnie,
dają deszcz itd., więc są wszelkie powody, by je uważać za największy majestat i dlatego najbardziej oddalone.
- Ba 3:27-29 – "Ale nie tych wybrał Bóg ani im nie dał drogi do mądrości.
Zginęli dlatego, że mądrości nie mieli, zginęli z powodu swej nierozwagi. Któż wstąpił do nieba, aby ją wziąć, któż ją z obłoków sprowadził?"
- Pwt 33:26
– "Do Boga Jeszuruna [tzn. Izraela] nikt niepodobny, by tobie pomóc,
cwałuje po niebie, po obłokach, w swym majestacie"
- Iz 6:1-7
– "W roku śmierci króla Ozjasza ujrzałem Pana siedzącego na wysokim i
wyniosłym tronie (...) Serafiny stały ponad Nim; każdy z nich miał po
sześć skrzydeł; dwoma zakrywał swą twarz,
dwoma okrywał swoje nogi, a dwoma latał"
- Ez 1:4-25
– "Patrzyłem, a oto wiatr gwałtowny nadszedł od północy, wielki obłok
i ogień płonący ... Pośrodku było coś, co było podobne do czterech istot
żyjących. ... Każda z nich miała po cztery twarze i po cztery skrzydła"
- Wj 25:20
– "Cheruby będą miały rozpostarte skrzydła ku górze i zakrywać będą
swymi skrzydłami przebłagalnię, twarze zaś będą miały zwrócone jeden ku
drugiemu".
Nowy Testament:
- J
3:12-13 – "Jeżeli wam mówię o tym, co jest ziemskie, a nie
wierzycie, to jakżeż uwierzycie temu, co wam powiem o sprawach niebieskich? I
nikt nie wstąpił do nieba, oprócz Tego, który z nieba zstąpił – Syna
Człowieczego."
- Dz 1:1-11
– wniebowstąpienie Jezusa (unoszenie się w górę i odlot na obłoku). "Przyjdzie tak samo"
- Mk
16:19 – wniebowstąpienie Jezusa: "został wzięty do nieba i zasiadł
po prawicy Boga" (też w: Łk 24:51)
- 2 Kor 12:1-5
– chyba sam św. Paweł w trzecim niebie, ogląda szczęśliwych w raju (teoria kosmologiczna siedmiu
niebios – czyli jest rozumienie fizyczne wśród uczniów)
- Mt 6:26
– dokarmianie ptaków (w greckim
oryginale to samo słowo oznaczające niebo, z rdzeniem (O)Urano*, na ptaki i na Ojca) – to samo w Łk 12:24. To standard w Ewangeliach, że Ojciec przynależy do niebios. Praca domowa: proszę zastanowić się, na czym miałyby (mogłyby) polegać interakcje Boga z ptakami.
- Łk 24:50-51
– Jezus wróci na obłokach
- Mk 13:26-27
– jw. (uwaga na marginesie: niebo ma tu szczyt)
- Mt 24:30-31
– jw., niebo ma krańce
- Mk 14:62
– "Ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy
Wszechmocnego i nadchodzącego z obłokami niebieskimi"
- Łk 21:26-27
– znowu przyjście na chmurze
- Mt 26:64
– "Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy
Wszechmocnego i nadchodzącego na obłokach niebieskich". Fragment jest istotny także ze względu na drugi poważny (czy wręcz kompromitujący)
problem, jaki przewija się w poszczególnych Ewangeliach, a mianowicie proroctwo o bliskim końcu świata i Sądzie Ostatecznym (o tym przyjściu na chmurze:
"Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi i wtedy odda każdemu według jego postępowania"), który miałby nadejść
jeszcze za życia "niektórych z tych, co tu stoją". Mianowicie, powyższa opowieść o tym, że ujrzą przyjście Chrystusa na obłoku, była to
odpowiedź Jezusa dla sądzącego go Sanhedrynu. Por. Mt 16:27-28, Mk 9:1 (tutaj przełamali rozdział, żeby nasunąć
podejrzenie, że może pierwsze zdanie było o jednym, a drugie o drugim, np. o zburzeniu Jerozolimy tylko...), Łk 21:32 (i cały fragment od 21:25), Mt 24:34, Łk 9:27. Próbował chyba właśnie te tezy o bliskim końcu świata (choć od innej strony, tj.
od strony długości życia uczniów i tego, czy dostąpią takiej łaski) podważyć ewangelista św. Jan w J 21:23, ale odrębna względem nich scenka z sądu Jezusa jest dodatkowym potwierdzeniem ich autentyczności.
- Mt 17:5-6
– Eliasz w obłoku (tak, kiepskie to, ale w każdym razie wiadomo, co za
"niebo" jest takie szczególne)
- Mk 9:7-8
– jw.
- Łk 9:34-35
– jw.
- J 1:51
– "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych
wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego" (w sprawie "otwierania" i
"zamykania" nieba odsyłam do przypisów z Biblii Tysiąclecia – chodzi o
kosmologię z Księgi Rodzaju, w której niebo było firmamentem oddzielającym wody
deszczowe od ziemi i czasem się otwierało). Kolejny ważny przykład na to, że niebiosa boskie, jako "dom Ojca", były dla Jezusa tożsame z niebem nad nami.
(Potwierdził to niedawno nawet sam papież, takimi oto słowami
na niedzielę wniebowstąpienia: "Od tego dnia dla Apostołów i dla każdego ucznia Chrystusa możliwe stało się przebywanie w
Jerozolimie i we wszystkich miastach świata (...), gdyż ponad każdym miastem jest to samo niebo i każdy mieszkaniec może podnosić wzrok z nadzieją. Jezus,
Bóg i prawdziwy człowiek, ze swoim ludzkim ciałem jest w niebie! I to jest naszą nadzieją! I będziemy umocnieni w tej nadziei, jeśli spojrzymy w niebo! W tym niebie mieszka ów Bóg, który objawił się tak bliskim, że przybrał oblicze człowieka, Jezusa z Nazaretu. (...) Możemy spoglądać w górę, aby rozpoznać przed nami
naszą przyszłość". Co ciekawe, było to kazanie na Regina Caeli, a ta modlitwa była ostatnią, co do której opublikowano rozważania papieskie (czy raczej
jego kurii) tuż przed śmiercią Jana Pawła II, czyli w jej przeddzień (1. kwietnia 2005 r.). "Już jutro śmierć"? I jeszcze tak powiedział papież, cytuję za Radiem
Watykańskim: "To Duch Święty jest prawdziwym autorem różnorodnego świadectwa, jakie Kościół i każdy ochrzczony składają wobec świata" (np.
tych wszystkich opowieści uprzywilejowujących niebo). Sami oceńcie, czy to nie papieska ironia.) Poza tym na miejscu jest tu kolejna uwaga o
(najprawdopodobniej) odniesieniu do Sądu Ostatecznego, zupełnie jw. przy punkcie dotyczącym Mt 26:64.
- Mt 3:16-17
– głos z nieba przy chrzcie Jezusa (też w: Mk 1:10-11, Łk 3:21-22)
- Mt 5:44 –
"Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was
prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ
On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz
na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. (...) Bądźcie więc wy doskonali, jak
doskonały jest Ojciec wasz niebieski." – bardzo dużo tego
"Ojca, który jest w niebie" w całym Nowym Testamencie.
- Mt
11:23-24 (i Łk 10:15) – mówił Jezus: "A ty, Kafarnaum, czy aż do nieba masz być wyniesione? Aż
do Otchłani zejdziesz." — Otchłan, limbo, szeol, a nawet często w greckim oryginale Nowego Testamentu stosowane słowo "hades"
są to wszystko określenia krainy podziemnej, gdzie przebywają zmarli, zwłaszcza ci niezbawieni (zbawieni idą do nieba).
- Łk
18:13 – mówił Jezus, najpierw o faryzeuszu, a potem: "Natomiast
celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się
w piersi i mówił: «Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!» Powiadam
wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się
wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony"
- Mt
14:19 (i Mk
6:41, Łk 9:16) – "spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo"
- 1 Tes 4:17
– "Sam bowiem Pan zstąpi z nieba ... Potem my, żywi i pozostawieni,
wraz z nimi będziemy porwani w powietrze, na obłoki naprzeciw Pana, i w ten
sposób zawsze będziemy z Panem". Ignorancja(?) św. Pawła, dosyć typowa – tak on rozumiał miejsce pobytu Boga.
- Łk
19:37 – "Zbliżał się już do zboczy Góry Oliwnej, kiedy całe mnóstwo uczniów poczęło wielbić radośnie Boga za wszystkie cuda, które
widzieli. I wołali głośno: « ... Pokój w niebie i chwała na
wysokościach»"
- J
17:1 – "podniósłszy oczy ku niebu, rzekł: «Ojcze (...)»"
- jest jeszcze naprawdę mnóstwo słów o "ojcu w niebie" i "królestwie
niebieskim" u Jezusa
- Ap 1:7
– "Oto nadchodzi z obłokami, i ujrzy Go wszelkie oko i wszyscy, którzy Go przebili"
- Ap 10:1
– "ujrzałem innego potężnego anioła, zstępującego z nieba, obleczonego
w obłok ... Nogę prawą postawił na morzu, a lewą na ziemi ... siedem gromów ...
głos mówiący z nieba"
- Ap 11:12
– "Posłyszeli oni donośny głos z nieba do nich mówiący: «Wstąpcie tutaj!» I w obłoku
wstąpili do nieba, a ich wrogowie ich zobaczyli"
- Ap 14:14-16
– "Potem ujrzałem: oto biały obłok – a Siedzący na obłoku,
podobny do Syna Człowieczego ... I wyszedł inny anioł ze świątyni, która jest w
niebie, i on miał ostry sierp."
Przykłady starotestamentowego rozumienia nieba u Jezusa:
(pozwalają tym samym uściślić, gdzie ono jest: stratosfera i okolica
przyległa – bo niebo jest w ST pod wodami deszczowymi – na tej zasadzie np. Lem mówił, że
"nauki Kościoła bujają w stratosferze")
- Łk 4:25 –
mówił Jezus: "Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało
zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju"
(pamiętajmy, że nad firmamentem były wody, chodzi więc najwyraźniej o brak deszczu i
suszę)
- J 1:51 (przytoczony już wyżej)
– "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych
wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego" – niebo to jakieś sztywne sklepienie
- Mt
24:31 – mówił Jezus: "Pośle On swoich aniołów z trąbą o głosie potężnym, i
zgromadzą Jego wybranych z czterech stron świata, od jednego krańca
nieba aż do drugiego" (krańce mogą być na płaskiej figurze, ale nie na sferze, tj. powierzchni kuli – pasuje to natomiast do koncepcji Ziemi jako
również płaskiej)
- Ewangelia Tomasza – "Gdy ci,
którzy wam przewodzą powiedzą wam: «Oto królestwo jest w
niebie», wtedy ptaki niebieskie będą pierwsze przed wami. Jeśli powiedzą wam,
że ono jest w morzu, wtedy ryby będą pierwsze przed wami." – bardzo ważna wypowiedź na dowód tego, że dla Jezusa niebo było w zasięgu ptaków (por.
Dn 7:9-13, a także wypowiedzi o ptakach w Mt 6:26 i Łk 12:24). Wprawdzie to tylko apokryf, ale trzeba przyznać, że wiele
wypowiedzi zgadza się z kościelnymi Ewangeliami albo z innymi znanymi rzeczami (np. rzucanie chrześcijan na pożarcie lwom). Np. ta wypowiedź o królestwie idealnie
pasuje do następujących fragmentów Biblii jako ich uzupełnienie: Mt 24:26 (i ogólnie Mt
24:23-28), Mk 13:21, Łk 17:20-23. [Nie jest jednak słuszne wyciąganie z tej wypowiedzi (i tego, co tam dalej napisano) konkluzji,
że Jezus nie wierzył w Królestwo w niebie. W tej samej Ewangelii pojawia się ono jeszcze nieraz. Jak wskazuje kontekst w ewangeliach kanonicznych, chodziło raczej
o ostrzeżenie przed fałszywymi prorokami, którzy będą próbowali skupić wokół siebie ludzi przez powoływanie się na bycie Boga w jakimś miejscu, np. w jakimś
obszarze nieba, wewnątrz domu, na pustyni czy w morzu. Uczniowie Jezus powinni nie iść za takimi prorokami, lecz wierzyć w siebie (zaś "desant na chmurze" i tak
przyjdzie, choć nieco później, jest o tym co rusz w Nowym Testamencie).]
- II księga Henocha,
pozabiblijna, chyba z I w. n.e., przekład angielski – przykładowa koncepcja siedmiu
niebios (jak u św. Pawła powyżej) i podróży do nich po kolei – "bore him up on to the first
heaven and placed him on the clouds" ("zaniósł go aż do pierwszego nieba i umieścił na chmurach"), ... Podobno taki jest też temat I księgi Henocha. Całe księgi na temat zwiedzania niebios i ich poziomów.
- żydowska literatura Merkabah i
Hekhalot, pełna
takiego zwiedzania... Jest podobno mnóstwo takiej literatury z tej epoki (późna starożytność i
średniowiecze), dotyczą np. wielopoziomowej koncepcji kosmologiczno-religijnej, tzw. siedmiu niebios (zaczynających się przy chmurach).
Patrz np. książka "II księga Henocha" z I w. n.e. To są całe wieki żywej tradycji żydowskiej, aż jeszcze w średniowieczu (100 p. n. e. – 1000 n. e.).
Zauważmy tutaj, że nie ma nawet znaczenia, jaka konkretnie była opinia Jezusa – nauczyciela wiary i modlitwy – o tym, gdzie jest Królestwo
Niebieskie. Nie trzeba dowodzić, że uważał, że ono jest dokładnie tam albo tu. Problem tkwi w tym, że (po pierwsze) uważał je za zlokalizowane w fizycznej
przestrzeni i (po drugie) do jego zlokalizowania posługiwałby się błędną koncepcją kosmologiczną odnoszącą się do nieistniejących rzeczy. Jeżeli coś lokalizujemy
przy czymś, co nie istnieje, to i ta pierwsza rzecz nadaje się do tego, by ją uznać za urojoną; tak w każdym razie powiadają ateiści.
Poza tym nie można lekceważyć w zasadzie jednogłośnego świadectwa wszystkich uczniów, w tym 1) św. Pawła, 2) autora Apokalipsy czy 3) autora apokryficznej
Ewangelii Tomasza (podobno to ten apostoł Tomasz Juda Didymos). O ile podstawowe źródła pisane (relacje ewangeliczne z życia Jezusa, listy św. Piotra itp.) przypisują Jezusowi zdecydowane
uznawanie nieba za siedlisko Boga, aniołów, świętych (i "mocy", Ducha Świętego), a także kojarzenie go w jakiś sposób z obłokami i ptakami oraz gwiazdami, choć nie jest to do końca dopowiedziane,
oraz przypisują mu oraz same reprezentują wiarę w błędną koncepcję kosmologiczną, o tyle "skandaliczne" z dzisiejszego punktu widzenia słowa uczniów (np. Pawła w wyżej zacytowanym liście do
Tesaloniczan) wyraźnie pokazują, że całe to środowisko skupione wokół Jezusa za naturalne uważało to, że Bóg jest przy obłokach. Było dogłębnie przesiąknięte tą koncepcją kosmologiczną, w myśl której
Królestwo Boże ponad nami było w zasięgu wzroku względem chmur (tak, iż można by je zawrzeć na jednej fotografii, jak byśmy to dziś rzekli, czy np. malowidle
realistycznym). Reprezentowali oni więc w zasadzie ten sam nurt (choć pewnie w różnych wariantach), co owa wyżej wspomniana żydowska literatura mistyczna, która
występowała już w I w. n. e. i kwitła nawet jeszcze w czasie europejskiego średniowiecza. Pozwala to aż wyciągać wnioski na temat samej osoby mistrza, skoro taki
krąg uczniów wokół siebie stworzył; skoro to takie rozumienie Boga i Królestwa Niebieskiego (nawet Ewangelia Tomasza je wspomina parę razy) przetrwało i pozostało po
Jezusie. Można by taką postawę, jaką w myśl tej wersji [bardzo wspartej źródłami; trudno znaleźć kogoś, kto ze źródeł pisanych wywodzi wniosek przeciwny]
reprezentował sam Jezus, nazywać "rojeniem sobie" Boga w określonej lokalizacji (zmyślaniem go). W każdym razie poglądy tego typu ciągnęły się później co najmniej przez
ponad półtora tysiąclecia, a właściwie nawet prawie dwa tysiąclecia, w Kościele Katolickim i krajach objętych jego nauczaniem (np. rysunkach kosmologicznych, w książkach,
zresztą trzeba by poprosić ekspertów religioznawstwa i historii Kościoła o większą liczbę przykładów, natomiast widzimy gołym okiem, że pojmowanie takie wynikało z samej Biblii
i że to raczej wrogów takiego jej dosłownego rozumienia – a nie ludzi wierzących w niebo zlokalizowane w przestrzeni – uznawano za wyrzutków: np. mniej lub bardziej
prześladowano tych uczonych, którzy przeczyli, że Ziemia jest w centrum wszechświata i że Słońce dookoła niej krąży).
Ang. heaven = polskie "niebiosa", także fizyczne! (Już mniejsza z tym, czy jest różnica,
autorzy słownika nie muszą się znać na filologii żydowskiej czy nawet na Biblii.) Kościół
przez 1900 lat trzymał się dosłownie wersji stworzenia świata z Księgi Rodzaju, oto przykład odpowiedniej kosmografii ptolemejskiej z XVI
w. (od zewnątrz: Królestwo Niebieskie, mieszkanie Boga i wszystkich wybranych;
niebo pierwszej przyczyny; niebo krystaliczne, z wodą, z której jest deszcz,
tam były te "oceany u góry", z których jest deszcz, słynne z Księgi Rodzaju i
całej Biblii; niebo twardego firmamentu, również słynnego właśnie z Księgi
Rodzaju; Saturn; Jowisz; Mars; Słońce; Wenus; Merkury; Księżyc; ogień-otchłań;
Ziemia). Ptolemejski system geocentryczny to wielki postęp w astronomii, owoc
II tysiąclecia n.e. (po 1300?), bo dosyć długo utrzymywała się zamiast tego
prosta koncepcja tzw. siedmiu niebios zaczynających się bezpośrednio nad
chmurami lub w ogóle tej sprawy nie rozważano.
Jeszcze słowo o koncepcji nieba poza przestrzenią, czysto
zjawiskowego i włączającego się tylko czasami w naszą przestrzeń. Jest to
koncepcja zupełnie zmyślona przez człowieka współczesnego, rodzi się osobno w
poszczególnych głowach z zupełnie jasnych powodów. Przede wszystkim chodzi w
tym o to, że akceptuje się zarówno prawdy nauki, jak i prawdy wiary, a zatem
nie mogą jedne drugim wchodzić w drogę – przez większość czasu niczego
takiego, jak Królestwo Boże, ma nie być w atmosferze ani w Kosmosie. Ono i
jest, i go nie ma nad nami, przy czym w takim razie musi to zależeć od czasu,
od konkretnej chwili, by uniknąć konfliktu z codziennie potwierdzanymi faktami
nauki. Po drugie, dostrzegam tu: 1) inspirację z Pisma Św. oraz obrazów, ponieważ
Biblia mówi o otwieraniu się i zamykaniu się nieba, także w kontekście różnych objawień
boskich, bo już z Księgi Rodzaju wiadomo, że niebo jest twardym sklepieniem
oddzielającym ziemię od wód deszczowych, które może być otwierane np. przez
anioły, 2) już może mniej, ale także, inspirację z ogólnej teorii względności i
powiązanych z nią obliczeń, jako jakieś "tunele czasoprzestrzenne". Takie
pojmowanie nieba jako czegoś obcego względem naszej przestrzeni jest zupełnym
anachronizmem i nie ma nic wspólnego z Biblią, z poglądami ludzi z I w., w tym
także uczniów Jezusa i najwyraźniej jego samego również. Skoro oni byli w
błędzie, a my wymyślamy-zmyślamy, rozumujemy na zasadzie pewnego programu
rozumowania, dającego się pokazać, na zasadzie pewnych przyczyn (racji) i skutków (myśli,
do których dochodzimy), czyli wytwarzamy taki pogląd przyczynowo, choć nie w
oparciu o żadne empiryczne obserwacje, to już zupełnie nie ma to nic wspólnego z
rzetelnym poszukiwaniem prawdy i ma zastosowanie argument ewolucjonistyczno-historiozoficzny
o niemożliwości stworzenia świata pod konkretny wynik, choć wyniki te zależą
przecież od tego, jak świat jest stworzony, jakimi prawami się rządzi, a nie od
drobiazgów.
"Była taka koncepcja, sprawdzono – i nie ma sprawy". Tekst spikerów o religii.
Jeśli chodzi o historię tego "spostrzeżenia" — że astronomia zaczyna być w konflikcie z chrześcijaństwem, a ściślej: z Biblią — to oczywiście obawiano się tego bądź brano to pod uwagę od zawsze, stąd być może np. sprawa mędrców-astronomów ze Wschodu w Biblii (I w.) lub np. pewna niechęć Koranu (VII w.) do wyznawania, że Bóg jest w niebie (zajmują się tam niebem głównie jako źródłem deszczu, rezerwując wprawdzie wiarę, że ktoś tam jest), choć oczywiście koniec końców też tak się tam twierdzi — np. w surze Królestwo Bóg jest w niebie, jest zresztą takich fragmentów więcej. W Europie do prawie XVI w. druk nie był rozpowszechniony, a nawet, gdy zaczął być powszechny, działała cenzura uniwersytecka i Inkwizycja. W Kosmos hierarchiczny, tzn. skonstruowany tak, że coraz ważniejsze i świętsze jego obszary są coraz wyżej, nie wierzył już (I) Giordano Bruno i (II) Kartezjusz, nie mówiąc już o żydowskim filozofie-panteiście Spinozie (same początki Oświecenia). W latach 1500-18xx (a nawet -1900, choć w XX w. niewiara zaczynała się już wśród papieży chyba szerzyć) Kościół wciąż oficjalnie nie zgadzał się z heliocentryzmem lub nie wypowiadał się w temacie, trzymając się autorytetu Biblii. Tymczasem w XVII w. (lata 16xx) naukowcy dokonywali zadziwiająco udanych oszacowań odległości Ziemi od Słońca wg modelu kopernikańskiego, mianowicie np. Christiaan Huygens (stąd pewnie Christopher Hitchens wśród nowych ateistów...) oszacował tę odległość na podstawie PARALAKSY (metoda znana od czasów Arystarcha) na 24000 średnic Ziemi (znanych już wtedy), czyli ok. 153.081.840 kilometrów(!) — jest to zreszta wartość o wielkości "poprawnego rzędu" (obecnie przyjmuje się 149,6 mln. km). Pod koniec XVII w. istniał już konsensus naukowców co do podobnie gigantycznego rozmiaru Układu Słonecznego, a w 1715 William Whiston podał odległości do poszczególnych znanych wtedy głównych ciał niebieskich wyliczone na podstawie paralaksy. Wiemy, do jakich ekscesów ateistycznych dochodziło w czasach Oświecenia i zwłaszcza Wielkiej Rewolucji Francuskiej; że w XVIII w. ateizm pozyskał sobie popularność wśród wykształconych. Słynny Immanuel Kant, będąc bądź co bądź profesorem (państwowego) uniwersytetu, oficjalnie niby zdawał się filozofować w stronę przychylną chrześcijaństwu, a jeszcze bardziej jego jakimś wtórnym odłamom dobrym dla naukowców (np. odłamom obejmującym samą moralność, najogólniejsze rzeczy, przy przytaknięciu, że religia może nie jest tak słuszna), a przecież sam napisał książkę, w której proponował, że wszechświat jest tak gigantyczny, jak sobie tego dotąd nie wyobrażano, i złożony z bardzo licznych galaktyk (Allgemeine Naturgeschichte und Theorie des Himmels). W rzeczywistości Bóg i królestwo Boże, które w swoich pracach Kant popierał, to jakaś immanencja i coś w rodzaju "Boga filozofów", np. Spinozy, nawet filozofów-deistów, oderwany od tradycji sukcesji apostolskiej i tradycji hermeneutyki Biblii (czyli po prostu: katolickiego rozumienia — żył on zresztą w kręgu protestantyzmu: Prusy, Królewiec, a protestantyzm pozwala każdemu po swojemu interpretować Biblię). Myśl Kanta, o której w szkołach uczy się jako o zbawieniu dla religii, pozbawiona jest przy tym refleksji historycznej, argumentu ewolucjonistyczno-historiozoficznego przytoczonego przeze mnie tutaj — czytelnikowi pozwala się błądzić wśród wytworów swej wyobraźni i marzeń, w razie potrzeby chowając się za sceptycyzm. Na przełomie XVIII i XIX w. wielu pierwszych prezydentów USA było (właśnie też m. in. z tego powodu) deistami i pogląd ten był wtedy popularny w tym kraju wśród warstw wykształconych — wielu pewnie słyszało o pomiarach odległości od planet na podstawie paralaksy i, w związku z tym, o braku szans na bliskość nieba, a chyba nawet na hierarchiczny Kosmos, jakiego pełno w Biblii. W szczególności, Amerykanin Thomas Paine w książce "The Age of Reason" (1794) pisał, że Biblia jest "historią prymitywnych występków i zbiorem bardzo lichych, zasługujących na pogardę wymysłów" oraz, w szczególności, że odkrycia astronomii pokazały, iż "System wierzeń chrześcijańskich jest niepoważny i śmieszny, i rozsypuje się w umyśle niczym pióra w powietrzu... Gdy kontemplujemy ogrom tego Bytu, który kieruje i rządzi nieogarnioną całością, której najdalej nawet sięgający wzrok ludzki może dostrzec tylko część, powinniśmy wstydzić się nazywać Słowem Bożym takie marne opowieści" (źródło). W Polsce u progu romantyzmu np. Adam Mickiewicz zdawał się dostrzegać temat, o czym świadczy jego wiersz "Romantyczność" — będący może polemiką z podejściem Goethego, który nie był człowiekiem religijnym — czy jeden z bodajże sonetów, mówiący o "patrzeniu w górę" i stwierdzający, że "nie znajdzie Boga, kto szuka go tylko w niebie" (początki XIX w., chyba lata dziesiąte czy dwudzieste). Przy okazji zaświadcza nam tym samym, w co wtedy wierzył lud, bo widocznie takich sporo było(!). Cały XIX i XX w. trwał dalej ukryty konflikt nauki z religią, o którym pewnie nawet wielu uczonych nie słyszało, a część go lekceważyła np. ze strachu lub braku obeznania filologicznego (trzeba się było dość dobrze znać na filologii żydowskiej i biblijnej, w czasach, gdy nie było Internetu i łatwego wyszukiwania, by zyskać pewność, co postuluje Biblia). Bynajmniej konflikt ten nie wygasł np. z powodu Kanta — już raczej z powodu kiepskiej komunikacji między uczonymi i braku woli walki, gdyż uniwersytety oczywiście bywały czujnie kontrolowane przez państwo i donosy na propagandę ateistyczną mogły się źle skończyć dla lansującego takie tezy. (W XIX w. dołączył do tego jeszcze ewolucjonizm, niekiedy bardziej znany jako argument przeciw religii niż sprawa nieba...) Powtórzę, oprócz wiary w heliocentryzm i znajomości wyników pomiarów teleskopem, potrzebna przecież była znajomość filologii żydowskiej (była cała literatura tego typu, o ludziach, którzy wstąpili na niebiosa i zwiedzali je, a potem wrócili — aż jeszcze w średniowieczu) i dobra znajomość Biblii; również czas i wola walki, na co właśnie w normalnych rodzinach z ludu wziętych mogło nie być warunków; a także, co niebagatelne, odwaga (zresztą u protestantów wiara nie narzucała zbyt ciężkiego jarzma, nie narzucała rytmu pokuty i nawrócenia typowego w katolicyzmie, zaś w katolickiej części Europy wszystko było opanowane przez cenzurę lub starania narodowowyzwoleńcze lub jedno i drugie; aczkolwiek np. w Niemczech i w Anglii, a jeszcze bardziej we Francji, wielu właśnie wtedy, tj. w XIX i w I poł. XX w., straciło wiarę, zaś II poł. XX w. to już przecież zupełny upadek i poza Polską i Włochami nie ma chyba takiego kraju Europy, w którym obecnie do kościoła chodziłoby regularnie co niedzielę istotnie więcej niż 10% ludzi). W XX w. chyba nawet papieże mogli dołączyć do ruchu ateistycznego: podejrzewałbym o to co najmniej Piusa XII (czasy II wojny światowej — papież, za którego o. Pio wytypował Wojtyłę na papieża, chyba wskutek specjalnych poszukiwań ateisty, i zarazem za którego pontyfikatu Karol Wojtyła został dostrzeżony przez Watykan i po raz pierwszy awansowany, mianowicie na biskupa pomocniczego), następnie Pawła VI (śmierć Gagarina, śmierć następcy: Jana Pawła I) oraz Jana Pawła II, aczkolwiek podobnie sytuacja mogła wyglądać z Piusem X (lata 190x-191x: początki stygmatów o. Pio, rzekomo nadprzyrodzonych, jak się nagłaśnia), Piusem XI (prowadzenie Dzienniczka przez siostrę Kowalską, w którym znalazło się, że Polsce przypadnie szczególna misja) i Janem XXIII (słowa Gagarina w Kosmosie, powtarzane potem jeszcze w liście: "Boga niet (no ocień priekrasno)"). Temat tego konfliktu religii z nauką sugerował również wyraźnie Nietzsche np. na początku Antychrysta (pod koniec XIX w., lata osiemdziesiąte) i mniej wyraźnie w innych książkach — np. w Z genealogii moralności, tom I czy we wstępie Tako rzecze Zaratustra, w ramach rozmowy z upadłym linoskoczkiem — a także zapewne znali go dobrze także i niektórzy inni niewierzący myśliciele i zwłaszcza naukowcy.