[Zapisz stronę!] | ZAPRASZAM DO ROZMÓW NA FORUM DYSKUSYJNYM! FORUM.BANDYCITUSKA.COM | Polecam portal www.xp.pl | tu możesz wspomóc | Internet anonimowo | Follow |
[teza TVP (?); wg mnie poniekąd bardzo prawdopodobne]. — TEN PODSŁUCH ITD. ZAŁATWIŁ CHYBA JAN PAWEŁ II (skandal). — Nagonka; sadyzm kwitnie, zwłaszcza na Wiejskiej (jest przestępcze śledzenie). Bardzo ważna WWW! Od ponad 30 lat każdy dom jest dla władz przezroczysty i słyszalny, zobacz, jak! TA STRONA NADAJE SIĘ DO TEGO, BY JĄ WERTOWAĆ ZAMIAST OGLĄDANIA WIADOMOŚCI. BARDZO WAŻNE TEMATY, O KTÓRYCH NIE MOŻNA POCZYTAĆ NIGDZIE INDZIEJ. I nie jestem gołosłowny. Wszystko jest tu dalej udowodnione.
To jest człowiek, który wycierpiał najwięcej w ostatnim 1000-leciu. Świadków były tłumy. Polska zamieniona w piekło podsłuchowe; rzesze chciwych ludzi z bloków, przedsiębiorców, recepcjonistek, kelnerek, bankierów, agentów nieruchomości, dziennikarzy, pracowników marketów i stacji benzynowych za pieniądze zawodowo ćwiczących zobojętnienie na zło w Polsce i krzywdę drugiego: szpiegujących w gangu, a nawet samemu organizujących dlań sadyzm... On ledwo żyje, strasznie zmęczony bezsennością i wrzaskliwą torturą.
(To jest ten niepracujący samotny człowiek, którego TVP(?) przy wsparciu POLICJI już od 1992 r. — gdziekolwiek jest i "24/7" — nielegalnie śledzi i podsłuchuje, w Polsce i za granicą, bardzo wysoko poumieszczanymi radarami szumowymi zdolnymi do obliczania dźwięku "udzielającego się" obiektom (obserwowanym jak w filmie Matrix albo filmach pokazujących np. monitorowanie przestrzeni lotniczej). Zdalny podsłuch "ciała" na żywo, podążający półautomatycznie za osobą, jest przy tym odbierany specjalnym smartfonem (transmisja pochodzi z satelity) – tak, że słuchają życia Piotra zwłaszcza (czy w każdym razie chyba mają słuchać) szpiedzy pracujący akurat przy monitoringu lub podglądzie ekranu w mieszkaniu obok (np. zwykły chętny na to personel od obsługi klienta); zorganizowano też Piotrowi podgląd ekranu na podstawie jego naturalnego promieniowania, od 2004 r. stale robiony przez Internet. (Ponadto TVP ma też dostęp do podsłuchów na łącza telekomunikacyjne domowe i serwerowe za pomocą swych podstawianych u operatorów Internetu serwerów, a także ma chody w różnych firmach, co dodatkowo ułatwia śledzenie, oraz może włamywać się do elektroniki, m. in. do procesorów. Prawdziwa tragedia humanitarna i totalne poniżanie, do czego dochodzi jeszcze omówiony tu dalej wpływ na myślenie i tortura, i kontakt dźwiękowy non stop, o czym za chwilę.) W "centrum", a poniekąd także wśród przestępców stowarzyszonych, jest zatem dostęp na żywo do podglądu ekranu za pomocą odbiornika fal obsługiwanego, w tym z transmisją obrazu do telewizji, nieoficjalnym wykradającym ekrany i udostępniającym dźwięk podsłuchu programem Microsoft dystrybuowanym w Polsce przez Sygnity (szeregowi agenci tego typowo raczej nie widzą), a rozkradanie ma charakter totalny i dotyczy nawet ekranów telefonów komórkowych. To szpiegowanie Piotra oraz pomaganie telewizji w namierzaniu go — poprzez ustalone zasady porozumiewania się (sygnalizować wchodzenie do budynku i opuszczanie go) — szefowie wszystkich szefów wprowadzili też (podobno z poparciem papieży), za PiS i PO, m.in. do mediów oraz ogólnie instytucji państwowych i mas przedsiębiorców (współudział w zamian za nieegzekwowanie podatku i korzyści; za Tuska taki postęp, że aż podnieśli VAT(!!!)). Od X/2010 Piotr jest przy tym dodatkowo stopniowo coraz gorzej nękany — na zasadzie masowego niepokojenia, specjalnego traktowania i rzucanych odzywek (początkowo pod pozorem jakiejś studenckiej draki), tak, by dokuczała mu obecność plotkarzy-obmawiaczy czy szpiegów — przez przedsiębiorców i właścicieli nieruchomości, ich szpiegowskie rodziny, wciągnięty za pieniądze personel (bandycka praca zmianowa przy MONITORINGU raz na jakiś czas, oprócz innych zajęć takich pracowników, czyli typowo np. obsługi klienta, występuje dziś wszędzie tam, gdzie są kamery — zwykle w ofertach pracy to jest opcja, ale nie zawsze, bo niekiedy szukają ściśle także i do tego), a także przez państwo i media (TVP nasyła szpiegów, organizuje występki/zbrodnie oraz podpowiada swym kontaktom sposoby masowego prześladowania za pomocą komunikatorów itp. [kontakty polityczne, zwłaszcza u kierownika], postów na Facebooku [obserwują to m. in. przedstawiciele mediów i zaangażowani podsłuchowo ludzie z firm i instytucji, agenci nieruchomości i ich klienci-właściciele – operatorzy podsłuchowi z TV publikują tam m. in. informacje o ubiorze, miejscu pobytu ofiary, a także o tamtejszej komórce podsłuchowej w sąsiedztwie, z komputerem i odbiornikiem fal, oraz nakłaniają do stalkingu], jak również robi to często przez konkretne układy rząd-urzędy skarbowe-pracodawcy [np. co do "najeżdżania" pojazdami firmowymi na ulicach]; Piotrowi mafia się prezentuje na każdym kroku, od lat, jak gdyby plotkował o nim cały naród). Wciągano też rodzinę i studentów z uczelni, więc ci przychylni też nie byli (ponadto operatorzy podsłuchu w TV mogą chyba włączać selektywne czy przejściowe blokady komunikacji tekstowej np. stron ogłoszeniowych czy randkowych — tym trudniej o pomoc, bo np. na 100 osób nikt nie odpisuje; poza tym tak czy inaczej przytłaczająca większość ludzi nie chce pomagać). Masy szpiegów-przestępców — a także władze i obsługa firm (w tym dużych państwowych) w Polsce i za granicą — zachowują się przy tym wobec niego "jak jeden mąż", skoordynowani jak armia (zaczęło się od masowego nachodzenia i prywatnych aluzji na każdym kroku, codziennie, niby to o czym innym lub do kolegi — zawsze kto inny i w najróżniejszych miejscach); ostentacyjni, stosujący teatralne gesty szpiedzy wysypują się na ulice dziesiątkami i zapychają autobusy, rozkręcające się od końca 2010 coraz gorsze rodzaje masowych prześladowań są skoordynowane w skali światowej (sic!), a pojedyncze sytuacje powiązane wzajemnie i z życiem Piotra, jakby czuwało jedno centrum. Informatycy, liczni dziennikarze (i innego zawodu operatorzy podsłuchu) z warszawskiej komórki kryminalnej TVP (studio D na pl. Powstańców Warszawy?), POLICJA oraz szerzące korupcję skarbówki, odpowiedzialni (jak podpowiadano) w całej Polsce za ten podsłuch, zapewniali różnorodne dręczenie w kolejnych mieszkaniach, hotelach i na mieście, z pomocą personelu, spółdzielni mieszkaniowych, pośredników, właścicieli i sąsiadów, od czego uciec się nie dało; uprzednio jeszcze też zorganizowano cyfrowe RADIO o zasięgu ogólnopolskim (potem międzynarodowym a nawet międzykontynentalnym), gdzie męczy się jego mózg 24/7 skrajnie cichymi szeptami (przekaz podprogowy(!!!): manipuluje myślami, a także nie daje szans, by myśleć samemu). (Radio to — nadawane przez operatorów radaru, czyli premierowskich bandytów podsłuchowych podlegających bodajże pod dyrektora TVP Warszawa — obecnie zawsze włącza się tam, gdzie wg radarów znajduje się Piotr Niżyński. Jakim cudem się włącza? Otóż po 1997 r. robiono w tym celu masowe REMONTY bloków, wszelkich urzędów, sklepów czy szkół, żeby poukrywać zachipowane (zdecydowanie zbędne) drągi żelbetowe w budynkach (zob. napięcie, zamknięty obwód, oploty antenowe: jeden+z drągiem, inny); zrobił to prawie KAŻDY szef firmy (lub miał odgórnie). "Całej" Polsce można centralnie sterować umysłami, choćby delikatnie.) Stało się to OD POCZĄTKU 2013 R. straszliwą TORTURĄ i jawną próbą doprowadzenia Niżyńskiego do szaleństwa, bo tym tajnym radiem mafii nieruchomości lub pojazdy atakują go wszędzie, słyszalne odtąd jako bodźce, wielogłosowe, natarczywie szeptane i wrzaskliwe ścieżki dźwięku 24/7 obezwładniają umysł i uniemożliwiają myślenie, a miasta i bloki są gęsto usiane szpiegami (Centrum może zawsze "aktywować" poszczególne głośniczki, przywalić w sklepy, blok i ulicę). To jest jak piekło, nie ma ucieczki, zasilane od latarni wszędobylskie drągi żelbetowe z odcinkami chipowymi katują całe osiedla (zwł. w Warszawie). Szpiedzy znęcają się nad nim różnie co dzień i kradną już od poł. 2011 (życie odtąd stało się uciekaniem); całe lata 2013-2023 (zwłaszcza przed 2015) występuje dźwiękowa tortura, wielogłosowy szept non stop i przy progu słyszalności, po części słyszalny (bez choćby 10s przerwy — nie udało się uciec); TV i lud dręczą go w pełni świadomie, rodzina dawno z TV, każdy warszawski lokal pomaga (w tym państwowe), a słowo "tortura" nie jest na wyrost, bo ciężko wytrzymać każdą minutę (choć jest już lepiej niż w 2013)... Tutaj Piotr opisuje korupcję i dotykające go prześladowania polityczne: setki tysięcy euro strat, nękanie i dręczenie, uwięzienia, szykany. To ma ścisły związek z rządem: nie tylko Tuska, ale nawet PiS-owskimi, zresztą ich ministrowie bywali w przestępczych mediach, nieszczególnie się z tym kryjących — boją się tylko głośno mówić — a politycy wespół z nimi regularnie okazują aluzjami znajomość tematu(!!!). TORTURY TRWAJĄ, pomoc w torturowaniu i śledzeniu to powszechne zadanie dla właścicieli nieruchomości i chyba też pracowników, także na Wiejskiej; państwo i MAFIA śledząco-niszcząca stały się jednym. Nie tylko w Polsce.) — [Szersze wyjaśnienie] [Trwanie tej afery od XIX w.] [Potem też wszyscy ważni wiedzieli...] [Rodzina zabita przez szpitale] [Kogo i co zakulisowo spiskiem wykreowała grupa 'watykańska'] [Kontakt do Piotra Niżyńskiego] [Lista ofiar grupy] – w sprawie błędnych i najpewniej kupionych koncepcji co do prawa łaski patrz na liście ofiar pkt o Kotarbińskim pod nagłówkiem JP2 (w tym temacie p. też tutaj)
Wizyt dziś (nowych): 4, od początku 2015: 97460 (różnych). Powtórne odwiedziny tych samych osób nie są liczone. [FORUM DYSKUSJI] | W 2014 r. telewizji ufało: 56% Polaków (Eurobarometr), prokuraturze itp.: 28% (CBOS) Pomoc mieszkaniową zaproponowało od 2013: 0 (nawet w innej sprawie nie piszą) Strona przestała się otwierać? Blokują ją? POZNAJ JEJ FACEBOOK |
Kontynuując tu temat nielegalnych forów w wymiarze sprawiedliwości niech tu będzie wyeksponowane jeszcze to, co widniało tu od kwietnia 2018 r. Człowiek w przestrzeni publicznej nie ma już w ogóle żadnej prywatności? A przecież ma np. swoje myśli, swoją anonimowość i własne sprawy, których normalnie nikt mu nie nagłaśnia i nie obserwuje permanentnie... Z góry od 2018 r. ostrzegam tu przed tym, co może niesensownie napisać SN odnośnie kasacji w specjalnie po to rozkręcanej "sprawie podsłuchowej", gdyż był taki cykl Warszawskiego Ośrodka Telewizyjnego "Detektyw warszawski" podprogowo sugerujący swym tytułem "legalność" szpiegowania będącego intruzją w czyjąś prywatność. Oni tam już może z góry wiedzą, bo wszyscy ustawieni. Co to, czyżby "wolno podrzucać podsłuch do torebki i słuchać"? [pokaż temat] Uwagi odnośnie rzekomej "legalności", powoływania się na rzekome "zapewne istnienie jakiejś kontroli operacyjnej" jako tego, co miałoby niby wybawiać od winy: [rozwiń...]wbrew potencjalnym (kłamliwym zresztą, ale czasem może to być tylko kłamstewko) próbom obrony NIE JEST WYMAGANE, by sprawca ww. przestępstwa wyobrażał sobie jakiś fakt, że potrzebne są określone uprawnienia, ale on ich nie ma (czy: "być może nie ma"). To nie jest konieczne (podobnie jak nie ma znaczenia subiektywne przekonanie o istnieniu czegoś, co do czego sprawca bezzasadnie stosuje pojęcie "uprawnienie" czy "prawo", jeśli przekonanie to jest jedynie mglistym urojeniem i dowodzi jedynie mylnego podejścia). Wynika to stąd, że zgodnie z długą i stałą linią orzecznictwa SN przestępca w ogóle nawet nie musi myśleć słowami ustawy. W związku z tym trudno wymagać, by, w szczególności, myślał o uprawnieniach (czy: by je rozumiał należycie; bo można też posługiwać się pojęciem "prawo" jak pustym słowem, za którym nic konkretnego nie stoi albo które – inny przypadek – nie ma żadnego praktycznego znaczenia, bo podnosi się kwestię rzekomego uprawnienia jedynie jako wymówkę, podczas gdy uznaje się to za bez znaczenia dla własnego dalszego postępowania). Występujące dalej w tym orzecznictwie zastrzeżenie ("wystarczy, by wiedział, że robi coś złego") na gruncie sprawiedliwości można odnieść do procederu permanentnego naruszania czyjegoś prawa do prywatności, jeśli w ogóle w czyjejś świadomości nie zaistnieje żadna konkretna podstawa ustawowa śledzenia. To oczywiście nie jest nic dobrego, zwłaszcza, gdy idzie o jakieś potrzeby telewizji. Nie musi więc być udowodnione (czy uprawdopodobnione), że uprawnienia nie ma – pod względem zamiaru wystarcza, by w świadomości coś takiego, jak zgoda osoby śledzonej albo jakaś konkretna podstawa prawna (czyli u nas: w postaci ustawy), nie zaistniało; zamiar, czyli stan świadomości, jest tutaj określony brakiem tej rzeczy (jak w przypadku różnych huliganów podsłuchowych czy hakerskich, nie myślących w ogóle o prawie). Jeśli do tego dojdzie faktyczna bezprawność pozyskiwania informacji (tutaj temat jest o informacjach o osobie), to dojdzie do przestępstwa. Nie trzeba wymagać, by ktoś sobie nawet konkretnie myślał "ja to tutaj uprawnienia nie mam". Przypadki tego typu, że np. w radiu internetowym wyświetli się napis "Kontrola operacyjna" i z tego już wywodzi się, że istnieje jakieś prawo, należy raczej zaliczyć do braku właściwego zrozumienia przepisu, pod który się podpada (i przepisów o zamiarze, w tym przypadku co do znamienia czynu: "jest się uprawnionym" – i, analogicznie, przeciwnego do niego znamienia "brak sytuacji, że jest się uprawnionym"; należyte rozumienie, w demokratycznym państwie prawnym, takiego zamiaru jest takie, że zamiar, iż jest się uprawnionym, to sytuacja najzupełniej jasna, gdyż jest jasność co do wyraźnego przepisu konkretnej ustawy, który dozwala na śledzenie (prawo jest przecież zupełnie jawne), i co do konkretnych wyraźnych dokumentów będących urzeczywistnieniem sytuacji opisywanej przez ustawę, tj. np. kontroli operacyjnej). Wymóg istnienia uprawnienia – należycie pojęty – nie jest więc o tym, że w programie komputerowym niech się wyświetli napis "kontrola operacyjna" i to już wystarcza. Błąd co do prawa generalnie nie wybawia od odpowiedzialności (art. 29 Kodeksu karnego a contrario). W tej dziedzinie, dla uniknięcia wątpliwości, polecam też znaną ze studiów prawniczych "funkcjonalną" (czy "celowościową") wykładnię prawa, w tym przypadku przepisu art. 267 § 3 k.k. o nielegalnym śledzeniu. – [ukryj komentarz] |
Pliki głównie z marca 2012 (w tym opis międzynarodowej serii złodziejstw+pogróżek, jest m.in. nasz bank oraz zagraniczny patrol policji: rozbój) | nagrania audio | tony foto/wideo, tzw. DOWODY | Tak wykorzeniono dobro w prokuraturach i sądach (nawet w Trybunale w Strasburgu?) | WŁĄCZ dźwięk tortury ("tak, tutaj będzie sprawa" itp.: w kabinie dźwiękoszczelnej 40 dB, 2014-11-17) | WYŁĄCZ dźwięk | (Nie odczujesz w pełni bólu, bo u PN to idzie ze wszystkich ścian, poza tym nagrało się niezbyt wielogłosowo: potrafią się bardziej wyżywać, że aż skręca) | Drobne ZAPISKI życiowe — zobacz, co się działo! Często ważne | Nie zgadzam się na śledzenie mnie czy prześladowanie. Wniosek o ściganie
Akta nielegalnego wypędzania na bruk przez Policję (zob. wideo) | NOWA PARTIA!!! | *HOT* Sprawdzam budynki związane z premierem i PO. Nowe wideo Piotra >> | Fala abdykacji na tronach europejskich, chyba z tym powiązana. Papież i inni | Stenogram nagrania TU-154 (źródło: rządowa strona www) | Konstytucja (to m. in. dlatego nie można szkodzić świadkom: art. 2 in fine, preambuła+5+30, 13(!) [zakaz utajniania struktur (w tym także po prostu istnienia) lub członkostwa jakiejkolwiek grupy, organizacji (nie tylko przestępczej)], »31 ust. 3«, 32 ust. 2, 14 [to jest zasada ustrojowa, bo z rozdz. 1, a nie tylko prawo ludności], 54 ust. 1, radary: 73+demokratyzm — pogrubiony druk dotyczy zasad ustrojowych, obowiązujących bezwarunkowo) | UWAGI O AFERZE Z "TAJNYM" | Masowe najścia na mieście. Przemarsze szpiegów na WIDEO (dowód, więcej tu)
Papież inicjatorem remontu świata pod przekaz podprogowy? | Prokuratura sama przyznaje przez kilkanaście minut, że też jest zamieszana w przestępstwa podsłuchowe przeciwko Niżyńskiemu. "Można zrobić ci dobrze" (cóż za język), "Możesz sobie artykuł z tego napisać". Prawda o "tajemnicach"... | Walczmy z pomocnictwem! Dobry obywatel nawet nie wierzy w taką "tajność" (art. 82 Konstytucji). | Jan Paweł II: tajemnica w sprawie telewizji powinna być i jest obecnie sprzeczna z konstytucją polską. Jak myślicie, słuchają go w tym?... | TELEWIZJA TO ORGANIZATORZY TORTURY, A NIE RZETELNI INFORMATORZY. ZAPAMIĘTAJMY: DOTYCZY LICZNYCH DZIENNIKARZY. Czas na akcję "wytłumacz babci, dlaczego nie głosować na PiS". | Siatka związana z TVP: pokoje dla agenta (od "monitoringu"), instalacje dźwiękowe-podprogowe. | Jak najprościej potwierdzić istnienie procederu? Spróbować zamieścić bezpośrednią ofertę mieszkania do wynajęcia, np. w Internecie (Gumtree.pl, OtoDom.pl = Allegro.pl, Domiporta.pl = GazetaDom.pl, Dom.Gratka.pl = Polskapresse itd.) czy w jakiejkolwiek gazecie ("Oferta"?). Owe media ogłoszeniowe, zależnie od sytuacji (np. nr telefonu, chwilowe ustawienia u ich administratorów, miejscowość), mogą działać w trybie cenzurowanym lub wolnym. Jak dotąd (czy: przez lata) przez 99% czasu działały w trybie cenzury, jednakże w razie natknięcia się na swobodę publikacji najłatwiej na cenzurę trafić w Warszawie, a zwłaszcza w jej centrum. Wpisanie oferty bezpośredniej do systemu okazuje się niemożliwe, zamiast tego serwis może doradzać kontakt z pośrednikiem mieszkaniowym (koniec końców okazuje się, że to przez pośrednictwo spółdzielni załatwia się możliwość zamieszczenia ogłoszenia bezpośredniego – informują o tym np. pośrednicy), jeśli w wyniku tego dojdzie do kontaktu ze spółdzielnią, prowadzi to w prostej drodze do wejścia w kryminalizację remontowo-podsłuchową (o zamieszanej spółdzielni można też usłyszeć od znajomych, zwłaszcza przedsiębiorców z siedzibą w bloku, to dobra wymówka w tych dzisiejszych bardzo zmiennych realiach gospodarczych; sąsiadom, którzy zgodzili się pomagać w przestępczym procederze inwigilowania komputera użyczając mieszkania, oferowano bodajże jakieś darmowe mieszkania zastępcze, czyli była możliwość swego rodzaju "wygranej na loterii" dzięki wejściu w konspirację kryminalną), natomiast w przypadku domów kryminalizacja ta następuje chyba zawsze z bardzo istotnym udziałem pośrednika, który ma za sprawą skarbówki kontakt we władzach gminy. W każdym razie dopiero po remoncie i po uzgodnieniach co do Piotra Niżyńskiego tymczasowo odblokowywany jest wynajmującemu dostęp do dodawania ofert na stronie internetowej. A zatem: o sprawie w TVP najłatwiej dowiedzieć się u pośrednika albo nawet od razu w administracji bloku. | TELEWIZJA PRZYZNAJE MI SIĘ DO NOTORYCZNEGO WCHODZENIA W UKŁADY Z SĘDZIAMI/PREZESAMI SĄDÓW (A NAWET OKAZUJE NA TO DOWODY) WE WSZYSTKICH POSZCZEGÓLNYCH SPRAWACH. Padało też nieraz o przyjmowaniu korzyści majątkowych. To wszystko przejaw polityki "pożyteczni bandyci na wszystkich stołkach". Podstawowym źródłem problemu jest bandycki układ, w jaki liczni sędziowie podobno weszli z rządem, aby zagarniać sobie podatek zamiast go płacić. Dla wielu w pracy w mych sprawach nie liczy się nic, tylko kasa (własne 4 litery, jak najbezpieczniejsze i najbogatsze). Poprzez szantaż podatkowy korumpuje się także doraźnie wszelkiego rodzaju przedsiębiorców, w tym prawników: by świadczyli usługi niskiej jakości lub następował zupełny brak kontaktu (choć to może dla nich normalne, gdy widzą personalia Piotr Niżyński) — rzecz powszechna; by źle doradzali, tj. idąc mniej korzystnym lub wręcz nielegalnym tropem, także by zachowywali się w specjalny sposób (niekontaktowość, nieobecność w trakcie trwania umowy lub w ogóle nieprzyjmowanie zlecenia, występują też nienaturalne efekty mafijne w rodzaju specyficznych, wcale nie tak typowych sposobów okazywania, że się śledzi, nawet u prawników zagranicznych), brali w obronę wyraźnie skorumpowany sąd (postrzeganie sprawy jako przegranej lub poważnie zagrożonej z mojej rzekomo winy, bez podstawy prawnej a nawet wbrew prawu) itp. Za granicą np. spotkałem się, oprócz ww. rzeczy, z opóźnianiem złożenia dowodów w sprawie przez 2 miesiące (po części przez zaskoczenie, po części przez wykręty). To chyba z powodu regularnego popełniania przywłaszczenia VAT-u zniżają się do tego wszystkiego. W odróżnieniu od niektórych firemek osób fizycznych (w rodzaju knajp) dowody na te wszystkie kwoty i incydenty są przecież w aktach sądowych.
Bodajże wrzesień. Coraz wyraźniej nadają mi myśli. Teraz w związku z remontowaniem czegoś (chyba przy zawieszaniu namiotu) nasłali mi myśli o prądzie. Zdaje się, że przebąkiwałem coś na głos, bo po cichu ciężko się myśli, było słychać bodajże moje urwane wypowiedzenie "gra" w domu (mieszkam sam oczywiście), a tak w ogóle to się z gradientów wzięło. Efekt? Nagle jakieś zmiany pogody podczas jazdy tramwajem, walący grad, w mediach typu City Info TV (te tramwajowe) o ministrze Gradzie... Później jeszcze wielokrotnie dawali nagłe burze czy wręcz grad... Wcześniej oczywiście całe miesiące nic takiego nie było, po może tygodniu te anomalie minęły. I żeby nie było, że mylę przyczynę ze skutkiem: grad walnął w tramwaj dokładnie (kwestia kilku(nastu) sekund [po tym]), gdy młodzieniaszek siedzący w nim ze mną rzucił coś w rodzaju "fajna dziś pogoda" (może co innego, ale taki dokładny związek). [edit 2014-11-16: później jeszcze chyba powtarzano, w mniej oczywistych, choć wciąż dość jasnych, okolicznościach]
(22:52)
Żeby tak zamknąć ten temat, bo już trochę napisałem o nim tutaj, ponadto wzmiankowałem w ramach pewnej edycji, którą chyba później usunąłem, że jako minister sprawiedliwości w dawnym rozumieniu sprzed 2010 r. (tj. z władzą nad prokuraturą) wytoczyłbym zamykającym moją sprawę prokuratorom proces, a także, że samo to rozdzielenie zrobiło się głośne dziwnym trafem na ustach polityków i w czytanych przeze mnie mediach (Onet itd.) właśnie wtedy, gdy ja namawiałem dziesiątki oszukanych, odwiedzających moją stronę, do e-mailowego szturmowania Ministerstwa Sprawiedliwości, wspomnę tu, że nigdy nie byłem zwolennikiem tego rozwiązania. Wprowadzono je chyba po to, by zwolnić ministra, a w konsekwencji i Donalda Tuska, z odpowiedzialności za krycie rozpętanego pół roku później uporczywego nękania, z którego zrobiono przestępstwo, a także samego śledzenia, bo przecież ono w sposób wyraźny na nie wskazywało. Jeszcze dziś podkreśla się, jak bardzo prokuratura jest niezależna. W ogóle najchętniej widziano by problem tylko na dole, w Policji, ewentualnie w Policji i prokuraturze rejonowej (okręgowa to tam niewiele, Generalna to w ogóle skarg sama nie czyta, zresztą może to nie problem...), w najgorszym razie w Policji, prokuraturze (zepsutej przez podsłuch) i PG, jeśli wyjdzie, że się z nimi skomunikowali. Ale nie u ministra i, przede wszystkim, nie u Donalda Tuska. Możecie mi Państwo nie wierzyć, to jest trochę taka wersja historii pierwszy raz słyszana, na którą niezbyt ma się w ręku dowody, moje media to omówią, jeśli będzie mi dane z nimi wystartować, a naprawdę momentami ledwo jestem przytomny, choć z wariactwem nie ma to nic wspólnego, raczej ze skrajnym wyczerpaniem.
Krytykować samą ideę można na wiele sposobów. Nie chodzi tylko o to, że w Europie wcale tak [samo, jak teraz u nas] nie jest, jak media mylnie sugerowały (a i teraz błędnie wmawiają ludziom, że PG ma związane ręce czy że każda prokurator jest niezależny, co jest zupełną bzdurą, biorąc pod uwagę praktyczną dowolność polityki kadrowej, którą PG właśnie kieruje); w Europie PG to wprawdzie nie minister (czyli polityk), ale podwładny ministra. Gdybym ja był ministrem sprawiedliwości, w większości spraw i tak pewnie tak by było, tj. miałbym od nich specjalistę. System, który był, był dobry, a to z podstawowego i prostego powodu: zależy mi na czynniku społecznym w wymiarze sprawiedliwości. Właśnie pod takimi bodajże hasłami przywrócono jedność ministerstwa i prokuratury po odzyskaniu niepodległości (koniec PRL-u). Zawieszenie nad narodem jakiegoś pseudozakonu prawników, w dodatku postępującego tak, jak w mojej sprawie, tj. "zamknąć, bo za dużo ludzi mu krzywdę robi", uważam za poniżające. Tak jak w sądach czynnik społeczny jest zagwarantowany bodajże i w Konstytucji, i w kodeksie karnym (jego wyrazem jest do dziś funkcjonująca instytucja ławników w najważniejszych sprawach), tak też powinien mieć on swój wyraz w prokuraturze. Przy tym wszyscy rozumiemy, że prokurator generalny to jest polityk, działający w ramach prawa, ale jednak interpretujący i podejmujący decyzje (co najmniej w rodzaju "czy karać surowo, czy łagodnie"); czemuż miałby to być jedynie "autorytet". To poniżające nie tylko dla narodu, ale w ogóle dla prawa karnego; może skutkować w pewnych sytuacjach, jak przy oszustwach mieszkaniowych, wręcz brakiem szacunku do siebie u ludzi i przenoszeniem nawet wyraźnych łajdactw na płaszczyznę prawa cywilnego. Nie oznacza to oczywiście totalnego czy też złego upolitycznienia prokuratury, a jedynie jej uspołecznienie. Wtrącanie się PG w sprawy prokuratury na zasadzie "zamknij to", "zamknij tamto" powinno być dopuszczalne, ale zawsze w granicach możliwych interpretacji prawa, pod kontrolą mediów i innych ośrodków społecznych.
Podnoszono argument o tym, że "ta ustawa ukróci zarzuty o upolitycznieniu prokuratury"(?), tymczasem ja takich zarzutów prawie nie pamiętam. Może w kręgach prawniczych, czyli wąskich, natomiast wśród społeczeństwa problem złej, politycznej prokuratury przed reformą praktycznie nie istniał. Z prostego powodu: prokurator, widzący zamykanie chyba niesłuszne jakiejś niby drobnej (a co dopiero wielkiej i ważnej) sprawy, idące z samej góry, zgłosiłby to do mediów, a jeśli nie on, to policjant. To jest bardzo podejrzane i chyba za często się nie dzieje. W dodatku zawsze można upolitycznić Policję tak jak w moim przypadku (wszyscy tu w Warszawie śledzili, chyba dalej śledzą, tak samo rozpanoszone jest/było nękanie) lub w inne sposoby unikać odpowiedzialności, zacierać dowody w instytucjach w rodzaju ZUS czy urzędy miejskie/skarbowe itp.
I wreszcie: nie wiem, czy w ogóle to, co zrobili jest legalne. Art. 144 Konstytucji RP określa, że przy nawiązywaniu stosunku pracy przez powołanie, jak to ma miejsce także w przypadku PG, wymagana jest kontrasygnata (z paroma wyjątkami). Tymczasem prezydent powołał PG, ustawa nie mówiła nic o kontrasygnacie, nie wiem, kiedy ona w ogóle była, tymczasem pan Seremet już urzędował, rządził całą prokuraturą. Jakim prawem? I jaka, w takim razie, swoboda prezydenta wyboru spośród dwóch kandydatów?
Ciekawe, że nie podnoszono czy prawie nie podnoszono w mediach tego problemu, elementarnego przecież, bo dotyczącego legalności ustawy, robiąc jedynie publicznie z PO "wyprasowane garnitury", "partię najwyższych standardów".
[edit 2013-12-29] Powrót do Gorzowa, o godz. 5 nad ranem z lokalu 8 szło na 100%, głośno szeptem. Oczywiście nie ma co w takich warunkach marzyć o śnie. Agresywnie wykrzykiwane jakieś typowe kretynizmy, takie ni w pięć, ni w dziesięć. Jeszcze taka uwaga co do śledzących mnie sądów: 1) przy prawomocnym zamykaniu bez dochodzenia sprawy o śledzenie (marzec br.) tym ich stałym sposobem przyłączania się par excellence wyszła sędzina na najwyższym piętrze, czy cholera wie kto, i powiedziała mi "niestety", po czym się schowała do gabinetu [dokładnie w tej krótkiej chwili, gdy byłem na pustym korytarzu tego piętra]; 2) dzień wcześniej, wyraźnie odpowiadając na układane mi w myślach całą godzinę przez inżynierów WOT mowy na posiedzeniu – bo to niby ja miałbym coś tam mówić (że same przestępstwa itd.) – sędzina Sądu Okręgowego odparła, że "tak, to są kryminały", po czym "myślę, że nie" (to "myślę, że" stało się dla mnie, u spikerów, synonimem sądzenia); 3) wspominałem o incydencie przy autoryzowaniu zamknięcia mnie w psychiatryku (to z kolei sąd wołomiński, czyli podwarszawski, zob. wpis "Sędzina od szpitala...") [szczególna wiedza, sugerująca śledzenie ekranu, tj. mojego surfowania po Facebooku, wystąpił także kaszel ze strony sędziny]; 4) no i oczywiście reagowanie na mnie pracowników parteru sądu na Czerniakowskiej 100, gdy tylko tam wchodzę, podobnie trochę jak na poczcie (to z kolei przejścia z lipca-listopada). Ponadto scenki w rodzaju podstawianie na korytarzu ludzi jadących z wózkiem czy włączane cholera wie przez kogo, ale chyba i pracowników, radio w komórce (zresztą w całym budynku, korytarzach...), niedwuznaczne teksty od nich jakbym był ich jakimś kolegą w rodzaju "pożałujesz tego" i jeszcze konkretniej o słuchających "córeczkach" (to pewnie dlatego, że właśnie ostatnio dużo mi w myślach gadali o sprawdzaniu loga i danych operatora, tj. namierzeniu łączących się z radiami): to pani z obsługi czytelni. (Nie tylko na Czerniakowskiej 100 tak było, bo i w sądzie na Marszałkowskiej cała obsługa, włącznie z biurem podawczym i czytelnią akt, dogadywała, rzucała aluzyjne półsłówka i sprawiała wrażenie wtajemniczonych. Może nawet zdarzył się "sztuczny kaszel", taki bardzo nieprzyjemny sposób demonstrowania wobec osoby śledzonej i zamęczanej. Tortura grała też w Sądzie Najwyższym – nagrane, ale to się nie nadaje na dowód winy – i w jednym z łódzkich sądów rejonowych, gdzie założyłem sprawę cywilną.) Jest w tym także pewnie zamysł, żeby mnie do siebie zniechęcić. Tortury tu w Gorzowie są oczywiście bardzo dotkliwe, zdarzają się znane trzaski, jakaś idiotka z wózkiem i papierosem (papieros to symbol "niekojarzenia mnie" [może nawet kłamliwego] się zrobił(?) [pierwotnie odpowiedź na "o co chodzi???", symbol niewtajemniczonego, bo to takimi podstawianymi ludźmi mnie na temat nałogów kiedyś nakierowywali: a ponoć coś z tych rzeczy, tylko w kontekście seksu, było w moich sławetnych i niejasnych publikacjach internetowych sprzed lat]) naprzeciwko dokładnie, gdy wchodziłem do budynku (to chyba miałoby znaczyć, że ktoś załączył i nie wiadomo, kto, bo się właśnie zmienili: że ten "inicjator" się wybroni). Nie udało się jej uchwycić na foto. Najlepsze jest to, że skoro uda mi się przytomnym wyjść z tych tortur, co już często bywa pod znakiem zapytania, to czeka mnie po pierwsze robienie ze mnie wariata lub upośledzonego (na pewno znajdą się tacy, co by tutaj stawiali taką hipotezę), po drugie jakieś stawianie czoła idiotycznym problemom w rodzaju "o, zobaczcie, ile tu teraz dziewczyn z doświadczeniem w byciu «hostessą»". I te ich wszelkie idiotyczne nic mnie nie obchodzące (zgadnijcie, czemu?) problemy zbiorowe. Przecież politycy może będą wspierać takie myślenie. No i oczywiście czeka mnie walka o to, żeby było jak trzeba, żeby w ogóle było to w mediach i w sądzie, żeby ukarano jak należy, a nie pozorowano karę. [edit2 Teraz zapewne jakiś podsłuch(? cynk?) w biurze nrów 118913, pani musiała mnie poinformować, że dziwnym trafem (bo takie teraz mi dawali dylematy odnośnie firmy, prezesury) "mieszkanie na kobietę". Normalna sprawa. Temat był jeszcze zanim z nim jechałem; od paru dni. Na pogotowiu i Policji w każdym razie jest chyba mój podsłuch.]
[edit 2014-01-25] Nie mam wiedzy na temat zrobienia organizacji podsłuchowej z prokuratury. Tam też mogły mieć miejsce te przestępstwa. Dowody na to mam wyłącznie pośrednie, jeśli zgodzicie się tak to potraktować: jakaś dziwna wiedza o tym, że właśnie przyszedłem, i pojawianie się na korytarzu z takimi czy innymi słowami dokładnie w odpowiedniej chwili (Warszawa-Ochota, wspólny budynek ze Śródmieściem Północ, że "trochę się zagalopowałem"; Warszawa-Śródmieście, gdzie pan zapewne prokurator "dogadał" – coś w rodzaju "nie wiem, co dla pana lepsze" – do podszeptów takich zupełnie myślowych (o tym, że tam zgłaszałem oszustwa mieszkaniowe i jak to się dalej potoczyło, na zasadzie "można by zaglądnąć, chociaż może lepiej nie"), było to bodajże w styczniu 2013, tortura dopiero zaczynała się, jeszcze tego nie odbierałem jako największego ciężaru – przecież kto takich rzeczy nie słucha, nawet by tego nie wyłapał, nie zareagował jak na cudze). Generalnie jednak w tej sprawie, zamiast jakiegoś "ochroniarstwa", stosuje się, skuteczniejsze, wciąganie we współsprawstwo, więc nie zdziwiłbym się, gdyby oprócz komend i komisariatów Policji włączono w nielegalne szpiegostwo także jednostki prokuratury.
(18:16)
Oferta wydawała się być normalną, poza odkładaniem wynajmu na następny dzień, a przy samym wynajmie – jakimś podobno "dogadywaniu się finansowym" z kimś oraz obecnością tego typa aż do zdania lokalu. Ponadto, gdy przybywałem na miejsce i byłem pod blokiem, właziła tam właśnie z psem (stały motyw na Chłopickiego w Warszawie) jakaś dziewczyna, pod nr 7.
Obecnie pod nrem 7 jest ktoś, kto mnie podsłuchuje (reakcja w odpowiedniej chwili), aczkolwiek nie jestem pewny, czy puszczają radio. Pewnie tak, ale wyłączają momentami. Natomiast pod nrem 5 jest ktoś (tam teraz przyszła do nich jakaś para w średnim wieku), kto nie tylko na 100% mnie podsłuchuje (kaszlnięcia i inne reakcje, gdy tam podchodzę, włącznie z obniżaniem głośności, głośnymi rozmowami, które zaczynają się, gdy podchodzę), ale i na pewno puszcza to radio (szepty szły bardzo wyraźnie stamtąd nie raz, a kilka razy, chociaż generalnie wyłączają, gdy podchodzę, więc to nie było długo).
Ponadto na samym dole pod nrem 3 oraz obok tej siódemki sąsiedzi, którym chyba opowiedziano, że będą mnie dręczyć, i że należy nic nie robić, ma tak zostać. Nie chcą rozmawiać, może w ogóle nie normalni mieszkańcy, tylko jakaś "Policja" zajęła lokale po eksmisji. (Najkrótsza droga po rurze do mojego mieszkania jest z ósemki, tam właśnie jakąś głośną muzykę miał, gdy go odwiedziałem, ponadto odparł tylko "skoro jest, to niech dalej będzie". Jest to także kandydat na głównego kryminalistę, choć dowodów brak.)
Pod piątką będzie chyba współudział w nękaniu, bo rozmówki 3-osobowe robiono, gdy podchodziłem, trochę, by mnie denerwować, trochę, by pomagać w złym procederze, tj. utrudniać jego wykrycie.
[edit 2013-12-21] Z nru 7 i 5 na pewno to idzie i na pewno szpiegują pod drzwiami nawet o 3 nad ranem (stukania itp., to nie halucynacje), choć poruszam się cicho i generalnie nic tam sami nie robią, co bym słyszał. Zrobiłem nawet nagranie z oględzin i osłuchiwania (z siódemki raz szło całkiem wyraźnie głosem oraz szeptem, zresztą jeszcze niepewny jej winy rano 20tego jej powiedziałem o wadze problemu prosząc, by nie puszczała nic), choć nie wiem, czy akurat nagranie złapało najlepsze (tj. czy był przybliżony, kiedy trzeba). Ponadto nr 8 szpieguje, włącza sobie np. TV, gdy ja jestem obok, acz z trudem można tam natknąć się na dźwięk. Oczywiście pewnie w ramach torpedowania śledztwa i może jakiegoś małego ziarenka nadgorliwej uczciwości zaraz by było, że nie dowierzają mi jako świadkowi ani nawet nagraniom. Typowe są te manipulacje w rodzaju ciszej stąd, gdy jestem tam, może też próbują mi mieszać w głowie podprogowo (fajnie by było tak przekreślić wszystkie dowody ze świadka "na ucho", choćby były na pewno), ale przede wszystkim faktyczne manipulacje przy głośności. Co ciekawe, z rury CO nie idzie prawie nic albo w ogóle nic, główny problem to teraz klatka schodowa, skąd radio potrafi iść całkiem głośno. I żeby nie było wątpliwości żadnych: od teraz żadnej z osób bywających na Bogusławskiego 37 nie pozwalam się podsłuchiwać, nie ja to zresztą publikuję, więc ci ludzie nie powinni mieć prawa tego słuchać.
[edit 2013-12-25] Na kilka dni przyjechałem do Warszawy i byłem u mamy. Prawie całą noc do rana temat "nie ma sprawy za seks" (co tu pomoże jakieś Nie), wcześniej popis w kościele, gdzie niby przyznali się do rzeczy, ale nie wiadomo, że chodzi o mnie i o tych ponadrocznych torturach (część może nawet nie uchwyciła, że to TVP Warszawa robi na żywo ze studia). Jednego ze sprawców puszczających to w kościele (zlokalizowałem dźwięk i upewniłem się) sfotografowałem, zresztą była chyba z rodziną, ponadto nawet wyraźnie poszło chwilami przez głośniki... Teraz po przyjściu na Chłopickiego zauważyłem podrzuconą w jednym pokoju na wierzchu kartkę ze zdjęciami butów na obcasie. Dostają się zapewne badając ruchy palca i odkrywając w ten sposób kod, co może czasem się udać, bo zamek MI-430 jest idiotycznie zrobiony i zmienia układ co kilka minut albo rzadziej (do tego czasu można podejść i go spisać), a sam palec można namierzyć np. przy korzystaniu z bankomatu/domofonu i później śledzić jego ruch podsłuchem (? albo jakieś kamery). Ponadto nagrane jazdy taksówkami MPT, oni też włączają ten przekaz (nie wiem, czy taksówkarze znają sami adres Blatona 6, tj. mojej matki, w każdym razie podałem nazwisko Kowalski), czasem się zgrywają(?), że nikogo teraz nie ma do wysłania itd. Na Blatona 6 co najmniej aż 3 11-piętrowe połączone ze sobą bloki są wypełnione dźwiękiem (jeszcze czasem idzie np. przez otwarty balkon w kuchni), jest tam trochę ustawionych osób: np. tuż nad nami (nad nrem 74), nry 78-79 (u góry naprzeciwko tamtego sąsiada) – stamtąd na pewno szło – także nr 107 na 11-tym (tam chyba papugowano takie szepty i okazywano, że się słucha i że wie, ale odnośnie puszczania tam radia stuprocentowej pewności nie mam), sporo innych osób czatujących. Jeździli na dworze oczywiście w Wigilię 18.30 – 20.30...
(15:06)
[edit 2014-10-16] Wpis ten zawierał tyle nieścisłości, że postanowiłem napisać go od nowa. Wg mojej obecnej wiedzy podsłuch (i inne szpiegostwo [w tym wskazówki spikerów dla gangu]) odbiera się telefonem komórkowym [bez karty SIM], co zapewnia kontrolę dostępu ("materiał" jest drastyczny): mianowicie na podstawie tzw. nru IMEI [błąd, to nie jest przez sieć operatora], czyli fabrycznie wbudowanego unikalnego nru aparatu telefonicznego (nie mylić z 9-cyfrowym nrem telefonu). Dzwonią zapewne np. na nr 112 [edit 2015-02-25: w rzeczywistości te radia mafijne – podsłuch i przekaz podprogowy – są przepuszczane siecią chyba EmiTela prosto do tych samych wież nadawczych, które podsłuch zapewniają, jako "zwykłe" stacje radiowe, ale cyfrowe i zaszyfrowane]; stamtąd przekierowuje ich do Komendy Stołecznej czy odpowiedniej wojewódzkiej [raczej robią to w TVP], w której uzyskuje się z terminali sieci policyjnej (komputerów) dźwięk w moim otoczeniu (faktycznie wyodrębnianiem go z echa elektromagnetycznego zajmują się serwery przy stacjach nadawczych) i inne rzeczy [np. klawisze, na podstawie brzmień, czy podany przez Internet ekran] i je się rozgłasza połączonym telefonom agentów jako "radio podsłuchowe" [wraz z ewentualnymi komentarzami]. Może też służy do tego nie telefon komórkowy, a jakieś urządzenie podobne do walkie-talkie. Natomiast torturę odtwarza się generalnie przez głośniczki, które są specjalną elektroniką wbudowywaną chowaną w urządzeniach czy domach (sprytnie montowaną), pasożytującą na jakimś nieswoim zasilaniu; odpowiedniego radia nie da się znaleźć na skanerach częstotliwości (nawet na modulacjach cyfrowych), ponieważ jest specyficznie zakodowane. Jest też możliwe odtwarzanie tego radia z przekazem podprogowym przez poruszające się po mieście osoby, być może przez telefon, jednak nie służący akurat do podsłuchu. [edit 2014-12-27: Generalnie nie ma jakiejś specjalnej elektroniki, grają po prostu poukrywane, często pod betonem, telefony.]
[edit] Podtrzymuję zawarte w oryginalnym wpisie uwagi o tym, jak to w mediach (i na ulicach może) podniosą się może głosy o tym, że jakoby ja chcę Polaków podzielić. Przemówi pewnie Wałęsa, przemówi Kwaśniewski (media znajdą sobie takie ważne dla Polaków autorytety) – wszyscy zapewne na rzecz nieścigania przestępczości podsłuchowej. (Bo "jedna osoba" – ot takie ohydne zgrupowanie się pewnej frakcji w oparciu tylko o tożsamość pokrzywdzonego. Powinni tego w ogóle zabronić. Albo: "bo nie takie ważne" – proszę wybaczyć, ale to jest bardzo ważne i jeśli nie będzie tutaj sprawiedliwości, to proszę w przyszłości nie liczyć na media Niżyńskiego, na Wolne media S.A. sp.k., gazetę "Świat" i inne, bo wychylać się z uczciwością w przypadku powszechnego łapówkarstwa wówczas nie będę. W ogóle nie wyobrażam sobie nieścigania tortur czy tych, którzy je załatwili, w cywilizowanym kraju.) Możemy porozmawiać o karach (grzywna, opaska, wyrok zawieszony, więzienie, środki karne w rodzaju zakazów zawodowych), ale nie o tym, czy w ogóle należy identyfikować i piętnować sprawców, z wszelkimi między nimi możliwymi różnicami. Na pewno będzie gra autorytetami i demonstracjami, próba namówienia Polaków do zignorowania tego tematu i niekarania nikogo albo "tylko Tuska" i inne takie opcje ze słowem "tylko" (ale to w ostateczności). Sprzymierzeńców w prokuraturach i sądach mają gotowych. Może nie ścigajmy bicia żon przez mężów, za przeproszeniem...? tylko tutaj, znowu, argument, że skoro wszyscy zwalili się na jednego, to w ogóle nie piętnować wymiarem sprawiedliwości (choćby karą w zawieszeniu, tj. niewykonaną). Trochę jak w informatyce, gdzie 255 zwiększone o 1 równa się 0. Inne argumenty: bo polityczne, bo Policja, bo Tusk, to już przestępczości podsłuchowej, a nawet tortur, się nie piętnuje (wymiarem sprawiedliwości). [edit 2014-04-21] Inną spodziewaną taktyką będzie wyciąganie kiepskich argumentów (np. jakieś tam naciski biznesowe, bo ten ich biznes to przecież pierwsze i kardynalne prawo człowieka) i wielkie obruszanie się na to, że ja dalej trwam przy swoim jak gdyby nigdy nic.
(04:48)
Wbrew temu, co niektórzy mogliby sugerować, odnotowuję tu tylko, że TVP Warszawa[?], dawn. WOT[?], dalej "pracuje nade mną" bardzo konkretnie, siląc się na ciągłe szeptanie. Nie jest to tylko odtwarzanie dawno nagranych "miksów". Kilka przykładów, by nie pozostać gołosłownym: oprócz wywoływania wytrysków, ale tylko co jakiś czas i nawet dość nieregularnie (są spisane gdzie indziej), bo to kiepski dowód i zwykle nie ma nagrań, mamy np. ustawianie się z podstawionymi ludźmi (szczególnie uderzyło mnie ok. miesiąca temu przy wejściu z Grochowskiej na pl. Szembeka, jak mówili o czymś bardzo nietypowym i dokładnie wtedy wlazł zza rogu człowiek z tym związany, ale to nie jedyny taki przykład) czy reagowanie na włączane piosenki, zresztą z playlisty robionej wprawdzie trochę pode mnie, ale przez zupełnie nieznane mi osoby i znalezionej na YouTube.com (tam takie kawałki jak Kali – Tu gdzie żyjemy, mnóstwo Omerty, gangsta rap, nawet trochę wulgarnego "porno rapu", Chora psychika, Alter Ego KaeN'a, "Na tych osiedlach dochodzi nocą do zbrodni" i inne takie, często z początku brakujące, dodawane później z poprzednio przerabianej przeze mnie playlisty). A także np. popularny przez ostatnie 1-2 miesiące motyw "nie zrobię tutaj sprawy, bardzo mi wstyd; tutaj za bardzo wstyd", "może w ogóle nie być sprawy" (w odpowiednim kontekście!! nie o sprawie karnej), czego wcześniej prawie nie było, a teraz się zrobiło bardzo częstym motywem (przynajmniej 100-300 razy dziennie), co splotło się w czasie z pojawiającymi się u mnie myślami o przeprowadzce do bloku, a ostatnio nawet bloku w Gorzowie, prób ścigania przestępców.
Choćby przekaz był bardzo monotonny i kilka zwrotek na krzyż, to jednak tworzą go na bieżąco.
Swoją drogą te ogromne rzesze nasyłane na mnie nie pochodzą tylko z Policji. Mało o tym jak dotąd wspominałem. Domyślam się, ale oni mi te myśli już w styczniu nasyłali, że i inne są źródła tego szajsu, może nawet zdarzają się niepaństwowe?... Zepsutą spółką może być np. PKP (spiker: "tak, myślę, że tak"). [edit 2013-12-20: Poza tym typowo kryminalizuje się tak np. media, ochroniarzy, pizzerie, sklepy z dworca i okolicy, może też hotele, banki, taxi, firmy kurierskie. Powyższy oryginalny wpis powstał w pociągu, nasyłali mi wtedy do wagonu Straż Ochrony Kolei i Policję, chyba po to, żeby mnie denerwować w związku z nieudanymi próbami zagłuszania, bo miałem takie obawy, poza tym dworce też ustawione: zarówno wyjściowy Warszawa Wschodnia, jak i gorzowski; także obsługa warszawska.]
[edit 2013-12-21] Poza tym zmieniają się motywy. Styczeń-marzec: "to ma znaczenie", "no raczej", "dwa razy!", "(...) [podprogowe prowadzenie myślenia], NIE O TO!", "myślę, że tak – myślę, że nie", "nie ma problemu", wyciskanie śliny. Marzec-kwiecień [całymi dniami] "fajny minister", "robienie loda" i tego typu erowulgaryzmy męczące psychikę, nastawione na podniecanie; także "spoko; pójdzie na rok", nadal bardzo częste wyciskanie śliny. Maj-lipiec: szczegóły nowej gazety, "robienie loda", "nie ma sprawy", "nie ma problemu", "jest sprawa, ale bez przesady". Sierpień-listopad [nowe megamotywy stałe]: "nie ma sprawy, bo wstyd!", "ty ch... głupi", z mniejszych: "powiem! będzie sprawa". [edit 2014-06-03: Od listopada, po wpisie m.in. o wypowiedziach Tuska wobec podobno jakichś dziennikarzy, bardzo często też "Fajny minister to zrobił"; zupełnie jak z tym wciąganiem.] [edit 2014-02-12] Od przełomu 2013/14 r. także przewija się co rusz słowo "omerta" i różne z nim wyrażenia [edit 2014-06-03: oczywiście królem pozostaje "wstyd"; zaś od najpóźniej kwietnia-maja bardzo częste stało się "nie ma już katolików(?)"]. [edit 2014-06-22: "wykład mi zrobił!" ("ale mi wstyd, wykład mi zrobił!), b. dużo; "omerta jest w sprawie"; ostatnio wzmożone (dawn. sporadyczne) "nie lubię cię strasznie!"].
(01:22)
Sprawdzam taxi bagażowe: transport-przeprowadzka.waw.pl, viptaxi.waw.pl, bezpieczneprzeprowadzki.pl, bagazowe.com.pl, 602389559, transport-com.pl, Maciej Kędzierski 784806210, transportprywatny.com. Pewnie jeszcze dużo więcej. Żadna z tych firm nie jest normalna, wszystkie odbierają w specyficzny sposób, udają, że mnie nie słychać w telefonie, każą też wysyłać adres do przyjechania SMS-em, bo inaczej natychmiast do widzenia, dogadują do szeptów w sposób dowodzący znajomości tematu praktycznie na pewno, auta są za n godzin albo od razu "dzisiaj w ogóle nie", czasem jedni po drugich w dokładnie ten sam sposób co do słowa odpowiadają (czy raczej jeden na drugiego). [edit 2013-12-13: Aż ze zdziwienia próbowałem z innych nrów dzwonić.]
A jeszcze przecież tyle innych działów ministerstwa korupcji poza tymi (media, politechnika, hotele & SPA, były też pewnie knajpy i centra handlowe, oczywiście zwykłe taxi, pracownicy fizyczni/remontowi).
[edit 2013-12-16: Przyjęło się wiązać słowo "obłuda" z Kościołem (znane slogany); jeżeli ktoś ma tutaj wątpliwości, proponuję zgłosić publicznie, np. w jakichś "Rozmowach niedokończonych", temat z tej strony, dajmy na to, Radiu Maryja (inne media kościelne też są świetne, doskonale poinformowane, a zarazem milczą i nawet nie odpiszą, choćby najgorsze tortury mi serwowano, jak w tym roku). Nie tylko wiedzą tam wszystko to, co ja, nie tylko zgłaszali się na pewno świadkowie na przestrzeni lat, bo to jest bardzo duża sprawa (pytanie o świadków w takim układzie jest udawaniem, że ich nie było), nie tylko sami słuchają (a więc znają tam w fundacji nr telefonu, przez który to idzie), ale jeszcze macie przecież trochę dowodów na tej stronie, nawet o świadkach jest tu wspomniane, są nagrania, jak pracownicy przyznają.]
(08:47)
[edit: Byłem tam 2 godziny przejazdem.] Proszę, oto zgarnięcie i rozmowa z policjantami na komendzie z zaznaczonymi przykładami tortur podprogowych, które są non stop. Nagrane bardzo cicho! Ale wyraźnie ze środka, ze strony okienka, na zewnątrz pusto, jest tylko Policja. [edit 2013-12-15: Wkrótce wrzucę do foto/wideo filmy z tego, co na mieście: co minutę podstawiany bandyta od katowania mnie na generalnie pustych ulicach.]
6:30 - 6:45 ("tu nie będzie...", ok. 6:37 "wstyd! tu nie będzie problemu", 6:40 "jesteś głupi", 6:45 "tu nie będzie sprawy")
9:05 - 9:15
(18:16)
Powtarzam, bo to jest bardzo ważne, a nie każdy będzie dokładnie ten blog czytał, że każda czy prawie każda (99,9%) osoba uczestnicząca w torturze – mam tu na myśli tych, co mi to na mieście włączają – powinna w mojej opinii dostać karę bezwarunkowego więzienia, choćby krótką (choćby pół roku, co zresztą jest dobre w sytuacji, gdy nie sposób stwierdzić, czy człowiek tylko się pokazywał, czy też odtwarzał radio, choć pewnie wszyscy to włączają i właśnie po to są obok). Inne kary to w ogóle kpina. Nie podam ręki temu, kto idzie tu na jakiekolwiek kompromisy... Tu jest przepaść cywilizacyjna, odsłania się mentalność. Za tortury należy się więzienie i ograniczanie tego do wpisu do rejestru czy ryzyka finansowego to kpina wobec osoby, która, ledwo przytomna i poddawana torturom od ponad roku (a w innej formie od 3 lat), jest ciągle dorzynana przez co chwila inne osoby. Nie wiem, czy to nie gorsza wina niż dobijanie zranionego, bo mordowany człowiek cierpi krótko. Choćby były zwyrodnialców setki dziennie – należy posyłać do więzienia. Kodeks karny po pierwsze nie daje raczej możliwości grzywny w przypadku nękania z samobójstwem (chyba że na zasadzie nadzwyczajnego złagodzenia). Następnie, to nie jest tylko uporczywe nękanie, ale i usiłowanie wywołania jakiejś trwałej psychozy (czy pomocnictwo), a poza tym chyba zbrodnia zamachu na ludność z torturą. Mianowicie tak jak żołnierze, atakując jakiś obszar, strzelają do różnych osób – jeden do jednej, drugi do drugiej itd. – tak tutaj jest atak na osiedle czy blok, ale specjalny atak jest na mnie samego, także gdy opuszczam dom: ci ludzie cały czas mnie i specjalnie mnie atakują, ale jest to część większego przestępstwa, z większą liczbą pokrzywdzonych. Jeżeli miałoby to być inaczej potraktowane, to proszę wyjaśnić, dlaczego. A skoro tak, to nadzwyczajnie złagodzić można tylko do 1 roku i 8 m-cy, z czego (może po drobnej zmianie przepisów) rok czy 8 m-cy można by odsiedzieć w więzieniu, a resztę np. w opasce elektronicznej. Oni będą wprawdzie kłamać, że nie wiedzą, co jest w domu, ale to jest, powtórzmy, kłamstwo, bo słuchają mnie w domu też, stąd wiedzą, że wychodzę. Tyle więc odnośnie grzywny: jest tutaj chyba nielegalna. Następnie, kwestia zawieszenia. Tutaj po prostu wychodzę z założenia, że choć sąd może zawiesić wykonanie kary, powinny być do tego przesłanki. Tu ich nie ma. Taką przesłanką często bywa to, że kodeks karny tego wymaga (art. 58 §1 kk), ale przy tak poważnych przestępstwach, jak tu, ten przepis nie obowiązuje. Nadto: uderza podłość tego procederu. Powtórzę, choćby winnych były dziesiątki tysięcy – takie kary jak grzywna czy więzienie w zawieszeniu, bo ciągle podsuwają mi te pomysły jako rzekomo jakieś ważne czy godne rozważenia, byłyby gigantyczną niesprawiedliwością i osoby je dające chyba trzeba by określić jako niemające kwalifikacji moralnych do tego zawodu. Nic mnie ani kodeksu nie obchodzi w tej chwili, że ktoś zrobił to tylko raz. Wyrok w zawieszeniu nie kształtuje świadomości prawnej w społeczeństwie, oni dokładnie na to liczą. Tyle mojego listu do sędziów – tu na pewno zgody nie będzie. Nawet i nękanie, gdzie nie udowodniono zastosowania tortury dźwiękowej, powinno być obecnie (tj. od początku 2013 czy nawet trochę wcześniej) karane więzieniem bez zawieszenia, choćby pół roku. W dodatku ci ludzie często mają jakieś inne przestępstwa na sumieniu, np. podsłuchiwanie (i to jeszcze zanim na to niedawno pozwoliłem), aczkolwiek to akurat nie ma znaczenia (pierwsze słyszę, że każdy ma prawo do jednego przestępstwa, choćby było zbrodnicze czy dowodziło kompletnej demoralizacji). Wszelkie tłumaczenia Policji, "dowody" w rodzaju "rozkaz był" itd. należy tu zignorować ("u mnie w rodzinie itp. nikt nie chce", "ok, załóżmy, że to zrobiłem", "nie, tu na komendzie nikt tego nie wykona").
Tu jeszcze dochodzi ten element, że ci ludzie nie są u siebie, tylko mnie gonią w przestrzeni publicznej.
Piszę nie dlatego, bo to nie jest oczywiste, tylko dlatego, że mi co jakiś czas zawracają tym głowę, a cholera wie, co sędziom przyjdzie do głowy.
[edit 2013-12-11] W zasadzie już zdecydowałem (tym bardziej, że nie ma precedensu, a sądzić tu będzie więcej ławników z ludu niż sędziów zawodowych). Każdy prokurator generalny, który nie oskarży w moim przypadku o zbrodnię zamachu na ludność, jest zdrajcą narodu i prawa, wysługuje się politykom-zbrodniarzom. Zamach nawet nie musi być masowy, może nawet uderzać w 10 osób, istotne jest, że on się powtarza tu na osiedlu wobec mieszkańców (gdyby mnie z niego wyłączyć i ocenić co do pozostałych).
[edit 2014-07-06] Co ciekawe, mimo zaangażowania (wprawdzie najwyżej półoficjalnego) Komendy Głównej Policji nie spotkałem w swym życiu ani jednej osoby -- a widziałem tych przestępców co najmniej kilkanaście tysięcy przez ostatnie 3,5 roku – która by uważała, że ten podsłuch, nękanie czy tortura to są "zielone" (legalne) sprawy. Absolutnie każda usiłowała się maskować, udawała, że w ogóle nie wie, o co chodzi, "o kolesiu słyszę pierwszy raz w życiu", "tutaj nic nie gra" (to absolutnie każdy z chyba ponad stu już pytanych taksówkarzy; w sklepach też głównie na tej zasadzie obrona) -- mało kto próbuje ideologizować, że w Polsce tortura jest legalna (czy że "u siebie można" itd., a więc kryteria liberalne właściwe prawu do poszanowania prywatności: u siebie = prywatnie, "każdy ma prawo kształtować swą prywatność jak chce"; tylko że wlaśnie ona, z pośrednictwem powietrza czy bez jak przy boksie, nie powinna wchodzić na innych), co byłoby odrzuceniem praw człowieka najbardziej kardynalnych. Zauważmy, że robiony wobec mnie proceder Policji można całościwowo podsumować jako znęcanie się – poszczególne lokale czy hotele figurują tu (tylko i aż) jako pomocnicy w tym przestępstwie, tak iż raz odpowiada za nie w mym życiu ten, a raz inny pomocnik. Dla mnie powszechny zakaz tortury, nieludzkiego i poniżającego traktowania jest nieomal równie fundamentalny i oczywisty jak powszechne prawo do życia (co do eksperymentów różnego typu za zgodą uczestników to jest na to w prawie ścisły kontratyp). Nawet szukając za liberałami maksymalizacji swobód i odrzucając ideę hierarchii wśród praw człowieka, przecież nie chcielibyśmy wchodząc do jakiegoś lokalu za tym czy owym razem dostać "legalnie" w zęby (tylko dlatego, że to u kogoś); w związku z tym musimy się wyrzec też robienia tego innym, wynika to ze złotej zasady wszelkich zasad i, dającego się dowieść rozumowo, tzw. imperatywu kategorycznego. Podobnie z manipulacjami podprogowymi i torturami, w każdym razie ja dozgonnie będę głosić, że nikt wobec mnie nie ma do tego prawa ani nawet prawa w tym pomagać. Nie wierzę, że ktoś tu jakąś zasadniczą, cholera wie z czego płynącą różnicę widział (a tu mamy jeszcze takie rzeczy jak przemoc domowa, gdzie staruszek może nie być na swoim, itp.); podżeganie ustne przez policjanta czy, częściej, pracodawcę nie usprawiedliwia tortur. Karałbym więzieniem, choćby krótkim (np. rok; niechętnie mniej). Chciałbym na koniec zauważyć, że w odniesieniu do tak ciężkich naruszeń prywatności i godności ludzkiej jak manipulowanie podprogowe czy tortura (na które zresztą ja się nie godzę, cokolwiek bym mówił) nie istnieje w prawie kontratyp zgody ani dobrowolności "bycia gdzieś", czyli tu wyboru pomocnika, "dobrowolności skorzystania" – "może nie skorzystać" itp. (co najwyżej zwyczajowy kontratyp chcenia na zasadzie volenti non fit iniuria, o zabarwieniu służenia wewnętrznym zachciankom – można od biedy sobie wyobrazić jakieś kina zabawowe czy cyrki na tym oparte, gdzie nie tylko się to akceptuje, tj. jest to do pogodzenia z wolą, ale wręcz aprobuje jako przyjemne i pożądane, a nawet właśnie po to przychodzi: tak jak ponoć Filipińczycy się krzyżują dla uczczenia Chrystusa itp.).
(07:21)
- mieszkanie na Bogusławskiego w Gorzowie Wlkp. zepsute przez jakiegoś podstawionego kolesia (ustawieni sąsiedzi), pewnie z Policji czy może biura nieruchomości, jest przekaz. [edit 2013-12-07: Pani podobno właścicielka(?) mówiła do mnie dwukrotnie o dogadaniu się z nim finansowym, opóźniała moje wejście, ponadto koleś robił nieoficjalnie za świadka aż do zdania lokalu.] Być może tego typu oferty powstają wskutek wyszukania bloku, gdzie uda się opróżnić za rekompensatą co najmniej 2 różne, odpowiednio nieodległe mieszkania – ich dotychczasowi lokatorzy, w tym mój wynajmujący, nie muszą nawet wiele z tego rozumieć.
- w Nova Park w tymże mieście (taka galeria handlowa) przekaz z głośników (na 100%, sprawdziłem najdalsze zakamarki, obsługa w temacie; włączanie tego załatwia, bodajże Policja: kiedyś mnie przyjęli, pewnie nie przypadkiem, w pokoiku z poprzyklejanymi telefonami do Arkadii, sądu i jeszcze gdzieś). Poza tym pizzeria Long Play (w temacie), salon Orange (w temacie, nowoczesna kom. na stoliku), PKP+PKS+Tesco+taxi (m.in. ochroniarze), a McDonald's to mnie standardowo "zna" i trochę ponękał. Mnóstwo ponasyłanych ludzi, sporo nieletnich.
[edit 2013-12-08] Przekupiona(?) knajpa, wprawdzie niedaleko od dworca, w Świebodzinie, gdzie przez 2 godziny byłem: tak tak, to nie pomyłka, szło wyraźnie przede wszystkim ze stron zarezerwowanych dla obsługi. Oczywiście Policja też pięknie się popisała włączonym radiem dręczyciel w radiowozie i na komendzie (szło zza okienka komendowego) oraz interwencją w związku z drobnym filmowaniem w autobusie PKS (dookoła było pusto). Później na ulicach wybitnie natężony ruch (taki znany efekt przejeżdżania pojedynczych wozów, nie zero i nie po n na ulicy jak na Marszałkowskiej, co chwila), podstawiani ludzie (co minutę ktoś przechodzi i skacze mi od tego ciśnienie, także tu na Chłopickiego, ciągle – ale co w tym nowego, już w listopadzie 2011 miałem co kilkanaście sekund głośny, drastyczny trzask łamania czegoś co kilkanaście sekund, od którego chwytało mnie za naczynia wieńcowe...): wrzucę i stąd nagrania (z samej Policji chyba tylko audio jest). [Jeszcze intensywniejsze jeżdżenia były swego czasu, ok. XI/2012 bodajże, nocą nawet głęboką w Limanowej, notabene przemaszerowaną w ramach spędzenia czasu/ucieczki i na dworcu przeleżaną, choć to były zaczątki mojego odczuwania problemu podszeptów i jego poważniejszego rozkręcenia się.] Co do korumpowania i ustawiania knajp to rzucał mi się w oczy taki problem swego czasu w Warszawie (jakieś drobne słowo czy gest rzucony w moją stronę: praktycznie wszędzie X-XI/2012, wcześniej i później np. jakieś kaszle i przejawy rozpoznawania mnie). Będą zapewne jakieś wyroki dla ludzi związanych z tymi środowiskami, np. ktoś nękał lub dużo słuchał.
[edit 2013-12-08] Dodatkowe ewidentne szykany w Sądzie Rejonowym dla m.st. Warszawy XIII Wydział KRS: nie wiem, czy warto dla tego robić osobny wpis, tak jest to żałosne (przepraszam, to ważne, może się nie uda rejestracja). Kpina, ale chyba nie opiszę tu, bo jeszcze sobie wymyślą, że tortur w sądzie nie zorganizowali albo że szpiegostwa nikt nie uprawiał, ale niech będzie, że chociaż coś, jakieś szykany. (Tak tak, to nie jest jakieś tam nękanie czy ustawianie, ja od tego jestem całymi tygodniami ledwo przytomny.) Jak ktoś chce, to fotokopie są tutaj.
[edit 2013-12-10] Znowu pobudka o 3 nad ranem, po półtorej godziny snu, kłopoty ze snem (wywoływanych wytrysków już tutaj nie notuję, są na stronie bandycituska.com/zapisy.txt).
[edit 2013-12-18] Jeździłem tam taksówkami Eska Taxi, dwa razy póki co. Podobno tam 5 osób pracuje, ale i tak musi być radio w komórkach włączone... (na pewno kierowca). Może po prostu, tak jak ostatnio w Warszawie, jakieś osoby spoza korporacji prowadzą, a nie te, co licencję dostały.
(20:46)
Za radą WOT-u[?], który mi ciągle mówi, że w bloku nie zrobią, bo za bardzo "im fstt" (ciekawe! u matki robili), próbuję teraz bronić się poprzez wynajęcie mieszkania. I są z tym, oczywiście, same problemy (stare doświadczenia z 2011...).
Swoją drogą odebrałem właśnie jakieś kłamstwa(?) od T. Adamiaka ze Straży Miejskiej [ich służba nagminnie za mną jeździła, nie wiedzieć skąd wiedząc, gdzie akurat jestem], że nie współpracują z TVP Warszawa i nie podsłuchują, i że skarga jest bezzasadna. Tak ją obsłużyła p. Gronkiewicz-Waltz. Natomiast jeśli chodzi o sprawy "prywatne" to ostatnio ciągle pobudki w środku nocy i dalej niemożność zaśnięcia do rana, to mi w KGP załatwiają wyłącznie przy pomocy transmisji dźwięku. Dni lecą szybko, bo poza domem jest się od np. południa czy trochę wcześniej przez wiele godzin (podróże taxi, uzgodnienia itd.), a później już wynajmować nie można. Dawniej, dla odmiany, istotną przyczyną marnowania czasu były weekendy, bo nie robią wtedy dostaw wełny mineralnej Isover Aku-Płyta, a potrafiło zabraknąć zapasów.
[edit 2013-12-03] Wizyta w Mińsku Mazowieckim zajęła mi cały dzień, od prawie 14-tej do 17:30. Oferta była uzgodniona, ale pośrednik okazał się oszukańczy. Zamiast właściciela przybył jakiś jego rzekomy reprezentant, najpierw mnie męczono, jak długo wynajem, następnie przyszła kolej na niespodziewany warunek, że płatności mają być kilkumiesięczne. Co mi wcześniej WOT ciągle podpowiadał w myślach [na zasadzie "przepłać kilka razy"], chociaż może to oni sami usłyszeli/Policja (dlatego pewnie nie oparli się na długości najmu). Pośrednik włączył radio komórką, słychać było po poziomie dźwięku (Kazikowskiego 3C, firma ARCON). Mam porównanie, bo wszedłem wtedy do bloku, gdzie siedzibę miał inny pośrednik, na P z bannerem widocznym z ulicy; tam generalnie cicho, ale pośrednik pocierał nos jakby kłamał i stwierdził, że dziś nikt nie ma czasu przybyć i wynajmie dopiero jutro. Taką wersję próbowała też wciskać mi trzecia z kolei pośredniczka (Elwira Olko z citypl.eu); kłamała zapewne, że mają tylko 1 mieszkanie do wynajęcia, i było ono w bloku, gdzie mieści się też biuro poselskie PiS-u, jakiejś tam Krystyny K*owicz. Spory tam hałas, zresztą w samej firmie citypl leżała bardzo nowoczesna komórka (znam to jeszcze ze stycznia 2011, wtedy mi to podstawiali), podobno tej pani, a poza tym też byli w tym biurze spikerzy z radia KGP... Pokazała mi to mieszkanie, umówiła rozmawiając z kimś(?), ale prosiła, żebym może pojechał jutro pociągiem a nie taxi. Chyba wszyscy przekupieni, pani np. teraz "pozycjonowała" (często stosowała) słowo "ewentualnie". Typowe ostatnio, chodzi o tzw. zamiar ewentualny, pewnie w kontekście jego niedopuszczalności przy oszustwie. Następnie wieczorem właścicielka, "która już 4 razy je wynajmowała i zawsze akceptowała potencjalnego najemcę", rozmyśliła się (ciekawe, czy oferta dalej będzie wisieć w Internecie).
[edit 2013-12-04] Hotel MCM w Gorzowie Wlkp, przy recepcji oraz w pokoju obok gra radio, potwierdzali 2 razy, że obok nikt nie mieszka, a za chwilę przy nagrywaniu, że mieszka (w rzeczywistości było pusto, aż do wieczora) itd. Trochę ciszej. Obsługa z właścicielem zorientowana, jak to u mnie na co dzień wygląda i mówią niemrawo, że słyszeli o "TVP Warszawa" [taki kryptonim na spikerów], zdarza się kontekstowo kaszel. Oprócz dręczenia jeszcze podsłuchują całodobowo (także w kiblu i także teraz, 01:15 w nocy) na recepcji przez radio TVP (reakcje dokładnie w odpowiedniej chwili). Niestety można było przemieszkać tylko jedną dobę, bo nazajutrz cały zarezerwowany. Ponadto na ulicach ze 150-200 ludzi podstawionych 1szego dnia. Nagrałem na wideo nocne jeżdżenie (nie tak dużo, ale się niesie).
(17:39)
Tylko najważniejsze postaci, samo jądro zła w postaci śledzenia i dręczenia, tortury. Wyszło tego przynajmniej 34 tys. ludzi, zobacz (oczywiście odpowiedzialnych karnie i w ogóle dających się znaleźć jest zapewne mała część, jeszcze mniejsza dostanie bezwarunkowe więzienie i dłuższe niż jakieś pół roku, chociaż wybitnie pożądane byłoby wsadzenie ich wszystkich). Wciąganą drobnicę albo tych, co tylko "coś tam słyszeli" / "coś tam im kiedyś szef nakazał" pomijam, podobnie jak rodziny i znajomych oraz jakichś tam jeszcze z mediów, oczywiście "przesadziłbym".
Proszę to doliczyć do normalnego marginesu społecznego istniejącego już wcześniej (ostrożnie, bo jeszcze mnie służby mundurowe, współorganizujące torturę i to, co wcześniej, pozwą). Kto przyczyniał się do próby zrobienia ze mnie wariata czy idioty, czy skompromitowania, za pomocą radia, powinien pójść do więzienia, nie jakieś tam kwitki i paragony; nieważne, że robił to przez chwilę. Kto śledził długo, nawet latami, powinien pójść do więzienia.
Duża, istotna sprawa, prawda (dorosłych w Warszawie jest bodajże 1,3 mln, może więcej)? A weźcie pod uwagę, jak niechętnie będą świadczyć, jak bardzo wierzą, że "temu to tak wolno robić" i że to jest "mój problem", a nie Polski. Całe organizacje w stanie zupełnej degrengolady i chyba pozbawione katolików. Już nawet te rzeczy o premierze(-ach), tutaj i tam, pomijając, chyba godne wzmianki (może polub mnie na Facebooku, podziel się wiedzą z innymi...). Zauważcie, do dziś ja czerpię wiedzę od jakichś podstawianych mi na ulicach ludzi, z sugestii medialnych, od głosów i rzadko od świadków, też oczywiście głównie w aluzjach. Pokazać mi tego szajsu, np. internetowych czy jakich tam radyjek, to oczywiście nikt jak dotąd nie zechciał. Na co dzień odczuwam starania, nawet agresję, jakie te środowiska wkładają, by mnie niszczyć.
Dlaczego nie załatwiam właśnie świadków? Otóż, powtarzam, w tej chwili jest to bezcelowe (główny problem to zlikwidowanie dźwięku), a ponadto bardzo utrudnione, dużo łatwiej zrobi to Czytelnik, bo jakby mnie ktoś powiedział, nazajutrz mógłby szukać pracy (a pojutrze witać więzienie), zresztą nie tak łatwo do nich dotrzeć, to są godziny dziennie poświęcone (zamiast np. wyciszania). Ale ja jestem istotnym publicznym świadkiem, widziałem dostatecznie dużo, by była afera czy choćby śledztwo. Poza tym: 27.08 był n-ty mail do TVN-u w tej sprawie ("reakcja" standardowa), wtedy były już wpisy o nagraniach z potwierdzającymi problem pracownikami Castoramy i Tesco.
[edit 2015-03-08] Moje nowe oszacowanie marginesu kryminalnego w narodzie, powstałego wskutek tej afery, to ok. 10%. Kilka proc. stanowią, jak się rzekło (obrazek "Zaplecze hotelu, sąsiad..."), agenci profesjonalni, robiący to w pracy (podsłuchują i śledzą moje życie, żeby włączać podgląd ekranu; w ten sposób obsługują "podległą" im okolicę). Przynajmniej 1-2% ludności to kryminalni przedsiębiorcy, którzy samodzielnie zrobili remont (przykład: w Warszawie jest ok. 6000 ulic, średnio na każdej ze 4 lokale komercyjne, daje to 24 tys., czyli 1,33%). Z kolei wiadomo, że 2,5% osób obecnie żyje w wynajętych mieszkaniach, co oznacza, że ok. (nie uwzględnia studentów, którzy podnajmują pokoje, co jest masowe, ale bądźmy rozrzutni w procentach) 2,5% mieszkań jest OBECNIE wynajmowanych; należałoby to pomnożyć np. przez 2, żeby objąć wszystko, co przez ostatnie 7-8 lat było wynajmowane, a obecnie może już nie. Z tego pewien ułamek, może większościowy, to przestępcy, którzy zgłosili się do agencji i zrobili remont, a zatem ogółem kilka proc. z rynku wtórnego (jest jeszcze rynek sprzedaży, ale jest on wielokrotnie mniej ożywiony niż wynajmu, więc można tu przymknąć nań oko: "kilka" proc. nie zmieni się przez to w "wiele" czy "kilkanaście"). Suma odsetków to najwyżej z 10%. Nie uwzględnia to w ogóle młodzieży, wśród której podsłuch krąży jak jakaś zabawka i Tamagotchi, to byłoby kolejne kilka proc., bo młodzież to np. 10% narodu (biorąc 7 lat 16-23 i zarazem 7 ostatnich lat, gdy podsłuch bardzo krążył, względem oczekiwanej długości życia i przybliżając liniowo), a nie cała jest skryminalizowana, tylko w sporej (niepomijalnej) części. Nadto pewne środowiska, np. dziennikarskie czy policyjne, są szczególnie skryminalizowane (i tam nie kilka osób obsługuje szpiegowanie ekranu, ale tabuny), lecz same w sobie są one kroplą w morzu. Zauważmy jednak, że sumowanie odsetków jest błędne, gdyż zbiory nie są rozłączne: agenci profesjonalni częściej niż inni zrobią remont, jeśli dokonują transakcji na nieruchomościach, podobnie przedsiębiorcy (jak dotąd prawie za każdym razem dziwnym trafem wynajmowałem od przedsiębiorcy), z drugiej strony gros agentów profesjonalnych to młodzież (lub odwrotnie, istotna część młodzieży skryminalizowanej to agenci zawodowi); nie należy więc przesadzać i szacować złego odsetka na powyżej 10%. Z drugiej strony zauważcie, że jeśli zastosować mnożnik 6x związany z doliczaniem do przestępcy jego bliskich (a zatem: on, rodzice/dzieci, partner, jego rodzice/dzieci), bo ci mogą go popierać, zaczynać ten krąg zamieszanych osobiście lub w bliskiej rodzinie balansować na granicy większości ludności. Nie przesądzajmy jednak zbyt pochopnie, że ci nieprzychylni czy chociaż uświadomieni to jest większość (z sondaży zaufania do Policji wynika coś wręcz przeciwnego; zauważcie, dzieci często nie wiedzą, co rodzice mają na sumieniu, np. robienie za agenta w pracy), bo to czasem dochodzą w ten sposób ludzie nie "spoza", tylko już i tak uprzedni wliczeni osobno do gangu, więc błędem byłoby ich doliczać tak po prostu (na zasadzie "6x, bo dodatkowe 5 za każdego w gangu"). Może wręcz jest to całkiem częsty przypadek, to bycie zamieszanym więcej niż jednej osoby z danego kręgu rodzinnego, bo w rodzinach niejako "dziedziczy" się religijność, a ta ma wpływ na postawy moralne; często całe kręgi są albo wrogie nielegalnemu szpiegostwu i korupcji, albo im bliskie. Ponadto należy liczyć na efekt katolicki "uderzenia się w pierś" i popierania dobra mimo wszystko, no i wreszcie nie każdy wie, co też np. rodzice jego czy jego dziewczyny mają na sumieniu (np. szpiegowanie ekranu w pracy). A zatem, podsumowując i jeśli mamy być szczerzy, to z 10% ludzi powinno mieć wyroki i wpisane przestępstwo(-a) w rejestrze. Normalni ludzie (w przeciwieństwie do mediów!) rzekliby: SPIESZMY SIĘ, PÓKI NAS TA KRYMINALIZACJA ZUPEŁNIE NIE POCHŁONIE! Zamiast tworzyć media, oślizgłe obojętne na moralność cwaniaki ciągle wpadają na tę samą "genialną" myśl, jak tu "chwycić Pana Boga za nogi" i dorobić sobie te nędznych parę zł, kolaborując ze złem i je potęgując. Setki tysięcy, nawet miliony egzemplarzy.
(23:11)
Czyżby wyraz uznania ze strony istniejących mediów? (Kliknij obrazek po lewej – zob. zwł. na pozycję 3, 4: znane gazety codzienne. "Tag" jest to krótkie słowne oznakowanie artykułu, można je później po tagach wyszukiwać. Zwykle to polskie słowa, nie spotkałem się jeszcze z odnośnikiem jako tagiem.) [Obrazek po prawej demonstruje przypisanie tagu bandycituska.com do artykułu w znanym dzienniku ogólnopolskim(!). Tak się składa, że, naprawdę, to dziennikarze przypisują tagi. Gdyby robili to do woli użytkownicy, byłby straszny bałagan!]
Przejrzyjcie sobie zwłaszcza na tym blogu wpisy z czerwonym nagłówkiem, od najdawniejszych.
Aha. Tym, którzy wątpią o możliwości robienia ze mną interesów w związku z moją sytuacją, zgłaszam, że od I poł. br. mam takie cacko jako klawiaturę: kliknij (choć rzadko korzystam). No i klatkę Faradaya, ale to inna historia, oraz VPN (szyfrowany i mieszany z cudzym ruch internetowy) i izolowany pokój, który pod względem dźwięku dopracowuję.
2013-11-19. Dziś przed 12-tą, tak jak ze 2 tygodnie temu, próba zabrudzenia mnie w nocy (wkrótce później jeszcze zrobili koszmar z mocującą się ze mną włamującą się do domu dziewczyną), ale nie mam nagrania.
2013-11-20. Wczoraj drobna kradzież z karty Pekao przy minimalnej współpracy Dominosa i Pekao bodajże. To chyba z okazji zmiany ministra finansów. ;) (Rostowski swego czasu po kradzieżach meksykańskich z konta Alior gadał mi w radiu "nie bądź frajerem, zatrzymaj rachunek" – że niby zwrotu nie będzie, bo nie mam.) Teraz mam rachunek odmowny; obciążyli z tymi samymi danymi, nawet ten nr transakcji jest w banku co i tam. O politykach czytaj tutaj.
2014-08-27. Jak ja na to trafiłem? Wpisałem +bandycituska.com
w Google'u, tu zresztą przykładowy wynik [WIDAĆ TEN TAG POD ARTYKUŁEM]. Może uważasz, że tutaj, na bandycituska.com, było wtedy co innego? NIE! ten sam blog. Sprawdź na //web.archive.org.
[edit 2015-03-24] Co do krycia, to potwierdził mi to jeszcze człowiek z Komendy Głównej Policji, który zgłosił chęć podjęcia pracy w mojej nowej spółce już ok. połowy 2013. Nawet nie krył się ze znajomością tematu szpiegowania mnie. Pisałem o tym w komentarzu do "Dwóch nowych interwencji Policji" i "Znalazłaś mnie na Sympatii itp.?".
(16:41)
Nie jestem prawnikiem. To, co tutaj piszę, podyktowane jest dobrem Ojczyzny i logicznym wywodem.
Pisałem o podsłuchiwaniu mnie przez Policję, media komercyjne itp. (łącznie tysiące ludzi winnych, wśród nich była uczelnia PW, gł. wydział EiTI – wielokrotnie okazywano mi to na żywo), za pomocą zrobionego przez Kaczyńskich [chyba już wcześniej, to taka ECHELON-owa technologia] radia TVP Warszawa (I), gdzie słyszalny jest każdy mój oddech i czyn gdziekolwiek bym był. TVP Warszawa jest podłączona bodajże bezpośrednio do systemu informatycznego, więc słyszy i widzi, gdzie jestem, a pewne inne media (bodajże począwszy od czasów Kaczyńskiego) słuchają tego, co się stamtąd nadaje, tym samym gremialnie przyłączając się do inwigilowania mnie. (Jest spora szansa, że znajdą się jacyś świadkowie.) Czy zwykłe słuchanie radia może być przestępstwem i czy będzie tutaj jakaś lustracja?
Jeśli zważy się, że oni w tym samym czasie, co słuchają radia, pośrednio korzystają z systemu TVP Warszawa, czerpiąc z niego "pożytek" w postaci informacji-dźwięku, byliby zwykłymi sprawcami. Ale być może sąd tutaj nie podziela takiej interpretacji, więc jest jeszcze taka, że są współsprawcami, co sklasyfikowano by zapewne jako współsprawstwo sukcesywne ("uzyskują informację") z porozumieniem na odległość (TVP Warszawa najpierw otwiera podsłuch, np. gdy opuszczam klatkę Faradaya, a tamci następnie wespół z nim pozyskują dźwięk, począwszy od kolegów np. z komendy). Por. art. 267 §3 kk. Tyle z punktu widzenia status quo, ale państwo jest tworem dynamicznym, więc też trochę polityka może zamieszać, choć pamiętamy Tuska mówiącego, że nie będzie w Polsce świętych krów.
Np. może dojść do usunięcia w ogóle art. 267 §3 kk, zamiast czego zrobią jakąś wielką ustawę, niby to oddając cześć mojemu problemowi i moim cierpieniom, gdzie jakiś zgoła inny paragraf powołają. To wprawdzie, jak twierdzę, jeszcze nie jest problemem, bo czyn był zakazany i wtedy, gdy go popełniano, a odpowiedzialność stara i obecna (nowa) pozwala go ścigać. Mogą w tej ustawie też wpisać, że przez radio już wolno, ale to jest moim zdaniem bubel i sam chętnie bym to uchylił, gdybym miał odpowiednie wpływy w Sejmie. Inna sprawa, że PO będzie się starać mnie ewentualnego poparcia politycznego pozbawić, siejąc zło coraz dalej i szerzej, by tym samym zaskarbić sobie przychylność chociaż tych starych, skażonych podsłuchami i przestępstwem mediów, zwiększając szansę, że stanie na amnestii i że ja nie wygram z moją opcją odpowiedzialności.
Jest coś takiego, jak zaufanie obywateli do państwa, ale tego chyba nie można interpretować jako zaufanie przestępcy, który kogoś krzywdził, do państwa, że mu nic nie zrobi, chociaż w sprawach podatkowych już tak chyba gdzieniegdzie przyjmowano. (Mamy przede wszystkim w Konstytucji zasadę państwa prawa, czyż nie, więc każdy bezpośrednio z tego może wywodzić swoje postawy i obawy i ufności, a tym, którzy ufność pokładają w polityce, należy pokazać język, bo ta właśnie może się jeszcze 1000 razy obrócić i ogarnąć nawet sądy, może jakieś nowe sądy. To chyba wszyscy rozumiemy, a więc nie ma nigdy podstaw do zaufania przestępcy wobec państwa.) Nie jest chyba sprzeczne z zasadą państwa prawa ściganie czegoś, co przez chwilę nie było przestępstwem, ale w chwili popełniania było i wg tamtego przepisu się nie przedawniło, a obecnie też jest i też jest możliwość ścigania, choćby na podstawie nieznacznie zmodyfikowanego paragrafu. Stan pośredni, jakaś amnestia, od której jednak odeszliśmy, bo zrozumieliśmy jej błędność i niedemokratyczność, nie powinien stać na przeszkodzie osądzeniu tego, co do czego sprawca wiedział, że osądzone być może i powinno. Przyznaję jednak, że chętnie usłyszałbym ekspertów wypowiadających się tak, jak ja tutaj, bo nie czuję się w tej tematyce pewnie.
A nawet jeśli wszyscy będą mi nieprzychylni, to może przynajmniej tortury w ten sposób nie wybawią od śledztwa. Chociaż może i do tego dojdzie (ludzie jeżdżący za mną).
Tym, którzy by popierali jakieś uchylenie od sądu lub kary, bo dużo winnych, a jeden pokrzywdzony, zadałbym pytanie: czy gdyby oni się podzielili i robili to każdy innemu, też byście ich chcieli zbawiać od kary?
Jeszcze jest kwestia wydolności sądów. I tutaj po pierwsze sprawy można opóźniać i ustawiać w kolejce, ale to jest niezbyt dobre, po drugie dystrybuować po sądach z całej Polski (to może słuszniejsze w odniesieniu do więzień, zresztą pewnie na krótko albo w ogóle), po trzecie wydawać wyroki nakazowe, tj. na podstawie dokumentów zgromadzonych w śledztwie na posiedzeniu bez obecności stron (można się później odwołać, jeśli ktoś chce indywidualnego adwokata; w przypadku spółek chyba robią za to komunikaty prasowe).
I choć słuchaczy jest pełno, a czytelników bloga też kilkadziesiąt dziennie, nie pomaga mi w tej chwili nikt. Od tej chwili pozwalam mnie podsłuchiwać każdemu i wszędzie [edit 2014-12-26: później z tego właściwie zrezygnowałem (już po jakimś pół roku), ale zobaczymy, czy będę chciał kar w tej grupie "od późnego 2013", zresztą nie mam tu tłumów na blogu (w 2013 r. miałem klatkę Faradaya oraz cały pokój zaizolowany elektromagnetycznie, więc prawie na pewno tamtego zapisku nie dostrzeżono)], bo i tak nic na to nie poradzę, a bandytyzacja społeczeństwa mi nie służy (dawniej, "miejmy nadzieję", było to nielegalne i każdy słuchacz był przestępcą); zresztą są nagrania na tej stronie, zob. nagłówek. Może później znajdę wam częstotliwość tego radia albo sami mi ją wyślijcie.
[edit 2013-11-17] Wleźli do domu mimo zamka elektronicznego MI-430 ze zmiennym układem klawiatury dotykowej (niestety kiepsko losowanym), chyba zarejestrowali ruch palca. Chyba TVP Warszawa, bo taksówkarz zachowywał się dziwnie i odjechał nie wziąwszy kasy, wracałem na piechotę. Po drodze gadali mi o podaniu częstotliwości radia, o jej zmianie. Wcześniej w Castoramie koleś tuż przede mną kupował wsuwkę drzwiową. Nie działał wielokrotnie dobry kod, dopóki nie poszedłem na ok. 5 min na drugą stronę domu, gdy byłem z powrotem, już działał idealnie. Chyba przesunięty jeden element w piwnicy. To już czwarty drogi zamek, który kupiłem, po jednym na kartę, jednym drogim firmy DOM, gdzie dorobili im klucze, i jednym MI na klucze elektroniczne. I tak jest najlepszy i przy ostrożnym podsłuchiwaniu poradzę sobie mimo zamka. Jeszcze przy wejściu do domu dogadali się z Juwentusem czy jakoś inaczej załączyli alarm bez czasu na wstukanie kodu. Skradziono też właśnie awizo z kieszeni kurtki, raczej nie na mieście. Jeśli zaś chodzi o moją skargę do Gronkiewicz-Waltz ws. Straży Miejskiej, to przekazali ją na miesięczny ustawowy okres do rozpoznania przez komendanta SM; przysłałem odpowiedź, że dotyczy ona też tego człowieka i w związku z tym rozpoznawać powinna rada gminy. Ewentualnie wyślę jeszcze raz z wyraźnym wskazaniem.
(21:10)
Inwestycja w medium, które odsłoni skandal opisany na tym blogu, to strzał w dziesiątkę, który uczyni cię milionerem. Mógłby ten blog zresztą nazywać się bandycituska.com, a jego nagłówek "Dręczony przez bandytów Tuska"; dodałem nawet taki adres jako równoważny (sprawdź). Nie znaczy to, że zaraz mnie zastrzelą czy coś takiego, ale to jest fakt, że za plecami narodu i przy wsparciu od partii premier tworzy, na bazie m.in. Policji i warszawskiej straży miejskiej, tajne wielotysięczne oddziały bandytów do walki z wrogami politycznymi, których ja teraz jestem ofiarą (bo od mojej sprawy ten rząd na pewno może, czy przynajmniej powinien, upaść). Ja widzę przy każdym wyjściu z domu, jak tłumy wylewają się na ulice (zob. wideo). Temat, który ja tutaj opisuję, obnaża w całej rozciągłości żałosny stan, w jaki popadła nasza ojczyzna. Człowiek poddany torturom ze strony służb, które mają przynosić bezpieczeństwo i zabezpieczać dobrobyt – dla pieniędzy. Dziennikarze (chyba od czasów PiS-u także komercyjni) inwigilujący niewinną osobę i przyłączający się do przestępców – za pieniądze (może nawet w ostatnich m-cach i z tego kręgu jest sporo ludzi robiących torturę na ulicach). Baroni medialni z patronującym im samym Benedyktem XVI przy przysłowiowym stoliku do brydża z politykami i przestępcami autoryzują inwigilację Polaków; tuzom takim jak Kaczyński, Tusk, Seremet, Braun, Rydzyk, Michnik, Solorz-Żak, Lisiecki może grozić więzienie. Zakonnicy [nie oni jedni] prawdopodobnie słuchający mnie na żywo, gdy włączam ich radio, media katolickie kryjące temat (bo może to "dobrze", że mi to robią, a co najmniej "mniejsze zło"). Uczelnia, gros jej wydziału wg rady dziekana i rektora, inwigilująca własnego studenta – za wyższe pensje; a tu i inne już stały w gotowości, by robić to samo (UW, politechniki różnych miast). Politycy udający, że nie ma problemu, lub robiący aluzje w mediach, ale niezdolni do przeciwstawienia się złu (postawa typu: "nie chcemy być z przegranymi", jak z tym Piotrem Glińskim); Platforma Obywatelska nadająca się do likwidacji. Zakłamana prokuratura, biegli i sądy, pokątnie czy jawnie (aluzje/scenki) popełniający przestępstwa (np. odmowa prokuratorska zredagowana delikatnie pod moje zażalenie – nie wiem czy ta wersja się bez zmian ostała – podobnie te ich wewnętrzne teksty w aktach (prokuratora, sądu) przy nadawaniu biegu zażaleniu pijące do jakiegoś mojego mówienia pod nosem bodajże na mieście; albo sędzia Sądu Okręgowego robiący aluzję do tego, co dzień wcześniej wkładano mi do głowy [edit 2014-05-25: chyba nagrane, a co do mojego przedednia to na pewno były setki/tysiące niezależnych słuchaczy], po czym na kolejnej rozprawie zmieniono skład i utrzymano słuszność zamknięcia mnie w psychiatryku), chroniący je w ten czy inny sposób, np. ulegalniając czy żądając "odpowiednio wysokich standardów dowodowych" (wszystkie moje zawiadomienia, choćby z matematycznie dającym się wyliczyć astronomicznie wysokim prawdopodobieństwem przestępstwa, odrzucane jako coś w rodzaju braku dostatecznie uzasadnionego podejrzenia popełnienia przestępstwa, zresztą nawet a priori błędnie, np. opisałem w nich wśród innych jedno przestępstwo zrobione na oczach moich i policjanta przez znanego sprawcę i uznane jako nielegalne w orzecznictwie; nawet niemal jawnie "bla bla" w odmowie i ostentacyjne zarzucanie mi dokładnej odwrotności tego, co było (jawne bezczelne kłamstwo w aktach) – np. że w zażaleniu nie wprowadziłem nowych faktów i tylko tak prawnie polemizowałem – byle tylko zgadzało się ze znaną formułką). [edit 2014-04-25: Co ciekawe, tenże tekst o "niewprowadzaniu nowych faktów, które mogłyby przywieść sąd do innej decyzji" i "byciu jedynie polemiką z poprawną decyzją procesową" zastosowano również w 2011 w innym sądzie, kiedy bodajże było to jeszcze w miarę zbliżone do prawdy, za to wtrącono wtedy inne bezczelne kłamstwo, którego tylko ślepy patrząc w krótkie akta nie zauważy, może ironicznie pijąc do "niby-dochodzenia": "nie jest bowiem prawdą, jak pisze pokrzywdzony, że organa ścigania nie podjęły żadnych czynności sprawdzających pod kątem okoliczności wymienionych w doniesieniu". Powtórzę, bezczelne kłamstwo (w aktach ani śladu jakichkolwiek czynności, nawet nie było przesłuchania) użyte chyba po to, by podkreślić, że świadomie źle sądzą i że generalnie nie powinno się tak lekceważyć donosów.] (Sądy to pewnie nie "Gowin", tylko dziennikarze wciągnęli w przestępstwa, bo z natury słaby wymiar sprawiedliwości lubi być blisko mediów. Nawet raz mi w radiu bodajże Zet zrobili szopkę z dzwoniącym do nich sędzią studiującym kodeks karny. W mojej sprawie wprawdzie będzie chyba więcej ławników niż sędziów, jeśli zastosują paragraf ze zbrodnią.) Przekupione duże firmy, jak Tesco czy Castorama, wszystkie sieci taksówkowe, powolni zachciankom podobno Tuska politycy zagraniczni, ten cały gang międzynarodowy zwany polityką europejską (poważnie! nie znacie całej historii...), "bo tu, wśród działających pod stołem i za plecami opinii publicznej rządów, jest współczesne towarzystwo nadludzi". Przekupieni nawet zagraniczni producenci kluczy. Dobre słowo można powiedzieć co najwyżej o dużych firmach (chociaż też trochę kolaborują) i wielkiej liczbie małych firm w całej Polsce; także o bankach, które znały granice w kolaboracji i nie posunęły się do zupełnego złodziejstwa, w każdym razie tutaj zarzutu nie będzie.
Na oczach mediów jest nie tylko tortura, ale i sadystyczne praktyki seksualne (wywoływanie wytrysku po czym pobudka i dalej znęcanie się) czy np. rozbój zrobiony mi w czasie międzynarodowej tułaczki przez policję w Gwatemali, gdzie wygrażali mi przykładając pistolet do głowy i wywożąc o 3 w nocy do lasu ("ciekawe, jak mnie znaleźli błądzącego po tych uliczkach"). Na drugi dzień w mediach co? Onet "o tym" i z sugestią, że ktoś mnie nienawidzi... Nie chcę uprzedzać śledztwa, bo skąd mam wiedzieć, ale patrząc na skalę problemu i niektóre wypowiedzi spikerów, ta sprawa może przynieść jeszcze więcej sensacji niż tutaj na stronie, m.in. pomijam tu prawie odpowiedzialność prezydenta czy TVN-u i Polsatu (nawet i oni mogą słuchać mego oddechu w kraju i za granicą – podesłali mi swoje wozy (raz TVN Warszawa, raz Polsat) i mówią tak spikerzy, bywały też liczne "przypadki" na antenie, Onet pisał w ramach codziennych aluzji o, jakoby jednej, znanej "bohaterce skandalu w TVN" – chociaż ośrodkiem zła i tak pozostaje TVP Warszawa[?]: tamci to pewnie nie od 2004 i klawiatury sami nie czytają). Może też premier powie, bo to mogłaby być jego wina, kto (jakaś firma?) zachęcił go do zrobienia tej trwającej od roku tortury i w ogóle całej tej akcji z nękaniem w miejscach publicznych i prywatnych od ok. 2011. [edit 2013-11-15: Wprawdzie jest to dosyć jasne, sama telewizja(?) podsunęła mi myśl tłumaczącą rozkręcające się właśnie znęcanie się, gdy byłem w Hostelu Zachodnim należącym do dworca w Warszawie. Mianowicie: znęcają się, bo będąc zestresowany chętniej mówię – a więc jest czego słuchać.]
Nie zmyśliłbym aż tyle, aż tak sensacyjnie, bo to by było niewiarygodne, zresztą wiszą na tej stronie dowody i wskazywałem, gdzie szukać świadków (chyba najmniej winy jest u taksówkarzy). Powolnemu zabijaniu mnie wciąż milcząco przyświeca obecny Papież, na którego skinienie mediom rozwiązałyby się zapewne usta, może po pewnych zmianach, ale niestety. Rodziny, ojca też właściwie nie mam, znam ich wszystkich z kolaboracji z bandytami (matka smaży prusaki i ledwo wpuszcza do mieszkania, zresztą w całym kompleksie bloków głośno, ojciec wysyła do psychiatryka, bo już mnie lekarze pomawiali, a on jeszcze wymyślił do tego "historię choroby" z czasów, gdy już nie mieliśmy żadnego kontaktu). Wśród studentów nie spotkałem życzliwości, może sami mieli coś na sumieniu, także wśród moich kolegów z podstawówki (ci może mają mniej, ale też niezbyt mi pomagają; może nie wiedzą). Mnie wśród tej ostatecznej podłości jeszcze ciągle szepczą, by bardziej denerwować, "nie będzie tej sprawy!" Choć to bzdura i mnie, jak wspomniałem w "Kilka wyjaśnień", jeden związany z telewizją świadek już w 4 oczy przyznał, że to TVP Warszawa, i to raczej gotów trwać przy tej wersji.
Czy zobaczymy festiwal kłamstwa, z dziennikarzami i sądami nie wiedzącymi, o co chodzi, czy może jakiś publiczny rachunek sumienia? (Świadkowie się znajdą!) A może moich mediów i prawdziwej ciszy w domu nie będzie, bo nikt mi nie pomoże z pieniędzmi i z oszczędności będę bał się o każdy grosz, póki spekulacje nie dobiją mojego portfela, a tortura umysłu?
Powtórzę, te szepty to tylko część trzyletniego procesu zaogniania się prześladowań i rozkradania mnie nawet z wrażenia posiadania jakiejś prywatności, z wolności (chodzi może o to, by jeszcze uwiarygodnić opinię psychiatry o moich urojeniach prześladowczych czy przynajmniej nadmiernym doszukiwaniu się odniesień do siebie?).
Mój adres e-mail to piotr.nizynski@bandycituska.com [edit 2014-09-27: ale boję się, że nie przejdzie z winy waszych dostawców poczty, typu Onet/WP/Interia/O2/Gmail] – czytelnicy mogą się zgłaszać, jeśli chcą pomóc lub czegoś nie rozumieją. Ja ze swojej strony gwarantuję -- posiadanymi przeze mnie znacznie większymi kwotami, które mogę zresztą przekazać pod wspólną kuratelę jako zastaw – że każdą przekazaną mi pomoc finansową pomnożę, ze stopą gwarantowaną minimum 25% w skali roku i proporcjonalnie (opis, umowa): wystarczy 5000 zł i daję jako milioner zadowalające zabezpieczenia. A ewentualnym świadkom z góry dziękuję i proszę o kontakt, bo wiem, że są tacy (choć nawet w mojej rodzinie bardzo o to trudno, jeśli to w ogóle realne).
[edit 2013-11-07, przeniesione] "Okradła" mnie teraz na ok. 20 zł plus koszty oboczne (łącznie np. 60 zł) firma kurierska Siódemka (lubią dogadywać się z kurierami), biorąc pieniądze za usługę i nie realizując jej (nikt nic nie zrobił, a w systemie wpisali próbę doręczenia): teraz muszę do nich jechać na magazyn (taxi albo przeprawa komunikacją miejską). Obsługa jeszcze celowo starała się zedrzeć więcej kasy na impulsach tel. przez bezsensowne powtarzanie się i niekomunikatywność, brak dialogu (wcześniej np. z urojonych przyczyn nie można było się dowiedzieć o porę przyjazdu kuriera i cały dzień miałem głośno, bo pokój otwarty, żeby był zasięg). Typowe nękanie w wykonaniu TVP Warszawa[?]. Przesyłka 0330338918808, wpisany mój nr tel. 797466122.
[edit 2013-11-12] Parę scenek z radia komercyjnego. Dzisiaj: Radio Zet (już raz plakatami odnosiło się do mnie), dwójka prezenterów, pani reaguje na mnie raz po raz, chociaż w zasadzie to raczej było na mowę spikerów. Co ciekawe, raz pili nawet do tego, o czym myślałem i mówiłem godzinę przed wsiąściem do taksówki z radiem (mianowicie do tego, że to nie telewizja kradła, tylko głównie sama Policja). Tak było przed i ok. 9-tej rano. Wczoraj: Radio Plus, dobierali piosenki pode mnie. Trudno mi wspominać, bo ciągle gadają. Kilka dni temu: występ w jakimś jeszcze innym chyba radio prezesa Związku Kupców Polskich czy coś takiego i chyba też ze słuchaweczkami w uszach, bo reagował na mnie natychmiast, w czasie rzeczywistym. Czyżby występ tylko na zasadzie "jeśli też będziesz podsłuchiwać"? To upolitycznienie mediów komercyjnych to ponoć dzieło zapoczątkowane przynajmniej przez Kaczyńskiego i Wildsteina. Swoją drogą: mieszkam teraz w domu, ale wkrótce pewnie przeprowadzę się do bloku.
(00:56)
Wielu być może daje do myślenia, że Kościół w sprawie tortury i podeptania praw człowieka przez państwo milczy. Skandal ten zna od lat (jeszcze z czasów dużo humanitarniejszych) nawet papież Benedykt XVI, osobiście, nie tylko media watykańskie, choć ja o tym wiedziałem głównie dzięki RadioVaticana.va. Raz wręcz w 2009-10 papież we własnym przemówieniu zrobił pewną aluzję do tego, co ja dokładnie wtedy (poprzedniego dnia) pisałem w kontekście oszustw mieszkaniowych, mojej tam wykładni przepisu (powiedział wtedy: "dawać człowiekowi to, czego naprawdę potrzebuje", synteza mojej wykładni odnośnie korzyści z usługi niematerialnej), a w radiu watykańskim to w ogóle nieraz bywały tego typu aluzje do mnie w nagłówkach artykułów internetowych (np. tego samego dnia, co zamknięto mnie w psychiatryku, tylko wcześniej, było tam o prokuratorach jakiegoś znanego zakonu). Może i więcej tego było u samego Benedykta XVI, np. w tamtej sprawie prośba, by władca pochylił się i zainterweniował czy coś takiego (to taki ciąg aluzji dzień w dzień się zrobił), zresztą wszystkiego nie sposób spamiętać.
Kościół – i media katolickie, nie tylko Ojca Rydzyka – świadomie milczy właściwie z podobnego powodu, co inne media, z wyjątkiem tego, że zamiast (czy oprócz(?)) czynnika korupcji dochodzi polityka. Jest na pewno czynnik wstydu z powodu wieloletniego krycia, ale istotny powód jest taki, że nie mówiono wcześniej (słynne "nic się nie stało", "musi być jakiś event": takie mi sugerowano powody, nawet na rydzykowych stronach internetowych). Mówiąc wprost, jeśli w jakimś medium dzięki jego kierownictwu nie ma tego tematu, bo o tym nie wolno mówić, to taki baron medialny, wg interpretacji, jaką widocznie kiedyś tam im przedstawiono, staje się pomocnikiem w przestępstwie i podlega odpowiedzialności karnej w razie, gdyby jednak było śledztwo. (Może nawet nie o jakieś obawy chodzi w RM i generalnie w ogóle trudno mnie i innym ludziom usprawiedliwiać jeszcze dziś te opory: ot po prostu widocznie jakaś dawna decyzja. Chyba też chcieli, bym własne media założył, co zrobię, gdy będę miał kapitał zakładowy...) W Radiu Maryja itd. tego nie było, bo "straszny obciach", Kaczyński może poszedłby do więzienia za podsłuchy, wtedy jeszcze te podżegania się nie przedawniły [dodaj: dziennikarze, WAT(?)]. Tusk w dodatku też nielepszy. Lewica by Polską znowu rządziła... No więc nie pozwalano mówić albo też nikt nie chciał. Tu, jeśli oni sami nie wyznają, to kary oczywiście nie będzie, ale skandal tak.
Można ściągnąć, klikając tutaj, jedną z moich dwóch prób telefonicznego zgłoszenia tematu do Radia Maryja (trzeba zapisać plik na dysk, np. klikając prawym przyciskiem myszy w odnośnik, potem odtworzyć go i przewinąć o 1:30). (Dałem ten odnośnik już wcześniej, we wpisie "Postępy" oraz dziale z nagraniami, p. nagłówek.) Oprócz tego były e-maile.
Krąży też plotka, że nie tylko zakon redemptorystów nie chce, by tam mi udzielono pomocy (do prowincjała całego CSsR też napisałem), ale nie chciał tego sam papież Benedykt XVI. Możliwe, że nawet się do tego przyznają w RM, robili kontekstowe aluzje, tak jak w ogóle się nie kryją z "hotlinem", gdy ich włączam, z aluzjami w Naszym Dzienniku itd. Zapewne dlatego zaczęli się w TVP Warszawa(?) mną bawić na tyle, że wręcz regularnie wywoływali wytryski – żeby później znowu wyciągnąć temat "krycia skandalu pedofilskiego w Kościele"... Mnie do dziecka nieraz już porównywano, w ramach tego głupiego nękania, bo żyję samotnie i "jak dziecko". Zresztą znane skandale wyciągali wcześniej, w Radiu Watykańskim, gdy nowy papież w marcu wstępował na tron, mianowicie jakieś artykuły (obok tamtych związanych z moimi groźbami samobójczymi), w których krótko informuje się o odpieraniu zarzutów o współpracy z jakimś tam historycznym reżimem w Ameryce Płd.
Policja wie lepiej ode mnie, skoro może się z ich mediami kontaktowali, ja tu powiem tylko od siebie. Wtedy właśnie, u zarania nowego pontyfikatu, często słuchałem hip-hopu, żeby trochę osłabić torturę, a w liście odtwarzania była m.in. taka oto piosenka (kliknij, aby posłuchać): "Ważna nieustannie dobra wiara, / Boże pomóż mi, prowadź" (powtarzane kilka razy [refren]) – dla niezbyt obeznanych: papież Benedykt XVI stał przez wiele lat na czele Kongregacji Nauki Wiary – dalej "Jeszcze raz miałem farta, nie tak kończy król / (...) Rozpraszający ból, to przez rozerwany kark, / (...) Byłem pewny siebie i jestem taki nadal / Nawet jeśli jutro psy będą łazić po sąsiadach. / Potrzebuję lekarza, koszula cała we krwi, / Że można by wykręcić i krwią zalać butelki. / Nie podpalam się, wierz mi, muszę zatrzymać krwotok, / Byleby dojść do auta, każda chwila jak złoto. / Odpowiedz czemu biznes łączy się z siłą, / Idź w pizdę, nie dam się wykończyć skurwysynom." – kiedyś zresztą powiedziałem bratu, co mi często jeszcze w 2011 wypominano, "nie dam się zniszczyć". Dalej: "Centymetry od ziemi, uniesiony jak anioł, / Mimo to powtarzam sobie, że świadomi przetrwają. / (...) Krew ścieka po rękach i krzepnie na ubraniu, / Jestem słaby, jakbym ważył tylko 10 kilogramów, / Na pięcie przyhamuj, zostało kilka chwil, / (...) To zamach był, znaczy pułapka, / Ile warte jest, co mam, że nienawiść przerasta? / Kręci mi się w głowie, mózg upada na kołnierz / Chyba to koniec, czuję, że spadam na mordę. / O grzechach daj zapomnieć, to przez to zło miasta, / To wszystko, śpij spokojnie, na każdego jest czas, brat". Piosenka ta w dosyć krótkiej playliście powtarzała się co np. 3 godziny. W tekście tym, oprócz innych rzeczy, mamy poniekąd moją sytuację z Meksyku, gdzie auto mi (przy sprzyjającej pogodzie i nienadmiernej prędkości) straciło sterowność (jakiś poślizg), uderzyło w barierkę na zakręcie i spadło z wyniesionej o kilka metrów jezdni, szczęściem nie trafiając centralnie w drzewo, kilka razy jeszcze dachując (pisałem już o tym w jednym z wpisów niżej). Nawet się nie zakrwawiłem wtedy czy prawie nie, choć oczywiście auto skasowane, laptop zniszczony, komórka zginęła. Mógł to zresztą ktoś wywołać.
Afera TVP mogła wywołać decyzję papieża o ustąpieniu, skoro sam wtedy tłumaczył się dodatkowo jakąś tam sytuacją właśnie z Meksyku, gdzie czuł się bardzo źle itd., niemalże kalka. (Docenił tę historię, podczas gdy ja raczej myślałem, że to przypadek i ignorowałem to.) Proszę sobie prześledzić informacje prasowe o tym ustąpieniu. Mówił, że podjął wtedy decyzję dobrze przemyślaną, rozważywszy wszystkie za i przeciw, żeby odejść (u mnie: podsuwane przez TV[?] i media pomysły z samobójstwem w razie porażki sądowej, zob. tutaj, oraz prawdopodobieństwo upadku rządu w razie przeprowadzenia tej sprawy). Podawał jako powód swą starość; mnie przy puszczaniu tej piosenki imputowali podprogowo, że taka głęboka wiara to raczej rzecz starych ludzi. Zresztą samą tę zmianę na tronie dzieliło od mojego posiedzenia sądu w sprawie śledzenia może z 2 tygodnie. Na pewno temat tego największego w historii Polski, przynajmniej nie tak starej, skandalu spotkał się z zainteresowaniem głów państw (patrz wpis z 4. października). Widziałem też komentarze przy tej okazji, jako próba wytłumaczenia, o słabym papieskim zaangażowaniu na rzecz praw człowieka i związanych z tym oczekiwaniach wobec jego następcy.
Swoją drogą proszę nie lekceważyć tekstów piosenek, różne radia w Polsce już od lipca 2011 podmieniały mi je kontekstowo, tj. żeby pasowały do mojego życia, choćbym tylko na chwilę wszedł do przypadkowego lokalu (tłumaczyłem to sobie w myślach, pewnie za sprawą TVP Warszawa (dawna nazwa: WOT, Warszawski Ośrodek Telewizyjny), zmową tych knajpek z radiami, bo przecież "tyle ludzi mnie obmawia"...). Nawet jeszcze na Ukrainie w sierpniu 2011 mi tak robiono (np. w jakimś taxi: "a nam to wot wsio rawno", co akurat do kwestii przedmiotu tej obmowy odnosiłem), poniekąd zostało do dziś. Wspomniałem o tym już we wpisie o prokuraturze, dopiero teraz opisuję, bo jeszcze znowu będę jak paranoik.
Niedługo przed ustąpieniem, bo chyba w styczniu – była to ostatnia głośna decyzja – odwołano dyrektora, nomen omen, Watykańskiego Ośrodka Telewizyjnego, jak to nazwano; zamknięto mi wtedy sprawę w prokuraturze i odwołałem się do sądu, zaś pojawiające się tam przypuszczenie, że szpiegują mnie w Telewizji Polskiej, a może nawet precyzyjnie w kanale Warszawa (dawn. znanym jako Warszawski Ośrodek Telewizyjny), opierało się wtedy [i właśnie wtedy] jeszcze tylko na obficie podstawianych dookoła mnie samochodach z rejestracją WOT, mylnie zresztą w myślach za sprawą telewizji rozszyfrowywanych: "sprawa jest tylko w tym mieście". Wcześniej w 2012 r., tuż po moim powrocie na stałe do Polski, była jeszcze sprawa kamerdynera (którego papież wprawdzie ułaskawił, ale, patrzcie, wpierw osądził!) – tutaj skojarzenia z moją sprawą mniej może rzucały się w oczy, choć w sumie podobny temat i "na górze". Oprócz wymowy samej historii (areszt i więzienie dla głównego bohatera-inwigilatora za... kradzież, prywatnych listów, i donoszenie do mediów, głośna sprawa, zastosowana opcja "osądzić i dopiero ułaskawić") przypominam o moich przejściach z niedostarczanymi odmowami z prokuratury – akcje w rodzaju "pierwsze awizowanie po 2-3 tygodniach, gdy lokatora już nie ma" (np. 20.IX wysłana odmowa, jeszcze 3.X mówili w hotelu, że nie było żadnego awizo) czy w ogóle brak awizo (mieszkanie ul. Dymińska) – ja wtedy (pół roku przed akcją wobec kamerdynera, tj. na przełomie 2011 i 2012 r.) swoje zawiadomienie na ten temat do PG, na które dano nieprocesową quasi-skargową odpowiedź, wysłałem także do RMF FM z prośbą o kopię dla Prymasa (w mediach następnie teksty, może nawet od hierarchy jakiegoś, jak to księża dawniej bywali notariuszami). Nawet sugerowałem w tym zawiadomieniu jako jedną z możliwości kradzież/zniszczenie dokumentu (to zawsze jest istotne przestępstwo) przez listonosza/hotel. Może to i legalne takie opóźnianie na poczcie (u prokuratorów terminowość niby się liczy, a kto wie, czy to nie oni), ja się nie znam, ale w takim razie gdzie jest granica i jak odróżnić niedostarczanie bez powodu przez rok od odstąpienia od dostarczenia. Możecie mi wierzyć lub nie, ale dokumenty (także jakieś pocztowe w aktach) mogą to wszystko potwierdzić, świadkowie też. Wiedzieli pewnie w Warszawie już zawczasu o tym [kradnącym pocztę] kamerdynerze i dlatego załatwili u Tuska(?), we wrześniu 2011 r. (zawiadomienie o stalkingu), niewysłanie listu (bo coś dziwny zbieg okoliczności...). Później jeszcze mi w myślach z tej niedostarczonej odmowy robili cały wrzesień i kolejne miesiące Bardzo Ważną Rzecz, a jeszcze później (mniej więcej wtedy, co druga kradzież komórki, tj. chyba ok. marzec 2012) rząd znienacka wymyślił opodatkować Kościół... po czym ta dziwna szopka z kamerdynerem (może chodzić zarówno o prowincjała [zakonu związanego z Radiem Maryja itd.], jak i dyrektorów TVP Warszawa). Tak jak przy tym ustąpieniu, już po "głównej sprawie", jakby tak trochę po cichu i dodatkowo, wspomniano coś na stronie Radia Watykańskiego o "ojcowskiej miłości" Benedykta XVI do skazanego kamerdynera: dokładnie kopiując mój tok myślenia, gdyż ja [często głośno myśląc] wtedy o śledzenie mnie i nękanie przez ludzi obwiniałem mojego ojca wespół z uczelnią i studentami, ale w pierwszej kolejności ojca. (Może wyjaśnieniem tego całego zbiegu zdarzeń jest to, że śledzenie mnie rozpowszechniło się nieco wśród księży?) Jeśli dobrze odbieram te mało nagłośnione wtórne tłumaczenia papieskie jako mrugnięcia okiem w moją stronę i przyznanie się do podłoża całego wydarzenia, to o ile mam rację z kamerdynerem – a tutaj to na pewno nie był przypadek – to mam ją też zapewne z ustąpieniem.
[edit 2014-12-19: Jest też kwestia poustawiania telefonów w parafiach, wskutek czego może tam grać Policja(?) przez głośniki (zauważyłem nieraz w różnych kościołach, jeszcze w tę Wielkanoc), ale czy konkretnie jest w tym udział papieża, tego nie jestem pewny. Być może przy tej okazji, jak to zwykle bywa, wciągano księży w szpiegostwo.]
Swoją drogą: wczorajszy spadek ceny transakcji na Kernelu z samego rana o 10%, a później jeszcze niżej (jako jedyna z WIG20 spadła o 15%) to nie moje dzieło. Ktoś to dalej wyprzedaje (może ten bank, co się przy serii kradzieży skompromitował), a już liczyłem, że właśnie się odpowiednio podniesie i może nawet zabiorę się do biznesu.
[edit 2013-10-28] Znowu wejście do domu, chyba wczoraj, nawet otworzyli piwnicę i przenieśli coś z niej do czajnika z wodą. Ponadto skradzione kilka opakowań pianki montażowej, wartości ok. 60 zł, i drobna płytka wełny z drzwi.
[edit 2013-10-30] Telefon do Fundacji Helsińskiej w związku z pozostawianiem maili bez odpowiedzi. Chyba też są skorumpowani. Nagranie (niestety słychać głównie mnie i podkład podprogowy)
[edit 2013-10-31] Jeśli ktoś myśli, że człowiek do takiej tortury, jak ta robiona przez TVP Warszawa[?], może się po roku przyzwyczaić, to grubo się myli: tu każdy dzień to zarwany z powodu spikerów sen (2-3h) i nieomal zwijanie się z bólu (a w wolnym od tego czasie: próby z izolowaniem domu). Bardzo dziękuję za pomoc! inwestycja, reklama inwestycji.
[edit 2013-11-26] Gdy w III/2012 wróciłem na chwilę do Polski (tułaczka i nieregularne utrudnione wypróżnianie się, zwykle raz na tydzień-dwa, trwały 7 m-cy, tj. od listopada 2011), spotkałem w mieszkaniu matki to samo, prawdopodobnie ze strony jakiegoś sąsiada, o czym pisałem we wpisie "Z mieszkania matki". W myślach mi ciągle podsuwano, żebym się powstrzymywał, krępował, wtedy ten element będzie ważny i zasłuży sobie na wyższy wyrok (ja i tak się krępowałem, ale ci mnie jeszcze w myślach podjudzali, bym raczej nie załatwiał się tak przy ciągłym śledzeniu i nachodzeniu, tylko szukał prywatności, bo to wtedy takie ważne będzie). Papież Benedykt XVI widocznie chciał mi pomóc w tych cierpieniach, bo gdy w końcu przełamałem się u matki i załatwiłem, mimo okazywanego mi patologicznego czyhania na to, zaraz padła jakaś aluzja – bodajże przez Radio Watykańskie, ale pewny nie jestem – że "i przez to teraz nie będzie sprawy". Zob. też tutaj
[edit 2014-02-02] Instytucja kościelna, jaką jest Caritas, też się nie popisała, jej pierogarnia (archidiecezji warszawsko praskiej bodajże, tak było na rachunku, dyrektorem zapewne jest jakiś ksiądz) była wśród innych lokali na moim osiedlu, przy pl. Szembeka/Chłopickiego, w 2013 r. i tam też było to męczenie dźwiękowe (w przeciwieństwie np. do saloniku z prasą, ale generalnie wszystko przekupione, ostro też na poczcie). Podstawiano tam blisko jakieś samochody, chodzili ludzie, ale to raczej ze środka było zważywszy na łączne tłumienie moich wszystkich ochronników oraz szyb. Zdarza się, że WOT idzie też z głośników kościelnych (to chyba organista), np. na Bemowie kilka razy podczas mojej wizyty w tamtejszym kościele, teraz też było na mszy w parafii na pl. Zbawiciela (księża problem WOT-u doskonale znają).
[edit 2014-06-04] Nawet cała fala ustąpień na tronach europejskich miała miejsce: 28/02/2013 Papież, 30/04/2013 królowa holenderska Beatrix ("czas na zmianę pokoleniową", później jeszcze to samo u emira Kataru), 21/07/2013 król Belgów Albert II (z przyczyn zdrowotnych), a w 06/2014 (nieco ponad rok po pierwszej) zapowiedziano abdykację hiszpańskiego Juana Carlosa (również z przyczyn zdrowotnych). Jeśli z czymś podobnym mi się to na szybko kojarzy, to chyba z tą falą zagranicznych, jednolicie ubarwionych w skali kraju (ganiających za mną tłumnie) taxi z 2011/12, bardzo się to rozpleniło wtedy na świecie (a świata trochę widziałem).
(02:44)
Że też milionerowi przychodzi błagać o pomoc, i to z pieniędzmi, ale tak właśnie dziwnie w Polsce się złożyło. (Ale milionerem jestem, mogę to udowodnić.) Nie będę błagał o interwencję prasową, bo byłby to układ ze złem i wstyd mi tego samolubstwa (realne niebezpieczeństwo, że te media, które sprzedały człowieka i nie tylko jego, lub które są publicznymi oszustami, będą dalej istnieć, a może nawet to nie wyjdzie: mówię tu głównie o prasie, bo jej misja jest głównie informacyjna), jednak jeśli już, to z dwóch możliwych źródeł lepsza jest interwencja o wyraźnie politycznym podłożu, związana z jakimś zdarzeniem politycznym. Gdyż źli politycy łatwo tracą poparcie, w odróżnieniu od złych mediów (które wszakże też je stracą). Jest to o tyle łatwe, że politycy mają własne kanały organizowania ludzi, mianowicie partie, i wobec tego mogą robić różne rzeczy, bojkotując zarazem media, i nie tłumaczyć się z nich (nawet nie potrzeba do tego kłamać). Oczywiście nie będę do żadnych działań zniechęcał, jako że sam mam obecnie duży problem z panami od "ty ch*** glupi" i ma go poza tym jeszcze, chyba, dużo ludzi (wprawdzie ci ludzie moga sobie jakoś łatwo z nim poradzić, bo dotyczy to np. tylko ich 8 godzin dziennie, nie licząc snu; co najważniejsze, mają od tego odpoczynek).
Mnie oczywiście najbardziej pomogą pieniądze, tym bardziej, że w związku z pięknymi interwencjami banku(-ów) lub innych potężnych instytucji spółka giełdowa Kernel jeśli cudem jeszcze nie bankrutuje (co z tego, że WIG20), to przynajmniej jest wyprzedawana, a w tej spółce, poniekąd podjudzany przez wcześniejszą Dobrą interwencję (także nieprzypadkową), ulokowałem swoje miliony. Oszczędzam tak, że często brakuje mi na chleb, bo kończą się co chwila niespodziewanie te nieliczne tysiące, które sobie wypłacam, jest to moja typowa wlaściwość, przesada w oszczędzaniu, jednak powody są. Do uruchomienia spółki naprawdę, na dużą skalę, jako nowe media, a nie jakieś tam pisemko, któremu jeszcze źli ludzie zniszczą bilbordy tak, że nie zauważy (lub po prostu na nie nie starczy: 1000 bilbordów w całym kraju przez miesiąc to nie tak dużo – przecież tylko kilka w 10 największych miastach województw, na więcej mnie teraz nie stać), potrzebne są pieniadze, a mnie przez te spekulacje ich po prostu brakuje (zabrane między 700 tys. a 1 mln zł), więc wzywam do udzialu w inwestycji. www.megalokata.80.pl To mi najbardziej pomoże, za pieniądze można mieć wszystko, co konkretne, a już na pewno nie wierzę, że nie uda mi się w ciągu najbliższych dni wyciszyć domu. (Już m-c temu łudzono mnie, później jeszcze przy okazji kominiarza, że tak strasznie pomogło wypełnienie przestrzeni międzyokiennej itp., niestety później wróciło znane.)
Przecież zamieszczam na tej stronie dowody, można mi zarzucić brak pilności w tym, ale są pewne zdjęcia, wideo, nagrania audio, mógłbym powrzucać dokumenty z prokuratur i sądów, pokazujące, jak bezpardonowo mnie traktowano (niestety, nie wszystko tam widać, np. tego, jak robili aluzje i niemalże kalki moich słów w swoich tekstach), a zarazem, że wszystko zglaszałem i jak dobrze zgłaszałem (kłamać, nawet w skardze, to może być przestępstwo). Jak ktoś chce, dostanie ode mnie pełnomocnictwo i sobie sprawdzi te dokumenty. Jest multum świadków, choćby i ta pani Gronkiewicz-Waltz (jeszcze chyba w tym roku w studio), która, daj Boże, też zostanie sądownie ukarana, bo prawdopodobnie jest za co. "Współpraca" miasta i mediów miejskich z TVP Warszawa datuje się nie od dziś.
Jeśli może mam elementarne zaufanie, że media podejmą temat, to w każdym razie, żeby to nastąpiło (na pewno i nie półgwizdkiem, bez krycia ważnych rzeczy i z opinią publiczną chcącą i mogącą mnie słuchać), trzeba by zaktywizować znaczną część narodu, miliony ludzi, do tego trzeba wystartować z np. półmilionową sprzedażą przez pierwszy dzień, kilka dni. Teoretycznie mogłoby do tego wystarczyć zaktywizowanie polityków, ale aniołki to nie są, już dawno mogliby działać, choćby bez żadnych denuncjacji prasowych. Ponadto przecież planuję kolejne media, sama gazeta to mało, to jest cała ofensywa na różnych frontach. Tu także kryje się niebezpieczeństwo, bo i inni mogą otworzyć media, tak jak stworzona za czasów rozkręcającego się nękania gazetka "Uważam Rze", które będą udawać, że są inne, jednak wg wszelkiego prawdopodobieństwa są takie same, też by nie mówiły (ktoś się pofatyguje o czyn miłosierdzia i zorganizuje jakieś masowe dobijanie się, bo to zapewne nie tak łatwo, do np. Radia Maryja? czy choćby wpłaci mi kasę? nie, nikt nawet nie szuka mnie w necie, nie czyta tej www, tak bardzo są zajęci innymi, jakże ważnymi sprawami; mała też część czytelników w ogóle zagląda do dowodów). Potrzebna jest zresztą specjalną konstrukcja mediów, by je zabezpieczyć przed takimi przypadkami.
Co do Uważam Rze to jej założyciele nawet myśleli chyba o mnie, wnioskując po aluzji na okolicznym bilbordzie do aktualnego wtedy problemu moich i "moich" publikacji internetowych sprzed lat. ("Właściciel nośników [reklamowych] nie utożsamia się z poglądami głoszonymi przez... [redaktora]")
Swoją drogą zauważyłem wlaśnie włam na mój serwer, prawdopodobnie dostano się nań skopiowanym z mojego dysku pod nieobecność (poprzez wejście do domu) kluczem SSH. [edit 2015-03-10: Wyjaśnienie takich incydentów znajduje się we wpisie Czyżby bandyta śledził także moje połączenie internetowe? – przypis 2015-02-09, czyli jest dość nowe. Na pewno potrafią wchodzić bez tego klucza.]
[edit 2013-10-22] Po tym, jak w środku nocy (zapewne sama TVP, bo już nieraz robili takie głupoty) wywalili mi ogłoszenie na Gumtree o poszukiwaniu telemarketera, rzekomo nic nie wiedząc, ale specjalnie aż zmieniając regulamin, ciągle dają motyw "Powiem! :(", "Będzie teraz sprawa! :(", jakoby w kontekście Gronkiewicz-Waltz, co oczywiście póki co nijak ma się do rzeczywistości. Natomiast pomóc finansowo jakoś nikt nie chce. Myślę, że to mówi samo za siebie. Chyba uważa się, że skandal w mediach nie jest taki istotny albo że w rzeczywistości to są dobrzy ludzie. Niestety szukanie chętnych do wybitnie korzystnej i uczciwej inwestycji, gdzie można jednocześnie się ustawić do końca życia i komuś bardzo pomóc, jest wyjątkowo trudne (nie chcę nazywać idiotami tych, którzy widząc tę ofertę lokaty ignorują ją, abstrahując tu zresztą nawet od samej sprawy z tego bloga, ale to jest naprawdę bardzo ciekawe, że takich ludzi były tysiące). Oferta telemarketingu jest na www.sysplex.pl/praca.
(02:35)
W ślad za moim poprzednim wpisem, gdzie naświetliłem udział czołowych politykow polskich w przestępczym urządzaniu sobie Big Brothera i dręczenia mnie, kontynuuję polityczny aspekt afery TVP.
Zacznijmy od spraw starszych, czyli zwykłego śledzenia, nękania i złodziejstwa. W Panamie (luty-marzec 2012) nękano mnie nie tylko przez zastraszanie, o czym już pisałem (efekt słuchaweczek i walkie-talkie też np. w pewnym banku), ale i zastosowano drugi rodzaj tego polskiego przestępstwa (wprawdzie w przestrzeni publicznej, ale to chyba klasyka kryminału jest, że ktos za kimś chodzi). Ponieważ w hotelach było zupełne badziewie (trzaski, dreptania, cykania), spałem generalnie tym razem nie w pociągach i na dworcach, a w samochodzie, ale też w McDonaldzie. W tymże McDonaldzie, gdzie zresztą obsługa traktowała mnie specyficznie, podstawiano zwłaszcza za dnia spore ilości ludzi sprawiających wrażenie, że specjalnie dla mnie przychodzą. Jakaś samotna kobieta po 40-ce, która przyłazi i nic nie robi, tylko kładzie kostkę na kolanie (ten wybitnie często wytykany mi gest dali nawet w figurce Ronalda McDonalda przed restauracją) i gapi się dziwnie. Jakieś tabuny ludzi z laptopami (typowe(!) podstawianie w II poł. 2011 r. i na początku 2012 [edit 2014-11-16: sens tego był taki, że przecież inni też mają laptopy, skąd w ogóle mieliby wiedzieć, co się w moim dzieje: takie myśli mi wtedy chodziły po głowie pewnie nieprzypadowo, zresztą wygłaszałem je czasem]). Jakaś Policja umundurowana, jakaś inna służba tym razem morska, gdy ja akurat na chwilkę przyszedłem. Takie rzeczy zdarzały sie zresztą i w innych knajpkach (mimo wszystko trochę groźnie było, bo takie kraiki jak Panama, które ledwo nie wpadną do oceanu, nie wiadomo o co podejrzewać i tylko na jakimś elementarnym chrześcijańskim morale władz można polegać). O tłumach samochodów "gwardia prezydencka" i "do ściśle oficjalnego użytku" wokół mnie, o kiblach i nieodłącznych taxi już pisałem (było ich bardzo wiele, zakorkowywali wręcz ulice i z 5 dookoła mnie, zresztą wspomniałem o zabawach światłami), a zrobiono też remonty przed centrami handlowymi. Taki "remont", generalnie kojarzący się z władzami, oznaczał nie tylko, że w takim mallu straże/Policja robią kibel; może i np. to, że laptop, świeżo kupiony po przybyciu, już był chyba "obsłużony" przez TVP i wiedzieli, jak brzmią jego klawisze. Prezydent pokazywał się w TV i prasie robiąc aluzje. Trochę groźnie robiło się też nocami, jak podstawiano obok mojego auta radiowozy, a było to przecież zaraz po rozboju policyjnym w Gwatemali.
Co się tyczy kolejnych krajów, to tu mamy przykłady światowości problemu: w Doha (Katar, kwiecień 2012) także byłem śledzony, choć to tylko godzina-dwie na lotnisku były; co więcej, gdy – tuż po powrocie ze szpitala w Nowej Zelandii, gdzie zamknęła mnie ich Policja na polecenie urzędnika imigracyjnego wkrótce po wylądowaniu i który to szpital udawał, że jestem chory (bo uważam, że mnie śledzą) i tam "zdrowieję" – lądowałem przejściowo z urzędnikiem u boku w Singapurze, chyba nawet tam włączyli na tę chwilę podsłuch dla TVP. Na tymże lotnisku Singapur obsłużył mnie specjalnie – bo innych tam wtedy chyba nie obsługiwał – wtykając w paszport karteczkę, że nie mam tam prawa wjazdu (choć Polacy wg prawa mogą wjeżdżać do tego kraju).
Wspominałem już o dwóch mych nieudanych próbach ucieczki za granicę przed "radiem Warszawa", w czerwcu i sierpniu. Zwłaszcza w sierpniu, gdy podróżowałem autem pożyczonym od skorumpowanej(?) firmy Sixt w Offenburgu (inne zachęciła do niepożyczania mi, pod fałszywym pretekstem, pewnie ich Policja nakłoniona przez TVP [edit 2014-11-16: wcześniej jednak parę km na piechotę trzeba było pochodzić po mieście, żeby tam się przekonać, że z dziwnego, jakby pode mnie zrobionego powodu nie pożyczą]), przejechałem kawał Francji, dotarłem też pociągiem do Szwajcarii, a już wcześniej (2012(?)-2013) manipulacje podprogowe zauważyłem w Holandii. Wszędzie tam niestety było to zjawisko, podobnie jak nasyłanie ludzi (tego ostatniego najmniej było w Holandii, ale też przecież). Zapewne niestety robiliby to w całej Europie. Przejdźmy teraz całościowo do prawnego aspektu tej sprawy w Europie.
W Niemczech robiono mi Nachstellung (taxi: Berlin, Frankfurt n/Menem, Duesseldorf, tortura, hotele, nasłane rowery itp., kaszel) – taki niemiecki odpowiednik stalkingu, czyli naszego uporczywego nękania – i tu może być wina pani kanclerz, choć kto wie, czy to wyjdzie i czy tam w ogóle media się zainteresują. Mogą być 4 lata. [edit 2013-11-26: To na pewno, natomiast może też Niemcy zrobili II kradzież telefonu; i tak, to chyba robi się na najwyższym szczeblu.] W Duesseldorfie, tak jak później w Paryżu i Gwatemali (drugi przylot), a wcześniej na dworcu Warszawa Zachodnia i Centralna, "poustawiano" (są w temacie) w pewnym promieniu od dworca sklepiki (np. w Gwatemali jakaś rolka papieru toaletowego w sklepie z GSM-ami, zresztą typowa złośliwość z czasów, gdy mnie krępowało to głupie nękanie [edit 2014-11-20: wszędzie wtedy (ba, jeszcze w czerwcu-lipcu 2012 w Polsce, gdy próbowałem zabezpieczyć toaletę domową przed "roentgenem", czyli obserwowaniem ruchów) podstawiano np. ludzi kucających, jak przy załatwianiu się, gdy np. od tygodnia się nie wypróżniałem; podobnie np. na telewizyjnym ekranie dworcowym w Berlinie jakieś jelita pokazali w takiej sytuacji, co miałem okazję obejrzeć. W Polsce też spotykałem się z takim eksponowaniem rolek (np. sklepik blisko PW pod koniec 2012: niby to, jak tłumaczyli w myślach, "o PiS-ie", bo ten "tylko podsłuchiwał")... W Niemczech, oprócz tortury, w sklepach także masowo "otwarte wrota do handlu" (Berlin), gdy przyjechałem we wrześniu 2014 bodajże.]). Ponadto leciałem bodajże 2 razy z Meksyku do Niemiec i otworzono ten nielegalny podsłuch, nawet jakieś kontrole były (raz celnicy, raz Policja), chyba tego w powietrzu nie zrobili. W Holandii też raz mi to otwarli, gdy wróciłem z Panamy KLM-em i też była ostentacyjna kontrola, przez którą spóźniłem się z lotem do Niemiec. We Francji (którą chyba raz rządził jeszcze prezydent Sarkozy, a raz już Hollande) robiono mi "harassement moralle" (nękanie moralne), w postaci licznych taxi (nocą też, na pustych ulicach, w różnych miastach, nawet małych! może się zjeżdżały), "wszyscy mnie znają" (knajpki paryskie) [edit 2014-11-20: W Paryżu np. w knajpce jakiś kelner na mój widok wyłazi i przez telefon gada z kimś – swoją drogą znany sposób uporczywego nękania mnie – nawiązując do jakiejś ostatniej sytuacji (bodajże z wywołanym łzawieniem lub coś takiego, nie pamiętam już tego), choć generalnie tam nie tak źle.], kaszlu w metrze, podesłanego patrolu i natarczywej prostytutki nocą (tak poza tym idealnie, jak to zwykle tam w nocy, pusto + specjalnie tylko dla mnie mnóstwo taxi), złośliwości – za ww. przestępstwo jest do jednego roku – ale i torturę, w postaci tego radia (także w pociągach), wprawdzie słabiej niż w innych krajach, ale było. Za to już może być do 15 lat, a byłem w tej Francji teraz w sierpniu w różnych miejscowościach i w podróży z 7-10 dni, musiałbym spojrzeć w archiwa. Raz zresztą w Pontarlier jacyś podesłani ludzie, chyba Policja, gadali, że to idzie po kolei z samej góry (prezydent) i że chyba nawet są świadkowie, że obalą go. W Szwajcarii było radio (bardzo ciężkie do zniesienia) i ludzi też ponasyłano, o tamtejszym przepisie dot. tortury i ataku na ludność już wspominałem (podobnie jak w Polsce, nie mniej niż 5 lat się za to dostaje); jeśli by potraktować moją tam wizytę jako kontynuację tego, co miałem w Polsce i część jednego procederu, to tym bardziej byłoby przestępstwo (ale znając życie, zaraz wszyscy zaczną ich tam bronić, w pierwszym rzędzie media: tam "niestety" łatwo o delegalizację podsłuchu radarowego). Jeśli chodzi o wszystkie kraje, w których jeździły za mną taksówki, czyli Niemcy, Francję, Meksyk (stolica i, z pewnym spóźnieniem, Oaxaca), Gwatemalę, Panamę, Hong Kong, Australię (na Malcie, w Belize, Szwajcarii i we Włoszech jeździli autami nieodróżnialnymi), to choćby nie było przepisu penalizującego stalking (a to naprawdę było ciężkie do zniesienia, gdy się nie rozumie, o co chodzi z tym śledzeniem i po co), może przecież mieć znaczenie ekonomiczny aspekt tej operacji, w rodzaju polskiej niegospodarności w spółkach.
Wspomniałem, że wszędzie robiono mi m.in. kibel, a przecież wyjaśnić by w ogóle należało, co to tak naprawdę znaczy. Już w mieszkaniu przy ul. Zgoda u góry ktoś wchodził do łazienki wtedy, gdy ja, spuszczał wodę i wychodził (to samo mi wtedy raz zrobili, gdy wyjechałem do Lodzi, a załatwiłem się w hotelu), a w następnym lokalu w Chełmie koleś aż złaził z drugiego krańca swego mieszkania i przesiadywał nade mną tak długo, aż nie wyszedłem (podczas gdy ja ich załatwiających się oczywiście nigdy nie słyszałem). Tu też jakieś jeszcze bardziej poniżające sceny, np. komentarze u młodzieńca u góry, że oszukuję, gdy wstałem nie wytarłszy się, by zrobić wrażenie, że nic tam nie zrobiłem. Jakieś przecieki do mediów np. (telebimy w metrze) w tego typu sytuacjach. Nachodzenie w publicznych kiblach wszędzie (w tym na PW) czy wręcz dobijanie się do nich i wygrażanie (Panama, Albrook Mall) [edit 2014-11-16: dochodził tu zapewne stresujący przekaz podprogowy o wyższości tych ludzi wobec mnie, wszystko tak, żebym jak najbardziej się krępował: faktycznie, częstotliwość wypróżniania się spadła na prawie rok (06/2011 – 06/2012 bez ok. półtora miesiąca 10-11/2011) do poziomu raz na tydzień, było to generalnie dodatkowe zmęczenie dochodzące do tego związanego z jeszcze nierozpoznanym przekazem podprogowym oraz częstymi bezsennymi nocami, tj. czuwaniem np. 24h z rzędu i, nocami, pieszym włóczeniem się/taszczeniem w pociągu]. Zresztą różne typowe dokuczanie w kolejnych mieszkaniach, które miało miejsce w latach 2010-2011, w rodzaju jakieś dźwięki toczonej kuli czy stukania młotkiem (co poprzedziło pierwsze dręczenie remontem w hotelu Tarnopol na Ukrainie), dawało mi ciągle do zrozumienia, że ktoś się mną strasznie interesuje i analizuje mnie pod mikroskopem (obmowa totalna i jakieś gigantyczne plotkarstwo, bo mnóstwo nasyłanych oraz kontakty ze studentami i uczelnią), było to nieznośne i jeszcze gorsze niż samo to głupie śledzenie, przecież prawie nieodczuwalne przez lata.
Używano po bodajże 2002 r. nazwy "Rywingate", niby to polskiego analoga Watergate, największej afery systemu partyjnego Ameryki Północnej w ostatnim wieku. Jeśli ktoś jeszcze pamięta, o co chodziło w aferze Rywina, niech ją sobie teraz porówna z opisaną tu aferą TVP; porównanie takie powinno wzbudzić pusty śmiech. (A niech ktoś teraz sobie jeszcze przypomni, od czego upadł z kolei rząd Buzka.) Raczej nie było u nas przez ostatnie dziesięciolecia, a na pewno nie za czasów III RP, większego skandalu.
2013-10-17: rano czułem się beznadziejnie, tortura się zaostrzyła; jak już od paru dni, z samego rana byłem totalnie wyczerpany (już choćby dlatego nie można myśleć) i ciągle w stanie między snem a jawa. (Zamieniam się cały w słuch i niezbyt działają na mnie bodźce wzrokowe). Być może pomoże podgłaśnianie wszelkimi sposobami (czasem pomaga trochę zdjecie ochronnikow, ale oni głośność dostosowują), może aparat słuchowy? (ale nad wyciszeniem też wciąż pracuję).
[edit 2013-10-24] Przykłady remontów, które zrobiono dla mnie (dla doraźnego podręczenia dźwiękami wiercenia, spawania i kucia), a w każdym razie w bardzo odpowiednim miejscu i czasie i wśród rozkręcającego się różnorodnego dręczenia (m.in. różne znane motywy, jak kibel, w hotelach/mieszkaniach i nękanie ludźmi – te rzeczy tu pomijam), a to był też u mnie czas fali kradzieży (zwłaszcza po rozboju w Lublinie, chyba przez kolesia Policji, i zawiadomieniu do prokuratury, gdzie na dole napisałem, że oprócz występowania stalkingu zwykłego, bez strachu, także trochę sie boję, mianowicie kradzieży za granicą, skoro mnie wszyscy tak rozpoznają):
Było tego więcej, z bardziej spektakularnych pamiętam remont ulicy Chłopickiego, tuż obok mojego domu, w X/2012 przy okazji rejestrowania pojazdu (brak meldunku, specjalna procedura administracyjna), w VI/2013 rozkopana ulica w Taucha (Niemcy, obok Lipska), gdzie na chwilę przyjechałem, obok tabliczka z napisem Gaz i czymś przekreślonym (że niby to remontują – ja wtedy tak sobie tłumaczyłem źródło przekazu podprogowego w domu).
2013-11-12. Skrajnie istotne. Pewnie taka sytuacja jak w Polsce zrobiła się, dzięki działaniom Tuska(?), a chyba jeszcze nie Kaczyńskiego, w różnych krajach Europy, tzn. że jest przynajmniej jeden ich człowiek nielegalnie śledzony przez Policję, którą, jak podejrzewam, najpierw w całości skryminalizowano, razem jeszcze pewnie z państwowymi mediami, a później pod płaszczykiem braku dowodów i za pomocą korupcji przekabacono pozostałe media, które obecnie pewnie figurowałyby jako pomocnicy w przestępstwie czy wręcz współsprawcy. Tylko tak chyba można tłumaczyć świadome pełne ignorowanie mojego problemu w mediach zagranicznych (niemieckie, np. Axel Springer, ale i francuskie, brytyjskie, szwajcarskie, amerykańskie, włoskie) – mianowicie samoobroną – oraz przyłączanie się kolejnych państw do bandyckiej operacji mającej na celu zniszczenie mnie. Francja np. jest w ramach kontynentalnego systemu, gdzie podsłuch się automatycznie przenosi między granicami, a i tak reagowały tam na mnie media, może nawet komercyjne też, przecież też kontynuując milczenie, choć ich prezydent pewnie jest przestępcą (a oficjalnie trwa propaganda, że nawet prokuratura tam jest odeń niezawisła). Politycy w swej woli mocy, emancypacji od narodu zaczynają od jednostek, na nich się wyżywają, pozwalając sobie na coraz więcej i niestety mnie los wybrał do postawienia temu tamy. Nie lekceważ tej strony www, bo problem trwa i jest realny.
(14:56)
Powiem tu teraz to, z czym dotychczas zwlekałem i nie dość eksponowałem, a co powinno rozsadzić polską i europejską scenę polityczna (bo sprawa TVP jest jak puszka Pandory i materiał wybuchowy) – chodzi o odpowiedzialność czołowych polityków.
Już bracia Kaczyńscy wielokrotnie robili m.in. w TVP aluzje do opublikowanych przeze mnie prywatnie, anonimowo komentarzy do artykułów w Internecie. Nie była to oczywiście codzienność, ale zdarzało się co jakiś czas. [edit 2015-03-05: Jeśli chodzi o świeższe kozactwo PiS-u, to przypomnę tylko hasło wyborcze "służyć Polsce, SŁUCHAĆ POLAKÓW" – "słuchać" w sensie "podsłuchiwać" było zresztą wśród ludu sporo wcześniej i nie dlatego, już od jesieni 2011 właściwie – czy warszawskie bilbordy "KRAJEWSKI do europarlamentu". Piotr Krajewski, ten od mówienia mi za każdym razem i bez wyjątku "Panie Piotrze", to właściciel domu, który już od czerwca 2012 i przez cały 2013 wynajmowałem, tam najwięcej mnie tortur spotkało, pełny rok. "Europarlament" to zapewne po prostu brak śledztwa, choć to też od sędziów, obecnie nawet indywidualnych prokuratorów zależy (pewnie też od mediów). Sami z siebie może wyłączyliby tortury, prawie na pewno nie zrobiliby śledztwa.] Następnie kozaczył tak Tusk, a znajomość tematu okazywali Miller, Pawlak, Palikot, wszystkie co bardziej znane postaci polskiego życia politycznego (w czasie, gdy naród nawet dobrze nie wiedział, co to jest podsłuch, a co dopiero o takich technikach "na komputer"); posłowie w rodzaju Dorn, Zawisza, Komorowski, Schetyna, chyba każdy medialny poseł byl w temacie (dziś to w ogóle powszechne, bo mnóstwo Policji, firm, dźwięki w Warszawie itd.).
A teraz do rzeczy:
A tu jeszcze media i sądy są częścią skandalu: media skorumpowane/robiące przez lata nagłówki "o mnie" (w Onecie to tak "cała" strona główna potrafiła być) same są tu świadkiem i oskarżonym, także BBC, także świetnie wtajemniczone główne telewizje, wszystkie radia i gazety ogólnopolskie, z góry ustawione nieprzychylne postanowienia znających temat sądów (jeszcze złośliwe sugestie ze strony sądu – bo nawet nie było przesłuchania mnie – żebym nie nazywał się pokrzywdzonym: tak przy sprawie stalkingu, odmowa sądowa IV 2012; ten stalking, ciężki dla mnie jak nic wcześniej, to rzekomo "dobro" było), złośliwości w rodzaju "temat Madzi", "sprawa Piotrusia" w Gazeta.pl czy Onet (gazeta.pl to w ogóle mnóstwo robiła o mnie nagłówków, bardzo w prywatność godzących); tu także "sąd, mimo protestów mediów, wypuścił z aresztu podejrzaną o zabójstwo mamę Madzi" (na dzień przed rozprawą, gdy autoryzowano zamknięcie mnie w szpitalu psychiatrycznym), co dla odmiany zrobiono zupełnie nietrafnie (jednak w przypadku moich spraw o przestępstwa zawsze trafnie i z wielką pewnością siebie – bo oni jak coś mówią, to nigdy nie pudłują – przepowiadali zamknięcie, po czym jeszcze koordynacja całego sądu, zaraz gdy ja przychodzę: czyżby jakieś zdjęcia mieli, czy przez telefon...). Tu jeszcze akcje międzynarodowe w rodzaju sławetna wpadka księcia Harrego, jakże nudna i standardowa, że aż się stała chlebem powszednim, czy podobna wpadka Obamy o "polskich obozach koncentracyjnych", o co go chyba poproszono i czym zaraz wszędzie się podniecano (to z czasów szpitala psychiatrycznego – nie upieram się, że w związku z tą sprawą TVP, np. złodziejstwami politycznymi, ale to było dziwne).
Nie ukrywam, że piszę to także, by przyciągnąć inwestorów do mojej spółki medialnej (tu jest oferta inwestycji z gwarantowaną stopą 25% i uzyskaniem udziałów w tej skazanej na sukces inwestycji), ale wszystko powyższe jest prawdą i nikogo nie oszukuję. Sytuacja na rynku mediów jest tragiczna, nie można nic w mediach o skandalu z TVP Warszawa i rządami mówić, jest to zwykła cenzura i zaprzedanie się rządowi i TV (będą podobno próbowali zwalić na to, ze "dużo ludzi jest winnych", ale sami do tego doprowadzili; dręczącej Policji przez lata w tym nie było). Nie tylko to zresztą; media wyciągają jeszcze, jako aluzje do mojej sprawy 10-letniego śledzenia i 3-letniego męczenia, inne afery i tematy zastępcze, tak dobrane, by niby była afera, ale PO na niej nie straciło(!): np. to z Michałem Tuskiem (o, tutaj mamy "PO"), temat podsłuchowy w PSL-u/Elewarr (nie PO, oczywiście!), rozdmuchana sprawa strony AntyKomor, chyba nawet afera hazardowa (aż trudno uwierzyć, prawda? związek ze mną taki, że ponoć gość pisał dużo o pewnym innym nałogu: to robili różne szopki, np. z papierosami, np. szopka Straży Celnej z rzekomym przemytem w pociągu(sic)). Wiele ludzi wie o przychylności mediów wobec PO, ale nie zna tego kulisów, a tutaj one zostaną oficjalnie ogłoszone i w kompromitujący dla mediów sposób wyjaśnione. Mojej sprawy ma nie być, a jest to chyba sprawa najważniejsza dla Polski od 1989 r. (przestępstwa i prześladowania polityczne! międzynarodowo, bardzo istotne zaangażowanie, wszystko upolitycznione: Policja, każdy dworzec, lotnisko, pojedynczy ekranik mediowy, konduktor, sprzątaczka i ochroniarz); media trzeba ukarać za złą postawę. Prawdopodobnie Czytelnik nie pamięta większego, bardziej bulwersującego skandalu. W dodatku każdy może na bieżąco sprawdzić, że trwa tortura, bo mikrodźwięk jest wciąż w Warszawie na Chłopickiego 14 (przy Szaserów) i w okolicy (wielkie cierpienie już od roku, umysł zupełnie nie do życia), a ja mogę dowolny dodatkowy dowód załatwić (zresztą znają to taksówkarze, policjanci, sędziowie, dziennikarze itd.); tylko proszę nie żądać ode mnie załatwiania świadków, bo sledzonemu o to trudno (mogą wyrzucić kogoś z pracy itd.), dla mnie dziś nawet najprostsze rzeczy jak zamówienie kominiarza czy robotnika (czy wynajęcie auta za granicą) to walka z ewidentnie obecnym, korumpującym wrogiem.
[edit 2013-10-11] Trzeba tu jeszcze raz podkreślić, że media, w tym niepaństwowe telewizje "poważne" i "rozrywkowe" (nękała mnie np. Eska TV, gdy byłem w Chełmie, codziennie robiąc jakieś intymne aluzje w programach, gdy jadłem w Telepizzy), słyszały o temacie (mam tu na myśli np. głównych ich prezenterów). Tak samo znana jest plotka o osobistej winie (przestępstwach wobec świadków) Tuska czy Kaczyńskiego (nie że to tylko jakiś tam minister): sprawa jest bardzo stara, zwłaszcza Onet.pl już od chyba 2006 (wtedy w ITI-u) celował w aluzjach, ale za Brauna to powszechne (TVN też coś tam okazywał, subtelnie, ale na pewno wiedzą). Jak ktoś chce jeszcze świadków, to proszę: pracownicy uczelni PW (EiTI), posłowie (przecież sam Kaczyński pewnie przyzna), zapewne jacyś dawni prezesi, może pewni członkowie rad nadzorczych (np. Rowicki coś mówił o TVP jako zabawce polityków), ... warszawski taksówkarz czy policjant choćby. U przywódców partii politycznych świadczenie rozumie się raczej samo przez się, "bo jeszcze wyręczą". Jeśli dla koncernów medialnych to jest nieistotne, to u mnie to będzie główny temat na całe tygodnie (co nr, to skandal), mam już poniekąd rozplanowaną serię artykułów. Bądź mądry, zainwestuj i pomóż
[edit 2013-10-18] Wysłana dziś skarga do Gronkiewicz-Waltz, choć rozpatrywać to będzie Rada Warszawy (PO 33, w tym kilka b. młodych, PiS 17, SLD 10). [Zob. tutaj]
[edit 2014-04-02] Gwoli ścisłości trzeba tu zaznaczyć, choć ja tego się tylko domyślam, że wciąganie policjantów w nielegalne podsłuchiwanie mnie, układy co do niepłacenia podatków oraz rozsiewanie podsłuchów po firmach, sklepach itd. to chyba jednak rzecz zapoczątkowana za PiS-u (ich ponadroczne rządy 2006-7), jednak nie było wtedy wcale problemu uporczywego, nieznośnego nękania na co dzień, także w mediach: ta zmasowana akcja zaczęła się późnym 2010. Tuskowi oprócz 6,5 roku rozwijania przestępczości podsłuchowej oraz wyjątkowo zmasowanego nękania, złodziejstw, tortury itd. zawdzięczam też podobno to, że dosłownie na całym świecie miałem i pewnie mam nadal tak samo dramatyczną sytuację, jak w Polsce (nawet podobno w Afryce).
(23:45)
(w Szwajcarii jest podobny, zresztą to jest prawo międzynarodowe)
Kto, biorąc udział w masowym zamachu lub choćby w jednym z powtarzających się zamachów skierowanych przeciwko grupie ludności podjętych w celu wykonania lub wsparcia polityki państwa lub organizacji: stosuje tortury lub poddaje osobę okrutnemu lub nieludzkiemu traktowaniu, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 5 albo karze 25 lat pozbawienia wolności. (118a §2)
Ja się oczywiście nie znam od strony subtelności prawnych [edit 2013-12-11: "skierowanych" rozumiałbym tu jak faktyczny zasięg oraz zamiar, niekoniecznie kierunkowy, bo tu jeszcze jest jakiś zewnętrzny wyższy cel; jednak uwaga na p. Seremeta, jednego ze sprawców mojej krzywdy, i jego rzekomą "niewinność", bo już chyba Policja dogadała się przez prokuratorów, że on o to nie oskarży], ale przesada to na pewno nie jest (jest to jak całodobowe okładanie kijem i im bardziej ja się zdenerwuję, tym mocniej oni nękają, rezonuje wtedy wszystko itd. [edit 2013-10-14: ten przekaz potrafi wtapiać się w coś pobocznego i brzmieć "pełnym głosem"; poza tym mózg bardzo podgłaśnia odpowiednie rzeczy, np. dźwięk drgającego muru]). Jeśli już, można przyczepić się pojęcia "zamach" (w szwajcarskim "atak", pewnie za jakąś konwencją [edit 2013-12-20: statut rzymski, mianowicie Międzynarodowego Trybunału Karnego]), ale przecież istnienie pktu 1 obok innych sugeruje, że może być też zamach bez zabójstw (podobnie SJP). Co do mniejszych współsprawców, jak policjanci, to sąd zawsze ma prawo obniżyć karę poniżej dolnego pulapu (nie mniej jednak niż 20 m-cy) i tu chyba ma to sens (poza tym nieraz wychodzi się wczesniej za dobre sprawowanie). Tych jeżdżących w tramwajach można by nawet zgodnie z prawem (art. 61 kk), mimo zastosowania paragrafu, nie karać więzieniem; da się zawsze uniknąć hekatomby, ale kodeks to niezbyt popiera.
Naprawdę proponowałbym politykom zareagować na tę zbrodnię czy prawie zbrodnię, a dziennikarzom upewnić się o winie szerszej niż, w najlepszym przypadku, rząd i jego szef. Co do mojej firmy, to wciąż czekam na inwestora, bo ta wyprzedaż Kernela mnie dobija. Pomóżcie, choćby przez podstawionego osobnika (jeśli komuś bardzo wstyd przed partnerami), to stworzymy dużo tych nowych mediów i nie niszowe (docelowo chodzi o zastąpienie obecnej pozycji TVN-u, Onetu, WP i Wyborczej). Nawet istnienie świadków (innych niż ja), choć już ich spotkałem, nie jest tak ważne, bo przy takim kapitale i tak będzie się z powodzeniem konkurować.
[edit 2013-10-05] Przecież to jest kpina, jakie teraz ci ludzie wyroki podostają. (Dostanie 5-6 lat, odsiedzi 3). To, co robią, jest jak morderstwo (bo pozbawia życia – co za różnica, czy traci się ostatnie kilka lat, czy te środkowe, może nawet lepsze do myślenia i tworzenia). Kto wie, czy to nie gorsze niż moderstwo, bo zamiast niebytu lub raju dostaje się np. rok tortur, wcześniej zamęczanie czy życie w kłamstwie. Tu skradziono całe lata z życia. Ja u siebie nawet wody nie mam i ciągle haruję nad usunięciem kretynów z chałupy oraz, na dworze, nad zabezpieczeniem dowodów na tysiące zwyrodnialców z "Policji" (pewnie jeszcze tam zostanie to ZOMO). Przecież można kogoś zabić na rok przed śmiercią, a samemu się idzie na 25. Jeśli zaś chodzi o strach przed przestępstwami, to groźba dalszego wynajdywania metod inwigilacji czy, zwłaszcza, prześladowania wrogów przez polityków jest duża – podobnie, jak widać, brak świadomości prawnej w społeczeństwie ("nieee, nie ukarają mnie"). Zaś argument "dużo ludzi" to jak "to jest polityczne" (jedno zwykle implikuje drugie), pierwsze słyszę, że skoro coś jest polityczne lub wdrożone systemowo, to się wtedy nie ściga/kara, "bo każdy ma prawo pouczestniczyć w szerokich przestępstwach politycznych choć raz".
[edit 2013-10-08] Do metod stosowanych przez spikerów doszły niedawno (w ostatnim miesiącu) także, do pewnego stopnia, wywoływanie bólu fizycznego (np. w uchu) i swędzenia, kaszlu (jak dotąd przez ostatni rok bawili się tylko w wywoływanie erekcji i wytrysków oraz wrażenia ociekania penisa i ślinienia się), choć tego akurat nie mam nagranego. Jednak wiadomo, że mózg pozwala sobie takie rzeczy inputować (bawiono się też np. raz w "telefon dzwoni"). 2013-10-14: to już się robi naprawdę dokuczliwe, intensywny ból ("bardzo boli cię ucho") i wywołuje krzyk, no ale oczywiście olac to (na szczęście tylko czasami), bo nie nagrałem – zbyt jestem zmęczony, by teraz wszystko ustawiać do nagrywania.
(21:55)
[edit 2015-06-28] Był tu pewien wpis oparty na skomplikowanej wizji porządku prawnego w telewizji, sugerujący potrzebę inicjatywy ustawodawczej, może u prezydenta, jakichś zmian personalnych w radzie nadzorczej TVP itd., ale w rzeczywistości problem jest bardzo prosty. Minister może, jednym podpisem, odwoływać dowolnych członków zarządu TVP, pod warunkiem, że uzna ich za szkodzących spółce. Musi się pod tym obecnie podpisać też Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, aczkolwiek jest to organ na tyle skompromitowany (wobec istnienia świadków w TV, co jest praktycznie pewne – bardzo duża firma, są liczni porządni ludzie, jak wszędzie), że przy woli Sejmu można by ludzi KRRiT zapewne już teraz postawić przed Trybunałem Stanu (wg Konstytucji "stoją na straży (...) interesu publicznego w radiofonii i telewizji") – toteż nie należy raczej spodziewać się z tej strony kompromitujących oporów i walki. Tym bardziej, że można też zmienić samą ustawę, określającą zasadę odwoływania zarządu TV; np.: "Minister właściwy ds. Skarbu Państwa może odwołać członka zarządu (...) bez zgody Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, jeżeli posiada dowody, że jego działania lub zaniechania szkodzą praworządności w spółce, w szczególności, jeśli wspiera on tuszowanie afer kryminalnych związanych z działalnością spółki lub państwa" (co ma szansę nawet w przyszłości stać się trwałą normą prawną, bo po prostu ma sens, zabezpiecza przed klikami, układami). (Śledztwo, będące źródłem dowodów, przecież może przeprowadzić Policja lub służba specjalna, te ostatnie są bezpośrednio podporządkowane premierowi, Komendant Główny Policji również – co ciekawe, komendantem głównym może zostać osoba nawet spoza Policji. Policja i służby wprawdzie podlegają, w kwestii przebiegu śledztwa i jego sądowego finału, prokuratorom – którzy obecnie są bardzo źli – ale służby te mogą też samodzielnie wykonywać czynności zmierzające do prewencji i ścigania przestępstw, w tym przesłuchiwać: nikt ich tu spętać nie może, nie może im tej wolności odebrać, bo to są uprawnienia wynikające np. z Ustawy o Policji: jest to więc raczej kwestia wewnętrznego kierownictwa, właściwy szef sobie poradzi, beze mnie. Tu przecież nie o mnie chodzi, a o Polskę.) Takie uprawnienie ministra wobec telewizji byłoby, rzecz jasna (nie trzeba już tego powtarzać w ustawie), obwarowane odpowiedzialnością karną z tytułu przekroczenia uprawnień (można by zresztą uprościć procedurę stawiania przed TS, ograniczyć liczbę wymaganych głosów sejmowych). Tymczasem jednak taka drobna dosyć zmiana prawa nie jest proponowana nie dlatego, że kilku głosów brakuje; chyba większość, nawet gruba większość Sejmu popiera zło, skoro się o nim milczy, nie ma rozłamów na tle tej afery – np. tamtej podsłuchowej, zresztą dodatkowo wyraźnie związanej, bo o budżet chodziło – itd., politycy zamiast kipieć tematem wszędzie, gdzie się da, bo pozwala on zmiażdżyć przeciwnika i lansować siebie, wszędzie bezlitośnie go pomijają i wszędzie wypowiadają się tak, jak gdyby życie pięknie szło i nic, czego nie ma w TV, nie miało miejsca. Także na swych blogach, stronach partyjnych, w ramach obrad parlamentu; również ani jeden polityk, co godne odnotowania, nie "przyszedł" do mnie z żadną taśmą, ba, nawet w ogóle żaden nie zgłosił się z wolą jakiegoś pozytywnego rozłamu i współpracy w dobru (pamiętajmy, że ja mam ponad 1 mln. zł kapitału, w 2013 miałem prawie 4 mln., rzecz raczej znana; ogłoszona też na blogu; zresztą czy to jest temat niegodzien rozłamów?!). Ponadto należy zwrócić uwagę na to, że TV sama z siebie niewiele może. Nawet śledzić by mnie nie mogła, gdybym miał czas sobie tym podsłuchem głowę zawracać – od ponad 2,5 roku tego czasu nie mam, bo męczę się z torturą. Przecież odpowiednie fale można by zagłuszyć. Tymczasem jednak problem tkwi, oprócz TVP[?], wszędzie indziej, w całym otoczeniu gospodarczym, politycznym i sądowym; firmy nie rezygnują ze zła, hotele państwowe nie cofają remontów, Policja nie ściga przestępczości zorganizowanej, urząd skarbowy nadal zapewne straszy możliwymi kontrolami i egzekwowaniem podatku (czego normalnie jednak chyba nie robi) itd. Przestępcza prokuratura nie zrobiła chyba dostatecznego wrażenia, w sensie odpowiedzialności ustrojowej (za realizację państwa prawa) wymagającej w tej sytuacji pilnego udziału mediów (nagłośnienie jako źródło nowych ludzi); zobaczymy, co na to prezydent Duda, ma on przecież prawo do orędzia w mediach. Nie wyobrażam sobie nietransmitowania takiego orędzia przez nikogo, a gdyby do tego doszło, partie polityczne tym bardziej powinny reagować, np. w kwestii sankcji karnych. A zatem problem niewątpliwie tkwi w koalicji sejmowej (nie należy tego wiązać z partiami, raczej sumieniami: jeśli komuś wydaje się, że taki totalny zbieg okoliczności ma miejsce, że granica dobra i zła przebiega na granicy partii politycznych, co jest nieprawdą, jeżeli całe partie mają sumienia głuche, to wnioskować należy, że obejmuje to w ogóle grubą większość całego Sejmu): posłowie kryją temat i w Sejmie, i na stronach swych partii, nawet jeszcze na swych blogach milczą. Legendarne "zagraniczne przyczyny" dręczenia mnie, przez które ono może jest konieczne, są bzdurą z powodów opisanych w edit 2015-05-22 (proszę wyszukać przy pomocy Ctrl-F): NIE USUWAJĄ ONE BYNAJMNIEJ PODSTAWOWEJ ODPOWIEDZIALNOŚCI, TKWIĄCEJ W SAMEJ KOALICJI, W GRUBEJ WIĘKSZOŚCI WSZYSTKICH PARTII (a także drugiej podstawowej odpowiedzialności, tj. po stronie polskich i globalnych mediów). Politycy mogliby przecież bez przeszkód naprawiać telewizję. Zauważmy jeszcze, że zaproponowana tu prosta nowelizacja prawa praktycznie nie umożliwia politykom żadnego zawłaszczenia telewizji. Nowy prezes czy zarząd jest z konkursu (nawet w razie jakichś matactw KRRiT jego osoba jest przecież uwarunkowana dostępnością ludzi na rynku pracy; tam naprawdę normalni ludzie się mogą zgłaszać, ewentualnie jeszcze można rozważyć drobną zmianę prawa w kwestii zasad konkursu lub, o czym ponownie wspominam, postawienie członków KRRiT przed Trybunałem Stanu). Dzwonienie później do takiego prezesa i wygrażanie jakimś odwołaniem na podstawie sfingowanych dowodów, jeśli nie spełni złych życzeń, byłoby obciążone nie tylko ryzykiem politycznym – np. Trybunał Stanu dla ministra/premiera, jakieś śledztwa – ale i przede wszystkim medialnym: skoro polityk nie ma racji i żąda czegoś powszechnie nieakceptowalnego w społeczeństwie, ma dużą szansę (o ile jego rozmówca jest do tego inteligentny) zostać nagranym, a efekty tego pojawiłyby się nawet, być może, w mediach, przynajmniej w formie relacji/świadectwa. Przecież, w jego kontaktach politycznych, między nim a nieznaną (przypadkową) drugą osobą jest zawsze jeszcze, jak można przypuszczać, ewien element związany z ogólnie przyjętymi standardami moralnymi: pewną normą czy przeciętną moralną, a także oceną ryzyka przez drugą stronę. NATOMIAST, z drugiej strony, jeśli obiektywnie skandal w mediach publicznych jest, to nowy prezes się nie utrzyma, jeśli jest zły. Popracuje raptem kilka miesięcy i zastąpi go, jak można mieć nadzieję, ktoś, kto te standardy moralne w narodzie, czyli przeciętną, już jednak reprezentuje. Nie byłyby przecież standardami, pułapami bliskimi średnich poziomów w populacji i powszechnie podzielanych wartości, gdyby trudno było kogoś normalnego znaleźć (w rzeczywistości jest przeciwnie, trudności są raczej w znalezieniu złych ludzi). Drobny dodatek prawny, jeszcze jedno nowe zdanie w ramach nowelizacji, mógłby pomóc: zakaz ponownego wybierania osoby, która została już kiedyś usunięta przez ministra w trybie z art. o usuwaniu bez zgody KRRiT. Rola ministra w telewizji stałaby się tym samym niejako rolą przyzwoitki, tego, który wymusza standardy społeczne (praworządność!), bez jednocześnie sprawowania nad nią realnej władzy w sensie kierownictwa. (Dokładnie taka sama zresztą powinna być rola Ministra Sprawiedliwości w systemie sądownictwa – zwłaszcza, jeśli doliczyć do tego jego możliwości ustawodawcze.)
W rzeczywistości jednak ostateczna wersja partii takich, jak PiS, PO czy te pozostałe z Sejmu jest, o ile uda się ją z nich wyciągnąć (np. poprzez udowodnienie, kolejno, że mogą być takie podsłuchy, że w tajnej części raportu z weryfikacji WSI pisano na ten temat (niby nie macie na to dowodów, ale w Sejmie mogą sprawdzić lub tylkko dopytać), że system jest w telewizji i tam najprawdopodobniej się znęcają, że wreszcie jest możliwość naprawiania telewizji, że nawet Rosja i jakieś inne hipotetyczne zagrożenia zewnętrzne nie są żadnym wytłumaczeniem) taka, że mianowicie – odpowiedź w takim tonie uda się może wyciągnąć – "to jest dopuszczalne", "może tak zostać", że jakiejś tam wojny nie chcą (zawsze chętni grać argumentami zagranicznymi, które zresztą łatwo sfabrykować, bo za granicą faktycznie może rządzą koledzy z mafii i mogą mrugnąć okiem – chociaż w branży mediów, w której oni są udziałowcami, takie argumenty są bez znaczenia i ona się własnymi prawami rządzi – są to prawa całych narodów, mówi się do całych narodów (ze 35 mln.)! – jest bardzo potężna, zaś po "rozlaniu mleka" jeszcze łatwo w narodzie się znajdują najbogatsi lub spółki tych nieco biedniejszych i ludzie inwestują nawet za granicą, a przynajmniej wieść się niesie). A zatem: bronienie się nie na wspomnianej zasadzie "czarne", brak dowodów, tylko "zielone". Może zasugerują np., że nie chcą jakiejś tam wojny domowej. Zaczną wam opowiadać, że nawet księża chyba są zamieszani, taka plotka (skąd pewność, że powszechnie? poza tym: to jeszcze nie powód, by w ogóle śledztwa nie było), że Watykan, że żal im tych tłumów ludzi, że w telewizji brakuje pracowników, trzeba by nowych zatrudniać, a tych chyba wszystkich zamykać, że zobowiązania jakieś tam "my" mamy wobec zagranicy (nie wiem, finansowe? kary jakieś grożą?) itd., itd., krótko i szczerze mówiąc: że w nosie mamy tę ofiarę. (Czasem jeszcze stosuje się argument na zasadzie wywracania kota ogonem, lekceważenia własnych obowiązków i ustawiania życia drugiego człowieka: "nie optuje u mnie za tą sprawą, nie biega za nią, nie dopomina się, to ja sam też nie będę zabiegał". Aż ciśnie się na myśl to o "rzucaniu kamieniem jako pierwszy". Ja naprawdę nie mam czasu sprawdzać, czy aby na pewno ktoś jest łajdakiem (dwa biura poselskie odwiedziłem, a pisałem mnóstwo razy do wszystkich bez względu na partię), od początku 2013 ważniejszymi sprawami się ciągle zajmuję, lepiej rokującymi, np. teraz konstrukcją odpowiedniej elektroniki, wcześniej wyciszającym remontowaniem czy szukaniem nieruchomości.) Wobec tego dodam tylko od siebie, że nic tak nie wyzuwa ludzi z elementarnego współczucia wobec krzywdzonego (który zresztą wbrew pozorom aż tak dużo pieniędzy nie ma, łatwo o porażkę w branży), powtórzę, nic tak skutecznie nie wyzuwa z elementarnego współczucia, jak własny udział w gangu przeciw tej konkretne osobie, grożące wyroki więzienia. Pełny Sejm jest być może takich ludzi. Zwracam tu jeszcze uwagę, że – o ile wskażą wam na "dużą liczbę ludzi" – jest to już poniekąd przyznanie się do tego, że państwo jest zamieszane. Państwo to nie tylko telewizja. Jest bardzo istotna rola Policji (w ogóle nie poradziliby sobie ze śledzeniem mnie, gdyby Policja za mną nie jeździła, nie robiła rund w kółko dookoła miejsca, gdzie jestem, tych ulic), rola fiskusa, firmy są nadal korumpowane, a remonty robione: skąd inaczej "tyle by tego było"? Jakie jest ich podejście do afery remontów? Uważajcie, czy w tej kwestii się nie wygadają. Zresztą co to za argument "jesteśmy mądrzejsi od zdania społeczeństwa", "ważniejsza dla nas zagranica"... To jak "po mordzie ci damy"... Szanowni politycy, albo Państwo potraficie przekonać społeczeństwo, to zróbcie to, albo dalej lekceważcie temat, ale wtedy przestępców dokładnie tak samo, jak dawniej – "za PiS-u" (błąd, remonty to głównie dzieło władz lokalnych i także środków europejskich, czyli głównie PO) – przybywało (że aż ich jest teraz podobno tyle), tak samo nadal będzie przybywać. Kiedyś będziecie wy także mieć ich problemy na sumieniu, choć odpowiedzialni są głównie oni sami. Co do instalacji dźwiękowych, to "symboliczny" remont generalny Sejmu – to zapewne wskutek niego on gra – miał miejsce w 2010, czyli pod rządami koalicji PO, więc co tu ukrywać, głównie PO jest w tej skandalicznej kwestii przekazu podprogowego (i tortur) zamieszana, także w skali europejskiej to ważny głos. Poprzedni remont Sejmu (ja byłem w kancelarii, ale i chyba w tym głównym budynku przy wejściu też) był, jak donosi artykuł, dopiero w latach 90-tych, wtedy jeszcze w ogóle takiej technologii smartfonowej nie było (systemy operacyjne, kompilatory języków programowania, kodeki).
Powtórzę, że trudno wyciągnąć obronę "na zielono" z polityków. Oni raczej od "adwokatów" wolą "radców prawnych", tych w niebieskich szatach (kolor wiary), choć w sumie to wszystko jedno, zwykle się prędzej czy później traci u elektoratu na tym temacie... Najchętniej będą wam wmawiać, że globalnego systemu podsłuchowego (czy radarowego) po prostu nie ma, a ECHELON to ich zdaniem fikcja (nieważne, że sporo poważnych osób się wypowiadało o tym temacie, coś chyba jest na rzeczy) albo coś w ogóle innego, np. zaangażowanego tylko wtedy, gdy są satelity lub połączenia ze znanymi nrami telefonów. Nawet skłamią wam o tym raporcie ws. WSI (pozyskanie pracowników WOT-u we wczesnych latach 90-tych) albo to zlekceważą. To ci sami, którzy swego czasu alegorycznie dyskutowali o zburzeniu Pałacu Kultury, na przykład (przypominam sentencję łacińską: ceterum censeo Carthaginem esse dalendam – wiecznie powracający temat "poza tym uważam, że Kartagina powinna zostać zburzona"; zwłaszcza ważny jest ten sens "poza tym uważam", bo niby nie ma na kogo głosować i sens jakoby ma [tylko] głos na partię z obecnego Sejmu). Przypominam w każdym razie ten obrazek, prezentujący anteny na Pałacu Kultury: sprawdźcie sobie jeszcze dane poszczególnych oficjalnych systemów antenowych i inne informacje na Wikipedii w haśle o Pałacu Kultury i Nauki. Zobaczcie, jak wyglądają anteny SIGINT-owe, tzn. stosowane do wywiadu elektromagnetycznego (ang. signals intelligence). Wreszcie: spróbujcie publikować ogłoszenia nieruchomości, jako posiadacze szukający kontrahenta. Najlepiej w Warszawie. Przypominam słynny schemat. Pamiętajcie: ja już przetarłem szlak, u mnie ten temat podsłuchów już jest. Stany Zjednoczone czy kto tam jeszcze muszą się z tym pogodzić, zresztą innymi przecież kanałami masy ludzi się o tej prawdzie dowiadują, więc gadanie o tym, że nagłośnienia obecnie nie ma, jest głupie.]
(18:57)
i przeznaczyłem na to cały swój majątek, do niedawna wart 4,1 mln zł.
Po sądowej odmowie wszczęcia dochodzenia w sprawie drugiej, czyli śledzenia (kwiecień 2013), byłem zaskoczony i zdruzgotany. Nikt nie chciał pomóc, a dotychczasowe przejścia z mediami sugerowały, że wcale nie chcą mi pomagać i nawet nie odpiszą. Jednak za radą Radia "Piotr Niżyński"(2) postanowiłem jeszcze raz spróbować, postarać się, sprawdzić tę ostatnią szansę (w mediach przygotowywali mnie ciągle aluzjami, że "jak sąd otworzy, to będziemy mówić", "na to tylko czekamy"). Wysłałem najpierw do wszystkich ogólnopolskich e-mail, wiele razy, z konta pocztowego na tym serwerze i nowoutworzonego na webmail.co.za. Wysyłałem wiele razy, czasem chyba też dawałem znacznik "Ważne" czy "Bardzo ważne". Nikt nie odpisał (głośniczek dręczył mnie dalej cały czas), choć napisałem, że jak nie pomogą, to się zabiję i że już wcześniej próbowałem; podszeptywano mi nawet daty (np. "w czwartek"). (Wyjątkiem był Polsat, któremu w odpowiedzi na krótki mail podałem nr tel. i też dalej mnie ignorował.) W mediach co najwyżej jakieś znaki, że są w kontakcie ze szpiegiem, że wiadomość dostali, ale nikt nie odpisywał. Tak samo napisałem na poselską skrzynkę e-mailową Donalda Tuska i J. Kaczyńskiego (ten sam list, ta sama prośba, by zareagować, powiedzieć, bo się zabiję – efekt to tylko pokazanie się w telewizji z nienaturalną miną z ostentacyjnie zaciśniętymi ustami). Minęły 3 dni, dalej nic; później też kontakt z mediami zagranicznymi i także milczenie (czekając na odpowiedzi, przestawiłem się na ponad 3-tygodniowy protest głodowy). Nie będę tu się wdawał w dywagacje, jak daleko było wtedy od złego końca. Postawa mediów była skandaliczna i Państwo sami oceńcie, jak to należy rozumieć.
[edit Nie są skorumpowane?! To jak, człowieku nieroztropny, wytłumaczysz, że tu od roku jest ciągle ten dźwięk!!]
Rozmawiałem też wtedy, gdy protestowałem, nawet nie z dziennikarzem (ci robią "o tym" w portalach, gazetach...), a z panią z rady nadzorczej Rzeczpospolitej. Prosiłem o kontakt z jakimkolwiek dziennikarzem, nie mówiąc, o co chodzi. Tymczasem owa osoba, z góry wiedząc, o co chodzi, i nie pytając o to, odpowiadała, że "nie może mi pomóc w tym temacie", że "to jest bardzo wrażliwa sprawa" [itd.], że "ona nie jest tu osobą decyzyjną, ale spróbuje mnie z taką skontaktować", ostatecznie jednak odmówiła mi bądź przerwała korespondencję. [edit 2013-10-11: Wysłano mi też mnóstwo ich kierownictwa jako chętnych na prezesurę mojego dziennika, w tym jeden pan R. Dobrzyński, ten, co wprowadzał "Uważam Rze", wyraźnie na bieżąco poinformowany, nawet wstyd mu było tak zupełnie zaprzeczać znajomości tematu: zaśmiał się tylko i poprosił o maila.] Ww. pani, notabene adwokat i też na mnie parę razy zakaszlała, okazywała również znajomość tematów podsuwanych mi akurat przez spikerów. Akurat to zostawmy, bo tam będą kłamać jak cholera, ale ostatnio (sierpień) wysłałem nawet kopię tego bloga do najbardziej znanych TV i próbowałem uzyskać pomoc od Polskiego Radia.
Radio Maryja już w 2007 r., gdy je włączałem, robiło na antenie delikatne aluzje, choć wtedy widziałem w tym przypadek.
Moje liczne próby kontaktu, z kim tylko się da (nawet Amnesty i Solidarność nie pomogli, chociaż przynajmniej odpisali), nagrałem na wideo telefonem komorkowym i można je obejrzeć [pokaż]. Dla mnie jest to zaprzedanie się, całkiem dosłownie, jednej partii politycznej: krycie poważnego skandalu związanego z życzeniem, ponoć, samego Tuska (podeptanie prawie wszystkich praw człowieka przez Policję i Komendę Główną, w tym prawa do życia: ktoś na tej wysmarowanej np. w grudniu jezdni mógł zginąć czy chociaż stracić zdrowie), upolitycznienia prokuratury, mediów publicznych, spółek Skarbu Państwa, kryminalizowania Policji i ogromnych mas ludzkich (nieporównywalnego z żadnym gangiem: potrafię dziś – do połowy lipca podróżowałem głównie taksówkami – napotykać z 50 przestępców dziennie w te dni, w które wychodzę i jeżdżę komunikacją miejską); rzeczy w ogóle kompromitujące, jak i takie, które w ramach normalnej walki politycznej PO rutynowo zarzucałaby PiS-owi (obie te partie zresztą się tu skompromitowały, a SLD raczej myślało o "arytmetyce" i, sic, koalicji z PO).
Oczywiście, żeby tu nie naruszać równowagi, pamiętajmy, że ta sprawa to nie tylko media, ale i politycy światowi, i to najlepsza czołówka: Merkel, Hollande, Obama (wiedzą i papieże)... i nie są to tylko czcze podejrzenia, ale wręcz rzecz pewna (takie rzeczy, jak mój pobyt w jakimś kraju i wręcz "mundurowe" nękanie 24/7 i wszędzie przez masy ludzkie, organizuje się z góry; zresztą te ich występy w mediach, te podróże międzykontynentalne, lotniska, dworce, ambulanse i areszty, kontrole, auta "Gwardia Prezydencka" i "solo para uso oficial" w Panamie, rozbój zrobiony przez całą stołeczną policję w Gwatemali... ci zdeprawowani, w najbardziej nieprzekupnym kraju świata NZ, urzędnicy, lekarze, policja; nie ma co liczyć, że wyrwę sie śledzeniu, lecąc zza oceanu do jakiegoś kraju europejskiego: już co najmniej w dwóch, nie licząc Polski, Policja pomagała po wysiadce z samolotu, biorąc mnie dla pewności na kontrolę). Dowody dowodami, powie może TVP – ale zastanówcie się sami: który rozsądny polityk da mediom w swoim kraju wolną rękę w śledzeniu kogo chcą? Zresztą chyba nadawanie radia bez koncesji (na pewno jest w eterze) jest przestępstwem nie tylko w Polsce. Mną zaś się zajmowano bardzo intensywnie.
Dodajmy tu jeszcze, że w Polsce krycie przestępstwa przez prokuraturę, a nawet samo tylko niewysłanie przez nią postanowienia, też jest przestępstwem (w dodatku "brak zwrotki", zdaniem prokuratorów, uniemozliwia zażalenie do sądu: oni chętnie czekaliby na to potwierdzenie odbioru w nieskonczoność, nawet prawie że mówili ze smutnym uśmiechem o tym czekaniu). Co więcej, pracownicy Poczty Polskiej S.A. to, wg ustawy o niej, też funkcjonariusze publiczni; gdyby nawet to nie prokuratury (kilka ich było) niedopełniły obowiązku wysłania (choć Pan Arek z Woli pokazał mi, że istotnie nie było wpisanego w systemie nru nadania), lecz Poczta, to bez różnicy jest to przestępstwo. Zlecił je zaś wówczas (wrzesień 2011) najprawdopodobniej premier, który szczególnie interesował się moim zawiadomieniem i nawet wyświetlił mi się wtedy w TV z odpowiednią aluzją m.in. w sklepie. [edit 2013-09-25: Przy historii z oszustwami mieszkaniowymi widok niesprawiedliwej odmowy prokuratorskiej wywołał u mnie dużą traumę, a później dałem sobie wmówić aluzjami w mediach i na uczelni, że był jakiś proces.]
[edit 22-09-2013] PS Tylko imbecyl zupełny i absolutny kretyn – choćby nawet tak poza tym bardzo szanowany – za argument za nienagłaśnianiem mojej sprawy daje to, że ja sam jakieś media założę itd. Tylko kompletny kretyn będzie twierdzić, że powodzenie mojej świeckiej inwestycji zależy od tego, czy ja pierwszy o tym powiem, czy zrobi to Radio Maryja (czy raczej słuchacze; ale jak ja RM włączam, to księża są świadomi, jest jakiś hotline). Przecież jak założę media, gdy już sprawa będzie znana, to też ludzie się chętnie zainteresują, "bo to ten Niżyński"!! A czytelnictwo, że niskie, to cóż, i tak by zaraz spadło. Bo to jakiś kretynizm wśród ślepo wierzących w dobro się szerzy, że on niby sam nie chce, żeby mu pomóc [sic].
(05:57)
(wstawka reklamowa)
Moje albo serwera. Powiedział mi spiker (zdecydowanie oni): "zrobiło się wideo"; no to ja odsłaniam to okienko, jeszcze kwadrans wcześniej wrzucało się na serwer, a teraz udany koniec. Tam nie ma żadnego wskaźnika postępu, a łącze bywa zapchane, więc to nie tak łatwo oszacować (zresztą skąd mieliby znać rozmiar wideo, skoro nie widzą ekranu? – jestem w tzw. klatce Faradaya, nic stąd nie promieniuje). Już pisałem o tym, a teraz znowu wyraźny dowód.
Serwer świeżo zainstalowałem (laptop też), nie jest shakowany. Nikt też nie patrzył na www z plikami (innymi niż audio, które jest tutaj i dużo wciąż czeka na wrzucenie), zresztą jw.
[edit 2013-09-07] Nikt też nie ściągał nawet początku tego pliku (201307041320-waliza-rowery-tramwaj.mp4), więc nie mógł znać rozmiaru. W domu nikt nie loguje się na mój komputer pod nieobecność, tak przynajmniej wynika z windowsowego dziennika.
[edit 2013-09-07] Wieczorem, ok. 19:00 - 22:00, znowu zawracają głowę o robieniu laski i masażach, że aż cholera bierze, to chyba jakaś kara za usiąście do komputera.
[edit 2015-02-09] Znalazłem wyjaśnienie tego incydentu (i paru innych podobnych, np. świeże tej nocy skasowanie zawartości tego bloga, które nastąpiło po zerwaniu zestawionego połączenia SSH z serwerem: wprawdzie zerwano je około chwili zapisu edytowanego pliku, ale przecież nie dokładnie w tych nanosekundach, gdy ewentualnie mógłby on być pusty, jeszcze niezapełniony, o ile w ogóle programiści Midnight Commandera są tak kiepscy, że może do częściowej utraty dojść). Liczne serwerownie (nawet teraz bardzo renomowane(-a)) [edit 2015-02-28: nawet jeszcze firmy oferujące tzw. VPS, czyli serwery w maszynie wirtualnej] pomagają Policji [TVP?] we włamaniach na zasadzie instalowania tzw. rootkita prawdopodobnie w samym jądrze systemu, jego obrazie, zapewnia on specjalne działanie demona SSH. Nie znam szczegółów, bo nie mam czasu w to wnikać, ale dzięki temu włamywacze mogą wchodzić na serwer jako administrator zupełnie niezauważenie; jest to jakiś niepubliczny rootkit Policji. Co istotne, jest to może zupełnie odrębny atak niż ten, który ma miejsce na pocztę e-mail; przede wszystkim mało on zmienia, w oprogramowaniu serwera nikt nie wprowadził mi istotnych zmian (trudno byłoby nakłonić np. program Postfix, odpowiadający za obsługę przychodzącej na serwer poczty, do przesyłania kopii przychodzących maili gdzie indziej bez zostawiania żadnych normalnych w takich sytuacjach logów, tj. wpisów w rejestrze, z tych wysyłek; nie ma też na serwerze żadnych nowych, dziwnych plików: sprawdzałem nieraz w trybie ratunkowym, tzn. takim, gdzie system startuje skądinąd, a swoje dyski mam podłączone do przeglądania). Wprawdzie dużo krzywdy jak dotąd przy pomocy tych włamań na konto administratora nie zrobiono. Podsumowując: oprócz ataków szpiegowskich (1) na mnie osobiście (chodzący "podsłuch", nakierowany na metale przy mnie lub dookoła mnie, a także przekaz podprogowy), (2) na klawiaturę (rozpoznawanie klawiszy na podstawie brzmień), (3) na ekran (na pewno; nawet ekrany telefonów; w pewnych sytuacjach, jak przerwane przewijanie na żywo bardzo obfitych logów, z prędkością kilku stron na sekundę, bez założonego tzw. screena na serwerze, dokładnie wiedzieli spikerzy, na czym się zatrzymało – mnóstwo było takich incydentów, które nie sposób wyjaśnić inaczej, podobnie np. z losowo generowanym hasłem, nigdzie na serwerze nie zapisywanym, lecz z linii poleceń i wyników /dev/urandom przekopiowanym do laptopa), (4) na pocztę (kopie maili, do wiadomości Policji, wysyłają znani usługodawcy pocztowi, w tym portale, gdy ktoś wysyła do mnie, o czym przekonała mnie nieraz nadzwyczajna szybkość ich reakcji, jeszcze nawet zanim mail mi się pokazał w programie pocztowym) – to, powiedzmy, nie jest pewne [edit 2015-02-28: przechwytywano mi pocztę nawet na 2 serwerach w Iranie, z których jeden nie miał nawet angielskiej wersji strony WWW, załatwiłem serwer dedykowany przez automatycznego tłumacza stron, translate.google.com; w islamie prawo do prywatności jest pod specjalną ochroną, więc nie podejrzewałem ich o specjalnego kernela; używałem już też z tym samym efektem wielu innych serwerowni, np. w Niemczech, Holandii – mimo wszystko może to nie portale], a jest jeszcze (5) atak na serwery na zasadzie uzyskiwania uprawnień administratora (same serwerownie: nie było możliwości, by kto inny! świeże, nigdy nie udostępnione laptopy i klucze SSH, a także instalacje serwera). Pominąłem tu ataki wandalizmu, w rodzaju zawieszanie czy przyblokowywanie komputerów promieniowaniem elektromagnetycznym i przepięciami w prądzie: też ma je Policja w swym, cholera wie, do czego potrzebnym, arsenale, niczym jakaś Służba Kontrwywiadu Wojskowego. Dla znawców Linuksa: mam nadzieję, że problem rootkita usunęła statyczna kompilacja (--with-ldflags=-static) ze zmienionymi w Makefile CFLAGS (-O zamiast -O2), przemienioną nazwą pliku sshd i sshd_config (parametr demona -f) oraz, oczywiście, zmiana portu w pliku konfiguracyjnym i katalogu, w którym zainstalowano demon (--prefix= i --exec-prefix=, parametry do ./configure). Aczkolwiek mogą to jakoś przerabiać, na wszelki wypadek zapiszę sobie MD5 kernela i sshd i będę czuwał, czy mi systemu nie zresetowali. [edit 2015-03-15: Pomyłka, atak jest raczej czysto sprzętowy, w rodzaju jakieś kombinacje klawiszy otwierają bez hasła dostęp z prawami administratora (albo nawet nie przez klawiaturę, tylko inaczej): czym zapewne sterują przez inne adresy IP. Podtrzymuję wersję, że to raczej jest w monolitycznym kernelu czy nawet boot-sectorze, a nie w jakichś plikach, inaczej raczej bym to zauważył z trybu ratunkowego (swoją drogą, jak myślicie, jak to możliwe, że z panelu serwerowni możecie włączyć tryb ratunkowy? odpowiedź: i tak zawsze najpierw bootuje z sieci – więc pewnie jest bootkit). Pewnie wszystkim takie serwery dają, "dla walki z pedofilami" czy coś takiego...]
(23:41)
przez ostatnią godzinę, czyżby gościli kogoś w studio? :) [sic]
Ja zaś właśnie wrzucam dla was, tym razem, fotki do katalogu z dowodami: kliknij tutaj. Mogę wrzucić więcej (filmy, audio). Klikamy "Lubię to"!! Będzie dużo więcej!
[edit 2013-09-03] Ktoś mi może zarzucać niedokładność w opisie miejsc zainstalowania głośniczka. Pomyślałem, że szkoda wpisu na taki drobiazg, bo i tak jest on wszędzie za życzeniem partii. Ale poprawiam się: w komunikacji miejskiej wchodzą ludzie lub jest z zewnątrz. W pociągach chyba robią to podstawione osoby, aczkolwiek może np. jest w wagonie restauracyjnym, który bywał pusty. Z różnych przyczyn doszedłem do wniosku, że mógłby to być sam pociąg (np. prawie puste wagony I klasy). W marketach przyznawali się, a nawet wyłączali na moje życzenie i sprawiało to nieraz takie wrażenie, że dźwięk idzie ze źródła obok, ale też nie mam na to dowodu (tak czy inaczej jest tam współpraca z tą ekipą i wszyscy mnie znaja). Tego typu detale wyjaśnią się, być może, w śledztwie. Na Politechnice jest na różnych piętrach, nawet kilka pod rząd pustych w korytarzu (i spiker nieraz gadał, że tam robią), słyszałem z rur. Było na komendzie stołecznej, gdzie mnie przetrzymano na noc w grudniu (i teraz ostatnio w sierpniu, gdy mnie zatrzymali przed wyjazdem na zachód; było na komendzie Praga-Północ, wśród samych policjantów). Na poczcie przy moim domu jest zawsze głośno, nawet w środku nocy, co zresztą nieźle nagrałem na wideo. Jest (robione przez obsługę) na dworcach, m.in. Warszawa Centralna, Warszawa Zachodnia (w hostelu mnie pięknie raczyli trzaskami), również w Niemczech – a także prawdopodobnie w innych miejscach związanych z obozem rządzącym (np. metro).
(16:28)
Ten złodziejski pierścień, funkcjonujący także w wielu innych krajach (jak ktoś chce, wrzucę filmy, foto, audio, po prostu to są strasznie duże pliki i długo to trwa), kradł generalnie na polecenie z góry. Tak było w przypadku rozboju w Lublinie i Gwatemali i tak samo podobno przy tej kradzieży komórki za 200 EUR w zeszłym roku, co miało miejsce w pociągu. Wars wtedy obwiniał konduktora polskiego. Konduktorzy, nie tylko polscy zresztą, standardowo mają ścisły kontakt ze śledzącą mnie na bieżąco cały czas telewizją, do tego stopnia, że robią coś (np. gadają przez głośniki) dokładnie w momencie, gdy się załatwiam (precyzyjnie aż do przesady). Wtedy np., tj. w styczniu zeszłego roku, ukradziono mi komórkę wkrotce po tym, jak zasnąłem.
Co się tyczy rozboju w Lublinie, to zrobiła go prawdopodobnie "Policja" (kolesie okolicznej komendy czy coś takiego, w każdym razie zaraz przejechali obok policjanci, "już po"; a trochę to przecież trwało). [edit 2015-02-10: Prawdopodobnie szpiegująca po nocach młodzież z tego samego Hotels Lublin, zważywszy na porę i miejsce oraz samą (popularną wtedy zresztą) ideę "ukraść mu laptop". Ochroniarz oddał pieniądze, młody agent (z przypadkowym pomocnikiem z okolicy) zrabował.]
Że rząd specjalnie się interesuje koleją to chyba nie trzeba nikogo przekonywać, bo sam Tusk wprost to mówił. Na dworcach PKP i PKS instalują przekaz podprogowy (nie zawsze oczywiście, ale wtedy, gdy ja jestem; dzięki takim rzeczom, jak i jeżdżeniu za mną bodajże Policji czy ich kolegów, mam te męczące i myślami sterujące szepty absolutnie wszędzie).
Najlepsze jest to, że świadkowie są; to wszystko jest dużym skandalem i są ludzie, którzy powiedzą. (Powiedzą nawet i we Francji, tam zresztą za zlecone z góry nakazem przestępstwa kara się tylko tego, który zlecił.) Problem tkwi w braku dobrych mediów. Natomiast gdyby już temat pojawił się w mediach, mógłby pozostać głównym przez wiele tygodni, bo takiej rzeczy w wolnej Polsce jeszcze nie było. Skompromituje się wiele rządów i dużo znanych firm, jak Kredyt Bank (troszkę tylko BZWBK), Alior Bank, Bank Pekao (puszczanie mi tego "radia" i delikatniejsze oznaki współpracy), zresztą i inne chyba, Tesco, Castorama, Politechnika Warszawska (EiTI i in.), TVN, Polsat, Rzeczpospolita, Lux Veritatis, Radio Zet, RMF FM (oni wszyscy na 100% wiedzą i nie mówią), Google, DHL, być może jakieś sieci komórkowe (bawiono się siłą sygnału), (posyłano za mną także licznie ambulanse z różnych szpitali), (jak ktoś chce, to poniekąd i Pizza Hut, McDonald's, Juwentus, centrale korporacji taxi, drobnica prasowa: tam też okazywano śledzenie mnie czy przynajmniej "kontakty"). Dowodów trochę mam ja sam, oprócz własnej pamięci.
Swoją drogą wrzuciłem wam jakieś video (mam tego jeszcze dużo, audio, foto, b. dużo materiału z codziennego nękania) z tego, co za granicą: kliknij tutaj. We Francji nocą się śpi i ulice są naprawdę zupełnie zamarłe (dużo bardziej niż w Polsce i Niemczech), w Szwajcarii zresztą też.
[edit 2013-08-28] Inwestorom wchodzącym tu z //www.gumtree.pl/cp-sprzedam-inne/praga-poludnie/akcje-spolki-kernel-517578540 proponuję po prostu zadzwonić do jakiegokolwiek "TVN-u" i poprosić o opisanie sprawy z tego bloga. Najprostszy sposób, by to zweryfikować. Kandydatów na takie śledzenie jest niewielu, oprócz wszystkich służb specjalnych i Policji są jeszcze media (co nie każdy wie), sprawa wręcz sama się prosi o to, by ją zbadać.
(16:34)
przybiera nieraz groteskowe formy. Przykładem, który mi się ostatnio przypomniał, jest wydanie tygodnika "Polityka" (sic - nawet tygodniki...), które ojciec kupił mi, gdy siedziałem niesłusznie w szpitalu psychiatrycznym w Ząbkach. Na okładce w środku wielki nagłówek na całą szerokość: "Tata premier" (ja wtedy kojarzyłem to śledzenie już to z rządem, już to z ojcem [por. wpis z 17/04/2012 (początki jego kolejnych akapitów) – np. były koncepcje, lansowane (jak to dziś oceniam) poprzez sterowanie myślami, że ojciec chadza po moich sąsiadach w wynajętych mieszkaniach, zaś co do "rządu" to, istotnie, zwłaszcza z premierem się to kojarzyło wskutek różnych teatralnych sytuacji i podpowiedzi podprogowych], a z telewizją jeszcze nie). Treść jakaś bzdurna, że jakoby Tusk jest zbyt spolegliwy wobec... ojca Rydzyka. W tymże samym numerze wielki artykuł o tym, jak to żyjemy właściwie już w czasach Demokracji Kontrolowanej, nowej fazy demokracji, gdy politycy nic [z państwem] nie mogą zrobić, czego by nie widziały i oceniały [w domyśle: publicznie] jakieś demokratyczne oddolne ruchy pozarządowe, w tym media. A to już było świadome i bezczelne kłamstwo w tej sytuacji; troszkę wkurzające. Tak poza tym artykuły, jak to w ogóle jest dobrze i wspaniale, "PO czy PiS?" itp.
Nie wiem, czy to tylko takie wrażenie ma wywoływać, czy rzeczywiście tak jest, ale może była to jakaś pogróżka wobec pogrążonej w coraz gorszym kryzysie finansowym TVP(?), która mogłaby przecież zechcieć ograniczyć łożenie. ["Już", "już prawie" mówimy... ale jednak nie. Udało się dogadać. Coś się w nich złamało.]
Parę miesięcy później widziałem inny nr tego tygodnika, gdzie, jak słuszna (jak i w Rzplitej, która prognozuje następne wybory: "osłabione PO i PiS"), artykuły zaczynały się od tekstów "PO tonące", "Tusk tonący".
Pani Janina Paradowska, naczelna "Polityki" już raz – może nieraz – koment(d)owała mnie w radiu na żywo. [edit 2015-05-03: Na żywo gadali, troszkę, zdawało się, pode mnie i spikerów (nie zaręczam, że mieli informację na żywo, ale raczej tak), na końcu p. Paradowska "dziękujemy komenDatorom"...]
[edit 25-08-2013] Zaznaczmy tu na marginesie, że zjawisko pisania "o tym", dobierania niby to najważniejszych, "okładkowych" tematów pod to, co się właśnie ze mną dzieje (lub ogólnie co się ze mną dzieje), występowało nawet u organizacji obrony praw człowieka: Fundacja Helsińska I poł. 2011, Amnesty Intl 2011/wczesny 2012, Human Rights Watch I poł. 2013, Trybunał w Strasburgu 2011-2013 (przykład). Fundacja Helsińska nawet apelowała wtedy hucznie do premiera o zrobienie czegoś w imię poszanowania prawa do prywatności (i in.) [ale bez wspominania o mnie]. Co do mojej korespondencji to ją zwykle olewano lub dawano zdawkowe odpowiedzi "nie, sorry, bo wszyscy wiedzą i podpadniemy ludziom na całym świecie" (Amnesty). [2013-10-30 była też rozmowa z nimi, ujawniająca skandaliczne lekceważenie mojego problemu. Wspominał o tym odpowiedni dopisek "edit".]
[edit 27-08-2013] Oprócz korupcji media mogą się tłumaczyć tym, że chcą chronić firmy przed zamknięciem im wszystkich pracowników, ale to jest tłumaczenie imbecyla. Skoro wszystkim zależy na tym, żeby ci ludzie nie poszli do więzienia albo przynajmniej nie w tej chwili, to nie trzeba aż kryć w mediach, bo i tak ta opcja (np. "zawiasy", warunkowe umorzenie, ułaskawienie, późne wykonanie kary) zwycięży w sądzie i poza nim, bo społeczeństwo tak chce. Tymczasem jednak tutaj podstawowym problemem jest łapówkarstwo. To jest bardzo proste: jeśli większość ludzi, jacy wiedzą o problemie, w tym moi nauczyciele na uczelni i media, dochodziłoby do wniosku, że oni powinni dostać co najwyżej jakiś kwitek albo rachunek, to tak zapewne będzie i nie jest to jeszcze powód do krycia.
[edit 07-09-2013] Prawie wszystkie radia jeszcze w tym roku, gdy czasem z radia korzystałem (wcześniej też i dziś jeszcze też), reagowały na to i mówiły coś specjalnie dla mnie. Zresztą sprawę zna i powinno znać każde duże medium z Warszawy, bo zamieszana jest, nie przymierzając, cała warszawska Policja z KRP i KSP włącznie (a i w innych miastach jeździły patrole za mną/podstawiali ludzi). Mogę z całą pewnością powiedzieć, że każde medium ogólnopolskie zna temat, i to zna go od kierownictwa poczynając.
(16:33)
W ramach zabawiania się mną rządów i ich oddanych ludzi miały miejsce kolejne [złośliwe] złodziejstwa.
1) Wysłane 650 USD do prawników z Panamy (innych niż tamci kompletnie przekupieni, chociaż też coś było); wymyślili wymówki, przestali odpowiadać, zmienili adres i nr telefonu (chociaż to obecnie zarząd mojej spółki!), kasy do dziś nie zwrócono. W Western Union (tym razem, dla odmiany, problem jest wewnętrznie w placówkach podobno) nie potrafią wygenerować potwierdzenia tamtego transferu (4.VI 811-112-0662 do Francisco Torres), więc zostałem bez dowodu; to pewnie też przekupstwo. [edit 2013-10-10: Część tej kwoty poszła na usługę, ale i tak powinni mieć co zwrócić.]
2) Alior Bank, jak się zdaje, nadal ma umowę ze służbami. Nie przechodziły transakcje kartą na stacji benzynowej, chociaż zasięg był; nie wiem, czy to oni, może potrzeba innej sieci, a więc inny GSM. Natomiast pojawiło się w końcu jakieś obciążenie (to była noc w niedzielę, a ja tam się świeżo pojawiłem), na kwotę 130 EUR nie wiadomo skąd wziętą (to w ogóle jakieś 200 litrów czy 150...), chociaż nic nie zatankowałem i dało mi zerowy rachunek. W ogóle próbowałem mnóstwo razy i miałem wszystkie rachunki, oprócz jednego odmowy transakcji. Koleś zmienił jeszcze na chwilę tytuł blokady i pojawiała się jako "Distridoubs 20:42", później zostało samo "Distridoubs" (a może to w blokadach rachunku, a nie karty, się wyświetliło i dlatego). Tak czy owak już w trakcie przesuwania samochodu do tankowania po zaakceptowaniu karty ciągle szeptali, że jeszcze ktoś mi zatankuje za moje pieniądze, podchodził też jakiś koleś. (To było właśnie ok. 20:42). To były moje ostatnie pieniądze, pożyczone od ojca po głodówce i postoju (brak benzyny); ojciec, zdaje się, wiedział, że ukradną (oczywiście on nic nie wie), pewnie jakiś telefon od bandyty. Następnie skradziono mi z samochodu (bodajze – albo kieszeni) te rachunki, co zrobiła pewnie policja francuska lub koledzy. (Na jednym wideo mam, jak chowam rachunek, nagrałem później wideo z przeszukaniem auta i siebie i niestety naprawdę już nie było, a miałem ich duzo. Na szczęście Alior zdjął blokadę). [edit 2015-05-03: Kwestia dziwnych przejść w tym banku, związanych z blokowaniem pieniędzy, była poruszona tutaj: kliknij, aby wyświetlić w nowym oknie. To nie inny podmiot, tylko chyba sam bank, jak jeszcze reakcje jego pracowników oddziałowych wskazują, a nawet chyba na wysokim szczeblu (ale w 2012 oddali).]
3) Swoją drogą do dziś sąd mi nie zwrócił [nadmiarowego] 600 zł za rejestrację spółki, która nastąpiła 2. lipca br., ciągle się opóźniają, zwalają na słynne "zwrotki" itd., wysłałem nawet specjalne pismo i dalej nic. [edit 2013-10-19: Zwrócili w II poł. września bodajże. edit 2015-05-03: To przesadzanie ze straszną opieszałością sądów to chyba specjalnie pode mnie robią, żebym sobie stereotypy jeszcze bardziej wdrukował, iż są normalne; później można to wykorzystywać w różnych sytuacjach, czasem takie przeciąganie się przydaje (np. świadek będzie kłamał, później się tłumaczył, że pozapominał wszystko, itp.; poza tym niechęć do czegoś dobrego też sprzyja przeciąganiu w nieskończoność...). Po wygranym zażaleniu na umorzenie, które przyszło w listopadzie 2014 (dot. sprawy o nietykalność cielesną wytoczonej przeze mnie wobec taksówkarza i in.), jeszcze w maju 2015 nie ma terminu przydzielonego. Wcześniej ok. 1 rok sprawa leżała (połowa 2013 – połowa 2014) w ogóle nawet bez terminu pierwszego posiedzenia pojednawczego – dosłownie zatrzymała się na dokumencie-zarządzeniu "przekazać do terminarza".]
Przypominam także o manipulacjach giełdowych (pewnie maklerzy i in., może sama GPW), na których w ciągu ostatnich miesięcy straciłem 1 mln zł. [edit 2015-05-03: Asystowały w tym też komunikaty medialne, Ministerstwo Skarbu Państwa oficjalnymi działaniami: sprzedaż udziałów, drenowanie spółki dywidendami.]
W ramach walki z dźwiękiem jeżdżę po Europie. Niestety mimo podróży zagranicznych ani na minutę nie ustaje dźwięk, co jeszcze sprawdzam zdejmując/zakładając ochronniki, nawet w pociągach. Ten kadał radiowy jest i w Niemczech, i we Francji, i w Szwajcarii (w takich miejscach, że to raczej ich własne RTCN-y). Jest na dworcach i w pociągach, jest rozstawianie miasta samochodami i jeżdżenie za mną przez przygotowane wszędzie obecne zasoby ludzkie (pracujące całodobowo). Grozi za to w Niemczech parę lat, we Francji za torturę do 15 lat, w Szwajcarii lat co najmniej 5, jeśli zastosują odpowiedni przepis (mówi w tym kontekście o "ataku na ludność cywilną").
Kradnie Warszawa, reszta kryje lub pozwala dręczyć (naprawdę bardzo poważny problem, nie da się myśleć, ciągle dogadują do myśli), bo np. chce uniknąć jakiejś kary za słuchanie mnie kiedyś. Niejasne i trudne do wytłumaczenia jest osłanianie tego bandytyzmu (zawsze jakiś bandyta dookoła mnie) przez Polskie Radio, prawdopodobnie boją się grzywien; sytuację to oni chyba rozumieją, sądząc po aluzjach tu i ówdzie, ale może się mylę.
[edit 2013-08-23] (Uwaga na marginesie) Fraza "Kretyn! Nie ma sprawy, bo wstyd [mi za Donalda Tuska, mi za Jolante Erol]!" powtarza się w myślach, bolesnym szeptem, 500-2000 razy dziennie, w akompaniamencie nękania przez bandytów dookoła (kaszel, teatrzyk).
(Lyon, 11:27)
dla tych, którzy dopiero teraz zaczęli czytać tego bloga. Sprawa jest oczywiście daleka od powszechnie znanej, zwłaszcza poza Warszawą. [2014-07-03: treść w większości przepisana, by lepiej oddawała fakty]
Nowoczesne podsłuchy w stosujących to krajach [wszystkie albo prawie wszystkie, które odwiedziłem] opierają się na falach radiowych odbijających się od obiektu, odbieranych jak echo przez anteny na masztach radiowo-telewizyjnych (opóźnienia echa pozwalają obliczyć odległość odbicia, zobacz szczegóły). Operatorzy służącego do tego komputera [czyżby centrum w TV?] są w stanie ze swych central i zgoła bez obecności w terenie, odpowiednim programem, monitorować ruch (nawet całe dalekie podróże) dowolnie wybranego obiektu, podsłuchiwać go, choćby się przemieszczał, także przez ściany itp.; ciągle wiadomo, gdzie on jest. (Trzeba też trochę pomagać ręcznie programem komputerowym, bo podsłuch nieraz "schodzi" z ofiary. Widać do pewnego stopnia, tj. jako punkty zamiast brył, otoczenie śledzonego punktu, ruchy w tym otoczeniu – wszystko z centrali i bez bycia w terenie: odpowiada za to wszystko sieć komputerowa łącząca budynki przy ww. masztach w całej Polsce i nawet Europie, to taka nowoczesna współpraca...) [Można być w zasięgu dwóch baz nadawczych jednocześnie, więc to płynnie przechodzi między nimi, sąsiednia stacja ma czas automatycznie "przejąć" obiekt. Informacje na podstawie strzępów rzucanych przez półtora roku w gadkach szpiegów i własnego inżynierskiego pojmowania.] Technicznie, od strony "zewnętrznego" szpiega niesiedzącego przed komputerem i programem do ustawiania podsłuchów (nigdy tego programu nie widziałem, ale zakładam, że jest), wygląda to w przypadku tego podsłuchu tak, że włącza się program, który ktoś nam zainstalował na smartfonie w czasie wprowadzania do mafii podsłuchowej, a on odkodowuje tajne radio podsłuchowe z TVP Warszawa(?)/PKiN, transmitowane przez te same wieże nadajnikowe (odpowiednia sieć dostarcza to do nich tak, jak każde radio czy telewizję – jest to więc z kolei współpraca z wieżami w drugim kierunku). Program na smartfonach dostarcza też bodajże możliwość wyświetlania tego, gdzie jestem, lub innych informacji wstukanych na centrali. Podsłuchany dźwięk umożliwia też rozpoznawanie tekstu wpisywanego na klawiaturze, bo brzmienia klawiszy minimalnie się różnią, co inny specjalny program rozpozna (chyba stosują to "w mózgu gangu", dzięki współpracy rodziny czy skorumpowanych przez pewne ośrodki sąsiadów; następnie głosi się co ciekawsze rzeczy "na linii" dla reszty). Ponadto na jeszcze innej zasadzie czyta się moje e-maile (to jest chyba osobny element, to równie bezinwazyjne przechwytywanie), a także podgląda ekran (z miejsc w otoczeniu) na podstawie tego, co naturalnie wypromieniowywuje przy pracy każdy monitor (chociaż każdy trochę na swój sposób – różnice w tzw. czasach odświeżania pozwalają je odróżnić)... To wszystko, jak się zdaje, odpowiedni szpieg podaje mniej zaangażowanej reszcie szpiegów (kanały komunikacji: 1 radio smartfonowe i 2 Internet – program na komputer do kradzieży ekranów).
[edit 2014-08-04: Powiedział mi dzisiaj gliniarz na interwencji, choć przy nagrywaniu nie chciał się przyznać, że "Policja mnie podsłuchuje i wszystko widzi". Godzinę wcześniej spikerzy gadali – kilka tys. ludzi z osiedla może być świadkiem – że dookoła tu wszystko słychać, widać (i komputery też, chociaż niedokładnie). Zresztą dalej w tekście jest odnośnik do wideo, jak za mną tuzinami pod rząd wszyscy jeżdżą i robią teatrzyki. Posłuchaj też rzucanego w powietrze w hotelu przez starszą sprzątaczkę: "panie Piotrze, ja pana słucham" (może niekoniecznie ona sama, chociaż może i tak) i o "skandalu tysiąclecia" – początek 201412291013 z Portosu...]
Podsłuchiwanie i szpiegowanie mnie trwa od dawna, od bodajże 2004 r.; geneza tej inwigilacji nie jest do końca jasna, ale na podstawie własnej syntezy danych, dzięki której zaproponowałem ten rok, z uwzględnieniem wielokrotnie powtarzanych potwierdzeń spikerów mafii (i także wzmianki ojca, oczywiście w temacie zastępczym: "początków mojej [rzekomej] choroby psychicznej"), mogę spróbować odtworzyć tę historię. Ojciec kupił dom w stanie surowym w Babicach pod Warszawą, znalazł też nową konkubinę i szykował się do wspólnego zamieszkania (on, ja z bratem, Małgorzata z dziećmi). Kobieta ojca miała znajomości w Policji [edit 2016-01-01: to było CHYBA na zlecenie papieża twarzą w twarz pewnie z prezydentem Wałęsą, a znaleziono mnie w Policji po nazwisku, zgodnie z wolą papieża, w 1992 r.] i załatwiła nie tylko nielegalny tzw. "podsłuch", z którego może niewiele ciekawego by wynikało, ale nawet szpiegowanie komputera [centrum śledzenia zrobiono podobno w Warszawskim Ośrodku Telewizyjnym TVP]. Jak widać w tamtych SLD-owskich czasach "założenie" takiego podsłuchu to była bułka z masłem. Wprowadziłem się tam późnym 2004, zarazem kupiłem własny laptop (z którym często chodziłem na miasto), pozostali domownicy też mieli osobne komputery do Internetu i od tego się chyba zaczęło. Nie pomogła mi zmiana rządu mniejszościowego Belki (człowiek SLD) na PiS-Samoobrona-LPR czy PO-PSL [czyżby byli z góry zgadani, jeszcze zanim mnie wybrano do śledzenia?]. Co więcej, rzecz rozprzestrzeniła się po całej Policji (każdy pojedynczy policjant, na którego trafiam, robi chyba zamierzenie wrażenie "bycia w temacie")... za PiS-u [zauważyłem, że] interesowali się mną Kaczyńscy, śledzenie już w ogóle robiło się totalne (za ich rządów m. in. ekran mógł zacząć być śledzony przez Internet np. w miejscach pracy). [edit 2015-07-15: Być może miało to upowszechniające się podsłuchiwanie przez dodatkowych, rozsianych wszędzie w instytucjach, agentów coś wspólnego z, nagłaśnianymi czasem w mediach, sprawami korupcji w Sądzie Najwyższym. – rozwiń komentarz...Brzmi to bardzo możliwie. W każdym razie wydaje się nie mieć nic wspólnego z państwem prawa takie pozbawianie arbitralnej osoby dosyć kardynalnych praw (dobrze zresztą uwidaczniających się we wszelkim orzecznictwie), podczas gdy inni je zachowują, z kiepskich powodów w rodzaju "bo coś wyemitowano" (w rzeczywistości prymitywny staroświecki podsłuch też emituje, mimo to przez lata z powodu obecności "pluskwy" osoba nie jest automatycznie publicznym zwierzaczkiem w zoo – któremu np. jeszcze inne pluskwy wolno podrzucać, każdy może (przecież konstytucyjna ochrona tajemnicy komunikowania się!) – zaś materia sama mocą fizyki wszystko, co na niej słychać, emituje, jako proste radia FM, wprawdzie o bardzo wąskim paśmie), "bo ktoś zechciał tamtego odsłonić", na zasadzie takiego zakrzykiwania drugiej osoby, że oto ona (i tylko ona) teraz życia osobistego, tj. dostępnego tylko dla siebie i dobrowolnie wpuszczonych do niego, mieć nie będzie (z jakich zresztą przyczyn? fizycznych nie; trudno by to jakoś sensownie sprecyzować, może o wolę jakiejś innej osoby, by nagłaśniać, tu chodzi, ale to jest zwykła nagonka, jeden kopie drugiego, informacje w eterze już i tak są...); a z drugiej strony ta dziwna nagle powszechność... Zwracam uwagę, że wykorzystując tę własność materii, ten tzw. efekt Dopplera, Sowieci już w latach 60-tych podsłuchiwali bez montowania nadajników, zwykłymi ręcznie nakierowywanymi radarami (dziś by nawet można próbować użyć radarów nie wysyłających nic, tylko odbierających i z odpowiednio długim falowodem, by wybrać kierunek odbioru). Pisał o tym amerykański Congressional Record w 1967 r. (zob. s. 2 artykułu Super Snoopers). Zresztą w moim przypadku dochodzi jeszcze zupełnie bezprawne podglądanie ekranu, przypominające używanie koni trojańskich (podrzucanych programików szpiegujących), za co już niejeden dostał wyrok; u mnie wplatają w to jeszcze oscyloskop, choć można też zdalnie podglądać przez Internet, z punktu widzenia ustawy to na jedno wychodzi. Pośrednictwo Internetu w pozyskiwaniu informacji zdaje się nie mieć znaczenia, skoro do tych informacji z mojego ekranu w pierwszej chwili na pewno nikt nie ma prawa, a i w drugiej jest to tylko udział reszty tzw. sukcesywnych współsprawców w przestępstwie – tych, którzy znamię pozyskiwania informacji także (we współpracy z tamtymi) tak samo wypełniają. Nie jest to żaden skomplikowany "problem prawniczy" i nigdy wątpliwości czy kontrowersje na tym tle nie powstawały, dopiero postarano się, by ktoś zaczął dopatrywać się w tym "kwestii", a w praktyce nawet ją przesądzać. Przecież jeśli jest dwóch gości – jeden z nadajnikiem podsłuchowym, drugi tego słucha gdzieś w samochodzie, nawet z opóźnieniem 1 s – ten drugi nie ma do tego prawa; tak samo, gdy jest ich więcej, gdy dogadamy się nawet z setką. Żaden akt woli "teraz to dla wszystkich jest" tego nie zmienia. Nigdy tu w poważnym dyskursie prawnym wątpliwości nie było (może w innych, trochę podobnych tematach...), choćby kogoś nawet ta prawda bardzo irytowała. Wspominałem o tym już we wpisie z 16/11/2013 oraz zwłaszcza dopisku "edit 2015-06-11" (można znaleźć przy pomocy Ctrl-F), gdzie demonstrowałem szkodliwość wszelkich takich interpretacji wyłączających ze względu na cel, który chce się osiągać, i to, co chce się skutecznie zwalczać. Tu tylko odnotowuję, że może nawet w pierwszej kolejności, na przełomie 2005/2006(?), jako swoisty "wstęp" (po uzyskaniu ogólnej "współpracy" mediów na takiej zasadzie, że po prostu nie poruszano tam tematu nowoczesnych technik podsłuchowych), "zainteresowano" kwestią poszerzania agentury Sąd Najwyższy. Jeśli tak, to nieświętymi raczej metodami (może jakiś hak przez państwo zdobyty, w ramach legalnej prowokacji – przypomina się "dziwnym trafem" podobna sprawa z prowokacją Kamińskiego, szefa CBA, skazano go właśnie za genezę kontrolowanego wręczenia łapówki, fikcyjne podstawy specjalnie otwartego śledztwa, bo tak poza tym taka łapówka jest to legalny sposób pracy służb). W środowisku mediów krąży bodajże nawet plotka, jaka miała być ta linia orzecznicza Sądu Najwyższego: że mianowicie wystarczy, by coś było w Internecie lub np. zaszyfrowanym radiu, jako środkach komunikacji tych podsłuchowców, by uzyskiwanie odpowiednich informacji przez zupełnie nieuprawnione nawet normalnie osoby było już legalne. A zatem przesądzać na rzecz legalności miał udział kanału komunikacji, choćby nawet żadnego człowieka załatwiającego informacje nie było i wszystko (np. dźwięk, ekran) wykradało się na takiej telekomunikacyjnej centrali (czy źródle) automatycznie. Nie byłoby tego kanału komunikacji, lecz po prostu przyjście i śledzenie na miejscu (na "Centrali") – byłoby nielegalnie; jest po drodze telefon czy Internet, już tym wszystkim wścibskim masom wolno obserwować moje życie dowolnie wnikliwie (bo "to jest publiczne"; budzi to quasi-prawne skojarzenia z jakimś "aktem upublicznienia", co w rzeczywistości niezbyt w ogóle przynależy jako pojęcie do sfery prawa: jako fragment uzasadnień sądowych nadaje się to być może do stosowania wobec tajemnic jakichś firm, jakichś ich np. dokumentów czy wypowiedzi – w tym sensie brzmi to laikom może nawet "mądrze" – ale zupełnie nie nadaje się do stosowania wobec praw osób). Ale to tylko taki teoretyczny plan był, bo nawet nie było szans na dobre śledztwo. edit 2015-07-24: Inna spodziewana wersja uzasadnienia to zwracanie uwagi na powszechność procederu i wyciąganie stąd wniosku, że "Piotr Niżyński jest »już« jawny" i w związku z tym, nawet podając wprost tę masowość nagonki jako argument, bo samo tamto o kanale brzmi jeszcze naiwnie, ochrona prawna taka jak innym już mu się nie należy. W sprzeczności z Konstytucją i prawami człowieka podanymi w umowie międzynarodowej, Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności (m.in. zakaz dyskryminacji; żeby tego uniknąć koniec końców zwolennicy złego orzeczenia będą wysuwać, jako rzekomą podstawę prawną "dla bardziej wnikliwych", z powrotem tamto o ustawieniach kanału komunikacji, co jednakże wszyscy czujemy, że jest kiepskie i samo w sobie nic nie przesądza, i domaga się jeszcze jakichś społecznych pseudoargumentów). – ukryj komentarz] [edit 2015-09-28: Zapewne jeszcze wcześniej (ale w 2006) zainteresowano mną telewizję watykańską – przypuszczalnie, przyzwolenie Watykanu stanowiło argument za utrzymaniem, a nawet rozszerzaniem, podsłuchu wobec zwycięskiej koalicji PiS-u oraz wobec Sądu Najwyższego. Zresztą sto kilkadziesiąt pracowników kanału było zapewne zamieszanych w szpiegowanie – co stanowiło dodatkowy argument, przecież to wartościowy "kapitał ludzki" – więc także i z tego powodu, jak mniemam, świadomy tego PiS chętnie trzymał ich pod państwową ochroną.] Kto za PiS-u już szpiegował? Całodobowo w systemie zmianowym Policja (przestępczo; chyba prawie cała warszawska co najmniej: kilka tys. osób); zapisani do podsłuchu przez telefon byli już bodajże(?) liczni funkcjonariusze prokuratury i sądów w całym kraju [media pokazywały Ziobro jako szeryfa, natomiast "mnie" on jesienią 2011 pokazał się w TVN-ie – jadałem prawie codziennie pizzę w lokalu obok Politechniki, a agenci przecież znają mój rozkład zajęć – z... panią w mini, dosyć ostentacyjny wtedy widok w świetle warszawskiego szału podstawianych mini nawet w restauracjach]; także Telewizja Polska, Polskie Radio, liczne ponoć media komercyjne(!), w tym bardzo znane [te aluzje... nawet podobno słynni prezenterzy]; bodajże moja uczelnia WAT (2006-7), lub tylko irytująco sugerowali szpiegostwo, ale przede wszystkim (chyba) szykowano (choć niewiele zdążono) proceder korumpowania firm prywatnych, aby również szpiegowały (czy chociaż szef albo rodzina), za co przysługuje nieegzekwowanie podatku i mogą też iść na to pieniądze np. z TVP. Za PiS-u i PO na pewno podsłuchiwano mnie i "cudownie" szpiegowano na żywo (też zupełnie nieinwazyjnie) mój komputer, co ja, widząc zorientowanych, pojmowałem jako (nawet legalne) wyszukiwanie mnie w Internecie, szpiegowanie połączenia w telekomunikacji i udostępnianie wglądu w jakieś np. rejestry wizyt na stronach internetowych (...), a więc wyobrażałem sobie zdalne źródło przecieku (ten, z kim się łączę): czyli kompletnie nie pojmowałem sprzętowego charakteru inwigilacji (za to miałem wrażenie totalnego osaczenia przez wszystkich), tymczasem dając sobie niemalże "czytać w myślach", bo wiadomo było dokładnie, czym się zajmowałem i co mnie interesuje (mogły być też jakieś włamania, ale raczej tylko na moje serwery). Jednak od przełomu 2007/2008 to ekipie TVP(?) nie wystarczało; wprowadzono jeszcze specjalne manipulowanie myślami tak, że już w ogóle nie mam żadnej wolności i prywatności; spikerzy twierdzili, że to Tusk, nota bene też znający mój temat i zainteresowany. Wkurzała go chyba wolność myślenia: to, że mogę sobie coś pomyśleć i oni nie mają do tego dostępu (chociaż już "chodzący" podsłuch, inwigilacja sprzętu komputera na żywo, może nawet mego telefonu, włamy i infiltrowanie kontrahentów bardzo to ograniczają). Niestety nie da się odczytać swobodnych myśli, to chociaż "ustalajmy uwagę"... Początki tego problemu (sterowania myślami, najdosłowniej biorąc) były już może ok. początku-połowy 2008 [edit 2015-04-05: albo i za PiS-u, ale ręcznie włączając ze smartfonu, a nie same ściany], choć stosowano to sporadycznie. Środkiem do tego celu jest przekaz podprogowy, tj. dźwięk szeptany o głośności przy progu słyszalności (bardzo cichy), najlepiej powtarzany wielokrotnie, w pętli, może jeszcze na podkładzie z innej, cichszej szeptanej ścieżki (bolesne!), przez co słuchowa kora mózgowa "nie śpi" (nie słychać tych pyknięć, tchnięć i mlasknięć, zwłaszcza jeśli idą bardzo wolno i delikatnie). To działa i skutecznie wpływa na myśli, a z pomocą "tuby" w postaci tajnego radia (jeden mówi, np. na Komendzie Stołecznej, wielu innych w ramach korupcji/zabawy puszcza to w razie potrzeby) może nawet być wszechobecne (wprawdzie na mieście włącza się chyba głównie wtedy, gdy jestem poza domem). Problem delikatny i mało uchwytny, za PiS-u chyba nie istniał (mieszkałem z rodziną, która w ogóle sam podsłuch bodajże załatwiła, po czym nagła wyprowadzka bez słowa zapowiedzi w wakacje 2007 do pustego domu bez rodziny dookoła – por. bliski termin zwycięstwa PO); stopniowo straszliwie rozwijane (także w Europie), podobnie jak (nawet w Watykanie) całe to szpiegostwo i korupcja, i ostentacja, za Tuska (idea "przekaz podprogowy dla Piotrka w każdym lokalu komercyjnym, urzędzie, dworcu i bloku", praktycznie zrealizowana już w 2012 [edit 2014-07-06: tymczasem już w 2011 były sugestie, że będzie się próbować ze mnie zrobić wariata]; grają to nawet raz po raz głośniki kościelne; nie zdziwiłbym się, gdyby było u obsługi biur posłów). Najwyższe kręgi polityczne okazywały w aluzjach, że są na bieżąco z tym podsłuchem (m.in. już w 2007 Kaczyńscy, Gilowska, Komorowski, Tusk, ale to tylko takie odczucia i o własnych odczuciach mówię... jeszcze będą szantażować zarzutem pomówienia). Nic nie wiadomo, ale jacyś politycy, portale internetowe, czasopisma, okoliczny sklepik czy dziekan uczelni, do której się samotny człowieku zapisałeś, podniecają się w delikatnej aluzji czymś, co napisałeś na komputerze, a w myślach tłumaczy ci się to rozbudzonym zainteresowaniem samą wypowiedzią, jej ogólną popularnością w społeczeństwie albo np. przeszukiwaniem forów internetowych przez jakieś biura prasowe polityków (2007/8). Pierwsza piosenka nagłośniona ze względu na ten podsłuch (odpowiednie słowa) datuje się bodajże na 2006 [może dopiero 2011]. W latach 2008-2011 zdarzyło się kilka razy (bo u mnie to nieczęste) dziwne traktowanie przez ludzi dookoła po wizytach na stronach internetowych dla dorosłych.
Rządy Tuska to przede wszystkim gigantyczna wielomiliardowa dziura budżetowa, spowodowana powszechną korupcją (wystarczy policzyć [np. 50 tys. firm z regularnym dofinansowywaniem po np. 10 tys. zł na miesiąc – albo porównywalne rzędy wielkości]), która właśnie wtedy potęgowała się najbardziej (95% tego szpiegostwa, co jest teraz, po raz pierwszy zaobserwowałem za Tuska: w tym, w całym kraju, zamienione w organizacje szpiegowskie taxi, hotele, delikatesy, liczne fast-foody i knajpki, kurierzy, media nawet zupełnie niszowe czy regionalne, biura nieruchomości; o państwowym i samorządowym już nie wspominam, bo upadek kompletny). Do r. 2012 przekupiono praktycznie wszystko w dużych miastach, zachęcali funkcjonariusze państwowi, rozdawano podsłuch (w tym na ekran komputera, chyba jest w Internecie: słyszałem, że w mediach mają od tego ekrany) i przede wszystkim żądano tajnego montowania ("remont") urządzeń połączonych cały czas z komendą (przez co można selektywnie lub masowo uderzać w ludzi i miejsca, wprawdzie głównie dla Piotra, przekazem podprogowym). Wciągnięto w rzecz praktycznie wszystkie agencje nieruchomości (poza korzyściami finansowymi rząd przecież daje licencje, a media miejsce w ogłoszeniach internetowych); jeśli masz mieszkanie do wynajęcia i oferta ci odpowiada, to wystaw je bezpośrednio w Internecie, gazetach, podatku od swych dochodów możesz nie płacić, ale koniecznie skorumpuj bezpośrednich sąsiadów. Niech Piotra, jeśli tam zamieszka, jakoś drażnią, szpiegują dookoła, a przede wszystkim okazują, że szpiegują, no i niech odtwarzają ten przekaz podprogowy (później wręcz doszło dokuczanie w ubikacji, znęcanie się drastycznymi dźwiękami itd.; wszystkie elementy ciągnęły się jak wprowadzone przez jakieś uniwersalne bóstwo: u wszystkich w Polsce i w hotelach Europy, a nawet i w Meksyku, Panamie, i może w Hong Kongu, bo w końcu zdruzgotany osaczeniem nie sprawdziłem, nie wydałem pieniędzy, ale się zanosiło, baba zacierała ręce na mój widok; zresztą często za granicą byłem tak zdruzgotany, że nie brałem hoteli; głupstwo w ramach nękania, które wprowadził jeden sąsiad, trwało odtąd jak świętość). Tymczasem w mediach coraz częstsze aluzje prywatne, a na ulicach nachodzenie. To rozkręcające się NĘKANIE [wraz z uprzednim olbrzymim poparciem międzynarodowym dla niego, podsłuchu i totalnej korupcji] załatwił podobno sam TUSK [a może też nawet papież] (liczne potwierdzenia spikerów, plus bogate własne doświadczenie w kraju i za granicą) u dyrektora, znanego z upolitycznienia, ośrodka podsłuchowego TVP Warszawa (kanał regionalny) [także w skarbówkach, odpowiadających za pomocnictwo biznesu, itd.]; mówimy tu o okresie październik 2010 – cały 2011. Już wcześniej trafiałem na uczelni czy w metrze na ludzi sprawiających wrażenie szpiegowania mojego komputera; zresztą na dobrą sprawę od klasy maturalnej 2004-2005 r. incydenty się zdarzały (nie częściej niż 1 co kilka miesięcy). Cały 2011 to nagle nękanie totalne, podstawieni czy szpiegujący ludzie na każdym kroku w mieście (ogromna część to młodzież, dzieci przedsiębiorców i pracownicy; ubiór i wyzywające zachowanie charakterystyczne, w błyskawicznie pojawiających się i znikających powszechnych modach, albo w latach 2011-12 toczone obok mnie "rozmówki w temacie" zbliżonym do mego życia [edit 2014-09-05: co ciekawe, tego typu natarczywy stalking sporo częściej występował u dziewcząt]), "afery" robione z mojego życia (autentycznie: wśród mas ludzkich i z "prześwitami" w mediach, na uczelni), typu afera z jakimiś dawnymi publikacjami internetowymi sprzed 3-5 lat, ponoć strasznie haniebnymi i zboczonymi (na zasadzie totalnej obmowy: rzucane półsłówka przez wszystkich "kolegów", wszyscy odwróceni plecami, nikt nic nie wie, spiski ze sklepikami czy z jakimś np. powtarzanym poddawaniem mnie próbom "odporności damsko-męskiej" przez jakieś dziewczyny(?!) czy "odporności na temat" swej przeszłości [edit 2014-11-24: bo niby zmyślam; koleżanka udawała, że wyjaśni mi całą tę aferę z "przeszłością", wypowiedziami internetowymi, ale jakoby wyszło, że zbyt nerwowy byłem w międzyczasie (taki niby "wykrywacz kłamstw"...), a w ogóle to i tak wszystko było w aluzjach zaledwie], gdzie inni – bez żadnego plotkowania po drodze(!) – nachodzili mnie z informacjami np. po wyjściu z sali lub wiedzieli na jej drugim końcu i analizowali najdrobniejsze reakcje i każdy oddech; wszyscy wykładowcy z wydziału elektroniki Politechniki Warszawskiej byli doskonale w tematach mego życia, także moich najprywatniejszych spraw w rodzaju sposoby zarobku i stan kont, świeżo puszczane u siebie piosenki: wszędzie na mieście i PW osaczenie totalne przez masy nieznanych ludzi, ale "nikt nic nie wie" – w międzyczasie nadają w myślach, że to sąsiedzi z uchem przy ścianie; ze zmęczenia umysłu i niemożliwości myślenia po cichu zaczynałem nieraz głośno monologować; zawsze, mimo ciągłych niełatwych zmian mieszkań, to osaczenie u wszystkich). Często bezdomność i długie taszczenie kilku walizek bagaży osobistych, liczne [całe] noce w pociągach (zwykłe przedziały, bo brak sypialnych), na dworcach, nawet w autobusach, zupełne zmęczenie przypieczętowane nieznanym mi jeszcze problemem przekazu podprogowego (wszystkie straże itd., a nawet panie z kas biletowych i zapowiedzi czy przypadkowe baby w środku nocy w autobusie, tak jakby mnie znały, czasem okazywali to bardzo wyraźnie, choć "do innych w rozmowach"; podobne osaczanie w hotelach, odtąd nieodłączne). Przez telefon ludzie z ogłoszeń nieruchomości, np. w gazecie "Ofercie", okazywali podsłuchiwanie (pewnie klienci pośredników lub dzieciaki w temacie, sami pośrednicy też): to sugerowało dodatkową zmowę (np. komunikatory internetowe + sąsiad, jak mi sugerowano). Różne epizody z życia, często najzupełniej prywatne, w aluzjach na telebimach metra i w ekranach wagonów (od października 2010 cokolwiek rzekłem w monologu, choćby przed snem, tam właśnie trafiało: a także do Onetu i gdzie indziej, typu nagłówki Gazeta.pl/BBC – w każde miejsce, które wyświetlało się typowo w mojej przeglądarce www); także plakaty marketingowe na mieście pijące do mnie. Tymczasem niesłyszalnym szeptem i medialnymi aluzjami (np. Onet o wariatce wreszczącej do Wassermanna czy tam do sąsiada) wmanewrowywano mój umysł w przekonanie, że po prostu sąsiad jest ustawiony i wsłuchuje się, takie zresztą wrażenie sprawiał [edit 2014-11-24: a ja z jakichś przyczyn, np. przez swą internetową przeszłość lub z innego głupiego powodu, jestem studenckim celebrytą i sobie wszystko o mnie przekazują (uważałem to wtedy za drakę czysto młodzieżową)]. Typowe później stało się np. masowe nachodzenie mnie z grającą torturą (czy wcześniej przekazem podprogowym), jeszcze w 2013, pod samym mieszkaniem czy domem, za każdym razem przy wyjściu (n.b. tytuł kolejnej piosenki nagłośnionej w 2011-12 czyżby po to, bo wyśmiać naprawdę bolesny problem nękania słownego przez nieznanych ludzi); zresztą tacy kręcą się wszędzie, są wśród nas na przystankach. To ludzie (często młode dziewczyny) związani ze współpracującym z mafią KGP, jak to dziś ująć trzeba, biznesem, chcący mnie zamęczyć aluzjami (np. do tego, co robiłem przy komputerze), przeszkadzaniem w ubikacjach, kaszlem czy torturą dźwiękową KGP (i w przyszłości przedstawiać jako wariata: "ksobność", tj. chorobliwe branie do siebie, "paranoja", a wskutek tortury "obsesja [bo bardzo monotonne] / psychoza"). Uderzające po uszach i oczach co kilka(naście) sekund teatralne bodźce, które miałem zawsze na mieście przez całe lata 2011-2013 wśród męczącego umysł przekazu podprogowego i totalnej konspiracji (tłumaczonej w myślach prostą obmową i draką studencką), spotykały mnie codziennie w takiej ilości, że nie sposób tego tłumaczyć inaczej jak gotowością wyrządzenia mi trwałej krzywdy psychicznej i traumy (dowodem tego te zdjęcia). Przestrzegam przed próbami usprawiedliwienia co łagodniejszych form dokuczania przez młodzież na zasadzie "to po to, żeby się dowiedział", dopatrywania się tu jakiegokolwiek dobra w stosunku do samego tylko rozkradania bez nękania: ci ludzie męczyli mnie, po iluś każdego dnia, cały rok 2011-2012, wbrew woli i mimo twardych nalegań, by się odczepiono, o niczym właściwie istotnym (np. korupcja, polityka) poza swoim wścibstwem mnie nie informując (a że sąsiad podsłuchuje, to akurat zauważałem w pierwszych dniach od wprowadzenia się, więc po co to wszystko). [edit 2014-11-24: Rzucała się w oczy już wtedy wybitna koordynacja procederu nękania (jak gdyby zawiadowała nim jedna osoba). Przykład (więcej jest poniżej): rzucam studia w 11/2011, bo chcę się oderwać od studentów, efekt – nękają mnie w autobusie już nie normalne studentki, ale jakaś młodzież stylizowana na podrosłych lumpów oraz ludzie dojrzali, a generalnie to wtedy mniej już się tego zrobiło, choć wciąż problem trwał (wciąż też jeździły pojazdy typu DHL, Poczta Polska, ambulans).] Zresztą samo atakowanie przez spikera telewizyjnego(?) [jacyś ich informatycy np.] ludności pracującej i kupującej w sklepach (nawet całego miasta na raz!) przekazem podprogowym można by nazwać upodleniem i traktowaniem nieludzkim, a to już jest zbrodnia przeciw ludzkości; o świadomości ofiar, że ich się temu poddaje, nie ma przecież w odpowiednim paragrafie mowy.
Typowe ["niezniszczalne"] elementy nękania w zmieniających się[!] mieszkaniach i hotelach (trwałe): dźwięk jakby toczenie kuli (od 01/2011; kontekstowe, bo obnosząca się ze szpiegostwem studentka miała nazwisko Kula), niby-remonty (np. pretensjonalne i demonstracyjne stukanie młotkiem w gwoździk, od 04/2011), oczywiście wszystko dociera na uczelnię, przeszkadzanie w wypróżnianiu się [połączone z zaczajaniem się wtedy bezpośrednio powyżej na czas załatwiania się], np. spuszczanie wody u góry (06/2011) czy przybieganie wtedy i ciągłe co chwila zabawy kranem u góry [odkręcanie go na 5 sekund, co bardzo słychać u dołu, i zakręcanie, i z powrotem wkrótce odkręcanie itd., jak gdyby ktoś tam bardzo neurotyczny był, no i raczej się mną interesował (już wkrótce po przyjeździe do Chełma w 07/2011 były, przy pierwszym mym pobycie w WC, jakieś głośne komentarze zachwyconej nagle i roześmianej u góry rodziny, gdy zaczynałem dłuższe załatwianie się, stąd już wiedziałem, że tam kontynuuje się znane skądinąd wyjątkowe interesowanie się pobytami Piotrka w ubikacji)] (od 07/2011), przy tym wszystkim zmęczenie spowodowane przekazem podprogowym, [uparte i nieodłączne] chodzenie krok w krok za mną u góry lub inne odgłosy skradania się (od 07/2011: tym razem mieszkanie w Chełmie, obok samochód z nazwą firmy przypominającą kojarzoną ze mną ksywkę [wciąż bywał wtedy aktualny temat mych różnych publikacji internetowych z przeszłości i kolegi, który jakąś tam rzecz redagował]; aluzje oczywiście na jej temat już od dawna), przydzielanie pokoi, w różnych hotelach, tuż pod obsługą/remontem i obsługa robiąca aluzje (od 6-7/2011 [później bez różnicy nawet za granicą, w serii coraz dalszych ucieczek, w tym np. w głąb Ukrainy]), remonty superhałaśliwe typu wiercenia i spawania (od 08/2011, wprowadzone na Ukrainie: często [tak brzmiały] hotele, noclegownie czy mieszkania na doby), dręczenie drastycznymi dźwiękami trzasków (od ok. 09/2011, hotel państwowy przy Dworcu Zachodnim w Warszawie: tak, niestety to też już zostało na długo), budzenie w nocy i jakieś harce (tamże i później też), następnie chwilowo lepsze mieszkanie, choć też sąsiad w temacie, ale zaraz znowu trzaski totalne co parę sekund W ODRĘBNYM DOMU Z OGRÓDKIEM (nie żaden szeregowy; 11/2011 [i potem hotele, nawet niemiecki Sofitel czy apartament na doby w Budapeszcie firmy 7 Seasons – głośno i jakby ktoś ściany chciał siłą strzaskać od zewnątrz]). [edit 2014-09-29: Ponadto dokuczliwe były reakcje na rzeczy np. powiedziane w samotności kilka minut temu czy nawet pół minuty temu, u pośredników mieszkaniowych czy na uczelni, ten ciągły "dialog" (także z plakatami czy mediami) wsparty nieuświadomionym jeszcze podprogowym osaczaniem i więżeniem umysłu, bo tworzyło to wrażenie jakiejś gigantycznej siatki osaczenia, obmowy i obsmarowywania mnie, jakimiś niejasnymi publikacjami sprzed lat na przykład, w której powstało olbrzymie zainteresowanie mną jako "gwiazdą", celebrytą, bez jakiegokolwiek wyjaśniania mi przyczyn; zupełne rozkradanie z prywatności. Przykład dotyczący wynajmu: umówiłem się na jakieś mieszkanie, nie przyszedłem; powiedziałem później w mieszkaniu zdenerwowany, że skoro tacy są, skoro wszędzie jakieś aluzje, mrugnięcia okiem i uchylone drzwi sąsiada, to ja będę ich wystawiał (umawiał się i nie przychodził) – odtąd tygodniami nie mogłem znaleźć żadnej normalnej, dostępnej dla mnie oferty, zwłaszcza w atrakcyjnych dzielnicach: te nagle zupełnie znikły. Często wręcz ostentacyjne "rozmyślenia się" po spotkaniu ze mną, "no to ja jednak teraz muszę się namyślić", "pani jednak chce tylko na biuro", wszystko "dopiero od pierwszego". Zapewne rezultat wstrzymania się przedsiębiorców, bo pośrednicy zwykle podpisują umowy od dnia 1. i takie też umowy najłatwiej znaleźć w Internecie. Może jakaś współpraca gazety z ofertami i portali. Z kolei dojrzałe pośredniczki pokazywały się w mini czy plotkowały sobie ostentacyjnie z właścicielkami, u obu drobne aluzje itd.]
Typowe elementy nękania wśród ludzi (ulice, autobusy, tramwaje, knajpki – często obsługa, uczelnia): [łatwo się natknąć na ponad 100 w czasie godzinnego wyjścia – samych Rowerów od 2013 jest często kilkadziesiąt-sto kilkanaście na np. 10 minut stania mego taxi w korku (robią sobie manifestację, gdy wyjeżdżam na miasto)]
Kliknij i przekonaj się na własne oczy (w 2013 każde krótkie wyjście to było co najmniej 15-50, nawet ze sto różnego typu podstawionych osób [edit 2014-09-05: często tylko gra od nich tortura i nic więcej, ale sporo też wyraźniejszych], zawsze jest trochę bandytów dookoła mnie)
Od 6. czerwca 2011 uporczywe nękanie jest przestępstwem (a rzecz naprawdę strasznie się rozkręciła od końca 2010 r.), ale prokuratura i sądy oczywiście to zamkną, bez żadnych przesłuchań i na samo zawiadomienie (a ustnie Policja nie przyjmie), zło ignoruje nawet powiadamiany o nim p. Seremet [edit 2014-02-01: zresztą, mówiąc eufemistycznie, jest w tych instytucjach "problem kadrowy", bardzo zachęcający do krycia: tak jak i w mediach i całej chyba Policji, jest to kwestia nie tylko złego kierownictwa, ale i załogi]. Nękanie ponoć popierał, a nawet może wymyślił (głosy spikerów), sam Tusk, choć aluzje były przecież już dawno u polityków. Nie pomagały kolejne zażalenia do sądu, dokładnie opisy z przykładami w wymiarze typowej książki: odsyłali zamykające sprawę postanowienie bez przesłuchań, okazując jeszcze na miejscach i w papierach, że wiedzą o mnie i to, czego nie napisałem. Donosiłem chyba nawet o chwytających za naczynia wieńcowe supergłośnych ustawicznych trzaskach w wynajętym (samotnie oczywiście, choć słuchaczy tysiące) domu na Bogatki 14 (chyba z 9-te lokum w r. 2011), nie do wytrzymania, ale oni wszystko mieli w nosie. Zmusiło mnie to do odłączenia rur (bardzo złagodziło problem), a następnie z wielkim żalem do rzucenia uczelni i wyjazdu za granicę, co jednak też nie dało chwili wytchnienia. [Nękanie mnie trwało nie tylko na Zachodzie i w hotelach, ale i np. w Budapeszcie czy Kijowie w firemkach wynajmujących mieszkania na doby; uciec od tego ostentacyjnego szpiegostwa (z głośnym dręczeniem) się nie udało.]
Od wspomnianego końca 2010 r. rozwijał się przekaz podprogowy, osiągając w listopadzie 2012 r. z całą pewnością poziom sterowania myślami non stop: odtąd już tylko o tym, o czym oni chcą, samemu najwyżej tylko chwilami biegając wokół tematu. Oczywiście od dawna i tak stała komunikacja dwustronna (ja monologuję z braku możliwości myślenia po cichu i z nerwów, szpiedzy-nękacze np. ze studiów czy sklepów odpowiadają w doraźnych teatrzykach), zgodnie ponoć z koncepcją ograniczonej jawności i ekspresji wprowadzoną na dobre przez Tuska(?), także bardzo męczący kaszel od ciągle innych osób. Od grudnia 2012 r. dzięki sąsiadom Chłopickiego 14 w Warszawie (dom z ogrodem, nie żadna część, wynajęty za... 4500 zł) szeptano w wielogłosie, z autopolemiką (w myślach, po czym zaraz odpowiedź okrzykiem), tak dużo i tak zestrojone, i tak absolutnie non stop dzień i noc bez szans ucieczki, że stała się to TORTURA, stałe bardzo bolesne gwałcenie mózgu (jakby coś skręcało w środku, poza tym ten paraliż myślowy) – bo robią to cały czas i bardzo intensywnie, zresztą na całe osiedle (Olszynka Grochowska: nawet setki ludzi w zasięgu, głównie starzy i opuszczeni; później Gorzów Wlkp., liczne hotele warszawskie przez 5 m-cy od 2014, a teraz na Ochocie [edit 2014-09-26: obecnie okolice ulic Gajdy i Baletowej na Ursynowie]). Ściągnij przykłady i podgłośnij min. o 45 dB, np. programem Audacity [często wyzwiska, teksty porno lub zupełne głupoty średnio lub niezbyt związane z kontekstem, w rodzaju: "debilu! bardzo się wstydzę!", wykrzykiwane (choć dość cicho) na tle podszeptów tak, jakby były objawieniem]. Męczy nie tylko wysiłek i blokada swobodnego myślenia związana z odszyfrowywaniem słów ze szmeru; samo bycie bodźca na granicy postrzegania instynktownie pobudza, działa na układ współczulny itp., a jest tym gorzej, że ścieżki szeptów są zwykle przynajmniej dwie, z których jedna potrafi być przeciągła i powolna, blokując myślenie [edit 2014-11-24: w rzeczywistości to je chyba podsyca – pojawiające się treści dostają wprawdzie odpowiedź, jakieś przetwarzanie wewnętrzne zwykle już niewerbalne (zbyt monotonne...), ale zaraz to się nieuchronnie nachodzi z drugim torem, wynikającym z rozpracowywania kolejnych słów], podczas gdy druga dręczy ostrzejszym, wyraźniejszym brzmieniem. Robią to złośliwie, świadomie, nie pomagają moje rozpaczliwe wrzaski, samotnego człowieka w oddzielnym domu, by się zamknięto (wiadomo, że w domach też podsłuchują, na to miałem poszlaki i na Bogatki w 2011, poza tym te gadki są trochę jak rozmowa ze mną). Przekupiony sąsiad (układ właściciel-agencja, na przykład, albo przez przedsiębiorców), odgórnie przekupione gliny, Politechnika Warszawska czy właściciel domku letniskowego, PKP, PKS, urzędy i ludzie ZTM-u [edit 2014-11-24: nie mówiąc już o sklepach... do dziś przecież najbliższe mi delikatesy, te przy Puławskiej, odwiedzam zawsze przy grającej tam torturze, a przebrane w granatowe stroje z białym nadrukiem "Delikatesy rodzinne" kobiety teatralnie np. liczą pieniążki podczas mojego przyjścia; wszyscy, jak słuszna, prawie na pewno wiedzą o co chodzi, gdyż są częścią mafii podsłuchowej i chociaż czasem sprawdzą, co u mnie], wszyscy grają przekaz z radia policyjnego (nadawanego chyba przez sieć telefonii stacjonarnej, nr 112/997 [edit 2015-02-25: błąd, technologia jest radiowa]). Odpowiada za to obecnie głównie elektronika [edit 2015-02-02: nowoczesne telefony komórkowe, transmisja być może WiFi] potajemnie montowana w lokalach i urządzeniach (np. lodówki, automaty z napojami, centralki ppoż) [nie, raczej pod betonem]. Podsumowując, prawie w 100% uniemożliwia ta, w moich uszach absolutnie wszechobecna (bez choćby 5 sekund przerwy), tortura niezależne własne pomysły, a nawet jakiekolwiek własne myślenie (nawet jak się zacznie, to za moment nić się urywa i brak sił z tym walczyć), a co dopiero rozwój intelektualny i poznawanie, zresztą jest się zbyt zmęczonym i nie ma się czasu/pieniędzy (ta ciągła walka, te giełdowe manipulacje nastawione na pozbawienie pieniędzy). Słychać to było w 2013 już wyraźnie: poszczególne słowa, dźwięczały też ściany, szum fizjologiczny w uszach (bo zwiększona wrażliwość), a ja wytrzymałem z tym cały ten rok (oczywiście usiłując się okopać, wyremontować itd.: niestety całe miesiące najcięższej harówki nie pomogły). Wszędzie dookoła źli ludzie, tajemnica i, co najwyżej, rzucane strzępy informacji. Był to dalej płynny rozwój zjawiska zadręczania i bezdomności (już w 11/2011 po zawiadomieniu ostrzegł mnie młodzik w przejściu podziemnym pod Rondem Dmowskiego, w odpowiedzi na uwagi o znęcaniu się bodajże do p. Seremeta i rozczarowanie odmowami z prokuratury, że "tak kolesia zgnębię!"; rzucone w powietrze sprawiało to niby, zgodnie z podszeptami, wrażenie, że to przecież złe i przestępcze [mówiący reprezentował jakiś kolejny precedens, a przecież takich nie chcemy], każdy rozumie, że doniesienie jest słuszne: dawało nadzieje, niestety płonne); zapewne rozwój politycznie podsycany (pamiętam jeszcze rzucone tuż obok "teraz już nie wiem, co odpiszą, może «nie mamy pozwolenia»" wśród znanych motywów-aluzji, w chyba wczesnym 2012 przy czytelni sądowej – nota bene tam wszyscy pracownicy ustawieni [te ich aluzje]...), a płynne wprowadzanie było po to, by w opornych ludziach (np. przedsiębiorcach) uwalniać zło i zarazem uprawdopodabniać wersję o jego jakoby "oddolnym" źródle ("naturalna ewolucja"). Wszędzie kaszel, aluzje, zmowa itd... życie od końca 2010 r. to dla mnie zupełne piekło i nic innego niż ciągła ucieczka przed masami bolszewickimi.
Jeśli to nie premier zgotował, to w każdym razie ma poparcie ze strony Komendy Głównej Policji, gdzie zapewne też mnie śledzą (spotkałem np. aluzję od ich ludzi do mojego planu zajęć w Naszym Dzienniku), a z drugiej strony na podległych komendach tę torturę wśród samych tylko funkcjonariuszy (i moich słuchaczy...) jeszcze z końcem 2013 r. mi włączano (zob. np. Świebodzin, Gorzów Wlkp.).
Wszystko to, jak się przekonywałem od 2011, jest idealnie międzynarodowe, śledzą i dręczą mnie także za granicą (ponoć wsparcie premierów dla takiego zła), lista krajów, po których się tułałem, jest w jednym z wpisów poniżej, ale zapewne "to jest wszędzie". (Wiem, bo jeżdżą(-iły) tam za mną taxi, 24/7 i w ogromnej ilości, wszystkie o jednakowym wyglądzie (różnym w różnych krajach), podsyłano też charakterystycznych ludzi – co samo w sobie jest b. wkurzające, jak łatwo sobie wyobrazić, jeśli nie zna się tej historii z Policją i RTCN-ami i po prostu chce się wyzwolić -- ponadto media podchwytują moje wypowiedzi, firmy są przygotowywane przed moim przybyciem, hotele nękają czy wręcz dręczą, przeszkadza w toalecie w znany sposób pracownica panamskiego Subwaya itd.). Inne kraje są połączone z polską Policją w jedną sieć transgranicznego śledzenia, to jest w ogóle skandal, bo z taką pomocą nie ma prawie żadnych szans na uwolnienie się od podsłuchu. Wiadomo, kto na tym szczeblu pomógł. Nawet zagraniczna kolej czy taxi wspierają proceder (w Polsce sterowanie myślami w 2012 miały pewnie już wszystkie sieci taksówkowe). Dręczono, zastraszano, okradano, zamykano w szpitalu psychiatrycznym... Nikt nie chciał otworzyć konta. Nawet pociągi (choćby puste), lotniska i dworce w dręczeniu uczestniczyły.
Gang agentów ze spikerami na centrali (szpieg "wewnętrzny") oraz policjami miejskimi i szpiegami stowarzyszonymi [np. studenci pracujący i dzieci przedsiębiorców, co dobrze tłumaczy łącznie wielotysięczne rzesze twarzy, często niepełnoletnich] (szpieg "zewnętrzny") nie tylko zadręcza kompletnie, nękaniem ludźmi (już od ok. września 2010(sic)), wszechobecnym kaszlaniem (podstawieni debile; teraz tego mniej) i szeptaniem, a dawniej robieniem przez cały rok 2011 na każdym kroku kontekstowych prywatnych aluzji przez podstawianych wszędzie ludzi udających przypadkowe rozmowy (obstawiane każde wyjście i przejazd) oraz wykładowców i studentów, ale i kradnie (dużo), powoduje wypadki drogowe, zamyka w psychiatryku, "gwałci" (szepty m.in. we śnie skłaniające do wytrysków). Mnóstwo kolejnych kradzieży i rozbojów to oczywiście zachcianka tego czy innego złodzieja, ale ponieważ jest w tym nagły szał zła i skoordynowana współpraca różnych, pozornie sobie najdalszych światowych ośrodków, wiadomo, że to idzie z góry. Ci spikerzy twierdzili, że także od Tuska, od dyrektora. Z prześladowaniem i inwigilowaniem mnie współpracują wszyscy, nie tylko dawni koledzy z klasy/grupy (jakoś tam zwerbowani) i Policja (nie tylko warszawska), ale i Straż Miejska w Warszawie, nie tylko prokuratura i trochę sądy (olewają zażalenia), ale i najróżniejsze instytucje lokalne, spółki – PKP, PKS, Polskie Radio, poszczególne uczelnie itd. Jeździć oficjalnymi autami za mną potrafią najróżniejsze służby, nawet Służba Więzienna czy Służba Oczyszczania Miasta, zwykle kontekstowo (raczej rzadko, ale bywa też tego dużo w czasie moich krótkich wyjść; w Panamie nawet gwardia prezydencka); dosłownie chyba wszyscy. Ogromne pieniądze (wiele miliardów zł, bo setki tys. przedsiębiorców w Polsce) marnuje się na korumpowanie mediów, sklepów i kafejek, taksówek, Politechniki Warszawskiej. Powtarzam, już sam ten szept jest straszliwie męczący i człowiek nie może samodzielnie myśleć, a to tylko jedna z form dręczenia, przez lata były pozostałe. Nieznośne było np. wrażenie skradania się u góry w hotelach (nawet na strychach), absolutnie wszystkich wypróbowanych [zawsze musiał być "sąsiad"], chodzenia za mną czy szpiegowania przez sąsiadów, zawoalowane "plotki" w mediach, obstawianie każdego wyjścia na miasto. Od lat ustawia się rynek mieszkaniowy ilekroć coś wynajmuję (oferty tylko ze złych źródeł), korumpuje mieszkania na doby [edit 2014-11-24: właśnie, gdy zadręczony człowiek najwięcej pomocy potrzebował, tj. po powrocie z licznymi ciężkimi bagażami z zagranicy w 08/2011, ci już szykowali się do obsługi "specjalnego klienta" i odbierali telefon w raczej specyficzny sposób, "pode mnie"], hotele, pośredników.
Mnóstwo pieniędzy wydałem na ekranowanie komputera (osłony elektromagnetyczne), ponad 200 tys. zł. Na złodziejstwach w ramach polsko-międzynarodowej fali kradzieży straciłem kwoty co najmniej dziesiątków tys. zł (wliczając tułaczkę, na pewno sporo więcej [edit 2014-11-24: często noc w noc, zamiast hotelu, pociąg za 200 EUR]). Obecnie zamierzam stworzyć media (Wolne media S.A. sp.k.), najpierw gazetę.
[edit 2014-09-26: Nie znam ani jednej firmy w jakiejkolwiek branży, która by nie kolaborowała. Musiałyby być to chyba jakieś przedsiębiorstwa nie na chodzie albo bez dobrych lokali na mieście (w przypadku urzędów wszelkiej maści, w tym rzekomo "niezależnych": sądy, prokuratury, to już w ogóle wykluczone); rzecz dotyczy nawet fundacji. Przypomnę jeszcze raz, na czym ta wieloletnia już kolaboracja polega: 1) dostajesz przelew(y) z odpowiedniej komendy wojewódzkiej (możesz od tego nie płacić podatku): za zwykły remont prawdopodobnie (tak wg mojej analizy budżetu) przysługuje jednorazowa dotacja, natomiast dla dużych firm, gdzie wchodzi w grę kryminalizowanie pracowników czy raczej specjalne rekrutowanie (obsługa stacji bazowej itd.) daje się pieniądze regularnie, 2) masz tu, przez lata, podsłuch na Piotrka (daj go dzieciom, żonie, sam słuchaj itp.), 3) dobrze, żeby ktoś nękał Piotrka na mieście, nachodził, robił przytyki, przeszkadzał w ubikacji itp., zresztą agenci zarządzający podsłuchem pokierują, 4) w twoich lokalach (czy, np. u taksówkarzy, samochodzie) niech będzie odtwarzane tajne radio (np. komórka wbudowana w jakieś urządzenie, bez SIM, a z odpowiednio podłączoną od wewnątrz ładowarką i programem wznawiającym połączenie w razie potrzeby, albo nawet niezabudowana i szef lub pracownik ręcznie włącza); przy czym teraz jest już prawie zawsze jasne, że to nie jakieś tam ustawianie myśli, tylko tortura. Co im niezbyt przeszkadza. To jest plan podstawowy, który realizuje praktycznie każda firma (może to hobbystyczne szpiegowanie i nękanie, tzn. 2-3, nie zawsze występuje, bo ktoś może się uprzeć, że nie chce, a 4 np. fiskus i tak chce mieć); mogą jeszcze być jakieś szczególne życzenia, jakaś szczególna współpraca z firmami pewnego typu, np. pośrednicy, media, ogłoszenia. Firmy potrafią być złośliwe wobec mnie nie tylko na zasadzie tych dźwięków. A ponadto do planu podstawowego dochodzi praktycznie zawsze "zadbanie" także o własne mieszkanie, tzn. zestawienie tam połączenia z Centralą; przez to w blokach i na osiedlach nie da się mieszkać. W Warszawie, która wprawdzie nie słynie z pobożności, co 7-me zamieszkałe domostwo potrafi mieć to włączone (należy wziąć pod uwagę, że tam mieszka zwykle kilka osób). Na ulicach dźwięk idzie najczęściej z jakichś remontów, nie wiem dokładnie, gdzie to zamontowane, decyzja "grać czy nie grać" zapada chyba na podstawie bliskości własnego położenia względem mojego.]
Ja sam wszystko dobrze zrozumiałem dopiero niedawno; do marca 2012 nie wiedziałem o inwigilacji komputera, choć mi to okazywano (a że jest "hackowana" klawiatura, zrozumiałem dopiero we wrześniu 2013), zaś do listopada 2012 nie wiedziałem o telewizji i w ogóle tym wieloletnim chodzącym podsłuchu (myślałem, że to doraźnie w różnych miejscach robią oraz że są ataki na komputer przez odbiór jego promieniowania), tak samo nie o manipulacjach myślami (zaś od 01/2013 do 07/2014 wmawiano mi, że naczelna centrala podsłuchów i zajmowania się mną jest w TVP Warszawa, a nie Policji). Jedynym efektem ciągłego politycznie zleconego nękania – na wykładach (zahaczanie o mnie w wypowiedziach), na mieście, w knajpach (ustawiane rozmówki z obsługą), środkach transportu i hotelach – była łącząca się ze zmęczeniem podprogowym i bezdomnością presja, wrażenie niepojętej [bardzo szerokiej] obmowy i czyhania na mnie, głównie na moje "błędy" w sprawie "zmyślonego" źródła internetowych publikacji sprzed lat [temat obmowy i półsłówek akurat z 12/2010 – 4/2011] albo już cholera wie, na co i po co. Natomiast media znają to od wielu lat, co najmniej od czasów prezesa Wildsteina, a ponoć już za SLD.
Z powodu totalnego znękania od końca 2010 r. (skradania się i remonty we wszystkich hotelach w kraju i za granicą; ustawiani, właściwie bezcelowo nękający mnie sąsiedzi, sprzedawcy i kelnerzy, wtrącanie się do załatwiania potrzeb fizjologicznych, co chwila drastyczne dźwięki, nawet budzenie w nocy w kolejnych mieszkaniach i domach: bywało, że przeraźliwymi efektami chwytającymi za naczynia wieńcowe, typu "dach się nad tobą wali"; długotrwałość i problematyczność wynajmu: ustawieni właściciele, pośrednicy, fałszywe oferty w ogromnej liczbie, nawet z opisami pijącymi do mnie; ciągłe spotykanie ludzi, mediów i plakatów robiących przytyki do życia prywatnego; taxi nieodstępujące na krok za granicą) i, sugerującego totalne zbolszewizowanie Polski wokół swej gówniarzerii (i świata przeciw mnie), niesprawiedliwego braku współpracy w sądach i prokuraturze (odrzucone zażalenia, chociaż w sądzie doskonale mnie znają, jeszcze mnie "uczyli" w półsłówkach...) próbowałem już w kwietniu 2012 r. popełnić samobójstwo (kliknij, by ujrzeć foto; powtórzone wkrótce na pokładzie samolotu nad Oceanem Indyjskim), a w lipcu 2011 wyciąłem sobie duże znamię z twarzy (początkowo próbowałem sam, w końcu udałem się do dermatologa) [edit 2015-01-07: zaś w miesiącach maj-sierpień 2014 ogłuszyłem się o jakieś 30 dB ciągłym hałasem głośników i syren (w zatyczkach i ochronniku słuchawkowym to już z 70 dB średniej głuchoty, bo nawet krzyczenie jest słyszalne jak 0 czy prawie 0, słowa są nie do odróżnienia wtedy).]. Wyglądało to wtedy tak, że często byłem bezdomny, a nawet bezsenny całą dobę (rzuciłem też z ww. powodu studia i włóczyłem się po zagranicy, zwykle nocując na dworcach itp., choć miałem kilka mln. zł), zmieniałem 9 razy w 1 roku mieszkania i domy z powodu coraz gorszego nękania czy w końcu znęcania się przez sąsiadów (na uczelni, w autobusach i na mieście też wszędzie mnie nękano, już to wyciągając jakieś publikacje sprzed n lat, już to na bieżąco pokazując, że interesują się każdym słowem i że mam 0 prywatności; tylko oczywiście "szpieguje [legalnie] sąsiad", tak mi sugerowano w myślach i czynach, nawet jeszcze państwowy PKS). W hotelach była taka sytuacja, że gdzie bym nie poszedł (np. uciekając w 08/2011 z n walizami – całą swą własnością – coraz głębiej bez auta w Ukrainę, co było strasznie męczące zresztą), w każdym hotelu spotykałem się ze szmerami u góry/na strychu, jakimiś dreptaniami za mną, hałaśliwymi remontami obok (w Kowlu to mi ich naczelnik dworca, do którego się poskarżyłem na odmowę obsługi i na dźwięki skradania się, na podsłuchującą godzinami obok mego pokoju w toaletce pracownicę, odpowiedział wręcz cicho, że "to takie żarty"), a nawet trzaskami ze ścian; na zewnątrz zaś z podstawianymi ludźmi (później też obficie pojazdami), kaszlem (także podmienianiem piosenek w radiach, gdy była okazja) – wszystko bez względu na kraj, a nawet gorzej za granicą. Ponadto przeszkadzano mi zawsze podczas wizyt w publicznych kiblach, a nawet w wynajętych mieszkaniach, że aż powstrzymywałem się przed wypróżnianiem zawsze po wiele dni. Do innych metod znęcania się (gł. przez "Centrum") należało:
W marcu 2013, po kolejnym odrzuconym zażaleniu (tym razem konkretnie zawiadomiłem o TVP i śledzeniu), groziłem zabiciem się prosząc jednocześnie wszystkie niemal media ogólnopolskie o interwencję; liczne, powtórzone emaile do mediów krajowych i osobno zagranicznych (tam: afera polegająca na kryciu tematu przez wielkich graczy, wraz z jego opisem) zostały zupełnie olane, bez słowa, choć wyraźnie zagroziłem, że się zabiję (są nagrania wideo i zapisy z tych prób korespondencji). Zresztą za granicą media mnie znają nie tylko przez te maile; nie tylko w krajowych, ale i tamtejszych radiach prezenterzy potrafią na mnie reagować, a "aluzje" i "eventy" to sprawa nie tylko polska. Same wielkie światowe figury w ogóle w tej sprawie, na co zasługuje ze względu na ciężar gatunkowy i główne postaci...
Jeśli chodzi o moje uprzednie przypisywanie 90% winy ośrodkowi TVP Warszawa, to: 1) potwierdził mi ulokowanie tam tego podsłuchu w osobistej rozmowie 1 świadek, produkujący programy/filmy dla TVP (proszę mi wybaczyć, ale w mojej sytuacji zbieranie świadków w instytucjach jest trochę nierealne), 2) przyznawali to liczni spikerzy, 3) mogą to Wam, być może, potwierdzić warszawscy policjanci i taksówkarze (a może i sędziowie, notariusze), że i tam były przestępstwa, 4) że to TVP, wskazywała analiza powracających fal TV, do czego potrzeba znajomości tego, co jest nadawane w czystej niezaszumionej postaci, 5) wie to chyba też mój ojciec, który trochę z ekipą potajemnie współpracuje [on z Kasią Tusk], ale się dotąd wprost nie przyznał, bo mógłby też grozić wyrok. Co do udziału Policji warszawskiej i zagranicznych w nękaniu, to jest to twierdzenie spikerów, ale też znają mnie na każdej komendzie, zresztą skądś te masy ludzkie wszędzie, gdzie pojadę, trzeba brać.
[edit 2013-09-25] Proszę Państwa, w tej aferze uporczywe nękanie znajduje sojuszników wszędzie w państwie i gospodarce, ale dotyczy to nawet "nóg", poszczególnych osób tworzących aparat. Jeśli zgodzimy się, że dokuczanie komuś przez publiczne robienie na każdym kroku aluzji (okrzyki, niby przypadkowe rozmowy) do jego życia prywatnego, wypowiedzi, pisania na komputerze wypełnia znamiona stalkingu (boli i uderza głęboko; co z tego, że przez pośrednictwo powietrza), to co powiedzieć o urzędnikach warszawskiego ratusza na Woli [czy skarbówki], którzy mnie w ten sposób witali? Przecież to jest przestępstwo, nikt tego nie lubi! Domyślamy się przecież, że i inni tak robią. Jakaż śmiałość, bezczelność wśród nawet trybików, reprezentantów państwa!
[edit 2014-03-09] Obawiam się, że będzie trzeba wrócić do wersji, że mafia TVP(?) podgląda też mój ekran komputera za pomocą ataku TEMPEST (tj. odtwarzanie wyglądu ekranu na podstawie promieniowania elektromagnetycznego, które powstaje przy skokach napięcia sygnałowego – tzn. przekazującego kolory kolejnych punktów – na kablu do monitora oraz w karcie graficznej i samym monitorze – problem ten dotyczy też laptopów). To też pewnie od lat. Trudno odróżnić, skąd są informacje, bo często można wyjaśniać to na kilka sposobów, np. znajomością wciskanych klawiszy [choćby z dźwięku]. Ciągle mi okazują, że wiedzą na bieżąco, co widzę i co do mnie przychodzi nawet bezpiecznym, odpornym na przeglądanie przez "kogoś pośrodku" połączeniem; można tę znajomość np. odpowiedzi dawanych mi na bieżąco przez serwery, które obsługuję, tłumaczyć różnie, jakimiś podsłuchami na Internet (np. na ich Internet: bo to, co mi serwer mówi, zależy od tego, co on wcześniej odbierze z Internetu), ale jest to mało wiarygodne (kolaboracja wszystkich firm oferujących serwery, nawet już tuż po postawieniu serwera musiałby być podgląd jego połączenia) – a pamiętam też jeden przypadek, gdy zupełnie losowo wygenerowałem w pamięci serwera hasło [wyjaśnienie dla informatyków: linuksowe narzędzia /dev/urandom, base64, head, ostatnia linijka i pierwsze litery], zapisałem je sobie na laptopie, którego następnie nie zostawiałem nigdy dłużej niż na 15-20 minut mogąc wrócić w każdej chwili, a oni wkrótce to hasło mieli, co oznajmiali w swoich gadkach (odpowiedni moment i mówią odpowiednie bardzo podobne do wygenerowanego słowo). (Alternatywne tłumaczenia, mianowicie uprzednim włamaniem na mój serwer linuksowy, na którym to generowałem bez zapisywania nigdzie, lub wejściem do mojego laptopa, są w świetle tego wszystkiego mało wiarygodne: zwłaszcza w odniesieniu do włamania na serwer [dla informatyków: chyba podmiana /usr/bin/base64] byłoby to bardzo ryzykowne. A i w laptopie sprawdzam tzw. dzienniki zdarzeń Windows, tam wiele widać. Mogłoby wyjść na jaw i bardzo głupio, nieprofesjonalnie by to wyglądało. Nie jest to też na pewno ukryty dostęp za pomocą szpiegowskiego oprogramowania, to jako informatyk mogę zagwarantować – przynajmniej dotąd tego nie było [edit 2014-07-06: ani nie gada też mój umysł, bo on jest bardzo nietwórczy przez te tortury, a słowa potafię słyszeć wyraźnie]). Wprawdzie z tym atakiem na monitor bardzo się kryją, trochę ze względu na dodatkowy skandal, może trochę ze względu na kary, ale głównie pewnie dlatego, że łatwo można sobie z nim poradzić i jest on dobrze skuteczny tylko w środowisku czarno-białym (za to wykryć go prawie nie można, bo to tylko odbiór promieniowania, które każde urządzenie elektroniczne emituje: każdy komputer, poza rządowymi z normą SDIP-27A, można tak podglądać do woli, dopóki nie zastosuje się specjalnych zabezpieczeń, w tym temacie stałem się nieomal znawcą). Jednakże nie chcę wyjść na paranoika: większość przykładów znajomości ekranu da się wyjaśnić replikowaniem moich czynności na identycznym komputerze u nich wg klawiatury. Jeśli tu mam rację podejrzewając, byłby to czwarty atak, po podsłuchu (absolutnie pewne), odtwarzaniu klawiatury z dźwięków (prawie pewne) i wpływaniu na myśli przekazem podprogowym (obecnie tortury i absolutnie pewne). Teraz mi w Hotelu Mazowieckim jeszcze ciągle psują komputer jakimiś impulsami elektromagnetycznymi: nawet nie przez prąd, tylko faktycznie falami [edit 2014-12-25: strata ok. 1200-1500 zł na monitory z tego powodu, z których 1 czy 2 sam niechcący rozwaliłem, a 1 mi rozwalili jacyś agencji, plus taxi do sklepów]. Na moje podejrzenia, że jest atak pasywny na monitor (odbiór promieniowania), media odpowiadały w nagłówkach aluzyjnych, że "obawy dotyczące promieniowania są przesadzone [exaggerated-chyba BBC]". We wrześniu-grudniu 2012, gdy walczyłem właśnie z tym atakiem i dziwiłem się, że mimo osłony elektromagnetycznej szpiedzy wiedzą, co robię z komputerem, Dorn (PiS-owski minister SWiA, od Policji) wyświetlił się chyba w jakimś portalu, że coś/ktoś "każdorazowo zostaje trafiony na wiele sposobów", natomiast Kaczyński wprowadzał mnie w błąd, że "będziemy próbowali się przez tę osłonę [taki drogi namiot ochronny] przebić", co jest nierealne, ale doprowadziło mnie do dalszych wydatków rzędu 160-200 tys. zł, bo dałem się przekonać, że sam namiot nie wystarczy. (Jeszcze bodajże młode SLD, Napieralski czy Olejniczak(?), wtedy, gdy najbardziej się tym zajmowałem, wspominali o odległości Sejmu od "Kancelarii Premiera" – ataki typu TEMPEST są możliwe tylko na ograniczone odległości, bo energia fali jest oczywiście coraz słabsza w miarę odległości od źródła i ja takimi obliczeniami się wtedy zajmowałem; a wiedziałem tylko, że to szpiegostwo "premierowskie".) Dawajcie like'i na Facebooku (przycisk "Lubię to" w nagłówku), to zdradzę wam, jak najmniejszym kosztem można się obronić przed inwigilowaniem ekranu, bo generalnie każdy komputer można tak podglądać.
(pierwsza wersja: Besançon, Hotel Granvelle, 00:45)
Tutaj byłoby ciekawe nagranie z [niewinnym zresztą] snem w wykonaniu TVP Warszawa. Oni tam się takimi rzeczami zajmują (dla przykładu, wynaleźli metodę gwałcenia bez fizycznej obecności; jest to zwłaszcza ułatwione, gdy ma się sąsiada z radiem w garażu czy coś takiego, a oprócz tego jeździ za tobą Policja albo taxi, DHL.) Byłoby, ale wrzucę dopiero, gdy polubią tę stronę.
Aha, chciałbym jeszcze dodać, że obecnie dyrektorem tej stacji jest jej wieloletni publicysta, a ponadto istnieje zjawisko przechodzenia między kanałami, dla przykładu ktoś pracował wcześniej w TVP1/Info, a teraz w TVP Warszawa albo odwrotnie.
PS Radość mi to sprawia, więc nie usuwajcie tych Facebooków; gdzie ja wtedy będę pisał o ich upodleniu.
PS2 "Panie Piotrze! Tam zrobią «sprawę»". A propos, proszę spróbować wyszukać ten blog hasłami "warszawa, jedyne sto ileś" i "TVP Warszawa". W pierwszym przypadku się znajdzie, w drugim już nie (natomiast np. przy "comtest klatka faradaya" też mnie znajduje, chociaż to duża firma i jej istotny produkt; tak samo przy skargi do p. Seremeta). Brawo Google! [edit 2014-07-03: teraz się nie znajdzie, trochę zmian się pojawiło na samym blogu]
(02:59)
by TVP S.A. na wieki wieków hańbą była okryta za to, że i dziś jeszcze, mimo tego, do czego tam doszło (tortury, łamanie praw czlowieka itd.), nic nie mówi w swoich dziennikach.
Osobiście o to zadbam, by już nikt im tego nie zapomniał i by te wszystkie mordy, które tam się pokazują, były znane jako ateistyczny chłam.
Jest taki moment, w którym nawet w wojsku, nie mówiąc już o firmach, tłumaczenie "bo kierownik każe" traci sens, staje się żałosne. Taki moment w TVP już dawno minął.
Bardzo to ważna dla Polaków figura, ten ich prezes. Na pewno bardzo ważne będzie to, co on sobie postanowi.
Może im pieniążków brakuje, żeby przekupić jakiegoś tam pracownika. Nie ma problemu -- później wynagrodzę, zwrócę.
Tym, co to liczą na powszechną zmowę przed moim pierwszym nrem gazety (którą chcę utworzyć), powiem jedno. Zdaję sobie sprawę, że moce ciemności potrafią bardzo namieszać w głowach Polaków; dowodem tego powszechne milczenie mediów, które udają, jak gdyby były "jak jeden mąż", podczas gdy powody mogą być różne, przecież nie jest to w 100% korupcja. Przykładowo w Radiu Maryja, czy też u papieża, jeśli ktoś tak to ocenia, powodów może być kilka; ale zmowa i złe maniery (brak odpowiedzi na korespondencję) taki jak u wszystkich. Może i tak będzie przed pierwszym nrem; ale ja to i tak wydam. Daremne starania do zniechęcenia mnie. Może nawet przekonacie tych wszystkich prezesów, taksówkarzy itp., by nie gadali, a jeśli już gadają, to anonimowo (np. ze strachu przed oskarżeniem, pozwem). Wszystko to być może po to, "żeby sprawa była (nie była) w TVP Wiadomości, bo wtedy można powiedzieć, że to tylko pomówienia / anonimowi informatorzy i olać". Zrozumcie, kretyni, że w samej Warszawie sprawę zna, lekko licząc, z 50 tys. osob (policja, taksówki, trochę z uczelni, jakichś innych służb, małżonkowie/znajomi...); nie żyjemy w kraju totalnie bolszewickim, by następnie udawać, ze "nie ma sprawy, bo to takie niepewne". Będzie ten temat i wszelkie kalkulacje na "brak świadków w ogóle" (w pierwszym nrze nikt z nazwiska nic nie powie) to naprawdę błazenada i tylko sami sobie zaszkodzicie. Jeśli TVP takie knowania prowadzi, to tylko dowodzi, w jakim totalnym dołku się znalazła, jak głęboko popadła w dekadencję: wam samym to najbardziej zaszkodzi. Grzeczne i miłe przyznawanie się, już od samego początku, nie na ostatnią chwilę, to najlepsze, co w tej sytuacji można zrobić.
A poza tym trzeba było zrobic temat już 6-9 m-cy temu, gdy tortura sie zaczynała. No ale zawsze można zrozumieć, zaspaliśmy, zawsze można się nawrócić. (Wymyślanie czy nawet wprowadzanie w życie jakichś pseudowin Jedynki/Dwojki, wielkich i "na pare lat" (doraźne uczynki), to nie argument, głupie jest to chowanie głowy w piasek.) Nikt nie lubi takiej masy ludzkiej bez zasad.
Niech tylko, skurwysyny, sprawa się zrobi; każdemu p***bowi, który krył kolegów, będę to wypominał do końca życia.
Jakiś kretyn, ideolog bolszewizmu, ma może koncepcję, że ze względu na media ta sprawa musi być "albo czarna, albo zielona": albo nikt nic nie wiedział i dlatego jej nie było, albo "to jest normalne i tak się robi" (albo coś pośrodku, np. nie wiedzieliśmy, że tak bardzo). Kretynie, to jest kłamstwo, które wyjdzie -- pozy świadków, przecież ewidentnie na pokaz i sztuczne, nic tu nie pomogą. Wszyscy wiedzieli, świadomie kryli i to wyjdzie.
[edit 2013-08-14 00:20] O, teraz np. jakiś kolejny koszmar, z obcymi ludźmi robiącymi fotki i w końcu wtargnięciem do mieszkania. Po obudzeniu koleś "jak bardzo chcesz, tutaj może być ta sprawa". W domu obok wszystkie okna prześwitują, łazi jakiś łysol i ogląda TV (łysy i w pasy to, w naszym slangu, przestępca). (Coś jeszcze po przebudzeniu gadali o tym, że tutaj nie było zbrodni albo "boję sie, że zabiją".) Nie pierwszy taki koszmar, robili tego trochę [edit 2013-11-04: mimo wszystko jedno im trzeba przyznać, to nie są zabójcy; zresztą zrobiono by to wcześniej, gdy jeszcze mało przestępstw obciążało różne sumienia].
[edit 2013-08-14 00:49] Tak tylko komentując najnowszy wpis na Facebooku moich kolegów i p. Kielczyk ("Panorama") chciałbym wskazać, że jeśli ktoś interesuje się mną (w co, oczywiście, wątpię) -- bo chyba robili tam jakieś aluzje -- to może niech czytają tego bloga zamiast zbierać informacje od jakichś kanalii. To samo odnosi się do wszystkich dziennikarzy robiących "o tym", oczywiście zwykle za pieniądze, bo jakież by inne mogło być źródło zainteresowania. :) A w ogóle to tego bloga można nie tylko przejrzeć raz, ale nawet polubić. Jak polubicie, to wrzucę video z akcji Policji -- dużo fajnych rzeczy/firm. ;)
(19:51)
(wstawka reklamowa)
Żeby tak tylko zamknąć ten temat, powtórzę, co teraz – wkrótce po wyłączeniu u mnie nagrywania i zastąpieniu go odtwarzaniem szumu – powiedział WOTowski[?] spiker. "Powiem ci, dlaczego media nie mówią. Bo dostają pieniążki". Oczywiste, od dawna miałem tego rodzaju przypuszczenia, jednak myślałem, że to raczej rzadkość na tle wszystkich, a tu się okazuje, że to dotyczy prawie wszystkich. "TVN dostaje, Polsat" (tu jakieś "20 mln/rok"; ja podejrzewałem, że może jakiś niższy kierownik się gdzieś zdarzał) – "pewnie, że tak". "Oni nie".
Podobnie w gazecie niemieckiej Bild, której duży nagłówek widziałem nazajutrz po przyjechaniu do Niemiec [2. VI 2013, mogę pokazać też wyciąg bankowy]: "Petrus, es reicht uns!" [rdzeń Reich znaczy królestwo/imperium/państwo, więc może jako czasownik: "rządzi nami", natomiast reich bogato, więc może: "bogaci nas", natomiast w rzeczywistości w głównym znaczeniu es reicht uns oznacza "to nas dosięga"].
Bardzo łatwo to zrobić, ponieważ w toku dziennikarskiego śledztwa nieodzownie dociera się w końcu do takiego pana, jak Juliusz Braun, który pieniążki w ogóle chętnie rozdaje (sam tego doświadczyłem). Było i swego czasu wypozycjonowane w Google, gdy czegoś o Rzeczpospolitej szukalem, jak Braun wygrażał mediom "w liście", że są niepoważne itd. W języku tych palantów, np. [pewnych] ministrów, "są groźby" oznacza "płaci się pieniążki" (bo zwykle obie możliwości uzasadniające przekręt wchodzą w grę, z tym, że przecież nikt nie lubi niewolnictwa...). To samo pewnie w sądzie, a zasłaniali się Gowinem i reformami.
Jeszcze jeden przykład tego tłumaczenia się groźbami, podczas gdy praktycznie nie wchodzi w grę inne tłumaczenie niż korupcja: szpital psychiatryczny w Ząbkach (na biurku w izbie przyjęć "Ministerstwo Zdrowia", wszędzie poprzybijany protest ws. przenoszenia części oddziałów do Pułtuska).
W tle tego wszystkiego pewnie zawiść wobec "tego kretyna", który "nic nie robił a dostawał 1000 USD dziennie". Tyle że ja i tak zarabiałbym ze 20, 20+ tys. zł miesięcznie...
[edit 4-08-2013] Aby przekonać, że to, co robi mi państwowa mafia, jest niczym innym, jak torturą oraz próbą ogłupienia (obniżenie IQ z powodu "hałasu", ciągłej dekoncentracji) i/lub wywołania choroby psychicznej – a nie np. czymś robionym dla utrzymania kontroli nad moimi myślami czy coś takiego (co jeszcze miałoby jakieś strzępy sensowności i nie było bezmyślnym wandalizmem) – przypomnę jeszcze raz to, co właśnie teraz się dzieje, mianowicie włączanie podkładu (supercichy, dostosowujący się do stosowanych ochronników słuchowych szept "tak, tutaj nie ma sprawy", "tutaj nie ma sprawy" itd. w pętli), czego ja już nie słyszę, i nic poza tym; czasami, acz rzadko, wpływa mi to na myśli, czasem odzywa się ten temat, ale przez większość czasu nie, bo zajmuję się np. pisaniem pracy inżynierskiej. (Nie spowoduje to może, że będę słyszał głośno głosy, których w ogóle nie ma, ale wyćwiczony latami doświadczeń umysł będzie mniej myślał samodzielnie, a więcej rozpraszał się na głupotach; obniżenie IQ jest prawdopodobne. Jest to w sumie eksperyment, chyba nikomu tego nie robili, nawet w takich Guantanamo, bo tutaj jednak trochę się wypowiedzi zmieniają ciągle i śledzą mnie na bieżąco). Odczuwam przy tym wybitne zmęczenie umysłu i niedostępność sił intelektualnych, z pewnością wpływ na psychikę będzie trwały. Niestety, jest tak non stop, także przy próbie wynajęcia mieszkania miałbym pewnie to samo ze względu na możliwości korupcyjne państwa. Ewentualnie zastanowię się nad domem (też je przekupują, ale może po odcięciu rur będzie lepiej...), jednak w tej chwili całą kasę mam uwięzioną na giełdzie, gdzie z kolei okradają mnie przekupione zapewne instytucje finansowe na setki tysięcy zł. (Oprócz warstw wełny i g-k mam w tej chwili uruchomiony szum z głośników ok. 100W (z subwooferem blisko źródła na dole), innych głośników, laptopa i 5 radyjek, to tak dla zaprezentowania możliwości i determinacji sąsiada). Dziś natomiast zablokowano mi domenę sysplex.pl na serwerze (to po stronie centrum danych w Niemczech), wcześniej taką rzecz z moim blogiem (pierwszy kwartał 2012) zrobił onet.pl (medium najczęściej i od najwcześniejszych czasów robiące aluzje do mego życia).
[edit 6-08-2013] Jeżeli bywają na tym blogu jakieś przyjazne mi dusze, proponuję podzwonić np. do Radia Maryja (może być i Tok FM, ale łatwiej chyba tam), np. do Rozmów Niedokończonych, i wspomnieć o moim problemie. (Tłumaczenia, że coś mi grozi [teraz! po tym wszystkim], są raczej średnio mądre, bo na tej zasadzie to "nic się nie zmieniło" i zawsze mi coś będzie grozić. Nie trzeba być urzędującym politykiem, by być kryminalistą.)
[edit 16-08-2013] TVN oczywiście poszedł na współpracę z nielegalnymi podsłuchami, i to bodajże jako pierwszy lub jeden z pierwszych, tak przynajmniej mi cały czas sugerowano, nawet chyba i oni sami.
(21:36)
Odnotowuję tutaj tylko, bym nie zapomniał, że jakiś kretyn z TVP(?) wymyślił, chyba samodzielnie i nie żaden dyrektor, blokowanie mojego komputera przy użyciu "impulsów elektromagnetycznych" w prądzie (dawniej były przepięcia na grzejniku elektrycznym w sypialni). [edit 2014-12-12: od takich mocnych przepięć komputer zawiesza się nawet wewnątrz klatki Faradaya, mimo filtru czy nawet dwóch filtrów zakłóceń falowych napięcia.] Jako że jest to bezsensowny chuliganizm, robiony wobec wszystkich i będący atakiem na własność, proponuję doliczyć przynajmniej 1 rok za to.
(16:34)
[edit 1-08-2013] Nie wiem, kto tutaj regularnie wchodzi z Chello/UPC (generalnie to bardzo mało wizyt), zarówno przed 8. jak i po 17-tej (ale i np. w środku dnia z tego domowego IP), ale jeśli to Ania lub Klaudia Niżyńska, to przecież chyba mają Facebooki... dlaczego nikt nie polubi tej strony??? (33 na liczniku to chyba fałszywe, na razie chyba ja jeden.)
Co się tyczy kwestii wytrysków, koledzy z mafii podsłuchowej (organizacji na wskroś gangstersko-politycznej, jak napisałem powyżej) poczynili istotne postępy i teraz potrafią wywoływać je niemal "z marszu", zupełnie niespodziewanie bez jakiegoś dużego przygotowania i właściwie na jawie (miałem już bodajże otwarte oczy). Nie przeszkadzają w tym 2 warstwy wełny i GK na ścianach oraz GK i 1,5 warstwy wełny na podłodze.
Wyrazy uznania.
Co się tyczy kwestii mediów, próbowałem ostatnio skontaktować się z katolickimi (że w publicznych i komercyjnych nie ma, bo rząd i pieniądze i czekamy na wiekszą sensację, to zrozumiałe; w gazetach np. dalej jest "o tym"), niestety znowu trafiam na maniery z księżyca polegające na zostawianiu istotnej korespondencji bez odpowiedzi. (Podałem im dużo kontaktów, żeby nie było, że ktoś maile kasuje itd.) Nikt tam nawet nie fatyguje się, żeby czytać tego bloga, tak bardzo nieistotna jest ta sprawa dręczenia i śledzenia (co z tego, że jakiś "dobry" bandyta donosi, np. gdy włączam RM, i dostają jakiś telefon, i robią te głupkowate aluzje; bardzo to zaufane postaci, ci oprawcy). Rozumiem, że "milioner" itd., ale pewne elementarne maniery...
Nie zdarzyło mi się od 2 lat, by prokuratura mi na coś nie odpisała (nawet drobiazgi), choć pewnie nikt by ich nie ukarał za olanie mojej korespondencji. (Rozumiem, że jest groźba ułaskawienia i inne może powody, ale!)
Chyba uznano, że byłby to grzech odpisać, a co dopiero powiedzieć. (Oprócz emaila były dwie rozmowy telefoniczne z biurem Radia Maryja. [edit 2014-03-23: Na słuchacz(k)ach tej stacji pewnie nie zrobi wrażenia, że te straszliwe tortury to przez ich obojętność mnie spotykają i dzięki nim. Chyba nawet jeszcze sami potrafią mnie podsłuchiwać na żywo, o czym przekonywało mnie niejednokrotnie to jakże salonowe "dyskretne dawanie do zrozumienia" (raczej nie przesadzam i nie jestem paranoikiem), być może bez następującego po tym równie salonowego zakłamania, tzw. "zapalenia papierosa". Chociaż forum.wiara.pl, pewnie równie jak księża znające mój temat, wywalało mnie z forum pod kłamliwą wymówką "ogłoszenie niewiarygodne", gdy chciałem wspierać biednych finansowo, korzystając przy okazji z ich mieszkania, to z kolei należy do Gościa Niedzielnego. Z kolei księdza od "Niedzieli" dali mi na jakiejś mszy, na którą przyszedłem, w kościele tuż obok mojego hotelu -- grało wtedy radio w tym kościele, chyba nawet z głośników czasami, tj. u organisty – gdy raz, co mi zniechęconemu się rzadko zdarza, przyszedłem na mszę. Proszę w każdym razie przesłuchać sobie tę rozmowę, jak z góry zignorowali temat o mnie i o Tusku, czy telewizji – do dziś w Radiu Maryja nie są nim zainteresowani. Powtarzam, sprawiali wrażenie, jakby jeszcze kilka minut przed rozmową podsłuchiwali, bo widocznie mają taką możliwość. "Nasz Dziennik" nieraz pisał "o mnie"/"pod temat", więc może znajdą się świadkowie.]) Tu przypomina mi się inny "obrazek", mianowicie wtedy, gdy głodowałem, zdarzało się czasem – choć nie za często – że zaglądałem na strony z (nowym) papiezem, głównie Radio Watykańskie. Oczywiście już wcześniej nic tam nie było w odpowiedzi na moje groźby samobójcze, chyba że za odpowiedź brać teksty w rodzaju "misterium", "stanowisko Kościoła niezmienione". Natomiast w mediach komercyjnych zagranicznych – i ten obrazek chciałbym tu pokazać – same teksty w rodzaju "wzruszający gest papieża Franciszka", "papież Franciszek nie przestaje zaskakiwać" i inne takie wiwaty, aż do przesady. Aczkolwiek kwestia związku papiestwa z moim przypadkiem to już sprawa na osobny temat.
Wciąż haruję, osobiście rzecz jasna (pozdrowienia dla kolegów z FB, których prosiłem o pomoc w postaci umówienia, nadesłania normalnych robotników), nad tłumieniem pokoju.
Ale jestem zmęczony i w ogóle...
Rownież i media publiczne, np. TVP Wiadomości, robią świetną robotę i nie sposób zwalić tego na jakichś kierowników gdzieś tam zasiadających.
Nikt nie czyta tego bloga wśród dziennikarzy chyba; to takie oczywiste, że wam wszystko powiedzą? Przecież powoli weszło w kanon zachowań dopuszczalnych w branży świadome krycie nawet najokrutniejszych zachowań. Winni tu nie są jacyś kierownicy, tylko ci wszyscy ludzie, którzy robią te programy informacyjne itd. (niektórych z nich mam na FB). To wcale nie jest oczywiste, że agenci powiedzą, a mogłoby być przecież tak, że mało mnie nie zabili (a wszystko wspierane przez państwo). (P. np. to wysmarowywanie jezdni; mogą to robić np. jacyś związani z Policją). Co by nie było, nie powie się? Nie ma potrzeby nawet zaglądać...
Aha, jeszcze jedno. Po ostatniej "akcji" wiadomo, jakiego rodzaju, bardzo się wyciszyli. Teraz mniej dręczenia, mniej tego skrajnie niesprawiedliwego i niemoralnego nawijania, które sprawia głęboki ból, mniej tych ostrych, przesadnych, emocjonalnych wypowiedzi; teraz jest więcej spokoju. Chyba trzeba mi więcej seksu. ;) (?)
[edit] I jeszcze jedno mi się przypomniało! Prosze Państwa, już wiem, że mojej krzywdzie winni są dziennikarze. Naprawdę. Rozumiem, że podsłuch wziął się w 2004 r. chyba jednak dzięki im, nie dzięki politykom. Naprawdę. (Ogłaszam to na blogu, bo może nie powtórzą). W ZWIĄZKU Z TYM MOŻECIE PRZESTAĆ POKAZYWAĆ, JACY TO ŹLI JESTEŚCIE. Powiedzcie o tej sprawie, teraz. Nie wszyscy są równie źli. Niech jakieś medium łaskawie powie, bo naprawdę średnio mi zależy na otwieraniu firmy, zwłaszcza, że to jeszcze dużo czasu.
(15:27)
bez wytchnienia poświęcone na walkę z dźwiękiem (nagrywa się całą dobę, robię też filmy/zdjęcia, jak wychodzę). Jest supergorąco, pot kapie co chwila ze względu na wełnę. Są i dobre strony, pewne małe postępy, ale tempo jest ślamazarne. Np. dzisiaj udało mi sie wkręcić 4 śrubki i to jest dorobek całej doby pracy (trzeba było kupić wiertarkę, bo 2 rozwaliły się, w ten sam zresztą sposób; poza tym długa wędrówka po wkręty, rownież beznadziejne, jak się okazało). Wczoraj np. cały dzień harówki, od snu do snu, w celu przyśrubowania do podłogi 1 profilu(!); wszystko przez rozwalającą się wiertarkę i kiepskie wiertła (dobre znaleźć trudno; no i te sklepy... Castorama np. już nie wpuszcza). Przedwczoraj bodajże 2-3 profile dodałem, również pracując całą dobę. Pracownicy fizyczni praktycznie niedostępni dzięki staraniom służb, tutaj są przykłady. Można co najwyżej, też z trudem i ewidentnie wciągniętych w moją sprawę, znaleźć takich za 100 zł/h (pan zawodowiec z ceną nie chciał później zjechać).
Ten znój (nie mylić z dręczeniem, choć to też stara sprawa) to oczywiście nie jakiś wyjątek, tylko w sumie standard ostatnich 2,5 roku. Niedawno wcześniej np. męka z generatorem sygnału (też istotny wydatek), żeby dobrze dawał w kable z prądem i żeby dało radę to zmierzyć (z 5h ślęczenia). Takie zajęcia w sumie ciągle, inżynierka trochę na boku, niestety. Paskudy to są straszne, szczególnie kręcą ich wytryski, lubią o tym gadać i nie tylko. O takich "drobiazgach" jak uszczelnienie domu, usuwające podsłuch (czy, dajmy na to, audyt/reinstall domowego peceta i serwera, z których jeden może shakowano), nie mam czasu myśleć.
Do dzisiaj TVP Warszawa[?] nie przestaje opowiadać codziennie w moim domu w dużych ilościach o "robieniu loda" (zaczęło się w marcu przed posiedzeniem, a nawrót w maju). Ostatnio intensywnie wykorzystują w tym temacie nazwisko prezenterki Anna Cyzowska, która niedawno po tygodniach namyśleń dodała mnie do Facebooka, a kilka dni temu dziwnym trafem zbieżnie z tymi opowieściami wrzuciła tam swoje zdjęcie, gdzie prawie karmi piersią (por. wpisy z 11.VII, 27.VII). "Ona raczej ci nie zrobi" na zmianę z "ona może ci zrobi". Proszę samemu ocenić takie wycieranie sobie nią gęby przez kolegów, zważywszy, że oczywiście póki co chyba ani myśli zmieniać tej wspaniałej pracy.
Inne typowe a ostro irytujące "tematy": "bar-dzo-mi-wstyd!... bar-dzo-mi-wstyd!... bar-dzo-mi-wstyd!..." itd., gdy ja robię coś zupelnie innego (nawet aż wprowadzają tematy, w rodzaju czemu nie ma w mediach komercyjnych, by tę bzdurę gadać, chyba jako koronny powód; tymczasem jest nim pewnie chęć zrobienia jeszcze lepszego show), idiotyzmy poważnie wypowiadane w rodzaju "nikt nic nie powie" ["za 5 zł" albo "bo wstyd", same takie skrajnie niemoralne i niesprawiedliwe teksty]. W rzeczywistości pewnie liczą na jakieś oszustwa przy zakupie urządzeń itp. (to przecież nawet mój ojciec zna, "padł wtedy ofiarą oszustwa na b. dużą kwotę").
Przekaz podprogowy jest chyba najbardziej umysł męcząca rzeczą na tym świecie; poza tym tragicznie wpływa na koncentrację i system motywacji (gdy wyłączają
osobie mocno tym umęczonej, szybko np. zaczyna morzyć nie tylko bezsilność, ale wręcz sen). Co do trwałych skutków to najprawdopodobniej, jak to przy wszelkim hałasie
i dekoncentrowaniu, obniżenie inteligencji (boję się, że istotne).
Chciałbym wszystkim podziękować za dotychczasowe zainteresowanie.
[edit 14-09-2013] Dawniej, w lutym, robili np. coś takiego: wprowadzają temat, intrygujący czy irytujący, ciagną za myśli (tak cicho, że człowiek myli to z własnymi myślami), po czym wołają "nie o to [chodzi]!" (samo "nie o to" wzięli z jakiegoś snu erotycznego).
(23:01)
Mam nagrany przekaz podprogowy w Tesco oraz dwie rozmowy (też wideo) z panią z obsługi, która się przyznała. [edit 2014-11-20: Na życzenie wyłączyła; wciąż minimalnie szło gdzieś z daleka, od jakichś klientów zapewne, więc nie odpocząłem tak w pełni.] Tesco na Fieldorfa, aczkolwiek problem jest pewnie w całym mieście. [Chyba szpiegują mnie tam zmianowo cały dzień, sądząc po tym incydencie oraz np., przy następnej wizycie, podstawiających się pracownic sprawiających wrażenie, jakby chciały mi się pokazać i ponękać. Jak w tych knajpach czy stacjach benzynowych z własną stacją bazową telefonii; może nawet w ten sam sposób, tj. zabudowanymi telefonami, a nie głośnikami.] Te nagrania z telefonu z nazwami zaczynającymi się na 2013-07-21 14 naprawdę warto obejrzeć. Zob. też poprzedniego świadka
Inni, którzy to robili [tj. grało u nich; niekoniecznie sami szpiegują w pracy] w sposób wybitnie zauważalny i których odwiedzałem w ciągu ostatnich 8 m-cy:
taksówki różnych sieci (Super Taxi, Sawa, City, zrzeszenie indywidualnych przy siedzibie i też w tamtym sklepie komputerowym, Ele, ..., Politechnika Warszawska (bardzo istotne i próbowali zwalić na rurę), Urząd Dzielnicy Praga Pd, komunikacja miejska, PKP (pociągi i dworce), PKS (autobusy i dworce), Polski Bus (i dworzec ZTM/PB na Młocinach), KSP-areszt (w grudniu), prokuratura na Kruczej (chyba; to był dopiero styczeń), sądy, Brico Depot (wkrótce jako Castorama), Media Markt, Promenada i Leroy Merlin (Ostrobramska), Real (Grochowska), CH Wileńska, Żabka (także w Babicach), sklep z zamkami w Blizne k. Babic (2 wizyty) [edit 2013-11-07: te 2 ostatnie może nie, tylko auta z zewnątrz], sklepy i poczta na Chłopickiego (zwłaszcza poczta ostro nadaje), poczta na Grochowskiej/Dęblińskiej i na Towarowej, jadłodajnia na Grochowskiej, bar na Wiatracznej, dyskryminacja u notariuszy (np. A. Śmietanka), NZOZ Medica (Ząbkowska 52; z pomieszczeń), [edit 2013-11-07: odtąd już chyba bez radia, ale i tak wszyscy ustawieni:] Primo Medica (Chocimska 51; 2 razy), Centrum Zdrowia Psychicznego (Wilanowska 43; 1 raz), hala+biura bodajże Fedex, TDM Electronics (Kopana), DW Electronics (Piastów), Pizzeria Prima (Andersa), kafejka przy Waryńskiego od Konstytucji, sklepy przy Politechnice (w tym kafejka przy Armii Ludowej) i chyba nawet Bank Pocztowy tamże, Alior Bank (Wiatraczna, św. Barbary), McDonalds na Ostrobramskiej, chyba też okoliczne stacje benzynowe i sklepy. [edit 2013-12-02: Notariusz na Długiej 31, inni, np.: p. Śmietanka; notariusz ul. Jagiellońska 6 albo Targowa 69, nie pamiętam już, gdzieś w tamtej okolicy pani z czerwoną teczką: piętro n, okno na podwórze; chyba nawet ten Kupryjańczyk, który mnie bardzo dobrze obsłużył.] [edit 2013-12-30: Jeszcze biuro tłumaczeń Dortekst na Czapelskiej.]
Nadmieniam, że obsługa wszystkich ww. firm spoufalała się ze mną (aluzje, ustawiane rozmówki itp.) w sposób wyraźnie sugerujący znajomość mojej kwestii i jakąś zmowę/obmowę.
[edit 23-07-2013] Przeanalizujmy podstawy prawne, jakie są, by sklepiki osiedlowe koło mego domu nie "poszły" za radio [edit 2013-11-29: to się samo nie włącza, oni cały dzień podsłuchują chyba telefonami, bo czasem to okazują, i w odpowiedniej chwili włączają]. Generalnie bowiem przy przestępstwie nękania do 10 lat więzienia kara jest od 1 roku (nie jakieś tam grzywny) i przy takich przestępstwach nie ma nakazu preferowania kary w zawieszeniu. A zatem musi być przesłanka, by dać zawieszenie lub grzywnę, tym bardziej, że tu idzie o elementarne prawa człowieka (np. zakaz tortur) i że to jest naprawdę bardzo istotne. A więc przeglądając kodeks karny widzę dwie podstawy do nadzwyczajnego złagodzenia kary (pomijając, że generalnie sąd może przy pomocnictwie to zrobić, ale myślę, że powinna być jakaś przesłanka do tego – nie każde pomocnictwo jest mało istotne...). Po pierwsze, nieświadomość karalności; i tu faktycznie będę ludziom zwracał uwagę. Inna sprawa, że oni ewidentnie wiedzą o tym (i dlatego się kryją, stosują ekwilibrystykę prawną itd.). Po drugie, błąd co do faktu (art. 29 kk), jakoby wykluczającego bezprawność. Otóż, jak wiadomo, przy nękaniu wystarczy zamiar i działanie nim sterowane; zamiar ten może być chyba zresztą ewentualny. Ponieważ chodzi tu o okolicznik "istotnie" [narusza prywatność], i tak podważając go wchodzi w grę co najwyżej zamiar quasi-ewentualny, czyli bezpośredni, chyba że zanegujemy samo nękanie. Jednak w praktyce nie można wykluczyć, że człowieka śledzonego męczy się nie tylko w tym sklepie, ale w wielu innych miejscach i że to jest istotne. To nawet brzmi dość prawdopodobnie. A zatem jest zamiar co najmniej ewentualny, więc nie ma podstaw do marzenia o braku bezprawności i to chyba rozumiemy (kto by przeczył nękaniu, ten kłamie).
[edit 09-09-2013] Pomniejsi współsprawcy: WKT Warszawa, sklepik Militaria.pl w Śródmieściu, sklepik z kuchenką elektryczną (gest "wariat" u sprzedawcy), sklepik z kupioną na Allegro ładowarką laptopa (obok zrzeszenia taksówkarzy indywidualnych) [może nie], punkt naprawy Epson na Obozowej (?), budynek punktu napraw gwarancyjnych Samsung (Białostocka 42; chyba rury), może jeszcze kilka. UWAGA: samo przygotowanie do nękania nie jest karalne.
(15:11)
i ślady buszowania w domu (już jakiś czas temu, to chyba po powrocie ze wsi). Z droższych rzeczy mikrofon za ok. 500 zł [pourywane kabelki blisko końcówki z przewodem], z tańszych gałki od 2 radioodbiorników.
[edit 25-07-2013] Chyba już wcześniej (może przy tym 6. czerwca) kradzież teczki dokumentów (prawdopodobnie przez Policję lub ich kolegów), w których była m.in. sprawa szpitala z Nowej Zelandii (pisma urzędnicze, sądowe) i banku. Z NZ zostały mi 4 kartki, które zeskanowałem i link jest przy odpowiednim wpisie poniżej. (Kradzież dokumentów to przestępstwo, nie wykroczenie).
(03:34)
Ostatnio np. zamieniłem słowo "w realu", tj. gadała z głośnika, pani, która [podobno – sugestie nieznanych ludzi z Chełma i spikerów] zrobiła pewną kradzież (Bajkiewicz). (Rozbój, faktycznie był trójkąt TVP-Policja-złodziej).
[edit 15:39] Pracownica Castoramy przy Jubilerskiej (Grochowska), do niedawna Brico Depot, właśnie przyznała, że istotnie 1) jest tam radio z głosami szeptanymi (dręczący mnie przekaz podprogowy i/lub głośne dźwięki; był nawet w hostelu na Dworcu Zachodnim), 2) jest to zarządzenie dyrekcji i będą to robić – po czym ochroniarz nakazał mi trzymać się z daleka, nigdy więcej nie wchodzić do tego sklepu. Podobnie nie dopuścił mnie do kierownictwa. Jest chyba nagranie wideo, 2013-07-13 12:35 "castorama-prosba-ws-glosnikow".
[edit 19:11] Z tych nrów dzwonili do mnie 'pracownicy fizyczni' tuż po wstawieniu ogłoszenia na Gumtree: 533138848, 500735889, 798342487 (wziął 50 zł przed 20:00, miał pojechać do sklepu, odrzuca połączenia, w końcu gada kobieta, że znalazła na przystanku – pewnie studio, a koleś to jakiś gówniarz przywieziony przez taxi), 693598676, 667946058, 518907590, 607683098, 507366040, 508266861, 500602297, 530952518. Często tacy ludzie kaszlą, parskają itp.
[edit 15-07-2013] Także dla tych byznesmenów z osiedla, co mnie dręczą, nie wyobrażam sobie innej kary niż bezwzględne więzienie. Zawiasy takim nie szkodzą – bo to "byznesmeny" właśnie; grzywna to normalne ryzyko, zresztą to tylko odwraca zyski a nie karze i nie jest sprawiedliwą odpłatą za moje krzywdy, w dodatku może się wymyśli jakieś ubezpieczenia od kar za łamanie prawa (takie, co jeszcze "uchodzi"). A sami spikerzy doskonale wiedzą, że mają się znęcać, obmyślają im takie metody, jak krótkie, nacechowane emocjonalnie hasła, najlepiej jednosylabowe, powtarzane non stop bez niczego więcej (np. nieuzasadnione kontekstem "kretynie!", "wstyd!", chętnie uczestniczą kobiety [edit 2013-09-20: także: "spoko", "spox", w trakcie, gdy właśnie denerwują i zamęczają]), oczywiście supercicho, więc tym bardziej irytują umysł (jest w tym ewidentnie chęć wepchnięcia mnie w wybuchowość, niedostosowanie i schizofrenię); hasła i wypowiedzi, w kółko te same, są często jeszcze ewidentnie dobrane pod maksymalną wieloznaczność (by angażować umysł wszechstronnie); często też irytująco głupie ("olej tę sprawę!") i/lub niesprawiedliwe ("tutaj nie ma sprawy kretynie!", "nic nie powiemy!", "nie-ste-ty, nie będzie sprawy! myślę, że nie! [sąd-zażalenie]").
(13:50)
Zajmująca się mną ekipa niestety przekupiła też właścicieli licznych domków letniskowych i/lub sąsiadów. Byłem ostatnio w domku należącym do alexfarm.pl (nad stawem, działka ponad 10 tys. m2, przy lesie). Już przez telefon żona sprawiała wrażenie bycia w temacie, co raczej zrealizowano odwrotnie, tzn. TVP wiedziało, co ona powie (że "tym się raczej mąż zajmuje"), i nastawiło mi na to myśli. Mimo licznego akcentowania już od początku, jakie mam problemy, że są przestępcy i skąd, co robią, czego bardzo nie chcę, zrobili to; w pokoju, do którego klucza (bez komentarza, bez odpowiedzi, zmieniając temat) dać mi nie chcieli, była kotłownia i nawet włączone CO, zdecydowanie było raz po raz słychać z rur. Poza tym było tego dużo na dworze, nawet kilometry od nich na polu, chyba pomagali jacyś ludzie, może śmigłowce czy coś takiego (coś tam latało). Gospodarze, powiadomieni o wszystkim, sprawiający wrażenie znających temat, przy przyjmowaniu płatności sugerowali, że pewnie zrezygnuję jutro. Ostatecznie tak właśnie zrobiłem.
W pociągu powrotnym oczywiście Radio Warszawa [tzn. tortura], nawet w wagonie I klasy, gdzie prawie nikogo nie było i z 6 końcowych przedziałów było pustych, drzwi i okna pozamykane. (Próbowałem np. w trzecim, czwartym.) Napakowano też mnóstwo "znających mnie" ludzi, chyba z kilkaset, i oczywiście wszędzie po drodze co krok, a lokalne taxi albo odmawiają obsługi, albo mają ten szajs (czysta droga). Obstawiony był chyba nawet pobliski hotel (jakiś pokój zajęty chyba u góry nad restauracją, a może tam – Wrota Kaszub).
Domek był w Starej Kiszewie. Na wszystko mam rozliczne nagrania i fotki. [edit 2014-12-23: Chyba te akurat przepadły, nie wiem, dlaczego, natomiast dodać tu należy, że istniało wręcz ryzyko kradzieży czy właściwie rozboju ze strony właściciela tej firemki. Próbowali zacząć mi wmawiać, że czegoś nie zapłaciłem albo że jakichś ich kluczyk, który akurat sobie zabrali, mam może przy sobie (żebym się legitymował, pokazywał portfel itd.): aż musiałem w popłochu uciekać, błąkać się po lesie itd. Wiadomo, jakie to trudne w sytuacji, gdy wszyscy śledzą... Ciężko było i parę godzin straciłem wśród i tak bardzo uciążliwej męki dźwiękowej.]
[edit 18:51] Dworzec w Gdańsku, standardowo (tak i we Włocławku było w jednym barku), ustawiony, wszyscy tam "znają moją sprawę", reagują na szepty itd. Podobnie McDonalds, jak to McDonalds, "w temacie" (zgaduję, że jeśli pracownicy jakiejś firmy są w temacie, to także dostarczają ludzi do nękania, bo takich trzeba kryminalizować, inaczej np. pójdą do mnie na prezesa, a przecież ma nikt nic nie wiedzieć; zresztą skądś te tłumy się biorą) - dogaduje, reaguje na szepty, chyba nawet sam odtwarza. Tutaj jeszcze o trwającym do dziś świntuszeniu i co chwila gadaniu o seksie, spotkaniach, "ktoś zaraz przyjedzie" przez spikera (co czasem słyszę w oryginale po zdjęciu słuchawek, poza tym czasem nagrywa się – szepty, nieodbierane już jako konkretne myśli, "zrobię ci laskę" w pętli). Nie jest to wcale takie niewinne narzucanie się z pornografią i żarciki. Sposób inputowania tych treści, mianowicie przekazem podprogowym i ciągłym gadaniem bez przerwy, pozostawia umysł właściwie bezbronnym; jest to zresztą dobrane pode mnie ad hominem, bo w temacie abstynencji seksualnej bywałem ambiwalentny. Umysł jest bezbronny z tego powodu, że ciągłe nawijanie przez WOT[?] (np. gdy ja sobie pracuję) nie pozostawia miejsca ma własną krytyczną analizę, myśli, jakiekolwiek własne pociągnięcie tematu. W związku z tym umysł poddaje się tekstom w rodzaju "będziesz miał koleżanki", "ktoś ma przyjść", "nie będziesz taki samotny" (samotność jest ciężka do zniesienia, gdy ekipa zwyrodnialców podsłuchowych ciągle robi do głowy), tu wszystkie te podniecone babskie głosiki, gotowe do przyjścia, i gadanie o robieniu laski, co oczywiście nie ma sensu i zaraz, albo po dłuższej chwili, słusznie odwołują. Jest to jednak bardzo męcząca manipulacja emocjonalna i dodatkowa, wyrafinowana forma dręczenia – nie jakieś niewinne żarciki – dla samotnej osoby, która chce tylko mieć ciszę i spokój, a z drugiej strony nie ma siły i możliwości bronić się przed głupotami (ciągłe sterowanie)... Był tu też kiedyś tekst o innej formie wyżywania się, z którą miałem do czynienia na PW, dworcach (centralny, WKD). (Jeśli nie wyrzuciłem go sam, to może włamanie.) Gdy człowiek się czegoś lęka, niezbyt to nawet rozumiejąc, można się nad nim poznęcać w ten sposób, że powód jego lęku czy nawet tylko napięcia będzie się co i raz wywoływać, po czym likwidować ("pulsujące" napięcie): tak też robiono z obserwowaniem mi komputera [2011-wczesny 2012], czego wówczas obawiałem się przede wszystkim ze strony ludzi stojących dookoła. Gdy ja pracowałem na laptopie – czy to na V piętrze PW, czy na dworcach – co rusz podchodzili ludzie, przechodzili obok, nie pozwalali się skupić (ja wtedy zawsze zakrywałem ekran i przestawałem pisać; nie zdawałem sobie sprawy z poziomu inwigilacji, to tylko nękanie sprawiało presję i wrażenie, że coś jest na rzeczy, ale bez przesady). Robiono to ewidentnie złośliwie, ludzie potrafili tylko po to wychodzić i przechadzać się nade mną co minutę albo częściej. Mimo tych wszystkich rzeczy, zdaje się, jeszcze nie zwariowałem (przykład opinii). Co do samego przekazu podprogowego, to jest nim obecnie nie tylko ciągłe prowadzenie myśli i gadanie, ale i "podkład", tj. taki loop, którego już się nie słyszy i który ma za zadanie wyłącznie męczyć (ale za to umysł jest nastawiony na odbiór). No i oczywiście gonią za mną z tym wszędzie, choćbym wysiadł z pociągu na zupełnej wiosce w Niemczech i przeszedł 500-1000m w głąb pola.
(12:39)
Spikerka kłamała, kryła bardzo złych ludzi. Ponawiam twierdzenie, że tacy "dziennikarze" [sic] zasługują na jakieś 5 lat bezwarunkowego więzienia.
Już przedstawiam swój tok rozumowania. Zacznijmy od tego, że na podstawie prostego wyliczenia w rodzaju suma tłumienia nauszników i zatyczek (razem z 65-70 dB), pomniejszonego na podstawie eksperymentów, dochodzę do wniosku, że mam na sobie tłumienie rzędu 45 dB. To jest bardzo dużo.
Taksówka ma zamknięte okno, to daje z 30 dB tłumienia; choćby nawet szło fotelami i metalem i przez to było np. tylko 20 dB, to mamy już 65 dB. Niech będzie powyżej nawet tylko 35 dB tłumienia "na mnie" (tylko zatyczki), bo ciało przewodzi i nauszniki mogą nie mieć znaczenia, to jest to razem 55 dB, co oznacza konieczność ok. 35 dB tuż przy szybach (jeśli -20 jeszcze na mnie działa). W praktyce pewnie z 55 dB przy szybach (od zewnątrz), bo zaniżam tłumienie i zawyżam swą wrażliwość (-20 to chyba już bardzo podprogowo, jeśli w ogóle, a ja słyszę konkretne szepty w myślach). To by znaczyło, że samochód jadący tuż obok (odległość od jego głośnika = dwukrotność odległości od jego głośnika do jego karoserii, dwukrotność to 6 dB) musiałby wydawać z siebie dźwięk rzędu 61 dB. Raczej nie jeżdżą przy mnie tacy z otwartymi oknami, więc musieliby mieć w środku z 9x dB (tłumienie okien to, jak wiadomo, 30-35). I zawsze być, powtarzam, tuż obok mnie, bo inaczej wymagana głośność szybko rośnie o kolejne 6 dB i jeszcze, i jeszcze, aż do granicy bólu.
Teraz tak; taksówkarze i tak są czarni, ze względu na 1) nękanie mnie ludźmi, których dowozili [dawna hipoteza], 2) jeżdżenie za mną w sposób widoczny. Robiły to chyba wszystkie korporacje.
A zatem dźwięki idą albo z samych taksówek, albo – ale wtedy bardzo słabo i nie cały czas równomiernie (znam ten efekt, tak było gdy jechałem własnym autem) – od kogoś obok, kto ogłusza się bardzo głośnym dźwiękiem. Ale raczej z taxi, ponieważ to są szepty konkretne i miarowe. Nawet panie telefonistki sugerują, że tak jest, dając taksówki opóźnione w stosunku do zwykłych 10 minut. Tym niemniej w obecnym City Taxi zdarzało się, że tego nie było. Inne poszlaki to np. podstawienie mi się pojedynczych taxi, niby to jako zamiast tamtych bandytów, żeby broń Boże ich nie łapać, ktoś i tak się znajdzie.
Jeszcze słowo o hipotezie "remontów", tj. mieszkań, jako źródła dźwięku. Jest kiepska. Nie chodzi tylko o to, że tak też było za miastem. Tych mieszkań musiałoby być bardzo dużo, nie ma tyle pod wynajem. Weźmy 100m promienia; to jest 40 dB różnicy w stosunku do odległości 1m od ściany budynku. Aby w tym promieniu było choćby -10 dB słyszalne, z gruntu tuż przy budynku musiałoby iść 30 dB dźwięku. Przy rurze ok. 10m do gruntu (1,2/m) daje to ok. 45 dB na samej rurze w środku budynku, ale jest jeszcze tłumienie gruntu, pewnie z kolejne 20 dB (wycisza cichutką rozmowę do zera); daje to 65 dB na rurze. W pokoju pewnie rozlegałoby się z 80. Sąsiedzi wtedy słyszą jakieś 50 dB, przez długi czas, jest to bardzo nieznośne i by takich lokatorów usuwano. Co gorsza, słyszałyby całe osiedla.
A teraz najlepsze. 100m promienia to 0,2 km średnicy i 0,126 km2 powierzchni. A Warszawa ma... 517,24 km2! Żeby ją w pełni pokryć, trzeba by ponad 4100 takich "remontów". Można oczywiście np. 4-krotnie zwiększyć zasięg jednego i tym samym ich liczbę, ale oznacza to wzrost głośności u sąsiada o 12 dB, do 62, to jest naprawdę głośno, a wciąż ponad 1000 mieszkań trzeba (nie ma tyle pod wynajem). Jeśli 250, to 74 dB u góry, krzyk godzinami... no i to "osiedle" tym większe... A p. Katiuk, czy jak mu tam, który aplikował u mnie na prezesa i znał temat podsłuchu, który lokalizował w TVP Warszawa, przyznawał, że tych problemów z dźwiękiem "nikt" poza mną nie ma. Także i sam WOT[?] mówił wielokrotnie "mnóstwo gliniarzy", pewnie o taksówkarzach: trochę jako żart pijący do tego, że i Policja mnie śledzi (wstyd im za Tuska, bo dobrze wiedzą, że to on), trochę jako aluzja do tego mojego uważania licznych aut na ul. Chłopickiego za dzieło Policji (pewnie koledzy taksówkarzy i inne szumowiny, może z państwowego). Reporterki robią to, jeśli to one, to tak czy owak pewnie przez wzgląd na zwyrodnialca obok, który mnie torturuje i najchętniej uczyniłby psychotykiem (bo doniesie?), ale pewnie to on sam, może jakaś lista rozsyłkowa SMS-owa / telegram do taxi. W końcu tyle lat mu grozi, a ja może zwariuję.
(08:22)
Muszę to sobie i dla innych spisać, bo nie wszystko mam nagrane, może też zapomnę...
Czerwiec, lipiec 2012: brak "objawów". Było co innego, nękanie w sklepikach (tzn. jakieś że wiedzą, co robiłem, np. na stacjach benzynowych, np. ktoś nasłany), Media Marktach [w tym obsługa], na ulicy i w środkach komunikacji; także w domu (ruszę się, wstanę, to klakson itp.). Mnóstwo taxi (dziesiątki-setki dziennie), ambulansów (kilka dziennie), Policji (przynajmniej raz dziennie), czasem Straż Miejska i inne służby. Po powrocie z psychiatryka: manipulacje myślami już od września, głównie w namiocie, chyba m.in. stąd wiedzieli, co piszę (przecież laptop bez prądu). (Pomijam tu głupoty w rodzaju kontakty z firmami, np. od zagłuszaczy, wzmacniaczy, komór ekranowanych, często zagranicznymi, niweczenie kontraktów.) Od października, listopada nieznośny "hałas" na PW [edit 2013-09-16: z rury]. (Także kontakt z wrocławskim Gall-ICM, auta podstawiane po drodze i piosenki w mediach.) Grudzień: coraz więcej przekazu podprogowego, stale manipulowanie myślami (kupiłem w związku z tym stopery i nakładane ochronniki). Zawiadomienie na telewizję to chyba oni mi napisali, już wtedy to czułem, że nie moje. Pewnie bywało to i wcześniej, co nieco pamiętam (nawet na lotnisku w Hong Kongu – zrobiony sen, że rekompensata pieniężna znikła z banku – i chyba w Gwatemali, że "tak, jesteśmy złodzieje"), ale aż tak się nie rzucało w oczy. Styczeń-początek: często na zmianę podprogowo szeptem i głośno, "dialog". (Z końcem stycznia, co zeszło się z awanturą o związki partnerskie – akurat na dzień przed wielkim gongiem podsunęli mi myśl, że to jakieś gejostwo – dodali na stałe laski tak, żeby też coś głośno mówiły od czasu do czasu, np. przy czymś głupim dogadywały "no raczej"). Luty-marzec już w większości okrzyki, chociaż też nadal ppr (zwłaszcza poza domem), szeptali o zażaleniu, robieniu laski, ciągle, co brzmiało dość głośno, "myślę, że tak – myślę, że nie" [to robi za sąd], "nie ma problemu" [później się wyjaśniło, że to o sprawie karnej], "myślę, że tak", wciąż sporo szeptem, co jest na nagraniach. Podsuwali myśli samobójcze, zrobili z tego cały "temat". Jednak cały czas utrzymywali w przekonaniu (wespół z mediami, np. Onet), że "myślę, że tak", co znaczy, że "będzie sprawa". W marcu-kwietniu bardzo często spałem przy hiphopie, ale to tylko sen (by nie hipnotyzowali i nie powodowali wytrysku). Mam dużo nagrane z marca, troszkę z kwietnia. Generalnie od końca marca, gdy właśnie skończyli kilkudniowy/tygodniowy temat "nie ma sprawy: za seks", miał miejsce mój wielotygodniowy post, wtedy gadali jeszcze w miarę do rzeczy, kontekstowo, nie zawsze głośno. Od końca postu, czyli po 2x-kwietnia (co zeszło się z montażem komory i częstym tam przebywaniem), rozpoczął się wściekły atak (zupełna monomania), który trwa do dziś; "krzyczenie" zamiast delikatnego szeptu. O pójściu na rok, o ministrach (co chwila "okrzyk" "fajne Ministerstwo Obrony Narodowej!", "fajny minister skarbu!"), od jakiegoś 10-12 maja przez ileś tygodni w kółko o robieniu laski (to więc proszę wyciąć z tego okresu), o gazecie, jak ma wyglądać i jakie mają być artykuły (to szeptem), ale od początku rekrutacji jej prezesa, czyli ok. 10. maja po dziś dzień (włącznie z pobytem w Niemczech) jeden tylko tekst ("temat"?) absolutnie NON STOP: "nie ma sprawy", "i nie ma sprawy", "kretyn – nie ma sprawy", "myślę, że nie ma problemu", czasem tylko dla odmiany "to ma znaczenie". I to naprawdę jeden jedyny tekst w kółko, potrafi tak non stop godzinę, aż trochę odpocznie, ale zaraz znowu, absolutnie cały czas, że "nie ma sprawy" i że jestem kretyn; "TUTAJ jest sprawa" (setki razy). "Tutaj też nie ma sprawy". "Tak, tu nie będzie sprawy...kretyn" (to za granicą). NON STOP GŁOŚNO (tzn. niezbyt to jest szept), cicho prawie nie. Ciągłe nasyłanie ludzi (tzn. wiele przy KAŻDYM wyjściu), zwłaszcza na rowerze (są wideo), np. też motyw "pasów" ("przestępca"), co odświeżyli w październiku na PW. Ostatnio często też tekst "jest sprawa, ale bez przesady".
Człowiek jest tak przez to zajęty, że nie ma nawet czasu myśleć o bronieniu się: materiały do wyciszenia mam od lutego, a wciąż to niegotowe. Poza tym patrząc na historię moich mieszkań od początku nękania (tj. koniec września 2010) w sumie trochę standard, patrz np. ostatnie: hotel i wynajęte mieszkanie na doby na Ukrainie, hostel Zachodni, Dymińska, dom na Bogatki, hotel Poleczki (nawet pociągi, gdzie zacząłem często nocować, wtedy popsuli), Sofitel i Gates Novum (Niemcy), Seven Seasons (Węgry) i in. – tam wszędzie było bez przerwy jakieś dręczenie, może z wyjątkami na parę dni. To, co dzieje się od maja, można bez najmniejszej przesady nazwać torturą, zresztą zdarzało się to już wcześniej, np. to na PW już w październiku, zresztą w domu też było. Są to takie rzeczy, które wyłącznie męczą umysł, a w ogóle nic nie wnoszą, często nawet żadnych myśli, i ci ludzie robią to świadomie. Często też złośliwie zaczynają zupełnie się zacinać i w kółko gadać jedno, gdy jest głośno i ich "szept" bardzo rezonuje (umysł syntetyzuje dźwięk głosu ze szmeru, choć jestem sam w domu). Często złośliwie mówią słowami i tonem podemocjonowanym, bardzo podnieconym, przez co skacze mi bardzo ciśnienie, choć normalnie jestem spokojny.
[edit] Ostatnio miał miejsce atak na giełdę, gdzie spółka, w którą wszystko zainwestowałem, straciła natychmiast po tym ok. 23% wartości bez żadnej ogłoszonej przyczyny, przez co straty moje wyniosły ok. 1 mln zł...coś tam się poprawia, próbuję jakoś reklamować ją, ale poprawa idzie bardzo powoli.
[edit2] Spikerzy i media próbowały mi wmówić, że dźwięk jeśli nie idzie na całą Warszawę, to na dzielnicę albo przynajmniej na całe osiedle. Tymczasem całkiem możliwe, że to jest jeszcze bardziej lokalne, właśnie to badam.
[edit3] Jeśli dobrze rozumiem to: //www.engineeringtoolbox.com/sound-attenuation-ducts-d_75.html, to metal tworzący rurę tłumi dźwięk o co najmniej 10dB na metr, co oznacza, że to nie metal rury musiałby przenosić dźwięk. Ale i chyba nie jej wnętrze (np. gaz), bo znalazłem takie oto dane liczbowe: //webwormcpt.blogspot.com/2009/12/sound-power-level-attenuation-due-to.html, z których wynikałoby, że co 2,5 - 5m natężenie dźwięku spada o 3dB. Jeśli rura gazowa ma np. 5 cm średnicy, to 50m dalej dźwięk jest słabszy o 60 dB, czyli już nie byłoby problemu. Na pewno nie używa się tego do nękania w jakiejkolwiek większej skali, czyli raczej używa się sąsiada, aut (przedsiębiorcy) oraz jakichś kanałów wentylacyjnych w hotelach itp. Albo inna opcja, po wyjściu rurą z mieszkania dźwięk rozchodzi się sferycznie w powietrzu, rzecz jest zrealizowana z pomocą dużej ilości wynajętych mieszkań. (Odpowiedź spikerki "pewnie, że tak", "oczywiście, że tak", "każdy wie o tym".)
[edit4 5.VII] Duże zmęczenie cały dzień z powodu ...[zrobienia], czułem się beznadziejnie.
(00:14)
przeciwko złu i niesprawiedliwości w sądach wstrzymuję się z uruchomieniem własnej gazety – do czasu znalezienia odpowiedniej osoby, tj. takiej, która opowie mi o temacie tak jak jest on znany w społeczeństwie (wliczając tu pomówienia chyba policyjnych szpiegów pod moim adresem).
Dziś sąd II instancji orzekł, że trafiłem do szpitala psychiatrycznego słusznie. Oczywiście, znając sytuacje, wiedząc, że to tylko takie znęcanie się nade mną Policji i kolejne triumfy niesprawiedliwości. (Nieważne, że w dokumentacji medycznej nic takiego nie było, tj. już od drugiego dnia wszystko w porządku, nieważne, że później w badaniach też nic nie wychodziło, a opinię biegłego podważałem jako niesolidną.) Adwokaci obok żartują sobie z do znudzenia od ponad miesiąca wałkowanego tematu "zrobimy ci laskę i po sprawie", pewni swego. Po to to całe poparcie w sądach – oni mają nie pójść do więzienia, ukarani będą co najwyżej grzywną (jak się strasznie pomęczy i jak będzie śledztwo i dowody). Całe to poparcie w sądach, zamykanie sprawy (w tym ostatnio tej o śledzenie na Pradze Południe) to po to, żeby było w mediach wielkie Halo (bo jak się zrobi temat, to już na całego), wtedy będzie gwarancja, że rzecz się nie powtórzy i można spokojnie im dać zawiasy; "to był ostatni taki przypadek"..
Swoją drogą wczoraj znowu włamali mi się do domu, z pomocą Juwentusa, oczywiście sądy w nielegalnym kontakcie z Policją, bo jakże by inaczej. Opór straszny. Ludzie by zrozumieli, że trzeba wsadzić, ale sąd pewnie ukara tylko grzywną albo w ogóle nie będzie śledztwa, "bo plotki są takie, że ho ho"...
Nie tylko są to [warszawiacy] zawodowi złodzieje, matacze sądowi (telefony do PG, wszystkich prezesów sądów i nie tylko), fałszerze, prześladowcy, nie tylko dręczą do upadłego mnie i całe osiedle (ścigając w kraju i za granicą) – panienki ochoczo chwytają za telefon, gdy mam zaraz jechać do Berlina ("BO JA NIE CHCĘ ZMIENIAĆ PRACY"); przecież ja sam odsiedziałem w N różnych klatkach sporo czasu: areszty w Polsce, Belizie, Nowej Zelandii, więzienie 1 dzień w Nowej Zelandii, szpital psychiatryczny w NZ i Polsce. "Nie będzie sprawiedliwie w twoim przypadku!" Kreślą nawet na listach tak samo adresata jak PG, żeby pokazać, że oboma kieruje to samo: "bo dużo ludzi" (tysiące w samych służbach mundurowwych, może nawet z tysiąc w TVP itd.), byleby nie wsadzić do paki. Na zło są gotowi wszyscy, jeszcze na długo przed jakąkolwiek "sprawą" gadano, gadał Miller o zaostrzeniu kar dla kibiców, bo sądy wydają zbyt łagodne (to się oczywiście mówi "już po"...), jeszcze nawiązania do tego tematu nienadającego się do powtórzenia, jakieś ustąpienia w Czechach, jakieś "zrobią ci [laskę] za kogoś" (tak, w obecnym układzie sąd-prokurator-media-rząd to bardzo prawdopodobne, że nie za siebie). Jeśli strasznie się namęczy i nie zabije, to zapłacą tę grzywnę.
Moje wstrzymywanie się jest w myśl zasady "co się odwlecze, to nie uciecze", mam też pewną satysfakcję z tego, że osiedle będzie dręczone (ja się jakoś okopię w tym swoim domku). Krajewski jak dotąd obiecywał, że mnie nie wyrzuci, póki będę płacił, ja o tym będę pamiętał. Do ludzi nic nie przemówi, żadne współczucie, żadne uczucia wyższe w rodzaju poczucia sprawiedliwości (coś ich otumaniło z tymi sto ilomaś ludźmi), jak tylko własne cierpienie. Może zaczną trochę uczciwiej patrzeć na problem, bo ja dla sądow jestem śmieciem, który jak się usunie, to będzie dobrze. A co do tysięcy ludzi, z których każdy moim zdaniem powinien pójść siedzieć (jednak robi się wszystko, by tego nie było), to przytoczę tylko moją kalkulację: jeśli ja jestem śledzony od, powiedzmy, X lat (celowo nie podam, ilu, bo to m.in. chcę usłyszeć chociaż w przybliżeniu od potencjalnych prezesów...), to pomnóżmy tę liczbę lat przez 12 i otrzymamy "wyrok łączny" na tę liczbe ludzi, jaka tam pracuje. (Dlaczego 12? "Włamałem się komuś na serwer, pobuszowałem przez m-c, dostałem rok [może być w zawieszeniu]" – tak to często bywa.) Wówczas jednej osobie przypadnie właśnie czas w więzieniu wcale nie ułamkowy czy symboliczny. (A to tylko jedno przestępstwo, np. podsłuch czy monitor, oni tam jeszcze mają komórkę, serwer niemiecki, tj. pocztę, i Bóg wie, co jeszcze.) Każdy może sobie sprawdzić podstawiając odpowiednie dane.
Przecież to trzeba mieć tytaniczne siły, by z tym zlem się na co dzień udzierać, złem w organizacjach, w wymiarze sprawiedliwości.
Dla tych, co nie wiedzą: wszyscy dyżurują, o każdej porze dnia i nocy siedzi jakiś bandyta (zwykle kobieta) obok odpowiedniego pana z komputerem i nade mną czuwa, inwigiluje wszystko i GADA (myśli za mnie). Jeden bandyta, tj. pracownik tej organizacji (podsłuchowy związek przestępczy), dyżuruje chyba dwa razy w miesiącu, jeśli moje szacunki poparte empirycznie są poprawne. [edit 2014-07-03: błąd, chyba codziennie, ale to spuścizna m.in. posądzania TVP, w które mnie wrabiano]
Jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwość, jakie panują poglądy, to przytaczam obrazek z warszawskiego Sądu Okręgowego (gdzie w I instancji byłaby ta sprawa, ale pewnie to samo aż do SN), z przedostatniej mianowicie rozprawy: w ramach typowego dla sądów chuligaństwa (tj. publicznej pogardy dla obowiązujących przepisów) walnęli jakąś laskę z takim wózkiem z poziomej kraty metalowej na dole, coś takiego jak w hotelach do noszenia bagażu (kilka razy robiono mi z tym delikatne aluzje w przeszłości, oczywiście gdzie indziej), wózek sobie odjeżdżał. "Wyjazd z kraju [to było na dzień przed posiedzeniem sądu ws. zażalenia], jeśli myślisz o kratkach". Tak samo ciągle nękają mnie tu na osiedlu rowery, co ma znaczyć, że bardziej powinienem się zająć Kamilem Kordialem [mój adwokat w sprawie o rzekomy wypadek]. Dzisiaj po wyjściu z sądu biało czarne łatki w b. małej ilości – "nie będzie badane ['ziarno od plew'] zbyt dokładnie". Czyżby "społeczeństwo" to popierało, wnioskując po liczbie poważnych odpowiedzi na moje ogłoszenie o szukaniu prezesa?
To robi państwowa służba, z państwowej kieszeni, która powinna zamiast tego mi pomagać. Tak, to jest temat na pierwsze strony gazet, dziesiątki nagłówków, komisję śledczą i samorozwiązanie Sejmu. Tylko to nie powód, żeby odpuścić sobie kary.
[edit 23-06-2013] Dzisiaj znowu 'gwałt' w czasie snu, ok. 11:30, poprzedzony kilkusekundowym porno z typowym u nich kontentem.
(23:24)
Znana firma ochroniarska na J wpuściła złodziei ("Policję" [może wyposażonego przez nią sąsiada]) do mego domu (odblokowanie alarmu, po czym twierdzą, że nie był w ogóle załączany). [edit 2014-12-27: NIE, to nie jest urojenie, że go włączałem, tylko pewność]
[edit 2013-10-14] Jak w mniejszym czy większym stopniu każda firma, z którą się zadaję, są skorumpowani przez fiskus albo przynajmniej wciągnięci w temat. Bawili się też parę razy w drugą stronę, we włączanie alarmu; gdy ja wkurzyłem się mówiąc, że powinno być za to więzienie w zawieszeniu, nie jakaś tam sama tylko grzywna, zaraz premier w (bodajże) TVP Warszawa o karach za fałszywe alarmy, że takich to trzeba szybko osądzić i umieścić w pudle. Aczkolwiek tu akurat zapewne przyczyną była szykująca się wypowiedź premiera, a skutkiem cała szopka, w tym skłonienie mnie do włączenia TV.
[edit 2013-10-16] Dziś także (chyba między 10:00 a 15:00) ktoś wszedł do mego domu, i to chyba gdy ja w nim byłem, przemieszczając na wierzch kartkę z ratusza o konieczności zapłaty mandatu (i to tak głupio tuż przy samych drzwiach, prostopadle do nich i stykając się krawędzią). Zrobił to przy wyłączonym alarmie, ale dla odmiany mimo nowoczesnego zamka elektronicznego Yale, obsługiwanego kluczem cyfrowym dotykowym (ma także opcję kodów, ale ustawiłem ostrożnie na jakiś losowy, nawet nie wiem jaki, dostatecznie długi). Świadczy to o dorobieniu klucza do zamka przez jakichś przedstawicieli tej firmy. Nie jest to dla mnie zaskoczeniem, bo wcześniej za radą wypozycjonowanej (pewnie przez pracownika korporacji) w Google'u strony internetowej kupiłem "superbezpieczny" i "niepokonany" zamek firmy DOM Sicherheitstechnik, który ma tę tylko małą wadę, że Policji najwyraźniej dorobiono kopię moich kluczy (bez żadnej karty, rzecz jasna, tę zniszczyłem od razu; przy Yale'u też karty nie było). [edit 2014-12-27: Raczej to robią przy pomocy elektromagnetyzmu, może wytrych magnetyczny.] I niestety, choć cena aż 1300 zł, wchodzono tu (mam go od dawna, na pewno od I poł. tego roku). Gerdę być może wytrychem otwierali albo też im dorobiła.
[edit 2013-10-30] Poprawiam się, alarm wyłączano mi zapewne kodem, który odczytywano tak jak wciskane klawisze komputera, tzn. z brzmień [edit 2014-12-27: albo pilocikiem, który "otwiera wszystko", bo może słabe są zabezpieczenia; ja sam z pilocika praktycznie nie korzystałem]. Firma tylko kryła przez telefon to, że ktoś go w ogóle wyłączał, robiąc ze mnie sklerotyka.
(00:42)
(Tzn. monitorowanie ruchu internetowego, jaki przezeń przechodzi.) To już pewne (widzą mail na kilka sekund zanim mi klient poczty odświeży; autentyczny mail od pewnej firmy z USA, typowa spamówka – a podobnie się dzieje co rusz). Rzecz oczywiście nielegalna i tam się za to idzie na kilka lat do więzienia, zawiasów tam się nie stosuje.
[edit 2013-10-16] Doszły ostatnio, chyba od ubiegłego miesiąca, zabawy wespół z Telekomunikacją i moim dostawcą usługi VPN (taki drobiazg techniczny, złodziejem mianowicie jest firma CryptoVPN.com) polegające na wyłączaniu dostępu do różnych stron, w tym dużych, jak Google.com czy bing.com i wiele innych, polskich też, z tekstem "No site configured at this address" (nie ustawiono strony pod tym adresem), wszędzie tym samym [zobacz]. W stopce od serwera tekst "Apache/2.2.9 (Debian) PHP/5.2.6-1+lenny16 with Suhosin-Patch Server at www.[jakies].pl Port 81", żeby było widać, że ruch przekierowany.
[edit 2014-04-16] Np. teraz znowu bardzo wyraźne aluzje podprogowe, jakbym w swych myślach był jasnowidzem (o leczeniu, o czym nawijają rzadko, po czym za parę sekund odpowiedź z tzw. autorespondera, że adresat świeżo wysłanego przez (nieprzewidywalny czasowo) automat maila jest na zwolnieniu lekarskim). Ogół takich przypadków w zestawieniu z kiepskimi tłumaczeniami alternatywnymi, czego nie będę tutaj opisywał, dał mi na przestrzeni 2013-14 pewność, że zachodzi przechwytywanie poczty. Najprawdopodobniej dostają po prostu kopie wiadomości na inną skrzynkę, którą cały czas obserwują. Co ciekawe, nie jest to włamanie, lecz atak zupełnie pasywny, a zmiany serwerowni, w których stoi mój serwer dedykowany (oddzielny komputer pod moją kontrolą, specjalnie na pocztę) nie pomagają; jako informatyk mogę podzielić się swoim głębokim przekonaniem, że z samym serwerem poczty jest wszystko w porządku. Wyjaśnienie? Widocznie jakieś przechwytywanie ruchu po stronie operatorów internetowych, różnych; kopia ruchu pocztowego kierowanego na mój adres internetowy (IP) jest widocznie przesyłana na cudzy serwer, który to następnie dostarcza do odpowiedniej skrzynki czytanej przez szpiegów. Zapewne nie stosowano tego wobec różnych osób inwigilowanych legalnie, zanim mną się zajęto nielegalnie; przy tego typu interesach mniej ryzykownie jest zacząć od ataku przestępczego wobec mnie (z podżeganiem np. policyjnym itp.), bo to media przemilczą (organów ścigania póki co w ogóle nie można brać pod uwagę, zresztą to ściga się na wyraźny wniosek ofiary). Dopiero gdy w tym dobije się targu, można nową technikę szpiegowską – bardzo uniwersalną (nieważne, u kogo masz pocztę, możesz mieć nawet "na swoim"! w tym chyba duzi dostawcy sieci uczestniczą) – stosować przeciw najróżniejszym ofiarom, choćby w ramach legalnych czynności operacyjnych. To także zawdzięczacie Państwo istniejącym mediom (chociaż może stanie na tym, że "nie było skarg"; ale sama śmiałość przecież, do takiej oferty wobec poważnych firm telekomunikacyjnych...). Powtarzam, istnienie odpowiedniej technologii u dostawców Internetu jest dla mnie praktycznie pewne, bo spikerzy się popisują – niestety, ten blog to nie jest jakaś strona "oszołomska". Przypominam tu przy okazji historię z ministrem Bonim. ("Bo przez Internet jeszcze może, i to jak ostro" – kliknij link, by poznać okoliczności! to takie przymiarki rządu były). Później haniebny pomysł cenzury Internetu, jak pamiętamy, powracał, ale co to wszystko tabuny PO-laków, którzy duszę diabłu(-om) zaprzedali, obchodzi!...)
(06:18)
Jeśli dobrze wczoraj się zorientowałem, miało to miejsce przedwczoraj. Zastałem multimetr elektryczny z podciętym teraz już i drugim kabelkiem (dawno już podcięli pierwszy). Alarm był wyłączony przez mój błąd. Weszli chyba oknem (dachem?), jeśli przyjąć, że producent kluczy to nie przestępca (a zapłaciłem za ten zamek prawie 1500 zł, najlepszy, niekopiowalny).
(23:37)
Całymi dniami ostatnio jakieś teksty o robieniu laski – oczywiście podprogowo – plus podstawianie jakichś idiotów na ulicach nie komu innemu, tylko właśnie mnie: tu panie rozebrane, tam panie wypinające tyłek (dużo było o robieniu laski w zamian za posadę prezesa w mojej spółce...), tego typu obrzydliwości. Naprawdę męczące.
[edit] Niestety po 8 dniach od napisania tego (pewnie ponad 10 od początku...) – jest 23-cia 24. maja – dalej non stop te opowiadania erotyczne z udziałem spikerek po 40-ce.
(18:50)
I oto jestem w klatce Comtestu o nominalnym tłumieniu 130 dB (sprawdzimy; specjalnie nie dokręciła 1 śrubki kaszląca załoga...), a głosy nadal pokazują raz po raz, że coś tam jeszcze wiedzą... Czasem da się to wyjaśnić oglądaniem po stronie przeciwnej, np. serwisu WWW, czasem przekazem podprogowym podpowiadającym lub w stylu "ja tu wszystko widzę" (ale wtedy głosy są zwykle skrajnie ubogie, np. tylko myśl – to, co czytam – nabiera modalności dźwiękowej), podsłuchem stukotu klawiszy już nie (mam klawiaturę dotykową bez klawiszy). Więc jak w pozostałych przypadkach, gdy np. ktoś wyraźnie okazuje, że widzi, iż wlazłem na Tora? Otóż prawdopodobnie jest podsłuch po stronie operatora telekomunikacyjnego, obecnie jest to ruski VPN (taki biznesik pewnie jednoosobowy), ale wcześniej takie wrażenia (kilka mies. temu) miałem w odniesieniu do TPSA (widzą, że gdzieś wlazłem, np. jakiś link w wynikach google, ale nie tylko). Nie wiem oczywiście, na co oni licza, pewnie nawet zawiasów i wykluczenia z zarządu/dyrektorstwa ma nie być?
Czy tak jest, nie wiem, ale trochę śmierdzi to: gdyby mieli tego gadać, ryzykowaliby pudło (czy się podporządkowałem i wlazłem?). Nie przesadzałbym wprawdzie z karami za to, na podobnej zasadzie np. mój tata widział w domu – a tak ma i każdy admin sieci np. domowej – w statach routera, który IP jakie hosty odwiedza. Aczkolwiek być może jest i głęboka inspekcja pakietów, tego nie wiem.
WP.PL z tego, co pamiętam, jest własnością TPSA.
[edit] Chyba podsłuchują mi też serwer, ponieważ mam wrażenie, iż czyta się moją pocztę bez spoglądania w monitor. Np. wczoraj po 21-ej jeden pan przysłał mi odpowiedź w związku z CV [i bodajże pytaniami o agenturę] i w głosach ni stąd, ni zowąd pojawiło się "spoko, powie". W Niemczech, gdzie ten serwer się znajduje (profesjonalne centrum danych), jest to poważne przestępstwo, idzie się za to do więzienia (nie jakieś tam zawiasy).
[edit 2015-01-19] Umowa na produkcję ww. komory, dokumenty spółki wymienionej jako zamawiający
(22:27)
Czy doprowadzanie innych do ejakulacji we śnie na zasadzie "gdy powiem 1, 2, 3 będziesz miał wytrysk" wypełnia znamiona art. 198 kk (do 8 lat)?
[edit 2014-01-10] Tak, można to zakwalifikować jako molestowanie ze względu na definicję innej czynności seksualnej (SN I KZP 17/99), oczywiście w tej chwili póki co wszyscy odpowiedzą, że brak dowodów czy coś takiego, czy może "legalne" [edit 2015-03-18: "prawo Agaty"]...
(02:29)
Jak to się stało, że wiedziała, że ostatnio łaziłem po Facebooku i kontaktowałem się z kolegami ze szkoły muzycznej?
Oczywiście tylko zasugerowała to w aluzji, bredziła coś o swoich kolegach ze szkoły muzycznej i że ktoś tam zwariował (bo "pan jest chory psychicznie!").
Szły, owszem, w Ząbkach treści podprogowe, ale same myśli, nie do odróżnienia od swoich.
[edit 2013-10-11] Sens powyższego: skoro mają tak dobrych informatorów, to pewnie też wiedzą, że to pic na wodę. Można w ogóle na drugi dzień zwolnić ze szpitala (tzw. "oczywiście bezzasadne" przetrzymywanie), można też zasądzić zwolnienie 2 tygodnie później (co się rzadko zdarza, ale tylko dlatego, że szpitale rzadko nie mają racji).
[edit 2015-01-24] Znamiennie zaczęła też posiedzenie zorganizowane w szpitalu: "ja tu jestem jako [czy jakby] sędzia", przy czym w myślach narzucało się o ławnikach ("ława przysięgłych"), czyli rozwiązaniu powszechnie stosowanemu za PRL i stopniowo ograniczanemu w III RP, ale wciąż występującemu (sądzi lud, tzw. "czynnik społeczny"). Z punktu widzenia konstytucji nie ma przeciwwskazań, by wyroki wydawali ławnicy (powszechne są/były składy orzekające w postaci 2 sędziów + 3 ławników czy 1 sędzia + 2 ławników, uzgadniające wyrok w drodze głosowania). Swoją drogą przypomina się pytanie chyba czytelni akt (czy nawet biura obsługi interesanta) w sądzie na Marszałkowskiej, gdy w I poł. 2012 dowiadywałem się, co z 2 zażaleniami na prokuratorską odmowę ws. stalkingu: "pan tutaj jest kim?" – "pokrzywdzonym" – "nie to! jak nazwisko!", a bodajże następnym razem, gdy przyszedłem (chyba w tym biurze obsługi interesanta): "pan tu niby jest wpisany jako pokrzywdzony...". Ja figuruję jako pokrzywdzony, a ta pani jest tam (jeszcze) jako sędzia.
(19:39)
Chciałbym tu tylko przypomnieć, co działo się przy okazji mojego zawiadomienia o stalkingu we wrześniu-październiku 2011 r. (stare, prawda?). (Swoją drogą dałem w nim tyle przykładów i wskazałem na tak intensywne nękanie, że zdroworozsądkowo patrząc był tam wręcz matematyczny dowód, że ktoś mnie prześladuje; z tym, że wtedy jeszcze tylko mała część warszawskiej Policji miała przestępstwo na sumieniu).
Po pierwsze, było z góry jasne, że zostanie ono zamknięte. Wiedzieli o tym wszyscy: uczelnia (wykładowcy stroili sobie "żarty" z b. licznych przykładów, które tam przytaczałem, robił to nawet chyba sam p. Tusk), telewizja, Policja. Ta ostatnia załatwiła mi szopkę w postaci ludzi z walizkami (to oznacza, jak się w moim przypadku z oczywistego powodu przyjęło, przeprowadzkę), gdy szedłem do prokuratury (a i w samej jej siedzibie, ta na Ochocie, na biurze podawczym mówiono coś o wyjechaniu, "dokąd? ... do Włoch"). To zresztą nic dziwnego, że mi w różnych prokuraturach dogadywali (tak samo: "to nie do mnie" itp.), choć przecież o przypieprzaniu się do mnie ludzi (słownym) było to zawiadomienie. (Później jeszcze robiono mi to w sądzie, gdy przeglądałem tam akta zażalenia.) Słowo wyjaśnienia odnośnie walizek: mówiłem sam wielokrotnie, że rzucę studia, opuszczę kraj, jeśli mi tej sprawy nie zrobią. Podobnie, gdy opuszczałem prokuraturę podstawiono mi Żandarmerię Wojskową (później, tj. w październiku, stosowane też kilkakrotnie pod moim blokiem na Dymińskiej – stali tam, gdy wychodziłem (pewne podobieństwo do Policji włóczącej się po moim ostatnim mieszkaniu na Armii Ludowej 6/193 na przełomie 2010/2011) – po czym w listopadzie zaczęły się już zupełne serie, np. w środku nocy, aut oznakowanych jako najróżniejsze służby państwowe czy miejskie; natomiast samo podstawianie innej formacji umundurowanej zamiast Policji, zwłaszcza Straży Miejskiej, odtąd się przyjęło w sensie "Policja tego na pewno nie wykona", "nie pozwolimy").
Szopek w prokuraturze było wiele. Panie [sekretarki] mówiące coś o ginących aktach (stały motyw), niosące jakieś cudze akta z poprzekreślaną i zmienioną sygnaturą, panie [sekretarki] sugerujące "napisanie zawiadomienia przez mecenasa", ... P. premier wyświetlał mi się bodajże w TVN-ie, gdy byłem w hostelu Zachodnim: włączali te szajsy właśnie wtedy, gdy ja schodziłem do hali dworca. On np. mówił o "kodeksie zachowań dozwolonych" w kontekście "kibiców-przestępców" (odsyłam do tekstu 0b-rozboj na old.bandycituska.com/index/KRADZIEZE/) – otóż te zachowania dozwolone to, jak się w prokuraturze przekonałem i jak mi to już wcześniej sugerowano, m.in. przełączanie piosenek w radiach i kaszel. W sekretariacie jednej prokuratury spotkałem się z pierwszym, a w sekretariacie drugiej z drugim [edit 2014-12-04: nieoblatanym wyjaśniam, że sekretariat to taka komórka prokuratury, która jest pomiędzy biurem podawczym a prokuratorami (jest tych sekretariatów w każdej prokuraturze kilka) i która przydziela im sprawy. O jej obsadzie osobowej decyduje pośrednio PG (jak najbardziej jest możliwość zwolnienia, odwołania).]. W TVN pokazywali mi też Sąd Najwyższy – który grzecznie informował, że w takiej sytuacji wniosek pozostawia się bez nadania biegu (dotyczyło bodajże przedwczesnych wniosków w jakichś tam sprawach wyborczych) – gdy ja kilka dni wcześniej złożyłem w prokuraturze wniosek dowodowy o przesłuchanie mnie. (Krążył wtedy rzekomy "pomysł", że samo zawiadomienie jeszcze nie dotarło, gdy ja przyszedłem do prok. z wnioskiem.) Niestety, olano go bez postanowienia, a wkrótce zamknięto sprawę. (To wszystko oczywiście w warunkach informowania personelu dworca o tym, co u mnie słychać, i ciągłego grożenia wyrzuceniem ze strony hostelu i bagażowni na dworcu. W moim przypadku eksmisja to naprawdę ciężka sprawa, bo brak auta, dużo walizek i wszędzie kiepskie warunki.)
Opisałem te sprawy w swoich skargach do p. Seremeta. Tu chciałbym tylko zwrócić uwagę na jedną osobliwość, taką mianowicie, że nie dostawałem żadnych listów zwrotnych od prokuratury nawet po upływie kilkunastu dni. Początkowo w aktach nic nie było poza samą odmową. Jeszcze kilkanaście dni po odmowie (a było ich kilka, bo zgłosiłem kilka spraw) dalej nic nie było, co więcej, ani nie dostałem listu, ani nawet nie było wpisane "u pana Arka w komputerze", jaki jest nr poleconego (był wpisany przy sprawie wewnętrzny prokuratorski nr ekspedycji, ale w systemie nie było dlań nru listu). Osobiście mi to pokazał. Jednocześnie zawsze mi gadano, że nie mogą nic robić, bo "czekają na zwrotkę". Nie wiem, jak oni tam kojarzą, w jakiej sprawie przyszło zwrotne potwierdzenie odbioru, jeśli nie mają nru listu poleconego. Przecież może np. przyjść Zwrotne Poświadczenie Odbioru dot. postanowienia o odrzuceniu jakiegoś wniosku dowodowego (takich postanowień może być wiele w różnym czasie, o różnych rzeczach, a termin odbioru każdego z nich jest bardzo ważny, bo od niego liczy się czas na zażalenie.) Od tego czasu zaczęła się propaganda, że to wina poczty i posyłanie za mną wozów DHL, a póżniej – jak zwróciłem uwagę na to, że nry się wpisuje, gdy się wysyła – zaczęli mi dodawać coś do sygnatur akt na listach w rodzaju /II itd. Próba zgłoszenia tego problemu do p. Seremeta w zawiadomieniu skończyła się korespondencją zwrotną "W odpowiedzi na pana pismo zatytułowane 'zawiadomienie' ...", dalej było o tym, że w aktach są papiery z poczty; faktycznie, pojawiły się tam i wynikało z nich, że wysłano pocztę bardzo wcześnie, a później się strasznie ślamazarzylo (pierwsze "awizowanie" bodajże po 8 dniach...). W końcu, po 2 m-cach (regulamin prokuratury przewiduje ok. 30 dni), wniesiono mi poszczególne sprawy do sądu (jak twierdziła prokuratura, zanim nie przyjdzie zwrotne potwierdzenie odbioru nie można wnieść zażalenia, choćby było bardzo bardzo wcześnie złożone; tłumaczyli się wiele razy "czekaniem na pocztę"). Później wielokrotnie nie doręczano mi poczty, także w innych mieszkaniach, także wtedy, gdy w aktach było, że tam wysłano (np. w mieszkaniu na Dymińskiej powinno coś przyjść w listopadzie z odmową z końca października 2011, ale nic nie było, skrzynkę wielokrotnie sprawdzałem; raczej nikt mi tego nie ukradł). Były jeszcze inne przekręty, np. antydatowanie odmowy/kłamstwo, że jeszcze nie zamknęli (bo zmieniam adres i może nie dojdzie) czy redagowanie odmowy pod moje zażalenie.
Później nawet w sądzie były jakieś przekręty – o czym mnie już zawczasu ostrzegali podstawieni ludzie na poczcie – że zabrakło kartki z akt, w której była informacja o zmianie adresu, czy że rzekomo doręczono coś do Fundacji Helsińskiej, którą wyznaczyłem na odbiorcę podczas pobytu za granicą.
Nie wnikając, czy dokumenty wysyłki pocztowej sfałszowano, czy tylko strasznie opóźniono doręczenie i w ogóle całe procedowanie prokuratury, to wszystko pokazuje bardzo wiele: 1) że wszyscy poza mną wiedzą [a wiedzą], że sprawa została odrzucona, choć ani nie odebrałem pisma, ani się tam nie stawiłem (skąd? kto tych z osiedla o tym zapewnia? czyżby ci sami, co ich motywują do przestępstw i dyscyplinują...), 2) że jest udział najwyższych władz, bo raczej nie chodziło tu o pojedyncze niedbalstwo niższego rangą urzędnika poczty. Zdaje się, że powstał układ, w którym albo sądy będą współpracować, tj. świadomie wydawać niesłuszne orzeczenia (bo większość warszawiaków zna sprawę, a oni jeszcze sami to na każdym kroku okazują), albo prokuratura będzie już zupełnie jawnie łamać prawo, bo sprawy prowadzić nie wolno. Tak czy inaczej nie usprawiedliwia to działań sądu (być może o podłożu korupcyjnym), bo wyraźnie znał prawdę, a zamknął; mógłby zrobić to samo ze sprawami przeciwko policjantom/prokuratorom, a tutaj (w sprawie o stalking czy o śledzenie) orzec sprawiedliwie.
Co do sądu to z góry było wiadomo (jak zwykle przy moich przejściach, niestety), że zażalenie odrzuci; zrobiono m.in. bardzo czytelną aluzję na ekranach w metrze (innym razem, już w 2013, rzuciła mi to dziewczyna w autobusie jeszcze zanim nawet dostałem odmowę z prokuratury: "przegrasz w sądzie"). Przyzwyczaiłem się do koordynacji całych sądów i zainteresowania mną (chyba są w tym ich prezesi).
I jeszcze jedno. Po uprawomocnieniu przez sąd ostatniej odmowy wszczęcia dochodzenia (tym razem nie o stalkingu, tylko śledzeniu, czyli w 2013 r.) – poniekad bezmyślnie podążając za tym, co mi podsuwały "voices of Poland", to znaczy nieodłączny przekaz podprogowy – rozważałem różne możliwości, w tym samobójstwo, a przynajmniej strajk głodowy. (Podjąłem go w dzień czy dwa później). W końcu wysłałem krótką skargę do PG o następującej treści:
W związku z odmową dochodzenia w sprawie 1Ds 1899/12 Prokuratury Rejonowej Warszawa-Praga Pd dotyczącej wybitnie znanego problemu inwigilowania i poniżania mnie przez TVP proszę o interwencję.
Mój protest głodowy będzie trwał tak długo, aż nie zostaną w tej sprawie podjęte działania.
Uprzejmie proszę Pana Prokuratora Generalnego o interwencję.
Jedyne, co dostałem, to standardowe odpowiedzi o przekazaniu tego do okręgowej, a stamtąd do rejonowej.
[edit 2013-09-10] W końcu po wielu tygodniach przyszło, że nic w mojej skardze nie dezaktualizuje ich prawomocnej decyzji (głosy mi często podsuwały jako pretekst w mediach, że "musi być wyraźny event" i że tu "nic się nie stało"). Co do PG, to kiedyś na samej Barskiej pani z biura podawczego praktycznie przyznała mi się, że zna temat (ja składałem o stalkingu, choć już wcześniej podejrzewałem jakiś "monitoring" i "kamery", oto jej słowa do mnie: "A te, proszę pana, «kamery»? Może chociaż to?").
[edit 8-05-2013] Zrobiono zresztą jeszcze jedno w tej sprawie "stalkingu", poza ciągłym nękaniem, ludźmi podstawianymi w autobusie (że "już na policji i w prokuraturze! psychiczne bydlę... na policji i w prokuraturze" oraz że za fałszywe zawiadomienia jest kara – to takie ciągłe sugerowanie, że już robią na podstawie samego papieru, po co zeznanie... zresztą o chorobie psychicznej dawano już wtedy z ekranów na dworcu, a wcześniej pisała tak w protokole zeznania policja w Lublinie przy okazji rozboju), ludźmi cytującymi w sklepach fragmenty mojego zawiadomienia itd.: zabawiono się nawet w "fałszywe dochodzenie". Ponieważ zgłosiłem, że przypadkowi ludzie rzucają za mną odzywki, więc jeździła za mną policja (ciekawe! skąd wiedzieli, gdzie jestem? ... no właśnie) – mianowicie np. tuż obok mojego autobusu – policja też ustawiała się na parterze dworca Zachodniego przy windzie, gdy miałem wychodzić z hostelu (sprawiało to wrażenie, jakby obserwowali przychodzących ludzi). Przylepiona gdzieś na słupie obok dworca karteczka z pomocą komputerową, "zajmiemy się twoją sprawą!". I ten brak wysyłki odmowy. Nagłe wyciszenie odzywek w autobusach (choć wkrótce później w październiku wróciły i natężenie dręczenia stało się rekordowe). Wszystko, żeby wprowadzić mnie w błąd, że już się zajmują, i żebym olał sprawę; bo w przeszłości tak już zrobiłem w innej sprawie karnej (zmiana adresu, brak kontaktu, sprawa nigdy niewyjaśniona, chociaż mnie ciągle zapewniano, że jest dobrze i zajęli się). Inny przykład śledzenia mnie przez policję, które jest chyba równie ustawiczne co przez telewizję, to (11/2011) nagłe podjechanie pod Puławską skrzyżowanie z Bogatki (obok mojego domu), gdy wychodziłem – wkrótce po moim powiedzeniu w domu, że "rząd to się mną interesuje, i to nie tak trochę, ale bardzo istotnie" itd. – ogromnej liczby wozów policyjnych (chyba z 40 w zwartym szyku). W czasie mojego zamieszkiwania w DOMU (nie segmencie) na Bogatki (czyli listopad i później powroty, np. parę dni grudnia, stycznia) przykładów podsłuchu było wiele, ale i samo jeżdżenie za mną policji powtarzało się bardzo często, było to wręcz nieznośne. Gdzie nie pójdę, przejedzie co minutę-kilka policja. Już później, bo w maju i czerwcu, rolę tę przejęły polskie taksówki. (Tak pod koniec 2011 r. i na początku 2012 wyglądało moje życie w warunkach ciągłego dręczenia; zresztą oprócz ciągłych trzasków w domu, co zmusiło mnie do odcięcia wody i ogrzewania, tych autobusow, policji, metra trzeba też doliczyć sklepik osiedlowy i okoliczny BZWBK na Puławskiej, który zawsze był świetnie poinformowany w mojej sprawie i to raczej nie zasługa podszeptów podprogowych, w każdym razie nie takich, które bym ja też odbierał.) Od powrotu do kraju w maju 2012 policja jeździła za mną b. często; jeśli wyłączyć okres pobytu w szpitalu psychiatrycznym, prawie codziennie. (Czasami też straż miejska, a wielokrotnie w ciągu dnia ambulanse i zwłaszcza taxi, te to praktycznie wszędzie non stop.)
[edit 2013-12-10] Technicznie to pewnie Policja załatwia zamknięcie sprawy w prokuraturze, może i przez telefon (wiadomo, że zamyka PG, ale tak wprost tego powiedzieć przecież nie może; zamiast tego Policja okazuje, że są przestępcy), ale PG jak trzeba, to pewnie też załatwi zamknięcie (obsadza stanowiska w prokuraturach): pięknie np. ignorował moje skargi i odsyłał do zepsutych organów. Tak się złożyło, że moje pierwsze zawiadomienie było głównie o nękaniu słownym, które być może prokuratorom wydawało się nie takie ważne, a mnóstwo Policji to robiło jako operację rządową; zaraz później (wrzesień, listopad) poszły skargi do PG, które ten zwrócił do odpowiedniej prokuratury bez reakcji. W grudniu z zawiadomienia (ewidentnie wielki napis ZAWIADOMIENIE) na temat poczty zrobił jakiś list, przesłał go do tejże rejonowej zapewne z nakazem, by potraktowali nieprocesowo (nakaz potraktowania jak zawiadomienie lub jak jakąś inną korespondencję widziałem już wprost na piśmie z prokuratury okręgowej). Ale inne rejonowe (Śródmieście: 2/2012, dot. serii kradzieży i rozbojów; Praga Południe: 12/2012, dot. śledzenia) też pewnie zamykały bez PG, po prostu ufając, że ten ich za to nie zgani, bo sam jest częścią układu. Inne argumenty można zgadnąć: wszyscy są przestępcy, obstrukcja ze strony Policji, obstrukcja ze strony Poczty... Poza tym pewnie robiliby mi tam tortury podprogowe, cholera wie, po co, skoro Policja chciała, bym się tam stawił. Świetne tam są zasoby ludzkie, w prokuraturze, pisałem im zawiadomienia na ponad 60 stron, zażalenia na 8 czy kilkanaście, widać, że mam poważny problem, ci jednak wszystko ignorują pewnie nawet bez tknięcia przez PG. Sąd pewnie na podobnej zasadzie zamykał, to by tłumaczyło, że nękacze na ulicach wiedzieli, że przegram (ten dla Pragi Pd wiedział nawet, że mam się zabić w razie przegranej, czego zresztą ja sam nigdy wprost nie zadeklarowałem, co skwitował aluzją "Nie było ogłoszone").
(05:17)
(wstawka reklamowa)
Sprawy Zagraniczne to, jak rozumiem, w moim przypadku była rzecz na wyższym szczeblu, choć pewnie w ministerstwie też.
Następnie mamy miejskie i wojewódzkie struktury PO, odpowiedzialne np. za urzędy miasta (przed grochowskim postawiono nawet, niby to na święta, ale jest chyba do dziś albo był jeszcze przed chwilą, aniołka z trąbką [edit 2013-10-10: wtedy miałem koncepcję, że w autobusach nękają, robią te ciągłe aluzje przypadkowi ludzie, namawiani do tego puszczanymi tam szeptami] – przypomina się McDonalds w Panamie, gdzie często bywałem i była aluzyjna figurka McDonalda z kostką na kolanie [edit 2015-12-21: zauważmy, trafiłem tam świeżo po śmierci ciotki, z którą takie od roku nagle powszechne ustawienie nóg się kojarzyło (a to z powodu pewnej jej średnio trafnej wypowiedzi z przeszłości)]; ponadto odgórne szykany przy okazji próby zameldowania się), nękanie na mieście przez szpitale i ich zakamuflowany personel czy wręcz jawnie karetki (jeszcze mi zaaplikuja pawulon...). Podobnie jak Policję skryminalizowano także Straż Miejską w Warszawie (strażników jest ok. 1921) – chyba tam też promuje się dręczenie mnie na mieście za kasę (da się to dobrze robić z całodobowych baz, gdzie chwilowo plus minus kilka pracowników nie robi różnicy). (Zwracam uwagę, że komendant Straży Miejskiej jest bezpośrednim podwładnym p. Gronkiewicz-Waltz z PO). Znają mnie tam i sprawę podsłuchu, jeżdżą także oficjalnymi wozami na ich polecenie. Kolesie PO załatwiają nękanie mnie w konstytucyjnych organach i różnych firmach prywatnych, Tusk podobno nawet w zagranicznych: np. duże amerykańskie (McDonalds, UPS) – choćby remonty, aluzje, kaszel – czy niemieckie (DPD i przede wszystkim DHL jeżdżące za mną, Deutsche Bahn śledzący mnie, jego pracownicy przeszkadzający mi w kiblu, odpicowane dworce/lotniska: ekrany, obsługa, kibel). Na wyraźną "prośbę" (tzn. chyba b. im zależy, bym o tym nie zapomniał) dodam tu też o korumpowaniu moich offshore'owych prawników, w szczególności z Panamy; są w tym chyba zagraniczne policje.
(14:16)
Subway – skradziono zeszyt – znalazł się w PW obok, tak jakbym go tam zostawił w sali, ale ja go miałem ze sobą w Subwayu.
W taksówce rownież raz skradziono mi zeszyt, po czym odnalazł się w domu.
(Teraz w PW zrobili numer, że niby indeks u nich został i nie zabrałem go w 2011, gdy rezygnowałem ze studiów, za granicę. Niestety! Najprawdopodobniej skradziono mi go w Gwatemali.)
Do domu mi włażą nagminnie: podcięte kabelki od wzmacniacza (dwukrotnie, w odpowiedniej chwili – np. nie wiedziałem, jak podłączyć transformator), podrzucone spodnie galowe itd. [to chyba kolaboracja sąsiada z ojcem, on ma chyba te klucze].
Wejście do domu i jakaś kradzież chusteczki do nosa z namiotu w domu (okrzyk w powietrze od osoby obok uczelni: "już tego nie ma"; wcześniej przed zajęciami, gdy mi ukradziono KLUCZE, prowadzący ostrzegał, że dużo osób i że nie wie, czy mogę zostać). Jakiś czas później chusteczka cudownie z powrotem się pojawiła na swoim miejscu.
Bodajże jakieś inne naruszenia miru domowego, w rodzaju kradzież pendrive'a i później podrzucenie go z powrotem.
To wszystko od czasu powrotu na uczelnię w październiku 2012.
Ponadto zimą pojawił się dosyć nowy sposób nękania, mianowicie grzejnikiem elektrycznym, który
błyska od przepięć w sieci. Często pieprzą podprogowo jakieś głupoty i robią w co bardziej
irytujących momentach błysk grzejnikiem. A raz ok. 6-tej nad ranem świeciło wyjątkowo długo i
końcówki wtyczki wręcz stopiły się, trzeba było przenieść się do innego gniazdka i zmienić
grzejnik. (Obecny też błyska).
Co najgorsze w ciągłym nękaniu to całkiem bezsensowne, ustawiczne ataki na moją prywatność ze strony nasyłanych ludzi. Oznacza to praktycznie życie bez prywatności, za to w ciągłym bezsensownym napięciu. Obecnie także spanie przy głośnej muzyce, ze względu na manipulowanie mną w przeciwnym wypadku przez spikera (także wywoływanie ohydnych snów erotycznych).
(14:10)
To znaczy, oczywiście, odtwarzane tam głosy i szeptania ich ludzi mające mnie gnębić. Tym razem, po raz kolejny, w warszawskim Sądzie Okręgowym, ponadto organizowano to też w Sądzie Rejonowym Warszawa-Praga Południe oraz w Sądzie Rejonowym dla Łodzi-Śródmieścia.
W przypadku Sądu Okręgowego, siedziba wydziału odwoławczego na Sapieżyńskiej dźwięk szedł cały czas i grało to co najmniej w dwóch zamkniętych szybką pokojach, tj. w drugim na prawo przodem do wyjścia (sekretariat) i w trzecim (tam jakiś prawie łysol-"informatyk" i jakaś pani, mniej widoczna), w ten trzeci łatwiej wierzę, ponieważ wyraźnie szedł dźwięk, po przyłożeniu słuchawki ochraniacza, kolesia, którego tam nie ma (łysol nic nie mówił), podczas gdy w drugim chyba było, ale mogła to być pani mówiąca przez telefon. [edit 2013-10-17: Na tym piętrze jest ochrona i chyba nie było ludzi nieczekających na rozprawę, prawda? Wprawdzie było i w windzie, ale nie mocno.]
W Sądzie Rejonowym Warszawa-Praga Południe głośnik byłby chyba na sali informacji/obsługi petentów (wydział karny), ale tego nie jestem pewny, bo mogło być z jej zewnątrz (w ogóle to nie tak dużo i cicho), a co do Sądu Rejonowego w Łodzi w ogóle nie mam pewności, czy to oni zorganizowali, ale zachowywali się bardzo specyficznie i reagowali na to, co tam szeptano (też nie tak dużo, ale jednak).
Nagranie m.in. z ww. siedziby sądu okręgowego (dzisiaj, czas od ok. 14:30) wrzucę wkrótce.
[edit 29/04/2013] Zapewne to sąd, a nie np. zza okna, z kilku powodów: po pierwsze, znana mi jest ich współpraca z bandytami (chociażby ta akcja ze szpitalem psychiatrycznym), np. spiker doskonale wie, co jest w listach, które sądy do mnie wysyłają, bo później dużo jest na ten temat w przekazie podprogowym [edit 2013-11-27: a to to akurat może ojciec wykradał], po drugie, był tam taki pokoik z łysolem przed komputerem (uwaga dla niewtajemniczonych: łysol = wygolona głowa = ubrany w pasy = przestępca) i jeszcze jedna, mniej widoczna, kobieta – i dokładnie wtedy, gdy nasłuchiwałem TEN pokój, było wyraźnie słychać przekaz podprogowy (przystawienie słuchawek do drzwi); a nie wszędzie tak było, np. w sekretariacie mało i raczej nagrane normalne głosy, tak samo pokoje na prawo od tego z łysolem. (Co, może mają dokładną mapę w służbach?... ale to chyba i tak "z opisem"... specjalna ustawka chyba...) Jednak nie upieram się przy tym, może to nie oni.
[edit 20/07/2013] Co się tyczy obiektu na Czerniakowskiej 100, dzielącego adres z ministerstwem, to także i tam rozchodziły się szepty, a ponadto występował znany z Poczty Polskiej (na pl. Szembeka, na Towarowej) efekt głośnego dogadywania przez (chyba – nie zawsze to widzę) pracowników aluzji dotyczących już to mnie, już to tego, co mówi gang podsłuchowy; dobrze wiedzą, gdy przychodzę. Poza tym bawili się np. w nieodbieranie telefonów (całymi dniami zajęta linia informacji XIII Wydziału, czyli "odmowa obsługi" telefonicznej) i wielotygodniowe niezwracanie 600 zł (do dziś nie oddali mimo rejestracji Wolne media S.A. sp.k. 2. lipca).
(20:47)
...który zresztą jest wszędzie, w banku też, w pociągach, oczywiście w dotychczasowych mieszkaniach/domach i hostelu Zachodnim (np. coś o dręczeniu było przy okazji pisania zawiadomienia, może w ogóle to zawiadomienie to ich pomysł?), w knajpach wszystkich okolicznych (przy Polibudzie, domu, wszędzie), stacjach benzynowych, na uczelni rzecz jasna (ponoć odgórne państwowe), w przychodni (ponoć też).
Kliknij tutaj – polecam w szczególności nagranie taxi3 z dzisiaj (27), wraz z zapisami poczynionymi a priori na podstawie myśli, do odsłuchania najlepsza jest wersja podgłośniona (jest taki gotowy WAV). Dodam jeszcze, że jest tam tego i tak wyraźnie mniej niż na co dzień i cały czas; nie nadążyłbym pisać, gdyby było w takim tempie.
Pragnę zauwazyć, że chyba WSZYSTKO, co z pomyślanych rzeczy zapisałem, znajduje odzwierciedlenie w tym dźwięku, a do tego jest on mówiony inaczej niż myślę, np. miarowo powoli z przerwami, czasem też go w ogóle nie słyszę ("Patrzyj w górę"), więc mieści się to w definicji przekazu podprogowego.
[edit] Zamieściłem nagranie wizyty u prawnika ("dtw", "Drzewiecki, Tomaszek & Wspólnicy"). "Wizyty", bo właściwie tylko się minęliśmy. Bardzo ciekawe. [edit 2015-01-24: Dlaczego szybko zrezygnowałem z ich obsługi prawnej (w ważnej zresztą sprawie o duże pieniądze, setki tys. zł, związanej z właśnie zniszczonym internetowym biznesem domenowym)? Pytam panią radcę o dźwięk, bo już wiem, że to szepty, choć dla mnie raczej jak narzucone wyraźnie wybrzmiewające myśli (w uszach stopery, ochronniki), a ta odpiera, że "nic nie słyszy"...]
(22:28)
(Wysłała mnie tam p. prokurator Hanna Lewinson). Otóż okazuje się, że sprawa z grudnia, oczywiście nadal prowadzona, z zarzutem przeciwko mnie wysuniętym już na drugi dzień przez policjanta (podobno bez żadnych przesłuchań poza mną(sic)) – tak, chodzi o postanowienie o postawieniu zarzutów – dotycząca rzekomego spowodowania przeze mnie wypadku z ofiarą i ucieczki z miejsca zdarzenia (chodziło o uderzenie w słupek uliczny), jest nie tylko prowadzona, ale są i "dowody"... Pani lekarz, która przeglądała akta, mówi, że wynika z nich, że dziewczyna uderzona przez śmietnik (potrącony przez słupek; przeturlał się trochę, ale ona nie od tego upadła, to był raczej teatralny gest z własnej siły) poszła do szpitala i ma złamaną nogę.
Natomiast sama pani doktor pewnie też niezbyt uczciwa, nie wiem, czy dam w ogóle radę przejrzeć to, co napisała, ale już pytania w rodzaju "wcześniejsze hospitalizacje" (bardzo ważne) czy, co jeszcze wyraźniejsze, "czy nie czuje pan czasem, że ktoś za panem chodzi?", "że dzieje się coś dziwnego?", "ktoś pana śledzi", "że obcy ludzie mówią o panu, obmawiają pana" itd., sugerują, że chce ze mnie zrobić wariata na podstawie rzeczy w moim przypadku normalnych i uzasadnionych.
[edit] Dla tych, co jak mój ojciec twierdzą, że mam halucynacje słuchowe lub z innych powodów jestem schizofrenikiem, załączam przykład tego, co słychać u mnie w domu ciągle (głos pana informatyka), na old.bandycituska.com/index, jest on tam ok. 663 sekundy (ca. 12 od końca).
[edit2 01-05-2013] Podobno p. psychiatra wpisała coś o chorobie w opinii. [Sąd okręgowy na rozprawie odparł podprogowemu spikerowi, gdy wszedł na temat tej opinii, wtrąconym pod nosem "nie! tam jest".] Nie sprawdzałem.
(23:42)
Jak myślicie, czy ABW, chcąc podsłuchiwać (nawet legalnie) jakiś dom, np. gangstera, włamuje się tam albo idzie do sąsiada czy raczej robi to centralnie, opierając się na zaufanych ludziach?
Technika ta się do tego świetnie nadaje, zapewne nie tylko mnie obsługuje, ale i służby.
Metoda jest może i znana: odbicia (rozproszenia fali), badanie przesunięć Dopplera na antenie na maszcie radiowo-telewizyjnym (przy użyciu kilku anten można je lokalizować, tzn. 2 dla jednej (np. poziomej) płaszczyzny, 3 dla dwóch XY) na podstawie różnic mocy.
Np. TUTAJ mamy o wolnej Amerykance "instalowania" podsłuchów ("kamer") W DOMACH przez ABW, także wizualnych, bez zgody sądu lub praktycznie bez jego kontroli. Jak to się robi?... tego nie piszą. Zwracam jeszcze uwagę na wzmiankowaną tam ciekawą informację, mianowicie, że podgląd domu bez podsłuchu jest jakoby legalny i nie wymaga nawet akceptacji sądu.
Chciałbym jeszcze dodać, że wcale nie jestem pewny, czy lewica, w swojej tzw. odpowiedzialności za państwo i rutyniarstwie władzy, zrezygnuje z tego rozwiązania technicznego (podobnie jak nie wiem, czy media o tym dokładnie powiedzą), mam mieszane uczucia, prędzej ufałbym w tej sprawie partiom spoza parlamentu (tak), a może nawet trzeba myśleć o jakichś nowych ruchach politycznych.
Premier to osoba, której podlegają różne organy, a w moim przypadku aż dwóch osobiście było zaangażowanych w ten konkretny podsłuch.
Metody przeciwdziałania: podgląd wizualny – folia aluminiowa, im cieńsza tym lepsza, jak najpełniejsze pokrycie nią ścian, w razie możliwości i dodatkowe materiały tłumiące promieniowanie EM pod nią; podsłuch – generatory szumu plus anteny (szerokopasmowe), ewentualnie w połączeniu z bardzo dokładnym wyłożeniem domu/mieszkania materiałami tłumiącymi; także z wierzchu przykrycie izolacją akustyczną (rzędu 40-60 dB), ale to koniecznie w połączeniu z innymi metodami.
(13:12)
(przed moim trupem) Sygnały, że to nie tak szybko, już do mnie dochodziły, ostatnio coraz częściej. Ba, nawet jeszcze wczoraj mi to sugerowano, oczywiście w dwuznaczniku. A ojciec jeszcze ostatnio o teoriach spiskowych, później dorobiono do tego nieco inne znaczenie, ale chyba o to właśnie chodzi.
Kto wie, czy w tej chwili śledzi mnie jeszcze WOT? Może już kto inny? A może tych zestawów anten przybyło?
Na pewno dostęp do feedu ma wiele różnych mediów (wszystkie?), np. radia, to już oznacza współuczestnictwo w tym złu.
W takim układzie oczywiście powszechna zmowa milczenia jest bardzo ważna. Mogą się znaleźć outsiderzy, jakieś nowe media, czasopisma, ale skąd dopłyną do nich informacje?
Postawa mediów, które kompletnie mnie olały, jest raczej jednoznaczna, nie wykazują zainteresowania szybką poprawą mojej sytuacji.
Tylko gdy jest wydarzenie w prokuraturze!??
Piękne perspektywy...
Zdaje się, że antena musi być niewykorzystywana do nadawania, żeby mogła być używana do śledzenia (to by ułatwiało wykrycie, jeśli w ogóle ktoś możny się tym problemem zainteresuje na poważnie), aczkolwiek w przypadku modulacji cyfrowych być może pewne tricki (przerywanie nadawania na małe chwilki, co generalnie nie uniemożliwia odtworzenia nośnej) umożliwia wykorzystywanie jej do obu tych rzeczy (prawie) jednocześnie.
(03:20)
1. Nikt nie chce dla mnie wybudować komory ekranowanej. Absolutnie wszystkie firmy, do których się zwracam, są przekupione [edit 2013-10-04: a może "przekonane" np. przez policję]. Dotyczy to w szczególności firm polskich, które już zupełnie rutynowo i z zasady odmawiają współpracy, raz przez zwyczajną obstrukcję ("człowieka nie ma", ciągle), raz przez odesłanie mnie bezpośrednio do producenta (wszystko, bylebym nie miał umowy z podmiotem polskim, tj. żebym nie miał jak się sądzić w przypadku zrobienia bubla: dokładnie na złość). Niekiedy odbywa się to w sposób wybitnie irytujący, tj. po miesiącach negocjacji i prawie przy stoliku podczas podpisywania umowy dowiaduję się, że jednak umowy nie podpiszą i że muszę iść bezpośrednio do producenta zagranicznego (pozdrowienia dla, jakże renomowanej, firmy "HIK-Consulting Krzysztof Kuc", autoryzowanego partnera Siepel). Jednakże firmy zagraniczne też nie są takie dobre. Spotykam się z różnymi odpowiedziami. Jedne są chętne do pracy, inne np. dla mnie nie zagwarantują nic więcej niż 100 dB na częstotliwościach tempestowych (setki MHz – kilka GHz), choć generalnie ich oferta jest np. na 120-130 dB gwarancji. Powtarza się ten efekt wycofywania się po wstępnych negocjacjach, jak gdyby wskutek telefonów. Tak np. Holland Shielding Systems BV albo jakaś inna jeszcze firma angielska. To pierwszy problem, a ciągle mam dowody, że mój ekran jest/bywa widziany. [Złośliwość, jakich wiele, zresztą już dużo wcześniej zauważałem, że gospodarka jest świetnie skoordynowana przeciwko mnie przez jakieś ośrodki. Potęgowało to poczucie totalnego osaczenia.]
Polskie firmy prawdopodobnie skorumpowane w sprawie komory (a może to po prostu troska o mojego ojca? jeśli tak, to zaczynam bać się o istnienie świadków): ASTAT Sp. z o.o. (Poznań), HIK-Consulting (Warszawa; zadawałem się z jej właścicielem), AM Technologies Polska Sp. z o.o. (zadawałem się bezpośrednio z prezesem).
2. Włamania do domu, czy raczej naruszenia miru domowego, od jak zwykle przyjaźnie nastawionego osiedla (sami przestępcy dookoła), których efektem jest np. zarażenie komputera jakimś rootkitem (w efekcie później mniejsza czy większa zdalna kontrola) czy też bombą logiczną (tego ostatniego jestem pewny). Bez względu na wymiany zamków, instalacje wkładek elektronicznymi kartami otwieranych itd. Chyba to są jakieś zabawy magnesami albo już nie wiem jak. Zawsze niby jest jeszcze opcja wybić szybę, jeśli mnie długo nie ma. Problem próbuję wyeliminować przez szyfrowanie kompletne komputera z bootowaniem z USB, ale może i na to coś wymyślą. Chyba będzie trzeba postawić kamery (z ochroną się dogadają i będzie, że to ona mnie śledzi).
3. Oczywiście ciągle raczy się mnie głośniczkiem w domu, we WSZYSTKICH taksówkach wszystkich sieci, w supermarketach (OBI, Brico Depot, Media Markt/Saturn), mallach... Prawdopodobnie te, które częściej odwiedzam, są ustawione i same to robią, no chyba że ktoś zawsze taszczy ze sobą te 100W czy mocniejsze (ja mam 40-50 dB tłumienia na uszach). Mały problem (zupełnie nie narusza prywatności, ktoś sobie tylko myśli za mnie), ale istnieje, zwłaszcza przy korzystaniu z komputera, np. wymyślaniu haseł. [To przed przecinkiem już wtedy było ironią, chociaż faktycznie były to dopiero początki 2013 i jeszcze tak nie narzekałem. W domu była niemożność odpoczynku i raz po raz wywoływano bardzo męczące ślinienie.]
[edit 2013-10-14] Gdzieś na początku 2013 r., może mniej więcej wtedy albo wcześniej, zajmowałem się też instalacją uziemienia do namiotu tłumiącego fale elektromagnetyczne (bo niby był podgląd przez odbiór promieniowania ekranu).
(21:06)
Myślę, że szpiegowanie mnie na takiej zasadzie, na jakiej robi to WOT[?] (również "w przestrzeni publicznej"), jest nielegalne, a uzasadniam to następująco. Jeśli jesteś przy mnie, masz prawo do tej informacji (do tego, co słychać, widać itd.); jeśli cię tu nie ma, to nie masz do niej prawa. Wynika to choćby stąd, że jestem osobą prywatną. I teraz pojawiają się przykłady. Np. gdy jestem w samochodzie: jestem tam sam, ciebie tam nie ma, więc nie masz prawa mnie podsłuchiwać. Ale nie tylko; gdy jestem w taxi, też nie masz prawa, chociaż tam jest jeszcze jeden człowiek! Być może, gdy jestem na wykładach, masz prawo ich słuchać, bo mogą tam wchodzić wolni słuchacze; natomiast jeślibym np. miał erekcję (a co dopiero wytrysk), nie sądzę, żebyś miał prawo o tym wiedzieć – prawda? Analogicznie w busie, w którym cię nie ma. Tak samo w hotelu – mimo że "tam jest sąsiad". To już raczej na zasadzie "brak dowodów" niz "legalne", oczywiście.
Krótko, podążanie za mną bez udziału człowieka, który by bezpośrednio W SPOSÓB WIDZIALNY był przy mnie jest raczej nielegalne. Już choćby dlatego, że o tym nie wiem (nie wiedziałem), więc jest to wykradanie informacji bez zgody. Teraz pojawiają się znane głosy, że "zamknięte pomieszczenie", "zasłonięta zasłona", "ogrodzona działka" itd. Tak, ale gdy jestem sam w lesie, raczej też nie masz prawa na mnie PATRZEĆ, zwłaszcza tak dokładnie, jak robi to WOT. Sluchać – no cóż, jeśli mówię do siebie, a jestem sam, ...? Ale w praktyce prawie zawsze jestem w pomieszczeniu: czy to knajpie, czy sali, czy w urzędzie, więc skoro cię tam nie ma, to jakie masz prawo mnie [ich] podsłuchiwać? Tyle. Tak tedy nie potrafię przypisać żadnego legalnego celu temu, co robią ci "poruszacze kamerą" (czy mapą).
[edit 2014-01-24: Obecnie tłumaczę pełną nielegalność jakiegokolwiek słuchania radia zrobionego z mojej osoby tym, że jest to najbardziej moja z możliwych rzeczy, bardziej jeszcze niż telefon albo własne czy wynajęte mieszkanie, na które (zamiast mnie) mógłby być podsłuch – a więc konstytucyjnym prawem do prywatności, zawartym jeszcze w konwencjach międzynarodowych dot. praw człowieka, które to prawo przez takie słuchanie zostaje zupełnie zniweczone, bez względu na wyższe czy jeszcze wyższe cele temu przyświecające. Nie ma znaczenia, gdzie w danej chwili jestem, skoro przy pomocy technologii wyłapujesz dźwięk bezpośrednio przy mnie: to jakby uniewinniać podglądanie ekranu komputera koniem trojańskim do tajnej kontroli na odległość, bo akurat ofiara znajduje się w miejscu, gdzie ktoś mógłby na to patrzeć bezpośrednio (np. knajpka). Każda informacja o mnie, dostępna dzięki dźwiękowi i znajomości położenia, pozbawia mnie części prywatności, na co ja nikomu nie pozwalam (chyba że teraz, ostatnio, od pewnego wpisu na tym blogu: kwestia bodajże ostatniego miesiąca-dwóch), a zatem upoważnienia brak, zaś prawo do ochrony prywatności jest święte i nie wolno do rozkradania z niej stosować żadnych podsłuchowych czy innych podobnych technologii. Nie ma znaczenia, że tę informację akurat nawet w danej chwili masz może skądinąd (tu np. nasłuchiwanie mnie przez pośredników, żeby wiedzieć, kiedy się z nimi kontaktuję, choć sama znajomość nru często wystarcza – wprawdzie specjalnie zmieniłem, a ci dalej słuchają). Choćby ktoś chciał tylko jakiejś szczególnej informacji, którą nazwie celem, ale zarazem podsłuchiwał wszystko inne, co robię, też będzie przestępcą (ostatnio już nie, z wyjątkiem pośredników i bloku w Gorzowie), bo używa systemu informatycznego podsłuchowego w celu uzyskania nielegalnego odsłuchu (dźwięk jest rodzajem informacji), to już samo w sobie jest celem, choć może nie najwyższym w życiu.]
(02:00)
Pierwsza połowa 2012. Narzekam na kradzieże. Odpowiedź mediów? (Zawsze dają jakąś odpowiedź "na poziomie"...) "Rząd proponuje, by kradzież poniżej 1000 zł była wykroczeniem". Seremet spieszy z poparciem. To tak przy okazji kradzieży telefonu w pociągu było.
Druga połowa 2012. Ja w Niemczech, Ren, Aaronia AG, te sprawy. Idę po ulicy – podstawiają karetkę. Ciekawe kto to: dziennikarz niemiecki jakiś? (nie wiem, naprawdę) W każdym razie wydźwięk wspaniały w świetle dwóch ostatnich hospitalizacji! I wtedy zresztą zupełnie oczywisty.
(Pewny siebie skurczybyk! A skąd wiesz, może nie? Może w Niemczech jest dobrze...) W Polsce przypomnę udział policji w hospitalizacji: przetransportowanie do szpitala z użyciem przymusu bezpośredniego plus fałszywe zeznanie przed lekarzem.
Jeszcze jedno: licząc dzisiaj przez chwilkę tylko podstawowe straty w drodze kradzieży (nie mówię o tych ewidentnie dziennikarskich, jak np. ta w Lublinie, tylko o tych za granicą politycznych) doszedłem do ok. 50 tys. zł i wtedy przestałem, ale była to tylko mała część; z tego, co dawniej liczyłem, wychodziło 100 tys. zł albo i więcej, aż trudno sobie wszystko w jednej chwili przypomnieć.
W tym wszystkim pozwolę sobie (przepraszam) na wątek osobisty; pozdrowienia dla mojego taty, który dalej ochoczo popiera PO.
(23:31)
Dręczą mnie wszystkie rządy; tylko polski się mną nie interesuje.
(09:43)
A oto media (adresy), które zupełnie olały moje próby zgłoszenia tematu czy choćby artykułu sponsorowanego:
widzowie@tvn.pl, press@tvn.pl, internet@naszdziennik.pl, redakcja@naszdziennik.pl, akuklewicz@polsat.com.pl, mbeblo@polsat.com.pl, jgugala@polsat.com.pl, dgawryluk@polsat.com.pl, press@agora.pl, redakcja@gazetapolska.pl, sekretariat@tv4.pl, fakty@rmf.fm, radio@radiomaryja.pl, kontakt24@tvn.pl (TVN24), redakcja@miejskie-gazety-internetowe.pl, ar@gazetalubuska.pl, nto@nto.pl, s.sowa@nowiny24.pl, redakcja@beskidzki.glos24.pl, redakcja@bochenski.glos24.pl, redakcja@brzeski.glos24.pl, redakcja@chrzanowski.glos24.pl, redakcja@debicki.glos24.pl, redakcja@krzeszowicki.glos24.pl, redakcja@limanowski.glos24.pl, redakcja@miechowski.glos24.pl, redakcja@myslenicki.glos24.pl, redakcja@podhalanski.glos24.pl, redakcja@proszowicki.glos24.pl, redakcja@wadowicki.glos24.pl, redakcja@wielicki.glos24.pl, redakcja@zywiecki.glos24.pl, redakcja@zdrowiewkrakowie.pl, m.jarco@wprost.pl, ramalinowski@se.pl, mbialek@se.com.pl, nie@redakcja.nie.com.pl.
Dobre słowo należy powiedzieć o Dzienniku Super Nowości, jego naczelny jako jedyny odpowiedział i przedstawił cennik artykułów sponsorowanych [po czym też zaczął milczeć].
Lista mediów jw. została wzięta z rankingów czytelnictwa (lokalnych).
[edit] Chciałbym podkreślić absolutnie skandaliczną postawę mediów, które w tej sprawie interesuje co najwyżej to, czy ktoś trafił do więzienia, czy jest śledztwo, wyłącznie kwestie prawne. Tak poza tym najchętniej nic by o tym nie mówiły. A przecież od strony prawnej sprawa jest prawie czysta (słyszałem wersję, że jedyną osobą do obciążenia zarzutami jest kontroler "kamer", a te wszystkie poszczególne media nie, a przecież tego człowieka można by zastąpić automatem). Niedługo się okaże, że to jest legalne i oczywiście nikt hałasu nie podniesie o lepsze prawo.
[edit2] Bodajże w lutym 2012 r. kontaktowałem się, w związku z ciągłym nękaniem i śledzeniem, z niejaką Helsińską Fundacją Praw Człowieka (zaniosłem list do sekretariatu). Nie tylko nie dostałem żadnej odpowiedzi, co jest zrozumiałe patrząc na powyższe standardy; oczywiście nie poinformowano mnie, co jest źródłem moich problemów, a wówczas tego nie wiedziałem (ani o TEMPEST, ani o śledzeniu audiowizualnym przez Policję), ale dodatkowo zignorowano moją prośbę i nie zastosowano się do niej. Korespondencja sądowa do tejże instytucji została ponoć dostarczona, ale chyba ją zniszczono, bo wbrew prośbie nikt mi o tym nie doniósł. Nadmienić trzeba, że prawdopodobnie znają tam dobrze mój przypadek. (Natomiast co do Europejskiego Trybunału w Strasburgu to akta są tam, gdzie wszystkie.)
[edit 3.II] Oto jeszcze jeden, ważny powód ignorowania mnie przez wszystkie (ewidentnie zmówione) media. Przecież gdyby zaczęli mówić o tych poszczególnych rzeczach, które oczywiście są przestępstwami, obciążałoby to kolegę Dziennikarza. Bo to robił Dziennikarz. Na przykład w pociągu nawoływał przez głośniczki do okradnięcia mnie. Mamy o tym mówić? I co? Nawet jak zwolnią tego Majchra, czy kogo tam, co wcale nie wiadomo, czy nastąpi, przecież chłopak się załamie, a ma już swoje lata, złamie mu się kariera, no jak on ma dalej pracować, skoro zajmuje się m.in. nawoływaniem do przestępstw (oczywiście z własnej woli, bo to nie zachcianka polityków)? Z tego m.in. powodu większość skandali pozostanie nieopisana, tak jak np. zamknięcie mnie w Nowej Zelandii, czym przecież polskim mediom pochwalono się jeszcze zanim tam przyjechałem (wiedział o tym nawet mój tata, ja niestety nie); tego oczywiście dziennikarz nie nagłośnił, żadnym mediom nie zgłosił, podobnie jak późniejszego mnie zamknięcia i różnych pobocznych przestępstw wtedy popełnionych. Nikt w Nowej Zelandii oczywiście o tym nie usłyszał i nie usłyszy. A teraz quiz: jak myślicie: to zrobił rząd czy jakiś dziennikarz? Ja nie wiem.
(17:32)
Na początku grudnia wysłałem do rejonowej policji zawiadomienie o treści:
Ja i mój komputer jesteśmy od wielu lat ustawicznie inwigilowani przy użyciu odbiorników promieniowania elektromagnetycznego.
Proszę o ściganie tych przestępstw.
Teraz chciałbym zaprezentować, co jak dotąd dostałem od państwa (w połowie grudnia wysłałem też do prokuratury): XXX
[edit 2013-09-24] Straciłem obrazki na serwerze, ale z Policji przyszła odpowiedź w ogóle nieprocesowa (tzn. nie POSTANOWIENIE), jakbym im
jakiś liścik do Wydziału Prewencji wysłał, a nie zawiadomienie. Wcześniej nie żadne wezwanie czy awizo, tylko mały wycięty kartonik w skrzynce z obrazkiem czy logo,
zaproszenie do dzwonienia do dzielnicowego. Tak się w Polsce nie robi, nie było precedensu albo prawie nie było, jeśli chodzi o zgłaszanie trwającego przestępstwa
(bodajże moje zawiadomienie do Andrzeja Seremeta też tak w zasadzie nielegalnie potraktowano); uzasadnieniem takiego potraktowania było, że "komendant im nakazał" (to
ustnie) oraz że tak skrajnie "bezpodstawne" było. Natomiast prokuratura standardowo kończy sprawę bez ani 1 przesłuchania, pod pozorem czegoś w rodzaju rzekomo niedostatecznie uzasadnionego podejrzenia popełnienia (tak też było przy stalkingu IX/2011, kilka spraw w różnych rejonowych), i sąd to później
utrzymuje w mocy mimo wyczerpujących zażaleń. (Kliknij tutaj w nagłówku bloga "foto/wideo", jest tam u góry taki jeden film przykładowy, czego trzeba więcej...).
Tutaj można obejrzeć także zażalenie na tę decyzję, gdzie przytoczyłem argumenty, przykłady i świadków, opisałem szerzej sytuację. Poczytaj o wcześniejszych przejściach w prokuraturze, pokazujących, że znają temat
(02:15)
Jechałem na ósmą na uczelnię, spieszyłem się ze względu na znaczne zaśnieżenie samochodu i związane z tym opóźnienia. Wszystkie światła złośliwie czerwone, chociaż drogi niezapchane. Bezpośrednio przed skrzyżowaniem Waryńskiego-Nowowiejskiej w RMF Maxx, Esce czy może Radiu Zet puścili fajną piosenkę, która brzmiała mniej więcej tak: "Tonight / we'll cross that great divide" (jednak podpowiedziano tak, że brzmiało zdecydowanie bardziej jak "i'll cross that man"). Istotnie, 2 minuty później mało ktoś nie został przejechany, bo okazało się, że droga była oblodzona (lewa strona Nowowiejskiej na odcinku jednokierunkowym z Waryńskiego do pl. Politechniki tuż przed rondem). Efekt = uderzenie słupka, śmietnik przewraca się, trafia jakąś dziewczyne. Samochód oczywiście troszkę zniszczony. I teraz zaczyna się szopka.
Cieć ze straży akademickiej oczywiście z telefonikiem w ręku nie chciał mnie wpuścić, już świetnie poinformowany (zapewne tam gdzieś są te głośniczki nadające podprogowe g***o czy coś w tym rodzaju). On zawsze jest świetnie poinformowany i wie, kiedy mnie wpuścić, a kiedy nie. Już na rondzie gonili mnie ludzie. Dziewczyna teatralnym gestem wywróciła się. Policja przyjechała sama, ale najpierw Żandarmeria Wojskowa. Znany żart, jeszcze z czasów października i moich doniesień stalkingowych (później pan premier robił sobie takie żarty podczas Euro). Ludzie, strażnik i żandarm unieruchomili mnie przed wjazdem na teren uczelni. Zaraz później przyjechała policja, a wkrótce nawet KSP. I teraz zabawa. Wszyscy oczywiście wymyślają jakiś nieistniejący wypadek na rondzie. Ja w ogóle jestem przestępcą podwójnym (a jeszcze wykroczenie), po pierwsze dziewczynie spowodowałem rozstrój zdrowia dłuższy niż 7 dni (wypadek), nawet przyjechała po nią karetka. To przez ten śmietnik, ktory otarł jej się o nogę ("złamała"). Ponadto jestem przestępcą, bo uciekłem z miejsca wypadku [aż o 10m do postoju]. Oprócz fałszywych świadków, w tym część ewidentnie podstawionych (koleś z gębą Miecugowa, którego samochód niby uderzyłem, szkoda, że nie było śladów), do fabrykowania wypadku przyłączyła się policja. Bo jest jeszcze trzecie moje przestępstwo, jeździłem po narkotykach. Alkomat nic nie pokazał, wezwali KSP [edit 2015-03-20: niesławny Wydział Ruchu Drogowego – ten, co i przy zatrzymaniu na Gajdy 40A uczestniczył] i narkotester (pół godziny czekania), tam wyszło, że brałem THC. Wcześniej Seremet w wywiadzie gadał o tym przy okazji Smoleńska, ot taki żarcik rządowy ("prokuratorzy przysięgają, że na urządzeniach było (...)"). Cały dzień stracony, jazdy po szpitalach, komendach, areszt, nocowanie w KSP, rano postanowienie o przedstawieniu zarzutów z policji. M.in. mili państwo mnie bili (za to, że poprosiłem, by nie kaszlał), ale to akurat normalne. Prokurator ochoczo wszczął sprawę. Ciągnie się do dziś. Mogę tu wkleić jego postanowienia m.in. o zatrzymaniu prawa jazdy i zabezpieczeniu majątkowym. Oczywiście, powtarzam, nic nie było, nie uderzyłem żadnego auta itd.
To skierowanie przeciwko mnie sprawy karnej na podstawie sfabrykowanych dowodów to już kolejny eksces policyjny, a dokładniej przestępstwo polskiej policji (grzeczność wobec Gwatemali chyba) – patrz art. 234-235 kk (a czy nie i przekroczenie uprawnień?) – po ich akcji w szpitalu psychiatrycznym (że jakoby "relacjonowałem omamy słuchowe" – to z kolei przestępstwo z art. 53 Ustawy o ochronie zdrowia psychicznego).
Trwa tymczasem prześladowanie mnie przez "WOT". Jest głośnik prawdopodobnie w samochodzie sąsiada i nie tylko tam; nap***rzaja non stop przez szybę, jakiś kretyn bardzo się wysila, żeby coś ciągle bredzić. Wszystkie knajpy, sklepy w okolicy (zarówno mojego domu, jak i PW, a może i ogólnie w mieście). Wszystko przekupione (coś jak te hotele i tak samo nie wiadomo o co chodzi). Przekazy podprogowe; m.in. Cofeina przy Nowowiejskiej, Subway przy Nowowiejskiej, Salad Story przy Mokotowskiej bodajże(?), sklepiki spożywcze wszystkie w okolicy; wszędzie jakiś szajs się odtwarza, gdy przyjdę (to nie są normalne znane radia, często w ogóle nic tam nie gra, jak przychodzę). Oczywiście autobusy, a także, co ciekawe, wszystkie Taxi. Że taxi mają kontakt ze służbami to wiadomo, przecież te klaksony itd. pod moim domem, gdy się poruszę, jeżdżenie za mną. Pewnie jakoś to z ich radiem powiązane. Jakiej bym taksówki nie zamówił, z jakiejkolwiek sieci, będą cały czas "myśleć za mnie". A poza tym jeżdżą sobie za mną, żeby było jeszcze gorzej.
Policja zawiadomiona o przestępstwie inwigilacji (TEMPEST-owej i "podsłuchowej") przysłała jakieś g***o, że to raczej do wydziału prewencji; jak będę miał czas, zeskanuję tutaj. Z kolei prokuratura zamknęła sprawę z jakimś głupim tekstem, że nie widzą tam żadnego przestępstwa, bez żadnego przesłuchania, gdy wysłałem im pisemne zawiadomienie; rozpoznanie zażalenia chyba jest w toku, póki co nic nie przyszło...
Brawa dla rządu polskiego! Jeśli tak jest dziś, to jak byłoby wczoraj? Potrójna ochrona: "legalne", "brak dowodów" i "kaszel".
Jest jeszcze sporo innych prześladowań, których może nie ma sensu wyliczać, wspomnę tylko o właścicielu domu, który wynająłem, chyba wszystko z góry przygotowane cholera wie z kim, pewnie z przyjaciółmi z dyrektoriatu, dom jakiś współwłasnościowy z miastem (metro itp.), ktoś tu nieraz mnie okradał, właził do mieszkania, psuł własność nawet dość drogą. Teraz jeszcze ostatnio uzyskali klucze mimo nowych nienajgorszych zamków we wszystkich wejściach.
Aha. Wszystkim kretynom, którzy próbują rozdzielać odpowiedzialność rządu PO od tego, co mi robią jakieś "inne siły", typu gang, telewizja, chciałbym przypomnieć, że prawdopodobnie dysponują oni możliwością zamknięcia głównych postaci mną się zajmujących w więzieniu lub też niezrobienia tego (mogliby też załatwić nagłośnienie tematu), stąd nic dziwnego, że będzie się tam wiernie wykonywać wolę pierwszego, a nawet ją zgadywać.
[edit] Z oblodzeniem drogi w ciągu jednego miesiąca spotkałem się kilkakrotnie, zawsze wtedy, gdy wiadomo było, że będę się spieszył, efektem zawsze było prawie wjechanie w ludzi, których dziwnym trafem zawsze wtedy było dużo.
(20:48)
Zastanawiam się właśnie, czy przyczyną szykan, z jakimi spotkałem się w urzędzie dzielnicy Praga Południe w Warszawie – które początkowo wyglądały jako coś w rodzaju głupiego żartu (porównywalnego z remontem mojej ulicy Chłopickiego [edit 2014-11-23: samego skrzyżowania z Szaserów, czyli mały kawałek od domu; nie jeździły autobusy, robotnicy odzywali się poufale na mój widok], który mi wkrótce później radni [może nie oni] zafundowali), o czym nie ma co nawet wspominać, bo brzmi tak normalnie (któż nie miał problemów w urzędzie...) – nie była chęć wsparcia przestępczego procederu polegającego na szpiegowaniu mnie w moim samochodzie. Jak wiadomo, zarejestrowanie samochodu (o co wówczas zabiegałem) bezpośrednio poprzedzało u mnie wyjazd do Wrocławia (co jest dość długą trasą) i odbiór auta, którym następnie będę wracał. Organizacja podsłuchu przy tak długiej trasie nie jest chyba łatwa. Jeśli uczestniczą w tym nadajniki radiowe czy GSM, to trzeba je było odpowiednio do czegoś takiego przygotować. Ponieważ zaś ja kupiłem auto niejako z zaskoczenia, trzeba było dać sobie trochę czasu. Istotnie, rejestracja pojazdu, która normalnie jest robiona tego samego dnia, u mnie trwała ok. 2 tygodnie.
Jeśli takie miałoby być podłoże tych szykan (wcześniej były też [absurdalne] problemy m.in. z zameldowaniem się), wskazywałoby to na szerokie poparcie w PO nielegalnego szpiegostwa przeciwko mnie skierowanego, czyli po prostu działań przestępczych. (Dodajmy jeszcze, że próbowałem wtedy w iluś różnych urzędach i wszędzie były problemy, chwyty poniżej pasa, "może pan napisać podanie, prawie na pewno będzie rozpatrzone negatywnie", przygotowywanie gapiów na moje przybycie itp. – ktoś się chyba postarał.)
Swoją drogą samo tytułowe zjawisko znam już z podróży do Meksyku, gdzie jeździłem pożyczonym autem. I w ogóle tego typu inwigilacja za granicą była permanentna. Jeśli ktoś ma wątpliwości co do ścisłego związku tej inwigilacji z rządem(-ami), niech się zastanowi, skąd policja gwatemalska (a to jest, zapewniam, duże miasto) wiedziała, gdzie jestem, gdy koło 3 w nocy włóczyłem się po pustych uliczkach osiedlowych.
(22:35)
...miał miejsce także w szpitalu. (M.in. podniecano się moją apelacją jeszcze zanim w ogóle została wydrukowana; znany efekt, przypomina się podobna podnieta na uczelni i w prokuraturze moim zażaleniem X/2011, na bieżąco, gdy je redagowałem). Tak jak wszędzie indziej – i we współpracy z tą samą ekipą. Ekipa związana z podstawianiem mi samochodów (np. z napisem PKS), czyli moi obecni codzienni stalkerzy śledzący absolutnie każde moje poruszanie się po mieście, wie o tym, co robiłem na komputerze, gdy byłem w szpitalu: np. stąd najprawdopodobniej zna miejscowość, z której pochodzi mój stary znajomy internetowy [edit 2014-11-24: z którym się wtedy kontaktowałem – m.in. podstawione tuż po wyjściu autobusy z nadrukiem tamtejszego PKS-u]. [edit 2015-06-30: Znamienne, bo od czerwca do ok. przełomu 2012/2013 trwało nieodłączne podążanie za mną wszędzie TŁUMÓW taxi, jedna za drugą (zawsze inni kierowcy i auta, za granicą one dodatkowo jeszcze bywały wymalowane różnymi tekstami, np. w Panamie, Meksyku, więc tym łatwiej było zauważyć, że to zawsze inne). Męczący i irytujący dodatek do mego życia po powrocie do Polski, już i tak utrudnianego ciągłym osaczaniem, dziwnymi zjawiskami, problemami mieszkaniowymi.] A przecież był to nowy komputer, specjalnie na tę okoliczność z pomocą ojca kupiony. Tu chyba pomógł on też w przestępczym procederze [niekoniecznie].
Szpital ten, powtórzmy, nakłamał na mój temat (m.in., że "uderzyłem kobietę, bo słyszałem głos, nakazujący mi to zrobić" – zupełnie zmyślone, tak jak wiele innych "objawów"), a całe przewiezienie mnie tam było zainscenizowane z udziałem komendy rejonowej i już z góry przygotowanej do tej roli, przybyłej razem z nią na miejsce karetki pogotowia. Ewidentnie polityczne.
A wracając do podglądu, firma produkująca klatki Faradaya nie chce ze mną współpracować. Mówi tylko przez telefon "where are you from" (zupełnie zbędnie z punktu widzenia rozmowy). Ten tekst "z jakiego kraju pochodzisz?" słyszalem bardzo często podczas swoich podróży zagranicznych, znacznie częściej niż normalnie nawet mimo tego, że jestem przybyszem. Powtarzano mi go po N razy dziennie w różnych miejscach, często te same osoby pytały o to ileś razy z rzędu, zupełnie zbytecznie i ostentacyjnie (tak, ostentacja to tutaj dobre określenie); powtarzano też, ale to już absolutnie non stop i z 30 razy, podczas rozboju policyjnego. Firma Holland Shielding Systems twierdzi, że nie potrafi mierzyć poziomów tłumienia promieniowania elektromagnetycznego rzędu -130 dB i w związku z tym nie udzieli mi na tyle gwarancji (choć wcześniej to ustaliliśmy). Jest to kłamstwo, ponieważ na własnych stronach często podaje wyniki pomiarów nawet ponad 30 razy silniejszych tłumień (np. -144 dB), zresztą takie pomiary potrafi w dzisiejszej dobie wykonywać każda poważna firma z branży. Więcej, firma ta – a jest w branży może nie monopolistą, ale jednym z głównych graczy – w ogóle nie chce wyprodukować dla mnie niczego, co miałoby w specyfikacji zagwarantowane lepsze tłumienie niż 100 dB. Czyli do systemów lepszych niż 100 dB udaje, że się nie nadaje (nieprawda – robią takie dla rządów i nie tylko). Mnie, jak wiadomo, potrzeba 130 dB i chyba uparto się, że nikt mi takiej klatki z gwarancją nie zrobi, bo za łatwo by było.
Firma ta, jak już wielokrotnie się przekonałem, jest skontaktowana z rządem [urzędem skarbowym?] holenderskim i przez to pośrednio podlega polskiemu; przekonywano mnie o tym wielokrotnie, np. w drodze obiegu informacji między Polską a tą firmą, wysyłaniem odpowiedzi w ściśle określonych momentach i informowaniem o tym Polski, stosowaniem specyficznego formatowania e-maili (i umieszczaniem tam znanych mi sloganów) itd. Tak więc mam od potężnych kręgów kłody pod nogi, żebym nie mógł się zabezpieczyć przed inwigilacją. I oczywiście mimo znajomości mojej sytuacji, możliwości tej szpiegującej ekipy, wyciągnięto ode mnie kasę (prawie 9000 euro) na coś, co mi wcale nie pomogło (proponowano nawet coś prawie dwukrotnie słabszego jako wystarczające zabezpieczenie); obawiam się, że celowo wprowadzono mnie w błąd. (Na ich obronę powiem w tajemnicy, że choć osłona elektromagnetyczna oferowana przez sprzedany mi produkt jest ewidentnie za mała, by wyeliminować mój problem, faktycznie – jak powiedzieli -- takie rzeczy sprzedają też rządom i wojsku. Jest nawet tajny standard NATO SDIP-27 poziom A, który chroni wszystkie komputery ABW czy CBA, i on opiera się na nielepszym tłumieniu [edit 2014-11-24: wyciekło gdzieś do Internetu w opisie produktu kompatybilnego z tą normą, że najwyraźniej przewiduje najwyżej ok. 40-50 dB tłumienia]. Służby specjalne są nie mniej ode mnie podatne na ataki. Ale ciii... bo jeszcze zdradzę wam tajemnicę państwową.)
[edit 12-10-2012] Inna firma, tym razem z Anglii, zaczyna odpowiadać w dokładnie ten sam deseń jak Holland (i to zupełnie bezsensownie, wbrew wszystkim wcześniejszym rozmowom), jeśli w ogóle odpowiada, a z tym jest coraz gorzej. Firma ta najpierw przedstawiła kompletną ofertę komory tłumionej o gwarantowanym poziomie 130 dB wraz z ceną i czasem dostawy, a jednak ostatnio zaczęła wciskać mi używany produkt innej firmy, a w ogóle to twierdzić, że gwarantować nic więcej niż 100 dB nie może. I ciągle posyła się mnie do konkurencji wzruszając ramiona (mimo ceny rzędu 10-20 tys. USD). (Oczywiście jest to zdecydowanie poniżej współczesnych możliwości, co wszędzie widać w ofertach firm.) Najpiękniejsze są bzdury o niemożliwości zmierzenia 130 dB, czemu oczywiście przeczą wszystkie możliwe oferty w Internecie (wszędzie wszyscy mierzą takie poziomy), w dodatku ta firma wcześniej wysłała do mnie zawodowych testerów, którzy oczywiście takie pomiary (wtedy jeszcze) mieli dla mnie dokonać.
[edit 24-10-2012] Dodatkowe kłody pod nogi od firmy ASTAT (pl) i Siepel.
(21:45)
Jak wiadomo, nie ma i być nie może dowodów na jakiekolwiek uczestnictwo Donalda Tuska w uporczywym nękaniu mnie. Ta dziwna koordynacja prześladowań w całym kraju, w którą włączają się już nawet wszelakie urzędy, musi być albo przypadkowa, albo oddolna. W związku z tym odpowiednio musiały też wyglądać moje dzisiejsze odwiedziny w Łodzi.
Już od mojego wyjścia po 5 rano byłem śledzony (ambulans, ludzie kaszlający na pustej ulicy, w tramwaju i pociągu), ale to normalne. Najwyraźniej tak było też po dotarciu do Łodzi, ale już bardziej ukradkowo. Taksówkarz był cicho (dopiero później firma 9622 odebrała telefon z mojego nru kaszlem przed Dzień dobry). Taksówkarze w ogóle byli bardzo cicho tego dnia [edit 2013-12-07: był "głośnik"]. Natomiast ciekawą rzecz przygotowano w urzędzie. Łodzią, jak może wiadomo, rządzi PO, ale to przecież inne struktury itd., więc czemu miałby ktoś kaszlać. Wchodzę do urzędu – i absolutna cisza. Nawet najmniejszego, najdrobniejszego kaszlnięcia gdzieś tam z tyłu, w kuluarach. Dawno czegoś takiego nigdzie nie widziałem; panie ostentacyjnie wyjątkowo miłe (co innego tramwaje łódzkie, tam się trochę postarano, a ludzie nawet odpowiadali na to, co szeptałem po cichu na ulicy – wiadomo, te urządzenia śledzące dowolny cel). Zamiast kaszlania w urzędzie było odesłanie mnie do banku (wielka plakietka "1 października nie ma pana inkasenta, prosimy robić wpłaty w banku". Poszedłem do banku (Getin) i tam, oczywiście, na dzień dobry głośny chamski kaszel, później jeszcze trochę (te dwie serie przedzieliła jakaś gadka o naciskach). Może to taka kultura w tym banku, że jak się jest chorym, to się przychodzi zarażać.
Jestem do teraz nieźle rozbawiony wyraźnie łgarczą "uprzejmością" urzędu.
A swoją drogą może kogoś zastanowiło, dlaczego tak łatwo zamknięto mnie w wojewódzkim szpitalu psychiatrycznym, za zgodą sądu? Otóż wyjaśniam: przedstawiono opinię psychiatryczną, która jest niemal zupełnie stekiem kłamstw [co do faktów-konkretnych zdarzeń]. Wysłałem ostatnio pismo do sądu w tej sprawie, gdzie wyliczyłem bodajże z 8 kłamstw, a to jeszcze nie wszystkie. Momentami było to po prostu zwykłe zmyślanie, w rodzaju "najpierw halucynował słuchowo, potem doznał otamowania" [edit 2014-11-20: także "mutyzm", tzn. niemowa z powodu choroby]. (To chyba o kimś innym?!) [edit 2014-11-20: Kolejne zupełne zmyślenie: "Usłyszał głos, nakazujący mu to zrobić" [uderzyć nachodzącą mnie z kaszlem osobę w CH Promenada] – pewnie specjalnie po to w opinii biegłego, żeby sąd mógł się zawiesić na tym jako na, wymaganym prawnie, połączeniu przyczynowo-skutkowym choroby z zajściem w Promenadzie (Policja takiej wersji nie podała, a tylko (policjantka), że "mówił, że jest schizofrenikiem i słyszy głosy"; wersja, że ktoś mi rzucił "restauracja", padła wyłącznie w ambulansie (nie było mowy o "głosach" czy "głosach wewnętrznych") i jej przy przyjmowaniu nie przekazano). [edit 2015-09-29: Jeszcze jednym dowodem, że przyjazd Policji, a zaraz w ślad za nią ambulansu, do Promenady był ukartowany – a widać tu koordynację różnych sił, m. in. ci przyjmujący zlecenia w 997 czy 112 musieli być gotowi do wysłania odpowiednich funkcjonariuszy, którzy pomogą w transporcie, szpital do przyjęcia pacjenta (odpowiedni doktorzy na izbie przyjęć), a inny jeszcze szpital do wysłania ambulansu – jeszcze jednym, powtórzę, dowodem było to, że uderzona kobieta z góry wiedziała, że "będę siedzieć" (tymczasem za coś takiego są zwykle co najwyżej finansowe kary rzędu 1000 zł). Zresztą tu skoordynowana była też telewizja(?), bo podsuwano mi w myślach od paru tygodni, od początku lipca praktycznie (już z miesiąc po powrocie do Polski), bym irytujących mnie narzucających się z kaszlem ludzi uderzał, bił (nawet w taki sposób, by zabić, choć ja aż taki zły nie jestem) – natrętnie powtarzały się takie myśli, gdy tymczasem dziś wiem, że były to znane odczucia związane z podprogowym podsuwaniem tekstu czy chociaż kierunku myślenia.] Z innych kłamliwych złośliwości, pewnie z palca wyssanych i nawet niezbyt w oparciu o twierdzenia ojca, było tam [w opinii], że "choroba przyczyniła się do znacznej deterioracji postępowania" (pogorszenia poziomu życia). W opinii były też puste frazesy o jakichś nieodpowiednich afektach: "blady afektywnie" (bardzo nieostre pojęcie), [emocjonalnie] "niedostosowany" (a to akurat zupełna bzdura, wiem, jak wygląda i funkcjonuje osoba chora, np. ciocia Ania – potrafi np. wykazywać absurdalną wściekłość czy zalęknienie); oraz zupełne wyssane z palca kłamstwo, przekazane przez ojca bez profesjonalnej diagnozy (jedynie w 2006-7 mimochodem rzuciła to jakaś prywatna lekarka przy zresztą innej okazji, bo badanie czego innego było – chyba dlatego, że odpowiedziałem, iż każdy czasem rozważa kwestię samobójstwa – ale zaraz po 5 min. druga to odwołała), że [w opinii tegoż ojca] "syn choruje od 2-3 lat" (nigdy mi nic takiego nie mówił) albo "zmienił się już w klasie maturalnej" (2004-5). Te złośliwości ewidentnie moim zdaniem nielubiącego mnie ojca (przecież nie speca) i przez niego nakłamane wpisano bezmyślnie, bez weryfikacji w opinii biegłego, podobnie jak jego dziwaczne stwierdzenie, że "śpi na dworcach [prawda], bo w hotelach czuje się obserwowany przez TV". edit 2015-09-29: O telewizor może chodzi? Plotka wzięta przez ojca z bloga; automatycznie uznano za udowodnione, kopiując zdanie ojca, że blog jest Piotra Niżyńskiego i że jest prawdziwy, wiernie oddaje fakty, a nie np. jest opowiadaniem i radosną twórczością (ojciec przecież świadkiem ani jednego takiego noclegu na dworcu nie był). O winie telewizji wtedy nie wiedziałem, dziękuję chociaż za poinformowanie, takie wyznania to przecież jedyne, co ma w takiej sytuacji na swą obronę.] Powtarzano te wymysły w ramach tej opinii, jak niezbite fakty, choć są absolutnie zmyślone i nie można nawet dla obrony tych psychiatrów dopatrywać się jakichś elementarnych odniesień do rzeczywistości [edit 2014-11-20: nieostre sformułowania oraz ewidentnie zafałszowana ocena własna przez lekarzy, plus brak jakiegokolwiek realnego badania, bo grzecznie odmawiałem im rozmowy]. Na podstawie tej "recenzji" trzymano mnie 7 tygodni w szpitalu, tj. skradziono mi prawie 2 miesiące życia. [edit 2014-11-20: Później jeszcze złośliwa rodzina od strony ojca (pozostała, w tym wszyscy dziadkowie, wymarła lub brak kontaktu), z której wszyscy chyba zrobili remonty i mają dostępny dźwięk podsłuchu czy wyglądu ekranu komputera, ciągle mi złośliwie wmawiała chorobę, marnowała tygodnie czasu na argumentowanie za tym w licznych e-mailach; nadto co jakiś czas teksty "mogę ci pomóc, ale idź się przebadaj" i tym podobne zastraszanie. Co do przebadania, to przecież zrobiłem to już dawno, parę miesięcy po wyjściu ze szpitala... Sami oceńcie, jak haniebnie łajdackie jest to wszystko wobec człowieka, który nic nie rozumie, a nagle (od ok. początku 2011) wszyscy są przeciwko niemu. Żona wuja Zygmunta, słynąca u nas z poglądów katolickich i słuchania Radia Maryja, pięknie kłamała, skąd u niej ta myśl, że "bezpiecznie jest tylko w Hong Kongu" (czytałem to podczas licznych podróży kwietniowych w 2012 na angielskiej Wikipedii i pewnie podsuwali też w myślach) – podobnie, jak się zdaje, łgał np. ojciec o kwestii komputera i polityce, choć wyraźnie też wydawał się być zamieszany i przez lata nieraz dawał (on i matka, też zupełnie taka, jak ta ciotka) bodajże znaki, że ekran Piotrka to on szpieguje na żywo (tak te zbiegi okoliczności w czasie czy w wypowiedziach należy odczytać?). Nie ma to, jak mieć oparcie w rodzinie w trudnych chwilach (albo, dajmy na to, w sądzie)...]
(17:32)
Po ostatnim wpisie przybyła liczba taksówek w moim otoczeniu (a także, choć w mniejszym stopniu, ambulansów), osiągając poziom 5 samochodów na 120 sekund przechadzki ul. Chłopickiego. Tak tak, 5 taxi w 2 minuty na tej uliczce! Podczas jazdy po mieście jest to oczywiście odpowiednio więcej [edit 2014-11-24: bo np. w centrum oczywiście łatwiej o takie przypadki], obstawiano mi całą trasę obficie taksówkami i jeżdżono za mną.
Trwa także zjawisko kaszlania w moim otoczeniu, które zaczęło się z początkiem sierpnia 2011 r. Nawet w szpitalu kaszlali na mnie prawie wszyscy współlokatorzy, a miałem ich wielu (zmiana pokoju, później 4 osoby w nim, kilka zmian współlokatora); każdy musiał przynajmniej te 2 razy dziennie zakaszleć na siłę. Chyba im ktoś to doradził, zresztą w tym szpitalu było więcej znanych motywów, np. manipulowanie moimi myślami (chyba jakimś przekazem podprogowym), po czym obwieszczanie mi ich, a następnie (2 razy próbowano to ode mnie wydobyć) lekarka pytająca, czy nie uważam, że ktoś mi czyta w myślach. Zaraz byłaby oczywiście psychoza potwierdzona (później by przestali i byłoby, że leki pomogły), byl też remont z odgłosami szlifowania metalu, bardzo dokuczliwy. Zapewne gdybym cokolwiek o nim wspomniał, ucieszyliby się, że mogą napisać "występują halucynacje słuchowe". Zresztą i tak napisali "sprawiał wrażenie halucynującego słuchowo", koniecznie chcieli, choćby kłamliwie, wcisnąć mi omamy i słyszenie głosów.
Ale miało być o kaszlu, więc zaznaczam tu najpierw, że zjawisko jest oczywiście międzynarodowe. Przedwczoraj zacząłem podróż i oczywiście w przedziale kuszetkowym obok była kaszlająca dziewczyna (chyba też po drugiej stronie ktoś był). Nie wiem, skąd ją wzięto, może przeniesiono skądinąd pod takim warunkiem. Zapraszano do Warsu, poszedłem, a tam już była dziewczyna kaszlająca w towarzystwie chłopaka. To nieważne, że w tym warsie siedzi może kilka osób, kaszel musi być. Już chciałem zapytać, kto ją do tego namówił, ale galowo ubrany szef kuchni sam trochę zakasłał, nie pozostawiając wątpliwości, kto to koordynuje. Znęcał się też Deutsche Bahn [edit 2014-11-24: co ciekawe, ich pociągi grały dźwięki już w listopadzie 2011, mianowicie te bolesne trzaski wkrótce po takich właśnie przejściach w Hostelu Zachodnim w W-wie. Co do ich współpracy to przypominam, że raz przez bodajże otworek w drzwiach od ubikacji zobaczyłem, że przyszła tam przyczepić się (trzasnąć klamką, przez co "skacze ciśnienie") ich ubrana oficjalnie pracownica. Także inne tego typu sytuacje (np. zapowiadacz zaczyna gadać w idealnie dobranym momencie przy wypróżnianiu się): na pewno permanentna inwigilacja, jak w PKP]. Wczoraj kaszlało nade mną łącznie 100-200 osób (bynajmniej nie przesadzam tu w rachunku). Jest to nie tylko męczące, ale świadczy o ciągłym śledzeniu mnie, ponieważ w Niemczech robiono to wszędzie: w pociągach, na przystankach kolejowych, na dworcu w Koeln (podstawianie ludzi), w poszczególnych knajpkach tamże, w McDonaldzie przy Barbarossa Strasse. Np. w pociągu linii Koeln-Trier było ogólnie b. mało ludzi, siedziało za mną np. 10 osób, ale i tak wśród tych 10 ileś różnych osób musiało kaszleć (wprawdzie nie tak bezczelnie i głośno). Później, już w drodze powrotnej, w jakimś miasteczku pod Koelnem na przystanku kolejowym podstawiano mi ludzi kaszlających, jeden to wręcz ewidentnie podjechał samochodem, wysiadł, pokręcił się trochę po dworcu i musiał zakaszleć. Najbardziej dokuczliwie było oczywiście w pociągu powrotnym tej nocy. Przydzielono mi miejsce w dużym wagonie z rzędami krzesełek i tam początkowo było 30 osób i kaszel ze wszystkich stron, wiele różnych osób i wcale nie na zasadzie "zaraźliwości", tzn. takiej seryjki, gdy różne zdrowe osoby odkasłują, skoro ktoś zacznie. Ewidentnie dużo różnych osób udawało, że jest chorych. Później zresztą mogło być 10 osób, a autentycznie kilka różnych udawało przeziębienie (głównie wprawdzie chyba Niemcy i jacyś jeszcze z innych krajów, ale wsiadający w Niemczech). W Warsie, pomimo bardzo kameralnego grona, też oczywiście musiała pojawić się młodzież markująca kaszel.
Niech mi to tatuś wyjaśni, który tak popiera PO znane mu z telewizyjnych przekazów (wprawdzie jak sądzę, nie tylko). Ja ich znam w bardziej bezpośredni sposób, bo się nade mną znęcają i zatruli tym ponad rok mojego życia, czyli spory jego kawałek – wraz z innymi elementami (p. zwł. hotele) uniemożliwiając mi cieszenie się podróżami. W Polsce też to jest. Podstawieni ludzie w Pizzy Hut, przed CH Promenada, w bankach (oba moje banki, Kredyt Bank i Pekao SA musiały w przeciągu 1 dnia popisać sie bezczelnym kaszlem na mój widok [pół roku wcześniej było to powszechne w PKO BP])...
(12:20)
Do jutra rana będzie wgrany film z polskimi taksówkami z 1. czerwca. Żeby nie było – to nie był jakiś wyjątek, tylko od tego czasu zrobiła się norma.
(19:52)
wyraża się m.in. w zainteresowaniu policji. Nie tylko, oczywiście, można przecież za ulubionym celebrytą posyłać ambulanse, a to już niech minister zdrowia się tłumaczy (albo szpital stylizować na własność oficjeli rządowych – pisma z Ministerstwa Zdrowia wyeksponowane na biurku przy przyjmowaniu mnie, wywieszki o jakimś proteście przeciwko likwidacji części oddziałów i braku budowy szpitala, że to niby z przyjęciem mnie coś za coś było). Ale tu będzie o policji. Że generalnie mnie znają (nawet potrafią sobie w zawoalowanej formie żartować z moich przywar, jak np. mówienie Republika Gwatemali zamiast Gwatemala), nieraz mnie zaczepiali, przypieprzali się ewidentnie złośliwie, że jeździli za mną, że na posterunku na Dworcu Centralnym znają chyba nawet mój blog (niezbyt byli zaskoczeni, jak im opowiadałem o Gwatemali, a jeszcze wtedy spytali "na KTÓRYM przejściu granicznym" w tej Ameryce, co dla nich nie ma znaczenia, choć może mieć swój sens jako sprawdzanie mnie, ale jednakowoż przypomina mi bardzo "belize-guatemala-border" z listy kradzieży), że sobie pokój wywiesili plakatami Kaczyńskiego, napisami "mój prezydent" itp., gdy składałem zawiadomienie o kradzieży kluczy (odsylam do listy kradzieży, tam jest napisane, jakie miałem wtedy przejścia z uczelnią i na policji i że zasłaniali się rękami i nogami przed złożeniem przeze mnie zawiadomienia, pisali zamiast niego jakąś notatkę służbową, choć chciałem wyraźnie zgłosić, później redagowali źle i niekorzystnie dla mnie to zawiadomienie, aż musiałem ciągle zwracać uwagę, jeszcze wcześniej nie chcieli przyjąć i ciągle mnie zniechęcali i wymyślali preteksty w rodzaju "moje doświadczenie życiowe to wyklucza"), że generalnie na policji wiedzą, że w moim przypadku to o politykę chodzi (Kościół uczy pokory i oni ją okazali: "wie pan, my za mali jesteśmy do takich rzeczy", "ja pana proszę, żeby pan poszedł do prokuratury na Kruczej", gdy im chciałem złożyć ustnie o Gwatemali; oczywiście ta odmowa przyjęcia zawiadomienia to nielegalne, nieregulaminowe) – to wszystko prawda, ale ja tutaj o czymś ciekawszym napiszę, prawdziwy cymesik. Bo oto kilka tygodni temu policja zadzwoniła do mojego znajomego z Internetu (słabego znajomego), z którym od 6 lat nie miałem żadnego kontaktu, i powiedziała, że chce z nim rozmawiać o mnie, to znaczy o Piotrze Niżyńskim... A ja kiedyś temu człowiekowi coś zrobiłem. Za czasów, gdy już podsłuch był. Tak samo "zrobiłem coś" kiedyś stronie sync.pl, razem z Bartkiem Nowickim, i oto Alior tak nazwał swój nowy bank i zrobił wielką kampanię "Ty i SYNC.pl". Ta ich domena była w 2006 w użyciu przez dzieciaka-lamera-"firmę hostingową" (zupełnie jak tamten koleś, też lamer), a myśmy się z takich firm nabijali i nie tylko. Ekipa nie zapomina... Tak tak, dowiedziałem się tego o telefonie z policji niemalże z pierwszej ręki – dali mi log z wypowiedzią samego zainteresowanego. Oczywiście niezbyt chciał na mój temat gadać, a żądzy zemsty też raczej nie było... [edit 2013-12-13: czy to prawda, nie wiem, ale koledzy byli w temacie Policji.]
[edit] Jeszcze i na inny sposób policja się mną interesowała. Oni mają ewidentnie związek z tymi odzywkami (a mniej ewidentnie – z monitorem; raz mi weszli do mieszkania i stał radiowóz u sąsiada u góry przez łącznie ponad godzinę, aż w końcu wróciłem i wtedy za chwilkę sobie wyszli, chcieli się chyba upewnić, gdzie mieszkam). Nieraz mi ich podstawiano, niby organizujących coś wśród ludzi, gdy właśnie odzywki padały. Ale najwyraźniej to się ujawniło wtedy, gdy jakaś dziewczyna z komóreczką robiła widowisko w tramwaju, gadając sobie dość głośno i robiąc raz po raz aluzje do mnie. Gdy wysiadła przystanek przede mną, wyszedłem na chwilę z tramwaju i ją uderzyłem (nie widziała wprawdzie, że to ja), po czym zaraz wsiadłem. Na następnym przystanku wsiadła do tramwaju umundurowana policja. Z kim ona mogła być połączona? W każdym razie błyskawiczna reakcja!
[edit 11-10-2012] Jeszcze jeden przykład działań policji to przekazanie mnie do szpitala psychiatrycznego. Policjantka, wobec świadków w postaci swoich kolegów, dokonała wtedy na moich oczach przestępstwa (z art. 53 Ustawy o ochronie zdrowia psychicznego) donosząc lekarzom, jakobym opowiadał jej w karetce, że "słyszę głosy i jestem schizofrenikiem" – co w ogóle nie miało miejsca. (Niezbyt mnie to zszokowało. Że policja polska jest generalnie zdolna do dokonywania przestępstw wiem już odkąd spotkałem się z kaszlaniem ze strony Komendy Stołecznej. Tu dochodzi jeszcze kradzież portfela w szpitalu, wprawdzie nie wiem, przez kogo.)
(16:09)
Wczoraj wypisano mnie ze szpitala psychiatrycznego [edit 2014-11-20: byłem tam w ramach politycznych represji, bliskość czasowa z tym zamknięciem w Nowej Zelandii... podobno lekarze też bywają w mafii, w szpitalach podobno to propagowano]. Nie obyło się bez małych utrudnień w postaci skradzionego przez n/n sprawców portfela. Panie potrafiły tylko bredzić o jakiejś "szarpaninie" i że, znowu jak zepsuta katarynka, na pewno wypadło przy jakiejś "szarpaninie" z policją, natomiast nie zwraca się uwagi na to, że nic tu nie miało prawa zginąć, ja miałem portfel przy sobie w kurtce, policjanci byli cały czas przy mnie, ktoś – oni czy szpital – ewidentnie zawinił, ukradł, nie da się tego inaczej wyjaśnić.
Dziś, gdy poruszałem się po mieście, ktoś zrobił aluzję do wspominanych przeze mnie w apelacji od postanowienia sądu ludzi, rzucających do mnie tekstami po drodze do Centrum Promenada (napisałem w apelacji, że to chyba z tego powstało, że "słyszałem głosy" – bo faktycznie, głosy ludzi słyszałem, jeden z nich powiedział mi po drodze "restauracja"). Że w szpitalu oglądano mój ekran to rzecz prosta i oczywista, nawet nie liczyłem, że będzie inaczej, no i się nie przeliczyłem. Jeszcze jeden dowód na to, jak "rutynowo" i "standardowo", jak "fachowo" do mnie podchodzono. (Tu uwaga na marginesie: zrezygnowano z "ostrych zaburzeń psychotycznych", hurra! Wyszła im schizofrenia paranoidalna i tu już prawie mogę im rękę podać, bo to nic dziwnego, że mają mnie za paranoika, opowiedziałem im trochę prawdy, tej dziwnej i z trudem wiarygodnej prawdy mojego życia). Ale wracając do człowieka, który powiedział mi "restauracja": dziś z kolei było "prawo jazdy". Gdy wchodziłem do budynku urzędu miasta, zawrócony tam przez urzędnika z Mariańskiej (to tam, gdzie w Śródmieściu robią prawa jazdy, taka delegatura). Była ta odzywka, i to w formie właśnie takiej – rzeczownikowo "prawo jazdy", niezbyt udało się młodemu człowiekowi, który to przede mną rzucił, wystylizować to na jakąś rozmowę. A później? Samochody DPD i jakieś inne kurierskie, w ponadprzeciętnej (przeto zauważalnej) ilości (czemu? bo o 11:11 nie zastał mnie w domu kurier, mniej więcej wtedy właśnie zaczęli mi je podstawiać, nr trackingowy przesyłki znają z mojego ekranu oczywiście), raz walnięto samochód z niedziałającym jednym światłem (wczoraj też taki dali dwa razy w odstępie minuty). Co znaczy to niedziałające światło, rzecz wcześniej którą widywałem bardzo rzadko? To było użyte swego czasu jako zobrazowanie hasła "symetria", jakie wpisałem na swoim ekranie w czasie testów i które sąsiedzi zdołali, mimo użycia trzech warstw namiotu, zobaczyć. Tu też spierałem się trochę z bratem, który twierdził, że to rzecz normalna i że mnóstwo samochodów ma asymetryczne światła (oj chyba pomylił zwykłą nierówność z całkowitym niedziałaniem). Powtarzają to chyba na zasadzie "kliknę drugi raz, to się odznaczy", czyli żeby teraz pokazywać, jakie to powszechne i że na pewno to był przypadek, przynajmniej oficjalnie.
W Złotych Tarasach, gdzie kupiłem sobie w Saturnie urządzenie wielofunkcyjne za 180 zł(!), całkiem zapewne fajne i do używania, ktoś oprócz tego rzucił, że "uzasadnienie mu się nie podoba" (to zapewne o sądzie) [wyjaśni się, gdy przeczytasz wpis Zainwestuj!, chociaż pierwszy akapit; mogło też być o szpitalu psychiatrycznym itp., w ostateczności przypadek, choć przyzwyczaiłem się już do tych tekstów "tuż obok"...]. Były i inne teksty nad moim uchem.
[edit] A oto kolejne "schizy", które miały miejsce tego samego dnia, przed lub po napisaniu powyższego. Rano ok. 9-tej zamówiłem Eko Taxi. Sąsiad prawdopodobnie słyszał, że to robiłem, ponieważ dokładnie pod moim domem naprzeciw furtki, tak jak umawiałem się z Eko, wkrótce stanęła taksówka... MPT. Przekonałem się o tym, gdy po 10 minutach wyszedłem na dwór. Pojechałem tą taksówką, pan później pytany przyznał, że on nie miał ode mnie zamówienia, a stał tam, bo jakoby umówił się z żoną. Tym niemniej zabrał mnie gotowy, wolny i czekający. Później tego samego dnia, ok. godz. 14-tej zamówiłem Taxi Grosik. Działo się to na takiej zasadzie, że najpierw w przeglądarce wpisałem w Google "grosik taxi" i zostawiłem stronę z wynikami otwartą (znalazłszy nr telefonu), następnie zszedłem na dół zatelefonować i wyszedłem na dwór. Po kilku minutach przejechało mi drogę Grosik Taxi (to, że z polskimi sieciami taksówkowymi ekipa jest dogadana jest mi wiadome od dawna, a sceny dochodziły nawet do ciągłego robienia defilady na Powstańców Śląskich, gdy spędzałem noc na klatce w bloku matki). Od otwarcia strony do przejechania Grosika minęło ok. 5 minut. Ponadto tego dnia było trochę odzywek, m.in. dziewczęta na mój widok przerwały swoją rozmowę na chwilkę, złapały oddech i zawołały w duecie: "Tym razem nie zabłądzę!" (może minimalnie zniekształcam cytat przez niepamięć). To osobliwe zachowanie daje się skojarzyć z dzisiejszym zabłądzeniem taksówką nr 1 podczas dojeżdżania do Babic.
(13:15)
Zamknięto mnie w szpitalu Drewnica w Ząbkach (już 19. lipca [oto dowód]). Autoryzowane przez sąd. Opinię o 'ostrych zaburzeniach psychotycznych' wydała p. wicedyrektor, biegła sądowa (głównie w oparciu o plotki, w dodatku fałszywe, bo z doktorami nie chciałem rozmawiać). Co się tyczy faktów, to rzeczywiście – uderzyłem kobietę, która kaszlała na mnie przy wejściu do CH Promenada w Warszawie. [edit 2014-11-20: Dużo wtedy było podżegania w myślach do bicia czy nawet zabijania takich ludzi, podczas gdy ja (kompletnie znękany i 4 miesiące po próbie samobójczej) jak dotąd stosowałem co najwyżej (czasami tylko) opluwanie takich narzucających się, podstawiających się osób.]
O tym, że będzie się próbowało zrobić ze mnie wariata, ostrzegano mnie od dawna; już przecież we wrześniu (hostel Zachodni), później te wszystkie karetki, niby to ogólne żarty, później w mediach o szczególnym zainteresowaniu rządu resortem zdrowia i NFZ... Karetek ostatnio faktycznie wybitnie dużo było. Kobieta z Promenady z góry wiedziała, że "będę siedzieć"; niezłe jasnowidzenie. [edit 2013-11-19: A gdy już tam trafiłem, wielka promocja bodajże filmu "Jesteś Bogiem", tak jak ta piosenka hiphopowa Paktofoniki o schizofreniku. Sprawdźcie sobie daty, bo ja dokumenty mam.]
edit 2015-10-01: W dwa lata i dwa dni po zamknięciu mnie w szpitalu (dopiero teraz to odnotowuję, to nowy dopisek na tej starej stronie) ostrzelano szpital w Strefie Gazy, a zrobili to Żydzi. Oto news w Gazecie Wyborczej (zachodnie: The Telegraph, The Independent, GR).
(13:48)
Trochę, żebym nie zapomniał, trochę, żeby przestrzec innych, wymieniam tutaj kancelarię prawną i obrotu nieruchomościami, która to bodajże załatwiła mi w Chełmie mieszkanie z (nieskazanymi) bandytami u góry [wsłuchiwanie się w pobyty w ubikacji, komentowanie ich, nieodłączne łażenie za mną dosłownie krok w krok (np. biegnięcie na górze, gdy idę w stronę jadalni i ubikacji)]. Oto ona: //chelm.olx.pl/omega-kancelaria-prawna-doradca-ds-nieruchomosci-iid-181797154. Ponoć nawet jakaś większa, w Chełmie to tylko filia, mają siedzibę w Warszawie. Oczywiście nie będę spekulować (nie tak do końca spekulować), że wzięła i ile, bo jeszcze będzie, że ich pomawiam.
(19:48)
Oprócz oczywiście ciągłego śledzenia przez taxi (a także zabaw z podstawianymi samochodami tuż po wyjściu z domu), dzisiaj np. spotkałem się z taką sytuacją. Opuszczam tramwaj na Rondzie Waszyngtona, jakieś kilka minut później nagle zmieniam plan i wybieram się w inną stronę, łapiąc odjeżdżający jakieś kilkanaście metrów ode mnie autobus. Przejeżdżam nim przez most i jeszcze dalej. Wysiadam. Chwilę czekam i zawracam autobusem w przeciwną stronę (z powrotem na Pragę), a po drodze tuż obok mojego autobusu ... tym razem nie taksówka i nie patrol, a Pocztex.
[edit 2014-10-15] Stałe jeżdżenie za mną różnych pojazdów, w tym Poczty Polskiej i DHL, wspominałem następnie we wpisie Kilka wyjaśnień.
(19:45)
W związku z ciągle prowadzoną akcją partyjniacką mającą na celu tak mnie zmanipulować, bym wierzył, że wszystkim Polakom (nie tylko PO-lakom) jest obojętne ciągłe nasyłanie na mnie bandytów przez polityków, dodaję kilka słów o tej akcji i o samej kradzieży.
Przede wszystkim już po zorientowaniu się, że przelewu nie wykonano, ustawiano mi na ulicy (czy w tramwaju) i w Pizza Hut młodzież mówiącą, że "to dlatego, że to taka lewa kasa". Było to, powtórzę, już w pierwszych dniach czerwca, powiedzmy przed piątkiem 8. czerwca. Teraz jednak okazuje się (tu wspaniała synchronizacja wszystkich sklepów na osiedlu zorganizowana chyba przez media w rodzaju Eska/Radio Zet, przekupstwem lub inną metodą [błąd]), że powodem, dlaczego ludzie to olewają (na pewno wiedzą i na pewno olewają), jest "brak dowodów" (słynne parskania podstawiane mi zaraz po tym, jak próbowano dawać inne wytłumaczenie, "że olewają"). No jak "brak dowodów", skoro przed chwilą sama młodzież mi donosiła, że zna nawet powód (tym bardziej więc wie o samej kradzieży). Teraz znowu natarcie z tym, że nie jest tak źle i że ludzie to olewają (wciąż to założenie, że każdy wie). Nie rozpisuję się tu już o akcjach z komentatorami sportowymi w TVP... [edit 2015-05-04: Wtrącali na żywo w swoich komentarzach np. do meczu teksty i półsłówka pode mnie, na zasadzie (oczywiście) aluzji i tylko ocierające się o aktualny u mnie temat.]
Wracając więc do samego zdarzenia: po pierwsze, już wcześniej ten kantor internetowy (PlanetWM.com, dzieło właścicieli wm-center.com – ten sam support; swoją drogą dosyć duży kantor, na pierwszym miejscu popularnej firmy LibertyReserve.com wśród firm zaufanych) wymienił dla mnie 20 tys. WMZ na przelew bankowy 20 tys. USD bez problemu. A więc przy takiej samej sumie udowodnił swoją wiarygodność.
Po drugie, tym razem dałem niezgodną nazwę właściciela konta (co jednak nie powinno przeszkadzać i o czym kantor wiedzieć nie powinien), co przydało się jako dodatkowy pretekst.
Po trzecie, co do samej synchronizacji czasowej to spotkałem się z nią nie tylko w hotelu pracowniczym Metro, ale i później w domu na Grochowie, gdzie teraz przebywam. Właściwie spotykam się z tym cały czas, np. teraz ze strony Pekao SA. Kantor planetwm.com np. wchodził do Internetu i nawet odpowiadał na zostawione pytania po wielu dniach roboczych milczenia, dokładnie wtedy, gdy ja zacząłem pisać artykuł na tym blogu. (Podobnie teraz zadzwoniło Pekao SA w takiej właśnie chwili.) Później też treść strony wm-center.com zmieniała się w rytm mojej pracy w domu, która oczywiście nie mogła w żaden sposób być przez PlanetWM odczuta. Wielokrotnie powtarzające się takie sytuacje w moim odczuciu niezbicie pokazują połączenie między szpiegującą mnie ekipą a złodziejami z tej firmy.
Najśmieszniejsza jest tu postawa młodzieży partyjniackiej, zapewne gdzieś na dole hierarchii, która wprawdzie pewnie jeszcze nie zaprzedała duszy zupełnie i pewnie niezbyt ma pojęcie o tym, co się stało, ale bez zawahania wykonuje polecenia "powiedz to w tramwaju", "zrób tamto" [edit 29/04/2013: to posłuszeństwo głosom podprogowym...]. Pewnie jeszcze uważa się za taką mądrą, świetnie poinformowaną, podczas gdy jest po prostu okłamywana i zmanipulowywana (takie moje podejrzenie).
[edit 29/04/2013] Oddali po kilku tygodniach. W międzyczasie bank Pekao SA oczywiście też zachowywał się jak poinformowany, ale to nie oni, choć kantor zwalał na nich i mówił, że dostał zwrot. Przypomina się ciekawostka z prokuraturą i pocztą. [edit 2014-09-28: Najbardziej szokujące jest w tym chyba to, że w Polsce masy, np. na ulicach (szpiedzy czepiający się słownie), z góry wiedziały, że pieniądze będą oddane, podczas gdy ja się denerwowałem.]
(15:28)
Jakże mógłbym być "sam" – już nie mówię w autobusie, na ulicy, w domu/mieszkaniu, ale w lesie? Zawsze muszą śledzić, powtarzać mocodawcom, podstawiać wozy DHL...
Bandyci mają oparcie w głupiej młodzieży, tej od "joggingu" i zapychania autobusów/metra. Wszystko na intelektualnym poziomie cieciów, że aż szkoda o tym wspominać.
(11:07)
Właściciel serwisu planetwm.com (wm-center.com) przywłaszczył sobie 20.000 USD. Wziął transfer na konto internetowych płatności i nie zwrócił przelewem bankowym. Rzecz absolutnie niesłychana (człowiek sprawdzony przeze mnie i od lat przez innych, coś jakby 1000 pozytywów na Allegro), choć mnie już takie rzeczy robiono, jak można poczytać na sysplex.pl/index w opisach starszych kradzieży.
Zdarzenie poprzedzono akcją wywindowania ceny dolara do wielolenich rekordow (znane zjawisko, nieraz robiono to już pode mnie w tych czy innych momentach, później jeszcze newsy prasowe o interwencjach NBP czy MF), ponadto wybitna synchronizacja czasowa działań exchangera (oznaczenie przelewu jako wykonany na stronie + wysłane maile) z tym, co ja robiłem w akurat szpiegującym mnie hotelu Metro, sugerują, że jest to znowu kradzież o podłożu politycznym. Zmowa z "ekipą" jest tym prawdopodobniejsza, że ponieważ wcześniej z tego exchangera korzystałem i jako jedyny w styczniu mnie nie okradł, tylko solidnie nadał Western Union, a później robił przelewy, to był czas się z nim zaznajomić i załatwić złodziejstwo – tym prościej, że można zwalić na bank, "bo swoje nazwisko a nie nazwę firmy podał w odbiorcy". (Nr rachunku byl prawdziwy, ale co tam...) Była bodajże jakaś minimalna aluzja ze strony p. Tuska (coś w rodzaju, że "nieważny detal").
Oprócz pokazania oblicza polityków w rządowych garniturach zdarzenie to uczy, że także i codzienna dla mnie przestępczość (mówię o szpiegowaniu mojego ekranu, nie o stalkingu) nie jest tak niewinna, ponieważ moje działania są nadzorowane przez złodziei.
Pozdrawiam tatusia, może dostał coś z tego łupu? I jak tam, urósł w twoich oczach twój ulubieniec?
[edit 2014-09-05] Gdy był pisany ten wpis, czyli na początku czerwca, świeżo wprowadziłem się do domu na Chłopickiego 14 w W-wie (wolnostojący, cena 4500/m-c). Kaszlnięcie już chyba przez telefon, ale wszystkie oferty były kiepskie; jeden np. właściciel zrezygnował nagle, jak gdyby ktoś mu coś wyjawił. Cóż, myślałem sobie, że dom to dom, co za różnica (najgorsze, czego się spodziewałem, to śledzenie komputera). Przy podpisywaniu umowy właściciel Piotr Krajewski ostentacyjnie poprosił o pozwolenie na zapalenie w domu papierosa, a właścicielka głośno i ordynarnie kaszlnęła. Por. z warszawską kampanią PiS-u do UE.
(13:26)
Przypomniała mi się jeszcze jedna metoda gnębienia, dość perfidna, gdyż z jednej strony trudna do zniesienia dla "osoby, która figuruje tu jako ofiara", a z drugiej praktycznie niewidoczna dla otoczenia. Jest to mianowicie wykorzystywanie obaw, indywidualnych wrażliwości czy nawet nadwrażliwości psychicznych w taki sposób, że praca (a co dopiero zabawa) staje się dlań ciężka, jeśli w ogóle możliwa. Przykład: człowiek jest bardzo wrażliwy na punkcie tego, czy ktoś nie ogląda mu "przez ramię" ekranu monitora (bo np. robi rzeczy, w które nie chce, by ktokolwiek mu się wtrącał). Nie wie – nikt miły mu nie powie – że ekran przechwytują mu innym sposobem, przez fale elektromagnetyczne. Natomiast ci, co się nim "zajmują", wiedzą dobrze, jak alergicznie reaguje na wszystkich, co przechodzą obok. Wobec tego właśnie podsyła mu się co chwila przechodzącego jednego człowieka za drugim: i ów użytkownik laptopa będzie teraz przełączał okna, próbował zmienić widok, zasłonić ekran [przymykanie klapy] itd. I tak co minutę-dwie. Sprytne, prawda? [edit 2015-05-04: Stosowane w 2011/12 np. na Wydziale Elektroniki i Technik Informacyjnych Politechniki Warszawskiej (pracownicy, piętro 5), a także na dworcach typu Dworzec Warszawa Centralna, Dworzec Warszawa-Śródmieście (bodajże straże oraz, zwłaszcza młodzi, podróżni).]
(17:04)
Przypomina się sprawa oszustw mieszkaniowych polegających na wabieniu klientów nieistniejącymi ofertami, które wystawia się jako prywatne w cenie np. 800 zł za mieszkanie w Warszawie – do gazet typu Oferta czy na strony w rodzaju gumtree.pl, domiporta.pl itp. Po przyjeździe do biura firmy niedoświadczony człowiek zapłaci jej pieniądze i podpisze umowę, co jednakże nie zaskutkuje otrzymaniem realnej oferty tamtej lub choćby podobnej (mimo że z umowy może wywnioskować, że to nastąpi). Było tego swego czasu bardzo dużo. I choć zgłosiłem wszystko z obszernym materiałem w postaci nagrań wideo, raportów detektywistycznych (wiele osób uczestniczących w prowokacjach) itd., ze sprawą najprawdopodobniej w sensie postępowania karnego nic nie zrobiono. Zamiast tego podnoszono dookoła mnie wielki huk, w mediach na zasadzie aluzji kreowana wirtualna rzeczywistość, sugerowano niby to zbliżający się termin procesu, wątpliwości, a w końcu wyrok sądu skazujący oszustwo. Uczestniczyły w tym media w rodzaju Onet.pl czy nawet Nasz Dziennik, nie mówiąc już o radiach ogólnopolskich itp. Z kolei moje próby nagłośnienia tego w mediach spotykały się z nikłym powodzeniem; raz zrobiono, oczywiście niezbyt wyrazisty, reportaż bodajże w TVNie. Nasyłałem klientów na Ministerstwo Sprawiedliwości, rezultatem było wkrótce ogłaszanie przez PO w mediach, że są za rozdzieleniem urzędu [edit 2013-12-15: od Prokuratora Generalnego] i nawet przyspieszono prace w tej sprawie (projekt ustawy). Podkreślam, że na płaszczyźnie postępowań karnych najprawdopodobniej nic nie zrobiono, natomiast we wszystkich komendach policji itp. panowie władza prostowali się przede mną, urządzano scenki w rodzaju "właśnie ktoś zgłasza oszustwo" (czy "co też dzisiaj mieliśmy zgłoszone...") itp. Jednak od początku ja miałem wrażenie – biorąc pod uwagę bezczelność sprawców i absolutne pozostawianie ofiar samym sobie przez wszystkich – że to jest chyba politycznie osłaniane. I raczej się nie myliłem! Nastąpił bodajże postęp, ale polegający chyba na tym, że większość firm oszukańczych zastąpiano jedną firmą TanioMieszkaj.pl, która bodajże ściąga teraz ludzi na swoją stronę w Internecie, a nie do biura. Ale nie wiem, czy tak jest, bo ciągle ktoś tam odbiera telefony, więc może i biuro jest; być może nic się nie zmieniło, trzeba by to zbadać. Co istotne, mam wrażenie, że postęp nastąpił nie pod presją wyroków sądowych, lecz po prostu jakby "państwo zreformowało swoje", rząd i ministerstwo sprawiedliwości "poprawiły rzecz" i "zastosowały lepsze metody"... Cały czas w każdym razie prób wyłudzania od klientów kwot rzędu 240 zł "za pośrednictwo" jest sporo, wystarczy wziąć wyszukiwanie mieszkań do wynajęcia w Warszawie w cenie do 1000 zł. Koledzy PO sobie dorabiają?
Podkreślam, że bez względu na to, czy klient zapłaci w Internecie, czy w biurze, całe postępowanie sprawców prowadzi do tego, by wyłudzić od niego pieniądze, w związku z tym nie sądzę, by była to metoda jakkolwiek bardziej legalna od tej z "biurami" (w rzeczywistości zaaranżowane mieszkania prywatne oszustów). Co do wcześniejszej fazy (lata 2008-2010) nie jestem pewny, jak to było, czy cokolwiek policja zrobiła, ale obecnie jak widać rzecz trwa w najlepsze.
(16:54)
Towarzystwo mną się opiekujące (PO & Co.) standardowo kontaktuje się ze wszystkimi, z kim i ja, więc załatwiło mi też fajne efekty u tłumacza przysięgłego.
Drobne sygnały, w rodzaju po tym jak ludzie wszędzie w tramwajach rzucają mi (młodzież, studenci), że mam sobie załatwić mieszkanie (nie dom, nie hotel – bo są drogie, a ja sobie dużo liczę odszkodowania), pani tłumacz nawet okazała się właścicielką mieszkania swego i mieszkania piętro niżej, tak w każdym razie podobno pracuje, choć zawsze trzeba się umawiać. [edit 2013-10-31: Kłania się moje dawne myślenie, że podsłuchuje sąsiad u góry... edit 2015-01-09: tak, tam też to robią (teraz znów walnięcie drzwiami, jak to piszę!), nie tylko symulują...]
A co w tłumaczeniu zrobiła, to jeszcze inna historia. Że gotowe, to już mnie uprzedzono podstawieniem kogoś na ulicy idącego ładnie z teczką (taki symbol dawano też na sędziego). Błędy ewidentne na pierwszej stronie i mniej ewidentne służące w przyszłości ściganiu mnie UKS-em i prokuraturą. Tłumacz sam z siebie by takich nie zrobił. Pani [przedsiębiorca] wzięła pieniążki i coś z góry mówiła o poprawkach, ale zaraz zaznaczyła szybko, że i tak nic nie poprawi, bo nie może, bo (pauza) nie ma drukarki.
Ten tekst "i tak nic mi nie wolno tu poprawić" już znam, z Kredyt Banku mianowicie (dla nowych: w bankach standardowo mnie prześladowano i wczoraj jeszcze, gdy to tłumaczenie odbierałem, państwo byli przygotowani). W Kredyt Banku ... no cóż, przygotowano specjalną umowę z "podstawianiem pieniędzy na konto", też "problemy z drukarką" (dziedzictwo mojej argumentacji dot. Western Union, gdy [kontrahenci] dawali mi jakieś pseudopotwierdzenia wysyłki: normalnie to człowiek sam wypełnia i oni podpisują) itd. Nie ma co pisać o drobiazgach. Jak ktoś chce o ostrzejszych rzeczach, niech sobie kliknie link na górze, jest cała historyjka m.in. kradzieży, są filmy taxi, WC itd. Pierwszy post, tzn. ostatni na tej stronie, też jest godny uwagi, jako wprowadzenie. Coś tam wspominałem o tej katastrofie kolejowej i to się w późniejszych artykułach wyjaśnia...(przypadek, rzecz jasna). Prześladowania, prześladowania, złe uczynki...
(14:16)
...obejmował, oprócz oczywiście ciągłego podglądania i "cykań", także wprowadzanie mężczyzny w wieku ok. 30 lat, który co rusz wpadał z hukiem do łazienki, spluwał tam i trzaskał drzwiami. Również czasem właził i siedział tam przez pół godziny, udając, że robi kupę i gadając ze sobą natarczywym szeptem. Mężczyzna ten był też zagrożeniem dla normalnego załatwiania się, bo raz sprowadzono go ewidentnie po to, żeby mi przeszkadzać (było to po tym, jak ich pochwaliłem, że przynajmniej ubikacji nie robią).
(09:02)
19. tego miesiąca wróciłem do Polski. Już 18-tego zwolnili mnie ze szpitala (patrzcie! równiutko miesiąc!), ale dla odmiany zamknęli w kilku kolejnych więzieniach (dosłownie).
Opis sytuacji:
20:58 opuszczam Starbucks (miejsce: przystanek przed pl. Unii Lubelskiej). Ok. 21:10 wsiadam do tramwaju linii 74. Przede mną naprzeciwko w rzędzie chłopacy, gadka "Instalatorów... fajnie tam jest". Ja w Starbucksie wstukałem Instalatorów na stronie ztm.waw.pl (hotel). Już wcześniej przygotowała mnie na to dziewczyna na przystanku (nie ze Starbucksa!), mówiąc "Dobrze", "Dziwisz się?", "No widzę jeszcze, chociaż teraz to już kiepsko". [edit 2013-12-15: parę miesięcy później o jakiejś antenie, że teraz to taką dużą mają, to przy okazji namiotu; gadał też Kaczyński w dobrym momencie, że "będziemy próbowali przez tę osłonę się przebić" cz coś takiego]
Tego dnia śledziły moje podróże po mieście nieodłączne taksówki (i pewnie inne samochody), w jakiś sposób być może zgrał się z nimi mój wujek, wyjeżdżając zza rogu dokładnie, gdy ja podszedłem pod wejście do domku babci. Sąsiedzi tam oczywiście "przygotowani"...wiadomo, przez kogo...
(22:15)
Tu i ówdzie odbijają się echa czy to jakiejś ezoterycznej wiedzy, czy tylko przeczuć, że sąd zadecyduje (zadecydował?) przeciwko prowadzeniu mojej sprawy w prokuraturze. A więc – "są podsłuchy, ale stalkingu nie ma"... i tu nawet nie trzeba niczego sprawdzać. Wobec tego ja tylko powtórzę swoje, że zarzuty zawarte w zawiadomieniach do prokuratury miały twarde podłoże i że do dziś trwa męczenie mnie. Nie da się uczciwie i bez sprawdzania powiedzieć, że nic nie było, a tego jakoś ludzie spodziewają się lub choćby sugerują (lub po prostu to już nastąpiło(?)). W każdym razie w najbliższym czasie jestem nadal w szpitalu i na posiedzenie przybyć po prostu nie mogę.
Dużo z tego, o co chodzi w zawiadomieniu, jeszcze spotęgowało się w miesiącach październik-listopad, czyli tu dochodził udział uczelni (różne efekty na wykładach, ćwiczeniach) – czego może nie ująłem szczegółowo w oryginalnym zawiadomieniu, ale na pewno przy zbadaniu sprawy by wyszło. Tak, zdecydowanie uczelnia państwowa PW miała tutaj swój udział, niestety: zwykli studenci, sprzątaczki, różne "ekipy" i pracownicy wydziału (remonty, podsłuchy, ubikacje, puszczani co chwila obok mnie ludzie, aluzje na wykładach, interakcje, karetki).
(Middlemore, 20:01)
Jak dotąd nie wspomniałem chyba o głupim zablokowaniu mojego konta w firmie Paypal.com (którą akurat dokładnie wtedy [edit 2014-12-31: czyli dzień wcześniej, gdy jeszcze działało] zachwalałem Meksykanom). Oprócz wysypu różnych rzekomych problemów (chyba z 10 ich tam wytknęli, zwykle głupich, w rodzaju żądania przedstawienia rachunku dla czegoś, co dzieje się w Internecie bez żadnych rachunków (exchangery) itp.) zastosowano śmieszną blokadę: którąkolwiek stronę Paypala (Summary, Contact, History, Accounts) próbuję otworzyć, wyświetla się, że losowo wybrano moje konto do sprawdzenia i że muszę wpisać ostatnich 16 cyfr nru rachunku. Mam nawet wybór między dwoma bankami, z których korzystałem. Niestety, wpisanie prawidłowego nru nie pomaga, pojawia się tylko czerwony napis ("proszę wypełnić informacje poniżej") i znowu ta sama strona. W ten sposób zablokowane w Paypalu mam ok. 2500 zł. Podczas konfiguracji konta oczywiście nie zrobiłem żadnej pomyłki w nrach, choćby dlatego, że po prostu przeklejałem je z bankowości elektronicznej.
Żeby było zabawniej, ignoruje się moje maile albo przysyła ciągle tę samą odpowiedź (w końcu wręcz zablokowano mi dostęp nawet do opcji Kontakt w koncie, w ww. sposób), twierdząc, że w moim przypadku konieczny jest kontakt telefoniczny. Argument, że rozmowy z zagranicą kosztują dużo jakoś do tej firmy nie trafia.
Tego typu problemy pojawiały się w mym życiu co chwila jeden po drugim; to było mniej więcej w czasie, gdy odmawiano mi otwarcia kont za granicą (różne kraje, w tym Szwajcaria) w dziwnie skoordynowany sposób. Ten konkretnie zastosowano chyba dzień po tym, jak mówiłem kolejnej osobie, że to "solidna amerykańska firma". [edit 2014-07-31: "Obudzili się", bo tygodniami nic tam nie robiłem.]
[edit 2012-10-07] Ostatecznie odzyskałem pieniądze, po ponad trzech miesiącach. Do tego czasu ciągle pseudokomunikacja (odbijanie piłeczki, ciągle te same odpowiedzi), jacyś ludzie z powymyślanymi prawdopodobnie nazwiskami, sztuczny problem z nrem rachunku i brak współpracy w odzyskaniu kasy.
(Middlemore, 13:39)
Doktor odpowiedzialny chce mnie tu trzymać przymusowo jeszcze nie wiadomo ile i skierował w tym celu pismo do sądu. W związku z tym ogłaszam – żeby później tego nie próbowano podważać – że chciałbym być obecny na tym posiedzeniu sądu, choć na razie nie podano mi, kiedy ono będzie.
Proszę, aby nikt później nie twierdził, że z własnej winy opuściłem posiedzenie; przybycie nań jest moim priorytetem.
(Middlemore, 18:47)
Za moje problemy odpowiedzialne jest nie tylko PO, ale i PiS, i to może w pierwszej kolejności.
[edit 2013-08-17] Pierwsze kradzieże były już za Kaczyńskiego. [Mógł to być jakiś wybryk Policji.]
(Middlemore, 18:57)
Od 18-tego jestem de facto pozbawiony wolności (już na lotnisku w Auckland). Obecnie trzyma się mnie (od 19-tego) w szpitalu Tiaho Mai w Middlemore (psychiatryk).
[edit 25-07-2013] Tutaj wrzuciłem skany dokumentów lekarskich dot. mojego pobytu w szpitalu. Nazwisko być może sfałszowali, na podpisie nie mogę tego wyczytać. Z ciekawostek dodam jeszcze, że w HK przed moim planowanym wylotem do NZ zaczęli mi podstawiać zielone taksówki (generalnie w HK były bodajże czerwone), widać tu ewidentnie politykę międzynarodową, pewnie we współpracy z polską Policją. (Oprócz tego nowozelandzkie linie lotnicze nie chciały sprzedać biletu, gadały coś o upewnieniu się w Polsce, że mam prawo tam wjechać – ten argument anulowania wizy później dał urzędnik, zatrzymując mnie na lotnisku po wielogodzinnej kontroli – ale to już inna bajka.)
[edit 2014-06-16 07:45] Generalnie, żeby się już tak ostatecznie z tym rozliczyć, było to żałosne i na pokaz (jedyne, co ich może minimalnie usprawiedliwia, to że parę dni wcześniej lecąc z Qatar Airlines do Hong Kongu podciąłem sobie żyły po raz drugi; oraz że podkreślałem – wprawdzie w Panamie i do siebie – wiele razy, jaki to nieskorumpowany wedle znanych wskaźników CPI kraj, najmniej na świecie, że więc może tam będzie dobrze – chyba chcieli zwrócić honor pozostałym i pokazywać na siłę, że to co innego). Urzędnik z Policją wysłali mnie tam zupełnie bez powodu, chyba na podstawie samej blizny, bo tak poza tym nie mówiłem absolutnie nic nadzwyczajnego (o żadnym śledzeniu i prześladowaniach też nie). Ot nagle w czasie długiego (łącznie 2h) zbędnego, "weryfikacyjnego" przesłuchania po przylocie (chyba żeby okazać, że było kiedy mnie uchwycić radarem) stwierdził (ale tylko raz to wtrącił i bez uzasadnienia), wśród innych rzeczy (np. że niby przyjeżdżam, aby prać pieniądze, co już mi wciskali w Szwajcarii w ramach przejść z bankami i prób założenia jakiegokolwiek konta za granicą), że sprawiam dlań wrażenie chorego psychicznie. Miało chodzić o co innego, o odesłanie mnie z powrotem do Polski, ale póki co oddał mnie Polici, z którą zaś ja praktycznie wcale nie rozmawiałem. (Nadmienić trzeba, że ta rozmowa z urzędnikiem była momentami wyraźnie ustawiona i chciał mnie "oblać"; głupoty, że z tego, iż nie znam ich prawa podatkowego i przyjeżdżam turystycznie, wynika podejrzenie, że chcę prać pieniądze, itd.) Policja przekazała mnie nazajutrz szpitalowi, chyba decyzją urzędnika, a tam już zupełne wariactwo: zrazu trzymano mnie w izolatce, choć wcale się nie awanturowałem; od pierwszego dnia przyjmowanie leków (albo wywołujący niemal zawroty zastrzyk); wciskali mi w usta bardzo tendencyjne rzeczy, których wcale nie mówiłem (że "ludzie mnie śledzą", że prześladuje mnie "międzynarodowa Policja" itd.; ja generalnie starałem się w ogóle nie wchodzić na ten temat(!), a w ostateczności mówiłem delikatnie, np. o shakowanym serwerze, i to dopiero po paru tygodniach – na początku nie mówiłem im nic o tych rzeczach). Przekręcali złośliwie moje słowa lub zgoła je zmyślali, po czym w następnym zdaniu lekarz "Peter is being actively cured" (tak samo ze mną wraz z upływem tygodni o "poprawie", koniecznie chcąc, bym to przyznał i potwierdził, jak bardzo szpital mi pomaga). Codziennie kilka razy leki. Zupełny nonsens ta sytuacja. Było sporo dokumentów oficjalnych, lekarze, sąd. Próbowali z tego zrobić psychozę, a więc problemy umysłowe (choroba typu: słyszy coś, czego nie ma, wyobraża sobie coś, czego nie ma, niesprawnie myśli...) raczej bez istotnych zaburzeń afektu (emocjonalnych), co cechowałoby tzw. schizofrenię.
(Middlemore, 16:47)
między wrześniem (październikiem) a marcem włącznie to oczywiście przez Policję. Doszedłem już do tego genialnego wniosku. A był to jeden z bardziej uciążliwych elementów mego życia.
To oczywiście oznacza absolutna bezkarność tego procederu, przypieczętowaną znanym orzecznictwem w rodzaju "jeszcze zwolniliby go" (= szkodliwość znikoma). Pewnie zresztą odmowne postanowienie już gotowe.
W innych krajach także spotkałem się z nadużywaniem tej służby, np. we Włoszech odpowiadała ona za (nielegalne) szpiegowanie mojego komputera przy użyciu urządzeń "podsłuchowych", bez względu na moje bieżące przemieszczanie się (incydent z portu Villa San Giovanni – podjechała policja, nikt poza tym tam raczej nie czuwał).
Tak na marginesie, godne odnotowania jest, że jest to kolejna rzecz, której domyślam się i do której muszę dojść sam [edit 2013-12-15: oj, chyba raczej mi tę myśl nasłali; edit 2015-06-05: być może przy Policji powinien być cudzysłów, bo to może jakaś ich przybudówka podsłuchowa]. W szczególności, nie powiedział mi o tym mój ojciec, który w ogóle lubi udawać niepoinformowanego. [edit 2014-11-24: Udział Policji w tych wszystkich prześladowaniach i śledzeniu był, nawet obiektywnie rzecz biorąc (i nie patrząc na moje ówczesne uwarunkowania intelektualne), wcale nieoczywisty, ze względu na doprawdy dziwaczny i nieprzewidziany w żadnych standardach element inwigilowania komputera urządzeniami do odbioru fal TEMPEST; jest to przestępczy atak, podobnie jak ten stalking]
(Middlemore, 20:27)
Zapewne firma Sixt, zdejmując blokadę depozytu i nie obciążając rachunku została już opłacona przez Polskę czy Panamę (Polskę). Częścią tego jest pewnie nieodpowiadanie na moje e-maile. Nie przyznają się do obciążenia karty, ale i nie zaprzeczają. [edit 2013-12-15: rok czy pół później przyznali się i pokazali rachunek]
Natomiast transakcja od "SIX RENT A CAR PANAMA PA" pochodzi od europejskich złodziei (rządy, prawdopodobnie wykonawcą był polski i jacyś jego ludzie) lub panamskich, którzy wykonali ją dysponując podpatrzonymi na ekranie nrami karty debetowej i stosując podobny do firmy Sixt tytuł płatności Visa. Ponadto bank przysługuje się tym złodziejom (może tak chce KNF czy coś takiego) i nie przetwarza reklamacji mimo ewidentnej słuszności po mojej stronie.
W związku z tym apeluję o przedstawienie jakiegokolwiek dowodu, że pieniądze w kwocie ponad 8300 zł poszły do firmy, którą do tego w jakikolwiek sposób autoryzowałem – ja lub osoba, której sam podałem nry karty. Taka prośba (poprzedzająca pozew) pójdzie też do ww. banku.
(Sydney, 23:50)
W pierwszej kolejności: Polska, Niemcy, Francja, Meksyk, Gwatemala, Panama, Malta, Hong Kong, Australia [edit 2015-05-07: i Nowa Zelandia]. W mniejszym stopniu: Ukraina, Węgry, Szwajcaria, Włochy, Holandia, Belize (takie państwo). Ponadto [tych nie odwiedziłem osobiście albo tylko się o nie otarłem] wsparcie ze strony Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Belgii, częściowo Watykanu, Austrii, Chin, Stanów Zjednoczonych, Singapuru, Japonii.
Premier Polski niewątpliwie aspiruje do roli arystokraty (którego nawet zadrasnąć lekko nie można, bo będzie to surowo na całym świecie karane), może niech mu koledzy z pogrubionych wyżej państw jakiś tytuł nadadzą?...
Mój ojciec już bodajże w 2006 (2005?) był silnym zwolennikiem PO, bo – jak mówił – boi się, że PiS to partia niedemokratyczna (sic).
Zapomniałem dodać: ilekroć robi mi się coś złego i ciśnie się człowiekowi do głowy pytanie "dlaczego?", niezawodnie i wszędzie udziela się zawsze tę samą, jedną i stałą odpowiedź "bo dziękuję". [edit 2015-03-25: Raczej o tym podcięciu sobie żył i w ogóle zawiadomieniu o stalkingu. Granica kary przez to rośnie do 10 lat zamiast 3 lub, jeśli to związane z udziałem w gangu, do 15 zamiast 4,5. Ten aspekt związany z wymiarem kary podsuwano mi w myślach podprogowo przed pocięciem się na początku kwietnia. Nasilone było następnie to "dziękuję" dużo bardziej niż wcześniejsze "where are you from" (ang. "skąd jesteś", także "que pais" i "de dove sei") na każdym kroku prawie że obowiązkowo na dzień dobry, ale też podkreślano mi je w myślach w cudzych wypowiedziach, dlatego odnotowałem. Tak, nawet w Hong Kongu w 2012 gonił za mną przekaz podprogowy (nie wiem wprawdzie, czy z nieruchomości), co pamiętam z odczuć i okazywania przez podstawiające się osoby, a samo zjawisko istniało u mnie od 2008 (wcześniej zero lub może raz spróbowano), czyli wkrótce po przejęciu władzy przez PO.]
W dziale foto/wideo (jest link także w nagłówku strony) znajdziecie kilka innych ciekawych filmów z zagranicy i mnóstwo z Polski. Por. mój paszport Zob. np. taxi w Oaxaca w Meksyku (widać i mnie) Po ulicach meksykańskich wołali niewyraźnie (o śledztwie? aktualne wtedy): "nie ma problemu, telewizja górą" |
(Sydney, 21:15)
Muszę powiedzieć, że nie do końca rozumiem, jak to jest z tą korupcją polityczną. Po co ona w ogóle istnieje. Przecież co to za problem dla polityka rządowego przelać [sam] sobie pieniądze z kont państwowych? Być może jakimiś okrężnymi ścieżkami, ale ostatecznie.
A tutaj stosuje się jakieś dziwne metody, robi się głupoty po to, by dostać pieniądze od obcego polityka.
To z punktu widzenia "biorących"; a z punktu widzenia tych, co łapówki wręczają, należałoby zauważyć, że jest to w zasadzie to samo, co gdyby sami sobie przelali te pieniądze (tak jak zasugerowałem powyżej w odniesieniu do biorących), tylko że tutaj dostaje je ktoś z innego kraju (wywędrowują za granicę), więc jeszcze gorzej.
A zatem sądzę, że pierwszoplanowe są tu inne kwestie, które opiszę w następnym tekście.
(Sydney, 21:10)
Zastanawiając się nad stawką, jaką hotel dostaje za mój tam pobyt [te trzaski nie do zniesienia jak w hostelu Zachodnim, nieznośne i niepojęte odgłosy chodzenia dokładnie w ślad za mną itd., jakby ustawiali kogoś do podsłuchu, przez co rzadko z hoteli korzystałem], doszedłem do wniosku, że muszą to chyba być jakieś horrendalne kwoty; inaczej by się to zgoła nie opłacało. Weźmy bowiem ledwie jakieś 5000$ za 1 dzień mojego pobytu. Wtedy amortyzując to np. na 5 lat (bo przez tyle tam na pewno się nie pojawię, zresztą poważny biznes musi myśleć w odpowiednio dużej skali) mamy 1000$ rocznie zysku na takiej głupocie (bo oczywiście na drugi dzień się wyprowadzę) – jest to oczywiście nic w porównaniu z typowymi przychodami. Po drugiej stronie jest strata na wizerunku, gdyż oczywiście zawieranie takich umów (o śledzenie klientów czy wręcz dokuczanie im) zostanie opisane w Internecie wszędzie, gdzie tylko się da, i moje zwlekanie w tym temacie to tylko brak czasu.
W Polsce do tego dochodzi jeszcze ryzyko postępowania karnego (w innych krajach ewentualnie sankcje cywilne).
Idąc tym tropem dochodzimy do wniosku, że kwota to może być nawet 15 tys. USD za jedną noc mojego pobytu w takim obiekcie; a w ciągu ostatniego półrocza takich nocy było już trochę, wystarczy choćby policzyć wymienione poniżej w jednym z wpisów hotele, w niektórych byłem nawet po kilkanaście dni, choć zwykle tylko 1.
[edit 2013-12-15: Mógłbym i miesiąc albo dłużej tam mieszkać, ale to są idioci. Wspomnienia z 2011-12: mogłem im nawet mówić, że w pokoju jest głośno, to dawali inny, ale tam też takie "dowcipy"(!)... Ciągle ten motyw "obsługa obok" albo "obsługa u góry", autentycznie obsługa: np. w Lublinie Campanile, Hotels Lublin, w Mazowieckim w Łodzi u góry ktoś spuszczał wodę po tym, jak sugerowali w pociągu, że po to jadę, by się załatwić. W takim na Chmielnej w Warszawie wpuścił mnie wieczorem ochroniarz: jakoś nie przyjął kasy, było głośno, znowu "dowcip". Częste koordynacje załogi, dziwny sąsiad u góry, chodzenie krok w krok za mną w Chełmie, na Ukrainie. Na Węgrzech to firma nawet sama mówiła, że mogę zapłacić z dołu, po czym te trzaski. Co z tego, że hotel renomowany, skoro obsługa jest z ludu – co z tego, że po jakimś "hotelarstwie" – i najidiotyczniejsze metody podziałają, w rodzaju telefon od Policji i kretynka myśli, że coś ważnego wypełnia, albo np. kasę bierze, cholera wie. Inne opcje to np. odmowa obsługi w przypadkiem, choć nie do końca (wcześniej odwiedziny w Internecie, wśród innych), odwiedzonym hotelu, bodajże w Warszawie na Tamka, mimo że wszędzie mnóstwo kluczy, a pora też już pod wieczór. Byłem w tym roku we Włocławku, tam w hotelu obok dworca też zrobili, chociaż może nie obsługa; tak samo w Wisełce w Warszawie. Oddziały bandytów mają te wszystkie metody dopracowane, chyba jakimiś kanałami wentylacyjnymi to idzie.]
[edit 2015-01-05] Dzisiaj tłumaczyłbym zło raczej stałym korumpowaniem hoteli, bez względu na to, czy tam akurat mieszkam, czy nie. Tak czy inaczej muszą być gotowi pracownicy, urządzenia itd.; szpiegowanie trwa chyba 24h na dobę, 7 dni w tygodniu. Wyjaśnia to zarazem wszystkie ohydne ekscesy, na jakie trafiałem po przyjściu. Kwoty zapewne bardzo duże, rzędu dziesiątków do setki tysięcy zł miesięcznie, szacunkowo, więc z samego niepłacenia podatku nie wystarcza. Bardzo ważny partner Policji.
(09:57)
Także i tutaj zorganizowano jeżdżące za mną taksówki (zgodnie z przewidywaniami), a także wszystko inne, m.in. ciągły kontakt na żywo z rodziną i Polską, podstawianie ludzi, kaszel, toalety itd.
Nie jestem tak do końca pewny, czy to nie z przyczyn korupcyjnych, jak w innych krajach.
(09:50)
Dzięki działaniom zwolenników PO: mego ojca, brata tracę nie tylko dobre imię, wykształcenie, pieniądze, ale i zdrowie, co chyba dotąd nie dość wyraźnie eksponowałem. Dzisiaj np. doprowadziły mnie one do drugiej nieprzespanej nocy z rzędu. Ale od początku...
1. Rządy – chcąc chyba pokazać, że "my też" (że nie tylko ja sam sobie wkładam ciężar, co bodajże zakulisowo stało się panującą wersją) – postanowiły mnie trochę podręczyć na różnych szlakach komunikacji; plan ten ziszcza się od przedwczoraj. Najpierw był statek firmy Virtu Ferries – z Catanii na Maltę – gdzie obsługa nie patyczkowała się z podglądaniem mnie. Zresztą to standard gdziekolwiek nie pójdę (we Włoszech bodajże są nauczeni gdzieś dzwonić czy kogoś wołać, do której bym restauracji nie przyszedł), tutaj po prostu robiono to bardziej obcesowo i z udziałem ochrony (demonstracyjne i uparcie błyskawiczne wywalenie mnie po 20 minutach pobytu w sali seansowej, dokładnie w chwili, gdy zamknąłem laptopa – "bo to tylko dla tych ze specjalnym biletem"); odzywki i przecieki (o wejściu na KB24) dopełniły dzieła. Upierano się też, żebym nie wnosił walizki (monitora) ze sobą, tylko by koniecznie została w bagażniku – szybko uzgodniono tu wersję tłumaczenia tego, np. za duże rozmiary, "statek jest pełny" (niezupełnie...) itd. (chyba jakiś telefon poszedł, bo po mojej nieudanej próbie odzyskania bagażu, który sam oddałem, pani z obsługi na górze używała niemalże identycznych sformulowań, by bronić decyzji, choć zrazu sama mi doradzała pójść). Zapełnienie było faktycznie duże i umieszczono np. sporo Dziewczyn w Czarnych Rajtuzach, ale to szczegół.
2. Wracając z Malty próbowałem kupić bilety lotnicze, ale tu niespodzianka. Na statku rzuciłem szeptem niesłyszalnym coś (nawet kilka rzeczy) o [nikłym] prawdopodobieństwie takiej sytuacji "statek jest zapełniony [wliczając pana, w 100%: czyli było ludzi dokładnie 100% minus 1]"; i oto nazajutrz i Lufthansa, i Air Malta, i chyba nawet inne (AlItalia?) miały wszystko pozapełniane. Nawet złośliwie zrobiono to w ten sposób, że na stronie WWW było tego dnia (już z samego rana) wszystko pozajmowane (choć lotów jest wiele o różnych godzinach), jak później sprawdziłem, ale w okienku sprzedawali, jakby trzymając specjalnie dla mnie ostatnie miejsce (tak, podobno ostatnie). Przy tym ceny się różniły, bo kupując bilet na ten sam lot tej samej linii w jednym okienku miałem płacić 451 EUR (Malta-Frankfurt czy tam Munich), a w drugim (jakaś firma od podróży) 540, raptem 5 minut później (nie, nikt w międzyczasie nie podszedł do tego okienka, a stan dalej był jak wcześniej, tzn. pozostało 1 wolne). Próbowałem to jakoś prostować, ale się upierano, że taka cena; później jeszcze, po pół godzinie, w pierwotnym okienku dano mi cenę w ogóle ok. 700 EUR, tylko dlatego, "bo już jest później". Tamto to nie był chyba jednak narzut firmy sprzedającej, bo on wyniósł 20 EUR przy innym locie, "z zupełnie innej beczki" i nie do Niemiec ani kraju niemieckojęzycznego. Także zapewne był układ z rozlicznymi liniami lotniczymi, by taka sytuacja zaszła, a kasjerzy mieli sprzedawać po dowolnej cenie, "byle wyższej od 400 EUR" – tak to wyglądało. Ostatecznie poleciałem do Catanii i niestety tutaj też w ogóle wszystkie loty wszystkich linii do końca tego dnia w pełni zarezerwowane, jak mi uroczo potwierdzono.
Na Malcie generalnie nie miałem Internetu i generalnie linie lotnicze szykowały się do prezentowania swojej niewinności (braku udziału w jakichkolwiek szykanach, donosach itd.), stąd pewnie pomysł z "brakiem miejsc" (spodziewano się, że mogę kupować przy kasie). Ja jednak przypominam, że identyczna jak zawsze sytuacja (donosy do rządów) miała miejsce przy locie powrotnym Meksyk-Frankfurt (data zamówiona przy kasie), locie Warszawa-Kijów (a także Warszawa-Paryż, odwołanym) i generalnie przy wszystkich innych miała miejsce cała masa dziwnych zachowań ze strony linii lotniczych (zupełnie jak z przewoźnikami kolejowymi i autobusami).
3. Na lotnisku w Catanii zastanawiałem się nad kupnem biletu autobusowego do Rzymu (bodajże ok. 60 EUR), na co ostatecznie się nie zdecydowałem – często mi to później wypominano, oczywiście domyślając się (plus pewnie rentgen), że głównym i podstawowym sensem wyboru kolei jest to, że się tam załatwię. Ale najpierw trzeba było dostać się na dworzec kolejowy i tu taksówka okazała się złodziejska; niby na początku patrzyłem, nie wyglądało to źle na liczniku, ale doszło do 30 EUR [oficjalnie taryfy są zbliżone do polskich, np. 1 EUR za coś pomiędzy 1,5 a 2 km; transport z lotniska w tym samym mieście naprawdę nie kosztuje ponad 130 zł]. Zapłaciłem.
4. Na dworcu kolejowym od razu mnie poinformowano, że pociągu nie dostanę, że wszystko porezerwowane na cały dzień itd. Urządzenia nie działały, pokazywały albo brak miejsc, albo zwyczajnie się zawieszały (lub "brak odpowiedzi z serwera" / "brak łączności"). Pojechałem "na dziko" do Mesyny, bilet nabywając u konduktora, i tam niestety potwierdziło się, że dalej będzie ciężko. Do Rzymu, do Neapolu – pozajmowane. Wsiadłem w ten 22:50 bez biletu, wyprosili, ostatecznie wprosiłem się ukradkiem, pociąg dojechał do jakiejś stacji przed Villa San Giovanni, gdzie odłączono wagon za moim i po pół godzinie pociąg ruszył (nie wiem, czy z tym samym). Tam już oczywiście musiałem wyjść i "nabyć na dworcu". Nawet nabyłem, oczywiście w innym typie urządzenia, bo tamto dalej się zawieszało lub obwieszczało brak miejsc, mianowicie w takim, gdzie płaci się za kilometry i klasę, bez określenia konkretnego miejsca. Podobno działa na całym Trenitalia, regionalnych i międzyregionalnych, a nawet międzynarodowych. Biletu nie uznano (była już wówczas 0:05 na dworcu Villa San Giovanni). Tłumaczono się tym, że pociąg nie ma stacji Neapol, bo faktycznie, ten nie miał, ale następny tak – sam konduktor powiedział, bym pojechał następnym. Ale i następny, o 2:30, mnie nie chciał wziąć i aż wezwał policję, bo się opierałem (ja sprawdziłem i tam już stacja Neapol była), tłumaczono, że "jest pełny", co było kłamstwem (sam widziałem wolne miejsca leżące, a w dodatku właśnie wysiadły jakieś osoby), zresztą to chyba mój problem, ważne, że mam bilet (najwyżej będę musiał opuścić wcześniej), tłumaczono też, że on do żadnego Neapolu nie dojedzie i że w ogóle on tak naprawdę nie jest w kursie ("non in servicio" bodajże). Ja nie spałem drugą noc z rzędu, bo na Malcie chodziłem na piechotę w nocy, tam wszystko pozamykane, nie ma autobusów itd. (jedynie goniły mnie zamaskowane samochody; fajna rzecz do "olania", czy oni naprawdę nie mają bardziej profesjonalnych, mniej wk**wiajacych metod, jak na rząd przystało?...). W końcu u obsługi dworca dowiedziałem się, że o 6:05 mnie wezmą. Zobaczymy – póki co czuwanie nocne na dworcu... [edit 2015-01-24: Naprawdę, kto zna poziom ciągłej "opieki" i szykan, jakie miałem w latach 2011-2012 ze strony całej praktycznie gospodarki narodowej i nawet za granicą, ten zrozumie, że to pozbawianie snu najprawdopodobniej nie było niestety tylko "złośliwością rzeczy martwych". Niech zresztą go zaboli, że nie wybrał autobusu, niech pamięta o kiblu. (Co działo się za kulisami? Może jakieś napisy w laptopach, może jakieś telefony wykonano...)]
Wszędzie ludzie rzucający coś po polsku, czyżby szybka komunikacja z Michałkiem? Pewnie on lub ojciec zadecydował, by popsuto mi swobodę ruchu?
W świetle takich problemów (ja naprawdę jestem zmęczony i mam ważne sprawy do zrobienia) aż śmiać mi się chce, gdy przypominam sobie docinki w rodzaju "[bloga nie należy reklamować, bo] nie każdy wie, jak się pan nazywa!" [edit 2013-12-15: tak strasznie jestem skompromitowany czy raczej pomówiony].
Oczywiście jak to pisałem, śledzono mój monitor, podobnie jak w ogóle cały mój pobyt w tym WC przy porcie morskim Villa San Giovanni, gdzie akurat ok. 3:00 byłem -- standard, odczuwałem na bieżąco. Ciekawe, czemu nie pomaga paleta ze skaczącym między RGB bitem koloru (powinna pomagać nawet przy ekranie wbudowanym laptopa) – może jakaś uczelnia niech to wyjaśni, bo pewnie to ich idee?
(dodane) 5. W drodze powrotnej do Niemiec (w Chiasso, Szwajcaria) policja szwajcarska i, w mniejszym stopniu, włoska przeprowadzili łącznie ok. 45-minutową [zbędną] kontrolę, której istotnym elementem było [złośliwe] zniszczenie osłony elektromagnetycznej monitora, a także laptopa. Już wcześniej zresztą zamierzano się do tego, mianowicie w pociągu do Zurychu z Niemiec. [edit 2015-01-24: Później nawet powtarzało się to w innych sytuacjach, moich podróży w strefie Schengen, zwłaszcza Warszawa-Berlin: specjalne legitymowanie mnie przez policjantów np. w pociągu, choć nie miałem już wtedy takiej osłonki ani monitora. Przypominam też, standardowe w 2012, osobne legitymowanie tylko mnie i sprawdzanie bagaży np. przez "Zoll" czy policję holenderską po podróżach międzykontynentalnych (wszyscy inni przechodzili korytarzami lotniska niezatrzymywani).]
(Mesyna, 05:02)
Wczoraj po 17-tej w Manekinie Piotrowska/6. stycznia Łódź – podstawieni ludzie, obsługa przynajmniej poinformowana, wcześniej śledzenie mojej wędrówki po ulicy -- inwigilowanie notebooka. (Kupiłem go pod koniec lutego w jakimś centrum handlowym w Panamie i odtąd nie odstępowałem na krok, a żyłem koczowniczo; widocznie mieli wszystkie ze wszystkich sklepów przebadane(?).)
Dzisiaj po 13:50 w Nowy Wspaniały Świat, Warszawa – podgląd ekranu – ekipa "17-te urodziny" – urządzenia najprawdopodobniej wewnątrz. [edit 2014-11-22: uderzało wtedy to, że (tak, jak i ci ludzie+obsługa z poprzedniego akapitu) wiedzą i rozumieją, co robię na komputerze (aluzje), choć byli bez możliwości widzenia ekranu i nawet bez kontaktowania się telefonem, bez żadnego widocznego suflerstwa; przyczyna dziś jest jasna, ale wtedy było to dodatkowe zgnębienie, niepokój, upatrywanie przyczyny (męczył zresztą i sam przekaz)... tym gorsze, że ciągle i wszędzie te nieznane masy.]
(14:53)
Generalnie ciągle jakiś człowiek parskający w tym czy innym tramwaju/autobusie + inni podstawieni. [edit 2015-02-13: O "parskaniu" czy "wciąganiu" (jako symbolu braku dowodów od jesieni 2011) czytaj na stronie z kradzieżami. Wbrew datom (bo serwer nowy i odtworzono te pliki w edytorze z kopii) są to treści spisane w Panamie w marcu 2012, w ramach najstarszej namiastki tego bloga (sam index).]
22:58-9 autobus 190 przystanek PKP* (przed wysiadką) koleś "Było coś większego?". Były kamery. Ja po wysiąściu zaraz sięgnąłem po notatnik.
0:50 N01 (kamera) Rondo Zesłańców – wsiadła ze mną grupka młodzieży chyba pełnoletniej. Już na przystanku gadają sobie o sytuacji z PKS (kradzież) <- (bo) McDonalds ("już (wy)dałam", gdy ja zabrałem się za szukanie pieniędzy jeszcze zanim dała produkt) <- moje "sysplex.pl" w poczekalni do tych kilku osób. Jak widać w międzyczasie byłem w McDonaldzie.
2 czarne dresy pomiędzy powyższymi na przystanku przed Okopową (bodajże dawne DT WOLA), jak jakiś mundur (jeden z jakimś emblematem-naramiennikiem). Później powtórka na Synów Pułku i jeszcze parę nawiązań (np. w autobusie ww. 0:50 nakładanie przez innego pasażera ładnych czarnych rękawiczek z jakiegoś gładkiego materiału).
Aha, stałem chwilę przed wejściem do takiego hoteliku w okolicy ww. Synów Pułku / Ciepłownia Wola (przed McDonaldem od strony centrum) – efekt: podstawienie samochodu podobnego do tamtych "sygnałowych", z neonem na górze i tam tekst "Zajęty". A odpowiedź, że wszystko pełne ("jak pan widzi", trzeba było dodać, bo z tyłu mnóstwo kluczy, choć trochę było wieszaków bez nich), słyszałem już tego dnia w hostelu na Tamka. Rozumiem, że to ta pani z dobroci, żeby tych rzeczy nie robić, "bo inaczej by musiała"(?)(jak gdyby nie można było wpisac, że inne nazwisko – no ale jasne, mnie non stop monitorują, zaraz by wiedzieli, dokąd się przemyciłem). A może po prostu teraz im płacą za odmowy... [edit 2013-12-15: Tej np. nocy włóczyłem się po ulicach i dworcu, chyba nie spałem.]
(01:47)
[photos pending]
30.III - 1.IV: hotel Ibis na Muranowskiej (209 zł); z czasem pojawiły się szmery, trzaski. Następnego dnia zostałem wyrzucony, gdy monitor przekręciłem do ściany ("no teraz to już na pewno nie widzimy"(?)). Chodzono za mną do WC (szmer, gdy tam wszedłem). Rano otwierali drzwi i wchodziła pani na sekundę (jakby na zwiady): "Room service. Przepraszamy" – było tak 2 razy. Wywalając mnie pan sprawiający nawet dobrotliwe wrażenie mówił (zresztą mało to brzmiało żartobliwie) "Zobacz, monitor w złotko owinął" i że mam się wynosić (na recepcji, że wszystko zajęte). Później wśród ludzi i w mediach (BBC RSS) dużo o Bartku i o "przyjaciołach" (ja wchodziłem na kretyn.com, stronę barteq'a). Ojciec wysłał do mnie maila dokładnie w minucie, gdy ja napisanego posta wysłałem na blog.
1.IV - 2.IV: OSiR na Polnej (199 zł). Trzaskanie w rury, rzadkie. Pan kierownik jakby miał zaparcie, wezwał policję, "bo potrzebuje sprawdzić dane gościa". Pani pytała, czy chcę płacić z góry i nie była pewna, czy dać pokój. Podsłuch chyba z innego pokoju, bo ten wieńczył budynek swoim oknem. Pan coś mówił, że "mają podpisaną umowę" przy mnie i policjancie.
2.IV - 3.IV: Tina na Górczewskiej (150 zł). Pan poważny, jeszcze solidniejsze polskie oblicze niż w OSiR. Pokoik maleńki. Zaraz po wejściu dziwne odgłosy. Starania nasiliły się po wejściu do WC (w pokoju) – spłukiwanie z rury, efekty a la nagłe obniżenie poziomu z hostelowych kibli (de facto nagłe głośne spuszczenie u dołu). Potem w pokoju też. Rano wyszeptałem coś ze słowem "głupota" – podstawiono mi do tramwaju ludzi drapiących się po głowie (nie wiem, czy pełnoletni). Przed dotarciem do hotelu osoba w tramwaju rzekła "teraz gdzieś do dziadków jadę" (przed wsiąściem pokazywałem coś o kierunkach drogi, ponadto kiedyś już byłem w nocy w tamtej okolicy i zastanawiałem się nad skorzystaniem).
Teraz opis 3 ost. dni z dzisiejszego punktu widzenia.
- Poprzedniego dnia mówiłem głośno na ulicy wiele rzeczy, np. wyliczałem złe uczynki i zmowy w łamaniu prawa, mówiłem "wie o tym nawet moja matka".
- W tym samym tramwaju, co drapaczka, dano później młodzież podobno szkolną, gadali m.in. o "czasie, ktory [im] tak szybko płynie" [co jak co, ale to moja matka miała
na pewno wiedzieć]. Częste kaszlnięcia.
- Poprzedniego też dnia nie obsłużyli mnie w Cafe Lemon, kazali sobie iść. Dziś policjantka przyjmująca zaw.: "to są dwa różne światy" (to niby a propos "my i sąd" vs
"prokuratura i sąd", ale to też rok temu przy ostatniej wizycie mówiła matka – o myśleniu moim i tych od problemu publikacji).
- Odmowa obsługi w kafejce Dworzec Centralny (nie drukują w kolorze, nie mają CD-R, bo się skończyły), później też w drugiej tamże (coś niby nie działało), było
wiadomo, że tam pójdę z policji drukować fotki.
- Koleś przebrany za żołnierza, kaszlnięcie
- Koleś w sklepie ok. Nowolipki 13: "a, bo tam zegar jest" [mi ostatnimi (tygo)dniami chodziło ciągle o kabel od monitora i jego radiację], "ewentualnie jakiś używany możesz kupić".
Nigdy wcześniej tam nie byłem [ani nawet nie mieszkałem].
- "Myślę, że warto" (dziewczyna, wiek studencki, tramwaj, dziś).
- "Wiesz, czarno to widzę" (prasa tego dnia na 1 str. "Jasnowidz") – po mojej podróży wyciszonym nagle tramwajem (młodzież tylko cicho sobie gadała) – patrz sytuacja po
zawiadomieniu (sysplex.pl -> akta -> skarga PG IX/2011)
- Poprzedniego dnia coś w rodzaju "Ale kolorów nie widzę"/"Ale nie wszystko widzę", dziś piosenka "I need colour". Trzy powyższe jakby i o monitorze.
- Zatrzymanie tramwaju, obok nadzór ruchu kom. miejskiej (auto sygnałowe). Już taka akcja była na 1-szy mój teraz dzień w Polsce i notariusze żartowali, żebym lepiej
pojechał, bo "takie jazdy". Chyba nie wiedzieli, dokąd jadę.
- W kafejce sygnały o tym, co piszę i mam na ekranie laptopa ("kopia 1", "kopia 2", "kopia 3" itd. dokładnie wtedy), widać, że skontaktowani z jakimś centrum
dworca/ochroną.
- W jakimś sklepiku dworca, gdzie zresztą b. rzadko bywam, pani coś w rodzaju "Pan tak powypisywał, a to wszystko nie nasze".
- W Pizzy Hut jakieś drwiny, że niby kelnerki będą zeznawać, jakieś takie jakby szczere wyznania, "to był taki rodzaj zabawy", gdy ja wyszeptałem niesłyszalnie, że
"one takie miłe, a jak pójdę do WC to zaraz będą przeszkadzać". Wcześniej też po wyszeptaniu tego taki tekst: "Nie słyszałam" (od gościa), ale wzmogli dźwięki
obijanych talerzy i sztućców.
- Wczoraj obcokrajowcy w Cofeinie (ponadto mało mnie nie wyrzucili), przy mnie kolesie z podsłuchami i głupią
kilkugodzinną gadką przy piwie. Następnie dużo kobiet w czerni, czarne spodnie. Dziś też.
- Wczoraj coś mówiłem o Pizzy przy Politechnice, że już tam w 2010 coś gadali o sądzie pracy; w McDonaldzie kelnerka prawie taka jak tamtejsza (wygląd, jakby miała
jakiś problem).
- Mnóstwo odzywek sugerujących, że termin posiedzenia zmienili albo że przegrałem.
- Przedwczoraj w PKiN(teatr) był z dziewczyną koleś, chyba od obsługi (wiedział o wczorajszej rezerwacji), co robił aluzje do mojego pobytu w Ibisie. Wygląd utrwalony
na filmie razem z osobami dookoła. Dziś intensywna obserwacja, kaszel i kontekstowe reakcje (np. odgłos ulgi – bo o kiblu), czytali chyba z ruchu długopisu, bo
byłem w hallu, kamery daleko, a papier nieco przykryty.
Jak widać sytuacja się normalizuje – jest już dość lekko i znośnie (dawniej było 5-10 razy gorzej). O ambulansach, kaszlu, palaczach, osobach biegających, parskających (w dobrych momentach... często widać, że podstawieni, bo nie mogli znać tamtej sytuacji), w czerwonym i podsłuchach w każdym miejscu i czasie nagłaśniających, co wyszepczę, nie wspominam, bo to drobiazgi, do których się przyzwyczaiłem i po prostu zapominam na bieżąco.
Np. kilka dni temu (mam film i stąd datę) włóczyłem się gdzieś po Pradze; ludzi podstawiano dosłownie jednego za drugim (z podsłuchami – wyłapywały najcichszy szept z odległości) – a to "truchcik", a to jakiś z kijkami do Nordic Walking (kiedyś się o tym wypowiedziałem w mieszkaniu, później jeszcze mi to podstawiano np. pod koniec listopada, a potem jeszcze chyba za granicą).
Aha, teraz jak to pisałem, cały czas asysta z tyłu (człowiek ze słuchawkami komentujący, co piszę, choć ekran wykręcony – poniżej na zdjęciu – podobnie pani z poczekalni-stołówka i pani od zapowiedzi).
(21:23)
Novotel w warszawie (Rotunda), Mazowiecki w Łodzi (śledząca pokojówka czy recepcjonistka u góry, równoczesne spuszczenie wody po moim załatwieniu się; 06/2011, gdy pojawiało się to zjawisko w Warszawie i pociągach), Kamena w Chełmie (07/2011, ludzie siedzący masowo na korytarzach, skradania się nade mną krok w krok równocześnie ze mną), Campanile w Lublinie (07/2011, pokój pod izbą dla obsługi), Hotels Lublin (07/2011, recepcjonistka podała fałszywe chyba nazwisko i żydowskie imię Estera; miała tylko obok kierownika, "został dokładnie 1 ostatni"; po kłótni, bo irytowało ich, że kręcę się koło recepcji patrząc, czy nie dadzą jednak innych kolejnym gościom, opuściłem hotel za zwrotem kilkuset zł i prawie tuż pod nim i niedaleko komisariatu zostałem obrabowany przez młodzieńca, który przyjechał czerwonym samochodem po 1 nad ranem, gdy siedziałem na przystanku: być może jakiś ich recepcjonista, bo kto normalny szpieguje o tej porze – m.in. kazał oddawać rzeczy, tj. komputer/kasę, bo mnie zabije, później dołączył jeszcze ktoś z okolicy, kto zauważył ten nocny rozbój, więc się już nie opierałem); Nasze Miasto w Kowelu (Ukraina; 08/2011, skradania się), Profspilkowy w Łucku (Ukraina, 08/2011, odkręcana woda przy załatwianiu się, jak w mieszkaniu w Chełmie), Tarnopol w Tarnopolu (08/2011, wśród tułaczki: specjalna obsługa, półsłówka także pod hotelem, skradania się, w końcu supergłośny remont 2 pokoi dookoła na piętrze, aż z rusztowaniem na zewnątrz), Ukraina w Kijowie (08/2011, specjalne reakcje obsługi, pokój u góry w remoncie, dźwięki skradania się), firma "ArendaKiev.ua" (Kapital-K) w Kijowie (mieszkanie przy Szewczenki, 08/2011, strasznie hałaśliwy remont z wymianą okna u sąsiada u góry, kilka dni to trwało, także remont ulicy); hostel Zachodni w Warszawie, jakiś przy Chmielnej w Warszawie, odmowy przyjęcia; Arcotel w Berlinie (24/11/2011), Sofitel w Berlinie (straszne trzaski), Meininger w Berlinie (27/11/2011; dźwięki skradania się, rzucane "it's okay" przez pokojówki), Monopol w Berlinie (1/12/2011); odmowa w Paryżu; odmowa w Berlinie; Ninive w Oaxaca (Meksyk), choć tam nie było stałej obserwacji; Poleczki w Warszawie (supergłośny "remont" obok, czatowanie u góry); mieszkanie firmy 7 Seasons przy jej biurze w Budapeszcie (straszne trzaski); Landhaus Alpinia w Berlinie (skradania się i śledzenie całą dobę, np. słyszalna reakcja po przebudzeniu czy w łazience), Gates Novum w Berlinie (straszne trzaski); hotel w Meksyku (a obok odmowa); Los Angeles w Gwatemali, jakiś inny (Casa Nostra?) w Gwatemali, inne – nawet na prowincji; Chateau Caribbean w Belize (a miał być Radisson); Terranova w Panamie, podobnie jak kilka innych wypróbowanych (wszystkie "współpracowały" z taksówkami); Ibis w Warszawie (Andersa). Ten ostatni testuję dzisiaj – były już cykania i oczywiście kozaczki u góry na samym wstępie, przecież trzeba było się pokazać. Już na recepcji zresztą gdzieś z boku doszły mnie parskania.
Dzisiaj znana mi jeszcze sprzed tego całego stalkingu kelnerka z Pizzy Dominium w przejściu pod Dworcem Centralnym urządziła scenkę z ubikacją. Pierwsza podstawiona dziewczyna natychmiast po wyjściu z toalety opuściła lokal, natomiast druga – która zajmowała stolik przede mną jeszcze zanim przyszedłem – bardzo opóźniała wyjście, jeszcze przez 15-20 minut nie wychodziła, tylko jadła i później już jedynie gadała z koleżanką (w międzyczasie w końcu zaczęto puszczać piosenki i prowadzić rozmowy na temat najwyraźniej chodzący po głowie i mnie, i im); osobliwość, która rzuciła mi się w oczy, to że kelnerka w końcu przyszła sama, nie wołana, w szczególności nie proszona o rachunek, [gadano dłuższą chwilę], po czym po 2-3 minutach dziewczyny poszły, a ona sprzątnęła. Zapłaty nie zauważyłem, ale może umknęło mi jakieś rozliczenie.
Tam oczywiście jest ścisła współpraca z dworcem PKP, bo sama ta pani nie sądzę, by miała możliwość podstawiania mi później ludzi w tramwajach itd. (takie rzeczy to tylko Amrest, PKP i inne ezoteryczne środowiska). Nawet przewidziano moją wizytę w hotelu Ibis. Ciekawe, skąd wiedziano, że tam (a wiedziano, nawet podstawiono tam jakąś panią nawiązującą niewyraźnie do sytuacji z Dominium, ponadto odzywki w tramwaju) i że na pewno nic innego nie zarezerwowałem (wiedziano?). Może obecny monitor też się nie nadaje? A może to już tylko po klawiaturze?
Tatusiowi nie będę odpisywał do czasu, aż nie zlikwiduje się doszczętnie wszelkich podsłuchów, także w hotelach, oraz innych przejawów dla mnie przyrządzonego zwyrodnienia gospodarki.
(18:57)
Pieniądze w kwocie ok. 2500 USD (ok. 8300 PLN), które zabrano z mojego konta w Kredyt Bank, do dziś nie zostały zwrócone – mimo reklamacji wniesionej dn. 23.III, tj. 8 dni temu. Teraz mamy weekend, w poniedziałek rano będzie już 10 dni czekania na odpowiedź. Jak wiadomo, wszelkie reklamacje usługodawca rozpatruje w terminie 14 dni. Nie ma przecież znaczenia, że jakoby konieczne jest wszczynanie czegoś w Visa (a jest?) – to jest odrębna procedura, odpowiedź można przysłać wcześniej.
Zacznijmy więc od pierwszej blokady na kwotę 2*2000 USD, czyli rzędu 12500 zł. Gdy 6-tego dnia trwania blokady złożyłem, nawet nie reklamację, ale pisemną prośbę o wydruk – bardzo wzbraniano się przed wydrukowaniem od razu, choć np. historię rachunku mi wydrukowano i podstemplowano od ręki – robiono z tego sztucznie problem, że to jest "wniosek" (że wymaga "zarządzenia" pewnie...), że musi być zgoda z góry (sic), że oni to muszą złożyć dopiero. Chodziło po prostu o wydruk listy blokad na rachunku z systemu transakcyjnego i poświadczenie ich przez bank. Ja już wtedy rozpowiadałem, że "transakcja" prawdopodobnie była fałszywa, że to bank tak sobie od ręki dodał obciążenie, pewnie naciskany przez rząd, groziłem skierowaniem tego do sądu. Otóż pan nawet sam napisał (przepisał z ekranu) te blokady, dał mi nawet kopie, tyle że podania sformułowanego jako napisane przeze mnie (ale z podpisami nas obu), gdzie ja postuluję, że są takie a takie blokady i oni mi to mają wydrukować. Pewnie pan był tak usłużny i dał mi kopię, bo liczył, że wezmę to za dowód; ja jednak i tak załatwiłem protokół u notariusza. W poniedziałek już tych blokad 2*2000 USD nie było – wystarczył im weekend, a może nawet już w piątek się z nimi załatwili. Tytuł blokady był "SIX RENT A CAR PANAMA PA", przy czym zwracam uwagę, że nie istnieje w Panamie firma o nazwie "SIX" wynajmująca samochody; jest firma "SIXT" i to jest bardzo duża różnica, nikt w oficjalnym obrocie żadną nazwą "SIX" się nie posługuje. Jednak gdy byłem u nich w oddziale, już tego nie było widać, wyświetlało się tylko "Blokada pod transakcję kartą" – nie było widać, na czyją rzecz.
Niestety jednak już w środę dodano nie blokadę, a normalne obciążenie rachunku, też tytułem "Rozliczenia transakcji kartą" i "SIX RENT A CAR PANAMA PA" na kwotę ok. 2500 USD (8300 PLN). Złożyłem reklamację, ale odpowiedzi na razie brak. Jak widać planują się upierać przy tej kradzieży; słyszałem już wersję, że "trzeba mu wykaz pokazać, na co to idzie", że "bardzo drogo" itd. Oczywiście kompletna bzdura: samochód był ubezpieczony (ja za każdy dzień płaciłem te ileś dolarów na ubezpieczenie), a rysy pojawiły się głównie z przodu, gdzie był wypadek i dałem im na to kwit policyjny, poza tym przybył człowiek z ubezpieczenia. Powtórzę się tutaj, że te wszystkie rysy z przodu były spowodowane celowym kolidowaniem mnie (w rodzaju tamtego zderzenia z taxi, które jest na www.sysplex.pl, może później robiono to w sposób mniej oczywisty, ale nadal ewidentnie z cudzej winy i złośliwie). Co do rys w innych miejscach to jeśli doszły jakieś, to znikome i przecież nie oddano mi samochodu bez żadnych rys, miał on tego typu śladów wiele. Także nie wiem, za co ta zapłata 2500 USD, skoro to było 5 dni i ceny za wynajem samochodu w klasie ekonomicznej nie przekraczają 85 USD dziennie (zresztą w tym wypadku chyba mniej).
I ta transakcja środowa pojawiła się jakimś cudem bez wcześniejszej blokady.
Są to jakieś sztuczki, jakieś przekręty ze strony banku poza standardowym trybem rozliczania transakcji – ktoś po prostu się uparł, że musi mi ukraść z konta. Oczywiście ci wszyscy liczni zwolennicy PO – z Warszawy, pracujący w knajpkach, mający licznych przyjaciół również wiernopoddańczych wobec PO – usprawiedliwia każdy gówniarski wybryk rządu (zresztą oni je znają już z góry! jakże mogliby nie wiedzieć!), więc liczę na dalsze obrzucanie błotem i oczywiście żaden sukces w tej sprawie. Jeszcze pewnie spreparują jakieś pozory, że to wszystko normalnie się odbyło, właściwie, ja jednakowoż załączyłem im nawet umowę z firmą SIXT, a poza tym kontaktowałem sie z nimi – zarówno z oddziałem panamskim, jak i z centralą. Niestety nie odpowiadają – ale jest to znana mi już reakcja (taka jak przy kradzieży grudniowej z zakupem biletu lotniczego) ze strony tego, kto rzekomo ściągnął ode mnie pieniądze, komu ja nawet wysyłałem na to "dowody" – zrzuty ekranu np. – a przecież on nic o tym nie wie i jego bank też nie. Tak mnie ignorowały Copa Airlines (i w realu specyficznie później mnie traktowali) i z tym spotkałem się teraz w Sixt. Ale -- powtarzam – wierzę w ich zdolności kreacji rzeczywistości. Może nawet tym razem faktycznie ukradł Sixt, na dobrą sprawę nie wiem tego, ale w takim razie postarano się, by wywolać inne wrażenie.
(10:28)
zostało dokonane prawdopodobnie jeszcze po stronie niemieckiej, ale przepraszam Niemców za to, że ich o to posądzałem, podczas gdy prawdopodobnie oni (konduktor DB) w tym jedynie pomogli. Wiadomo – złodziej to Polak. Tak było poprzednio, tak pewnie i teraz. Zdecydowana większość podróżnych to byli Polacy, a zresztą... i tak raczej to robota załogi, bo niby kogo.
Teraz, żeby mi się fajniej jechało, 15 minut po napisaniu poprzedniego posta (ok. 20:15) powitał mnie w pociągu Warszawa-Berlin Wars ciągłym irytującym kaszlaniem i parskaniem.
(21:31)
Przedstawiam ją tutaj pod rozwagę, choć oczywiście nikomu jej nie narzucam i nie mam nawet takiej możliwości.
Mogę się nawet zgodzić na postawienie obok życia prywatnego i zawodowego "życia publicznego". Z tym, że tak samo wyróżnia się np. ludzi obok zwierząt i roślin, choć przecież człowiek, nie będąc rośliną, jest jednak zwierzęciem przynajmniej z biologicznego punktu widzenia (dla wielu nie tylko).
Nie powiem nic nowego przedstawiając życie publiczne jako sumę przestrzeni prywatnych i interesów prywatnych różnych osób, ustawionych tak, by sobie wzajemnie nie przeszkadzać, tj. ograniczenia tychże sfer prywatnych dozwalając wyłącznie mając na uwadze dobro ogólne.
Ktoś, kto twierdzi, że kaszlanie na mnie miałoby być dozwolone z tego powodu (bo generalnie wiadomo, że ma być dozwolone, a teraz szuka się powodu), iż "dzieje się to w przestrzeni publicznej" (czyt. "nie można tu już mówić o istnieniu mojej prywatności w tamtej chwili i miejscu"), musiałby w myśl powyższego pokazać, że służy to dobru ogółu (czy moralności). Musiałoby to zatem chyba wypływać z samych praw człowieka, gdyż nie ma w ogóle praw i zasad bardziej kardynalnych od praw człowieka, a te by trzeba przeciwstawić moim, które – jak twierdzę – są przez to naruszane. Które mianowicie? A np. to z art. 3 Konwencji o ochronie praw człowieka, gdzie wymienia się zakaz poniżającego traktowania; nie wnikając już w dywagacje na temat moich odczuć, gdy się na mnie kaszla, jest to w każdym razie forma znęcania się, sprawiania bólu (zwłaszcza, gdy zmasowana, lecz generalnie i z zasady jest to dość nieprzyjemne); tymczasem w ogóle zawsze, gdy mowa o znęcaniu się, można już mówić o poniżającym traktowaniu, jako że kat ma tutaj przewagę nad swoją ofiarą, która cierpi, choćby tego nie chciała, bo tak życzy sobie kat. Stawia to ofiarę przymusowo w niższej pozycji – poniża ją. I nie wnikając w to, na ile ofiara sama może pomóc sobie, by nie być ofiarą, na ile to od jej psychiki zależy – ten, kto sprawia drugiemu cierpienie na zasadzie znęcania się – powiedzmy jakiegoś uporczywego procederu czy zorganizowanej tortury – poniża go.
I taka jeszcze myśl, jako dygresja, że oczywiście nie można mieć człowiekowi za złe, iż ucieka od sytuacji naruszających jego prawa człowieka (czasem się próbuje takiej wymówki, by uzasadnić rzekomo mały poziom naruszania czyjejś prywatności, jak choćby przy ciągłych zmianach mieszkania). Przenoszenie tutaj choćby cząstki winy z tego, który nęka, byłoby bardzo niesprawiedliwe.
Niechętnie wprawdzie się w tym temacie wypowiadam, bo po co w ogóle mam przejmować się niesprawiedliwością i dopiero walczyć o to, co i tak mi się należy, wobec
prawdopodobnego rzucania kłód pod nogi z różnych stron.
Rozszerzając nieco – liberalizm, jeśli nie wiązać go z permisywizmem (dążącym do minimalizacji pojęcia "dobra ogółu" czy "moralności") czy liberalnym ateizmem
(wykluczającym inne niż umowa społeczna, np. boskie czy od autorytarnej władzy pochodzące, źródło moralności), jest przecież wynalazkiem chrześcijańskim i ma oparcie w
idei człowieka jako istoty wolnej [edit 2013-12-15: może lepiej "o chrześcijańskich inspiracjach". Tu także potępienie żądzy władzy, przemocy, okrucieństwa].
Stąd pomysł, by sferę prywatności zawężać i usuwać ("bo to już są rzeczy publiczne") tylko wtedy, gdy wymaga tego moralność, dobro ogółu; bo prywatność = ta sfera, w
której człowiek ma najwięcej wolności i sam ją sobie kreuje. Tylko z tych racji można by mówić "nie jest pan tu prywatnie ani zawodowo, bo jest pan wśród ludzi".
Trzeba by pokazać, że kaszel i inne formy nagonki to wymóg "dobra ogółu" (sic), a to musiałoby w tym przypadku wynikać albo z czegoś jeszcze wyższego niż prawa człowieka, albo z nich samych (może np. prawa do zrzeszania się, ale wątpię, czy samo uczestnictwo w tym złym procederze można uznać za zrzeszenie się).
No i oczywiście otwiera się tu niebezpieczna furtka, że człowiek, który jest na zewnątrz swojego mieszkania, w zasadzie może być nękany, bo przecież "jest wśród ludzi". Może to i dobre w odniesieniu do osób publicznych, ale odbieranie osobie prywatnej, które nie godzi w innych, w dobro ogółu, w instytucje publiczne itp. (a tu jeszcze poprzeczka tego godzenia z ww. przyczyn powinna być postawiona wysoko), prawa, by w jakiejś sytuacji żyła sobie prywatnie, jest nie do wybronienia, choć chętnie posłucham. (dobrowolność udziału w życiu publicznym – a więc człowiekowi, który nie godzi w innych, w instytucje publiczne, dobro ogółu, nie można odbierać tego, że w danej chwili żyje sobie prywatnie; tu jeszcze uwaga jw. odnośnie stopnia tego godzenia)
Brzmią te rzeczy jak zbędny bełkot, powtarzany przez liberałów wielokrotnie i nazbyt gadatliwy, ale pozwalam sobie to opublikować z powodu podejrzenia zakulisowych prób rozstrzygania tych kwestii bez udziału SN i generalnie wbrew istocie prokuratury (która ze względu na fazę sprawy jest tutaj właściwa).
(19:33)
W środku nocy puszczanie wody w krótkich seryjkach, chodzenie w kozaczkach po pokoju [nad nami?], wywoływanie głupich stuknięć i inne wcześniej tutaj niespotykane (choć generalnie znane) zjawiska, których wspólną cechą jest to, że sąsiad nie robi nic poza czekaniem na moje słowa i wciskane klawisze. Tu także cykania w toalecie, gdy tam usiądę, "urwanie rury" itd.
(08:00)
chce może wyraźnie pokazać, że autoryzuje wszelkie próby zastraszenia? Ostatnio często przy mnie mówią o zabijaniu (wczoraj w PKSie, dzisiaj w tramwaju), gdzie np. powtarza się wątek typu "ZABIJĘ [uduszę; albo np. 'ze szczególnym okrucieństwem'] I CIAŁO SPALĘ". A tego typu pomysły na zbrodnie często przerabialiśmy w swoim rodzinnym gronie z bratem w dzieciństwie. Nie sądzę, żeby to było ot takie głupie plotkowanie właśnie teraz, po zrecenzowaniu im sprawy, raczej jest to współpraca ze złem (zażyczyli sobie, by teraz takimi słowami do mnie przemawiano).
(23:00)
została ograniczona z 2*2000 USD do 2500 $ (ok. 8300 zł).
Ale nie ma co podnosić larum, bo ona jest Sprawiedliwa. Że kradzież i kompletnie bez podstawy w odpowiedniej umowie, to w tej chwili bez znaczenia.
To, dla wyjaśnienia, cena za kilkudniowy (5- czy 8-dniowy bodajże) wynajem samochodu z pełnym ubezpieczeniem (80$ dziennie) przy pewnych kolizjach, zwykle złośliwie wymuszonych przez innych kierowców [edit: zupełne zastawianie drogi i gonienie mnie przez firmę chcącą, jako któraś z kolei, zabrać kluczyki], które zostawiły ślad głównie z przodu samochodu (żadne "skasowanie auta" oczywiście). Kolizja przednia została zgłoszona i właściwie obsłużona, odpowiednie partie auta oznaczone. Jednak oczywiście złodzieje w białych kołnierzykach nie są głupi i obmyślili wszystko dobrze, będzie to okazja, żeby mi wypomnieć jakieś rzeczy z Meksyku, żeby robić ze mnie beznadziejnego kierowcę, że sam sobie jestem winien itd. Powtórzę, kolizje celowo powodowane przez innych kierowców.
(02:21)
Kampania medialna, prowadzona generalnie we wszystkich mediach, o których wiadomo, że do mnie docierają – chyba że nie dają się kształtować, np. nie są przekupne, nie mają ludzi "umoczonych" – była bardzo nasilona i artykuły przygotowywano codziennie i w dużej ilości. Doszło do tego, że np. w BBC (a to nie jedyne medium tej kampanii z ostatniego miesiąca) większość znajdujących się na górze newsów było tak sformułowanych, bym mógł je łatwo odnieść do siebie. News, jeśli jest potrzebny, można albo wyszukać, albo skłamać, albo, w ostateczności, spowodować.
Ale, oczywiście, z tak błahej przyczyny jak ja – tu nie ma żadnego gigantycznego korumpowania i silnego realnego zaangazowania rządu czy choćby określonych jego służb, tu jest po prostu ruch społeczny – nikt by żadnego wypadku nie spowodował... Gratuluję prostodusznej wiary w dobroć polityków i oby tak było.
(01:57)
tzn. od października-listopada, nikt nie chce wciągać ludzi we współsprawstwo tak wprost. Nikt też się nie garnie do mnie z własnej ochoty lub dla towarzyskiej korzyści. Obecnie jest to już wyłącznie korupcja na wielką skalę (banki, szkoły, uczelnie, spółki państwowe, także i prawnicy – gdy chodzi o młodzież, to na zasadzie "mój tata/mama pracuje w ..."), a także grupa interesów z tym związana. Teraz to już idzie głównie drogą służbową, choć wcześniej może bywało inaczej.
Powtórzę, bo może mnie nie zrozumiano. Dziś to już nie jest na takiej zasadzie, że pojedyncza osoba ma wiedzieć, że uczestniczy w jakimś szerszym spisku. Dziś -- zamawia się, poprzez wytworzoną potężną korupcyjno-naciskową sieć wsparcia rządu w gospodarce i instytucjach państwowych ("mój tata pracuje w banku"), pojedynczą akcję od pojedynczego człowieka i następnie się o nim zapomina [edit 2015-05-03: coś w tym jest, o ile chodzi o szpiegowanie ekranu W MOIM OTOCZENIU (w blokach, domach, hotelach) – przychodzą przypadkowi ludzie z gangu na pojedynczą iluśgodzinną akcję, "poobsługiwać": później widzę ich jako okolicznych nękających, dokuczających na ulicy gdzieś blisko mnie]. Tyle że takich drobnych akcji dziennie organizuje się N, zawsze z kim innym (coś jak "państwowy zasób kadr"). Dlatego żadna z tych osób nie wyjaśni, w czym uczestniczy, bo po prostu "raz jej się zdarzyło"... A nawet, gdyby ktoś był w tym głębiej, to pewnie woli się nie przyznawać.
Oczywiście, to, co się dzieje w Polsce (McDonaldsy i Pizze Hut czyżby dające darmowe posiłki za tłoczenie się ludzi w ubikacji [raczej nachodzenie], "igrzyska" w PKS/PKP, obficie podstawiani ludzie i ustawiane rozmowy w sklepach, uzgodnione co najmniej z ekspedientkami, mniejszych akcji i scenek już tutaj nie wyliczam), choć wzięte razem stanowi zjawisko istotnie uczestniczące w moim życiu, życiu bądź co bądź nie zawodowym, jest to wszystko drobiazg w porównaniu z zagranicznymi wyczynami rządu, za co jednak z całą pewnością nie spotka nikogo sądowe rozliczenie. A przecież to jest zwykłe psucie morale i wytwarzanie "obowiązkowego elektoratu". Nie da się niestety ludzi w ramach stosunku służbowego zmusić do głosowania na określoną partię, ale to, co zamiast tego dziś się organizuje, jest takiej patologii bardzo bliskie.
(00:54)
Tak się złożyło, że kilka dni nie pisałem; wynikało to z przybycia do Warszawy, gdzie miałem dużo rzeczy do załatwienia i po prostu nie zdążyłem się podłączyć do Internetu. Następnie zmieniłem modem – długo szukałem miejsca, gdzie by można to bezpiecznie zrobić (i czy naprawdę znalazłem?) – i, aby uniknąć natychmiastowego wykrycia nowego nru IMEI, musiałem się trochę pomęczyć z załatwianiem nowej SIM. [Uwaga 7/09/2013: dziś już wiem, że nikt chyba nie podglądał mi połączenia komórkowego, tylko podsłuchiwał klawiaturę, wtedy natomiast miałem jeszcze inne teorie.] M.in. dwie świeżo kupione ostatecznie zdecydowałem się wyrzucić (pierwsza to w ogóle "skaziła się" starym IMEI, zresztą bez doładowania nie działała) – pieniądze w błoto. Takiego wyrzucania pieniędzy w błoto z powodu zbędnego interesowania się mną było zresztą w ciągu ostatniego ponad pół roku dużo. Później też nie mogłem wchodzić do Internetu tak od razu, publicznie obserwowany, bo jeszcze by mnie odnaleźli: ostatecznie, aparat nowy i karta nowa, więc przy dodatkowych danych namierzenie mogłoby być możliwe i nie mam wątpliwości, że by się do tego posunięto (tak jak znaleziono mój poprzedni nr IMEI, choć go przecież nigdzie nie miałem napisanego i nie ogłaszałem, a sieci komórkowe wręcz zabezpieczają się przed zbyt prostym identyfikowaniem abonenta wykonującego te czy inne rzeczy w Internecie).
Rząd lubi podsłuchiwać moje połączenie internetowe; ma się to oczywiście nijak do uprawnień wynikających z kodeksu postępowania karnego i nijak także do ustawy, generalnie zakazującej (np. pracownikom telekomunikacyjnym) szpiegowania czy to przy pomocy urządzeń, czy oprogramowania, ale białe kołnierzyki, jak wiadomo, niejeden taki drobiazg mają na sumieniu.
Wracając więc do bloga uzupełniam informacje na temat tego roku.
Że generalnie w lipcu był Chełm [edit 2013-10-10: wcześniej w 2011 roku 3 inne mieszkania i tygodniowy hotel], w sierpniu Ukraina (taszczyłem za sobą wszystko z miasta do miasta, a dużo tego bagażu było, wśród delikatnego stalkingu i konkretnego dręczenia: czyż to nie jak Wypędzenia?...), we wrześniu hostel Zachodni, a w październiku włóczęgostwo, pociągi na zmianę z uczelnią (noclegi w zwykłych przedziałach II kl., bo "brakowało miejsc") i w końcu -- wynajęte mieszkanie, to wiadomo z mego zawiadomienia do prokuratury [zob. też tutaj]. Przez cały październik i listopad – nie zważając na zawiadomienia w prokuraturze – trwały zabawy z udziałem ochrony metra i mnóstwa podstawianych ludzi. Każde moje opuszczenie lokum było pilnie "obstawione" bredzącymi mi nad uchem jakieś aluzje i śledzącymi mnie ludźmi. Było tak absolutnie każdego dnia; absolutnie każde wyjście było tak obstawiane (z domu na przystanek, z przystanku autobusowego do metra itd.), a tu dochodziły telebimy i ekrany wewnątrz środków komunikacji miejskiej. W listopadzie mieszkałem w wynajętym domu (bardzo silnie obstawiano zawsze autobusy podmiejskie, tu dochodziły zmowy z pracownikami Pizzy Hut, McDonalds itd. na temat bieżących wydarzeń prywatnych, zmowy wpływające też na tych ludzi w autobusach i w metrze), a w drugiej połowie listopada rzuciłem studia i pod koniec tego miesiąca wybrałem się za granicę. (Tam zaczęły się taksówki). Już w grudniu byłem w Meksyku, gdzie od początku, zupełnie jak później w Gwatemali 2, ostrzegano mnie -- policyjnie (a policja niekiedy jeździła za mną tuż obok taxi) – i budzono niepokój, że "jest bardzo niebezpiecznie". O sytuacji w bankach i WU, i związanym z tym, zbędnym zupełnie, locie w obie strony do sąsiedniego państwa (zresztą banki w Meksyku nie chciały ze mną rozmawiać po angielsku) już pisałem gdzie indziej. Do Polski wróciłem pod koniec pierwszej połowy stycznia (wcześniej jeszcze "przelotowo" bywałem w tym domu na kilka dni, sprawdzać pocztę) i tam, co już opisałem, zostałem z domu szybko usunięty, bodajże na drugi dzień. Myliłby się jednak ten, kto by twierdził, że na tych kilku tygodniach pobytu w domu Bogatki 14 (począwszy od końcówki października) problemy się skończyły. Ekipa przyjaciół właścicielki wywiozła mnie do hotelu Poleczki, który prawdopodobnie był z góry przygotowany, a jeśli nie, to w każdym razie szybko go "ustawiono". W tym hotelu śledzenie i dręczenie były bardzo pilnie egzekwowane, podobno z udziałem ochroniarza. Aż mi się przypomina słówko właścicielki, niby w innym kontekście, ale tego przecież dnia, którego się wyprowadziłem, o "stawianiu całodobowej ochrony" i "1000 zł za dobę". Faktycznie, w Poleczkach było całodobowo, a jak się nie podobało, a jak podpadłem nie zasypiając do białego rana i narażając ich na zmęczenie, to "remonty" się zaostrzały. Nazywać tego remontem w ogóle nie można, nawet takim wymuszonym, bo było to zwykłe walenie w ścianę budynku, w granicę balkonu, z całą ekipą, robiącą jeszcze aluzje. "Remont" (wiercenia [raczej spawania i kucia]) był zresztą od pierwszego dnia, nawet zgłosiłem im to, powiedzieli, że OK, teraz będą remontować gdzie indziej, ale koniec końców to wróciło. Człowiek u góry czuwał cały, absolutnie cały czas. Gdy raz obejrzałem to wieczorem od zewnątrz, jego pokój tuż nad moim był chyba jedynym zamieszkałym [denerwowało to czuwanie, tym bardziej, że podstawiano, chyba, myśli o hipnotyzowaniu mnie po nocach – uparłem się, że nie pozwolę tak ślęczeć nad sobą]. Nie wiem już, jak doszło do tego, że rozniosła się wieść o mojej skardze do Strasburga, ale chyba właśnie wtedy podsłuchano i tak się domyślono, choć ja tego wprost nie mówiłem. W każdym razie moje słowa szły do Centrum.
Jeszcze tego samego piątkowego wieczora (20.I), co wysłałem faks do Trybunału i poszedłem na pocztę, podstawiano mi obficie wozy DHL (tak tak, wiem, że tam jest gdzieś niedaleko ich centrala...) – znana zabawa – a także np. człowieka, który pukał się w czoło. Na samej poczcie witano mnie – za drugim razem, bo nadałem tego wieczora aż dwie przesyłki priorytetowe (pojechałem na Pocztę Główną dwa razy) – tekstami w rodzaju "jest jeszcze w Polsce", były i chyba kaszlnięcia. Na stronie poczta-polska.pl z czasem trochę zmieniono historię przesyłki (mniej eventów i sformułowanie inne, "przesyłka opuściła Polskę"), ale generalnie od początku kończyła się ona na tym, że w sobotę było "wyjście z polskiego obszaru celnego". A to przecież poczta rejestrowana, przydałoby się wiedzieć, że doręczono i kiedy. Mam te nry przesyłek (RR388982366PL, RR389000206PL), a nawet skany pokwitowań. W Niemczech, ojczyźnie DHL, wolałem nie wysyłać; nawet jeszcze w Szwajcarii (Bazylea) spotkałem drobny żarcik(?) na poczcie, gdzie nawet mógłbym to wysłać, ale... padło xero (czyt. "oddaj nam jedyny egzemplarz"). Ostatecznie w lutym dostarczyłem osobiście na biuro podawcze w Strasburgu, co przecież też kosztowało setki euro.
Po opuszczeniu hotelu Poleczki, a przed wyjazdem za granicę, spałem w pociągach (to było kilka dni, może ok. tygodnia). Postarano się, żeby było jak najgorzej. Zepsuto wszystkie WC. Były wręcz porozwalane, pocięte jakby toporem (przypominało to trochę widok z dworca z Kowla z wakacji 2011, gdy – już po Tarnopolu – robiono "remont"), ponadto woda zupełnie wyłączona (nie mówiąc już o prądzie). Tak w absolutnie wszystkich pociągach, którymi jechałem – nawet tych, w które wsiadłem "z zaskoczenia" na 3 minuty przed odjazdem (bodajże z Wrocławia do Poznania). A jeździłem dużo i po najróżniejszych miastach. To odcięcie wody, niesprawność ubikacji i ich okropny stan spotykałem wtedy wszędzie [a ja lubiłem załatwiać się w podróży pociągiem: trzęsie, jest głośno i mniej krępująco nawet, gdy przeszkadzają] (jeszcze rzucał się w oczy przyklejony papierek "schemat instalacji wody", którego nigdy wcześniej nie zauważyłem). Pociągi oczywiście pozapychane. Często stosowano zabawy w rodzaju "wagon nieklimatyzowany", gdzie po prostu było za zimno i w ten sposób tym więcej ludzi kłębiło się w pozostałych [edit 2014-09-13: kliknij, by poczytać o innych przejawach osobistego zajmowania się mną dyrekcji PKP, m.in. specjalnie i kontekstowo oznakowanych wagonach].
Bedąc raz w Poznaniu trafiłem – w barku-poczekalni w podziemiach dworca – na dziwną parę, gdzie młoda dziewczyna na mnie kaszlała, a facet bardzo się zdenerwował moją na to standardową reakcją (w której ucierpiały jej plecy) i zaczął ze mną walczyć w przejściu. Spotkałem się wtedy z jak gdyby ostrzeżeniem, wprost wypowiedzianym, że będą chcieli znowu ukraść mi komputer.
Później wybrałem się za granicę i o tamtych przygodach mówią teksty na sysplex.pl/index (w tym a propos powyższego, "KRADZIEZE/5-guatemala,ii.html"; w tym pojedynczym incydencie utrata 5500 USD i komputera z ostatnimi backupami całego mego życiowego dorobku).
W ogóle idea "ukraść mu ten komputer" pojawiła się już tak wcześnie jak w LIPCU, zaraz po przyjeździe do Chełma żartowali sobie w ten sposob młodzi "kibice" na dworcu, później też (bodajże inni) kibice w pociągu. Dziwne to było towarzystwo, niby na drużynach się znali, bardzo sprzeciwiali się opiniom, że mają coś wspólnego z przestępstwami; "kibice są ok". Częstowali wódką, zagadywali (ja dla nich byłem "Janek") itd. Później było to wymuszenie w sierpniu, 10-15 minut po opuszczeniu hotelu ok. 2-ej w nocy w Lublinie. We wrześniu, gdy byłem w hostelu Zachodnim, premier z tamtejszych ekranów wygrażał kibicom (bo taka od razu padła hipoteza co do tożsamości rozbójnika), mówił coś o bezlitosnym ściganiu; zdaje się, że to miała być sprawa, którą zrobią, w przeciwieństwie do stalkingu. Ja jednak ostatecznie nie widziałem swojego interesu w jeżdżeniu do Lublina i za znacznie poważniejszy uważałem problem stalkingu; być może zirytowałem tym kogoś.
Po powrocie do Polski w mieszkaniu matki zastałem ustawionych sąsiadów, interesujących się moim snem, nawet rzucających coś do mnie i przeszkadzających w korzystaniu z toalety (ale gdy zadzwoniłem do nich dzwonkiem, udawali, że ich nie ma, później jeszcze wyszło, że sąsiedzi nade mną są ułożeni z tymi po przeciwnej stronie, których wysłano na zwiady). To prawdopodobnie dzieło mojego tatusia – wytknąłem mu w mailu, że jest dziwnie pewny, że u niego w domu będzie dobrze. Po awanturze związanej z akcją sąsiada nad ubikacją (drugi dzień z rzędu) podstawiono mi na ulicy policję, a później w ciągu dnia kierowca PKS rozmawiał sobie na przystanku protekcjonalnym tonem z drugim: "spokojnie, przyzwyczaisz się" [do tego kibla], czyniąc przy tym inne, drobniejsze aluzje do tego i poprzedniego dnia u mnie.
Obecnie ciągle próbuje się sprawiać na mnie wrażenie, że rzeczy opisane w tym blogu "już obiegły Polskę", że "wszyscy wszystko wiedzą" (bo to niby wystarczy coś napisać i nacisnąć enter, by już wszyscy byli przejęci), że "jestem absolutnie bezpieczny", że "ludzie trzymają ze mną", że "zmieniają się korzystnie preferencje wyborcze" itd. Do tego celu wykorzystuje się media (nawet z treściami dobranymi dokładnie wtedy, gdy ja słucham, powiedzmy w autobusie) i podstawianych ludzi (np. teraz podstawiano mi jakichś na różne przystanki, gdy podróżowałem PKS-em między Warszawą a Rypinem), a nawet wtajemnicza się niektórych co nieco (np. prawników). TYMCZASEM TREŚCI Z TEGO BLOGA I SYSPLEKSU NA PEWNO B. SŁABO PÓKI CO PRZENIKŁY DO ŚWIADOMOŚCI POLAKÓW I TYM BARDZIEJ POTRZEBNA JEST REKLAMA, A NIE OSIĄŚCIE NA LAURACH.
Jeśli ktoś ciągle nie pojmuje, do jakiego stopnia przetwarza się absolutnie wszystkie informacje mnie dotyczące w Centrum, to przecież co rusz widzę przykłady przepływów z zagranicy do Polski: np. o zupie ze ślimaków (u Chińczyka w Belize [mój błąd to był, nie lubię tego], dotarło na telebimy w metrze), o odgłosach kroczących kozaczków u góry (u prawnika panamskiego, a teraz u notariusza w Warszawie), o uciekaniu po zajściu "Gwatemala 2" (p. sysplex, kradzieże) (podstawiani ludzie biegający sobie truchcikiem), a nawet – o czym nigdzie jak dotąd nie pisałem – o moich próbach przekupienia uczestniczących w nim policjantów, co dotarło wraz pewnie z opisem sytuacji chyba nawet do Watykanu, a i pewnie do podstawionego mi w Kutnie taksówkarza (przebrzmiewało w jego słowach – choć pewnie był on wtajemniczony tylko z chwilowej potrzeby i generalnie mało ludzi słyszało).
Na obecne podstawianie mi ludzi w Polsce składają się następujące znane zjawiska: kobiety w czerwonym, kobiety w mini i kaloszach, z gołą skórą (przypomina się zjawisko z października-listopada 2010) – te akurat jeszcze przyszedł chłopak zaprowadzić do autobusu – sprzedawcy w marketach (16.III), do których właśnie jadę, ze świeżymi newsami, ludzie biegający truchtem (w różnych miejscach po drodze autobusu PKS), chłopak robiący swoją niezbyt ambitną czy istotną rozmową hałas na cały autobus (sprawiał wrażenie takiego niezbyt rozgarniętego, olewającego wszystko i niczym się nie interesującego; m.in. specjalnie zaciągał mówiąc; 17.III), kaszlanie w autobusach i innych miejscach (np. czekający już chyba człowiek na dworcu), ludzie tłoczący się w WC w McDonaldzie (Górczewska/Lazurowa 17.III) ok. 5 minut po tym, jak tam wszedłem. Kierowcy PKS-ów muszą chyba nosić czarne okularki, albo do tego się ich zachęca, bo ostatnio sporo tego widzę, a przecież swego czasu ukuło się to jako symbol "killera" w ramach nawiedzania mnie (I poł. 2011), wprawdzie w zupełnie innych okolicznościach i raczej żartobliwie. To po tym, jak w ramach rozmowy z mamą coś wzmiankowałem o "siepaczach" (a także tu na blogu/syspleksie). Wcześniej takich mi dawano w Panamie – po tym, jak przyznano się (scenkami, wymalowywaniem taxi itd.), że policja tam jest za dobra i porządna na takie akcje.
[edit 2013-09-09] Uzupełniam nt. zagranicy: 1) we wszystkich, b. licznych państwach, w których byłem między listopadem 2011 a majem 2012 (dopiero po powrocie w maju zrobiono w Polsce i trwało to do ok. października-listopada: aż się połapałem, że to [m.in.] TV, ale to straszna męka była), zorganizowano coś takiego, że jeździły za mną 24/7 sieci taksówkowe (raz jeden taksówkarz, zaraz drugi, potem trzeci itd.), ponadto były przecieki do mediów ze słowami wypowiedzianymi prywatnie do siebie (np. w samochodzie) – tu np. BBC robiła nagłówki internetowe "o tym" – a także dogadywano się z firmami/hotelami, które rezerwowałem w Internecie (tu przykłady z Niemiec, Węgier); 2) przeszkadzano mi też w publicznych i hotelowych kiblach (uprzejmość wobec, tak to nazwijmy, państwowego hostelu Zachodniego, zresztą nie on pierwszy i ostatni; w mieszkaniach też). 3) W ogóle to standard był już od lipca 2011, że w każdym hotelu były jeżeli nie trzaski, to szmery, skradanie się itd. Jest na tej stronie trochę nagrań wideo z takich rzeczy: taxi zagraniczne, kibel zagraniczny, hotel zagraniczny. Krajami, które odwiedziłem, a nie zrobiły taksówek, były bodajże Włochy i, chyba, Szwajcaria (co nie znaczy, że nie było podsłuchu, bo on się przez granice kontynentalne automatycznie przenosi; przy podróżach międzykontynentalnych wsparcie rządów, np. jakieś kontrole). Lista krajów, jakie odwiedzilem, jest na moim Facebooku.
(23:57)
Oprócz wspomnianego np. podstawiania mi policji, wszędzie, często po kilku funkcjonariuszy – obowiązkowo "posłusznie wykonujących bieżące polecenia" (efekt słuchaweczek i ciągłego głosu a la walkie-talkie [taka ostentacja także w banku]) – zastraszanie przybierało też następujące formy, poza już wymienionymi:
[Gwatemala 2 – p. old.bandycituska.com/KRADZIEZE: po kradzieży i rozboju policyjnym poobstawiano całą moją drogę powrotną do miasta patrolami, a na górze jednej ze stacji benzynowych na balkonie umieszczono człowieka w kominiarce z pistoletem. To wtedy nastąpił mój "trucht".]
– [pojedynczy] ludzie wykonujący na mój widok dyskretnie (gdy przejeżdżam samochodem) gest podrzynania gardła
– [jw.] ludzie zaciskający usta w sposób ukrywający wargi
– ludzie zakrywający usta ręką ["milcz!"]
– [edit 2015-09-09: Chyba nawet był ktoś bez rąk. Kojarzy się ta niemoc ruchu trochę z pawulonem, prawda?]
– udawane śmiechy głosem poważnym, nawet nieco zatrwożonym, pokazującym, że tu wcale nie jest do śmiechu
[a faktycznie w tym niewielkim przecież kraiku, na krańcu świata, można się było w tamtych okolicznościach obawiać nadużyć władzy, którą zresztą nieraz mi pokazywano w TV, prasie w kontekstach "dziwnie zbieżnych" i która koniecznie chciała pokazać, że wszystko kontroluje – że wszędzie jest "ręczne sterowanie" i "znane zjawiska"]
– teksty po polsku, w środku nocy (McDonalds weekendowy 24h – ten na Calle 50), że "to nie są żarty"
Ww. to wszystko z Panamy – zaczęły się po historii w Albrook 28-ego lutego, ale to był zarazem dzień pogrzebu mojej cioci (53 lata, umarła bodajże w szpitalu psychiatrycznym). Natomiast w Niemczech w przeddzień wyjazdu do Polski, oprócz wszędzie licznych pożegnań, powiedziano mi w McDonaldzie na dworcu Frankfurt/Main Hbf po polsku (jak później zasugerowała obsługa, od której się chciałem tego dowiedzieć, rozumieli, co mówią) "chce cię zabić"; w co pewnie sami nie wierzyli, tak jak nikt pewnie nie wierzy i nawet nie wie, co się dzieje, ale musiano mi to przekazać.
(23:56)
W drodze powrotnej z Berlina – w czwartek – zostałem, w ramach całej międzynarodowej seryjki złodziejstw, okradziony z telefonu komórkowego. Było to raczej jeszcze po niemieckiej stronie, a odbyło się tak:
Byłem tej nocy wyjątkowo niewyspany (z Frankfurtu wyjechalem o 5:04 rano, noc na dworcu, McDonalds "przypadkiem" wyjątkowo dłużej zamknięty tej nocy) i ułożyłem się w pustym przedziale, podłączywszy telefon do gniazdka. Obok przedziały były pozajmowane i to nie byle jakimi atrakcjami: a to przedział z kaszlającym mężczyzną, a to z ryczącym niemowlakiem... Gdzieś pod Berlinem, po drodze do Frankfurtu nad Odrą, odwiedził mnie konduktor niemiecki. Do tego czasu zresztą ww. otoczenie niezbyt dawało mi się we znaki. Konduktor widział, jak byłem ułożony do snu i widział też podłączony po przeciwnej stronie, leżący na stoliczku telefon. Później właśnie włączyły się ww. atrakcje, ja zasnąłem, a gdy obudziła mnie kolejna kontrola (już w Polsce, gdzieś przed Zbąszynkiem), telefonu już nie było. Konduktorzy zachowywali się nieco jak gdyby mieli kaca, ale mówili, że nic nie wiedzą. Jeden z nich później nawet początkowo nie mówił, że nic nie wie (choć w ogóle mówił co nieco), ale kazał iść do przedziału i tam poszukać. Tyle że ja już przedział przeszukałem, a zresztą później oznaczono go jako jakiś specjalny (schwer gehinderte – próbowano mi wmówić, że to "dla matki z dzieckiem", taki jednak był obok) i nie chciano mnie wpuścić; później jak właśnie za namową konduktora udałem się tam, widziałem tam tylko jakąś parę powiedzmy 40-50 rozmawiającą o... oczywiście polityce, opodatkowaniu Kościoła. Popierających, rzecz jasna, ten pomysł (pani sprawiała wręcz wrażenie kobiety, która już zaciera ręce, że może "kościółek dostanie mniej"), choć z drugiej strony wplatających w rozmowę teksty sugerujące, że znają kościół nie tylko z cudzych opowieści.
Prawdopodobnie kradzieży więc dokonano jeszcze po stronie niemieckiej, gdy spałem – musieli dookoła donieść, że chrapię już od dawna (po drugiej kontroli przed Zbąszynkiem zauważyłem w przedziale za mną jakąś młodą dziewczynę, najwyżej maturzystkę, z telefonem podobnym trochę do mojego; czarne rajstopki i słuchaweczki z jakimś rockiem czy metalem na uszach; to jednak był troszkę inny model). Może co do narodowości złodziei nie wypowiadajmy się (polska obsługa, np. pani z Warsa, robiła gesty w rodzaju wyrzucenia czegoś za okno), ale poniekąd przygotowywano mnie na to, m.in. od samego przyjazdu do Niemiec ciągle mówiono mi "goodbye", "tschuess", "pa pa", "no to pa" (nawet po polsku) – wymienione wcześniej w świeżym policyjnym doniesieniu w Meksyku (bo zastosowane na 20 minut przed kradzieżą w mieście, do którego wtedy świeżo przyjechałem) i wcześniej też złośliwie stosowane wobec mnie (ale w Niemczech nagle wyjątkowo często) – ponadto gdy byłem na tym lotnisku w Bazylei, tak jakby myślano o tamtych drobnych kradzieżach z lipca, bo ktoś mówił za mną po polsku "jakąś tam walizkę zgubił". Oczywiście, przypadek.
Media Markt ostatnio się reklamował: "Przy tak niskich cenach kradzież to głupota". Na tym blogu też już padło, całkiem niedawno, słowo głupota...
Policzyłem to niedawno: jak dotąd na kradzieżach (i oszustwach) straciłem bezpośrednio przynajmniej 28 tys. zł, wszystko w ciągu ostatnich 7 miesięcy. Ten telefon np. kosztował 200 EUR + karta SIM i kupiłem go niespełna 2 miesiące wcześniej.
A tak swoją drogą podpowiem jedno tym, co mają wątpliwości, czy kradzież w Oaxaca (Meksyk) miała podłoże polityczne. No cóż, w każdym razie na pewno była związana z tymi kręgami, które ciągle mnie śledzą. Skąd ta pani wiedziała, że mam pieniądze akurat w tej kieszeni? To był przecież moment: jedna dziewczyna próbuje mi zabrać komputer, natychmiast ja z nią walczę – natychmiast druga otwiera mi odpowiednią kieszeń [kurtki] i wyciąga portfel. Przecież to była moja pierwsza godzina w tym mieście! A motywacja jest przecież jeszcze dodatkowa: mam zostać w stolicy, bo tam są już taxi, nie trzeba nic organizować, jest wszystko gotowe. Tak samo było przecież w Panamie: zaraz jak wyjechałem za miasto, stuknął mnie taksówkarz w jakiejś wiosce... (Więcej szczegółów na www.sysplex.pl/index)
(23:54)
- Z powodu krętactwa zorganizowanego na lotnisku straciłem ok. 150 EUR. Jak zwykle specjalne traktowanie (choć tu zakamuflowane). Nie chciano w ogóle rozmawiać, tylko odsyłano do centrali, że to ich sprawka.
- [edit 2014-10-17: w ramach typowego w Europie, a nawet trochę w Meksyku/Gwatemali, specjalnego – aż do drobnych szczegółów ze mną związanych – traktowania przez banki] Citi Intl Personal London nie chce mi otworzyć konta private banking (www.ipb.citi.com) z powodu cyt. "This is due to the nature and frequency of changes to local laws, we are unable to confirm that we will always be able to meet our obligations as outlined above and hence cannot provide our services to you whilst you are resident in Germany." [W wolnym tłumaczeniu: boją się posłów.]
- Podobnie w praktycznie wszystkich bankach niemieckich.
- Sixt Intl jakoś nie spieszy się, by oddać mi 2*2000 USD "skradzione" z mojej karty Visa przy okazji akcji w Panamie, o której napisałem nieco niżej w poście o wypadkach (wtedy, gdy zabrano mi też komputer "w zastaw", żebym nie upierał się, tylko oddał samochód, kluczyki, "tylko na chwilkę dla zaparkowania" – było to w piątek). Centrala [śledząca] powiadomiona.
Swoją drogą: wracam do Polski. Rano powinienem już być. O nowościach będę informował tutaj lub ewentualnie na sysplex.pl/index.
[edit 8-05-2013] Jeśli chodzi o ten tzw. scam na lotnisku to pili w nim do tego, na co niedawno pod nosem narzekałem (ponadgodzinne spóźnienie samolotu, zresztą te spóźnienia to plaga się zrobiła). Tym razem musiało być superpunktualnie, o czym przestrzegano; w rzeczywistości krętactwo (m.in. brak tzw. final call, ostatniego wezwania, chyba nawet w ogóle nie wzywali) i z widocznym zamiarem pozbawienia mnie kasy.
(Niemcy, 21:06)
[na zasadzie aluzji, oczywiście: te aluzje robią wszędzie non stop i chyba za pieniądze już od początku 2011 r.; wcześniej sporadycznie. Natomiast od stycznia 2012 r., od mych podróży międzykontynentalnych, są to już nie tylko przytyki do życia prywatnego, ale i (w mediach zagranicznych) nagłówki brzmiące w moim kontekście groźnie... Masowo, nawet po kilka dziennie, a razem z innymi nawet po 5-10 np. w takim BBC]
– na stronie "Polskiemu premierowi" na www.sysplex.pl/index wyraziłem hipotezę na temat aktualnych wtedy tematów, jakie pchano do mediów [same tragiczne śmierci, morderstwa, np. "umarł pisarz", "umarł aktor", bo ja wtedy pamiętałem jeszcze temat moich rzekomych obfitych publikacji sprzed lat i tego, że kłamię, nie przyznając się]. Przyszła odpowiedź nazajutrz po opublikowaniu – http://www.bbc.co.uk/news/uk-england-manchester-17254404
– //wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,Tragedia-w-Czechach-utonal-polski-pletwonurek,wid,14322478,wiadomosc.html?ticaid=1e12a – Gapiłem się, idąc pieszo w Panamie, w jakąś rzekę. Nieraz. Właśnie w tych dniach (1-2 przed artykułem). Nawet nie zauważyłem szczególnie jakichś ludzi dookoła (chociaż już nie wiem), pewnie widziały mnie taxi. Absurd oczywiście. Płetwonurkiem zresztą był Czarnecki, ten słynny miliarder! Prawda? Pewnie już dowcipkowali sobie w Sejmie. Może jeszcze przekaz podprogowy sugerował mi skojarzenia, zresztą tam tyle tego robili, prawie wszystkie nagłówki BBC RSS (ta zakładka w Firefox) "robione pode mnie". Wszak światowi przywódcy właśnie popełnili przestępstwo, załączając na mnie podsłuchy u nich też.
– "masakra żołnierza USA w Afganistanie" – "tak jakby" aluzja do policjanta, który zrobił mi z całą ich stołeczną ekipą rozbój w nocy (Gwatemala). //www.bbc.co.uk/go/rss/int/news/-/news/world-asia-17343437
– co do pogróżek NIEWERBALNYCH w Panamie, których nie wymieniłem jak dotąd (rzeczy w rodzaju "zbiórka żołnierzy", podobnie policji, w McDonaldzie były chyba gdzieś wymienione, podobnie ciągłe podstawianie dziwnych ludzi z dziwną gestykulacją, telefonikami itd., nie wiadomo po co przychodzących, a potrafili być w dojrzałym wieku i przychodzić sami, by zachowywać się dziwnie): tu można by dodać człowieka z poobcinanymi rękoma do łokci, który w miejscu al. Balboa, gdzie przede wszystkim jeżdżą samochody, stał i miał niby coś sprzedawać (niezbyt dobrze był ku temu predysponowany!): w każdym razie widywałem go często właśnie wtedy, gdy ja tam miałem przejeżdżać, często po wcześniejszych superkorkach. Później na Google pojawiła się możliwość dyktowania mapom adresu (głosem), taki dodatkowy przycisk – pewnie ktoś miał przeciek i taką zabawę sobie zrobił.
Swoją drogą wróciłem do Europy. Mój lot był, starym zwyczajem (jak prawie każdy mój wcześniej zarezerwowany ruch pociągiem czy samolotem), opóźniony – w każdym razie wejście na pokład, o ok. godzinę. Poustawiano ludzi kaszlających dookoła, podobnie na lotnisku w Amsterdamie (obsługa samolotu królewskiej linii KLM rzucała przy tej okazji "it's not a problem" itp.). W Amsterdamie na lotnisku zabrano mi śrubokręt i latarkę z przyczyn bezpieczeństwa, mniejsza z tym, tak jak i z przynajmniej 30-minutowym sprawdzaniem (to akurat poniekąd "klasyka", spotykałem już takie rzeczy), przez co nie zdążyłem na mój II lot i trzeba było przekładać. Obecnie – Niemcy.
(20:55)
Nie wiem, jak to było z tymi trzaskami, o których informowałem nawet PG w skargach [edit 2013-12-16: oprócz głębokiego, chwytającego za naczynia wieńcowe bólu związanego z tym drastycznym częstym dźwiękiem dodatkową męczarnią były moje próby znalezienia źródła dźwięku, bieganie co chwila, by patrzeć przez okna itd. [edit 4-12-2015: dom przy Bogatki 14 w Warszawie]; zapewne też męczono wtedy mój umysł podprogowo, chociaż nie tak non stop jak teraz, no i nękanie na dworze], ale na pomoc żadną nie mogłem rzecz jasna liczyć, tak samo nie wiem, na ile to oni [właściciele] pomogli załatwić podsłuch, natomiast na pewno później w styczniu, jak wróciłem, pomagali mnie szybko usunąć. Jeszcze zanim przybyłem czekały mnie zapowiedzi "wywieszone" – nie pamiętam już jak, może w Saturnie, może w jakimś medium (w Saturnie to raczej piosenka). Przybywam – zamek wymieniony, a w ogóle cała ulica bez oświetlenia (wyjątkowo ta jedna); podstawiono mi jadący sobie wóz "pogotowie oświetlenia ulic". Później jeszcze nieraz mi go podstawiano. Sugestia, że mam się szybko wynieść (została mi końcówka umowy, zresztą sam dokument skradziono), bo molochy "pomogą", była czytelna; a tego właśnie chciała właścicielka. Również, że moje błyskawiczne wyniesienie się to "generalnie jest bardzo dobry pomysł", informowali mnie jacyś ludzie pomagający mi na miejscu zabrać się i służący tym właścicielom.
W tamtym czasie, tj. styczeń, odgłosy strzelania w niedalekiej odległości przy moim wychodzeniu z domu zdarzały się już nieraz. :)
[edit 2014-07-04] Przewieźli mnie ci ludzie wtedy do Hotelu Poleczki, gdzie znęcano się nade mną poprzez stalking delikatny, niepojęty jeszcze przekaz podprogowy i hałaśliwy remont (walenia i spawania) – dobrze znane "przypadki".
(23:41)
Wrzuciłem jakieś stare zapiski, jakie ostały mi się na temat przypadkowych, niezbyt "nasyconych" kilku dni – tylko te istotniejsze rzeczy, które chciało mi się odnotować. Ot taki przekrój, nic szczególnego. www.sysplex.pl/zapisy.txt
(23:26)
Miała miejsce późnym styczniem, może wczesnym lutym. Wrzuciłem na sysplex.pl: old.bandycituska.com/KRADZIEZE/4a-polska-pks.html
(23:14)
Co do podstawiania ludzi, to w Meksyku szczególnie nasiliła się jedna z postaci tego zjawiska, a mianowicie Pucybut (tzn. minimum 2 osoby i szorowanie szczotką). "Ekipie" tak się to spodobało, że nawet jeszcze w Gwatemali, na lotnisku, przy ostatecznym opuszczeniu przeze mnie tego kraju 22.II [błąd, na pewno 21.II] postawiono na mej drodze takiego pucybuta (w tylnej części lotniska, jeszcze za bankomatem).
Pomysł pojawił się po złodziejstwie i mniej więcej w tym właśnie kontekście zawsze powracał. Mój tatuś oczywiście zapewne o tym słyszał, może od Politechniki Warszawskiej, co tym bardziej wskazuje, że ten kretynizm to pomysł rządowy.
Ileż to razy podstawiano mi tego pucybuta, cholera wie, po co – przewidując, dokąd będę iść.
Ponadto w Meksyku np. bawiono się metrem w ten sposób, że stała sobie policja na stacji (w tym miejscu i czasie, co ja) i nie wpuszczała ludzi, aż zrobił się wielki tłok (w międzyczasie odjeżdżał pociąg pusty lub prawie pusty), po czym cały ten tłok wpuszczano do kolejnego pociągu, gdzie dosłownie głowa była przy głowie i "nie było gdzie igły wcisnąć" [a w myślach bałem się kolejnego złodziejstwa].
Z kolei w Panamie bawiono się światłami, mnóstwo razy np. włączano mi żółte dokładnie w chwili, gdy przejeżdżałem: stało się to w końcu tak skrajnie częste, że widać było, że to manipulacja. Prawdziwy problem to powodowane takimi zabawami korki, gdyż właśnie w ten sposób chyba je wywoływano. Korki na ulicach, którymi jadę – skrajne korki, gorsze niż na Marszałkowskiej w Warszawie, a przecież to ulica z trzema pasami i jest to tylko Panama – wywoływano stale. Oczywiście tu by pewnie przydało się zrobić dokładniejsze badanie.... W tym kraju oprócz taxi jeździło dookoła mnie (w najbliższej odległości na ulicy) wybitnie dużo Collegiales (takie coś w rodzaju gimbusów; raczej w dzień), podobną rzecz spotkałem w Gwatemali – 'school bus' czy coś takiego (wielokrotnie w środku nocy, prawie puste).
Co do Niemiec i Francji to głównymi dającymi się tam we znaki metodami było (oprócz, rzecz oczywista, hoteli): taxi (bardzo podobne z wyglądu w obu stolicach), śledzenie (w Berlinie także innymi samochodami, podczas moich wycieczek), a także – głównie w Berlinie – podstawianie ludzi, spiskowanie z kolejami/metrem (dworce, stacje metra), w tym z udziałem kontrolerów, policji itp.; "opieka" była stała.
W Meksyku ludzi do metra podstawiono mi natychmiast po przylocie. Zreszta oznajmiłem już gdzie indziej, że sam zakup biletu momentalnie wywoływał reperkusje świadczące o tym, że odpowiednie władze zostały już poinformowane (m.in., znowu, podstawianie ludzi robiących odpowiednie sugestie – choćby do autobusów czy pociągów). W tym kraju istniała epidemia kaszlu, która właściwie ustała, gdy zacząłem pluć, aczkolwiek podejmowano próby ożywienia tego martwego zjawiska np. w Berlinie na zasadzie spiskowania z pociągami, z policją itd.
W Panamie prawnika mi oczywiście skorumpowano, odgłosy kozaczków znane z Polski u góry (chyba wcześniej były też trzaski ścian), dziwna dziewczyna w biurze, wrzeszczący do tych ścian (to taki jego normalny – bardzo głośny – ton się zrobił) młody pomocnik itd. Przecieki do mediów polskich poszły już pierwszego dnia [edit 2014-05-07: to w warunkach, gdy oczekiwałem szczególnej dyskrecji; jeszcze mniej więcej wtedy mail od ojca o tym, że nagrał rozmowę z matką – bardzo nietypowe].
Co do hoteli, to przecież jeszcze w Polsce po wyprowadzeniu sie z Bogatki 14 załatwiono mi hotel Poleczki, z remontami, piła przy samej mojej ścianie (celowe i złośliwe bezsensowne działania), podsłuchiwaniem całodobowym zapewne przez cieciów (tak mi sugerowano). Niezbyt tu pomogła zmiana pokoju. Wieczorem po tej stronie budynku jedynym oknem, w którym było jasno, było to nade mną.
(11:57)
Przyjadę do Niemiec, muszą zrobić hotele, bo to dla naszej Polski kochanej. Duże pieniądze grają tu przecież. Przyjadę do Amsterdamu, obawiam się, że może mnie spotkać to samo. W zasadzie gdziekolwiek przyjadę. Ja nie będę chciał w czymś takim mieszkać (a i w mieszkaniach może być źle, zresztą wciąż szukam miejsca na stałe, więc mieszkaniami sobie nie zawracam głowy póki co). Będę żył na ulicy, w samochodzie, to jest ciężar, to jest trochę kompromitacja, na pewno niewygodne... Jestem bardzo niewygodny... Ale hotele zrobić trzeba, może i taxi, kibel... Sytuacja jest wręcz rozpaczliwa... Odczuwa się, że oni po prostu muszą, że jakieś szaleństwo ich opanowało: wszelka możliwa presja ze strony rządu w połączeniu z wszelkimi możliwymi pieniędzmi za taką głupotę, w połączeniu z osobistymi może nawet błaganiami ze strony premiera i całą europejską dlań sympatią – to wszystko chyba się sprzysięga. A z drugiej strony im trochę wstyd i niewygodnie, mam się szybko wynosić. To gdzie ja mam się wprowadzić?!!
A kto mi zaręczy, że u tatusia będzie lepiej?? Zresztą Polska z przyczyn podatkowych jest zła, bardzo zła.
[edit 2014-09-13] W miesiącach VIII, X 2011 r. bardzo często nocowałem (niezbyt to można snem było nazwać) w publicznych środkach lokomocji i włóczyłem się po wiele kilometrów (było tak może przez 40% nocy), natomiast od końca 11/2011 do ok. 10/01/2012 oraz od końca 02/2012 do 18/04/2012 praktycznie wszystkie noce były spędzane w miejscach publicznych typu dworce, lotniska lub w pociągu/samochodzie [0 snu 2 dni pod rząd lub np. drzemka tylko w dzień, gdzieś na stoliku dworcowym wśród ludzi, czasem w pociągach] – w hotelach spałem [wtedy] tylko kilka razy, zawsze dręczony trzaskaniem i podążaniem za mną krok w krok, także do toalety [zniechęcano do tego też zapewne podprogowo]. Jednocześnie trwało, już od 06/2011, przyczepianie się mas ludzi (nawet obsługi knajpek, typu dziewczyna z Subwaya panamskiego, sama w tym lokalu) do mojego załatwiania się, przez co robiłem to może raz na tydzień (męczące), ponadto rzucano obok mnie nieustanne aluzje do mego życia prywatnego (czepialstwo i wścibstwo obcych ludzi), a także – czego jeszcze nie byłem świadomy – męczono mnie przekazem podprogowym. [Wyobraźcie sobie ten dramat młodego wciąż człowieka, niedoszłego magistra z powodu tych problemów, któremu nagle zaczynają majstrować przy samych podstawach jego życia i uderzać w sprawy bytowe, i zawracać tym głowę coraz bardziej, aż w końcu praktycznie uniemożliwiając normalne mieszkanie (dom na ul. Bogatki 14, końcówka 2011).]
(07:42)
Teraz coś z Panamy.
Jeden z wypadków, które spowodowały, że po dwóch kolizjach firma Alamo natychmiast zabrała mi kluczyki – wtajemniczeni wiedzą, że nic nie ma to wspólnego z normą (ale kto dziś wynajmuje samochody?... nieliczni), że przecież ubezpieczenie takie rzeczy, owszem, pokrywa – polegał na tym, że na ulicy wjechał we mnie od tyłu van z kwiatami. Wyglądał od środka jak pogrzeb, a właśnie wtedy dostawałem sporo pogróżek niewerbalnych oraz, za pośrednictwem BBC (standardowe w Firefoksie – kanał RSS), werbalnych (zamówione przez Rządowe Centrum Prasowe artykuły medialne), ale mniejsza z tym. Ja zmieniałem pas, on wjechał na mnie w taki sposób, żeby zdawało mi się, że to moja wina, bo wjechałem na pas, który nie był bezpieczny. Tymczasem on natychmiast po mojej zmianie pasa zrobił coś podobnego i celowo wjechał w boczną ścianę mojego pojazdu; gdy zakręcałem, nie było go tam – przecież nie jestem zupełnym amatorem lub pijanym kierowcą, nie robię takiego manewru bez spojrzenia w lusterka. Chodziło o to, by wmówić we mnie winę.
Po zakończeniu współpracy z Alamo – wymuszonym przez policję, która po zabraniu kluczyków przez tę firmę i nieoddaniu ich (zupełnie sprzecznie z kontraktem, z jakimikolwiek obowiazującymi zasadami) jeszcze pomagała Alamo, wtrącała się w te sprawy cywilne (podobnie jak np. pomagają hotelowi zakładając mi kajdanki i popierając więzienie mnie, dopóki nie zapłacę: a spójrzcie, jaka wolnościowa, jaka gwarantująca jest konstytucja Panamy!) – udało mi się dostać auto od Sixt chyba tylko dlatego, że z góry uprzedziłem sytuację i mówiłem o tym, że chcę dalej być z Alamo, zgodnie z czasem kontraktu, bo boję się, że nikt mi teraz nie wynajmie, że znam już takie zorganizowane dyskryminacje z hoteli, z Polski np.
Następnie, już za czasu współpracy z Sixt, jakaś taksówka wieczorem próbowała agresywnie wmówić mi, że ją stuknąłem, choć nic takiego nie nastąpiło [nawet minimalnie].
Tu mówię tylko o rzeczach, o których nie napisałem na sysplex.pl/index – o tym, że powtórzono odpalenie i powolne wjechanie w moje zatrzymane powiedzmy pół metra za taxi auto [to jeszcze inny "wypadek" z marca 2012, z "Chumical, Veracruz", Panama] (być może tym razem nie z taxi, za to ze stojącą obok policją), nie muszę powtarzać.
Teraz wczoraj znowu wjechała na mnie, przy moim wjeździe w Ave. Balboa od strony Ave. Boyd, z lewej strony (a tam nie ma żadnych znaków, więc obowiązują zasady ogólne) kobieta, wystylizowana na nieco podobną do ... Małgorzaty Wierzbickiej, konkubiny mego ojca. Swoją drogą tego dnia wysłał mi maila, w którym znowu próbował mi wmawiać, że z Małgosią nie ma żadnych kontaktów, "teraz to tylko Renata" (ja ją rozpoznałem 3 lata temu, choć nic nie mówiłem). Wiemy obaj, że "Renata" to taka nowa nazwa, ale to jest ta sama kobieta, jednak to chyba w ramach "jestem nieprzytomny" rzucił. I oto podstawili mi tę kobietę, jadącą jeszcze z mężem, zajechała mi drogę i zatrzymała się – w taki sposób, że chcąc nie chcąc sekundę, dwie później ją stuknąłem. Miałem za mało miejsca, za mało czasu na zorientowanie się i zatrzymanie. Pewnie jakaś wina w tym jest, ale to było zamierzone. Widać, że od jakiegoś czasu starano się spowodować kolizję. I te "ciao" rzucane wszędzie, już w Sixt zresztą, na starcie... [znane]. I później to zabieranie kluczyków na siłę, uparli się, że źle kieruję... Tamta kobieta oczywiście ustawiona, od początku wie, o co pytać [nie tam jakieś druczki czy policja]: np. jaka jest nazwa firmy, od której pożyczyłem auto, poza tym: jak ja się nazywam (np. gdy ja załatwiałem po wypadku z taksówkarzem czy z kim innym, nie dawali mi swoich danych, dopiero później spisywalem je w miarę możliwości od policjanta, właściwie patrząc mu przez ramię – nie dostałbym ich normalnie, przecież wiem, jak to powiedzieć po hiszpańsku, a jednak nie podawali mi). W Sixt dziś ukradli mi notebooka podczas "akcji". Akcja była uzasadniona, powtórzę, pojedynczą zgłoszoną im kolizją (mówię tu w każdym razie o oficjalnych informacjach, nie jakichś "denuncjacjach" i naciskach z rządu) oraz tym, że źle parkowałem auto (mieli trochę czasu, bo musiałem je zabrać z drugiej strony ulicy, specjalnie bardzo ciasno upakowali auta na parkingu i praktycznie miejsca nie było, ba, nawet jeszcze zajechane było w poprzek z kilku stron). Dobierano się strasznie, otwierano drzwi, zachodzono mi drogę itd., koniecznie chciano wziąć ode mnie kluczyki – uciekano się do kłamstwa ("to tylko, żebym za pana zaparkował" – ja spowodowałem wtedy zaledwie małe, niewidzialne otarcie, zresztą auto jest ubezpieczone, a sytuacja była sprowokowana) oraz do złodziejstwa (zabranie mojego notebooka). Grożono policją. Gdy później byłem, na szczęście z powodzeniem, odebrać komputer (musiałem oczywiście oddać kluczyki), mówiono najpierw, że jest u policji...
Tu dodam, że podczas rozmowy przy zawieraniu kontraktu było inaczej: co do kolizji, zawahano się dopiero, gdy powiedziałem: "trzy, cztery, pięć kolizji" (czy aby nie rozwiążą umowy), ale generalnie mówiono, że po kolizji nie ma problemu i dają nowe auto. Wprawdzie chyba domyślano się, bo to było tuż po Alamo i pani w ogóle coś tam przebąkiwała, że może rozwiążą, bo ubezpieczenie "jest ograniczone", bo "im się to nie opłaca" (aluzja do mojego maila do Alamo Intl, który pewnie – znowu swoistym standardem – otarł się o ich rząd, pewnie na zasadzie czytania mojej skrzynki email (podsłuch serwera), i w związku z tym jakoś tam przeciekł), bardzo kręciła wtedy, sporo udawała, że nie rozumie po angielsku (choć dobrze mówiła), zmieniała wersje (raz standardowa, że dają drugie auto, nie ma problemu; raz, że ostatecznie może rozwiążą, ale nie wie, po ilu kolizjach, ja jej odpowiadam, że w kontrakcie nic takiego nie ma, ta znowu jak gdyby nie rozumiała pytania – nawet przez translate.google.com – coś mówi znowu o dawaniu drugiego auta; ja jej przypominam, że chodzi o przypadek wielokrotny, ta mi wskazuje coś w umowie, ale rozumiem trochę hiszpański i to nie było o tym! Daje mi w końcu szefa przez telefon (w Alamo to mi wręcz szefa na żywo pokazali...) i on mówi, że zastrzegają sobie prawo zabrania auta i rozwiązania umowy; to oczywiście bez podstawy w umowie...). Jednak przy zawieraniu umowy zanosiło się dobrze, że sobie pojeżdżę, że nawet kilka kolizji nie będzie problemem...
Teraz się okazało, że to dlatego, ze źle jeżdżę: skąd oni to wiedzą?... Powiedzcie wprost, ktoś sie mną super-interesuje... To mi nie odpowiada, ta "piecza"... Chcę być traktowany standardowo, na to nie trzeba zasłużyć...
Drobnych trzaśnięć było zreszta więcej, ale je olałem, zresztą śladów praktycznie nie zostawiły lub znikome.
[edit 2014-11-24] We wpisie o Kościele opisałem swą sytuację z Meksyku, z dziwną utratą sterowności pojazdu (poślizg, przez te kilka sekund do uderzenia w barierkę niezbyt dało się coś zrobić, a już wcześniej zaczynało się zanosić na coraz gorszy poślizg) i przekoziołkowaniem pojazdu w dole (mógł w ogóle zawisnąć na drzewie), a przecież nie był to jakiś przypadek odosobniony. Było to w grudniu 2011; od października 2012 poruszałem się w Polsce samochodem i tu też kilka razy zafundowano mi, wprawdzie niby zimą (podczas, gdy w Meksyku było przy tym bardzo gorąco), poślizg. Np. w momentach, gdy ewidentnie się spieszyłem wracając z centrum handlowego, żeby się nie spóźnić (zapomniałem o umówionym terminie), albo blisko domu na Chłopickiego. W jednym z tych przypadków blisko było do przejechania ludzi (niemożność zatrzymania się mimo czerwonego światła), ale wymanewrowałem okrężnie. To prawda, opon zimowych nie miałem, ale nie jest to znowu takie konieczne; ewidentnie ktoś się starał. W końcu w grudniu nastąpił incydent, od czasu którego już tylko polegam na komunikacji państwowej/miejskiej i taxi (zatrzymane prawo jazdy): przynajmniej kilkanaście tys. zł straty na tym punkcie. Jak widać, także i prawem do życia opisywana tu mafia potrafi gardzić, choć w tym wypadku byłby to najwyżej paragraf o stwarzaniu (ewentualnego) zagrożenia dla zdrowia/życia wielu ludzi. Zwracam uwagę, że jeżdżenie za mną podczas moich podróży np. po mieście (w Meksyku to nawet odległych międzystanowych: całymi dniami i nocami czuło się cudzy oddech na plecach, w postaci np. jazdy na światłach awaryjnych: stał się to stały znak spapugowany po mnie) ma miejsce do dzisiaj: podpowiadają ci kierowcy (może z taxi) spikerom, co mówić, żeby było dostosowane do tego, co widzę ja. Piszę "może z taxi", bo czasem robiono w 2012/2013 demonstracje na zasadzie "taxi obok taxi" (gdy stawała kwestia, skąd ten dźwięk).
(07:29)
– tym bądź co bądź największym mieście Ameryki Środkowej. Gdy przyleciałem tam 7-ego stycznia bodajże, miałem jeszcze świeżo w pamięci kradzież z Oaxaca i uśmieszki policjantów, i tłumaczenia, że w moim przypadku mogę co najwyżej pójść do jakiegoś "biura", "urzędu ds. obcokrajowców", ale nie na policję (podkreślano, że mój przypadek jest specjalny) – tu padło też słynne później, milczeniem obustronnie otoczone "Yes" ze strony przechodzącego funkcjonariusza (tam praktycznie nigdy nie można angielskiego usłyszeć...) – wprawdzie trochę godzin później, ale pijące wyraźnie do mego wcześniejszego pytania "Jeśli to jakiś wasz prezydent czy rząd, jeśli nie wolno wam tego prowadzić, chociaż dajcie mi jakoś do zrozumienia, proszę".
Przyleciałem, bo chciałem wziąć pieniądze z Western Union, a przekonano mnie specyficznym wskazującym na zmowę podejściem do mnie ze strony obsługi banków (różnych), że to może być wina agentów, a nie po prostu braku transferu w WU (tym bardziej, że dorobiono na niektórych krajowych stronach [internetowych] WU wpis w bazie, choć tylko powierzchownie). M.in. były śpiewki o tym, że system przeciążony lub że agencja jest za mała, niekiedy jeszcze zanim cokolwiek powiedziałem o tym, jak mam na nazwisko, już zapewniano, że mojego przekazu nie będzie. Niektóre banki, podobno obsługujące WU (szyld), w ogóle mowiły, że go nie obsługują i żebym poszedł do innych. Bywały naprawdę dziwne reakcje na mnie i to nie jest jakaś moja zła ocena sytuacji. Tu dochodzą podsyłani śmiejący się ludzie. Po co w ogóle potrzebowałem WU? Bank [Alior] zablokował mi karty – ze względu na podejrzane transakcje... Tu odsyłam do tekstu na www.sysplex.pl/index o kradzieży (3a)... Zablokował najpierw jedną, później drugą, a zeszło się to w czasie z tamtą kradzieżą [w Oaxaca, poza tym obawiam się, że kradł sam bank], toteż zostałem bez butów, bez pieniędzy: głodowałem, żebrałem. Także i Kościół niechętnie dał mi w ogóle jakieś 2 zł, więcej oczywiście nie było szans, nie chciano mi też pozwolić na rozmowę międzynarodową, choć podobno w Bazylice każdy może porozmawiać (czyżby wiedziano, że bank [(polski) i tak] mi nie pomoże? ta wszechobecna zmowa...). Ksiądz zastosował niemalże oszustwo, każąc mi czekać b. długo (bo mianowicie "wyjdzie po mnie ksiądz", jak mi powiedział jakiś pomocny pielgrzym po ustaleniu z nimi), po czym wychodząc w przebraniu nieoficjalnym i nierozpoznany (nic dziwnego, widziałem go tego dnia pierwszy raz w życiu). Ja pewnie jestem niegodny większych pieniędzy, bo "mam diabła za skórą", tak w każdym razie plotki o [mym] biznesie i publikacjach mówią.
O tym, że exchangery (walut elektronicznych) mnie oszukiwały, bo zapewne z nimi się kontaktowano i tłumaczono, że ujdzie to na sucho – właściciel elektronicznej waluty, z której korzystam, jest z rządem dobrze skontaktowany, to wiem – już napisałem na indeksie. To nie są małe straty; kwota rzędu 2500 USD samo to. A przecież jeszcze takie głupstwa, jak ten zbędny bilet do Gwatemali (razy dwa), rzędu 1100 USD straty... To tylko mała próbka, bo w drodze tego typu problemów traciłem w grudniu, traciłem w lutym...
W Gwatemali także WU nie wypłacono, więc w końcu zrozumiałem, że to naprawdę brak transferu w systemie, w każdym razie brak pieniądza. W tym czasie już bank udawał, że mnie nie słyszy przez telefon [budka] – w ogóle złośliwości wzmożono, gdy wyjaśniłem, jak krytyczna jest sytuacja [padałem z głodu, wycieńczenia]: odtąd po połączeniu z konsultantem zawsze udawał, że mnie nie słyszy, choć system słyszał tony. Przyleciałem wieczorem, rano byłem w bankach, gdzie odesłano mnie w końcu do głównej jakiejś tam financiery w mallu i tam nastąpiło wiadomo, co. Tam były chyba kamery, a ja zapamiętałem rejestrację taxi-złodzieja, ale co z tego. Na następny dzień odleciałem. Jak było za drugim razem? Nie pamiętam, czy na granicy, czy jeszcze wcześniej, padało co jakiś czas "no tak, pewnie będzie chciał policję zawiadamiać" – tego typu westchnienia. Oczywiście w zawoalowanej formie, "na inny temat". Ale czuło się to. Więc gdy po dyplomatycznym odsyłaniu od Annasza do Kajfasza dotarłem w końcu do pani Ewy Lerner, honorowego konsula Polski w Gwatemali, a w zasadzie do jej biura, rozmawiając przez telefon wyjaśniłem, że nie zależy mi na zawiadamianiu policji – to trwa długo i w ogóle nie czuję takiej potrzeby: chodzi mi tylko o to, żeby odzyskać rzeczy. Tymczasem ciągle podstawiano mi auta z nadrukami w rodzaju "Jezus", na różne sposoby pokazywano, że to chrześcijański naród, że ludzie nie są źli, że załatwią to dla mnie i odzyskam rzeczy (w tym komputer, dokumenty z prokuratury dot. wniesionej sprawy, w tym samo potwierdzenie wniesienia [stąd ACTA], parę innych rzeczy). W związku z taką moją postawą pojawiły się z kolei "głosy" – nie pamiętam, chyba na zasadzie jakichś bilbordów czy w każdym razie medialnie – że "Dlaczego [nie zawiadamiasz policji]?". "Przecież to jest twój atut". Ciągle przypominano: znasz nr rejestracji. Ja od siebie mogę dodać, że pewnie były kamery (choć nawet już na miejscu i wtedy, gdy próbowałem gadać ze strażami PRZED BUDYNKIEM – nie tymi z wewnątrz z banku oczywiście – że odjechał, tamci od razu, że nic nie można zrobić, nic ich to nie obchodzi itd.). Widać było, że powoduje to pewną irytację. Widać było, że to jest problem. Mogę donieść. Będzie trzeba zrobić jakieś dochodzenie. Jak niby się wykręcimy: wszyscy wiedzą, że miał komputer, miał plecak, na lotniskach wiedzą, ludzie wiedzą itd. Potrafi zidentyfikować sprawcę. "Kur**." Jako że stosowano te wszystkie przekazy w czasie mojego pobytu w sposob standardowy, tzn. włączając je w to bardzo intensywne nękanie, podstawianie ludzi itd., a być może (już nie pamiętam) przekaz "ech, i oczywiście na Policję od razu zgłaszamy" pojawił się jeszcze przed II Gwatemalą, więc widać, że to robiła ekipa, która mnie ściga po świecie – międzynarodowa. To nie była rzecz zupełnie wewnętrznie w tym kraju się rozgrywająca. Ba, twierdzę, że nawet nie sama Polska to wymyśliła; tego typu akcje, co "gwatemala ii" opisana na indeksie, trzeba autoryzować szerzej – nie chcę oskarżać np. Niemiec, które zawsze ręka w rękę idą z Polską, starają się jej dobrosąsiedzko bronić, wszystkie jej głupoty, o których zdołają się dowiedzieć, papugować, bo nie wiem, ale prawdopodobnie ktoś tam jeszcze w tych "obradach, co tu z tym teraz zrobić" uczestniczył...
[edit 2013-11-03] Mówiąc krótko, w nocy poprzedzającej planowane złożenie zawiadomienia napadła mnie, właściwie, cała ich stołeczna policja [kliknij, pojawi się opis sytuacji], o czym wspomniałem już w nagłówku bloga. [edit 2015-05-16: Od początku było tam strasznie, przynajmniej momentami. Jakaś stołówka nie tak daleko od dworca, choć nie pod nim samym, gdzie na mój widok robiono sceny, że "w hotelu" (blisko przy nich był hotel) "jest bezpiecznie, ale nie ręczą za to, co na ulicy", sceny z dobieraniem się do mojego komputera przez kogoś z obsługi czy ich rodziny, jak to chyba wyszło (słabo rozumiem hiszpański). Jakieś często spotykane na ulicy skutery, które wtedy w myślach za każdym razem spotykały się z (podprogowymi, lekceważonymi) ostrzeżeniami, że ktoś (np. na takim skuterze) będzie mnie próbował zastrzelić(!), podczas gdy widać po prostu kolejny skuter na pustej uliczce wieczorem. I tak dalej... Czym się skończyło? Wywózką daleko do lasu o 3:00 nad ranem przez Policję, obrabowaniem, przystawianiem pistoletu do skroni, żebym już sobie poszedł z radiowozu...]
[edit 2015-09-03] Co ciekawe, ów do głębi poruszający i przerażający rozbój gwatemalski – dający się zarazem perfekcyjnie wyjaśnić na gruncie (i wyprowadzić z) zachodzących w ramach moich podróży wydarzeń za Oceanem – był poprzedzony (kilkanaście godzin wcześniej) zgonem mojej cioci Ani Uzdowskiej w wieku 52 lat, która przecież tak wtedy, jak i od lat była pod łódzką "opieką" szpitalną (psychiatryczną) – o którym to zgonie wprawdzie ja jeszcze wtedy nie wiedziałem, ale dowiedziałem się raptem parę dni później. [rozwiń komentarz...]Gratuluję szybkiego obiegu informacji i (dobrej dla pogróżek) zbieżności czasowej i znaczeniowej z marzeniami o jakichś "dochodzeniach" (w Warszawie jakieś tam zażalenia rozpatrywały mniej więcej wtedy sądy); wobec takiego zbiegu okoliczności oceniłbym prawdopodobieństwo hipotezy zabójstwa na 90% (co nie znaczy, że można mieć tu pewność – przypadki się zdarzają: losując ciągle jakąś, może w różnych tematach, jak np. tej katastrofy kolejowej, cyfrę, w końcu się trafia na siódemkę, czyli tę jedną z 10, mającą prawdopodobieństwo 10%...). Trzy razy próbowałem za granicą załatwić na Policji jakieś śledztwo: najpierw 2 razy w Meksyku (raz na jakieś komendzie, do której się półbosy dowłóczyłem, w zniszczonych butach, z zablokowanymi pieniędzmi na kartach, wtedy odsyłali mnie co najwyżej do "urzędu do spraw cudzoziemców" i że nic innego nie mogą zrobić, i potwierdzając chyba, że sprawa jest polityczna; następnie sam poszedłem do jakiegoś urzędu, gdzie był tłumacz, złożyłem zeznanie, ale przyjmująca policjantka śmiała się tylko i mówiła, że rządy prawa są w ich kraju bardzo słabe), czyli to są 2 dni, potem właśnie ta Gwatemala – okazji, dni, w które tu trafiać (by aż tak dobry efekt pogróżkowy mógł z tego być), nie było jak widać zbyt dużo (w dodatku owocem takiej już teraz wyraźnie politycznej pogróżki był mój szybki wylot z tego państewka do poważniej brzmiącej Panamy, gdzie przy McDonalds – jedno z ulubionych miejsc mojego przesiadywania – rzucała się w oczy wielka, wystawiona przed lokalem figurka McDonalda w postawie kojarzonej w tej mafii właśnie z moją ciotką; niemalże wepchnięto mnie w tę zmianę kraju, gratuluję). Spikerzy wrzeszczeli mi dziś cały dzień, że ta śmierć cioci Ani była zabójstwem i na zlecenie Watykanu oraz ich własne, we współpracy z dyrektorem szpitala (ja zaś pamiętam, co mi w myślach już wtedy w 2012 szeptano, gdy już się o tym dowiedziałem: że to podobne do łódzkiego pogotowia, podejrzane, chyba ją załatwili). W każdym razie, jeśli by tego było mało, na pewno zbieżność czasowa z rozbojem nie była przypadkowa (skrajnie małe prawdopodobieństwo) i jeśli śmierć nie była skutkiem planu pogróżkowego, to musiałaby być jego przyczyną, czyli tak czy inaczej szpital był ustawiony, by błyskawicznie rozgłosić informację o śmierci. (Jeśli idzie o moją matkę, to o jej los zadbał, może za czyjąś radą, tatuś i jest to opisane w dopisku 'edit 2014-12-24' do wpisu 23/12/2014 Wideo z kuriozalnego zatrzymania. O innych sytuacjach, gdy zabójstwo lub jego usiłowanie było bardzo prawdopodobne, jest we wpisach 05/03/2015, 19/12/2014, 26/10/2013.) Powtórzę: do udziału w tym zabójstwie się obecnie praktycznie przyznają, tak jak i do udziału Watykanu – ciągłe okrzyki "nie zawieszę się w tej sprawie" (kojarzą się z jakimiś wyrokami w zawieszeniu) itd. [edit 2015-09-07: Zwracam uwagę na centralność tej daty śmierci Ani Uzdowskiej względem dat związanych z rezygnacją papieża (11/02, 28/02) rok później. Tymczasem WŁAŚNIE WTEDY zasugerowały to media katolickie. Odnośnik do aktu zgonu jest powyżej, jako czerwony tekst, tutaj jeszcze przedstawiam pokwitowanie z cmentarza (z błędnie policzonym wiekiem, była młodsza) – jak widać z tego pokwitowania, koniec pontyfikatu Benedykta XVI był równo rok po jej pogrzebie.] [ukryj komentarz]
(07:03)
...choć spodziewam się, że nikt go nie będzie czytał. Może poza wizytami mojej rodziny, które czasem się przytrafią, chociaż i tego nie jestem pewny.
Tak to już jest: najtrudniej dotrzeć do mediów z prawdą. Jedne media są szmatławcami niegodnymi w ogóle poważnych tematów i z ich strony [co zrozumiałe] nie spotkałem się z żadnym zainteresowaniem. Inne milczą złośliwie: do tych zaliczają się media Ojca Rydzyka, z którymi ja zresztą – podobnie jak z Kościołem – żadnego milczącego aliansu nie zawieram, po prostu uważałem je jak dotąd za bardziej zobowiązane do poszukiwania i ujawniania prawdy, bo katolickie, w tej katolickości najbardziej prawdziwej, przepojonej poczuciem konieczności wobec Boga. Generalnie te prawicowe media przyłączają się do chóru, który w najlepszym razie potrafi – zrobić aluzję... pokazać, że wie... jednak nigdy nie nazwie po imieniu. Muszę się chyba przyzwyczaić – przecież mój przypadek jest skrajnie nudny i uwagi niegodny. O mediach lewicowych (typu Gazeta) i centrolewicowych (typu TVN) w ogóle nie wspominam, bo one raczej niechętnie postawią się w roli tych, którzy dostrzegą skandal na samych szczytach władzy; oni wolą łagodzić i wyciszać.
Odnieść się chcę tu do dwóch przedostatnich mediów. Nasz Dziennik jest obecnie na bakier z prawdą i takim pozostanie, jeśli próbuje oddzielać "tragedię kolejową" ode mnie (od tych ciągłych pogróżek medialnych w ostatnich paru tygodniach). On chciałby w ogóle o mnie nie wspominać, nawet w najmniejszym podejrzeniu; moją sprawę koniecznie trzeba przemilczeć lub w najlepszym razie zrobić aluzję. Bo ja z jakiegoś powodu jestem po przeciwnej do Ojca Rydzyka stronie (chyba za mało wizyt w kościele). Jest to po prostu dziennikarstwo kompletnie nierzetelne, udawanie, że się czemuś starannie przyglądamy, analizujemy przed czytelnikiem, przy czym czytelnik najbardziej elementarnych rzeczy – w odniesieniu do jednej z wersji, i to wersji istotnej, godnej rozpatrzenia – nie wie, bo się je ukrywa. Uznaje za niegodne.
I drugie z ww. mediów, w zasadzie grupa czy też zasada traktowania, czy wreszcie "problem": "mój przypadek jest skrajnie nudny i uwagi niegodny". Rozumiem, że to z pewnej sympatii do mnie, bo przecież zgłaszałem stalking medialny, zgłaszałem ciągłe wtrącanie się ludzi dookoła w moje życie – teraz wszyscy "boją się dotknąć". Jest trochę inaczej. Istotnie przeszkadza mi stalking i zainteresowanie, ale to robione na siłę, codziennie, przyczepianie się do każdego mojego ruchu, codzienne (ba, wielokrotne każdego dnia) komentarze, reakcje, podstawiani ludzie, przemalowywane taksówki, obmyślane nowe i wdrażane stare metody dręczenia. To mi przeszkadza, a nie normalne obywatelskie zainteresowanie czymś skandalicznym, kompromitującym czy żenującym ze strony osób publicznych... Także – jeżeli ktoś czuł się nieuprawniony, by o mnie coś wspomnieć po nazwisku, czy "po historii", to rozwiewam niniejszym jego wątpliwości: nie będę miał o to żadnych pretensji. Proszę pisać o mnie po nazwisku czy "po historii" i niech do ludzi dociera. Ukrywanie tego w dziennikarskich kręgach czy poleganie tylko na przekazach "z ucha do ucha" nie ma sensu.
Swoją wcześniejszą historię z listopada 2011 – marca 2012 (tj. po rzuceniu studiów z powodu nadmiaru dręczenia trzaskami i remontami w hotelach/domach i ludźmi) opisałem już na stronie www.sysplex.pl/index [wcześniej 63 strony A4 zawiadomienia do prokuratury o 2011], tutaj może czasem wrzucę coś nowego.
(06:23)
samobójstwo (zdjęcia z... IV/2012) | WYŚLIJ MAIL / księga gości | Ilustracja lub odnośnik? Najedź myszą, zobaczysz opis, warto. | MAJCHER na czele gabinetu politycznego MSW, czyli organu nadrzędnego Policji
(zauważmy, że dyrektor TVP Warszawa, tj. chyba tej centralnej podsłuchowni, to też Majcher, tylko Sławomir) | Komenda Główna nie będzie już zarządzać CBŚ-em! Podpisano D.T. | e-maile posłów
"Dlaczego Minister Sprawiedliwości Budka ma na imię Borys?" — "Bo wszyscy boimy się sprawiedliwości..." |
Dlaczego na każdą śledzącą knajpkę czy stację benzynową znajdą się dowody? — dowód matematyczny
Przykłady doboru osoby po nazwisku — "grupa watykańska" | Ofiary Watykanu(?) — całościowy zbiorczy katalog z podliczeniem współcześnie zabitych, zwykle niewinnych. Zobacz, ile wyszło.