[Zapisz stronę!] | ZAPRASZAM DO ROZMÓW NA FORUM DYSKUSYJNYM! FORUM.BANDYCITUSKA.COM | Polecam portal www.xp.pl | tu możesz wspomóc | Internet anonimowo | Follow |
[teza TVP (?); wg mnie bardzo prawdopodobne]. — TEN PODSŁUCH ITD. ZAŁATWIŁ CHYBA JAN PAWEŁ II (skandal). — Nagonka; sadyzm kwitnie, zwłaszcza na Wiejskiej (jest przestępcze śledzenie). Bardzo ważna WWW! Od ponad 30 lat każdy dom jest dla władz przezroczysty i słyszalny, zobacz, jak! TA STRONA NADAJE SIĘ DO TEGO, BY JĄ WERTOWAĆ ZAMIAST OGLĄDANIA WIADOMOŚCI. BARDZO WAŻNE TEMATY, O KTÓRYCH NIE MOŻNA POCZYTAĆ NIGDZIE INDZIEJ. I nie jestem gołosłowny. Wszystko jest tu dalej udowodnione.
To jest człowiek, który wycierpiał najwięcej w ostatnim 1000-leciu. Świadków były tłumy. Polska zamieniona w piekło podsłuchowe; rzesze chciwych ludzi z bloków, przedsiębiorców, recepcjonistek, kelnerek, bankierów, agentów nieruchomości, dziennikarzy, pracowników marketów i stacji benzynowych za pieniądze zawodowo ćwiczących zobojętnienie na zło w Polsce i krzywdę drugiego: szpiegujących w gangu, a nawet samemu organizujących dlań sadyzm... On ledwo żyje, strasznie zmęczony bezsennością i wrzaskliwą torturą.
(To jest ten niepracujący samotny człowiek, którego TVP(?) przy wsparciu POLICJI już od 1992 r. — gdziekolwiek jest i "24/7" — nielegalnie śledzi i podsłuchuje, w Polsce i za granicą, bardzo wysoko poumieszczanymi radarami szumowymi zdolnymi do obliczania dźwięku "udzielającego się" obiektom (obserwowanym jak w filmie Matrix albo filmach pokazujących np. monitorowanie przestrzeni lotniczej). Zdalny podsłuch "ciała" na żywo, podążający półautomatycznie za osobą, jest przy tym odbierany specjalnym smartfonem (transmisja pochodzi z satelity) – tak, że słuchają życia Piotra zwłaszcza (czy w każdym razie chyba mają słuchać) szpiedzy pracujący akurat przy monitoringu lub podglądzie ekranu w mieszkaniu obok (np. zwykły chętny na to personel od obsługi klienta); zorganizowano też Piotrowi podgląd ekranu na podstawie jego naturalnego promieniowania, od 2004 r. stale robiony przez Internet. (Ponadto TVP ma też dostęp do podsłuchów na łącza telekomunikacyjne domowe i serwerowe za pomocą swych podstawianych u operatorów Internetu serwerów, a także ma chody w różnych firmach, co dodatkowo ułatwia śledzenie, oraz może włamywać się do elektroniki, m. in. do procesorów. Prawdziwa tragedia humanitarna i totalne poniżanie, do czego dochodzi jeszcze omówiony tu dalej wpływ na myślenie i tortura, i kontakt dźwiękowy non stop, o czym za chwilę.) W "centrum", a poniekąd także wśród przestępców stowarzyszonych, jest zatem dostęp na żywo do podglądu ekranu za pomocą odbiornika fal obsługiwanego, w tym z transmisją obrazu do telewizji, nieoficjalnym wykradającym ekrany i udostępniającym dźwięk podsłuchu programem Microsoft dystrybuowanym w Polsce przez Sygnity (szeregowi agenci tego typowo raczej nie widzą), a rozkradanie ma charakter totalny i dotyczy nawet ekranów telefonów komórkowych. To szpiegowanie Piotra oraz pomaganie telewizji w namierzaniu go — poprzez ustalone zasady porozumiewania się (sygnalizować wchodzenie do budynku i opuszczanie go) — szefowie wszystkich szefów wprowadzili też (podobno z poparciem papieży), za PiS i PO, m.in. do mediów oraz ogólnie instytucji państwowych i mas przedsiębiorców (współudział w zamian za nieegzekwowanie podatku i korzyści; za Tuska taki postęp, że aż podnieśli VAT(!!!)). Od X/2010 Piotr jest przy tym dodatkowo stopniowo coraz gorzej nękany — na zasadzie masowego niepokojenia, specjalnego traktowania i rzucanych odzywek (początkowo pod pozorem jakiejś studenckiej draki), tak, by dokuczała mu obecność plotkarzy-obmawiaczy czy szpiegów — przez przedsiębiorców i właścicieli nieruchomości, ich szpiegowskie rodziny, wciągnięty za pieniądze personel (bandycka praca zmianowa przy MONITORINGU raz na jakiś czas, oprócz innych zajęć takich pracowników, czyli typowo np. obsługi klienta, występuje dziś wszędzie tam, gdzie są kamery — zwykle w ofertach pracy to jest opcja, ale nie zawsze, bo niekiedy szukają ściśle także i do tego), a także przez państwo i media (TVP nasyła szpiegów, organizuje występki/zbrodnie oraz podpowiada swym kontaktom sposoby masowego prześladowania za pomocą komunikatorów itp. [kontakty polityczne, zwłaszcza u kierownika], postów na Facebooku [obserwują to m. in. przedstawiciele mediów i zaangażowani podsłuchowo ludzie z firm i instytucji, agenci nieruchomości i ich klienci-właściciele – operatorzy podsłuchowi z TV publikują tam m. in. informacje o ubiorze, miejscu pobytu ofiary, a także o tamtejszej komórce podsłuchowej w sąsiedztwie, z komputerem i odbiornikiem fal, oraz nakłaniają do stalkingu], jak również robi to często przez konkretne układy rząd-urzędy skarbowe-pracodawcy [np. co do "najeżdżania" pojazdami firmowymi na ulicach]; Piotrowi mafia się prezentuje na każdym kroku, od lat, jak gdyby plotkował o nim cały naród). Wciągano też rodzinę i różnych studentów z uczelni, więc ci przychylni też nie byli (ponadto operatorzy podsłuchu w TV mogą chyba włączać selektywne czy przejściowe blokady komunikacji tekstowej np. stron ogłoszeniowych czy randkowych — tym trudniej o pomoc, bo np. na 100 osób nikt nie odpisuje; poza tym tak czy inaczej przytłaczająca większość ludzi nie chce pomagać). Masy szpiegów-przestępców — a także władze i obsługa firm (w tym dużych państwowych) w Polsce i za granicą — zachowują się przy tym wobec niego "jak jeden mąż", skoordynowani jak armia (zaczęło się od masowego nachodzenia i prywatnych aluzji na każdym kroku, codziennie, niby to o czym innym lub do kolegi — zawsze kto inny i w najróżniejszych miejscach); ostentacyjni, stosujący teatralne gesty szpiedzy wysypują się na ulice dziesiątkami i zapychają autobusy, rozkręcające się od końca 2010 coraz gorsze rodzaje masowych prześladowań są skoordynowane w skali światowej (sic!), a pojedyncze sytuacje powiązane wzajemnie i z życiem Piotra, jakby czuwało jedno centrum. Informatycy, liczni dziennikarze (i innego zawodu operatorzy podsłuchu) z warszawskiej komórki kryminalnej TVP (studio D na pl. Powstańców Warszawy?), POLICJA oraz szerzące korupcję skarbówki, odpowiedzialni (jak podpowiadano) w całej Polsce za ten podsłuch, zapewniali różnorodne dręczenie w kolejnych mieszkaniach, hotelach i na mieście, z pomocą personelu, spółdzielni mieszkaniowych, pośredników, właścicieli i sąsiadów, od czego uciec się nie dało; uprzednio jeszcze też zorganizowano cyfrowe RADIO o zasięgu ogólnopolskim (potem międzynarodowym a nawet międzykontynentalnym), gdzie męczy się jego mózg 24/7 skrajnie cichymi szeptami (przekaz podprogowy(!!!): manipuluje myślami, a także nie daje szans, by myśleć samemu). (Radio to — nadawane przez operatorów radaru, czyli premierowskich bandytów podsłuchowych podlegających bodajże pod dyrektora TVP Warszawa — obecnie zawsze włącza się tam, gdzie wg radarów znajduje się Piotr Niżyński. Jakim cudem się włącza? Otóż po 1997 r. robiono w tym celu masowe REMONTY bloków, wszelkich urzędów, sklepów czy szkół, żeby poukrywać zachipowane (zdecydowanie zbędne) drągi żelbetowe w budynkach (zob. napięcie, zamknięty obwód, oploty antenowe: jeden+z drągiem, inny); zrobił to prawie KAŻDY szef firmy (lub miał odgórnie). "Całej" Polsce można centralnie sterować umysłami, choćby delikatnie.) Stało się to OD POCZĄTKU 2013 R. straszliwą TORTURĄ i jawną próbą doprowadzenia Niżyńskiego do szaleństwa, bo tym tajnym radiem mafii nieruchomości lub pojazdy atakują go wszędzie, słyszalne odtąd jako bodźce, wielogłosowe, natarczywie szeptane i wrzaskliwe ścieżki dźwięku 24/7 obezwładniają umysł i uniemożliwiają myślenie, a miasta i bloki są gęsto usiane szpiegami (Centrum może zawsze "aktywować" poszczególne głośniczki, przywalić w sklepy, blok i ulicę). To jest jak piekło, nie ma ucieczki, zasilane od latarni wszędobylskie drągi żelbetowe z odcinkami chipowymi katują całe osiedla (zwł. w Warszawie). Szpiedzy znęcają się nad nim różnie co dzień i kradną już od poł. 2011 (życie odtąd stało się uciekaniem); całe lata 2013-2023 (zwłaszcza przed 2015) występuje dźwiękowa tortura, wielogłosowy szept non stop i przy progu słyszalności, po części słyszalny (bez choćby 10s przerwy — nie udało się uciec); TV i lud dręczą go w pełni świadomie, rodzina dawno z TV, każdy warszawski lokal pomaga (w tym państwowe), a słowo "tortura" nie jest na wyrost, bo ciężko wytrzymać każdą minutę (choć jest już lepiej niż w 2013)... Tutaj Piotr opisuje korupcję i dotykające go prześladowania polityczne: setki tysięcy euro strat, nękanie i dręczenie, uwięzienia, szykany. To ma ścisły związek z rządem: nie tylko Tuska, ale nawet PiS-owskimi, zresztą ich ministrowie bywali w przestępczych mediach, nieszczególnie się z tym kryjących — boją się tylko głośno mówić — a politycy wespół z nimi regularnie okazują aluzjami znajomość tematu(!!!). Zniewolenie umysłu ("zaczopowanie", blokada mentalna) i TORTURA TRWA, pomoc w torturowaniu i śledzeniu to powszechne zadanie dla właścicieli nieruchomości i chyba też pracowników, także na Wiejskiej; państwo i MAFIA śledząco-niszcząca stały się jednym. Nie tylko w Polsce.) — [Szersze wyjaśnienie] [Trwanie tej afery od XIX w.] [Potem też wszyscy ważni wiedzieli...] [Rodzina zabita przez szpitale] [Kogo i co zakulisowo spiskiem wykreowała grupa 'watykańska'] [Kontakt do Piotra Niżyńskiego] [Lista ofiar grupy] – w sprawie błędnych i najpewniej kupionych koncepcji co do prawa łaski patrz na liście ofiar pkt o Kotarbińskim pod nagłówkiem JP2 (w tym temacie p. też tutaj)
Wizyt dziś (nowych): 0, od początku 2015: 98089 (różnych). Powtórne odwiedziny tych samych osób nie są liczone. [FORUM DYSKUSJI] | W 2014 r. telewizji ufało: 56% Polaków (Eurobarometr), prokuraturze itp.: 28% (CBOS) Pomoc mieszkaniową zaproponowało od 2013: 0 (nawet w innej sprawie nie piszą) Strona przestała się otwierać? Blokują ją? POZNAJ JEJ FACEBOOK |
Zmuszają Cię gdzieś do bycia bandytą – nielegalnym agentem podsłuchowym w ich gangu? Nagraj i donieś na blog! Albo chociaż zagroź, że rozpowiesz, np. w portalu xp.pl. (W gastronomii bywa, że grożą późniejszym zwolnieniem w razie pracy bez przestępstw.) Zgodnie z Prawem prasowym nikogo nie mogą spotkać żadne nieprzyjemności za informowanie prasy o swojej wersji zdarzeń. Obecnie dochodzi do tego jeszcze ustawa o sygnalistach, wdrażająca prawo europejskie. |
Pliki głównie z marca 2012 (w tym opis międzynarodowej serii złodziejstw+pogróżek, jest m.in. nasz bank oraz zagraniczny patrol policji: rozbój) | nagrania audio | tony foto/wideo, tzw. DOWODY | Tak wykorzeniono dobro w prokuraturach i sądach (nawet w Trybunale w Strasburgu?) | WŁĄCZ dźwięk tortury ("tak, tutaj będzie sprawa" itp.: w kabinie dźwiękoszczelnej 40 dB, 2014-11-17) | WYŁĄCZ dźwięk | (Nie odczujesz w pełni bólu, bo u PN to idzie ze wszystkich ścian, poza tym nagrało się niezbyt wielogłosowo: potrafią się bardziej wyżywać, że aż skręca) | Drobne ZAPISKI życiowe — zobacz, co się działo! Często ważne | Nie zgadzam się na śledzenie mnie czy prześladowanie. Wniosek o ściganie
Akta nielegalnego wypędzania na bruk przez Policję (zob. wideo) | *HOT* Sprawdzam budynki związane z premierem i PO. Nowe wideo Piotra >> | Fala abdykacji na tronach europejskich, chyba z tym powiązana. Papież i inni | Stenogram nagrania TU-154 (źródło: rządowa strona www) | Konstytucja (to m. in. dlatego jest wolność słowa w tym temacie i nie wolno szkodzić świadkom: art. 2 in fine, preambuła+5+30, 13(!) [zakaz utajniania struktur (w tym także po prostu istnienia) lub członkostwa jakiejkolwiek grupy, organizacji (nie tylko przestępczej)], »31 ust. 3«, 32 ust. 2, 14 [to jest zasada ustrojowa, bo z rozdz. 1, a nie tylko prawo ludności], 54 ust. 1, radary: 73+demokratyzm — pogrubiony druk dotyczy zasad ustrojowych, obowiązujących bezwarunkowo) | O rzekomych tajemnicach państwowych | Masowe najścia na mieście. Przemarsze szpiegów na WIDEO (dowód, więcej tu)
Papież inicjatorem remontu świata pod przekaz podprogowy? | Prokuratura sama przyznaje przez kilkanaście minut, że też jest zamieszana w przestępstwa podsłuchowe przeciwko Niżyńskiemu. "Można zrobić ci dobrze" (cóż za język), "Możesz sobie artykuł z tego napisać". Prawda o "tajemnicach"... | Walczmy z pomocnictwem! Dobry obywatel nawet nie wierzy w taką "tajność" (art. 82 Konstytucji). | Jan Paweł II: tajemnica w sprawie telewizji powinna być i jest obecnie sprzeczna z konstytucją polską. Jak myślicie, słuchają go w tym?... | TELEWIZJA TO ORGANIZATORZY TORTURY, A NIE RZETELNI INFORMATORZY. ZAPAMIĘTAJMY: DOTYCZY LICZNYCH DZIENNIKARZY. Czas na akcję "wytłumacz babci, dlaczego nie głosować na PiS". | Siatka związana z TVP: pokoje dla agenta (od "monitoringu"), instalacje dźwiękowe-podprogowe. | o sprawie w TVP najłatwiej dowiedzieć się u pośrednika nieruchomości lub w administracji bloku (zgłaszamy się jako zainteresowani wynajęciem "swojego" mieszkania – w administracji typowo od tego stanie temat podsłuchu na Piotra Niżyńskiego: chcą zapewnić podgląd ekranu już od pierwszych chwil, czyli potrzebne jest informowanie Facebooka o sytuacji / kontakt telefoniczny, jeśli by Niżyński się właśnie wprowadzał, bo oni mają sprzęt do szpiegowania a Facebook szpiegów-pomocników, no a poza tym remonty były i to też jest wymagane). | TELEWIZJA PRZYZNAJE MI SIĘ DO NOTORYCZNEGO WCHODZENIA W UKŁADY Z SĘDZIAMI/PREZESAMI SĄDÓW (A NAWET OKAZUJE NA TO DOWODY) WE WSZYSTKICH POSZCZEGÓLNYCH SPRAWACH. Padało też nieraz o przyjmowaniu korzyści majątkowych. To wszystko przejaw polityki "pożyteczni bandyci na wszystkich stołkach". Podstawowym źródłem problemu jest bandycki układ, w jaki liczni sędziowie podobno weszli z rządem, aby zagarniać sobie podatek zamiast go płacić. Dla wielu w pracy w mych sprawach nie liczy się nic, tylko kasa (własne 4 litery, jak najbezpieczniejsze i najbogatsze). Poprzez szantaż podatkowy korumpuje się także doraźnie wszelkiego rodzaju przedsiębiorców, w tym prawników: by świadczyli usługi niskiej jakości lub następował zupełny brak kontaktu (choć to może dla nich normalne, gdy widzą personalia Piotr Niżyński) — rzecz powszechna; by źle doradzali, tj. idąc mniej korzystnym lub wręcz nielegalnym tropem, także by zachowywali się w specjalny sposób (niekontaktowość, nieobecność w trakcie trwania umowy lub w ogóle nieprzyjmowanie zlecenia, występują też nienaturalne efekty mafijne w rodzaju specyficznych, wcale nie tak typowych sposobów okazywania, że się śledzi, nawet u prawników zagranicznych), brali w obronę wyraźnie skorumpowany sąd (postrzeganie sprawy jako przegranej lub poważnie zagrożonej z mojej rzekomo winy, bez podstawy prawnej a nawet wbrew prawu) itp.
Grupa przestępcza polityczna – powiązana też co nieco (ale to na ogół nie takie istotne) z zakulisową polityką papiestwa, stąd jak ja to niekiedy nazywam: grupa watykańska (może być też: "telewizyjna") – ma wg mego doświadczenia i domysłów co najmniej następujące ukryte grupy czy też funkcje grup(y) na Facebooku (i uczestnictwa w nich – wymieniam sfery działalności telewizyjnej krytej przez wszystkich grupy przestępczej):
Porządek prawny jak widać zniszczony, w imię totalitarno-faszystowskich zapędów naszych polityków.
edit 2024-09-18: Podaję 3 główne źródła (poza ewentualnymi społecznościowymi przypadkami udostępniania tego chętnym) uczestnictwa w grupie podsłuchowej, czyli pierwszej z ww. i zdecydowanie największej i najbardziej znanej na całym Facebooku (w sumie pewnie setki milionów uczestników – a zatem bardzo też "przyjazna" memu prawu do prywatności...): 1) właściciele z rynku nieruchomości (zwłaszcza w przypadku ofert tzw. "bezpośrednich"), 2) agenci pozyskani przez zakłady pracy, 3) przedsiębiorcy pozyskani przez skarbówkę jako słudzy tego zglobalizowanego antydemokratycznego [bo "musi być jakiś 1 dowódca nad tym wszystkim" zamiast oddolnych wolnorynkowych determinant, bo brak debaty publicznej] podatkowego reżimu korupcyjno-podsłuchowego (często np. w związku ze zleconym im wyremontowaniem ich lokalu, np. mieszkania, tak by umożliwiał emitowanie dźwięków, np. tortury czy dawniej tylko przekazu podprogowego – patrz akapit nagłówkowy niniejszego bloga; oczywiście może być naraz wiele miejsc, w których emitowane są dźwięki, w tym przekaz podprogowy szeptany, i możliwość taką ma nie tylko TVP, ale pewnie też służby specjalne poszczególnych państw). Ja sobie zdaję sprawę, że wielu uważa udział np. takiej czy innej firmy w tym facebookowym systemie za "subtelność", coś mało istotnego z punktu widzenia demokracji, podczas gdy mnie to bardzo drażni i wszystkie moje problemy z tego systemu zglobalizowanych prześladowań i korupcji pochodzą, więc raz jeszcze powtarzam, że to nie jest normalne, pożądane społecznie ani zgodne z demokracją, że wszystko (w tym nasze myśli, życie, ruchy, decyzje, prywatne dane i dokumenty, całe też niemal życie gospodarcze czy w każdym razie ogromna jego większość) ma być we władzy jednego człowieka.
Kto tym wszystkim steruje? Jeśli chodzi o TVP, to są poszlaki (oraz tak się przyznawano), że szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów [edit: to pewnie dlatego uparcie, po prostu w jakimś skrajnym-radykalnym uporze nie chcieli jak dotąd śledztwa nawet przeciwko samej tylko TVP skierowanego, bo przecież dałoby się do tego sprawę ograniczyć: bo np. "wyciekłaby korespondencja Dworczyka" czy raczej oficjalnego profilu Kancelarii Premiera hipotetycznie o zabijaniu w Legionowie, podobnie jak korespondencja Arabskiego czy raczej ww. profilu hipotetycznie o zamachu w Smoleńsku (był na pewno) i torturowaniu mnie: Facebook takie wiadomości trzyma w nieskończoność – może to przez to ta "bliźniacza afera" z Dworczykiem], zaś sam premier podlega pod zleceniodawcę politycznego w postaci np. prezydenta USA (raczej nigdy nie bezpośrednio pod papieża, jeśli chodzi o podżeganie do konkretnych przestępstw).
Na koniec jeszcze, korzystając z tego, że nieraz trafiają tu świeżo upieczeni agenci, chciałbym podkreślić, jak poważnym problemem jest zapisywanie się do gangu związanego z TVP, "grupą amerykańsko-watykańską". Udział w związku lub grupie przestępczej co do zasady ustawodawca kara więzieniem; wystarczy do tego to, że się za własną zgodą figuruje na liście członków, jeśli gang takową prowadzi (wyrok SN z 30.4.1937 r., zb. nr 333/37, przyt. za J. Makarewicz, Kodeks karny z komentarzem, 1938) [edit 2024-09-19: wprawdzie z całokształtu różnego orzecznictwa SN wynika też, że ogólnie powinna być zawsze "gotowość do popełnienia przestępstwa", a zatem przydałby się jeszcze np. zamiar popełnienia przestępstwa skarbowego lub zmowa co do podglądania mych ekranów ze zdjęć na Facebooku lub publikowania ich tam, lub pomocnictwa stalkingu/znęcaniu się/inwigilacji, lub naruszania prawa budowlanego, w tym poprzez tolerowanie jego naruszeń (co generalnie ma charakter kryminalny), tym niemniej już sama obecność na takiej grupie grupy przestępczej zastanawia i pozwala zakładać, że prawdopodobnie coś z tych rzeczy istniało, np. już choćby odnośnie wspomnianych obrazków; stąd też moim zdaniem w razie odpowiedniej sytuacji dowodowej co do dostania się tam, pozostawanie na takiej grupie może być jakimś dowodem na temat czasu trwania przestępstwa udziału w gangu (tym bardziej, że co do dosyć żelaznej zasady na grupie tej chodzi o szczegóły dotyczące moich prywatnych spraw)]. Owo figurowanie na liście nie musi być zresztą oparte np. na jednej globalnej liście członków grupy na Facebooku, gdyż można też podejść do kwestii udziału w tym gangu, czego wyznacznikiem jest zmowa przestępcza i gotowość do popełnienia przestępstwa, w inny sposób i upatrywać tego udziału tylko w tym, co dzieje się "przy" zakładach pracy i pod ich kuratelą (pomijając tu całą kwestię rozrywkowych uczestników czy tych związanych z samym tylko rynkiem nieruchomości, indywidualnych przedsiębiorców w rodzaju deweloperzy itp.) – tymczasem zaś na grupie FB można przecież wylądować i w inny sposób – zaś jej listę postrzegać wobec tego jako coś rozproszonego, tak, że część jej istnieje w jednym zakładzie pracy, część w drugim, część w trzecim itd. Tak czy inaczej taka lista materialnie rzecz biorąc istnieje (może nie jest automatycznie zebrana do kupy w pojedynczy wykaz, ale można ją do takiego skompilować), więc skoro dobrowolnie się na niej figuruje, nie ma co liczyć na taryfę ulgową i uznanie uczestnictwa za "pozorne" tylko, "nieszczere". Nie trzeba też popełnić żadnego innego przestępstwa, w tym w szczególności aby być przestępcą nie trzeba podsłuchiwać, pobierać komputerem moich czy przypisywanych mi screenów z grupy (nieuprawnione pozyskiwanie informacji – naruszenie prawa do prywatności), wykradać ekranu w pracy czy w moim sąsiedztwie itp. To są rzeczy często niewystępujące, a i tak udział w gangu państwowym, gangu w dodatku zwróconym przeciwko prawom człowieka (i nie chodzi tu tylko o prawo do prywatności, ale też do wolności od tortur oraz nieludzkiego lub okrutnego traktowania!), to jest coś zasługującego na kary więzienia bez zawieszenia. Jak to uczciwy prawnik bez trudu może wyjaśnić, kary niższego rzędu nie realizują tego podstawowego celu kary (funkcji karania), jakim jest prewencja ogólna, czyli odstraszanie nawet nie samego sprawcy, ale ogólnie społeczeństwa od, w tym przypadku, wchodzenia w takie bardzo niemoralne i oparte na opłacanej wrogości i nieprzyjaźni układy. Właśnie na to liczy osoba popełniająca tego typu przestępstwa, czyli udział w antyludzkim gangu z państwem, że nie pójdzie do więzienia, "bo media, Kościół itp. milczą w tej sprawie i ludność się nie buntuje, a nawet częściowo nam sprzyja". To jest dokładnie to, czego się oczekuje: "nie pójdę do więzienia", "może jakieś prace społeczne, jakiś drobiazg, może w najgorszym razie oddanie pieniędzy, ale prawdopodobieństwo tego jest nikłe". Otóż teraz właśnie na tym polega kwestia prewencji ogólnej, że chodzi o to, by odpowiednim karaniem wpłynąć na decyzje ludzkie, te zaś są konsekwencją oceny ryzyka. Ocena ryzyka jest wprost proporcjonalna do po pierwsze jego prawdopodobieństwa i po drugie jego skutków. Na to pierwsze nie ma się wpływu, ponieważ w teorii zawsze będzie możliwe (dające się wyobrazić) takie zniewolenie mediów i instytucji demokratycznych, w tym sądownictwa, że ściganie i napiętnowanie będzie wykluczone i przestępstwo w danym momencie pozostaje bezkarne. To zawsze może się zdarzyć i nie ma to znaczenia; nie jest tak, że "kiedyś będziemy mądrzejsi i odporniejsi na Kościół" (często tę nagonkę podsłuchową postrzega się jako coś od papieża pochodzącego, nie powiem, że niesłusznie), bo ewidentnie wszyscy ganiają za pieniądzem, a wprawdzie autorytet Kościoła i papieża może podupaść, jednakże zaraz mogą go zastąpić innego rodzaju wpływy zagraniczne ("potężny Putin nas zniszczy, jeśli czegoś nie zrobimy" – albo inny ważny gracz; różne tego rodzaju naciski międzynarodowe mogą w przyszłości równie skutecznie jak dziś przekonywać media itd. do kolaboracji w tłumieniu skandali). Na ocenę prawdopodobieństwa ryzyka w postaci pójścia do więzienia, czyli na to, że ocenia się je jako nikłe, karaniem nie wpłyniemy, to zawsze może się znowu jawić jako nikłe, natomiast ocena negatywnych dla danej osoby skutków już jest prostym pokłosiem karania. A zatem z punktu widzenia celu prewencji ogólnej, który jest bardzo ważny, fundamentalny (główny sens wprowadzenia kar z punktu widzenia potrzeb państwa: bo to stoi na straży porządku poprzez odstraszanie), liczy się wpływ karania na to, jak kształtują się ludzkie poglądy na ewentualną karę za zło. Proszę mi wybaczyć tę chwilę filozofowania o prawie, po prostu tutaj aż się o to prosi. Podsumowując więc i wracając do meritum: skoro ludzie w głębi duszy niewątpliwie liczą na to (czy też mają nadzieję i są co do tego ufni, zwłaszcza patrząc na politykę i jej stan oraz znaną im dotychczas historię), że "ponieważ to jest takie powszechne, oni nam co najwyżej grzywny nałożą (co i tak jest bardzo mało prawdopodobne) czy jakieś dodatkowe prace społeczne przez jakiś czas" i skoro w takim stanie umysłu, przekonań i oczekiwań decydują się na przestępczą pracę, w antyludzkim gangu z politykami, to roztropny sąd – a uwzględnianie tych kwestii jest oczywiste w kodeksie i w pełni jasne dla każdego uczciwego sędziego – niewątpliwie nie uzna, że te grzywny czy prace społeczne, czy równający się brakowi realnej kary wyrok więzienia w zawieszeniu (ulegający zatarciu po kilku latach i traktowany odtąd w całym państwie jak nigdy niebyły), załatwiają cele kary. One ich nie załatwiają. I właśnie w takiej sytuacji wg art. 58 k.k. i 69 k.k. należy stosować karę więzienia bez zawieszenia. Aby było zawieszenie (potencjalnie wtedy też razem z grzywną), nie tylko cele kary muszą być spełnione przez coś takiego (a nie są, bo to nie odstrasza w ogóle w takich sprawach), ale też muszą być spełnione warunki z art. 69 § 2 k.k. dotyczące dobrej postawy sprawcy (akurat: tutaj tę postawę można scharakteryzować słowem "ssij", "plecki są w polityce i świecie mediów, to się robi i zgarnia kasę"), jego nienagannych właściwości i wymagających oszczędzania go warunków osobistych, dalszego zachowania itd., w dodatku zaś to zawieszenie i tak przysługuje tylko wtedy, gdy kara nie przekracza roku. Kara nieprzekraczająca roku to jest zresztą w dzisiejszych czasach za sprawą PO opaska elektroniczna, co jest kpiną z karania (też mi problem! to to chyba jak cholera odstrasza!) i co powinni z ustaw usunąć, w praktyce zaś będąc wieloletnim agentem, zwłaszcza takim z Warszawy, gdzie przez wiele wiele lat faktycznie mnie podsłuchiwano (no, chyba że ktoś bez podstawy prawnej przywłaszczał sobie pieniądze od pracodawcy, nie przysługujące mu, mimo że jego poleceń nie wykonywał), to zasługuje na nawet, delikatnie do tego podchodząc, ze 2 lata (ogólnie to w teorii można dostać z art. 267 § 3 k.k. o nieuprawnionym pozyskiwaniu informacji przy pomocy komputera do 3 lat więzienia w warunkach, gdy jest to robione w związku przestępczym z telewizją czy jak kto woli grupie przestępczej i jako stałe źródło dochodu: art. 65 § 1 k.k.). Ponad rok czy nawet 2 lata to wyrok uczciwy w takim przypadku, do zawieszenia nie ma podstawy przy takim wymiarze kary, a poza tym ono nie spełnia celów kary; zauważmy, że nawet doliczając do tego grzywnę, zawsze znajdzie się odsetek ludzi, w warunkach polityczno-medialnych pleców nawet spory, którzy mają żyłkę hazardzisty i są skłonni "zaryzykować". Skoro prawdopodobieństwo problemu ocenia się jako nikłe, a widmo grzywny kreuje jedynie swego rodzaju hazard, grę z możliwością straty pieniężnej, co przy tak nikłym prawdopodobieństwie przegranej bardzo wielu ludziom odpowiada, to to nie odstrasza, nie jest więc spełnione to fundamentalne, wychowawcze dla społeczeństwa, porządkujące jego sprawy i kreujące dobrobyt, zadanie kary – prewencja ogólna. Tego sędziom uczciwym, rozumnym, po prostu dobrze rozumiejącym swoją funkcję tłumaczyć nie trzeba. Ktoś może twierdzić, że nieistnienie antyludzkiej grupy przestępczej, w której jest się związanym węzłem wzajemnej symbiozy i potrzebowania się ze złymi mediami, państwem i politykami (w myśl zasady "mały bandzior potrzebuje wielkiego bandziora jako swego ochroniarza i odwrotnie, wielki bandzior, zaangażowany w masowe morderstwa, potrzebuje zwykłych szeregowych przestępców, żeby na niego głosowali"), nie jest tak ważkim interesem, by dla niego poświęcać ludziom rok czy dwa lata życia na więzienie (jeszcze są teorie, że to w praktyce nierealizowalne, ale to nieprawda, powinno się to załatwić bardzo zdecydowanym i szybko wdrażanym programem budowy więzień oraz współpracy międzynarodowej w zakresie więziennictwa, bo niektóre kraje o dużo większej liczbie ludności mają tych wolnych miejsc całkiem sporo; poza tym wykonanie kar można rozłożyć na wiele lat, nawet na 15) – tym niemniej ktoś taki błądzi. To jest właśnie bardzo ważny interes. Trzeba tego poświęcenia, by społeczeństwo raczyło zapamiętać, odnotować w historiografii, że pewnych rzeczy w demokracji robić nie wolno, bo to jest prosta droga do jej utraty. Człowiek będący w gangu przestaje być ludzki dla drugiego, lekceważy jego cierpienie niemal jak żołnierz w tej sprawie, nie będzie pomocny, traci się więc wzajemną solidarność między ludźmi i gotowość wsparcia będące ważną wartością konstytucyjną i potrzebną w demokracji jako jej bezpiecznik (patrz np. preambuła Konstytucji). Zbiorowa nieprzychylność, wręcz "kaszel" czy innego rodzaju stalking i szykany, to standard w takiej grupie w konfrontacji ze swą ofiarą czy nawet każdym, kto rzuca im wyzwanie, choć mogą oczywiście istnieć chlubne wyjątki (nie ma to znaczenia, skoro ogólnie szkodliwość społeczną takiego pasywnego nawet udziału w grupie należy uznać za sporą). Po prostu przestępca popada w niemoralność, znieczulicę (brak zainteresowania piętnowaniem i wykorzenianiem zła, które warunkuje jego dobre trzymanie się), wobec czego negatywne konsekwencje jego postawy względem demokratycznego państwa prawa (które przecież nie może dopuszczać do ataku na jednostki) są oczywiste. Demokratyczne państwo prawa nie może zwracać się bandycko przeciwko swym obywatelom, bo to prosta droga do prześladowania dysydentów (i ja takim dysydentem niewątpliwie jestem); to jest właśnie niekompatybilne z demokracją. Przestępca z gangu politycznego jest z samej swej istoty elementem antydemokratycznym. Tymczasem zaś przestępca nie tylko takie prześladowania polityczne jakoś tam wspiera i toleruje, czyli zdradza demokrację, ale wręcz bezczelnie będzie głosował na różne PO, PiS-y i inne "sprawdzone" rozwiązania (partie, które powinny zostać zdelegalizowane), a mediów informujących o istotnych problemach takich jak upolitycznienie branży, krycie tematów, masowe mordowanie w państwie nie będzie mu się chciało czytać, tak już postąpi w nim znieczulica, zwłaszcza zaś jeśli ośmielą się wspomnieć o tym problemie kryminalnym w zakładach pracy (to to już najgorsza zbrodnia! skreślonym się pewnie jest w ich oczach za to!... po co takim ludziom media z taką tematyką, jak np. w powołanym przeze mnie do życia xp.pl). Rozlewa się to podejście, w tym zwłaszcza stosunek do centralnej światowej osi zła w postaci podsłuchowej TVP z jej grupami, też na jego bliskie otoczenie, małżonka, w pewnym niemałym stopniu też dzieci, może i rodzeństwo: eksportuje się złe, szkodliwe poglądy i tendencje intelektualne (np. "pełne zaufanie do mediów", "PO/PiS/obecni koalicjanci PO to nie są złe partie, tylko godne uwagi opcje; nowych nie potrzeba" czy nawet takie bluźnierstwa przeciwko dobremu smakowi, jak właściwe memu ojcu tezy "nie ma żadnego podsłuchu w Telewizji Polskiej, żadnych dźwięków, żadnego masowego prześladowania, a ten człowiek to już prędzej ma schizofrenię"). Bardzo wielu tych członków gangu to zdeklarowani propagandyści na rzecz swej antypraworządnościowej postawy, mam tu na myśli to, ile serca wkładają w lansowanie bezpiecznej dla siebie wizji polityki i gospodarki: specjalnie jeżdżą masowo na rowerach albo metrem (byle tylko nie normalnie samochodem), żeby się jak najliczniej mi pokazywać i demonstrować przede mną, w praktyce więc prześladować mnie jak jeden indywidualny starający się być wszędobylskim stalker – czyż mniej serca wkładać będą w lansowanie "odpowiednich" poglądów, w tym rzekomej niewiedzy o tym czy tamtym, wobec swych znajomych i otoczenia, bo to przecież ich bardzo fundamentalny cel, chodzi wszak o potrzebę bezpieczeństwa.Mafia przenika wszędzie, w tym do sądów i urzędów, i jest na tyle bez silnego kręgosłupa moralnego, że chętnie już zupełnie we wszystkim usługuje politykom za pieniądze, czyli po prostu sprzedaje za judaszowskie srebrniki demokratyczne państwo prawa, urzeczywistniające zasady sprawiedliwości społecznej – jakże cenną i bliską wartościom normalnych ludzi sprawę. Może taki przestępca zresztą sam zabierze się za politykę (tacy to zawsze się pchają i są chętnie przyjmowani: partie tylko takich chcą we władzach publicznych), w partii cudzej lub nawet własnej, przez co zdemoralizowany element znowu trafia na górę (gdzie może przejmie niedoskonałości poprzedników, żeby być w dobrych stosunkach z mediami, które je ewidentnie kryły, co jest faktem nie do pominięcia) – na górę w państwie zamiast na swoje miejsce, czyli do chwilowej poczekalni w więzieniu, gdzie jest właśnie idealna pora na otrzeźwienie, nauczkę i krytyczne zastanowienie się nad swoją wcześniejszą postawą. Same szkody dla demokratycznego państwa prawa są z takiego uczestnictwa w gangu państwowym (z politykami), w dodatku takim antyludzkim, przeciwko fundamentalnym prawom człowieka skierowanym (i nie tylko prawu do prywatności: bo o pomaganiu w namierzeniu mnie, tj. wzięciu na celownik radaru, jako swym ewentualnym zadaniu oraz o zasadach komunikacji ze spikerami, które się z tym pomaganiem w namierzeniu mogą wiązać, każdy przecież może wie; skoro mnie torturują, to taki przestępca "z Kambandy" przyjmuje sobie może rolę umówionego na pomocnictwo: pomaga śledzić i co za tym idzie torturować, co pokazuje społeczną szkodliwość sprawy, a nawet i poziom powszechnej demoralizacji). Obecnie z tą torturą to nie chodzi tylko o dźwięk, bo podprogowo uniemożliwiają mi też dzień w dzień spanie po nocach – często jest zero snu, a jeśli już, to typowo najwyżej ze 2 godz. śpię (w ogóle od początku 2023 r., tak z okazji 10-lecia dręczenia stałym dźwiękiem szeptań, zaczęli mi psuć sen i budzić np. o 4-5 rano, natomiast od pół roku jest już zupełny dramat, często czy nawet najczęściej, nawet wiele dni pod rząd, zero snu w nocy – tak działa na mnie telewizja i jej bandycki przekaz podprogowy "spać nie wolno", "spać ci się nie chce", który zresztą mam ponagrywany). I zamiast spania mam po nocach katowanie mnie wrzaskliwą torturą. Tyle w ramach komentarza. To się kwalifikuje do przywrócenia monarchii, to by było eleganckie rozwiązanie (tym bardziej, że mi jakieś pogróżki zaczynają mnożyć, jak to zostanę brutalnie zabity pewną konkretną szczególnie okrutną metodą, o czym wspominam na podstronie z ofiarami), jakkolwiek wolałbym najpierw sobie porządzić na ważniejszym stanowisku – już raczej do tego, a nie do olania (to z monarchią to zresztą nawet idea od starożytnych autorów tego całego pomysłu na temat Piotra Niżyńskiego i sprawy w zakładach pracy i w budowlance, w tym kwestii nieruchomości grających dźwięki i manipulujących myślami). Raz jeszcze powtórzę, że dzieje się tragedia humanitarna i mamy też do czynienia wśród posłów wszystkich obecnie sejmowych partii z nienawiścią do demokratycznego państwa prawa urzeczywistniającego zasady sprawiedliwości społecznej (art. 2 Konstytucji RP), co jest istotą tej całej sprawy. Właściwie jedyne, co można powiedzieć na korzyść takiego rozpracowanego co do jego roli członka grupy zaangażowanego w przestępczość zakładów pracy czy raczej właścicieli budynków, w których się one znajdują, to to, że kiedy niekiedy jest łaskaw współpracować z organami ścigania i wyznać prawdę, bez kłamstwa i bez niepotrzebnych i bardzo niesłusznych obaw o to, że może specjaliści "przesadzą", powodujących osłanianie czegoś lub kogoś i przynoszących tylko same kłopoty wymiarowi sprawiedliwości. Co do współpracy polegającej na kontaktowaniu się szpiegów z centralą w TVP przy okazji mego dostawania się do budynku (co otwiera pole do pomocnictwa w dalszym prowadzeniu podsłuchu w razie problemów) to dobrze (może nie doskonale i szczegółowo, ale dobrze i jako coś niewątpliwego) pamiętam sytuację będącą owocem tej współpracy, że po wyjściu z galerii handlowej doszło do tego, że w tramwaju gdy korzystałem ze smartfonu i przesunąłem mocnym ruchem stronę internetową na ekraniku w pewne losowe przecież miejsce, spikerzy tortury dźwiękowej doskonale wiedzieli, które miejsce się wyświetliło, bo mi to mówili. Jak byłoby to możliwe, gdyby nie kontaktowano się z centralą, zwłaszcza zważywszy, że nawet abstrahując od powszechnego stosowania profili indywidualnych do kontaktu z grupą, strony firmowe to akurat różne mogą być tego dnia zajęte robótką facebookową (bo budynek to galeria handlowa) i i tak nie wiadomo byłoby ze strony telewizji, z kim się kontaktować? Wszyscy wiedzą, że to się tak odbywało; zadanie i zasady komunikacji, i podlegająca im potrzeba podsłuchiwania, były od początku takie same, po czym w 2013 r. włączyła się tortura dźwiękowa, ale chyba niewiele to zmieniło w podejściu (bo i po co miałoby coś zmienić? ludzie są zdemoralizowani i skłonni do pomocy oprawcy, a telewizja swoje potrzeby jak miała, tak i nie przestała ich mieć), skoro pani Kopacz miała w 2015 r. z tego powodu, choć się pewnie nie przyznaje, hasło wyborcze "SŁUCHAM, ROZUMIEM, POMAGAM" [edit: jak myślicie, czemu następna premier się nazywała Szydło?...], z tego powodu był temat podopiecznych Apoloniusza Tajnera ("antypolska, antydemokratyczna, tj. niezgodna z art. 2 Konstytucji, teoria o tym, że jest w tym jakaś tajemnica państwowa" / "podżega swych ludzi do ukrywania prawdy na przesłuchaniu i wobec ludzi") i skoków narciarskich ("[prze]skoki podsłuchu i nara"), po prostu bardzo zainwestowano u nas w ten temat jak niegdyś w Chopina ("szał PN"), może też co nieco fałszowano odczyty, nie wiem (pani od nieuczciwego zamykania spraw oszustw w biurach nieruchomości z prokuratury rejonowej, obecnie zastępca kierownika, nazywa się Małyszka), choć rzecz jasna wszyscy widzieliśmy, że Małysz miał talent i był dobrze wytrenowany [edit: słyszę też teraz, że rozważają (czy "rozważają") wymazanie z instrukcji na grupie... – rozwiń, że jest w ogóle problem przeskoków podsłuchu (żeby może było, że to rzekomo jakaś rzekomo mała rzekomo podgrupa "Wejście", a u większości to jest doraźne; "dzień dobry" że było czy jest nadal powszechnie stosowane, jak głosi "PKO Bank Polski", jego hasło reklamowe, ale rzekomo nie ma gotowości do pomagania w namierzaniu lub zmowy przestępczej ściślej w tym temacie takiego konkretnego pomocnictwa; może jest jedno-gotowość a nie ma drugiego-zmowy – otóż to są subtelności prawne, obie rozważane w orzecznictwie SN jako charakteryzujące udział w gangu, a ocena grupy związana z jej szkodliwością społeczną się od tego niezbyt zmienia: wystarczy gotowość, przecież zbiry z mafii np. pruszkowskiej też nie muszą być z góry zmówieni co do każdego przyszłego rodzaju przestępstwa), teraz może znowu jednak taka wersja... "Brak wyjaśnienia", że mogą być przeskoki (chociaż jest wyjaśnienie, że jest radar i że jest taki podsłuch z widocznością obiektu, który się ustawia na obiekty – sam słyszałem kawałek takiego pseudowykładu w hostelu, w ramach jakiejś demonstracji), to to rzekomo aż wyodrębniono osobną grupę, na której jest to wyjaśnienie (bo "dzień dobry" to tak czy inaczej chyba było i chyba jest nadal, jak głoszą reklamy i inne reklamy, powszechne, jak by sobie inaczej przed 2013 r. radzili; "do widzenia" pewnie też, bo to jedna kultura, choć mniej reklamują)... Otóż wszyscy spośród pracowników-agentów mają przecież wspomniane "szkolenie od Tajnera", że mają milczeć, po czym teoria, że to jednak "mała" sprawa, por. nazwisko: Małysz (najlepiej w ogóle tylko metro, tam to pewnie nie wiedzieć czemu pracownicy lokali są jacyś z innej gliny ulepieni...) – "ale to wiarygodne"... Mały to jest odsetek niepłacenia PIT-u i udziału w takim gangu w narodzie, natomiast grupa jest ogromna, no ale w każdym razie podkreśla się kwestię rozmiarów; no cóż, jestem otwarty na różne wersje, ale w takim razie podsłuchiwania po 2013 r. praktycznie też już nie ma, lecz tylko taka możliwość, zostałaby więc wg tej wersji w ogólnym przypadku sama sprawa ekranu poza domem i w ramach wolontariatu nadgodzin w domu oraz udziału w gangu państwowym, w tym dostępu do podsłuchu. Jak powiedziałem, jest to raczej fałszywe (potwierdzają mi to w tym momencie, jak piszę, spikerzy, zawsze też tak twierdzili), ponieważ byłoby dziwaczne robić osobną grupę czy coś takiego, czy jakieś polecenia od kierowników politycznych i poprzez kontakty między politykami, żeby jakiś tylko odsetek agentów powiadomić o dodatkowej potrzebie związanej z powitaniami i, uwaga, raczej też, pożegnaniami. edit: Chciałbym też zauważyć, że gotowość do pomagania w namierzeniu mnie mają raczej wszyscy agenci. Nic bowiem nie wskazuje na to, że personel metra (a chodzi chyba o zwykły personel lokali na stacjach metra, nie o jakąś centralę, bo oni muszą słyszeć dźwięk tortury, żeby się aktywować) jest jakiś "z innej gliny ulepiony" niż reszta agentów i że podczas gdy np. w jakiejś firmie połowa czy trochę mniej to agenci, to w metrze (gdzie pomoc w namierzaniu jest niewątpliwie zadaniem tak już "w pełni" im przynależnym i właściwym) jest to zaledwie np. jedna szósta lub mniej. Nic na to nie wskazuje. Oni są z takiej samej gliny ulepieni co zwykli agenci w budynkach i odsetek skorych do pomagania torturującej telewizji na pewno nie jest drastycznie mniejszy. – zwiń]; nadto z tego też wreszcie powodu był temat Inki (kryminalistka "Hal-inka", od takich "hal" z kamerami), która swoją ofiarę wydała zabójcom, nakablowała im na nią (zabójcom, czyli w tym przypadku, bo to pasuje do tej sprawy i jest do niej aluzją, pracownikom ośrodka podsłuchowego, bo i pomaganiem w zabijaniu się jak przypuszczam, na co wszystko moim zdaniem wskazuje, zajmują czy zajmowali, nawet obecnie od paru lat może dosyć często), z tego też powodu był biskup Rwandy Kambanda ("bandyta" od kamer, zauważmy jak ostro powiedziane!) jako następny po urodzonym bodajże w moje urodziny Ntihinyurwa ("no cichy nie, k***wa") od Jana Pawła II, po ludobójstwie rwandyjskim kojarzącym się z problemem dźwięków i hut, o którym wspomniałem tu pod poprzednim postem ("na sieczkę, jakieś masowe najgorsze egzekucje to zasługuje"), finalnie też: jak można się domyślać to z tego powodu, bo najprawdopodobniej nie przypadkiem, w filmie Matrix, generalnie to przesiąkniętym "apokaliptyczną" quasi-religijną tematyką mesjanistyczną nawiązującą też dlatego do obecnej kwestii związanej ze mną, były takie boty "wyspecjalizowane w jednej rzeczy: wyszukać i zniszczyć". To są ślady pewnej idei: nie mówię, że takiej, która na pewno została wdrożona, ale w każdym razie prawie na pewno istniała gdzieś tam w umysłach, miała swe rozsądne podstawy fizyczno-teoretyczne i odciskała swe piętno. [edit: Podpowiem, skąd jeszcze wiadomo, że ci pozatelewizyjni pracownicy-agenci mnie tropią i sami nawiązują kontakt, a nie jedynie telewizja się z nimi kontaktuje w razie potrzeby. Telewizja może nie wiedzieć, jak nazywa się budynek, np. który to biurowiec – byłby więc problem z wyszukaniem. Może też nie znać dokładnego adresu, tym bardziej, że są kraje, w których budynki na ulicach są nieponumerowane (np. Panama, w której notabene byłem), a są takie, gdzie nawet tudno byłoby wpisać na klawiatuze jakąkolwiek nazwę, np. nazwę ulicy (pzykłady: Chiny, Tajlandia). Już choćby dlatego uzasadnione jest oczekiwanie, że to pracownicy-agenci mają się zgłosić do TV, a nie odwrotnie.] [edit 2024-09-24: W tym temacie polecam też tekst piosenki "Zakazane wakacje", to są te inspiracje... – rozwiń, ogólnie o zakłamaniu w tej całej grupie przestępczej; "lustrowanie" ciała to np. pewnie aluzja do wspominanego zresztą na mym blogu w tekście nagłówkowym od bardzo wielu lat podsłuchu ciała na żywo przy pomocy radaru, bo ludzi się uczy w szkołach niemalże tak, żeby myśleli, że to niemożliwe ("kąt odbicia jest równy kątowi padania", więc niby jakim cudem jakaś antena centralna Echelonu będąca gdzieś tam hen, daleko, w sytuacji, gdy na ciała w różnych miejscach Ziemi fale padają pod różnym kątem, miałaby móc odebrać echo... no cóż, przypomnę, że na górze bloga jest czerwony odnośnik na ten temat). Też są przecież zakłamane teorie, że radaru nie ma, że się montuje instalację podsłuchową, aby podsłuchiwać, a w każdym razie granie dźwięków to rzekomo nie najważniejsze, na różne sposoby próbuje się sytuację zakłamywać, podczas gdy koniec końców wszyscy są dobrze uświadomieni, w każdym razie taka jest na razie hipoteza robocza wydająca się z wielu wielu powodów uzasadnioną. Polecam wczytać się w ten tekst ze zrozumieniem, bo tam nie ma ani jednego zdania czy fragmentu zdania nie na temat. Nawet data jest odpowiednia, bo kojarzy się z odejmowaniem sobie czegoś: 30.10.2000 (30 minus 10 na początku pola lat; jak gdyby więc taki rebus, "wstaw właściwy znak w pole X: 30 X 10 20[...]"). W roku kolejnym po roku premiery Matrixa, jak gdyby do jednej serii to należało zaliczyć (dodatkowo, długość przedziału czasowego między tymi 2 premierami, filmu i albumu, to 1 rok i 7 miesięcy, czyli symbolicznie: "początek rzymski" / "pochodzenie: od papieża", albo inaczej 82 tyg. i 6 dni – tj. mój rok urodzin 86 z wstawioną pośrodku dwóją: "od tego się zaczęło i na tym się może i skończy, ale w międzyczasie krąży inna wersja" – albo jeszcze inaczej 50.112.000 sekund: "podsłuch, taki prymitywny, na zasadzie wywiadu środowiskowego [por.: 112 jako symbol telefonu oraz prymitywnego podsłuchu a la telefon], tj. wyciąganie poufnych informacji poprzez rozpytanie ludzi, daje połowiczny rezultat: 50%" – oczywiście jest i ta okrągłość, czyli same zera, na końcu, żeby podkreślić, że żaden to przypadek, tylko właśnie idzie o estetykę i symbolikę). Nawet to o Niemenie i to o czasie też pasuje. Niemen – aluzja do Niemiec, symbol miejsca lokalizacji mych serwerów (zgodnie z planem jakimś na pewno dosyć starym). Chodzi tu więc o mój potencjalny przekaz z bloga na przykład. Czas – kiedyś broniłem filozoficznie, zapewne za podszeptami operatorów podsłuchu, teorii, że upływ czasu (np. niemalże stoi w miejscu, biegnie powoli, szybko, ...) to zjawisko stricte psychiczne i w fizyce nie zachodzące, bo czas nie może być czymś dynamicznym, skoro nie ma nadczasu, w którym można by mierzyć prędkość jego zmiany, postępu (chyba że mówimy o stosunku postępu przyczynowości jednych obiektów do drugich w fizyce relatywistycznej, ale to nijak nie przekreśla trafności takich rozważań). Ślady po tym moim niejakim zainteresowaniu tym tematem filozoficznym są w Internecie, nie będę ich tu już teraz wymieniał. Rzutowało to potem na moje postrzeganie kwestii tzw. wiecznego powrotu (sprawy ogólnie z działu "życie po śmierci"), coś takiego było, miałem takie myśli nasłane. – Na końcu dodajmy, że to nie jedyny przykład przecieków z planów co do inwigilowania i prześladowania mnie przypadający na lata 1999-2000 ("Tertio Millennio Advente"). Jeszcze jednym przykładem może być piosenka rapera Peja zawierająca ciekawy fragment o jakiejś siatce szpiegowskiej interesującej się czyimś życiem, a to za pomocą badania fal elektromagnetycznych: https://www.tekstowo.pl/piosenka,peja,i_nie_zmienia_sie_nic.html. Jej premiera przypada na rok 2000. – edit 2024-10-21: Jeśli komuś jeszcze mało tych poszlak na to, że jest też (może nie wszędzie, ale w ogólnym przypadku) ustalana kwestia pomagania telewizji w namierzaniu mnie, tj. w torturze, to polecam przeczytanie pktu 11 (fragmenty o Afryce) ze strony prezentującej Listę Silnych Poszlak na Zmowę w Polityce, Czyli Dowód na Wszystko (jest to strona, do której można dotrzeć czerwonym linkiem po kliknięciu tutaj po prawej stronie bannera na czerwonym tle). Oczywiście to tak nie jest, że ja pracuję tylko na poszlakach, na tym blogu są też liczne filmy audio-wideo prezentujące sytuacje z życia pozwalające coś wykazać (w tym np. te filmy, o których mowa po rozwinięciu fragmentu niniejszego wpisu na blogu w pierwszym jego punkcie, patrz tamże przycisk "rozwiń" na różowym tle), no, ale też bardzo polecam niepewnym i różnym "niedosłyszącym" (jak ja jeszcze z 10-13 lat temu) tamtą stronę, bo wszystko szczególnie jaskrawo wychodzi już na samych danych encyklopedycznych i biblijnych poddanych rozsądnej analizie. – zwiń] To po prostu tematy ezoterycznie może, ale przecież znane, zaplanowane w ramach starego spisku, w tym te dążenia do zamiecienia tego pod dywan, co pewnie jest (czy raczej było) ogłoszone na grupie [edit: Teraz to być może zaczęli się wstydzić i wszystkie czy prawie wszystkie stare ślady na grupie po tej sprawie tropienia człowieka i pomagania telewizji w namierzaniu radarem niszczą?...] i w Biblii [edit: proszę najechać te słowa kursorem myszy, żeby się wyświetlił dymek; dodam, że też zrobili pewnie z tego powodu w Afryce, właśnie tam, temat słynnych na cały świat tzw. oszustw nigeryjskich], próby więc przeczenia im lub w ogóle udawania niepamięci żadnego pozytywnego wkładu do sprawy nie wnoszą i zasługują moim skromnym zdaniem na jakąś tam nieufność i próby dowodowego obalenia (nie na zasadzie głosowania wśód agentów w fimach i instytucjach, tylko jakoś inaczej), choć konkretne decyzje na ten temat powinny być podejmowane dopiero po kompleksowym śledztwie ogólnopolskim. [edit 2024-05-03: Obecnie bodajże od dn. 28.4.2024 (może już nieco wcześniej, maks. pół roku wcześniej, ale można obstawiać tę datę) wykasowane są stare posty dotyczące mojego wyglądu... – rozwiń, np. kurtki, kaptura często zakrywającego głowę przy wchodzeniu do budynków, moich szczególnie charakterystycznych bardzo jasnych włosów, a to chyba te począwszy od r. 2013 (bo rozkręcona wtedy była tortura dźwiękowa, co zaczęło dawać wygodną wymówkę: że to ta tortura jest alternatywną możliwością "prawdziwego" wytłumaczenia wiedzy agentów o tym, że jestem na podlegającym im terenie, która to wiedza oczywiście musi być, czemu nikt nie przeczy, bez tego w ogóle nie ma pracy jako agent, bo jak wiadomo wykrada mi się też ekran odbiornikami Rohde&Schwarz po uprzednim kontakcie ze spikerami; rzecz w tym, że można się samemu zgłaszać do telewizji, gdy mnie widać na kamerach i tak było od zawsze, od początku Facebooka – bo odwrotnie, tj. TVP do jakiejś osoby prywatnej czy nawet strony firmowej, by się nie dało, nie mają przecież w TVP planów poszczególnych zmian, kto kiedy pracuje w danym np. biurowcu czy stacji benzynowej – a można sobie wyobrazić też jakiś inny schemat komunikacji, np. dopiero w wyniku pojawienia się dźwięku tortury połączonego z kamerowym widokiem ludzi korzystających ze smartfonów, komputerów lub tabletów, co jednak nie było dostępne przed 2013 r., tj. początkiem tortury, i co nie zabezpiecza w ogóle samego dalszego trwania podsłuchu na terenie z kiepską widocznością sytuacji i prawdopodobieństwem zgubienia właściwego raz wziętego pod obserwację celu, zwłaszcza gdyby doszło do jakiejś nie dającej się przewidzieć przez spikerów interwencji przeciwko mnie, np. ochroniarzy, policjantów czy bandytów, albo innych niespodziewanych ruchów, np. wyjścia z wagonu metra na tej stacji, na której wysiądzie stojąca najbliżej osoba, co dla TVP powinno być nieprzewidywalne). Chcą wykreować wrażenie, że tematu wypatrywania człowieka nie ma, że był może w r. 2007 czy 2008, może jeszcze 2012, ale na pewno nie ma go teraz. To bodajże niszczenie dowodów (może nie), a nawet przerabianie starych wypowiedzi tak, by dawały rzekomy dowód zmiany zadań i zasad komunikacji z TV, jawić się musi jako przykre tuszowanie rzeczywistości, jaka przez lata miała miejsce w sposób niewątpliwy, chyba bezsporny (ja pamiętam, jak jeszcze w 2012 r., a może nawet potem, tego już nie jestem pewny, na mój widok w kafejkach zawsze bodajże stukano łyżką czy czymś takim w naczynie w rodzaju szklanki czy kubka), a później siłą inercji i w ramach przyzwyczajenia do łamania prawa i bezkarności najpewniej trwała sobie w najlepsze dalej (bo naprawdę, do czego i państwa zachęcam, nie wyobrażam sobie jakichś tendencji praworządnościowych w tej mafii, skoro pomagają oprawcom tak bardzo zaangażowanym w niszczenie życia człowiekowi, torturowanie go i wdeptywanie go w ziemię, co już było dosyć rozkręcone np. w r. 2011, choć jeszcze bez stałej tortury; zamiast takich skrupułów nagle liczni ludzie zaczęli w 2013 r., wobec pojawienia się problemu tortury, na polecenie(-a) z TVP udawać, że dźwięku nie ma, w tym m. in. kancelaria prawna w biurowcu czy przedsiębiorca z galerii), i próbą kamuflowania problemu zależności TVP od pomocy zewnętrznych ośrodków i rozwiązania, jakie się w odpowiedzi nań przyjęło (jakieś tam edycje dawnych postów podobno wprowadzono, żeby wychodziło, że niby to ludzi w okolicy roku 2013 zniechęcano do tej pomocy i nakłaniano do rezygnacji z dotychczasowego systemu komunikacji "przy wejściu", co rzekomo dotarło aż jeszcze do ich "trenerów", rekruterów do tej sprawy; otóż to wątpliwe – jeśli by to tak było, to od zaszumiania radaru czy nawet biegania w rozpędzonym metrze i wysiąścia na stacji nie zaplanowanej przez TV i dlatego przez siebie, tylko tej samej, co sąsiad, można będzie w ogóle im uciec na wieki wieków amen: prawda, że to nierozsądne przypuszczenie? ja wyraźnie odczuwam, że zawsze mnie bez problemu znajdują, słyszę to bardzo wyraźnie non stop). Z uwagi na mój pobyt w tej chwili w miejscu mało rozwiniętym, a zatem takim, w którym nie ma wielkich hali, gdzie można się zawieruszyć, a radar podsłuchowy zawsze poradzi sobie dobrze sam (potem zaś pewnie trafię do aresztu i też jeszcze przez może nawet rok-dwa lata operatorzy podsłuchu nie będą musieli sobie radzić z wyzwaniami wielkiego miasta) być może przez jakiś czas teraz w ogóle nie będą ogłoszone aktualne dane na temat mego wyglądu, tym niemniej koniec końców może to powrócić – i pewnie ludzie będą wtedy znowu realizować tradycyjne polecenia, będzie odchodziło pomaganie w namierzaniu, co na razie w praktyce nie jest przydatne z uwagi na nierozwinięty teren. Inaczej, jeśli tego nie będzie, mogą sobie nie poradzić z jakimś pomocnikiem uruchamiającym w środku silne zagłuszacze czy nawet z ponownym odszukaniem celu w metrze po jeździe przez miasto i wysiadce na stacji nieprzewidywalnej po uprzedniej zmianie pozycji biegiem w trakcie jazdy i wmieszaniu się w tłum. Niby w TVP wiedzą, jak ja wyglądam, ale metro jest długie i zeskoczenie podsłuchu w trakcie jazdy jest jak najbardziej możliwe (czy wręcz oczywiste, jak mi teraz podali, gdy to pisałem), zaś poleganie na samym tylko instruowaniu mnie podprogowo, kiedy wysiadam, zawiedzie w metrze w sytuacji pierwszej lepszej interwencji policjanta ścigającego mnie listem gończym czy nawet, jeśli by Policja odpuszczała sprawę wszystkim bardzo jasnym blondynom, zwykłego bandyty zabierającego się za siłowe wyprowadzenie mnie (wyciągnięcie) na jego stacji, co zawsze może się zdarzyć wobec osoby o wspomnianym tak charakterystycznym wyglądzie, albo po prostu celowej akcji "wysiadam wtedy, kiedy mój sąsiad". Toteż obstawiam, że na grupie proceder ten będzie kwitnąć, może wrócą tam komunikaty o moim wyglądzie. Mało wiarygodna jest wersja o praworządnościowych tendencjach i względach w sytuacji, gdy bezczelnie stosowany jest nielegalny podsłuch i gdy w przypadku braku namierzania mnie przecież byłoby to zupełnie bezcelowe i w praktyce bezkarnie pomijane, bez żadnego ryzyka zaszkodzenia sprawie (natomiast o ile się mnie namierza wśród agentów z budynków, jak chyba bezspornie było przez całe lata 2004-2012, to podsłuch stosowany bodajże zwłaszcza w mieście pobytu pomagał też agentom w wykryciu zdarzeń świadczących o wchodzeniu do obiektu, tak to było zawsze – przykład: trzaśnięcie drzwi wejściowych lub inna podobna sytuacja dźwiękowa, np. ustanie huku/wiatru/szumu miejskiego i zastąpienie go wewnętrznym "klimatem" galerii handlowej, sugeruje, że w najbliższych sekundach może na kamerach przy wejściu pojawić się wyszukiwana osoba; to takie zawsze było najwyższe uzasadnienie i zrealizowanie celu podsłuchu – środek do celu w postaci skutecznego wypatrzenia człowieka na kamerach, bo nie była takim najwyższym uzasadnieniem podsłuchu "ciekawość", "rozrywka" ani nawet "potrzeba bycia skryminalizowanym", co zresztą może ktoś uzna za rzekomo "błędne" prawnie). Coś się zmieniło w r. 2013? Pewnie nic, ale telewizja zapewne chcąc podlizać się politykom być może dn. 28.4.2024 albo nawet trochę wcześniej zmodyfikowała stare posty na grupie i przerobiła je tak, by wg nich rzekomo już najpóźniej w początkach 2013 r. instruowano ludzi, że mają mnie nie wypatrywać na kamerach i nie informować o wejściu, i odpuścić sobie temat pomagania w namierzaniu, zaś swą rolę rzekomo ograniczyć do pisania do telewizji wtedy, gdy jednocześnie jest dźwięk i na kamerach jacyś ludzie zajmujący się elektroniką. A podsłuchiwanie to już nie wiadomo w ogóle, po co w takim razie miałoby być, i pewnie nawet wg tej wersji rzekomo nie występuje. Może nawet jest to wersja prawdziwa, ale to nic nie zmienia, bo pomaganie w prześladowaniu i torturowaniu mnie nie musi być takie chamskie i bezpośrednie – równie dobrze to znajomość ekranu komputera może być dla TVP kluczowa, jak np. w sytuacji, gdy szukałbym pomocy określonego ośrodka w związku z problemem tortury, a oni widząc wysłane maile występowaliby do skarbówki o ultimatum (co pewnie odebrałoby mi większość szans na uzyskanie pomocy). Trochę to więc dyskusja jak o wyższości świąt Wielkiejnocy nad Bożym Narodzeniem – niewiele to zmienia w praktyce, skoro zajmuje się postawę "pro-oprawca". Zauważmy też, że edycja postu/powitania na Facebooku nie zostawia śladów, nie widać, że dana wypowiedź na grupie miała wcześniej inną treść. – Chciałbym też tutaj odnotować pewne argumenty zdroworozsądkowe za tym, że jest praktyka "witania się" agentów ze spikerami na mój widok. W różnych kolaboranckich firmach i restauracjach, jak wiadomo, a dotyczy to ogólnie bardzo wielu różnych budynków, po pierwsze nie ma dającej się łatwo wyszukać po adresie miejskim strony firmowej dla każdej knajpy McDonald's lub podobnej (np. Burger King). Podam przykład. Restauracje Burger King w Krakowie są przy następujących ulicach: Zakopiańska (w centrum handlowym), Jana Pawła (sprawdziłem na zdjęciach w mapach Google, że to osobny dedykowany budynek, czyli zgodnie ze standardami toaleta jest na pewno, bo czemu miałoby nie być), Śliwińska (osobny lokal uliczny i na mapach Google widziałem toaletę, choć może wywalą to zdjęcie), Kamieńskiego (osobny budynek, więc niewątpliwie jest toaleta), Pawia (na dworcu), Szewska (jw. lokal uliczny z tym samym poglądowym zdjęciem pokazującym toalety, z których wprawdzie 2 są nieczynne, ale 1 czynna – to samo zdjęcie). Spośród nich, jak sprawdziłem dziś dn. 4.5.2024, tylko te przy Pawiej i Kamieńskiego mają swoją stronę facebookową, czyli brakuje 4. Tymczasem zaś współpracują z telewizją zapewne wszystkie, w tym w szczególności np. w tej na Jana Pawła jest kwestia grającego budynku (sami go wyremontowali w ramach współpracy z TV za kasę?). Podobnie np. Orlen nie ma stron facebookowych dla poszczególnych stacji benzynoowych, tzn. osobnych profili firmowych, jakkolwiek są odnotowane punkty na mapie "stacja benzynowa" (ale to nie są konta, do których można pisać wiadomości – sprawdziłem dziś). A o ile mi wiadomo to na stacjach benzynowych są odbiorniki R&S (może jakieś tanie w rodzaju EFL). Taka sama sytuacja jest z Shellami: są strony punktów na mapie z oznaczeniem typu "Stacja benzynowa", ale to nie są profile firmowe, takie, do których można by pisać wiadomości. McDonaldy trochę się podszywają pod uczestnictwo na grupie profilami firmowymi, ale też przecież widać jasno, że nie każdy budynek ma stronę facebookową, do której można pisać (np. ten na al. Jer. 228 w Warszawie nie: oto ta strona; ten na Modlińskiej 29 w W-wie, osobny budynek, ma tylko "nieoficjalną" stronę i też nie można wysłać wiadomości; takich przypadków jest bardzo dużo, a telewizja miałaby poważny problem z odszukaniem w ogóle po adresie właściwego obiektu: sprawdzałem i wyświetlają się wtedy najróżniejsze McDonaldy, których jest bardzo bardzo dużo, mimo że hasłem wyszukiwania było np. "McDonald's Warszawa Modlińska"; powszechnie jest to oznaczane jako "Nieoficjalna strona", a w przypadku tego "centralnego" i lubianego przeze mnie przy ul. Świętokrzyskiej 35 nawet zrobili jej ilustrację z człowieka w słuchawkach: patrz tutaj). Wydaje się zatem jasne, że kanonicznym, powszechnie stosowanym rozwiązaniem (co potwierdza też fakt, że wg spikerów są miliony na grupie facebookowej, a przecież nie ma tyle firm; oczywiście mogłoby to być tylko dodatkiem do udziału w grupie strony firmowej, ale patrz powyższe analizy) jest to, że kontakt jest z inwydiaulnym agentem, osobą fizyczną mającą swoje indywidualne konto w Facebooku, a nie z profilem firmowym (ten, jeśli by nawet pozwalał na komunikację, np. wysłanie mu wiadomości, co jest rzadkością, jest trudny do odszukania, a władze firmy najwyraźniej chcą mieć odgórną kontrolę nad tym, jak się odpowiada klientom, sami chcą odpisywać, a nie oddawać do w ręce młodych chłopaków, bo to jest sprawa wizerunku). Skoro to indywidualne konta służą do kontaktu z TV, zaś TV nie zna rozkładu pracy zmianowej przy monitoringu, to na pewno kontakt jest z inicjatywy agentów, a nie TV, i są w tej sprawie tak czysto teoretycznie tylko 2 możliwości: albo kontakt następuje po zobaczeniu mnie na kamerach, w czym pomaga też dźwięk tortury w budynku i dźwięki typu trzask drzwi w słuchawkach, albo ewentualnie można sobie wyobrazić coś takiego, że mnie nie wypatrują i może nawet nie wiedzą, jak miałbym wyglądać, że np. kapturem zasłaniam głowę, natomiast napiszą, jeśli jest tortura i widzą kogoś używającego elektroniki (smartfon, komputer lub tablet). To drugie jest jednak nonsensowne z punktu widzenia celu śledzenia nawet tego rzekomo może jedynego, jakim jest podglądanie komputera, bo przecież np. ktoś z McDonalda może wejść do toalety, co co rusz się zdarza – oni takich sytuacji mają wiele – i wówczas jeśli byłbym to ja, to już nie zareagują na wyciągnięcie i włączenie komputera, nie zgłoszą się do TV, a przecież ona sama nie napisze. Nie ma też takiej zasady, nie zaobserwowałem tego, że TV zawsze głosowo powie o wyciąganiu przeze mnie komputera. Potrafię zaś robić takie rzeczy, jak np. korzystanie z komputera w toalecie metra, mógłbym też w toalecie McDonalda czy Burger Kinga albo stacji benzynowej. Tam o ile mi wiadomo wszędzie jest sprawa podsłuchowa. To jest problem ogólny, taki sam będzie też w biurowcach, np. tych licznych przy Rndzie ONZ, gdzie swego czasu mieszkałem. Kompletnie wtedy by nie było podglądu ekranu, np. ekranika telefonu komórkowego czy nawet laptopa, nie zauważyłem zasady, by spikerzy oobwieszczali głosowo, że wyciągam smartfon itp. A zatem całe te wydatki na odbiorniki itd. byłyby dosyć naiwne. Powtórzę zaś, że czegoś takiego, jak pisanie z inicjatywy TV do profili firmowych, praktycznie się nie stosuje, komunikacja jest w drugą stronę i z indywidualnych, to jest bodajże żelazna zasada uczona przedsiębiorców nieruchomościowych przez urzędy skarbowe czy tam kontroli skarbowej. Bo też zresztą to takie nieoficjalne. Przechodząc dalej, mogę wskazać przykłady na to, że wbrew może najnowszej cenzurze i kasowaniu postów na grupie ludzie wiedzą, jak wyglądam. Przykładowo w r. 2017-2018 jeden ze szpiegów, którzy przyszli do hostelu, tj. młoda kobieta z zagranicy, powiedział na mój widok: "Peter, I can't sleep because of your computer".To oczywiście taka ironia: czegoś innego się tu boją i dlatego temat telewizji tak zapalczywie kryją (nie przypisywałbym tego samej tylko chciwości, bo to wtedy mogliby mi współczuć, tylko w tym jest po prostu też strach). Jeszcze inny przykład był chyba w r. 2016 (3 lata po początku tortury), gdy na mój widok w rozmowie ochroniarz urzędu kontroli skarbowej wtrącił w wypowiedź nie pasujące do niej słowa "Jest Skandal" (wzmiankowane tu na blogu pod wpisem z 15.6.2016); to nie pasowało, jakieś "że jest skandal" z akcentem na te 2 końcowe słowa, raziło wtedy, a rozmowa nie była o czymś takim (może pasowałoby wtedy "ze jest sprawa", już nie pamiętam szczegółów); oczywiście tego tematu nie pociągnął, tylko kontynuował normalną wypowiedź. A zatem też był w stanie mnie rozpoznać. Nie sądzę, że to jakaś rzadka przypadłość, bo jak wyżej pokazałem wszędzie potrzebują tego do utrzymania normalnego, tradycyjnego i jedynego rzeczywiście skutecznego sposobu komunikowania się z telewizją w związku z moją obecnością w firmie. Nie więc, że widzą kogoś bawiącego się telefonem czy komputerem, bo tego może nie być (w kiblach kamer nie ma), tylko rozpoznają po dźwiękach, podsłuchu i wyglądzie. edit: Pani K. S. z rekrutacji sybillińskiej potwierdza tamtejszymi symbolami (pierwsze zdarzenie, następnie z 7.3 powiązane i 77 w tytule), że jest agentom znany taki temat, jak "przeskoki podsłuchu" i "nadal podsłuch". Ale kto wie, czy nie zrobią z niej jakiegoś wyjątku, zresztą skróciła sobie nazwisko do 2 liter... Nieco mniej wyraźnie potwierdziła to też p. M. W. (znajoma swoistej "centrali" sybillińskiej w postaci J. Z.; patrz najstarszy post z 7.3.2019, "pies" kojarzy się z policjantem, może mnie do tego porównują; dalej jak o planie stojącym za Łazienkami Królewskimi), por. też M. J. (7.4.2012; choć oczywiście kiepskie to samo w sobie, bo nie musi to być ironia, to "dziwnym trafem" sąsiaduje z 22.3), a A. R. (też stamtąd) jako jedyną rzecz na swoim profilu FB opublikowała aktualizację zdjęcia w memetycznej dacie urodzin Tuska (który kojarzy się ze "zrobieniem tortury", chociaż to oczywiście przesada, bo chodzi np. o popełnienie przestępstwa przez zaniechanie albo przez wcześniejsze przygotowania/uzgodnienia; w tym więc sensie głosi ona bardzo oficjalnie, a jest to jedna z pierwszych osób na liście znajomych J. Z., że "zrobiłam/robię Ci torturę"). (Tak samo zrobiła, tj. "zrównała" się co do istoty sprawy z Tuskiem i tym, z czego on jest najbardziej znany wg personaliów przypominających trąbkę-Trumpa i wg patrona, M. K.: to prezentowanie się jako Tusk to u niej pierwsze zdarzenie na osi czasu. Podobnie A. G.) Obok na liście jest pan imieniem Eliasz, radny Łomianek, którego pierwsze dziś zdarzenie na osi czasu Facebooka jest z 2.5 (jak "25 lat", zagrożenie karą dla odnośnej zbrodni przeciwko ludzkości: zamach na ludność polegający na torturze lub nieludzkim albo okrutnym traktowaniu; analogiczne zjawisko jest u p. A. Z. z datą 2.5.2023). Kolejne jeszcze poszlaki na problem sympatyzowania z trwaniem podsłuchu radarowego są w postach D. Z. z listy J. Z. z 7.3.2017 i 8.3.2017 ("co dalej z tego wynikło"). edit 2024-05-06: Kończąc ten wątek chciałbym wskazać, że z tego, co od paru dni spikerzy mi mówią, oraz wnioskując z tego, jakie były pierwsze ulubione tematy i powiedzonka spikerów już od początku 2013 r. (odpowiadam: było to zwłaszcza m. in. słowo "omerta", czyli zmowa milczenia grupy przestępczej), na początku 2013 r., gdy zaczynała się tortura dźwiękowa (już była też z 1-2 miesiące wcześniej), albo trochę wcześniej TVP opublikowała post na swej ukrytej grupie informując ludzi, że w związku z tym, że zaczyna mnie torturować dźwiękiem, obecnie temat pomagania w namierzaniu mnie na radar się już "nie zawiesi", że za takie układy się pójdzie do więzienia. W związku z tym, jak doradza, nikt niech nic nie wspomina o tym na żadnych przesłuchaniach ani w innych rozmowach; we współpracy nielegalnej z TVP chodzi o co innego (pewnie tylko o to wykradanie ekranu), natomiast tego tematu w ogóle rzekomo nie ma – tak doradzali mówić. Trafiło to też do wszystkich szefów komórek podsłuchowych w firmach, bo to TVP dyryguje, od TVP i z jej grupy pochodzą instrukcje (przecież nie będzie każdy urzędnik skarbowy od zera tłumaczył sprawy każdemu właścicielowi czy księgowemu), a zatem odtąd "trenerzy" podsłuchowi tak szkolą: pomagać w namierzeniu, bo to zresztą w oczywisty sposób w interesie grupy (jak TVP nie ma podsłuchu na Niżyńskiego, to i kasy dla agentów nie będzie, bo nie ma komu w czym pomagać: koniec obserwacji), ale broń Boże nie mówić nigdy nikomu, że jest taki temat. Swoje 3 grosze dorzucił Sąd Najwyższy, który zgodnie z planem sybillińskim wydał uchwałę (z sygnaturką sybillińską) nadając jej moc zasady prawnej (można od niej odstąpić, ale obawiam się, że nawet niepodsłuchowi obecnie sędziowie SN zostali tak dobrani, by to popierali, chociaż oczywiście pewności nie mam; umiarkowane podejście to powiedzenie, że ustawa jest jednoznaczna i co najwyżej przepis odsyłamy do TK, ale oni są może jakąś awangardą obrony bezprawia, nawet ci niepodsłuchowi...), iż świadek to zawsze bezkarnie kłamać może, jeśli temat dotyczy jego win. Jest to niezgodne z ustawą (art. 233 § 1a k.k.), ale chcą w ten sposób wesprzeć omertę, bo i sami mają pewnie u siebie ten temat podsłuchowy związany ze współpracą z TVP. Będzie to trzeba kiedyś naprawić. Standard wynikający z ustaw i Konstytucji jest w rzeczywistości taki, że kłamać można od czasu, gdy są dowody wskazujące na winę, co idzie w parze z przedstawieniem zarzutów i uzyskaniem statusu (już odtąd) podejrzanego, i przesłuchaniem w charakterze podejrzanego, natomiast we wcześniejszej fazie postępowania, gdy jest ono prowadzone nie przeciwko osobie, tylko w sprawie, można co najwyżej odmówić odpowiedzi na pytanie, ale fałszywie zeznać nie. Jeśli się ten drobiazg zlikwiduje, że nie wolno fałszywie zeznać, to znacznie ogranicza to okno wglądu w prawdę obiektywną. Po prostu organy ścigania i wymiar sprawiedliwości mają wtedy mniejsze możliwości wniknięcia w prawdę obiektywną ("prawda materialna"), poznania jej. ("Tak? No to bardzo duży wgląd mam w sprawę. W takim razie się »nie zawiesi« sprawiedliwość...") SN próbuje nam wmówić, że ta potrzeba bezkarności wynika z konstytucyjnego "prawa do obrony" (przysługującego osobom, PRZECIWKO którym toczy się postępowanie), przy czym w ogóle jakoś nie dostrzega tutaj, że jego zakres przedmiotowy doznaje uszczerbku ze strony innych przepisów Konstytucji, w tym art. 2 (konieczność urzeczywistniania zasad sprawiedliwości społecznej) co do w tym przypadku konieczności skutecznego ścigania zorganizowanych grup przestępczych, gdzie omerta jest normą, zaś odmowa zeznania zamiast fałszywego zeznania zawsze już daje sędziemu dodatkowe wskazówki, bo nie ma dowodu przeciwko wersji kanonicznej (w tym przypadku: z grupy Facebooka pochodzącej). Jeśli jest dostępne tylko 0 i 1 (zero i jedynka), przy czym w dowodach są same zera oraz jakaś nazwijmy to silna poszlaka co do 1, to daje to dużo dużo gorszy wgląd w prawdę sądowi niż sytuacja, gdy można wybrać 0, 0,5 i 1 (zero, pół, jedynka), i np. dominują czy chociaż nieraz się zdarzają odpowiedzi "pół" (nie chcę na ten temat zeznawać, w odpowiedzi na pytanie o pomoc w namierzaniu i wiedzę o przeskokach podsłuchu), ale jest też dużo 0 i silna poszlaka co do 1 ("wiedzą, że mogą być przeskaki i że mają pomagać"). Ten ważny walor karalności fałszywego zeznania na swój temat w sytuacji, gdy sprawa nie jest jeszcze przeciwko osobie i nie ma do tego podstaw, polegający na lepszym wniknięciu w prawdę (po prostu każdy "bit" niesie tutaj więcej informacji i końcowe wniknięcie jest może nawet o niebo precyzyjniejsze), jest tu zatracony przy takim podejściu ze strony SN. To taka subtelność i ciekawostka dotycząca tej sprawy. I powtórzę, to jest wbrew wszelkim standardom, że w praktyce wręcz przekreślili sobie paragraf karny, wykluczyli karalność co do niemal całego zakresu jego stosowalności, bez odwoływania się do TK (a to rzekomo "z przyczyn konstytucyjnych"). Wielki skandal. Korupcja w Sądzie Najwyższym oraz na ścieżce zawodowej jego sędziów (ewentualnie może to też dotyczyć ich małżonków czy dzieci). Agenci przez plotkę o tym orzecznictwie, która krąży chyba zwłaszcza w środowiskach sybillińskich (nie wiem, czy na grupie, zresztą może ogłosili, a potem to z niej wywalą), liczą na grzywnę, co widzę na ich profilach FB i co ma odzwierciedlenie w tym, że art. 33 k.k. jest o grzywnach ("dostateczna", "dostateczna" w obu instancjach – bo rzekomo tylko o jakiś tam mój komputer przenośny czy telefon chodzi – przy czym te numerki dobierają pod sprawy sybillińskie, a taką główną tam ewentualną sprawą kryminalną jest właśnie ta wielka sprawa podsłuchowa). Jeszcze zrobili zasadę ne bis in idem, rzekomo z jakichś najwyższych zasad prawa wynikającą, z zasady państwa prawa z art. 2 Konstytucji, że jak już zapadł wyrok, to po krótkim czasie on ma się stać ostateczny, żeby już nigdy nie sądzić człowieka na nowo (stąd np. po roku nawet Prokurator Generalny nie może wnieść kasacji na niekorzyść). W rzeczywistości to są subtelności konstytucyjne wynikające z art. 2, podczas gdy zasada surowego i nie ograniczonego przedawnieniem ścigania przestępstw politycznych, wbrew problemom, jakie powstają, jest zapisana w art. 44 Konstytucji, co ewidentnie pokazuje, że ważną wartością jest też to, żeby przestępstwa polityczne sprawiedliwie rozliczyć (i też to wynika z art. 2 Konstytucji). Toteż jak Państwo widzicie są tu przygotowane istotne trudności prawne i dowodowe, trzeba się będzie trochę nastarać, żeby to całe zło (w tym wspieranie tortury dźwiękowej) dobrze rozliczyć. Jeszcze powiem tyle, że to jest totalny skandal i w USA, gdzie prawo się bardzo rzadko zmienia i takie rzeczy od dawna są rozstrzygnięte, coś takiego pewnie byłoby nie do pomyślenia. Przecież u nas przez całe lata było tak, że jak ktoś jest pouczony o tym, że nie może kłamać przy zeznawaniu, ale może odmówić odpowiedzi na pytanie (taki był stan prawny – dawny art. 233 k.k. i wcześniej, przez cały XX w. i nawet wcześniej), to kłamstwo, choćby po to, żeby uniknąć odpowiedzialności karnej, było karalne. Teraz zaś przychodzi sobie po tych wszystkich latach i stuleciach Sąd Najwyższy i wymyśla, że to jest jednak dozwolone; teraz dopiero. Wcześniej przez tyle lat wszyscy żyli w błędzie, dawne precedensy nie mają znaczenia. Skandal! (Jeszcze jednym skandalem jest zamiar likwidacji przez KO, TD i Lewicę art. 267 § 3 kk o nielegalnym inwigilowaniu i zrobienia z tego spraw cywilnych (z jakąś fakultatywną pomocą Policji), jeśli ktoś doda mnie do grupy podsłuchowej (nie ręczę za to, że to zrobią, ale jest taka opcja i Bodnar wstępnie pogróżkowo wyraża zainteresowanie). To na szczęście powinno dać się cofnąć, bo moim zdaniem w przypadku przestępstw politycznych liczy się tylko to, czy w ogóle obiektywnie rzecz biorąc doszło kiedyś do ich popełnienia oraz stan prawny na dzień śledztwa i wyrokowania, żadne "gwarancje związane z bezpieczeństwem prawnym wynikającym z zasady państwa prawa" tutaj nie mogą stać na przeszkodzie. Ściganie przestępstw politycznych to ważne zadanie i obowiązek państwa mającego urzeczywistniać zasady sprawiedliwości społecznej, por. art. 2 Konstytucji RP.) – zwiń] edit: Śladów jest więcej, zresztą gdy spiker ostatnio przy mnie w restauracji mówił o tej omercie, że "mają nie mówić nikomu, że pomagają mnie namierzyć", niewątpliwie na moich oczach przechodząca kelnerka nerwowo się uśmiechnęła. Jednym z potwierdzeń może być to, że gdy jeździłem po świecie w r. 2012, to generalnie wszędzie mnie wpuszczali zgodnie z przepisami wjazdowymi, ale jeden kraj (pomijając tu Nową Zelandię, która miała misję psychiatrycznego hospitalizowania mnie, więc też takie coś się zdarzyło) mi odmówił wjazdu, nie wpuścił mnie po prostu: był to, uwaga, nomen omen... Singapur. Kraj tych, co "śpiewają czysto" (czyt.: na przesłuchaniach nie kłamią). Chodzi tu o to, że oczywiście nie ma tyle więzień na świecie, by zamykać skryminalizowany lud pracujący w każdym kraju i pewnie do tego nie dojdzie, mimo nawet całej powagi sprawy (gdyby chodziło tylko o komputer, można by mówić, że powaga sprawy nie jest aż tak duża). Argumentem jest więc to, że te inne kraje to nie jest moja ojczyzna i kraj mojego obywatelstwa. Mogłyby mnie nie wpuścić; to jest jak gdyby swoista łaska i chwilowa luka w prawie (którą można by załatać), że ja tam w ogóle mogę wjechać/przylecieć. To się sugeruje. A zatem w kraju, w którym by śledztwo ustaliło nawet prawdziwa wersję ("śpiewają czysto"), zawsze jeszcze mają argument, że udział i rola tego ludu pracującego w całej sprawie jest znikomy i że można mnie nawet tam nie wpuścić, więc więzienie bez zawieszenia (czy nawet w ogóle ściganie skryminalizowanego ludu pracującego, a nie samych tylko kierowników czy wręcz tylko np. mediów i sędziów) nie jest aż tak z punktu widzenia etycznego potrzebne jak w Polsce. Już chyba jaśniej się nie da niż te wszystkie poszlaki świadczą. Odpowiednią symbolikę ma też mój rok urodzenia (86 +2 ["i jak bardzo chcesz"] ile daje? 88). edit: Kolejna jeszcze poszlaka pochodzi bodajże z tajnej części przepowiedni Królowej Saby i trafiła do... Biblii. Otóż księga Biblii mająca nr, względem w ogóle początku całej Biblii, 369 (symbol radaru, np. Leica [model Ultra Advanced] ma taką cenę: 300 netto za dzień, stąd też podniesiono VAT do 23%) jest oznakowana jako 2 Krl 22 ([te dwójki to] symbol samobójstwa Jana Pawła II, znanego przyszłego proroka) i w jej fragmencie 22:20 ("samobójstwa w stylu Jana Pawła II brak") czytamy tak oto (po dłuższym wstępie, który zaczyna się od wersetu 11) taka oto konkluzja: "I oczy twoje nie ujrzą całej zagłady, jaką sprowadzam na to miejsce". A zatem: ukrywanie, zamiatanie pod dywan w temacie radaru. Nawet grupy mi nie pokażą. Jak ktoś ma wątpliwości, czy znam się na tym, o czym mówię, jestem przytomny i dobrze interpretuję, to proszę, oto jeszcze jeden jakże trafne w tym kontekście cytaty, kojarzące się z przeskokami podsłuchu, odbiciami fali i tzw. klatkami Faradaya: "i aby (...) nie przechodziło z jednego (...) na drugie" (Lb 36:9; zwróćmy uwagę na nazwę księgi kojarzącą się z obliczeniami i komputerami), "Postawiliśmy przegrodę przed nimi i przegrodę za nimi i zakryliśmy ich, że niczego nie widzą" (Koran 36:9, jak o roli elementów metalicznych). Same przypadki? [No cóż, jeżeli ktoś z moich czytelników mimo wszystko tak uważa, to pokażę coś jeszcze. – rozwiń – zwiń] (Powyżej podałem tylko przykład tematu i symboli, są nawet jeszcze sporo czytelniejsze potwierdzenia, ale nie miejsce tu, by przedstawiać lematy i robić wykłady.)
Sprawa podsłuchowa w zakładach pracy jest zła (niemoralna [abstrahując nawet od mojego prawa człowieka do prywatności i szkód wynikających z przestępczości zorganizowanej dla mnie i demokratycznego państwa prawa, oni pasożytują na tych normalnych, tylko dzięki nim grupa jest w ogóle wzbogacona], a nawet bardzo niemoralna), przy tym występuje tylko u części przedsiębiorców i innych pracodawców. Dobrze jest wiedzieć, że to tylko oferta i można ją odrzucić, choćby tego tak [chwilowo] nie prezentowano. [edit 2024-10-19: W tej kwestii podpowiem Państwu, że jeśli nie zanosi się na to, że pracownik w ogóle zostanie przyjęty, to mu najpewniej nawet nie zaoferują dodatkowej pracy przy podsłuchu, tylko rozmowa skończy się wcześniej. Bo i po co się dekonspirować na zewnątrz (poza tym gdy ten temat jest na końcu, to mniejsza także i na to szansa, że pracownik w ogóle porzuci rozmowę rekrutacyjną) – to tak wg podpowiedzi rozsądku. W przeciwnym razie, jeśli więc zdążą to zaoferować, o ile się nie mylę generalnie obie opcje są podobnie akceptowalne, zapewniam, ale bodajże próbuje się pozbawiać tych niewinnych ich praw obywatelskich.] Jest to nawet dla pracodawcy co nieco bardziej opłacalne, że przyjmie niewinnego, skoro oszczędza dzięki temu na pensjach, a w przypadku, gdy chodzi o podatek [jest to bodajże powszechne źródło finansowania u osób powyżej 26 r.ż. (edit 2024-08-06: żebyśmy się źle nie zrozumieli wyjaśniam, że bodajże praca nieopodatkowana dotyczy najwyżej 10% dorosłych Polaków... – rozwiń..., ten odsetek to wynik sondażu sprzed kilku lat; uwaga, bo mogli zawyżyć; problem takiej dobrowolnej "dodatkowej pracy" w ramach zatrudnienia zaczęto wprowadzać pod koniec 2006 r. wraz z otwarciem grupy, dotyczy on budynków komercyjnych i urzędowych z wyjątkiem tych zajętych przez mikrofirmy; przypuszczam, że potencjalnie liczne kraje zwłaszcza niedemokratyczne: Chiny, Rosja (kto wie, może mają grupę na jakimś swoim Vkontakte/Odnoklassniki, poza tym być może póki co głównie kierownicy i przedsiębiorcy są na grupie facebookowej albo po prostu USA mocno fałszują statystykę, ale to to wątpliwe), Iran (blokada Facebooka podobno trwa nadal, aczkolwiek ogromny odsetek w populacji użytkowników tej platformy każe powątpiewać w to, że nie weszli w sprawę), Kuba, Korea Północna, Turkmenistan, Erytrea, Republika Środkowoafrykańska, Czad, Sudan, DR Kongo, Uganda, Etiopia, Niger, Malawi – natomiast zdecydowanym wyjątkiem i totalnym zaprzeczeniem tej tendencji jest np. Wietnam – są obecnie w to śledzenie mnie bodajże niezbyt zamieszane, tzn. trochę może tak, np. siły policyjne i inne takie, ale ogólnie tak narodem to niekoniecznie, zresztą przecież nie mam tam prawa pobytu, ten ograniczony stopień uczestnictwa narodu w całej tej sprawie widać na statystykach liczby użytkowników Facebooka oraz w danych na temat blokowania tej platformy, przecież potrzebnej agentom m. in. do bycia poinformowanym o moim aktualnym wyglądzie, także o udanym wynajmie, aczkolwiek w licznych z ww. przypadków może to wszystko się lekceważy z uwagi na prymitywny teren niegroźny dla radaru oraz inne sposoby komunikacji z instytucjami państwowymi nasyłającymi agentów, tj. np. skarbówką, a więc pomija się Facebook, a korupcja w zakładach pracy i podsłuch, i "Kontrola operacyjna"(?), tj. podglądanie ekranu, tak czy inaczej tam są, tym niemniej można przypuszczać, że z uwagi na mój brak prawa osiedlenia się w licznych z tych państw, mógłbym tu jeszcze kolejne dodać, tam niekoniecznie w ogóle jest ten element masowego śledzenia mnie, to by trzeba dopiero zbadać, obstawiam, że są kraje-wyjątki, natomiast właśnie słynne z demokratyzmu i przychylności względem przybyszów kraje m. in. Zachodu, a i Wschodu również, bardzo chętnie się w to zamieszały, zwłaszcza też pewnie po to, żeby po prostu ratować totalnie i rażąco niedemokratyczny charakter remontowania nieruchomości dla umożliwiania sterowania ludziom umysłami przekazem podprogowym, tj. by "podbudowywać" ten projekt, wzmacniać jego "poparcie" i po prostu oddolne mechanizmy samoobrony, właśnie przy pomocy agentów w firmach, którzy jako dodatkowy element korupcji i tym samym oddolnego oporu i samoobrony w narodach łączą się jako uczestnicy grupy przestępczej z przedsiębiorcami i wszelkimi remonciarzami i tym samym utrudniają wyleczenie tych krajów ze zła remontowo-budowlanego, które jest najważniejszym i najpowszechniejszym, chyba wszędzie na świecie (może poza wykrytym przeze mnie dziś przypadkiem Sahary Zachodniej – terenów Polisario, kto wie) obecnym, problemem; to więc właśnie zwłaszcza kraje oficjalnie demokratyczne, a w praktyce prawie na pewno ze skorumpowanym m. in. sądownictwem i mediami, szczególnie odczuwają potrzebę tego uczestniczenia ludności w śledzeniu mnie i pomaganiu oprawcom – zwiń komentarz)] – płaci dzięki temu w ogóle jakiś podatek PIT za ludzi i przez to nie wygląda dla skarbówki jak bandzior w sposób zupełnie oczywisty (co zawsze jeszcze kiedyś może mieć znaczenie). Bzdurą zaś jest, że "sami agenci w firmie" to większe "bezpieczeństwo", zresztą ta sprawa się nie przedawnia (jak głosi Konstytucja – przestępstwa na zlecenie funkcjonariuszy publicznych, nie ścigane z przyczyn politycznych, mają wstrzymany bieg przedawnienia), więc czego oni oczekują? Że się organom ścigania nie będzie chciało przesłuchać tych dawnych pracowników z czasów, gdy "jeszcze był podział (bo przecież to się ma robić przeżytek)", przez co unikną świadka na podżeganie? A może, że już wszyscy ci dawni porządni "wyginą jak mamuty", by zacytować tu Tuska? Straszne łajdactwo (które jednak niestety się zdarza) przedstawiać teraz, gdy już pierwszy nabór i podzielenie pracowników się dokonało (np. ok. 2007 r.), tę sprawę podsłuchową nowym jako coś "normalnego" i "jedyną opcję", "drogę prostą" i właściwie to przez nikogo niekwestionowaną! (Choć oczywiście wypytywani na ten temat w znacznej większości miejsc pracy, a już na pewno tych takich dojrzałych miejsc pracy na lata, przyznają, że jest i inna droga, można płacić mniej, a jakimiś zdeklarowanymi antychrześcijanami być nie chcą). Jeśli rozpanoszyły się inne poglądy, a w niektórych miejscach (małe/bardzo małe zakłady pracy) faktycznie tak może być (że ludzie wierzą, iż nie mają wyboru i ich zadaniem jest się dostosować do... "wymagań rynku"), to informujmy ludzi, kolegów z pracy, że to tak nie jest: że ten gang podsłuchowy to nie jest coś koniecznego dla pracownika i w zasadzie jedyna dająca się wyobrazić "prosta droga związana z zatrudnieniem", "normalna sprawa". Zaś w razie czego, jeśli do kogoś, do jakiegoś pracodawcy normalne argumenty nie docierają i to, że się proceder może nie podobać i że są też podobno, jeśli by nie zauważył, jacyś chrześcijanie w narodzie (nie trzeba aż się za takiego podawać, przecież można po prostu popierać prawa człowieka i demokratyzm w gospodarce, mnie aż się rzygać chce na myśl o tym, że czyimś zdaniem jedyna opcja to wykręcanie się religią, opowiadaniem o grzechu*), to są przecież jakieś związki zawodowe (a być może powinno się powołać jeszcze jakieś nowe), ktoś mógłby być łaskaw się nimi zainteresować zamiast tak godzić we mnie i demokratyczne państwo prawa. Oprócz powołania się na chrześcijaństwo podobno sporą czy nawet miażdżącą skuteczność, zwłaszcza w przypadku szanowanych firm, ma powołanie się na możliwość doniesienia o sprawie do mnie i opublikowania odpowiednich nagrań (dobrze jeset nagrywać rozmowy rekrutacyjne) i informacji, w tym w prasie (jest np. portal xp.pl) i na mapach Google (moje krytyczne względem firm opinie sprzed lat, co do łamania prawa, wprawdzie nie o podsłuchu, po dziś dzień tam wiszą i nawet sobie jakieś punkty uznania od czytelników zdobywają). Ja oczywiście w odpowiedzi na maila, bo przecież można skontaktować się z autorem bloga, patrz nagłówek, nagłośnię przypadek każdej bandyckiej firmy, która sobie roi, że Polska to u nich mogą być jedynie i w 100% najpierw szkodliwi dla ustroju [np. polityka robi się taka zakulisowa] i zdrowia moralnego narodu przestępcy (a potem, gdy np. zawitam do ich miasta, nawet zwykli i już najzupełniej świadomi swej roli bandyci). Jeśli Państwo napiszecie, to powstanie nawet specjalna lista potwierdzonych firm tego typu ("100% antychrześcijańskiej awangardy" [ci to mi raczej z mieszkaniem i torturą pomoogą, tak nawiasem mówiąc!... jak na razie łaskawych w tym temacie spotkałem 0, a blog napisano u góry, ile przeglądało]) wraz z adresami. Ewentualnie można też spróbować zorganizować z tej okazji jakiś spam do milionów, ale nie tak łatwo o bazy adresów. Proszę w miarę możliwości robić nagrania np. dyktafonem smartfonowym z rozmów rekrutacyjnych i dotyczących pracy bez podsłuchu, najlepiej, żeby padała w nich też nazwa firmy. [*) to co, ateista to musi być jakiś nieomal "podczłowiek" (bo z naszego polskiego ustroju wynika, że tak powinno się podchodzić do płatnych pachołków bandyckich polityków – zdrajdcy demokracji – jest to bardzo sprzeczne z naszymi wartościami) – nie może żądać tylko uczciwej pracy, nie opierającej się na "pleckach" w polityce i mediach, omercie oraz mało wiarygodnych próbach wciskania kłamstw?]
To tak tylko z myślą o tych, co jeszcze nie podjęli ostatecznej decyzji takiej "na wieki wieków" i rozważają wycofanie się ze sprawy albo w ogóle jeszcze nie mieli okazji zetknąć się z odnośnym podżeganiem do przestępczości zorganizowanej. Tym pierwszym zalecam, by zrobili film telefonem komórkowym pokazujący grupę od początku do końca osi czasu [jeśli Facebook tonie w zdjęciach i tego jest za dużo, a pewnie tak, to proszę najpierw to sfilmować, następnie wyłączyć wyświetlanie tych postów ze zdjęciami (w tym celu klika się trzy kropki obok posta i z menu wybiera "Ukryj post") i sfilmować ponownie wszystko od góry aż do uchwycenia kilku pierwszych postów na temat wynajęcia mi mieszkań czy tam określenia miejsc, gdzie się przychodzi szpiegować w sąsiedztwie, bo nie jestem pewny, jak to ogłaszają (chętnie przynajmniej 2 takie posty) lub, jeśli wszystkie takie wpisy wykasowali, na temat mego wyglądu lub w ostateczności jakichkolwiek innych postów, chętnie z udziałem "tvp" (w pasku na dole przeglądarki pokaże się adres ich profilu Facebooka po najechaniu myszą, też by było dobrze to uchwycić); przydałoby mi się też foto instrukcji pokazującej się tuż po zapisaniu się na grupie (takie jak gdyby powitanie, komunikat z Facebooka jednorazowy, którego już później wyświetlić się nie da – oczywiście o ile to w ogóle jest)], zapisali go na dysku Google i skontaktowali się ze mną, wysłali mi link na maila, a potem wypisali się ze sprawy – jeśli się to robi wcześnie, to bezkarność gwarantowana [kontratyp "eksperyment" lub coś w tym rodzaju zgodnie z duchem ustawy mające znikomą szkodliwość społeczną i dlatego nie będące przestępstwem. Nawet wtedy, gdy nie chodzi tylko o zabezpieczenie dowodów, ale wina jest w sumie nieznaczna, ustawa przewiduje rozwiązania jak np. warunkowe umorzenie z art. 66 czy odstąpienie od wymierzenia kary z art. 61]. [edit: Te jednorazowe powitania dla nowo zapisanych są istotne, bo tam zapewne są zdefiniowane zadania agenta oraz jeszcze jedna ciekawostka w ramach uczenia mafijnego życia: nawoływanie do omerty (zmowy milczenia) w sprawie pomocnictwa radarowego i tortury, i pewnie do niewyszukiwania mnie w Internecie itp. przez podglądaczy, bo to ze mnie robi ważną osobę, kogoś z ruchem internetowy (podczas gdy powinien być wariat). Królowa lodu robi swoje także i w tej dziedzini, choć nie wszystko jej wychodzi (ok. 2,4 tys. ludzi wyszukało i wyświetliło mój film na YouTube o aresztowaniu z 13.8.2022, zresztą może nie ujawniono, co to było, a jedynie mój przyjazd do Warszawy). "Nawoływanie do omerty" to tutaj eufemizm, wersja dla grzecznych dzieci i katolików, których starają się nie mieć wśród siebie, podczas gdy w rzeczywistości chodzi tu o (nawet aktywne, a nie jedynie takie pasywne) kłamanie na temat tego, o czym jest przestępcza zmowa (że co najwyżej tylko o ekranie) i że w ogóle wiedzą to czy tamto ("już tylko Zielony Ład i zeroemisyjność"; ale zwłaszcza to o tym zadaniu: uzgodnionym pomocnictwie w torturze, czyli w lokalizowaniu mnie i namierzaniu na radar przez TV; zwłaszcza o żadnych dźwiękach nic im nie wiadomo, rzekomo nie mają innych zadań przy monitoringu niż tylko wlepianie wzroku w wejście i wypatrywanie mnie, choć może wymyślą, że nawet tego nie było i że to telewizja inicjuje kontakt, a oni co najwyżej nastroją częstotliwość w odbiorniku Rohde & Schwarz) – to to w myśl świętej zasady (wytycznych sądowniczych) spikerów: omerta na dole = brak wyroku lub wyrok w zawieszeniu/grzywna itp. (za udział w antyludzkiej grupie przestępczej, przeciwko prawom człowieka, z państwem i politykami! antyustrojowej! jako stałe źródło dochodu!), brak omerty na dole – smutek, więzienie bez zawieszenia; naczelna przyświecająca to myśl to sybillińskie może nawet upiorne założenie, że ta sprawa karna ma być, jeśli w ogóle ma się urodzić, obsługiwana etapami (przedzielonymi zmianami władzy politycznej), tj. najpierw jakaś w ogóle kpina ze sprawiedliwości, potem postęp, np. grzywny, potem zaczynamy sądzić od nowa, bo dopiero wyjdzie na jaw, że na pewno agenci byli też uwikłani w torturę, która zdecydoowanie rzeczywicie była (to chyba zwłaszcza po to, żeby przyczepili się do nas, porządnych ludzi, jacyś idiotyczni piewcy sybillińskiej wyssanej z palca zasady ne bis in idem – zakaz ponownego sądzenia i karania – jako rzekomo konieczności prawnej podyktowane najwyższymi zasadami państwa prawa, bez których tak właściwie to państwo nie jest w ogóle państwem prawa – naiwnie pomija kwestię, że przestępczość o genezie politycznej to wymaga odstępstwa od normalnych zasad i szczególnego nastawienia się na sprawiedliwość, a nie zapewniania bezpieczeństwa prawnego i tłustego tyłka, i spokoju wiecznego przestępcomj no więc z góry uwrażliwiam, że u nich coś takiego jest, jak ta omerta jako fundament i kamień węgielny. W każdym razie takie gangi i zmowy milczenia się potencjalnie bardzo trudno rozbija, dlatego ważne jest, żeby się ktoś zapisał tak po dziennikarsku, żeby mieć naświetlenie tej sprawy, i zabezpieczył dowody (dla mnie do publikacji, w tym na portalu xp.pl), tylko oczywiście ktoś uczciwy. To jest podobno absolutnie pierwotne źródło (edit 2024-10-17: nie mówię, że jedyne lub wyłączne; chodzi oczywiście o to, co mają realizować zamieszani), obiło mi się o uszy w urzędzie skarbowym rzucone w powietrze "a dalej to już tam" – szefowie od budynków i ich pomieszczeń podsłuchowych też pewnie z grupy mają wytyczne, telewizja rządzi, a urząd to co najwyżej streszcza, że jest temat "korupcyjno"-podsłuchowy, jaki i że może zapisać do tej grupy, a program (do "kontroli operacyjnych") Signal Intelligence (czy jak to się tam nazywa) to się w Polsce kupuje w Sygnity (pewnie też pomogą znaleźć sprzęt, ale znając życie sprzedaż tego utajnionego programu prowadzą tylko przez Facebooka i na rzecz osób z grupy przestępczej, no ale można spróbować przez telefon, może aż tak się nie wstydzą; typowo kupują to na zlecenie skarbówki, nawet niekiedy dopiero po latach, jacyś właściciele budynków komercyjnych).] [edit 2024-09-17: Oczywiście, wracając do tematu przysłania mi jakiegoś dowodu na temat grupy, zdaję sobie sprawę, że moje powyższe apele niekoniecznie trafią u Państwa na podatny grunt. Bardzo dużo jest bowiem Polaków, dla których wartościami są antywartości (np. kult siły, pieniądza), a słuszne wartości – antywartościami. Przykładem takiej oceny może być uznawanie za zło – i to wręcz takie zło, o którego "złu" aż wcześnie w szkołach trzeba uczyć – "donosicielstwa", czyli sprawnego obiegu informacji w dziedzinie rozliczania i przede wszystkim *eliminowania* zła. Lepiej jest rzekomo, jak coś nie dociera (i dzięki temu jest źle), gdy więc informacja, która jest i która się przydaje w zwalczaniu danego rodzaju problemu, pozostaje ukryta. Niech sobie lepiej zło triumfuje i rządzi Polską i światem (niech też już tylko pieniądz rządzi, może co najwyżej z domieszką wymogów elegancji), niech jego ofiary trwają w poniżeniu, bo taka ich właściwa rola na tym świecie w porównaniu z oprawcami. Cała omawiana tutaj mafia (z wyjątkiem jakichś pożałowania godnych i chyba mimo wszystko jedynie umiarkowanie częstych przypadków zapisywania się na tę nudną w sumie i zbędną normalnym ludziom grupę z czysto "hobbystycznych" powodów, tj. żeby sobie pooglądać ekrany lub powspierać kogoś duchowo i w dziedzinie statystyk) opiera się na ataku na człowieka, chodzi o sprzedawanie człowieka, za kasę, w niewolę umysłową – "stay tuned" (pozostań zniewolony dźwiękiem) to o ile dobrze rozumiem wspólne dla większości tych, którzy mnie sprzedali (czyli którzy nie są w niej czysto hobbystycznie), zadanie (odpada tylko część właścicieli z rynku nieruchomości), a zatem nie jest to drobna kwestyjka w rodzaju jakiegoś np. pirackiego korzystania z Windowsa i wzdragania się przed donoszeniem na ten temat; a i tak zamiast mi pomóc, wspiera się raczej oprawców, a mnie trzyma w poniżeniu społecznym i politycznym. Ludzie potrafią też twierdzić, że to właśnie "chrześcijaństwo" wymaga amnestii. Jest to bzdura. Na tej samej zasadzie każdy obrabowany nie miałby prawa moralnego wg chrześcijaństwa iść na Policję albo domagać się ukarania. Jest to bzdura i chyba nawet w Katechizmie (czy czymś takim) napisano, że chrześcijaństwo nie stoi na przeszkodzie funkcjonowaniu państwowego prawa karnego ani jego celom. Zaś ilość sprawców nie wiem na jakiej zasadzie miałaby powodować potrzebę "chrześcijańskiego" zrzeczenia się kary. To jak jakieś "ee tam" bez żadnego uzasadnienia. Przy tym mając takie osądy moralne zaraz okazałoby się, że sam Bóg jest zły, ponieważ Sąd Ostateczny to jakaś zupełna niemoralność, przecież tylu będzie nieszczęśliwych. Nie chodzi też w ewentualnym rozliczeniu o żadne moje samolubstwo. Naprawdę nie miałbym żadnych quasi-orgastycznych ekstaz od wyroków. To takiej prywatnej przyjemności nie powoduje, co najwyżej jest to prosta sprawiedliwość. Tu idzie jedynie o przekonania.] Dodam jeszcze na koniec, że ja jestem elastyczny i jeśli by okazało się, że większość Polski nie chce tego jakże humanitarnie cennego rozliczenia, że w sposób wiarygodny wykazane jest, że większość ma takie stanowisko, to temat moim zdaniem można porzucić na zawsze czy w każdym razie chociaż odłożyć (mógłbym rządzić, a i tak nie rozliczać, proszę bardzo), choć oczywiście wielką niesprawiedliwością jest, by nawet grzywny za to nie było, to chyba każdy rozumie. Czemu ci gorsi mają być wywyższeni w gospodarce, wywyższeni pieniężnie? Zwykła grzywna to zresztą też niesprawiedliwość ("zapłać tylko państwu i zawsze możesz robić takie rzeczy, np. podsłuch człowieka na żywo, podgląd ekranu"), dopiero nawiązka zbliża takie rozwiązanie do sprawiedliwości, tym niemniej w mojej skromnej opinii więzienie (i to nie takie 3- czy 6-miesięczne, z zastrzeżeniem sporadycznych wyjątków, w tym np. osób, które szybko zrezygnowały, co kwalifikuje się do słusznej w tym przypadku bezkarności) jest tutaj naprawdę dobrym i sprawiedliwym rozwiązaniem, bo powinien być oddolny opór w takich sprawach. Pamiętajmy: też tak jest, że praca szuka człowieka, często (np. w przypadku osób, które do niedawna były niepracującymi studentami albo które mają solidne oszczędności) to właśnie pracodawca bardziej na gwałt potrzebuje pracownika niż odwrotnie. PS Co do moich spraw, obecnie właśnie sąd postanowił mnie zaaresztować w związku z jedną z wytoczonych mi lipnych spraw karnych, w tym przypadku: o rzekome przestępcze (przekraczające granicę, do której czyn jest wykroczeniem) i przeze mnie rzekomo spowodowane, czego nie udowodniono, "uszkodzenia mienia" (sprawa toczy się z wybrakowanego formalnie zarzutu, obecnie w prokuraturze, ale wcześniej była w sądzie, tylko że bardzo upierałem się, że akt oskarżenia jest niekompletny i nawet sędzia wbrew prezesowi zdecydował się sprawę zwrócić i skrytykował zarzut, ale to oczywiście drobny nic nie znaczący incydent następnie był). Oznacza to ściganie listem gończym, obecnie jest nawet zbieg 2 podstaw poszukiwania (2 różne sprawy). W ogóle zresztą "mylenie oprawcy z ofiarą i vice versa" to w całym tym przedsięwzięciu znany, wszem i wobec bodajże głoszony fundament bezpieczeństwa ("szczególnie wartościowy element społeczeństwa" musi czuć się bezpieczny – najlepsza jest do tego ochrona instytucjonalna państwowo-medialna, ale są też do tego wytyczone różne obłudne metody, by ta ochrona także i mniej oficjalnie z jakiegoś krętactwa mogła wynikać). Na koniec dodam, że m. in. we wpisie na tym blogu z 10/06/2015 można poczytać cytaty z nagrań dotyczące tortury dźwiękowej (inne są też tutaj), w tym, że mój los to bycie osobą "dręczoną do śmierci" (film 20150605_18:40 z recepcji). [edit 2024-08-09: Dodatkowo przypomnę, że w nagłówkowej części niniejszego bloga jest odnośnik do nagrań audio-wideo pokazujących nachodzenie mnie przez masy ludzkie na mieście.]
edit 2024-05-12: TVP dostaje prawdopodobnie faktury od podmiotów, które jej wysyłają pracowników-agentów w moje sąsiedztwo, tj. do hotelu/mieszkania (w sumie pewnie grubo ponad 1 mln. zł rocznie). Nie sądzę, że ktoś to robi za darmo. Dodam tu jeszcze, że niejeden przedsiębiorca-najemca w ogóle nie uczestniczy w podsyłaniu pracowników do komórki podsłuchowej w jego budynku komercyjnym, bo to jest zasilane z podatku VAT od najmu (odlicza go sobie i dostaje faktury, ale go nie płaci) – nie każdy chce się kryminalizować za "talerz zupy" (instruowanie pracowników, gdzie się zgłosić w sprawie dorabiania na podsłuchu, to co najmniej pomocnictwo w udziale w gangu, a pewnie nawet podżeganie: to nakłania, skoro nie było takiej chęci, a teraz jest) – i ewentualnie też podatku dochodowego właścicieli firmy (dotyczy "spółek nieruchomościowych" – jest to aż nawet specjalne hasło, które weszło do prawa podatkowego). Dodam tu jeszcze, że oprócz wspomnianego w tekście ustawionego zaplanowanego przez mocodawców orzeczenia SN z ironizującą "sybillińską sygnaturą" 521 w planach jest bodajże jeszcze jedno – że rzekomo podsłuch trzymający się przy człowieku (może to być też jakaś pluskwa czy spyware w telefonie) to nie jest nielegalny, dopóki nie podsłuchuje się człowieka w jego mieszkaniu (że na mieście to rzekomo wolno). Oczywiście nie ma to żadnego sensu, ponieważ jedno i drugie poważnie narusza prywatność, w tym to drugie (na mieście) ujawnia przecież informację o tym, co po kolei dana osoba w swoim życiu robi i czym się zajmuje na mieście, co niewątpliwie jest jakąś ingerencją w życie prywatne. Sąd Najwyższy, który coś takiego orzeka, zamienia się w księdza; można tu odesłać do J 20:19, ale, powtórzmy, to literatura zwłaszcza dla księży ("cudem, tj. wykroczeniem przeciwko temu, co normalne, jest tylko »wejście mimo drzwi zamkniętych«" – przytyk pod adresem takiego orzekania, sprzecznego też z konkurencyjnym orzecznictwem ze znanej afery podsłuchowej, bo to się nadaje na Pismo Święte, a nie hermeneutykę prawniczą). Zauważmy, że nawet detektyw, choć nikt go nie skaże za przestępstwo z powodu chodzenia za człowiekiem, w praktyce może naruszać prywatność osób fizycznych – to tak tytułem komentarza do WOT-owskiego "Detektywa warszawskiego" (cóż za buta jeszcze te ustawione orzeczenia z Sybilli z góry nagłaśniać, po czym i tak zostają wdrożone). Można nawet zgadnąć, w jakim trybie wypowie się SN: na kasację może niezbyt się to nadaje, bo nie powiedziałbym, że tu w ogóle w takich subtelnych różnicach zdań może być "rażące" naruszenie prawa (czego wymaga się przy kasacjach) – po prostu jakiś sąd skieruje pytanie prawne do SN. Jakieś ewentualne zbieżne opinie w tzw. dooktrynie, tj. książkach prawniczych, nie mają znaczenia, władze tak lubią działać, że niesłuszne (naruszające pewne standardy, robiące bałagan prawny) teorie najpierw upychają w podręcznikach czy co najmniej niektóórych podręcznikach; naruszenie prawa do prywatności przez np. podrzucenie "pluskwy" do torebki jest oczywiste. edit 2024-05-16: Kolejnym jeszcze spodziewanym poważnym probandyckim celowym błędem prawnym ze strony może nawet SN, choć bądźmy tu ostrożni w przewidywaniach, może być teoria, że rzekomo pobieranie informacji już zapisanych (np. nagranych) czy też celowo "udostępnionych" pod rozpowszechnianie (nawet bez zgody tego, czyje dane prywatne to są) nigdy nie jest samoistnym przestępstwem z art. 267 § 3 k.k. (chodzi tu o legalizowanie podglądania czy nawet podsłuchiwania mnie, "bo to takie udostępnione"; przychodzą mi do głowy różne absurdalne tłumaczenia, na jakie mogą się tu powołać, np. że ten przepis to tylko o jakimś całym skomplikowanym "przemyśle wydobywczym" czy "utrwalaniu" jest, czyli o technicznym "sprowadzaniu do postaci" zapisanej czy też zdekodowanej, a to przez jakieś urządzenie lub jego część albo oprogramowanie, a nie o przypadkach jedynie pozyskiwaniu informacji przez człowieka, np. poprzez niewyspecjalizowane w łamaniu prawa środki techniczne, albo że – drugie możliwe krętactwo – pozyskanie informacji nie jest wówczas nieuprawnione, skoro ktoś ją udostępnił; to pierwsze jest zupełnie bezpodstawne, choć oczywiście może ktoś pomocny im w doktrynie tak napisze/napisał, a to drugie pomija fakt, że nielegalne są zachowania naruszające czyjąś prywatność, które to prawo jest niezbywalne, nie można go nikogo (tj. tej ochrony prywatności) arbitralnie pozbawiać; jeśli nawet ktoś czyni starania w tym kierunku, szkodzi cudzej prywatności, rozkrada, rozpowszechnia, to i tak nie umniejsza to prawnie przysługującej ochrony prywatności, tj. w szczególności bezprawnego charakteru jej arbitralnego naruszania przez inne osoby poprzez takie czynności, jak podglądanie, podsłuchiwanie, analogicznie też nagabywanie itp. (wynika ta niezbywalność praw człowieka z aksjologicznej osi Konstytucji, patrz art. 30),nie może ono ulegać żadnemu "przepadkowi" – stąd wniosek, że takie pozyskiwanie infoormacji np. z grupy TVP czy analgicznie np. z jakichś forów internetowych dla tzw. karderów itp. nie jest nigdy czymś legalnym, co więcej, ewentualny błąd co do prawa, jak to niektórzy zamieszani nazywają zamiast co do okoliczności prawnej znamionwej, czyli w tym przypadku w istocie zignorowanie praw człowieka, uznać powinni za nieusprawiedliwiony). Nic to nie ma wspólnego z rzeczywistą treścią tego przepisu i innych dobrze znanych przepisów prawa (stanowiących nawet wręcz ogólnie zasady współżycia społecznego). Oczywiście, może też zdarzyć się inaczej: to niższe sądy będą pleść głupoty, a SN ich wyrooki skasuje, też jest taka opcja, ale od razu uczulam tu na to, co z uzasadnionych przyczyn wydaje się nonsensem. Sąd Najwyższy ma w swoim odpowiednim numerze przepisu wpisaną obronę teorii o tym, że rzekomo to tylko TVP (czy: pracownik wykradający ekran) szpieguje nielegalnie, podczas gdy reszta rzekomo nie jest problemem, ale nie sądzę, że się aż do takiego ewidentnego bezprawia urągającego prawu do prywatności posuną sami z siebie; może to dopiero ustawa ich do tego zmusi. Można próbować jakoś podzielić podsłuch na część dokonywaną w urządzeniu i oprogramowaniu podsłuchowym polegającą na "zapisaniu" dźwięku i część polegającą na odsłuchaniu go (pozyskaniu tej informacji przez człowieka), z których tylko ta pierwsza to rzekomo przestępstwo, ale nie odpowiada to treści przepisu, bo to ewidentnie człowiek ("Kto w celu pozyskania ...") jest tym, kto pozyskuje informację nielegalnie, chodzi tu więc o uzyskanie informacji przez człowieka, a nie jakąś część procesu dokonującą się w maszynie lub oprogramowaniu, procesu, który koniec końców ma doprowadzić do odtworzenia się dźwięku w słuchawkach. Takie wyodrębnienie fazy czy też elementu "wydobycia" czy "utrwalenia" dźwięku kompletnie nie ma nic wspólnego z ustawą, przepis tego nie rozważa, technicznie w urządzeniach też często nie jest to nic wyraźnie wyodrębnionego, a co do przetwarzania informacji przez radary to w istocie wszędzie w eterze są radia FM z podsłuchem, choćby i bez specjalnych nadajników, bo tak działa efekt Dopplera, więc taki system niezbyt w ogóle coś przetwarza,ze stanu mniej jawnego czy utrwalonego do stanu bardziej jawnego czy utrwalonego; infoormacja jest od początku dostępna, wystarczy zainteresować się fizyką, a reszta to już dosyć dowlna interpretacja, że tutaj jakoś "wytwarza się informacja" (czy też "utrwala się" – co to zresztą ma do rzeczy, co do kwestii nielegalnego pozyskiwania informacji). Powielanie i rozpowszechnianie, a także pozyskanie tak rozpowszechnionej informacji prywatnej-wykradzionej, nie jest legalne. Konstytucyjna wolność rozpowszechniania i pozyskiwania informacji doznaje oczywistego uszczerbku ze strony prawa do ochrony prywatności, inaczej ta ochrona prywatności nie byłaby czymś niezbywalnym. Każdy poważny prawnik nie kierujący się interesem, tylko spojrzeniem na przepisy i prawa, tak to rozstrzygnie. To prawda, że przepis mówi o "innym urządzeniu lub oprogramowaniu" i to pewnie dlatego, że są sytuacje, gdy urządzenie jest niewyspecjalizowane, a program tak (np. Pegasus) – w związku z czym akt oskarżenia niech się może skupia w takich przypadkach na oprogramowaniu, też tak można (i dlatego tak sformułowano przepis) – ale to przecież nie powód, że trzeba wypaczać treść ww. art. 267 § 3 i głosić, że on tylko wyspecjalizowanych urządzeń czy programów dotyczy, bo aż tak przecież nie napisano. Wyraźnie co innego jest tam kluczowe (od 24.10.2008 r.; co ciekawe, bodajże pozyskan już do tego czasu większość agentw w firmach – niesprawiedliwie będzie się lekceważyć temat podglądu ekranu specjalistycznymi odbiornikami, "bo to nie jest urządzenie specjalne", sam podsłuch to był rzekomo legalny, zaś rzekomy powstały następnie od 2008 r. błąd co do prawa – "usprawiedliwiony", w tym "zaufaniem do państwa"; najprawdopodobniej stara zasada ignorantia iuris nocet będzie tu miała poważną knkurencję ze strony interesów związanych z nielegalnym zarobkowaniem sędziego lub jego bliskich – a przecież każdy powinien wiedzieć, co jest karalne). Zauważmy na marginesie, że choć radar podsłuchowy (nazwijmy to urządzenie np. "obiektem satelitarnym") obsługuje generalnie to podobno TVP, to szeregowi agenci w firmach mają współudział w tym samym przestępstwie na zasadzie tzw. współsprawstwa sukcesywnego (co do znamienia "w celu uzyskania informacji"; jak wiadomo, współsprawca samodzielnie może odpowiadać nawet tylko za część znamion czynu zabronionego; warunkiem ustalenia współsprawstwa jest bodajże wejście w porozumienie ze sprawcą, ale chyba udział w jednej grupie przestępczej załatwia sprawę i nie musi tu być jakichś uzgodnień na żywo, potwierdzeń dostarczanych telewizj słownie "będę słuchać razem z tobą" itd.; jest to współudział, krąg sprawców w chwili popełniania czynu przez TV jest zamknięty i określony obiektywnie, choć nie musi być komukolwiek dokładnie znany). Z obecnego prawa nie wynika też, że jeśli ktoś zrobi radio internetwe oparte na ogólnodostępnej technologii takiej, jak np. Shoutcast czy Icecast (które można odtwarzać np. w Windows Media Player) i za jego pośrednictwem będzie transmitowane moje życie, to już każdy może mnie podsłuchiwać bezkarnie, w tym centrala w TVP. Tylko dlatego, że automatycznie się to publikuje poprzez radio na ogólnodostępnej technologii i każdy "tylko sobie radia słucha", w czym nie ma żadnego używania oprogramowania lub sprzętu wyspecjalizowanego. Art. 267 k.k. zmieniono w październiku 2018 r. i teraz rzecz nie musi być o "urządzeniu specjalnym", lecz każdym urządzeniu lub oprogramowaniu stosowanym jako środek do celu. Moim zdaniem dekryminalizowanie tego teraz w praktyce, które podobno ma przepchnąć SN (może na zasadzie poglądu o "znikomej szkodliwości" takiego podsłuchiwania, pomocnictwa w radarowaniu, podglądania ekranu na mieście czy też na zasadzie obrony umorzenia w trybie art. 66 k.k.), to jest błędna droga i sprzeczna z prawem i obowiązkami międzynarodowymi w zakresie efektywnej ochrony praw człowieka. Wręcz przeciwny kierunek jest potrzebny: nawet przeglądanie for internetowych publikujących posty tzw. karderów informujące np. o numerach kart płatniczych itp. (można publikować screenshoty z kartami wykradzione z czyjegoś ekranu, a można swój tekst omawiający ich kluczowe elementy) powinno się uważać za przestępstwo, bo to jest zgodne z duchem przepisu i jest czymś analogicznym do np. logowania się na jakiś serwer Pegasusa i pobierania z niego (jako admin nielegalnej kontroli operacyjnej) wrzuconych tam przez smartfony zapisów cudzej korespondencji. Tak samo, jak nie można pobrać tych zapisów, choć ma się hasło do takiego serwera Pegasusa (od nielegalnej kontroli operacyjnej), tak samo nie można np. celowo chodzić po forach poświęconych publikowaniu danych prywatnych i po innych tego rodzaju wynalazkach, a to właśnie przez art. 267 § 3 k.k. Nawet możliwe, że tu się ze mną zgodzą, ale na wszelki wypadek trzeba ostrzec, bo niejednemu pewnie zależy na nadużyciach i może nawet wg jakiejś tam tradycji próbowano by je kiedyś przepchnąć bez tego ostrzeżenia. Zresztą trzeba też uczciwie przyznać, że jest to problem co nieco zawiły (ale to nie znaczy, że trzeba aż kierować pytania prawne do SN), nie tak całkiem oczywisty, ponieważ wchodzą tu w kolizję dwa gwarantowane w Konstytucji rodzaje wolności i praw człowieka: prawo do prywatności i wolność komunikowania się. Należy więc każdorazowo, ostrożnie, bez żadnego ślepego przyznawania prymatu jednej z tych opcji w każdym przypadku, rozważyć, czy w danej sytuacji dominuje element (legalnego czy nawet tylko bardzo zbliżonego do w pełni legalnego) komunikowania się, czy element naruszania prawa do prywatności (czy innych praw, np. majątkowych). Wydaje się, że optymalnym wyważeniem i rozstrzygnięciem tej sprawy jest zakazanie niemal wszystkiego, czyli wg moich powyższych propozycji, a jedynie dopuszczenie komunikacji na żywo w rodzaju czat czy rozmowa 1-na-1 (mimo że mogą padać np. plotki ujawniające dane o czyimś życiu prywatnym) oraz ewentualnie [dopuszczenie też] jakichś nawet odwleczonych środków elektronicznego komunikowania się na odległość, np. e-mailami, ale przy tym takiego, że nie jest to ściśle środek do zorganizowanego realizowania celów powszechnie uważanych za kryminalne a związanych z naruszaniem prywatności, praw majątkowych itp. – Na koniec należy zauważyć, że w dotychczasowym orzeczeniu o sybillińskiej sygnaturce III KK 265/15 – co już wskazuje, że coś tu zostało ustawione przeciwko zwykłej sprawiedliwości (a na zasadzie "Najwyższego Trybunału Sygnatury Apostolskiej") – SN wyrażał raczej zapatrywanie, że nie każde podsłuchiwanie rozmów to coś naruszającego prawo do prywatności, gdyż dotyczy to tylko rozmów poufnych., wg woli rozmówców (zapewne wystarczy wola jednego z nich) Kwestię podsłuchiwania życia, a nie komunikacji międzyludzkiej i interakcji międzyludzkich, kompletnie tutaj pominięto ("jakie to ma znaczenie! wolno się podsłuchiwać, a jak nawet nie, to znikoma szkodliwość społeczna!" – dokładnie m. in. w ten ton tam uderzono, tej znikomej szkodliwości, ale jest też wzmianka o "rozmowach tylko tych poufnych" jako rzekomo dopiero kreujących karalność podsłuchu, aczkolwiek trzeba przyznać, że chodziło tu taki przypisany do konkretnego miejsca, a nie chodzących za ofiarą, jak np. podsłuch podrzucony do torebki w celu podsłuchiwania całego życia); na koniec humorystyczne rozstrzygnięcie, że od wszystkiego wybawia "motywacja sprawcy", tu w domyśle, co do bodajże zawisłości SN od spisanych dyrektyw odgórnych i co do spodziewanego udziału w grupietelewizyjnej, mniejsza już z tym, czy widocznego na Facebooku, czy też nie: motywacja pieniężna. A zatem pod płaszczykiem "pójścia śladami oorzecznictwa", z korupcji wysnuteg oorzecznictwa (i może pod wpływem "doktryny", czyli podręczników; a pamiętajmy, że profesorstwo też korumpowano, oni nawet jako np. kierownicy jacyś mogą być na wyższym szczeblu, czyli wciągać pracowników w grupę przestępczą) oni w SN może będą uważać, że tylko we własnym mieszkaniu człowieka nie można podsłuchiwać, bo on tego co do zasady nie chce, a na mieście to już nie takie oczywiste i raczej można, chyba że są dowody, że nie. Sugeruje się tam, że rozmowa na mieście np. w pokoju urzędu to zwykle nie jest coś poufnego, a w każdym razie sprawca podsłuchu może tego się nie spodziewać, więc tutaj podsłuch może być bezkarny (choć akurat w tym przypadku chyba było wiadomo, że chodzi o sprawę poufną i rozmowę, której, co moim zdaniem bardzo typowe, nie chciano upubliczniać). Ciekawe, czy poodsłuchiwanie człowieka w mieszkaniu – samotnie tam żyjącego, ale mogącego przecież np. prowadzić rozmowy telefoniczne (to to chyba każdy wie, że nieładnie podsłuchiwać) – to ich zdaniem też rzecz bezkarna. Chyba nie, chyba to wyraźnie narusza prywatność. A zatem SN ciąży póki co w kierunku stanowiska takiego, przed jakim tu strzegałem, czyli "detektywa warszawskiego" ("na dworze, w przestrzeni publicznej, w pokoikach urzędu to nie problem"), choć ostatecznie nie zostało to jeszcze sformułowane. Tymczasem zaś w rzeczywistości każde pozyskiwanie informacji o tym, co słychać wokół danej osoby, ujawnia to, czym ona się po kolei zajmuje i tym samym stanowi ingerencję bez upoważnienia w jej życie prywatne (który to element zawsze mniej lub bardziej, ale jednak występuje, w tym nawet na mieście, nawet w życiu zawodowym, bo przecież informacja o tym, kiedy i jak często ktoś idzie do ubikacji, to sprawa prywatna, także dotycząca życia prywatnego, a więc ten element jest w przypadku podsłuchów "przy człowieku"). Analogicznie też podgląd radarowy ujawnia różne prywatne szczegóły, w tym np. o narządach intymnych i ich reakcjach – jest to wyraźnie takie "prześqwietlenie", do którego z punktu widzenia prawa do prywatności zupełnie nie są uprawnieni. No, ale cóż, SN pewnie chciałby ręka w rękę z TK odgrywać spektakl pt. "ja sobie jestem umocowany, na wysokim stanowisku państwowym, i będę forsować nadużycia, bo mi tak wygodnie i bo bronię siebie i swoją grupę". Zauważmy też, że sprawa nie jest czarn-biała, sądy mogłyby się nawet zgadzać, że podsłuch przy człowieku co do zasady narusza prywatność, ale też akceptować wyjaśnienia w rodzaju "ja nic nie rozumiem, ja w ogóle nie wiem, że tego zakazali, ja też nie wiem, że ten człowiek to sobie jakoś szczególnie nie życzy podsłuchiwania i ma jakieś tajemnice" – to również jest niesprawiedliwe, bo to jest żadna odbrona i na szkodliwość społeczną i potrzebę w zakresie prewencji ogólnej co do takiego udziału w gangu państwowym z politykami jako stałego źródła dochodu to nie wpływa, a niewiniątka i dzieci to nie są. edit 2024-05-23:Tu jeszcze potwierdzenie odnośnie teorii o "legalnym" podsłuchowym "detektywie warszawskim": "Autostrada będzie darmowa. Rząd potwierdził". Powtórzmy, od strony uczciwego podejścia do prawa jest to bzdura, nawet będąc nie wiadomo jak bardzo na mieście i w uczęszczanym miejscu publicznym, jak np. restauracja, można chcieć coś sobie wymamrotać pod nosem tak, żeby tego tysiące czy dziesiątki tysięcy ludzi nie słyszały (w tym np. w każdej chwili może przecież nastąpić rozpoczęcie rozmowy telefonicznej). Podsłuch przytwierdzony do człowieka tak czy inaczej w takiej sytuacji bez żadnego upoważnienia do wtrącania się w tę sprawę ujawnia informację prywatną o tym, co się robi i czym się w danej chwili zajmuje, czy się rozmawia przez telefon, czy nie rozmawia, a jeśli tak, to co się mówi, czy się dokądś jedzie, czy się stoi w miejscu itd., dlatego to narusza prywatność (w której przecież zawiera się też swoiste prawo do bycia "zwykłym szarym człowiekiem", czyli takiej całkowitej anonimowości i zlewania się z tłumem). Dla mnie to jest sprawa prosta i oczywista, bez wyraźnego pozwolenia podsłuch przytwierdzony do człowieka narusza prywatnoość i tu nie ma "zamiaru ewentualnego". (Cciekawostka: wczoraj wieczorem po raz kolejny zostały wysłane maile adresowane na premiera Donalda Tuska proszące o pomoc i kierujące też do tej strony, oczywiście nie chcę nikogo znieważać, że ci oprawcy to na pewno bandyci Tuska, tylko po prostu jest taka teoria wielokrotnie głoszona i moim zdaniem zasługuje to na debatę ze względu na skalę i wagę sprawy. Alternatywna domena nielegalnie.pl niestety jest w tej chwili w innych rękach. W każdym razie wp.pl to nagłośniła po tym mailu.) edit 2024-05-24: Wspomniane 2 błędy ("podsłuch nielegalny nie jest nielegalny, gdy ofiara znajduje się na mieście" i "są takie sytuacje, że następuje prawny przepadek ochrony prywatności") sądy najwyższe będą też (o ile nie zrobi się poważnego porządku i wyklarowania, że koniec z korupcją i odpuśćcie sobie też wypełnianie pism) forsować w innych państwach, w tym pewnie USA – pewnie nawet w takich, co to bardzo zdeklarowane będą, że tej całej sprawy kryminalnej i tak nie rozliczą. edit 2024-06-13: Jeszcze jednym spodziewanym nonsensem ze strony Sądu Najwyższego i mniej lub bardziej także niższych organów władzy publicznej, w tym Policji i prokuratury lub może dopiero sądów (te poprzednie "ambitne" problemy prawne to by były, gdybym ja rządził, natomiast to jest pewniak, jeśli będą rządzić osoby pokroju Tuska i innych obecnych włodarzy), jest teoria, że bezpodstawny prawnie podsłuch cudzego mieszkania i podgląd ekranu nie jest bezprawny i nie narusza prywatności/prawie wcale nie narusza prawa – zero/niemalże zero (ewentualnie z wyjątkiem przypadku, gdy wchodzi w grę tajemnica komunikowania się), chyba że szpiegującemu już z góry znane jest nie tylko imię, ale i nazwisko ofiary (nic tu nie ma znaczenia to, że się jest ją w stanie rozpoznać na kamerach i na podstawie przebiegu dźwięku podsłuchu tego, co się przy niej dzieje; grupa trenowana jest w omercie co do znajomości nazwiska). Jest to zupełny nonsens (ale chcą go wdrożyć i prawie na pewno wdrożą, nie dopuszczając mnie do głosu i debaty publicznej; zrobią kiedyś, daj Boże, jakieś śledztwo w TVP z powodu tortury (zupełnie bez wcześniejszej debaty o upolitycznieniu sądów i ich skorumpowaniu, w tym także co do ustawiania orzeczeń), a agentów zewnętrznych SN uniewinni), nonsens z tej samej kategorii, co teoria, że wolno koniem trojańskim typu Prosiak czy Sub7 (już z góry przypadkowym zbiegiem okoliczności u ofiary istniejącym; można wyszukać taką ofiarę) czy nawet odbiornikiem fal wizualizować sobie ekran komputera jakiejś osoby i ją inwigilować ("kim jest, ewentualnie ustali się później"), nie ma tu rzekomo przestępstwa, dopóki nieznane pozostają dane osobowe (przy czym oczywiście "dziwnym trafem" same charakterystyczne, skrajnie rzadkie męskie jasnożółte włosy to nie są pewnie dla nich dane dostatecznie identyfikujące człowieka). Do tego dochodzi obrona na zasadzie rzekomo znikomej szkodliwości społecznej: może nawet przyznałby ktoś, że w sumie takie podsłuchiwanie człowieka przez np. setkę tysięcy osób to jest istotny problem dla prawado prywatności i że człowiek traci przysługujące mu poczucie bycia zwykłym szarym człowiekiem, do którego ma prawo, bo może nawet wywiera szeroki wpływ na różne ośrodki i na masy, ale w pojedynczych przypadkach problemu nie ma i rzekomo to jest tak nieważne, że w istocie wolno się podsłuchiwać i mamy tu coś w rodzaju "sumy bardzo wielu zer (w dziedzinie szkodliwości społecznej), która jednak daje 1". Tego typu nieuczciwe wykręty od odpowiedzialności są jak najbardziej spodziewane. A przecież gdyby jakiś pracownik Policji czy służb podsłuchiwał człowieka bez zgody sądu, jak choćby bodajże ten Kamiński nagrywał zaledwie kogoś tam w hotelu, mimo że zdaniem sądu nie miał prawa, to w ogóle już kary kilkuletniego więzienia są jak najbardziej na miejscu. To jest absurd, bo dużo większym problemem niż przekroczenie uprawnień przez funkcjonariusza publicznego jest nielegalny podsłuch (i inna spodziewana korupcja prorządowa) w firmach medialnych, jest to problem dużo więcej szkody dla prywatności powodujący, zwłaszcza że skomasowany, niż jakieś działania 1 funkcjonariusza publicznego. Ale, powtórzę, pewnie przez wzgląd na mniej lub bardziej oczywiste prywatne interesy sędziów (np. kasa, własna wina, wina małżonka/konkubenta/dziecka; mogą w grę też wchodzić winy sprytnie ukryte na zasadzie haka trzymanego na kogoś) tu będą wstępnie bardzo popierać wersję o braku lub znikomej szkodliwości społecznej (lub ewentualnie wg art. 66 k.k. "nie jest znaczna", co rzekomo już wystarcza do spełnienia celów kary, ale to już trudniejsze do obrony) tylko dlatego, że do procederu dołączyło się dużo ludzi. To już rzekomo wszystko zmienia. Było przestępstwo, doszło więcej ludzi, to już nie ma przestępstwa "z przyczyn jurydycznych", "z powodu jakichś najgłębszych wniknięć prawnych i prawniczych i wniosków z dysertacji na te tematy". A wszystko pewnie przez kasę. I pewnie nikt by trafiając na informacje o takich orzeczeniach organów władzy publicznej się nie bulwersował, a w każdym razie zwłaszcza nie wśród posłów, ci to w ogóle lubią po prostu ignorować korespondencję. Ciekawa to w ogóle teoria: szkodliwość społeczna istnieje tylko dopóty, dopóki dana przestępczość nie stanie się masowa (niech będzie, że to ode mnie teoria, że tak było). Tym niemniej nie lekceważyłbym też prób snucia państwowych teorii z orzełkiem czy chociaż stemplem prokuratury o rzekomym braku bezprawności podsłuchu mieszkania, dopóki nie pozna się personaliów ofiary lub nie zacznie ona się z kimś komunikować. Sama informacja, co robi, czy coś mówi, a jeśli tak, to co, pobieranie takich informacji, nie ma rzekomo żadnego znaczenia. Są takie pomysły i tendencje, może doczekają się realizacji, zwłaszcza gdy takie tezy trafią do książek profesorów. Na obecnym wstępnym etapie sprawy, gdy w ogóle kwestionuje się potrzebę jakiegokolwiek śledztwa, bo wszystko rzekomo takie mało przekonujące, najlepiej pewnie im rokuje (bo też nie bardzo jest bodajże wedle odgórnych wytycznych poparcie polityczne dla zupełnego dekryminalizowania sprawy metodami "profesorskimi") teoria o znikomej lub zerowej szkodliwości społecznej. W każdym więc razie jak Państwo widzicie w rządzie i sądach przyszykowano potrójną obronę: "legalne", "nie ma dowodów" (żaden świadek się nie zgłasza, a solidne kreujące skrajnie wysokie prawdopodobieństwo podsłuchu poszlaki się ignoruje) i "kaszel" (wrabianie w procesy polityczne, "sio stąd", nie pokazuj się na komendach, ściganie listem gończym, bo inaczej może dożywocie w psychiatryku – tak tak, nie przesłyszeliście się Państwo, oto moralność luminarzy polskiego establishmentu i sądownictwa). Spośród nich może najbardziej przekonuje ten kaszel, najbardziej być może, jeszcze wsparty co nieco brakiem dowodów, ma potencjał skutecznego sabotowania śledztwa w majestacie prawa (bo przecież jesteśmy członkiem ONZ-u, więc musi to w miarę jakoś sensownie wyglądać). Choć może ta ochrona w końcu minie. Po co w ogóle było ładować się w sprawę, jeśli nie minie, trochę to w takim razie bezsensowne i puste było, ale OK, można wierzyć, że nigdy sprawy nie rozliczą, nawet korzyści nie pójdą do zwrotu. W każdym razie co godne odnotowania tutaj chyba nawet całą grupę podsłuchową uprzedzono o tym, że będą mnie prześladować procesem politycznym, ścigać i dążyć do zamknięcia w psychiatryku w związku z wypadkiem drogowym, w każdym razie mniej więcej równolegle z nim ogromna ilość ludzi zapałała miłością do rowerów, niekoniecznie by im się chciało, gdyby nie było w tym wyrazu "schadenfreude" czy, jak kto woli, demoralizacji i wyzucia z normalnej obywatelskiej solidarności międzyludzkiej. W każdym razie sprawa tego procesu politycznego to jeszcze jeden powód, by pomóc mi przy zabezpieczeniu dowodowym zawartości facebookowej grupy podsłuchowej (być może da się pokazać, że to o mnie i że sędziowie byli skryminalizowani). W każdym razie pewnie bezwstydnie obnosili się na tej grupie (może pod koniec 2012 r.) z tym, że ustawią mi biegłych psychiatrów na użytek procesu politycznego: najpierw zakaz prowadzenia pojazdów, potem, wskutek odwoływania się, nakaz uwięzienia w szpitalu. edit 2024-06-22: Właśnie sobie uświadomiłem, jaki byłby główny atak prawny Sądu Najwyższego i podległych mu niższych organów w razie śledztwa. Rzekomo wniosek o ściganie to musi każdorazowo wskazywać konkretne jedno przestępstwo, którego dotyczy. A zatem ile przestępstw, tyle wniosków o ściganie czy co najmniej wyliczonych we wniosku przypadków przestępstwa. Oczywiście to tylko drobiazg techniczny, da się to naprawić w ustawie. Ale nie zgaduję tutaj, są ślady historyczne nie tyle na taki standard już istniejący, co na taki plan w związku z tą grupą przestępczą (drugi temat ostrzeżenia to przedawnienie przestępstw o genezie politycznej). Jest to trochę mało rozsądne i zgodne z doktryną, bo trudno, by każdy akt przestępczy dot. podsłuchu był protokołowany, zaś np. C. Kulesza w komentarzu do KPK, art. 12 podaje, że dopuszczalne jest także wskazanie we wniosku sprawców anonimowych. Ale ponieważ to tutaj opisałem i skompromitowałem, to może poprzestaną (przepraszam, poprzestaliby) na rzekomym braku społecznej szkodliwości nielegalnego inwigilowania mnie. Mój ojciec (dysponujący odpowiednim tekstem źródłowym) aż od tego dał odpowiedni tytuł swej nowej książce.
edit 2024-05-16: W ostatnich dniach spikerzy (TV) rozpoczęli dodatkowe dręczenie mnie w ten sposób, że nagle laptop zaczął niemal cały czas emitować wycie włączonego na cały regulator wentylatora (brzmi to jak jakieś piłowanie czy coś takiego). Prawdopodobnie to przez włamania falowe. Żadne uderzanie obudowy nie rozwiązuje problemu w sposób trwały, po prostu uparli się, że ma być to dodatkowe dręczenie obok podstawowej tortury dźwiękowej. Nie jest to też wina żadnych nagle jednak niedokręconych śrubek. Na szczęście przez część czasu dają sobie z tym spokój (może w ogóle problem stanie się jednak rzadkością, to usunę niniejszy dopisek). edit 2024-05-18: Teraz z kolei zaczęli co rusz resetować mi ten komputer. 15-20 minut i reset. Wycie wentylatorka chwilowo odpuszczają. Resetują przy każdych drobnych przenosinach komputera. edit: Oprócz tego zrobili włamaniami falowymi tak, że laptop ten wyłącza się z chwilą wyciągnięcia kabla zasilającego (bateria niby ma zapasy, ale co z tego), co oznacza, że nie da się go zaekranować (zaizolować) tak, by nie emitował ujawniającego ekran promieniowania. Wiadomo, że to przez prąd też idzie, nieraz mi to pokazywali, że bez odcięcia prądu (filtry są jakieś lewe, a używałem 2 różnych) problem nie zniknie. A zatem jak Państwo widzicie po raz kolejny włamaniami falowymi uniemożliwiają mi (już z góry, zanim w ogóle przygotuję się finansowo, by się za to zabrać) zabezpieczenie się. Huczący wentylatorek na razie odpuścili. Aha, jakby co, bo ktoś mógłby sobie wyobrazić użycie akumulatora z przetwornicą w klatce Faradaya, wszystkie wypróbowane przeze mnie przetwornice też są podatne na włamania falowe i robią szkodliwe zwarcia na życzenie (niektóre firmy nawet specjalnie dobrały sobie nazwę pod to, że będą tolerować takie podzespoły). Może to przez niedociągnięcia uszczelkowe klatki (wynikające z jej demontażu i amatorskiego ponownego montażu, bez wymiany uszczelek) tak było. edit: Najdrobniejsze drgnienie potrafi "wywołać" reset (chociaż różnie to bywa). Wszystko to nowina ostatnich dni.
edit 2024-05-20: A oto ciekawostka podsłuchowo-administracyjna dotycząca Facebooka. Nieistniejące kontakty wyświetlają mi się na liście aktywnych: https://www.youtube.com/watch?v=AefypxQ23Ic.
edit 2024-06-09: W związku z bardzo ważnym tematem prześladowania i ścigania Piotra Niżyńskiego na bazie niesprawiedliwego procesu politycznego (celem utrudnienia walki z Telewizją na ziemi polskiej) powstała domena WWW.MATOLSN.COM. Odpowiednia? (Bardzo ważny problem – jak ktoś walczy z korupcyjną monarchią despotyczną i w imię demokracji, a nie jest kimś wpływowym jak np. szef "Solidarności", to stawiają nad nim sędziów i go niszczą. Autentycznie niszczą. Więcej na kanale YouTube.)
edit 2024-07-04: Coś godnego dołączenia: https://www.facebook.com/groups/bandycituska. To naprawdę poważny problem, wymagający Twojej pomocy! Chodzi w ogóle o dalsze *istnienie* tego bloga.
edit 2024-08-24: W sprawie możliwości reklamy internetowej tego bloga chciałbym pokazać dwie rzeczy. Po pierwsze lista firm przeze mnie sprawdzonych. Sami złodzieje i inni oszuści. Nic tylko takim przedsiębiorcom pieniądze przelewać! Zachęcam do zapoznania się, wybrane dowody są na moim YouTube (tamże patrz też zakładka Społeczność). Po drugie: mój ojciec. Raczej zły dla mnie i nieużyty (z pojedynczymi wyjątkami: parę razy opłacił mi serwer, gdy byłem w areszcie; ale np. w sprawie moich rzeczy aprobował ich przepadek, wywalenie wszystkich rzeczy osobistych na śmieci), oschły, rażąco prodyskryminacyjny w stosunku do mnie, a zatem wrogi debacie społecznej choćby w jakimś małym wymiarze i wspierający tym samym prześladowania polityczne, totalnie też zakłamany w sprawach dla mnie istotnych, po prostu lubuje się w tym, co zakłamane, a w jego oczach niewątpliwie nawet jawnie fałszywe. Dodatkowo pewnie agent w pracy, w każdym razie okazywał mi prawdopodobieństwo udziału w grupie. Taki jest mój ojciec, a chodzi tu teraz zwłaszcza o tę sytuację: próba drobnej, chwilowo tylko przecież będącej na topie, reklamy na pewnej grupie z dosyć dużą ilością osób. W każdym razie polecam jako przykład wyrodnego ojca. Nawet najmniejsza wzmianka o synu i jego już nawet nie stronie, ale raczej kanale na YouTube, niech będzie wyklęta (Facebook i tak takie posty zwija, więc to jest w sumie malutkie przy oglądaniu osi czasu). Bądźcie chociaż wy lepsi i wspominajcie o mnie w mediach społecznościowych, jeśli z nich korzystacie.
(03:18)
(wstawka z 2024 r.)
Kontynuuję temat z wpisu z 2013/05/04. Oto komentarz, który próbowałem dziś zamieścić na wp.pl pod artykułem "Nowy projekt. "Rozdzielenie funkcji ministra i Prokuratora Generalnego"" ok. godz. 20:47-20:59 (nie raczyli opublikować):
Bardzo mnie smuci, że w sondażu internetowym znanego radia aż 93% Polaków popiera rozdzielenie funkcji PG i MS, jedynie 7% uważa, że to niedobre. To mnie niemalże wpędza w rozpacz nad tym, jak niemądry mamy naród w tych tematach prawniczych, tj. dotyczących praworządności. Drwiną z takich poglądów była awantura o tzw. neo-KRS, w której eurokraci i eurosędziowie próbowali wspólnie z mediami przepchnąć wersję, że Polska właśnie straciła niezawisłość sądów "z powodu jakiejś ustawy", "jakichś detali w ustawie co do powoływania sędziów". To jest to samo niemądre myślenie – bardzo nietrafione! Doprawdy, jest to szyderstwo i drwina z powszechnego w narodzie niezrozumienia problemu. Problem jest taki, że już co najmniej za komuny, a chyba nawet za II RP, sędziowie nie płacili podatku dochodowego, tylko dostawali go razem z pensją. Nie wiem, od jak dawna tak jest też w prokuraturze i adwokaturze, ale obecnie bodajże też tak jest. Efekt tego jest taki, że premier będący liderem partyjnym jest dla sędziów i prokuratorów jak Bóg. Może nie każdy sędzia będzie chciał niesprawiedliwie i politycznie orzekać w konkretnej sprawie, może też są prokuratorzy, którzy podatek mają opłacony, a problem dotyczy tylko części tych grup zawodowych (moim zdaniem jednak w przypadku sędziów [edit: i adwokatów] dotyczy to wszystkich czy 99%) [edit: przepowiednie Królowej Saby sugerują, że potem to się rozszerzyło o pracę jako agent podsłuchowy, w wyniku czego ponoć niektórzy sędziowie bez wielkiej afery wypisali się w ogóle z tego układu – to mi brzmi nawet sensownie, spójnie z poszlakami (w tym w dziedzinie sprawozdawstwa budżetowego) i prawdopodobnie], tym niemniej problem jest i kierownicy w prokuraturach są zamieszani. I teraz choćby nawet weszło rozdzielenie funkcji MS i PG to tak będzie nadal. Już to przerabialiśmy chyba w r. 2010. Prokuraturę przejął Seremet, ale dalej były polityczne odmowy wszczęcia śledztwa. Doświadczałem ich wielokrotnie. Główną tego przyczyną było bodajże właśnie niepłacenie podatków w zamian za polityczną poprawność orzekania. Kierownicy dbają o to, by sprawy politycznie istotne trafiały tylko do prokuratorów, którzy je "odpowiednio" obsłużą zgodnie ze swym układem z rządem i fiskusem. Mam na to taśmę z wypowiedziami sekretarki prokuratury (jest w Internecie pod hasłem "bandyci Tuska"). I teraz efekt rozdzielenia funkcji PG i MS jest taki, że – krótko to podsumowując – możliwości dobrego i legalnego wykorzystywania władzy politycznej do wpłynięcia na prokuraturę już nie będzie, natomiast możliwość nielegalnego i szkodliwego wpływania na prokuraturę i sądy dalej w najlepsze będzie istnieć i nawet włos jej z głowy nie spadnie. Proszę tylko pomyśleć. Sama strata, a korzyści 0. To jest tak skandaliczne pogorszenie sytuacji, że aż pewnie widząc to zaczęliby się tłumaczyć: "ale przecież raz do roku jest jakiś raport PG [tak było w latach 2010-2015] i premier może go nie zatwierdzić, i wówczas są wybory nowego PG". Owszem, jest coś takiego, ale im większa odległość dzieli PG od rządu, tym gorzej. Oni mogą nawet nie chcieć go odwołać. Może np. w ostateczności otworzyłby śledztwo, raport roczny zatwierdzony, po czym w końcu je umorzą. A premier nie lubi mieszać się do śledztw, powie, że on nie jest od tych rzeczy. Powstaje sytuacja, w której za zło nie ma odpowiedzialnych w polityce, zmian na lepsze też nie ma kto zrobić. Proszę sobie wyobrazić. Z trudem człowiek przebija się przez milczenie, zakłada prasę, media elektroniczne, z trudem uzyskuje jakieś wpływy w społeczeństwie, co nieco słychać o skandalu krytym przez prokuratury i sądy: i co teraz? Odpowiedź: NIC! Wreszcie, dotarłszy po np. 20 latach walk z problemem do swojej "Itaki", mając media, dalej nie ma wpływu na nic, a politycy umywają ręce. "Śledztwa, troska o to, żeby były śledztwa, to nie zadanie rządu". "Jest niezależny Prokurator Generalny, niezawisły sąd rejonowy, do którego można się odwołać, i tyle". Mając PG jako ministra krytyka spadałaby bezpośrednio na samych polityków i nie mogliby oni umywać rąk, natomiast po tej szkodliwej zmianie, którą niestety aż 93% obecnie narodu popiera (chociaż może to dotyczy tylko internautów, w narodzie może ogółem odsetek jest mniejszy), będzie tragicznie pod względem odpowiedzialności rządu. A przecież to, żeby śledztwa były w ogóle wszczynane, to jest sprawa bardzo ważna. Brak śledztwa (zwłaszcza gdy dotyczy naruszeń praw człowieka) to jedno z najcięższych możliwych naruszeń praworządności w dziedzinie prawa publicznego. Nie może być tak, że czyny zabronione nie są w ogóle ścigane, bo to przekreśla w ogóle zakazy, prawo traci w ogóle przez to na znaczeniu. Podsumowując, będzie przez to rozdzielenie tak, że dobrego wpływu na prokuraturę nie będzie można wywierać, a zły nadal będzie możliwy i w najlepsze będzie dalej istniał.
edit 2024-03-06: Doskonałej egzemplifikacji wspomnianej tu też złej sytuacji w sądach dostarcza moja książka "Polski współczesny proces polityczny". Niestety na razie nie leży fizycznie w księgarniach, można ją kupić przez Internet.
Dramat po prostu coś takiego przepuścić. Tragedia by była, gdyby te 200-300 ludzi w ciągu kilku godzin to zobaczyło (zanim komentarz zginie gdzieś daleko na siódmej czy dziesiątej stronie listy, którą zresztą najpierw trzeba rozwinąć, pokazać, bo pierwotnie pojawiały się tylko peany na cześć PO sprzed wielu godzin, dopóki nie kliknąłem "Rozwiń komentarze"). I zresztą i tak, żeby to przeczytać, musiałoby im się chcieć kliknąć "Czytaj całość", bo to przecież długie. Może kilkaset ludzi by to zobaczyło, ale dla nich każde takie kilkaset to o kilkaset za dużo.
Dla porównania, pozostałe 2 główne portale (Onet.pl i Interia.pl) już lata temu zrezygnowały w ogóle z możliwości dodawania komentarzy pod artykułami.
Dodajmy, że rząd może bez problemu wytoczyć prokuraturze (np. jakiejś jednej prokuraturze rejonowej) sprawę karną o podatki, a to poprzez urząd skarbowy. To nie jest tak, że "k***a k***ie łba nie urwie" i to kończy temat. Urzędy mają prawo prowadzić dochodzenia skarbowe (nadzorowane również nie przez prokuraturę, tylko organ podległy resortowi finansów) i mogą wnosić akty oskarżenia do sądu (prokuratora jedynie o tym powiadamiają, wysyłając mu kopię aktu, ale go nie potrzebują) — art. 155 § 4 Kodeksu karnego skarbowego. Jest to powszechnie stosowane. Wprawdzie obecne przepisy przewidują, że sprawę przeciwko prokuratorowi o podatki można prowadzić tylko w formie śledztwa (a nie dochodzenia) i co za tym idzie prowadzi ją prokuratura, ale te przepisy łatwo można zmienić. Tu idzie o drobiazgi; grunt to to, że urzędy skarbowe od ponad 25 lat mają doświadczenie w ściganiu przestępstw skarbowych, w tym przed sądami, i mają swoje kompetencje śledcze. Pewnym problemem prawnym są też immunitety prokuratorskie, ale zapewne w razie konfliktu z rządem na tle podatków dałoby się je bez problemu usunąć z ustawy lub chociaż istotnie ograniczyć (np. umożliwiając ich uchylanie przez ministra). [edit 2024-03-23: Chciałbym tu nadmienić, że pewnie nie przypadkiem rozdzielenie funkcji PG i MS znalazło się na liście konkretów Koalicji Obywatelskiej pod nrem... 86 — jak mój rok urodzin. Nawet się nie kryją z tym, względem kogo ta złośliwość.]
Z innych tematów: polecam mój dopisek "edit 2023-09-27" pod poprzednim wpisem (tym z 14. maja 2023 r.), a także film YouTube z wysyłki listów do panów koalicjantów Hołowni i Kosiniaka-Kamysza. Wysłałem to też e-mailem, a ponadto pisałem e-mailem w dniu głosowania nad wotum nieufności do pana ministra kultury Sienkiewicza zarówno na jego adres poselski, jak i do ministerstwa. Wszystko totalnie olane. Pisałem też e-mailem do ludzi partii Razem, tj. Adriana Zandberga i Doroty Olko (na adresy sejmowe, tj. w domenie @sejm.pl, podane też na www.sejm.gov.pl), kilka dni potem jeszcze specjalnie dopytywałem się, dlaczego nie odpisują – nic. Totalne ignorowanie. Na maila na adres kontaktowy tej partii też nie było odpowiedzi. (To nie pierwsze moje próby komunikacji z politykami przez maila i na papierze. Będę też w przyszłości jeszcze próbować, ale naprawdę chyba obecnie są sami przestępcy podsłuchowi w Sejmie, sami pomocnicy telewizji dorabiający nielegalnie w specjalnym pokoiku — takie jest moje skromne przypuszczenie, nie nazywałbym tego "oskarżeniem", czyli posądzającym o coś stwierdzeniem faktu.) Proszę to przejrzeć; nie pozostaje mi inny komentarz jak tylko taki, że to są wszystko beznadziejne partie, co jest niniejszym już w znacznej mierze wykazane. Gdyby się nie bali, że przegrają w dyskusji, to by ją podjęli [bo co im szkodzi okazać ten minimalny szacunek autorowi maila, który postarał się i wstukał aż 3 strony, i odpisać *cokolwiek*?], ale wolą ignorować komunikację. PO, PiS, Lewica, Konfederacja, PSL wszystkie się już kompromitowały. Co do możliwości kontaktu z politykami przez Twittera, czyli obecnie "X", to jak się okazuje sprawa jest tak "sprytnie" (czy raczej podstępnie) zrobiona, że pisząc komentarz masz w zamyśle twórców tego serwisu być przekonany, że jest on dobrze widoczny, że jest na wierzchu, przed wszystkimi innymi komentarzami. Tak on się wyświetla. Natomiast gdy sprawdzasz z innego konta, to się okazuje, że ten komentarz (czy raczej "odpowiedź", bo tak to się nazywa) w ogóle się nie wyświetla. Nie jest gdzieś daleko, ale mimo to do odszukania i odczytania; w ogóle go nie ma. Wyświetla się tylko 200-300 wybranych komentarzy (spośród np. 1000-2000), bynajmniej nie losowo, tylko zawsze idą te same. Twojego (przecież nowszego od wielu się wyświetlających) tam nie ma, chociaż przecież nie na tyle często ktoś coś pisze, by było niemożliwe dostrzeżenie go. Po prostu jakoś serwis Cię z góry dyskwalifikuje – z nieznanych przyczyn. Tłumaczą się (firma najbogatszego człowieka na świecie Muska!), że "z przyczyn technicznych" niekiedy nie są w stanie wyświetlić wszystkich komentarzy (sic!). Później w statystykach wyświetleń widać, że Twojego wpisu przez całe godziny, dni itd. faktycznie nie oglądała ani jedna osoba (tylko Twoje wyświetlenia się naliczają), mimo że strony twitterowe ważnych postaci typu premier, minister oraz ważnych instytucji obserwują setki tysięcy ludzi, nieraz blisko miliona. Sprawdzałem z dwóch różnych kont, używanych już wcześniej, oba są w ten sposób cenzurowane. Natomiast w przypadku stron twitterowych, w których pod wpisami nie ma tak dużo odpowiedzi (np. strona TVP Info), czyli np. jest ich poniżej 100, udawało mi się uzyskać wyświetlenia [i reakcje]. Z tym, że było ich w sumie typowo tylko kilkadziesiąt, np. 60-70. Najwyraźniej mimo setek tysięcy śledzących profil TVP Info mało kto przegląda odpowiedzi na posty, a tym bardziej na takie posty, które zostały wyparte o kilka pozycji do tyłu przez posty nowsze, co wtedy dosyć szybko tam następowało.
Polecam z tego miejsca należący pośrednio do mnie portal xp.pl. Generalnie to tam, a nie na tym blogu dotyczącym mojej sytuacji, jest miejsce na komentowanie bieżących spraw w polityce. Odnośnie podatku sędziów były tam 3 artykuły już na początku działalności, w 2019 r.: pierwszy, drugi, trzeci. Generalnie w tym portalu jest mnóstwo perełek na temat polskiej sytuacji, których próżno szukać gdziekolwiek indziej. Przykładowo nie ma zgoła porównania między działem Kryminalne w xp.pl a tego typu działami w innych portalach (obecnie zresztą chyba już zlikwidowanymi): na xp.pl on jest w całości o zbrodniach politycznych. Ponadto nawet i te tematy, o których także gdzie indziej można poczytać, na tym portalu są omówione dużo rzetelniej.
Na koniec dodam, że poszlaki na podatkowy układ sędziów z fiskusem (u m. in. prokuratorów najprawdopodobniej jest tak samo, mam szerokie doświadczenie) dostarcza też [obok skandalu w TK] jedno z wytoczonych mi lipnych postępowań karnych: to o wypadku samochodowym, o którym była mowa w poprzednim wpisie tutaj, a ściślej związane z nim okoliczności. Wypadek miał miejsce w 2012 r. W tym samym roku obok przystanku tramwajowego PIMOT w Warszawie (jak PI-MOT, "Piotr-motoryzacja") postawiono coś, co się ówcześnie nazywało Urząd Kontroli Skarbowej. Proszę, oto strona internetowa o tym informująca: https://fotopolska.eu/Warszawa/b101344,Urzad_Kontroli_Skarbowej.html. Pogróżka (a raczej jej dodatkowe uwiarygodnienie)? Nadmieniam, że w sprawie sądy jak dotąd orzekały w sposób skrajnie upolityczniony i miały w nosie to, że właściwie udowodniłem swoją niewinność w sposób, który każdą bezstronną osobę przekona (abstrahując już od tego, że oparli się w oskarżeniu jedynie na domysłach). Pokazałem poszlaki (ślady spisku) dające 99,99999...% pewności, że mnie wrobiono, omawiałem to wielokrotnie w pismach obronnych, zażaleniach itd. Obecnie ta sprawa jest w kasacji. Prokurator popiera umieszczenie mnie w szpitalu psychiatrycznym (zupełnie niesłusznie prawnie i pod względem podstawy dowodowej sprawy) — potencjalnie na dziesiątki lat, bo historia pokazuje, że tak może w takim przypadku być. Inny przykład wytoczonej mi sprawy karnej, która dotarła aż do sądu (nawet był wyrok nakazowy, który musiał upaść, skoro wniosłem sprzeciw, bo tak to działa, ale potem na szczęście sprawa wróciła do prokuratury do poprawki po moich licznych pisemnych protestach), to sprawa, o której mowa w artykule xp.pl z 2019 r. — z wybrakowanego zarzutu i następnie tak samo wybrakowanego aktu oskarżenia. Prezes sądu niesprawiedliwie go przepuścił, chociaż powinien zadecydować o zwrocie sprawy prokuraturze. Przedstawienie mi tego wybrakowanego formalnie zarzutu przypada na rok 2015, czyli czasy Seremeta i rozdzielonych stanowisk PG i MS. Wysyłałem potem za PiS-u liczne skargi na różnych szczeblach prokuratury, ostatnio nawet do Prokuratury Krajowej. Po drodze okazało się, że kryje to (oprócz kierownictwa prokuratury rejonowej) Prokurator Okręgowy w Warszawie (Paweł Błachowski [dziś już awansowany na dyrektora w PK], potem Mariusz Dubowski) oraz Prokurator Regionalny w Warszawie (Jakub Romelczyk). [edit: Oczywiście same z siebie sądy pracują normalnie, to nie jest tak, że bez względu na wszystko w każdej bez wyjątku sprawie dotyczącej każdej dowolnej osoby czy firmy są zawsze prorządowe. – rozwiń komentarz...Są liczne sprawy, w których rozsądzano takie spory, np. pozwy w trybie wyborczym, w sposób merytoryczny. Rzeczywistość orzecznicza moim zdaniem zależy od tego, czy przedstawiono sądom konkretne dyrektywy polityczne dotyczące orzekania powołujące się na układ podatkowy z państwem. Obecnie od 2016 r. jest taka dyrektywa, że koniec końców mam każdą sprawę przegrać. W środku sprawy można wygrać jakieś zażalenia (choć też często zdecydowanie niesłusznie przegrywam, przez co nawet cały pozew czy prywatny akt oskarżenia robi się przegrany, np. na zasadzie zwrotu pozwu), można wygrać jakieś tam kwestie proceduralne (np. zwolnienia z kosztów, choć też często nieraz są bezpodstawnie nieprzychylni), ale koniec końców jak wg jakiejś żelaznej zasady zawsze wyrok ma być na moją niekorzyść (co oznacza m. in. popieranie procesów politycznych przeciwko mnie). W ramach najróżniejszych spraw, często z mojego powództwa/wniosku, zaliczyłem 175 składów sędziowskich (tyle widzę dziś różnych sygnatur w systemie akt portal.waw.sa.gov.pl; nie uwzględnia to niektórych zażaleń na odmowę śledztwa oraz spraw sprzed 2014 r.), więc mam dostatecznie dużo przykładów, by to całościowo oceniać. Nie jest tak, że polityczna poprawność orzekania jest wykorzystywana tylko przeciwko mnie. Inny przykład prawdopodobnie wykorzystania układu podatkowego sędziów z premierem to prawomocna odmowa wszczęcia śledztwa z zawiadomienia NIK o popełnieniu przez premiera przestępstwa w związku z przystąpieniem do organizacji wyborów kopertowych, na co zresztą podobno poszło bardzo dużo pieniędzy (76 mln. zł). Chodzą mi po głowie jeszcze inne przykłady (nieraz też z ustawionymi sygnaturami spraw, co jest bardzo charakterystyczne i kojarzy się z wtrącającym się kierownictwem), ale z uwagi na niepewność i nie takie duże znaczenie nie będę tego tutaj przytaczał. edit 2024-02-09: Podejrzane pod tym względem są też dotychczasowe orzeczenia sądów ws. dot. m. in. Kamińskiego i Wąsika. Wszystkie one (z wyjątkiem rozstrzygnięć SN, które wprawdzie też może ustawiono) są zdumiewające, jakkolwiek nie mogę tu uchodzić za znawcę sprawy, skoro nie dane mi było nawet zapoznać się z aktami. Jeszcze jednym przykładem najpewniej politycznego rozstrzygnięcia sprawy sądowej, w tym przypadku dosyć nieszkodliwym (przyjmuje się, że jest możliwość ponownego wniesienia aktu oskarżenia), jest umorzenie sprawy karnej, o którym mowa w tym artykule wPolityce.pl (moim skromnym zdaniem żaden normalny sędzia nie uznałby teorii prawnej przyjętej przez Bodnara za poprawną, czego zresztą dowodzi masowe i praktycznie niepodzielne oprotestowywanie jej przez fachowców w dziedzinie prawa z wyjątkiem przypadków, gdy niezależność i bezstronność oceniającego sprawę jest poważnie wątpliwa). Niewątpliwie była to sprawa politycznie nakręcana, w adwokaturze i w sądzie. Już samo dostrzeżenie przez adwokata tego, że prokuratorka miała tę samą cechę, co Dariusz Barski, nie zdarzyłoby się, bo skąd miał on to wiedzieć i dlaczego miałby być na to wyczulony – najprawdopodobniej był więc po prostu telefon ze skarbówki albo Ministerstwa Sprawiedliwości do Naczelnej Rady Adwokackiej i tak to załatwiono. Kto jak kto, ale Adam Bodnar zapewne wiedział, że jest jeden jedyny prokurator, który ma analogiczną sytuację do Barskiego, i jakie sprawy przed sądem prowadzi. Następnie media takie, jak główne portale internetowe, nagłośniły to umorzenie przez sąd sprawy jako wizerunkowy sukces rządu, jako "zwycięstwo Bodnara w sądzie" (tak też np. Onet, Gazeta.pl). edit: Można tu dodać, że postanowienie w ww. sprawie wydała sędzia tzw. delegowana (z sądu rejonowego do okręgowego), którą Minister Sprawiedliwości może w każdej chwili odwołać z delegacji i tym samym obniżyć jej wynagrodzenie, zaś dodatkowo – co pogłębia wrażenie ustawienia tej sprawy – 2 dni wcześniej w mediach informowano o jakimś zbytecznym i nic nie zmieniającym (jako że sprawa jest już objęta orzecznictwem Sądu Najwyższego) apelu Ministra Sprawiedliwości do sędziów dotyczącego ich orzekania (zapewne rodzaj aluzji prasowej do tego, że minister zapewne apelował do ww. sędziny za pośrednictwem prezesa sądu apelacyjnego). – ukryj komentarz]
edit 2024-01-29: Ruch "Huti", budzący skojarzenia z hutami (producentami drągów żelbetowych), jak widać wiele wspólnego ma z... przemysłem muzycznym: https://twitter.com/wszewko/status/1751897077661962309. Od początku twierdziłem, że rozkręcono i nagłośniono tę sprawę po to, żeby zwrócić uwagę na międzynarodowy problem drągów żelbetowych z chipami elektronicznymi w środku (tzw. prętów zbrojeniowych, prętów żebrowanych), bodajże przez Amerykę bardzo propagowanych wszędzie na świecie. Kolejną jeszcze na to poszlaką jest używanie przez czołowych graczy w tej sprawie (którymi są Wielka Brytania i USA) słowa "bandits" (bandyci) na określenie Hutich (oto odnośny artykuł, a tutaj jeszcze kolejny), co zapewne w zamyśle ma nawiązywać do niniejszego bloga i co potwierdza ten trop, że wykreowany przez tych ludzi i potężne międzynarodowe kręgi temat jest to aluzja do opisywanej tutaj sprawy dręczenia mnie. Związany z tym problem w budowlance jest kompleksowo omówiony na www.xp.pl. Zauważmy też, że kraj Hutich — Jemen (jak ang. Yeah Man, "tak, człowieku!") — pasuje na potwierdzanie jakiejś tezy, "tezy pewnego człowieka". edit: Notabene stolicą Jemenu — a przy tym miastem, w którym zainstalowali się Huti — jest Sana, co znowu budzi dodatkowe jeszcze skojarzenia z przemysłem muzycznym (piosenkarka i skrzypaczka Sanah, w dodatku ze Starych Babic, czyli gminy, do której w początkach XXI w. wprowadził się mój ojciec). edit 2024-02-01: Sprawa grających drągów żelbetowych (które mogą też manipulować myślami poprzez przekaz podprogowy szeptany, a także np. wywoływać fałszywe odczucia czy prowokować wykonanie określonych czynności) jest obecnie największym, najważniejszym spiskiem politycznym, na skalę całego świata. Poszlaki wskazują na to, że sprawa ta ma korzenie papieskie i nie tylko papieskie (i że ogólnie to bodajże już Sumerowie w istotnym stopniu rozeznali i rozpracowali teoretyczno-matematycznie elektryczność, mówiąc eufemistycznie, aczkolwiek jedynie potajemnie i na najwyższym szczeblu). edit 2024-04-07: Wyjaśnię teraz, dlaczego to właśnie w tym momencie wystartowano z tym tematem Huti, kojarzącym się z drągami żelbetowymi z rdzeniem elektronicznym ("z huty"). Po części oczywiście dlatego, że od początku 2021 r. wiem, że to przez drągi. Generalnie natomiast ja to widzę tak, że przyczyną jest to, iż właśnie szykowało się 30-lecie ludobójstwa w Rwandzie (z 1994 r.), za które odpowiadał rząd Hutu. Tu Huti w Jemenie, specjalnie przygotowane, a w Rwandzie (jednym z najbiedniejszych państw) – Hutu (dopiero trzeba było obalić ich rząd, żeby skończyło się ludobójstwo). 2 lata po ludobójstwie biskupem Rwandy, z nadania Jana Pawła II, został... kojarzący się ze mną przez nazwisko Ntihinyurwa. Urodził się on... w moje (przyszłe) urodziny (data będąca memem). Dochodzi tu jeszcze taka analogia, że torturę dźwiękową czy jak kto ewentualnie woli nieludzkie traktowanie w wykonaniu telewizji moim zdaniem należy traktować jako zbrodnię przeciwko ludzkości (art. 118a § 2 pkt 3 k.k.), powyższą sprawę oczywiście też, choć tam krew się lała, więc to inny kaliber. Na koniec dodam, że to pewnie nie przypadek, że takie ludobójstwo miało miejsce właśnie w wykonaniu rządu ludu Hutu (pochłonęło 1 mln ofiar). Zwracam też uwagę na sprawę sprawa Nowej Huty jako miasta bez kościołów – ta sama inspiracja. Pozostawione pszlaki oraz moja znajomość tematu wg tego, co ujawnia TV, wskazują na to, że najprawdopodobniej za sprawę odpowiada Jan Paweł II – taki mój pogląd, taki wynik badań historycznych, przepraszam, jeśli kogoś to razi (nie mam tu wprawdzie pewności) – bo było to w czasach, gdy politycy nie mieli jeszcze w komputerach ani tym bardziej biblioteczkach tekstu ksiąg sybillińskich (w demokracjach to chyba w ogóle powszechnie mieli tylko oprócz wiedzy, że Sybilla jest, co najwyżej jakieś zapiski o poszlakach historycznych, czyli zaledwie dot. I szczebla dowodu sybillińskiego, plus pewnie coś tam jeszcze z dziedziny rzeczy "nieklauzulowych"), zresztą to zleceniodawstwo jest swoiście zaświadczone. Zamieściłem to więc na "liście dokonań" ww. pontyfikatu, patrz https://www.bandycituska.com/jp2.html#kalendarium.
edit 2024-05-01 06:43: Mniej więcej wg standardu całego ostatniego półrocza, z małymi tylko wyjątkami (patrz np. ostatnie dodatki w /zapisy.txt – bywa jedna-dwie lub kilka godzin łaski), tym razem była cała noc bez snu (nagrane, jakkolwiek przez włamania do elektroniki, w tym dyktafonów – patrz wpis z 15/12/2016 – spikerzy lubią dodawać fikcyjne chrapania, w tym przypadku umieszczono ich tylko 20 minut). Nie jest to nic nadzwyczajnego, odsyłam do "edit 2023-09-27" pod poprzednim wpisem.
(21:46)
Dnia 13. sierpnia zostałem aresztowany w związku ze sprawą wspomnianego na tym blogu wypadku, w który mnie wrobiono (tak się składa, że samochody jak mnóstwo innych urządzeń i komponentów elektronicznych reagują na nieudokumentowane sygnały-rozkazy falowe i w związku z tym premier z telewizją mogą im blokować hamulec i kierownicę, które oczywiście nie działają bezpośrednio, tylko przez elektroniczne "wspomaganie" — otóż ja takich blokad doświadczałem w 2012 r., jeszcze przed grudniowym wypadkiem, wielokrotnie; stosują to czasem także przeciwko innym). Sama sprawa wypadku (oraz rzekomego złamania nogi przez dziewczynę, której przeturlał się po krańcu stopy kraniec uderzonego przez samochód betonowanego śmietnika ulicznego) jest polityczna; wskazuje na to już choćby obsada personalna stanowisk kierowniczych w Głównym Inspektoracie Transportu Drogowego: zastępcą dyrektora jest niejaki Niżniak (nazwisko jak Niżyński), a dyrektorem — Gałuszko (jak gdańska prof. psychiatrii pani de Walden-Gałuszko, która w 2016 r. wystawiła mi zaświadczenie, że nie prezentuję sobą objawów psychotycznych; tymczasem zaś w ww. sprawie jestem traktowany jak niepoczytalny i co rusz jacyś biegli robią ze mnie psychotyka-schizofrenika). Polityczne było też zatrzymanie — Policja podjechała sobie pod skrzyżowanie uliczki, którą zbliżałem się do al. Stanów Zjednoczonych w Warszawie, z tą aleją (jest to jak wiadomo bardzo długa ulica, na której na długich odcinkach bardzo mało jest godnych uwagi obiektów, więc nikt tam się nie zatrzymuje) — czatowali tam na mnie wiedząc, że tam przyjdę, i zaraz, jak tam podszedłem gdzieś w pobliżu radiowozu zaczęli mnie zaczepiać i żądać przedstawienia dokumentów (patrz film). Wiedzieli, gdzie jestem, bo im telewizja podała tę informację, zresztą takie informacje na mój temat ("gdzie się znajduje") rutynowo krążą w Policji, czego widocznym przejawem jest to, że mnie ciągle najeżdżają: nienaturalnie dużo mam każdego dnia przejeżdżających w moim otoczeniu radiowozów (można sobie o tym poczytać na podstronie tego bloga /policja.txt, gdzie widać, że codziennie mijało mnie rzędu 5-10 ich radiowozów, przy czym stalking ten nadal jest praktykowany, niezbyt się coś poprawiło w tej dziedzinie).
O tym, że aresztowanie było niesłuszne i że (jak każdy może się przekonać) najprawdopodobniej nie ja odpowiadałem za wypadek, będzie mowa w artykule xp.pl, który zostanie niedługo opublikowany i poruszy temat tego aresztowania [edit 2024: tamże patrz zdjęcia 25 i 38, które dowodzą jego ogłoszonej też bodajże na grupie daty], toteż tutaj nie będę się rozpisywać, szkoda miejsca, tym niemniej jako ciekawostkę podam tu jeszcze, że nie tylko data uwolnienia mnie przez sąd (9 maja — rosyjskie święto zwycięstwa nad nazizmem), ale też data aresztowania (13.8) jest specjalnie dobrana i ma swoje specjalne pochodzenie. 13.8 to data sybillińska [edit 2024: proszę, tu oto najwyraźniej dziwnie zorientowana dziewczyna poruszyła w tym dniu "psie tematy"... nadmieniam, że policjantka towarzysząca wtedy wykonawcy zatrzymania nazywała się Sabina, co kojarzy się z żydostwem, to zaś ma symboliczne znaczenie "chciwość i gromadzenie majątków" – cóż za troska o sprawiedliwość na wyciągnięcie ręki, choć może tu chodzić i o omertę w sprawie istnienia omerty (bo to po prostu bez fazy przejściowej w postaci teorii "sprawa jest tylko o ekranie" jest widocznie niewykonalne zadanie dla polityków, prawa karnego i mediów, to całe ściganie)...], część opowieści na mój temat znanej Królowej Saby i później Sybilli z Kume (sprzedawczyni osławionej księgi, o której rozpropagowano mit nawiązujący do memu kolejnych liczb nieparzystych). Owo 13.8 są to z tego powodu 2 numerki znane w Biblii i odpowiednio tam opracowane: np. Wj 13:8-9 o moim stanowisku w sprawie poświęcenia się pracy autora książek o filozofii religii (z zadaniem popularyzowania antychrześcijańskich i antyislamskich tajemnic sybillińskich), z czego tutaj zrezygnowałem (patrz deklaracja "edit 2021-08-10" pod wpisem z 9. czerwca 2021 r. o trybunale strasburskim), jakkolwiek moje stanowisko momentami miękło w związku z zagrożeniem hospitalizacją psychiatryczną, może całe życie nawet trwającą. Boję się bowiem losu, jaki spotkał niegdyś Wacława Niżyńskiego, człowieka o moim nazwisku, a wcześniej też, choć na krótko, Nietzschego (obie te sprawy były najprawdopodobniej polityczne). Nietzsche (filozof z nurtu antychrześcijańskiego) spędził w szpitalu psychiatrycznym niewiele czasu, za to Wacław Niżyński aż 30 lat. Stalin z Chruszczowem, idąc po linii tej pogróżki, zorganizowali specjalne daty dla wydarzeń kojarzących się z przewlekłą utratą wolności: 13.8.1961 powstał mur berliński, a 13.8.1945 w ramach Europejskiej Komisji Doradczej zatwierdzono protokół ostatecznie wytyczający linię żelaznej kurtyny. Ponieważ w krajach bloku wschodniego oznaczało to utratę wolności na dziesiątki lat, ma to swoją wymowę pogróżkową pod moim adresem: "oto, co cię czeka pod znakiem 13.8!" (co ciekawe, areszt śledczy specjalnie zareklamował książkę o podzielonych Niemczech "W imieniu Europy", mianowicie umieszczając owo generalnie to dosyć nudne opracowanie naukowe politologiczne w katalogu bibliotecznym, gdzie jest wymieniony jedynie mały ułamek posiadanych przez areszt książek — wymienił ją jako jedną z nielicznych pozycji w dziale "książki historyczne": czyżby specjalnie po to, bym ją sobie znalazł i zapoznał się z pogróżką, wzmacnianą jeszcze przez słowa biegłej na rozprawie?). Fragment Wj 13:8-9 nasuwa więc skojarzenia po pierwsze z wychodzeniem z egipskich ciemności, czyli ujawnianiem czegoś (skojarzenie: upatrzona dla mnie rola Antychrysta ujawniającego ukrytą prawdę — por. też tekst o usiłowaniu odwodzenia od wiary w wersecie Dz 13:8), a po drugie (wers 9, czyli jak gdyby "kolejna decyzja" — "to, co z tego wyniknie") — w nawiązaniu do zaskakującego uwolnienia mnie przez sąd — z ratunkiem, jakiego mi udzielono: "Będzie to dla ciebie znakiem (...) i przypomnieniem (...), aby prawo Pana było w ustach twoich, gdyż ręką potężną wywiódł cię Pan z Egiptu". Te dosyć ezoteryczne póki co konotacje (dotyczące subtelnej sprawy relacji mnie do tego całego gangu i mojej "misji" upatrzonej przezeń dla mnie) ustępują miejsca, w kolejnych księgach, tekstom już znacznie wyraźniejszym (w ramach swej płaszczyzny aluzyjnej) i bardziej zrozumiałym dla osób postronnych: już nie o ezoterycznym przymierzu, a np. o lekarzach. I tak, o chorobie i jak gdyby o opiniowaniu przez biegłych czytamy we fragmencie Kpł 13:8 (a tymczasem mnie aresztowano właśnie dlatego, że nie stawiałem się na badania sądowo-psychiatryczne). "Kapłan obejrzy go. Jeżeli stwierdzi, że wysypka rozszerzyła się na skórze, uzna go za nieczystego: jest to trąd" (o, proszę, nawet rozpoznanie konkretnej jednostki chorobowej tu występuje). W Księdze nomen omen Sędziów, Sdz 13:8, czytamy jak gdyby puentę powyższego — coś o celu opiniowania przez biegłych: "Wówczas modlił się Manoach do Pana mówiąc: «Proszę cię, Panie, niech mąż Boży, którego posłałeś, przyjdzie raz jeszcze do nas i niech nas nauczy, co mamy czynić z chłopcem, który się narodzi!»" (te nadchodzące dopiero narodziny to zapewne o tym "przyszłym" Antychryście, którym mam się stać). W Nowym Testamencie pasuje temat "uleczonego" sługi (może już wyzdrowiałem?), tyle że jak gdyby odwrotnie, co wskazuje na to, że właściwe jest przeciwieństwo — bo ten fragment odpowiedni to nie 13:8, tylko Mt 8:13. "O tej godzinie" (w innym tłumaczeniu: "o tej porze") to się stało — tak tam czytamy, jak gdyby dla podkreślenia, że chodzi o jakieś oznaczenie czasu. O zakodowanych w Biblii losach kasacji do Sądu Najwyższego ("instancji +2", czyli tej, która następuje po normalnej apelacji/zażaleniu) od postanowienia II K 514/18 była mowa w artykule na jej temat w portalu xp.pl — patrz nagłówek "Ślady spisku politycznego i starożytnego", fragment od akapitu "Po drugie" (i tamże punkt pierwszy, a dokładniej: pod jego listą wypunktowaną, taką listą drugiego poziomu). Padające tam "i miał synów i córki" to jak gdyby o zapewnionej rozprawie z przesłuchaniem świadków, którego to przesłuchania uprzednio kilkakrotnie się domagałem przed sądami I i II instancji: nie sami psychiatrzy, ale psychiatrzy oraz lekarze w sprawie rzekomej pokrzywdzonej. Teraz natomiast, w kontekście aresztowania mnie dn. 13.8, wyjaśnia się dodatkowy aspekt aluzyjny padającej tam liczby "830" lat życia: "żył potem 830 lat" to jak "umarł w roku 831", gdzie mamy zapisaną dla utrudnienia od końca (żebym się nie domyślił czytając to!) datę 13.8. Żył sobie fajnie i beztrosko (nie licząc tortury dźwiękowej), aż wreszcie nastało 13.8, które położyło temu kres. Koniec, śmierć w dacie 13.8. To oczywiście przesada, ale z punktu widzenia wolności, życia na wolności coś w tym jest — to więc kolejny ślad po planie co do tej daty. Dodatkowo miałem w celach narysowane na ścianach czy meblach określone napisy, które kojarzyły się ze mną, a z których można wnioskować, że plan już był wcześniej (ba, nawet koordynacja różnych ministerstw: bo MSWiA ws. Policji, która mnie miała aresztować określonego dnia, i MS ws. Służby Więziennej): przygotowano mi specjalną celę, gdzie były teksty jak gdyby na mój temat, a wśród nich też data 11.8.2020 r., czyli taka, że po zaaplikowaniu typowo sybillińskiej poprawki +2 +2 wychodzi data aresztowania mnie (mianowicie poprawki należy zaaplikować na numerze dnia i roku; z tym "sybillińskim" pochodzeniem poprawki chodzi o mem kolejnych liczb nieparzystych wspomniany w artykule xp.pl o Covid-19). Przykłady z Biblii i z życia można by mnożyć. Przykładowo, konotacje "areszt to jak śmierć" mamy, w kontekście jakichś jak gdyby "dwóch instancji" sądownictwa (które zgodnie orzekły o aresztowaniu mnie), odzwierciedlone w Jdt 13:8 (notabene na dworcu legionowskim w czasie ostatnich lat był jakiś plakat "Judyta z głową Holofernesa", czyli właśnie dziwnym trafem o tym fragmencie Biblii). Mk 13:8 powiada w tym temacie: "to jest początek boleści". Ez 13:8 (końcówka): "wyrocznia Pana Boga" (tymi słowami są w Biblii kiedy niekiedy znakowane fragmenty skażone drugim dnem pochodzącym z tajnej części przepowiedni Królowej Saby). Last but not least: Prymasa Wyszyńskiego, czyli człowieka Kościoła o nazwisku podobnym do mojego (po rosyjsku "niżej" i "wyżej" to niże i wysze), aresztowano właśnie w moje urodziny. A zatem coś wyraźnie było już zawczasu na rzeczy — plan pewnie istniał już zawczasu. [edit 2023-05-15: Jeszcze jeden ślad po spisku co do daty 13.8.2022 można znaleźć rozpatrując tzw. czas UNIX-a. – rozwiń komentarz...Czas UNIX-a to w informatyce sposób określania czasu wyrażający się w liczbie sekund, jakie upłynęły od początku dnia 1.1.1970 r. (liczonego wg strefy czasowej GMT). Jak się okazuje, koncepcja ta ma najprawdopodobniej korzenie sybillińskie. Zważywszy na to, że "pokrzywdzona" wypadkiem samochodowym ma datę urodzenia niemalże taką samą, jak ja, trzeba tylko zaaplikować poprawkę +6 lat -6 miesięcy, zainteresowanie można skierować w stronę czasu 1660000000 (symbolika cyfr: "przypadek +6 -6"). Odpowiada mu data 9.8.2022 (przy czym godzina jest zadziwiająco trafna, ale nie ma tu miejsca na omawianie tego, bo trzeba by dopiero wyjaśnić trochę teorii). Jak widać, jest to niemalże data mego aresztowania. Chcąc dodać brakujące 4 doby, czyli 345600 sekund, uzyskujemy wynik 1660345600 – i jest on bardzo trafny, ponieważ wychodzi z tego taka oto symbolika cyfr (trójka jest symbolem oceny "dostateczny", a II KK 456/19 to sygnatura wygranej przeze mnie kasacji w tej sprawie wypadku w Sądzie Najwyższym): "przypadek +6 -6? wystarczy kasacja do Sądu Najwyższego [i jest utrata wolności]" (bo wspomnianej liczbie 1660345600 odpowiada właśnie data 13.8.2022 r.). – ukryj komentarz]
W areszcie i jego otoczeniu gospodarczym zadbano o to, bym nie czuł się za dobrze. Oczywiście trwała w najlepsze tortura dźwiękowa — moje próby uzyskania ratunku w tym problemie prezentować będzie na konkretnych dokumentach artykuł w portalu xp.pl. Piekarnie, z których korzystał areszt (Mister z chyba Nowego Sącza, a następnie Klementynka chyba z Marek), dostarczały zatruty chleb, skażony środkiem chemicznym powodującym dużo gazów jelitowych albo środkiem powodującym przyspieszoną perystaltykę jelit. Zjedzenie dużej, a niekiedy nawet najmniejszej, ilości dostarczanego przez areszt chleba miało zatem nieprzyjemne konsekwencje. Nieraz po odgryzieniu kawałka widać było w miąższu chleba biały proszek. To zresztą nie jest domena tylko małych piekarni; nawet te duże, jak Putka, potrafią bodajże dostarczać skażone pieczywo do ośrodków żywienia zbiorowego, np. Caritasu, o czym przekonywałem się w latach 2019-2021. Poza tym areszt korumpował ludzi, prawdopodobnie dając im za darmo dodatkowe pieniądze na zakupy, w wyniku czego miałem w celi kilka razy pod rząd (tzn. w kilku kolejnych celach, bo mnie przenoszono) stalkerów. Po nocach nagminnie czepiali się mnie — szturchali próbując obudzić. Tłumaczyli to tym, że chrapię, ale jest to nędzna fałszywa jedynie wymówka, ponieważ tak samo robili też wtedy, gdy nie spałem i gdy na pewno w związku z tym, jak dobrze mi wiadomo, nie chrapałem. Dużo więcej razy to się zdarzało w czasie mojej bezsenności niż w czasie snu (w czasie snu to najwyżej chyba z 5 razy). Ponadto nikogo innego się tak nie czepiali, a nieraz nie spałem całą czy prawie całą noc; wielokrotnie można było słyszeć innych ludzi chrapiących — nic im nie robili. Raz jeden jedyny zdarzył się wyjątek, że obudzono taką inną niż ja osobę, co można teraz zestawić z dziesiątkami przypadków, gdy tego nie robiono. Chyba po to był ten jeden odosobniony przypadek, by odebrać mi ten argument, bo na tle innych nie był to przypadek jakoś szczególnie głośny — tak samo już bywało i wcześniej, i później wielokrotnie. Najbardziej wszakże kompromitujące jest to, że atakowano mnie, gdy wcale nie spałem — zupełnie bez różnicy, co pokazuje, że fakt chrapania lub nie nie miał w istocie znaczenia: chciano jedynie "zasłużyć się" dla telewizji, by mieć zaskarbioną przychylność Służby Więziennej (i, zapewne, darmową kasę na zakupy). Nie wiem też czemu ci jakże bogaci współlokatorzy nie chcieli korzystać ze stoperów, które bez problemu można sobie kupić w areszcie (a nawet główny stalker-Murzyn z B-II 18 takie stopery sobie kupił — czym się nie chwalił, po prostu przypadkiem to zobaczyłem — tyle, że... ich nigdy nie używał). Jeden z lokatorów B-II 18, który do nikogo nie pisał i nie dzwonił, 63-latek nie lubiany w rodzinie, przeciwko któremu założono sprawę o znęcanie (byłem świadkiem jego trafienia do aresztu, prosto do naszej celi; chyba przez ok. miesiąc był początkowo przyjazny), nagle (po chyba miesiącu pobytu w celi) dostał pieniądze na zakupy — od kogo? Sam nie wiedział. Tak mi najpierw odpowiedział. Dalej zaczął wymyślać, że może od córki, ale przecież kto normalny wie o tym, że do aresztanta można przysłać pieniądze, które są księgowane na jego osobistym "koncie" przez areszt śledczy i za które może on robić zakupy? To nie jest wiedza powszechna w narodzie. Ludzie dowiedziawszy się nawet o tym, że kogoś z rodziny aresztowano, nie biegną czym prędzej na strony internetowe aresztu, gdzie by się mogli dowiedzieć o wspomnianej wyżej możliwości — bo i po co zaczytywać się w różnych zakamarkach strony internetowej aresztu śledczego?... A zatem bez wyjaśnienia tej sprawy w jakimś liście lub rozmowie telefonicznej nikt by raczej z jego rodziny (mniejsza już o to, że miał z nią złe stosunki) na to nie wpadł, że trzeba zrobić przelew z określonym tytułem na określone konto bankowe, żeby w ten sposób pomóc. Tymczasem zaś ów grzeczny i miły uprzednio 63-latek nagle — 24 godziny po tym uzyskaniu pierwszych pieniędzy — po raz pierwszy w nocy (czyli w nocy z dnia +1 na +2 względem tego uzyskania pieniędzy) szturchnął mnie, próbując obudzić. Oczywiście, jak praktycznie zawsze w B-II 18, ja wtedy wcale nie spałem, bo miałem z tym duże trudności. Fajne zestawienie czasowe — jak cholera "przypadkowe"! Są pieniądze — trzeba się odwdzięczyć, i to jak najszybciej... [edit 2023-05-15: Pamiętam też, jak na mnie spojrzał wypakowując z pierwszych swych zakupów kawę nomen omen Pedros Active... Cóż za skojarzenie, zestawienie tematów przy sprawach kupnej żywności! "Piotr musi czuwać" ("musi być »aktywny«") – i przy tej okazji spojrzenie na mnie... Nie rozmawialiśmy o tym wcześniej w celi, to nie jest tak, że on się zasugerował moją koncepcją – przeciwnie, ona tutaj doznała świetnego potwierdzenia z zewnętrznego źródła.] W innych celach próbowano mi np. wmówić, że nie tylko chrapię gigantycznie, ale też mówię przez sen — tego typu głodne kawałki w ramach najwidoczniej próby samousprawiedliwiania się (bo chrapać to w sumie wszyscy chrapią, ale ja muszę być z jakiegoś powodu niezwykły...). Owo szturchanie to zresztą nie jedyna przypadłość, która ciągnęła się za mną z celi do celi (a przecież nie jest tak, że typowy człowiek, choćby nawet przestępca, to stalker! nie miejmy tak złego wyobrażenia o narodzie, to nie jest jakoś "oddolnie" i "z naturalnych przyczyn" powstające zjawisko!). Innym takim powtarzającym się w kolejnych celach zjawiskiem było: najpierw kaszleć (typowy masowo propagowany sposób stalkingu przeciwko mnie), po czym zaraz następnie mocno wciągnąć powietrze nosem. Tę dziwną praktykę spotkałem w 2 celach pod rząd (D-IV 17 i D-IV 7) jako dosyć wiele razy stosowaną, a w kolejnej (D-III 5 wkrótce przeniesiona do B-II 18) były pojedyncze bodajże przypadki jej stosowania. Owo kaszlanie i ostre wciąganie powietrza nosem ma zresztą swoje rozsądne znaczenie: o ile kaszlanie pojmiemy tu jako oznakę nielubienia kogoś, to kaszlanie i parskanie nosem to jak "nie lubię twojego zapachu". A tymczasem w aż 3 czy 4 celach pod rząd (ze strony ich jakże opływających w dostatki, w zakupione towary spożywcze, lokatorów...) zdarzały się niedorzeczne ataki słowne na mnie na zasadzie "śmierdzisz", "jesteś brudas" itd. To zatem także był uzgodniony przedmiot ataków na mnie. Ponadto w celi drugiej (D-IV 7) jeden raz na początku mego tam pobytu zdarzyło się, że przeszkadzano mi w wypróżnianiu się poprzez dobijanie się do toalety, co notabene było jednym ze stałych elementów stalkingu stosowanych względem mnie od 2011 r. (patrz ich lista). Oprócz tego zdarzało się (wprawdzie sporadycznie) bicie — w celi pierwszej (D-IV 17) i trzeciej (D-III 5), w trzeciej to nawet już drugiego dnia mojego tam pobytu. Charakterystyczne też, że we wszystkich 4 celach Aresztu Śledczego Warszawa-Białołęka ci jakże opływający w dostatki współlokatorzy celi mieli tendencję do dzielenia się swoimi produktami spożywczymi ze mną: czy to nie dlatego, że mnie, mojemu istnieniu je zawdzięczali? Wskazówką na to, że dobierano mi cele oraz ich lokatorów specjalnie, może być też to, że z B-II 18 przeniesiono mnie do celi o "dziwnym trafem" tym samym numerze piętro wyżej: B-III 18, gdzie głównym lokatorem (tym, który był właścicielem telewizora i czajnika) był niejaki... Jagiełło. W celi z "królem"! W sam raz coś dla mnie, rzeczywiście; coś w tym jest, że moja historia nasuwa na myśl rozważania o potrzebie wprowadzenia monarchii. Bo system medialno-partyjny zawiódł kompletnie (abstrahując już od tego całego torturowania, dręczenia i wieloletniego inwigilowania mnie, m. in. jest tak, że politycy sobie zabijają do woli — zwłaszcza metodą podprogowo-medyczną, ale nie tylko — a media im na to pozwalają; jest to temat poruszany w dziale Kryminalne w wiadomościach portalu xp.pl). Nie tylko zresztą o "króla" tu chodzi; o ile w B-II 18 miałem w celi (po raz pierwszy) jednego Murzyna, to w B-III 18 trafiłem na aż 2 Murzynów, co statystycznie rzecz biorąc, jeśli chcieć traktować to jako zjawisko losowe, musiałoby być bardzo nieprawdopodobne.
edit 2023-05-19: Jednym z przykrych następstw aresztowania (i związanego z nim braku możliwości uiszczania różnych opłat) jest niewyświetlanie się obrazków na blogu, a także ramek ze stenogramami, które są pod niektórymi filmami wideo. Doszło po prostu do utraty danych. Postaram się to naprawić w ciągu 1-2 miesięcy — w każdym razie na tyle, na ile będę mógł.
edit 2023-05-20: To nie jedyna sprawa karna, jaką przeciwko mnie wytoczono (z przyczyn politycznych). O innych można poczytać na forum.bandycituska.com (np. ten temat i ten) oraz bywała o nich też wzmianka w artykułach xp.pl z działu Państwo bezprawia (np. tutaj pod nagłówkiem "Nie pierwsza sprawa..." czy w tym artykule: patrz temat główny oraz temat nr IV pod nagłówkiem "Inne niedawne nonsensowne orzeczenia..."). Najlepsze zaś jest to, że w każdym przypadku da się pokazać, że zarzut jest lipą pod względem dowodowym albo niedopuszczalny pod względem prawnym. To są po prostu prześladowania. Szkoda tylko, że stronnicze sądy wszystkie te najlepsze argumenty lekceważą; moje starania obronne to jak rzucanie pereł przed wieprze – sąd jest zawsze zapatrzony w oskarżyciela i jego wersję i zamiary. Raz chyba specjalnie po to, żeby pozbawić mnie tego argumentu (że zawsze są ślepo zapatrzeni w oskarżyciela), sąd zwrócił jedną ze spraw do prokuratury celem uzupełnienia istotnych braków postępowania przygotowawczego, bo zarzut był sformułowany zbyt ogólnikowo, a sąd nie jest od tego, by oskarżyciela wyręczać w poprawnym jego sformułowaniu, ale i tak zarówno wcześniej, jak i później tak poza tym trwało w tej sprawie bezczelne lekceważenie moich argumentów, także z tą kwestią związanych, w związku z czym było to zwycięstwo pyrrusowe.
edit 2023-05-23: W ramach wyjaśnienia mego stanu majątkowego – co mogłoby interesować potencjalnych darczyńców – odnotowuję tutaj, że dom, o którym była mowa w jednym z wcześniejszych wpisów (z 11.12.2015 r.), został sprzedany... – [rozwiń dopisek... za 380 tys. zł (tj. ze stratą 70 tys. zł względem ceny nabycia z uwagi na istotnie pogorszony stan oraz m. in. kradzież dziennika budowy, którego brak odstręcza banki od udzielania kredytów). Na koncie spółki xp.pl sp. z o. o., bo to na nią przeszedł ten dom (od początku była to inwestycja z pieniędzy tej spółki, mianowicie pożyczonych mnie osobiście), jest teraz prawie 269 tys. zł, a nie 380 tys. zł, bo sporo poszło na wydatki od początku 2022 r. (była zaliczka przy umowie przedwstępnej, więc już zdążyłem wydać część ceny domu zanim nastał obecny czas), te wydatki to m. in. następujące rzeczy: moja część kosztu umowy przedwstępnej – prawie 2 tys. zł, spłata pozabankowej pożyczki hipotecznej ze stycznia 2022 r. kosztowała 73 tys. zł (44,7 tys. zł, bo to tyle mi przelano w ramach pożyczki, poszło po części, tj. chyba prawie 26 tys. zł, na wyprostowanie sytuacji mojej panamskiej spółki inwestycyjnej w rejestrze publicznym, tj. opłacenie podatków i kar podatkowych i zarejestrowanie i udokumentowanie zmienionego składu zarządu, kolejne 3 tys. na spłatę kredytów odnawialnych w PKO BP, ze 2,5 tys. zł na zaległy ZUS, 2,5 tys. na wydatki stałe przez 4 miesiące: leasingi komputera i drukarki, telefonia komórkowa, serwery, ze 3 tys. zł na skargę kasacyjną, z 6 tys. zł na utrzymanie się w miesiącach styczeń-kwiecień, bo wypłacałem sobie drobną pensję) plus chyba z 2,5 tys. zł odsetek za niepłacenie na czas (umowę pożyczki wypowiedziano i postawiono wszystko w stan wymagalności, i rozpoczęto naliczanie odsetek), konieczne firmowe wydatki stałe za maj-sierpień (4 m-ce) 2,5 tys., opłacenie z góry serwerów za 2 lata kosztowało teraz w ostatnich tygodniach prawie 8 tys. zł, w czasie pobytu w areszcie ojciec wydał na mnie ponad 2 tys. zł (serwery, domena, pieniądze na zakupy), co musiałem zwrócić, koszty poniesione dzisiaj w związku z zerwaną umową leasingową drukarki to prawie 2,5 tys. zł (spłata nakazu zapłaty), poniesione ostatnio koszty wynajmu mieszkania i pożyczki na drobne wydatki – ponad 7 tys. zł, uiszczona rzędu tydzień temu opłata tymczasowa od pozwu przeciwko maklerom – 2 tys. zł, wykup komputera poleasingowego związany z zerwaniem umowy – 1,8 tys., koszt skargi kasacyjnej i naprawy telefonu – w sumie 1,5 tys., koszty biura (adresu siedziby firmy) – w sumie ok. 0,9 tys. zł, koszt badań nieruchomości pod kątem sposobu zasilania jej drągów żelbetowych 1 tys. zł. Widać, że pieniądze nie szły w błoto, nie jestem rozrzutny, a różnica między kwotą posiadaną 269 tys. zł a ceną sprzedaży domu nie bierze się znikąd. Nie żałuję sprzedaży, choć własnego domu bardzo potrzebuję (dręczą mnie te dźwięki szeptane, o których mowa w nagłówku bloga), bo i tak jak się przekonałem nie udałoby mi się wyłączyć dźwięku w tym domu. Zasilanie idzie od fundamentów w górę nie jakimiś drutami, tylko przez zaprawę murarską, która przewodzi. Różne ściany mają różne napięcie, jedne są podłączone do masy (0), inne pod napięciem plusowym, wchodzi to z dwóch stron każdej ściany drutami z fundamentów. I zaprawą idzie aż do sufitu. Natomiast odłączyć domu po prostu przecinając wchodzące od zewnątrz kable zasilania się nie da, ponieważ one są na takiej głębokości (ponad 5 m), że po drodze są wody gruntowe (już od 3 metrów głębokości), które sprawiają, że wszystko się tapla i piach się zawala – w efekcie nie da rady dokopać się do tych kabli. Można oczywiście odsysać wodę igłofiltrami, ale mnie na to nie było stać bez tej sprzedaży domu. Natomiast próbując od środka też jest za trudno – jest ileś różnych punktów wejścia drutów w fundament. Wytropić je wszystkie i w dodatku porobić dziury w podłodze, pewnie w wielu miejscach błędne, to zadanie przesadnie trudne i skomplikowane. Koniec końców więc poddałem się, tym bardziej, że zupełnie nie miałem za co żyć (nie licząc zasiłku z pomocy społecznej) i finansować spraw prawnych. To niecałe 269 tys. zł, które teraz mam do dyspozycji, nie pozwala mi zbudować cichego domu – to kwota za mała. Pójdą te pieniądze zapewne na próbę rozkręcenia xp.pl sp. z o. o., na pensje dziennikarzy, a także na moje koszty życia i, być może, procesowania się (w tym także wydatki na prawników w Indiach; ogółem koszty procesowania się, w moim przypadku: o duże kwoty, potrafią być dosyć duże). Mam za mało, Państwa pomoc pieniężna jest więc niezbędna. – [ukryj komentarz]
edit 2023-09-27: Mniej więcej od początku tego roku doszła dodatkowa, choć subtelna, metoda dręczenia mnie polegająca na tym, że spikerzy nie dają mi spać dłużej niż ok. 6 godzin. Bez względu na to, o której godzinie zasnę, po ok. 5-6 godzinach mnie wybudzają przekazem podprogowym, wbrew naturze – i to w taki sposób, że już jakoś nie mogę zasnąć. Zdarza się to codziennie bez wyjątku od mniej więcej lutego br., czyli zaczęło się jeszcze w areszcie (kiedy to spałem po 5 godzin, z pobudką np. ok. 4:00). Obecnie standardem są nieodwracalne pobudki o np. 5:00 – 6:00 czy nawet 3:30. edit 2023-12-13: Problem bezsenności — najprawdopodobniej wywoływanej przekazem podprogowym przez spikerów tortury dźwiekowej (operatorów podsłuchu z TVP) — który w październiku i pierwszej połowie listopada niemalże się rozwiązał (budziłem się już codziennie ok. 5:30 - 6:00, czyli nieprzesadnie wcześnie), bardzo zaostrzył się od czasu, jak w połowie listopada br. skończyły mi się działające usypiająco leki, które od maja 2022 r. brałem codziennie ok. 8-9 wieczorem. Prawdopodobnie będę musiał sobie radzić bez nich, więc przedstawię tu, jakie teraz mam i będę mieć życie. W nocy z piątku na sobotę nie spałem w ogóle, ani minuty. To samo w nocy z soboty na niedzielę. Z niedzieli na poniedziałek spałem może z 1-2 godz. (na pewno krótko, jeśli w ogóle; dopuszczam myśl, że w ogóle wtedy zasnąłem, bo pamiętam jakieś chodzące po głowie myśli, jak gdyby nadawany mi podprogowo sen, ale może to był tylko półsen). Z poniedziałku na wtorek i z wtorku na środę znowu nie spałem wcale. Podobna sytuacja była ok. 2-3 tygodnie temu. Natomiast w międzyczasie byłem w ok. 9-dniowej, 10-dniowej podróży (podobnie jak teraz) i wówczas udawało mi się zasnąć, np. koło północy, ale często budziłem się już po rzędu 3 godzinach (a najwyżej po ok. 5). Poza domem jak widać trochę lepiej, bo w domu ostatnio zero snu. Domyślam się, że to przez czuwających nade mną i nadających swe podprogowe i okołoprogowe tortury szeptane spikerów, czyli operatorów podsłuchu. W normalnych warunkach spałbym bez problemu, jak to zazwyczaj było przez lata (mimo tortury szeptanej! zresztą potrafili ją specjalnie przyciszać i bardzo ograniczać od określonej pory nocy). Też czasem w przeszłości w czasach, gdy już była tortura, czyli od mniej więcej 2013 r., zdarzały mi się okresy bezsenności (nawet całe tygodnie), np. bodajże w 2021 r., gdy mieszkałem w niewykończonym domku w stanie surowym, obecnie sprzedanym (wówczas bezsenności towarzyszyły co rusz stosowane tortury podprogowe na zasadzie "coś cię swędzi", tj. wmawianie ostrych wrażeń), ale ten brak snu często nie bywał wtedy taki totalny, jak teraz, tj. np. nie spałem całą noc, do 7-ej, 8-ej, ale ostatecznie sen mnie morzył i przez parę ładnych godzin mogłem wypocząć. Rzadka to w ogóle jak dotąd sprawa była, bym wiele dni pod rząd był całkowicie bez snu. Teraz natomiast jest pod tym względem beznadziejnie. Co ciekawe, za dnia w ogóle mi to nie przeszkadza. Piję kawę rano, potem 1-2 mocne herbaty, w efekcie czuję się na siłach i nawet w ogóle od tych problemów nie ziewam, nie czuję się zmęczony. Problem to tylko ta nieprzyjemność w nocy i to, że takie życie jest podobno niezdrowe. No i po prostu tęsknię za normalnością. edit 2023-12-15: Kolejne 2 doby całkowicie bez snu. Już nie będę więcej o tym pisał, bo to się zrobił standard.
(23:56)
Gdy słyszymy hasło "dobroczynność", my Polacy zwykle myślimy głównie o jednym – Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Okazjonalnie też słyszymy o innych zbiórkach opartych o analogiczną zasadę, czyli "pomoc medyczna dla tych, których na nią nie stać" (tutaj przoduje np. serwis SiePomaga.pl, który nie chce mi pomóc zbierać 1%). Idea jest — uszczegóławiając te podmioty — taka, że np. tysiąc osób w Polsce (chętnie eksponuje się tutaj małe dzieci) potrzebuje pomocy w postaci np. specjalistycznej operacji, która kosztuje np. 100 tys. zł. Łączny koszt? 100 mln. zł. Widzimy już spisek? Jeśli nie, to przybliżę problem: to nie są sprawy, którymi powinny zajmować się NGO (organizacje pozarządowe). Kwoty rzędu 100 mln. zł są to z perspektywy budżetu państwa kwoty małe, jak każdy może łatwo zauważyć biorąc pod uwagę liczebność narodu — od każdego dorosłego Polaka wystarczy brać o ok. 3 zł więcej i już w ten sposób państwo taką kwotę wygospodaruje. Wystarczy odpowiednia drobna zmiana polityki podatkowej. Nie widać więc, po co w tym jakieś instytucje w rodzaju WOŚP. Jeśli potrzebujących jest mniej niż 1000, to tym bardziej powyższe jest prawdą (tym bardziej państwo mogłoby dotować te powszechnie popierane formy solidarności, zresztą nasza Konstytucja w swej preambule o ile pamiętam odwołuje się do potrzeby wzajemnej solidarności, wiec czemu nie); jeśli natomiast jest ich więcej np. o rząd wielkości (czyli np. 10 tys.) albo ceny są jeszcze wyższe, np. 1 mln. zł za każdą operację, to już pomoc państwa jest mniej możliwa w formie łożenia, ale z kolei pojawia się bardzo proste pytanie i powód do oburzenia: CO TO ZA CENY?! Ceny z księżyca! Tu również politycy powinni się zainteresować i wprowadzić ceny maksymalne. Nie mówię tylko o polskich — problem wszak jest globalny. Zresztą nikt spośród np. placówek medycznych czy naukowców by się sam z siebie nie ważył startować, najzupełniej cynicznie i mając pokrzywdzonych przez los ludzi w nosie, z takimi cenami, gdyby nie (jacyś inni, którzy to robią, a jeszcze wcześniej, tj.: gdy żadnych innych jeszcze nie było) państwo, które może tu i ówdzie podżegało do bogacenia się w ten sposób.
Astronomiczne ceny za operacje lub rehabilitacje to prawdziwy absurd naszych czasów. To trochę tak, jak gdyby ktoś chciał się ustawić na całe życie za to tylko, że pomoże jednemu dziecku. Trzeba by bardzo wziąć pod lupę te ich rozliczenia pobieranych za pomoc medyczną pieniędzy.
Widzimy więc w każdym razie, że coś jest nie na miejscu z tą powszechnie znaną dobroczynnością — coś jest nie w porządku. Nie w porządku jest mianowicie to, że powstaje ona poprzez istnienie bardzo dziwnych i podejrzanych sytuacji rynkowych oraz przede wszystkim poprzez zrzeczenie się przez państwo jego ważnej solidarnościowej roli, roli tego, kto dba o zdrowie swych obywateli, i zamiast tego stworzenie (koniecznie jak widać potrzebnej) "strefy dobroczynności pozapaństwowej". Po co? By każdy mógł czuć, że nie tylko nie jest taki zły, ale nawet czasem dobre uczynki popełnia. I by tym samym był już rozgrzeszony z braku miłosierdzia w innych tematach; "ja to na WOŚP daję, nawet czasem na jakieś operacje przeleję pieniądze". Zapomina się zaś o tym, że takie rozdawnictwo jest pokłosiem i zarazem wspieraniem systemu, który kreuje potrzebujących, dba o to, by zawsze jeszcze byli wciąż jacyś nieszczęśliwi i potrzebujący. Tego się nie chce ostatecznie usunąć, bo tym samym usunięto by podstawę, postawiony sobie z góry cel — nasycenie ludzi w temacie dobroczynności. Cel ten prowadzi do niedostrzegania tych tematów, które najbardziej i w pierwszej kolejności potrzebują dobroczynności oddolnej. Są to mianowicie tematy polityczne — źli politycy, prześladowania polityczne, "święta trójca" PiS-u, PO i ich bodajże matki SLD (SLD + Kwaśniewski): fałszowanie wyborów, przekaz podprogowy w każdym domu oraz złe, stronnicze prorządowo sądy... To przede wszystkim tutaj — nie gdzie indziej! — jest potrzebna ODDOLNA solidarność narodu! Tutaj, tu, gdzie walka z antydemokratycznymi tendencjami, nie zaś tam, gdzie wszyscy w sumie się zgadzają, że pomoc jest potrzebna... Ja więc jednak proponuję, by uznać, że trzy czwarte dobrego spożytkowania pieniędzy na dobroczynność to właściwy wybór potrzebującego. Nie wzmacniać systemu podtrzymywanego przez ekipę polityczną, polegającego na tym, że zawsze muszą istnieć potrzebujący, którzy dostają pieniądze pozarządowo. Zamiast tego wzmacniać wrogów tego całego establishmentu, którzy uczciwie i jasno mówią o tym, co ważne. Wzmacniać zwłaszcza takie obszary, jak np. media — zamiast płacić za Fakt czy Gazetę Wyborczą, zainteresować się wsparciem portalu xp.pl albo mnie osobiście. Taka jest moja propozycja. Bo trzy czwarte dobrego spożytkowania pieniędzy to dobra decyzja co do tego, komu je przekazać.
Że WOŚP prawdopodobnie zakładano w zmowie ze złą TVP i ogólnie z "grupą watykańską", na to najlepiej wskazuje specjalnie dobrane (cóż za zasada! "nomen omen ma być!" – patrz tutaj) nazwisko jej założyciela: "niektóre dzieci mają Owsiki"... W grupie stojącej za spiskami religijno-politycznymi takie dobieranie po nazwisku jest standardem. Nawet specjalnie chyba o mojej sprawie ci doradcy myśleli (i nic w tym dziwnego, bo "dręczenie przyszłego Piotra Niżyńskiego" to sprawa z Sybilli), na co wskazują pewne szczegóły w rodzaju zbieżność czasowa — była o tym też mowa na portalu xp.pl (patrz 5-ty akapit pod nagłówkiem "Dodatkowy komentarz co do sprawy pedofilii"). [edit 2023-05-20: Przekaz podprogowy (szeptany) od operatorów podsłuchu telewizyjnego (ówcześnie bodajże w studio kanału WOT obsługiwanego) prawdopodobnie dał inspirację do myślenia o jakiejś orkiestrze, tj. ludziach będących źródłem dźwięków, a powodująca orgazm dziecka zdalna pedofilia – o corocznie świętowanych uroczystych "finałach". Chodzi tu o to, że byłem w dzieciństwie ofiarą pedofilii telewizyjnej (wychodzi na to, że pewnie na prośbę Jana Pawła II i starożytnych), co jest tematem tabu; w czasie, gdy powstawała WOŚP, była to sprawa bardzo aktualna, chyba ten sam rok; "o takich przypadkach należy milczeć i nie pomagać, a skupić się tylko i wyłącznie na pomocy tym, którzy obecnie są dziećmi" – to zapewne idea przyświecająca początkom WOŚP.]
I na koniec powtórzę: w świetle powszechności poparcia dla instytucji w rodzaju WOŚP czy internetowych lub reklamowanych w terenie zbiórek medycznych (typowo dla dzieci) bardzo podejrzane jest to, że — abstrahując już od wspomnianej powyżej afery wysokich cen — ich działanie nadal jest w sferze pozabudżetowej.
Jeśli chodzi o mnie, to oczywiście bardzo proszę o pomoc, każda stówka (a co dopiero tysiąc) się liczy. Nadmieniam, że dom, o którym była tu wcześniej na blogu mowa, idzie na sprzedaż i nie zyskam z tej sprzedaży zbyt dużo. Zostanie mi na życie chyba nawet poniżej 300 tys. zł. Oczywiste, że bez dofinansowania nie starczy mi na wybudowanie się w Warszawie, walkę z telewizyjnymi dręczycielami (w tym duże pieniądze na walkę z włamaniami do elektroniki), utrzymanie siebie i utrzymanie firmy (portal xp.pl). A zatem wspomniana Pomoc jest jak najbardziej potrzebna.
(01:11)
Dzisiaj odebrałem odpowiedź z Trybunału w Strasburgu na moją skargę; jak się okazuje, w pełni zgodnie z przewidywaniami (z wyjątkiem tego, że nie wiedziałem, jaki będzie pretekst, aczkolwiek nawet wiedza o nim niezbyt by mi mogła pomóc), ta jakże słuszna skarga została odrzucona w przedbiegach, bez zwracania się do rządu po akta i po stanowisko w sprawie, decyzją pojedynczego zaledwie sędziego orzekającego jedynie co do formalnej dopuszczalności wniesienia skargi na obecnym etapie sprawy. W tym więc przypadku odmówiono mi przyjęcia jej do rozpoznania z powodu rzekomo przekroczonego 6-miesięcznego terminu, co jest kłamstwem.
Jak mianowicie czytamy na zaprezentowanym niżej drugim obrazku (akapity 2-3),
"Trybunał ustalił, że krajowa decyzja, którą uważa za »ostateczną« w rozumieniu art. 35 § 1 Konwencji, została wydana ponad 6 miesięcy przed datą, w której skargi przysłano do Trybunału. A zatem skargi zostały przysłane za późno.
Trybunał uznaje Pana wniosek za niedopuszczalny."
W tym momencie należałoby zacząć od tego, w jaki sposób termin, o którym mowa w Konwencji, jest w ogóle liczony. Te i inne szczegóły są omawiane w tekście "Pytania i odpowiedzi dla prawników" ("Questions & Answers for Lawyers", wersja z 2020 r., aczkolwiek analogicznie omawiają to też w wersji z 2014 r.; w Google'u dokumentu tego szuka się dodając słowo ECHR, by było wiadomo, że chodzi o Trybunał, czyli European Court of Human Rights). Omówione jest to pod nagłówkiem II na s. 8 (pkt 16). Niestety tekst ten, choć generalnie opublikowany w Internecie, w sumie to w każdej chwili mógłby się zmienić, gdyż jest przechowywany na serwerach Trybunału – adres: https://www.echr.coe.int/Documents/Q_A_Lawyers_Guide_ECHR_ENG.pdf. Zdawałoby się to na pierwszy rzut oka małym problemem, gdyż narzuca się proste rozwiązanie: utrwalić kopię strony w słynnym serwisie Internet Archive (web.archive.org), ale tu niespodzianka – specjalne szykany: jako chyba jeden jedyny wyjątek, robot tego serwisu jakoś nie może dostać się na ww. stronę celem wykonania kopii, którą mu się zleca (poprzez opcję "Save Page Now"); wyświetla mu się zamiast tego dokumentu jedynie błąd HTTP nr 500 (znany jako "ogólny błąd serwera", bez dodatkowych objaśnień; taki po prostu komunikat przychodzi od tej szczególnej strony internetowej, którą próbuje się zapisać), co zapewne jest dziełem specjalnych przygotowań ze strony administratorów serwera ECHR.COE.INT, czyli serwera Trybunału. Specjalna obsługa dla robota web.archive.org (tej dosyć zaufanej instytucji, wypróbowanej też co nieco w sądach), żeby nie mógł się dostać na serwer ściśle odnośnie do tego pojedynczego pliku PDF (tj. tego ww. tekstu) oraz (może między innymi) także do tego z 2014 r., czyli do starszej wersji dokumentu "Questions & Answers for Lawyers" (2014). Tym niemniej z uwagi na wielką wagę dziejową, jaką ma ta sprawa – jako że pokazuje najzupełniejsze chamstwo względem osoby represjonowanej: lekceważenie zasad, upolitycznienie i orzekanie w stylu bandyckim a nie sędziowskim (czyli takim, który polega na dokładnym badaniu faktów i podstaw prawnych) – zadbałem po swojemu o zarchiwizowanie, mimo wszystko, tego ich poradniczka dla prawników i w efekcie zapisana została przez web.archive.org kopia pamiętana przez Google'a, a nie oryginalna strona www: i tę kopię, ulotną, tylko przez krótki czas trzymaną pod konkretnym adresem i w kółko odnawianą (pod nowymi adresami wrzucaną przez Google'a, jak to on ma w zwyczaju), uwieczniłem dziś pod adresem http://web.archive.org/web/20210608212529/https://webcache.googleusercontent.com/..., by został po tym ślad.
Gdyby więc coś znikło z oficjalnej strony Trybunału, z wyżej wymienionego adresu na ECHR.COE.INT, to można jeszcze i tak obejrzeć ten plik (ten poradnik dla prawników) pod ww. adresem w archiwum Internetu. A jeśli by i tego zabrakło, to proponuję rzut oka na film wideo wykonany przeze mnie dziś telefonem komórkowym: www.youtube.com/watch?v=jYRo75-boAU.
Przewinienie po stronie Trybunału jest rażące, a przy tym aż podwójne. Pamiętajmy zaś oczywiście, że – wg mej skargi (patrz poprzedni wpis) – skarżonymi orzeczeniami ostatecznymi były postanowienia Sądu Apelacyjnego z 20.4.2020 r. i 22.4.2020 r.; nie traktuje się jako ostatecznych tych, które wydał sąd I instancji, bo jak wiadomo od tego czasu może minąć nawet jeszcze ponad rok, zanim np. apelacja czy zażalenie zostaną rozstrzygnięte i np. utrzymają u góry w mocy orzeczenie sądu I instancji – to nie ma znaczenia, że ono wobec tego się uprawomocnia (a jest przecież już stare, może ma ponad rok), patrzy się bowiem tylko na moment wydania orzeczenia sądu II instancji, czyli tej decyzji o np. utrzymaniu w mocy tego, co było wcześniej. Gdyby było inaczej, gdyby trzeba było patrzeć na datę z I instancji, to często nie byłoby szans dojść ze sprawą do Trybunału w Strasburgu, a to tylko z uwagi na powolność (choć nie przewlekłość, czyli coś, co jest nielegalne i za co można zadośćuczynić) postępowania; oczywiste, że chodzi tu tylko o datę z II instancji. Ta, faktycznie, była w kwietniu 2020 r., ale po pierwsze pytanie brzmi: w jakim trybie to orzeczenie ogłoszono? Jak wiadomo, choć większość spraw cywilnych (skarżonych ewentualnie do Strasburga) załatwia się na rozprawie, to jednak część z nich załatwiana jest (jak to się mówi) na posiedzeniach, w Polsce zaś oznacza to najczęściej posiedzenie niejawne; jest bowiem takie orzecznictwo Sądu Najwyższego (III CZP 83/11), które głosi, że gdy ustawa nie stanowi inaczej, to posiedzenie sądu w sprawie cywilnej nieprocesowej ma być posiedzeniem niejawnym. W tym zaś przypadku (jako że sprawa była procesowa) zagrało co innego, drugie fundamentalne źródło posiedzeń (a nie rozpraw), czyli zażalenie – gdyż kwestionowane przed Trybunałem postanowienia dotyczyły rozpoznania zażalenia, a takie postanowienia z mocy prawa wprost podanego są rozpoznawane niejawnie (art. 397 § 1 k.p.c.). Innymi słowy, strona nawet nie jest zawczasu informowana formalnie, np. jakimś pismem, o terminie czynności sądu. Nie jest na nią zapraszana. Następuje to w pewnym przypadkowym dla niej momencie (tu np.: m. in. w urodziny Tuska, 22.4, na co najpierw wiele miesięcy sędzia najwyraźniej celowo poczekał). Sąd nie musi też mieć na posiedzeniu niejawnym protokolanta, nie dyktuje mu na głos; w praktyce na takim posiedzeniu w dzisiejszych czasach sędzia pracuje po prostu samodzielnie przy swym biurku. W takim układzie oczywiście momentem ogłoszenia orzeczenia jest jego faktycznie dostarczenie (doręczenie), a nie jakieś tam czynności przy sobie i "w swoich manatkach" dokonywane przez sędziego. W innych zaś przypadkach, gdy więc sprawę rozstrzyga się na rozprawie, za datę decyzji przyjmuje się datę ogłoszenia jej na rozprawie (choćby strona była nieobecna; no, chyba że wykaże, że np. nie powiadomiono jej należycie o terminie). Jak się okazuje orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka respektuje zasadę, że postępowaniem sądowym w rozumieniu prawa do sądu zdefiniowanego w art. 6 Konwencji jest postępowanie jawne co najmniej dla jego stron. W związku z tym nie ma istotnego znaczenia przy obliczaniu terminu 6-miesięcznego, jaki istnieje na wysłanie skargi do Trybunału, fakt dokonania przez sąd jakiejś czynności "po ciemku", "na sędziowskim komputerze"; liczą się jawnie podjęte czynności ostatecznie rozstrzygające sprawę, a zatem ogłoszenie np. wyroku na rozprawie lub doręczenie postanowienia wydanego na posiedzeniu niejawnym (czyli takim, o którego terminie, w tym godzinie, i miejscu nie powiadomiono strony/uczestnika); lub, jak to ewentualnie jeszcze można przyjąć, jakiś moment wcześniejszy niż moment doręczenia, o ile istnieje dowód, że strona już wcześniej powzięła wiedzę o orzeczeniu.
Jak bowiem czytamy w ww. poradniku dla prawników, część II od s. 8 pod nagłówkiem "What is the time limit for lodging an application with the Court?" ("Jaki jest limit czasu na wniesienie skargi do Trybunału?"), w drugim akapicie poczynając od drugiego zdania,
"The six-month period starts on the day after the announcement of the decision (see Papachelas v. Greece 31423/96 § 30, ECHR 1999-II, Sabri Güneş v. Turkey 29 June 2012) [§§ 33-34, jak lata związane z zabiciem Jezusa i tym, co potem]."
czyli:
"6-miesięczny okres czasu rozpoczyna się dzień po ogłoszeniu decyzji (patrz Papachelas p-ko Grecji 31423/96 § 30, ECHR 1999-II, Sabri Güneş p-ko Turcji 29. czerwca 2012)."
Mamy tu zatem gotowe orzecznictwo w postaci aż 2 wyroków. Wyroki te, nota bene, były najwyraźniej specjalnie spiskowo zorganizowane, gdyż nazwiska i państwa mówią same za siebie. Język grecki, papież ("Papa" w nazwisku, a ponadto data 29.6 – imieniny [apostoła] Piotra), Turcja (czyli m. in. dawny Konstantynopol, siedziba cesarzy) – jak o 2 egzemplarzach księgi sybillińskiej, jakie najwyraźniej istniały za czasów rzymskich (spisano je, jak wiadomo, po grecku), i o ich współczesnych właścicielach. Dodatkowo jeszcze jakiś "rekordzista Guinessa", może to o torturze dźwiękowej, oraz... królowa Saby (z czym kojarzy się słowo "Sabri"). Ileż blisko powiązanych tematów zebrano tu w jednym wykazie powszechnie szanowanego orzecznictwa (na serwerze Trybunału rekomendowanego), przytaczając krótko 2 wyroki! Wątek ten (wątek inspiracji ze starożytnego spisku z Sybilli i wcześniej od królowej Michaldy) za chwilę tu jeszcze nieco rozwinę, w tej chwili to pomińmy, natomiast zwróćmy uwagę na to, że gotowe orzecznictwo nakazuje kierować się datą doręczenia jako datą ogłoszenia decyzji. Jest to tam napisane expressis verbis, od czwartego akapitu:
"For example:
- When no notice is provided under national law, the date to be taken into account should be the day on which the parties have effective notice of the content of the relevant decision"
czyli:
"Na przykład:
- Gdy wg prawa krajowego nie ma zawiadomienia [o terminie i miejscu], datą uwzględnianą powinien być dzień, w którym strony mają skuteczne zawiadomienie o treści odpowiedniej decyzji"
W praktyce oznacza to [patrz ww. wyrok z Papachelasem, § 30, jak rok początku nauczania Jezusa, gdzie przytoczono wcześniejszy jeszcze wyrok Worm p-ko Austrii, § 33; "where an application is entitled to be served ex officio with a written copy of the final domestic decision, the object and purpose of Article 26, now Article 35 § 1, of the Convention are best served by counting the six-month period as running from the date of service of the written judgment" – po polsku: "w przypadkach, gdy skarżący jest uprawniony do tego, by mu dostarczono z urzędu pisemną kopię ostatecznego krajowego orzeczenia, przedmiot i cel art. 26, obecnie art. 35 § 1, Konwencji jest najlepiej wypełniony/obsłużony przez liczenie 6-miesięcznego okresu jako biegnącego od momentu dostarczenia pisemnego orzeczenia"; ang. słowo "serve" oznacza tutaj i w takich kontekstach "dostarczyć", "doręczyć" pismo] – zwłaszcza w braku zbierania dodatkowych dowodów, co jest niezbyt wykonalne z uwagi na brak ich formalnego ewidencjonowania – posłużenie się datą doręczenia odpisu orzeczenia na piśmie, która jako jedyna jest wtedy istotna i która jest koniec końców w pełni jasna zwłaszcza za sprawą zwrotnego poświadczenia odbioru dostarczanego sądowi przez pocztę [dokument ten zawsze też trafia do akt odpowiedniej sprawy sądowej, której dotyczy doręczenie, gdyż tak działają sekretariaty – §18 ust. 1 zarządzenia ministerialnego Dz.Urz.MS.2019.138], aczkolwiek strony postępowania nie musi być stać na xero z akt [i nikt nie głosi takiej potrzeby: wydawałoby się to dosyć dziwną, paranoidalną praktyką – inspirowaną tym, "że może mi uwalą sprawę na tak wczesnym etapie"...] i dlatego też najczęściej załatwia się tę sprawę (na etapie samego wnoszenia skargi) zapewnieniem co do daty odbioru orzeczenia, która oczywiście może być różna – na to strona wpływ niezbyt ma. (Przy czym, zauważmy, strona bez uzyskania tego papierowego odpisu orzeczenia niewiele może zrobić; nie ma z czym iść do prawnika, jeśli kogoś stać na prawnika, nie ma też co wysyłać do Trybunału, bo skarga bez tego odpisu z pieczęcią sądu się w ogóle do niczego nie nadaje i jest wybrakowana... Po prostu konieczne jest faktyczne czy choćby zastępcze-fikcyjne, ale prawnie skuteczne i pod dobrym adresem dokonane, doręczenie stronie tego orzeczenia. Byłoby zaś przejawem nierównego traktowania skarżących, gdyby jedni mieli efektywnie więcej czasu, drudzy w praktyce mniej czasu, w oparciu o to jedynie, jaka data widnieje na orzeczeniu – załóżmy, że ta sama u obu – i o różnice w terminie rzeczywistego doręczenia.) Odpis postanowień Sądu Apelacyjnego – wydanych, jak słuszna, na posiedzeniach niejawnych – dostałem w lipcu 2020 r., a zatem nadając skargę 15 grudnia zmieściłem się w terminie: nie upłynęło jeszcze 6 miesięcy. Bo pół roku po którymś dniu lipca upływa dopiero w styczniu roku kolejnego. To jest zatem pierwszy "błąd" Trybunału. Z głowy lansuje on sobie fakt przekroczenia terminu i liczy go źle, bo od daty wpisanej na postanowieniu (data wydania go czy raczej, jak to często bywa, rozpoczęcia pisania go), a nie od daty doręczenia, którą zamiast tego powinien się zainteresować.
Trybunał w Strasburgu nie zajął się moją sprawą, nie przyjął jej do rozpoznania: nie powiadomił rządu, nie pozyskał akt sprawy. Akta te nie opuściły sądu i jego archiwów [z wyjątkiem może przeglądu przez RPO, któremu też próbowałem zareklamować wniesienie skargi nadzwyczajnej, a odesłano mi w odpowiedzi z jego biura od dyrektora dyrdymały, jak gdyby ktoś nie słyszał, że doręczenia dzielą się na skuteczne i nieskuteczne i że termin biegnie tylko od tych pierwszych, ja zaś zarzucam, że były same tylko te drugie i mam w tym stosowne poparcie, do czego w tej odpowiedzi się zgoła nie odniesiono]. Nie było wysyłki akt do Strasburga, Trybunał więc najwyraźniej wiedział tyle, co zostało mu przeze mnie przysłane w skardze, miał wiedzę opartą na załączonych w niej oświadczeniach i dokumentach. Nie dopytywał o nic więcej. W oparciu o to, co miał, zdecydował się rozstrzygnąć kwestię, czy przyjąć temat skargi do rozpoznania, czy też nie. Skarga ta – zaprezentowana w poprzednim wpisie, można ją pobrać z adresu http://old.bandycituska.com/index/akta/ETPCz/20201215-ETPCz-1.pdf – na stronie 10 podaje, zauważmy, każdorazowo lipcowy termin odebrania przeze mnie pisma (23.7.2020 r.; moja skarga natomiast, jak widać powyżej, jest z 15.12.2020 r.), na stronie 12 zaś (w spisie treści, pkty 24-25) podaje dodatkowo datę nadania pisma do mnie oraz nr karty (odpowiadający numeracji w prawym górnym rogu w kółkach), na której są dokumenty "Doręczenie", wysyłane przez sąd jako pisma przewodnie: dokumenty te są mianowicie na kartach skargi o nrach 107 i 115 (z uwagi na to, że skan jest bez pustych stron, w ww. dokumencie komputerowym trzeba odszukać strony uznawane za odpowiednio 99 i 105). Patrz też film pokazujący wysyłkę skargi – momenty 0:40 i 0:47. Ewidentnie zatem z nadesłanych do Trybunału przekonujących dowodów wynikało, że ze skargą się nie spóźniłem. To jest więc pierwszy rażący błąd ze strony Trybunału: liczenie terminu od daty wydania postanowienia oddalającego zażalenie, a nie od daty jego ostatecznego doręczenia, wg dokumentacji sądowej.
Drugi fundamentalny i bardzo żenujący błąd jest taki, że jak dodatkowo czytamy w ww. poradniczku (akapit 3 ww. fragmentu) i jak można też sprawdzić w artykule w HUDOC, tj. zbiorze wyroków i komunikatów tego trybunału (patrz też wersja zarchiwizowana, bo może to usuną z Internetu), od 16 marca do końca 15 czerwca 2020 r. (patrz przedłużenie [edit 2024: znowu potrzebne jest archiwum]), czyli przez pełne 3 miesiące, terminy na wniesienie skargi nie upływały wcale. Ani trochę, ani tyci tyci – nawet minuta, co dopiero godzina czy cały dzień, nie ubyła z pozostałego mi czasu w tym (domkniętym) przedziale dat (domkniętym, jako że miał on trwać, jak podano, pełne 3 miesiące). Podano bowiem (ang.): "The six-month time-limit for the lodging of applications ... is ... suspended for a ... period running from 16 March 2020" ("6-miesięczny limit czasu dla składania skarg ... jest ... zawieszony na ... czas biegnący od 16 marca 2020 r."). Skoro więc postanowienia zapadły 20 i 22 kwietnia, to ani 21.4, ani też 23.4 (jak by to wynikało z ww. przytoczonych w poradniku ogólnych zasad: "dzień po ogłoszeniu") nie zaczął biec żaden termin, czyli nie zaczął skracać mi się pozostały czas – i nie było tak też przez cały dzień 15 czerwca – lecz dopiero 16.6 termin taki mógł już swobodnie biec i to dopiero z końcem tego dnia (z nastaniem północy) można, co za tym idzie, rzec, że upłynął mi 1 dzień terminu i mam już odtąd tylko "6 miesięcy bez 1 dnia". Wcześniej bowiem upływanie czasu pozostałego na wniesienie skargi było wstrzymane. A zatem 17.6 o godz. 0:00 ("z końcem dnia 16.6") zostało mi 6 miesięcy bez 1 dnia, analogicznie też 29 dni później, czyli o północy (z nastaniem dnia) 16.7 zostało mi już tylko 5 miesięcy [bo 6 miesięcy bez 30 dni liczonych od 16 czerwca, czyli bez dokładnie 1 miesiąca], zaś z nastaniem dnia 16.12 czas na wniesienie (tj. wysyłkę) skargi mi się skończył. Uznano zaś, że wniosłem ją dnia 15.12 ("15 December 2020", patrz tekst decyzji). Także więc na ten drugi sposób, tym razem już nawet niezależny od dowodów dotyczących tej konkretnej sprawy i odbierania przeze mnie różnych informacji, można wykazać, że teoria o przekroczeniu terminu jest robieniem ludzi w konia i zwykłym nadużyciem. Trybunał nie może być jak huśtawka czy chorągiewka (na politycznym, w dodatku, pewnie jeszcze wietrze).
Jeszcze słowo o najprawdopodobniej papiesko-sybillińskim pochodzeniu tego przekrętu. Zamiast wartości merytorycznej, mądrości prawniczej – której tu nie ma, za to widać tylko głupotę, pustkę intelektualną – ich cała decyzja i pismo celuje w ładnym dobieraniu dat i symbolicznych liczb. Przykładowo, sygnatura mojej sprawy to 752, czyli "jeszcze przed Zbawicielem" (jako że jego rok to 753 – mianowicie od założenia miasta). Ponadto pismo przewodnie wystosowano do mnie ze Strasburga, jak widać, dn. 3.6, czyli sens jest taki, że [na razie jesteśmy] "jeszcze przed Sejmem kontraktowym" (jako symbolem warunku wstępnego dla dobrych zmian w polityce; chodzi oczywiście o moje pieniądze i majątek, na równi pewnie zwalczane przez prawicę i lewicę, czyli zwłaszcza, nomen omen, SLD – wszyscy oni pewnie chcą mnie co najwyżej, jeśli mam żyć, to wbijać w ziemię i broń Boże nie naprawiać sądów, nie prowadzić śledztwa co do ich upolitycznienia fiskalno-telewizyjnego; to zresztą takie wytyczne z Sybilli, bo niektóre głąby mogą wierzyć, że od dręczenia mnie finansowego to ja "nawet się jeszcze do czegoś przydam, np. zacznę pisać książki filozoficzne wchodzące na tematy religii" – patrz też komentarze rozwijane w ramach tekstu głównego poprzedniego wpisu na tym blogu). Podsumowując: na razie mi nie pomogą. Zbawiciela (czy Mesjasza) na razie brak, a dla sukcesów Niżyńskiego warunków również nie ma. Jak zaś wygląda sprawa z datą samej decyzji strasburskiej? Zapadła 27 maja 2021 r. (sędzia węgierski Paczolay – nomen omen: "patrz [i] olej" – taki wybór kraju to chyba po to, by budzić skojarzenia z "kulejącą praworządnością w Polsce i na Węgrzech"... zaś sylwetka sędziego przypomina nieco Ghebreyesusa), a tymczasem 27 maja to dzień nr 147, czyli "jeszcze przed zabijaniem" – przed 148 jako prawnym symbolem zabijania (starożytny to symbol: podbój Asyrii przez królestwo Mitanii – 1480 p.n.e., widać też gdzieś obok ślady biblijne wskazujące na świadomość tego właśnie nru roku przed Chrystusem). Wygląda to tak, jak gdyby mieli ich prawnie zniszczyć, wygonić z sądu, jeśli mi pomogą, jeśli więc będą "Zbawicielem". Nota bene jest to też kontynuacja starożytnego pomysłu, by jedną z najhaniebniejszych kompromitacji, bo gołym okiem widoczną, czyli kompromitację sędziów osłaniać rzekomym ich przewrażliwieniem na punkcie urojonego sobie przez nich zagrożenia utraty życia. Mianowicie w tzw. "proroctwach" (w praktyce to raczej ezoterycznych knowaniach) królowej Saby to akurat 5-ty prognostyk nadchodzących czasów apokaliptycznych dotyczy, jak to chyba rozczytać należy (bo to zwłaszcza w tym zawodzie kluczową sprawą jest praca uczciwa), sędziów i prawników ("Piąty znak, gdy się ludzie bezbożni staną, tak, że będą bardziej miłowali kłamstwo aniżeli prawdę, serca będą mieli więcej ku pieniądzom niżeli ku Bogu nakłonione"): patrz tekst po polsku w części III, s. 30 [proszę się nie przejmować anachronizmami w tym tekście – coś niecoś może być tam od redaktora dorzucone, ale generalnie sporo dziwnej wiedzy czy nazw własnych może też wynikać ze spisków i najprawdopodobniej właśnie stąd wynika; sam zaś tekst jest głęboce sensowny, potwierdza się czy to wprost, czy na zasadzie aluzji, czy choćby też ma wartość nawet czysto informacyjną, np. co do historyczności trwania starożytnej tradycji narodów słowiańskich, jako śledzonych w tych kręgach]. Stąd też bazując na trafnym pasowaniu tej raz po raz powracającej idei "życiowego zagrożenia" dla sędziów do treści "wyroków" głoszonych przez Michaldę Salomonowi przypuszczam, że już pewnie wtedy snuto koncepcje, by tę złą pracę przedstawicieli zawodów prawniczych (jaka w moich czasach się rozpanoszy) wiązać jakoś z 5-ym przykazaniem (a więc: aby się oni osłaniali rzekomą "obroną konieczną" albo, co najwyżej, zaledwie jakimś ekscesem w tej dziedzinie, co ma im pomóc w zapewnieniu sobie łagodnego traktowania; piątka ma swe znaczenie, ona nieraz jest właśnie w konotacji z 5-ym przykazaniem stosowana) – por. Mdr 17:5 – choć przecież niezbyt widać godne jakiegokolwiek uwzględnienia przesłanki ku takim obawom, są to obawy urojone na poczekaniu, z bieżącej potrzeby, nic konkretnego nie wskazuje nam przecież na istnienie problemu jakichś expressis verbis krążących pogróżek, bo jakoś nikt tego nie podnosi. Gdy więc nie wiadomo, o co chodzi, inteligentny Polak niech przyjmuje, że chodzi o pieniądze. Te planowane-proponowane wykręty dla przedstawicieli zawodów prawniczych to już królowa Saby relacjonowała, tyle, że odnośne bardziej expressis verbis napisane fragmenty (explicite mówiące o spisku co do przyszłych spraw) były zapewne w rozdziałach, które nie przetrwały publicznie (przetrwały chyba 3 z 7), oraz w księdze rzymskiej (księdze Sybilli Kumańskiej z VI w. p.n.e.).
Aby tutaj domknąć na razie ten temat zakulisowej kryminalnej genezy wyroku bez zbędnego gadulstwa, wyjaśnię jeszcze ukrytą w dacie 27.5 symbolikę i ślady na jej temat. Symbolem sybillińskim Trybunału w Strasburgu, a właściwie to jego archetypu w postaci jakiegoś sądu międzynarodowego (czy sądów międzynarodowych) jest 184 – "kolejny po 183", który to nr 183 jest symbolem Sądu Najwyższego (patrz też: art. 183 Konstytucji, dlatego tak ponumerowany). Nie wnikając tu w szczegóły godzi się jeszcze wskazać, że symbolem moim jest data urodzin 25.9, czyli Data Charakterystyczna II, która plasuje się pomiędzy D.C. I i D.C. III będącymi fundamentami chrześcijaństwa, jako daty zaćmień Księżyca na rok odpowiednio 1900 i 1500 ery chrześcijańskiej. Daty te wynikają z prostej arytmetyki, stąd szczególna trafność doboru, mówiąc w skrócie-uproszczeniu. Otóż więc cyfry 275 (jak w dacie 27.5) jest to po pierwsze suma sygnatury mojej sprawy (262) oraz symbolu pecha (13), a ponadto 275 jest to symbol Trybunału 184 przetworzony na zasadzie +1, -1, +1, czyli ze "zwycięstwami dla chrześcijaństwa" (+1 na odpowiednich pozycjach) i "porażkami dla Niżyńskiego" (-1 w środku, przy 25.9). Analogicznie też istnieje symbol 174, drugi dodatkowy symbol na to samo, na trybunał strasburski bodajże, choć może to o czym innym [bardziej jeszcze podstawowe i oczywiste w myśl linii numerologii sybillińskiej znaczenie tego symbolu to: mój pierwszy (wynajęty) dom, charakterystyczny adres: ul. Bogatki; ale sprawa kompromitacji w Strasburgu też trochę pasuje, bo to powiązane numerowo], które to 174 powstaje na zasadzie zaaplikowania poprawki -1 na środkowej cyfrze, czyli tej odpowiadającej mojej skromnej osobie. 174 to taki "Trybunał z wykluczonym Niżyńskim", de facto zaś kontynuacja tych samych tematów. Przejrzenie Biblii w zakresie tych symboli (rozpisanych oczywiście, jako np. 18:4, czyli para cyfr i cyfra) pozostawiam zainteresowanemu czytelnikowi. Wszystko widać, cały schemat "spisku kryminalnego" wraz z konkretnym rezultatem – złym liczeniem terminu, a także ze wzmianką o upolitycznieniu – "ci sędziowie to w zasadzie mają być prawie że księżmi, do tego ich powołano"... Polecam np. fragmenty Rdz 17:4, Kpł 18:4 (werset jest o wyrokach i ich wykonywaniu, a tymczasem nr rozdziału względem początku Biblii wynosi... 110, jak wspomniany symbol w systemie binarnym o 2 instancjach i SN), Kpł 17:4 jak ściśle o tym obecnie tutaj omawianym błędzie (przy czym nr rozdziału to 86, jak mój rok urodzenia, znana liczba z Sybilli; podobnie, do pary z literami Kpł, fragment Łk 18:4 – rozdział nr 333; por. z komentarzami rozwijanymi w tekście poprzedniego wpisu o jezusowo-antychrystowych konotacjach sprawy mnie i miasta Legionowo, o ewangelicznej przecież nazwie – który to werset relacjonuje sprawę w pierwszej części zdania dokładnie na odwrót; z połączenia Kpł i Łk wychodzi ciąg spółgłosek jak ze słowa "kapłanik"...), Lb 18:4 dalej jak o tym temacie "daty początkowej" (por. Iz 18:4), Mt 17:4 jak o genezie wspomnianych liczb-symboli z Dat Charakterystycznych, Pwt 17:4-5 ogólnie o roli Trybunału, Joz 17:4 ("dziedzictwo pośród braci" jak o mocy wiążącej orzecznictwa Trybunału, gdyż panuje tam prawo precedensowe, ang. case law, wg tego, co podają na swej www), Sdz 18:4 (dobrze przy tej okazji wiedzieć, że Michał to przydzielone imię mego brata, w ramach spiskowego planowania mej rodziny, co nawet za sprawą podsłuchu z przekazem podprogowym kontrolowanym przez jego operatorów rzeczywiście wdrożono; a zatem Wielki Brat powołuje sędziów Trybunału, to bodajże o tym, jako że pasuje nawet nazwa księgi: Księga Sędziów), 2 Krl 17:4 co do genezy problemu (w tle zaś nr rozdziału względem początku Biblii przypominający potęgujące się pieniądze, bo są to niemalże kolejne potęgi dwójki, tylko na końcu jakieś "drobne" załamanie: 1-2-4-7; por. też Ez 18:4 co do relacji symboli 183-184, czyli SN i ETPCz, oraz Mdr 18:4 co do roli polityków, Rady Europy...), 1 Krn 17:4 co do kompletnego braku wsparcia przy zwalczaniu problemu tortury dźwiękowej... aczkolwiek to jest niemalże wszędzie, gdzie tylko odpowiedni nr wersetu istnieje (z pojedynczymi tylko wyjątkami, że coś po prostu nie pasuje, nawet na jakąś alegorię: po prostu nietrafne i już). Można tu dodać, że sygnatura 262 rozpisuje się nie tylko jako 88 + 174 (w sensie: "Heil Hitler! [»mój ty totalitarny wodzu!«] początkowe mieszkanie – i nie ma dyskusji!"), o czym już wspomniałem na s. 5 skargi [właściwie to tutaj 88 ma znaczenie bardziej jeszcze takie oto: "stos monet", "gigantyczna jakaś kwota" (porównajmy z wyglądem tych cyfr: 4 kółka), czemu odpowiada (jako dodatkowe potwierdzenie) wskazówka z USA: "ustawa [że] Zadrogi" wspomniana przeze mnie w tutejszym wpisie na blogu z 2017 r. o sądach, w punkcie dotyczącym tej sygnatury XXV Nc 262/14 – potwierdza tu się, że w ramach spisku ezoterycznego już starożytni znali wygląd 10 cyfr wprowadzony przez papieża Sylwestra II], ale też jako 78 + 184 ("rzymskie przedwczesne zakończenie [ósemka] + trybunał strasburski") – a jest też wariant: 178 + 84 ("na wstępie rzymskie przedwczesne zakończenie, po czym następstwo z »brata«") co w wyniku daje... znowu i nadal "wiecznie prawomocny nakaz nr 262" (tj. sprawę o sygnaturze 262/14, na którą mnóstwo cytatów z Biblii prezentowałem już uprzednio). O obu symbolach, 174 i 184, a także 78 i 178, można też poczytać (w ramach aluzyjnego przesłania, jakie jest w tekście) nawet i w Koranie [edit 2021-06-14: por. też ze sprawą mego nowego pisma do tych ze Strasburga] – nie ma tu miejsca na relacjonowanie tego, zainteresowani niech sobie poszukają. Oczywiście – o tym wszystkim, o mistrzostwie ukrytym w doborze daty 27.5, oni tam w Trybunale nie mogli wiedzieć, nie specjalizują się w tym, nie dostrzegają takich spraw, nie mają też pod ręką Biblii ani nie specjalizują się w jej badaniu. Najprawdopodobniej po prostu podpowiadał im papież, za pośrednictwem kryminalnego (blokowego) ośrodka telewizji, który jest z nim bodajże skontaktowany. W Biblii również i nr 275 (tj. jako 27:5) zdaje się być co nieco znany. Ta data również była ustawiona, zauważmy zresztą, że dzień roku nr 147 cechuje się też tym, że do końca roku pozostaje 218 dni ("dwója za samodzielność", choć ktoś pewnie pomyśli, że to anachroniczne przypisywać te symbole tamtej epoce; w rzeczywistości zaś np. znaczenie wieku 18 lat było dobrze ustalone w prawie kościelnym już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, a być może przyświecało też określonym fragmentom Nowego Testamentu, czyli jest starsze i ma korzenie sybillińskie, co by się tu nawet potwierdzało). Przykładowo, mógłbym skwitować zaistniałą sytuację fragmentem z Ewangelii Mateusza, Mt 22:8 (228 jest to ogólnie symbol Sybilli z Kume i jej księgi, zresztą por. np. 1 Mch 8:22 (brąz pasuje tu też na symbol archaicznych metod oraz trwałości), natomiast tutaj chodzi o rozkład tego na 118 + 110, czyli "człowiek-kamień odrzucony przez budujących + ograniczony dla niego dostęp do III szczebla sądownictwa"), a tymczasem jak się okazuje odnośny rozdział 22 w tej ewangelii jest rozdziałem, który względem początku całej [kanonicznej] Biblii ma nr 265 (widać to np. w adresie strony internetowej), czyli jest to liczba 275 (kolejne cyfry ww. daty decyzji: 27.5) z tym, że – znowu – z poprawką -1 na środkowej cyfrze (mogącą symbolizować "dyskryminowanie Niżyńskiego"; odsyłam tu, ponownie, do dopisków komentarzowych w ramach tekstu głównego w poprzednim wpisie na tym blogu, gdzie wyjaśnione jest szersze tło tej sprawy, temat spisku co do mojej osoby i tego, czemu akurat co do osoby o takich danych osobowych... niektóre informacje na ten temat są rozsiane po ostatnich wpisach na tym blogu). Spiskowego, starożytnego pochodzenia daty 27.5 dowodzą też (czy raczej uprawdopodabniają je) informacje następujące. Po pierwsze, to tego dnia (licząc wg juliańskiego kalendarza) w 669 r. p.n.e. miało miejsce zaćmienie Słońca widoczne m. in. na Bliskim Wschodzie, a tymczasem rok 669 ma bardzo charakterystyczny numer (idea 10 cyfr i ich wyglądu, a już zwłaszcza odwrotnego wyglądu cyfr 6 i 9, sięga starożytności, choć jest to wiedza ezoteryczna i sybillińska, bo oficjalnie to bodajże w żadnym znanym systemie cyfr tego nie było; tym niemniej jest sporo śladów w źródłach religijnych, a nawet są ślady na to, że znano wygląd także i innych cyfr – na długo przed jego oficjalnym "opracowaniem"). Ponadto dn. 27.5.1234 r. król francuski Ludwik IX Święty zawarł związek małżeński (wszystkie te dane można znaleźć w kalendariach), a okrągły nr roku 1234 wskazuje na to, że coś w tym jest, jakiś spisek – konkluzje z tego są dwie. Po pierwsze prawdopodobnie to nie przypadek, że stało się to akurat we Francji, po czym tym trybunałem międzynarodowym, który ma sądzić sprawiedliwość różnych państw, jest trybunał francuski – w Strasburgu (por. ang. "frank" = "szczery"). To jest ze sobą najprawdopodobniej powiązane: nie bez powodu też akurat we Francji było to zdarzenie – przypadło Francji jako symbolowi państwa Franków, czyli symbolowi tego najsilniejszego plemienia germańskiego, które przejęło ster na kontynencie po rozwiązaniu cesarstwa rzymskiego na Zachodzie. Po drugie, konkluzją z okrągłego nru roku 1234 (w powiązaniu jeszcze z datą 27.5.669 p.n.e., która również wygląda na okrągłą) jest to, że przecież najprawdopodobniej to nie właśnie dokładnie wtedy wymyślono spisek, związany z trybunałem i z datą 27.5, i także z jej wykorzystaniem w roku 1234 we Francji, tylko był on prawdopodobnie sporo starszy i po prostu czekał na swoją kolej od stuleci. To zaś uprawdopodabnia i dodatkowo dowodzi, że spisek tu omówiony pochodzi z Sybilli i że prezentowane fragmenty Biblii to nie jakoś ta przypadkowo się wpisują w temat, co wyzyskano bez odnośnej intencji autora, lecz po prostu prześwituje z nich gotowy spisek co do gotowego, obmyślonego już sposobu zaszkodzenia mojej sprawie sądowej i spowodowania wielkich strat. Wskazują na to też słowa Koranu, jakie znajdujemy począwszy od miejsca 27:5: "Oni są tymi, na których czeka najgorsza kara i w życiu ostatecznym oni poniosą największą stratę. A ty otrzymujesz Koran od Mądrego, Wiedzącego". Pasuje też, ale to na zasadzie przeciwieństw, fragment 12:34 jako symbol mojej porażki zapisanej już z góry na kartach historii.
A zatem – za to, jak widać, im się płaci, po to ich się utrzymuje: by ładnie dobierali symbole, liczby i daty i pisali odmowy pod potrzeby życiowe polityków-bandytów. Do tego się obecnie poczuwają "sędziowie praw człowieka", swoją drogą często profesorowie na uczelniach, kierownicy katedr może jacyś. Spowodowane szkody są rzeczywiście wielkie, bo, zauważmy, żądałem 60 tys. euro zadośćuczynienia, a niezależnie od tego jeszcze dodatkowo polskie sądownictwo powinno mi zrekompensować wszelkie straty, bo uznać, że naruszono klauzulą wykonalności moje prawa (co w prawie krajowym ma skutek w postaci tego, że wygrywa się odszkodowanie od Skarbu Państwa). Jestem teraz przez to stratny na ww. 60.000 euro oraz może jeszcze, czas pokaże, osobno jeszcze na ćwierć mln. zł, które inaczej miałbym już niemalże "gotowe w kieszeni".
Ostateczne potwierdzenie co do źródła pomysłu odnośnie daty 27.5, obrączkowego zaćmienia Słońca w r. 669 p.n.e., ślubu francuskiego króla ["króla sądów"] w r. 1234 [por. też: założenie PeTeRSBURGA w dacie 27.5.1703] oraz losu mojej sprawy strasburskiej w r. 2021 znajdujemy w tekście "proroctw królowej Michaldy", czyli tym, co na temat jej teorii spisał podobno nadworny skryba króla Salomona. Abstrahując już od ostrej tam krytyki sędziów ("Lud zaś, osobliwie sędziowie, będą mądrzy ... [wskazówka to też co do krętactw i propagandziarstwa salomońskiego skryby! dalej w tekście jest o samym Salomonie, co pomińmy] ... albowiem oni będąc oszustami będą lud sądzili"; nawiązanie to pewnie do ich misji PR-owskiej, podobnej mediom, mającej na celu kreowanie jak najlepszego wizerunku rządu i kopanie pode mną dołków wbrew prawdzie; i dalej o tym, że aby wygrać sprawę albo choćby doprowadzić do tego, by była dopuszczalna, a nie odrzucona w przedbiegach, np. sprawa śledztwa, trzeba, co haniebne, wyłożyć mnóstwo pieniędzy – jest to wszystko na s. -19-) – pada specjalna ciekawostka na stronie -39- (część III; zwróćmy uwagę na to +2 na początku, taki pożądany efekt może podsunął-zasugerował papież), co rzadkie, może w ogóle to jedyny taki przypadek: znajdujemy bowiem jakiś dokładny nr roku, ściśle podany, który należy odczytać jako 1903. Ścisłe zaś trafienie w coś takiego z konkretną skandaliczną (wręcz na skalę dziejową) sprawą jest bardzo nieprawdopodobne: losowo się nic takiego nie zdarzy. Tym się teraz zajmijmy. To zresztą dodatkowy pokaz mistrzostwa optymalizacji astronomiczno-symbolicznej, gdyż skądinąd mądrze wywiedziony symbol 184 (i 183), mający swoje inne źródło, tj. kalendarzowe i astronomiczne jeszcze na inny sposób, jest tutaj odzwierciedlony z poprawką +1 -1 na końcowych cyfrach (tak, że wychodzi 193; trzeba tylko dodać 0 pod koniec, bo konkretna liczba to 1903). Napisano tam mianowicie, w ww. miejscu, o "roku 1870 po śmierci Mesjasza" (co można też zapisać jako 1840 + 30, gdzie 30 symbolizuje "chrześcijańskie nauczanie na samym początku", jako rok 30 n.e.), z tym, że jak już wcześniej wspomniałem ukrzyżowanie to ma ściśle określoną datę w r. 33, która jest jedyną datą spójną ze wszystkimi źródłami naukowymi (historia i astronomia). A zatem wychodzi z tego rok nr 1903, o którym to właśnie Michalda tutaj ponoć prawiła. Tymczasem zaś... od roku 669 p.n.e. do 1234 n.e. upłynęło lat 1902, to jest taki właśnie przedział czasu, aczkolwiek dziwnie on nam wygląda i trochę byśmy się tego nie spodziewali, bo po drodze jest haczyk: początek "nowej ery". Aby to więc policzyć, dobrze wziąć najpierw składnik 668, by przejść do roku 1 p.n.e., po czym 1234, by przejść od roku 1 p.n.e. do odpowiedniego nru roku w naszej erze. 668 + 1234 = 1902. [Swoją drogą wychodzi tu na jaw relacja liczb 669 do 668, przy okazji więc także i ta, że w sumie dają... 1337, symbol elitaryzmu, który wygląda jak litery "leet" i osobno jeszcze przypomina rok 137 p.n.e. związany z D.C. I oraz z jedną z (podobno) rzymskich ezoterycznych "zapowiedzi Mesjasza", o których już gdzieś wspominałem. To nie pierwszy przykład tych śladów co do zapisu głosek i cyfr. Sposób zapisu zapewne po prostu angielszczyzny, jak to zaplanowano, bo naród ten znano, i wygląd 10 cyfr naprawdę chyba były znane, znam i inne tego przykłady.] Przechodząc do sedna tego dowodu, co do archaicznych korzeni spisku strasburskiego, "rok 1903" [por.: "rok 1983"; rozwiń objaśnienieczegoś tu tylko brakuje, tj. samobójstwa = ósemki, pod koniec... patrz też analogiczna-podobnie się kojarząca relacja liczb 110 do 112, symbolu prymitywnego podsłuchu: "+2", czyli "jak [bardzo] chcesz to to z tego wynika" (dla mediów)... "samobójstwo" wyciągnąć taką konkluzję, że to przez sprawy podsłuchowe: że w ogóle jest jakiś podsłuch na Piotra Niżyńskiego... – zwiń objaśnienie] symbolizuje zatem następstwo z tej sprawy: co dalej będzie, co nastąpi w wyniku tego? I Salomon daje odpowiedź, dla "tych, co mają uszy" do tego: "będą także wszyscy ludzie bogaci [przen.: syci, zadowoleni], wtenczas żadnemu na niczym schodzić nie będzie i żadne mrozy owocom nie uszkodzą". Sarkazm to zapewne, kojarzący się też z plakatami z okolic roku 2009: "cały kraj rad" – ot po prostu m. in. o sytuacji w mediach (jest idea mediów znana, tłumaczyłem to gdzie indziej). O ich reakcji na ten skandal. "Mróz" przykładowo idealnie pasuje do nagminnej w mediach, lansowanej pewnie przez kolejne rządy i podtrzymywanej jak jakaś świętość papieska, praktyki kasowania e-maili tak, by broń Boże nie pozostał żaden ślad w skrzynce pocztowej po e-mailach dekonspirujących główne spiski kryminalne, które to e-maile haniebnie pozostawiono bez należytej odpowiedzi (vide rozmowy z mediami prezentowane na forum bloga). Nic, tylko "mróz", "zima", 0 odpowiedzi. Tu zaś, na zasadzie ironii "tych, co to przyszłe życie doskonale znają" – "broń Boże żadne mrozy ludziom doskwierać nie będą", "będzie dobre traktowanie" (pewnie to też o przyszłym orzekaniu Trybunału: "będzie dobrze", "to tylko Niżyńskiego tak potraktowano, na zasadzie dyskryminowanego wyjątku"). Możecie to Państwo sprawdzić, możecie do mediów napisać (ja sam też trochę spróbuję podzwonić) – zgaduję, że przemilczą ten bolesny cios we mnie, a przecież najzupełniej udowodniony: była ta skarga, była wysłana, numer (jakże symboliczny) był zaalokowany, jest nagrana audiowizualnie rozmowa z Trybunałem, która go potwierdza, o czym wspominałem w poprzednim wpisie, mam też dokument i kopertę z tym, co przyszło w odpowiedzi – prezentację sposobu "obsłużenia" mej skargi. [Przy okazji niech tu się podzielę moją obawą, że skoro 147, czyli nr dnia roku, który odpowiada dacie 27.5, to "tuż przed zabójstwem", a do końca roku pozostaje 218 dni, to tę drugą liczbę można rozczytać jako połączenie dwójki i 18-ki, gdzie 2-ka na początku symbolizuje, że to nie w roku 19xx ma być, tylko 20xx, a 18-ka – że 18 lat później. Oto więc był opis różnic względem wspomnianego nru roku 1903. Taki plan, że ta porażka w Strasburgu przypada nie tylko na tę datę, ale i ściśle na rok 2021, który skądinąd – jak to się u papieża i w każdym razie międzynarodowo wyraziście potwierdziło – jest rokiem pewnego postępu w moich sprawach (zwłaszcza budowlanych), brzmi wiarygodnie. Dodatkową zaś ku temu poszlaką jest to, że to właśnie równo 2 tygodnie po dacie 27.5.2021 przypada data 10.06.2021, kiedy to (znowu) nastąpiło "obrączkowe zaćmienie Słońca" (tj.: wyglądające jak obrączka, pierścień). A ściślej: nieco po godz. 12-ej, czemu odpowiada zainteresowanie Michaldy okazywane "czasom 1200 lat po śmierci Mesjasza" (co przypada na rok 1233, czyli "jeszcze przed »słynnym ślubem«", mianowicie: Trybunału z papiestwem) i "rokowi 1903 n.e.". Zauważmy, że są to właśnie te "osławione" 2 tygodnie, które ustawa daje na zaskarżenie nakazu zapłaty i po których był aż nawet ślad w Biblii, przy nawiązywaniu do mej sprawy 262/14, jak to już pokazywałem poprzednio. Mianowicie, we wpisie poprzednim pokazałem, że starożytni antycypowali nie tylko tę sprawę i jej charakterystyczne właściwości, niesprawiedliwość, problem "dostępu do sądu" (już na samym wejściu do procesowania się) itd., czego pełno w całej Biblii pod odpowiednim numerem, ale też, że dotyczy to ściśle osoby o moim nazwisku. Trybunał potwierdził te podejrzenia, jako że w dniu odebrania przeze mnie jego orzeczenia (i uwiecznienia go na filmie), który notabene był dniem odpowiadającym memu rokowi narodzin 86, czyli w dniu 8/6, zorganizował na swej stronie internetowej WWW.ECHR.COE.INT aż 2 newsy kojarzące się z tym tematem, grające na skojarzeniach, dekonspiratorskie: PO PIERWSZE, jakiś KurT przeciwko AT ("Kur...? Tak", jak o sędziowaniu przydzielonego mi Węgra, co przypomina wypowiedź "Bandyta? Tak, prokurator" z opublikowanego na tym blogu w 2015 r. dekonspiratorskiego stenogramu z prokuratury na mój temat oraz przypomina ten jedną ze spraw pasujących do tematu prawomocności nakazów zapłaty: "Fischer przeciwko AT", czyli "rybak [apostoł Piotr?] przeciwko ateistom" – "przeciwko temu, co to wyznaje sądzenie bez Boga, tj. bez wpływu religii i papieża"); PO DRUGIE: temat "starożytny związek religijny Romuva przeciwko [Mod?]Litwie" (trafia w sedno i nadaje się na wyjaśnienie, bo ang. "prayer" oznacza zarówno modlitwę, jak i to, czego domaga się określona petycja, pozew, skarga itp. – jest to specjalna, wyodrębniona, zwykle końcowa część pisma; temat ten, tego związku religijnego nawiązującego do starożytnego pogaństwa – co ustawiono na dzień nieco późniejszy niż dzień decyzji, bo jeszcze przecież sekretariat wysyłka, odbiór... – pasuje też jak ulał do tego fragmentu przepowiedni królowej Saby (patrz s. -39- wg numeracji na górze stron), który następuje bezpośrednio po tym ściśle trafiającym w temat daty 27.5, bo w rok 1903) – oba zaś, bardzo się przy okazji z tym moim przypadkiem kojarzące, są to newsy ściśle w dacie 8/6 wskazującej na mój rok urodzin (patrz dowód daty 25.9.86). Powtórzę, tutaj po kliknięciu jest ich zarchiwizowana strona internetowa. Sama Michalda potwierdza też, z właściwością dla siebie pewną niewyraźnością i zamgleniem, ale stanowczo, to, że jej opowieści są m. in. na mój temat, że jestem jakichś ich elementem – w świetle bowiem tego, że reprezentuję "filar astronomiczny" przeciwny tym, na których zbudowano Kościół, tj. Datę Charakterystyczną II, pasuje jak ulał tekst "Gdy kościół utwierdzonem będzie na drugiem kamieniu, wtenczas wyda ziemia urodzajność swą a błogosławiony będzie ten człowiek, który tych czasów doczeka, bowiem wtenczas wyniejdą wszystkie skarby na świat, które od stworzenia świata skryte były" (s. 38 na dole, patrz e-book). Tekst ten idzie w parze i budzi nieodparte skojarzenia ze sprawą pozostawionej potomnym zakopanej kolekcji skarbów-zabytków w Nuzi (≈ NIZY, jak "Nizynski"), o której wspominał już ten oto artykuł. Zauważmy, data 27.5 odzwierciedlała się, co najwyżej z drobnymi (typowo sybillińskimi) poprawkami/przesunięciami, w karierze zarówno prezesa Trybunału (Robert, nomen omen, Spano, jak ang. "span" = zakres, np. przedział dat; kiedy został prezesem? dobrze znane +1 -1 na cyfrach dnia i mamy tę datę...), jak i Saddama Husajna jako władcy tego, czym obecnie jest starożytny Babilon, czyli kolebka tych spisków (kiedy został premierem w latach 90-tych? w tej dacie +2). 29.5 u Saddama, czyli ww. data z poprawką +2 (jest to notabene data pewnego dosyć ważnego-pomocnego orzeczenia Sądu Najwyższego – można się na nie powoływać przeciwko niedociągnięciom w postępowaniu dowodowym sądu cywilnego... inny taki wyrok był dzień po moich urodzinach; o obu wspomina pod koniec "rzymskiej" s. 7 wyrok IV CSK 52/15), to jak moja data urodzin 25.9, tylko poprzestawiana, na odwrót zapisana jest końcówka (259 -> 295); ujmując to inaczej, zastosowana tu jest poprawka +4 -4 (dni, miesiące), która kojarzy się z nauką i sugeruje wzruszanie ramionami, obojętność na kwestię tego, czy ocena jest dobra: "cóż zależy na nauce?...", "jedna czwórka na uczelni mniej czy więcej – co za różnica!...". Idzie to w parze z tym, że dzień roku nr 275 to 2. października, czyli dzień po początku roku akademickiego ("to to chyba jakieś »następstwo z nauki«"). W Polsce data 1.10 funkcjonuje w tym charakterze od początku Uniwersytetu Jagiellońskiego. — edit 2021-06-14: Idźmy dalej. W Koranie w pierwszej z brzegu surze (poza tą otwierającą, która jest zupełnie zdawkowa, mało ma wersetów) znajdujemy pod nrem 184 taki oto tekst: "To są dni odliczone. (...)". I rzeczywiście, jeśli się temu przyjrzeć, natrafiamy na przykład optymalizacji liczb-symboli pod maksymalny efekt psychologiczny (efekt pogłębiającej się wiedzy, a to wskutek wielości wzajemnych powiązań znaczeniowych, jakie się odsłaniają). Wspomniałem o korzeniach astronomiczno-kalendarzowych symboliki liczby 83, widzieliśmy też powiązanie jej z astronomią za pośrednictwem 2-tygodniowego przedziału czasu przypadającego m. in. na wysyłkę i doręczenie poczty, a oddzielającego datę decyzji od obrączkowego zaćmienia Słońca w 2021 r., co jest jeszcze odrębną kwestią, a tutaj mamy osobno jeszcze co innego – mianowicie dwie kolejne sprawy, jedną starą (pewnie tak starą, jak ten spisek), drugą z historii polskiej polityki XX w. Po pierwsze: jeśli do daty 1.1 br. dodać 184 dni (patrz kalkulatorek internetowy), wychodzi dzień... 7/4 w notacji amerykańskiej (tj. 4-ty lipca), co odpowiada symbolowi mieszkania wg Sybilli (74, notabene też odpowiednio dobrana liczba), a zwłaszcza mego mieszkania z dzieciństwa (ujęte także jako miejsce podsłuchu i udręki); wspomina o tym mieszkaniu nr 74, a nawet pokazuje dokumenty urzędowe poświadczające me zameldowanie tam we wczesnych latach życia (bo całą listę miejsc zameldowania), moja skarga do Strasburga. Po drugie: jeśli do daty 27.5 dodać 174 dni, to trafiamy w datę... 17.11, czyli datę, jaką nosi (jakże trafna w tym kontekście!) ustawa Kodeks postępowania cywilnego (patrz kalkulator internetowy). — Można puścić wodze wyobraźni i znając finezję starożytnych w stosowaniu nomen omenów zgadnąć, że to przez tę sprawę imię słynnego babilońskiego króla od praw (Ham-mu-rabi) tak nam dzisiaj brzmi (wylansowano może specjalnie słowa "rabować", "robbery" itd.), choć ta afera lub w każdym razie jej szczegółowe rozplanowanie to zapewne już wynalazek królów-Kasytów, czyli trochę późniejszych. Wracając do meritum: skoro data 27.5 i jej numer: 147 jest to, symbolicznie rzecz biorąc, czas "tuż przed zabijaniem", to pasowałoby (abstrahując już od kwestii potrzeby reform w Strasburgu, że tak to alegorycznie ujmijmy...), że może szykują dla mej matki datę śmierci albo w każdym razie chodzi o jakąś inną matkę.] [edit 2021-06-13: Jak gdyby dla zdementowania tych sugestii o ewentualnym zagrożeniu dla życia mej matki, zaraz po tej sytuacji zmarła mama [abp.] Rysia (Ma-Rysia, stąd może już od dawna jest w episkopacie jako abp ks. Ryś, przy czym śmierć ta nastąpiła – po opatrzeniu ostatnim namaszczeniem – w Święto Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny, w sobotę, kiedy to notabene wg lekcjonarza była charakterystycznie napisana ewangelia jak gdyby ocierająca się co rusz nieznacznie o temat tajnej wersji nt. genezy Chrystusa i seksu jego matki). Ta śmierć (może jakoś w szpitalu albo samobójcza) nastąpiła równo 4 dni (jak nr przykazania "Czcij ojca swego i matkę swoją") po odebraniu przeze mnie listu z Trybunału i opublikowaniu przezeń wspomnianych newsów (co, powtórzmy, nastąpiło dn. 8/6). Najlepsze zaś, że była to sprawa zapowiedziana. W Apokalipsie w pasującym do Trybunału fragmencie 17:4-5 mamy zaraz też coś o "macierzy", co budzi skojarzenia z ang. słowem "matrix" = macierz, matryca. Ściślej, Apokalipsa mówi o "macierzy obrzydliwości" itd., padają tam też liczby 7 (symbol Rzymu, miasta, gdzie zawarto Europejską konwencję praw człowieka) i 10 (może służyć za symbol wielości bliżej nie sprecyzowanej: jak gdy np. mówi się "dziesiątki", "setki" itp.) – jest to wszak umowa międzynarodowa wielostronna. Por. też te liczby 7 i 10 z przykazaniami: "Nie kradnij", "Nie pożądaj żadnej rzeczy bliźniego swego" – jak o objaśnieniu dot. ich zamieszania się w przestępstwa podsłuchowe, co notabene starożytni już antycypowali (stąd też np. u Michaldy na s. 20 tekst "z jednej pracy będą robić dwie prace"). Z liczb tych w iloczynie wychodzi 70, tymczasem zaś papież z okazji 700-lecia śmierci Dantego mówił coś o... matrycy. Proszę, oto konkretny artykuł pokazujący te jego słowa, w dodatku w kontekście Babilonu. A zatem to już pierwszy rok do zbrodni – przejście od "macierzy" do "matrycy" (M-T-R, trochę jak niem. "Mutter" = matka albo jak np. "matrona"). Inny jeszcze przykład – w Wigilię 2018 r. (1 rok i 1 tydzień przed zgłoszeniem Covid-19 do WHO, co było datą ściśle zaplanowaną) Vatican News tak oto omawiał ówczesne kościelno-polityczne zdarzenie: „Mamy swoje matryce, na których są emblematy Jasnej Góry i Matki Bożej. To jest na pewno piękna tradycja, że ten opłatek bierzemy z Jasnej Góry, bierzemy go od Matki, przekazując go dalej. [...]”. A zatem tutaj już nie tylko "matryca", ale nawet "mamy swoje matryce" – niemalże już tylko o krok do "każdy ma swoją mat...rycę". Po czym pod koniec zeszłego roku powiązano to z 700-leciem i także z tematem Babilonu, co pasuje do przejawiania się tematu strasburskiego w Biblii, w tym przypadku: pod nrem 174 w Apokalipsie.]
edit 2021-06-19: Jeszcze jednym dowodem na to, że w przepowiedniach królowej Saby chodzi przede wszystkim ściśle o tę sprawę strasburską – a nie np. jedynie o rewolucję 1905 r. (i potem październikową) czy nawet, dajmy na to, założenie Petersburga – mogą być losy postaci, która na kartach historii zapisała się jako Engelbert II z Bergu (rok urodzin? 800 lat przed moim). Wspominałem o niej już na liście ofiar grupy watykańskiej. Zestawić postać tego świętego i arcybiskupa należy też z Engelbertem II, hrabią Mark, który (dla porównania) zmarł w dacie 18.7, co – z uwagi na te same kolejno po sobie następujące cyfry – już wyraźnie nawiązuje do ww. "roku 1870 po śmierci Mesjasza" ze starożytnego tekstu (mam pewne dodatkowe potwierdzenia co do tego, że papież czuwał nad jego losami i że jest rzeczywiście stary, którymi się może później podzielę w książce, jeśli się za to wezmę). Zwróćmy uwagę, jakie to czasy – właśnie mniej więcej te, co małżeństwo króla francuskiego. I jakkolwiek Engelbert II z Bergu zmarł w dacie 7.11, czyli w dacie przyszłej rewolucji październikowej, to już bardzo znamienna i ze mną się kojarząca jest historia jego śmierci, potwierdzająca sybillińskie korzenie mojej sprawy, a nawet ścisłe rozplanowanie tego, jak przegram (co wskazuje też na uprzednie upolitycznienie Sądu Okręgowego i Sądu Apelacyjnego w Warszawie – dla mnie to zresztą standard, codzienność). Mianowicie, człowiek ten (o imieniu nomen omen "anioł-brat", co budzi też skojarzenia z pogróżkami mego brata, że mnie ubezwłasnowolni, jeśli będę go dalej ciągał po sądach – proszę, co za dzikie standardy obsługi dysydenta w kraju europejskim! – nic tylko zastraszanie i ma się bać korzystania z sądów...) został napadnięty przez rodzinę i zabity podczas drogi powrotnej z sądu. Trafia to więc idealnie w temat ewentualnego pomijania tego, że termin nie biegnie w czasie, gdy postanowienie jest jeszcze w doręczeniu (i że – rzecz jasna – mimo dokonanego już naruszenia prawa do sądu termin i tak nie biegnie, zanim sądy wydadzą ostateczne orzeczenie w danym temacie, czyli do czasu, gdy strona przegra właściwe środki zaskarżenia i ogłoszą jej to – a zatem: do czasu, gdy sprawa "wróci już z sądu").
Przy tej okazji chętnie zwracam uwagę na jeszcze jeden aspekt tego całego starożytnego planu względem mnie. Przepowiednie królowej Saby zawierają też wskazówkę co do przyszłego losu tych, co za pieniądze zapisują się do antyludzkiej mafii zorganizowanej przeciwko mnie, zwalczającej mą wolność myślenia, a wspierającej "telewizyjnych" sadystów. Mianowicie: to, że "z jednej pracy będą robić 2 prace" (s. 20 tekstu) jest tam zapowiedzią nadchodzącego sądu ostatecznego (czasy apokaliptyczne). Chodzi tu o przestępstwa podsłuchowe, w które wciąga się na rynku pracy przy okazji dodatkowej pracy przy monitoringu budynku. Od siebie dodam, że gołym okiem widoczną niesprawiedliwością byłoby masowe uniewinnianie takich ludzi albo nawet karanie ich tylko grzywną, podczas gdy jest to właśnie to, co z natury rzeczy uwzględniają oni w swych kalkulacjach jako jedyną ewentualnie w grę wchodzącą opcję (i z natury rzeczy, jak to w takiej sytuacji być musi, przekonani są oni, że jest ona bardzo nieprawdopodobna – "przecież wszyscy są przeciwko temu kolesiowi, cały system"). Abstrahuję tu już nawet od 50-letniej tradycji głoszącej u nas, że za udział w gangu kara się nie grzywną, nie karą w zawieszeniu, tylko po prostu więzieniem – a przeciez udział w gangu wspólnym z państwem, w mafii politycznej, jest społecznie wyraźnie bardziej szkodliwy niż udział w grupie oddolnie tworzonej. Załóżmy tu nawet, że jesteśmy wykorzenieni z tej tradycji (podważanej od czasów ministra Borysa Budki z PO); nie tylko w tym rzecz. Widmo "prawie na pewno jedynie co najwyżej, w ostatecznym rozrachunku, niepowodzenia finansowego", czyli przegrania sprawy majątkowej, jak widać nie odstrasza wystarczająco, nie spełnia tego podstawowego celu kary, jakim jest prewencja ogólna. Jeśli by tak miał wyglądać "ostateczny sąd" w demokratycznym, skorym do intelektualnie wartościowego dialogu państwie, świadczyłoby to tylko o tym, że niewłaściwe osoby – to znaczy: osoby uwikłane, np. rodzinnie, a za to nie mające argumentów merytorycznych lub przygotowania naukowo-doktrynalnego – pchają się do sądzenia i zajmują stanowiska sędziowskie.
Przedstawiłem tu zatem ostateczny, probabilistyczny dowód (z wielkiego nieprawdopodobieństwa) na to, że jakoś tak dziwnym trafem Wysoki Trybunał tutaj zajmował się przede wszystkim realizowaniem spisku przeciwko mnie opowiedzianego przez starożytną królową Michaldę, po którym wprawdzie zostały nam tylko strzępy (aczkolwiek papieżowi – zapewne sporo więcej). Sami by tych wszystkich genialności (rezultatów prac i wysiłków zapewne całych pokoleń) ja myślę, że nie wynaleźli. Jeszcze zaś ważniejsze, że samo to by się tak w historii nie trafiło, abstrahując już od kwestii dostrzeżenia tego, odszyfrowania jej kart.
Podsumowując: Trybunał ten nie jest żadnym przyzwoitym sądem, lecz oszustem mającym nas-podatników utrzymywać w błogostanie przeświadczenia, że wszystko jest dobrze i że dysydenci mają potężne bronie na rzecz tego, by działo się sprawiedliwie. W rzeczywistości zaś najpewniej wszystko tam zależy od pieniędzy i od nacisków z Francji i od faktu uwzględniania podstawowych interesów papieża w tej polityce (co w sumie pewnie powszechnie czyni nawet lewica). Tymczasem zaś oni nie mają prawa prowadzić działalności nie dającej się pogodzić ze statusem sędziego Trybunału. Uzasadnione byłoby więc wprowadzenie tam Policji, celem badania, czy aby nie wytworzyła się grupa przestępcza (aczkolwiek najlepiej by było, gdyby sprawę tę poprowadzić międzynarodowo, z uwzględnieniem też śledztwa na Węgrzech). Co do swego własnego problemu z naruszonym prawem do sądu w Polsce to będę próbował jeszcze uzyskać pomoc od ONZ-u, gdzie jest też odpowiedni Wysoki Komisarz zajmujący się prawami człowieka, tym niemniej z uwagi na to, że pewnie nie lubią mnie za to, iż xp.pl tak kompromituje temat koronawirusa, to najprawdopodobniej albo od nich nie przyjdzie w ogóle żadna odpowiedź, albo odpowiedzi będą niezborne i niespójne z tym, co ja robię (np. będą utrzymywać, że nie uzupełniam im jakichś braków, mimo że uzupełniłem), albo też po prostu pójdą one w stronę tego, że rzekomo to tak naprawdę nie przysługuje poszanowanie i wspieranie pewności prawa przy wnoszeniu spraw i środków zaskarżenia do sądu, co do konkretnej procedury. I że, co za tym idzie, nie przysługuje prawo do poszanowania orzecznictwa Sądu Najwyższego (co jest fundamentem pewności prawa, jako że to to orzecznictwo ma stać na straży jednolitości systemu prawa). W Strasburgu kwestia ta jest już dosyć dobrze ustalona, tj. wiadomo, że powinno się w sądach respektować pewność prawną zwłaszcza w tej delikatnej dziedzinie, jaką jest procedura (konkretne kroki, jakie należy wykonywać w ramach) odwoływania się do sądu, jak to już pokazałem w pismach nr 2 i 3 w poprzednim wpisie, gdzie wytknąłem konkretne cytaty z orzecznictwa. Natomiast w ONZ, który operuje nie na Konwencji, lecz na własnym akcie prawnym (Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych), ma swoją własną historię w tej dziedzinie – dużo mniej mi znaną – i ta konkretna kwestia może nie jest tak dobrze ustalona albo w każdym razie tak czy inaczej ją zlekceważą w moim przypadku. Spodziewam się więc w ONZ, z uwagi na ich zapewne własne poczucie bardzo poważnego zamieszania w sprawę koronawirusa (czyż nie?...), bardzo wąskiego u nich i niesatysfakcjonującego rozumienia prawa do sądu z art. 14 Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych. [edit 2021-06-15: A przepraszam, z poszlak z kalendarium (m. in. coś przy roku 1818) wynika, że powiedzą, że przegrałem z powodu przekroczenia terminu (ONZ daje 5 lat – liczba ta budzi skojarzenia z polskim przestępstwem "udział w grupie przestępczej"...), który dla odmiany (w przeciwieństwie do dobrze znanych zasad Trybunału) liczą zapewne – może nawet oficjalnie i zawsze, kto wie? – od jakiejś daty związanej z samym nakazem zapłaty, czyli zupełnie wstępnym orzeczeniem sądu I instancji. Owszem, to ono powoduje straty i to przez nie cała sprawa sądowa powoduje straty (poprzez naruszenie praw człowieka, a mianowicie brak dopuszczenia do głosu drugiej strony w postępowaniu sądowym – uczciwie, poprzez prawidłowe zawiadomienie i uczciwe naliczanie terminu na reakcję), tym niemniej chyba powinni to liczyć wg orzeczenia sądu ostatecznej instancji, czyli tutaj: wg zdarzeń związanych z oddaleniem zażalenia na odrzucenie sprzeciwu (co było w roku 2020)... To rozsądny, wydawałoby się, standard – zawsze najpierw pozostawić państwu możliwość wewnętrznego wykrycia i naprawienia problemu, na właściwej ku temu ścieżce (szkoda tu miejsca na jej relacjonowanie, ale państwo daje opcje, by po perwsze naprawić procesowy uszczerbek, czyli brak możliwości uczciwego sądowego rozstrzygania sporu, co powinno dać się odwrócić sprzeciwem od nakazu zapłaty, jak również – po drugie – zawsze możliwe powinno być też, choć to już osobna sprawa, naprawienie strat majątkowych). A zatem każdy rozsądny człowiek liczy termin od zdarzeń związanych z wyczerpaniem ścieżki odwoławczej. Natomiast sąd-szyderca (i podobnie też różne ONZ-y) będzie ironicznie podkreślać, jak to "ostatecznym" musi być sam nakaz zapłaty, jak to jest on "ostateczny" ze swej natury – bo ma taką sygnaturę i takiego pokrzywdzonego, którego nie lubimy, i bo tak Michalda z papieżem nakazała. "To z 2014 r. to jest ostateczne i koniec, kropka!"]
edit 2021-08-10: WAŻNE – W związku z zakorzenionymi w tajnej starożytnej księdze Sybilli (opowieści m. in. o mnie) tendencjami, by mnie prezentować jako jakiegoś antychrysta, filozofa-wroga religii (takiego współczesnego, dużo bardziej zasłużonego następcę Nietzschego) czy nawet, o ironio, może jakiegoś przyszłego papieża ("Najwyższy Pasterz" w liście św. Piotra, za sprawą którego, jak można wnioskować z kontekstu i w ramach aluzyjnego przesłania tekstu: dojdzie do ujawnienia tematu starożytnego spisku co do polityki opartej o PO-PiS; patrz też imię ostatniego papieża wg przepowiedni, np. królowej Saby czy Malachiasza, nota bene też pod te litery M-Ch-L ze słowa Michalda dobranego), OŚWIADCZAM TU WYRAŹNIE, CO NASTĘPUJE. KOMPLETNIE NIE JESTEM ZAINTERESOWANY WW. ROLAMI... – [rozwiń dopisek...] I NA PEWNO SIĘ W NIE WCIELAĆ NIE CHCĘ, CO WYNIKA Z PROSTACKIEGO, GŁUPIEGO, ŚWIADCZĄCEGO O NIEDOROZWINIĘCIU AUTORA TYCH ATAKÓW SPOSOBU TRAKTOWANIA MNIE. (Może to z Watykanu idzie? Podobno to tam jest główny kontakt "telewizji", tj. tych spikerów zn wyodrębnionej komórki, w postaci pojedynczej osoby, podobno chodzi o samego papieża jako "dyrygenta", ale to oczywiście nie jest oficjalna wersja. Ja nie wiem, kto to wszystko organizuje, ale sam spodziewany fakt związków z tak głupio zachowującą się instytucją wystarczyłby normalnemu człowiekowi, by położyć kres jest głupkowatemu bachorowatemu zachowaniu.) Ktoś może sobie myśli, że ja jakimś zgoła (niemalże?) kretynem jestem, że wszystko mi tyle czasu zajmuje, że po tylu latach tak mało zabezpieczonych dowodów, tak mało postępów z nieruchomościami itd., ale ten, kto tak twierdzi, nie rozumie realiów. Co rusz ataki na mnie, na moją godność, na mienie. Głupie wynalazki, problemy kryminalne czy z atakami prawa karnego na mnie, niereprezentatywne teorie prawne przeciwko mnie. Wbrew temu, co wydawałoby się już uzgodnione (patrz też "misja" tej spikerskiej telewizji, reprezentowana przez dyrektora ośrodka regionalnego TVP Warszawa, ośrodka od zawsze kojarzonego z podsłuchem na mnie: jest to jakiś... uwaga... pisarz.) Była bowiem taka teoria, z Sybilli, że ja to pewnego razu książkę napiszę, która ma tam nawet tytuł gotowy i parę innych rzeczy też dobrze ustalonych (co do treści), ujawnię tam szczegóły sybillińskie, w które wniknąłem i które zwłaszcza wobec mnie były odsłonięte (nie tylko za sprawą spikerów z TV; generalnie postarano się, politycznie i kościelnie, o różne ślady, by łatwo mi było dostrzec detale, których inni nie widzą). Miałbym być takim "nauczycielem" dla mas co do tego, co jest w Sybilli, tym samym też ostatecznie rozstrzygnąć "wielką kwestię" wierzenia lub niewierzenia, prawdy i nieprawdy w religii itd., co planowano zrobić za pomocą książki. Jest to wszystko rzecz jasna idea zupełnego idioty, jak dowodzą jego losy, w każdym razie o ile się wiele w tej sprawie nadziei wiąże ze mną, aczkolwiek tu i ówdzie pomysł poświadczony, wyraźnie nawet poświadczony jako planowany do zrealizowania za pomocą mojej osoby, skoro non stop traktuje się mnie jak popychadło i cel ustawicznych ataków na mienie, na resztki majątku, jaki mam, na podstawowe rzeczy potrzebne w życiu. Ataki, które mają pozbawiać co rusz jakichś pieniędzy – wbrew uzgodnieniom. Ja mogę być, proszę państwa, nie jakimś wrogiem religii i papieskich prymitywnych podrzutków politycznych (w tym w fizyce), i jakimś nowym bolszewikiem w tym temacie, tylko bojownikiem o godność. O elementarne minimum szacunku dla człowieka. Z jednej więc strony całymi dniami spikerzy nawiązują do prześwietlonego przeze mnie planu, "jarają" się nim, cholera wie, po co – rzeczywiście jest to plan dobrze zaznaczony w historii i papiestwo ewidentnie jak dotąd do jego realizacji zmierzało – z drugiej zaś strony ostentacja w dawaniu mi po twarzy państwem, co jest raczej głupim sposobem na pozyskanie sobie człowieka do współpracy w jakimś projekcie (jest wprawdzie koncepcja, że będzie jakieś sado-maso, w którym laseczką papieską przyciska się mnie jak owada do ziemi, by machał nogami i się wywijał, niczym ten szatan pod stopami archanioła Gabriela – o tak, to te klimaty, 666, to nie przypadek, tylko o mnie temat – ale to kompletnie nie uwzględnia kwestii godności osobistej i brzydzę się takim robieniem lachy przy jednoczesnym wyżywaniu się na mnie przez ten sam ośrodek, który to zlecił). Przykłady. Po ustalonym stanie rzeczy, że aby jakiejkolwiek choćby minimalnej współpracy ode mnie w planach sybillińskich oczekiwać, ma nie być ataków na mienie zubażających mnie (pogrążających tym samym), bezczelnie rozwalono mi telefon dn. 21.07, co do dzisiaj jest nienaprawione. Tak jest rozwalony, że już w ogóle nic nie widać ani nie da się zrobić touchscreenem ani przez USB. Chcą w dodatku z niego skasować dane w serwisie. Pomaga w tym Huawei. To taka ich polityka. Pomyślane to jest przez tych spikerów pod takie prymitywne prostactwo w stylu "najpierw broić, potem nie ma dowodów, dalej broić, zabijać, kraść itd., o, to nam w głowie, może to jakieś w ogóle prymitywne oddolne gimnazjum i nie ma w tym papieża". A zatem już prawie miesiąc z życia straciłem bez możliwości załatwiania czegokolwiek z politykami, bo u nich bez wizyty osobistej i zabezpieczania dowodów nie ma co nawet marzyć o pomocy z telewizją (a i wizyta np. w warszawskich biurach poselskich raczej niezbyt pomoże – jakoś tak dziwnie trafiałem w PiS i PO na aferałów niesłyszących albo arogancko mnie traktujących rękoczynem). Ot prosta konsekwencja rozwalenia telefonu komórkowego, czyli podstawowego dziś narzędzia podręcznego. Naprawa rozbitej szybki (wprawdzie była taka od dawna, ale jest pozór, że to od tego, no i może przy okazji wymienią odpowiedni chip) + odzyskiwanie danych = ok. 1500 zł w plecy. Kolejny złodziejski atak na mienie (a już dawno było wyjaśnione, że nic takiego ma nie następować i będzie traktowane jak złodziejstwo): kradzież prawie 1100 zł przez ZUS. ZUS na podstawie art. 84 Kodeksu cywilnego zobowiązany był zwrócić pieniądze przelane mu bankowo na spłatę zobowiązania za konkretny miesiąc, które jak się później okazało jednak nie istniało. Przeznaczenie przelewu – to, które zobowiązanie spłacam – mieli podane w tytule oraz we wniosku, który trafił na biuro podawcze nazajutrz. Dyspozycja bankowa była więc złożona w błędzie i ja się w piśmie uchyliłem od tego już 12.07. Czekałem miesiąc na odpowiedź, czyli czas praktycznie maksymalny, przewidziany tylko dla spraw, gdzie trzeba zbierać dowody, bo w pozostałych działa się niezwłocznie, dostałem tę odpowiedź dopiero dziś i oczywiście jest odmowna. Kompletnie głupie, na pewno zaraz wszystkie sądy z otwartymi ramionami będą widzieć to głupie łamanie prawa, kompletnie nieprzepojone żadną treścią intelektualną, a jedynie sieczką mózgową wynikającą z rozkazowego w tym przypadku podchodzenia do pracy urzędniczej. Przecież gdy nawet jesteś czyimś dłużnikiem, jak ja ZUS-u (nie powinienem być, bo oni sztucznie przedłużyli przedawnienie tocząc przez rok pewną sprawę, którą powinni załatwić w tydzień lub miesiąc, ale złamali prawo w sprawie jej czasu trwania; ten dług byłby już przedawniony), to jeśli temu komuś pożyczysz np. na chwilę komputer, to to nie jest tak, że on nie musi ci go oddawać, tylko może go ukraść i sobie zaspokoić z niego swoje roszczenia. Analogicznie też w przypadku, gdy odpadła podstawa prawna, czyli np. uchylasz się od skutku oświadczenia woli, umowa staje się nieważna/bezskuteczna prawnie – nie ma powodu, by inaczej niż w powyższym przypadku, człowiek ten (twój wierzyciel) miał prawo cię okraść z tego pożyczonego mu komputera, bo masz dług. Żadne "zasady współżycia społecznego" nie uzasadniają takiego przejęcia cudzej rzeczy, której ta osoba swobodnie i w pełni świadomie przekazać na dany cel nie chciała. Prawo to zwalcza. W prawie cywilnym jest jasno określone, kiedy można sobie "ukraść" cudze rzeczy. To jest wyjątek, a nie reguła. Przykładowo, może to zrobić wynajmujący swojemu najemcy: jeśli on mu zalega za czynsz, to może zabezpieczyć swe roszczenie na jego mieniu pozostającym w wynajętym lokalu. Co do zasady jest to jednak niezgodne z prawem (w tym: zasadami współżycia społecznego). Proszę mieć też na uwadze, że wg Kodeksu cywilnego dłużnik może sobie wybrać, które świadczenie spłaca, jest więc zawsze możliwy konkretny cel i zamysł przy spłacie: "takie zobowiązanie tutaj spłacam" (jeśli zaś to jest błąd, bo ono jest wygasłe, jak w moim przypadku, co sam ZUS stwierdził odmawiając pożądanego księgowania, to całą spłatę mogą wziąć diabli: "uchylam się od tej dyspozycji bankowej, od jej skutków prawnych" – wówczas muszą zwrócić). ZUS ma jednak prawo w nosie (może jedyne, co rozumieją, to jakieś quasi-religijne "współżycie społeczne" i jego zasady?? tym się może chcą zasłaniać??) i przysłał głupie pisemko, mnie zaś zostawiając okradzionego w sytuacji, gdy ta kasa przydałaby się np. na apostille i tłumaczenia z polskiego na angielskiej w drogiej indyjskiej sprawie sądowej, której grozi jakieś przekroczenie terminów i niezarejestrowanie. Mam różne wydatki i to było zaplanowane na ten cel albo np. na adwokata w sądzie polskim, albo jeszcze coś innego takiego. Znamienne, że dzień wcześniej zamordowano Oliviera Maire'a we Francji, jakiegoś tam chyba zakonnika czy księdza – typowe, tak działa ta mafia w mediach ("poszlaka w przeddzień"), po czym teraz dzisiaj centralny artykuł VaticanNews: "żal po śmierci Oliviera [...]". Śladem tego ustawienia sprawy jest też to, że kompletnie nie widać orzecznictwa Sądu Najwyższego w takich tematach, gdzie ktoś próbował skonfliktować art. 84 k.c. z art. 411 pkt 2 k.c. i np. wykorzystać ten drugi przeciwko pierwszemu czy, dajmy na to, rozporządzenie ministerialne ws. wpłat na ZUS przeciwko Kodeksowi cywilnemu. Takich spraw nigdzie nie widać, a przecież np. łatwo mogłyby się zdarzyć między podmiotami prywatnymi. Po prostu poukrywano to orzecznictwo, po czym drwiąca została jedynie sprawa z jakąś sędziną "pogromcą oszustów" (oszukańcze przyjmowanie mienia przecież! oszukańcza transakcja, wyzyskują tu błąd...), Gromską-Szuster z SN. Już pewnie sporo latek wcześniej planowali taki atak. No comments. Kolejny atak na mnie i moje sprawy finansowe to ponad półtora miesiąca idiotycznego zwlekania przy zwrocie opłaty od kasacji, którą wygrałem (jeszcze wyraźnie postawił sekretariat duży odstęp przed kropką w piśmie o nadesłanie akt celem rozpatrzenia mego wniosku o zwrot opłaty), opóźniano też jak najdłużej sprawę mego odstąpienia od umowy kupna pewnego narzędzia w Lidlu za 319 zł. I tak dalej, i tak dalej. Kombinują też na pewno, z czym się nawet nie kryją, jak tu mnie okraść jakimiś biegłymi w razie zdobycia przeze mnie kilkuset tys. zł na sprzedaży nieruchomości. Tu też ciągle podsyłają jakichś dziwnych ludzi, z mikroserwisików ogłoszeniowych, których prawie nikt nie przegląda, strasznie zainteresowanych wszystkim, robią w tej sprawie dziwne rzeczy, ludzi o dobranych nazwiskach podrzucają albo np. dziwnych klientów, którzy problemów akustycznych ni to nie zauważają, ni to nawet nie chcą na nie zwrócić uwagi, choć są ważne... Podsumowując ten temat, żenada pod względem woli jak największego rozkradania mnie (a ten rozwalony telefon zabrał mi już sporo godzin męki). Atakują też mnie osobiście, np. nasyłają jakiegoś kolesia z pięściami na mnie rzucającego się w tym czy tamtym miejscu, tego czy owego. Jakieś idiotyczne akty agresji, które sugerują niezrównoważenie psychiczne ich wykonawców. Było trochę książek, trochę śladów w literaturze po mojej osobie, po planach sybillińskich, jest to wszystko na wiele sposobów poświadczone, ale przez ludzi niedorozwiniętych i ich wcześniejszych protoplastów niech to wszystko teraz diabli biorą. Toteż żadnym pisaniem książek, dokładnym ujawnianiem jakichś tajników religijnych i filozoficznych itd., nota bene dobrze mi znanych, w tematach dotyczących papiestwa, religii, polityki i filozofii, z pewnością do końca życia zajmować się nie będę, co tutaj uroczyście ślubuję, chyba że dojdzie do jakiegoś spektakularnego przekupienia mnie dużymi kwotami. Na to jestem jak każdy rozsądny człowiek otwarty, bo tylko idiota w mojej sytuacji nie weźmie np. wielu milionów w ramach dogadania się, ale to chyba dla nich za duży obciach (czemu wiele milionów? bo teraz jeszcze ileś lat znęcania się połączonego z gnębieniem majątkowym...), a poza tym wolą w komórce telewizyjnej i u jej mocodawcy prezentować poziom gimnazjum. Wszystkie procesy i sprawy o odzyskanie np. 1,9+ mln. zł w Polsce, 800 tys. zł w Indiach, 250 tys. zł w Polsce, kolejnych ok. 430 tys. zł w Polsce i tak powinny być wygrane, bo nie pozywam jak idiota, tylko po prostu wtedy, gdy mam rację, jak to się typowo ocenia, toteż za żadną łaskę się tego poczytać nie da, że mi sprawiedliwie coś osądzi np. Sąd Najwyższy i tym niech nikt nawet nie marzy o przekupywaniu mnie, w tym temacie "nowego Mesjasza, zamiast którego będzie tylko jakiś Roland Wacławek od Turbo Pascala" (chodzi o tancerza, dawniejszą bodajże ofiarę Watykanu z moim nazwiskiem i imieniem Wacław, zresztą wiadomo, że papież o nim słyszał; por. też nazwę słynnego producenta drukarek offsetowych, bo to może moje klimaty i sfera zainteresowań: ManRoland). To to ja w oczywisty sposób powinienem wygrać, a to, że mnie nie okradną, to jedynie normalny stan rzeczy, a nie żadne przeprosiny i zadośćuczynienie. Może za jakiś dodatkowy nie jeden milion, tylko wiele milionów, kompromitująco podrzucone, jeszcze zmienię zdanie, może za natychmiastową wypłatę pieniędzy z pierwszego roszczenia, o którym tu była mowa, ale bez tego to zapewniam, że z mojej strony w dziedzinie (pff) "kariery pisarskiej" (sic) na pewno nic nie wyniknie i takimi historiami Kościoła może w wykonaniu kogo innego realizowanymi niech mi tyłka nie zawracają, bo i co mnie to obchodzi. Kto inny – nie mam nic przeciwko, proszę bardzo, niech im (Watykanowi) "robi laskę pod stołem", ujmując to wulgarnie, niech im robi to 9666 podmienioną względem oryginału osobą. Niech sobie kradnie niektóre tu rzucane zdawkowo idee, bo oczywiście wymienić moich personaliów (co jest elementarnym warunkiem uczciwego kopiowania mych tez) pewnie nie chce – i tak przecież w sądzie nie mam na co liczyć, tylko na pięść polityczną pewnie przez jakąś tajemniczą głowę państwa wprowadzaną. U mnie jeszcze była taka sprawa, że mam wymieniać media, więc mając swoje reklamowałbym swoją książkę i miałaby tę reklamę za darmo, i mogłaby stać się bardzo popularna, a potem nawet wg założeń miałem być królem i jeszcze przez to dodatkowo dodać jej reklamy. (Śladów na taki projekt jest multum, tu wskażę jedynie, że to do tego bodajże pił Platon w swym znanym cytacie o królach, czy raczej epizodzie biograficznym, zresztą wychowałem się na ulicy, jak to mawiał ojciec, "Platona przez B" – chodzi o jakiegoś lewicowego fizyka). Tu tego nie będzie, będzie jakiś drobiazg, może co najwyżej Watykan się nim podnieci, bo mnie np. to nie interesuje, że ktoś sobie to czy tamto gdzieś napisał o religii i w jakiejś księgarni może teraz leży. Ja wrogiem religii nie jestem, tylko osobą regularnie chodzącą do kościoła. Papieżem, a w szczególności księdzem, przysięgam, że nie zostanę, i w tym temacie dotrzymanie słowa to dla mnie jeszcze większy punkt honoru niż ta sprawa książki. Pozdrawiam duchy autorów ewentualnego pomysłu, że to moja historia. PS Tak, to raczej (przepraszam: NA PEWNO) nie przypadkiem Boże Narodzenie pozostaje w takim właśnie stosunku do mojej daty urodzin (25.9), że jest jak gdyby jej pokłosiem (narodziny Chrystusa, to już poczęty zostaje Niżyński, "by posprzątać"). To właśnie jeden ze śladw tego spisku starożytnego. Oczywiście bez przesady z konotacjami, bo można też zbawiać w innych tematach, być kimś podobnym, ale już na innej niż religijna płaszczyźnie, tym niemniej plany bodajże były (chyba, że celowo chcieli spartaczyć, "bo to taki fajny żart na »koniec«"). Polecam też poprzednie komentarze w aktualnie najnowszych kilku wpisach na tym blogu, gdzie wyjaśniam temat swojej osoby. – [ukryj dopisek] | edit 2021-09-01: W ogóle to (aby być uczciwym) trzeba tu dodać, że wskazówek na "teorię 2 mesjaszów, jednego na początku i drugiego pod koniec czasów" czy też teorię o zaplanowaniu z góry układu "Chrystus+Antychryst" (w dodatku może w których prymitywne, proste zrealizowanie się rzekomo by wierzono) nie ma znowu aż tak wiele, tym niemniej z 5 mocnych poszlak na ogólne istnienie tych pomysłów i wiązanie się ich z moją skromną osobą (i w części przypadów nie budzących raczej istotnych wątpliwości) można by wskazać... — [rozwiń komentarz...] – abstrahuję tu już nawet od drobiazgów, czyli poszlak tych słabszych – można tu podnosić argumenty, wskazywać na niejedno w historii, na Biblię w wielu różnych nieznanych szerzej aluzjach numerkowych (w tym o Bożym Narodzeniu), na Apokalipsę (chyba 13-22, w każdym razie też gdzieś tam "światło i ciemność"), na fragmenty z przepowiedni królowej Saby dziwnie podobne jeden do drugiego (ten o "drugim kamieniu" do tego o Chrystusie), na ciekawostki dot. życia i twórczości Nietzschego (wywodziłem zresztą i od niego też dobór mego nazwiska jako "Niczyński"), na ciekawostki z życia, jakkolwiek generalnie istotna tradycja stoi też za wersją, że koncepcja ta ma się nie udać w praktyce i pozostać jedynie swego rodzaju "wieczną ideą platońską" (por. np. nr mieszkania: 666+8, gdzie ósemka symbolizuje koniec przedwczesny, skoro właściwym jest 9; plus parę innych ciekawostek). Generalnie te rzucane poszlaki i naprowadzenia – niektóre pokazywałem tu już w dopiskach do tekstu – są to próby dodatkowego wyżywania się na mnie (wpośród i tak jeszcze całej tej tortury dźwiękowej, ataków na jelita poprzez podtruwanie żywności itd.), próby oczerniania mnie, próby szkalowania wobec narodu ("ten to już zupełnie bez czci i wiary"). Ja w każdym razie tej idei "dwóch równorzędnych zbawicieli, jednego na wejściu do chrześcijaństwa i jednego »na wyjściu«" kompletnie nie popieram i m. in. z uwagi na trwające i nawet nasilające się teraz ostatnio ataki majątkowe, ataki na osobę oraz radykalnie niesprawiedliwe traktowanie mnie przez państwo ja nie chcę nawet ręki przykładać do jakiejkolwiek, choćby najdrobniejszej, szkody, jaka mogłaby dla wiary (czy nawet kilku religii) wyniknąć za sprawą zbieranych przeze mnie od lat danych na temat grupy watykańskiej, a obecnie nawet i na temat spisków najwyraźniej jeszcze starszych niż papiestwo. To jest zarówno przeciwko temu, w co wierzę, temu, co chcę zaprowadzać, jak i temu, co mnie wspiera, czyli krótko mówiąc jest to podcinanie gałęzi, na której się siedzi, a wzmacnianie wszechwładzy złej polityki i świata korupcji. – [ukryj komentarz] — Toteż z całą pewnością ścieżka taka (ścieżka filozofa "genezyjskiego" z Księstwa Nitrzańskiego czy też, co gorsza, jakiegoś popularnego "nauczyciela" i Prometeusza dla ludu w dziedzinie agitacji ateistycznych) w moim przypadku odpada (głupi ten, kto w ogóle snuł takie idee), a osoby, którym przeszkadza kryminalizacja naszego kraju i polityki oraz które chcą w mediach pełnej jawności wszelkich nadużyć politycznych mogą bez obaw wspierać mnie poparciem oraz pieniędzmi (nawet w tym celu pewnie za jakiś czas jeszcze utworzę fundację), jako że jedyna rzecz w dziedzinie wartości religijnych i moralnych, do jakiej doprowadzić może mój sukces, to co najwyżej wzmocnienie Kościoła – walk nie przewiduję ani się na nie nawet nie zgadzam. Sytuuje mnie to w ideowym centrum, jako alternatywę dla skryminalizowanych czy skompromitowanych innych popularnych opcji. | (PS: Szkoda tu miejsca na relacjonowanie kolejno następujących ataków, tym niemniej można je znaleźć jako końcowe wpisy pod adresem bloga z końcówką /zapisy.txt, do którego odnośnik jest też w nagłówkowej części bloga, tej usytuowanej ponad najnowszym wpisem. Co do telefonu to po dziś dzień go nie odzyskałem, toteż sami Państwo widzicie, jak można miesiącami mieć uniemożliwione apelowanie do świata polityków. Wszak tam bez osobistego stawiennictwa oraz pieczołowicie utrwalanych audiowizualnie dowodów nie ma co się pokazywać, bo skandal goni skandal, a potem nie ma jak tego prezentować rzekomym "wyborcom", od których rzekomo pochodzi w istocie sfałszowany wynik wyborów.) | Podsumuję więc tutaj na koniec, jakie to REALNE idee wiązał ze mną spisek starożytny: po pierwsze człowiek ten będzie specjalnie urodzony, w odpowiedniej rodzinie, odpowiedniego dnia (analogicznie też do Pertiniego) itd., by mógł to pokazywać jak znamię co do swej specyficzności; po drugie będzie problem budowlano-mieszkaniowy: nieruchomości będą go dręczyć dźwiękiem albo co najmniej podprogowo nim manipulować (bo nie wiadomo, na ile uda się nowoczesne śledzenie osoby i jej położenia; tym niemniej zdawano sobie sprawę z możliwości elektrycznego przekazywania informacji, mianowicie napięciem, na duże odległości oraz snuto jakieś koncepcje elektroniki i cyfrowego przetwarzania informacji); nadto korzystając z tej okazji zwróci mu się czasem uwagę na to i owo (metodą podszeptu) zapewniając w ten sposób, że rozpracuje wszystkie czy w każdym razie znaczną większość z tajników sybillińskich. To ostatnie nie może być postrzegane jako osiągane za pomocą samych tylko spikerów; przeciwnie, to jest moim zdaniem mało kluczowy dodatek, oni czasem na coś zwrócą wprawdzie uwagę, ale najczęściej sam bym i tak na to trafił, zaś wątpliwe etycznie poczynania "grupy watykańskiej" śledziłem i tak już od lat z racji swej sytuacji, sytuacji także z rodziną oraz, dla porównania, w mediach oraz ogólnie z racji problemu politycznego (i panującego krycia tematów). Mnóstwo też poszlak popodrzucano zupełnie na innej zasadzie niż przez spikerów, tj. np. w dziedzinie zarządzania Kościołem, w państwie, w rodzinie, w Biblii, w kronikach i kalendariach itd. Tym niemniej te 3 powyższe kolejne sprawy ze mną związane (przy czym reszta, co do realnego zapewnienia jakiegoś sukcesu w przyszłości, jest już "olana") były starożytnym jak mniemam dobrze znane (wraz z wszelkimi dodatkami, które miały ten spisek umożliwiać, jak np. specjalna polityka, specjalne ostrożne fałszowanie wyborów, specjalna propaganda niby to pozarządowa co do polityki, troska o moje ubóstwo i ciągłe porażki, i ciągłe coraz gorsze gnębienie): nawet niedawno interesując się sprawą swego wypadku drogowego natrafiłem na jakieś wyraźne ślady przy tej okazji w Biblii, mniej więcej w tych odpowiednich dla niej okolicach, co do "człowieka, któremu [...] wyjawił wszystkie sekrety". To tyle komentarza i nie chcę już więcej rozdmuchiwać tego tematu, choć teoretycznie to miałbym niewątpliwie jeszcze bardzo wiele (potencjalnie może dla kogoś tam ciekawych rzeczy) do powiedzenia – całe tomy w konkretach. Ta moja decyzja (nie dotyczy ona bynajmniej samej tylko książkowej formy udzielania się w takich tematach!) tutaj pozostanie i niech będzie na zawsze śladem.
edit 2021-08-11: PS2 Dziś spikerzy przyznali, jak odbywają się ataki na mnie (w tym np. pomówienia policyjne kojarzące się też z ministrem Brudzińskim, ataki karnosarbowe, haniebne orzeczenia sądów, ataki w toaletach, pogróżki, blokowanie drogi przez osobnika rzucającego się na mnie raz za razem z pięściami – może to też nawiązanie do braciszka, bo też była taka sprawa – itd.). – [rozwiń dopisek...]Nawiązali mi przy tym do mych doświadczeń z początków tortury dźwiękowej, z 2013 r., kiedy to była ona bardzo miarowa i nieemocjonalna, i składają się tylko i wyłącznie z szeptów, z małą jedynie domieszą wołań, przy czym w kółko powtarzano te same kilka słów (na zmianę, raz te kwestie, raz tamte, z pewnym sensem dostosowanym do sytuacji, ale jednak w kółko utarte slogany), np. "bardzo mi wstyd", "myślę, że tak; myślę, że nie" (jedna kwestia jednym ciągiem mówiona; typowo – na temat wyniku sprawy w sądzie, np. o wszczęcie śledztwa), "tutaj jest sprawa". Te wypowiedzi spikerków były zapewne relacjonowaniem tego, co do nich dociera, jak wygląda ich komunikacja z innymi. Wychodzi na to, że z wyjątkiem kwestii sądowych czysto technicznych, takich, jak łapówkarstwo (jako że sędziowie pewnie niechętnie się poświęcają, by być tym, kto uwali sprawę, więc zgłaszają się ci, co chcą łapówkę – już nieraz mi to przyznawano), jak również kwestii podsłuchowych związanych z obsługą radaru (tylko w tym zakresie stosowana jest widocznie komunikacja przez Gadu-Gadu), po prostu mają kontakt być może z samym papieżem (np. przez szyfrowaną komunikację tekstową w smartfonach a la SMS-y, tzw. WhatsApp, czego żaden centralny operator nie jest w stanie podglądać), który im opowiada, co zrobił. A zatem to on "myśli, że sprawa zakończy się tak-a-tak". Przykładem tego np. beatyfikacja (ale nie kanonizacja, czyli niejako stopień pośredni) Piotra Skargi ogłoszona jako plan działań akurat wtedy, gdy w 2016 r. trafiła do sądu moja skarga na komornika, po czym skargę tę uwzględniono w połowie (choć w pełni słuszna, co udowodniłem orzecznictwem Sądu Najwyższego, była co do obu swych zarzutów; również mówiono mi wtedy, że opłata "nie będzie najmniejsza", czyli taka, jaka by była przy uwzględnieniu obu zarzutów, a także podstawiono mi na mieście kogoś, kto nawiązując widocznie do tej sprawy opłaty komorniczej był jakimś karłem, przy czym wyświetlanie się jakichś ludzi, haseł itd., np. nagłaśnianie ich na bilbordach, kojarzy się z tezą, że "tego raczej nie będzie", "wymaga[łoby] sporej reklamy"). Oczywiście rzecz jest tak dobrana, że przychylny Watykanowi wazeliniarz powiedziałby, że to zamiana przyczyny i skutku: że ktoś się podszył pod temat oficjalny Watykanu (który wprawdzie by się prawie na pewno, tzn. najprawdopodobniej, przecież nie zdarzył akurat w tym momencie, ale nie wymagajmy wielkiego intelektu od obrońców obecnego papiestwa – "niech będzie, że był właśnie akurat taki skrajnie nieprawdopodobny przypadek" ich na pewno satysfakcjonuje). Otóż ponoć spikerzy sami z siebie prawie nic nie mogą. Komunikują się, obsługują podsłuch, nawet więcej niż 1 podsłuch, bo mogą też załatwiać przy okazji jakąś inną osobę, badać jej temat, by w końcu wysłać ją do szpitala wmawiając atak serca czy prowokując hiperwentylację i problemy. Sami jednak politycznie nic nie wskórają. Natomiast mają kontakt, załóżmy, z głową obcego państwa, ta zaś z kolei ma pod telefonem prawicowego premiera. Dawniej był Tusk, teraz np. Morawiecki, a nawet i za Millera pewnie tak było, w każdym razie jest tradycja, że premier to z papieżem się trochę kolegują przez telefon. I premier załatwia dla papieża różne sprawy, bo sam ma praktycznie na lewo (z nielegalnych powodów) telefony do wszystkich ważnych, albo sam bezpośrednio, albo przez swych kolegów z rządu. Spikerzy zaś sami z siebie podobno od załatwiania niczego ważnego, np. przez Gadu-Gadu czy maile, generalnie nie są – to nie te metody, nie to źródło wpływów. Przykłady efektów tego załatwiania spraw lewymi metodami przez premiera są może np. w artykułach xp.pl (pierwszy, drugi), jak Państwo uważacie?... Trzeba by popokazywać i zrobić ankietę, co ludzie na to. Demokracja niech panuje. Najlepsze jest jednak to, co to implikuje. Premier ma pod telefonem swoich kolesiów wszędzie. Prezesa Poczty Polskiej, prezesów galerii handlowych (zamykają toalety publiczne czasem mi na złość, czasem nawet w kilku wypróbowanych miejscach pod rząd, mogą też zdarzyć sie inne problemy), prezesów banków, w tym prywatnych, prezes ZUS-u (Gertruda Uścińska, przy czym jej nazwisko to dwuznacznik: sugeruje w rynsztokowym języku to wyrażając po pierwsze, że "robi lachę", tj. wysługuje się polityce, a po drugie, że "jak się nie podoba, to jest i druga opcja: WYCHODZI" – gdyż "uscito" to po włosku bodajże "wyjście"), mój doradca z PKO BP (też jakieś nazwisko Uścińska; oddział dosyć centralnie rozlokowany w Warszawie), prezesów pewnie także mediów, nie mówiąc już o ministrach, bo od tych kolejne jeszcze rzeczy zależą, np. prokuratura, Policja, najeżdżające mnie różne firmy (też to pewnie jacyś krewni i znajomi królika), np. firmy taksówkowe, Solid Security, instytucje miejskie (kontrolerzy biletów, jakieś pojazdy "wodociągi", "zarząd transportu miejskiego" itp. – one wszystkie mogą mnie ponajeżdżać, gdy to akurat komuś wyda się sensowne, niosące jakieś kontekstowe znaczenie) itd. Jest to wielki skandal, że ci wszyscy kierownicy i podlegli im ludzie to chłopacy na posyłki premiera, zabawki, którymi się dyryguje, oczywiście nie za darmo, bo jest współpraca podatkowa, prezes często z nadania państwowego też zgarnia sporo pieniędzy itd. Tym niemniej jest to wykorzystywane przede wszystkim do codziennego prześladowania mnie i ataków. Jak dzisiaj przyznali spikerzy, realizowane to jest, tzn. usprawiedliwiane w razie potrzeby, "ustawą o zarządzaniu kryzysowym", bo w razie czego (np. jakiejś wojny, katastrofy, nagłego totalnego lockdownu) rząd musi mieć możliwość wszystkim dyrygować w trybie wyjątkowym, zgodnie z teoriami z tej ustawy. Dla przypieczętowania związanego z tym skandalu, co bodajże datuje się od czasu rządów nie kogo innego, a charakterystycznie sławetnego na tym blogu Donalda Tuska, jak przyznali dziś spikerzy zrobiono nadmuchiwany skandal w mediach pod hasłem "kryzysu gospodarczego", co łączy w sobie 2 kwestie: kryzys jako odniesienie do zarządzania kryzysowego oraz gospodarka – dla wskazania sfery nieuzasadnionych gigantycznych wpływów premiera. Tyle więc podsumowania w sprawie (niewypowiedzianej wprost) teorii mego brata, że "żyjemy w kraju niezależnych autorytetów" (same tylko niezależne i samostanowiące o sobie ośrodki on widzi). Moim zdaniem to, co jest w rzeczywistości, za sprawą tych polityków PiS-u, PO i SLD, a pewnie i za PSL-u tak by było (a i inni nowi może boją się papieża, czyt. boją się człowieka "kontrolującego PAP-y i bardzo w nich wpływowego", bo mają coś niecoś na sumieniu), jest to chory i zgniły układ w stylu modnym w średniowieczu i za czasów absolutyzmu i dobrze, żeśmy się teraz "wszyscy" o tym dowiedzieli, bo jest to dodatkowy jeszcze powód, by ewentualnych wciąż wierzących w PiS czy PO, choć takich mało, zniechęcać do tych prześladowczych i kryjących ważne skandale partii. – Co do mych prób kontaktu z premierem to polecam, jako jeden tylko przykład, choć bywały też i inne, ten oto wpis na forum: http://forum.bandycituska.com/viewtopic.php?f=13&t=3482. Ja, gdybym był na miejscu tych polityków i zetknął się z tą stroną www, pozwalniałbym odpowiednich urzędników za niepoinformowanie premiera o tak ważnym temacie, jak moja skarga na temat krycia dosyć jawnie się dziejącej sprawy kryminalnej przez Policję, prokuraturę i sąd. – [ukryj dopisek] edit 2021-08-17: Kolejny atak: w Indiach zostawiła mnie na lodzie kancelaria prawna, która uprzednio wniosła dla mnie sprawę do sądu. [rozwiń dopisek...]Co do natury i kluczowego znaczenia mej współpracy z nimi rzecz tutaj w tym, że w tym kraju jest dwustopniowy system obsługi spraw, w którym najpierw jest faza rejestrowania sprawy, która cechuje się tym, że jeszcze nie ma stanu zawisłości sprawy sądowej: ona tak jakby jeszcze nie istniała oficjalnie (nie figuruje w rejestrze spraw, ma natomiast jakiś tam numer dziennikowy). Jeśli sprawa utknie w tej fazie i nie uda się jej zarejestrować, to trochę tak, jak gdyby jej nie było, choć można jeszcze mieć nadzieje się na nią później kiedyś powołać i próbować ją wykorzystać. Składanie takiej sprawy sądowej odbywa się typowo najzupełniej elektronicznie i internetowo (gdy kiedyś wysłałem im pocztą, zwrócili mi to bez otwierania teczki, bo takie sobie narzucili zasady w sądzie: "zakaz stosowania poczty") i jej akta są w tej fazie na razie tylko całkiem internetowe (jeden plik PDF), przy czym osobie, która ją wniosła, wyświetla się tabelka z listą wykrytych braków formalnych i możliwością ponownego załadowania pliku PDF pod tym samym nrem dziennikowym. Ma się 7 dni na poprawienie wad formalnych (ang. defects), po czym składa się coś znowu w ramach tego panelu elektronicznej obsługi spraw (tzw. e-filing) i znowu po jakimś czasie może być nowa tabelka defektów, uwzględniająca zmiany (to a to poprawiono tego a tego dnia, to a to pojawiło się nowego itd.). Reguł zaś formalnych, którym trzeba sprostać, jest bardzo dużo (i czepiają się mocniej niż w innych przypadkach, bo pokazano mi przykładową inną sprawę, która przeszła, w tej samej kategorii spraw i tym samym sądzie). W efekcie, faza rejestrowania sprawy potrafi zajmować trochę czasu (wiele tygodni) i może być nie taka prosta do przejścia, a żeby ją dobrze załatwić, trzeba po prostu działać z tego konta, którym wniesiono sprawę. W tym przypadku było to konto prawników indyjskich Bakshi & Associates (kojarzące się z "baksami" – kasą), a ściślej rzecz biorąc młodego prawnika Shrey Patnaik. Oni w czerwcu zgodzili się tę sprawę wnieść (judasze ci udawali, że zwłaszcza przejęło ich to, że mam złe doświadczenia z tamtejszymi prawnikami i potrzebuję pomocy...) i zgodzili się obsługiwać ją aż do czasu jej rejestracji, czyli do uznania przez Rejestratora faktu zlikwidowania wszelkich braków formalnych (albo nieudanej rejestracji, w razie bezskutecznego upływu jakiegoś istotnego czasu). Chyba w połowie czerwca została więc ta sprawa (swoją drogą już ułożona, gotowa za sprawą mnie i mego poprzedniego prawnika: Deepraja) wniesiona. Za taką współpracę w fazie rejestracji wzięli 200 euro, czyli ponad 800 zł (dorzuciłem im też za sporządzenie przez nich dodattkwego affidavitu kilkanaście euro, plus jeszcze wszelkie koszty przelewu; razem chyba z 900 zł), co dla mnie było niemałym ciosem. Przecież taki zmarnowany prawie 1000 zł tu, kolejny tam itd. co rusz (ataki i potrzeby związane z wyszukanymi wymogami formalnymi są przecież raz po raz), w sytuacji, gdy ja mam bardzo mały tylko dochód oraz oszczędności w pieniądzu prawie w ogóle, to nie byle co. Wzięli tę kasę, przez jakiś czas pomagali, ale po dodaniu przeze mnie powyższego dopisku zaczęli grymasić i odmawiać podpisania pisma w odpowiednich miejscach, "bo im się nie chce", "bo tego nie trzeba [rzekomo] podpisać, wystarczy kopiować i wklejać jeden i ten sam podpis wszędzie" itd., mimo czytelnych uwag Rejestratora. Następnie, gdy im przysłałem nową wersję do złożenia, co mogli zrobić w ostatnim dniu terminu 7-dniowego (jak to już nieraz bywało), nagle jeszcze bardziej mnie zaskakując Shrey Patnaik poinformował mnie, że chce zakończyć współpracę i prosi, bym się zgodził. Następnie w ogóle przestali odpisywać na moje maile (w których oczywiście mi się to nie spodobało i nie pozostawiłem na tym suchej nitki, proponowałem też inne opcje). Zauważmy, że tych adwokatów mi prawdopodobnie podrzucono, gdyż generalnie to nikt nie odpisywał na maile, nawet i oni nie odpisywali (dopiero kontakt przez WhatsApp pomógł), natomiast ich strona internetowa była w Google na pierwszym miejscu, zaś personalia odnośnego prawnika: Shrey Patnaik wyglądają na próbę powiązania mnie z fabułą filmu Shrek (jakieś walki ze smokiem itd.), a ponadto kojarzą się też z "brzydkim Piotrkiem" (nazwisko trochę też jak Patrick) i z kolei nasuwają na myśl postać "najszpetniejszego człowieka" (co to jest, jak o sobie mówi, zabójcą Boga i kimś bardzo śledzonym) z "Tako rzecze Zaratustra" Nietzschego. Krótko mówiąc – te klimaty, co już wyżej w dopisu naświetlone (Watykan na coś napiera?...); wylansowano mi ich, bym na nich trafił, potem mnie do tego prowokowali spikerzy, po czym okazało się, że są to judasze totalnie i bez granic na usługach tamtejszego rządu, co to zrobią największe nawet świństwo. I w ten sposób bardzo utrudniają mi dochodzenie mojego roszczenia, bo jakkolwiek zgłosiłem już wcześniej wnioski o przedłużenie terminów i ze wskazaniem na ich zawieszenie przez Sąd Najwyższy, to taki brak dostępu do panelu, z którego wnoszono sprawę, brak informacji o jej losie itd. to jest niewątpliwie poważny problem. A zatem prawnicy zaczęli łamać umowę i wykręcać się od niej egoistycznie ("bo to się okazuje jednak za dużo pracy") godząc po prostu bezczelnie w dobro swego klienta. Już wcześniej była tam bardzo zła sytuacja u prawników, zupełnie tak, jak w Polsce. Nikt tam nie jest łaskaw odpisać na e-maila, choć przecież nikt by im za to nic nie zrobił. Odbieranie e-maili to nie jakieś lansowanie się reklamami internetowymi czy nagabywanie ludzi. Kiedyś współpracowałem tam, tj. w styczniu i lutym, z człowiekiem o personaliach Kumar Deepraj (kojarzą się z teorią Raju Utraconego) i on też najpierw jakoś złośliwie wszystko redagował, żeby najgorsze argumenty dawać na pierwszych miejscach, a te najpewniejsze, najskuteczniejsze może – albo eliminować, albo w ogóle pomijać. Na końcu zaś zaczął się awanturować i zrezygnował z wnoszenia sprawy, nie dał mi wyboru, wymusił po prostu rezygnację i przywłaszczył resztę ze zdeponowanej u niego kwoty. Teraz zaś kolejne takie straty. Brak prawnika oznacza konieczność znalezienia nowego albo wnoszenia sprawy samodzielnie, przy czym jedno i drugie to wydatki. Ponadto istotnie narażono, w dziedzinie terminów i stosowanej techniki wnoszenia, moją sprawę. Nie ma tu już miejsca na omawianie innych przekrętów w Indiach wdrożonych w tej sprawie, generalnie jest tam totalna kompromitacja ich polityków i Sądu Najwyższego w tej dziedzinie. Sami Państwo widzicie – atak za atakiem i atakiem pogania, byle by tylko jak najbardziej pozbawiać mnie pieniędzy. – [ukryj dopisek]
edit 2021-09-28: Wśród kilku nowych i aktualnych w tej dacie przypadków ataków wymienionych na końcu pliku /zapisy.txt zwracam uwagę zwłaszcza na ten wyjątkowo haniebny, który dotyczy skradnięcia pisma przez sąd (niesławny SO w Warszawie, w którym ciągle źle orzekają w moich sprawach, praktycznie zawsze: bardzo dużo tam już różnych tematów było). Będzie ten problem kradzieży pisma omawiany na www.xp.pl, gdy przyjdą odpowiednie spodziewane dokumenty z prokuratury, wyrażające fakt krycia politycznego. Wydaje się, że jest to realizacja planu z tych samych źródeł, czyli tajna część spisków królowej Saby i Salomona (od Babilonu się wywodzących) i potem księgi sybillińskie, gdyż też znowu ten sam rok 1870 znany z ww. przepowiedni występuje: firma Bolsius kojarząca się z płomieniami, palącymi się zniczami, a więc i np. niszczeniem papieru, powstała w r. 1870 i nawet w Legionowie mam na odpowiedniej dla mnie trasie reklamę tej firmy wraz jeszcze z wyraźnie podanym numerem roku, żebym nie przeoczył. Do pary z tym jest jeszcze inna sprawa (Citibank 1870 i nazwisko jego obecnego prezesa Sikory w odpowiedniej części materiału dowodowego w sprawie ważnych dla mnie obecnie roszczeń cywilnych, przy czym obecnie to ten bank daje najlepsze oprocentowanie depozytów). Wszystkie te 3 rzeczy: mój problem w Strasburgu, zniszczony pozew i duża kasa w Citibanku mogą zatem zostać łatwo skojarzone ze sobą nawzajem, powiązane tym samym nrem roku '21 i odniesione do mnie i mojej sprawy, w ramach odpowiedniego szykowanego spisku.
(00:36, stow.)
(wstawka z 2022 r.)
W połowie grudnia ub.r. po raz kolejny wniosłem jakąś skargę na mój temat do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu [na jego temat polecam m. in. te oto artykuły z xp.pl: jeden, drugi]. Tym razem dotyczy ona sprawy majątkowej na dużą kwotę (straty ogółem to ponad ćwierć mln. zł), o której kilka razy była mowa w portalu xp.pl [raz, drugi, trzeci, czwarty], a raz także tutaj na blogu (wpis z 22.4.2016). Personalia jej głównego obok mnie bohatera, kojarzące się ze słowami "Piotr kradnie" (przy czym św. Piotr to wiadomo, z kim w dzisiejszych czasach się kojarzy), nie są przypadkowe (m. in. dobrano też ulicę: jest obok... Krobińskiej, kojarzącej się z Krubinem dla mnie już chyba pod koniec XIX w. planowanym – jako miejsce sąsiadujące z przyszłym "siedliskiem Antychrysta", którego sobie Babilończycy najwyraźniej wymyślili [edit 2021-01-31: mogę wyjaśnić – rozwiń komentarz...: proszę, oto kilka uwag. Najbardziej jaskrawym tego przykładem, ale przykładów jest wiele, mogą być personalia mej matki: to, z dokładnością do różnic w dźwięczności głosek, zupełny jak gdyby analog znaczeniowy imienia Maryja: Ewa Ustowska-Niżyńska (dowód jest w moich plikach z 2016 r.), co można by przetłumaczyć (biorąc pod uwagę żydowskie znaczenie imienia Ewa) "kobieta z ustami [niezłymi ustami] – Niżyńska". (O kwestii starości legendy co do ukrytej treści w tego typu imieniu można poczytać pod hasłem "proroctwo Petesis" w mym tekście o osobach wylansowanych przez grupę watykańską przy roku 554, zresztą były i inne poszlaki, np. z cesarstwa rzymsko-niemieckiego z czasów okołorozbiorowych.) Można tu na marginesie dodać, że tej matce będącej wcielonym memem można przypisać spore znaczenie w kwestii początków chrześcijaństwa (jest to w ramach teorii spiskowej swoista "kobieta-początek"), chociaż to już kwestia przekonań. W poprzednim wpisie wspominałem o śladzie mych inicjałów PN w imieniu faraona kuszyckiego Pianchi z czasów założenia Rzymu, a tymczasem drugą taką sprawą jest drugi władca Rzymu, jego pierwszy historyczny król Numa Pompiliusz (NP): ten, jak widać, ma reprezentować coś przeciwnego, czyli może chrześcijaństwo w zalążku (pamiętajmy, że słowo greckie Chrystus nie pojawiło się wraz z tą konkretną postacią Mesjasza, o której mówi chrześcijaństwo). W każdym zaś razie zajął się podobno polityką religijną i wstępnie wprowadził kult bogów, mógłbym więcej o tym powiedzieć, gdyż dotykamy tu podobno (wg bardzo wiarygodnych źródeł) kulisów pochodzenia niektórych dogmatów chrześcijaństwa, np. tych o czystości, ale to już zostawmy do książki. Same zaś inicjały PN wywiedziono najprawdopodobniej od słowa "pantera", specjalnie zarezerwowanego dla rzadkiego zwierzaczka, które jako połączenie słów "panteon" i "era" ("panteonu to era") skojarzono, jak wiadomo, z pochodzeniem Jezusa Chrystusa ("skąd wywodzi się Chrystus wg niewierzących historyków starożytnych? z ery panteonu" – tj.: od wcześniejszego spisku). W całej Biblii słowo to pada zawsze pod odpowiednimi numerami kojarzącymi się z najzupełniej fundamentalnymi właściwościami chrześcijaństwa (nie ma tu miejsca tego omawiać). Ta rasowość, szlachetne narodziny, o której można jeszcze dodatkowo poczytać tutaj w xp.pl pod nagłówkiem "Piotr Niżyński jako postać bardzo istotna w polityce najwyższego szczebla", to bodajże pierwsza (nomen omen) szóstka z memu Antychrysta. Dodatkowo, we wpisie o Kaczyńskim podałem kolejne przykłady zajmowania się mną zwierzchników Kościoła. Encyklika, która zdaje się wyraźnie na mnie wskazywać, ma tytuł "Kościół walczący", co budzi skojarzenia z antychrześcijańskim nurtem w papiestwie. Pasuje do tego też śmierć Jana Pawła II w 9666. dniu pontyfikatu, praktycznie na pewno samobójcza (jak omawiam gdzie indziej i jak powtarza np. portal xp.pl w tekście o Covid-19). Dodatkowym argumentem przemawiającym za taką interpretacją tego (praktycznie zupełnie na pewno) samobójstwa (tj. interpretacją, że "teraz już pora na Antychrysta, niech on będzie pasterzem, ja go pomagam wykreować") jest to, że policzono je tak, iż zgon nastąpił w przeddzień domniemanej daty ukrzyżowania Chrystusa, co ma wydźwięk symboliczny wskazujący na islam (jako tę religię, która wierzy, że "nic takiego jak dotąd nie było" – nie było ukrzyżowania; bliskość czasowa z nim pozwala skojarzyć 2 rzeczy, jednakże wskazuje na brak póki co tej drugiej), islam zaś w ezoteryce sybillińskiej kojarzy się z datą 25.9, czyli moją datą urodzenia (generalnie to, z przyczyn astronomicznych, kojarzy się ona z jawnością oraz z komplementarnością, czyli dopełnianiem, lub wręcz opozycją względem chrześcijaństwa). Wynika to stąd, że kojarzy się on z ideą świętej wojny, tymczasem zaś warunkująca ją (i sukcesy islamu) hidżra Mahometa miała miejsce dn. 24.9, czyli ta data symbolizuje "następstwo z hidżry Mahometa". Innymi słowy, sama data tego zgonu Jana Pawła II wskazuje – za pośrednictwem tematu islamu – na moją (w uzasadnionym zakresie) skromną osobę. Zresztą jest wiele przykładów wiązania mnie – w ramach okazywania czegoś "na migi" w dziedzinie polityki i religii – z islamem; nie ma tu miejsca na takie skakanie po tematach i relacjonowanie tego. Są poza tym jeszcze kolejne argumenty co do takiego znaczenia przypisywanego mej postaci. Zważywszy na wersję o Panterze jako ojcu Jezusa, w świetle tych teorii sybillińskich problem "podrobionego", tworzącego wrażenie szlachetności, pochodzenia występuje zarówno u Jezusa, jak i występuje też coś takiego w przypadku mej rodziny i w szczególności mnie (ukradkowa podmiana dziecka w szpitalu przy okazji zabrania go do wymycia, co było konieczne z uwagi na śmierć, jaka niechybnie czeka takiego wcześniaka, co to dzięki swemu wcześniactwu na pewno sam z siebie nie urodzi się przed wyznaczoną z góry datą, bo matka nie poczuje jeszcze takiej potrzeby; widać to też po wyglądzie moim i brata, gdyż cechuje nas bardzo rzadka mutacja: albinizm, włosy są przez to zupełnie żółte, gęsto upakowane całkowicie żółtym kolorem, a u matki takie nie były; pomaga to w zapewnieniu odpowiednich nazwisk przodków, nie chodzi tu tylko o rodowe nazwisko matki, ale i babci) – przy czym litery PN w przypadku postaci Chrystusa reprezentują rodowód ezoteryczny, inny niż ten, w który się wierzy, natomiast w moim przypadku jest dokładnie odwrotnie (PN to dane, które są fikcyjne i zarazem stanowią wersję najpopularniejszą, publicznie znaną, czyli dane pasujące do matki i ojca wpisanych w oficjalnym akcie urodzenia, ale nie odpowiadających prawdzie biologicznej). Ponadto, przykładowo, pewien temat z Apokalipsy trafia w dawno na pewno policzone szczegóły liczbowe dotyczące mojej rodziny, a także skojarzenia z Covid-19 (oczywiście bardzo stary spisek, jak już wyjaśniono gdzie indziej). | edit 11.4.2021: Abstrahując tu od tematu babć, który również jest wyjątkowo trafnie i w sposób urzekający symetrią zrealizowany u obu wziętych tu pod rozwagę postaci, trafne jest też wiązanie skojarzeń ze mną z symboliką chrztu, gdyż pomiędzy ideą rzeki Jordan a mym nazwiskiem Niżyński jest podobno bardzo ważny związek ideowy. Jordan to jakoby rzeka o "najniższej depresji", położona więc najgłębiej względem poziomu morza na świecie. Jest to oczywiście najprawdopodobniej jedno z fałszerstw współczesnej nauki, jakkolwiek pewnie nie aż takie duże (można sobie wyobrazić, że ktoś w starożytności, kto znał mnóstwo ludów, np. Babilończycy, zrobił pobieżne rozpoznanie w tym temacie ukształtowania terenu w różnych krajach i ich regionach, co może nawet było poddawane badaniu przez setki lat), tym niemniej tak czy inaczej "niskość" i "nizinność" tkwiąca w moim nazwisku wiąże się z tym tematem chrztów bardzo dobrze. Ponadto miałem w podstawówce wychowawczynię panią Jordan (nie dobrałem jej sobie, w zasadzie nie było wyboru, bo to szkoła muzyczna i chyba jedyna taka połączona też z ogólnokształcącą w Warszawie – brata posłali do drugiej, niepołączonej, mnie została ta), zaś liceum mieści się przy przystanku... "Niska". Jest to mianowicie liceum im. Traugutta w Warszawie, które wybrałem tylko dlatego, że chodził tam wcześniej mój brat i dobrze o nim mówił. Nota bene teraz rozumiem, czemu – nieświadomie zresztą – akurat to to liceum musiał wybrać (prawdopodobnie wpływ kolegów lub przekazu podprogowego): jego nr 45 składa się z cyfr symbolizujących teorię o "pochodzeniu Jezusa od Janusa", którą zresztą znam raptem od kilku miesięcy. (Aby uniknąć posądzeń o zmyślanie, podkreślam tu dodatkowo, że owo położone przy przystanku Niska liceum zatrudnia czy zatrudniało niejakiego dra czy prof. D. Wizora, który klasę moją, a wcześniej też mego brata, uczył historii. "TV nauczycielką historii" to może trochę przesada, bo jest też Internet, ale coś w tym niewątpliwie jest, sama zaś telewizja w swej komórce podsłuchowej jest podobno od usługiwania Watykanowi.) A zatem w każdym razie papieski dzień śmierci pod znakiem 9666 dodatkowo jeszcze, na trzeci z kolei sposób, wskazuje na moją osobę i świetnie wpisuje się w ten kontekst. Jeżeli iść dalej tą ścieżką głębokich odniesień, to spisek w sprawie chrztu (polegający na wykopaniu Jordanu) dodatkowo kojarzy się z postacią nomen omen Mieszka (oczywiste dziś skojarzenie: "słynny problem mieszkaniowy", problem z nieruchomościami), który więc (znany zresztą z tego, że imię takie przybrał dopiero na chrzcie, a ponadto "był ślepy od urodzenia, dopiero po chrzcie zaczął widzieć" – oczywiście samo w sobie niezbyt wiarygodne, natomiast por. J 9:25: cytat to niemalże dosłowny, a tymczasem mamy tutaj w numerach moją datę urodzin) w takim układzie przedstawiany jest jako ten, który "kopie mogiłę" pod przyszły grób chrześcijaństwa. Tak to sobie wyobrażano i tym, widocznie, tłumaczono zgodę na chrzest i chęć w tym kierunku (to samo pewnie wcześniej też u Franków, na co wskazuje kilka spraw, w tym m. in., ale nie przede wszystkim, ta charakterystyczna nazwa polskiej dynastii, kojarząca się z Karolingami... przecież to niemalże te same czasy dochodzenia do władzy). Ten sam wątek przejawiał się następnie też w nazewnictwie licznych kolejnych ówczesnych książąt ("Bolesław"). Jak widać wszystko dobrze pasuje jedno do drugiego, a potwierdzenie idzie bodajże z samej góry. Potwierdzenie tej teorii znajdujemy w personaliach (czy raczej pseudonimie) polskiego pracownika firmy Leica Geosystems AG, wyspecjalizowanego w jej najlepszych może na świecie wykrywaczach kabli i różnego rodzaju instalacji podziemnych (co dodatkowo pasuje do mojego problemu z grającymi nieruchomościami, bo ich zasilanie to nie jest napięcie z oficjalnej instalacji ani nie wynosi 230 V): Mieszko Świerkowski (nazwisko kojarzy się więc trochę z jakimś świrowaniem, problemem zaburzeń psychicznych), patrz np. tutaj i, wyraźniej co do nazwy firmy, tutaj [dział "Budownictwo i detekcja"]. Kolejne potwierdzenie w bardzo znamiennym, odpowiadającym rokowi przyszłego chrztu Polski, miejscu Koranu – 9:66. (Można tu jeszcze przytoczyć taki oto cytat z Ewangelii Tomasza, napisanej prawdopodobnie w III w. n.e. ("wiek +2") i zakopanej wtedy jako zabytek dla przyszłych pokoleń – to chyba właśnie o spisku co do Polski (logia nr 12): "Spytali uczniowie Jezusa: »Wiemy, że odejdziesz od nas; kto będzie naszym przełożonym?« Rzekł im Jezus: »Dokąd poszliście, pójdziecie do Jakuba Sprawiedliwego; niebo i ziemia powstały z jego powodu«".) Znalazłem ponadto bardzo trafny temat w Apokalipsie, a także liczne potwierdzenia w historii w duchu powyższej interpretacji. Zauważmy zresztą, jaka jest relacja mej daty urodzin 25.9 do Bożego Narodzenia, a przecież data ta (25.9) jest bardziej pierwotna, jako że wynika z kwestii astronomii podpadającej pod prostą arytmetykę przy przyjętym układzie starej i nowej ery. Podsumowując, "Piotr Niżyński" to wbrew pozorom bardzo czytelny nomen omen oznaczający "Piotr od spisku w sprawie chrztu" (spisek ma tu polegać na tym, że "to do odwołania w przyszłości" – generalnie to religia niezbyt lubi pochodzenie ze spisku, a tutaj są aż 2 takie, bo oprócz sprawy całej Polski jest też pierwszy, który dotyczy Jordanu, a zatem w tle jest temat bardzo szczegółowego i ścisłego zdekonspirowania korzeni religii), czyli po zastanowieniu trzeba przyznać, że wskazuje to dosyć jasno, że chodzi o postać Antychrysta (jest i sporo innych potwierdzeń, powtórzę, brak tu miejsca na omawianie), a przy tym zawiera ironię na temat niewiązania mojej postaci z polityką, bo to taki "Piotr z nizin", "jak najdalej na pewno od polityki się lokujący", którą to wersję bardzo lubią zwłaszcza sądy. Co do starożytności tematu problemu mieszkaniowego to potwierdzenie istnienia idei domu, własnego budynku jako źródła tortur dźwiękowych można znaleźć w Starym Testamencie pod nrami 7:4 odpowiadającymi "mieszkaniu nr 74", o którym mowa w skardze. – ukryj komentarz], obecnie chodzi tu o kupiony przeze mnie w 2015 r. dom w powiecie legionowskim; podobnie też ulica o nazwisku ww. osoby sąsiaduje w Warszawie z obiektem wojskowym, kojarzącym się więc z "nakazami", przy czym ul. Niżyńskiego też jest obok obiektu wojskowego, oraz z ul. Dymińską, przy której incydentalnie mieszkałem wcześniej, bo pod koniec 2011 r., podczas gdy do domku, którego dotyczyła sprawa cywilna, wprowadziłem się w połowie r. 2012). Jak więc widać sprawa jest polityczna i od dawna planowana; ba, może to przez tę sprawę sprawy cywilne nazywają się "cywilne" (już od późnej starożytności) – może to ma brzmieć jak "sybilne" (chodzi o księgi sybillińskie). [edit 2021-04-18: Mogę tutaj nawet naprędce udowodnić, że sprawa zrealizowana przeciwko mnie pod sygnaturą 262/14 ma swe korzenie w tak zwanej Sybilli (tajnym papirusie starożytnym dotyczącym spisków religijnych)... – rozwiń komentarz.... Spójrzmy w tym celu najpierw na ewangelie. U Łukasza w końcowym rozdziale 24, gdzie nota bene zresztą zidentyfikowałem naprędce z 8 wersetów specjalnie porozmieszczanych w związku z trafnymi liczbami, pod numerem 26 – tworzącym więc jak gdyby opowieść "242, tylko z 6-ką w środku", bo są tu kolejne cyfry 2426 – czytamy (przepraszam za sugerowanie takiej aż trafności, ale to nie ja siebie tutaj tak nazywam, chodzi jedynie o wskazanie politycznego tła sprawy): "Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?" (Łk 24:26; por. "He is the armless, legless wonder of the 21st century" stąd, zgodnie z planem i listą symboli liczbowych sybillińskich). To oczywiście nawiązanie do planu, iż ubóstwo i związany z tym "nóż na gardle", a także prześladowania, skłonią mnie do zarabiania na temacie historyczno-religijnym, który na różne sposoby mi pomaga, w tym finansowo. U Łukasza są tylko 24 rozdziały, więc nie mógł tego rozmieścić pod np. 26:2. Pod nrem z kolei 24:25, czyli o 1 werset wcześniej, co w języku symboli z "grupy watykańskiej" oznacza przyczynę, mamy tekst idealnie trafiający w temat przyczyny mych problemów z nakazem zapłaty 262/14, a jest nią nieznajomość prawa. Jakkolwiek bowiem sam nakaz zapłaty ujrzał światło dzienne raczej przez nadużycia, bo powinni byli go zaraz uchylić (albo może ja bym się zaraz odwołał i straciłby on moc) wobec faktu, że poczta go zwróciła, a ja zgłosiłem inny swój adres pobytu w urzędzie, tym niemniej to, że poniosłem na nim tyle strat, wynikało z mego błędu prawnego, gdyż "telewizja" skołowała mnie w ten sposób, że przeglądając naprędce kodeks doszedłem do wniosku, iż wobec upływu ponad roku od czasu ukończenia najmu on się już przedawnił i dlatego nie będą go egzekwować, zaś dla pewności – i to kolejny błąd – wniosłem skargę o wznowienie, licząc, że w jej efekcie oddalą pozew z powodu przedawnienia roszczenia. Skarga ta nota bene raczej nie była słusznym środkiem prawnym w przypadku, jak twierdzę, nieprawomocności tego nakazu zapłaty, ale Sąd Najwyższy złośliwie próbuje tę sprawę maksymalnie komplikować albo chociaż przemilczać, co wbrew może jakimś pozorom nie ma żadnych podstaw w żadnej doktrynie co do metodyki pracy sędziów w sprawach cywilnych. W każdym razie przez ten błąd nieruchomość pozostała własnością moją jako Piotra Niżyńskiego (i zajął ją komornik), gdy tymczasem zgodnie z mą stałą manierą mogłaby to być nieruchomość spółki (wiele spraw załatwiałem np. przez spółkę panamską, natomiast dom mógłby np. należeć do jakiejś spółki polskiej), co by zapewniło, że takich zagrożeń ze strony tego nakazu zapłaty nie ma. Coś mnie natchnęło, żebym się tak nie krępował, tylko chodził prostymi ścieżkami z podniesionym czołem i niczego się nie obawiał, a potem jeszcze przyszła wiara w rzekome przedawnienie się roszczenia, gdy tymczasem wobec jego trafienia na drogę sądową przepadła kwestia 1-rocznego tylko terminu. Toteż do tych spraw błędów w dziedzinie jurysprudencji dobrze pasuje werset wcześniejszy Łk 24:25: "Na to On rzekł do nich: «O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy!" – "proroków" można zestawić z uczonymi prawnikami, orzecznictwem itp., a temat sam – z przyczyną problemu. Dodatkowo, jeśli kogoś zadziwia, że ewangelista wspomina tu "podprogowo" jakiegoś Mesjasza, ale chyba w tej podprogowej wersji nie Chrystusa, a zatem musiałby to być jakiś Antychryst, co jest obciachowe, to spójrzmy na wers z, uwaga, dwoma jedynkami (Łk 24:11): "Lecz słowa te wydały im się czczą gadaniną i nie dali im wiary". Dla porównania, w Koranie w miejscu 24:11 znajdujemy dalszą dyskusję na ten temat: jak gdyby kontynuację wątku podprogowego ("nie chodzi przecież tylko o chrześcijan!", przeklęli tam nawet jakby Chrystusa, generalnie więc zapewne jest tu myślą w tle polemika w tym kierunku, że "lepsze jest określenie Mesjasz niż Antychryst"). Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy to jest nawiązanie do ewangelii, to niech jeszcze zwróci uwagę, że dalej są jeszcze jakieś 4 wersety – a wśród nich: odwołanie się do jakichś "4 świadków", co dobrze trafia w kontekst tematu ewangelii – po czym pod nrem 24:15 zupełna (koranowa) kalka wersetu Łk 24:11. Idźmy dalej. Spośród ewangelii tylko mateuszowa zawiera tyle rozdziałów, by można było trafić nawet aż we fragment 26:2. Tak oto czytamy tam pod tymi nrami (Mt 26:2): "«Wiecie, że po dwóch dniach jest Pascha, i Syn Człowieczy będzie wydany na ukrzyżowanie»". Tymczasem zaś pasuje to idealnie do od dziesięcioleci co najmniej obowiązującego u nas ustawodawstwa co do nakazów zapłaty, gdyż określa ono, że termin na zaskarżenie to dokładnie 2 tygodnie. Właśnie to jest nawet osią problemu, bo rzecz w tym, że te 2 tygodnie trzeba liczyć od poprawnego doręczenia nakazu zapłaty. Natomiast po ich upływie przyjmuje się, że nakaz zapłaty jest prawomocny i co za tym idzie: jego egzekwowanie jest legalne. Zauważmy, że w Biblii opisanej przez księży w Internecie nagłówkami, może zresztą odpowiada to Biblii Tysiąclecia, werset ten jest pod nagłówkiem "Ostatnia zapowiedź męki". Idźmy dalej. W Koranie w miejscu 26:21 (jak kolejne cyfry mojej sygnatury) mamy m. in. o... mądrości orzekania. Jest tam generalnie wypowiedź jak gdyby w moim imieniu, bo w takim ujęciu trafna, o sądach państwowych. W Dziejach Apostolskich werset 26:2 brzmi tak oto (słownictwo jak z ustawy, gdyż w sprzeciwie od nakazu zapłaty trzeba wskazać tzw., no właśnie, "zarzuty"): "«Uważam to za szczęście, że mogę dzisiaj bronić się przeciwko wszystkim zarzutom, jakie stawiają Żydzi, przed tobą, królu Agryppo" – nota bene Agryppa (przez skojarzenie z chorobą grypy i przeczącym przedrostkiem a-) pasuje na jakieś nawiązanie do mnie z uwagi na fakt, że jestem przeciwnikiem wiary w epidemię Covid-19, co ma też swój wyraz w linii redakcyjnej xp.pl. Idźmy dalej; już u Ezechiela czytamy w miejscu Ez 26:2 coś o bogactwie i zniweczeniu czegoś, i o bramie wejściowej (oczywiście oni chętnie nieco kamuflują to, że też są zamieszani, ale na pewno też są – jest też mnóstwo innych spraw): "Synu człowieczy, ponieważ Tyr mówił Jerozolimie: »Ha, oto rozbita została brama ludów: powraca do mnie, ja będę bogaty, ona – pustynią«", przy czym w tym miejscu rękopis troszkę pomazali, więc widać, że mem chyba trwał nawet już sporo wcześniej i że sprawa jest sprzed naszej ery. U Izajasza w miejscu Iz 26:2 mamy znowuż tak samo coś kojarzącego się z otwieraniem bramy czy, jak byśmy to dzisiaj ujęli, "zamykaniem drogi sądowej" (por. art. 77 ust. 2 Konstytucji): "Otwórzcie bramy! Niech wejdzie naród sprawiedliwy, dochowujący wierności". Syrach 26:2 to zapewne też nie przypadek, ale mniejsza już z relacjami narodów semickich do narodu polskiego i widoczną relacją słowa "pokój" (w sensie przeciwieństwa wojny) do wynajmowanych domów, bo czytelnik jest pewnie niezaznajomiony zbyt dobrze z tym pierwszym tutaj i podstawowym tematem. (Zauważmy, że księga Syracha to księga z mądrością w tytule, więc widocznie przyjęli w założeniu, że nie wypada im zbyt prostacko oczywistych aluzji stosować. W każdym razie pewne wyrafinowanie w aluzjach by do tej księgi niewątpliwie pasowało.) W Księdze Przysłów, Prz 26:2 – o niesłusznych przekleństwach, które swego skutku nie odniosą: "Jak ptak, co ucieka, wróbel, co leci, tak niesłuszne przekleństwo - bez skutku" (pasuje do tematu zaskarżalności nakazów zapłaty; wystarczy sam sprzeciw i już mocą jego wniesienia, byle tylko w terminie, nakaz zapłaty traci moc). W Psalmach w wersecie Ps 26:2 mamy znowuż o czyichś cierpieniach: "Doświadcz mnie, Panie, wystaw mnie na próbę, wybadaj moje nerki i serce" – pasuje rzecz jasna do kompletu z ewangelistą, jak zresztą wszystko tutaj. Z kolei w księdzie Hioba fragment Hi 26:2 nawiązuje do tego, że zaraz np. sąd radomski (generalnie to i Sądu Apelacyjnego w Warszawie dotyczyło) zlekceważy dokumentację psychiatryczną i orzecznictwo Sądu Najwyższego, że przeciwko osobom niepoczytalnym nie stosuje się fikcji doręczenia (por. np. post. IV CNP 25/13): "Ależ pomogłeś choremu, wzmocniłeś ramię osłabłe! Tyś niemądremu doradził, ujawniłeś pełnię rozumu!". Pasuje jeszcze na humorystyczne nawiązanie do roli partii politycznych, które oczywiście chętnie w takich przypadkach co do zasady umywają ręce i wolą zwalać wszystko na sędziów, temat z Wj 26:2 (nr rozdziału, wg kolejno liczonych ksiąg kanonicznych, to w tym serwisie internetowym biblijnym tutaj... 76, czyli sławetne mieszkanie 74 "plus 2", co standardowo oznacza "coś tu jeszcze od siebie trzeba dodać", "jeśli chcesz") – zauważmy, że 26+2 = 28 (zwróćmy uwagę na to plus 2 na końcu), a czytamy tam tak: "Długość poszczególnej tkaniny winna wynosić dwadzieścia osiem łokci, a szerokość poszczególnej tkaniny cztery łokcie" – narzuca się skojarzenie z tym, że proponują wobec tego "zwiększyć termin, do 4 tygodni" (przypomnijmy, że w ustawie było jak dotąd od dawna, że na zaskarżenie nakazu zapłaty są 2 tygodnie). Tego typu "środek zaradczy" faktycznie wprowadzono, aczkolwiek inny, mianowicie reformą KPC z listopada 2019 r. wprowadzono, że fikcji doręczenia już w ogóle się nie stosuje i że zamiast tego osobom fizycznym nieprzedsiębiorcom doręcza się nakaz zapłaty przez komornika, który dokonuje kompleksowego poszukiwania i fizycznego potwierdzania obecności pozwanego w konkretnym miejscu zamieszkania. Z kolei w 50-rozdziałowej Księdze Rodzaju, w miejscu Rdz 26:2 jest potwierdzenie przypuszczenia, że fikcją jest temat egipskiej niewoli narodu żydowskiego. (Jak już mnie sugerowała TV wydaje się to po pierwsze kalka rzeczywistego tematu dotyczącego pochodzenia Rzymu, a po drugie mało prawdopodobne czy nawet skrajnie mało prawdopodobne, że Żydom udałoby się wrócić na swe pierwotne miejsce po takiej niewoli. W każdym razie bez cudownie wspierającego ich na każdym kroku Boga.) Jak widać autor księgi coś niecoś nawet o tym słyszał. Co do źródła mych kilkuletnich opóźnień w życiu i kilku dodatkowych lat tortury w postaci sprawy 262/14, to można o tym poczytać jeszcze w kilku miejscach, z których moje ulubione jest z (sic) Księgi Liczb: pod numerem 26:14 znajdujemy liczbowy symbol samobójstwa Jana Pawła II, który tym samym wskazuje na temat Antychrysta, czyli na mój temat. Ale to tak tylko dla lubiących zgłębiać te sprawy, w tym wspomniany artykuł xp.pl, różne zakamarki niniejszej strony itd., bo inaczej – z czym do gości... Pod tymi nrami temat pada i w innych księgach Biblii, a w surze 2 w wersecie 262 Koranu bardzo jasno, nieprzychylnie (ja bym tego tak nie nazwał, choć faktycznie przelew zrobiłem sam) i plus minus z podaniem mojego nazwiska. To nie jedyne takie trafienie, inne np. jest w wersie "następstwo z '56" (rok urodzin mego ojca), tj. wersecie 57, w surze 22 (liczba kojarząca się, powtórzmy, z samobójstwem Jana Pawła II) pt. "Pielgrzymka". "Ta, sin" to zresztą tekst zaczynający tam wiele sur. Analogicznie mamy też "poniżanie" w surze 17 (symbolika cyfr: "początek Boga", "pochodzenie Boga") w wersecie 111 (ostatnim), co ma pewnie (wobec braku aż tak dużej liczby wersów) nasuwać na myśl 222, czyli wspomniany symbol śmierci JP2. Tak samo tamże w wersecie 22 (szczegóły o, dosyć oczywistym, pochodzeniu tego symbolu 222 są w artykule xp.pl o koronawirusie i osobno jeszcze bodajże na forum tego bloga). Kolejne przykładowe wystąpienie "poniżenia" (bardzo rzadko się to słowo zdarza; jeśli już, to często pada w otoczeniu kary, jako "kara poniżająca"...) jest w wersecie 151 w surze 4 – wystarczy zastosować poprawkę +1 na każdej cyfrze i mamy sygnaturę 262. Z analogiczną sytuacją (że jest "poniżenie", a przy tym po zastosowaniu poprawki +1 na każdej cyfrze otrzymuje się w numerze dodatkowe potwierdzenie, że wyjątkowo to trafnie do mnie się odnosi) spotykamy się też w surze 7 w wersecie 75 (też poniżenie, przy czym pamiętajmy, że mój rok urodzenia to '86). – ukryj komentarz]
Oto dokumentacja tej skargi dotyczącej naruszenia mego prawa do sądu i braku tzw. dostępu do sądu (w pełni oparta o ich orzecznictwo oraz nasze krajowe):
15.12.2020 | wypełniony formularz i załączniki: | skan, sfilmowana wysyłka [czerwone prostokąty to cenzura wprowadzona po skanowaniu; na s. 26-27 skanu widać, jak chciał mnie oszukać jeszcze przy okazji tego nakazu zapłaty komornik – aż 2 razy musiałem się odwoływać do sądu, tu widać tylko obsłużenie jednej z 2 skarg – w mediach Watykanu szło zaś dokładnie wtedy, jako główny temat, o planowanej... "beatyfikacji Piotra Skargi"; to przykład tego, do czego bardzo przywykłem, czyli masowej ukradkowej i ukrywanej przed narodem koordynacji różnych mediów wokół tematów z mego życia], |
16.12.2020 | pismo wyjaśniające przysłane do akt skargi: | skan, sfilmowana wysyłka, |
18.12.2020 | pismo wyjaśniające (2) przysłane do akt skargi: | skan, sfilmowana wysyłka. |
Z mej rozmowy telefonicznej z Trybunałem (były nawet 2 takie rozmowy) wynika, że ów formularz skargi w Strasburgu otrzymali i zarejestrowali jako wniesiony dn. 15.12.2020 r. Tym niemniej już od początku były pewne dziwaczne i niespotykane przekręty z pocztą (nawiązujące chyba do polskich matactw wspomnianych np. w tym artykule z xp.pl albo tym). Jak można sprawdzić na emonitoring.poczta-polska.pl oraz laposte.fr, pierwsza i trzecia przesyłka nie była w tym roku w ogóle aktualizowana – nic nie dopisano do jej trackingu od 31.12.2020 r. (wygląda to tak, jak gdyby była nadal w doręczeniu, a wszystko zatrzymało się przez Sylwestra, co może symbolizuje Covid-19 z uwagi na kalendarium WHO). Mimo to, jak widać, najprawdopodobniej obie te przesyłki już tygodnie temu dotarły, a problem dotyczy jedynie internetowej usługi informacyjnej (czy, mówiąc ogólniej, stanu ich bazy danych). Dla porównania, z drugim z listów nie było żadnego problemu. Najprawdopodobniej przekręt ten zorganizowano w, jak mniemam, rządzie francuskim (oby to był tylko żart!) po to, by kryć ich, gdy już uznają skargę za niedopuszczalną – a to poprzez tworzenie wokół nich wrażenia, że może to, co dostali pocztą, to tylko jednostronicowy liścik (w którym to przypadku zrozumiałe i uzasadnione byłoby odesłanie przez nich tekstu, że "dostali za mało danych, brakuje dokumentów, a więc skarga jest w obecnym stanie niedopuszczalna"; rzecz w tym, że to nieprawda, że oni dostali tak mało, bo w istocie dostali wszystko, co potrzebne, by poznać i wstępnie ocenić temat).
Najprawdopodobniej sprawę tę niesłusznie przegram [edit 2021-01-23: i to nie na poziomie, tj. w walce (sic!) z rządem, tylko najprawdopodobniej nastąpi odrzucenie w przedbiegach: decyzja pojedynczej zaledwie osoby, bez broń Boże powiadamiania rządu i bez pozyskiwania akt polskiej sprawy sądowej] (mimo, że autentycznie doszło do naruszenia mego prawa do sądu), co obciąża odpowiedzialnością ten Trybunał. Funkcjonuje on bardzo podejrzanie i – abstrahując już od tego, że też jest "wyremontowany" (tj. torturuje mnie dźwiękowo jego budynek, jak sprawdziłem kilka lat temu) – sprawia wrażenie, jak gdyby mnie śledził (wszystko to z przyczyn zapewne korupcyjnych), jak już była mowa w przytoczonych przykładowych artykułach na jego temat [oraz we wpisie o sądach na tym blogu (ostatni pkt na liście sygnatur; obecna sygnatura, 752, jest zrobiona pod tamtą i jest to ciągle gra na liczbie kojarzącej się z założeniem Rzymu)]. Przejawia się to zawsze też w jego działalności prasowej, tj. w newsach z jego strony internetowej. Tym razem np. właśnie w tych dniach, gdy skarbówka wypłaciła mi zwrot podatku (ok. 8.12) i w związku z tym posunęła się nieco do przodu sprawa mej skargi do Strasburga – przyciśnięty terminami musiałem już bardzo się spieszyć, by ją wnieść – na ich internetowej stronie głównej był na głównym miejscu, jak gdyby zjadliwe właśnie o tej skardze (na tle podsłuchowo-prześladowczym, czyli na tle kontaktów z tzw. telewizją) napisany, artykuł o pewnym rozstrzygnięciu; jakim to? "Trybunał stwierdził, że nie ma jurysdykcji w sprawie". Dziwnym trafem. Nie widać ironii? To wyjaśniam: otóż właśnie wtedy świeżo wysłana przeze mnie była moja nowa omawiana tu skarga, tak skonstruowana (i oni mogli to już z góry widzieć dzięki komunikatorom), że wymieniając zarzuty wspomina np. ogólnikowo kilkoma słowami "naruszenie prawa do sądu" (może trochę tylko precyzyjniej), po czym następuje rozwlekłe uszczegółowienie: "poprzez naruszenie orzecznictwa Sądu Najwyższego, iż »...«" (i tu kilka długich cytatów) – co jest z mojej strony nieco niefortunne; artykuł z ich strony internetowej przypominał sytuację, jak gdyby angażowało ich uwagę zwłaszcza to, że zamierzają złośliwie się wymigiwać od tego zacytowanego tu tematu z mej skargi sloganami, że "oni to nie są od badania zgodności orzeczeń sądów niższego szczebla z Sądem Najwyższym" ani "od tego, by wszelkie orzecznictwo sądowe w każdej sprawie było jednolite" (i tu mogliby pewnie teraz, idąc tą ścieżką, zacytować bodajże niewinnie napisany i potem złośliwie wyeksponowany cytat ze sprawy Albu i Inni p-ko Rumunii, § 38, o którym mowa w ich przewodniczku po art. 6 Konwencji w punkcie 214 na s. 50, aczkolwiek – uwaga – tylko w jego polskim tłumaczeniu, zamówionym przez Ministerstwo Sprawiedliwości; w angielskim oryginale polecam, dla porównania, pkt 314 na s. 61, zdanie pierwsze, aczkolwiek dalej już tam raczej jest porządnie napisane, oraz 334-335 na s. 66-67 – chodzi o to, że niejednolitość orzecznictwa sama w sobie nie jest w ogólnym przypadku ich zdaniem zawsze z zasady naruszeniem Konwencji). Ja zaś oczywiście nie to miałem na myśli, że samo w sobie pokierowanie się przez sąd przeciwną wykładnią prawa niż głoszona przez Sąd Najwyższy to już jest jakiś atak na prawo człowieka, jeden z "typowych" może nawet rodzajów naruszenia. Nic takiego nie napisałem, choć złośliwa interpretacja mych słów oczywiście chętnie szłaby właśnie w tym kierunku (i następnie w kierunku ww. gotowego orzecznictwa strasburskiego – które jednakże moim zdaniem odnosi się przede wszystkim do tzw. kwestii materialnoprawnych oraz do tylko tych mniej istotnych kwestii prawa procesowego; na dowód tego w pismach kolejnych wskazałem im ich własne orzecznictwo nie ogólnikowe, tylko ściśle w tym konkretnym temacie, o którym jest skarga, gdzie sami narzucają wysokie standardy pewności prawnej jako w ogóle w tym akurat temacie, o którym jest moja skarga, wartości nadrzędnej [chodzi tu, mówiąc prościej, o przewidywalność, która ma szansę występować tylko wtedy, gdy spójnie i jednolicie względem wszystkich stosowane jest prawo i tezy z orzecznictwa najwyższego sądu]). Niejako więc w odpowiedzi na te ich medialne złośliwości o tym, że "to nie nasza dziedzina, to nie ma znaczenia; my tego nie badamy – sprawa przegrana" – którym potem też w pierwszej rozmowie telefonicznej (ja w tym wpisie dałem link do drugiej) wtórowało zaklinanie się przez telefonistkę Trybunału, że (co niby odnosiło się jedynie do tych mych odpowiedzi, do przysłanych kartek) "it will not be accepted" – wysłałem im te 2 dodatkowe pisma, które również Państwu zaprezentowałem powyżej.
Oprócz tych przegranych wszystkich dotychczasowych spraw, dowolnego ustawiania ich sygnatur przez kierownictwo Trybunału właśnie mnie oraz ustawianej przez ich służby prasowe oficjalnej strony internetowej www.echr.coe.int [pasuje w tym przypadku nie tylko temat "braku jurysdykcji", ale też kraj z wyroku nagłośnionego w dniu wysyłki skargi: Turcja, kojarzona swoją drogą z zamachem na papieża i przy tym z teorią, że to on w sumie sam go przeciwko sobie chciał; a więc jak gdyby pasuje to do mnie: "wróg, którego Jan Paweł II sam chciał przeciw sobie wykreować"] na bardzo poważne problemy personalne w Trybunale wskazuje też chamstwo jego pracowników względem mnie – którzy usłyszawszy, że dzwonię, rozłączali się. Po wypowiedzeniu przeze mnie liter mego nazwiska N, I, Z, Y, N, w trakcie, gdy jeszcze mówiłem, rozłączyli się, po czym już nie odbierali do końca dnia roboczego (tj. np. podnosili słuchawkę, ale nic nie mówili, tak tylko, by płynął czas i naliczały się opłaty, lecz żebym nic przez to nie załatwił, albo np. w ogóle nic nie mówiąc natychmiast rozłączali się; połączenia przebiegały odtąd różnie, co wskazuje na obecność człowieka po drugiej stronie i jego osobiste angażowanie się w ten proceder – przykładowo, czasem sygnał muzyczny po wybraniu odpowiednich cyfr trwał kilka sekund, a czasem od razu się urywał – zawsze jednak było już tamtego dnia bez kontaktu sł'ownego, do końca dnia roboczego, czyli do godz. 17:00). Prezentują to nagrania audiowizualne z mego kanału YouTube [pierwsze, drugie, trzecie, czwarte, piąte, szóste, siódme, ósme, dziewiąte]; dzwoniłem w sensownych godzinach – gdybym dzwonił w innych, zupełnie co innego by się włączyło, a mianowicie jedynie informacja o godzinach urzędowania, bez opcji wciskania czegokolwiek). Powiedzieć o tym, że komunikacja szwankowała, to bardzo duży eufemizm. Sytuacja tak poważnego lekceważenia dla człowieka i pogardliwego traktowania go ("Niżyński dzwoni, to ja sobie chamsko rzucę słuchawką w środku rozmowy") – jak gdyby był jakimś podgatunkiem – nie jest normalna i chyba nikomu innemu się tam nie zdarzała co najmniej w ostatnich kilku latach; uprawdopodabnia to natomiast jakąś szczególną degrengoladę moralną właśnie w temacie relacji do mnie osobiście. Tego się nie wyjaśni samymi jakimiś dziwnymi sprawami towarzyskimi, tego braku elementarnej kultury, tylko budzi to po prostu (zwłaszcza na tle jeszcze innych sygnałów, o których była tu we wpisie mowa) poważne podejrzenia o istnienie w tym Trybunale grupy przestępczej skupionej na maksymalnie nieprzychylnym obsługiwaniu moich spraw [patrz lista+artykuł] i pomaganiu podsłuchowemu ośrodkowi polskiemu (oraz, koniec końców, papieżowi i pożądanym przez niego kierunkom propagandy, jako że to najwyraźniej przez papieża jest ten podsłuch i są te wszystkie z nim związane prześladowania przeciwko mnie). Krótko mówiąc, jak tak dalej pójdzie, że dobre tematy zgłaszane przeze mnie Trybunałowi są zupełnie lekceważone: skargi odrzuca się jako niedopuszczalne, należałoby zastanowić się, czy oni tam nie prowadzą działalności, której nie da się pogodzić z godnością sędziego Trybunału, tj. pomagania antyludzkiej organizacji przestępczej, oraz czy to aby nie jest sprawa kryminalna. Przegranie tak słusznej (jak tu każdy czytelnik może się przekonać) sprawy woła o pomstę do nieba i o śledztwo do władz francuskich, czyli w pierwszej kolejności – Policji. Chętnie nawet z tego skorzystam, to po prostu kwestia pieniędzy – oszczędzam, więc niekoniecznie natychmiast będzie mi się chciało lecieć do Strasburga.
(09:04, stow.)
Niestety jak każdy nowy wpis ten też powoduje oddalenie i odsunięcie na dalszy plan tematu sądów, który dobrze zaprezentowałem m. in. we wpisie z 23. maja 2017 r., co jest wprawdzie nieuchronną koniecznością, ale jest bardzo niepożądane (bo to temat bardzo ważny i kluczowy, a powołani do ścigania przestępczości zorganizowanej politycy w rodzaju Zbigniewa Ziobro mający u boku Prokuraturę Krajową od takich spraw w ogóle nie zajmują się zwalczaniem tej sitwy medialno-sądowo-prokuratorskiej, która nie tylko śledzi i dręczy, ale też załatwia mi porażki w sądach w absolutnie każdej sprawie, bez względu na temat – prawdopodobnie korupcją). Tym niemniej panoszenie się Trzaskowskiego w mediach oraz występująca swego czasu, a i niekiedy nawet dziś jeszcze, propaganda sukcesu w Warszawie wymaga zaprezentowania jego prezydentury też w innym, gorszym świetle, zwłaszcza, że Warszawa to miasto, gdzie codziennie ulice i wszystkie budynki publiczne dręczą mnie dźwiękiem radia podsłuchowego z elementami przekazu podprogowego, nieludzkiego traktowania (uniemożliwione myślenie od tej sprawy) i tortury (obecnie dosyć słabej i wkłada się dużo wysiłku w jej maskowanie nakładaną na nią audycją w stylu jakiegoś Pawelca lub Wojewódzkiego). Bardzo możliwe zresztą (daty w każdym razie utwierdzają w tym przekonaniu, daty i tematy kolejnych wydarzeń historycznych tuż po nadaniu przywileju), że od tego spisku w ogóle pochodzi jej nazwa "Warszawa", jak to już wspomniałem w poprzednim wpisie. O ile wprawdzie same dźwięki to sprawa istniejąca nieco automatycznie i w tej dziedzinie wszystkie publicznie dostępne nieruchomości w kraju są zamieszane, już od wczesnego XXI w., zaś przestępstwo następuje co najwyżej przez zaniechanie, o tyle sprawa stalkingu w formie dokuczania mi w toaletach, w tym przypadku w toaletach metra i przez personel, to już pewne (najwyraźniej) podsycanie starego tematu przez różnych kierowników, tematu uprzednio stłumionego i nie tak rażąco chamskiego, a zatem tematu, który od lat był już bardzo mało odczuwany i niepozorny (wprawdzie nigdy on nie zanikł, ale np. typowo od samego początku ograniczał się przede wszystkim i jedynie do podsyłania mi sąsiadów do toalet, by byli koło mnie i peszyli, i udawali podsłuchiwanie inną metodą niż radarowa albo np. po prostu udawali, że "tutaj zawsze tylu jest", "tego stalkingu to raczej nigdy nie było, tylko zdaje ci się"). Nachodzenie przez ludzi w toaletach publicznych (tj. przychodzenie do nich), gdy gra tortura, żeby mi poprzeszkadzać i podemonstrować "nieistnienie tego tematu", "normalność tematu przepełnionych publicznych toalet", to od dawna standard, natomiast tutaj (za czasów Trzaskowskiego, nawet ściśle w 2020 r.) rozwinęło się coś więcej – naprzykrzanie się samego personelu, a nawet chamskie otwarte naruszanie prywatności. Trudno przypuszczać, by działo się to za plecami zarządu spółki Metro Warszawskie sp. z o. o., choć oczywiście skorzy do samobójstwa – jak to w normalnych warunkach trzeba by nazwać – zawsze mogą się zdarzyć. Poniżej prezentuję jeden z takich przypadków, ale najpierw krótki opis sprawy.
Dokuczanie mi w toaletach datuje się od r. 2011, czyli od czasu, gdy w ogóle rozpętał się różnorodny stalking przeciwko mnie. [edit 2020-12-26: Jeden z dowodów tego procederu jest w dziale "tony foto/wideo, tzw. dowody" na górze poziomego paska nagłówkowego na jasnoniebieskawym tle ponad wpisami; mianowicie jest o plik audiowizualny z 2012 r. nagrany telefonem komórkowym w panamskim centrum handlowym: 20120228-Panama-centrum handlowe Albrook-kibel (stalking)-koncowka to dobijajace sie straze.mp4, jest też egzemplarz na YouTube wstawiony już wiele lat temu; kolejny dowód to moje zawiadomienie do prokuratury z 2011 r., patrz np. s. 23 (jest tam też przy okazji ślad po praniu mózgu, że dźwięki w suficie to "przechadzający się sąsiad"... to nie jest oczywiście rozsądne myślenie).] Co do sprawy ubikacji to początkowo chodziło tylko o dźwięki i przekaz podprogowy (m. in. odgłosy brzmiące podobnie do skradania się oraz myśli skierowane właśnie na te tory, a także efekty w rodzaju dźwięk spłuczki czy syczenie rury zawsze akurat wtedy, gdy wchodzę do toalety i chcę się wypróżniać), zdarzały się też pojedyncze przypadki rzucania przy mnie przytyków do moich wizyt w toalecie, przez ludzi zupełnie obcych (młodzież) – latem 2011 r. okazało się, że ataki bodźców dźwiękowych w związku z moim zamiarem wypróżnienia się jest to problem międzynarodowy – jednakże już bodajże pod sam koniec 2011 r. oraz w r. 2012 wyszła na jaw też inna forma tego stalkingu, dotycząca toalet publicznych, a nawet (gdzieniegdzie, np. na pewnych lotniskach) specjalnego eksponującego coś zachowania się ludzi z personelu: np. dworców, lotnisk. Forma stalkingu dotycząca toalet publicznych polegała, powtórzę [nie licząc złośliwego kręcenia się tam personelu, np. pokazującego się dokładnie wtedy, gdy ja przybyłem, jak to bywało na pewnych zagranicznych dworcach/lotniskach (a nawet takie panie potrafiły wykonywać specyficzne gesty, np. jakieś przy tyłku, wobec mnie, gdy przechodziły blisko)], na przybywaniu tam, a nawet zbędnie przewlekłym przesiadywaniu dużych czy nawet wielkich mas ludzkich [zapewne koordynowano je e-mailami i SMS-ami, aczkolwiek ja się nie znam; ponadto można podejrzewać używanie przy tym procederze programu Gadu-Gadu i komunikacji w grupie przestępczej (radio z podsłuchem + teksty-statusy) oraz ewentualnie pośredników nieruchomości, którzy także być może ustawiali swą klientelę mówiąc jej, jak mnie dokuczać (np. też kaszleć przy mnie)]. Po dziś dzień nieraz widuję ludzi przychodzących w istocie, jak to się okazuje, poudawać, że się wypróżniają. Wiedza o tym, że akurat trzeba szturmować toalety publiczne (podobnie jak np. kaszleć przy mnie np. w pojeździe komunikacji miejskiej), czerpana była zapewne z faktu istnienia przekazu podprogowego, co jest nieco wyczuwalne przez każdą wprawioną w podsłuchiwaniu mnie osobę, ponieważ angażuje on umysł i paraliżuje myśli zyskując w ich miejsce możliwość angażowaniu umysłu w wybranym kierunku, zgodnie z podprogowymi szeptami (to ostatnie oczywiście tylko w przypadku osób władających językiem polskim). Obecnie to jest głośne i powoduje istotne cierpienie psychiczne, natomiast w 2011 r. było po prostu wyczuwalne przez każdego wprawionego w podsłuchiwaniu (i mającego porównanie, bo mogącego ten dźwięk w każdej chwili wyłączyć) człowieka. Problem sygnalizowałem już bardzo dawno temu na tym blogu, patrz wpis z 17.8.2013 r. i zawarta tam lista wypunktowana wdrożonych sposobów stalkingu.
Poniżej prezentuję chamstwo dotyczące toalety przystosowanej dla niepełnosprawnych [tj. generalnie jednoosobowego pomieszczenia, zresztą ulokowanego tu bardzo z dala od jakiegokolwiek pokoiku obsługi i raczej przy obszarze związanym tylko z transportem miejskim], z jakim w ciągu ostatnich miesięcy spotykałem się wielokrotnie ze strony personelu różnych stacji metra (zaś jeszcze częstsze były próby nachodzenia: czyjeś – nawet zwykłych ludzi, jak to zza dolnej kratki było czasem widać – chamskie dobijanie się z całej siły, targanie klamką albo chociaż zwykła próba wejścia): metra Świętokrzyska, Rondo ONZ czy Centrum Nauki Kopernik. W zaprezentowanym akurat tutaj przypadku oficjalnie ubrany personel metra, który włamał mi się do zamkniętej toalety, "gubi się w zeznaniach": podaje aż 3 różne i, w zaistniałych okolicznościach, niewiarygodne wyjaśnienia. Najpierw mówią, że "całe drzwi były we krwi", jednakże po pierwsze nie wiadomo, kiedy były, może pół godziny wcześniej, bo na nagraniu ich w takim stanie nie ma ani nawet nie słychać, by ktoś się za nie zabierał i doczyszczał je, czyli w każdym razie w czasie objętym nagraniem nic takiego nie było. Jeśli zaś (rzekomo) było pół godziny wcześniej, to jakie to ma znaczenie? Następnie zamiast tej wersji pojawia się inna: że przyczyną najścia jest to, że ktoś zaobserwował, że długo przebywam w toalecie, a nie odzywam się. Autentycznie jakoby zaobserwował (tj. gapił się na toaletę): "mamy świadka" (8:40) – wynika stąd, że są 2 osoby, a jest jeszcze jakaś inna zewnętrzna względem nich osoba, która się gapiła na tę toaletę. I ona "zaobserwowała", że ją pół godziny zajmuję. Przy okazji powtarzano tu kłamstwo o nieodzywaniu się, co jak widać z filmu nr 1 jest fałszywe. Nonsensowność tej wersji wyeksponowały moje wypowiedzi z momentu 11:28 i 11:47. Wreszcie, w toku dalszej rozmowy, okazuje się, że to samo metro mnie nachodzi w toalecie, że to jest jakieś ich "regularne sprawdzanie". Również i to nie ma jednak sensu i jest nieusprawiedliwione; jak to, toaleta jest zajęta za pierwszym razem, przychodzą znowu np. pół godziny później ją myć – i co, jeśli znowu zajęta, to atak na człowieka w środku? Przecież w międzyczasie tamten zapewne już ubikację opuścił, była ona przez pewien czas pusta, po czym wszedł kolejny. Nie widać zatem żadnej wersji, która byłaby wiarygodna i przekonująca, jak tylko po prostu śledzenie i dokuczanie. W ramach komentarzu od siebie do tego materiału dowodowego mogę dodać, że przecież tylko ja tak mam, że niemalże co 3 przypadek skorzystania z toalety publicznej (tej dla niepełnosprawnych, bo można się w niej też podmyć) ostatnio tak się kończy (na co trochę ma wpływ wybór stacji metra, ale koniec końców wszędzie sięgają macki mafii stalkingowej i analogiczne, chamskie spaczenie personelu) – to, co mnie zdarza się seryjnie, innym bywającym tam zapewne w ogóle się nigdy nie zdarza.
Już wcześniej w tych ostatnich kilku miesiącach wielokrotnie, obok ww. problemów, przechodził obok mnie na terenie stacji Świętokrzyska personel metra, kobieta (zapewne nawet ta sama, co też przyczepiła się wspólnie z jakimś panem z obsługi na poniższym nagraniu). (Uwaga teraz na ewentualne fałszerstwa sondażowe – to potencjalnie bardzo potężny instrument manipulacji. [edit 2021-01-01: Swoistym odzewem na tę zapowiedź wydaje się być opublikowanie w większości mediów "w rocznicę Covid-19" (wg watykańskiej chronologii, patrz artykuł xp.pl) – a więc w dacie mogącej symbolizować oszustwo polityków (i jego konieczne konsekwencje) – sondażu (firmy Indicator na zamówienie Rzeczpospolitej), wg którego jakoby Solidarna Polska (reprezentowana przez obecnego Prokuratora Generalnego i Ministra Sprawiedliwości: Z. Ziobro) miała mieć poparcie wyborcze powyżej 5 proc. (można też spodziewać się kontynuowania tego trendu). W rzeczywistości zaś w ostatnich miesiącach nie wydarzyło się nic, co by uzasadniało taki skokowy wręcz wzrost poparcia, zaś poparcie dla SP zawsze oscylowało w granicach 1-2%, w tym także (o ile dobrze pamiętam) w ostatnich wyborach (n.b. tu i ówdzie praktycznie na pewno istotnie sfałszowanych, za aprobatą Sądu Najwyższego w osobie od dawna chyba upatrzonego sędziego): tak, że aż Ziobro i jego ludzie startowali do Sejmu z list swego konkurenta, z list PiS-u. Obecny sondaż wskazywałby zaś na odwrócenie się tej sytuacji: "bez Solidarnej Polski PiS nie będzie rządzić". Wiarygodność tego sondażu oceniam jako bardzo niską, przez co moim zdaniem nie daje on podstaw do uwzględniania go w dyskusjach i rozważaniach Polaków o polityce, "stanie mediów" i "masach innych wyborców". Wręcz przeciwnie, sprawia mi wrażenie wyniku jasnowidząco planowanego już wtedy, gdy rozmawiało się o ewentualnym usunięciu Ziobry z rządu (1-2 miesiące temu), po czym jakoś temat "sam się rozwiązał" i utrzymano współpracę koalicyjną. Na trwałość żałosnego procederu, którego tu się spodziewam, wskazuje m. in. to, że zaczęto mi właśnie dzisiaj w konsekwentny sposób (nie zważając na restarty komputera) blokować lewy Shift na klawiaturze, w ramach kolejnego nomen omen gnębienia w dziedzinie komputerowej. – ukryj komentarz... – rozwiń komentarz]) Zgłosiłem też już wcześniej skargę, patrz łącza poniżej:
A teraz incydent z 10.12.2020 br.:
Film nr 1 z godz. 17:45, wykonany zwykłym programem nagrywającym Androida (Aparat)
Film nr 2 z godz. 17:49, wykonany programem Background Video Recorder, który umożliwia nagrywanie filmów dłuższych niż 10 minut i przy tym nawet w warunkach zgaszonego ekranu
Stenogram tego incydentu z 10.12.2020 r. (moje wypowiedzi od myślnika):
[ Na filmie 1 widać dobijanie się i moje odpowiedzi. 0:00 – odp. (0:10) "Już się odzywam!"; 1:53 i 2:12 – odp. (2:13) "Co?". ]
7:06 [słychać przekręcanie zamka] 7:14 [kamera na pracowników metra stojących u drzwi] 7:14 – Przepraszam, dlaczego pan otwiera, jak osoba jest w środku? Jakim prawem? 7:18 [...] [mężczyzna mamrocze, kobieta w mundurku Metra coś woła] 7:20 – Jakim prawem państwo otwieracie, jak ktoś jest w środku? To jest poniżające dla osoby, od której nie było wezwania. 7:25 [M] Całe drzwi były we krwi, mamy prawo otworzyć, bo nie wiemy, co się dzieje. [Komentarz: tak bardzo "nie wiedzą", że aż wbili się po raz kolejny właśnie wtedy, gdy ja byłem w toalecie. Teoria o drzwiach całych we krwi jest ponadto idiotyczna, naiwna, ponieważ jak słychać na nagraniu i potem widać ani nic z nich nie ścierano, nie naciskano na przykład na nie myjąc je, ani też później takiego śladu też nie było. Z drugiej zaś strony skoro przyszli, to albo sami z siebie, np. za sprawą monitoringu, albo z wezwania. W dalszej części nagrania wyjaśnia się, że przychodzą poprzeszkadzać sami z siebie.] Całe drzwi były we krwi [Komentarz: nagle? A co z monitoringiem na żywo? Skoro nie wzywa i nie widzi żadnego problemu, jakichś przestępstw, to po co te najścia?], [...], mamy prawo wchodzić, "bo" nie wiemy, co się dzieje. [Komentarz: pierwszy i podstawowy obowiązek każdego woźnego obsługującego toalety – dokładnie wiedzieć, co się dzieje w każdej w środku w każdym poszczególnym momencie.] 7:32 – Nie... Nie, jeżeli ktoś tutaj jest rozebrany, no, to państwo będziecie go podglądać? 7:36 [...] Trzeba było się chociaż odezwać. 7:39 – Ja się odezwałem kilka razy, jak ktoś tu się dobijał. 7:42 Ja tego nie słyszałam. 7:44 – No to proszę ucho przykładać, jeżeli pani... Nie będę wrzeszczał na całe... 7:46 Proszę założyć maskę, jak pan do nas rozmawia, najpierw. 7:49 – Tak, maskę założę... A ja bym proponował też trochę kultury, bo naprawdę państwo będziecie wchodzić, a tutaj ludzie będą kompletnie rozebrani i w pozycji, że nic nie mogą na to poradzić. 8:00 [M] Ja wiedziałem, że, wiesz, jakiś świr jest. [Generalnie przecież rzadki przypadek, natomiast w moim przypadku rzeczywiście są zaburzenia psychiczne od dźwięku (polecam np. wpis z 28/02/2014, gdzie dźwięk ten jest nawet pokazany, trochę wyszczególniony). Odnośnie tematu psychiatrycznego patrz też wpis na blogu np. z 03/08/2012] 8:02 My znamy różne przypadki niestety. 8:04 – Nie słyszę, bo ten pan mówi. 8:06 Albo marki. [Komentarz: no proszę – jacy obrotni, skontaktowani i mocni w tych sprawach gospodarczych. "My znamy różne marki". Z wizerunkiem społecznym na pewno nie będą mieć problemu od takich wyskoków...] 8:08 – Co, z maską?... 8:09 Nie; chodzi o to, że mamy tutaj różne przypadki w metrze. Jeżeli ktoś tak długo czeka... 8:14 – Nie, no ktoś tutaj czekał 10 minut, proszę pani. 8:17 No? 8:17 – Przyszedł po 5 minutach, jak ja wszedłem, i poczekał 10 minut. 8:20 Znowu do mnie dzwoni, że nikt się nie odzywa. 8:23 – Ja mu się odzywam i to nie jest żaden [problem]... 8:25 [M] [...] 8:28 – Tak, ja się odzywałem, mam to nagrane. Mam nagranie wideo i będzie dla państwa prezentowane. Mam nadzieję, że to jest ostatni raz, bo nie pierwszy raz ktoś się na mnie rzuca, jak ja wchodzę do toalety. 8:35 Proszę słuchać i nie zajmować toalety przez pół godziny, dobrze? 8:38 – Nie pół godziny, ja tu byłem 10 minut! 8:40 No mamy świadka, że jednak trochę więcej. 8:42 – Ja tu byłem 10 minut. Przyszedłem, po 5 minutach ktoś się dobija, ja mu odpowiadam. Wszystko jest nagrane na wideo, jak ja mu odpowiadam i jak on się dobija. Nawet w tej chwili to się nagrywa. O, proszę, recording video. I 10 minut jeszcze postał i wzywa na mnie straż. No kto to słyszał! Już nie pierwszy raz, ja zgłosiłem skargę przez 19115; warszawa19115.pl. 9:03 [...] 9:11 – Zgłosiłem 10 dni temu rzędu skargę, oni podobno ją przekazali do Metra Warszawskiego, no i teraz kolejna sytuacja. No, ja mam nadzieję, że tak nie będzie, że ilekroć ja gdzieś pójdę, to się na mnie rzucają ludzie. Ja się po prostu boję. Pani widzi, że to są jakieś kryminalne zjawiska. 9:23 Bardzo proszę się po prostu odzywać. 9:26 – Tu są kryminalne zjawiska, [toteż] ja się boję ludzi w normalnych toaletach. 9:27 Niech pan mówi, że wszystko jest w porządku, dobrze? Bo my cię wyprosimy [...] 9:31 – Ale ja mu odpowiadam, tylko on złośliwie przecież... To nie jest tak, że raz na rok się zdarzy taka sytuacja, że przyszedł ktoś nienormalny, tylko ilekroć ja korzystam z toalety, to ktoś się rzuca. Ja to będę sukcesywnie nagrywał, ale jedną skargę sprzed 10 dni Metro Warszawskie już ma, bo podobno przekazali z tego 19115 nr[u]. 9:47 Proszę po prostu zaczekać. 9:50 – Naprawdę się odzywam i nie jest to moja wina. 9:56 – To ci państwo wezwali? 10:00 Nie. 10:01 – Aha. 10:02 To proszę następnym razem... [Komentarz: chyba znowu o tym Obowiązku Podtrzymywania Kontaktu Słownego (OPKS) – bardzo podstawowa to, jak widać, funkcja osoby siedzącej w toalecie. Jej brak może skutkować poważnymi ingerencjami w dobra osobiste.] 10:03 – Ale ja się odzywam! 10:05 Ale to... 10:06 – Ale to co, mam zupełnie wrzeszczeć na cały... 10:07 Nie! Chodzi o to, że jeżeli pan się cały czas dobija, to może pan chyba na chwilę otworzyć drzwi i powiedzieć "Wszystko jest w porządku", tak? [Komentarz: wraca temat Troski. I sumiennej pani sprzątaczki.] 10:14 – No nie mogę. No niekoniecznie. Jak jestem na sedesie, no to nie mogę. 10:16 No ile można być na sedesie – pół godziny? 10:18 – Nie; 15 minut jestem w toalecie i po 5 minutach, ilekroć ja korzystam, przychodzi jakiś matołek i zaczyna walić w to tak, że nie wiem, jakby... 10:26 Nie matołek, tylko pracownik, który przyszedł posprzątać albo inny pasażer, który przyszedł do toalety. [Komentarz: w tym momencie głos pani z obsługi był taki bardzo usprawiedliwiający, robiący mi wyrzuty i wykazujący pełne zrozumienie dla zachowania polegającego na waleniu z całej siły w drzwi toalety dla niepełnosprawnych, która akurat trafiła się zamknięta.] 10:30 – Ale proszę mi powiedzieć: czy to ja się źle zachowuję, czy raczej bardzo dziwnie się zachowuje osoba... Nie wiem, dlaczego ten pan tu stoi. Chyba on wezwał. 10:40 Bo sobie stoi, no. 10:42 – Wezwał i się patrzy. No to on widocznie państwa wezwał. Kto tutaj się źle zachowuje: czy człowiek, który wchodzi i zaczyna walić i żądać jakiejś odpowiedzi, czy raczej normalna osoba, która skorzystała? 10:50 Chodzi o to, że różne rzeczy dzieją się w toaletach. 10:53 – Tak. No, ale co to jest, że ktoś się... wali w drzwi z całej siły i żąda odpowiedzi... 10:59 No, bo chcemy wiedzieć, czy nikomu się tam nic nie stało, czy nie zemdlał, czy nie jest pijany, czy nie umarł, czy nie trzeba [...] 11:05 – Ale dlaczego ktoś chce [się] tego [do]wiedzieć? Dlaczego ktoś chce... 11:09 To jest teren taki, że za niego odpowiadamy, tak? 11:11 – Słucham? 11:12 To jest teren stacji metra i odpowiadamy za ten teren. 11:15 – No ale to państwo. 11:16 No "państwo", [...] 11:17 – To co, to państwo mnie śledzicie, czy ja się dobrze czuję w toalecie? 11:19 Nie, nie śledzimy, ale jeżeli wszedł pan i pan przez pół godziny się nie odzywa... 11:22 – Nie, ten pan nie stał tu pół godziny. Możecie państwo na kamerach sprawdzić. 11:26 [teraz do akcji wkracza państwowy "sąd najwyższy":] Mamy prawo podejrzewać, że coś się złego tam dzieje. 11:28 – Nie; możecie państwo sprawdzić na kamerach: nie stoję pół godziny. A... no a sekundkę, sekundkę. Nawet gdybym stał pół godziny, to tu jakiś jest bardzo dziwny i złośliwy przypadek, jeśli ktoś tutaj te pół godziny by przestał pod tymi drzwiami i dokładnie miał wynik na swoim zegarku, że "o kurczę, aż pół godziny zajęte". No... [Rozmówczyni z MW wchodzi w słowo.] Ale sekundkę, sekundkę! 11:46 Nie, proszę mi dać...! 11:47 – Nie, jeszcze ostatnie zdanie! Ostatnie zdanie. Kto normalny przychodzi i, jeśli są zamknięte drzwi, to czeka aż pół godziny pod nimi?! 11:56 Może... czeka... i wraca tu jakiś czas... 11:59 – Pół godziny pod drzwiami ktoś czeka?! 12:01 Nie, sprawdzamy co jakiś czas po prostu. 12:04 – A, państwo, sami sprawdzacie? 12:06 Tak. Sprawdzamy. 12:07 – Czyli to państwo zrobiliście tę akcję? 12:08 No jaką opcję! Sprawdzamy, czy nikomu nic się nie stało w toalecie. To jest chyba normalne. 12:12 – Aha, państwo mnie nawiedzacie w toalecie. Sami z siebie. 12:14 Nie, nie nawiedzamy pana w toalecie. Sprawdzamy, czy wszystko jest w porządku. Bo różne rzeczy się zdarzają. 12:18 – Sami z siebie, tak? 12:20 Tak. 12:20 – Aha. Czyli to nie wezwał jakiś tam człowiek, tylko po prostu przyszło Metro mnie w toalecie, no, sprawdzić. 12:24 Tak. Metro przyszło pana w toalecie sprawdzać. 12:26 [M] Tak, proszę pana... 12:27 – I podglądać. 12:28 [M] ...bo tutaj bezdomni przesiadują i te łazienki są cały czas zamknięte. Po prostu normalna osoba nie może wejść do łazienki, bo w środku jest bezdomny. 12:37 – Proszę pana, jak...?? Ja mam ciągle otwierać, jak wchodzę, bo mnie zaraz będą się ludzie dobijać z całej siły...? No co to jest, bo ja chyba nie rozumiem... Z całej siły walić [w drzwi] na człowieka?... Jak on jest rozebrany i siedzi w toalecie, [wtedy] ma się pokazywać?... [por. wypowiedź 10:07] "Proszę, tutaj mój tyłek, a tu papier toaletowy"?... 12:51 Oj nie przesadza pan. 12:52 [M] Nie widzimy, żeby pan był niepełnosprawny. 12:55 – Słucham? 12:56 [M] Ja nie widzę, żeby pan był niepełnosprawny. 12:58 – Dobrze, ja może mam jakieś orzeczenie przy sobie, to jest mniejsza z tym. 13:02 [M] Nie... 13:03 – Jeżeli ja się spotykam z takim zachowaniem, że ja się czuję zagrożony, bo ludzie walą i za mną chodzą, jak tylko tam wejdę... 13:10 [M] Proszę pana... 13:10 – Sekundkę! Nie pierwszy raz. 13:11 [M] Proszę się odezwać. 13;13 – ...to ja się mogę bać normalnej toalety tym bardziej. Bo mi wejdzie ktoś i z nożem na przykład się na mnie będzie rzucał. A tutaj przynajmniej nie ma otoczenia. 13:20 [M] [...] czegoś takiego się nie stanie. 13:27 – Natomiast państwo niepotrzebnie, skoro widzicie, że tu ktoś wszedł i był zaledwie 15 minut, jak widać na kamerach, to niepotrzebnie go nawiedzacie. 13:35 Dobra. Idę.
Moja sugestia co do "bezpośrednich przyczyn" tego natarcia: uruchomiła je trwająca wiele minut tortura dźwiękowa. A jeśli nie, to śledzący mnie ludzie od monitoringu (tj. zapewne personel z różnych pawilonów). Tortura dźwiękowa przecież bywa w metrze i wtedy, gdy kręcę się obok na ulicy.
Jeszcze ciekawostka: w dniu tego incydentu i nagrania w mediach przemówił (tj. został opublikowany) Trzaskowski, oczywiście związek z tą sprawą jest "co najwyżej" (jedynie) aluzyjny – oto odnośny news: "Trzaskowski: Ziobro jest mocny w gębie. Jak trzeba podjąć decyzję – »miękiszon«". Mówił m. in. o, uwaga, wzywaniu czołowych polityków przez komendę Policji (np. prezydenta Dudy). Zestawienie tego tematu i tematu Prokuratora Generalnego wydaje się dosyć znamienne, jeśli chodzi o kwestię podstaw do podejrzeń o bycie zamieszanym w ww. sytuację przez prezydenta Warszawy (oferowanego też jako prezydent Polski) Trzaskowskiego. Tego samego dnia, ok. godz. 20:00, w wiadomościach Google wyświetlających się w telefonach komórkowych, tych z ekranem dotykowym i systemem Android, opublikowano taki oto (nawet może bardziej znamienny) artykuł Telewizji Polskiej, a ściślej &ndash: TVP Info: "Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski chce współpracy z »niezależnymi« dziennikarzami". No comments. Nota bene na spotkaniach z wyborcami (kompletnie cenzurowanych – brak swobody mówienia nawet w superistotnym temacie dźwięków, który wszystkim utrudniał słuchanie prezydenta) jego ulubionym, kluczowym tematem była, właśnie ze złą polityką personalną i dostępnością przestępców w różnych urzędach, na których potem można budować politykę, sprawa "gospodarki odpadami". Może to jakaś ukryta prawda o partii PO, aluzja do niej.
edit 2021-06-20: Kolejny taki napad w metrze, tym razem pozornie "oddolny" (obsługa nie grała tu istotnej roli): www.youtube.com/watch?v=zuPr3zqcUCo (dodatkowo koleś 3 razy uderzał mnie po twarzy; wersja MP4 jest tutaj). Myślę, że to ważne, że Metro Warszawskie jest zamieszane w takie ataki, stąd też proszę nie mieć mi za złe, że ten wpis był "mało estetyczny" czy "niegustowny".
(23:16)
Muszę tu nadmienić, by nikt mi później nie zarzucał nierzetelności i związanej z nią ogólnej niewiarygodności (albo np. zupełnego lekceważenia czytelników bloga), że na przestrzeni ostatnich 3 lat, a zwłaszcza przez ostatni rok i 5 miesięcy, nagonka przeciwko mnie rozszerzyła się o dodatkowe pole walki i znęcenia się, jakim jest zatruwanie żywności w celu powodowania problemów jelitowych. Częściowo problem ten jest opisany w odpowiednim artykule w portalu xp.pl (i jeszcze w drugim do pary, który tam można znaleźć): w zakresie, w jakim dotyczy podrzucania do niektórych sklepów (o wysokim prawdopodobieństwie, że ja z nich skorzystam), podtrutych pewnych produktów, zwłaszcza tanich odpowiedników np. chipsów czy chleba (produkty marki "sklep spożywczy"), jak również napoi energetyzujących. Ponadto dotyczył też od wspomnianego wyżej czasu, tj. aż od 3 lat, wody z kranu (klejące się i trudne do rozbicia spore bombelki w herbacie, po czym skręcanie w jelicie, potrzeba szybkiego wypróżnienia się koniecznie jeszcze tego samego dnia, bo jest napór na to, spora ilość gazów w jelicie), przy czym dosyć szybko (już w 2017 r.) to odkryłem i zacząłem stosować wodę (i inne produkty) kupowane w losowym sklepie z terenu całej Warszawy (przy czym, rzecz jasna, z powodu włamań do procesora losowanie musi odbywać się zwykłą kostką do gry, a ufać nie można nawet kalkulatorowi – bodajże nie tylko komputerowemu, bo robić machlojki potrafi bodajże nawet kalkulator prymitywny: był niegdyś w 2017-2018 r. taki przypadek, bardzo wyraźnie mi zaprezentowany podstawionym samochodem w przeddzień, choć tu już może wchodzę na teren, na którym łatwo o niedowierzanie czytelnika).
Co do wody z kranu to zapewniam, że tego typu przekręty, co jej podtruwanie, są współczesnym władzom politycznym (zwłaszcza w Polsce) najprawdopodobniej dobrze znane, nie tylko zresztą z przyczyn związanych z ochroną VIP-ów; wodę można zatruć, pompką w bliższym czy dalszym sąsiedztwie, ba, sączyć się trująca (tj. w tym przypadku: przeczyszczająca) substancja może cały dzień, a idealnym wręcz miejscem do zorganizowania tego jest pokój dla agenta w danym bloku, nadzorowany przez spółdzielnię mieszkaniową. W moim przypadku w mieszkaniu z 2017-2018 r. przy ul. Pereca widziałem raz nawet od zewnątrz takie mieszkanie (czy raczej jego okolicę), któremu w mojej obecności kurier transportował windą zamówienie internetowe składające się m. in. z jakiegoś produktu z członem "Medi" w nazwie czy na opakowaniu: było położone bodajże 2 piętra nade mną. Chyba dla dodatkowego potwierdzenia, że to nie żaden przysłowiowy "pic na wodę", podstawiano mi też już wcześniej nie jeden raz, lecz łącznie mnóstwo razy, w ramach codziennego stalkingu także i wozy z napisem "Uber eats" ["jedzenia (dla) Ubera" – skojarzenie ze mną powstaje przez skojarzenie nazwiska Niżyński i Nietzsche, aczkolwiek nie przesadzałbym z akcentowaniem tej ich zależności, bo i inne czynniki tu grały rolę, w tym zapewne założenie miasta Niżnyj Nowgorod, nazwa rzeki Nieszawa, nazwa wczesnośredniowiecznego księstwa na terenie Słowacji ("Księstwo Nitrzańskie"; patrz też historia postawienia pierwszego kościoła na tamtych terenach, też poniekąd ze sprawą "antychrysta z Sybilli" się kojarząca, oraz nazwa słowackiego wielkiego bardzo starego kompleksu zamkowego z listy UNESCO: Zamek Spiski) czy nazwisko faraona nomen omen kuszyckiego: Pianchi; dokładnie wyjaśnię te wszystkie spiski w specjalnej książce o tej religijno-politycznej tematyce – tu na blogu są dostępne jedynie drobne i bardzo niepełne przymiarki, w dodatku porozsiewane po różnych tekstach]. Co więcej, przynajmniej aż ze 2 razy w czasie mego mieszkania tam [okolice Ronda ONZ; jeździ tam autobus 174 i jest też blisko we wszystkie ważne miejsca: poczta całodobowa, Sąd Okręgowy, ponadto główny warszawski dworzec obok ulicy nomen omen Chałubińskiego...], a mianowicie w poprzednim mieszkaniu też w tej okolicy (ojciec ówczesnego wynajmującego z 2017 r. to podobno hydraulik...), zdarzyło się wypadnięcie z prysznica jego dziurkowanej końcówki podczas mego mycia się, w agresywnych skokowych – jak gdyby zewnętrznego pochodzenia – atakach zwiększonego ciśnienia. Ktoś widocznie na bieżąco podsłuchiwał i to spowodował. Podtruwanie wody w tamtym czasie nie było aż tak dotkliwe, bo szybko się połapałem w tym procederze i zacząłem nie ufać wodzie innej niż kupowana, i to często w specjalnie losowanym sklepie, natomiast zyskało ono na znaczeniu w okresie od ok. sierpnia 2019 r. do powiedzmy kilku dni temu, kiedy to będąc na mieście w Warszawie niemal codziennie czy co drugi dzień korzystałem z wody dawanej za darmo w marketach Żabka (wprawdzie różnych marketach, ale niektóre z nich odwiedzałem często, a inne rzadko lub wręcz jednorazowo). Jak się okazuje, i taka woda potrafi być podtruta, jest to nawet standard, a pracownicy potrafią okazywać swą znajomość tematu. Przykładowo, gdy przyszedłem kilka dni temu do Żabki położonej w okolicach Dworca Centralnego, właśnie wtedy młody pracownik (zapewne student), poznawszy widocznie na podstawie dźwięku, że to ja przychodzę, oraz może zmówiony z TV zaczął wymieniać wodę w automacie do kawy. Również poszedłszy wtedy do innej Żabki w tamtej okolicy miałem wrażenie, że pracownica coś słyszała o procederze zatruwanej wody, choć przeczyła, że akurat tam taka jest. Bardzo możliwe, że w proceder są zamieszani producenci wody, gdyż takie lokale Żabki mogą w ogóle nie mieć dostępu do wodociągu. Widziałem też raz specjalne bodajże sceny w mojej obecności w galerii handlowej Warszawa Wileńska, w której często pobierałem kawę z automatów bankowych: jak będąc w zasięgu mego wzroku rozpakowywano w banku zgrzewkę wody, przy pomocy której napełniono ekspres. W kontekście istnienia omawianego tu problemu miało to wydźwięk aluzyjny. Sam fakt, że w każdym niemal banku istnieje ekspres do kawy i że klienci mogą sobie z niego brać kawę, z czego swego czasu nawet chętnie (za przyzwoleniem personelu) korzystałem w czasie przemieszczania się po Warszawie (w II poł. 2019 r.), też pewnie nie jest przypadkowy względem tego całego skandalu.
Sprawa podtruwania wody (w której podejrzenia padają, obok niektórych ośrodków blokowych w miejscach często przeze mnie objeżdżanych, także przede wszystkim na bliskie okolice Metra Warszawskiego lub co najmniej jego głównych śródmiejskich stacji) wskazuje na to, jak stary jest być może plan w tym temacie. To chyba wręcz pokłosie jakiejś "tradycji kilku papieży". Abstrahując tu już od dywagacji na temat roli słowa "tyłek" w doborze nazwy ośrodka charytatywnego z żywnością dla ubogich "Tylko" [projekt Caritasu Archidiecezji Warszawskiej, czyli instytucji kościelnej: jadłodajnia założona w ostatnich dziesięcioleciach być może za pontyfikatu Jana Pawła II, sąsiaduje ona z ulicą nomen omen Wyszyńskiego, co pokazuje, gdzie papieże zapewne w ramach swej złośliwości pod moim adresem widzą moje miejsce; z kolei inny ośrodek założono jak gdyby uprzedzając o tym podprogowo Nietzschego, który w oparciu o to umieścił odpowiedni rozdział w Tako rzecze Zaratustra], w przypadku Żabek kwestia ta ma to do siebie, że za sprawą podpowiedzi spikerskich w pewnym momencie mego życia kilka lat temu dostrzegłem, że gdzieniegdzie – tj. zwłaszcza w restauracjach i w Żabkach z usługą "Żabka cafe" – łatwo dostać od sprzedawcy (do własnego kubka) wrzątek nawet za darmo, z czego zacząłem regularnie korzystać dla wygodnego zaparzenia sobie kawy na mieście. Tymczasem zaś we wczesnym mym dzieciństwie miała miejsce dosyć znamienna-pamiętna sytuacja, że gdy pewnego razu TIR rozwoził Pepsi po mojej ówczesnej okolicy na Bemowie, za namową kolegi (dziwnie "przekonanego", że takie TIR-y rozdają za darmo Pepsi dzieciom) spytałem kierowcy, czy mogę sobie wziąć jedną Pepsi, na co ten "oczywiście" odmówił. Starym złym tematem, chyba niemalże 10-15 już lat mającym, czyli starszym nawet niż kwestia stalkingu przeciwko mnie ze strony odpowiednio wystylizowanych-skoordynowanych mas ludzkich (i przy tym problemem wprawdzie dosyć rozpowszechnionym, ale nie wszędobylskim), jest także podtruwanie mi pizzy środkiem powodującym potrzebę wypróżnienia się jeszcze tego samego dnia (bo inaczej po prostu uciska). Pizze oczywiście zawsze jadłem od święta, a przy tym znalazłem sobie takie restauracje, w których problem ten praktycznie nie istniał, tym niemniej uprzednio na przestrzeni lat wiele razy mi się zdarzył. Zdarzyło się to w sumie wiele razy, przynajmniej kilkanaście, a może dziesiątki, przez co aż tłumaczyłem to sobie, za sprawą telewizyjnych podobno spikerów podprogowo-torturowych, teorią, że "tak działa ser smażony", jest to jednakże jak później się zorientowałem wierutna bzdura: można zjeść całą średnią pizzę i w ogóle nie mieć takiego problemu. To, że może być lepiej, zweryfikowałem w odpowiednich pizzeriach na mieście (o sprawdzonej reputacji) już wiele wiele razy, aczkolwiek powtórzę, że problemy wspomnianego rodzaju (jakkolwiek bez nagazowania, to tak czy inaczej z potrzebą szybkiego wypróżnienia się i parciem w tym kierunku) zdarzały się sporadycznie (zapewne najwyżej raz na miesiąc, a nawet rzadziej) na pewno co najmniej od roku 2011 (czasy rządów Tuska), a właściwie to mój ww. przesąd trwał już raczej od r. ok. 2006, kiedy to rządziła koalicja PiS-Samoobrona-LPR. Być może rozpoznawano mnie po szczególnie jasnych włosach albinosa albo też po prostu jadałem pizze w kilku dobrze znanych operatorom podsłuchu miejscach, które z tej racji specjalnie ustawiono. Nie było to jakieś szczególnie istotne w moim życiu i ta konieczność wypróżnienia się wieczorem, "bo inaczej ciężko będzie wytrzymać", nie odstręczała mnie od tego rodzaju posiłków.
Obecnie poznawszy się już ostatecznie na tym przekręcie, zwłaszcza co do zatrutej wody, zaczynam korzystać z własnego czajnika oraz ogólnodostępnych wód kupowanych w marketach lub pobieranych w ujęciach wody oligoceńskiej. [edit 2020-12-28: Świeżo odkrytym przeze mnie przestępstwem jest fakt podtruwania wody, która leje się z kranów na centralnym rynku Legionowa, chyba zresztą specjalnie dla mnie tam umieszczonych i wyeksponowanych. Na mapach Google punkt ten oznaczony został, przez zapewne władze, jako "ujęcie wody oligoceńskiej", ale w rzeczywistości jest to najprawdopodobniej – co większość mieszkańców zapewne zaskoczy – zwykła kranówka. Z biegiem dni (brałem stamtąd już kilka razy) zaczęła się robić coraz bardziej podtruta (aż nawet kolorystycznie inna: biaława, z powodu coraz większej liczby mikrobąbelków... paskudztwo). Najprawdopodobniej gdzieś w bardzo pobliskim budynku zamontowali pompkę przy rurze i wymieniają bandyckie włady.]
Kolejną jeszcze sprawą w ramach tego tematu (ale tu już wchodzimy na temat artykułowy z xp.pl, czyli temat ewentualnej-prawdopodobnej nierzetelności firm spożywczych) jest jak mniemam podtruwanie chleba: odkryte przeze mnie w późnym 2019 r. i przejawiające się też tym, że gdy chleba wcale nie jadłem, było z jelitami dosyć dobrze, a gdy pozwalałem sobie zjeść np. aż ze 2 bochenki dziennie (nomen omen produkcji firmy Putka – dziwnie "trafnie" mi się to kojarzy ze słowem hiszp. puta), występowała niemalże tragedia pod względem nagazowania. Jest to jednakże temat nie potwierdzony aż tak dobrze (musiałbym przejrzeć swe różne zapiski) z uwagi na to, że nie mam w tej chwili pamięciowo pewności, czy aby w przypadkach, gdy nie piłem kawy, też on występował. Z tego, co pamiętam, tak, ale dla lepszego przekonania musiałbym przejrzeć swe zapiski na ten temat, które sporządzałem – nie po to one są, by je potem przy najważniejszych formalnych oświadczeniach pomijać.
(22:04)
[Zwinięty z uwagi na OGROMNE znaczenie (dla Polski, dla losów wolności politycznej w naszym kraju i dla mnie osobiście) kolejnego wpisu: tego o sądach – nie chciałbym, by uszedł on uwadze! ABY POKAZAĆ WPIS NINIEJSZY, KLIKNIJ TUTAJ]
Tym razem tekst ściśle o polityce. W poprzednim chronologicznie wpisie (tutaj się wyświetla jako kolejny) przy okazji jakże rzymskiej, a więc z papieżem też się kojarzącej, sygnatury sądowej III Kp 476/17 wspomniałem o tym, że mam datę urodzenia prezydenta włoskiego Pertiniego (PERTI-NI, jak PETRI-NI), jedynie 2 środkowe cyfry są zamienione miejscami: 25. września 1896 r. jego, 25. września 1986 r. moja (przy czym, po dokonaniu analogicznej transformacji, Petri oznacza łaciński dopełniacz od słowa Petrus, czyli po polsku: "Piotra", jak np. w łacińskiej zbitce "patrimonium sancti Petri" dotyczącej państwa kościelnego). To oczywiście nie jest przypadek, co więcej, Pertiniego zaplanowano pode mnie, a nie odwrotnie; rok po jego urodzeniu wyszła encyklika o św. Piotrze KANIZYM, a tymczasem moje personalia to, ściśle rzecz biorąc, Piotr K. NIZY... [Rozwiń komentarz – Adolf Hitler wyjaśnia, że to o mnieNadmienić tu można, że "bardzo dziwnym trafem" to właśnie w dacie mych urodzin (25 września 1944 r.) Adolf Hitler powołał do życia kluczową niemiecką formację obronną ostatnich miesięcy II wojny światowej będącą pospolitym ruszeniem ludu niemieckiego: tzw. Volkssturm. O związkach nazistów z aferą w papiestwie, w tym: z planami co do mnie, pisałem już na podstronie "Potem też wszyscy ważni wiedzieli...", do której odnośnik jest w nagłówku bloga (tuż pod opisowym tekstem nagłówkowym), a to jest ich ukoronowanie. Ów Volkssturm z racji swej nazwy ("szturm ludu") budzi nieodparte skojarzenia ze wspomnianą encykliką papieską Militantis Ecclesiae (o Piotrze K-Nizy: nazwa, powtórzmy, jak moje personalia, Piotr K. Nizynski), jest jak gdyby dopełnieniem zawartej w niej aluzji, wyjaśnieniem, o co w niej chodzi, a zatem prezentem dla mnie od Adolfa Hitlera. Pamiętajmy bowiem, że Kościół to generalnie z tym, co ludowe, się kojarzy, bo religia w ogóle i moralność opiera się na tym, co wśród ludzi jest strukturalne i rozproszone (czyli powszechnie występujące, choć nie na zasadzie centralnego zarządzania i koordynacji). A zatem "Kościół wojujący" (Militantis Ecclesiae) i "szturm ludu" to niemalże dwa sposoby mówienia o jednym i tym samym temacie (niemalże, bo jest tu pewna różnica, gdyż lud to pojęcie szersze niż Kościół, ale przecież widać, jak bardzo zbliżone są te rzeczy). – zwiń komentarz] Jest tylko w tym taki drobiazg, że moja rodzina nic o żadnych spiskach nie wie. Wywołano je przekazem podprogowym. Przeprowadziłem swego czasu mały wywiad w tych sprawach z mą matką i okazuje się, że natychmiast po urodzeniu zabierają dziecko na ok. pół godziny celem wymycia. W przypadku mego porodu (bo podobnie było z bratem – też go [moim zdaniem] podmienili) podobno odbierał mnie jasnowłosy lekarz. Mama nie widziała nawet, czy mam genitalia męskie, czy żeńskie, jak przyznaje. Za szybko zabrali dziecko, pewnie brzuch jej to zasłaniał. Szpitalem był Instytut Matki i Dziecka w Warszawie, Klinika Położnictwa i Ginekologii przy ul. Kasprzaka 17A, jeśli mnie dobrze poinformowano. Dowody na moją datę urodzenia – tj. np. filmy, na których widać akta sądowe – można znaleźć tutaj: http://forum.bandycituska.com/viewtopic.php?f=9&t=3796.
Jak zresztą widać po kliknięciu w nagłówku niniejszej strony pola "Trwanie tej afery od XIX w.", metodę wywoływania porodu odpowiedniego dnia stosowano już w XIX w. Można by tu wymienić kilka takich przypadków. Zdarzały się też przypadki uzgodnionych porodów; było tak przede wszystkim przed wynalezieniem przekazu podprogowego (już z myślą o tym przekazie Bell konstruował i patentował telefon; wcześniej próbował to zrobić, dla porównania, kolega Garibaldiego – aby było jasne, na jakim to szczeblu, bo to człowiek, który pomagał zorganizować Królestwo Włoch; a pamiętajmy, że swą stolicę w Rzymie utworzyło ono w 200-lecie namalowania obrazu fizyka Huygensa przez... Netschera [to taki fizyk, który m. in. próbował liczyć odległości w Kosmosie nieco karkołomną i błędną metodą, później również w XVII w. porządną i przez ponad 200 lat praktykowaną metodą paralaksy zrobił to mało znany Cassini – to pewnie z tej okazji zabito w sąsiedztwie mej działki, przy późniejszym mataczeniu operatorów monitoringu, niejakiego Rafa(e)la Kasińskiego...] – przecież spójrzmy na ten dobór po nazwisku: "dzwonek [ang. bell] wynalazł telefon [ang. phony = oszukańczy]", choć już od ok. 20 lat krążyły papierowe schematy, że możliwe jest takie urządzenie (cóż za oszustwo, w takim razie!), jednocześnie interesując się bardzo niedosłyszącymi, co budzi skojarzenia właśnie z bardzo cichymi słowami przekazu podprogowego, przy czym dobór człowieka po nazwisku do czegoś złego (i, generalnie, stosowanie nomen omen) to typowa metoda w "grupie watykańskiej", patrz lista takich doborów dostępna przez odpowiednie pole w nagłówku tej strony, zaś ówczesny papież Pius IX, który co roku wydawał nawet więcej niż 1 encyklikę, w roku opatentowania "wynalezionego" przez Bella telefonu (1876, patrz Wikipedia) miał, znamiennie, "wiele do przemilczenia", nic nie opublikował, zaś w roku debiutu filozoficznego Nietzschego (1872), gdy opublikował on "Narodziny tragedii" z nazwą nawiązującą do planów zabijania mej rodziny i, generalnie, organizowania ludzi ze z góry ustawioną datą zgonu, bo wynikającą z daty urodzin (dotyczy to przede wszystkim mej babci – dzień po jej śmierci prasa katolicka informowała: "Miecz św. Piotra" – oraz mej, żyjącej dziś jeszcze, matki) – Nietzsche przy tym prawdopodobnie doskonale wiedział, że to dla papieża, była bodajże na uczelni wstępna rozmowa, żeby zaczął pisać [dzięki temu niektóre sprawy mógł świadomie wyrażać niemalże expressis verbis, niektóre informacje o papieskich korzeniach swej sławy, niezbyt się temu opierając, lecz raczej wręcz świadomie to nakręcając i pisząc o tym w aluzjach, a nawet pod koniec, w roku hospitalizacji, także w listach i autobiografii; przecież nie poddawałby się tak przekazowi podprogowemu, gdyby – w przypadkach, w których chodzi o właśnie aluzje do papiestwa, a rozwijane są nawet np. wielolinijkowe wstawki liryczne itp. (por. np. PDZ 256; WR "O sanctus Januarius!"; "Quaeritur" i ogólnie stosowanie łaciny, czyli języka Kościoła; w A wstawki o religijnym upolitycznieniu uczelni, potrzebie podrobionych początków i protestanckiego pastora w roli peccatum originale; itp.) nie miało żadnego sensu rzeczywistego, tylko było głupotą i zaśmiecaniem tekstu, to, co mu ewentualnie wciskano do napisania]; proszono tylko, żeby o tym problemie nieba nie pisał, bo grozi szpital psychiatryczny – w tymże samym roku 1872 papież opublikował Costretti nelle (patrz: lista jego encyklik na Wikipedii), co w wolnym tłumaczeniu z łacińsko-włosko-aluzyjnego na nasze oznacza: "w betonie" (kość można bowiem skojarzyć z betonem: podobny materiał, tylko sztuczny; nel zaś, negli [czyt.: nelli] itd. to włoskie przyimki in połączone z rodzajnikiem, oznaczające "w") – albo: "w kosteczkach" [słuchowych?...]. [Inna taka aluzyjna encyklika, z roku +2 (kojarzącego się wtedy jeszcze przede wszystkim z odpowiednio dobraną datą śmierci "słowiańskiego papieża", patrz i , mianowicie dobraną przez przesunięcia o 2 w polu miesiąc i rok względem daty mającej oznaczać 666), czyli roku 1874, to "Gravibus Ecclesiae" – ang. słowo GRAVE oznacza – oprócz powagi – przede wszystkim grób, mogiłę, więc widać tu zaczątki koncepcji "śmierci Boga", znanej z Nietzschego. Ecclesiae bowiem oznacza Kościół, a druga encyklika tego papieża z tym słowem w tytule to właśnie ta o św. Piotrze Kanizym.] Już chyba wobec Nietzschego stosowano przekaz podprogowy (i to na zasadzie remontu), on o tym pisał, np. w swej autobiografii Ecce Homo, pisał tam nawet, jak na samym Kwirynale, czyli w siedzibie władz Rzymu, chciał prosić o jakiś cichy pokój dla filozofa. Chyba nawet prasa wiedziała o przekrętach – napisał Poza dobrem i złem, to recenzja w prasie (Der Bund bodajże) była pod tytułem "Niebezpieczna książka Nietzschego" – cóż za trafienie w temat, nieco chyba z przymrużeniem oka. edit: Jeszcze jednym trafieniem w temat z tamtych czasów jest postać polskiego "wieszcza" Reymonta [początki afery remontowej... wówczas tylko w mikroskali, tj. w stosunku do wybranych osób, ale pewnie była już korupcja i upolitycznienie, np. w hotelach i agencjach mieszkaniowych, tak można wnioskować ze słów i biografii Nietzschego], o którym wspominam na liście doborów po nazwisku przy roku 1896 (przypomnijmy, to rok narodzin Pertiniego). Taki dobór osoby po nazwisku (zwykle do czegoś złego) to znak rozpoznawczy grupy watykańskiej, coś jak "Z jak Zorro" (które generalnie ma też inne formy, np. umieszczanie poszlak w datach, bardzo okrągłych dat życia i śmierci czy długości życia itp.), chętnie zostawiane po sobie w akurat tej grupie w przypadku różnych machlojek.
Przykładem ustawionego porodu jeszcze sprzed (nieoficjalnego, bo oficjalny w nauce to dopiero chyba w latach 40-tych XX w.) wynalezienia przekazu podprogowego były narodziny człowieka o nazwisku Santi (łac. "święty"), z którego zrobiono wielkiego artystę Rafaela – urodził się w Wielki Piątek, zmarł też w Wielki Piątek, i to specyficzny, bo taki, że przypadał on w tamtym roku na 96-ty dzień roku, do końca roku pozostało 269 ("drugie sześćdziesiąt dziewięć") dni. Na kanwie tego wybryku planowano później daty mordowania mej rodziny – mych przodków, poczynając od daty zamordowania matki (właśnie ten 6-ty kwietnia), ba, nawet najwyraźniej (by uniknąć tu hipotezy skrajnie nieprawdopodobnego zbiegu okoliczności) zaplanowano jej zawód (czyli pewnie podsuwano go przekazem podprogowym), jak wyjaśniam w tekście "Trwanie tej afery od XIX w.", do którego odsyła nagłówek bloga. Komuniści oczywiście też byli w tę sprawę zamieszani, nie tylko rząd II RP (za którego, w 10-lecie po odzyskaniu niepodległości, powołano, nomen omen, Teatr Ateneum, był też "cud nad Wisłą", czyli na płaszczyźnie aluzyjnej chyba fałszowanie beatyfikacji, fałszowanie cudów w rodzaju stygmaty siostry Faustyny [porównajmy tu to z ojcem Pio z Piotrowni, tzn. po włosku Pietrelciny, którego prawdziwe nazwisko to Forgione – ang. forge = podrabiać... już św. Jan XXIII pisał w liście o gigantycznym oszustwie ojca Pio, a on to chyba wiedział, bo był już "dużym chłopcem", już jako kardynał, że przecież nie pomawia się ludzi, nie zniesławia bezpodstawnie, tylko trzeba mieć podstawy; badał przecież tego ojca Pio nawet w Watykanie, sprawdzał, czy mu należycie krzepną te stygmaty]...): najprostszym tego dowodem, swoistą pozostałością tego, jest (oprócz różnych dobranych dat, o których można poczytać klikając pole pod nagłówkiem strony: Potem też wszyscy ważni wiedzieli...) pewne polskie powiedzonko, o którym wspomnę tu za chwilę.
Ustawiano też małżeństwa, np. małżeństwo siostry mej babci z osobą o nazwisku Wiklendt (czyt. "wiklęt", a więc mam "wiklętów" w rodzinie), co przypomina o filozofie wyklętym – Nietzsche (bo to stąd wzięło się moje nazwisko jako nazwisko osoby prześladowanej, wcześniej jeszcze po drodze był Wacław Niżyński, nie z mojej rodziny [urodził się w roku, w którym Nietzschego zabrano na skargę jego kolegi-korespondenta do szpitala psychiatrycznego, potem też w sprawie tego tancerza W. Niżyńskiego, jak wiadomo, interweniował sam papież], również na końcu zamordowany, jak i sam Nietzsche, również mało wspólnego miał z Polską [średnio w ogóle mówił po polsku] – choć Nietzsche np. twierdził, że był Polakiem, to to zapewne przez to, co mu mówiono podczas inicjacji na uczelni... że bardzo trafnie brzmi jego nazwisku po polsku – i również był poddany represjom politycznym, tak, jak filozof [który, nota bene chyba za sprawą przekazu podprogowego, napisał swego czasu "Uwierzyłbym tylko w Boga, który by tańczyć potrafił", a potem jeszcze w autobiografii tłumaczył się z tego, wyjaśniając swe nastroje i mówiąc o sporej ilości "chodzenia po górach", co zresztą pasuje tu na alegorię; cała ta sprawa XIX-wiecznego "Papa Dance" dotyczy też sprawy wyznaczenia daty śmierci (wraz z datą narodzin, w sposób tworzący ładny ciąg kolejnych cyfr) mej przyszłej babci...]; w rocznicę jego śmierci (najwyraźniej wiedząc już z góry o planach zakulisowych korupcyjnych układów Watykanu, co do państwowego przekręcania Konstytucji) Kazimierz Sabbat – nazwisko jak zlot czarownic jakiś, może to o tym Trybunale Konstytucyjnym robiącym z prezydenta pana od umarzania postępowań policyjnych – zmienił ustrój rządu RP na uchodźstwie na prezydencki... generalnie to na liście zabójstw można poczytać, skąd wiem, że to morderstwo, i jak tutaj policzono datę). O udziale komunistów w aferze i o starości tematu (w tym także tematu przekazu podprogowego) informuje także osławione powiedzonko polskie (w żadnym innym języku chyba nie ma takiego związku frazeologicznego!) "wszystko gra" – na określenie stanu, że wszystko jest w porządku. Istotnie, w naszym kraju we wszystkich miejscach publicznych zabudowano [zdanie wyedytowano 4.01.2021] specjalnie (odcinkami zwłaszcza) zmodyfikowane, najnowocześniejsze zachipowane (a przy tym nierzadko zupełnie zbędne) drągi żelbetowe z głośniczkami (tak samo na świecie), ukryte w betonie w najmniej dostępnych miejscach, dzięki czemu gdy Piotr Niżyński gdzieś jest, to istotnie tam "wszystko gra", jest głośno, swoje radio (dawniej tylko przekaz podprogowy) nadaje ośrodek telewizyjny (jak to się mówi w plotkach grupy kryminalnej) odpowiedzialny za śledzenie mnie, a ukryte urządzenia radio to (satelitarne niestety, międzynarodowe) odtwarzają. Jest ono torturą, bardzo mnie to męczy i uniemożliwia myślenie samodzielne. Jakąś poszlaką, że tutaj mówię prawdę, jest (oprócz konkretnych zeznań opublikowanych tu przecież na stronie, a także filmów wideo) np. to, że w moje urodziny przypada Dzień Budowlańca. Ale dla mass mediów – "wszystko gra", w innym sensie... W to nam graj. Byłem np. w siedzibie TVN-u, a także tuż przy Sejmie (w tym na inauguracji kadencji) czy tuż przy siedzibie Agory, niewątpliwie musiało tam wtedy grać, bo tak to jest skonstruowane i tak się robi, tymczasem wszyscy to lekceważą. Wróćmy jednak do rzeczy; ta dygresja była tylko po to, by pokazać kolaborancką postawę komunistów, bo przypadek to najprawdopodobniej nie jest. Przytoczę tu na koniec akapitu jeszcze inne dobrane małżeństwo, a było takich więcej – żoną mego dziadka od strony ojca została kobieta urodzona 26.11, gdy tymczasem 6.11 przypadała przyszła data śmierci mego dziadka. Była już z góry ustawiona, bo była to data akcji Niemców nazistowskich przeciwko polskim pracownikom naukowym z 1939 r. (obliczona jako 1 miesiąc i 1 dzień po dacie śmierci siostry Faustyny [1+1=2; analogiczne przestawianie, na zasadzie +1 +1, dotyczy daty obecnej polskiej Konstytucji i zarazem daty śmierci papieża: 2. kwietnia, na podstawie której (z góry zaplanowanej, zresztą nasz papież zmarł też w 9666-ym dniu swego pontyfikatu) ustawiono datę starej polskiej konstytucji – Konstytucji 3. maja], swoją drogą urodzonej równo 5 lat po śmierci Nietzschego załatwionego przez siostrę (ale na kościelne chyba zlecenie – kto by tam wiedział o tym Pertinim przecież...), śmierci przypadającej na równo miesiąc przed mymi urodzinami zafiksowanymi już wtedy na 25. września).
Co do mnie osobiście, to są jeszcze i kolejne (obok Pertiniego – o nazwisku jak PIOTR NI... – i encykliki o Piotrze Kanizym) poszlaki wskazujące na kościelne pochodzenie spisku; nie tylko Wyszyński, ale i przede wszystkim nowy kościół warszawski (jakże rzadka to sprawa!) otwarty na pl. Teatralnym równo w moje 13-te urodziny, kiedy to konsekrował go prymas Glemp, a wcześniej – żeby nie było wątpliwości – też 13-ego [to chyba na cześć końcówki art. 13 Konstytucji oraz 1300-ego od końca dnia życia Jana Pawła II, kiedy to miały miejsce, w asyście uświadomionej chyba prasy i uświadomionych najwyraźniej czołowych watykańskich postaci, zamachy na World Trade Center; m. in. opublikowano na ok. 8 godzin przed zamachami wywiad z Ratzingerem o "przemocy antyglobalistów" – antyglobalista, terrorysta, co to za różnica, jedni i drudzy robią rozróby... o tym temacie można poczytać tutaj: www.bandycituska.com/dowody-wtc.html; pojawia się tu temat konstytucyjny i z tajemnicami się kojarzący, więc co do oszukiwania przy pomocy prawa – przez, jak gdyby, Jana Pawła II – patrz też temat oszustw mieszkaniowych: http://bandycituska.com/jp2.html#oszustwa (o sprawie tej słyszał też chyba prezydent Kwaśniewski, choć się nie przyznaje, bo to świadek beatyfikacyjny, jak wyraźnie na zasadzie najwyższego prawdopodobieństwa aluzji pokazuje ten oto [wyświetlający się na górze przeglądarki po kliknięciu] fragment tamtej podstrony, przy czym MSZ tutaj najwyraźniej symbolizuje zakłamane podejście do Trybunału Konstytucyjnego – że to jakaś "instytucja pozarządowa" rzekomo... ona tu jest pośrednikiem, to przez jej pośrednictwo na lewicy jest ta sprawa autoryzowana)], mianowicie 13.6.1999, konsekrował go też sam Jan Paweł II (p. źródło). [Związek między tymi 2 datami: najpierw (jako logicznie wcześniejsza) 13.6, potem 25.9 jest taki, że obie powstają na zasadzie sumowania kolejnych liczb naturalnych. Pierwsza data ma kolejne cyfry równe 1, 1+2, 1+2+3, a druga: 2, 2+3, 2+3+4 (jak gdyby ktoś chciał wygenerować coś kolejnego na tej samej zasadzie). Zarazem druga z tych dat, która stała się moją i Pertiniego datą urodzenia, jest datą II rozbioru Polski (który był z inicjatywy Prus). To, że występuje tu liczba 13 — ta sama, która odgrywała istotną rolę przy kalkulacjach prowadzących do wyboru daty zgonu przyszłego papieża z Polski (które poprzedziły jeszcze Konstytucję 3. maja z 1791 r.) — dowodzi, że II rozbiór Polski miał miejsce nie tylko za późniejszą aprobatą, ale i z projektu papieża. Trafienie bowiem w 13-kę jako dzień miesiąca (pierwowzoru daty, akurat w tym przypadku istniejącego...) jest prawdopodobne, jak 1:30, czyli na 3,33%, czyli na 96,67% nic takiego by się nie zdarzyło. Zatem, zważywszy też na wszelkie okoliczności, w tym późniejsze XIX-wieczne paneuropejskie wpływy grupy watykańskiej, należy uznać wersję, że to papież popierał i planował sobie rozbiór Polski odpowiedniego dnia, za najbardziej prawdopodobną czy wręcz udowodnioną. (Patrz też link po kliknięciu.) – ukryj komentarz... – rozwiń komentarz] Kościół ma, oprócz patrona, także nazwę: Kościół Środowisk Twórczych (jestem z rodziny muzyków klasycznych, mój brat jest kompozytorem – o tej sprawie i dowodach można poczytać tutaj: http://forum.bandycituska.com/viewtopic.php?f=3&t=7437). Sami więc Państwo oceńcie, czy choćby nawet będąc zupełnym outsiderem w sprawie tej afery i nie mając z nią żadnej styczności można nie widzieć tu uzasadnionego podejrzenia, że jestem człowiekiem, którym w specjalny dyskryminacyjny sposób zajmuje się samo papiestwo już od czasów Jana Pawła II (a rodzina już nawet wcześniej, wliczając tu jeszcze plany co do jej mordowania, patrz tekst Trwanie tej afery od XIX w.).
Dodatkowy argument pokazujący, że kręgi zarządzające Kościołem najprawdopodobniej maczały tu palce (i to już dawno), tkwi w tym, że przy szkole mego dzieciństwa, tj. podstawówce muzycznej, w Warszawie (patrz: stacja metra pl. Wilsona – są napisy na ten temat) jest parafia św. Stanisława Kostki, gdy tymczasem ten sam święty patronuje też parafii, znowu, "z czasów mego dzieciństwa" zlokalizowanej przy domu dziadków w odległym niemazowieckim mieście Rypinie [patrz internetowe dane o parafii, na mapach widoczną pod drugą nazwą "kościół pw. Najświętszego Serca Jezusowego" (wspomniany wyżej "Kościół Środowisk Twórczych" też ma przecież, podobnie jak ten, drugą nazwę, taką bardziej standardową czy oficjalną), oraz patrz tamtejsza mapa z zaznaczonymi 2 pobliskimi kościołami i trasą do tego – dziadkowie chodzili na zmianę albo do parafii św. Trójcy, albo do tego właśnie "dwupatronowego", któremu przyświeca św. Stanisław Kostka; parafię tę (zwaną też typowo przez mieszkańców – co znowuż dziwnie trafia też w to, co wynikło w Warszawie, i jest tego jakby paralelą – "kościołem nowym") wyodrębniono z parafii św. Trójcy dnia... 3 maja, a patrz związki Jana Pawła II i planów co do tego pontyfikatu z konstytucjami: z obecną i z tą dawną z 3 maja] — którzy to dziadkowie właśnie wtedy, czyli w czasach mej nauki w podstawówce, mieszkali jeszcze razem, podczas gdy później rozdzielili się, a potem zmarli (niemalże na pewno zamordowani). Co ciekawe, bo przywodzi na myśl sprawę pedofilii przeciwko mnie (patrz np. artykuł xp.pl także na ten temat, z podsumowaniem poszlak), "często przedstawiając postać św. Stanisława, podkreśla się jego czystość, niewinność" (źródło). Aż od dwóch stron przyłączano ten "symbol czystości" do mego dzieciństwa, a przecież spójrzmy na poszlaki z 1986 r. wymienione we wspomnianym artykule.
Same skrajnie nieprawdopodobne zbiegi okoliczności — albo po prostu: śledzą nas...
Przechodząc teraz do sprawy Kaczyńskich trzeba tu dodać, zanim jeszcze wspomnę o jakże aluzyjnym filmie "O 2 takich, co ukradli księża" (za PRL-u było takie powiedzonko: "księża na księżyc", więc zamieńcie...), że planowano ich od dawna, podobnie jak Donalda Trumpa (ang. trump = trąbnięcie, trąbka) i jego polski odpowiednik (tutaj, po kliknięciu, więcej informacji). Jan Paweł II był w młodości człowiekiem partyjnym i miał Kaczyńskiego (Z.) w partii (Stronnictwie Pracy) – nie jest to oczywiście żadne niepewne pomówienie, ja dowiedziałem się o tym na jakiejś małej prelekcji w kościele. Jeszcze wcześniej zaś powstały komiksy o Kaczorze Donaldzie, które to może zainspirowały ("polska polityka pod przemożnym wpływem bajek", tak to chyba ktoś pomyślał). Trumpowie mieli syna Donalda – chyba właśnie za sprawą papiestwa – by nawiązać do tej sprawy i jednocześnie do św. Donalda z Forfar, który kojarzy się (zwłaszcza Polakom) z racji podobnego brzmienia słowa "Forfary" – z jednej strony z torturami, z drugiej – z fanfarami. A zatem, aby uniknąć hipotezy skrajnie nieprawdopodobnego zbiegu okoliczności, bo losowego trafienia w temat Donalda z Forfar (w sytuacji, gdy papiestwo już od dłuższego czasu znało temat przekazu podprogowego), sam znany na całym świecie reżyser Walt Disney [imię Walt jak słowo niem. Welt = świat, swoją drogą nawiązujące do tematu wojny światowej, bo to chyba też (ta pierwsza) dzieło "grupy watykańskiej"... patrz np. lista ofiar grupy, gdzie podaję jakieś wyjaśnienia, oraz przede wszystkim lista doborów po nazwisku] został chyba dlatego wylansowany: żeby pomógł w nagłośnieniu Kaczora Donalda. Tylko w takim układzie to wszystko nabiera sensu i nie trzeba uciekać się do hipotezy skrajnie nieprawdopodobnego zbiegu okoliczności. Następnie już na studiach, czyli już w II połowie lat 70-tych, wyróżniali się ów Donald Tusk i Kaczyński swymi zainteresowaniami politycznymi, byli w jakichś tam kółkach, np. co do solidaryzowania się w sprawie Pyjasa czy czegoś takiego. W każdym razie byli trochę takimi młodymi aktywistami – wiedzieli, że czeka ich kariera polityczna, bo może to już rodzice im przepowiadali. Następnie ok. roku 1985, w ramach wpływów papiestwa na informatykę (to może dlatego akurat Polakom specyficznie brzmi to dziwnie dobrane – na określenie błędu, błędu powstałego w programie komputerowym – angielskie słowo pluskwa = ang. bug), powstał tzw. język SQL: uczy się o nim na studiach informatycznych, jest to standard globalny, znaczna większość rozwiązań informatycznych opartych o bazy danych wykorzystuje właśnie ten "język SQL", jest on dlatego taki "szkolny". Tymczasem reklamuje on... logikę trójwartościową. Chwytliwe hasło, wymyślono je po to, by ludziom świeciło niby to przypadkowo i zachęcało do niepewności [w związku z, reklamowanym nieco przez Schopenhauera i Nietzschego, tzw. dylematem determinizmu mającym dowodzić, że wolna wola nie istnieje; nota bene PiS chyba po to likwiduje gimnazja, by zapowiedzieć, że po wyborach zlikwiduje to hasło w Wikipedii tak, jak pod wpływem politycznych podobno, a w każdym razie dziwacznych i nieczystych, nacisków zlikwidowano je w Wikipedii amerykańskiej – "likwidacja SQL-u" => "nie ma dylematu determinizmu", tak to można kojarzyć... Można też wskazać na liczne inne interwencje bodajże właśnie z grupy watykańskiej w informatyce. – rozwiń komentarzPrzykładowo najpopularniejszy i darmowy system baz danych oparty na SQL stworzył pan Widenius (obecnie twórca MariaDB, trochę jak "radio Maryja", podobno nazwał tak drugą córkę, podczas gdy pierwsza była to Maja i stąd nazwa MySQL), które to nazwisko Widenius (swoją drogą wielki cwaniak, najpierw sprzedał swój program, a potem dalej go kontroluje niemalże jakby nigdy nic, tylko pod inną nazwą, i dalej na nim zarabia) Polakom brzmi, jak "widzę-niusa" (i faktycznie, skojarzenie trafne: ten system baz danych dosyć dobrze nadaje się do obsługi projektów portalowych, czyli potencjalnie jakichś nowych mass mediów), zaś Linuksa w jego pierwszych dniach czy latach współtworzył pan Wirzenius (patrz nagłówek pliku lib/vsprintf.c w źródłach jądra tego systemu operacyjnego). Sama nazwa "Linux" to przykład wyboru takiej nazwy czy nazwiska, żeby się kojarzyło z odpowiednią sprawą (tu: systemem UNIX, po którym mnóstwo rozwiązań odziedziczył Linux), co wskazuje na to, że za sprawą stała "grupa watykańska" (nie tylko papież, ale i politycy). To bardzo typowe, patrz lista doborów po nazwisku. Może przy okazji zabezpieczyła swe wpływy poprzez jakiś układ kryminalny, np. podatkowy, to bardzo możliwe, ale oczywiście nic nie ujmuje to obecnej wysokiej jakości Linuksa. Podobnie też wcześniej wylansowano pana Stallmana (tłumacząc na polski: "Stalin"), twórcę powiązanego z Linuksami ruchu GNU (m. in. współautor kluczowego darmowego produktu: kompilatora języka C, a także debuggera), jak również, po przeciwnej stronie, Billa Gatesa (po czym też jakiegoś bodajże wiceprezydenta USA, obok Condoleezy Rice, o której mowa w nagłówku bloga po prawej, i Dicka Chaney. "Gates" – kojarzony z oprogramowaniem i jego sławetnymi błędami, np. "niebieskimi ekranami" Windows – po polsku oznacza "bramki [logiczne]", czyli podstawowy element konstrukcyjny procesorów; można skutecznie(?) uciekać od włamań do procesora (w każdym razie póki co nie widzę problemów) poprzez tworzenie układów tzw. FPGA (w skrótowcu tym kryje się kluczowe słowo "gate"), co informatycy nawet powinni umieć wykonać po małym rozpoznaniu tematu. – ukryj komentarz]. Ten język SQL stworzyli... pan Donald oraz pan Raymond. O tym drugim za chwilę, bo to niemalże synonim Kaczyńskiego, oględny sposób powiedzenia, o kogo tu chodzi. Plany papiestwa co do interwencji w informatyce sięgają chyba początków XX w. Sam Piłsudski swój najzuchwalszy wyczyn ekspropriacyjny przeciwko Rosjanom przeprowadził w... Bezdanach, dzień po mych przyszłych urodzinach (26. września), wspólnie z Hellmannem (niem.-ang.: "człowiek piekła", bo ang. hell = piekło i niem.-ang. Man[n] = człowiek [zresztą w tej grupie dosyć dużo ogólnie doborów po nazwisku było pod język angielski dokonanych, odsyłam do odpowiedniej podstrony z listą doborów ludzi do czegoś złego]; por. Hoffmann = człowiek od nadziei, ten, co to pierwszą jakże nawet pochlebczą recenzję Nietzschemu napisał w prasie, jak on sam nas informuje w książce autobiograficznej Ecce Homo; później zrobiono też akcję z bezdomnym Hubertem Hoffmannem na Dworcu Centralnym, co to policjantów znieważał, i, oczywiście, później i mnie musiało się oberwać: pomówiło mnie na dworcu, dosyć niedawno, bo w maju 2018 r., dwóch policjantów, odpowiedniego dnia przed odpowiednim czytaniem na mszy, przy czym dzień wcześniej Brudziński – ten minister – osobiście otwierał "najnowocześniejszą komendę Policji"; donoszę o tym i demaskuję zgrane kłamstwa policjantów tutaj: http://forum.bandycituska.com/viewtopic.php?f=7&t=7381). Również siostrze Faustynie, "zwykłej Kowalskiej", tyle że urodzonej równo 5 lat po śmierci Nietzschego (czy to możliwe, że taka data trafiła sama z siebie, zupełnie losowo, akurat w Kowalską?... bardzo mało prawdopodobne) – załatwiono koniec po 33 latach życia (wiek, w którym zmarł Chrystus; a zauważmy, że ona niezbyt lubiła te stygmaty, bo się nimi niezbyt chwaliła, tylko raz w dzienniczku, czyli jak gdyby powiedziała papieżowi NIE) taki, że tam na końcu liczby chyba godzin życia (jesli dzień zrównać zawsze z 24 godzinami) wychodzi liczba 256, jakże fundamentalna w informatyce. Żył przecież wtedy von Neumann, znany teoretyk informatyki, 256 to w ogóle podstawa informatyki – tyle różnych wartości może przybrać 1 bajt informacji. Można tu dodać, że także i u Nietzschego dziwnym trafem to właśnie na końcu fragmentu 256 jego Poza dobrem i złem [można go obejrzeć tutaj; p. też III zwrotka tego, następnie ten oto początek, nadto tutaj fragment 358 o Kościele i także o Lutrze – cóż za diagnoza! – ponadto fragment o astronomii/niebie i o psychiatrii z następującym tuż po nim bardzo trafnym kontekstowo objaśnieniem, wreszcie też objaśnienie co do Lutra, końcowe listy z wzmiankami o papieżu, Ecce Homo tu przy nrze 4...] jest – oprócz tego, że o Wagnerze – jak gdyby o własnych początkach Nietzschego (bo czy w narodzie ludzie aż tak się, zamiast pracą, kwestiami Boga, moralności i chrześcijaństwa zajmują?!...) i o wpływach Kościoła (p. np. 4 ostatnie linijki); jeśli mianowicie chcieć dostrzec (a nie jest to nadinterpretacja), że znał on wspomnianą sprawę "raju w przestrzeni". A zatem w każdym razie Kaczora i Donalda przepowiadał też język SQL.
Otóż przechodząc teraz do Kaczyńskiego przypomnę o filmie "O dwóch takich, co ukradli księża". Dotyczy on nie tylko mnie i mego brata (jesteśmy zupełnymi albinosami, rosną nam naturalnie jasnożółte włosy zupełnie bez pigmentu), ale i, jak się okazuje, najpewniej i samych Kaczyńskich, bo to po prostu z matematyki wynika. Tu też była podmiana w szpitalu. Mnie i brata musieli podmienić (natomiast trzeciego brata nie podmienili, więc zmarł), bo inaczej takie dzieci, jako wcześniaki, po prostu umierają. A są wcześniakami, bo to "telewizja" odpowiedniego dnia namawia, że "już czas rodzić", "czujesz skurcze" itd. [da się różne wrażenia wmawiać podprogowo i wywoływać różne wegetatywne efekty, np. wyciskanie śliny czy łez, przekaz podprogowy to nie tylko myśli może sprowadzać lub wręcz dyktować; możliwości są tu niemal nieograniczone]. Gdyby data sama z siebie była właściwa, czyli około 9 miesiąca, to poród by wypadł może innego dnia – nie wiadomo. "Trzeba" było więc – o ile się ma plany degenerata (np. totalne śledzenie człowieka, tortura, pomówienia o schizofrenię...) – do tego nie dopuścić, mieć tę pewność, że do tego (do porodu w dniu innym niż wybrany) nie dojdzie. Jak przy tym pokazują statystyki, chyba z 98% wcześniaków w Polsce ginie, a np. w Holandii to w ogóle ze 100%. A musi być wcześniak, poród przedwczesny, bo inaczej się nie trafi dobrze dobrana data urodzenia (przykładowo, mój trzeci brat, ten, co urodził się martwy, bo go najwyraźniej nie podmienili, urodził się dzień po urodzinach mego ojca, jak pokazuje reportaż wideo dostępny tutaj po kliknięciu niebieskiego linku; równo w trzecią rocznicę poronienia tego syna, w roku pedofilii przeciwko mnie: 1992, Sejm uchwalił Ustawę o radiofonii i telewizji; z kolei mój brat Michał ma urodziny równo pół roku i 1 dzień przede mną, zaś jego imię dobrano chyba pod trasę na Tworki [szpital tworkowski] z myślą o mej matce: PKP ma takie stacje: Michałowice, Reguły [symbolizą prawo, sąd], Tworki, po drodze jeszcze jedna wieś jest – Malichy, stąd może w Klanie był bodajże niejaki Krzysztof Malicki, który przystawiał się do rodziny... "wyrodny syn, który doprowadzi matkę do szpitala tworkowskiego"?...). [Jego-Michała data urodzenia, odległa o równo akurat 3 i pół roku (i 1 dzień) od mojej, wynika najpewniej z... – rozwiń komentarz biografii Kraszewskiego, którego to imię nosi ulica z sądem rejonowym w Pruszkowie, pod który podlega szpital tworkowski, gdzie trzyma się moją matkę: cytując Wikipedię, "Podczas rozpoczętego w maju 1884 roku procesu w Lipsku skazano go na 3 i pół roku więzienia w twierdzy (...) został wypuszczony za kaucją (...). Zmarł 19 marca 1887 roku w Genewie" – dziwnym trafem zmarł 6 miesięcy i 6 dni przed moimi urodzinami (66, jak początek liczby 666, a zarazem trafia to w ten bardzo mi nie odpowiadający, ale dostrzegalny plan co do długości życia mej matki w latach), czyli trafiamy tutaj akurat w nić skojarzeniową z moją datą urodzenia. Skoro względem niej jakże "okrągle odległa" jest data śmierci Kraszewskiego, patrona ulicy z sądem opiekuńczym, pod który podlega szpital tworkowski. A zatem zapewne idąc tą nicią – być może też w związku z wcześniejszym zabójstwem, ale to nie jest pewne, czy to było zabójstwo (jeśli tak, to zapewne związane ono było z istnieniem europejskiej sieci szpiegowskiej związanej z korupcją w agencjach/urzędach mieszkaniowych, która bodajże dokuczała już Nietzschemu i powodowała, że zapewne trafiał na przekaz podprogowy w mieszkaniach, pewnie też później kilku innym osobom z czasów bliskich tamtym, mających ślady w biografiach swoich czy swych dzieci) – w każdym razie idąc za tematem mojej daty urodzenia oraz tą sprawą Kraszewskiego zapewne wyznaczono memu bratu tzw. urodziny, chociaż to zapewne była w takim razie "przerwana ciąża" i podmiana szpitalna. Co tłumaczy też równie żółtowłosą, niespotykaną w Polsce ani w mojej rodzinie, cerę albinosa. Mam jeszcze inne, z mej biografii wzięte, bardzo bardzo wyraźne potwierdzenie tego, że to właśnie o Kraszewskim był plan, które właśnie wychodzi na jaw jako aluzyjne, ale bardzo teraz czytelne zasugerowanie tego, jednakże nie chcę tu o tym pisać. Co ciekawe, zorganizowano nawet sprawę w Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu opartą na mej dacie urodzenia, sprawie Sądu Rejonowego w Pruszkowie (gdzie rozprawa była akurat dzień przed mymi urodzinami) oraz temacie "przymusowego odebrania dziecka" (przez komornika). Jest to oczywiście pogróżka pod adresem prowadzenia przeze mnie biznesu opartego o polskie struktury prawne. Treść wyroku Trybunału, zawierającą dokładną recenzję tej sprawy, można przeczytać na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości. Ustawianie dat rozpraw już w latach 90-tych, tak, iż najwyraźnie już wtedy sądy były skorumpowane, można też dostrzec czy podejrzewać w przypadku sprawy rozwodowej mego ojca z II połowy lat 90-tych. – ukryj komentarz] Co do mnie, to różne dowody na to, że coś już się zapowiadało wcześniej, w tym nawet za II RP oraz w czasie wojny i okupacji, przedstawiam po kliknięciu pola Potem też wszyscy ważni wiedzieli... na górze tej strony WWW (szpitale to w ogóle był jeden z głónych kryminalnych sojuszników papiestwa już od początku tej całej afery z zabijaniem i przekrętami kryminalnymi). Żeby zapewnić, że urodzi się dziecko "Piotr Ni..." [i tu cenzura, Polacy zresztą z trudem potrafią napisać nazwisko tego filozofa] odpowiedniego dnia, tego, co prezydent włoski Perti-Ni (tj. Sandro Pertini, którego postać swoją drogą nawiązuje do spodziewanej kolaboracji Watykanu [co do ich ówczesnych próśb kierowanych do monarchów, zwłaszcza sąsiadów cesarstwa, o drobne interwencje to p. np. lista doborów po nazwisku] z przede wszystkim niemieckimi zaborcami Polski, czyli przede wszystkim Austrią i Prusami), musiał być wcześniak (musiało być nawet współżycie w odpowiedniej dacie, bez zabezpieczenia wyjątkowo, do czego pewnie nakłaniano przekazem podprogowym), w związku z czym, by ukryć trupa i by wszystko wyglądało w miarę poprawnie, szpital dziecko podmienił. Tak samo w przypadku mego brata. Kaczyńscy natomiast są podmienieni, podrzuceni przez szpital, bo to w ogóle nie byli bliźniacy. Wcale nie było ciąży bliźniaczej. Wnioskuję tak stąd, że praktycznie nigdy to się nie zdarza, tzn. zdarza się, ale jest to skrajnie mało prawdopodobne. Tymczasem Kaczyńscy byli z góry dobrani. Zacznijmy bowiem od tego, że ojciec Kaczyńskiego [u którego nawet mój ojciec miał na studiach wykłady na wydziale MEL Politechniki Warszawskiej; swoją drogą nazwa nawiązuje do jego zamiłowania do muzyki klasycznej, tak, by pasował do mej już szykowanej mamy-artystki...] to Rajmund Kaczyński, co symbolizuje "niewiarę od pokoleń", "uzyskaną po rodzicach" (a jest już sporo takich Polaków, którzy nie byli wychowywani religijnie, chyba nawet obecnie już większość) – ma to go niejako "nobilitować", robić z niego "nową szlachtę" – albowiem owo imię Rajmund, z uwagi na łacińskie mundo = świat – oznacza "raj-świat", czyli zwraca uwagę na "raj uważany za zlokalizowany w przestrzeni", "w ramach wszechświata", czyli na problem nieba kosmologicznego w chrześcijaństwie, w biblijnej podstawie chrześcijaństwa (jako religii opartej na świętej księdze), o którym to problemie tutaj wspominam też we wpisie z 15. czerwca 2016 r. Zeznania i dowody przy punkcie 2016/05/08 jako o sprawie nader istotnej dla problemu utraty wiary, z jakim niestety mamy do czynienia (i to właśnie w papiestwie). [Na temat związków planów co do mnie z tą sprawą w papiestwie... – rozwiń komentarz... p. np. ogłoszenie przez Jana Pawła II, w roku pedofilii przeciwko mnie (1992), rehabilitacji Galileusza i jednoczesne przyznanie, że Kościół błądził w (jakże tu powiązanej i istotnej) dziedzinie astronomii, czy choćby np. zrobiona pode mnie i moją sytuację piosenka grupy Enej: "Skrzydlate ręce", nagłaśniana w roku 2012, zresztą rok przed konklawe, w którym wygrał Nergalio (Bergoglio, przyszły Franciszek) i równolegle z omawianiem sprawy sądowej Nergala; konklawe zapowiadano zupełnie wprost w prasie katolickiej (w warunkach, gdy dokładnie każdy opublikowany artykuł pasował na aluzję do tego morderstwa) już w dniu zamordowania mej cioci w 2012 r., p. akt zgonu oraz skrótowy wpis na forum o mordowaniu mej rodziny, gdy zresztą też napadła mnie o 3 nad ranem i wywiozła do lasu grożąc bronią i zmuszając do anonimowego oddania mych rzeczy policja gwatemalska (całe miasto było obstawione, ja miałem właśnie wnosić tam zawiadomienie na temat pewnej politycznie-telewizyjnie chyba zorganizowanej kradzieży, w ramach całej rozkręcającej się serii złodziejstw), zaś równo w rocznicę pogrzebu cioci ostatecznie zakończył się pontyfikat Benedykta XVI, którego koniec ogłoszono w Światowy Dzień Chorego, zaś wczesne wzmianki o nim były już w przededniu zamachów na World Trade Center, p. podstrona o dowodach prasowych na temat spisku WTC. – ukryj komentarz] A zatem syn Rajmunda, który powinien być człowiekiem statystycznym, dziwnym trafem był z ciąży bliźniaczej. [Co do sięgania ze spiskiem aż pokolenie wzwyż, do czasów ojca, to... – rozwiń komentarz...oprócz tutaj Kaczyńskiego, a wcześniej i np. Nietzschego (którego ojca miejscowym pastorem 2 lata przed jego urodzeniem uczynił swym rozkazem król, po czym syn dostał imię po tym królu) w liście ludzi grupy watykańskiej mamy takie przypadki przy Słowackim. Znana sprawa: nie tylko człowiek dobrany, ale nawet jeszcze już jego ojciec. Podobnie też zapewne o losie Chopina jako przyszłego wielkiego pianisty i kompozytora słyszał już jego ojciec Mikołaj (karierę miał, aż trochę wstyd przyznać, m. in. za nazwisko, podobne do Schopenhauera, który tu był ważniejszy (m. in. ma nazwisko z brzmienia nawiązujące do Kopenhagi, czyli ośrodka królewskiego sąsiadującego z cesarstwem, który ma szanse przetrwać zawirowania, jakie czekają Europę w związku z odzyskaniem przez Polskę niepodległości) i który to Schopenhauer miał datę urodzin 22.2 – taką samą Kościół katolicki też następnie zapisał Chopinowi – nawiązującą do źródła daty śmierci polskiego papieża, czyli do daty 666 zapisanej jako 222×3, tj. 2.2.2003, która po przesunięciach o 2 daje właściwe 2.4.2005; jednakże najwyraźniej obaj też mieli nazwiska dobrane pod "szał PN" [= dźwięki]). Źródło tej daty 2.4.2005 jest też utrwalone m. in. w sprawie zamachu na Jaromillo z 1990 r. (patrz lista zabójstw) oraz w sprawie o równo, co do dnia, o 3 lata późniejszej daty premiery procesorów Pentium. Również w przypadku mego ojca można dostrzec "ustawienie sprawy już w poprzednim pokoleniu", mianowicie (oprócz poślubienia trafnej osoby, takiej, której pasuje odpowiednia data zgonu, bo stworzono do niej warunki w dacie urodzenia, i której matce też data zgonu analogicznie pasuje do urodzenia, a nawet jej nazwiska: rodowe i przybrane po mężu świetnie do niej pasują) pracę podjął on, zgodnie z wykształceniem, w elektrociepłowni na Żeraniu i być może już wtedy tam obok była ulica Konwaliowa (jak związek frazeologiczny "konia walić"), co pasuje do tematu pedofilii (molestowania seksualnego podprogowego) wobec mnie, o którym mowa w poprzednim chronologicznie (kolejnym tutaj) wpisie na tej stronie. W każdym razie – moją rodzinę zapewne śledzono już w latach 20-tych XX w.; już moja babcia od strony matki musiała być poczęta odpowiedniego dnia, inaczej się nie wytłumaczy tych wszystkich zbiegów okoliczności, w tym zbiegu nazwiska rodowego z datą urodzenia. Łódzki Ośrodek Telewizyjny powstał jako pierwszy ośrodek regionalny być może z myślą o tej mojej rodzinie, a WOT to już na pewno, ma to zapisane w datach (patrz tekst Potem też wszyscy ważni wiedzieli...). Wcześniej zaś, przed powstaniem telewizji, jak z dużym przekonaniem powtarzają spikerzy, zajmowało się tymi sprawami podobno Polskie Radio. Jeszcze wcześniej (tj. za czasów II RP i wojny) była zaś po prostu korupcja (upolitycznienie) u pośredników (stosownie do potrzeb) i w pogotowiu czy szpitalach, w związku z (na przykład) narodzinami mej babci (1923) – to były już sprawy zapewne mało scentralizowane. – ukryj komentarz] Czy to prawdopodobne? Nie. Wręcz przeciwnie. Na 98,82% podobno nic takiego się nie zdarzy. A im się "zdarzyło". Pozwala to przypuszczać, że jest to oszustwo, w którym najzupełniej świadomie uczestniczyli ich rodzice (np. fałszywe akty urodzenia albo wręcz otrzymanie podrzuconych dzieci od szpitala, za wiedzą matki a pewnie i ojca oraz samych Kaczyńskich), przygotowując tym samym swe dzieci (czy raczej "dzieci" – podrzucone w szpitalu niemowlaki) do ich roli w polityce. Rolą tą będzie ukrywanie skandalu z Piotrem Niżyńskim i "przestępstw sprzed lat", mówiąc oględnie. [Co ciekawe, tenże sam ojciec Kaczyńskiego Rajmund rzekomo "chciał... – rozwiń komentarz uchronić Polskę przed swymi nieokrzesanymi dziećmi" (jak można było gdzieś przeczytać, chyba w prasie), on to rzekomo "odradzał" więc im karierę polityczną – cóż za paskudne oszukiwanie! Rodzice sami byli w konspiracji kryminalnej nakierowanej na karierę polityczną dzieci. Zaś na podobnej zasadzie, tj. na zasadzie ironii i tuszowania się poprzez wywracanie KOTA ogonem, zapewne gen. Majewski – oskarżany aluzyjnie o zorganizowanie zamachu w Smoleńsku, w tym przez Radio Watykańskie (główny redaktor) oraz także przez spikerów – złożył nawet zawiadomienie do prokuratury w sprawie jakichś kryminalnych problemów przy organizacji tamtego lotu do Katynia, w którym doszło do zbrodni przeciwko ludzkości, nawet w ostatnich sekundach ogłoszonej przez Rosjan ("odejście na drugi krąg!", jak o kręgach piekielnych Dantego, po czym trzask i zanik napięcia nagrywania), a w przededniu: przez RV – może do wywołania katastrofy wykorzystano, oprócz bomby, także niedziałający układ sterujący, bo oparty o elektronikę odbierającą fale (analogiczny problem jest przecież np. w samochodach, a także w różnych układach zasilających, np. przetwornicach napięcia, filtrach prądowych, rozbudowanych listwach zasilających, licznikach elektrycznych, a także w monitorach, procesorach, rejestratorach monitoringu czy centralkach alarmowych...), a więc system hamulcowy i sterujący pozwalający na odłączenie steru i hamulców, ze względu na to, że zależą one od pośrednictwa elektroniki – wygląda w każdym razie to na nawiązanie do starszej historii... do historii Rajmunda Kaczyńskiego i jego rzekomego "odradzania" Polsce swych synów jako polityków. To samo przecież u gen. Majewskiego. Co ciekawe, dziennikarze już w 2001 r. wiedzieli, że koniec prezydenta będzie w Smoleńsku, więć być może nie jest taka zupełnie do odrzucenia ta teoria ogłoszona, jak to wybrano, przez Wałęsę o tym, że może sam J. Kaczyński pomagał w tej sprawie, proponując bratu lądowanie właśnie w tym mieście. – ukryj komentarz] [Po co było papieżowi w polityce aż 2 Kaczyńskich? Bo jeden zostanie premierem, a drugi prezydentem, po czym jednego z nich się zabije – na symboliczny znak "wprowadzenia w Polsce systemu jednolitego" (premier, prezydent – co za różnica... choć lepszy byłby prezydencki): a zatem znowu aluzja do przekrętów w Trybunale Konstytucyjnym, ale też po prostu chęć "zaszpanowania" przed światem w sprawie mordowania aktualnie urzędującej głowy państwa. Poza tym jest w tym też ta korzyść, że można nieco odciążyć media z ich funkcji "głównych odpowiedzialnych za lansowanie zła": bo dzięki takiej sytuacji można mówić o Kaczyńskich "oni są fajni, bo ich jest 2". Więcej na ten temat – we wpisie "Mocne poszlaki na temat niektórych zbrodni" z 14. stycznia 2016 r., zaś co do łaski odnośniki są w samym nagłówku bloga, pod jego tytułem i tekstem wprowadzającym, obok szarego pola "Lista ofiar grupy".]
Na tym tle niezbyt dziwi fakt, że matka Kaczyńskiego zmarła (pewnie w szpitalu? jak zresztą i ojciec Trumpa, swoją drogą zamordowany przez tę grupę...) jakoś tak zaraz po tym, jak zaczęła się tortura dźwiękowa przeciwko mnie (styczeń 2013 r.; już od listopada-grudnia bywało ciężko, w grudniu zrobiło się wręcz głośno, zaczęły się pojawiać wołania, w grudniu-styczniu: stałe słyszalne szepty). Jeszcze by się jej zebrało na wyznawanie prawdy, mówienie o spisku papieskim (ateistycznym)! Oczywiście Kaczyński by pewnie zaprzeczał, że on cokolwiek o tym przekręcie (że jego tak zwani rodzice rodzicami jego prawdziwymi nie są) wiedział, czyli: że świadomie oszukiwał naród, "w tej drobnej mało ważnej sprawie", tym niemniej moim zdaniem jest to równie wiarygodne, co jego zaprzeczenia "nie wiedziałem o drugim pogrzebie" przy okazji zamordowania mej babci [taki plan był najwyraźniej i praktycznie na pewno, jak to wiadomo ze strony Trwanie tej afery od XIX w. (wypunktowany kolejnymi liczbami tekst na różowo w głębi pierwszego wpisu po kliknięciu, w ramach wątku na forum), już w latach 70-tych XIX w. za papieża Piusa IX] – o którym wspominam w poprzednim chronologicznie wpisie, czyli tutaj kolejnym, przy drugim punkcie, czyli tym o sygnaturach 2 Ds 3/13 i 1 Ds 3/15. Też tak samo pewnie "nic nie wiedział". Stąd też, swoją drogą, pewnie sprawa zamordowania jego "nadmiarowego" brata, stąd pewnie ta koncepcja – ja sam byłem o tym niejako uprzedzony, bo 2 tygodnie wcześniej podrzucano mi myśli, które nawet wypowiedziałem w ramach jakiegoś dłuższego zdania monologowego (trudno się myślało po cichu, z uwagi na przekaz podprogowy, więc czasem coś mówiłem głośno) "...dlaczego nie zabijać". (Nie żebym to oczywiście pochwalał... ale tak jakoś zakończyły się me wypowiedzi.) O tym, że zbrodnię smoleńską zorganizowano i skąd o tym wiadomo, pisałem już tu na blogu, tymczasem sprawa "zamordowanego braciszka", "braku braciszka" jest też przecież swoistą aluzją. "Ci ludzie to od oszustów się wywodzą", zdaje się mówić ta aluzja, "a nawet sami pewnie nimi są – wszyscy widzimy". W zestawieniu z kryciem (tj. nieomawianiem) przez nich licznych morderstw, np. wymordowania niemal całej mej bliskiej rodziny (o którym donoszę np. na forum: http://forum.bandycituska.com/viewtopic.php?f=9&t=3796&p=9146#p9153, a nawet wyliczam dokładnie matematyczne prawdopodobieństwo, a w zasadzie jego minimalne "oszacowanie od dołu": patrz http://forum.bandycituska.com/viewtopic.php?f=12&t=7422, wstęp na czerwono i to, do czego on odsyła) – które to mordowanie mej rodziny w szpitalach jest wręcz oczywistym faktem, brakuje tylko woli poczytania, przyjrzenia się sytuacji – czy także: z zupełnym kryciem wciąż jeszcze i bez planu zmiany sprawy zamordowania Stanisława Maślanki (skrót SMA, jak znane złącze elektroniczne, np. chyba to od odbiornika do podglądania ekranu), zabitego w 9-ym miesiącu istninia Gazety Wyborczej i niejako na jej cześć (żeby dziennikarzom wreszcie "dziecię się urodziło"), o czym donoszę w poprzednim wpisie (kolejnym tutaj na stronie) w drugim punkcie na liście ("człowiek zamordowany przez ministerstwo sprawiedliwości", do dziś jego nr telefonu nawiązuje do tej zbrodni), postawa Kaczyńskich jest jasna. Chcą oni, by Polska trwała w niewiedzy, by prawdy (które przy przyjrzeniu się im stają się oczywiste), np. to, że jestem podmieniony (bo nie rodzi się w normalnej rodzinie 2 albinosów pod rząd), że jest kryminalizacja podsłuchowo-remotntowa kraju (i korupcyjna monarchia despotyczna) itd., były przed Polakami ukrywane, zamiatane pod dywan. Moją matkę, jako dowód, jako źródło DNA, oni najchętniej pewnie – zgodnie z planem sięgającym końca XIX w. – zamordują, taka jest moja opinia, dzień jej przyszłej śmierci w szpitalu (której ja sobie bardzo nie życzę) to pewnie 6. kwietnia 2021 r., bo taki jej wychodzi z daty urodzin (jest to też dzień śmierci wspomnianego Rafaela) [analogiczną (bardzo podobną) bardzo rzadko możliwą metodą, jak u jej matki, czyli mej babci (przekaz podprogowy nieraz też to zapowiadał, w rodzinie nieświadomie padały pseudo-pogróżki o marnym końcu i niezaradności życiowej: "bo skończysz jak twoja matka!")] i taki jest utrwalony w dacie Ustawy o Policji oraz w dacie urodzin jedynego do niedawna zamordowanego otwarcie polityka III RP [Jacka Dębskiego, nota bene też ur. w Łodzi, jak moja mama; znamienna to alegoria, bo w sprawie Dębskiego "od tego się zaczęło i na tym się powinno skończyć"], a wreszcie także: w datach początku i końca rozmów Okrągłego Stołu, wskazują na tę sprawę też "wszyscy prorocy", tzn. np. ustawione sygnatury czy raczej daty sądowe z orzecznictwa oraz rozumowo późniejszy względem niej (a bardzo stary, bo wedle poszlak lat 70-tych XIX w. sięgający: pewnie równocześnie podjęty wraz z planem co do matki) plan co do mej babci (patrz tekst Trwanie tej afery od XIX w., różowy wypunktowany tekst w pierwszym wpisie w tym wątku forum), wreszcie także – inicjały obecnego premiera MM, kojarzące się ze słowem "mama". Zresztą w sprawę "rodziny", "prorodzinności" na równi zamieszana jest PO, która również lubi się chwalić takimi postawami. W zestawieniu z ministrem zdrowia-Kopaczem (jak kopanie mogiły), który nawet awansował na premiera, nie pozostawia to wątpliwości, zresztą na terenie szpitala tworkowskiego jest cmentarz, najbliższy przystanek autobusowy swoją drogą nazywa się Hala Znicz, a ordynator tego szpitala Ewa Bizoń – matczyne imię! takie, jak mej matki – została zamordowana w szpitalu dzień po zamordowaniu mej babci, jak dokładnie objaśniam z dodatkowymi jeszcze poszlakami na stronie z listą zabójstw tej grupy (pokażę tu jeszcze moje zeznanie sądowe w tej sprawie, złożone na rozprawie w sprawie matki – niestety totalnie skorumpowane sądy mają wszystko to w nosie i mej matki nie chcą wypuścić, zasłaniając się nonsensownymi teoriami prawnymi; na sądzie, mniej więcej w czasie, gdy przypadła moja rozprawa, wywieszono też świeży nekrolog adwokat Ewy Ratyńskiej-Stali, przy czym moja mama ma na imię Ewa, ratowanie oczywiście kojarzy się z tematem, a Stala to jak "stara", czyli matka). Istnienie grupy przestępczej w szpitalach jest oczywiste, widać to na pierwszy rzut oka, a ci i tak moją matkę tam pakują. Skargi na prokuraturę są zaś, jak pokazuje portal xp.pl na http://wiadomosci.xp.pl/jest-petycja-przeciwko-prawu-ktore-blokuje-wnoszenie-skarg-na/57i4xm7 i http://wiadomosci.xp.pl/sejm-nielegalnie-pozostawil-bez-rozpatrzenia-petycje-w-sprawie/dub1rb3, w obecnym systemie prawnym w ogóle nie są dopuszczalne, więc trudno tu nawet próbować pociągnąć polityków do odpowiedzi; zupełny brak debaty społecznej, po prostu musi być zło, trzeba je przepychać i tyle, bo "taka nasza misja" – totalną hańbą jako Kaczyńscy i jako partia jesteśmy okryci, kompromitacja aż po kres, aż po mordowanie i osłanianie go, to chociaż trzeba mu zabić tę matkę, "to jego źródło dowodu z DNA" [papież podobno nawet chciałby później jej kremacji, choć moja mama tego nigdy nie aprobowała, gdyż jest to rzecz obca kulturze chrześcijańskiej]). "Matka mogła się puszczać, więc mniejsza z tym, że ojciec nie ten" (też zresztą chyba jest na niego plan, że 65 lat przeżyje i tyle, można wyczytać aluzje o tym), "ale matkę inną mieć to już nierealne bez spisku kryminalnego" – dodatkowy powód, by zabić. Toteż – ostrzegam państwa przed tą bezlitosną partią wyzucia się z wszelkich zasad moralnych i religijnych. Dla niektórych, jak widać, jedyny Bóg to "my i nasza grupa". [ZWIŃ TEN WPIS]
edit 2019-04-10: W treści powyższego wpisu można odnaleźć też cenne wskazówki na temat tego, że w istocie fakt, iż Trybunał Konstytucyjny zrobił z prezydenta pana od umarzania postępowań policyjnych, dowolnie wg jego uznania, jest przejawem od dawna planowanego przez papieża spisku korupcyjno-kryminalnego (obejmującego też stałe comiesięczne łapówki dodawane do pensji sędziom, zresztą patrz artykuł xp.pl). Na ten temat dodałem też ostatnio coś nowego ze zdjęciem na forum (porównaj: duża wstawka na szarym tle pod wpisem "Zeznania i dowody" z 15.06.2016), a polecam też ogólnie informacje na liście ofiar przy nazwisku Kotarbińskiego. O to, jak można się domyślić, chodzi w tych pomysłach co do szerokich uprawnień prezydenta: "wy, władza wykonawcza bądźcie sobie ponad prawem; w zamian za to nam, władzy sądowniczej, nie zrobicie nic złego za te nasze przestępstwa" (np. skarbowe). Co znamienne, w orzeczeniu Sądu Najwyższego III KZP 4/17 w uzasadnieniu wytknięto nawet pojedyncze orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, które, idąc w przeciwną stronę, stwierdzało, że prawo łaski dotyczy tylko skazanych prawomocnie, a zatem niemożliwe jest umarzanie przy jego pomocy śledztw ani jakieś generalne wybawianie od odpowiedzialności, tylko zawsze akt wobec pojedynczej skazanej prawomocnie osoby. Orzeczenie to przytacza Sąd Najwyższy na s. 18 uzasadnienia III KZP 4/17. Chyba tylko po to dano sprawę takiemu sędziemu i pozwolono na takie orzeczenie, by wydawało się, że ten spisek jest nowy, dzięki czemu można będzie się wykręcać od zarzutów o kryminalnym układzie poprzez wskazywanie na istniejące od dawna poglądy niektórych profesorów. Tymczasem same te poglądy też były częścią spisku, bo generalnie wtrącanie się Watykanu do polskiej polityki to sprawa bardzo stara, sięgająca zarania II RP. I równie stare są zapewne pomysły, by robić z tego prawo rządzących (niech sobie w ogóle będą ateistami, wiara to dla ludu potrzebna, żeby był porządek społeczny...) i by robić z tego tradycyjne dobrze znane i ugruntowane w "powszechnie akceptowanej tradycji" rozwiązanie prawne. W każdym razie obecnie za sprawą wyroku Dz.U. 2018 poz. 1387 Kodeks postępowania karnego jest pomazany uwagami Trybunału Konstytucyjnego, że "przepisy o umarzaniu postępowania" (w jakiejkolwiek przecież fazie, bo to tak samo dotyczy śledztwa, jak i fazy sądowej) "trzeba tak rozumieć, że gdy prezydent wydaje akt łaski, to jest umorzenie [i nikt tego nie może oceniać]". Oznacza to, że najwyższe instytucje sądownicze (w tym ten jawnie dobrany przez polityków Trybunał Konstytucyjny, wybierany przecież przez Sejm: stąd osoby takie, jak Piotr TU-LEJA [jak ta firma ubezpieczeniowa: UNIQA TU S.A... patrz też w poprzednim wpisie info o pedofilii, bo są też te skojarzenia z ręką zwiniętą w tulejkę] czy człowiek z Instytutu Pamięci Narodowej [jak gdyby "instytutu służenia papieżowi w myśl 1000-letniej tradycji i dziedzictwa katolicyzmu"] Leon Kieres...) obecnie – co szykowano zapewne (jak pokazują dowody wytknięte w tekście wskazywanym powyżej przez link "przy nazwisku Kotarbińskiego") od lat, wybierając odpowiednich ludzi, np. takich z istniejącą już (tylko nieopracowaną policyjno-sądownie) historią kryminalną – przyjęły na siebie zadanie transformacji naszego ustroju: od dobrego, uczciwego i demokratycznego systemu państwa prawa i takiej koncepcji państwa , do systemu korupcyjno-kryminalnego. W którym władza wykonawcza tak na dobrą sprawę ma i ustawodawczą, i sądowniczą pod sobą, może sobie je nawet "olewać", jeśli jest zgrana (prezydent i rząd), a to za sprawą "tak wiele uchylającej łaski prezydenckiej". Jeśli do tego przestępstwa wywiedzie się z oficjalnych organów rządowych do ludzi bez stanowisk centralnych, np. do jakiejś telewizji, do krewnych premiera itd., to powstaje zupełne bandyckie eldorado, bo i Trybunał Stanu bynajmniej nie grozi (i tak przecież jest ciężko tam ruszyć sprawę, gdy nie ma zwykłego pospolitego śledztwa; przecież sprawy rodzić się powinny na dole, a politycy wcale tak bardzo się dziennikarzami nie przejmują, chyba że tymi największymi spółkami typu telewizje). W myśl tego systemu władza wykonawcza nie tylko rozdziela pieniądze, co już daje jej gigantyczną przewagę i potencjalnie rzesze oddanych ludzi (faktyczna kontrola kont budżetowych przez Ministra Finansów), bo ludzi często da się kupić, ale też umarza tak postępowania policyjne, jak i sądowe, a ustawami w takim przypadku nawet nie trzeba się krępować z wyjątkiem działań oficjalnych (prawda? no, może sam prezydent to powinien się krępować, w działalności oficjalnej, bo trafi pod Trybunał Stanu, ale można mieć usłużne instytucje kryminalne, różne hasające sobie hordy kryminalne słuchające zaprzyjaźnionych ośrodków bandyckich, o wspólnych z politykami celach, i wtedy nie ma na to mocnych; nawet mogą być dowolnie skryminalizowane, pod warunkiem poparcia prezydenta, co w praktyce oznacza wyemancypowanie się rządu z funkcji realizatora prawa, tego, który zapewnia brak łamania prawa), bo i tak ważniejsza od ustaw będzie łaska, czyli, powtórzę, zarówno władzę ustawodawczą, jak i sądowniczą, ma taka władza wykonawcza pod sobą: w nosie z nimi, przeciwnie, jeszcze niech nas słuchają (to już najbardziej haniebne; takie naruszenie równowagi występuje względem władzy sądowniczej, bo podobno miałaby umarzać postępowania). Tak to by wyglądało wedle poglądów TK. Strachu tutaj nie ma żadnego, on nie będzie powstrzymywał przed łamaniem prawa, skoro łaska wszystko znosi i likwiduje śledztwa (nawet taka "z szuflady", sprzed 20 lat i od prezydenta już dawno nieżyjącego, która nigdy nawet nie wiadomo, czy istniała: możńa by przecież sfałszować dokument), a poza tym są "instytucje teoretycznie pozarządowe" (patrz: tak zwana telewizja), zupełnie potajemnie działające, zajmujące się też fałszowaniem wyborów, zabijaniem do woli itd. (w sprawie tego ostatniego można znaleźć przykłady na portalu xp.pl, tylko po prostu nikt nie ma czasu tego śledzić w mass mediach i opracowywać, a potem wytykać, że dany incydent był w istocie planowym morderstwem wspólnie z mediami urządzonym). W takich warunkach oczywiście liczy się przede wszystkim "główny herszt", jeśli ktoś chce pozostać przy życiu (zaś wielkie moce władzy wykonawczej sprawiają, że jest ona jego nadzorcą). A zatem: jest wielkie niebezpieczeństwo i praktycznie nieuchronność, w takich warunkach, zupełnego wyemancypowania się władzy wykonawczej z ograniczeń (w kwestii tego, co ważne, oraz jej relacji do pozostałych 2 władz) i do tego właśnie to prowadzi. Główny herszt, nieformalnie przecież tylko nadzorowany przez rząd z prezydentem, może wygrażać sądom i wygrażać posłom. Może mordować konkurentów do władzy, wszelkie tak zwane "możnowładztwo" przez to można skutecznie zastraszać (w dzisiejszych warunkach i tak wystarczą do tego widma spraw karnoskarbowych). Kto w ogóle w takich warunkach, gdyby prezydent mógł wszystko umorzyć, w tym fałszowanie wyborów i zabijanie, mógłby zagwarantować uczciwe i demokratyczne wybory (a nie ewolucję w stronę tzw. Białorusi)? Może Sąd Najwyższy, ale niestety w warunkach panoszącej się po najróżniejszych instytucjach korupcji i tak wszystko zależy od rządu, od tego, czy prokurator wchodzi itd., toteż dominacja i supremacja władzy wykonawczej jest w takim układzie po prostu przygniatająca. Co jest najzupełniej i rażąco sprzeczne z art. 10 Konstytucji (kolejnym zaś jeszcze, osobnym zupełnie kompromitującym problemem jest naruszanie, przez takie "umorzenia", niezależności władzy sądowniczej (jest ona zagwarantowana m. in. w tzw. prawie do sądu zaliczanym do doskonale znanych praw człowieka, a także w art. 173 Konstytucji; to taki równoległy obowiązek dla prezydenta, nie naruszać tej niezawisłości, choć Trybunał próbuje lansować błędną prawnie teorię o wyemancypowaniu prezydenta ze wszelkich równoległych obowiązków, co jest najzupełniej sprzeczne z zasadami wykładni prawa, a nawet samą istotą republiki): ta niezależność władzy sądowniczej jest naruszana, bo w takiej sytuacji los postępowania sądowego w sprawie określonych uczynków lub określonej sytuacji staje się podyktowany nie samymi przepisami prawnymi (które mają być realizowane) oraz zapatrywaniami sędziego, ale także widzimisię polityka, co jest najzupełniej sprzeczne z istotą niezawisłości, niepodlegania nikomu, niezależności. Na koniec trzeba tu wytknąć jeszcze jedno. Trybunał Stanu nie jest dostatecznym zabezpieczeniem przed przestępstwami na szczeblu rządu. Potrzebna jest jeszcze Policja, a i tak nieraz może się nie udać doprowadzenie odpowiedzialności aż na szczebel rządu (przez pośrednictwo wszystkich niższych szczebli, w tym np. urzędnika i przedsiębiorcy). Rozmowy służące zorganizowaniu przestępczości to często rozmowy 1-na-1, np. telefoniczne lub przez komunikator internetowy, w dodatku może istnieć problem braku pewności, czy to na pewno ta sama osoba po drugiej stronie rozmawiała (zwłaszcza w przypadku narzędzi internetowych). To istotnie zmniejsza szanse na złapanie sprawcy będącego w samym rządzie, a jeszcze dodatkowo się to zmniejsza z uwagi na to, że istnieje cały łańcuch odpowiedzialnych, od dołu do góry. Na każdym szczeblu tej drabiny człowiek może wsypać swego wspólnika, a może go nie wsypać przed Policją (bo do Trybunału Stanu na razie nie ma podstaw przeciwko komukolwiek na szczycie kierować oskarżenia; wprawdzie o jakiej my tu Policji mówimy, skoro prezydent sprawy ma móc umarzać...). Załóżmy, że na 80% typowy człowiek wsypie zleceniodawcę, gdy się go skonfrontuje z dowodami przeciwko niemu, nawet więcej niż jednym dowodem. W takiej sytuacji jednak, jeśli tych szczebli od dołu do góry jest z 5, mamy prawdopodobieństwo dojścia na szczyt równe iloczynowi poszczególnych prawdopodobieństw wynoszących np. 0,8, co daje tę liczbę do potęgi przykładowej liczby szczebli: 5. W takiej sytuacji prawdopodobieństwo końcowe, że uda się dotrzeć na sam szczyt, wynosi np. 0,32768. A tylko przecież tych na górze można oskarżać i sądzić Trybunałem Stanu, potencjalnie odpornym na łaski prezydenta. W takich warunkach, gdy wprowadzono, że ogólnie umarza się postępowanie karne "z powodu abolicji indywidualnej zarządzonej przez prezydenta", mamy więc system, który jest niezdolny zabezpieczać przed wszechwładzą władzy wykonawczej, jej dowolnym odstępowaniem od prawa i niekrępowaniem się niczym. To zaś już wyraźnie narusza wspomnianą zasadę równowagi władz (z art. 10 Konstytucji). Wszak w samej preambule Konstytucji, jak i w orzecznictwie TK, podkreśla się, że ważną wartością konstytucyjną jest to, że ma być zapewniona skuteczność (sprawność) realizowania wytycznych konstytucyjnych: nie tylko de iure mają być one wiążące, ale i system prawa musi być taki, żeby one faktycznie też były realizowane, żeby to było zapewnione. W tych warunkach oczywiste jest, że wspomniane kompetencje prezydenta przekreślają równowagę 3 władz i nie mogą dlatego być uznane za legalne; a ponadto kompletnie kompromituje je naruszanie niezależności władzy sądowniczej poprzez wtrącanie się prezydenta w konkretne pojedyncze sprawy.
Finalnie: należy też zauważyć, że właśnie po to do władzy wykonawczej dodano, obok rządu, Prezydenta (a nie wymieniono tam innych instytucji, np. NBP, KRRiT, RPO), by zasada równowagi władz z tegoż art. 10 Konstytucji (który też definiuje poszczególne władze; jest to jedyny fragment Konstytucji, dzięki któremu cokolwiek wynika ze zdefiniowania "władzy wykonawczej" jako tego lub owego) ograniczała jego uprawnienia. Tymczasem trudno sobie wyobrazić ważniejsze uprawnienie prezydenta, które może potencjalnie zaburzać równowagę władz, niż łaska. Wszystkie inne są bardzo ściśle zdefiniowane, w ramach konkretnych procedur. Tylko natomiast łaska pozostaje jako uprawnienie mało zdefiniowane i to dokładnie dlatego właśnie po to jest art. 10 Konstytucji z władzą wykonawczą zdefiniowaną tak, jak jest zdefiniowana, czyli z uwzględnieniem prezydenta. Jest jeszcze kwestia powoływania sędziów, ale tu chyba nie ma poważniejszych kontrowersji, że prezydent istotnie ma prawo nie powołać sędziego, którego mu proponowała Krajowa Rada Sądownictwa. Jednakże na tle gigaproblemu łaski wydaje się to drobiazg.
Dla jednych naczelne przy interpretowaniu Konstytucji są wolności i prawa człowieka (zgodnie z tym, co wskazuje jej preambuła zawierająca ogólne wytyczne interpretacyjne, a także art. 30), dla innych – jakiś człowiek, który chodzi po scenie i raz po raz narusza zasady sprawiedliwości społecznej... Tylko pozostaje pytanie: skąd ta druga interpretacja? I nasuwają się oczywiste odpowiedzi: bo ktoś już wcześniej brał pieniądze na lewo, bo ktoś dostał ciepłą posadkę na wiele lat w zamian za nazwisko (i zobowiązał się, na słowo honoru, by w ramach podziękowania Sejmowi czy wręcz samemu rządowi bronić błędnych koncepcji), bo ktoś był może wcześniej przestępcą w jakimś sądzie czy innej instytucji itp... Więcej dowodów co do kwestii łaski, także w oparciu o standardy w nauce i tradycji – na liście ofiar przy Kotarbińskim.
edit 2019-05-12: Jeszcze uwagi o ułaskawieniu niewinnego, czemu też zawsze się sprzeciwiałem (patrz po kliknięciu tutaj odpowiedniego linku, kierującego na listę zabójstw do Kotarbińskiego, tezy co do orzeczenia TK; dla mnie takie ułaskawienie to jest w ogóle kalumnia, ale tutaj jeszcze o czym innym). [rozwiń dopisek...]Nie lekceważmy mianowicie tutaj też tego, że w prawie, gdy nie ma przy jakimś pojęciu żadnego epitetu, a dotyczy ono konkretnej rzeczywistości – czyli np. gdy ustawa nakazuje podać adres zamieszkania powoda, pozwanego, gdy każe podać swój nr PESEL itp. – uznaje się, że chodzi o rzecz istniejącą. Rzeczywistą. Jest to standard przyjmowany, gdy nie dodaje się żadnych epitetów w rodzaju np. słowa "możliwy", "potencjalny". Nie może więc być tak, że ktoś, w reakcji na przepis nakazujący podać swój adres, podaje adres fałszywy, po czym uznaje, że on prawo wypełnił, bo miał podać swój adres zamieszkania, więc podał, tylko że on nie jest prawdziwy. Nie! Jeśli ustawa nie podaje, jakie ma coś być, to musi być rzeczywiście istniejące. Tak samo z numerem PESEL, tak samo w niezliczonych innych przypadkach. Inaczej po prostu narusza się prawo (bo choć podaje się coś, to brakuje temu cechy prawdziwości i realności, która zawsze powinna być, jeśli nic innego nie zastrzeżono). W związku z tym i zupełnie nieuchronnie, skoro łaska to darowanie kary, to darowaniu może podlegać, w prawie, tylko kara rzeczywiście istniejąca (tj. państwowo niekwestionowany byt), czyli musi być tak, że przestępca jest obecnie przez państwo karany albo przynajmniej w sprawie występuje kara jako państwowo niekwestionowany byt (może to przybierać formę najpierw ścigania takiej osoby, jednak w każdym razie jest to postępowanie karne wykonawcze). Jeśli państwo nie jest właśnie w fazie wykonawczej postępowania karnego, czyli po prawomocnym skazaniu (tj. nie zajmuje się wykonaniem czyjejś kary), to znaczy, że poruszamy się w sferze przypuszczeń, możliwości, ewentualności: nie ma tego, co być musi, wedle definicji. Gdyż łaska to nie "darowanie hipotetycznej kary", "darowanie ewentualnej kary", "kary już stwierdzonej ostatecznie albo możliwej w przyszłości", lecz po prostu darowanie kary, a zatem: kary rzeczywiście istniejącej, a nie będącej może w przyszłości dopiero bytem ustalonym. Dlatego też słusznie 3-tomowy PWN-owski Słownik Języka Polskiego z 1984 r. definiował prawo łaski jako "prawo darowania lub złagodzenia kary prawomocnie orzeczonej przez sąd, przysługujące głowie państwa, w Polsce – Radzie Państwa", co zresztą do dziś publikuje sjp.pwn.pl. Słusznie więc przecież głosi się, że ułaskawienie niewinnego (bo objętego domniemaniem niewinności) jest niemożliwe, ponieważ nie zachodzi tzw. hipoteza przepisu o ułaskawieniu (hipotezą tą, czyli założeniem, jest istnienie kary). To zaś, że łaska dotyczy tylko skazanych, sugeruje sama Konstytucja, skoro wyłącza z prawa łaski osoby "skazane przez Trybunał Stanu". Wydawałoby się to więc oczywiste, że musi być skazany. Ponadto politycy nie mogą móc uniknąć odpowiedzialności, to jest zła interpretacja prawa. Konsekwentnie więc, kompletnie niemożliwe konstytucyjnie jest umarzanie przez polityka czy to śledztwa w sprawach powiązanych z polityką, czy, zupełnie bez różnicy (bo śledztwo też ma te funkcje), komisji śledczej.
Na koniec (bo to i tak bardzo znane) niech jeszcze wyjaśnię dla osób zupełnie zielonych w tym temacie: zgodnie z samą istotą stosowania prawa przepis wtedy jest wykonywany, gdy są spełnione przewidziane w nim warunki, założenia (jego hipoteza). Na tym to polega, to jest takie wnioskowanie: zaszła sytuacja taka, to robimy tak (albo: "możemy zrobić tak", tzn. czasem przysługuje jakaś wolność i dodatkowe uprawnienie, aczkolwiek politycy to raczej zdecydowanie muszą zawsze coś robić, jest to zawsze spór o prawo, ale dla nich generalnie powinna być jedna właściwa ścieżka, w myśl naszej Konstytucji: oni są od realizowania prawa, a ustawy i wiążące się z nimi nakazy i zakazy – od realizowania Konstytucji). Toteż z powyższego – tzn. z istoty funkcjonowania prawa, opartej na hipotezach przepisów (wymienionych w nich wprost, np. w znaczeniu użytych słów, albo przyjmowanych implicite, gdy np. wiadomo, jaki jest kontekst i co musiało być wcześniej) – już bardzo jasno wynika, że łaska wchodzi w grę na pewno tylko po prawomocnym skazaniu. Nie ma tu rzeczywistego sporu, mogą być co najwyżej sprzedajni profesorowie, o czym wspomniałem np. tutaj na forum: http://forum.bandycituska.com/viewtopic.php?f=11&t=7644. Nikomu normalnemu nie było potrzebne poszerzające rozumienie prawa łaski, sprzeczne, jak tu pokazałem, z jego istotą i znaczeniem pojęcia, natomiast Watykan, jak widać, od dawna za tym się rozglądał, tzn. od rzędu 40 lat. Przy tym, dodajmy, konieczność egzekwowania przez państwo zasad sprawiedliwości społecznej (fundamentalny art. 2 Konstytucji RP) wyklucza możliwość stosowania "łaski hurtowej", dla wielu (nawet bardzo wielu) naraz. Do kwestii sprawiedliwości społecznej zalicza się nie tylko równość, ale także egzekwowanie prawa (tkwi to w samej koncepcji sprawiedliwości), w tym także prawa karnego. Fundamentalną rolę mają w tym cele kary. Dlatego też nie jest dopuszczalne, by prezydent sobie to brzydko mówiąc "olewał". Oczywiście wszystkie te problemy rozwiązałyby nowelizacja, o której mowa w 3 końcowych akapitach mojej propozycji, do której odsyłam na dole tekstu nagłówkowego bloga. [zwiń dopisek] NIEWINNY, WIĘC NIE MA PRZESTĘPSTWA, WIĘC NIE MA KARY. Wedle prawa (Kodeks karny składa się z przepisów "Kto ... [zrobił coś złego], podlega karze" i stąd w ogóle mówienie o karze).
Odnośnie domniemania niewinności można tu też dodać, że dobrze, aby się ono kiedyś kończyło. W przypadku osób, które rzeczywiście są winne. Inaczej bowiem mamy dozgonnie państwowo zagwarantowaną nieprawdę: że oni są niewinni. Tymczasem nie można na nieprawdzie budować sprawiedliwego państwa (nakazanego w art. 2 Konstytucji). Dotyczy to takich spraw, jak np. proces o pomówienie, ale też bardziej kluczowych, jak np. kwestia losu skorumpowanych sędziów (nawet na dowolnie wysokim szczeblu itd.). Finalnie, wracając do kwestii naruszenia równowagi trójpodziału władzy, przecież co do zasady zrozumiałe jest, że nie każdy człowiek ma dostęp do prezydenta, taki bezpośredni, a prezydent sam z góry z własnej inicjatywy nie będzie jakichś tam śledztw czy spraw sądowych umarzał, skoro nawet mu się o nich nie donosi ani nie pokazuje akt. Tryb więc pozakodeksowy (w kodeksie jest pośrednik między prezydentem a skazanym: jest nim sąd, który wstępnie kwalifikuje wnioski o ułaskawienie) miałby w praktyce zastosowanie do spraw politycznych, a zatem takich spraw, w których poniekąd prezydent sam jest stroną. (Już tutaj czai się podstawowa niezgodność: z zasadą niedyskryminowania nikogo, tj. każdy ma być równy wobec prawa, oraz zasadą sprawiedliwości, gdyż podstawą cechą sprawiedliwego osądu i oceny jest to, że oceniający jest bezstronny i skupia się na kwestiach merytorycznych.) Grozi to, takie ułaskawianie co do spraw, w które prezydent sam czuje się jakoś zaangażowany – i to też wydaje się najoczywistszym zastosowaniem takiej nowej "kompetencji" prezydenta – umarzaniem spraw przeciwko samemu sobie przez prezydenta, pod płaszczykiem umarzania ich komu innemu, tymczasem jednak wiadomo, że to w toku śledztwa i pod naporem dobrze udowodnionych zarzutów dopiero, i to niechętnie, ludzie zaczynają wyznawać, kto też tam jeszcze był w mafii i kto im dawał plecy. Jeśli się sprawę z góry umarza, to tego nie ma: takie działanie szkodzi sprawiedliwości. To podobna sprawa, co umarzanie komisji śledczej przeciwko m. in. samemu sobie (tj. generalnie komisji przeciwko aferze, w której też jest się winnym). Konkludując: nowa rzekoma "kompetencja" prezydenta rażąco obniża skuteczność urzeczywistniania przez państwo zasad sprawiedliwości społecznej, jeśli miałaby być wdrażana w praktyce i ilekroć by ją wdrażano (zaś nakaz zapewnienia skuteczności realizowania prawa jest znaną dyrektywą konstytucyjną, nawet w samej jej preambule; uznaną też w orzecznictwie TK), nadto prowadzi do przekreślania odpowiedzialności w sprawach politycznych zamiast jej wzmacniania (mimo że Konstytucja idzie w przeciwną stronę, tj. przekreśla przedawnienie; przecież to bardzo niemoralne nie mieć rozliczenia z tego powodu, że aprobował, zlecał lub wykonywał przestępstwo polityk lub funkcjonariusz publiczny, to jest przecież właśnie rzecz najbardziej obrzydliwa), jest niezgodna z zasadą trójpodziału i równoważenia się władz, z niezawisłością sądu (tj. niepodleganiem – i to przede wszystkim na zasadzie oficjalnej, tj. np. zależności służbowej czy prawnej – innym osobom czy władzom), która jest prawem człowieka (źródła jego umocowania: preambuła Konstytucji – ost. zdanie, art. 5, art. 45 ust. 1, a także Konwencja europejska: art. 6, a także Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych ONZ: art. 14 ust. 1), z prawem pokrzywdzonego do efektywnego śledztwa (uznane w orzecznictwie ETPCz) i do sądu (uznane w orzecznictwie TK), i do niebycia dyskryminowanym (a zauważmy, że wedle art. 126 ust. 2 Konstytucji RP podstawowym i fundamentalnym zadaniem Prezydenta RP jest "stanie na straży przestrzegania Konstytucji") oraz z domniemaniem niewinności i tradycyjnymi sposobami wykładni prawa (m. in. "incivile est, nisi tota lege perspecta, una aliqua particula eius proposita, iudicare vel respondore", wyryta też na gmachu SN, zresztą nie bez powodu pewnie ustawodawca wymyślił, że tryb postępowania przed Trybunałem ma być, jak podano, co do ogólnych zasad "taki, jak postępowania cywilnego": to doprawdy ważny zarzut się zrobi, że "incivile", bo "sędzia sam w swojej tu jakby sprawie może orzeka"), jak również sprzeczna z zasadą, że Prezydent swe zadania (znane przecież z Konstytucji) wykonuje na zasadach określonych w ustawach (zasadę tę podaje art. 126 ust. 3 Konstytucji), a nadto wszystko wskazuje, że ją już od dawna szykowało papiestwo w ramach swego spisku (mnóstwo poszlak, Czytelnik musiałby poklikać powyżej różne odnośniki) i wpływu także na państwowe wydawanie książek prawniczych, co jednak zawsze pozostawało tylko na marginesie poglądów polskiej profesury. Tego typu zapatrywania, co zaprezentowane przez Trybunał, zawsze były bardzo rzadkie i można podejrzewać, że przede wszystkim korupcją i naciskami podyktowane. Należy tu dodać, że art. 126 ust. 3 Konstytucji RP nie pozostawia swobody co do interpetacji prawa łaski prezydenta, ponieważ stwierdza on wyraźnie, że Prezydent "wykonuje swoje zadania w zakresie i na zasadach określonych w ... ustawach" (to są w ogóle pierwsze akapity Konstytucji na temat prezydenta, samo definiowanie jego roli – obok ejst też to, że jego pierwszym zadaniem jest stanie na straży przestrzegania Konstytucji). A zatem całe to dyskutowanie o "zakresie prawa łaski tego pierwotnego – zapisanego w Konstytucji" (próbuje się tu rozgrywać jakąś dychotomię i rozdźwięk, a prezydenta brać za kogoś, kto nie podlega pod zwykłe ustawy) jest zupełnie bezprzedmiotowe, gdyż Konstytucja wyraźnie w tej dziedzinie i w dziedzinie ewentualnie innych podobnych spraw wyraźnie odsyła wpierw do Konstytucji, a potem jeszcze do ustaw, zanim się stwierdzi, że coś nie jest ściśle sprecyzowane i wymaga głębszej (np. systemowej wewnętrznej) analizy.
edit 2019-06-21: Kolejny przykład tego, jak Trybunał administracyjnie ustawiono, by był cyt. "prezydialny": ich adresy e-mail. Można je oglądać na stronie http://trybunal.gov.pl/o-trybunale/kancelaria-i-biuro-sluzby-prawnej/. Żaden inny sąd tak nie ma.
(11:51)
Czytelnicy mogą łatwo zorientować się, że blog ten — a więc strona poświęcona relacjom z życia (w tym przypadku) jednej osoby — nie przedstawia zaledwie jakiegoś prywatnego punktu widzenia, który trudno w rzeczywistości zweryfikować, a więc i właściwie odnieść do swoich poglądów politycznych. Nie brakuje tu przecież dowodów na poważne nieprawidłowości zachodzące w kraju, poczynając od (1) nagranego telefonem nachodzenia Piotra Niżyńskiego przez masy ludzkie na mieście, skoordynowane w jakimś szale stalkingu i przyczepiania się do swej ofiary (były także podobne wideo z okna taxi), poprzez m. in. (2) sposób działania stron z ofertami nieruchomości zaprezentowany na obrazku (a są to strony blisko związane z wielkimi spółkami medialnymi), następnie także: poprzez (3) zlekceważenie problemu praktycznie ewidentnie sfałszowanych wyborów do Sejmu w 2015 r. przez wszystkie mass media — co dowodzi zupełnej niewiarygodności ich przekazu — oraz główne instytucje państwowe (PKW, SN) [instytucjonalne — bo nastawione na konkretny wynik łączny, co wymaga znajomości dotychczasowego wyniku dzięki znajomościom partyjnym czy w PKW, by na niego następnie wpłynąć — aroganckie fałszerstwo, hucpa, która ziściła się mimo udziału czy raczej przy udziale komitetów wyborczych wszystkich partii; więcej we wpisie "Zeznania i dowody"; zaś 15.06.2018 PiS jeszcze uniemożliwił demokratyczną kontrolę nad wyborami poprzez likwidację nagrywania i transmisji obrazu z kamer, tłumacząc to w zaledwie jednym zdaniu rzekomą z palca wyssaną "koniecznością prawną"], aż po (4) dowody o charakterze sądowym (protokoły z zeznań i rozpraw, akta spraw itp.) [i nagrane na wideo poszlakowe rozmowy (np. na temat tortury dźwiękowej)] oraz (5) wyjaśnienia samych pracowników prokuratury, co się tam dzieje. Pamiętamy słowa o korupcji ("wszystko przez »Izrael«", czyt. "żydostwo", czyli w znanym średniowiecznym stereotypie: chciwość i gromadzenie majątków) czy wyznanie sekretarki, która opowiadała, że w jej prokuraturze istnieje przestępczość podsłuchowa prokuratorów i że będzie ustawiać moje sprawy tak, żeby właśnie do takich prokuratorów trafiały ("Powód spraw ekonomiczny... Jak sprawa była, to będę dyspozycyjna — innemu sprawy nie damy" — oto zawierający te słowa wycinek całego wideo, przypominam też stenogram). Pisałem o ogólnym problemie tego typu, co "nie wiadomo, jakim cudem" następujące przegrywanie przeze mnie spraw, i przede wszystkim wyjaśniałem, jak to możliwe mimo rzekomej niezawisłości sądów, już na specjalnej podstronie "SĄDY", ale nikt tego odnośnika z nagłówka bloga nawet nie klikał; ta obojętność to może za sprawą tego, że mam tu na blogu głównie osoby szukające mnie w Google'u po imieniu i nazwisku, bo świeżo skryminalizowane (słyszały od np. spółdzielni mieszkaniowej, hotelu czy prokuratury/Policji personalia Piotr Niżyński albo widziały je w podsłuchowym radiu internetowym), a zatem bywają na mym blogu zwłaszcza osoby nieprzychylne oraz i tak poinformowane, nie szukające więc tu żadnych dowodów (któż inny by o mnie słyszał, po imieniu i nazwisku?...); a także [wg Google'a] mam tu co nieco osób oszukiwanych przez biura nieruchomości na zasadzie "przedpłata w zamian za oferty" [patrz opis problemu oraz dopisek zatytułowany "edit 2016-07-12" pod "Zeznaniami i dowodami"], a więc trochę takich osób, co to trafiają tu przypadkowo i w związku z innym tematem — tym niemniej tym niestety wyjątkowo nielicznym pozostałym polecałbym się zainteresować, jak żałosny jest stan polityczny naszego kraju.
A zatem, konsekwentnie, po kompletnie kompromitującym nagraniu z prokuratury (we wpisie z bloga były linki do widoku ulicy w Google'u, by było bardziej jasne, co to za budynek i okolice) przedstawiam teraz do kompletu coś z sądów, bo jaśnie łaskawie nam panujący prezydent Andrzej Duda zupełnie zlekceważył problem wprowadzenia do naszego porządku prawnego nielegalnych (w świetle bardzo stałej i długiej linii orzecznictwa strasburskiego) przepisów o przejmowaniu i wyprzedawaniu przez państwo innym właścicielom przedsiębiorstw bez żadnych rozpraw, bez postępowania dowodowego przed sądem — ustawę, mimo mych listów, podpisał, choć wiedział o jej kompromitujących wadach (co najmniej 6 orzeczeń ze Strasburga); nawet jedno-dwa zdania mi na te listy odpisano, "On" się nie chce tłumaczyć. (Pisałem o tym w długim dopisku edit 2017-03-21 pod poprzednim wpisem, tym z grudnia o procesorach.) Aby więc nie wykręcano się teoriami, że w sądach nie ma mataczenia w sekretariatach, przedstawiam tu poniżej, co mnie spotyka od jakiegoś października przy każdej sprawie, którą do różnych sądów wnoszę — ciągłe ewidentne ustawianie nrów akt (tzw. sygnatur spraw) przez sekretariaty, widać je na okładkach teczek [co do ich treści to podobno to papież mnie tak dręczy, patrz też tutaj]; podaję tu takie incydenty manipulacji w kolejności raczej chronologicznej, od najwcześniejszych (ostatnio po prostu co jakaś sprawa, to tak mi się robi). Proszę klikać odnośniki na czerwonym tle (dokładne rozkłady czasowe nagrań widać pod samym wideo na YouTube, w rozwijalnym opisie tekstowym od publikującego) — poniżej przykłady "potyczek" Piotra Niżyńskiego z organami ochrony prawnej, czyli filmy wideo z czytelni akt (pokazujące też od zewnątrz budynki sądów i prokuratur): [te wideo są dobrej jakości (full HD 60 klatek/s), a więc tekst powinien być dobrze widoczny; jeśli tak nie jest, proszę kliknąć ikonę korbki w pasku pod filmem w YouTube i dobrać w razie potrzeby lepszą jakość; w przypadku filmów spoza YouTube może być wymagana instalacja kodeka MP4, tj. np. programu K-Lite Codec Pack]
Najwyższy Trybunał Sygnatury Apostolskiej — i nie ma dyskusji! Nici z wszelkich apelacji!
Pamiętajmy, sekretariat to w każdej instytucji zajmującej się realizowaniem prawa ten ważny jej organ wewnętrzny, który odpowiada za przydzielanie przychodzących spraw do poszczególnych obsługujących je funkcjonariuszy publicznych (np. sędziów). Ponadto sekretariaty zakładają teczki, przygotowują niektóre pisma oraz przekazują wszystkie przychodzące pisma do sędziów, a wychodzące bodajże zamykają w kopertach i przekazują je do działu ekspedycji poczty (np. w ramach biur podawczych, bo oddawanie poczty listonoszom jest typowo obsługiwane na parterze budynku). Jednakże tutaj najistotniejsze jest to, że to za pośrednictwem sekretariatu sprawa trafia do tego, a nie innego sędziego (a może on być przestępcą, co więcej, można z nim nawet uzgadniać szczegóły, jak sprawa się zakończy — rozmowy z telewizją, czyli ośrodkiem śledzenia i dręczenia mnie złożonym ze "spikerów", odbywają się tekstowo przez Internet przez komunikator internetowy — czat 1-na-1). W prokuraturze mieliśmy już przykład na to, że sekretariat to świetne miejsce dla nadużyć, a tu widzimy co? Szczególne zainteresowanie Piotrem Niżyńskim. Czyż trzeba jeszcze jakichś dowodów?... O złej woli sądów (ba, przestępczości ich ludzi) świadczy dla mnie już to, że gra tam tortura dźwiękowa, gdy ja jestem w okolicy. Tutaj zaś mamy dowód na matactwa najgorszego rzędu, "uwalanie" spraw, z czym spotykam się ciągle, bo wyroki ustalają spikerzy i jeszcze niemalże robią to przy mnie, mówiąc o tym wobec mnie, czasem wprost, a ostatnio (w ważniejszych sprawach) częściej wg taktyki (zaraz po wypowiedzi sami się do niej przyznają) "mówić na odwrót, żeby było, że nie jesteśmy skontaktowani". Tak czy inaczej ciągle mi mówią o korupcji, ciągle spotykam się z rażąco błędnymi orzeczeniami, a tu takie kwiatki! Przeciwko rażąco jasnym dowodom zaprezentowanym powyżej nie można wysuwać jakiegoś stanu kontentacji polityków typu Andrzej Duda, ich zadowolenia z sytuacji i zaufania czy to do mediów, czy do sądownictwa. Mamy tu twarde fakty, niestety urzędowo robione w sądach, wskazujące na to, że nie jestem tam zwykłą osobą, lecz kimś, przeciwko komu uporczywie gra w swoje gierki sam sąd. Od siebie dodam, że (z wyjątkiem spraw przeciwko komornikowi) zawsze ostatecznie sprawy sądowe jak dotąd przegrywałem, z wyjątkiem jednej o wykroczenie, którą wygrałem dzięki przedawnieniu. Proszę zresztą spojrzeć np. na powyższe akta. [Ktoś mógłby ewentualnie jeszcze próbować podnieść zarzut, że komputery sądowe (program Currenda) normalnie przyznają sygnatury nie jakieś tam losowe, tylko po prostu kolejne, a więc można by osiągnąć pożądane numery za pomocą zasypywania sądu kolejnymi sprawami (identycznymi zapewne, bo nie mam aż tyle konfliktów, które potrzebuję rozwiązać), aż wreszcie któraś z nich będzie miała nr właściwy. Jednak łatwo się przekonać, że tak w moim przypadku nie jest. Jakby ktoś miał wątpliwości, niech dzwoni i próbuje zamówić akta o numerach sąsiednich. Panienki z Biura Obsługi Interesantów, swoją drogą też często agentki od monitoringu (a więc od świadomego pomagania w torturze z podsłuchem; zamieszani w to są nawet sędziowie), zapytają dla weryfikacji co najmniej o to, kto będzie przeglądać. Jeśli osoba niefigurująca w sprawie, jakiś Piotr Niżyński w sprawie zupełnie kogo innego, to akt zarezerwować do czytelni nie powinny.] To z sądów też ostatnio przyszły, pamiętajmy, informacje na temat "sprawy oskarżonego K.W., co to Piotra Niżyńskiego zaczął nielegalnie dotykać" (inicjały Karola Wojtyły, sprawa kojarząca się z pedofilią, proszę czytać o tym np. we wpisie "Zeznania i dowody", jest tam też odnośnik do szerszego omówienia problemu [nie zapominajmy też o wykreowanym we Włoszech koło papieża miliarderze i polityku o specyficznie (swojsko i znacząco) Polakom brzmiącym nazwisku Berlusconi, o Maastrichcie (1991/92) i Lizbonie (ta to już ściśle tylko dla Polaków ma znaczące z seksualnością kojarzące się brzmienie, mianowicie ze słowem "lizać") i o innych takich dziwnie brzmiących polsko-międzynarodowych kluczowych dziełach politycznych, o Peterze Saundersie, co po polsku znaczyłoby: dźwiękowcu, którego sam papież Franciszek wytypował na szefa komisji do spraw badania nadużyć seksualnych wśród duchownych, wreszcie także o tym, że informacja o pedofilii jako bodajże sposób tłumaczenia się z polityki dotarła, jak się zdaje, nawet do niektórych osób spośród ludu amerykańskiego, nie tylko do polityków — patrz fragment listy doborów po nazwisku dotyczący ircd-ratbox. Polecam także stronę z zapiskami, bo telewizja do dziś ma skłonność do notorycznego i dającego się we znaki molestowania seksualnego i nadużyć (rozkręciło się to na poważnie w czerwcu 2013 r., mniej więcej wtedy, gdy w programach informacyjnych TVP znowu maglowano temat ofiar pedofilii w Kościele); w każdym razie problem w telewizji jest, a o sukcesach pedofilskich poczynań nawet doniesiono memu ojcu wiele lat temu — patrz opis problemu na podstronie o papieżu po kliknięciu "rozwiń fragment". Na tej podstronie (np. w kalendarium na samej górze przy nagłówku) jest zresztą też o tym, jak to jeszcze pod koniec 1991 r. — czyli na krótko przed początkiem podsłuchu i mniej więcej wtedy, gdy zakonnik Bergoglio (obecny papież) przeniósł się z zakonu do kurii biskupiej, co bardzo nietypowe — nasz muzyk metalowy (czy aby nie z zewnętrznej inspiracji?) zmienił pseudonim z "Holocausto" na "Nergal" (a przecież czołowy polityk kojarzący się z Holocaustem, Hitler, był znany z surowych obyczajów, zresztą nieżonaty praktycznie całe życie).]). Sądy więc ostatnio trafiają w rolę dekonspiratorów prześladowczo-podsłuchowego procederu, wydając na temat jego istnienia niejako wyrok, choć nieformalny. [edit 2017-06-13: Wracając jeszcze na chwilkę do problemu MoleStowania seksualnego mnie w dzieciństwie (MS kojarzy się jeszcze z innym słowem), to chciałbym w tym kontekście wskazać na dziwną zbieżność z procesem beatyfikacyjnym Jana Pawła II. Za cud przyjęto uzdrowienie zakonnicy o inicjałach MS-PN (moje inicjały to PN). Tak, ta kreska-łącznik pośrodku to tak w oryginale jest (Saint-Pierre), w personaliach. Obleśny podtekst.] [Inny "jak cholera" dla mnie wiarygodny cud szpitalny związany z tym papieżem to... — rozwiń komentarz (oczywiście tylko pod warunkiem, że takie rozważania nie ranią Twoich uczuć...) ozdrowienie Wandy Półtawskiej (dra psychiatrii), koleżanki Jana Pawła II, której dziwnym trafem zdiagnozowano raka; jej to się przytrafiło, a nie komu innemu, bo generalnie nie tak dużo ludzi na to choruje, a tymczasem Jan Paweł II dużo koleżanek przecież nie miał. Miała podobno modlić się do ojca Pio (tego samego, którego stygmaty św. Jan XXIII nazwał w liście oszustwem — nawet po gruntownych badaniach w Watykanie nad gojeniem się jego ran — a przecież chyba każdy kardynał włoski wie, że pomawiać, bezpodstawnie oskarżać to się nie powinno...), innymi słowy: do ks. Pio z Piotrowni (po włosku miejscowość ta nazywa się Pietrelcina) i od tego jakoby ozdrowiała — przy czym pierwszym warunkiem takiego wniosku jest tu oczywiście jeszcze wiara w uczciwość szpitala, który u niej tego raka wykrył (przypomnę tu tylko Kaczyńskich, z tą ich niewiarą w cuda czy znanym ateistą ministrem Religą na czele resortu zdrowia). I co jeszcze się okazuje? Ta pani to doktor psychiatrii, ma więc nawet dość wysoki tytuł naukowy i zawód lekarski, specjalizację o chorobach psychicznych. A więc i tutaj te typowe klimaty, kojarzące się też z Wacławem Niżyńskim i mą matką, a z drugiej strony z Watykanem (był zresztą też taki film, "Bóg Niżyński"...), bo p. Półtawska to też profesor Papieskiej Akademii Teologicznej. Ileż to razy przecież mnie jacyś psychiatrzy na zamówienie państwowe pomawiali — takich przypadków niewątpliwie trochę było; zaś ambulanse to jeżdżą za mną na co dzień. Watykan, psychiatria represyjna, szpitale — mnie się to wszystko z jedną grupą kryminalną kojarzy. — ukryj komentarz]
Spodziewana przestępczość sędziów związana ze śledzeniem Piotra Niżyńskiego (ewidentne powyżej; jej elementy to korupcja, nielegalne ustawianie spraw podczas ich przydziału, a także praca od czasu do czasu przy monitoringu połączona z podsłuchiwaniem, pomocnictwem przy podsłuchu-namierzaniu ofiary i ze stosowaniem podglądu ekranu, z czym także wiąże się nielegalne przyjmowanie niewpłaconego podatku, wreszcie także ze swoistymi "pielgrzymkami" z obecnością agenta w sąsiedztwie na sesjach podglądania mych ekranów oraz ewentualnie uskuteczniania prywatnych rozmów tekstowych z telewizją) — oczywiście tylko chętnych na to wszystko sędziów, choć (z powodu braku kontaktu) obawiam się, że innych dziś już nie ma — oraz przestępczość związana z wyremontowaniem ich sądów, którego do dziś nie cofnięto mimo dręczącego i bardzo męczącego, obezwładniającego umysł dźwięku (patrz wpis Zeznania i dowody), muszą świadczyć o głębokim upadku morale, o braku kwalifikacji etycznych wymaganych w tym zawodzie. To nie jest rzecz, którą można lekceważyć lub na którą nic poradzić się nie da. Za takie rzeczy są zmiany personalne, reformy i co najmniej, przede wszystkim, rzetelne śledztwo policyjne. To przyzwolenie, z którym się spotykamy, przyzwolenie połączone z milczeniem na temat Piotra Niżyńskiego, jest żenujące i urąga najbardziej elementarnym standardom sprawiedliwości. Państwo staje się prostackie, a nie sprawiedliwe, przy takim zamiatanym pod dywan, zinstytucjonalizowanym śledzeniu i "stręczeniu" sądowym. [edit 2018-07-11: Dlaczego z prezesem sądu tak trudno się spotkać i zamienić słowo (dawniej tak nie było)? Zapewne motywem tego odwracania się plecami do ludności jest to, że oni chcą mieć zapewnioną intymność korzystania z ICQ. Do kontaktów z grupą przestępczą telewizyjną.] (Większości Polaków ten problem bezpośrednio nie dotyczy, tym bardziej, że sędziowie normalnie starają się dobrze orzekać, wiedząc dziś już raczej, o ile są przestępcami, że zapewne i oni kiedyś będą sądzeni, w tym także z tego, czy nie wyżywali się na Bogu ducha winnych ludziach w sprawach politycznych. Głupotą byłoby robić tu coś, czego nikt w skali masowej, przystępnie dla ludności i tak nie nagłośni — za to ręczę — ale za co potem będą całe lata więzienia dla takiego sędziego. Natomiast pokazane tu symptomy zepsucia powinny u Czytelników zapalać bardzo ważną "czerwoną lampkę", z której powinno wytrysnąć wielkie NIE wobec obecnych milczkowatych elit politycznych, które nie potrafią przepuścić przez swe usta czy choćby poselskie i partyjne strony internetowe personaliów "Piotr Niżyński".)
W świetle tego wszystkiego warto jeszcze wspomnieć o tym, że mają Państwo naprawdę szczęście — patrząc z punktu widzenia obywatelskiej dojrzałości i zainteresowania sprawami państwa — że da się o antyludzkim skorumpowaniu czy zepsuciu sądów jeszcze czytać w Internecie. Bardzo blisko jest już bowiem cenzura Internetu, odpowiedni art. 15f Ustawy o grach hazardowych (tekst jednolity) wejdzie w życie od 1. lipca; to Minister Finansów, wedle prawa, będzie odpowiedzialny za publikowanie listy domen internetowych, do których żaden Polak dostępu ma nie mieć. A zatem klosz ochronny pomiędzy Polakami a Internetem; choćbyśmy bardzo chcieli gdzieś się dostać, a serwer w Internecie jak najbardziej będzie (np. gdzieś za granicą), to teraz za sprawą naszych władz, naszego państwa po prostu, TO JUŻ MOŻE NIE BYĆ MOŻLIWE. [edit: Co to w ogóle za nadużycie władzy, wręcz swego rodzaju kradzież własności społecznej, że pojęcie "Internet" zaczerpnięte z działalności prywatnej (firmy telekomunikacyjne) oraz badawczej trafia do prawa! To trochę tak, jak pisać ustawę o jakiejś wybranej cudzej firmie. Zresztą dziś jest jeden Internet, jutro ta sieć może się rozpaść i może być niejasne, co tym Internetem jest; nie ma on przecież żadnego nru identyfikacyjnego, żadnego PESEL-u ani KRS (oczywiście na razie mniejsza z tym, ale pokazuje to, jak politycy wtryniają nos w nieswoje wynalazki i w życie prywatne Polaków).] Niektórzy może sobie myślą, że jesteśmy "Polaczki", naród małych ludzi, których trzeba chronić przed światem, bo jeszcze się zgorszą, a tym, kto nam będzie cenzurował i wytyczał szlaki dobre dla naszych umysłów, będzie Minister Finansów i jego ludzie np. z izb administracji skarbowej. Mniejsza już z tym, że takie kształtowanie obiegu informacji jest prawdopodobnie niekonstytucyjne, tzn. nie spełnia warunków ograniczania wolności obywatelskich wytyczonych w art. 31 ust. 3 Konstytucji (m. in. nie jest to sprawa porządku "publicznego" ani moralności "publicznej", gdyż chodzi tu raczej o spółki działające za granicą; równie dobrze Polacy w swych mieszkaniach mogliby z nimi korespondować np. SMS-ami czy, wg dawnych metod, nawet jakimś telegrafem czy pocztą) — jest to sprawa jak najbardziej prywatna, w którą Państwo nie powinno się wtrącać, gdyby szanowało prawo ludzi do prywatności, do zajmowania się w życiu prywatnym tym, co lubią. Nie jest takie wtrącanie się w Internet też konieczne dla ochrony zdrowia, takiej konieczności nigdy nie było i nadal jej nie ma, problem jest w dużej mierze przesadzony, a sprawa jest dobrowolna, pojęcie "choroby" i "zdrowia" w zakresie, w jakim dotyczy ulubionych rozrywek, jest wręcz poważnie naciągnięte. Ale przejdźmy do tego, co pewnie najpiękniejsze zdaniem PiS-owców, czyli — abstrahując już od tego, czy jest legalna, a moim zdaniem najprawdopodobniej nie — do tego, co ta ustawa w praktyce może wprowadzić. Otóż od 1. lipca to, czy w (nowo kreowanym teraz) polskim okrojonym Internecie jakaś informacja będzie dostępna, zacznie zależeć od systemu prawnego [w sensie: od aparatu urzędniczo-sądowniczego, czyli NIE od demokracji: zachodzi tu naruszenie Konstytucji, gdyż pozbawieni zostajecie Państwo możliwości pozyskania informacji o tym, co na danej stronie internetowej (tak, jak ją prowadzi konkretny podmiot) rzeczywiście w danej chwili jest serwowane, udostępniane — nie ma możliwości sprawdzić, czy słusznie trzyma ją na liście blokowania Minister Finansów (a obecnie też PiS wprowadza takie samo prawo dla KNF-u odnośnie innych tematów), nie skontrolujecie, czy to słuszna decyzja. W związku z tym ograniczona zostaje Państwa wolność pozyskiwania informacji z art. 54 ust. 1 Konstytucji RP (przyp. z 26.09.2018 r.).], a to oznacza, że w praktyce od administratora sieci komputerowej ministerstwa. "System prawny" bowiem — czyli w istocie, jak widać na powyższym wykazie spraw, niemal jawne bandziorstwo [zachęcam np. do kliknięcia VI RNs 159/16: w opisie na YouTube wytykam, jak pani z obsługi ogłasza tam "śledziłam Piotrka"] — opiera się zwłaszcza na świadkach, a wrażenie świadków odnośnie tego, co w Internecie "jest", zależy od funkcjonowania ich sieci komputerowych, to zaś zależy od ich technicznego zorganizowania, czyli od poszczególnych administratorów. Doświadczony administrator może w 2 minuty przekierować ruch z jednego tzw. adresu IP na inny adres IP, co będzie widoczne tylko dla ludzi włączonych w jego sieć (np. ludzi pracujących w budynku ministerstwa). Zamiast właściwej strony www może więc wyświetlać się zupełnie inna. Oczywiście nie zrobi tego człowiek porządny, przysłowiowy "katolik", co to przed sądem nie skłamie; jest to oczywiście wielkie świństwo, zwłaszcza wobec osób, które samotnie redagują coś w Internecie, ale może nawet wobec małych 2- czy 3-osobowych firemek. Jest natomiast wielki problem w udowodnieniu takiego matactwa. Nie wiadomo, czy w ogóle ono było, a jeśli nawet udowodni się, że tak, to nie wiadomo, kto je zrobił. Czy (1) administrator sieci lokalnej w ministerstwie, czy (2) admin z Telekomunikacji Polskiej, czy (3) admin z firmy zajmującej się łączami międzynarodowymi (typu np. słynnej Telii), czy wreszcie (4) admin dużej sieci (jak np. u nas Orange) np. niemieckiej, jeśli by serwer, na którym strona internetowa jest obsługiwana, stał np. w Niemczech, albo nawet (5) admin w serwerowni, w której przechowywany jest serwer obsługujący daną stronę www. Każda z tych możliwości wchodzi w grę i trudno doprawdy przeprowadzić wyczerpujące i satysfakcjonujące postępowanie dowodowe, zwłaszcza, że sądy administracyjne wykazały się np. wobec mnie 3 razy pod rząd bardzo złą wolą, "orzekaniem" skandalicznym (wmawianie mi, że moja skarga była o czym innym, po czym niedopuszczanie jej do rozpoznania "na podstawie niepodważalnego orzecznictwa z lat 70-tych", co powtórzono wbrew mym protestom w kilku poszczególnych sprawach w WSA i analogicznie w NSA, gdzie jeden sędzia od drugiego kopiował te same bzdurne uzasadnienia, dlaczego mi sprawę odrzuca, zmieniając tylko 1-2 zdania), lekceważącym akademickie standardy (dwója by się na uczelni należała za rozumienie pojęcia "administracja publiczna"). A zatem administratorzy sieci komputerowych, np. tej w ministerstwie, mają często w rękach narzędzie, z pomocą którego można popełnić przestępstwo doskonałe, jeśli ktoś w ogóle dopatruje się w tym przestępstwa (oszustwo komputerowe? fałszywe zeznanie? być może może się obyć bez żadnego nawet...). Wyobraźmy sobie: administrator sieci chce kogoś w Internecie zniszczyć czy spróbować zniszczyć, co zrobi? Poprosi znajomego, by wysłał skargę do ministerstwa, że na jakiejś stronie internetowej jest hazard. Sam zaś przekieruje tę stronę internetową na jakąś z nielegalnym hazardem, dotychczas nie rozliczoną czy np. właśnie przygotowywaną do usunięcia. Następnie w ministerstwie znajdą się świadkowie: jeden świadek, drugi świadek, w zasadzie tyle, ile się chce, może się znaleźć, że faktycznie ta strona (np. www.nielegalnie.pl) zawiera jakiś nielegalny hazard. W efekcie zostanie wydana w imieniu ministra decyzja o jej ukryciu przed Polakami [edit 2018-09-27: bo tak poza tym, abstrahując od tego kraju, to świat ją widzi]. A przekręt ten można zrobić kompletnie bezkarnie: nie udowodni się, kto był odpowiedzialny, prawdopodobnie nawet sąd uzna, że faktycznie na danej stronie internetowej był hazard (chyba, że ktoś ma naprawdę dobre dowody przeciwne). I to jest poziom polityczny, do którego doszliśmy! To jest plan PiS-u na bezpieczeństwo wolności Internetu! Wstyd, hańba, po prostu wstyd mi za wyborców PiS-u. I tyle. Proszę łaskawie przekazywać sobie informację o tym blogu (pamiętajmy też o przeglądarce internetowej www.torbrowser.org
, która co do zasady jest odporna na próby cenzury), może wreszcie ktoś poważnie podejdzie do tego, o co ja prosiłem ponad 60 posłów opozycji, Rzecznika Praw Obywatelskich oraz Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, czyli do zwalczania tej złej ustawy. Także my wyborcy mamy coś do powiedzenia w tym temacie. Powinien teraz nastąpić bojkot PiS-u, wstrzymanie poparcia i nie powinno im zostać nawet 10% w sondażach, dopóki nie uderzą się w pierś i ustawy nie wycofają. Od braku poparcia powinni przecież zmięknąć. — Co jeszcze zrobił PiS przeciwko wolności Internetu? Zmienił ustawę o instytutach badawczych, tzn. o NASK-u (instytucie prowadzącym rejestr domen .pl). Za PO w ogóle powstała ta forma prawna "instytut badawczy" z myślą, jak mniemam, o NASK-u, bo to największy moloch; co do zasady przeniesiono do tej formy prawnej część jednostek badawczo-rozwojowych. Obecnie zaś, po niedawnej PiS-owskiej zmianie prawa, dyrektora NASK-u (ogólnie instytutów badawczych) od kilku miesięcy dowolnie powołuje i odwołuje Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Oto link do ustawy w Internetowym Systemie Aktów Prawnych Sejmu, proszę tam przejrzeć sobie np. Tekst ogłoszony (art. 24 i 26) i "Akty zmieniające" (albo od razu Tekst ujednolicony). Końcówka ".pl" to teraz jak ".gov.pl". Zapanowała oficjalnie zupełna podległość i wasalizm dyrektora NASK-u względem rządu, mogą dla nich kasować domeny (znam sporo takich przypadków, sprawa jest w sądzie), ewentualne ograniczenia są tylko sądowe (konieczność zapłaty odszkodowania, z czym wiąże się możliwość popełnienia przestępstwa niegospodarności) i wizerunkowe (choć obecnie klika medialna pozwala rządowi na aż za wiele, w tym nawet bodajże na zabójstwa: za czasów obecnego np. policjantka z Opola Anna Gajek, ze 2-3 osoby kojarzące się ze śmiercią Popiełuszki w szpitalach (dzień wcześniej pojawiło się coś o nim na blogu w dopiskach), a także wypadki samochodowe oparte o wywołany najpewniej poślizg: poseł Rafał Wójcikowski, dwie siostry zakonne-służki [i zderzenie pociągu z autem w Raciborowicach]).
Pamiętajmy wreszcie, że zły stan sądownictwa to nie powód, by bandyci je reformowali. Bandytą zaś byłby w polityce ten, kto byłby świadom istnienia opisywanego tu na blogu skandalu (w praktyce tak jest powszechnie), udawał może nawet, że go rozwiązuje, a mimo to by go nie omawiał publicznie (trzymając więc pokrzywdzonego w poniżeniu i bez powetowania mu tego poniżenia), lecz próbował jakoś cicho zakulisowo coś załatwiać (co? zamykanie spraw?). A zatem nie wierzmy w żadne obecne reformy. Najpierw wprowadzenie do mediów tematu o Piotrze Niżyńskim, nie mającego zresztą nic wspólnego z informacją niejawną (por. warunki wstępne istnienia "nieuprawnionego" ujawnienia, czyli braku wolności rozpowszechniania informacji, wytyczone w art. 31 ust. 3 Konstytucji) — dopiero później można licytować się w pomysłach na reformy.
edit 2017-11-14: W ramach słowa komentarza na temat potencjalnej genezy złego stanu sądownictwa, obok korupcji finansowej (niepłacenie podatku dochodowego a zamiast tego dawanie go po bandycku "do ręki"), chciałbym tu zauważyć, że są w Polsce zawody wyjątkowo uprzywilejowane (a do tego "książęta" z immunitetem), w których pełni się wprawdzie pewną funkcję państwową, pobiera się pieniądze jak za zwykły etat, ale zazwyczaj nie siedzi się w tym czasie w pracy ani nie wykonuje zadań służbowych (lub np. jest tak co najwyżej przez średnio połowę dni roboczych w miesiącu). Wiedzie się zamiast tego życie prywatne, jakie się lubi: fajnej małżonki, mamy, oddaje się rozkoszom łóżkowym czy nawet doucza się intelektualnych powodów, dla których zdaniem niektórych nie ma sensu wierzyć w Boga... Czasu w każdym razie na rozwój zainteresowań prywatnych takiej osoby jest mnóstwo. Na pensję to nie wpływa, a jest zdecydowanie wysoka (np. w sądzie rejonowym sędzia zarabia zależnie od stażu pomiędzy 2- a 2,5-krotnością przeciętnego wynagrodzenia brutto wynoszącego 4220 zł, tyle, że on je całe dostaje "do ręki", o ile jest przestępcą, a tak może być w przypadku nawet prawie wszystkich, w każdym razie teraz pewnie starają się dobierać zwłaszcza takich skorych do bandziorstwa telewizyjnego; w okręgowym mnożnik to pomiędzy 2,36 a 2,92, a w apelacyjnym 2,75 do 3,23; informacja o uczestnictwie sędziów w przestępczości podsłuchowej pochodzi od samej TV/spikerów). Akta w tym czasie wypoczynku (większość tygodnia, nawet znaczna!) czy inne zajęcia służbowe są daleko — np. w budynku sądu. Do takich zawodów zalicza się nie tylko zawód sędziego, ale i prokuratora (oba chyba co najmniej od czasów PRL, a na pewno sędziowie; prokurator poza tym także ma immunitet), a poniekąd nawet policjanta. (Odstawmy tu na razie na bok politykę: posłów, ministrów, prezesa np. telewizji...) W przypadku Policji trzeba tu wziąć pod uwagę kwestię wcześniejszej emerytury po bodajże 20(?) latach służby (tak, iż trzydzieści ileś lat to średni wiek funkcjonariusza) i wspomniane uchylanie się od oficjalnej pracy, które zawdzięcza się podobno jeżdżeniu za mną w terenie (gdy mnie widać, wciska się odpowiednią opcję w smartfonie, by doszło do przekazania położenia telewizji [edit 2021-01-04: stara koncepcja; w rzeczywistości w użyciu jest chyba zwykły radiowęzeł]), są to ich swoiste "wolne" dni (stąd może to chwytliwe hasło PO: "plan na poprawę w Policji? mniej policjantów za biurkami, więcej na drogach" — i oto jego prawdziwe znaczenie, namierzanie mnie w terenie dla TV; praca autentycznej drogówki, jeżdżącej radiowozami i w mundurze, to pewnie mimo tej zmiany może ze 30-50% czasu pracy albo jeszcze gorzej). Przecież patrząc na budynki Policji a także na ogólną liczebność tej służby, np. w Warszawie (bodajże ok. 10 tys. ludzi), można zachodzić w głowę, jak tyle funkcjonariuszy (czy choćby pół tej ilości samochodów) po podzieleniu przez liczbę np. komend rejonowych i komisariatów (kilkanaście+KSP) oraz uwzględnieniu proporcji związanej z etatem (40h : 168h, czyli podzielić tu jeszcze przez ponad 4) mogłoby się mieścić w tak niedużych w sumie gmachach. Albo i jeździć oficjalnie po mieście (trzeba mieć też czym! jakieś zmiany są, gdzie te wszystkie auta można spotkać o stałych porach i ile ich jest? trochę pod budynkami Policji faktycznie stoi, owszem, ale i tak za mało, nawet po dodaniu pojemności budynków). Przykładowe wyliczenie: załóżmy, że w Warszawie jest aż 15 jednostek (budynków) Policji o jednakowej uśrednionej wielkości (w istocie mniej, niektóre to bardzo małe punkciki bez znaczenia, czyli dokonuję tu w istocie przeszacowania na korzyść "dobrej Policji, bez skandalu"); jest 10. tys funkcjonariuszy, czyli średnio 2380 powinno w danej chwili pracować. Na jedną jednostkę przypada więc ŚREDNIO ok. 158 ludzi pracujących w danej chwili. Oczywiście to średnia dobowa; w ciągu dnia może tego jest więcej, w nocy mniej, np. Policji kryminalnej w nocy pewnie mniej. Mniejsza z tym, uśrednijmy. W typowym budynku przesiaduje w danej chwili np. 50-70 policjantów, wliczając sekretarki, dyżurnego itd.; aut przed nim o dowolnej porze widać może z 20, nie więcej (gdzie mieliby się spotykać? kiedy zmieniać?...) — dodajmy więc nieco "awansem" nawet drugie tyle, tj. 40 policjantów (20 × 2); zostaje, mimo najlepszych chęci, mimo korzystnych przeszacowań, 48-68 "zgubionych" policjantów. Co właśnie robią, skoro niby teraz realizują swój etat? ... Prywatne auta i ubiór są wtedy w użyciu (już nieraz takich gliniarzy wobec mnie stosowano w różnych kontrowersyjnych akcjach, zawsze jednak np. z odznaką czy np. jedną z 2 rzeczy: radiowozem albo mundurem), a zadanie jest kryminalne — telewizyjne. Spikerzy nigdy nie ukrywali przede mną tej prawdy gadając i torturując mnie. Przytoczyłem ją powyżej; również na drogach się to zgadza z wiekiem i płcią tych, co dookoła mnie przejeżdżają co rusz nawet w cichych mało istotnych zaułkach. (A przecież sieć funkcjonariuszy oplatająca kraj świetnie się do roli kierowców namierzających mnie o każdej porze dnia i nocy nadaje. Podejście zawodowe do dręczenia; dyscyplina; dostępność w każdym miejscu.) Podobnie zła sytuacja jest może w innych polskich metropoliach. A trzeba pamiętać, że np. ja jestem śledzony od 1992 r., więc może tak to wygląda od lat 90-tych, że część czasu pomagają TV na drogach, drugą część nie pracują lub np. podsłuchują przy bandyckim monitoringu w swoim zakładzie pracy, a przez część mają dyżury służbowe. Jednak miało tu być o przywilejach z naciskiem na niepracowanie, a odchodzę nieco od tematu, więc przytoczmy przykład "sztandarowy". Sytuacja jest zupełnie jasna w przypadku sądów i prawie jasna w prokuraturach. Tam się pracuje raz na jakiś czas na dyżurze, tak poza tym są jeszcze czasem rozprawy (bynajmniej nie codziennie, a w prokuraturze to podobno w ogóle rzadkość jakaś sprawa z prokuratorem obecnym osobiście w sądzie). Co do sądu to stwierdziła mi to wyraźnie niedawno jakaś pracownica Biura Obsługi Interesantów Sądu Rejonowego dla Warszawy-Pragi Południe (sędziowie bywają tylko wtedy, gdy mają rozprawy lub "dyżury": w tym drugim chodzi zapewne nie tylko o monitoring, tzn. torturowanie mnie przy kamerach poprzez podawanie położenia, ale i o standardowe zajęcia w rodzaju np. rozpatrywanie wniosków o tymczasowe aresztowanie, bo muszą być tacy sędziowie, skoro w ciągu trwającego 48 godz. zatrzymania często musi być przez sąd wydane postanowienie w przedmiocie aresztowania lub nie; również w sprawach cywilnych jest sporo zajęć i po prostu trzeba poślęczeć przy aktach). W poniedziałek kazano mi przyjść w piątek po prostą, wręcz głupią sprawę — zgodę sędziego na odpis poświadczony z akt sprawy dla mnie jako strony. Minister Gowin zauważył nawet na swym blogu, że liczni sędziowie nie brali udziału w orzekaniu ani razu w ciągu miesiąca (wzywał do oddania pieniędzy); podobna sytuacja, pod hasłem "sędzia w stanie spoczynku", zastępuje w tym zawodzie emeryturę (przysługuje bodajże w tym stanie nadal, może nawet tak samo, bardzo wysoka "pensja"). Pokazuje to, jakie to są przywileje. Przypomina taki żywot nieco życie panienki lekkich obyczajów (pod względem beztroski i nadmiaru wolnego czasu), nie mam tu na myśli oceny od strony moralnej, choć jak widać też jest tragicznie. Sąd jest tylko miejscem spotkań uczestników postępowania i sędziów, choć przez ułameczek czasu też oni tam bywają (ale wystarczy policzyć, ile ich jest, a ile np. miejsc dla sędziów przy poszczególnych wydziałach). W prokuraturze jest podobna sytuacja. Podejrzewam, że pracują tam przez rzędu połowę dni roboczych albo i mniej. Raz np. trafiłem na swego prokuratora, bez specjalnego umówienia, ale też często kontakt okazuje się niemożliwy. Podsumowując więc te rzeczy — a także to, jak duże pieniądze dostają tacy "goście" sądowi, wizytanci prywatnych pokoików do czytania akt — można spodziewać się, że sędziowie obawiali się konfliktu z rządem i mass mediami o te przywileje, o te korzyści osobiste, dlatego tak tłumnie przystąpili do nadużyć przeciwko mnie osobiście (nie tylko orzeczniczych), związanych z nagonką w Telewizji Polskiej. W każdym razie wiecie już Państwo, jeśli by były wątpliwości, skąd się biorą opóźnienia w reagowaniu na pisma procesowe kierowane do sądów — do czego w większości sprowadza się "czas na ich rozpatrzenie", czas trwania sprawy. Po prostu przydzielony do sprawy sędzia (tzw. referent tej sprawy) musi przede wszystkim w ogóle pojawić się w sądzie na dyżurze (a to nie takie częste, zwłaszcza, że tydzień to tylko 5 dni roboczych, a pracuje się maleńki ułamek czasu etatowego) i zarazem musi w czasie swego pobytu Państwa akurat sprawą się zająć, aby czekanie na reakcję sądu się skończyło. Przychodzi, robi parę rzeczy związanych z aktami, po czym wychodzi na ileś dni, a one w tym czasie leżą w sądzie bezczynnie. Po to, by 1 człowiek był superszczęśliwy, aż nadto (sędzia), po to, by mógł się lenić, państwo unieszczęśliwia np. 8000 ludzi przez niego obsłużonych na przestrzeni lat (bo mogliby przecież dostawać reakcję z sądu na drugi dzień od dotarcia pisma, a sprawy trwałyby 5-10 razy krócej — nie licząc tu pewnych innych, rzadkich źródeł opóźnień, jak np. konieczność zapewnienia "przyszłościowości" terminu wysyłanego listem poleconym: rzędu 3-4 tyg. opóźnienia są konieczne od chwili wysłania pisma przez sąd). Takim sposobem w końcu nawet tworzą się z tego przywileju jakieś linie orzecznicze sądów we własnej sprawie, np. spotykana co rusz w sprawach o przewlekłość teoria, iż 7-dniowy termin na rozpatrzenie skargi na czynność komornika to tylko termin "instrukcyjny" (co to za idiotyczne słowo?) i jakoby niedochowanie go "nie jest naruszeniem prawa" (jakimś np. kryminalnym niedopełnieniem obowiązków czy choćby tzw. przewlekłością postępowania, za którą można wygrać pieniądze od sądu). Na pewno już i tak dużo lepiej by było, gdyby tych sędziów było mniej, ale za to siedzieli jak przystało na pełny etat 8 godz. na dzień. Jest to oczywiście problem nie do błyskawicznego rozwiązania, ze względu na wymiary budynków oraz liczbę sędziów, tym niemniej pokazuję tu zarazem, że bynajmniej nie grozi nam problem "braku sędziów" czy coś takiego (zresztą wiele spraw można by hurtowo załatwiać "na samych papierkach"), zwłaszcza, że istnieją wielkie zapasy mocy przerobowych w ogóle nie zaprzęganych do pracy. Stąd przecież praktycznie wszystkie opóźnienia w rozpatrywaniu pism procesowych kierowanych do sądu, gdyż ich obsługa tak poza tym nie jest niczym szczególnie trudnym. Proszę sobie to wszystko porównać z harówką ekspedientek, zwłaszcza tych porządnych, ze sklepów bez kamer (odpadają np. hipermarkety), a nawet i pracą intelektualną np. informatyków-programistów (którym przecież tak wiele zawdzięczamy), normalną przecież i pełnoetatową, czy choćby pracą notariusza, adwokata, radcy prawnego, komornika, abstrahując już od tego, że to przedsiębiorcy, gra u nich TV, mają dostęp do zasobów podsłuchowych, są maksymalnie ulegli wobec bandyckich roszczeń państwa (w tym TV) i że mają na bakier z PIT-em i VAT-em, zapewne. To porównanie pokazuje różnicę jak między niebem a ziemią; nie ma wątpliwości, kto tu rzetelnie pracuje, a kto przede wszystkim przybiera pozy żądające jak największego szacunku. Oczywiście do zniewag nie zachęcam, są karalne, a nawet ścigane z urzędu. Przypominam jeszcze, do kompletu, przygotowane przeze mnie diagramy (pokazywane były tu na blogu i na podstronie dla roku 2014, którą można wybrać przez odnośnik na samym dole bloga): Rozrost wydatków na prokuratury 2000-2015 (tam jest podobnie jak w sądzie), Budżet dla Policji w latach 2000-2014. Nie będzie sprawiedliwie, dopóki same podstawy systemu sprawiedliwości są niesprawiedliwe. Raczej przeciwnie, będziemy się pod tym względem staczać (a przypominam np. o takich kwiatkach naszej współczesności, jak np. lista bezsensownie zamordowanych przez polityczno-telewizyjną mafię).
Chciałbym tu też, korzystając z okazji: tematów prawnych, dodatkowo ostrzec przed wiarą w rzekome różne prawa do oficjalnej tajności (zresztą przykładowo temat radarów to co najwyżej sprawa poufna, "może zagrozić" realizacji zadań związanych z bezpieczeństwem — poufność dla zwykłych ludzi nie ma konsekwencji — a poza tym właściwie nawet w ogóle nie powinna być niejawna ze względu na potrzebę zagwarantowania demokratyzmu w ważnych tematach), ostrzec przed wiarą w takie prawo płynące może jakoby z zupełnie arbitralnego stosowania klauzuli "dobre stosunki z innymi krajami" (a jest taka podstawa przewidziana w ustawie dla klauzul TAJNE, choć, oczywiście, ustawa dotyczy tylko informacji niejawnych i tutaj jest dopiero znak zapytania). Te dobre stosunki jest to, owszem, jakaś wartość, ale ponad nią są wymogi zawarte w art. 2 Konstytucji: to, że Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej. (To ostatnie we współczesnej praktyce oznacza konieczność realizowania sprawiedliwości i po prostu prawa, wdrażania ludzkich praw w społeczeństwie wraz z ogólnymi zasadami etycznymi bez żadnej dyskryminacji i stronniczości: "... And Justice For All", jak to kiedyś rzekła Metallica). Reguła bowiem z art. 2 Konstytucji jest prawem (ba, nawet czymś na stałe przypisanym do państwa w jego definicji), a zatem nie może od niej być wyjątku, jeśli nie ma go w prawie wyraźnie zdefiniowanego. Można, być może, wysługiwać się innym krajom poprzez utajnienia, ale tylko wtedy, gdy po pierwsze nie nosi to znamion pomocnictwa (ułatwiania popełniania przestępstwa) czy poplecznictwa (pomocy w uniknięciu odpowiedzialności karnej), a po drugie, gdy oprócz tej formalnej dopuszczalności w świetle ustaw — nie bycia więc czynem zabronionym — utajnienie jest wręcz prawnie KONIECZNE dla realizacji pewnych celów (inaczej mówiąc, jest przez nie implikowane): konkretna zasada na ten temat jest zawarta w art. 31 ust. 3 Konstytucji. Inaczej bowiem panuje wolność rozpowszechniania informacji (art. 54 ust. 1 Konstytucji), co wydaje się wykluczać zaklasyfikowanie czegoś jako "informacji niejawnej" (a to pierwszy warunek karalności mówienia o tym, obok drugiego: klauzuli "tajne" lub "ściśle tajne"). Pamiętajmy o tym i nie dajmy się zrobić w balona. Pojęcie prawnej konieczności zawiera w sobie przecież prawną dopuszczalność (a więc chyba też: niepopełnianie pomocnictwa czy chociaż usiłowania pomocnictwa), konieczność jest to nawet coś więcej niż to, że coś jest dopuszczalne. A nikt przecież chyba nie twierdzi, że powinno się rozliczyć przestępców (np. tak zwaną telewizję), a czołowego ich pomocnika nie (bo rzekomo on akurat "nie popełnił" czynu zabronionego, dokonując utajnienia i tym samym pomocnictwa); czy że np. wolno dopuścić do niszczenia państwa prawa w ten sposób, że politycy niejako w kółku usługiwania jeden drugiemu będą wzajemnie życzyć sobie od drugiego państwa krycia jakichś przestępstw czy nawet zbrodni (przykład: państwo A robi zbrodnię, państwo B życzy sobie, by była utajniona; innym razem państwo B popełnia zbrodnię, a utajnienia życzy sobie C, a w jeszcze innym przypadku zbrodnię organizują czołowi politycy C, a utajnienia życzy sobie czołowy polityk kraju A). Wszelkie takie niereprezentatywne teorie prawne i pomysły wydają się urągać art. 2 Konstytucji, co pozostawiam do przemyślenia. Nie żyjemy w świecie satrapów i jakichś chanatów, tylko w państwie, w którym politycy powinni być odpowiedzialni społecznie i przyzwoici, a podstawowych reguł działania państwa nie można w żadnych przypadkach przekreślać czy zaprzepaszczać chorymi utajnieniami; zaś w sprawach o charakterze kryminalnym odpowiedzialni powinni być wszyscy zamieszani, wydaje się to uzasadnione interesem sprawiedliwości. Pamiętajmy o jakże ważnym problemie pomocnictwa. Pomocnikiem jest ten, kto wiedząc, że ma nastąpić czy następuje przestępstwo ze strony innej osoby, swoim działaniem jej to ułatwia. A przecież łatwiej popełniać przestępstwo, gdy ma się u boku Policję, która będzie zgarniać tych, co szerzą informację o przestępstwie. A więc, jak mówił bodajże sam Kaczyński u progu szerzenia masowej przestępczości podsłuchowej w 2006-2007 (wtedy?), "nie może być takiej sytuacji, że prawo chroni przestępców".
[edit 2017-08-15: Wzmiankowany tu problem jest w zasadzie teoretyczny, gdyż najprawdopodobniej (o ile za rządów Szydło coś się nielegalnie nie zmieniło) nie ma żadnej państwowej klauzuli na temat domniemanej przestępczości Telewizji Polskiej S.A. Tym niemniej uwrażliwiam na to, że może doszło do tego, iż wielu Polaków ma namieszane w głowach.] Na koniec słowo o bardzo złej roli, roli grabarzy państwa prawa, w jaką wcielili się obecnie liczni profesorowie prawa. Nie wynika to z ich przesyconej złą wolą postawy. W najgorszym razie profesorowie ci mają coś wspólnego z przestępczością remontową albo np. mają małżonka zamieszanego w monitoring, np. przedsiębiorcę. Często zaś w ogóle nie są przestępcami podsłuchowymi. Mimo to ich przymykanie oczu i OBOJĘTNOŚĆ dla problemu jest zabójcza dla demokratycznego i praworządnego charakteru państwa ze względu na brak drogowskazów dla narodu. Nie było od 20 lat żadnej normalnej afery w naszym kraju. Każda kolejna kojarząca się choćby z Polską afera to show zorganizowane "przez media" (to takie ogólnikowe określenie na interesy np. prawicy, papiestwa, nierzadko nawet uzgodnione z tymi, co to właśnie mają "skompromitować się"): show częściowo po to, by pokazać, że jeszcze funkcjonują, a częściowo po to, by osiągnąć jakiś cel polityczny. I tak, gdy pod koniec lat 90-tych były problemy z budżetem za czasów AWS i US, a partie te niezbyt je nagłaśniały, zrobiono z tego gigantyczny skandal, od którego obie te partie praktycznie upadły, za to... wypłynął na tym Tusk i Kaczyński, z jakichś posłów bardzo szacownej, ale jednak drugiej linii zrobili się czołowymi liderami polskiej prawicy, na razie opozycyjnej (ale to może dobrze, że opozycyjnej, SLD będzie miało czas się wypalić zanim przyjdzie epoka post-papieska). A przecież już chyba od dawna był w planach Kaczor-syn Rajmunda i Donald, polski liberał, który politykę zaczynał, gdy rodziła się III RP, a już wcześniej go chyba do tego szykowano (także i młodemu Kaczyńskiemu ojciec Rajmund tłumaczył, że może będzie w polityce miał swą ważną rolę). O prawdopodobnie watykańskich najgłębszych korzeniach kariery Donalda Tuska, które pojawiły się, gdy ten jeszcze się uczył, spekulowałem już tutaj na podstronie. A zatem tamta afera sprzed prawie 20 lat przydała się, była przy tym jeszcze w miarę normalna, ale odtąd już same pseudoafery. Afera Rywina była już w 2002 r. i wszyscy ją zlekceważyli. Dopiero później na siłę ją przepychano jako aferę w roku kolejnym, by dać "prawicy" mającej papieża na ustach dojść do koryta. [edit 2017-06-17: I, co jest bardzo znamienne (a cechuje to przede wszystkim sprawy dotyczące Watykanu i rzekomych urojonych klauzul, np. być może śmierć Kennedy'ego w związku ze sprawą Gagarina czy katastrofę smoleńską — w normalnych sprawach po prostu znajdują się świadkowie, a patologię spotyka sądowy finał, natomiast te o dziwnym telewizyjnym podłożu — kojarzącym się może z watykańskim CTV (albo RV), jak teraz znowu podpowiadają spikerzy — kończą inaczej), do dziś nie udowodniono istnienia sławetnej Grupy Trzymającej Władzę, którą z ust mediom zlizywali Polacy i którą się podniecali, i przez którą notowania SLD jakoś dziwnie spadły do poziomu kilkakrotnie niższego. Innymi słowy, jest spora szansa, że po prostu kręgi medialne zmyśliły sobie coś, co nie istnieje, po czym praktycznie upadła od tego partia (tak to pewnie trzeba myśleć o moim blogu?... tyle że w istniejących mass mediach "oni tak mogą", nie są wszak "byle kim", a co do mnie to "nie jedzą byle czego"... odnośnie tych haseł patrz jeszcze dopiski pod tym wpisem). Prawda jest w każdym razie taka, że za skandal z tego bloga odpowiedzialne są zwłaszcza gminy. Zamieszane jest najpewniej SLD na równi z innymi partiami (sam byłem we Włocławku i wiem, jak tam jest, a od lat rządziło zawsze SLD). Odsunięcie ich od rządów służyło zapewne tylko temu, by następnie ci rzekomi "zbawiciele" znowu wypłynęli, gdy wyjdzie na jaw afera o podłożu podobno kościelnym. Polacy może głupio będą głosować na SLD zamiast na nowe partie i dzięki temu aferały jeszcze raz będą miały "plecy" w polityce. Metodą, by to osiągnąć, będzie typowa wśród ludu głupota w rodzaju wiara w to, że do uprawiania polityki są potrzebne jakieś rzekomo szczególne kompetencje, które nie każdy ma, że Piotr Niżyński się nie nadaje, bo (coś tam, tu jakieś bzdury media wywleką, zupełnie bez znaczenia), że od ofiary 1000 razy lepsi są różni Cimoszewicze itd... to wszystko są nadzieje tej całej kliki. Odsunięcie SLD od władzy na szczeblu centralnym (zresztą do dziś ich strony partyjne i blogi byłych posłów milczą o aferze telewizyjnej) było z ich punktu widzenia niegłupim posunięciem strategicznym. Pozostaje tylko to dostrzec, bo naród afery Rywina właściwie nie zrozumiał, tylko zaufał, że to była afera, w której akurat było winne (skądinąd i tak aferalskie) SLD. W sprawie genezy afery Rywina polecam jeszcze uwagę na końcu rozwijalnego fragmentu o moim dziadku z II dopisku pod niniejszym wpisem na blogu.] Z kolei z zabójstwem Agnieszki Piotrowskiej w 2003 r. za czasów premiera Millera (patrz też przypis edit 2016-01-24 pod wpisem na tym blogu o poszlakach na zbrodnie ze stycznia 2016 r.; dziewczyna ze Starej Miłosnej, urodzona 1. stycznia, podrzucona zapewne z bazy PESEL do mego gimnazjum na Bemowie) wiązała się tzw. afera stara-chowicka z 2003: no cóż, może brakło jej miłości bliźniego, że nie powiedziała o podsłuchu pokrzywdzonemu ("chowanie" sprawy), może o to ironicznemu sprawcy chodziło? Co ciekawe, Jan Paweł II sam przemówił w odpowiedni sposób w dniu, gdy zginęła, przywodząc na myśl jedyną rzecz, która mi się z nią kojarzyła, w słowach bardzo dziwnych i rzadkich (coś tam o szkaplerzu). A zatem świetny obieg informacji. W studiu watykańskiej telewizji kilka dni przed tym polskim zabójstwem poślizgowym umarł ksiądz Cremona (postarano się o taki podtekst, z którego by wynikało, że to niby dopiero wtedy ten nasz od kremówek, tzn. papież, też duchowo "umarł"); o pogrzebie media poinformowały w przeddzień zabójstwa dziewczyny. W mediach kościelnych było też wtedy wiele innych poszlak. Przykładem innej afery zastępczej była z kolei w USA afera z Clintonem i Moniką Lewińską, o polskim nazwisku, w rzeczywistości chodziło tu pewnie o inne partnerstwo, bardziej polityczne, z pewnym znanym na całym świecie Polakiem, w każdym razie za rządów Clintona raz, że zginął Papała (w tym dniu Buzek załatwiał coś związanego z USA, były newsy; pamiętamy, gdzie przebywa wbrew polskim sądom niezagrożony w USA ekstradycją p. Mazur), dwa, że była katastrofa Egypt Air. To drugie może mniej znane (p. dopisek edit 2016-06-23 pod wpisem na blogu pt. "Zeznania i dowody" z czerwca 2016 r.), więc dobrze znany jest tylko rachunek (= "grzywna"), ang. bill (Clinton to może o jakichś kosmoludkach z innej planety, Clingonach ze Star Trek?...). W każdym razie pamiętamy dużo skandali zastępczych czy na siłę robionych. Jeszcze innym skandalem ironicznym i zastępczym był wielki hałas, jaki PO i Julia PITERA zrobili w 2007 r. w związku z dzieleniem stanowisk przez PiS i Samoobronę (rozmowy przedkoalicyjne), co nazwano "korupcją polityczną". Zupełnie niezrozumiałe i nawet głupawe, a jednak robiono z tego jakiś tam skandal. Po co? Chyba tylko po to, by (po filmie o tajemnicach Kościoła z 2006, "Kod Leonarda da Vinci") znowu "zwrócić uwagę" na to, że zaczyna się polityczne korumpowanie przedsiębiorców przez skarbówki (z pewnym udziałem usługujących im starostw i gmin). Przytoczyłem tu 5 skandali, z czego 2 były być może przesadzone, ale w każdym razie długofalowo patrząc przede wszystkim bardzo korzystne politycznie dla interesów mafii, natomiast pozostałe 3 (starachowicka, Levinsky, korupcja polityczna) wydawały się wręcz teatrzykiem kukiełkowym, nawet pewnie uzgodnionym z jego "sprawcami", z "czarnymi charakterami" tych skandali (celowa kompromitacja, o ile można tak powiedzieć)... PRAWDZIWYCH SKANDALI NATOMIAST NIE MA; A TO DLATEGO, ŻE POLITYCY NIE SĄ SAMOBÓJCAMI. Polityk może przyjść do swego kolesia i zaproponować przestępstwa, ale nawet wtedy nie wie, czy nie skończy źle. (Zaś gdy nie ma przestępstw, to i raczej nie ma dużych afer.) Przecież każdy, komu się coś takiego mówi, jutro może zwrócić się przeciwko oferentowi i po prostu zostać świadkiem, a w rozmowach 1 na 1 praktycznie nie będzie szansy na wygranie sprawy o pomówienie ze względu na to, że każdy dostarcza dowód na swą korzyść i brak jest dowodu pozwalającego sądowi rozstrzygnąć, że któraś ze stron twierdzi bezpodstawnie (pamiętajmy, pomówieniem jest oskarżenie bezpodstawne). Po prostu można skończyć w mediach jako aferał. Skoro tak jest w kontaktach z własnymi kolegami, to co dopiero w kontaktach z obcymi ludźmi, np. urzędnikami? A przecież urzędników (nawet w ministerstwach) bierze się bodajże z korpusu służby cywilnej, nie są to jacyś tam kolesie ministra. Krótko mówiąc: POLITYCY NIE SĄ SAMOBÓJCAMI, WIĘC PIERWSZĄ RZECZĄ, O KTÓREJ MYŚLĄ, ROBIĄC AFERĘ, JEST ZABEZPIECZENIE, BY NIE BYŁO ROZPRZESTRZENIANIA INFORMACJI O NIEJ. A prawną metodą do tego jest koncepcja tajności (sens słowa "klauzula" w tym kontekście jest zapewne wzorowany na wcześniejszym pojęciu klauzury, co wskazuje, kto tu był od początku istotnym beneficjentem, pewnie w sprawie tzw. pia fraus; również we Włoszech kodeks karny z 1889 r. przewidywał do 3 lat więzienia za ujawnienie sekretu państwa związanego z jego bezpieczeństwem). I tak, najprawdopodobniej sprawa tortur CIA organizowanych w Polsce w więzieniu CIA za rządów Millera to była jakaś sprawa klauzulowa, a wybór akurat Polski mógł być jakoś związany z zamysłami papieża, bo to on był wielki, wpływowy i słynny na całym świecie, a nie jakiś tam Miller (może po to były te więzienia i ta brutalność, stosowana mimo tego, że terroryzm był problemem urojonym i przez chyba samo państwo amerykańskie oraz, jak mi się wyraźnie zdaje, bodajże papieża zorganizowanym, by później — w ramach jakiegoś zamysłu papieskiego — kiedyś był temat z Europejskiego Trybunału: "Polska winna tortur" (a był już ten wyrok w tej sprawie)? coś jak "prezydent Donald Trump", co w wolnym tłumaczeniu oznacza "Donald T.-trąba jerychońska"?). Przykładem innego takiego styku Polska-USA w sprawie dręczenia w telewizji może być choćby temat "polskich obozów koncentracyjnych", na który pozwolił sobie Obama. Dobrze powiedziane, jest coś takiego, a odpowiada za to TVP Warszawa. Ponadto z pomocą klauzul najpewniej mordowano ludzi i zabezpieczano te morderstwa przed rozliczeniem (niech zgadnę, może śmierci Papały również nie można rozliczyć? powstaje pytanie), robiono pewnie nawet masakry (jak pisała GW w przeddzień zamachów z 11. września, patrz link, pkt 51? "zastraszony i pobity mężczyzna", czyżby to o Michniku... wprawdzie chyba sam rozumiał, że gdyby tu jeszcze doszło faktycznie do "pobicia", tzn. skazania, to wtedy byłby skandal i sprawa w gazecie — to przecież właśnie pokazywał ten artykuł; więcej na ten temat przecieku kościelno-medialnego w sprawie zamachów w dopisku 'edit 2017-04-03' pod poprzednim wpisem na blogu, tym z 15. grudnia o procesorach). Inne potencjalne przykłady takich usiłowań są tu w drugim dopisku pod niniejszym wpisem (np. przy okazji śmierci dziadka było tam chyba coś w temacie "dlaczego u nas nie piszemy o tym wprost?", oczywiście tylko między wierszami). I tutaj pojawiają się profesorowie prawa jako mimowolne może czarne charaktery; proszę mi pokazać szanowaną książkę prawną, w której rozważa się w ogóle i, rzecz jasna w takim przypadku, potępia czynienie informacji niejawnej z informacji o przestępstwie! [edit 2018-05-30: Wprawdzie jeszcze powszechniejsze jest powoływanie się przez pracodawców na ich ogólne "prawo" do tajemnicy prywatnej, czyli na problematykę rzekomych informacji poufnych firmy (np. żądanie podpisania lojalki, a najczęściej pewnie po prostu odpowiednie zapisy w "umowie śmieciowej", do zlekceważenia się nadającej). Tajemnica państwowa też się pojawia, ale przede wszystkim jest tajemnica biznesowa (powstająca np. przez zobowiązanie się do milczenia, czyli omerty — zmowy milczenia grupy przestępczej) i rzekomo chroniona przez art. 266 §1 k.k. ("kto to rozpowiada, ten jest przestępcą", na takiej zasadzie). Jest to nielegalne z wielu powodów: brak postawy konstytucyjnej zgodnej z art. 31 ust. 3 (w tym konkretnym przypadku nie ma konieczności prawnej konstytucyjnej, która typowo wynika z art. 73 lub zwłaszcza z ochrony prywatności, bo informacja o przestępstwie to informacja publicznoprawna a nie z dziedziny prawa prywatnego czy choćby w ogóle życia prywatnego jakiejś osoby), w związku z czym obowiązuje wolność rozpowszechniania informacji z art. 54 ust. 1 Konstytucji, a poza tym jakiekolwiek pomocnictwo państwa na tym polu — łamania praw człowieka i utajniania grupy przestępczej — jest sprzeczne z prawami człowieka (art. 5 Konstytucji) oraz zasadą, że nie może istnieć de facto utajniona grupa zorganizowana (art. 13 Konstytucji). Państwo w każdym razie nie ma prawa przykładać do tego ręki. Konieczności prawnej, by poświęcić wolność rozpowszechniania informacji, tym bardziej nie ma, że osłabiałaby ona bardzo istotnie demokratyczne państwo prawne urzeczywistniające zasady sprawiedliwości społecznej — zwłaszcza to ostatnie może być (jak się czasem zdarza) zależne od chwilowej sytuacji politycznej w prokuraturze i sądzie rejonowym, a czynienie w takich warunkach przestępstwa z ujawnienia informacji o jakimś przestępstwie skutecznie uniemożliwiałoby demokratyczny nadzór nad prawidłowością działania państwa i urzeczywistnianiem zasad sprawiedliwości społecznej (SPRZECZNOŚĆ Z ART. 2 KONSTYTUCJI). To by tak poza tym oznaczało brak odporności ustroju państwowego na przestępczość polityczną, ale mniejsza już z takimi pragmatycznymi argumentacjami i agitacjami.] Nie mówię tu o książkach zupełnie wyspecjalizowanych, dotyczących stricte tej tematyki informacji niejawnych (albo np. wolności prasy, ale przecież problem nie tylko prasy dotyczy), może są takie podręczniki tylko od tego, to tam ewentualnie jakieś zdanie może by się znalazło(?), choć pewnie też niekoniecznie. A pamiętajmy tu jeszcze, że sądy karne obecnie są na takim poziomie, że typowo na nic więcej się nie powołują niż na cytaty z tzw. komentarzy do Kodeksu karnego. A zatem to w tych książeczkach, komentarzach do KK, jeśli już, powinno być co nieco o tym wspomniane. Nie trzeba zresztą pisać kategorycznie, jeśli się nie jest pewnym, ale przecież sprawa zasługuje chyba chociaż na wzmiankę (np. "Wydaje się, że [...]")! To są tematy decydujące ze względu na praworządność polityki! Sprawa jest moim zdaniem bardzo prosta. Skoro przedmiotem informacji niejawnej miałoby być przestępstwo, to w takim razie szkodliwe np. dla bezpieczeństwa czy, ogólnie, niekorzystne z punktu widzenia interesów państwa musiałoby być wyjście na jaw informacji o przestępstwie. To jednak oznacza, że WYROK musiałby być niekorzystny z punktu widzenia interesów państwa, bo zgodnie z Konstytucją i całym działem prawa międzynarodowego (różnych umów) określanym zbiorczo "prawami człowieka" wyroki sądowe są jawne. Od takiej konkluzji nie da się uciec; jest (czy: może być) wyrok, jest ujawnienie informacji o przestępstwie; a więc i na odwrót: nie ma (lub nie powinno być) ujawnienia ("raz na zawsze i nieodwołalnie") informacji o przestępstwie — nie ma wyroku (lub, odpowiednio, nie powinno być wyroku). Jest to po prostu zasada rozumowania znana w logice jako modus tollens. Tym niemniej jednak sama w sobie jest ta ostatnia, rozstrzelonym drukiem napisana konkluzja absurdalna i bezwzględnie niedopuszczalna w świetle art. 2 Konstytucji, zwłaszcza tych jego ostatnich słów. A zatem z fałszywości wniosku należy sądzić o fałszywości przesłanki stwierdzającej, że informacja o przestępstwie może być informacją niejawną. Załatwia się w ten sposób dwie pieczenie na jednym ogniu: wyklucza się zarówno "klauzulowe" pomocnictwo w przestępstwie (jeszcze niepopełnionym czy trwającym), jak i poplecznictwo, czyli udaremnianie postępowania karnego w sprawie przestępstwa już popełnionego. Zarazem nie trzeba tu popadać w subtelne logicznie wywody o dowodach nie wprost, o potencjalnym pomocnictwie; o istocie zasad sprawiedliwości społecznej w zestawieniu z postulowanymi (w tych innych dowodach) konsekwencjami nieujawniania jakiejś informacji dla efektywności śledztw; o solidarności międzyludzkiej i dyskryminacji społecznej. (Przytoczyłem tu dla porównania 3 alternatywne sposoby dowodzenia, że wg prawa nie może być informacji niejawnej w tym, że ktoś czy nawet Piotr Niżyński jest śledzony przestępczo przez telewizję. Poza tym wydaje się, że nie ma podstawy konstytucyjnej, by była tu wyłączona wolność rozpowszechniania informacji.) Te słowa o wyrokach są zatem dowodem dosyć prostym, a zarazem przekonującym; być może do tego nawiązywała sekretarka prokuratury (głos porównałem i naprawdę jest ten sam, co w końcówce nagrania, zwłaszcza momentami identyczność osoby jest wręcz oczywista), gdy na nagraniu było stuknięcie młotkiem i następująca po tym wypowiedź "Tutaj nie będzie tego na pewno!". (Poza tym tam zastępcą szefa prokuratury jest niejaka Maria PRASEK, budząca skojarzenia z wolnością prasy z art. 14 Konstytucji, a więc też: brakiem podstaw konstytucyjnych do jej wyłączenia. Co ciekawe, przecież wolność prasy jest zagwarantowana w rozdziale I, a nie II Konstytucji, a więc nie została zaklasyfikowana jako wolności i prawa człowieka — tylko one mogą być wyłączane w myśl art. 31 ust. 3, natomiast zasady ustrojowe Rzeczpospolitej raczej nie. Również i Andrzej Seremet, gdy w 2010-2011 r. rozmawiał o zreformowanej prokuraturze, nieco narzekał na brak podstaw konstytucyjnych jej "niezależności", a zatem może w podtekście jako trapiąca go myśl był także i ten temat.) — Powtórzmy na koniec jeszcze raz ten argument, dla lepszego zrozumienia: skoro na jakiś temat z kategorii "popełniane jest przestępstwo" zostaje założona klauzula, to oznacza to, że przez czas jej obowiązywania (a może być dowolnie długi) nie powinna wyjść na jaw informacja o przestępstwie (bo to zjawisko niekorzystne); ale to jest równoznaczne z twierdzeniem, że ("w miarę możliwości") nie powinno dojść do wyroku. Jest to skazywanie samego wyrokowania, w jego jedynej możliwej postaci przewidzianej przez Konstytucję i prawo międzynarodowe ("Wyroki sądowe są jawne" to wniosek z Konwencji o ochronie praw człowieka, poza tym zdanie "Wyrok ogłaszany jest publicznie" podaje wprost art. 45 ust. 2 Konstytucji, podobna zasada jest też w ONZ-owskiej umowie międzynarodowej MPPOiP z 40-letnią u nas tradycją, p. art. 14 ust. 1: "każde orzeczenie sądu wydane w jakiejkolwiek sprawie karnej lub cywilnej będzie publicznie ogłoszone [...]"; na całym świecie praktykuje się tylko publiczne wymierzanie sprawiedliwości). A zatem konsekwencją przyjęcia, że informacja o jakimś przestępstwie stanowi informację niejawną, jest zanegowanie (na płaszczyźnie interesu państwa) urzeczywistniania przez państwo zasad sprawiedliwości społecznej, a więc prawa i reguły z art. 2 Konstytucji. (Jak mawiał Chrystus, "nie można służyć i Bogu, i mamonie"; ta druga, poprzez zestawienie ze stanem mediów, symbolizuje tu jakieś nieprawidłowe teorie, że informacja o przestępstwie, które już popełniono czy nadal się popełnia, powinna — ba, z punktu widzenia art. 31 ust. 3 Konstytucji trzeba by rzec nawet: musi — być ukrywana). Dodam tu jeszcze, że sama informacja o przestępstwie nie jest nawet objęta tajemnicą śledztwa (p. uchwała SN w powiększonym składzie 7 sędziów, nr VI KZP 7/83: "Omawiany zakaz [ten z Kodeksu karnego o tajemnicy śledztwa — przyp. red.] nie dotyczy ani samego faktu popełnienia przestępstwa, ani (...)" itd.). I na koniec podkreślę: brak jakiejkolwiek wzmianki o problemie możliwego istnienia przestępczych klauzul w piśmiennictwie prawniczym prowadzi do tego, że ludzie boją się mówić i uważają to za ryzykowne, a na media nie ma wystarczającej presji (w tym ze strony wchodzącej na rynek konkurencji), co jest bardzo szkodliwe dla państwa prawa i jest przyczyną opłakanego stanu polityki od co najmniej ok. 11 lat, a w praktyce nawet od jeszcze dłuższego czasu. Zresztą bardzo pokrzywdzona przez państwo (właściwie jawnie) jest też moja matka, od 1992 r. uderzano w nią coraz mocniej (na początku drastycznie karano za wygadanie się wobec dzieci w sprawie niewidocznych "antenek na głowach", więcej na ten temat jest na podstronie o JP2, czyli tym naszym, za pozwoleniem, Józefie Piłsudskim drugim — zresztą odsyłam w tej sprawie też tutaj i do listy doborów po nazwisku).
I finalnie jeszcze raz przypomnę, pamiętajmy o tym: sama prokuratura nie uznaje takiej "tajności" (sprzecznej zresztą z demokratycznym charakterem państwa)! (Stoi za tym jeszcze pewnie Trybunał Konstytucyjny.) Przecież tłumaczono otwarcie coś, co mogło nie być dla mnie oczywiste ("ujawnienie"), a nawet zgadzano się na omawianie tematu w prasie (zresztą patrzmy na nazwisko zastępcy tamtejszego szefa, tzn. tzw. prokuratora rejonowego: na tym bodajże stanowisku dali jakąś Marię PRASEK, akurat właśnie w tej prokuraturze). Jeśli ktoś nie był do końca pewny, czy nagranie z Warszawy-Ochoty było autentyczne, choć widać, jak tam sekretarka dziwnie się zachowywała i gestykulowała pod siebie, to tutaj przy okazji sądów ma już totalne potwierdzenie (z tym samym znowu przekazem, że sekretariaty i kierownicy ustawiają mi sprawy). A zatem proponuję uznać tamto nagranie i stenogram za jak najbardziej wiarygodne, bo potwierdzone w tym samym duchu. Świadków procederu zapraszam na forum oraz także do kontaktu e-mailowego. Oczywiście z 10% narodu to podstawowi przestępcy w sprawie telewizji (w 3 grupach: przedsiębiorcy, pracownicy oraz właściciele nieruchomości, którzy zamieścili oferty bezpośrednie), kolejnych ze 20-30% to ich dodatkowy front poparcia polityczno-społecznego w postaci np. ich partnerów lub rodziców (np. jednego rodzica) czy czasem nawet dzieci, czasem kolegów, zaś z kolei pozostali często nie słyszeli o temacie(!) lub boją się swych pracodawców. Zdaję sobie sprawę, że typowa osoba, która wie o temacie, a nie jest przestępcą i byłaby skora o nim powiedzieć, wie tylko tyle, że jest jakiś podsłuch nielegalny (w telewizji), pewnie też o tym, że stosuje się jakieś radary pozwalające kogoś podsłuchiwać bez nadajników, natomiast wiele więcej dowiedzieć się nie mogła, skoro nie zgodziła się na ustawienie telefonu komórkowego do podsłuchiwania, co by było równoznaczne ze zgodą na jakąś formę uczestnictwa w gangu. Trudno, nie trzeba wiedzieć dużo. Tym niemniej warto być w kontakcie, bo temat jest ważny i aż się prosi o stworzenie partii politycznej. A do tego trzeba więcej niż jednej osoby (wymóg demokratyzmu wewnętrznych struktur). Dlatego też zapraszam na forum. Oczywiście mile widziana jest też wszelka pomoc, w tym i finansowa, choć mam nadzieję, że w związku z posiadaną nieruchomością sam sobie poradzę z dźwiękowym dręczeniem w ciągu miesięcy, a i pieniądze na biznes jakieś tam powinienem i tak zdołać znaleźć samodzielnie, mimo wieloletniej walki państwa ze mną na płaszczyznie finansowej.
edit 2017-05-31: Zamachy w Afganistanie. Prawdopodobnie odgórnie zlecone. RV z przedednia, RV dzisiejsze, opis sytuacji zapowiadającej zamachy na podstronie z zapiskami z życia (pod dzisiejszą datą 2017-05-31). Pierwszy w ogóle dzisiejszy artykuł w RV ma tytuł w rodzaju "Papież: prawdziwy chrześcijanin zabija nadzieję i morduje" — tylko że to byłaby wersja ironiczna i "na opak"; napisali prawidłowo, czyli ze stwierdzeniem po dwukropku odwrotnym, ale w tym samym układzie sensu. W tym temacie patrz jeszcze wpis "Zeznania i dowody" nieco niżej tu na blogu. — Zob. też: lista wszystkich "ofiar Watykanu"(?) — próba podsumowania (przypisania są hipotezą, tzn. lista informuje tylko o czymś w rodzaju mego osobistego podejrzewania, o proponowanej wersji roboczej na użytek badaczy, dziennikarzy, organów ścigania itp., a nie jest gotowym oskarżeniem bazującym na dowodzie lub zbiorem takich oskarżeń). edit 2017-06-02: Dodałem na ww. liście ofiar informację o zamordowaniu Geremka, znanego polityka. (Uwaga na marginesie: niedawno bardzo reklamowano nowy film DEAD POOL, martwa pula, pula martwych, może to o tej mojej liście?...) edit 2017-06-04: To zaś może komentarz Afganistanu do świeżych tutejszych dopisków o Geremku: kolejny zamach, tym razem z okazji pogrzebu ("syna") znanego polityka. Proponuję to porównać z danymi o śmierci Geremka zapisanymi na ww. liście. Ona szła w parze z jeszcze inną, powiązaną, przez plan na temat Geremka spowodowaną i na świat sprowadzoną (co alegorycznie można określić mianem synostwa).
edit 2017-06-08: Znalazłem kolejną poszlakę (wprawdzie swoją drogą próbuje się mnie kompromitować tymi poszlakami — że niby jestem jakiś paranoidalny), iż planuje się zabić mą matkę, o czym pisałem w poprzednim wpisie (tym poniższym z grudnia 2016 r., pod koniec), a pochodzi ona ze wspomnianych "przekazów podprogowych" (przecieków na płaszczyźnie aluzyjnej, tzn. między wierszami) Z PRZEDEDNIA ZAMACHÓW NA WORLD TRADE CENTER (czyżby z inną religią, niż się to przyjmuje, związanych?... najwyraźniej tak). Odsyłam do punktu 3 tych właśnie przecieków i tamtejszego dopisku na szaro. Pasuje jak ulał. (Zresztą poszlaki są zbędne w sytuacji, gdy ewidentnie widać karygodne podejście prokuratury: nawet nikogo nie przesłucha, nie wszczyna sprawy w odpowiedzi na anonimowy donos, może z wewnątrz szpitala; tak działo się już w grudniu, podobno za łapówkę od spikerów z TV.) Dodatkowo punkty 73-75 zdają się potwierdzać, że przed "głośnym" (m. in. przyznawanym konsekwentnie przez spikerów, otrąbionym w mediach kościelnych itd.) zabójstwem ciotki miało miejsce (mogło mieć, zaledwie? to tylko hipoteza była?) zabójstwo mej babci, chorującej podobno na Alzheimera. "Ranny" sugeruje "nie zabity", spikerzy mniej się do zabójstwa babci przyznawali, ale fakt odnotowania czegoś z tym się być może kojarzącego (sprawa Alzheimera... inne artykuły o sprawie mojej rodziny...) wskazuje raczej też na zabójstwo szpitalne. Ta mafia lubi takie mało odważne techniki zabijania, a ich cechą jest przecież to, że można je zastosować tylko w niektórych przypadkach (np. przebywanie w szpitalu czy szybka jazda samochodem, raczej tylko na odcinkach międzymiastowych; niekiedy też: loty samolotami, a poza tym kupowanie żywności w małych sklepikach, a nie hipermarketach). Gdy takich warunków nie ma, to jest się bezpiecznym, o ile nie zastosują czegoś ostrzejszego, a to właśnie bardzo rzadko się zdarza. Mało kto chce wszem i wobec popełnić gwałtowną zbrodnię, zwłaszcza wokół potencjalnie głośnych osób, potencjalnych "celebrytów". edit 2017-06-09: W sprawie śmierci babci Lucyny... — [rozwiń dopisek...] wiele aluzji medialnych można by na pierwszy rzut przypisać reakcji na fakt już zaistniały, jeśli nie chce się popaść w hipotezę o zwykłym zbiegu okoliczności. KAI (Katolicka Agencja Informacyjna) pisała więc 4-04-2011 o jakichś starociach na temat Jana Pawła II (artykuł zatytułowany "Jan Paweł II – rok 1982", czyli, jak to się dawniej pisało, rok '82; co ciekawe, w 82-im roku życia babci papież zmarł), które jakoś dziwnie właśnie tego dnia opublikował "WOT" (kojarzy się z przestępczym centrum śledzenia w, podobno, TVP Warszawa), czyli (bo przyjęto też nazwę CTV tłumaczoną na jęz. polski) "Watykański Ośrodek Telewizyjny". WOT w dniu śmierci babci wspomina jakieś starocie z rokiem śmierci papieża względem jej lat życia. "Albo ona, albo bandytyzm papiestwa" (tzn. te remonty), taka zdaje się być ta myśl w moim języku, jeśli faktycznie tak ktoś pomyślał. Kolejny news z tamtego dnia to... "[któraś tam] rocznica narodzin dla Nieba św. Izydora z Sewilli – Patrona Internetu i Internautów" (co ciekawe, wtedy już od iluś lat, być może za sprawą papieża, m. in. Katolicka Agencja Informacyjna i Nasz Dziennik pisywały często "niebo" z dużej litery... dawniej się z tym nie spotykałem). Jeszcze jeden ciekawy nagłówek, będący niejako objaśnieniem, po co ta śmierć: "Na beatyfikację [kojarzy się z byciem w niebie] za rozsądną cenę". Pasuje to do problemu korupcji, jaki zapewne dotknąć by w takim razie musiał szpital (beatyfikacja, czyli oficjalne stwierdzenie pójścia do nieba, to przecież coś jak wystawienie aktu zgonu, tylko nawet coś więcej). Był też w tym dniu śmierci (4. kwietnia, powtórzmy) artykuł o śmierci papieża 2. kwietnia o 21:37: "O 21:37 w całej Polsce zatrzymał się czas" ("6 lat temu odszedł do domu Ojca nasz rodak – papież Jan Paweł II": mamy rok 2017, względem tamtego 2011, czyli też 6 lat później; spikerzy dobrali trafny czas, by mi o tym przypominać i namówić do przejrzenia archiwów). Póki co sporo teoretycznie można by skojarzyć z reakcjami NA WIEŚĆ O śmierci babci, z wyjątkiem jednak raczej tego Watykańskiego Ośrodka Telewizyjnego, który pewnie już z góry był na ten moment gotowy. Takich rzeczy raczej nie ogłasza się z godziny na godzinę. Dzień po śmierci babci Lucynki (5-04-2017) był artykuł "Wspólne obchody ku jedności". Ekumenizm, pamiętajmy, to był temat wystąpienia papieża podczas jego pielgrzymki do Polski, wystąpienia, które akurat kojarzyło się w pewien sposób ze zorganizowaniem 2 zbrodni (w celu zapewnienia, że nie ma niewyremontowanych mieszkań w rodzinie, w których mógłbym się schronić): oto to przemówienie (wspominałem o nim w dopisku "edit 2016-01-24", aby to zobaczyć, trzeba rozwinąć jego pierwszy fragment). Piszę, że ono się kojarzyło z szykowaną zbrodniczością szpitalną, bo to z jednej strony przecież ważna sprawa, zapewne związana z czołowymi postaciami i TV, prezydent mógł więc chcieć nawet zamienić jakieś słówko z papieżem, by uzyskać ostateczne potwierdzenie, zaś z drugiej strony czas sprawy rzekomego doktora-zabójcy, Mirosława G., zapewne z myślą o tej części rodziny wprowadzonej do mass mediów, czyli wczesny 2007, sugerował, że pewnie właśnie podczas tamtej pielgrzymki z 2006 r. mogły być jakieś uzgodnienia czy chociaż kiwnięcia głową. To przecież chyba temat zasługujący na jakieś wyjaśnienie. Koronnym potwierdzeniem takiego objaśnienia aluzyjnej płaszczyzny tematu ekumenizmu są słowa papieża w dniu śmierci z kolei cioci z Łodzi (mieszkała razem z tą babcią do czasu, aż nie trafiły do szpitala; ciocię zamykano z powodu schizofreni, a babcię razem z nią z powodu Alzheimera i nieporadności). Nie chcę tu ponownie rozpisywać się o wszechstronnie skandalicznych okolicznościach towarzyszących śmierci ciotki (było o tym np. w dopisku "edit 2016-05-28", jest tam też nawet lepszy dowód na datę śmierci czy raczej pogrzebu), więc tu tylko przedstawię to zdjęcie ekranu ze stroną Katolickiej Agencji Informacyjnej, w którym była właśnie mowa o "obronie jedności Kościoła" ("ekumenizm"): oto ono (aluzyjna płaszczyzna: wszechobecność instalacji dźwiękowych — ma nie być różnie, tylko wszędzie tak samo). Proszę Państwa, jest nić wiążąca (zwykle mieszkające razem w Rypinie, a później w Łodzi) moją ciocię i babcię, ich zgony! Tą nicią jest — "ekumenizm"... Jako zwykły przypadek jest to zupełnie niezrozumiałe, tak mało prawdopodobne (wiem, co mówię, niegdyś sporo zaczytywałem się w mediach kościelnych). A teraz jeszcze taka oto seria poszlak. Dzień śmierci Babci? — 4.04 (czwarty kwietnia). Dzień wystąpienia papieskiego? — 25.05 (niemalże piąty maja) roku 2006. Artykuł w Radiu Watykańskim z przedednia śmierci babci? "Moskwa [mnie kojarzy się z serialem Kryminalnaja Rassija]: EKUMENICZNA służba BEZDOMNYM". Dwa bliskie skojarzenia ze sprawą tej części rodziny w jednym. Raz, że ten ekumenizm, dwa (ironicznie), że "bezdomni": mają wprawdzie bardzo fajne mieszkanie, ale są trzymani w szpitalach. Babcia zginęła w jakimś prowincjonalnym szpitalu w Raciborowicach, zupełna hańba, że i na takiej wsi zupełni bandyci się znajdują. Nieszczęście babci i cioci wynikło stąd, że wyprowadziły się z Rypina, od dziadka (zapewne przy okazji organizowanego przezeń remontu całego domu) około wczesnego roku 2002. Inny artykuł z tego przedednia z Radia Watykańskiego (patrz odnośnik powyższy)? "Malta: Dramat uchodźców z Libii"... (Co ciekawe, byłem w 2012 r. na Malcie. Zostawiono tam dla mnie uchylone drzwi jakiejś kamienicy. Gdy wszedłem, ktoś jakby czatował za drzwiami, bo potrafiły stamtąd dobywać się hałasy jak gdyby w rytm moich ruchów. Nikt jednak nie wychodził, nie patrzył, co się dzieje. Dawało mi to do zrozumienia, że i tam będę śledzony. Nie jeździły za mną wprawdzie na Malcie taxi, ale było dużo aut i również za sprawą przekazu podprogowego tak to wszystko interpretowałem, że jest w sumie identycznie, jak wszędzie. Jednakże przez ten brak taxi Malta może uchodzić za symbol niepozorności procederu i wyjątkowej na tle innych przypadków niechęci do ostentacji.) Na koniec chciałbym zauważyć, że wpływ Kościoła czy telewizji na szpitale to nic zaskakującego. To temat związany z bardzo starą, sięgającą zapewne czasów Wacława Niżyńskiego, sprawą cudów przy beatyfikacjach (jakoś w te cuda czołowi politycy niezbyt wierzą... Kaczyński otwarcie głosił, że "cudów nie ma", robił wyrzuty Tuskowi, że mami Polaków jakimś cudem, który ma nastąpić, na stanowisku zaś Ministra Zdrowia umieścił znanego ateistę Zbigniewa RELIGĘ, o nazwisku kojarzącym się z religią, co to wywiadów udzielał, że z wiekiem jest ateistą coraz bardziej, a z cudem medycznym nigdy się nie spotkał, ewentualnie wierzy, że ma on inne wyjaśnienie). Zapewne to m. in. dlatego przywódcy II Rzeczpospolitej Polskiej byli ateistami czy innowiercami. Zabijanie w szpitalach to również dla tych kręgów mafijnych (polityczno-medialnych, zapewne raz po raz podżeganych przez jakichś hierarchów np. warszawskich) nic niezwykłego. Dałem 3 szokujące przykłady na to w dopisku "edit 2016-01-24", a mianowicie jego części za drugim tekstem na niebieskim tle, tj. "edit 2016-02-03" (proszę sobie pomagać klawiszami Ctrl-F, udostępniają funkcję "Wyszukaj" przeglądarki internetowej) — są te trupy oczywiście na liście ofiar tej grupy, do której odnośnik jest powyżej), a mianowicie przykłady dotyczące tzw. "polityki historycznej": wpajania Polakom, jaki to wspaniały był Wojtyła, że nie zabił Popiełuszki itd. (właśnie w związku z tą śmiercią Popiełuszki były za rządu Szydło 3 przykłady dziwnych zgonów). Spikerzy się do nich jak dotąd nawet przyznawali, nawet wtedy, gdy ja już raczej odchodziłem od hipotezy serii zabójstw w stronę wersji o dobrowolnych samobójstwach (bo też się takie rzeczy zdarzają, np. podejrzewałbym taki przypadek zwłaszcza u Zyty Gilowskiej, wyjątkowo ważnej figury w tym skandalu, która jednakże dziwnym trafem była w szpitalu, jeszcze dziwniejsze byłoby, gdyby miała dostawać zastrzyki — i to takie, po których zaraz by umarła — czy też np. w sprawie śmierci dwóch znanych miliarderów, Kulczyka i Gudzowatego: również ktoś tam o tych śmierciach z góry wiedział, a nawet wyraźnie zdaje się, że również media religijne, ale — jak uznałem na pierwszy rzut oka, bez szczególnego śledztwa — z pewnych powodów trudno byłoby w ich przypadkach podejrzewać zabójstwo, a nie aktywne i świadome zmierzanie do śmierci samobójczej: była to po prostu kwestia skrajnego nieprawdopodobieństwa matematycznego pewnych zbiegów okoliczności, uwzględniając jeszcze to, że może nie jest tak źle we wszystkich szpitalach na świecie, jak i to, że typowo ci znani miliarderzy nie są inwalidami i nie spędzają co rusz życia w szpitalach, a tu daty zdawały się być dobrze dobrane, a postaci były czołowie — dwaj najbardziej znani, przecież oni mogliby nie mieć nic wspólnego ze szpitalami; bogacze też pewnie nie czekają tak długo na termin, by można nim było ze sporą dozą swobody manipulować; jednak oczywiście możliwość zabójstwa nie została obalona całkowicie, a jedynie uczyniona nieprawdopodobną). Dodajmy tu jeszcze garść numerologii na temat mej babci (polecam skan aktu zgonu). Oto cyfry związane z jej życiem: 11 23 4-4 5-6 (pierwsze dwie pary to lata, dalej mamy miesiące-dni — odpowiednio zgonu i narodzin). Czyli w skrócie: kolejne cyfry od 1 do 6. Żeby było lepiej, wspomniana data wystąpienia papieża o potrzebie jedności (z czasów pielgrzymki w 2006) kończyła się również tak oto: 05-06 ("maj 2006 r.") — jest to kolejna zbieżność (po końcówce dnia i miesiącu 5-5 względem dnia śmierci babci 4-4), tym razem z datą jej narodzin. — [ukryj dopisek] — Ciocia, babcia, matka... po prostu jakieś idee fixe na punkcie grupy "Kelly Family" czy raczej "Kill my family", o której słyszałem w dzieciństwie. W dawnych czasach zresztą operatorzy podsłuchu podczas mej obecności na mszach nieraz żartowali sobie podprogowo, tłumacząc słowa księdza "módlmy się, aby wszyscy nasi bliscy zmarli (...)" jako "Módlmy się, aby wszyscy nasi bliscy zmarli."; stały temat z tego był (autentycznie w myślach mi się to pojawiało, ale pewnie ktoś to wspomagał, bo są takie możliwości, jak podprogowe wpływanie szeptem na myślenie). edit 2017-06-12: Oto jeszcze dowód (i liczne poszlaki), że za śmiercią mego dziadka (po kliknięciu widać akt zgonu, można porównać z aktami o babci i cioci) stał najprawdopodobniej (lub go w to wplątano w Kościele) prymas Polski kard. Glemp (dodatkowo, po rozwinięciu będzie tu także wzmianka o tym, dlaczego najprawdopodobniej dobrze interpretuję słowo "Gwardia" pojawiające się w ww. przeciekach dotyczących matki, a także będzie coś o genezie afery z Lwem Rywinem). — [rozwiń dopisek...]W przeddzień tej śmierci, która nastąpiła w sobotę krótko po południu (z opisów rodziny wynikało, że dziadek przechodził koło obszaru przeznaczonego dla sprzedawcy owoców na swej dosyć dużej działce, gdzie codziennie prowadzono sprzedaż, i upadł — prawdopodobnie wyszedł z domu, bo mu się zrobiło niedobrze i już właściwie umierał) — w przeddzień tego zdarzenia w Katolickiej Agencji Informacyjnej był artykuł pt. "Modlitwa za beatyfikację kard. Hlonda", którego treść zaczynała się wręcz "W intencji RYCHŁEJ beatyfikacji sługi Bożego kard. Augusta HloNda modlili się uczestnicy mszy, której przewodniczył Prymas Polski kard. Józef Glemp" (August Hlondt, a-ha... trochę niemieckie, jak ta moja prababka nazwiskiem Bartlic; aby porównać daty proszę kliknąć odnośnik do aktu zgonu dostępny powyżej; tutaj po kliknięciu można obejrzeć jeszcze nawet przegląd tego aktu zgonu pokazany na wideo — autentycznie jest taki dokument). To, powtórzę, w przededniu. A zatem artykuł o stwierdzeniu trafienia do nieba jakiegoś mężczyzny H...N... Może to o dziadka HENIA chodziło, nie uważacie, zważywszy, że Kościół (i Glemp osobiście) był jakoś tam podobno zamieszany w zorganizowanie śledzenia mnie? (A przecież podobne skojarzenia były po zgonie Jana Pawła II w następnym roku. Zaraz zaczęła się sprawa ojca Hejmy i jego związków z SB. Hejmo, Henio, "Hejnał", czyli pseudonim Hejmy jako agenta, co za różnica... dla ludzi nieznających ich — bardzo mała.) Prawdopodobnie ta śmierć nastąpiła przez jakieś śmiertelne zatrucie pożywienia, tak mi obecnie podpowiadają spikerzy, zresztą kojarzy się to z moimi własnymi problemami, częściowo sztucznymi, częściowo prawdziwymi, o których wspominałem ostatnio raz po raz na stronie /zapisy.txt (zgon miał też swoją drogą miejsce w roku poprzedzającym zgon papieża, w 2004; także w 2003, 2001, 2000, 1999, 1998 umiem wskazać zabójstwa kojarzące się z telewizją i pewnie wpływem hierarchów kościelnych, proszę przejrzeć poprzednie tutejsze dopiski). Dodam tu, że śmierci dziadka nic nie zapowiadało: mimo wieku 81 lat (to młody wiek w mojej rodzinie, bo jej członkowie z poprzednich pokoleń dożywali np. 97 lat, a co najmniej dziewięćdziesięciu kilku) był bardzo zdrowy, silny, potrafił biegać, miał dużo planów i codziennie pracował m. in. w związku z budowaniem czy już raczej wykańczaniem nowego domu w celu wynajmowania jego pomieszczeń. To był człowiek, który nie leżał chyba nigdy w szpitalu, nie przypominam sobie czegoś takiego, nie chorował. No i, jak to zwykle bywa w tym wieku, praktykujący katolik. Uwaga: "oczywiście" w przeddzień śmierci coś było w Radiu Watykańskim (proszę kliknąć, by zobaczyć to jeszcze dziś prosto z Watykanu, artykuł był na pozycji 4) o — stale powracającym przy okazji zabijania mej rodziny — temacie dialogu międzyreligijnego, poza tym coś o kiepskim zdrowiu Yassera Arafata (YA, czyt. "ja", być może to jakieś skojarzenie z tym, że dziadek i babcia mówili "jo" w sensie niemieckiego "ja", czyli w sensie słowa "tak"). Tak samo, jak w dniu śmierci babci, w dniu śmierci dziadka były w mediach katolickich tematy finansowe (tam było "Na beatyfikację za rozsądną cenę", a tutaj: "Papież przyjął bankowców" i podobnie w Radiu Watykańskim, nawet był to wtedy pierwszy nagłówek, najważniejszy). Na potwierdzenie, że nie tylko ja miałem wrażenie, że ta śmierć jest podejrzana, proszę spojrzeć jeszcze na nr odpisu aktu zgonu wydrukowanego w Warszawie: zawiera liczbę 333 (połowę 666; napisanie po prostu 666 byłoby zapewne zbyt ostentacyjne, by sobie mogli na to pozwolić). Mem "połowa 666" w odniesieniu do dziwnych zgonów kojarzących się z Kościołem pokazałem już w dopisku 'edit 2016-04-22' (można go znaleźć kombinacją klawiszy Ctrl-F w Państwa programie przeglądarki www). Uwaga: na zabójstwo za pomocą podtrutej żywności wskazują też takie artykuły w Gazecie Wyborczej z dnia śmierci 6-11-2004 (tzn. napisane w jej przededniu), jak (w kolejności wg Archiwum): "Na razie dobrze jest!", "Jest układ" i zaraz jako następny wg Archiwum "Dążymy bez daty", "Twój Ruch, skarbie!" (tak, z dużych liter pierwsze dwa słowa!), "Pozbawieni złudzeń", "Sprzedają łakocie, że palce lizać", "Mister O'Goreck woli to, co skończone" (nazwisko brzmi jak "ogórek"), "Jesteśmy winni", "Bez weta na granicy" (to może o sklepie, granica kojarzy się z momentem czy miejscem przejścia, w tym przypadku: własności, tj. momentem sprzedaży), "Podpis Kościechy bliżej niż dalej" (to może o tym, że dziadek chodził regularnie do kościoła; GW Toruń), "Sprawni i silni" [czyż umierają w takim właśnie stanie?...], "Mieć apetyt na życie, na 100 i więcej lat" (GW Toruń; treść: "Leokadia Skucińska skończyła wczoraj sto lat. Nie odczuwa dolegliwości swojego wieku, a ostatni raz była u lekarza w 1936 roku. — I czuję się świetnie — mówi. Jaka jest recepta na długowieczność? Trz" — tu urywa się tekst zacytowany na liście Archiwum, ale pasowałoby właśnie wg tytułu: "Trzeba mieć apetyt na życie, na 100 i więcej lat"), "Pretensje do pogotowia" (treść: "Naczelnik wydziału w zabrzańskim magistracie zasłabł w pracy, ale wzywane dwukrotnie do niego pogotowie nie przyjechało, choć obydwa budynki dzieli zaledwie czterysta metrów. Pomocy udzieli" — tu treść zacytowana przez Archiwum GW się urywa...), "Gloria dla profesora" (zaczyna się: "Profesor Andrzej Bochenek (...) odebrał wczoraj medal Gloria Medicinae", choć to pewnie co innego niż chleb, inne nagłówki, jakich dopatrzyłem się kilku, sugerują np. gaz, surowiec energetyczny — pewnie nie chcą w GW pomagać śledztwu; pewnie to raczej coś surowego, niepieczonego, np. mleko, śmietana czy maślanka), "Forum z serem prosto od gospodarzy" (też raczej nie), "Coś jest na rzeczy", "ZAPOWIEDZI. DZIŚ", "ZAPOWIEDZI. JUTRO", "KRÓTKO" (treść: "Policjanci po łapówce"), ciekawa treść była artykułu "Pogranicznicy z imieniem" (pogranicznik, powtórzę, kojarzy się w tym przypadku ze sprzedawcą ze sklepu spożywczego; "Morski Oddział Straży Granicznej ma od wczoraj patrona — pułkownika Karola Bacza": otóż Karol Barszcz to policjant, który na mnie się wyżywał podczas Światowych Dni Młodzieży wedle zawiadomienia i założonej przeciwko mu sprawy), "Graj, KOPERski, graj" (znowu nagłówek żywnościowy; wielkie litery to moja zmiana), "Szacunek dla zmarłych" (mój ojciec mawiał, że darzy dziadka Henia sporym szacunkiem, nie pamiętam takiego jego wyrażenia o kimś innym, choćby z rodziny), po czym zaraz "BĘDZIE SIĘ DZIAŁO", 3 artykuły dalej: "Będzie zwłoka", "Ślad z miejsca zbrodni?" (o krwi zamordowanej koleżanki ze szkoły wyższej, kojarzy się to z zabójstwem Piotrowskiej z 2003 r., o którym jest np. w tekście o JP2 i w starszych dopiskach tu na blogu), "Trzynaście lat temu..." (brawo! mamy rok 2017 i wreszcie to zauważyłem: to jak z tą babcią w 2011 — "po 6 latach" od śmierci JP2...), "Ślichowicka" (artykuł wyjaśniający tę sprawę "granicy", treść zaczyna się podobno tak: "Wiedzie od ul. Granicznej do Przemysłowej"), "Łapówki na targowisku", "Co truło w szkole?" (i znowu o gazie, czyli jakiejś próbie ucieczki od problemu i sprowadzenia "śledztwa" na zapewne fałszywy trop; chociaż może faktycznie był na parterze jakiś wolno stojący piecyk gazowy, ale w takim razie ktoś jeszcze w rodzinie mógłby się otruć, a jakoś do tego nie doszło; za to np. ja sam kiedyś kupiłem paczkę chipsów, w której był jeden chips innego koloru, a spikerzy o tym wiedzieli i potrafili nawet wywołać jakieś trąbnięcie na ulicy wtedy, gdy ja po niego sięgnąłem, zapewne miał w sobie jakieś cząstki metaliczne i dlatego widzieli to na radarze, analogicznie kiedyś np. wiedzieli, że kupione przeze mnie serki Babybel były prawie zepsute, podsuwali nieraz myśli o tym, że można mnie w ten sposób zatruć), "Na ratunek" (treść: "Dobra wiadomość dla NAJMŁODSZYCH mieszkańców naszego województwa. Olsztyńska stacja pogotowia ratunkowego kupi karetkę do przewożenia noworodków. Obecną zżera rdza, psuje się też jej wyposażenie"; w rzeczywistości pewnie zastosowano jakiś cyjanek czy arszenik, więc i tak nie było nadziei na pomoc, bo po kilku minutach człowiek staje się już zupełnym trupem), "KRÓTKO" (treść: "OD ŚWIECZKI. W budynku przy ul. Rataja wczoraj zapalił się pokój w mieszkaniu na parterze. Ratownicy ewakuowali dwie rodziny" — znowu ten temat gazu, kilka takich artykułów w ogóle pominąłem w tym spisie, podobieństwo ze sprawą dziadka: wyszedł na zewnątrz, poza tym, gdyby to już było po godzinach sprzedaży owoców, mógłby trafić na "rataja", robotnika wykonującego jakieś prace pomocnicze na posesji, pana Curela czy Zurela), "Tajemnica zakręconej butelki, Jak ważna jest przyjaźń, Graj w zadowolenie" (tekst: "Czy masz jakąś ulubioną książkę? [...]" — może to o maślance, dziadek bardzo ją lubił i polecał jako szczególnie zdrową; teraz jakoś ostatnio zaczęła się głośna akcja reklamowa maślanek z Grajewa, ze spółdzielni Mlekpol, pod hasłem "Nie jestem byle kim" oraz "Nie jesteś byle kim? Nie jedz byle czego!", co ciekawe, planowali tę kampanię od lutego, zaczęła się pod koniec maja bodajże, a ja dopiero ok. w kwietnia, tj. już po tym planie, w zapisy.txt napisałem, że źle mi się zrobiło po maślance, choć to być może w jakimś stopniu spikerzy wywoływali), dalej znowu ten temat lekarzy i pogotowia: "Chirurg z kamienia", "Liczby po pierwsze" (treść: "Feniks, stoisko warzywne. Wagę obsługuje sprzedawca, obok niego stoi ochroniarz. (...)", dalej jest tam jakaś kłótnia o właściwe określenie ceny), dalej coś o skorumpowanym dyrektorze zakładu psychiatrycznego (nagłówek "Zostanie w areszcie" — patrzcie, to się zdarza!), "Kasa od marketu", "Czy ulica Wyszyńskiego nie przypomina Wam sita?" (nazwisko kojarzy się nieco z Józefem Wysockim, prezesem Mlekpolu; zauważmy, hipoteza o tym, że zatrucie było od czegoś relatywnie rzadziej kupowanego, a lubianego przez tę konkretną osobę-dziadka, potwierdzałoby podniecanie się spikerów kupowaniem przeze mnie serków Babybel w 2016 r. i to ściśle w kontekście możliwego zatrucia — poza tym jeszcze ta niedawna kampania... oczywiście za wcześnie na jakieś oskarżenia, poza tym dziadek chyba jakąś inną maślankę pijał), "Napsuć krwi" (jakiś płyn to bardzo prawdopodobna opcja), po czym zaraz kolejny artykuł w Archiwum: "Do stołów" (GW Często-chowa), "Krew w ruinie" (treść: "Miejskie szpitale nie chciały u siebie (...)"), zaraz potem: "Rośnie góra miedziaków" (srebrniki Judasza może), "Z(aglądanie w) G(arnki) M(ieszkańcom)" (o "urzędniku z administracji", też padał ten temat parę razy tego dnia), "Zagrycha albo śmierć", "Nie zechcą skorzystać" (tekst: "Ogromny ruch na ulicach"...), po czym zaraz "Pomyślimy" (podpisany: GW Częstochowa NOT), "KRÓTKO" (tekst: "Liryczny konkurs. Regionalny Ośrodek Kultury organizuje konkurs im. HaliNy Poświatowskiej" — Henryk już po świecie; kojarzy się to z jakąś lokalną spółdzielnią mleczarską, zresztą np. ja mam domek obok Gminnego Ośrodka Kultury, a gminy niewątpliwie kojarzą się ze spółdzielniami, jest współpraca remontowa), 5 artykułów dalej: "Kontrakt na sukces, Marian Maślanka, Grzegorz Walasek, Słowo się rzekło" (treść: "... W piątek umowę z klubem podpisał G.W. oraz firma ...", może to o Gazecie Wyborczej), zaraz po nim artykuł: "Czekają na złotówkę", "Sam chce kary dla siebie" (to może o tym, że dziadek to wypił, a GW o tym wszystkim wspomina między wierszami: w tekście "...stanie przed sądem pod zarzutem spowodowania wypadku"), "Bo miał zamiar" ("Od roku w sądzie grodzkim toczy się sprawa radomianina, który — według policjantów — pił piwo w miejscu publicznym", pasuje do tego zabójstwa oprócz piwa, bo dziadek alkoholu nie pijał w ogóle), zaraz po tym artykuł: "PYTANIE o pomaganie", znowu o centrach kultury itp. ("Już bez warunków": "Prezydent Radomia deklaruje, że zrobi wszystko, aby Centrum Sztuki Nowoczesnej powstało w naszym mieście jak najszybciej" — znów ten podtekst "czekamy na efekty"...), dalej też było coś o Miejskim Ośrodku Sportu i Rekreacji, jeszcze raz chyba świadomie uderzając w ten temat ośrodka gminnego i dlatego spółdzielni (pewnie po to, by nikt nie pomyślał, że źle trafiłem, gdyż sąsiedztwo mam przypadkowe: oj, chyba nie, w ogóle ulica jest dobrze dobrana, bo w Warszawie taka jest tuż obok telewizji, poza tym np. jakiś barek tam jest niedaleko o odpowiedniej dla mnie nazwie itd.; o patronie tej ulicy też był nawet tego dnia artykuł) oraz, tuż obok w Archiwum, artykuł o Miejskim Centrum Profilaktyki i Rehabilitacji Dzieci i Młodzieży (o tak! rehabilitacja! gdy już naprawdę ciężko będzie, w trakcie bojów z torturą dźwiękową, nabędzie sobie jakąś nieruchomość: ta moja bodajże była jedną z pierwszych wybudowanych już z instalacją, bo zaczęto ją budować pod koniec 2006 r.), "KRÓTKO" (treść: "Śmierć dziecka. 11-letni chłopiec zginął w gospodarstwie rolnym (...) w przyczepie służącej do rozrzucania obornika. (...) 56-letni znajomy" — jest tu jakaś obora, tzn. o krowach i o mleku skojarzenia pasują, a także coś o osobie 56-letniej, otóż wspomniany Hlondt zmarł podobno 56 lat przed tamtym artykułem z Katolickiej Agencji Informacyjnej), "PATRZĄ NA POŚLADKI" (końcówka nagłówka, "...ośladki", brzmi nieco jak "aślanki" — rozmowa z seksuologiem Zbigniewem Lwem-Starowiczem), nagłówki "PODSLUCHANE" (jakoś dziwnie bez polskich znaków, bez teorii, że podsłuch to z jakimś zamontowaniem czegoś się wiąże), po czym zaraz "DZIEJE SIĘ W SOBOTĘ... / DZIAŁO SIĘ..." (zgadują, jak widać chyba dzięki podsłuchowi, że zaraz następnego dnia to wypije; skoro mu się kończyło w piątek, to wypije w sobotę), po czym zaraz "Nie ma lepszego" (dziadek mówił, że nie ma nic zdrowszego niż maślanka, ale to może jakieś wprowadzanie w błąd?... chociaż w ten sposób faktycznie dałoby się zabić), "Dwie godziny bez sentymentów, Grzegorz Niciński" (z Niżyńskim oczywiście się kojarzy oraz z dwójką jako może symbolem dwóch pokoleń, czyli relacji dziadek-wnuk; "bez sentymentów" to końcówka jakiejś więzi może), po czym zaraz "Karolina jeszcze czeka" (o Karolinie Wolniewicz, może to jakaś ironia, że może mój dziadek sam się zabił świadomie, że on jakimś może profesorem Wolniewiczem był — znany ateista, profesor filozofii podający się za "katolika rzymskiego niewierzącego", robiący audycje m. in. dla Radia Maryja...), "KRONIKA POLICYJNA" o sprawie przypominającej późniejszą o 4 lata śmierć Geremka czy raczej, tuż ją poprzedzającą, śmierć księdza Bronisława G. (jakieś nazwisko na tę literę), o czym pisałem na wspomnianej liście zabójstw — też zderzenie z rowerem, to może jakaś kolekcja wyczynów tej mafii... był też artykuł "Radny groził dyrektorowi?" ("Radny SLD[:] Piotr[,] Kęsik groził mi śmiercią" — znaki interpunkcyjne w nawiasach kwadratowych dodałem ja, ale chyba pozwalają dostrzec ewentualne drugie dno; raczej wina nie radnych, tylko urzędników, ale radni może też słyszeli, bo są w jednym budynku z władzami wykonawczymi miasta, więc np. to oni może powiedzą prawdę; dyrektor pasuje do słynnego "kata" jakoby w osobie dyrektora TVP Warszawa, czyli ośrodka podsłuchowego, na niego w każdym razie zawsze wskazywali spikerzy jako na bezpośredniego kierownika dręczenia i śledzenia mnie), "Witamy przejrzyste gminy" (wg powyższych wskazówek — ironia, było zresztą sporo wskazówek, że to urzędnicy podżegali sklep i producenta), artykuł o sztuce "Faust" w reżyserii J.W. w teatrze (te inicjały może są w tym kontekście znaczące), zaraz za nim "ZAPROSZENIA. JUTRO" bez tekstu, "UPR: Dać Polakom ziemię na własność" (dziadek miał 3,7 ha ziemi; Polacy to symbol narodu, ludu, a więc jakiejś szerokiej rzeszy chętnych zamiast jednostki), "APEL UNII DO KIJOWA O UCZCIWE WYBORY" (to może o tym, że ewentualne klauzule tajności są tu sprzeczne z demokratycznym charakterem państwa), po czym zaraz "Toruń miastem przyszłości" (ważny jest tu autor: GW TORUŃ ANDRZEJ RYCZEK NOT — "not" po angielsku znaczy "nie", a zatem może jakiś "nie ryczek", "przemilczający"), dalej jeszcze przejściowo "Złe myśli burmistrza" (Rypina?) i znowu "Oni zmienią świat" (to może to wchodzenie w tyłek Toruniowi, czyli Rydzykowi, podczas gdy oni właśnie najpewniej będą to jak najdłużej zupełnie przemilczać; podtekst: sprzyjamy Watykanowi), "Smakosze jarzębiny", po czym zaraz jako następny "Koniec kręcenia" ("Włoska ekipa filmowa, która w Krakowie kręci film o życiu Jana Pawła II, nie dokończy zdjęć..."), "Bardzo malutki moralitet" (początek: "Ksiądz Kubala przynosi arcydyskretną wiadomość: do Granatowych Gór przybędzie z nieoficjalną wizytą Ojciec Święty"), zaraz potem artykuł "Z przyjaźni do dzieci" ("Nic tak nie zmiękcza urzędniczych serc jak los niepełnosprawnych maluchów" — ja akurat niedługo wcześniej skończyłem 18 lat i szykowałem się do matury, a zatem ten stan dzieciństwa, a więc i, wg artykułu, przychylności urzędników właśnie się kończył i poniekąd już się skończył), "List tygodnia" (Wysokie Obcasy, dodatek GW, "DZIEWCZYNKA Z ZAPAŁKAMI": kojarzy się z tym, kto odpala lont: "(...) Pracuję w sklepie jako ekspedientka"), zaraz potem jako następny jest w Archiwum artykuł "DZIEJE SIĘ..." (o koncercie muzyki poważnej; też mam coś z tym wspólnego, a jeszcze bardziej, bo zawodowo, mój brat i mama, ojciec zaś jest melomanem), niedaleko później też może o dziadku: "Znikający w zbożu" (treść również się kojarzy z rolnictwem, a więc i z rolną posiadłością miejską dziadka — on zapewne wyjdzie z tego domu, gdy już się pożywi tym zatrutym produktem; ostatnie słowa, jakie cytuje lista artykułów z Archiwum, to, bez kropki, "Potem powiesił go" — o haniebnych ewentualnych posądzeniach o samobójstwo), zarazem potem "Oczy otwarte" i "Na krańcu Kresów", "Gwardia poza finałem" (o proszę, to dowodzi, że temat "Gwardii" w liście artykułów z przedednia World Trade Center, przy okazji zabójstwa mej matki — jest tam taki artykuł o Rzeźni nr 7 gdzieś na górze — to istotnie temat rodziny, bo tu też to pasuje: "śmierć z dala od rodziny"), zaraz potem "Rozmach Szejny" (może to o tych planach na temat tego, co będzie dopiero za kilkanaście lat... sprawa matki, tam własnie była ta Gwardia), po czym zaraz jako następny artykuł "Wariacje na finał" (a więc o zakończeniu i o wariacjach, co budzi skojarzenia z szaleństwem; istotnie, o to chodziło chyba w rozmachu, skoro artykuł tu zaraz zaczyna się "Wystawę, która przypomina 100-letnią historię"), 3 dalej znowu coś o leczeniu, dalej art. "18 minut wolności" ("Dlaczego przechodnie nie reagowali na (...) akcję (...) na (...) Piotrkowskiej? I to zarówno 30 lat temu [Agnieszka Piotrowska rok wcześniej], jak i w 2004 roku? To pytanie podgrzało atmosfer" — tyle cytuje Archiwum), po czym zaraz po tym podgrzaniu coś o Sejmie i uchwalaniu już i tak istniejącej rzeczywistości, był też art. "Żurnaliści egoiści" (autorzy: Robert Sołtyk, Bruksela, PSK — sołtys jest tu jako eufemizm burmistrza, bo Rypin, choć ma posiadłość rolną dziadka, jest przecież miastem powiatowym, Bruksela jest zapewne w zastępstwie Watykanu, a PSK w zastępstwie WOT-u; w treści: "Marek Belka wini dziennikarzy za to, że Sejm uchwala 'bzdury'"), "Przeklęty Włoch", "Będą kolejne pozwy" ("Sąd Rejonowy nie wydał wczoraj wyroku w sprawie wytoczonej JMD Biedronka przez byłą pracownicę" itd. o tej sprawie), po czym zaraz jeszcze "Jedenastu pozwów zbyć się nie da" ("Byli pracownicy Biedronki opowiadają, że byli zmuszani do [...]"), chociaż dziadek raczej w mniejszych sklepach kupował, "Ratunek w karetce", "Zaduszkowe wspomnienie" ("(...) Woda w nim tak czysta, że aż błękitna; i zimna, aż zęby cierpną, jak od KWAŚNEGO JABŁKA. W pobliżu stoi wysoki drewniany krzyż upa" — tu tekst z Archiwum się urywa; "sprać na kwaśne jabłko" to tekst bodajże dziadka o biciu dzieci), "Ratunek za parę dni" ("Po raz kolejny w tym roku wstrzymane było leczenie chorych na białaczkę", to jeszcze o tyle trafne, że mam jasną cerę i bardzo jasne włosy), "To był lek, a nie wąglik?", a potem dwa artykuły pod rząd: "CO ROBI WŁADZA" oraz... "Tajemnica Księżyca" ("Tej nocy Księżyc wyglądał jak bułka maślana (...). Aż chciało się go (...). Michał wszedł do kuchni, otworzył okno i skierował aparat w stronę nieba. Pstryk!To było jed" — tu się urwał tekst przytoczony na liście artykułów Archiwum GW), po czym zaraz jako następny trzeci z kolei artykuł "Więcej światła na wszystkich ulicach" ("Mehr Licht! — wołał kiedyś Goethe [to były też jego ostatnie słowa]. — Więcej światła — powtórzyli niedawno za nim gorzowianie. I magistrat wycofał się z programu (...)"), "KRÓTKO" ("Dzień otwarty w hospicjum"), potem "WITAJCIE NA ŚWIECIE" (to już w ogóle jak jakaś filozofia Nietzschego, ateistyczna, z koncepcją wiecznego powrotu, tj. życia w kółko od początku do końca i znowu itd. w nieskończoność — tutaj najodleglejsza od "Tajemnicy Księżyca", czyli kościelnej nocy, zmierzchu itp.; tzn. podtekst widzę tu taki, że po pierwsze pozostała część rodziny (ciocia, babcia) mieszkająca w Łodzi na ul. Nawrot jest zagrożona i też ją zabiją, a po drugie, że dziadek na pewno ateistą w dodatku wierzącym w potrzebę jakichś wielkich projektów ateistycznych i wznoszącym się ponad moralność nie był, że nie był samobójcą), dalej już jako następny artykuł "Smaki Burgundii" (pewnie żeby podsunąć skojarzenie "różne filozofie"). Z godnych wzmianki był w GW jeszcze wtedy aluzyjny artykuł "Technika promienista" ("Jaka jest technika? Technika jest, że tak powiem, promienista. Czyli trzeba wybrać miejsce dogodne do promienistego rozjeżdżania się w wielu kierunkach" — to zapewne o odbiciach fali radarowej i o tym, dlaczego fala wraca od obiektu śledzonego do wieży nadawczej; dziadka pewnie pod koniec życia śledzono, podsłuchiwano tą metodą, by poznać jego zwyczaje i dobrać sposób zabójstwa). Co ciekawe, o ile w przypadku babci wyjątkową numerologię miały daty narodzin i śmierci — tworzyły mianowicie, w bardzo racjonalnym porządku zresztą, cyfry 123456, o tyle w przypadku śmierci dziadka taką numerologię można przypisać śmierci ks. Józefa Maślanki w 2017 r.: zmarł w dniu 2017-01-7 (dwa zero siedemnaście, zero siedemnaście). Po pierwsze pasuje to do pary — rzadko uciekano się w prześladującej mnie i moją rodzinę mafii do zabijania z dobrze dobranymi datami — a po drugie w nagłówkach z przedednia śmierci dziadka było coś o jakimś panu Maślance. A zatem podejrzenie, że to maślanką (ulubionym pożywieniem, uznawanym przez dziadka za bardzo zdrowe) zabito mego krewnego, wydaje się potwierdzone. Poza tym w trakcie Światowych Dni Młodzieży papież odwiedził przełożoną zakonu prezentek nazwiskiem Maślanka. Z kolei w wychodzącym co rok czasopiśmie "Teologia polityczna" Łukasz Maślanka pisał o Syrii jako o wojnie zastępczej (oczywiście to jakiś inny temat, nie o Piotrze Niżyńskim, bo to tamtejszym nudziarzom przez klawiatury przejść jakoś nie może). Trafiłem na to wszystko wpisując w Google słowa Watykan maślanka. Coś chyba jest na rzeczy?! Pod hasłem Watykan maślanka znalazłem jeszcze w Google'u artykuł o obecności Krakowskiego Bractwa Kurkowego na uroczystościach beatyfikacyjnych Jana Pawła II: otóż okazuje się, że byli tam m. in. Ryszard Maślanka i, żeby nie było wątpliwości, że to nie przypadek, dwa nazwiska dalej był wymieniony Piotr Skalski (jest taka znana dziennikarka TVP Warszawa, Miłka Skalska, a to podobno TVP Warszawa odpowiada za podsłuchiwanie mnie, co tutaj wszędzie od lat głosi ten blog), był także Janusz Pitera (imię mego ojca, nazwisko sugerujące zamieszanie się w sprawę kryminalną, coś jak słynna Julia Pitera)... Inna taka historia: w tworzeniu muzyki do filmu o Janie Pawle II (kręconego w kontakcie z Watykanem) uczestniczyła niejaka Marta Maślanka. Z kolei w polonijnej gazecie Nowy Dziennik rok temu w rocznicę śmierci papieża (2. kwietnia 2016 r.) dziennikarz niejaki Wojtek Maślanka napisał artykuł "Jan Paweł II — papież, poeta, myśliciel..." (tytuł zakończony dającym do myślenia wielokropkiem). Dalej: jeśli wziąć pod uwagę, że moja ciocia zmarła 20. lutego 2012 r. (widać po kliknięciu na akcie zgonu, gdzieś tu na blogu są też linki do YouTuba, bo w dniu pogrzebu, tj. 28. lutego, trafił tam film z tego pogrzebu, YouTube poświadcza datę), a następnym dniem po śmierci był 21. lutego 2012 r. (i to tego dnia były bardzo dobrze dobrane nagłówki w Radiu Watykańskim, natomiast w KAI już wcześniej), to teraz dodajmy, że po równo pół roku — 6 miesiącach od tej daty, a więc w dniu 21. sierpnia 2012 r., dziennik Polska Times zamieścił artykuł informujący (wśród wielu innych przypadków) o tym, że ks. Stanisław Maślanka przestał być proboszczem parafii w Zabierzowie, zaś dodatkowo równo 9 miesięcy po tamtym pierwszym dniu bez żywej cioci w Naszym Dzienniku opublikowano artykuł, pod którym tenże ks. Stanisław Maślanka (podobno kapelan Ojca Świętego) podpisał się jako obrońca życia dzieci poczętych. A zatem znowu przykład na to, że jakoś w jednym rzędzie z zabijaniem członków mej rodziny (w tym przypadku: cioci) jest sprawa maślanki. I jeszcze jedno, odnośnie znaczenia słowa LEW w aferze Rywina. Znalazłem coś takiego (proszę kliknąć, aby zobaczyć tę stronę — poważne źródło, IPN): "W partyzantce byli dwaj bracia dziadka Piotra Drobnego. To Karol Maślanka [Wojtyła?...] 'Tygrys' i jego brat Józef [Glemp?...] ps. 'Borsuk'." Tyle, że w tym drugim przypadku aż by się prosiło wymienić inne silne zwierzę, np. właśnie Lwa. Może w odpowiednich kręgach związanych ze sławetną aferą właśnie o tym myślano. Co ciekawe, zorganizowano też pewne głośne uniewinnienie w sprawie o zabójstwo Maślanki. — [ukryj dopisek] edit 2017-06-14: Gigantyczny pożar apartamentowca w Londynie, podobno największy od dziesięcioleci, giną ludzie. A co było w mediach papieża w przeddzień? To oto — proszę kliknąć (artykuł 1, artykuł 2). edit 2018-03-21: Pisałem tu wielokrotnie o zamordowaniu (jako jeszcze jednego członka mej rodziny) mej cioci Ani Uzdowskiej, a tymczasem w ramach dowodu wskazywałem tylko na nagłówki prasowe (cały dzień praktycznie pod tę śmierć artykuły publikowano! jednak nie dla każdego mogłoby to być takie oczywiste, nie każdego może to tak od razu satysfakcjonuje), a także na przeczucia, jakie podprogowo mi operatorzy podsłuchu i przekazu podprogowego już w 2012 r. nasyłali oraz na zbieżność czasową z policyjnym napadem na mnie w Gwatemali (ten sam dzień). Wskazywałem też na to, że równo rok po pogrzebie tej 53-latki (patrz: wideo na YouTube opatrzone datą przez ten serwis oraz pokwitowanie z cmentarza), który to pogrzeb można by metaforycznie nazwać ostatecznym końcem "ziemskiego pielgrzymowania", nastąpił koniec pontyfikatu Benedykta XVI: pogrzebano ją 28.02.2012 r., a papież zakończył pontyfikat 28.02.2013 r. (to, że zamierza zrezygnować ze stanowiska, ogłosił w Światowy Dzień Chorego). Komuś mogłoby się mimo wszystko wydawać, że to wszystko jeszcze za mało. Teraz więc zauważyłem, że istnieje podobny, tj. oparty na prawdzie ukrytej w liczbach, i zarazem prostszy sposób przekonywania, że ta osoba została zabita — podobny do tego, który zastosowałem przy okazji mej babci (wśród innych poszlak: babci daty urodzenia i zgonu tworzą jakoś tak "dziwnym trafem" ciąg cyfr 11234456). Mianowicie: ... — [rozwiń dopisek...]ciocia żyła 19600 dni (policzmy: od 23.06.1958 do 20.02.2012 r. mamy 13 lat przestępnych, 40 lat zwykłych, po czym upływ miesięcy: czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień, październik, listopad, grudzień, styczeń bez 3 dni), czyli liczba dni jej życia jest podzielna przez 100. Tak trafny psychologicznie (robiący wrażenie) wynik zdarza się oczywiście tylko przy 1% zgonów. Ponadto liczba ta — co przy takiej długości życia zdarzało się raz na ponad 9 miesięcy — ma całkowity pierwiastek kwadratowy (140). To jednak jeszcze nie wszystko, bo zarazem jej data zgonu to 2002-2012 (20. lutego 2012 r.), co w oczywisty sposób nasuwa skojarzenie z "10-leciem afery łowców skór". "Od afery w łódzkim pogotowiu do zabicia Ani Uzdowskiej". Tamta afera, jak łatwo sprawdzić, wybuchła w 2002 r. Robi wystarczające wrażenie? Myślę, że tak. A to nie wszystko; są jeszcze nagłówki prasowe, których w ogóle nie omawiałem, np. niektóre z archiwum.gazeta.pl (choć trzeba przyznać, że nieliczne są takie, że można się nimi wylegitymować jak dobrymi poszlakami przed inną osobą; temat jest raczej zlekceważony, a poszlaki często co najwyżej tak pisane, by tylko ja lub ewentualnie jeszcze inna bliska rodzina je pojęła). Poza tym w przypadku zgonów wszystkich 3 osób z tej części rodziny (dziadek Henryk Uzdowski, babcia Lucyna Uzdowska, ciocia Anna Uzdowska) powtarzały się w mediach kościelnych lub świeckich 2 wątki. Po pierwsze: wątek prymasa i Gniezna. Po drugie: wątek jedności Kościoła/ekumenizmu (sprawy mieszkaniowe — wszędzie ma być instalacja grająca? albo i może chodzi też o ten "klasyczny" niemal tekst z licznych mszy: "módlmy się, aby wszyscy nasi bliscy zmarli [itd.]", który wytykałem w dzieciństwie jako bardzo nietrafiony?). Toteż: wątpliwości tu praktycznie nie mam, pozostaje tylko wyjaśnić, jak do tego doszło i zdobyć dowody czyjejś winy. — [ukryj dopisek]
edit 2017-06-19: W Dzień Matki, tj. 26. maja 2017 r., w domu przy ul. Pomorskiej w Legionowie znaleziono ciało Beaty B. (czyt: "Beata-beee" — nasuwa się podtekst: "premiera Beata [Szydło] jest niefajna"); zgodnie z ustawą w gazecie skrócono nazwisko pokrzywdzonej. Oto artykuł Polsat News. Męża tej pani, do którego ona przyjechała 24. maja (i już wcześniej kilka razy), Dariusza B. sąd uprzednio skazał za stalking na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu. Mąż ten był prawdopodobnie przedsiębiorcą, bo miał własny domek w Legionowie (żona była z Wrocławia). Z treści artykułu wynika, że to najprawdopodobniej on zamordował swą żonę; jej zwłoki znaleziono w tym domu. Następnie sam został zabity, jego z kolei zwłoki wyłowiono z Narwi. Bardzo brutalna sytuacja. A co pisano w Katolickiej Agencji Informacyjnej (www.eKAI.pl) tego 24. maja 2017 r., którego Beata B. przyjechała do Legionowa? Opublikowano 1 tylko artykuł: Jak być małżeństwem "tak na serio"? (to pewnie o związkach telewizji publicznej z Kościołem): nadal można go przeczytać na stronie KAI. Co więcej, w pewnym ośrodku gminnym, w którym ja raz na jakiś czas mam w ogóle prawie że jedyny kontakt z prasą lokalną z Legionowa, leży na półce — jak się zarazem teraz przekonałem — książka "Zabić czarną owcę" — oto zdjęcie. Już wyjaśniam, jak najprawdopodobniej doszło do tego zabójstwa. Zapewne podobnie, jak w przypadku dziadka. Najlepiej więc zrobić śledztwo w urzędzie miasta Legionowa. Tacy urzędnicy typowo wchodzą w zakulisowe układy związane z telewizją z przedsiębiorcami, zapraszają ich do siebie, oferują korzyści. W Legionowie rządzi PO, a na szczeblu centralnym w kraju PiS, ale co to w ogóle za przeszkoda... Pana przedsiębiorcę(?) mieszkającego w domku podżegano najwyraźniej do zabójstwa, tylko tak można wyjaśnić, że było ono tak dobrze przewidziane w mediach, a prawdopodobnie było — wskazywałem już liczne takie wcześniejsze przypadki (jest to wręcz standard). Wyjaśnię tu jeszcze rzecz ogólniejszą: NIE JESTEM JEDYNĄ OSOBĄ PODSŁUCHIWANĄ PRZEZ TELEWIZJĘ. Wg tego, co mi dzisiaj mówili spikerzy, a brzmi to sensownie, podsłuchiwanie naraz dwóch osób (Piotra na stałe, inne zmieniające się osoby tymczasowo) jest regułą, a nie wyjątkiem. Są do tego na stałe przydzieleni pracownicy. Ofiary są na podsłuchu tymczasowo, po czym np. się je zabija. Gdyby przestały być dwie ofiary-osoby do podsłuchiwania, to musiałyby być jakieś zmiany harmonogramu agentów z TVP Warszawa(?), tacy pracownicy wyszliby z rytmu "normalnej pracy". Kierownictwo uważa, że lepiej, by byli do takiej zmianowej pracy po nocach przyzwyczajeni, a z drugiej strony przecież gdybym wskutek porzucenia jakiegoś uprzedniego dodatkowego podsłuchu został tylko ja jako obiekt do zajmowania się, to pracowników zmianowych by się zrobiło za dużo jednocześnie: dwa razy za dużo. To by nie miało sensu, siedzieliby zbędnie. W związku z tym trwa się w czymś takim, że zawsze oprócz mnie jest jeszcze ktoś na nielegalnym II podsłuchu również, jak to objaśniają, "kościelno-politycznym", a ofiary te zmieniają się, bo są (typowo) po kolei zabijane. Spikerzy mówili dziś (a nagłówki z przedednia śmierci dziadka zdają się to potwierdzać), że takimi osobami byli też np. miliarderzy Gudzowaty (coś o gazie ciągle w tym przededniu), a także Kulczyk (też tam jakiś "Kulczykowski" czy "Kulczycki" pisał... a więc to może o tym, co po śmierci dziadka — na kogo przeniosą II podsłuch). Zabito ich później w okolicznościach bardzo wyraźnych, np. Gudzowatego w miesiącu poprzedzającym abdykację papieża, a Kulczyka wtedy, gdy kończył mi się milion (pewnie dostosowywano jeszcze ten termin na bieżąco pod mój stan majątkowy; nie był idealnie zbieżny z tym przekroczeniem granicy 1 miliona zł na koncie, ale mieścił się w granicach plus minus 7-10 dni). Media, w tym katolickie, robiły odpowiednie aluzje w przededniu (np. przy Gudzowatym był chyba temat ircd-ratbox, między innymi; jakaś bodajże śmierć księdza kojarzącego się z Kulczykiem i Poznaniem itp., nie pamiętam już tego). To więc byłyby przykładowe ofiary II podsłuchu. W 1992 r. był Piotr Jaroszewicz, potem był może ten trup, którego podrzucono nam w śmietniku blokowym około 1992-1993 r., potem między 1993 a 1998 śledzony był Papała (czasy jego wielkich awansów w Policji), a pewnie też Gudzowaty i Kulczyk, zdarzało się potem podobno też podsłuchiwanie jakichś sędziów w telewizji, może jakichś kierowników sądów (informacja między wierszami z przedednia zamachów na Egypt Air czy na Kursk, było o nich tu na blogu pod hasłem "zbrodni przeciwko ludzkości, w jakie mógł być zamieszany papież" czy raczej mafia medialno-telewizyjna), do roku 2003 była podsłuchiwana uczennica Agnieszka Piotrowska (inicjały jak "hrabina" Anastazja P., pewnie od dawna planowana), dzięki temu dowiedziano się w ogóle o jej koloniach z chłopakiem, na których zrobiono jej wypadek (♱2003). Następnie w latach 2003-2004 na podsłuchu był mój dziadek (♱2004) — wiadomo, że to telewizja robiła, bo dziadek zamontował sobie w domu remont zgodnie z życzeniem gminy (padały nawet groźby wywłaszczenia), a telewizja sugestiami podprogowymi skłoniła go (co już w przededniu planowano w nagłówkach GW), by zaraz po otruciu się wyszedł z domu (nie chcieli, by gnił trup przez rok...); a zatem był podobno przekaz podprogowy, więc to robiła telewizja — następnie w latach 2004-2005 śledzony był podobno np. Gudzowaty, między późnym 2005 a kwietniem 2007 Blida (♱2007), o czym nawet media katolickie donosiły między wierszami w dniu jej śmierci i w przededniu (ironizując o "lustrowaniu" i bodajże "uczelniach katolickich": część ludzi wie o odbiciach fal tylko tyle, że kąt padania równa się kątowi odbicia, a tak jest w przypadku lustra, natomiast co do zasady na większości ciał światło i fale EM się rozpraszają, tj. odbijają we wszystkie strony, dlatego mogą powrócić do wieży nadawczej i trafić z powrotem w jej anteny...) — na jej przykładzie można znowu wnioskować o tym, że te poszczególne podsłuchy nielegalne i następujące po nich zabójstwa były obsługiwane w telewizji. 2007-2008 Geremek, potem też inne postaci, w tym późniejszy prezes TVP Ławniczak (♱2010 grudzień), miliarder Gudzowaty (♱2013 styczeń), dziennikarz i właściciel portalu internetowego Łukasz Masiak (♱2015), miliarder Kulczyk (♱2015), wiceminister sprawiedliwości Monika Zbrojewska (♱2015), radny Rafał Kasiński (również ♱ styczeń 2016, ale późniejszy — upozorowane samobójstwo na zasadzie włamania na konto w portalu społecznościowym, pewnie np. z pomocą podpowiedzianego podprogowo nowego hasła czy czegoś takiego, nakłamał w tej sprawie na Policji jakiś bandyta w osobie operatora monitoringu, czyli kogoś, kto zarazem zajmuje się zawodowo podsłuchiwaniem mnie; akurat wydawałem dużo pieniędzy na wykopy, porozklejano mi obok nekrologi, faktycznie działka o tyle straszna, że tam przyjaciel dawnej właścicielki ciągle się włamuje pod moją nieobecność mimo jej odsprzedania, m. in. przekazano mu dodatkowy klucz od firmy zamkowej, Solid na włamania pozwala czy w każdym razie nie reaguje na alarmy, której mi się lokalnie rejestrują). Dowody to nie problem, zresztą do pewnego stopnia są tu rozsiane po blogu, patrz np. podstrona z listą ofiar i dalsze odniesienia, które są tam wskazane. Śledzona była też zapewne policjantka Anna Gajek, której zrobiono poślizg w Opolu (♱ styczeń 2016), a także Bogusław Kaczyński (♱ styczeń czy luty 2016). Następnie bodajże Zyta Gilowska i Janina Paradowska (♱2016, inicjały JP), podejrzane jest wprawdzie, że one w ogóle trafiły do szpitala, ale spikerzy potrafią jakoś to wywołać, np. nakłonić do przebadania się czy wmówić podprogowo jakieś bóle. W sierpniu 2016 r. w związku z umorzeniem mi sprawy egzekucyjnej zabito komornika D. Zarzeckiego z tego samego miasta, zapewne po uprzednim podsłuchiwaniu. W 2016 r. być może jeszcze przy okazji organizowania wypadku kolejowego w Raciborowicach (♱ październik 2016 r.) też kogoś podsłuchiwano, po czym na podsłuch trafił Przemysław Wałęsa (otruty? coś takiego zaczęła prokuratura sugerować po sekcji zwłok; oto kolejne artykuły z archiwum.gazeta.pl, tj. archiwum Gazety Wyborczej, z bezpośrednio poprzedzającego zabójstwo numeru, tj. z 07-01-2017: "'ZMARŁO NAM DZIECKO, A KSIĄDZ O PIENIĄDZACH'. BURZA W OPOROWIE" oraz, tuż po nim, "LECH WYPOŻYCZA SWYCH GRACZY", kilka wcześniej był artykuł "MOŻNA CIĄĆ DRZEWA NA POTĘGĘ", a nieco dalej był artykuł "Kamil przed Rafałem" oraz artykuł Sebastiana Klauzińskiego "Idzie mróz, myślmy o innych"), a następnie poseł Rafał Wójcikowski, zabity poślizgiem w styczniu 2017 r. (patrz edit 2017-01-25 tu na blogu — pod wpisem o procesorach). Potem jeszcze podsłuchiwano i zabito 2 siostry zakonne z zakonu służek (Chrystus nauczał, że polityka jest służbą). Tak, jak wspomniałem, jest specjalna podstrona tego bloga z listą ofiar Watykanu(?). To wszystko zapewne pokrzywdzeni przez zmieniający ofiarę II podsłuch w telewizji, podobno związany z Kościołem (prymas czy może obecnie raczej abp Nycz, coś takiego mówią spikerzy). Zapewne Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga, która zajmuje się badaniem sprawy zabitej Beaty B. i Dariusza B., będzie się wzbraniać rękami i nogami przed śledztwem w urzędzie miasta Legionowa, zasłaniając się rzekomym brakiem dostatecznie uzasadnionego podejrzenia (choć przecież właśnie wiadomo, że gminy [typowo raczej: urzędy skarbowe, może i spółdzielnie] korumpują firmy i organizują tam zakładanie instalacji podprogowych zasilanych od latarni ulicznych; taka korupcja to ich stały modus operandi). Teraz np. spikerzy mi mówią, że "koleżankę mam" (pewnie z jednej podsłuchowni) — ofiarą jest kobieta. Wcześniej mówili tymi słowami ("koleżankę ci znajdziemy") np. w grudniu, po śmierci Rafała Wójcikowskiego (czy wkrótce przed nią) a przed śmiercią zakonnic służek. Gdy zabijano posła Wójcikowskiego (może nie w tym samym dniu, ale na jakieś 21 dni przed tym, tj. w grudniu 2016 r.) zorganizowano mi w hostelu Siennicka jakiegoś agresywnego gościa w pokoju, który mnie mało nie pobił, zaczął się dobierać, bo "telewizor mu nie działał" (źle wyciągnięta wtyczka z gniazdka czy coś takiego, jakaś głupota i drobiazg, a się zrobił bardzo agresywny, zaś hostel z tego tytułu, tj. z powodu skargi, zaczął mnie ostrzegać przed wyrzuceniem z niego; w ogóle wtedy jeden za drugim przekonywali hostele do nieobsługiwania mnie, więc to element szerszego procederu był, ale wyróżniał się groźną agresywnością na siłę podrzuconego do pokoju współlokatora (zwykle podsłuchiwać chodzili jacyś z innego pokoju, choć czasem inaczej bywało, a do pokoju podrzucano mi ludzi już po ich sesji śledzenia, na pokaz, żeby jakiś głupi teatrzyk robić, że wszystko jest w porządku i są w hostelu i pokoju jacyś "normalni goście"). To wszystko opowiadali dziś spikerzy. — Przytoczę tu przykład na wspomniane związki ekipy zajmującej się podsłuchiwaniem mnie z (przypuszczalnie) zabijaniem — śmierć Bogusława Kaczyńskiego w państwowym szpitalu. Akurat zajmowałem się kopaniem na działce i wyszła (autentyczna) potrzeba używania elektrycznego młota udarowego. Oto wideo z następnego dnia, gdy już miałem młot (poprzedniego po prostu prace się skończyły ze względu na brak młota). Artykuł nazajutrz (tzn. tego właśnie następnego dnia) w gazecie, który zobaczyłem w sklepiku osiedlowym? "Udar zabił Bogusława Kaczyńskiego". Trafne w dwójnasób, nie tylko ten udar, ale i zabijanie. Kiepsko to wygląda, prawda?... Dodatkowe zajęcia telewizji... Podobnie było ze śmiercią mej cioci (zeszła się w czasie z rozbojem dokonanym na mnie przez policję gwatemalską, nie wiem, może to jakoś zalegalizują, ale jak można legalizować wyciąganie komuś pieniędzy i wywożenie go do lasu bez słowa wyjaśnień i bez wydania żadnego dokumentu na ten temat, zamiast tego grożąc bronią przystawianą prawie że do skroni).
edit 2017-08-14: Kontynuując temat procesorów i tego, że Intel teraz nawet zaczął produkować nowatorskie pamięci "Op(ę)tane" (marka znana w Internecie), przedstawiam w postaci wideo na YouTube analogiczny problem z rejestratorem kamer. Dawniej to się po prostu magnetowidy miało do takich zastosowań — proste, prymitywne, ale niezawodne. Są też podobno inne możliwości wybrnięcia z tego problemu, np. komputerki oparte o tzw. płytki FPGA, połączone np. z kamerkami IP. Nadmieniam, że oprócz centralek systemów alarmowych (takich z czujkami) oraz telefonów komórkowych podobne dziwne zachowanie, sugerujące możliwość dokonania włamania w dowolnej chwili za pośrednictwem jakiegoś nietypowego medium (zapewne fal elektromagnetycznych), zauważyłem też w routerze UPC (samoczynne zresetowanie się, a wcale nie było braku zasilania w mieszkaniu) oraz w drukarce HP LaserJet (przy początku użytkowania zawiesiła mi się raz z napisem PI na wyświetlaczu LED, o czym wiedzieli spikerzy, bo to mi komunikowali; już zresztą przy kupowaniu jej spikerzy sugerowali mi, że będą możliwe włamania — i tak się zdecydowałem na zakup, bo tak samo zapewne jest z innymi, też mają procesory — a zaledwie minuty po wyjściu z Saturna spikerzy podawali na całe Złote Tarasy jej nr seryjny). Problem, jak widać, jest masowy. Tutaj na razie zachęcam do przejrzenia wspomnianego wideo demonstrującego korzystanie z rejestratora monitoringu i to, co z nim mi się ostatnio stało.
edit 2018-02-24: Pisałem tu w rozwijalnym komentarzu na końcu akapitu "Pamiętajmy, sekretariat to..." o znanym przyjacielu młodego Wojtyły, dziwnym trafem jest to też czołowa postać ruchu pro-life. A tymczasem... jak się okazuje... chyba nie tylko ze mną był przekręt w szpitalu, o którym mowa przy okazji sprawy III Kp 476/17 o "upadku Rzymu". Mój młodszy braciszek urodził się martwy (w dodatku: nazajutrz po urodzinach ojca). Aborcja jakaś bez woli ze strony matki?... Zrobiono z tego poronienie, ale to chyba dosyć rzadka sprawa... W Internecie krąży informacja, że tylko 1 na 2500 ciąż, czyli inaczej 0,04% (jedna 25-ta jednej setnej), kończy się poronieniem. I akurat musiało przypaść na moją matkę. Ciekawe, czy to w ogóle łaskawie zarejestrowano aktem urodzenia, jak to wedle prawa powinno mieć miejsce. Przypomnę, że różne rzeczy zwązane z Janem Pawłem II zebrałem przede wszystkim w wyodrębnionym z bloga dokumencie na temat tego papieża i genezy podsłuchu, a także w liście ofiar tej grupy przestępczej, liście doborów po nazwisku czy także we wpisie np. "Mocne poszlaki na temat pewnych zbrodni" (patrz jego dolny dopisek: edit 2016-01-24) czy "Zeznania i dowody" (patrz jego pierwszy dolny dopisek). Do nawigowania po wpisach niniejszego bloga służy niebieski pasek poziomy na samym dole Państwa przeglądarki internetowej i tam, blisko niniejszego i na pewno w 2016 r., można znaleźć wspomniane wpisy. | edit 2018-02-27: Oto wideoreportaż z Urzędu Stanu Cywilnego w Warszawie na ul. Andersa 5 dowodzący, że lansowane tu tezy są prawdziwe. Kwestię poronienia mej matki należy odnotować w szerszym kontekście obejmującym też cesarskie cięcie, jakie było przy moim porodzie, oraz wyjątkową trafność mej daty urodzenia (jest to data urodzenia prezydenta Włoch: PerTiNiego, PTN jak Piotr Niżyński, z tą tylko różnicą, że 2 środkowe cyfry roku urodzenia są zamienione miejscami). Skoro mama ma 2 dzieci zamiast 3 i na tym polega ten, jak chyba wypada to nazwać, skandal, bo przypadek to prawie na pewno nie jest, to nic już dziwnego, że koszt 2 odpisów skróconych aktu stanu cywilnego (tj. w szczególności: akt urodzenia tego dziecka oraz akt małżeństwa rodziców pokazujący datę urodzenia ojca) kosztuje tyle, co "dwie trzecie z 666", mianowicie 44 zł. Chyba właśnie w ten sposób określono cenę odpisu skróconego. Cena odpisu zupełnego, który przecież wcale nie trudniej jest wydrukować, to 33 zł pewnie dlatego, że w takim razie również dobrze wyjdzie i 2 takie odpisy dadzą liczbę 66, a więc wciąż te same klimaty. Bo przecież wspomniane fakty — urodziny ojca 28.12, urodziny martwego syna: 29.12 — trzeba będzie jakoś dowodzić... Czy to aby nie owo nieznane oblicze papeiża?... edit: Kogo by nie do końca przekonywała powyższa hipoteza na temat pochodzenia cen za odpisy aktów stanu cywilnego, temu jeszcze przypomnę, że inny akt zabicia mojej rodziny, jaki miał miejsce "za rządów" Jana Pawła II (i to tym razem, jak chyba można wnioskować, zdecydowanie z jakimś istotnym udziałem Kościoła), a mianowicie sprawa zgonu dziadka opisana powyżej w dopisku 'edit 2017-06-12', to rzecz udokumentowana odpisem aktu zgonu, którego nr zawiera w sobie liczbę 333. Skąd już psychologicznie rzecz biorąc bardzo blisko (wystarczy podwoić) do 666. A więc znowu te klimaty. Powtórzę więc, że cena 2 odpisów skróconych aktów stanu cywilnego jest pewnie tak dobrana, by było to "dwie trzecie z 666" (bo z takimi rodzicami żyje na świecie 2 braci zamiast 3, jak być powinno, gdyby nie to zabójstwo). | edit 2018-04-01: Mam, jak się zdaje, rozwiązanie tej zagadki dziwnych incydentów szpitalnych związanych z ciążami mej matki — po uzgodnieniu z nią, jakie były fakty, jestem przekonany, że dochodziło do zabójstw. [rozwiń dopisek...](Oczywiście, jak w ogóle w moich i tych współczesnych — począwszy od późnych lat 80-tych — mafijnych sprawach powiązanych jakoś z papiestwem, oficjalnie co najmniej pośredniczyły w tym zapewne Stany Zjednoczone.) Wyjaśniam. Najprawdopodobniej każde dziecko kobiety, która uchodzi za mą matkę, było wcześniakiem i zmarło z powodu wcześniactwa. Wśród wcześniaków śmiertelność sięga 100% (np. w Holandii; w Polsce podobno obecnie rzędu 98%). A zatem zmarło pierwsze dziecko mej mamy, zmarło drugie dziecko mej mamy i zmarło trzecie, zwane Tomaszem Niżyńskim. Wynika to stąd, że w każdym z tych przypadków ustawiona została data urodzenia. Jednakże w przypadku pierwszych dwóch dzieci podrzucono na ich miejsce mej mamie albinosy. Ich matce pewnie powiedziano, że dziecko urodziło się martwe. W przypadku mej (niebiologicznej) mamy datę narodzin (koniecznie przedwczesną) ustalano przekazem podprogowym poprzez wywoływanie (wmawianie) wrażenia skurczów porodowych. Przekaz podprogowy może człowiekowi wmówić dowolne właściwie wrażenia, a także bardzo sugestywnie nakłaniać go do różnych czynności (powstaje napięcie nerwowe, szukające sobie ujścia i związane z tematem podawanym przez przekaz podprogowy, tzn. ciche szepty-podszepty). A zatem: w moim przypadku data urodzenia była, jak wspominałem przy omawianiu sygnatury 476/17, podyktowana datą urodzenia Pertiniego (Perti-Ni, prezydent Włoch) — podobnie jak moje imię, bo miał być Piotr Niżyński, co mówi samo za siebie ("Piotr [czyt.: papież] Niczyński [czyt.: zwolennik Nietzschego]"). 25.09.1986 r. W przypadku mego brata data dzień miesiąca był o 1 wcześniejszy — urodził się 24.03.1983 r. Miesiąc o pół roku wcześniejszy, 3 lata przede mną. Imię Michał prawdopodobnie było podpowiedziane przekazem podprogowym w związku z tym, że on ubezwłasnowolni swą przybraną matkę (na drodze do znanego szpitala tworkowskiego są następujące miejscowości i stacje PKP: Michałowice, Reguły, jakaś jeszcze jedna i następnie Tworki; a zatem: Michał, prawo, po czym Tworki dla matki — zauważmy, na podobnej zasadzie tuż przy stacji PKP Pruszków, bo szpital tworkowski jest podobno w istocie w znacznej mierze na terenie Pruszkowa, jest ulica Ewy i Kraszewskiego, kojarzącego się z Krasickim, przy czym drogowskaz co do ulicy Ewy ma pod sobą jeszcze drogowskaz "Pogotowie"). Niewątpliwie to, że od bardzo dawna istnieje szpital tworkowski i że te miejscowości tak się nazywają, tzn. to, że jest jakaś miejscowość związana z imieniem Michał, po czym Reguły, kojarzące się z prawem, i w końcu Tworki, działało na rzecz wyboru imienia (o ile nie chcemy uciekać się do hipotezy, że jest to zwykły przypadek losowy). Datę urodzenia też miał ustaloną odgórnie, bo nieprzypadkiem pewnie dzień jego urodzenia jest o 1 wcześniejszy od mojego: 24 w miejsce 25, toteż pewnie oryginał sprzed podmiany też był wcześniakiem. I też zmarł. Nie można przecież ryzykować, że urodzi się nietrafnie, w jakiejś dacie przypadkowej, a nie dobrze dobranej, skoro chce się dopiąć jakiegoś celu. Dziwnie też by to zresztą wyglądało; gdyby nie było podmiany na albinosa, to wtedy tylko ja jeden byłbym bardzo charakterystyczny z cery i mama by się tym bardzo dziwiła i podejrzewała przekręt. W związku z tym ten, kto urodził się mej mamie jako mój rzekomo starszy brat urodził się również martwy, przedwcześnie, po czym także — jak i w moim przypadku — podmieniono go na albinosa. Albinosy się zapewne skończyły w przypadku Tomeczka, nie chciano może już dręczyć tej równoległej matki, dawcy dzieci z albinizmem, a może i ona już wtedy po prostu nie próbowała, nie uprawiała seksu bez zabezpieczenia w postaci np. kalendarzyka w tym samym czasie, więc z kolei mej mamie urodziło się wtedy standardowo, wskutek narzucenia (przedwczesnej) daty, dziecko martwe i takie jej zostawiono. Śmierć ta nie była nijak farmakologicznie wspomagana. Mama opowiada, że dzieci rodziła bez żadnych zastrzyków, znieczuleń, tabletek itd. Nic, zupełnie nic, szpital jej nie podawał, nawet nie jakieś płyny. Czyli po prostu była to kwestia wmówionych jej przekazem podprogowym wrażeń skurczy porodowych. Skoro je miała, to zgłaszała się do szpitala, po czym brała się za parcie mięśniami w celu wywołania narodzin dziecka. I tu teraz pojawia się kwestia winy tego, kto wymyślił tę podmianę. Wiadomo bowiem — a nawet, gdyby nie było wiadomo, to na pewno podpowiedzieliby to zleceniodawcy kompetentni ludzie — że wcześniaki zwykle rodzą się martwe. Była to część planu. Tak to po prostu zamówiono: one pewnie urodzą się martwe i dobrze, a zamiast nich dadzą inne, albinosy. Środkiem zaś do tego celu był przekaz podprogowy. To być może plan samego Jana Pawła II, w sojuszu z Ameryką. W każdym razie chodzi tu o ogólną kwestię genezy prześladowań mej rodziny i mnie osobiście, i genezy tego podsłuchu. [zwiń dopisek]
edit 2018-03-24: Remonty umożliwiające zdalne scentralizowane włączanie w dowolnym (typowo: podsłuchiwanym) miejscu przekazu podprogowego, tortur czy innego dźwięku, jak również cała ta afera związana z podsłuchiwaniem mnie i prześladowaniem jednostki, i masowym zasiewaniem przestępczości, a nawet organizowaniem zamachów i masakr (na odgórne zlecenie jakiegoś światowego ośrodka) ROZPRZESTRZENIŁY SIĘ PO CAŁYM ŚWIECIE, chyba bez wyjątku w postaci choćby jednego kraju (nawet np. w państwie Belize się spotkałem ze specjalnym traktowaniem, jeździło za mną coś w rodzaju miejskich taksówek), a dlaczego?.. Postać papieża wydaje się za kiepskim uzasadnieniem, natomiast podaję lepsze: "bo inaczej nie będziecie mieć dostępu do naszych satelitów podsłuchowych!". To takie proste — podsłuch i podgląd dowolnego miejsca za kliknięciem myszki! I zaraz można go mieć w telefonie! Co tam jakiś Polak, jakiś Piotr Niżyński... Spodziewani winowajcy są to prezydenci USA (ci, co wg słynnej pogłoski — chyba z filmów wzętej — mają jakieś "kody", "klucze" do broni atomowej, czyżby więc za pośrednictwem satelitów uruchamianej, z Kosmosu, bo przecież nie Internetem, nie przez jakichś lokalnych watażków...): to administratorzy GPS-u i innych systemów satelitarnych światowych, George W. Bush, Barrack Obama (imię to może od nieustępliwej postawy w sprawie zorganizowania Smoleńska — cóż innego ważniejszego wojskowego się wtedy działo... — a nazwisko od 2 kadencji?...), Donald Trump... Oni mają najwyższą władzę, gdy chodzi o kluczowy globalny tu projekt, tak przynajmniej można się domyślać, tak sugerują też spikerzy. Zważywszy na to, że zamach na WTC był zaplanowany w "grupie watykańskiej" czy też mass medialnej, jak widać tutaj (i chyba jednak to papież mógł być inicjatorem, zważywszy na komunikaty prasowe), to i "wojna z terrorem" (ang. terror = straszliwość) to chyba coś, co należało traktować z przymrużeniem oka. A przecież narzucano to całemu światu. Ten medialny spektakl "jesteście z nami albo przeciwko nam" mógł mieć drugie dno. Wojna z czymś straszliwym to może być i co innego. Mniej niż rok po jej ogłoszeniu Jan Paweł II miał ostatnią pielgrzymkę do Polski i podczas niej nauczał, między wierszami swych kazań, jak się zdaje, o tym, że nie ma co bać sę piekła. Sami poczytajcie — wspominałem o tym w specjalnym dokumencie. Po to więc, czyli w zamiarze spowodowania takich skojarzeń, wylansowano w ogóle problem terroru i "wojny z terrorem". Brzmię tu teraz może jak dziwak, może jak ktoś antyreligijny, ale to złudzenie, ja taki nie jestem. O zamachach na WTC i "biedny pokrzywdzony Pentagon", powtórzę, można poczytać na www.bandycituska.com/dowody-wtc.html. To raczej z najwyższych kręgów polityczno-kościelnych przychodził ten spisek ateistyczny; bo tak to, co się ze światem i Polską stało, można by podsumować. Nie jakikolwiek ateizm, lecz ściśle ateizm wyzuty z moralności (a więc taki w duchu np. filozofii Nietzschego, czasem rozrzutny pod względem troski o władzę i potęgę i "altruistyczny" — w sensie robienia czegoś tylko po to, by pokazać, jak bardzo się jest niewierzącym... by trochę ludzi pokrzepić, być może... — choć często po prostu wyrachowany i szukający korzyści w swym złu, np. głębszego wcągania mass mediów w zbrdnie), to po prostu taki nihilistyczny i elitarystyczny, totalitarny światopogląd tak się wspiął na wyżyny. W skali i bezczelności nigdy wcześniej niespotykanej. Zwiedziłem mnóstwo krajów, historia wpisów na blogu to pokazuje i potwierdzam: problem współpracy z tą mafią jest wszędzie. Centrala technologiczna, jak podpowiadają spikerzy, jest w USA i ma związek z osiągnięciami techniki chyba aż do Kosmosu zaciągniętymi. "Ameryka", mówiąc bardzo oględnie i ogólnikowo (a trzeba by wskazać konkretniej: Pentagon-"pentagram", czyli symbol satanizmu, co pasuje do tej jego nielegalnej komórki skontaktowanej z polską komórką w telewizji, czyli, jak to nazywam, "spikerami"), to dziś jedna wielka sieć szpiegowska, obejmująca nie tylko proste określanie własnych położeń (współrzędnych GPS) przez urządzenia, w tym te [edycja z 2021-01-04] żelbetowe czy nawet inne chipy z głośniczkami (istotne w przypadku pojazdów! mogą być blisko mnie albo i nie, żeby wiedzieć, czy grać, trzeba znać swe położenie), ale też inne funkcje: globalną szyfrowaną komunikację falową z satelitami (w tym: kanały radiowe dla odpowiednich chipów z głośniczkami), następnie też (zapewne w oparciu o to zbudowany, również satelitarny) system komend falowych dla włączania w dowolnie wybranych miejscach podszeptów podprogowych czy czegokolwiek innego (tj. ogólnie komend do sterowania tym całym globalnym botnetem dźwiękowym, złożonym z zabudowanych smartfonów), ponadto (też może zbudowany w oparciu o wspomniane szyfrowane satelitarne cyfrowe kanały komunikacji, np. GPS-owe) system komend falowych dla procesorów, wreszcie: także możliwość podsłuchu dowolnego obiektu i oglądania dowolnego miejsca (podobno rozróżnialne są, na zasadzie innych kolorów, różne materiały, a obraz uzyskuje się w niezłej rozdzielczości, z podstawowym "ziarnem" obrazu nie większym niż centymetr) — to mianowicie dzięki wykorzystaniu radarów szumowych — a nawet, jak można przypuszczać, broń sterowana z Kosmosu. Wszystko na skalę globalną, wszystko podobno z centralą w Ameryce, która z kolei gwarantuje, że kryminalne nawet plany papieży realizowane są bez zawahania na całym świecie. Dawno rozminęło się to z ideałami demokracji i skręciło w stronę totalitaryzmu, a podjudzało do tego, jak się zdaje, papiestwo. Widać to choćby w nazwach modeli procesorów, o czym pisałem wcześniej: to niemal modelowy przypadek totalnego i haniebnego zejścia na złą drogę i zdradzenia własnej klienteli, czyli miliardów ludzi. Tymczasem związki tego z papiestwem i spiskiem ateistycznym pod tytułem "Piotr Niczyński" są całkiem wyraźne, wystarczy poczytać tu na blogu wnikliwie o nazwach modeli procesorów.
edit 2018-05-07: O prawdopodobieństwie, że — oprócz ww. cioci, babci i dziadka od strony mamy — zabito mi też babcię i dziadka od strony ojca, a ponadto są dostrzegalne plany, że może i jego będzie się próbować zabić, piszę tutaj: http://forum.bandycituska.com/viewtopic.php?f=14&t=6907.
(00:25)
I nie jest to problem marginalny, dotyczący jednej tylko osoby! Na to wskazuje podsumowanie mych dotychczasowych doświadczeń. Telewizyjna agresja na moje komputery stała się obecnie bardzo nasilona. Co rusz a to wysuwają tackę CD-ROM-u, a to podmieniają teksty wypisywane na konsoli (nieważne, czy windowsowej, czy linuksowej, czy FreeBSD) "w locie", zapewne podczas wywołania systemowego typu "zapis do pliku" (pisanie po ekranie-konsoli jest wewnętrznie obsługiwane przez system operacyjny podobnie, jak to do pliku), a to podrzucają plik o nazwie WYBORY (pardon, WYBURY tam akurat było; "WYBORY będą w sprawie" to standardowy, nie tak częsty wprawdzie tekst spikerów [tych, co mówią zmiksowaną dźwiękową torturę; spiker = operator podsłuchu w TV]), a to wszystko tak bezczelnie i bez względu na wiek i chwilowy stan komputera, system operacyjny, świeżość jego instalacji (ba, nawet podczas pracy instalatora potrafią się bawić tym na żywo, gdy ja nawet nie mam sterownika karty sieciowej), że sprawa staje się powoli oczywista. To nie jest wina żadnego programu ukrytego w komputerze, żadnego tzw. rootkita, choćby nawet rootkita w BIOS-ie zapisanego (czy raczej w UEFI, bo tak to się dziś już raczej nazywa). Kupiłem np. niedawno stary komputer w lombardzie, oczywiście wielokrotnie instalowałem na nim wszystko od zera -- nic nie pomaga. Nawet dosyć egzotyczny system operacyjny, jakim jest FreeBSD, zaraz padł ofiarą zdalnego ataku, mimo że nie był podłączony do sieci a nawet dopiero się instalował.
Jak dotąd dziwne problemy (wadliwe czy dokuczliwe zachowywanie się sprzętu, kompletnie nietypowe, np. zamrażający w jednym stanie i zaśnieżający się ekran co chwila itp., itp.) imały się wszystkich kupionych przeze mnie komputerów od 2014 r. (a mniej jawnie podobno nawet i wcześniej), a było ich trochę (kupowałem np. w Media Markcie, bez żadnego przygotowania, spontanicznie).
Najprawdopodobniejsze rozwiązanie zagadki? [edit 2017-02-20: Koncepcja pierwotna, obecnie porzucona, bo to procesor:] Chipset płyty głównej wraz może z jakimiś elementami zintegrowanymi płyty ma w sobie coś, co reaguje na fale w bardzo ściśle określonym paśmie,
być może reaguje "na co innego" w każdym komputerze, dzięki czemu można je rozróżniać i "mówić" tylko do jednego. Za pomocą fal (zapewne komputer dostaje je w postaci
cyfrowo zakodowanej, zabezpieczonej jakąś sumą kontrolną, i odbiera, tzn. jakikolwiek sygnał na swych wewnętrznych przewodach poddaje wąskopasmowemu filtrowaniu i
wzmacnianiu) wydawane są komendy chwilowo wstrzymujące procesor (0 woltów na nóżce
SMI# procesora?) i podające mu instrukcje do wykonania (może nóżka PREQ#), na to w każdym razie by wychodziło. Podkreślam, że tę funkcję zdaje się mieć każdy nowoczesny komputer ze względu na to, że zamieszani są producenci chipsetów. [edit 2017-02-20: Przypuszczenie niebezpodstawne, bo istotnie chipset jakoś nie dostrzega i przepuszcza mimo blokady sygnały (SMI) aktywujące ww. tryb SMM, w który procesor przy okazji każdego włamania musiałby wchodzić; jednakże akurat ta druga, pozornie mniej prawdopodobna opcja, okazała się chyba prawdziwa — że problem jest jeszcze głębiej, w samym procesorze.] Straszliwy skandal, jeśli się to udowodni niezbicie; daje to przecież nieograniczone możliwości zdalnego kontrolowania
dowolnego komputera, skoro się już znajdzie jego częstotliwość. Naprawdę dotyczy to laptopów świeżo kupionych "z półki"! Być może tylko w Polsce, kto wie (standardowy tekst spikerów od paru miesięcy: "w tym kraju bardzo mi wstyd"), ale PROBLEM ISTNIEJE (zapewne od ok. połowy 2006 r. — początki ogólnego problemu masowej korupcji podsłuchowo-telewizyjnej, także w skali międzynarodowej, zarazem wejście do kin filmu "Kod Leonardo da Vinci" — a może to od czasu skandalu z nrami seryjnymi wbudowywanymi w Pentium III, A.D. 1999, z czego się jakoby wycofano)... [edit 2017-02-20: Otóż w rzeczywistości raczej wina jest po stronie procesora i to właśnie od czasów Pentium III (w logo ta trójka jest w postaci trzech wykrzykników...) czy może nawet II, a wskazuje na to następująca rzucona ludowi aluzyjna poszlaka. — rozwiń komentarz...Gdy Intel wprowadzał na rynek Pentium III (co dziwnym trafem zbiegło się w czasie z postulowaną w dopisku 'edit 2016-06-23' pod poprzednim wpisem "Zeznania i dowody" zbrodnią przeciwko ludzkości: eksplozją na pokładzie Egypt Air), Parlament Europejski w ramach wręcz jakiejś paranoidalnej troski o prawo człowieka do prywatności protestował przeciwko umieszczaniu numeru seryjnego w procesorach; twierdzono, że mieszkańcy Europy dla swego dobra nie powinni mieć takich procesorów. W rzeczywistości byłby to więc tylko wierzchołek góry lodowej (bo reszta prawdy była taka, że ten nr faktycznie jest przez procesor wykorzystywany do przyjmowania komend falami od zewnętrznego włamywacza, w praktyce telewizyjnego). Samo w sobie posiadanie nru seryjnego przez procesor nie było przecież niczym niezwykłym na tle posiadania go np. przez płytę główną; rodzi to pewne obawy, ale w praktyce, gdyby autorzy przeglądarek www chcieli taką identyfikację użytkownika wspierać, poradziliby sobie i bez nru procesora, np. dzięki temu, że podobny nr może mieć płyta główna czy, w szczególności i co szczególnie łatwe do sprawdzenia, dysk twardy oraz (niezależnie od tego) jego zawartość, tzw. partycje (dyski logiczne, widoczne w systemie operacyjnym). To wszystko więc i tak jest dosyć unikalnie oznakowane; procesor to był tylko jeden krok więcej w tę stronę. I gdzie teraz ta poszlaka? Tenże Parlament Europejski następnie niemalże zasłynął tym, że teraz wszystkie niemal strony www muszą idiotycznie zawracać głowę tym, że korzystają z technologii "cookies", tj. tzw. "ciasteczek": bo to też może naruszać prywatność użytkowników. "Ależ my jesteśmy przewrażliwieni!"... ("To w naszym stylu, ten nr seryjny to był naprawdę poważny problem!"). Przechodząc teraz do rzeczy, łatwo zrozumieć na zasadzie samego rozumu, inteligencji informatycznej, że włamanie, którego doświadczam raz po raz, o ile jest sprzętowe (a jest), opiera się zapewne o komunikaty falowe na jednej i tej samej częstotliwości, dla ułatwienia, ale zawierające w sobie jakiś identyfikator komputera, np. model. I faktycznie spikerzy twierdzą, że mogą "po modelu" uderzyć w konkretny komputer; w praktyce pewnie po nrze seryjnym (mówili "powiedzmy, że po modelu" — bo też dochodzi tu jeszcze kwestia badania dostaw danego modelu danego producenta do takiego np. Media Marktu, dopiero wtedy wyjaśnia się, jakie nry seryjne mogły tkwić w nabytym sprzęcie danej marki). Dodajmy tu jeszcze, na rzecz hipotezy o celowo wprowadzonej podatności w procesorze, iż najnowsze procesory z całą pewnością mają w swym wnętrzu wzmacniacze analogowe zdolne wzmacniać nawet najsłabsze napięcia — szum termiczny (dowód), taki wzmacniacz potrafi zajmować chyba nawet specjalne odrębne miejsce w konstrukcji procesora, więc nijak nie jest wykluczone, że po prostu odbiornik fal mógłby też być w procesorze. Ot jeszcze jedno takie coś, tylko lepsze, na wyższych częstotliwościach zapewne pracujące (megaherce), wraz z filtrem. Spikerzy dodatkowo tę wersję obecnie z całą mocą potwierdzają. A zatem moje doświadczenie i sytuacja, z którą się stykam, skłania mnie do przeświadczenia, że od czasów Pentium III do dziś procesory mają wbudowany swój nr seryjny, tyle tylko, że sprawdzić go już tak łatwo nie można (da się to zrobić, ale pewnie dużo trudniej wpaść na to, jak, w praktyce pewnie to już nierealne znaleźć tę metodę samemu). Nr ten jest następnie wykorzystywany do włamań, gdyż w procesorach jest odbiornik dekodujący informacje na odpowiedniej częstotliwości, podawane z płyty głównej (z tzw. FSB — wielocentymetrowych linii połączonych z nóżkami procesora) działającej tu jako antena. Co ciekawe, Intel pracował nad Pentium III od zapewne ok. 1997 r., a ja mniej więcej wtedy, może dopiero w 1998 r., znalazłem u dziadka pewną książkę o konstrukcji procesorów, zainteresowałem się nią i zacząłem nawet rysować własne schematy projektowanych przez siebie systemów. Swoją drogą też mniej więcej w tamtych latach nauczycielka p. Oczkowska robiła niezapomniane zajęcia szkolne o katastrofie Challengera. Ktoś się chyba tym wszystkim zasugerował, a tym kimś mógł być papież i jego ludzie. Dodam jeszcze, że w tym samym 1999 r., w którym na rynek wszedł Pentium III, a także AMD Athlon (obecnie jest jakiś procesor AMD "Jaguar", a taką miał ksywkę, w skrócie "jag", mój wieloletni ważny partner biznesowy), zaczęła się w praktyce moja obecność w Internecie w związku z tym, że kupiono w domu nowy dodatkowy komputer (na tym procesorze zresztą oparty) z modemem, używany głównie przeze mnie, a przez rodzinę już znacznie mniej (mieli inny). Przybrałem wtedy swój pseudonim internetowy, który przez wiele wiele lat miał wpływ na moje życie, aż poniekąd po dziś dzień — jaki? "Mikroprocesor"... Czyżby mi to telewizja podpowiedziała?... I jeszcze jedno, aby nie mylono tego przekrętu procesorowego z technologiami dla ścigania przestępczości: "tak, o telewizję tu chodzi" (słowa spikerów). Światowe organy ścigania nie radzą sobie nawet z TrueCryptem. Nie stosują takich włamań chyba nigdy, bo to zbyt duży "obciach". Sprawy sądowe są przecież zazwyczaj jawne, a już na pewno wyroki i podstawowe okoliczności sprawy. Toteż zapewniam, że Policja, wywiad i inne legalne służby podlegające pod prokuraturę nie mają nawet swojego podłączenia pod takie możliwości (odpowiednie transmisje z wież nadawczych radia i TV). — Wkrótce po wejściu na rynek "pentium !!!" i skandalu z posiadaniem jawnych nrów seryjnych procesory te uzyskały rdzeń znany pod nazwą kodową "Coppermine" (ang. "[pociesz się słowami] miedź [jest] moja"). "Mam procesor Coppermine, mam na własność miedź, nikt mi przecież nic nie ukradł". Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę, co działo się PRZED premierą Pentium III. Być może Pentium III jedynie ujawniło problem nru seryjnego, który istniał już wcześniej?... Otóż procesor Pentium II był prawie że pierwszym, w którym konstrukcja rdzenia miała jakąś publicznie znaną "nazwę kodową", tzn. pewną finezyjnie brzmiącą nazwę półoficjalną używaną przez wszelkich techników i inżynierów interesujących się procesorami: jego nazwa brzmiała mianowicie... w pierwszym wariancie Pentium II — Klamath (klamat' = kłamać, Rosjanin np. przeczyta L jak Ł, zresztą w USA nie mają polskich liter), a w następnym — Deschutes. Cóż za polsko-papieskie klimaty! Jeśli "Klamath" kojarzył się z polskim papieżem, to Deschutes z jego następcą, który wtedy oczywiście był na razie tylko w planach (Joseph Ratzinger, czyli Benedykt XVI, jest Niemcem, a przymiotnik "niemiecki" brzmi po niemiecku "deutsches" — wystarczy tu przenieść "ut" trzy litery dalej i jest ten Deschutes...). Widać było, co Intela nieco trapiło wtedy — czyżby sprawy papiestwa?... A co, jeśli kolejny papież będzie szczególnie gorliwy religijnie i ogłosi jakieś nawrócenie, zgani Złą Skorumpowaną Firmę? Może czeka nas plajta czy np. wyroki sądowe, utrata praw ochronnych na projekty procesorów? Ale nie: wszystko jest już ustawione, a kolejny papież to ten Niemiec, który też nic nie naprawi w tej sprawie (a potem jakiś, co to rzekomo z Kongo pochodzi, ale w sumie urodził się jednak gdzie indziej: procesor Tongo, "nie" z Afryki — taki model Pentium II). A zatem to w Pentium II najpewniej pojawiło się omawiane tu spodziewane wsparcie dla włamań, natomiast najlepszym procesorem Intela, w którym tego jeszcze nie było, byłby w takim razie procesor Pentium Pro. Zważywszy na podobną wszędzie, jak uczy doświadczenie życiowe, chciwość inwestorów, a także na początek stosowania finezyjnych nazw konstrukcji rdzenia procesora, AMD wprowadził odpowiedni mikroukład wspierający włamania moim zdaniem prawdopodobnie w procesorze AMD K6, czyli równolegle z wejściem na rynek Pentium II (czyli najlepszy z wolnych od tego poprzedników to był w tej firmie AMD K5). Przepraszam oczywiście, jeśli fałszywie posądzam producenta "Jaguara" — to tylko zgadywanie. Tym niemniej to właśnie wraz z AMD K6 bodajże rozpoczęły się finezyjne nazwy rdzeni procesorów AMD, pierwszy z nich nazwano "Little Foot" (mała stopa), co brzmi jak odpowiedź na zarzut "back door!" (odchodząc tylko troszeczkę od dosłownego znaczenia tych 2 wyrazów uzyskamy nawet bardziej pasujące: "mało stóp" — mówi obrońca: "ale nie widać śladów włamań", "mało kto się włamuje"). — ukryj komentarz] [edit: Problem ten znają być może pracownicy serwisów sprzętu (a nawet podobno sklepów z elektroniką: nielegalni pracownicy zajmujący się podsłuchem podają nry sprzedanego sprzętu telewizji). Jeśli tak, to pomogliby bardzo podsyłając programik do sprawdzania nru seryjnego procesora (poprzez odnośnik "Napisz do autora, podziel się spostrzeżeniami" pod nagłówkiem bloga). Jeśli ktoś boi się namierzenia go po adresie IP, to możliwość taką wykluczy stosując np. przeglądarkę internetową Tor Browser (www.torproject.org).] Pokaż dodatkowe wyjątkowo jasne poszlaki[edit 2017-03-09: Oto strona prezesa AMD, popularnego producenta procesorów: "W AMD jesteśmy najproduktywniejsi, gdy podejmujemy śmiałe, skalkulowane ryzyka i agresywnie podążamy za nowoczesnymi technologiami, które zmieniają świat". Czyżby to jego komentarz do podatkowo skorumpowanych inwestorów? (Z Ryzykowaniem kojarzy się też ich nowy procesor AMD Ryzen, bardzo reklamowany na głównej stronie www.amd.com.) Strona Intela w obecnej chwilowej postaci też budzi odpowiednie skojarzenia, zwłaszcza dla zaznajomionych z historią procesorów, z ich "generacjami" itd. Każdy artykuł z osobna. Np. 400 to kwadrat liczby 20 (1997-2017), a przecież mowa tam o latach, a i Szekspir tam wspomniany trafnie w tym całym kontekście kojarzy się z czymś związanym z debatą teizm/ateizm, była choćby np. wzmianka we wpisie na niniejszym blogu z 24. września 2015 r. Najlepsze jednak jest to, że prezes Intela nazywa się Krzanich (co Polak zaznajomiony z pisanymi po angielsku końcówkami nazwisk łatwo przeczytałby jako "krzanić", "chrzanić") — zobaczcie. Poza tym pod hasłem Intel CEO znajdziecie w Google news z... 10. lutego bieżącego roku: "Trump prosi prezesa Intela, by zaprezentował nowy produkt". Nazwisko typu "chrzanić" nawiązuje też zapewne do problemu "premier (Tusk) zrobił mi tortury" i do Donalda Trąbki (ang. trump) — wybrano go w I połowie 2013 r., gdy rozkręcała się tortura dźwiękowa. Przypadkowość osoby (dobrano ją wg kryterium nazwiska, więc pewnie wg żadnego innego zarazem, bo rzadko jest taka możliwość) wskazuje na to, że nic tu nie zależy od prezesa, lecz że (oczywiście) sprawa jest w gestii inwestorów-akcjonariuszy. Przede wszystkim wszakże porównajcie to nazwisko prezesa Intel z procesorem Klamath (kłamać), oficjalniej zwanym Pentium II, od którego zaczęło się bodajże to zło — znowuż jakże czytelna aluzja, obok dziwacznych uwag o "ogromnym bezpieczeństwie!" ze strony www Intela — aby poczytać o tym początku problemu, tym pierwszym procesorze (i o tym, skąd wiadomo, że to najprawdopodobniej od niego się zaczęło), kliknijcie Państwo przycisk "rozwiń komentarz" powyżej na szarym tle. Nie sądzę, że u innych producentów niż AMD i Intel jest lepiej, to raczej cały sektor gospodarki światowej (nie tylko amerykańskiej) jest zamieszany (wraz jeszcze z wszelkimi obecnie serwisami i handlarzami sprzętem) — przecież wg moich doświadczeń problem ten mają nawet procesory telefonów komórkowych. W profesjonalnych zastosowaniach sposobem na ten problem jest np. izolowanie elektromagnetyczne; poza tym są pewne procesory, których sposób konstrukcji jest powszechnie dostępny w Internecie, tzw. OpenRISC, jednakże projekty te są dosyć zacofane (prędkość rzędu zaledwie 500 MHz w porównaniu z np. 2000 MHz w typowych współczesnych komputerach) i przede wszystkim takie produkty są praktycznie niedostępne na rynku.] — ukryj poszlaki [edit 2017-04-21: Jest niestety i gorsza hipoteza. To bardzo możliwe, że problem pojawił się już w procesorze 486... — rozwiń komentarz... wraz z tzw. trybem SMM (miały go też pewne modele 386, choć rzadko spotykane, tzw. 386SL), którego przydatność jest w ogóle bardzo wątpliwa i firma musiała się na pewno nieźle natrudzić i nagłowić, by podać jakieś chociaż minimalnie sensowne uzasadnienia tego, że aż gruntownie niemal zmodyfikowała konstrukcję swych procesorów (nowy tryb pracy); a pamiętajmy przy tym, że o trybie SMM jako siedlisku rootkitów pisze też Wikipedia angielska i co rusz krążą tego typu plotki-przecieki. Finezyjne nazwy, o których była tu już mowa, przecież były już stosowane w Pentium MMX (nazwa kodowa jednego z modeli, oczywiście najpóźniejszego, "żeby wydawało się, że sprawa jest możliwie nowa": "Tillamook" — do amoku, aż do szału), a i w ogóle Pentium było swego rodzaju zmianą podejścia do nazewnictwa procesorów, bo normalnie nazwano by to 586 (wcześniej przecież były liczby: 8080, 8086, 286, 386, 486). Pamiętajmy, że Pentium MMX to bezpośredni następca Pentium, a pochopnie być może chwalony przeze mnie jako wolny od podatności na włamania procesor Pentium Pro (poprzednik feralnego Pentium II i III) to z kolei bezpośredni następca MMX, w którym już taka finezyjna, telewizyjnie-skandalicznie kojarząca się nazwa się zdarzyła (Tillamook). A zatem to być może sam fakt, że to procesory Intela były wspierane przez IBM w jego komputerach osobistych, wynikał ze współpracy tego giganta już tak dawno temu, u zarania epoki powszechności komputerów. U konkurentów typu AMD, IDT WinChip, NexGen czy Cyrix również bodajże na etapie rówieśników 486, czyli w podobnym czasie (u Intela to 486 wprowadziło ten problem powszechnie), pojawił się tryb SMM, więc są jak najbardziej podejrzani w tej sprawie. Aha, dodam jeszcze, że plotki stosowane między wierszami (m. in. na stronie OpenRISC'a, który przenosi się w domenę internetową .io, zresztą jest też znany usługodawca hostingu stron internetowych: blazingfast.io, oraz np. na stronach dotyczących rootkitów NSA działających w trybie SMM, np. DeityBounce) zdają się sugerować, że być może nawet już wdrożono, a jeśli nie, to lada chwila się wdroży, podobną podatność na włamania i odbieranie fal włamaniowych w dyskach twardych. W każdym razie powinno dawać do myślenia, że tak tanie są zadziwiająco wydajne i pojemne zarazem dyski SSD — może to zasługa jakiegoś niepłacenia podatków i innych machlojek. Zwykłe dyski też są bardzo tanie. Na to wszakże na razie nie mam żadnego dowodu, więc pozostańmy przy procesorach. Najszybszy konkurent współcześnie stosowanych procesorów mający otwartą (publicznie dostępną) konstrukcję to (podobno) AeMB z zegarem ok. 279 MHz, realizowany na płytkach ogólnego przeznaczenia tzw. FPGA. — ukryj komentarz] [edit 2017-07-19: Zob. też: pracownicy Intela przyznają, że nieudokumentowany a dostępny dla programów nr seryjny istniał już przed Pentium III... — rozwiń komentarz... — we wszystkich Celeronach oraz "prawie" wszystkich Pentium II (moim zdaniem w nich wszystkich, bo pierwszy, rzekomo odrębny pod tym względem model Klamath, kojarzący się z kłamaniem, miał "tyle samo" tranzystorów co kolejny: Deschutes, wykonany już w technologii 250 nm, czyli 0,25 μm). Skoro wszystkie Pentium II były w to zamieszane (choć producenci sprzętu nie zapisywali sobie nrów seryjnych, a sprzedawcy ich nikomu postronnemu nie podawali), a firma pewnie tylko trochę kłamie, że w Klamath tego nie było (wspominają też o Dixonie, kojarzącym się z angielskim słowem "dick" — siusiak — a więc i skandalami seksualnymi, "wczesnodziecięcymi" może... podobnie Celeron kojarzy się z łaciną, bo to z łac. celer = szybki, czyli z jedynym państwem język ten stosującym: Watykanem), to wniosek z tego krętactwa nasuwa się jeden: problem jest prawdopodobnie jeszcze starszy niż Pentium II; mało wiarygodna jest ta granica wyznaczona akurat przez premierę Pentium II z finezyjną nazwą rdzenia "Klamath" (choć możliwa), bo po co być jawnogrzesznikiem i przyznawać się do tego momentu?... Skoro można i tu jeszcze, na ostatniej prostej, nadużyć zaufania tego cwaniaka, który zbyt dużo pojął? Taka to już być może firma, przynajmniej w tej dziedzinie; może u decydentów politycznych zażyczono sobie, by walczyli tam z wrogiem "na noże", "do ostatniego tchu" (tzn. póki życie pozwala). Na pewno możliwość włamań nie pojawiła się wcześniej niż tryb adresowania SMM (wspomniany 486 i rzadkie modele 386), czyli tryb, który zapewne jest używany w rozkazach wstrzykiwanych do procesora falami, a mało prawdopodobne jest, że wcześniej niż indywidualne nry seryjne procesorów (nry egzemplarza). Najprawdopodobniej też podatność na włamania nie pojawiła się PÓŹNIEJ niż te nry seryjne, bo i po co w takim razie one by istniały i to w nieudokumentowanej postaci?? Zupełne dziwactwo: jest funkcja, jest rozkaz w procesorze, ale nikt póki co nie umie z niego korzystać. (Może to więc jakiś "skarb" trzymany na przyszłość?...) A przecież to bardzo istotne móc zaatakować konkretny procesor, a nie wszystkie w zasięgu fali; dla fal radiowych przecież ściany nie są żadną przeszkodą. Zatem racjonalnie jest oczekiwać, że — w myśl hipotezy tego bloga — to w okresie od wprowadzenia trybu SMM [w 386SL z 1991 r., potem 486SL i od 1993 r. w innych 486 oraz wszystkich Pentium] do premiery Pentium II [1997 r.] (pierwsze potwierdzone przypadki obsługiwania rozkazów ujawniających nr seryjny) zrobiono z procesorów odbiorniki fal. Pokrywa się to mniej więcej z czasem zaprojektowania, premiery oraz gigantycznej kampanii reklamowej komputerów PC z systemem Windows 95 (idea komputera dla mas) — zresztą Microsoft pewnie jest świadomy problemu, ktoś tam nawet napisał artykuł o wspomnianym SMM "SMI są złeeee" (tylko oczywiście on tego kluczowego sekretu Intela nie zdradza). Wprawdzie w starych modelach nie rejestrowano ich nrów na etapie produkcji komputera oraz dystrybucji i sprzedaży, ale wystarczy, że on istniał; przecież ktoś może włamać mi się do mieszkania czy domu (zwłaszcza ze względu na podobny problem w centralkach popularnych ochroniarskich systemów alarmowych) i wystartować komputer z jakiegoś CD-ROM'u czy czegoś takiego i sprawdzić nr seryjny, względnie poprosić o to sprzedawcę internetowego lub wykupić podaż i podstawić kolaborującego sprzedawcę. Poza tym być może da się wymierzyć atak z użyciem zasięgu fali (nadawana z pobliska nie za dużą mocą) oraz modelu procesora, który ma zostać zaatakowany, a nie poprzez nr egzemplarza ("nr seryjny"); dziś przecież nikt już tych starych modeli nie używa, to są egzemplarze kolekcjonerskie, większość starych zezłomowano, dziś sam więc stary model może identyfikować konkretnego śledzonego przez państwo użytkownika. — Podsumowując przytoczone tu informacje, w szczególności ramy czasowe (od wprowadzenia SMM, powszechnego dopiero w Pentium, a wcześniej występującego nie we wszystkich modelach, aż do najpóźniej premiery Pentium II), datę hipotetycznego wprowadzenia do procesorów wsparcia dla włamań szacuję jako datę premiery pierwszego Pentium. Pierwsze Pentium to więc zapewne, wg moich odczuć (i także tez spikerów), pierwsze procesory ze wsparciem dla włamań. Idzie to też w parze ze skojarzeniem 486 z 476, czyli "upadkiem Rzymu". "Kupił stary 486 — koniec z 'Watykanem' w komputerze". Zauważmy też, że po 486 stosowano już tylko finezyjne nazwy na określenie procesorów (z czego tłumaczono się potrzebą zarejestrowania znaku towarowego; mało przekonywująca potrzeba, skoro pisano już wcześniej np. i486 zamiast 486, zaś konkurencji było zawsze dosyć mało i po tej rejestracji dalej istniała jak wcześniej). Kolejna poszlaka: tutaj, na forum Intela dla klientów, jakiś człowiek "pod" zaczął słowo "serial" (= "seryjny" po angielsku) od trzeciej litery: napisał seRial (wcześniej w tytule wątku wyciął trzecią literę, za co przepraszał); ów temat na forum był właśnie o tym, że ten człowiek, administrator 40 maszyn chciałby sprawdzić jakimś programem nr seryjny nowoczesnego procesora (o 10 lat nowszego niż Pentium III), bez rozbierania komputerów, bo to uciążliwe. Tu zresztą jeszcze inny, ciekawszy przykład pominięcia 3 litery czy też jej ("rzekomej") kluczowości, pochodzący już wyraźnie od samego Intela: jego nowy produkt na 25-lecie Pentium, pamięci Intel OP(Ę)TANE. Wreszcie, last but not least, zauważmy, że logo Pentium III, z którym związano skandal dotyczący numerów seryjnych, to po prostu Pentium z małej litery z trzema pałeczkami-wykrzyknikami: "intel pentium!!!". Jednakże nie oznacza to wszystko, że wystarczy po prostu nabyć na rynku jakieś 486 czy 386 i być wolnym od problemu. Z moich doświadczeń wynika, że handlarze sprzętem (jedyni dopuszczani do ogłaszania się, czy to wskutek spekulacji sprzętem i przejęcia podaży, czy wskutek samej polityki mediów ogłoszeniowych) — zgodnie z koncepcją symbolizowaną przez księdza Lombardiego, dawnego szefa Radia Watykańskiego (potem wymieniono go na księdza Majewskiego, o nazwisku takim, jak rzekomy hipotetyczny organizator zamachu smoleńskiego, polski generał) — nie wystawią żadnej oferty, której przedmiotem byłby procesor bez wsparcia dla włamań i bez numeru seryjnego. Nieliczne przypadki ogłoszeń 486 czy 386 (może nawet 286) na sprzedaż dotyczą procesorów podmienionych na nowo wyprodukowane przez Intel podróbki: wg starych schematów, ale rozszerzonych o wsparcie dla włamań. Wskazują na to różne okoliczności, np. przedsiębiorca z Lwówka Śląskiego (po uprzednim gadaniu przez spikerów co jakiś czas przez kilka tygodni, że może w Polsce wyrośnie jakieś ogólnoświatowe zagłębie produkcji procesorów) o nazwie użytkownika "aMARK" ("nieznakowane") wystawił ofertę bardzo rzadkiego a fajnego laptopa z 486 na sprzedaż. Dojazd kolejowy czy nawet autobusowy wyjątkowo utrudniony, w ramach wyjątku linie pociągów tam nie kursują, choć są w Wikipedii, laptop ma uszkodzony prawy zawias (a przecież "nie zawieszę się!" to stały tekst spikerów, mój wcześniejszy laptop Acer Aspire Switch co rusz tracił połączenie po interfejsie USB między częścią tabletową-centralną a podłączaną klawiaturką z touchpadem i dyskiem twardym...): różne tego typu poszlaki, dziwne sposoby pisania ogłoszeń (m. in. kojarzące się ze mną obfite stosowanie pogrubień w środku zdań itd.) sugerują udział mafii urzędniczej (związanej z gminami) w istnieniu tych superofert w stylu retro. Zapewne po prostu od Intela można za grosze kupić nawet i dziś współczesne, zmodyfikowane wersje 486 i może 1-2 starszych modeli. — ukryj komentarz]
Ten sam problem (i te same objawy w rodzaju np. [edit 2017-02-25: znajomości poczty zanim ją odbiorę albo] podmieniania tekstów wyświetlanych przez programiki, tych mianowicie tekstów, które powinny być przypadkowe, tj. zależeć od generatorów liczb losowych) dotyczy też serwerów we wszystkich profesjonalnych serwerowniach, z którymi się spotkałem (chyba nawet w tej z Iranu mi to zrobili). "Marka" nie ma tu nic do rzeczy, kolaborują wszyscy. Specjalnie dla telewizji sprawdza się zapewne "serię i numer" (w praktyce pewnie to jedna liczba) płyty głównej, co umożliwia jakąś zdalną kontrolę mych serwerów za pomocą nadawania fal. Jak by wynikało z mych doświadczeń rynkowych (różne supermarkety z elektroniką) zapewne wszelki sprzęt tam jest podatny, ale "przemawiać" (wprowadzać wrogie programy czy modyfikacje, jednym słowem tzw. "kod") telewizja musi do jednego, więc dobrze jest znać jego numer. W obu przypadkach (moje laptopy i moje serwery) nie widać nic przechodzącego przez kartę sieciową nawet przy ewidentnie na bieżąco, na okoliczność chwilowo zaistniałej sytuacji organizowanych atakach, co bardzo uprawdopodabnia wersję o kontrolowaniu komputera falami. [edit 2017-02-22: Poza tym, w związku z problemem podglądania ekranu, obwijałem swój notebook siatką miedzianą tłumiącą promieniowanie o 80 dB na interesujących częstotliwościach, oczywiście pod warunkiem szczelnego obwinięcia. Po nałożeniu takiej otoczki z profesjonalnego materiału (nie pamiętam już, czy jednej, czy dwóch jej warstw) notebook nie zachowywał się już dziwnie, nie rozłączała mu się już raz po raz część klawiaturowa z ekranową (Acer SW5-012 to taki notebook z funkcją pracy tabletowej — można wyjmować z wyświetlacza prostopadłą do niego zwykle klawiaturę; z winy spikerów ta klawiaturowa część, m. in. z dodatkowym dyskiem twardym, często mi się z punktu widzenia systemu operacyjnego Windows odłączała, nawet w pewnych stałych momentach jakby wedle jakiejś żelaznej, choć niekiedy-rzadko nieprzestrzeganej, zasady). A zatem izolowanie się od promieniowania pomaga. Jednakże wystarczało wprowadzić dziurki w siatce na bolec zasilający, na kable USB, a problem powracał, nawet wtedy, gdy nie było połączenia z siecią WiFi.] Kilka dni temu były też ataki na świeżo zainstalowany na mym laptopie system Ubuntu, na którym nawet nie było jeszcze sterownika karty sieciowej — również były to prawdopodobnie ataki na żywo. To zdalne falowe wpływanie na komputer (wykonywanie dowolnego kodu) możliwe jest zapewne dzięki nadajnikom radia i telewizji, które transmitują też pewne inne rzeczy dla światowych telewizji (np. dźwięk tortury czy, podobno, także sam podsłuch — do odkodowania przez operatorów komórkowych). Jest to praktycznie nikomu nieznany jeszcze problem, którego ja jednak doświadczałem bardzo namacalnie, konkretnie. Jest to być może funkcja dostępna nie tyle przez jakikolwiek znany szerzej program, lecz np. przez przeglądarkę internetową, co zapewnia wymaganą przenośność (możliwość korzystania z tych funkcji bez względu na chwilowo używany system operacyjny, a zatem równie dobrze z Windowsów, jak i nawet przez telefony z Androidem). Funkcje te i metody nie są szerzej znane, zna je telewizja – być może ma to coś wspólnego z intranetem satelitarnym GPS-u. W każdym razie typowy szpieg wie zapewne, że ma podglądać ekran, natomiast nadawaniem kodu włamującego się do procesora zajmować się zdaje sama telewizja (wykazuje np. pewne utarte nawyki, których sami szpiedzy by zapewne z tak żelazną konsekwencją nie okazywali; przykład: rozłączanie części ekranowej z klawiaturową w Acerze SW5-011 i SW5-012 podczas korzystania przeze mnie z TrueCrypt i czasem w paru innych sytuacjach, praktycznie na pewno kontrolowane wolą spikerów -- oczywiście wszystkie te włamania są połączone ze szpiegowaniem mnie i potrafią zachodzić w rytm odpowiednich rzeczy, np. z ekranu wziętych, chociaż też ewidentnie jest element ludzkich interwencji, zmian na bieżąco, np. podmieniania napisów wyświetlanych przez moje programiki z losowych na, za każdym razem, dobrane jakoś przez spikerów). Największy skandal tkwi tu, powtórzę, w tym, że nie ja jeden jestem na takie ataki podatny, lecz co najmniej dziesiątki-setki tysięcy komputerów dla użytkowników domowych w Polsce, choć ogranicza się te ataki do mojego peceta zapewne dzięki doborowi adresata (płyta główna z konkretnym nrem seryjnym, jest to pewnie kodowane cyfrowo w jakichś pakietach). Winowajcą jest prezes Intela i skorumpowany właściciel? Coś nie pomaga blokowanie SMI w chipsecie (odpowiednim programem), a zwykłe tzw. przerwania IRQ trudno o takie efekty (istniejące niezależnie od systemu operacyjnego i jeszcze przed jego instalacją) nawet podejrzewać...
[edit 2016-12-17] UWAGA: Obecnie Allegro.pl i inne takie cenzorskie strony z ofertami z różnych dziedzin (typu np. Gumtree), na których już i tak od dawna nie można było swobodnie publikować ofert nieruchomości, ponieważ nie przechodziły [o ile nie chcecie Państwo iść do administratora lub pośrednika i zapisywać się do gangu telewizyjnego i uzyskiwać podsłuch w telefonie przez specjalny dedykowany telefon, montować w mieszkaniu instalacji radia podprogowego z telefonów komórkowych, a także ustawiać sąsiada, by udostępnił swe mieszkanie do celów podglądania ekranu komputera], mają (pozwalają na?) oferty sprzętu komputerowego praktycznie wyłącznie od pośredników w postaci jakiejś firmy. Taką firmą był np. ten lombard, od którego kupiłem komputer, a są takimi pośrednikami w ogóle te wszystkie firmy, które na Allegro komputery wystawiają (zwykle z opcją "Kup teraz", a nie przez licytację -- typowy "objaw", że rynek jest już jakoś regulowany przez fachowców... w ogóle nie widać licytacji, chęci sprzedania za wszelką cenę jak najszybciej, "od 1 zł", bo nie wie się, ile to może kosztować). Wnioskuję po prostu, że kto chce publikować oferty komputerów, procesorów, ten musi je najpierw testować, by w każdym przypadku poznać nr seryjny i w ten sposób zagwarantować wsparcie dla WŁAMAŃ telewizyjnych, bo oni zadzwonią. Inni zaś zapewne sprzedawcy okazali się "niedostatecznie zweryfikowani", za mało "wiarygodni", by wystawiać takie oferty (oczywiście te ustawienia decydujące, czy wszyscy mogą się ogłaszać, czy tylko ci wybrani przez Allegro, można zmieniać w każdej chwili, więc np. teraz może ta moderacja być wyłączona, a innego dnia, gdy mniej jest wizyt na blogu, włączona). Przykładem poszlaki na tę politykę Allegro wskazującej są liczne aukcje z tekstem "Sprzedam płytĘ głównĄ", z tak wpisanymi polskimi literkami na końcu: tu np. jedna (MSI K8N), tu druga (ASUS A8N-E) i trzecia (ASUS A8N-SLI) — tak im pewnie podpowiedziała TV, tylko to nie płyta winna (mnie taki sposób napisania słowa skojarzyć się musiał i tak zupełnie nieodparcie z procesorem i jego możliwą winą, mniejsza już z tym, dlaczego, ale to taka moja szczególna swoistość). Oczywiste, jak to rozumieć: produkt sam w sobie dobry (bo stary), ale na końcu został przerobiony dla współpracy z polską telewizją... Taką też miałem uprzednio koncepcję: że to płyty główne wyprodukowane po 2006 r. są przyczyną zamieszania, a potem może zaczęli stare modele ewentualnie wymieniać na poprawione. (Były i inne wskazówki: np. płyty wspierające tzw. coreboot, czyli akurat te szczególnie poszukiwane przeze mnie, sprzedawane są oczywiście tylko przez Kup Teraz, jak to zwykle bywa, ale i w dodatku z sugestywnymi tekstami typu (kliknijcie, by obejrzeć przykłady!) "100% OK, nie była modyfikowana, oddawana do naprawy itd." (opis) / "nie ma żadnych wad ukrytych, ani uszkodzeń" (cóż za trafienie w autentycznie realny problem!), z wymienieniem jako elementów "maskownicy" i kilku "śledzi" (proszę się wczytać w podteksty tych obu słów! o Gumtree jako o "piaskownicy TVP(?)" pisałem już 24/01/2015) — jest takie słowo, określenie, w odpowiednim znaczeniu w technice, ale przecież rzadko stosowane, a ja trafiłem na nie na różnych aukcjach aż kilka razy i to jeszcze w dodatku z żółtym trójkątem ostrzegawczym jako ilustracją aukcji — czy wreszcie z jakimiś odstępami przed kropką, co jest częstą oznaką korupcji telewizyjno-podsłuchowej, albo np. z aluzją do (przychylnej oczywiście) opinii psychiatry Jaroszewskiego i także dra n. med. Brykalskiego na mój temat, tych z maja i czerwca 2016 r., które można przeczytać w poprzednim wpisie na blogu, bo opis zaczynał się w identyczny sposób: tam było "Dziś zgłosił się do mnie Piotr Niżyński", a tu w ofercie sprzedażowej: "Dziś mam do sprzedania Asus A8N", zaś sprzedawca okazał się być nie tylko z Olsztyna, ale nawet... z ulicy Warszawskiej (a ja jestem z Warszawy i stąd miałbym dojechać). Niekoniecznie była to firma (choć pewnie tak, bo inaczej czekałoby mnie dobrodziejstwo wejścia do mieszkania bez instalacji dźwiękowej, a tego się bardzo unika), konto przecież z małym obrotem i ilością komentarzy, ale raczej ustawiona sprawa. Inny przykład w stylu tego "100% OK, bez modyfikacji i napraw": "od nas nie otrzymasz płyty z uszkodzonymi kondensatorami! do sprzedaży wybieramy tylko najlepsze sztuki przetestowane wielogodzinnym testem!" — oto aukcja. W istocie sprzęt często po prostu przekazuje się wręcz do samego producenta w celu wprowadzenia sprzętowej podatności na włamania.) Również w sposobie, w jaki rozmawiali ze mną sprzedawcy z lombardów (po tym, jak pół godziny spikerzy właśnie na ten temat gadali na całą ulicę): "ale pan chce to kupić, ja mam to sprzedać, czy..." (w odpowiedzi na moje pytanie, jak długo leży produkt, na mą prośbę, by dali jakiś najbardziej porysowany/nieodświeżany itd.), później, że te laptopy (już nawet zeszli na wersję, że oba) nie mają ładowarki itd. — ewidentnie po prostu nie chcieli oszukać. Lombardy często reklamują swe laptopy przez Allegro (to może nawet główny sposób reklamy), więc to by się zgadzało. Po prostu sprzedaż elektroniki zeszła na psy takie, jak obrót nieruchomościami: ludzie biorą oferty od g**nianych mediów elektronicznych (tych wszystkich markowych), gdzie być może nie ma swobodnej publikacji ofert bez żadnej cenzury. Porównajcie tę sytuację ze schematem obrotu nieruchomościami. Nie jestem pewny, na ile masowy jest to problem, czy dotyczy całej Polski (a może i świata), czy np. tylko Warszawy. Ludzie, to kompromitacja, że się na coś takiego godzicie i nie bojkotujecie tych g**nianych kolorowych stronek dla dzieci z ogłoszeniami, gdzie wszystko jest kontrolowane przez cenzorów, tylko dalej z nich korzystacie. Przecież taka strona (np. z aukcjami), o ile cenzuruje oferty tak, by krzywdzono ludzi, jest to śmieć. Może zresztą to wina nie strony ogłoszeniowej, tylko sprzedawców, których korumpują czy po prostu wykupują pośrednicy obrotu (firmy handlowe), nie badałem tego w ogóle, relacjonuję tylko efekty mych prób (rzecz w tym, że tak czy owak nie powinny nawet przez jakiś czas widnieć licytacje "zdrowych" produktów, bo jeszcze bym się dodzwonił do oferenta; muszą one znikać bardzo szybko po udanym wystawieniu aukcji, jeśli w ogóle udało się to zrobić).
Z innych tematów: (1) sprawa działki z domem z instalacją dźwiękową czeka od kwietnia z powodów finansowych i prawnych, niby już w maju wierzyciele wycofali wniosek egzekucyjny wskutek spłaty, ale sprawa i tak wlecze się, a komornik robi wszystko, co może, by było źle i by musiały być zażalenia na jego sposób umarzania sprawy, (2) PiS szykuje cenzurowanie Internetu (prostacki, prymitywny atak na wolności demokratyczne, sprzeczny z konstytucyjnymi zasadami: neutralności światopoglądowej państwa [równe traktowanie osób przez władze publiczne] oraz wolności pozyskiwania i rozpowszechniania informacji, a nawet z zasadą państwa prawnego, bo z urzędników, czyli funkcjonariuszy publicznych, a może również i sędziów będzie się pewnie robić bandytów cenzurujących Internet, co stanowi przekroczenie uprawnień) — nie żeby oni mogli coś naprawdę z Internetu usuwać, ale przed Polakami treści mają być ukrywane za sprawą operatorów typu Neostrada, UPC (tzw. pisowska sprawa pornografii w Internecie [edit 2017-04-07: we wrześniu uchwalili to już pod pozorem walki z hazardem, art. 15f znowelizowanej Ustawy o grach hazardowej — Minister Finansów od 1. lipca będzie publikować wiążącą dla operatorów internetowych listę stron, do których dostęp ci mają blokować (koniecznie od lat to widmo "listy stron zakazanych" i blokowania dostępu do czegoś, co faktycznie w Internecie istnieje i dla 99,9% jego światowych użytkowników jest widoczne... tylko Polacy mają być gorsi, pod kloszem, oddzieleni od realnego świata, bo on zbyt szczery... strona jest, serwer zagraniczny rozpowszechnia informację, ale Polak wejść nie może, bo go od tego odgrodzą firmy telekomunikacyjne za sprawą państwa...) HAŃBA, wstyd mi za wyborców PiS-u, z drugiej strony kto z nich wiedział, że wybrana przez nich partia im taki kwiatek zgotuje! i to w kraju, w którym ponad 70% ludzi korzysta z Internetu i zapewne ceni sobie jego niezależność od politycznej kontroli]), (3) spikerzy [ci, co mówią i szepczą torturę dźwiękową] od paru tygodni przekonują mnie, że "ma zostać zabita moja matka przez lekarza w szpitalu". Tak podobno została już zabita moja ciocia [więcej na ten temat było np. w dopisku 'edit 2016-05-28' pod wpisem z 22. kwietnia 2016 r., także w II dopisku pod wpisem z 2015 r. o katastrofie w Smoleńsku], a może i babcia (kilka rzeczy na to wskazuje, m. in. samobójcza zapewne śmierć Glempa, poprzedzająca o 1 miesiąc abdykację papieża, a także sam spodziewany cel przyświecający zabójstwu cioci — przygotowanie tortury remontowej, która będzie obecna wszędzie, bez wyjątku — im się pewnie po prostu spieszyło, nie chciano czekać może nawet wiele wiele lat na rozpoczęcie akcji). Zleceniodawcą zabójstwa mej matki ma być podobno prymas (i papież, który nieraz powiadał — był swego czasu, rzędu rok temu, nawet taki stały temat — rzeczy w rodzaju "Kościół jest matką" [przykład 1 z 24.04.2013, przykład 2 z 3.09.2013, przykład 3 z 11.09.2013, przykład 4 z 18.09.2013] czy, jeszcze innym razem, "Jeśli OBRAZISZ moją matkę, spodziewaj się ciosu" [z 19.01.2015, przy okazji, uwaga, zamachu NA pewną REDAKCJĘ — a przecież Piotr Niżyński chce tworzyć mass media] — to wszystko cytaty dokładne ze słów papieża; wspomnę tu jeszcze o rozlepieniu całej Warszawy plakatami "Mamma Mia" [czyt.: "mija"] już od pół roku [Teatr... Roma; swoją drogą "Roma" to też nazwa firmy ochroniarskiej chroniącej warszawskie prokuratury, urzędy skarbowe], o sprawie Ewy Tylman, której imię pasuje do mej matki [a nazwisko powiada: "ten, co miał ją w..."]). Aż wstyd coś takiego publikować, ale niech będzie, że jako możliwą ewentualnością podzielę się tym ich wskazaniem. Prymas ponoć swego czasu stał już za sprawą zabójstwa Popiełuszki — w mediach to jest często mówione między wierszami, a nawet i tu na blogu, np. bodajże na liście z II dopisku pod wpisem z 2015 r. o Smoleńsku czy w ramach dopisku 'edit 2016-01-24' pod wpisem styczniowym o zbrodniach. Kto w ogóle jest przyczyną mej krzywdy? Odpowiedź zdaje się być ukryta w nazwiskach: był sobie ś.p. Wyszyński, symbol polskiego Kościoła [edit 2018-11-10: aresztowany w moje przyszłe urodziny], i jest Niżyński-Niczyński [aż 4 tropy ideowe (memy) wiązały postać tancerza Wacława Niżyńskiego, który zasłynął we wczesnym XX w. i ma swą ulicę w śródmieściu Warszawy, z filozofem Fryderykiem Nietzsche, oto te uderzające zbieżności — kliknij] (zauważmy, że "WYSZe" i "NIŻe" to rosyjskie przeciwieństwa przysłówkowe odpowiadające polskim "wyżej" i "niżej") — oto jest nadczłowiek, oto jest podczłowiek... Więcej o postaciach kolejnych prymasów jest w moim tekście o Janie Pawle II i genezie podsłuchu. [edit 2017-06-07: Telewizja Polska S.A. niewątpliwie szanuje Kościół i jest z nim w specjalnych układach, stąd też miałaby pochodzić ta jego zdolność do dominacji i przestępstw.] Co ciekawe, ok. rok przed śmiercią babci chodziły mi po głowie — przecież słuszne może i teraz — myśli, by ją zabrać ze szpitala, starałem się trochę o to [w dniu mego pobytu szpital nie chciał się na to zgodzić, lekarz rozmawiał z nią, a w końcu przewieziono ją tegoż dnia do innego odległego szpitala: a zatem, jak widać, "zamieszałem" im, przejęli się; dla porównania, ciocia tam została i zmarła zamordowana w obrębie tego samego szpitala na Aleksandrowskiej 159 w Łodzi, z którego do końca życia nikt jej nie zabrał, i takie to skojarzenia budzi numer 159, obecny w sygnaturach sądowych także o mojej mamie (podobnie, w Gazecie Wyborczej w przeddzień śmierci członka mej rodziny był artykuł... Ewy Obrębowskiej-Piaseckiej bodajże, na temat sztuki — a w dziedzinie sztuki pracowała właśnie moja mama — nazwisko sugeruje: "w obrębie tego szpitala do piachu", pójdzie do piachu?... obok zresztą jest przystanek Hala Znicz, najbliższy przystanek autobusowy, a na terenie szpitala jest cmentarz)], ale ostatecznie zlekceważyłem tę sprawę; nie podejrzewałem żadnej możliwości zabójstwa. Z ciocią w ogóle już sprawa jest jasna; jej śmierć nastąpiła 1 dzień przed obrabowaniem mnie przez Policję gwatemalską, świetnie wynikającym z zupełnie innych lokalnych dla mego pobytu w tym kraju spraw; i aż jeszcze 3 dni po jej pogrzebie zorganizowano Polsce (dowody — patrz np. II dopisek pod wpisem tu na blogu o Smoleńsku z 2015 r.) "katastrofę pod Sękocinem" (por.: program "Big Brother" w TVN), przepraszam, pod Szczekocinami... pod domem Wielkiego Brata ("domem Ojca" czy raczej matki, domem rodzinnym)?... Katastrofa pod domem rodzinnym — katastrofa w rodzinie, taki mógł być zamysł... [edit 2017-04-20: Pewnie nawet nie tylko mnie to się tak skojarzyło. Znany operator internetowy z Tajlandii przybrał w czerwcu 2015 r. (czyli na samym początku pontyfikatu Niemca — Benedykta XVI) nazwę TOTBB.NET, brzmiącą jak "Tot Big Brother", gdzie "tot" to po (uwaga) niemiecku "martwy". Sami sprawdźcie dane o abonencie tej domeny; a to tam naprawdę wielki operator internetowy, porównywalny pod względem popularności np. z "Neostradą" Orange. "Martwy Big Brother"...] A poza tym: mój brat teraz taki wielki, jakże potężnym się stał po dokonanym (zupełnie zbytecznym) ubezwłasnowolnieniu całkowitym mej normalnej, jak wszyscy słyszeli, matki... Zostawmy jednak te tematy, bo z wyjątkiem ciotki (której śmierci towarzyszyła wielka zakamuflowana wrzawa w mediach katolickich), do uczestnictwa w zabiciu której spikerzy konsekwentnie się przyznają (wskazali "doktorowi G." moment) — tak tak, doszedł teraz do władzy ten sam Ziobro! chyba rozumiecie, że w przypadku poważnego polityka nie sposób lekceważyć możliwości, że [ww. temat rzekomego "doktora-zabójcy"] to była prowokacja i demonstracja znajomości tematu wobec lekarza, a nie żadna "gówniarska" wpadka?... — trudno w sprawach tych o jakąkolwiek pewność, choć z uporem maniaka spikerzy powtarzają, że matka też ma zostać zabita, "NAPRAWDĘ". (W takiej sytuacji oczywiście nie pomogłyby jej żadne zmiany szpitala na inny, bo w każdym można by zorganizować przekręt z lekarzem lub nawet dostarczyć nowego lekarza lub wymusić zmianę jej szpitala — i dlatego najprawdopodobniej w żadnym nie byłaby bezpieczna.) Wróćmy więc do moich własnych spraw. Czym się ostatnio zajmuję? Zarabianiem, sprawami w sądach i prokuraturach, trochę działką, ale nie jej eksploracją (co godne odnotowania, ochrona Solid Security również, jak się okazuje, ma jakieś dziwne problemy typu "podczas włamania nie odbieram sygnałów, chociaż były i widać na centralce" — obsługa ich stacji monitorowania nic nie wie o kilku takich alarmach, a mam nadajnik radiowy z dużą anteną; pisałem już tu niegdyś w 2013 r. o skandalicznej obsłudze w firmie na J; do kompletu byłby Konsalnet, który bardzo intensywnie jeździł za mną, tj. pojawiał się w różnych miejscach obok mnie podczas pobytu na mieście, gdy z nim komunikowałem się i rozważałem zawarcie umowy). Sprawa w branży elektronicznej i ochroniarskiej [edit 2017-01-17: we włamaniach pomagają też producenci zamków, nawet zagraniczni (wypróbowałem w 2013 r. zamek niemiecki za tysiąc kilkaset zł), do dziś sobie z tym nie poradziłem] ma szansę być największą aferą tuż po sprawie samej telewizji i hoteli oraz po związanych z tym sprawach w polityce (m. in. bandytyzm w Policji, w Sejmie) i w mediach.
[Czytaj więcej o politycznej cenzurze Internetu] Wciąż nie zabrałem się (m. in. z przyczyn finansowych) za odkrywanie i usuwanie instalacji dźwiękowej ukrytej na mojej działce i w domu — ostatnie ponad pół roku od wejścia komornika w kwietniu i spłacenia go przeze mnie oraz wycofania wniosku egzekucyjnego przez wierzycieli w maju to czas swego rodzaju batalii sądowej, skarg z art. 767 kpc (jak ten samolot Boeing... a w Watykanie właśnie wtedy wszczęcie procedury kanonizacji Skargi Piotra...), dwukrotnego odwoływania się od absurdalnych naliczeń i zapisów dokonywanych przez komornika w sprawie faktycznie już i tak zakończonej — a tymczasem życie zmusza mnie do kolejnej dygresji. Zamiast o domu i instalacji dźwiękowej, jakże skandalicznej i haniebnej, a sięgającej samej gminy, będzie tu więc o wolności w Internecie. Przyczyną nieszczęścia, jakim jest żałosny obecnie stan polskiej polityki, jest kretyńska postawa sporej części moich czytelników, bo choć jest to strona poruszająca tematy arcyważne i nie do znalezienia gdzie indziej, to nie rozpowszechniają o niej wieści, nie klikają też odnośników na temat Partii Piotra Niżyńskiego, jaką trzeba by powołać, których to odnośników sporo można tu znaleźć w różnych eksponowanych miejscach (do powołania partii potrzeba 1000 podpisów poparcia, a ja ich nie wyczaruję). Rozumiem, że ok. 50% odwiedzających to pewnie niepełnoletni, spora część pozostałych to albo agenci (zamieszani sami w aferę), którzy podpatrzyli np. adres strony na mym ekranie komputera, albo osoby pokrzywdzone przez warszawskie oszustwa mieszkaniowe (nie jest w nich winą żaden brak dowodów ani problem prawny, jest to raczej afera kryminalna u prokuratorów i w Policji oraz u premierów, w partiach politycznych po prostu, bodajże inspirowana pierwotnie przez papiestwo, co czyni ją sprawą pokrewną do mojej) — mimo to poziom tej strony (omawianie wszystkiego na dowodach), jej niepowtarzalność i arcyważność omawianych tu tematów, nie do znalezienia gdzie indziej, chyba zasługują na uznanie, na powiadomienie innych, nawet na poparcie inicjatywy politycznej (mniejsza już z tym, czy by mi partię zarejestrowali w sądzie, ale pewien ruch i przypływ zainteresowania ludzkiego w temacie by się przydał).
PiS zabiera się za to, co od lat planował (sugerowano mi to podprogowo i na różne sposoby, także przez podstawione osoby, dziwne sytuacje w mym życiu, a nawet przez swoje ataki słowne na Trybunał Konstytucyjny w latach 2005-2007; temat wyczuwały i podchwytywały też inne partie). Myślę, że planował sobie, że w przyszłości przyjdzie mu cenzurować Internet (po to, by chronić się przed niechybnym inaczej upadkiem), już w 2007 r., dziennikarze mogli nawet o tym już tak dawno temu słyszeć, natomiast dziś sprawa ta zmierza do przesilenia i do wydania owoców. Od 1,5 roku przecież co najmniej w opublikowanym oficjalnym programie wyborczym PiS-u jest "walka z pornografią w Internecie" — tak tak, to właśnie ten temat! Wiadomo, o co chodzi, jest to wyjaśnione. Gdy słyszymy o tych planach walki PiS-u z łatwą dostępnością pornografii w Internecie wiedzmy, że w tle jest tu fundamentalny zamiar, by Internet był cenzurowany przez państwo. Jursdykcja polskich cenzorów ma być ogólnoświatowa, tzn. dotyczyć treści serwowanych z dowolnego miejsca: nie tyle polega ona na odłączaniu od sieci serwerów (komputerów serwujących treści) poprzez ich fizyczne zabieranie, zabezpieczanie, odcinanie łącza itd., co by oczywiście udawało się tylko w Polsce oraz w krajach, które zechcą współpracować (a w przypadku poważnych przestępstw typu pedofilia, handel ludźmi itd. praktycznie każdy kraj będzie współpracować policyjnie), lecz to wtrącanie się polskiego państwa w Internet ma mieć postać właśnie haniebnej cenzury, życia pod kloszem, wirtualnej rzeczywistości dla Polaków traktowanych tu jako jacyś podludzie niedojrzali do mądrego korzystania z wolności demokratycznych. W skrócie: strona internetowa wprawdzie dalej istnieje, serwer serwuje swe treści, ludzie na całym świecie mogą z niego korzystać (99% narodów cieszy się swobodą korzystania z sieci), ale POLACY NIE... Polakom każda Neostrada, UPC, Vectranet czy Internet komórkowy Orange ma zwracać zamiast strony internetowej o wskazanym adresie coś innego. Stronę zastępczą z treścią, że tamta została zablokowana. Przechwytywaniem i modyfikowaniem ruchu internetowego — co obecnie jest raczej nielegalne i dopatrywałbym się w tym naruszeniu umowy wręcz znamion oszustwa komputerowego (przestępstwa z art. 287 kk) — mieliby się zajmować sami operatorzy świadczący usługę dostępu do Internetu, a mianowicie automatycznie robiłyby to ich urządzenia w oparciu o listę stron blokowanych, codziennie np. pobieraną z... adresu rządowego. Np. od Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Wszak pornografia (i zapewnianie blokady stron pornograficznych) to w ogólności nie bezprawie i dlatego nie zadanie dla sądów.
Z blokady pornografii można niby zrezygnować, ale obowiązkiem operatorów internetowych byłoby to, by standardowo była ona włączona. Ewentualnie można zapytać nowych klientów o to przy podpisywaniu umowy, ale czy ustawa zapewni, że ci klienci będą poinformowani, iż nad sprawą blokad czuwa rząd, że to mimo wszystko jest sprawa państwowa i specjalnym prawem regulowana? Świadoma decyzja to podstawa. Podkreślenie roli polityków i państwa jest kluczowe. Poza tym: prawie na pewno projekt ustawy, który właśnie się przygotowuje, nie zatrzyma się na cenzurowaniu pornografii. Byłoby to tak nonsensowne, że tylko kretyni i osoby nierozumiejące potrzeb demokracji mogłyby usprawiedliwiać taki projekt, bo tak poza tym każdemu musiałby się wydawać idiotyczny z punktu widzenia narodu i bardzo szkodliwy: PO CO PAŃSTWOWY REJESTR BLOKAD? PRZECIEŻ SĄ FIRMY PRYWATNE, KTÓRE TYM SIĘ ZAJMUJĄ. Z tego to argumentu projekt by się nie obronił i trzeba by poczynić ustępstwa, np. takie, że w ogóle nie od tego np. urzędu pobierano by bazę blokad, lecz ze źródeł prywatnych, a państwo jedynie zapewniałoby, by każdy z jakiegoś takiego zaaprobowanego przez państwo(!) g**na korzystał, chyba że bardzo nie chce. Prawdopodobnie albo już w obecnie szykowanej ustawie, albo wkrótce potem (np. rok-dwa lata potem) w ramach jakiejś drobnej poprawki dodano by do ustawy możliwość "orzekania" przez sąd blokad poszczególnych stron internetowych zawierających "treści bezprawne" (tzn. bezprawnie istniejące). Ot takie wciąganie sędziów w bandytyzm, zupełnie jawne i w świetle jupiterów. Z takich sądowych blokad pewnie już by zrezygnować nie można; zarezerwowano by je początkowo (w zapowiedziach) np. dla pornografii dziecięcej, ostatecznie pewnie do ustawy trafiłoby ogólne określenie "treści bezprawne" lub inne tego rodzaju, które może przecież oznaczać też pokłosie "przestępstwa" ujawnienia "tajemnicy państwowej". Wystarczy napisać notatkę, przytwierdzić na niej pieczątkę TAJNE, podpisać — ot i "tajemnica państwowa" (mniejsza już z tym, czy legalna! mamy swoje zdanie! w sądach i wśróð właścicieli mediów szaleje korupcja, nie wiecie, na jakim świecie żyjecie...), NIE WOLNO PUBLIKOWAĆ... Przeszkadza nam strona internetowa? Zróbmy tajemnicę państwową albo wskażmy już istniejącą, choćby nielegalną! Jedno czy dwa ostrzeżenia (może tym kanałem, który dla kontaktów mediów z ABW przewidziała np. ustawa antyterrorystyczna), że pisze się na temat zakazany, po czym dane media internetowe mogą po prostu zniknąć — od ręki, natychmiast, aktem rządowym albo po długim procesie, w każdym jednak razie ZNIKNĄĆ... Otwarta jest droga do dowolnej walki z mediami internetowymi w ten sposób. Może nie być gdzie się poskarżyć. Media już teraz bardzo lekceważą temat cenzury Internetu, która ma lada chwila (może za kilka miesięcy) trafić do Sejmu jako projekt, aż wstyd to przyznać, "ustawy" polskiej... jedynie chyba ten Wprost, ten od tzw. "afery podsłuchowej" (zupełnie o czym innym niż ta, tak bardzo się krępują o mym temacie mówić), właśnie wytknął (wespół jeszcze z ekranami na peronach metra warszawskiego), że PiS zabiera się do tworzenia projektu "obiecanej" ustawy. O tej obietnicy wyborczej pewnie prawie żaden wyborca nawet nie słyszał, nawet o "mafii telewizyjnej" nie wszyscy słyszeli, w tym właśnie rzecz...
Projekt jest haniebny, a PiS-owski upór w trwaniu przy tym i lansowaniu go powinien doprowadzić do zniknięcia tej partii ze sceny politycznej. Nikt normalny nie powinien już na nich głosować, a ponadto zaczynają się kwalifikować do rozwiązania ich partii przez Trybunał Konstytucyjny. Sam temat projektu jest nielegalny i to jest nie do naprawienia. Łamane są zasady: neutralności światopoglądowej państwa, wolności rozpowszechniania i pozyskiwania informacji oraz państwa prawnego (to ostatnie — poprzez czynienie z urzędników czy sędziów bandytów od przekraczania uprawnień, ponieważ przepisy Konstytucji mają pierwszeństwo przed ustawami, stosuje się je także bezpośrednio, a bardzo wyraźnie wykluczają one takie rozwiązania, jakie planuje PiS). Co by nie zmienano w tych pomysłach, jak by ich nie "łatano", zawsze ustawa pozostanie co do swej istoty antykonstytucyjna. Wolność pozyskiwania informacji, zwłaszcza rozpatrywana łącznie z wolnością rozpowszechniania informacji, efektywnie wyklucza takie rozwiązania. "Wolność" to w ogólności brak przeszkód — może jakiegoś rodzaju, może brak jakichkolwiek przeszkód; otóż przecież w sytuacji, gdy przedstawiciele państwa wprowadzają ludziom mocą ustawy i swych nowych "uprawnień" blokadę jakiejś strony internetowej, to tym samym po pierwsze wprowadzają przeszkodę do pokonania dla osoby, która chce tam wejść i czegoś się dowiedzieć (nawet w przypadku obrazków każda strona internetowa niesie ze sobą pewne treści i informacje, a informatycy wręcz potrafią zawsze wyciągnąć z niej pewne specyficzne tylko dla niej teksty i zapisy, tzw. kod źródłowy, odpowiedzi HTTP, adresy IP itd.). Użytkownik może wprawdzie pójść do operatora Internetu i zażądać usunięcia blokady, ale dopóki tego nie zrobi, ona istnieje i stanowi przeszkodę. Ponadto takiego szczęśliwego finału dane jest dostąpić tylko nielicznym, może np. 10% użytkowników; nie tylko sam użytkownik musi być na tyle śmiały, by zwrócić się do drugiej osoby o usunięcie blokad (niech tak będzie np. u co drugiej osoby, w tym np. u mniejszości kobiet i dziewczyn), zwykle jeszcze jest tak, że na jednym łączu jest kilku użytkowników i jego właścicielem się akurat nie jest, więc musi jeszcze tak śmiałym być abonent łącza (np. ojciec, matka) i zgodzić się na pójście do operatora i powiedzenie wszem i wobec: "[onanizuję się przed monitorem,] proszę mi wyłączyć te blokady pornografii". Po drugie jeszcze poważniejsza przeszkoda do pokonania powstaje dla rozpowszechniających treści. Zauważmy, że problem konstytucyjny tu istniejący nie dotyczy tylko jakiegoś złego wdrażania ustawy: nadużyć, walki z mediami, cenzurowania nie tego, co trzeba. W odróżnieniu od definicji licznych praw człowieka w prawie międzynarodowym wolność rozpowszechniania i pozyskiwania informacji przysługuje każdemu bezwzględnie, Konstytucja nie przewiduje wyjątków, a więc strasznym obciachem jest taki projekt blokad bez względu na to, czy zablokuje się tylko porno, czy i coś więcej. Tak czy owak narusza to Konstytucję i włącza nas do współczesnego kręgu cywilizacyjnego Chin, Rosji, Białorusi, Turcji, może jeszcze kilku krajów w rodzaju Korea Północna czy Birma (biedaczki Rosjanie teraz mają problem, bo sąd zablokował im bodajże cały LinkedIn czy inny popularny serwis społecznościowy). Następnie: choćby nawet zawsze wymagano najpierw zgody, pytano po kolei wszystkich klientów dotychczasowych o nią przed jej wprowadzeniem, a pytanie sformułowano jasno i wyraźnie zaznaczając rządowo-prawno-państwowy charakter tych blokad (bo zgoda powinna być świadoma), to i tak temat ustawy pozostaje niekonstytucyjny, bo to nie jest obszar, który powinien być regulowany przez państwo. Wynika to wyraźnie z Konstytucji, tj. z ww. wolności zestawionej z zasadą neutralności światopoglądowej państwa. To nie jest w ogóle projekt dla państwa; posłom-zapaleńcom w tym temacie proponowałbym może utworzenie fundacji i realizowanie w ten sposób swoich zapędów: tu też przecież wszystko opiera się na elektoracie i na poparciu.
To, z jakim uporem maniaka wraca się do tego złego pomysłu, czyni z PiS partię skompromitowaną, która niszczy równowagę sił będącą podstawą demokracji, partię niszczącą prawie że gwarancję demokracji (wolne wybory będą odtąd już tylko łaską polityków...). Najpierw zniszczono anonimowe prepaidy, tzn. gwarancję techniczną tego, że każdy, kto chce, ma dostęp do Internetu (nie odetnie się z osobna takiej osoby od sieci, bo nieznany jest jej nr, a tymczasem telewizja i inne służby mają możliwość zablokować tymczasowo każdy nr u operatora; obok wtedy leży komórka w tej samej sieci, która ma zasięg, a ta nie ma i pisze o błędzie logowania — doświadczałem tego nieraz, nawet całymi godzinami). Przy okazji tej "zmiany dobrej, pożytecznej jedynki na 0" nie rozprawiono się wcale z anonimowością komunikowania się (i dobrze), bo przecież są Skype'y, są różne środki komunikacji głosowej i tekstowej w Internecie, a sama anonimowość połączeń internetowych jest zapewniana przez dobrze znane informatykom technologie takie, jak proxy (inaczej zwane tunelami; np. SOCKS5), VPN, tor. Także: przestępcy sobie poradzą, będą anonimowi, natomiast można zupełnie od ręki, o ile tylko sprawdzi się nr, zabierać nawet komórkowy dostęp do Internetu — odpadła ostatnia deska ratunku oparta na gwarancji technicznej wynikającej z braku wiedzy, kto akurat się łączy jakim nrem (trzeba by chyba całe miasto odciąć od sieci). I co za chwilę? Prace nad ustawą o cenzurze w Internecie. Po drodze jeszcze jacyś fałszywi podobno biegli zorganizowani przez telewizję do badania Smoleńska (sami spikerzy tak przyznają), którzy nic nie znajdą oczywiście, żadnego trotylu, oraz nowelizacja prawa o zgromadzeniach, strasznie skrytykowana przez Sąd Najwyższy i Rzecznika Praw Obywatelskich jako antykonstytucyjna (przewiduje m. in. pierwszeństwo dla demonstracji państwowych: te będą miały najlepsze miejsce i czas, w związku z tym przy ważnych wydarzeniach w odpowiedniej chwili i miejscu każdy złoczyńca będzie spokojny o swe bezpieczeństwo — tłumy mu nie zagrożą, bo w ogóle demonstracja będzie zwalczana ze względu na to, że teraz tu jest inna). To, co robi PiS, wraz z tym całym reklamowaniem aż do znudzenia swej prorodzinności (taka wymówka) oraz żenującym sporem z Trybunałem Konstytucyjnym (specjalnie się z nim chyba zgadano, w efekcie czego teraz jest sytuacja, że rząd "jedzie" wg jednej ustawy o Trybunale, a Trybunał wierzy w obowiązywanie innej, przez co nie zawsze rząd uznaje jego skład za właściwy i pewnych wyroków nie publikuje), to wszystko stanowi prostacki i prymitywny atak na wolności demokratyczne, którego osią jest problem niezależności informacyjnej Internetu. Władze chciałyby ludu z klapkami na oczach, patrzącego tylko w stronę aprobowaną przez partie. Co PiS wprowadzi, lekceważąc przy tym wyrok Trybunału Konstytucyjnego (ten może nawet łaskawie nie ulegnie przekupstwu i nie napisze, że sprawa jest legalna), tego już żadna partia polityczna (poza moją) raczej nie odwoła, bo wszystkim obecnie lansowanym jest to na rękę; trzeba chronić mafię sięgającą ich samych, mediów, Kościoła, mafię związaną z telewizją — przed światłem dziennym. I nawet jeszcze ten wyrok Trybunału Konstytucyjnego — jeśli w ogóle coś zmieni — może będzie jakiś pobłażliwy, drobiazgi zaledwie wytykający, w ramach zakulisowych mafijnych jakichś uzgodnień; tymczasem w rzeczywistości sam przedmiot planowanej ustawy już bez znajomości jej treści pozwala przekreślić ją W CAŁOŚCI, pozwala powiedzieć głośno i z pewnością siebie politykom: "ZAPOMNIJCIE O TYM TEMACIE!", bo to zadanie dla firm prywatnych i fundacji, a państwu zakazane (są przecież i tacy, co uważają, że "onanizm wzmacnia organizm", a "pornografia pozwala ubogacić życie erotyczne, jest więc w umiarkowanej ilości czymś raczej korzystnym"). Hańba, naprawdę hańba; i to w świetle jupiterów... Może jeszcze kryminalizować tym bandyckim projektem zechcą sędziów, również w świetle jupiterów — nowa jest tylko ta jawność, bo wciąganie sędziów w przestępstwa (podsłuchowe) miało już miejsce i trwa (młodzi adepci prawa trafiają do mafii jeszcze zanim zostaną sędziami)...
Sprawa braku blokad oficjalnych (prawnie uregulowanych), braku jakiegokolwiek wdrożonego oficjalnie systemu ich przyjmowania z zewnątrz przez operatorów Internetu w ramach wypełniania prawa publicznego, jest kluczowa. Nie zgadzajmy się tu na żadne ustępstwa, bo stąd już tylko maleńki krok do walki z nowymi mediami elektronicznymi (moje już się szykują). Wolność Internetu, tak, jak istnieje wolnych mediów, to część szerszej kwestii pod tytułem "nowoczesne technologie komunikacyjne w rękach narodu", która jest fundamentem demokracji, demokratycznego układu sił pomiędzy rządzącymi a narodem. To w zasadzie ta sprawa (wspierana jeszcze przez zakorzenienie w ludziach zasad moralnych, bo to druga potężna siła w służbie demokracji) decyduje o tym, czy demokracja obroni się przed zakusami złych politykierów w sytuacji, gdy jest konflikt i niezgoda co do wartości, jakimi należy się kierować w polityce, i zapędy dyktatorskie. Nie wystarczy (1), że mas narodu jest dużo; muszą być jeszcze (2) poinformowane i (3) zorganizowane, by mogły wygrać ze świetnie wyćwiczonymi i przygotowanymi do walki siłami policyjnymi, telewizyjnymi, skorumpowanym sądownictwem itd. Te warunki 2 i 3 są zapewniane właśnie przez nowoczesne technologie komunikacyjne i dlatego muszą one pozostać w rękach narodu, a państwu od tego wara w zupełności. Konstytucję pisali mądrzy ludzie mający to na uwadze i zrobili ją wprowadzając coś dla narodu naprawdę dobrego. Dokładnie o omawianym tu problemie jest art. 54 ust. 1 Konstytucji, to on powinien gwarantować niezależność Internetu, a partia tymczasem z uporem maniaka forsuje zły pomysł. To powód, by na nią już nie głosować, choćby nawet ktoś nie dostrzegał innych problemów, w rodzaju prześladowanie i torturowanie mnie czy zbrodniczość państwa o pochodzeniu, podobno, kościelnym (coś niecoś na udział Kościoła i np. prymasa w polskich i międzynarodowych zbrodniach moim zdaniem wskazuje, pewne liczne poszlaki). Niech wstydzą się ci, którzy wobec zamachów na Internet dalej na PiS głosują i tym samym doprowadzają do odbierania innym czegoś wartościowego. Wy wszyscy, wyborcy pisowscy, odczepcie się od naszych internetów!
[ukryj komentarz]
[edit 2016-12-18] Proszę czytać dalszą część bloga, a także rekomendować go innym. W poprzednim (następującym teraz) wpisie ["Zeznania i dowody" z 15. czerwca 2016 r.] wiele ważnych problemów, w tym zwrócenie uwagi na sfałszowanie wyborów, czyżby przez wszystkie główne partie (zmowa milczenia), a w dopiskach np. na to, że jest całkiem możliwe czy wręcz prawdopodobne, że Jan Paweł II był potajemnie zbrodniarzem przeciwko ludzkości w myśl prawa międzynarodowego (i polskiego), tzn. spowodował zorganizowane masowe zabójstwa grup ludności (pasażerowie samolotu, pasażerowie statku — razem setki osób). I wiele innych ciekawych problemów.
edit 2017-01-09: PiS wprowadził, a prezydent podpisał, nową ustawę, zgodnie z którą do rady nadzorczej Telewizji Polskiej (i innych spółek pod kontrolą państwa) będzie mógł się dostać tylko kandydat pozytywnie zaopiniowany przez rząd (Dz.U. 2016 poz. 2259, art. 45). Stworzono mianowicie jakąś "Radę do spraw spółek z udziałem Skarbu Państwa i państwowych osób prawnych", której członków powołuje premier oraz dwóch jego ministrów, i autentycznie bez jej zielonego światła nikt nie dostanie się do rady nadzorczej w spółce państwowej. Oto ta ustawa (kolejna na temat kontrolowania spółek kapitałowych przez państwo — wcześniej PO wprowadziła "Ustawę o kontroli niektórych inwestycji", która pozwala państwu decydować, kto może być właścicielem której spółki prywatnej). Kto tu jeszcze może mieć wątpliwości, że telewizja jest pisowska i rządowa...
edit 2017-01-19: Producenci zamków mają tyle wspólnego z producentami płyt głównych i całych komputerów, że (jak by wynikało z objaśnień wygłaszanych przez spikerów odnośnie mojej sytuacji) po pierwsze do każdego zamka i do każdego komputera jest pewien "klucz" (sprzętowy: mechaniczny, falowy...), po drugie firmy te są świetnie świadome, które klucze są odpowiednie dla produktów dostarczanych do poszczególnych dystrybutorów w poszczególnych dostawach. Dzięki temu mogą pomagać telewizji we włamaniach (albo nawet komu innemu niż telewizji, choć wprowadzono to dla tych spikerów).
edit 2017-01-25: Oto liczne poszlaki praktycznie przesądzające, że śmierć posła Wójcikowskiego w wypadku była zabójstwem (celowo wywołano mu poślizg) — w które zresztą podobno nawet pani premier była zamieszana (informacja od spikerów). [rozwiń dopisek...]Proszę oczywiście lekceważyć ewentualne nowe teraz "opinie biegłych", które może będą starały się nas przekonać, że to sam ów poseł "opozycji" był sobie winny, co jest, jak zaraz zobaczymy, bzdurą. Spójrzmy:
1. Imię posła: Rafał — jak pewien mój kolega i bliski współpracownik (właściciel serwera) z internetowego czatu, na którym przesiadywałem w latach 2001-2006 (wszyscy wiedzieli, że dwie osoby zarządzające to ja i tamten). Oczywiście nie każdy poseł lubi szybko jeździć samochodem, też jest takie kryterium, wg którego go zapewne znaleźli, ale tu skupmy się na skojarzeniach z moim życiem, które przecież chyba tylko prawdziwy znawca by mógł wymyślić. Swoją drogą nazwisko tego człowieka jest też jednym z nazwisk posłanki Agnieszki Leszczyńskiej: ktoś te listy specjalnie pod to ułożył?
2. Nazwisko posła: Wójcikowski — jak Adam Wójcik z mojego roku na Wojskowej Akademii Technicznej, gdzie studiowałem w latach 2005-2007, był to jeden z dwóch kolegów, z którymi się wtedy dobrze dogadywałem, przy tym ateista (zaś dla spikerów takie kwestie przekonań są kluczowe i co rusz poruszane: co chwila jacyś "chrześcijanie", "ateiści", "katolicy" nawet w znaczeniu przenośnym, prymitywnie podciągającym wszystko pod jeden szablon, np. zamiast "dobrzy" mówi się "katolicy", zamiast "niepopierający zapisywania się do sprawy podsłuchowej w telewizji" mówi się "ateiści", zamiast "niezamieszani aż tak bardzo" mówi się "chrześcijanie".... a zatem ów ateista i mój kolega zarazem byłby tu symbolem braku poparcia dla podsłuchu w telewizji, choć zresztą ten kolega akurat chyba mógł mieć coś na sumieniu). Swoją drogą: wypowiedziała się w gazecie, którą w barku przy moim hotelu, jaki niedawno odkryłem (wcześniej łącznie z dwadzieścia kilka przynajmniej razy byłem w tym hotelu, ale tego barku usytuowanego przy ulicy nie zauważyłem), sekretarka Komendanta Wojewódzkiego Policji, o czym za chwilę. Komendant Wojewódzki: jak to brzmi dla ludzi, którzy mają obsesję na punkcie religii? Komendant Ateista, bo Kuba Wojewódzki takim to oczywiście z ateizmem się kojarzy...
3. Miejscowość: Tomaszów Mazowiecki, przewrotnie nazwana (a kojarzy się też ze św. Tomaszem, który miał deterministyczne poglądy na wolną wolę streszczające się w zdaniu "wszystko ma swą przyczynę"), bo — co jest tu istotne — w rzeczywistości należy do województwa łódzkiego i podlega pod Komendę Wojewódzką Policji w Łodzi. Ta zaś ma jako rzecznika komendanta panią... Joannę Kącką. Pani ta ma imię i nazwisko takie, jak dziewczyna z bratniej względem mojej sieci czatów: też była tam (na Polnecie) JOANNA KĄCKA o pseudonimie, uwaga, 'livien', a miałem ją nawet na swym Facebooku oraz zamieniliśmy kiedyś parę zdań. Zbieg okoliczności co do imienia i nazwiska zarazem jest czymś kompletnie nieprawdopodobnym, a po przemnożeniu go przez (ułamkowe, jak to w rachunku prawdopodobieństwa bywa) prawdopodobieństwo związane ze zbiegiem okoliczności 1 i 2 (prawdopodobieństwo takiej trafności wywołującej jakieś psychologiczne skojarzenie pasujące do tematu) jest ono już zupełnie czymś znikomym. Dużo bardziej prawdopodobna jest hipoteza spisku ze śledzącym mnie ośrodkiem, co zresztą telewizja już otwarcie potwierdza, bo trudno przeczyć naocznej oczywistości. Ale idźmy dalej: Prokuratura Okręgowa w Łodzi oraz Prokuratura Rejonowa Łódź-Śródmieście mieści się na ulicy... KILińskiego (ang. kill = zabić). Ponadto to w Łodzi mieszkały pod koniec życia moja babcia i ciocia, tam też były przetrzymywane w szpitalu, zaś ciocia to wręcz zmarła w szpitalu bodajże w Aleksandrowie ŁÓDZKIM. Od tego chyba aż dworzec Łódź Fabryczna zszedł do podziemi. A zatem, jak się zdaje, doprawdy świetnie upatrzona miejscowość.
4. Moment: okładki gazet krzyczały, że "poseł zginął w drodze do Sejmu" (Sejm kojarzy się poniekąd z "wspólnie tworzonym produktem", padły może parę razy takie ogólnikowe skojarzenia z tym słowem na przestrzeni paru ostatnich lat — ma to zastosowanie do mego biznesu w sieci), podczas gdy miało to ważny podtekst związany z moim biznesem i ewentualną współpracą przy nim z TV. Szczegółów nie chcę tutaj wyjaśniać, ale ewidentnie wyszło na to, na co miało wyjść, na bardzo dobre trafienie w sytuację z mego życia utrzymującą się od jakichś 2 miesięcy, a mającą swe bardzo istotne przesilenie w miniony poniedziałek (nawet nie zauważyłem, że poseł zginął, bo nie oglądam ani nie słucham mass mediów).
5. Sposób śmierci: dobrze znana metoda zabójstwa, do której zdolna jest podobno sama Policja. Podobne przypadki poślizgu drogowego (np. "poślizg przy wyprzedzaniu") były, jak tu na blogu komunikowałem, przy śmierci Agnieszki Piotrowskiej (2003), bodajże zabitej chyba nawet "z jakimś udziałem" Jana Pawła II, następnie w moim życiu aż 5 razy w 2012 r., gdy — mając wreszcie od sierpnia 2011 prawo jazdy — zacząłem swe dłuższe podróże. Najpierw w Meksyku zupełnym latem w górskim podwyższonym terenie pożyczone przeze mnie auto z firmy Hertz zaczęło tracić sterowność, w końcu aż spadłem do rowu na lewo od trasy, gdzie przekoziołkowało (na szczęście nic mi się nie stało), chyba pomogło mi to, że jechałem tylko 70 km/h, przy czym pamiętam, że widziałem wtedy nawet z przodu jakieś wycieki np. oleju od przednich sąsiadów na drodze. Następnie zimą w Polsce ze 4 razy zdarzały mi się takie problemy (ze 2 razy na terenach Pragi Południe, nie tak bardzo uczęszczanych, więc niekoniecznie ktoś to złośliwie zrobił, natomiast raz jeszcze, gdy wracałem z centrum handlowego, bodajże Arkadii, na ruchliwej i wcale niezamarzniętej drodze — kompletna utrata zdolności hamowania — i raz przy Nowowiejskiej, o czym z kolei pisałem tu na blogu w osobnym nawet wpisie z 2013 r. jako o "incydencie z grudnia": postawa Policji była w nim bardzo bardzo wątpliwa, celowo mnie wrabiali w jakieś branie narkotyków). Wreszcie ostatni taki przykład, jaki w tej chwili sobie przypominam, to śmierć rodziny papieża Bergoglio (Franciszka) w 2014 r. w Argentynie, dzień po zakończeniu jego pielgrzymki "do Gang-namu", przepraszam, do Korei Południowej (jest o tym mowa w II dopisku pod wpisem o Smoleńsku z 4. września 2015 r.). Spikerzy chyba z góry wiedzieli, że do tej śmierci wtedy dojdzie, bo podszeptywali mi od kilku dni (2014 r.) coś w rodzaju "uważaj, bo cię ktoś zabije", nasyłali mi tego typu drobne trwogi — ponieważ leżałem przez większość czasu, także większość wieczorów i nocy, w kabinie dźwiękoszczelnej (nieskutecznej zresztą) z zapalonym wewnątrz światłem, dookoła której było ciemno, bo nie było sensu zapalać światła w pokoju. Podsuwali to jednego dnia, kolejnego, aż oto w końcu faktycznie... zginęła rodzina Franciszka. Były być może i inne jeszcze psozlaki z tym związane, które na pewno w takim razie wyliczyłem w II dopisku pod wpisem o Smoleńsku. A zatem, podsumowując, śledzenie człowieka w terenie przy pomocy gliniarzy nieumundurowanych, jadących poza godzinami pracy nieoznakowanymi autami, prowadzące następnie do wypadku i zabicia takiej osoby przy pomocy wylania jakiejś cieczy to chyba dosyć znana w tej grupie przestępczej metoda zabijania. Jednym zresztą z pierwszych tekstów spikerów z 2013, wkrótce po wspomnianym moim incydencie grudniowym, tekstem uporczywym, utrzymującym się przez przynajmniej jakieś pół roku, było "olej tę sprawę".
6. Poszlaki. Nieco przed śmiercią posła, ok. tydzień temu (byłem wtedy w tym hotelu, co i teraz, było to rzędu 1-2 dni przed wymeldowaniem się z niego 17. stycznia), spikerzy rzucili raz "temat", niezbyt potem rozwinięty, że "może znajdą mi jakąś dziewczynę". Proszę to porównać z poszlaką 3. Chyba po prostu dobrze wiedzieli, co się zbliża. Ponadto teraz ostatnio, od jakichś 2-5 tygodni, spikerzy rzucali czasem (np. raz-kilka razy dziennie czy co kilka dni) "pogrzeb będzie w sprawie", a jeszcze bardziej: "pogrzeb ci zrobię tej sprawy", co przecież świetnie koreluje z sytuacją towarzyszącą śmierci Bergoglio.
7. Przyznawanie się TV, poszlaki papieskie. Spikerzy konsekwentnie dziś cały dzień się przyznają, że to kolejna zbrodnia z telewizji, aczkolwiek samo jej bezpośrednie zorganizowanie to już miałoby być "dzieło" Policji łódzkiej. Poza tym jest pewien ślad w Radiu Watykańskim z przedednia, tzn. z 18/01/2017. Po pierwsze, bo to wiadomość na pierwszy nagłówek dnia, "Katecheza środowa: Bóg odpowiada na modlitwę w chwili zagrożenia", co samo w sobie jest tematem rzadkim (bo i jak często przedmiotem artykułów w Radiu Watykańskim — i to pierwszego nagłówka — jest "modlitwa w chwili zagrożenia"? najwyżej raz na ileś lat...), natomiast dla mnie jest bardzo czytelną aluzją do wpisu na blogu o Kościele z 2013 r., gdzie wspomniałem (w kontekście rezygnacji papieskiej) mój incydent z Meksyku i odnośną piosenkę. Przejrzyjcie sobie teraz ten wpis, a zobaczycie, że piosenka była modlitwą, a odnosiła się też do sytuacji jakiegoś hamowania, jakiejś krwi, wypadku i śmierci. Także i w treści artykułu Radio Watykańskie cytuje katechezę papieża, która alegorycznie jak gdyby opisywała sytuację poślizgu (występuje żywioł i jacyś obcy, źli ludzie, którzy kierują "statkiem" i powodują "uciekanie na poważnie" głównego bohatera, proroka — zauważmy, że poseł Wójcikowski pokazywał się podobno w Sejmie w koszulce dot. Okrągłego Stołu). Również kolejny (drugi) nagłówek świetnie by pasował do tego kontekstu, co już jest bardzo nietypowe — ewentualne związki między artykułami powinny iść w poprzek takiemu skojarzeniu z bliską przyszłością Polski — bo brzmiał jak słowo do posłów: "otwierajmy się na pojednanie" (z ofiarą?). Prowokuje to oczywiście niechętnego mi, a podemocjowanego sprawą, do zirytowanej przekory i przez to (bo powstają ślady emocjonalne, choćby lekkie, zaś sposób myślenia i podejścia do sprawy telewizji i mojej już i tak jest utarty), prowokuje, powtórzę, do dodatkowej zatwardziałości w swym lekceważeniu sprawy telewizji i mnie. Ponadto był w ten przeddzień taki oto nagłówek, wśród raptem kilku na głównej stronie: "Abp Pizzaballa: widzimy oznaki śmierci fizycznej i etycznej" (o dobrej znajomości przemocy w Ziemi Świętej) oraz artykuł o włoskim starcie na Lampedusie (lampeduza, co brzmi jak: lampa duża, duże światło — zapewne to ironia, telewizja ma bazę danych wszystkich agentów, ale posłowie pewnie bardzo by nie chcieli nagłośnić tego skandalu podsłuchowego, co najwyżej może by chcieli nagłośnić sprawę zabójstwa, do czego też zresztą może nie dojdzie przez wzgląd na tę pierwszą). Jeszcze jeden dzień wcześniej, 17.01.2017, pierwszy nagłówek, cytujący przy tym papieża, brzmiał: "Nie stójcie w miejscu, miejcie odwagę (...)": aby ulec takiemu wypadkowi, jak poseł Wójcikowski, zapewne trzeba lubić szybką jazdę samochodem, najczęściej zresztą osiągalną na drogach międzymiastowych. Ponadto: "Watykan liczy na współpracę Kawalerów Maltańskich". Ponadto znowu jakiś nagłówek o uciekaniu (ironicznie, jak gdyby o posłach, "uważajcie, bo jeszcze tysiące was będą uciekać z kraju"); a także: "kard. Marx [taki kontrowersyjny] mówi o Kościele i polityce w Niemczech" (Niemcy standardowo u spikerów kojarzą się nieco jak Izrael i żydostwo, tzn. z hasłem "Geld" i z pogonią za pieniądzem, po prostu korupcją). No i wreszcie coś o "dziełach charytatywnych", co jest inną nazwą "dzieł miłosierdzia". O miłosierdziu Kościół często pisze, jak na mszy wrzeszczeli zresztą spikerzy i co od dawna dostrzegam, właśnie w przeddzień różnych zamachów czy ogólnie w ich kontekście; miłosierdzie to jest sweg rodzaju objaśnieniem przyczyny zamachu w jakimś przykładowym kraju: tłumacząc hipotetycznie z watykańskiego na nasze, "dzięki temu system będzie lepiej zabezpieczony, bo właściciele mediów i politycy będą głębiej zamieszani, zamieszani w najgorsze zbrodnie, co gwarantuje 'pokój' w temacie na długo". A zatem prawie każdy nagłówek z tego wydania na 2 dni przed śmiercią można łatwo odnieść do utartych w telewizji sposobów myślenia i do incydentu ze śmiercią posła. Co ponadto ciekawe, 1-2 dni po śmierci posła "opozycji" zmarł w Watykanie lekarz osobisty Jana Pawła II, który być może wiedział co nieco o jego jakże podejrzanym zgonie, sprawiającym wrażenie jawnie samobójczego (a raczej nie zabójstwa). W tym kontekście telewizyjne "pogrzeb ci zrobię" ma jeszcze drugie, jakże trafne znaczenie (pamiętajmy, pogrzeb to coś, co następuje JUŻ PO śmierci — świetnie pasuje ten aspekt następowania).
Chyba te wszystkie poszlaki mówią same za siebie. Na tej liście każdy punkt z osobna wystarczy, by się przekonać o tym, że prawdopodobne jest, iż doszło do zabójstwa (może z wyjątkiem osobno branych 1-3, które by dopiero trzeba połączyć, by przekonywały, i osobno branego punktu 5), a tu aż współzajście siedmiu (czy, wg powyższej korekty, czterech) takich przekonujących przejawów poważnej nieprawidłowości w państwie. [ukryj komentarz]
— Nie zachęcam jednak do popierania z tego powodu akurat listy Kukiza. W telewizji bandyci głośno wyrażają co najmniej "obawy" (podobno wiedzę pewną), że sam Kukiz był zamieszany w tę sprawę, bo inaczej w ogóle taki odpowiedni poseł nie znalazłby się w Sejmie. Nie oskarżam a tylko powtarzam, co się mówi.
edit 2017-02-23: Do listy ofiar dodałem 2 siostry zakonne, bo ich wypadek samochodowy, zwłaszcza zważywszy na czas (niedawno też Szydło miała wypadek, może sama sobie
go zorganizowała?) i nazwę zakonu: "służki" (jak Chrystus nauczał o polityce? że ma być służbą — Mk 10:41), wydaje się bardzo podejrzany.
edit 2017-02-15: Wysłałem przedwczoraj po raz pierwszy od 4,5 roku skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie dotyczącej cywilnego postępowania sądowego, na którym straciłem bardzo duże pieniądze, a które było właściwie złodziejstwem sądowym. Proszę kliknąć link, aby zobaczyć szczegóły (jest i wideo z poczty — naprawdę jest taka skarga). Natomiast tutaj chciałbym omówić wygląd strony Trybunału z tych dni, bo jest on zupełnie kompromitujący (www.echr.coe.int; końcówka .int pokazuje, że chodzi tu o organizację międzynarodową). To dla myślących w zasadzie kompletny dowód na najgorszego sortu kolaboranctwo Strasburga — sugeruje on niemalże zupełnie niedwuznacznie, że także i sędziowie tego sądu siadają regularnie w słuchawkach do komputera obsługiwać bandycko kamery, radio internetowe i Gadu-Gadu. Już wyjaśniam: [rozwiń dopisek...]oto zarchiwizowany wygląd strony, a to poświadczenie jej treści przez notariusza (kliknijcie podkreślone). Na górze newsów wiadomość najważniejsza: dotyczy prezesa Trybunału, który dziwnym trafem ma z włoska brzmiące nazwisko Raimondi (trochę, jak Rajmund, np. ojciec Kaczyńskiego czy rektor ds. nauki Politechniki Warszawskiej, generalnie jest tu aspekt znaczeniowy związany z powiązaniem "raj"-"świat", gdyż świat to po łacinie bodajże mundo: pan "rajświat", "raj na Ziemi" czy "we wszechświecie"). Tytuł newsa: "wybór dokonany przez Prezesa ETPCz". Pan Raimondi wybrał pana Roblesa (rdzeń "rob" oznacza po angielsku "rabować"), by zasiadał jako członek Mechanizmu Doboru dla Specjalnej Jurysdykcji dla Pokoju w Kolumbii. To zresztą trafne, że problem polityczny zorganizowano (naiwni powiedzieliby: "zorganizował się") akurat w Kolumbii, bo np. na tym blogu czy w jakichś przyszłych mediach "odkrywa się Amerykę w konserwie" z punktu widzenia agentów nielegalnych. A więc pewna drwina. Specjalna jurysdykcja dobrze się kojarzy z mechanizmem doboru: w jaki sposób? Otóż tu na blogu w nagłówku już od lat widnieje tekst "Tak wykorzeniono dobro w prokuraturach i sądach (nawet w Trybunale w Strasburgu?)" — proszę, oto przykład najstarszy zachowany przez web.archive.org. Gdyby ktoś kliknął w ten link, a bardzo bardzo rzadko się to zdarzało, przeczytałby ciekawostkę z zakresu wewnętrznego funkcjonowania sądów, której próżno szukać w najlepszych podręcznikach. Przesłanie obrazka sprowadzało się do tego, że Piotr Niżyński dostaje zawsze sędziego tylko spośród tych, którzy są przestępcami i którzy raz na jakiś czas, gdy przychodzi ich kolei, obsługują podglądanie ekranu komputera czy telefonu odbiornikiem Rohde & Schwarz i podsłuch przez radio internetowe (żeby wytropić moje przyjście i wyjście z lokalu, a także po to, by nie wyjść z komórki podsłuchowej w złej chwili, np. do toalety, i żeby nie wpuścić omyłkowo pukającego człowieka, który mógłby nie być kolejnym pracownikiem, lecz mną samym). Taki to właśnie "mechanizm selekcji" działa w sądach wszystkich chyba krajów świata; na tym polega układ z państwem dotyczący bandyckiego niepłacenia podatków. Na pewno zaś telewizja państwowa jeszcze w tym dobieraniu sędziów chętnie uczestniczy: dzwoni do odpowiednich osób ze swej bazy danych (np. prezesi sądów?), przypomina o sobie, gdy jakaś moja sprawa trafia do sądu. Co jeszcze uderza w tekście wyeksponowanym na stronie Trybunału? Że ten Mechanizm Selekcji ma swoich członków (czyżby chodziło o tych sędziów w słuchawkach?). Dla osoby niezaznajomionej z polityką Kolumbii to już zupełnie jakaś nonsensowna paplanina albo właśnie zawoalowana aluzja na temat Piotra Niżyńskiego. Przy tym: słowo "pokój" ma tutaj specyficzną konotację, gdyż w Radiu Watykańskim, a nawet w wypowiedziach papieży, wiąże się słowo "pokój" ze sprawiedliwością w taki sposób, że aż sprawiedliwość staje się z definicji "tym, co służy pokojowi"; "sprawiedliwe jest zawsze to, co służy pokojowi". Ta prymitywna moim zdaniem w swym wydźwięku definicja, będąca pomysłem Watykanu, kładzie nacisk tylko na brak protestów, demonstracji, zamieszek (także wojny): a więc na chwilową politykę. Przykład był np. przy okazji śmierci mej cioci (proszę kliknąć): "pokojowe marsze protestu". A zatem nawet w dwójnasób nawiązano do sprawy watykańskiej (po pierwsze Raimondi, co kojarzy się z argumentem przeciwko religii chrześcijańskiej, po drugie ta "sprawiedliwość i pokój" rodem z Radia Watykańskiego: kiedyś był tam taki cały stały dział). Co ciekawe, łatwo wskazać nawet jeszcze jeden artykuł reklamowany na stronie www.echr.coe.int tego dnia, który nawiązywać by mógł aluzyjnie do mnie. Tym artykułem był "Judgment concerning Italy", nagłaśniający pewien wyrok w sprawie Włoch. "Naruszenie prawa do korzystania z posiadłości po odrzuceniu jednostronnej deklaracji od Rządu Włoskiego oferującej porozumienie stron". Zupełnie jak sprawa wypędzania mnie z domu na ul. Gajdy 40a, wzmiankowana nawet w nagłówku tego bloga w polu odnośników. Właściciel wystawił sobie nielegalne w świetle ustaw pisemko "Rozwiązanie umowy" i to już rzekomo był koniec mego prawa dostępu do domu... tyle tylko, że w moim przypadku skargę uznano by za niedopuszczalną, bo nie opierałaby się na żadnym wyroku czy innym orzeczeniu, a poza tym jest już dużo za późno na takie skargi (czas wynosi 6 miesięcy od momentu nastąpienia zaskarżonego aktu). Co ciekawe, dziś także i na stronach Radia Watykańskiego były aluzje odnośnie mojej nowej skargi strasburskiej. Jako, że od początku domyślam się, że zostanie odrzucona jako rzekomo "niedopuszczalna" (kliknijcie, by się przekonać, czy można tak powiedzieć), to dla odmiany dziś kardynał Koch zaproponował co innego. Zobaczcie. Ja tu tylko powtórzę, że skargi strasburskie rozpoznaje się w składzie co najmniej 3-osobowym, jednakże w tym celu najpierw muszą one nie zostać odrzucone w przedbiegach, kiedy to pojedynczy sędzia sprawdza, czy skarga jest dopuszczalna formalnie. Nadmieniam na koniec, iż dowód na to, że to 13. lutego 2017 r. wysłałem swą skargę do Strasburga, można znaleźć po kliknięciu odnośnika do niej. Mianowicie jest tam link do wideo na YouTube, wykonanego telefonem komórkowym z kamerą wysokiej jakości (full HD), gdzie widać przebieg wysyłki na Poczcie Głównej od przeglądu i pakowania do koperty począwszy, na wyjściu na miasto i filmowaniu okolicy skończywszy. Widać tam więc także w szczególności stemple z datą na pocztowym poświadczeniu nadania. [ukryj dopisek] Tu jeszcze druga skarga do Strasburga, też pewnie nawet nie trafi do rozpoznania, lecz odpadnie w przedbiegach (rząd tłumaczący się w sprawie Niżyńskiego? to takie nieprzyzwoite...). edit 2017-05-11: Na dowód kontrolowania przez telewizję sędziów Trybunału wrzuciłem też na stronę, do której wiedzie powyższy odnośnik, zawiadomienie o nieprzyjęciu skargi do rozpoznania, jakie przyszło z Trybunału, odebrane wczoraj.
edit 2017-03-05: Tak a propos obrazka, którym ktoś może próbował wprowadzać w błąd naród i odwodzić go od zasad państwa demokratycznego, w którym ważne dla praw człowieka tematy omawia się publicznie i są jawne (te zasady są chyba naczelne, ważniejsze od jakiejś tam "potrzeby podsłuchu"), chciałbym tu zauważyć, że z domu czy nawet innej nieruchomości (np. blaszanej hali) się w pełni szczelnej klatki Faradaya i tak nie zrobi — dla chcącego nic niemożliwego. [rozwiń dopisek...]Najlepsze osiągalne poziomy izolacji elektromagnetycznej na typowych megahercowych częstotliwościach to podobno (bodajże eksperci Aaronia AG znali takie realizacje) rzędu czterdzieści kilka decybeli czy nawet 50. Dla chcącego podsłuchiwać to jest nic, żaden problem (np. stosować by trzeba 400 watów zamiast 4 mikrowatów — to ostatnie to moc typowo właściwa dla napięć miliwoltowych): może to zrobić ad hoc przy pomocy odpowiednio silnego sygnału lub zorganizować sobie jakieś mieszkanie w pobliżu. Jakimiś szczelinami sygnał podsłuchującego się do domu dostanie, a nawet wróci (2x 40 dB). Da się nadawać nawet jeszcze mocniej (są przecież centra nadawcze radia/TV nadające 1 megawat), a i odbieranie nawet bardzo bardzo słabych sygnałów (małe ułamki pikowatów, np. jedna milionowa nanowata) jest jak najbardziej możliwe (stosuje się wtedy odbiór wąskopasmowy, by uniknąć szumu termicznego). Ponadto jest jeszcze kwestia mechanicznych drgań wystawionych od zewnątrz części domu, nawet niemetalowych (np. okna, drzwi) — można je przecież podsłuchiwać promieniowaniem podczerwonym, a nie radiowym, tj. na zasadzie mikrofonu laserowego. To nie jest tak, że dom można dowolnie wytłumić, zaekranować poprzez dodawanie kolejnych warstw np. taśmy izolującej. To pomaga do pewnego stopnia (wcale nie zwielokratnia poziomu tłumienia, nie podnosi go do odpowiedniej potęgi, np. drugiej, trzeciej), a następnie przestaje pomagać ze względu na niedokładność samego oklejenia, szpary itd. Pomieszczenie zaizolowane można też zawsze od zewnątrz wziąć na podsłuch ze względu na to, że drgania dźwiękowe się przenoszą ze środka na cały pokój i są wyczuwalne nawet od zewnątrz (w ten sposób np. podsłuchiwano mnie w mojej profesjonalnej klatce Faradaya o tłumieniu 110-130 dB — co z tego, że mieszczę się w "meblu", który tak dobrze ekranuje elektromagnetycznie, skoro on drga od dźwięku, dźwięk słychać nawet w pokoju, w którym mebel się mieści, i wobec tego można sam ten pokój wziąć na podsłuch; również izolacje akustyczne niewiele pomogą — jest to tylko kwestia podgłośnienia odebranego podsłuchu np. o kilkadziesiąt decybeli, nie ma naprawdę znanych i dostępnych sposobów, by wytłumić dźwięk o więcej niż rzędu 40-60 dB, co nie jest dużym problemem przy podsłuchu przy współczesnym precyzyjnym sprzęcie odbiorczym, potrafiącym dokładnie zmierzyć nawet najmniejsze odchylenia dopplerowskie — dopiero rzędu 80 dB tłumienia akustycznego, w praktyce nieosiągalne z wyjątkiem małych sprzedawanych niektórym podmiotom komór bezechowych, mogłoby narazić normalne rozmowy słyszalne wewnątrz ekranowanego elektromagnetycznie pomieszczenia na niesłyszalność po odpowiednim wyciszeniu akustycznym ze względu na bardzo znaczne zejście poniżej poziomu głośności ruchów Brauna powietrza stanowiących naturalny szum). W praktyce więc nierealna jest w dzisiejszych czasach nawet dla wielkich bogaczy ochrona przed podsłuchem na zasadzie izolowania się. Możliwa byłaby ochrona na zasadzie zagłuszania fal, ale po pierwsze podsłuchujący może zmienić ich częstotliwość, co już praktycznie przekreśla szanse sukcesu (nadawca-podsłuchujący może dać całą dowolnie wielką moc nadawania na jeden herc, czy np. nieco lepiej dobraną moc, nieprzesadnie ponad poziomem szumów zagłuszających ze środka, podczas gdy podsłuchiwany zagłusza zawsze szerokopasmowo, tj. kieruje np. 100 watów na kilkaset megaherców, bo nie zna używanej przez jego wroga częstotliwości; a więc na nią samą, na jeden herc, przypada wtedy jedna stumilionowa tej mocy — nadawca pozostaje zupełnie bezkonkurencyjny i bez problemu przekrzyczy próby zagłuszenia). Po drugie zagłuszającemu grozi za takie coś Policja. Jest wręcz tak, że przeszkadzanie w podsłuchu podpada pod paragraf (utrudnia zbieranie i przetwarzanie danych o szczególnym znaczeniu dla bezpieczeństwa państwa — z przepisów Kodeksu karnego o ochronie informacji, tych antyhakerskich). A zatem za takie działania groziłyby najścia, przeszukania itd. Po trzecie organy ścigania mogą nie tylko zmieniać jedną wybraną częstotliwość podsłuchu w granicach kilku gigaherców, ale nawet mogą w ogóle opuścić pasmo radiowe i korzystać z pasma podczerwonego (mikrofony laserowe), nasłuchiwać szyby itd. Dlatego naprawdę w obecnych realiach kompletnie nie ma zagrożenia dla technicznej możliwości realizowania podsłuchu ze względu na opisywanie tematu radarowego, skądinąd i tak znanego w nauce, nawet biorąc pod uwagę zupełnie nieliczną garstkę ludzi w Polsce, którym mogłoby szczególnie zależeć na zabezpieczeniu się i którzy mają na to (spore) pieniądze. Ponadto temat możliwości podsłuchowych radaru jest znany w nauce i w patentach, a w tej sytuacji każdy zaznajomiony z tematem może bez problemu naukowo wygłosić przypuszczenie, że to, co mnie spotyka, to najpewniej konsekwencja stosowania tego typu technologii. W Polsce obowiązuje wolność prowadzenia badań i ogłaszania wyników swych badań — dokładnie po to ona istnieje, żeby państwo nie mogło zamykać ust osobom wypowiadającym się i wnioskującym naukowo. Ewentualne utajnianie tematu istnienia radaru jest czymś bez podstaw prawnych w postaci istnienia legalnej, konstytucyjnie dopuszczalnej informacji niejawnej i zapewne mogło być co najwyżej pomysłem Watykanu, który chciał sobie zapewnić warunki do przyszłego dręczenia mnie, w których nikt mu się nie wtrąca w temat i nie poddaje go demokratycznemu osądowi. Ktoś tu chce w każdym razie być bogiem. Wreszcie, last but not least, chciałbym tu zauważyć, że o istnieniu takich podsłuchów centralnie sterowanych wie już co najmniej połowa naszego narodu. Rozpowiada się o nich każdemu, kto zechce przyjść na rekrutację w typowych miejscach pracy niewykwalifikowanej, np. młodzieżowej. Skoro połowa narodu o czymś wie i nie wynikają z tego szkody, to nie sposób twierdzić, że "ujawnienie" tego spowodowałoby szkody, bo to żadnej rewolucyjnej zmiany w rzędzie wielkości liczby osób zaznajomionych z "tajemnicą" nie wprowadza. Mówienie głośno o takiej wiedzy praktycznie nic nie zmienia, nie może być szkodliwe czy niekorzystne dla naszego państwa prawnego, gdyż w tej połowie narodu, która już wie o temacie, i tak już zawierają się przedstawiciele wszystkich grup społecznych — i nic, nic złego z samej WIEDZY o stosowaniu takich technologii w kraju nie wynika. [ukryj dopisek]
edit 2017-03-21: Jakie to nowe bandyckie metody walki z wolnością mediów w temacie prześladowań politycznych, oprócz wspomnianej cenzury Internetu, a w zasadzie będące dla niej zapleczem prawnym, wprowadził właśnie PiS (z poparciem czy wręcz, oficjalnie rzecz biorąc, na życzenie Europy) — rzecz czeka obecnie już tylko na podpis prezydenta? Otóż wprowadził przepadek przedsiębiorstwa w postępowaniu karnym (tzn. w postępowaniu podjętym przez prokuraturę, jak wiadomo pod Ziobrę obecnie podlegającą) mimo tego, że nawet może nikogo konkretnego nie skazano, oraz bez możliwości szybko unieważniającej taki przepadek kasacji do Sądu Najwyższego. (Również nie ma szans przy czymś takim na łaskę od prezydenta, bo brak po prostu trybu do czegoś takiego, ustawa go nie wprowadza, a co do zasady prawo łaski jest o czym innym, więc byłoby to w zasadzie innego typu uprawnienie, choć podobne.) Również nie ma opcji wznowienia sprawy karnej w późniejszym terminie i wstrzymania w ten sposób wykonywania przepadku; trzeba wnosić pozew i przy tym liczyć się z tym, że sąd cywilny uzna ustalenia sądu karnego za objęte "powagą rzeczy osądzonej" (że przedsiębiorstwo służyło do przestępstw itd.), że pozew będzie rozpatrywany tylko co do np. kwoty odszkodowania za jakieś drobne błędy, ale niemożliwe będzie zatrzymanie zła. A przecież składnikiem przedsiębiorstwa mogą być także jego wierzytelności. Każdy prawnik rozumie, że gdzie jest umowa i jej strony (np. umowa o domenę internetową, np. adres internetowy portalu — wszystkie portale polskie zależą przecież od centralnego rejestru domen .pl), tam są zobowiązania, a gdzie jest zobowiązanie (np. do świadczenia obsługi domeny, jej istnienia w rejestrze itd.), tam jest wierzyciel i jest dłużnik — tak to się oficjalnie w Kodeksie cywilnym nazywa. A zatem przepadek przedsiębiorstwa mógłby też oznaczać np. przepadek jego nazwy domeny .pl, zresztą przepisy takie wprowadza się właśnie w całej Europie. "Świetne" warunki do biznesu internetowego: sędzia z Prokuratorem Generalnym muszą się zgadzać na istnienie twojego portalu, twoich mediów elektronicznych, muszą cię dopuścić do tego przywileju bycia właścicielem mediów. (Na szczęście nie dotyczy to projektów niekomercyjnych, bo nie mieszczą się w pojęciu "przedsiębiorstwa", ale zawsze mogą przyjść jakieś kolejne zmiany prawa, skoro się już raz weszło na teren, który powinien być dla państwa niedostępny.) Nikogo nie skażą, bo zresztą nie ma przestępstwa, ale biznes ukradną chętnie, jak me doświadczenie pokazuje ("złodziejstwa sądowe" znam dobrze jako ofiara). To zatem ukradkowa metoda walki z grożącą politykom ofensywą wolnych mediów internetowych takich, jak np. pewien właśnie opracowywany portal o ładnie brzmiącej króciutkiej nazwie. Postanowienie pojedynczego sędziego sądu rejonowego, a w sądach tych szaleje korupcja, ma wystarczać do orzeczenia przepadku/zniszczenia przedsiębiorstwa: to nic, że nie znaleziono sprawcy czy nie postawiono go przed sądem, że niezbyt ma możliwość obrony, że o przepadku orzeka się bodajże nawet na posiedzeniu ("sąd umarzając sprawę..." — sprawy karne to się umarza często na posiedzeniach), a jeśli nie ma wpisanego poprawnego adresu, to wręcz zupełnie niejawnie i bez możliwości obrony można stracić dorobek całego życia. Dlaczego?... Bo np. jakiś polityk-bandyta wyciągnie jakiś dokument z klauzulą (byle funkcjonariusz służby może sobie taki napisać; co ciekawe, prezydent lub premier nie). Nieważne, czy legalny. Szalejąca w sądach korupcja jest czymś tam nie tyle patologicznym, co obowiązkowym. Sędziowie muszą brać, a sprawy Niżyńskiego mają przegrywać, żeby... no, nie wiem, po co, żeby straszyć ludzi na przykład jakąś głupotą prawną (nielegalnie istniejącymi tajemnicami, na przykład, takimi, których wprowadzenie to akt pomocnictwa, czyli przestępczy i zabroniony przez prawo; pamiętajmy, że co do zasady konstytucyjnie przysługuje każdemu wolność rozpowszechniania informacji, czyli to rozpowszechnianie jest co do zasady uprawnione; jeśli ktoś do tego stopnia nie ma podstawy, by to było wyłączone, jeśli nie ma zaplecza konstytucyjnego i jego próby utajnienia są nie tyle realizacją zadania państwa, co po prostu przestępstwem, a tak jest być może w sytuacji niniejszej — kto nakłada klauzulę pomagającą w takim czy innym przestępstwie, sam jest przestępcą — to oczywiście tajemnica nie obowiązuje, a obowiązuje konstytucyjna, czyli nadrzędna, wolność rozpowszechniania informacji). W każdym razie prezesi sądów są obecnie tak poustawiani, że co mam jakąś sprawę w sądzie, to korumpują sędziów, telewizja im płaci, a kierownicy sekretariatów i sekretarki jeszcze ostentacyjnie ustawiają sprawy w taki sposób, że np. kolejne moje sprawy, odległe w czasie o najróżniejszy losowy czas, np. kilka miesięcy, mają numerki odległe o 1000 czy o 200 czy o 50, czyli zawsze okrągłe, nawet końcowe cyfry są w nich odpowiednio dobrane... Krótko mówiąc rozwiązanie prawne w postaci tzw. przepadku rozszerzonego, obejmujące przejmowanie przedsiębiorstwa wskutek sprawy wszczętej przez prokuratora — po prostu decyzją jednego sędziego podjętą na posiedzeniu, od której co najwyżej, jeśli się w ogóle o niej usłyszy i poczta dotrze, można złożyć zażalenie (w sądach okręgowych też jest bardzo źle), ale później już nie ma kasacji do Sądu Najwyższego, nie ma też wznowień postępowania (w ogólności to znany mechanizm, pozwalający w późniejszym czasie podjąć sprawę dawno zamkniętą, bo np. wyszły na jaw nowe okoliczności lub dlatego, że nie udało się brać udziału w poprzedniej; przy przepadku orzekanym przy umorzeniu sprawy wznowienia jednakże nie będą poszkodowanym takim działaniem przysługiwać, a co najwyżej mogą sobie pozywać państwo i czekać lata na ostateczny wyrok) — to wszystko jest rozwiązaniem wymierzonym właśnie w nowe media internetowe i w Piotra Niżyńskiego, jednym z planowanych elementów tego rozwiązania jest zapewne przejmowanie domen internetowych na zasadzie scedowania na rzecz Skarbu Państwa wierzytelności z umowy o domenę z instytutem badawczym "Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa", czyli administratorem rejestru domen .pl (notabene osoba jego kierownika zależy od ministra, są bodajże jakieś kolegia do wyboru tego kierownika, ale ostatecznie pewnie wszystko zależy od rządu i premiera, bodajże prawie w połowie jest tak wręcz oficjalnie, musiałbym spojrzeć na przepisy -- wynika to z uchwalonych za rządów PO nowelizacji i nowej ustawy o instytutach badawczych, wcześniej NASK był w ogóle tzw. jednostką badawczo-rozwojową wyodrębnioną z Uniwersytetu Warszawskiego, nie było pojęcia instytutu badawczego). Powtórzę, że system prawny "przepadku rozszerzonego" ma zostać wprowadzony w całej Europie (choć może nie na takich samych zasadach, jak u nas), a jako że miesza się w to przepisy dotyczące prania pieniędzy ("sprawca, który z popełnienia przestępstwa odniósł korzyść majątkową..." itp. i analogicznie "przedsiębiorstwo używane do popełniania przestępstwa"), to poparcia można spodziewać się nawet na kontynencie amerykańskim. A zatem na tego rodzaju bandytyzm stawia PiS. Powtórzę więc, żadna klauzula nie może legalnie obowiązywać, jeśli jej nałożenie jest przestępstwem pomocnictwa. A pamiętajmy, że wszyscy są równi wobec prawa, zaś organy państwowe muszą działać w granicach prawa (także więc w granicach zakreślonych przez prawo karne). Przestępstwo jest rażącym przykładem bezprawności, braku uprawnienia. Skoro jednak tajemnica, tajność, ściganie ujawniania jakiejś informacji itd. nie może legalnie istnieć, lecz — przeciwnie — tylko w drodze bezprawności; skoro jej wprowadzenie nie jest wyrazem jakiegoś zadania państwa, jakiegoś jego obowiązku, czegoś, co Rzeczpospolita czyni mocą Konstytucji, to brakuje prawnej przeciwwagi dla gwarancji z art. 54 Konstytucji, który głosi "Każdemu zapewnia się wolność (...) pozyskiwania i rozpowszechniania informacji". Gdyby bowiem taka przeciwwaga była, powtórzę, to taki nałożyciel klauzuli nie byłby przestępcą, lecz działałby legalnie w realizacji swych uprawnień, ba, uprawnień wręcz z Konstytucji płynących. A przecież założyliśmy właśnie, że tak nie jest, że dana klauzula realizuje znamiona przestępstwa pomocnictwa (przestępstwo to oczywiście czyn zakazany, jak uczy Kodeks karny, a więc coś zakazanego przez prawo). A więc nie ma takiej przeciwwagi i obowiązuje wolność rozpowszechniania informacji. To zatem koniec dowodu. Mądrym ludziom to powinno wystarczyć. Jednakże pokusa ukradkowego wydania jakiegoś postanowienia — przez jeden sąd, potem np. poczta nie przyjdzie czy w ostateczności wyda takie postanowienie jeszcze drugi, bez możliwości spytania o zdanie Sądu Najwyższego — to bardzo kuszące dla polityków wyjście: sędziowie są przyzwyczajeni do upolitycznienia i zakulisowych machinacji, do telefonów z telewizji — to w Warszawie ich niemalże chleb powszedni, wszyscy się zresztą boją rozliczeń i to chętnie akceptują. Haniebne jest więc PiS-owskie rozwiązanie, jest to strzelanie z państwowej armaty do muchy, które nie tylko grozi, ale wręcz jest przerostem sądownictwa nad wolną gospodarką. Głębokie mieszanie się sądownictwa w przedsiębiorstwo, w jego kontrakty — w sytuacji, gdy nie popadło ono w upadłość, lecz przyczyny są zgoła publicznoprawne — jest w branży medialnej skandaliczne, a właśnie do tego furtkę otwiera rozwiązanie PiS-owskie. Natomiast w ogóle nie ma potrzeby, by ono istniało, z punktu widzenia zwalczania niepolitycznej przestępczości zorganizowanej w naszym kraju będącej autentycznym wrogiem państwa: jest ona słaba i pojawia się najczęściej w postaci drobnych grupek, kilkuosobowych najwyżej. Na kogo z tą armatą... Do pary ze zmianami w Kodeksie karnym (to zresztą cała seria, zobaczcie na np. te zmiany w Prawie o zgromadzeniach, którym możliwość problemów konstytucyjnych zarzucał Sąd Najwyższy), które chyba autentycznie planuje się jako oręż do walki z mymi firmami, wraz z kolegami z NASK-u, którzy chętnie ukradną np. firmom gdzieś daleko rezydującym, z siedzibą w Panamie (znam takie przypadki... później w sądach czeka się lata na wyrok i są problemy z najprostszymi rzeczami, w rodzaju uznanie pełnomocnictwa), ich domeny nawet bez podstawy prawnej — do pary z tym systemem przepadku rozszerzonego wchodzi planowana zmiana w przepisach wprowadzająca szczególne uregulowania dla spółek medialnych. Nie będą one mogły mieć właściciela w stu procentach zagranicznego albo przynajmniej będzie się to zwalczać. Zobaczymy, jaki kształt przybiorą te przepisy o mediach. Obecnie jest tak (nowo wprowadzany właśnie bandycki art. 45a § 2 Kodeksu karnego): jeśli sąd uzna, że przedsiębiorstwo służyło do popełniania przestępstw, to nic już więcej nie potrzeba do tego, by orzec jego przepadek (wystarczą mgliste domysły, niezbyt sprecyzowane w ustawie co do tego, skąd w ogóle mają się brać u sędziego takie domysły), mimo że nie złapano żadnych sprawców i nikogo nie oskarżono. Sąd uczyni to (zniszczenie firmy w obrocie prawno-gospodarczym) na wniosek prokuratora (czyli sprawa niemalże przynależy do śledztwa, jest jego zwieńczeniem), nie na żadnej rozprawie, lecz na tzw. posiedzeniu przy okazji umarzania sprawy (może jest to nawet posiedzenie niejawne, na które nikogo się nie wzywa, nie zawiadamia o terminie: ot po prostu pewnego dnia sędzia siada sobie i drukuje nawet samodzielnie postanowienie na drukarce, jeśli umie obsługiwać komputer, a jeśli nie, to wstukuje mu je do komputera protokolantka; w każdym razie zapewniam, że posiedzenie sądu to coś, na czym przede wszystkim ogłasza sąd swoje postanowienie, a np. nie przeprowadza się wtedy żadnych dowodów, nie przesłuchuje nikogo, często nawet nie ma tam czasu na wyjaśnianie jakichś okoliczności sprawy — udział kogokolwiek innego niż sędzia jest niekonieczny, a nawet zbędny, często są to swego rodzaju chwile dyktatu — a zatem zupełne przeciwieństwo rozprawy). Nie ma tu jakiejś kontradyktoryjności, jakiegoś udziału drugiej strony: tylko prokurator i sędzia. Oczywiste wykorzystanie tego to temat rzekomych i przede wszystkim bandyckich tajemnic państwowych, nieraz pewnie urojonych, bo łatwo takie plotki rozpowiadać w urzędzie skarbowym, by odstraszać, powołując się może na coś nieodpowiedniego. Przy organizowaniu przepadku gorsza sytuacja jest wtedy, gdy nie ma kontaktu z wpisanym w (np.) Krajowym Rejestrze Sądowym właścicielem, bo on jest gdzieś daleko, np. w Panamie. W takich sytuacjach nie wiadomo, jaka jest jego postawa, czy jest odpowiedzialny. Rozwiązanie (drugie obok upolitycznienia/korupcji), by już na pewno wygrywać w sądach? PiS właśnie zamierza wprowadzić, powtórzę, regulacje dla rynku mediów, takie, by media, które mają za duży udział zagraniczny, po prostu podlegały odebraniu udziałów i ich np. jakiejś licytacji na rynku. A zatem innego rodzaju złodziejstwo. Tak czy inaczej cel to zniszczyć markę i odebrać domenę internetową z użyciem systemu prawnego, mieszając w to jeszcze sądownictwo, żeby nie wyglądało to tak, że sam rząd z tobą walczy, sam tylko koalicjant Ziobro jako prokurator generalny (czy raczej jego ludzie, bo on się nawet nie wypowie). "Prawo z tym walczy", "pogrążyło go prawo", tak czy inaczej domeny internetowe itd. do kradzieży. To zatem, jak mi się zdaje, odpowiedź PiS-u na skandal. Pamiętajmy tu na koniec jeszcze, że oprócz wyjawiania tajemnic przestępstwami mogą też być np. pomówienia czy obraza. Nawet te drobne przestępstwa, choć ścigane z oskarżenia prywatnego, mogłyby być uznane za "stale" generujące zysk i za powód do przepadku przedsiębiorstwa prowadzącego prasę internetową, czyli przede wszystkim jego domeny internetowej (resztę da się raczej tak przechowywać, że jest poza zasięgiem, ale domena to punkt wrażliwy), może też serwerów. Podobnie np. przestępstwo obrazy uczuć religijnych; najlepiej w ogóle nie pisać o udziale liderów religijnych lub pisać mało, ale tak czy inaczej można spotkać się z zarzutem pomówienia np. w stosunku do polityków. Coś się przegrało, może nawet poczta nie dotarła powiadamiająca o tym lub np. nie znaleziono sprawcy, umorzono kolejną już sprawę (może po drodze zrobiono w aktach prokuratora z firmy wielką pralnię pieniędzy) i... przepadek przedsiębiorstwa. Tego typu rzeczy. Przede wszystkim zaś posługiwanie się przez polityków bandyckimi, ad hoc organizowanymi klauzulami dla zamykania ust prasie, tego bym się spodziewał oraz jakichś koncepcji typu "nacisk z zagranicy usprawiedliwia odejście od zasady państwa prawa, od zasady, że organy państwa działają w granicach prawa". (Przykładem nielegalnego zamykania ust prasie byłoby zakazywanie mi mówienia o mych doświadczeniach i inżynierskich wnioskach, a bądź co bądź mam wielkie doświadczenie w dziedzinie komputerów osobistych, ich wewnętrznej konstrukcji i programowania. Niby obowiązuje wolność publikowania wyników badań, a ci będą się starać zamykać usta prasie po bandycku, choć nie ma zupełnej sprzeczności konstytucyjnej wymuszającej takie odejście od wspomnianej tu powszechnie przysługującej wolności. Kraj będzie bronił swego terytorium, co to ma do rzeczy, jeśli nawet ktoś fałszywie może twierdzi, że USA za pewne prawdy głośno powiedziane nas nie będą lubić.) Rozszerzanie władzy wymiaru sprawiedliwości ma sens wtedy, gdy on dobrze funkcjonuje. Obecnie państwo jest bandyckie, co sprawa sądowa, to ją niesłusznie przegrywam, sędziowie i inni pracownicy sądu podobno podglądają ekran i mają go przechwytywać na miejscu oraz podsłuchują mnie i przyjmują korzyści majątkowe z przestępstwa (niewpłaconych podatków), mają też specjalny dedykowany telefon od podsłuchu, by firmowo albo i prywatnie podsłuchiwać nielegalnie, zaś sekretarki jeszcze się obnoszą z ustawianiem nrów teczek akt, tzw. sygnatur spraw, przydzielając akurat mi takie, że są od siebie w okrągłym odstępie liczbowym, np. 1000. Co sprawa, to — bez urazy, bo tak ostro tu tylko o orzeczeniach, nie o instytucjach — kompletnie nielegalne bzdury, nawet w Naczelnym Sądzie Administracyjnym, taka delikatnie mówiąc jest moja opinia, a zrozumienie, że jest słuszna, nie wymaga jakiejś "Wielkiej Wiedzy" prawniczej, bo o wszystkim zwykle powinny przesądzać teksty ustaw i samo tylko zwykłe proste rozumowanie. Gdy państwo ma np. bandyckie sądownictwo, wtedy nie robi się rozrostu jego potęgi tak, że jest hegemonem w gospodarce i ma wszelkie nowe media pod stopami, którymi je może miażdżyć. A PiS tak robi. PiS jest więc w mojej opinii wrogiem wolności w branży mediów i w ogóle wrogiem wolności Polski. Ciekawi mnie jeszcze, co z fundacjami zagranicznymi, w stosunku do których minister polski nie może nic zrobić (bo polskie fundacje może łatwo zgłosić do zarządu przymusowego). Pewnie potraktują je jak przedsiębiorstwo przynoszące zyski, chociaż to kłamstwo, ale może zmienią ustawę specjalnie dla mnie. Obserwujmy. Tu o szczególny przypadek konkretnej osoby chodzi. W normalnym kraju — i u nas tak było jak dotąd — sądy nie są tak ważne, prawo nie jest wszechobecne, więc bandytyzm we władzy sądowniczej tak nie doskwiera, choć teoretycznie to ona rozstrzyga o losach jednostek. Z treściami i sprawą obiegu informacji można np. schronić się przed nią do pewnego stopnia w Internecie, jeśli się umie, jeśli się nie robi naprawdę jakichś dużych burd, tak, iż czepialstwo byłoby przesadą. Teraz natomiast ma być procedura prawna do niszczenia tego. Hańba. Co jeszcze wymyślą? Już wymyślili jakąś tam pomoc przy ubezwłasnowolnieniu — jakieś zespoły ekspertów do orzekania w sprawach rodzinnych, np. ludzi z jakiegoś państwowego szpitala w ilości kilku... żeby była przeciwwaga dla dowodów podsądnego, np. pozyskanych przez niego zaświadczeń lekarskich (w tym temacie patrz edit 2016-07-09 pod poprzednim wpisem, tj. tym z 15. czerwca 2016 r. "Zeznania i dowody")... cóż za ukłony w stronę skryminalizowanego podobno sądownictwa, zamieszanego w skandal telewizyjny... Sami pomyślcie: dorobek całego życia, firma warta np. miliardy (jakieś np. Asseco Poland), a tymczasem jakieś jedno nawet orzeczenie wystawione (bez rozprawy rzecz jasna) przez złośliwego kierownika sądu czy sędziego, możliwe przecież do przeoczenia, ma powodować takiego dorobku życiowego przepadek (mimo, że nikogo nawet nie skazano za przestępstwo, a co dopiero publicznie skazano). Ciarki po plecach przechodzą nawet przy dobrze funkcjonującym sądownictwie, a co dopiero przy telewizyjno-mafijnym, ustawiającym co rusz orzeczenia ze spikerami... Jeszcze raz link do projektu ustawy, (żarliwie nawet pewnie) popieranej przez samą premier. Obecnie przepadek w sytuacjach, gdy właściciel sam nie jest oskarżony, a tylko zapewne godził się na przestępstwa (wystarczy domysł, zgadnięcie sądowe, co by było gdyby doszło do wyroku), ma dotyczyć tylko przedsiębiorstw osoby fizycznej, tzn. osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą (a nie np. osób prawnych: spółek z o. o. itp.), ale to kwestia najbliższej nowelizacji, zmiany ustawy już po jej wprowadzeniu: już jutro wszystko będą odbierać "na domysły", bez skazań, jednym czy dwoma postanowieniami sądu; nawet spółki kapitałowe. To, że autentycznie i całkiem na serio nadzieje mediów to "przepadek rozszerzony" ich konkurencji (tej ode mnie) zorganizowany przez prokuraturę z usłużnym sądem, nawet nielegalnie, pokazuje też fakt następujący. Gdy traciłem kontrakt w Indiach w sprawie maszyn offsetowych (to też prawda, że niezbyt mi się spieszyło, by go opłacić), producent napisał mi tak: "We are scrapping this project and forfeiting your advance payment to cover a part of our losses" (porzucamy [dosł. 'złomujemy'] ten projekt i dokonujemy przepadku twojej zaliczki, by pokryć część naszych strat). Jak jednak nazywa się od roku nowy właściciel TVN-u? Scripps Networks... Networks to może jakaś "sieć fikcyjnych podmiotów prawnych zamieszanych w generowanie zysku z przestępstw". Główny problem TVN-u to panująca kryminalizacja państwa i pewnie jego samego, więc oto być może odpowiedź (jeśli ktoś tego nie kojarzy ze mną, to niech uwzględni, że ma pierwsza firma, na której zresztą zarobiłem pierwszy milion, nazywała się HT Networks). Wróćmy jednak do rzeczy po tej dygresji o scrappowaniu i przepadkach indyjskich. Oprócz braku kasacji kolejny problem z wprowadzaną właśnie zmianą Kodeksu karnego to brak przepisów zapewniających jakąś ścieżkę realizacji prawa łaski prezydenta w odniesieniu do przedsiębiorstw. Być może ich zdaniem na pewno w ogóle nie ma miejsca na coś takiego. A więc znaczny przerost kompetencji sądów najniższych w hierarchii: rejonowych, okręgowych, z mojego doświadczenia wynika, że przeżartych korupcją. Do przepadku wystarczy, by sąd taki uznał jakieś przedsiębiorstwo za służące do popełniania przestępstw (przedsiębiorstwo to zbiór składników majątkowych służących do prowadzenia działalności gospodarczej, nie jest to tożsame z np. potocznym pojęciem "firma", to raczej np. spółka z o. o. czy posoba fizyczna posiada czy też prowadzi przedsiębiorstwo). Tzw. "przepadek rozszerzony", wedle projektu ustawy, to PiS-owski i papieski sposób na kradzież domen internetowych (tzn. wierzytelności umownej), która nie będzie musiała mieć podtekstu politycznego, a także na kradzież innego mienia. Zamiast przejmowania domen pisze się "przepadek przedsiębiorstwa", ale to na jedno wyjdzie, bo przedsiębiorstwo to zbiór składników majątkowych służących do prowadzenia działalności gospodarczej. Wystarczy wytoczyć firmie jakieś przepełnione błędami prawnymi i niereprezentatywnymi teoriami prawnymi zarzuty naruszania prawa karnego. Na szczęście nie dotyczy to np. fundacji zagranicznych, ale cholera wie, co PiS wymyśli, może np. przepadek polskich składników majątku zagranicznych spółek medialnych działających także w Polsce?... Przecież pracują nad projektem ustawy regulującej rynek medialny. Przepadek przedsiębiorstwa jest w prawie karnym zbędny, bo ono co do zasady ściga czyny osób (czasem brak działania, czyli zaniechanie), a nie przedsiębiorstwa czy kapitały. Tymczasem teraz będzie sytuacja, że nie zarzucą nikomu nic, a i tak przepadek przedsiębiorstwa na wniosek prokuratury może zatwierdzić pojedynczy sędzia sądu np. rejonowego, może w dodatku jakiś świeżo upieczony, niedoświadczony, dający się "nabrać" na niereprezentatywne i błędne teorie prawne. Tylko od łaski takiego sądu rejonowego będzie zależeć, czy w ogóle będzie jakaś szansa odwoływania się, bo można np. źle wpisać cyferkę przy adresowaniu przesyłki i wtedy po ok. 3 tygodniach od jej nadania nie ma już możliwości zażalenia (2 awizowania + termin tygodniowy). Mechanizm przepadku rozszerzonego jest niedoskonały (otwiera pole do naruszeń) bądź sprzeczny z prawem człowieka do sądu na 2 sposoby: (1) uniemożliwia tzw. wznowienie postępowania (zapisano, że po orzeczeniu przepadku można już tylko występować z pozwem cywilnym, a zatem aż do prawomocnego rozstrzygnięcia go, co może potrwać półtora roku, jest się bezradnym), a więc nawet wtedy, gdy pojawiają się nowe okoliczności i dowody lub gdy osoba nie miała możliwości obrony swych praw, i tak uznanie przedsiębiorstwa za służące do popełniania przestępstw za zgodą właściciela zachowuje tzw. powagę rzeczy osądzonej (sądy mogą odwoływać się do tego jak do faktu już ustalonego i poza dyskusją), przede wszystkim tu problemem jest brak możliwości wznowienia postępowania; (2) co dużo ważniejsze: nie ma w takiej sprawie rozprawy, nie ma nawet oskarżonego ani możliwości bronienia się (tylko przez zażalenie, jeśli w ogóle dotrze informacja o postanowieniu sądu), a przecież wg orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu tylko wyjątkowe okoliczności mogą uzasadniać brak prawa do rozprawy przy rozstrzyganiu o czyichś prawach o charakterze cywilnym (i np. załatwianie sprawy zamiast tego na posiedzeniu; posiedzenia zaś w sprawie karnej są w zasadzie jedynie formą ogłoszenia czegoś gotowego przez sąd). Jak tu się bronić, skoro sąd wyda orzeczenie np. na posiedzeniu(!) umarzając sprawę, po prostu w odpowiedzi na wniosek prokuratora (tzn. jeszcze wczoraj sprawą zajmowała się prokuratura, może omijając nawet przesłuchania, bo uważała je za nieskuteczne)? W odróżnieniu od tego bardziej rozsądny i chyba znany już w prawie przepadek przy skazywaniu osoby, często na więzienie, właściwie pozbawiony jest ww. problemów, bo tylko za najlżejsze przestępstwa, które zwykle nie prowadziłyby do przepadku (np. nie ma prania pieniędzy), można skazywać w trybie zaocznym (sprawy, w których prowadzi się dochodzenie i postępowanie uproszczone), tzn. innymi słowy osoby zainteresowane generalnie w ciężkich przypadkach muszą być obecne — tymczasem tutaj wprowadza się inny przepadek, nie przy skazywaniu osoby, nie w toku rozpraw, lecz niejako na szybko skazuje się przedsiębiorstwo (jeśli ktoś to przeoczy, będzie nieobecny lub nie zdoła napisać w tydzień mądrego zażalenia to... ma pecha, w ogóle bez jego uczestnictwa na zasadzie 1 ogłoszenia-posiedzenia sądu sprawę załatwią). Jest to ponadto rozwiązanie zupełnie zbędne. Nie ma powodu przejmować przedsiębiorstw, gdy nikogo nie skazano. W dzisiejszej dobie radarów o charakterze radiolokacyjnym (widzą poszczególne rzeczy w swym zasięgu), które mogą łatwo podsłuchiwać najróżniejsze obiekty, a ściany nie są dla nich żadnymi przeszkodami, bez problemu można znaleźć winnego przestępstwa, jeśli się je popełnia: po co więc przyczepiać się do biznesu jako martwych składników majątkowych (zamiast ludzi), w tym do jego wierzytelności (tego, co się należy z umowy lub zobowiązania ustanowionego ustawą lub przez sąd)? Dlatego odpowiedni projekt ustawy uważajmy za hańbę PiS-u i jego oraz Europy (papieża?), potem może świata, sposób na przejmowanie domen internetowych pod płaszczykiem "normalnych" działań prawnych, "sprzątania" (bynajmniej nie w imieniu narodu; naród sprząta poprzez po prostu nieodwiedzanie danego portalu internetowego i to jest pełnia demokracji). Powinni do ustawy wprowadzić, że tego nie wolno stosować przeciw mediom, PRASIE, ale i tak łatwo byłoby to później z prawa usunąć drobną zmianą: lepiej w ogóle nie otwierać puszki Pandory i się do niej nie przyzwyczajać, wchodzić na tak zły teren jak przepadki przedsiębiorstw, swobodne plądrowanie gospodarki przez sędziów. Żadne ustne zapewnienia poselskie nie mogą tu problemu zlikwidować, bo jest on w rękach władzy sądowniczej, przeżartej zresztą (bez cienia wątpliwości) wg mego doświadczenia korupcją. Nie wierzmy w jakieś polubowne rozwiązanie tego problemu, w którym mimo to ustawa jednak wchodzi, bo mass media ani nawet sądownictwo (w praktyce jego pojedynczy przedstawiciele, którzy nawet pewnie nie będą mieli okazji na coś wpłynąć) nie są po prostu wiarygodne i bezpieczeństwa wolności prasy nie zapewniają. Tu przecież idzie o ich własne być albo nie być, o ich własne wyroki więzienia, poczynając od kierowników — wielkich magnatów medialnych. Tych pewnie lekka kara nie spotka, a potencjalnie może to być nawet do 25 lat więzienia zależnie oczywiście od stanu faktycznego. Pismo Święte dobrze się wyrażało o osobach pokroju takich parlamentarzystów czy sędziów, którzy chcą uczestniczyć w skandalicznej walce z wolnością prasy (a pewnie są zapisani do podsłuchu przez specjalny dedykowany telefon i nie płacą podatku od dochodów osobistych zarobionych na stanowiskach państwowych, obsługują też odbiornik promieniowania, radio internetowe i Gadu-Gadu; pamiętajmy, telewizja ich wszystkich ma pod telefonem, w tym prezesów sądów). "Strzeżcie się uczonych w Piśmie. Z upodobaniem chodzą oni w powłóczystych szatach, lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsca na ucztach. Objadają domy wdów i dla pozoru odprawiają długie modlitwy. Ci tym surowszy dostaną wyrok" (Mk 12:38-40). | edit: Wrócę tu jeszcze do wspomnianego problemu nielegalnych utajnień, bo może nie każdy zrozumiał, dlaczego miałaby nie obowiązywać tzw. tajemnica państwowa (pojęcie obecnie raczej nieprawnicze) osłaniająca pewne mające miejsce lub nierozliczone przestępstwo w państwie; krótko mówiąc, dlaczego to, że utajnienie jest pomocnictwem (czy też poplecznictwem) w przestępstwie, a więc samo jest przestępstwem, wykluczać miałoby dalsze egzekwowanie tak powstałej tajemnicy. Za punkt wyjścia (jeden z możliwych, bo pewnie da się i inaczej tego dowodzić) mógłbym tu podać przepisy Konstytucji. Konstytucja obecna ma w sobie trochę sprzeczności, ale nie jest to zarzut przeciwko niej. Właściwie w bardzo wielu ustawach są "sprzeczności" wewnętrzne, patrząc na dosłowne znaczenie ich zdań, ale to w żaden sposób nie jest przeciwko nim zarzut. Istotą "sprzeczności" jest to, że pewne dwie rzeczy nie mogą naraz być prawdziwe; jedna (ze swej definicji) wyklucza zajście drugiej, a druga pierwszej. W prawie sprzeczności rozwiązuje się w ten sposób, że za na pewno (zawsze) obowiązujący uznaje się ten przepis, który jest mniej ogólny (na zasadzie wyjątku, lex specialis), podczas gdy ten ogólny może mu czasem ustępować miejsca. Co to oznacza w praktyce? Gdy Konstytucja podaje, w art. 54, że każdemu zapewnia się wolność rozpowszechniania informacji (innymi słowy: swoboda rozpowszechniania informacji, prawo do swobodnego rozpowszechniania informacji), to jest to przepis ogólny, który byłby stosowany zawsze, bo z Konstytucją żadna ustawa ani nawet zarządzenie wykonawcze czy, dajmy na to, jakaś klauzula, jakieś postępowanie organów ścigania, sprzeczne być nie może, bo stałoby się przez to nielegalne. Jednakże gdy Konstytucja powiada też (art. 5): "Rzeczpospolita Polska strzeże niepodległości i nienaruszalności swojego terytorium", "zapewnia ... bezpieczeństwo obywateli", to również powstają przez to pewne zasady, które w teorii nie powinny nigdy być naruszone. W ten sposób powstaje sprzeczność, bo nie może być tak, że wszelkie informacje da się zupełnie bez ograniczeń rozpowszechniać, jak by sugerował art. 54, bo wtedy np. upadłaby obronność kraju ze względu na to, że nie może on potajemnie gromadzić informacji o innych państwach, w tym zwłaszcza swych sąsiadach. Przecież bez skutecznego wywiadu trudno o wygraną wojnę. Kwestie informacyjne potrafią być kluczowe, zwłaszcza, gdy ma się ograniczone siły, a któż jest hegemonem zdolnym obronić się ze wszystkich stron? A zatem obronność, wyrażona w przywołanym art. 5, wymusza istnienie pewnych tajemnic państwowych, dotyczących wywiadu, a więc minimalnie zawęża wolność rozpowszechniania informacji z art. 54. Kolejny przykład: zapewnianie bezpieczeństwa obywateli. W praktyce zajmuje się tym Policja, a narzędziem, by było bezpiecznie, jest prawo karne. Ono odstrasza i wychowuje. Nie ma jednak skutecznego prawa karnego bez skutecznych postępowań karnych, a te wymagają tajemnicy śledztwa. Gdyby media mogły wszem i wobec rozgłaszać wszystko z akt, bo w ogóle akta śledztw byłyby jawne dla każdego i rozpowszechnianie faktów nie byłoby zakazane pod karą za przestępstwo, to Rzeczpospolita Polska nie mogłaby realizować swego kolejnego przykładowego zadania z art. 5. Zadania takie zresztą mogą być rozsiane po całej Konstytucji. A zatem standardem jest, że każdy ma prawo rozpowszechniać wszelkie informacje i żadna klauzula tajności mu tego nie może zabronić, jednakże jeśli można znaleźć podstawę w Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej, która takiej tajności wymaga, bo inaczej po prostu nie byłby zrealizowany pewien artykuł Konstytucji (po prostu jest on nie do pogodzenia z rozpowszechnianiem pewnych informacji), to utajnienie jest dopuszczalne i w tym zakresie wolność rozpowszechniania informacji nie jest przez Konstytucję przyznana. PRZEJDŹMY TERAZ DO WNIOSKÓW. Jeżeli jakiś prezes sądu, premier czy naczelnik urzędu skarbowego utajnia pewną rzecz, popełniając przy tym zarazem przestępstwo pomocnictwa w cudzym przestępstwie, jakie by ono nie było, to działa nielegalnie. Popełnia czyn zakazany przez ustawę karną (przestępstwo i czyn zakazany to pokrewne pojęcia w prawie), a przed prawem każdy jest równy, Rzeczpospolita Polska jest państwem prawnym (tzn. musi postępować wg prawa), zaś władze publiczne muszą działać w granicach prawa. To są tezy z Konstytucji. Żeby tajemnica legalnie obowiązywała, rok za rokiem, dekada za dekadą, żeby krótko mówiąc trwała, to musi być oczywiście wyłączona w danym zakresie wolność rozpowszechniania informacji. A zatem musiałby taki utajniający coś funkcjonariusz realizować jakieś zadanie konstytucyjne państwa (z którego potrzeba takiego utajnienia koniecznie wynika, inaczej byłoby niewypełnione), a zatem jakiś państwowy obowiązek, będący wobec tego też oczywiście prawem państwa do czegoś, bo skoro się coś musi robić, to się to również w szczególności robić może (wolno to robić). Tymczasem jednak mamy tu w założeniu, bardzo słusznym zresztą w wielu przypadkach podejrzanych tajemnic, że funkcjonariusz utajniający jakieś dane popełnił przestępstwo pomocnictwa, czyli zadziałał nielegalnie. To założenie wyklucza to, co wywnioskowano jako konieczne dwa zdania temu: istnienie państwowego obowiązku konstytucyjnego. A zatem nie może być wyłączona wolność rozpowszechniania informacji, skoro doszło do pomocnictwa. I odwrotnie: gdyby funkcjonariusz, np. z WSI, utajniając coś realizował tylko po prostu Konstytucję, co w praktyce jest absurdem w przypadku licznych skandali, to nie popełniłby przestępstwa; skoro jednak mamy dowody na to, że popełnił czyn zabroniony (sąd może to dostrzec, że coś jest w każdym razie czynem zabronionym, mianowicie takie nadawanie klauzuli), to w konsekwencji NIE realizowano zadań i obowiązków Konstytucji, a więc NIE może być wyłączona przewidziana w niej wolność rozpowszechniania informacji. A pamiętajmy, Konstytucja to też zwykła ustawa, którą stosuje się bezpośrednio (mówi się: ustawa zasadnicza): to nie jest coś, z czym porównuje się tylko inne ustawy, by stwierdzić ich dopuszczalność, lecz litera Konstytucji sama jest od razu też obowiązującym prawem. Można tu pójść jeszcze dalej, wyciągając wnioski na poziomie ustaw zwykłych (choć wystarczy sama niekonstytucyjność państwowego ścigania). Skoro każdy ma wolność rozpowszechniania informacji w danym temacie, tj.: państwo nie stwarza przeszkód (ograniczeń, różnych problemów powstrzymujących takie działanie) dla wspomnianego rozpowszechniania, to jest do niego uprawniony. Wolność po prostu. Ma się prawo, nikt za to nie zamknie w więzieniu, nie ukradnie domeny internetowej, nie zabierze składników majątku firmy do tego służących. Tymczasem art. 265 § 1 Kodeksu karnego, który wprowadza i definiuje karalność ujawnienia informacji tajnych, brzmi tak oto: "Kto ujawnia lub wbrew przepisom ustawy wykorzystuje informacje niejawne o klauzuli 'tajne' lub 'ściśle tajne', podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5". Oczywiście dotyczy on tylko informacji niejawnych, te zaś są zdefiniowane w Ustawie o ochronie informacji niejawnych, definicja jest w podstawowym zakresie następująca: "informacje, których nieuprawnione ujawnienie spowodowałoby lub mogłoby spowodować szkody dla Rzeczypospolitej Polskiej albo byłoby z punktu widzenia jej interesów niekorzystne" (założenie: wolno ją ujawniać co najwyżej niektórym; wrogiem, czymś niekorzystnym jest jej ujawnianie niekontrolowane). Skoro jednak każdemu w danym temacie przysługuje wolność rozpowszechniania informacji, ma on prawo je rozpowszechniać bezkarnie, bez przeszkód ze strony państwa, to każde rozpowszechnianie informacji w takim założonym tutaj temacie jest uprawnione (prawem przewidziane i chronione). A zatem w ogóle wtedy nie istnieje problem czy przypadek "nieuprawnionego ujawnienia" informacji. To tym bardziej daje podstawy, by uważać daną informację za pozbawioną cech informacji niejawnej. A w każdym razie mocą Konstytucji nic nie można zrobić za jej ujawnianie, choćby nie wiem ile klauzul nałożyli różni ludzie np. z WSI. Poza tym polecam np. ten cytat z Sądu Najwyższego (sprawa V KK 117/16, ostatni akapit na stronie 4), będący w sumie powtarzaniem tego, co i tak każdy wie i wiedział: "Co należy rozumieć pod pojęciem 'okoliczności wyłączające bezprawność', ustawa wprost nie wyjaśnia, niemniej w nauce prawa wskazuje się na takie okoliczności, przy których czyn wypełniający znamiona przestępstwa nie jest jednak w rzeczywistości przestępstwem (...). Okoliczności takie w orzecznictwie i literaturze prawniczej nazywa się 'kontratypami'; mogą być one zarówno ustawowe, jak i pozaustawowe. Do tych drugich zalicza się działanie w granicach uprawnień (...). W piśmiennictwie prawniczym nie jest to w żaden sposób podważane". Nie odkryto tu nic nowego, problem jest znany w nauce. Albo się ma do czegoś prawo, albo się nie ma i tylko wtedy może to coś być przestępstwem. A zatem górą Konstytucja, a pogróżki władz państwowych w sprawach, w których można zaskarżać wyrok aż do Sądu Najwyższego, proponuję mieć w nosie. Trudno tam tak kłamać w żywe oczy i uniknąć przy tym jawnej kompromitacji i bardzo surowego wyroku dla siebie w przyszłości. Zresztą gdy byłem kiedyś w SN, nie pierwszy już raz, przyszedł obok jakiś młody sędzia (są oni ubrani w niebieskie marynarki) i rzekł (chyba do mnie, bo z nikim wtedy raczej nie rozmawiał): "Będzie komisja!". Komisja się kojarzy raczej z jawnością. A zatem byłby to drugi sojusznik obok prokuratury. Także i w sądzie na Czerniakowskiej 100 jakaś pracownica z parteru, z hali obsługi interesantów chodziła i mówiła "tak, sędziowie mają telefony do podsłuchiwania, ...", w każdym razie ujawniała sprawę bardzo przykładnie. Powinno to czytelnikom dawać do myślenia. Tymczasem zaś PiS powinien zejść ze sceny politycznej za krzywdę, którą wyrządził Polsce, w postaci przepisów o przepadku rozszerzonym, właśnie uchwalanych. A zatem w każdym razie wyjaśniłem tu, jak mniemam, dostatecznie problem legalności lub nie obowiązywania i egzekwowania klauzul utajniających. Inna sprawa, czy wie to i rozumie byle sędzia sądu rejonowego, może świeżo upieczony i niezbyt wyedukowany, który zna tylko stanowisko jednej strony: prokuratury i przed którym nie ma się prawa do obrony, bo o przepadku przedsiębiorstwa orzeka on nawet na posiedzeniu bez rozpraw (przy okazji umorzenia) i nawet bez dowodu na jakieś przestępstwo konkretnej osoby. Strasznie haniebne i bandyckie są te nowe przepisy (w swym zamierzeniu), które trafiły już do Senatu, a trafić też mają do prezydenta. To istny zamach na wolność i polityczną niezależność prasy, choć i tak raczej się on nie uda. Są inne kraje i inne domeny niż .pl. Dodałbym tu jeszcze, że PiS wprowadza także nową ustawę, która zmieni postać bardzo ważnego organu państwa, który zajmuje się wyborem sędziów do sądów (a więc w praktyce dopuszczaniem do zawodu, powołanie przez prezydenta to zwykle formalność). Sędziów-członków Krajowej Rady Sądownictwa będą teraz wybierać tylko sami politycy (z Sejmu, Senatu, z ramienia prezydenta, być może też jacyś wytypowani przez prezesów sądów, ale prezesi sądów są z kolei wybierani przez Ministra Sprawiedliwości i mają sporo na sumieniu, więc z mafią w telewizji jest im po drodze, a z wolnymi mediami nie). Wybór osób do Rady, decydującej o składzie osobowym sądów, będzie pewnie znając życie konsultowany przez komunikator z telewizją i w oparciu o listę agentów podsłuchowych znaną kierownictwu. | edit: Kolejnego prawie że dowodu na to, że wprowadzany właśnie mechanizm przepadku przedsiębiorstwa na postanowienie sędziego — wystawiane mimo tego, że nikomu nie udowodniono przestępstwa — ma na celu walkę z działalnością Piotra Niżyńskiego na rynku mediów, dostarcza zestawienie nazwy tego biznesu (nawet jeszcze nie rozkręconego) z nazwą szykowanych zmian w prawie. XP.PL (i XP.PL sp. z o. o.: prezesem jest Piotr Niżyński) to skrót od ang. eXtended Politics, czyli Rozszerzona Polityka (w skrócie RP, kojarzy się to też z Rzeczpospolitą Polską, jest taki rozdział Konstytucji, który definiuje zadania państwa; swoją drogą ta nazwa z członem XP, choć obecnie zupełnie legalna i fajna, też stwarza okazję do jakichś prób zorganizowania przepadku). Tymczasem nazwa nowego rozwiązania prawnego, "Przepadek Rozszerzony" — w skrócie PR (pi-ar) — dosyć się z tym kojarzy, tyle że jest postawiona na głowie, od końca zapisana (chciałoby się rzec: podchodzi do sprawy od bandyckiej, odwrotnej i niekonstytucyjnej strony). Tu Rozszerzona Polityka, zarejestrowana już w lipcu 2015 r., a w PiS-ie zaawansowane niemalże końcowe stadium prac nad wprowadzeniem PR-u, Przepadku Rozszerzonego (na podstawie pochopnych może i oderwanych od władczego i oficjalnego wpływu Sądu Najwyższego decyzji tych, co to się w sądach dorwali do prawa i słuchawek i ustalają z telewizją ceny za sprawy, a z prezesami werdykty, oraz też zawisłej od polityków prokuratury), czyli po prostu prac nad projektem zabijania wrogów w gospodarce (wrogiem jest firma, a nie czyny ludzkie, to tutaj zupełne novum, obce jak dotąd istocie prawa karnego: wszystkie poszczególne paragrafy były jak dotąd pisane z myślą o czym innym, o czynach ludzkich... co sugeruje takie totalnie rewolucyjne podejście do dotychczasowego prawa, które je przedefiniowuje? czy tu autentycznie o prawo chodzi, czy już o coś innego, o interes polityczny? pytanie jednak jest zbędne, bo wobec odpowiednio dobranej nazwy sprawa jest już chyba jasna). [edit 2017-05-05: W dodatku nr druku sejmowego, 1186, ma dwie ostatnie cyfry takie, jak mój rok urodzenia — 1986. Widać w zaświadczeniach lekarskich w nrze PESEL (wpis "Zeznania i dowody"), a także w wideo z wpisu z maja 2015 r. (w dowodzie osobistym i paszporcie) oraz innym z czerwca 2016 r. OTO PRAWDA O RZĄDZIE!] To droga do państwa jeszcze bardziej mafijnego (opartego na klikach, szczegółach personalnych pojedynczych sądów), a nie państwa kierującego się prawem w jego interpretacji wypracowywanej w razie braku konsensusu przez Sąd Najwyższy. Na dowód moich zarzutów o nielegalności niemalże już wprowadzonej ustawy wprowadzającej Przepadek Rozszerzony np. przedsiębiorstw (mimo braku skazań) chciałbym przytoczyć fragment ze strony 47, punkt 251 broszury informacyjnej Europejskiego Trybunału Praw Człowieka na temat jego orzecznictwa w przedmiocie prawa człowieka do sądu: "I tak, o ile nie ma wyjątkowych okoliczności, które uzasadniają rezygnowanie z rozprawy, prawo do publicznego rozstrzygnięcia sprawy, z art. 6 § 1 [Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności] wynika prawo do rozprawy w co najmniej jednej instancji sądu (Fischer przeciwko Austrii, § 44; Salomonsson przeciwko Szwecji, § 36)". Tak podaje sam Trybunał na swej stronie internetowej, można obejrzeć sprawę Fischer przeciwko Austrii, chodziło w niej właśnie o sprawy bardzo ważne dla samego dalszego istnienia biznesu pana Fischera i dlatego, jak podano (a także z powodu ogólnej konieczności), Trybunał przyznał, że rozprawa jest nieodzowna. Od siebie dodam, że skoro rozprawa, to i Sąd Najwyższy by się przydał w razie czego, bo zagadnienia prawne mogą być neitrywialne i musi być zagwarantowane prawdziwie legalne rozstrzygnięcie, zgodne z powszechnie znanymi standardami. Pamiętajmy, że brak rozprawy, gdy ważą się arcyważne kwestie faktyczne, oznacza, że byle "Adam Mickiewicz" z Policji, który naprodukuje dla kierownictwa dużo dokumentów (protokoły zeznań itd.), może w praktyce zniszczyć-zabić firmę w majestacie prawa, w praktyce zupełnie nieodwołalnie i raz na zawsze, co mu nawet zatwierdzi sąd, bo tyle rzekomych świadków itd. Tylko że w ogóle nie spotykają się oni w sądzie — i w tym właśnie problem. edit: Wysłałem w tej sprawie 2 listy pocztą tradycyjną i 1 e-mail do Prezydenta Dudy, oto dowód: list 1, list 2 (uzupełnienie z listą orzeczeń ETPCz), krótki e-mail.
edit 2017-04-03: Słowo o zamachach z 11/09/2011 (m. in. na World Trade Center) i ich jakże rzekomo "islamskich" inspiracjach (źródło zamachów było gdzie indziej, najprawdopodobniej w Watykanie). [rozwiń dopisek...]Gdzieniegdzie (np. w tekście o JP2, przy wzmiankowaniu śmierci Papały czy w rozwijanej liście zabójstw pod wpisem z 4. września 2015 r. przy okazji zamachu na szpital w strefie Gazy) wspominałem już o roli "dwójki" w "numerologii" pontyfikatu Jana Pawła II. Miało to też odzwierciedlenie w godzinie jego śmierci (21:37 w porównaniu z kolacją u mnie codziennie o 19:17) czy w datach kolejnych jego głównych zapaści zdrowotnych poprzedzających tę dziwną śmierć w 9666-tym dniu pontyfikatu (daty głównych załamań wg medialnych relacji: 1. lutego, 1. kwietnia... różnica 2 miesięcy). "Plus dwa" wiąże się też z ukrytą numerologią daty mego urodzenia w porównaniu z nie tylko śmiercią Papały (25/09/86 a 25/06/98, szóstkę proszę przesunąć o dwie pozycje w lewo), ale i ze zbrodnią przeciwko ludzkości — zamachem na Egypt Air (23/11/85), wspominanym tu na blogu jako dzieło chyba papieskie, a w każdym razie mediom z góry jakby znane (między wierszami w nagłówkach przedednia). A pochodzenie tego +2? Jedno jest nieco mistyczne czy religijne: gdyż dwóch papieży po Janie Pawle II miał być, wg przepowiedni Malachiasza, "Piotr Rzymianin" (i przepowiednia nieco ze mną się kojarząca: "wśród najcięższych prześladowań Świętego Kościoła Rzymskiego [na tronie papieskim] zasiądzie Piotr Rzymianin, który paść będzie owce [lud] wśród wielu trudności, po czym miasto siedmiu wzgórz [Rzym] zostanie zburzone i straszliwy sędzia będzie sądzić swój lud. Koniec". Drugie pochodzenie to topos z filozofii Nietzschego o tym, że dopiero po śmierci zostanie dobrze zrozumiany (np. w tym fragmencie ze wstępu do Antychrysta: "Dopiero pojutrze jest moje. Niektórzy rodzą się jako pośmiertni" czy np. we wstępie do "Woli mocy", przy omawianiu perspektyw kończenia się religii, o "historii dwóch najbliższych stuleci"). Bardziej głębokie i rdzenne wydaje się skojarzenie nietzscheańskie, ponieważ świadczy o tym już sam fakt, że "wielki ateista z Polski"(?)", przywódca polityczny ("Józef Piłsudski drugi") Polaków na drodze do "niepodległości" miał zdarzyć się na 2 papieży przed jakąś misją Piotra (planowano niejakiego Piotra N. już za Pawła VI, są na to poszlaki w związku z awansami PerTiNiego, kolejne poszlaki w związku z genezą Tuska jako polityka...). Nie można problemu +2 (okoliczności z pogranicza przepowiedni i historii, ale historii na pewno zaplanowanej) wytłumaczyć nim samym; przyczyną jest więc coś jeszcze innego, zewnętrznego, chyba że ktoś wierzy w przypadek, Ale z Nietzschem wiąże się już choćby moje nazwisko. Poza tym kojarzy się to plus dwa z 2000-leciem, no i z pokoleniami w rodzinie i typowym wiekiem papieża, a pamiętamy słowa Urbana, m. in. to jego obraźliwe "dziadunio W.". Toteż w każdym razie dwójka zdecydowanie ma w przypadku pontyfikatu Jana Pawła II i ogólnie różnych niedobrych spraw związanych z telewizją i potencjalnie Watykanem znaczenie numerologiczne i jest przy takich sygnałach i rebusach wykorzystywana dla efektu psychologicznego wciąż dosyć porównywalnego z jedynką (np. z przededniem czy dniem po). Otóż przejrzałem dzisiaj media kościelne — Katolicką Agencję Informacyjną na krótko przed zamachami w World Trade Center. 2 dni przed zamachami był nagłówek pt. "Papież: módlcie się za moją pielgrzymkę". Pielgrzymki oczywiście kojarzą się ze środkami lokomocji, podróżami np. lotniczymi. Na eKAI.pl nie ma wiele artykułów, jakiś z papieżem w tytule jest może np. raz na miesiąc. To więc było (wśród może kilku, np. 4, innych artykułów) dwa dni wcześniej. A co dzień przed zamachami? Wśród kilku innych artykułów coś o samorządowcach (kojarzy się to nieco z burmistrzem Rudolfem Giulianim, o którym zaczęło być głośno po zamachach) i przede wszystkim... artykuł zaczynający się od słowa "Dwa", nawet w kontekście czasowym: "Dwa lata"... Czyżby to więc był spisek, a poszlakę na jego temat papież kazał może nieświadomym niczego dziennikarzom wpleść w artykuły? Oto artykuły: 08-09-2011 Wkrótce uznanie cudu o. Pio (pozostawiam bez komentarza, "wkrótce" to chyba ironia, w każdym razie dużo minie czy minęło, zanim "ludzie" zaczną czy zaczęli uświadamiać sobie prawdę o nim, którą podawał np. papież św. Jan XXIII, swoją drogą podobno zamieszany w Gagarina, ale to słowa spikerów, których nie autoryzuję), 09-09-2011 Papież: módlcie się za moją pielgrzymkę (papież o sobie-podróżniku, stosunkowo bardzo rzadko były takie nagłówki w eKAI), 09-09-2011 Duchowni przegrali z samorządowcami, 10-09-2011 Inwentaryzacja w Watykanie (w kolejnych zdaniach treści mowa o jakimś spisie; w Biblii spis kojarzy się ze spisem powszechnym za rządów Heroda i "rzezią niewiniątek"). 11-09-2011 był zamach na World Trade Center, który zapoczątkował słynne szukanie wroga wewnętrznego, czyli terrorystów. Sposób na dodatkowe utajnianie sprawy procesorów, bo takie to potrzebne włamywać się własnemu narodowi do komputerów? Przecież to jest informatyczna Targowica, zaprzedanie własnego kraju (w zakresie bardzo istotnym: przetwarzania danych w całym kraju, w każdym urzędzie, firmie i gospodarstwie domowym) Stanom Zjednoczonym... Żeby to zamaskować, dobrze było stworzyć po pierwsze wizerunek rzekomego wielkiego zagrożenia terrorystycznego, czyli wroga wewnętrznego (normalnym ludziom nikt się nie włamie do komputera za pomocą podatności procesora, by ich później postawić przed sądem, bo taki dowód jest zbyt "obciachowy", zbyt hańbiący), a po drugie postarano się o wizerunek "światowej koalicji" krajów trzymających się razem wspólnie z USA, co może sugeruje, że to taki sojusznik, któremu aż warto swe komputery oddawać pod kontrolę. W każdym razie chyba była to zbrodnia wcale nie w świecie islamskim zaplanowana. Dużo większa pewność istnieje wszakże dopiero w przypadku nowszych ataków, np. tego we Francji — tam to ewidentne, "lody" i tyle, jak kierowca mówił, a kościelne media poniekąd zapowiadały. Jeśli by przypuszczenia, przecież nie bezpodstawne, były prawdziwe, to tak oto wyglądałoby kalendarium — mówiąc bardzo eufemistycznie — pewnych cechujących się dziwnymi poszlakami i koneksjami zabójstw z końca XX w.: 1984 Popiełuszko (rok orwellowski, sprawa dobrze znana w ezoterycznych kręgach dziennikarskich, nawet ktoś w Internecie napisał, że zrobił rozpoznanie i podobno za sprawę odpowiada Glemp, co zgadza się z konsekwentnie potwierdzaną przez spikerów wersją, poza tym są bardzo silne poszlaki wiążące się z oryginalnością zasady doboru po nazwisku — pisałem o tym w starszych dopiskach), 1992 trup n/n w moim śmietniku blokowym, 1993 moja matka (poślizg auta, przeżyliśmy, w tych latach matkę spotykały jeszcze inne szykany, m. in. próba kradzieży - VIII przykazanie, ktoś był przy niej autem, może to Policja, bo to chyba oni zawsze byli tacy mobilni, liczni i zaangażowani w ten podsłuch - a także utrata pracy, to może dlatego, że dzieciom mówiła o niewidocznych antenkach na głowie, a w odległej wprawdzie przyszłości przecież mieli być agenci w miejscach pracy i podżeganie do tego u szefostwa...), 1998 Papała, 1999 Egypt Air (zbrodnia przeciwko ludzkości), 2000 Kursk (zbrodnia przeciwko ludzkości), 2001 World Trade Center (zbrodnia przeciwko ludzkości), 2002 Agnieszka Piotrowska (i włoski zakonnik Cremona, pochowany bodajże 2 dni wcześniej, Policja(?) miała pewnie dzięki temu sygnał, że Watykan "jest w sprawie" planowanej). Jeśli to z papieżem Janem Pawłem II związane, a mnie np. wydaje się, że prawie na pewno tak (mnóstwo poszlak, konsekwentne potwierdzenia spikerów, a np. w sprawie Piotrowskiej, swoją drogą o nazwisku jak ten zabójca Popiełuszki, wręcz papież sam przemówił w dniu jej wypadku w sposób, który u mnie musi obudzić jednoznaczne skojarzenia, bo niemalże tylko z tą jedną rzeczą mi się Piotrowska kojarzyła) — to do wątku w takim razie papieskiego dochodziłby jeszcze zamach na niego (mówią, że to był zamach sam na siebie...) oraz śmierć czyżby na podobnej zasadzie, w każdym razie w 9666-tym dniu pontyfikatu (porównać: liczba szatana 666, chrzest Polski 966), o godzinie pasującej do mych kolacji i po ostentacyjnym "remoncie" krtani i głównych załamaniach zdrowotnych równo 1. lutego 2005 r. i 1. kwietnia 2005 r. (telewizja chyba nawet była uprzedzona, a nawet media typu Gazeta Wyborcza, choć to by dopiero przy okazji jakiegoś tam śledztwa może wyszło na jaw). Wracając do zabójstw, widać w szczególności ciąg zbrodni przeciwko ludzkości w kolejnych latach u progu III tysiąclecia: 1999, 2000, 2001. Jeśli kogoś to interesuje, to niech jeszcze sprawdzi jakieś inne media, może były sygnały np. w gazeta.pl (jest archiwum.gazeta.pl). edit 2017-06-10: Kolejnym przykładem gry liczbami z wykorzystaniem zwiększania czy zmniejszania o 2 jest data (przyszłej wtedy) śmierci mojej babci Lucyny i zarazem data śmierci św. Izydora z Sewilli (4. kwietnia; więcej o śmierci babci jest we wpisie o sądach z maja 2017 r.) w zestawieniu z datą ogłoszenia go patronem Internetu (6. lutego). Proszę porównać parę 4-4 z 6-2: dodawano odpowiednio plus dwa, minus dwa. [ukryj dopisek] [DOWÓD WYRAŹNY] — jest tu w środku, wśród niezaprzeczalnego dowodu na spisek w sprawie World Trade Center, bodajże z udziałem papieża, także kolejny, wręcz miażdżący dowód z 2001 r. na to, że katastrofa w Smoleńsku była zamachem zorganizowanym przez Tuska (punkt 101 po kliknięciu przycisku DOWÓD WYRAŹNY; to już 4-ty taki dowód czy też co najmniej 90%-owa poszlaka, nie licząc nawet w ogóle tego konsekwentnego przyznawania się TVP: po stenogramie, Radiu Watykańskim i innych mediach oraz [generale] Majewskim, związanym z lotnictwem, Koziejem i Smoleńskiem, na czele Radia Watykańskiego). [PODLICZENIE OFIAR GRUPY] — UWAGA: Dopisek ten napisałem (wstępnie bez przycisku "dowód wyraźny") dzisiejszej nocy — nad ranem. Później zaś ok. 14:30 czasu petersburskiego miał miejsce jakiś wybuch w metrze w Petersburgu, w którym zginęło 10 osób. Telewizja wiedziała o tym z góry czy raczej Rosjanie zorganizowali to naprędce z powodu mego wpisu? (Gazeta Wyborcza oczywiście nagłaśnia w tej sprawie fałszywe tropy, kojarzące się z islamem, mianowicie ISIS, choć pewnie "nie odznaczają się świętością" w temacie podglądania mego ekranu.) W każdym razie być może także wcześniejsze zamachy w Moskwie (2010, 2016) oraz w innych krajach (chyba np. w Madrycie były, może i w Londynie, nie pamiętam już), zwykle zresztą małe, z kilkudziesięcioma np. rannymi, zaliczają się do wyczynów współcześnie popularnych polityków.
(00:50)
W tym wpisie zostają zamieszczone i może będą nadal dodawane konkretne dowody w postaci dokumentów, a niekiedy filmów wideo (np. z oględzin działki z instalacją dźwiękową czy oglądania teczki akt w sądzie). Nie jest to oczywiście jedyny wpis na blogu, którego przedmiotem jest publikacja dowodów, gdyż podobne pojawiają się tu od listopada 2014 r., wszakże w tym opublikowane zostaje szczególnie dużo dokumentów, w tym moje zeznania — a za fałszywe zeznania przewidziane są obecnie kary do 8 lat więzienia. Proszę klikać daty:
I co o tym myślicie? Telewizja mnie dręczy, a prokuratury i sądy nic z tym nie zrobią (patrz: akta), z haniebnych przyczyn wyjaśnionych już dawno... w razie potrzeby posiłkując się jeszcze zamówionymi fałszywymi opiniami biegłych, jakobym był
wariatem. Oto np. stare akta — tuż za zawiadomieniami, dowolnie opasłymi, jest w
nich zawsze nawiązująca do nich odmowa wszczęcia dochodzenia, z wpisanym właściwym nrem karty akt, oczywiście (zresztą można je też pooglądać na wideo,
zobaczcie np. jeden z wpisów poniższych). Tak natomiast
(kliknijcie, ale trzeba być zalogowanym) wygląda mój Facebook — prezenterzy poszczególnych programów informacyjnych (M. Kielczyk z Panoramy TVP, K. Durczok z Faktów TVN, M. Figurski z Wydarzeń Polsat) są tu niejako moimi 'znajomymi', podobnie jak parę osób z TVP
Warszawa (M. Drewniak, E. Sobko, K. Grzęda-Łozicka; dawniej też Kuba Sito, Violetta Komar, Anna Cyzowska, Mateusz Adamski — wszyscy oni są z tego kanału), bo to w regionalnej warszawskiej telewizji zorganizowano podobno (24 lata temu!) centrum śledzenia. To gesty szczerości. Tak
poza tym bowiem ani kierownictwo, ani nawet oni sami nie mogą poważyć się na poruszenie tematu publicznie, ponieważ źle by się to dla nich skończyło.
edit 2016-06-23: Moim zdaniem w dwóch zbrodniach przeciwko ludzkości (nie licząc już nawet tej tortury dźwiękowej, a tylko konkretne masakry w ramach organizacji przestępczej) ślady prowadzą do Jana Pawła II, którego w Polsce osłania się zresztą bardzo chętnie. Zapoznanie się z tym tematem dodatkowo pokaże czytelnikowi, jaką słuszność ma wizja świata prezentowana przez ten blog i jak płytkie, głupie są wszelkie próby odpychania jej od niechcenia poprzez powoływanie się na mnogość mediów i inne takie bzdurne wymówki. Chcesz przeczytać, rozwiń — przekonasz się DOWODNIE, jakie są media. [rozwiń dopisek...]— PIERWSZY PROBLEM: katastrofa Egypt Air (1999, dzień przed 1. listopada). Poszlaki na to są przytoczone w liście ofiar "grupy watykańskiej", mianowicie zbieżność poszlaki kojarzącej się ze mną (zwłaszcza w zestawieniu z numerologią zabójstwa Papały) i z Kościołem (2000-lecie chrześcijaństwa rzymskiego). Nie wymieniłem jak dotąd poszlaki związanej z tym, że było to nie tylko "tuż przed listopadem", ale wręcz przed świętem Wszystkich Świętych (6 lat później zabrano się za kanonizację zmarłego Jana Pawła II). Ale spójrzmy przede wszystkim na archiwum Gazety Wyborczej z dnia sprzed katastrofy, czyli z 30-10-1999. Artykułów napisano tego dnia 997, chyba że to jacyś późniejsi matacze zrobili, ale gdy spojrzycie w nie, hipoteza taka staje się zbyteczna. Pierwszy artykuł w archiwum, czyli chyba najpóźniejszy tego dnia, to "Bezpieczne rewiry" (podpisano: OCHOTA, WŁOCHY I URSUS, a są to dzielnice Warszawy; kojarzy się więc to nieco z kontynentami, jeśli by Afryka miała być nazajutrz obiektem zainteresowania, i z TVP Warszawa; potem był jeszcze w tym dodatku do GW artykuł "Trzy dzielnice, trzy ulice", a w innym: "Skojarzenia"). Samolot ponoć płonął na widoku ludzi, którzy go na niebie widzieli, a tymczasem w przededniu w GW był artykuł "Komórka wystartowała" (dziennikarze z bandycko ustawionymi do podsłuchu telefonami komórkowymi?), po czym: "Rydwany ognia". Ale to tylko kiepski wstęp, lepsze jest to, co było później. W archiwum z tego dnia można znaleźć nieco poszlak nagłówkowych wskazujących na jakiś problem w WATYKANIE, mianowicie przez pośrednictwo tematu telewizji (bo skandal w Warszawskim Ośrodku Telewizyjnym z Watykanem powinien się podobno kojarzyć): "Sacrum za kratą", [Gazety] "Telewizyjnej zabrakło", a zaraz potem "Informator o cmentarzach" i "Kto wpuszcza do telewizji" (autor: Michał Ogórek), "Redaguj z nami!" (to chyba jakiś stały cykl, może pod to dobrali inne; był też artykuł "LUDZIE MÓWIĄ"), "Prognozy Kropiwnickiego" i tuż za nim "Czego się boją w UE", "Telewizyjne niepokoje". Inne artykuły tego przedednia: "Mig spadł", "Co zrobił z ludźmi kapitalizm", "Zbiórka Na Cmentarz Orląt" (i tuż przy nim na stronie 50 archiwum: "ZMIANY W KOMUNIKACJI"), "ORZEŁ WYLĄDOWAŁ", "Granat przy sklepie" i tuż zaraz "Plan na neoplan" i "Zmień dziecku gimnazjum" (o Piotrowskiej? zresztą przez wiele lat po jej śmierci miałem zakodowaną w głowie jakąś błędną wersję, że zginęła w wypadku autokaru, choć to był wypadek samochodowy, poślizg latem), "Uzdrawianie z poślizgiem", "GIMNAZJALISTÓW PRZYSIĘGI", "Zgliszcza z zabytku" (Egipt to popularny cel turystów!), "Biskup rzuca obywatelstwo" (zrobił to abp Gądecki w odniesieniu do honorowego obywatelstwa Strzelna, bo radni nie zrobili podobnego honoru papieżowi; tak, to naprawdę artykuł z tego dnia! był też brzmiący żartobliwie nagłówek "RZYMIANEK ŻAL" — wiadomo, że kobiety są nieco bardziej religijne), artykuł "Zabił psa" (kojarzy się z Papałą, prawda?...), "DZIŚ, JUTRO" (powtórzony łącznie 3 razy), "Niezwykły profesor" (ale i: "Profesor Zawieszony"), "Doszedł na szczyt", "Kto O Nich Pamięta", "O Ostrowie Zapomnieć", "Bal pod piramidami" (tekst zaczyna się tak: "Już tylko dwa miesiące dzielą nas od niezwykłego sylwestra roku 2000"), "Piramida pełna bomb" (tuż za tym artykułem w archiwum z tego dnia na stronie 45 jest kolejny: "Spadanie Precyzyjne" o wspomnianym MIG-u), artykuły blisko siebie o środkach komunikacji zbiorowej z GW Trójmiasto ("Pętla Tramwajowa", "Uważaj Na Dworcu I W Autobusie"), "Pod Osłoną Nieba" (działa przecież u nas też Radio Maryja, bardzo popularne, prawda?) i zaraz za nim, kolejno pod rząd, "Ten Straszliwy Dzień" (o sylwestrze), ironiczne "Jeszcze Nie Wiem", "Blacha Fatalista Na Pasie". Były też artykuły "Czarny mnie Zrujnował", co kojarzy się z jakimś Murzynem, nadto: "Jesteśmy Przeciw", "Kosztowny kawał", wszystko blisko siebie, natomiast gdzieś indziej był tego dnia "Sprzedawca współczucia" i "Kto weźmie telefony", co kojarzy się z podsłuchem za pomocą specjalnego dedykowanego telefonu), "Chrystus Z Sopotu Do Rzymu" (proszę, co za skojarzenie, od punktu do punktu), "Powstaje Hospicjum" (zwie się takie zakłady umieralniami; i to przecież nic takiego, co by do konkretnego dnia musiało przynależeć, więc dosyć trafny wtedy news...), "PRZEJŚCIA GRANICZNE" (o tym, że w listopadzie będą już krócej czynne), "Statkiem, a Nie Metrem" (a nawet "Statkiem Na Cmentarz", co się wyjaśni za chwilę przy omawianiu drugiej, o rok późniejszej zbrodni, "Najlepiej Tramwajem", "Traktor Odjedzie", "BUSEM W ŚWIAT", "Nareszcie Dojechał", "Ostatni Przystanek Dziennikarza", "Pieszo, ale Z Obietnicami", "Dziękuję, postoję", "650 autobusów i 100 tramwajów", zaczynający się od słów "Przez trzy dni warszawiacy mogą dojechać na groby bliskich specjalnymi liniami cmentarnymi", oraz 2 razy ten sam artykuł "KRÓTKO ZAPROSZENIA" i raz na samym końcu, czyli nr 997 tego dnia, "Prezes Zaprasza"), "Pozdrowienia Z USA" (trasą samolotu był Nowy Jork — Kair), "Pieczarki Po Kalifornijsku" (skojarzenia: upiec się = spalić się), "Wyż zza Atlantyku" (skojarzenia: coś wysoko, w chmurach), "Tajemnica Fryderyka" (kojarzy się ze słynnym Polakiem Chopinem, a może i z kim innym, czyt.: papieżem, zresztą tuż obok był artykuł "Dramat Fortepianów" i "Nasi laureaci (64)", zaś daleko i gdzie indziej w gazeta.pl tego samego dnia był artykuł "LAURENCIN Grupa artystów" — wiadomo zresztą, że Freud uważał sublimację popędu płciowego, tj. niezaspokajanie go, za cechujące np. licznych artystów, twórczość artystyczną, zaś papież faktycznie napisał jakieś książki) — oraz 2 pozycje dalej "Za Zmarłych" i "Przekleństwo pogranicza", co kojarzy się z lotami transgranicznymi, w których jedynie na tle innych środków komunikacji pogranicza się jakoś specjalnie nie przekracza), "Orzeł Nasz Czarny", "Nasza Wina", "Będzie Demarczyk" (kojarzy się nieco z nieboszczykiem, a także z dymem, może pasowałoby "dymarczyk"...), "SYLWESTER 1999 — W CZTERECH ŚCIANACH Z ATRAKCJAMI" (niby to nie o samolocie, ale są też sformułowania kojarzące się z zamknięciem, typu "żyje zamknięty w czterech ścianach"), "Jutro Halloween", "Ks. Henryk Markwica" (czyt.: ksiądz ha-em, brzmi jak "ksiądz cham", a przy tym personalia kojarzą się z serialem Złoto-polscy, z medalistami...), "Jasno Na Papierze" o jakimś wydawnictwie Pietruska & Partner, "Pożegnania 1999" — również bardzo ciekawy artykuł, bo brzmi jak aluzja do Jana Pawła II, "Epitafium dusz" (epitafium to napis na nagrobku; artykuł dotyczył jakiegoś Planetarium), "Ostatnie słowa", "Za dużo powiedział?" o jakimś śledztwie ws. Jarosława Kaczyńskiego, "Czują bluesa", "Pastor w Afryce", "Requiem Mozarta w Katedrze", "Święta Wojna?", "Zgubiły Go Zapiski" — o mordercy marynarza, jeszcze lepiej będzie to pasować do kolejnej zbrodni, o której tutaj napisałem nieco dalej — następnie artykuł "KRONIKA POLICYJNA" (GW Toruń) zaczynający się od słów wielkimi literami pisanych "TELEWIZJA POMOŻE?" (znowu ta sugestia, że informatorem była Telewizja Polska...), artykuł "Intuicja Kurskiego". To wszystko, powtórzmy, artykuły Gazeta.pl z przedednia katastrofy Egypt Air z 31/10/1999. W sumie, jak widać, 93 artykuły z 997 bardzo łatwo i wyraźnie dają się skojarzyć jako niosące konkretne przesłanie o tej zbrodni; a zatem co dziesiąty NAGŁÓWEK miał w sobie konkretną treść dającą się precyzyjnie odnieść do tej katastrofy, bez wydumanych metafor, czy nawet włączyć w szerszy system odpowiednich nagłówków. Zastanówcie się nad tym, bo w normalnym przypadku, gdyby dane było jakieś wydarzenie, o którym redakcja nic nie wiedziała (niech to będzie sprawa nietypowa, a nie po prostu jakaś tam śmierć, bo tutaj wyliczenie nie składało się z samych hiperogólnych nagłówków), trafiłby się tylko może jeden taki artykuł na sto niepasujących. Tymczasem w przypadku Egypt Aira sytuacja jest o tyle zła, że wyraźnie pasujące nagłówki często następują jeden po drugim, co już w ogóle jest nieprawdopodobne i jeszcze o całe rzędy wielkości dodatkowo zmniejsza nieprawdopodobieństwo (wskutek mnożenia przez siebie ułamków, aby policzyć prawdopodobieństwo zbiegu poszczególnych losowych zdarzeń niezależnych, czyli pasowania poszczególnych nagłówków obok siebie do tematu). — DRUGI PROBLEM: Kursk (2000). Na poszlaki zwracałem już uwagę w dopisku 'edit 2016-04-22' pod niedawnym wpisem "Starania o pozbawienie mnie domu", są też wzmianki na ww. liście. Natomiast tu chciałbym zwrócić uwagę na przecieki do mediów, bo takie zbrodnie oczywiście trzeba "przygotować". Ze względu na odległe daty pozostaje mi w zasadzie już tylko archiwum Gazety Wyborczej. I oto rezultaty. Zatonięcie Kurska (sprawa ówcześnie bardzo głośna jeszcze przez kilka tygodni) miało miejsce 12.08.2000 r., więc otwieram archiwum Gazety Wyborczej z dnia 11.08.2000 r. Na niemalże ostatnich stronach (67-68), nie wiedzieć czemu - może to przez pojawienie się tego samego artykułu w różnych dodatkach regionalnych, ale nie ma o tym wzmianki - aż 17 razy pod rząd wymieniono ten sam artykuł, mianowicie "Pomyłka lorda d'Abernona", w którym (cyt.) historyk Jerzy Holzer wyjaśnia znaczenie wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku (czyli 80 lat wcześniejszej). I to ten akurat artykuł, o relacjach polsko-rosyjskich, został powtórzony 17 razy — inne nie. Ponadto był jakiś artykuł "Pokaż wiceprezydenta" — można by go w tym kontekście zinterpretować jako potwierdzające przyznanie "Putin coś knuje", przy jednoczesnym zastrzeżeniu, że chyba ktoś jeszcze bardziej od góry jest w to zamieszany. Ponadto, podobnie, o temacie relacji polsko-rosyjskich było na 64-tej stronie, tytuł: "Szukanie anty-Katynia"; zaś w kwestii zamachów był nawet konkretny fakt omawiany, mianowicie jakiś zamach sprzed 3 dni na stacji metra Plac Puszkina (znany pisarz — podpowiadam niekojarzącym — kojarzy się z książkami, czytelnictwem, może więc i z Biblią): tytuł "Był zamach, na razie spokój" (z podtytułem "Z ROSJI O ROSJI") oraz "Moskiewskie deja-vu"; z kolei z Papałą (też chyba zabójstwo JP2) wyraźnie kojarzyłby się tekst "Szabla od komendanta", zresztą dla wyraźniejszego skojarzenia następujący tuż po tamtym o zamachu. Ale to nie wszystko; spoglądam teraz na PIERWSZĄ stronę archiwum z tego dnia, złożoną zapewne z artykułów najpóźniej dodanych owego 11. sierpnia, a tam m. in. artykuł "Pechowa trzynastka" (proszę porównać z powyższym 17 razy powtórzonym artykułem), a także kilka artykułów o obskurnych i poniszczonych dworcach i pociągach, co zmusza pasażerów do oczekiwania zalanych wodą: "TROPEM TOP-U" (GW Białystok), "TOP" (GW Bydgoszcz, cytat z samego początku: "wygląd dworców woła o pomstę do nieba"). Na pierwszej stronie archiwum także artykuł o tym, że "spłonął KURnik". Gdzieś daleko zaś można znaleźć blisko siebie artykuły takie, jak "Tramwaje na krótszych trasach", "WYPADEK Ale Kino! 20:30 Dramat ****", "SŁUŻĄCY Ale Kino! 18:05 Dramat ****" (o tak: polityka jest służbą, uczył Chrystus), "Nie wyrzucaj swego dziecka" (pasuje to na apel do Rosji... pierwsze słowo, nagłówek artykułu, brzmi "BRZEG"), "Zbójcy na dworcach" (nawet już wcześniej było tu może aż parę razy o dworcach, w każdym razie budzi to skojarzenia ze środkami lokomocji), "Milczenie audytora" (audyt to oficjalne skontrolowanie czegoś; ciąg skojarzeń: → Najwyższa Izba Kontroli → mass media), 14 powtórzonych pod rząd artykułów "Z czego powinna spowiadać się 'Gazeta'" (gwoli ścisłości trzeba by przyznać, że powtarzali też tego dnia parę razy artykuł o tytule "Koncerty (...)" i art. o tytule "Muzyka", zapewne mając na myśli problem traktowania mnie przekazem podprogowym, porównajcie z innym artykułem z tego dnia: "Radio w prokuraturze"; ale też powtarzał się i artykuł — kojarzący się z kolei z korupcją — "GOSPODARKA W SKRÓCIE" oraz artykuł o jakimś filmie: "Układ prawie idealny **" i artykuł o inwigilacji sędziów... przez UOP), "KOCHAM CIĘ NA ZABÓJ 1 TVP 20:05 Komedia **" (i tuż po tym "Kasa żąda kasy", czyżby o tej spirali korupcyjnej), dwukrotnie powtórzone "* DZIELNICOWY WIEDZIAŁ, KTO I CO", obok "Bez krzyża" (autor: Troński, czyli jest m. in. skojarzenie z papiestwem) i "Historia jednej katastrofy" (patrzcie, skojarzenia historyczne! jak to było przy poprzedniej zbrodni, Egypt Air? ciągle doradzali inne środki lokomocji... a tu? pierwsze słowa artykułu: "Tylko łodzią lub traktorem można było poruszać się"...), "Koniec złudzeń", "SAMOTNY DETEKTYW McQ POLSAT 21:05 Thriller **", "Gdy dusza choruje" (a wkrótce potem tego dnia: "Psycholog czy jasnowidz?", a nawet ironiczne raczej "Ten dom ma duszę"), "Wybuchowy motel" (na pokładzie Kurska były eksplozje; zauważcie, gdyby napisano "botel" a nie "motel", to tytuł byłby już zupełnie trafiony w ten przyszły temat z następnego dnia, bo tzw. botele to hotele urządzone na statkach) i, podobnie, dwa razy o jakimś wycieku w Świecku ( 1 , 2 , tego dnia, a pojawił się też wtedy zresztą nie bez słusznego powodu artykuł "Komedię czas zacząć", było też w Gazecie o wycieku cysterny przy ul. Wesołej w Żywcu: otóż w Kursku też podobno to wyciek jakiegoś nadtlenku spowodował eksplozję) — a były to, począwszy od tego o motelu, artykuły z Zielonej Góry — po czym wkrótce "O czym mówi Zielona Góra", "Śladami Jana Pawła II" (i zaraz 2 artykuły dalej: "Azjatycki mistrz" — porównajcie z artykułem "Demokratyczny poganin" w dniu śmierci Papały... a w tamtym wydaniu w przededniu katastrofy Egypt Air był też artykuł "Dobry piłkarz, ale religijny"), "Dlaczego umarł?", po czym zaraz "Zdecyduje zarząd" (pierwsza linijka artykułu brzmi jak aluzja do korupcji podatkowej), "Pieniądze i zgoda" (to 3 artykuły z Kielc, kojarzą się nieco z mediami, poprzez prezenterkę Martę Kielczyk z Panoramy), "NIK sprawdzi pływalnię" (porównajcie z recepcjonistką z hotelu Ibis, która rzuciła "Skandal w NIK-ach!" w wideo 20150606_21:02), "Śmierć niewinnego" (na temat jakiegoś wypadku; tuż potem artykuł "Na ostatniej prostej"). To wszystko, powtórzę, w PRZEDDZIEŃ katastrofy słynnego "Kurska" — która i tak, bez tego, prawie na pewno miała charakter kryminalny ze względu na wyjątkowe nieprawdopodobieństwo zbiegu okoliczności w postaci nazwiska ważnego człowieka na prawicy, związanego z Telewizją Polską i Nocną Zmianą (a wszystko to kojarzy się bardzo jasno z tajną nielegalną działalnością Watykanu), Kurskiego z gigantyczną katastrofą (118 ofiar), która angażowała media chyba nawet przez ponad tydzień, może kilka tygodni (problem długiego wydobywania ofiar i wraku, zupełnie jak przy Smoleńsku). — Ponownie zachęcam do przejrzenia podsumowania z listą ofiar hipotetycznej grupy związanej z papieżami; dowiecie się tam o pewnym ciekawym powtórzeniu sytuacji. Przypominam, że na specjalnej podstronie wymienione są z kolei skandale seksualne i inne pomniejsze kojarzące się z tym papieżem (a także omówiono w szczegółach sprawę pewnego pojedynczego zabójstwa). [ukryj dopisek]
edit 2016-06-24: Odnośnie sprawy oskarżonego KW chciałbym tu dodać, że mimo sprzyjających uznaniu winy rezultatów przesłuchań 3 osób, a także istnienia nagrania wszystkiego od początku do przyjazdu Policji (od czasu, gdy jeszcze byłem w domu i sprzed wsiąścia do taxi), które podesłałem do sądu zaraz po incydencie, sprawa ma być podobno przegrana z powodu korupcji w sądzie (nieopłacany ZUS i podatek za sędzinę, zamiast tego dawane jej do ręki — ale w zamian za to sędzia realizuje wytyczne rządu). Sędzia zamieszany w takie obrażanie wymiaru sprawiedliwości powinien moim zdaniem dostać nie 3, jak koledzy, a 8 lat więzienia w ramach wyroku łącznego, w tym m. in. za pomocnictwo w złożeniu fałszywej (kompromitującej mnie) opinii biegłego — świadomie skierowano sprawę do takiego, który mógłby to zrobić — oraz za poplecznictwo, co sędziemu szczególnie nie przystoi (a powody są już zupełnie kompromitujące, mianowicie korupcja). [rozwiń komentarz...]Ewentualnie w razie bycia cennym świadkiem, ale tylko wtedy, mogłoby być słuszne obniżenie wyroku dla takiego sędziego. Związana z podsłuchiwaniem mnie (poprzez specjalny zmodyfikowany telefon dedykowany tylko do tego zadania), jak również poglądaniem, a także oszustwami mieszkaniowymi korupcja wśród sędziów też ma chyba związek z Janem Pawłem II i zaczęła się podobno już pod koniec lat 90-tych (można klikać linki w samym nagłówku bloga, przy napisie "KORUPCJA W SZCZEGÓŁACH", aby zapoznać się z detalami). Niskie kary wobec chciwych, skorumpowanych bądź po prostu stronniczych i niesprawiedliwych, bo kryminalnie zaangażowanych, sędziów obrażałyby i kompromitowały wymiar sprawiedliwości. — Z waszego punktu widzenia najistotniejsze są wspomniane już ciekawostki, które można znaleźć w ramach mych zeznań w protokołach. edit: Dodatkowym argumentem za tym, że to korupcja w sądzie, obok powtarzanych tez spikerów, jest wyświetlanie się cudzych dokumentów (nie z tej sprawy) w bazie danych Portalu Sądów Apelacji Warszawskiej (portal.waw.sa.gov.pl), gdzie jako najstarsze można znaleźć jakieś "przez pomyłkę" włączone dokumenty o... przekazaniu tymczasowo aresztowanego do dyspozycji innego sądu. Jest to z jednej strony aluzja do mojej sytuacji, bo wysłałem akt oskarżenia do niewłaściwego sądu, więc został dopiero przekazany do właściwego, gdzie trafił prawie że po roku, ale z drugiej strony jest to sugestia, że sprawę autoryzuje sąd (jest jakiś "tymczasowo aresztowany", a przecież wiadomo, że to sąd odpowiada za areszt) — czyżby miał takie podejście jeszcze przed zapoznaniem się z jakimikolwiek dowodami? (W 2014 r. napisano mi podobne uzasadnienie umorzenia: na zasadzie "na pewno rację ma oskarżony". Wprawdzie umorzenie się należało, bo nie przyszedłem na posiedzenie, uratowałem sprawę dopiero wskutek zażalenia, ale uzasadnienie wyglądało dziwacznie.) A zatem obecne perypetie to praktycznie na pewno zasługa ministerstwa. [ukryj komentarz] edit: Na co liczą skorumpowani sędziowie z telefonem z podsłuchowo ustawionym firmware'm (zamiast systemu operacyjnego), orzekający błędnie z powodu układów za kasę z rządem? Otóż, w razie jawności sprawy, najprawdopodobniej na fałszowanie wyborów z pomocą Sądu Najwyższego. To zdaje się być ich główną nadzieją. (Dałem już taki przykład fałszerstwa przemilczanego przez wszystkich w dopisku 'edit 2015-10-27' pod wpisem z 10/10/2015 r. pt. "Potrzebaż jeszcze jakichś dowodów na zło?") — Jeszcze parę cytatów z rozpraw: "Przejdźmy już do zdrowia!" przed zmianą tematu przez sędziego Macieja Miterę; jego "Mów do widzenia, po prostu!" pod nosem (chyba dążenie do skompromitowania świadka, może nawet w obawie przed szkodliwymi opiniami biegłych w ogóle bym wycofał oskarżenie?...); następnie, po podpuszczeniu mnie, bym opowiadał o dźwiękach i jakimś moim prostym, obojętnym stwierdzeniu na ich temat (dotyczyły oczywiście sytuacji z taxi, a nie z sądu): "Na podstawie ... kpk ... sąd zdecydował się odroczyć rozprawę i powołać biegłego, albowiem istnieją wątpliwości co do stanu psychicznego świadka". "Prywatne ustalenia są takie, że będzie pan kontynuował swoje zeznanie w obecności bieg-łe-go". (Rozprawę uprzednio, przed zmianą sędziego, prowadził taki sędzia, którego powołano do sądu na podstawie bodajże kariery akademickiej — wkrótce po rozprawie przestał pracować w sądzie i przeniósł się do Ministerstwa Sprawiedliwości.) Co ciekawe, wszystko to się nagrało, bo i cała tamta rozprawa była nagrywana, choć oczywiście szkoda to publikować, bo skąd możecie mieć pewność, że to prawdziwa rozprawa, a nie inscenizacja. Tym niemniej to jest w aktach, które być może później w sądzie sfilmuję, wraz z odpowiednią wszechstronną skargą i stenogramem (zlekceważoną, bo podałem mylne nazwisko sędziego). Również swawolna i generalnie rzadko spotykana czcionka, którą swe pierwsze zarządzenie napisała sędzina tuż po otrzymaniu sprawy (kojarzy się to z widokiem niesprawiedliwego i szokującego orzeczenia prokuratury z 2009 r. w sprawie oszustw, które stało się już wręcz sławetne i wytykałem mu m. in. właśnie bzdurną, specjalnie dobraną czcionkę, a bardzo niski poziom merytoryczny) sugeruje, że od pierwszego dnia sędzina postanowiła sobie oskarżonego uniewinnić. A przecież orzeczenie prokuratury było niesprawiedliwe. Cóż za nawiązanie (choć może oni teraz z tej czcionki zrobią "standard"; w tych aktach jednak spotkałem się z nią bodajże tylko raz)... Choć ja nietypowość tej kartki w aktach początkowo przeoczyłem, dopóki nie wydano wyroku, to spikerzy najwyraźniej o niej i tak słyszeli "swoimi dojściami": w czasie ogłaszania wyroku postarali się o efekt przyspieszonego bicia serca, co — jak się okazuje — da się wywołać podprogowo. Tam szokujące orzeczenie, długo wspominane, tu efekt szoku na ogłoszeniu wyroku...
edit 2016-06-26: Oto kolejna z licznych poszlak smoleńskich przytaczanych tu na blogu na ten temat. Popatrzmy: ks. Andrzej MAJEWSKI, prawdopodobnie dobrany po nazwisku, jak to często bywa w sprawach religijnych rzymskokatolickich, jest dyrektorem programowym Radia Watykańskiego (został nim zaledwie 25 dni po opublikowaniu wpisu na tym blogu na temat Smoleńska). A teraz ciekawostka: kto mógłby zorganizować katastrofę smoleńską tak, by w samolocie była bomba? Podobno (teza spikerów, przytaczałem poszlaki) gen. KOZIEJ (wywalono go zresztą z państwowego uniwersytetu po dojściu PiS do władzy), a bardziej bezpośrednio... bardzo wysoko awansowany przez niego (symbolicznie w ostatnim roku kariery) generał związany od lat z wojskowym lotnictwem, gen. MAJEWSKI. Oczywiście nie przypuszczajcie nawet, że PiS się tym choćby na chwilę publicznie zainteresuje, nie na zasadzie mrugania okiem, lecz wprost. Oni dbają, by sprawa była zamknięta i są z tego zadowoleni, np. Z. Ziobro ("dobro"). — [Pokaż DOWÓD MATEMATYCZNY, że stopień pewności, iż w Smoleńsku był zamach, to dziś już dla racjonalnych ludzi co najmniej 99,99%...]Chciałbym tu podkreślić, że już w dopisku 'edit 2016-04-22' pod poprzednim wpisem ("Starania o pozbawienie mnie domu") udowodniłem pewną ważną rzecz — stosując zresztą bardzo zachowawcze oszacowania, bo przypisujące wyjątkowo dziwnym trafom zaledwie 10% prawdopodobieństwa spisku, a więc przyjmujące, że aż raz na 10 przypadków coś takiego może się zdarzyć zupełnie losowo; przecież to wyraźnie przesadna niewiara w siebie i w zamach, to przeceniający szanse przypadków rachunek prawdopodobieństwa. Udowodniłem tam już wcześniej mianowicie, nie uwzględniając tej sprawy Majewskich, że na 99% doszło do zamachu w Smoleńsku, a zastosowałem do tego tylko 2 poszlaki uprawdopodabniające zamach, mianowicie (przypomnę): (1) końcowe, jakże trafne słowa w stenogramie rosyjskim "Odejście na drugi krąg!" (czy raczej "na tamten świat"; wiadomo, że grupa watykańska lubi się co nieco przyznawać, choć tylko między wierszami, za pomocą aluzji i nieprzesądzająco) oraz (2) przecieki w mediach kościelnych (a zwłaszcza w Radiu Watykańskim). Istnieje przecież więcej poszlak, które przytaczałem już na blogu, a nawet dowody, np. dowód z badania, jakie przeprowadził prof. Binienda (wniosek z niego podał następujący: TU-154 rozbił się nie wskutek żadnego błędu pilota, a wskutek eksplozji bomby — stwierdził to na podstawie oględzin resztek, a jest to ekspert materiałoznawstwa). Ale pozostańmy nawet przy tych jakże zaniżonych 99%. Oceńmy teraz kolejne prawdopodobieństwo, zupełnie niezależnie: prawdopodobieństwo zbieżności dwóch nazwisk, które powinny być losowe, jakiekolwiek, nieznaczące. Nazwisk w Polsce jest TYLE, że nawet przy dosyć popularnych (może nie skrajnie popularnych, bo Majewski to nie np. "Nowak") prawdopodobieństwo trafienia jakiegoś konkretnego wynosi 1 : 1000, czyli 0,1%. Natomiast szansę zmowy w sytuacji dostrzeżonej zbieżności oceńmy zachowawczo na 10%. W takiej sytuacji 100 razy bardziej prawdopodobna jest zmowa, czyli na 99% znowu doszło do zmowy, a na 1% zbieżność jest przypadkowa. Jeśli znowu chcemy, by był przypadek, bo żadnej zmowy i dokonanego zamachu nie ma, nikt nikogo nie powinien w błąd wprowadzać, to musimy stwierdzić, że ów 1%, czyli 0,01, jest niezależnym zdarzeniem losowym wobec ww. prawdopodobieństwa 0,01 ocenionego na podstawie 2 starszych na tym blogu poszlak. Trzeba je pomnożyć, by określić prawdopodobieństwo współzajścia; jes to wtedy 0,0001 (jedna 10-tysięczna). Zdarzenie przeciwne, czyli to, że nie ma w tym wszystkim samych przypadków, a zamiast tego "coś jest na rzeczy", tj. zmowa i zamach, wynosi natomiast 99,99%. PRZEDSTAWIŁEM TU NA TO KOMPLETNY DOWÓD OPARTY NA OSZACOWANIACH NIE DO PODWAŻENIA W RAMACH RACJONALNEJ DYSKUSJI. Co ciekawe, owo "coś jest na rzeczy" pociąga wtedy też od razu za sobą wysokie prawdopodobieństwo udziału Watykanu w zamachu. Naprawdę: o ile nikt nikogo w błąd głupio nie wprowadza, to na 99,99% doszło do zamachu w Smoleńsku i winne jest prawdopodobnie duchowieństwo czy wręcz papież Benedykt XVI, co zdaje się być najprawdopodobniejsze. Przemilczanie i pomoc w organizacji to też bardzo poważna wina, ale tu wszystko wskazuje nawet na coś więcej. Zresztą kto by się w Polsce na coś takiego poważył bez przyświecających temu celów religijnych, bez wspólnego interesu w postaci ich krycia (bo to najprawdopodobniej ludzie i tak związani z mafią wykonywali); jaki papież wchodziłby w takie układy, gdyby nie był po prostu ich inicjatorem, dając się przez to poniżyć w globalnej polityce tylko do roli pionka w cudzej grze. — [ukryj komentarz] — Rodacy, bardzo Was proszę, nie głosujcie na PiS ani PO, ani jakiekolwiek z tych najpopularniejszych w mediach starych partii, bo to partie cynizmu i bezwstydu, przepełnionej tylko karierowiczowstwem niewiary najlepiej scharakteryzowanej przez imię ojca Kaczyńskiego: "Rajmund" (raj-mund, "mund[o]" to po łacinie świat, przy odmianie przez przypadki "o" znika, np. w dopełniaczu jest "mundi"; "raj jest na tym świecie", jest nawet taka piosenka z 1987 r.: 'ooooh heaven is a place on earth'). To zresztą nie przypadek, bo "Kaczora" szukano do pary z bodajże już wcześniej zaplanowanym Donaldem T, tak, by polska polityka sprawiała wrażenie będącej pod przemożnym wpływem bajek. Krzywdzący innych ateizm czy lekceważenie, nawet sadyzm (sadystyczne głosowanie za rządem mimo świadomości torturowania człowieka, licznych skarg, prób dotarcia do posłów czy np. sprowadzania tortury także w budynkach sejmowych, we wszystkich pomieszczeniach równomiernie) — oto, co te partie moim zdaniem ze sobą przynoszą, a przedstawiam Wam dowody regularnie. Im wszystkim należałoby się jedno wielkie "jest pan zerem"... — edit 2016-06-28: Chciałbym Państwu uzmysłowić jeszcze jedno: jak głęboka mądrość tkwiła ukrycie w odzywce, tuż poprzedzającej eksplozję, "Odejście na drugi krąg!", którą można znaleźć w stenogramie (to link do starej wersji oficjalnej rządowej strony WWW o Smoleńsku, natomiast tutaj macie moją kopię pliku, w razie, gdyby jeszcze bardziej zaczęli zacierać te ślady, bo ze swego WWW już rosyjski dokument zabrali). [rozwiń dopisek...]Tzw. drugie niebo było miejscem blisko położonym nad chmurami uważanym w I w. n. e. za coś w rodzaju piekła (w ogólności koncepcja siedmiu niebios trwała i była rozwijana przez pisarzy żydowskich aż nawet do 1000 r. n.e., w ramach prymitywnej nieptolemejskiej kosmologii wczesnego średniowiecza). Pochodząca z tego właśnie wieku, tzn. I w. n.e. (niebiblijna) II księga Henocha tak je opisuje (rozdz. 7): "I ci ludzie zabrali mnie i poprowadzili do drugiego nieba [pierwsze było przy chmurach], i pokazali mi ciemność większą niż ciemność ziemska, i tam ujrzałem wiszących więźniów, doglądanych, oczekujących na wielki i bezgraniczny sąd, a anioły [czy 'duchy'] te miały ciemny wygląd, bardziej niż jakakolwiek ziemska ciemność, i nieustannie roniły łzy przez cały czas. I rzekłem do tych ludzi, co byli ze mną: 'Dlaczegóż się ich nieustannie torturuje?'. Odpowiedzieli mi: 'Są to apostaci Boga [tzn. odszczepieńcy od wiary — przyp. BT], którzy podążają nie za wolą Boga, lecz posłuchali się swej własnej woli i odwrócili od Boga wraz z ich księciem, który też jest zamknięty w piątym niebie'. I poczułem litość dla nich, a oni witali mnie i mówili do mnie: 'Człowieku Boży, módl się za nas do Pana'; a ja odpowiedziałem im: 'Kimże jestem ja, bym modlił się za anioły [czy: duchy]? Kto wie, gdzie ja trafię lub co mi się przytrafi? Lub kto za mnie będzie się modlił?'". Natomiast trzecie niebo to zdecydowanie obszar zbawionych, szczęśliwych. Tak to przedstawia zarówno ta II Księga Henocha, jak i np. 2. List św. Pawła do Koryntian (kliknij, aby zobaczyć fragment). A zatem podsumowując, powiedziano tyle, co "Sio do (nieistniejącego) piekła!" (o kręgach piekielnych pisał np. Dante, jest to nawet wręcz jedno z utartych skojarzeń ze słowem "krąg"; zresztą sam pan Jezus miał raczej coś wspólnego z uważaniem piekła za zlokalizowane w przestrzeni, bo w sugerujący to sposób wypowiadał się o Kafarnaum). Odnośnie poglądów religijnych Lecha Kaczyńskiego nie mam danych, ale mógł mieć co nieco na sumieniu jako polityk, zaś pozwolę sobie tu tylko przytoczyć jego podobno słowa, cytowane na blogu Palikota, który brzydko zabrzmiały, bo podobnego typu poglądy mają muzułmanie odnośnie boskości Jezusa (czyżby to lekka sugestia co do "innej wiary" naszego byłego prezydenta-pierwszego profesora na tym stanowisku w III RP?). "Prezydent w Polsce jest jeden, to ja nim jestem, więc niech pan wybaczy, ale będę się do pana zwracał — Panie Burmistrzu!" To bodajże za Lecha Kaczyńskiego zaczęło się chyba w Polsce gigantyczne remontowanie kraju (od maja 2006 r. może). — [ukryj komentarz]
edit 2016-07-09: Świeże przykłady psucia prawa przez PO i PiS: (I) art. 37a Kodeksu karnego (wynika z niego, że teraz za udział w gangu ma być nie więzienie, jak dotychczas, prawie że koniecznie bez zawieszenia, ale wręcz grzywna), wymieniony na samym dole tej strony www przy Ministrze Budce (wystarczy wskazać myszą podkreślony link "boimy się sprawiedliwości"); (II) Ustawa o kontroli niektórych inwestycji, wprowadzona po to, by państwo kontrolowało, kto jest właścicielem EmiTela (przedsiębiorstwa transmitującego fale radia i telewizji i obsługującego w tym celu sieć telekomunikacyjną na skalę całego kraju); to bardzo zły precedens, państwo w ogóle nie powinno nic w gospodarce kontrolować — a tymczasem obecnie wystarczy dopisać pojedynczą linijkę do tej ustawy, by w razie zachcianki posłów dodatkowo kontrolować np. przenoszenie udziałów w mass mediach; (III) zmiany w Kodeksie karnym (właściwie kpk) mające na celu ułatwienie sędziom psucia procesów karnych i częstszego uniewinniania (patrz 'edit2' pod wpisem z 10/10/2015); (IV) dodano do Kodeksu postępowania cywilnego art. 290(1) najprawdopodobniej wyłącznie po to, by zachęcać sądy do ubezwłasnowolnienia mnie w oparciu o sfałszowane opinie biegłych (po prostu wiadomo, że pojedyncza opinia biegłego to naiwny dowód, który — o ile jest faktycznie niesłuszny — POWINNO być łatwo zbić po pierwsze ze względu na odmienne opinie lekarzy psychiatrów wyrażane w zaświadczeniach, po drugie powołując się na jej bezpodstawność, np. w kontekście fałszywie przypisywanych urojeń czy omamów, o których jakoby z góry wiadomo, że odnoszą się do rzeczy nieistniejących — otóż w związku z tym, gdyż faktycznie należy się nierespektowanie wadliwej, nierzetelnej opinii, teraz wprowadzono, jako rzekomo "niezbity", "najtwardszy" dowód, opinie całych ośrodków... sędzia teraz, tzn. od 1.01.2016, może wręcz demonstrować swą rzekomo dobrą wolę: proszę, dla tego pana aż wyjątkowo powołaliśmy cały zespół specjalistów, np. z jakiegoś szpitala — w rzeczywistości jest to najzupełniejsza codzienność i obecnie nic nadzwyczajnego, że skryminalizowane jest KIEROWNICTWO różnych całych placówek, a one same są skoordynowane, by czynić zło (to jest w ogóle duża mafia, ten gang związany z remontowaniem nieruchomości i zdalnym podglądaniem ekranu anteną i programem), więc — o ile się chce — dałoby się znaleźć ileś specjalistów z jednego np. szpitala czy poradni zdrowia psychicznego, żeby tylko dowód rzekomej choroby był "pewny" i "niezbity", "przekonujący" dla sądu, a sam sąd mógł przy tym robić pozy uczciwości; jest to zupełnie zbyteczny przepis, służący wyłącznie osłabieniu możliwości bronienia się przed sądem i wzmacnianiu, i tak kontrowersyjnych, zdolności państwa do prawnego poniżania niewinnych osób i poddawania ich woli innych ludzi). Odnośnie tego czwartego problemu chciałbym zwrócić uwagę na to, że w obecnej sprawie przeciwko K. Wasążnikowi liczne dowody są przeciwko niemu: aż 4 dowody są przeciwko niemu. Tymczasem jednak został uniewinniony, ja w apelacji domagać się będę skazania. To co, na tej samej zasadzie (czy raczej: przeciwnie do tamtego wyniku i niekonsekwentnie z nim) JA miałbym zostać skazany z powodu jakichś gniotów wytypowanego przez sąd ośrodka, bezwartościowych naukowo, za to pochodzących np. od 3 jakże wiarygodnych specjalistów? Zupełnie zbędna zmiana, głupia lub wzmacniająca mało chlubne prerogatywy państwa, a osłabiająca w praktyce prawo do obrony. O państwowym korumpowaniu (i zastraszaniu) mej rodziny już pisałem tutaj. edit: A zatem "na Wiejskiej" jest, zdaje się, zupełnie jak w tej starej (i swego czasu bardzo nagłośnionej) hiphopowej piosence o telewizji (a także politykach, aktorstwie, przekazie podprogowym, "ukrytej kamerze" — porównajcie z II dopiskiem pod wpisem na blogu z 22/04/2016... dobre jest też zestawienie słowa "obserwują" z "pod progami", "przekaz podprogowy") — można kliknąć link, by poczytać jej tekst, a tu muzyka. Nawet "ślepota na postęp" w tej piosence to chyba o technologiach podsłuchowych, w każdym razie to pasowałoby do kompletu; zaś dążenie najwyraźniej do "zakuwania w dyby", jak podaje piosenka, świetnie pasuje do niniejszej gigantycznej afery kryminalnej... Jeszcze raz polecam rzut oka na ten tekst. Zauważcie, że album "Cztery pory rapu", który tę piosenkę wprowadził oficjalnie, nagrywano razem z słynnym Peją, tym samym, który zrobił kiedyś piosenkę "Nie zmienia się nic" wzmiankującą bodajże m. in. obserwację na stałe i problem podsłuchu elektronicznego, bardzo się ze mną kojarzący — wspomniałem o tym i zacytowałem piosenkę rapera Peja na tym oto obrazku pod wpisem z 8/01/2015 — jak widać, z tym samym środowiskiem twórców związane też było powstanie ww. słynnej piosenki "Skamieniali" o oglądaniu telewizji, zresztą może to tylko sygnał pokrewieństwa poglądów, bo to od samych dziennikarzy być może się na ucho dowiedziano o tych rewelacjach. (Więcej poszlak za tym, że to telewizja mnie [całodobowo] śledzi, jest na podstronie tego bloga o genezie podsłuchu i o Janie Pawle II, a nawet jeszcze w liście doborów po nazwisku przy Josephie Ratzingerze, czyli w punkcie 11.) edit 17.VII: Kolejny wreszcie przykład psucia prawa i państwa (V) pochodzi od samego Aleksandra Kwaśniewskiego, przecież reprezentanta naszego państwa w stosunkach oficjalnych, np. z Kościołem, zarazem "człowieka z prawem łaski": ów to prezydent w 2001 r. skorzystał ze swego prawa inicjatywy ustawodawczej i zgodnie z jego projektem uchwalono zmianę Kodeksu postępowania karnego, która w zasadzie zdjęła z państwa obowiązek ścigania lżejszych przestępstw (tu np. większość kradzieży, oszustwa, oczywiście wszystkie przestępstwa podsłuchowe...), tj. tych przestępstw, w których prowadzi się dochodzenie a nie śledztwo, jeśli tylko sprawca nie jest oczywisty. To dlatego obecnie praktycznie nie ma na tym polu obowiązków i wiary w obowiązek, a jest jedynie polityka i zależności służbowe. [rozwiń dopisek — także o przykładach podsłuchowego rozumienia nru 112 w Dziennikach Ustaw...]Otóż mam tu na myśli haniebny art. 325f Kodeksu postępowania karnego. Od czasu uchwalenia tej nowelizacji prawa w styczniu 2003 r., czyli od 13 lat, obowiązuje zasada, że jeśli w ciągu 5 dni nie znaleziono sprawcy (ustawa ujmuje to jeszcze gorzej: "dane uzyskane w ramach prowadzonego przez okres co najmniej 5 dni dochodzenia" nie wskazują wyraźnie na żadnego), to WOLNO umorzyć dochodzenie. Nie jest to żadnym niedopełnieniem obowiązków. Dochodzenia się zamyka, jeśli tylko przez 5 dni się dowodu czy silnej poszlaki na konkretnego sprawcę nie znajdzie. Nie ma tu w ogóle znaczenia (1) że może przestępstwo na pewno popełniono, (2) że może trzeba by dopiero przesłuchać różnych świadków, by znalazł się sprawca, czyli PYTAĆ różne osoby, rozeznając sytuację, a to trwa zwykle sporo dłużej — samo wysłanie, dotarcie i odebranie poczty może trwać np. 4 dni, czyli prawie cały tydzień roboczy, a musi jeszcze być odpowiednie wyprzedzenie czasowe w wezwaniu na przesłuchanie itd., (3) ŻE POLICJA MOŻE SAMA WIEDZIEĆ, KTO JEST WINNY — ale co z tego, liczy się, jakie dane "uzyskano w dochodzeniu"... To wszystko nieważne — nie chcesz prowadzić, "masz prawo" zamknąć. Moim zdaniem w sposób oczywisty nie wyklucza to stosowania paragrafu karnego o poplecznictwie wobec złych funkcjonariuszy Policji, bo jest to niejako lex specialis i dotyczy szczególnych, rzadkich sytuacji — wyjątków od reguły, polegających na szczególnie zamierzonej nierzetelności — jednakowoż bardzo źle to wygląda, jak gdyby próbowano usprawiedliwiać organy ścigania i nakłaniać je do szybkiego umarzania spraw. Oczywiście Policja nie ma obowiązku zamknąć sprawy po 5 dniach, bo może szukać dalej (limit ustawowy to 2 miesiące, po których można dochodzenie umorzyć lub przedłużyć, przy śledztwach są to 3 miesiące), ale to, czy będzie się szukać dalej — jak i to, czy Policja przykładała się do poszukiwań przez te 5 dni — zależy od tego, na ile państwo się stara (a zawsze przecież można starać się bardziej lub mniej); kluczowa jest tu większa lub mniejsza wola wynikająca z narzuconych standardów pracy, czyli z woli ścigania konkretnych typów przestępstw u kierownictwa — jest to ewidentnie polityczne podejście do zwalczania przestępczości, co wręcz urąga ideałom państwa prawa. Ponadto ów art. 325f KPK, dla uniknięcia już totalnej kompromitacji polegającej na tym, że państwo ma w nosie swych obywateli i to, że wobec nich popełnia się przestępstwa, wspomina o tym, że nawet po umorzeniu sprawy "Policja, na podstawie odrębnych przepisów, prowadzi czynności w celu wykrycia sprawcy i uzyskania dowodów". Jest to jednak zupełnie nieprzejrzyste dla ofiary, niezbyt weryfikowalne, w praktyce może się wręcz okazać, że od dawna już nic nie robi się w danej sprawie. Chciałbym jeszcze zauważyć, że większość zmian ustawy KPK pochodzi od ministrów sprawiedliwości, a niekiedy mogą one też być inspirowane wskazówkami np. od Komendanta Głównego Policji, zamieszczanymi w jego jakichś raportach do Ministra Spraw Wewnętrznych. Natomiast w tym wypadku to pan prezydent Kwaśniewski sam myślał, myślał i wymyślił, przez nikogo o to nieproszony; to ten ośrodek w Pałacu Prezydenckim, gdzie jest swoiste centrum pomysłowości i czynienia narodowi prezentów, tak się zatroszczył o naród. Kompromitacja. Dodajmy, że prezydencki projekt trafił na druk sejmowy nr 182, natomiast w kolejnej (V) kadencji Sejmu pod nrem 182 na liście (nie mylić z nrem druku) widniał dziwnym trafem... projekt zmiany Konstytucji wg kolejnego prezydenta, tj. Lecha Kaczyńskiego (a przecież to taka rzadkość inicjatywa prezydenta, a co dopiero w kwestii Konstytucji!), dotyczący wprowadzenia sędziów kadencyjnych, powoływanych np. na 2 czy 4 lata, który to projekt przewrotnie tłumaczono bodajże przydatnością w celu odpolityczniania sądów, przynajmniej tak to na pierwszy rzut oka wygląda, podczas gdy skutki byłyby zapewne wręcz przeciwne (częstszy i istotniejszy wpływ prezydenta na obsadę sądów). Numer 182 to raczej nie przypadek, lecz dostrzeżony problem (tu było szczególnie małe prawdopodobieństwo losowego trafienia!); coś się złego kryje za tym nrem — szkoda dla państwa prawa, wszyscy to wiedzą (zarówno SLD, jak i PiS) i... lekceważą... Powód? Przyda się jako wymówka, dlaczego nie ściga się przestępczości podsłuchowej. — Skoro już o czarujących numerach mowa, chciałbym zwrócić uwagę na specyficzne stosowanie nru 112 w polskich dziennikach ustaw. Jest to, jak wspomniano na górze bloga w nagłówku (w skrótowym opisie mej historii), nr telefonu, przez który ludzie mogą połączyć się z telewizją, by podsłuchiwać, jeśli ich telefon jest odpowiednio zarejestrowany. Pierwszy przykład takiego "przypadku" to Dz. U. z 2001 r. nr 112: jest tam Ustawa o dostępie do informacji publicznej, a także wiele rozporządzeń likwidujących jedne sądy i wprowadzających drugie oraz to samo w stosunku do prokuratur. Drugi przykład "przypadku" pod tytułem nr 112 to Dz. U. z 2005 r. (rok kojarzący się ze śmiercią Jana Pawła II), gdy opublikowano słynną konwencję haską. Dawniej dokumenty zagraniczne były raczej mało wiarygodne za granicą, dopóki nie poddało ich się długotrwałej procedurze legalizacji w ambasadzie czy konsulacie. Natomiast od 2005 r. jesteśmy stroną konwencji haskiej, w świecie zachodnim od dawna funkcjonującej, i zamiast takiej urzędowej legalizacji stosuje się nadanie klauzuli apostille (jest to m. in. nalepiona kartka i odciśnięta pieczęć przez urzędnika MSZ — robią to po zweryfikowaniu podpisu i kompetencji osoby, która podpisała dany dokument publiczny, na którym się Apostille nakłada). Jest to bardzo ważna sprawa, o której słyszał każdy, który zajmuje się sprawami międzynarodowymi, np. w biznesie; słyszeli też o tym tłumacze przysięgli, pracownicy sądów, notariusze itd. (generalnie: sporo prawników). Do czego zmierzam? Nie tylko "Ustawa o dostępie do informacji publicznej", ale i ta Konwencja haska wprowadzająca (zadowalające wszystkie kraje) klauzule Apostille zamiast długotrwałych legalizacji NALEŻĄ DO DZIENNIKÓW USTAW O NUMERZE 112. Papież Jan Paweł II umarł — zaczyna się międzynarodowość podsłuchu... zaczynają się też masowe remonty (bo cały świat zdążył się wyremontować, tj. wprowadzić instalacje dźwiękowe, między 2006 a końcem 2012, ściślej: od maja 2006; nie sądzę, by jedna Polska musiała to robić już wcześniej — prawdopodobnie wszyscy wtedy zaczęli, tj. już za Benedykta XVI). Więcej o tym, jak zaczynały się na całym świecie remonty podsłuchowe (wprowadzające instalacje dźwiękowe) jest w tym starym dopisku (podobno to wpływ papieża). [ukryj dopisek] edit 2016-11-22: Jeszcze jedną próbą zepsucia prawa, w ramach ukłonu w stronę telewizji (bo sędziowie na pewno, jako zamieszani w tej aferze, będą w ostateczności starać się przedstawić swe przestępstwo udziału w gangu jako brak jakiegokolwiek przestępstwa, więc pomóżmy im jakoś w tym nieuczciwym kombinowaniu), było zastąpienie u progu tego wieku, w przepisie Kodeksu karnego o grupie przestępczej, pojęcia grupy lub związku mającego na celu "popełnianie przestępstw" grupą lub związkiem mającym na celu "popełnienie przestępstwa". To jednak nie pomoże osobom czerpiącym (dźwiękowe) pożytki z działalności grupy przestępczej na zasadzie używania podsłuchowego nru. Dla mnie (i pewnie nie tylko dla mnie) to zwykli "udziałowcy" grupy, a poza tym 99% członków (z wyjątkiem remontów komercyjnych) i tak dotyczy cel grupy polegający zawsze m. in. na zdalnym przechwyceniu ekranu laptopa odbiornikiem kupionym bodajże od światowej sławy producenta Rohde&Schwarz. Wracając do tematu nru podsłuchowego: Sąd Najwyższy podał w 2014 r. tylko, że trzeba mieć jakąś gotowość popełnienia jakiegoś przestępstwa, zapewne jakiegoś związanego z działalnością grupy, ale niekoniecznie ściśle tego będącego jego celem (bo np. pomocnictwo w zabójstwie jest innym przestępstwem niż zabójstwo, choć z nim powiązanym). Nic w orzecznictwie SN nie wyklucza póki co bycia członkiem grupy na zasadzie kryminalnego (nielegalnego) czerpania pożytków z jej działalności, zwłaszcza wtedy, gdy się o tej działalności dobrze wie. Przytoczyć tu też wypada znane orzeczenie Sądu Najwyższego z ok. 1937 r., iż wystarczające do stwierdzenia przestępstwa udziału w gangu jest to, że ktoś za swą zgodą figuruje na liście członków organizacji zajmującej się przestępczą działalnością -- o ile oczywiście posiada ona taką Listę Członków (a w przypadku telewizji tak jest: mają tam imiona, nazwiska, nry telefonów, nry aparatów telefonicznych -- tzw. IMEI, dodatkowe informacje o roli osoby...). Nie bez znaczenia być może jest też fakt, że ze względu na korupcyjny charakter grupy wszystkim jej członkom, również tym tylko czerpiącym nielegalne "pożytki" z jej działalności, jej ogólny cel polegający na śledzeniu mnie jest na rękę. Nie ma też chyba przeszkód, by rzec, że skoro wszyscy zamieszani w podsłuchiwanie uczestniczą w zmowie przestępczej, której przedmiotem jest umożliwienie podsłuchiwania mnie, to po prostu wszyscy oni są np. w związku z telewizją, w którym łączy ich cel w postaci popełnienia przestępstwa podsłuchiwania mnie, choćby osoba wykonawcy miała być każdorazowo inna (troska o umożliwienie podsłuchiwania jest przede wszystkim po stronie telewizji, a także operatorów komórkowych). Oczywiście po każdorazowym jego popełnieniu grupa dalej istnieje i dalej na nowo ma taki cel, ale to jest standard w przypadku przestępczości zorganizowanej "na poważnie" zajmującej się przestępstwami.
edit 2016-07-12: Posiadam dowód, w postaci kopii z akt, że rządy są zamieszane w wyłudzenia mieszkaniowe w Warszawie, polegające na oferowaniu tanich kawalerek do wynajęcia (poniżej 1000 zł, typowo np. 800-900 zł) i ściąganiu od ochotników wstępnie 240 zł "za pośrednictwo". [rozwiń dopisek...]Tego typu oszustwa (czyli przestępstwa) były bardzo popularne co najmniej od końca lat 90-tych do ok. 2011 r. (a i wciąż niekiedy o nich słyszę, podobno np. w gazetach publikuje się takie oferty), można np. obejrzeć w archiwum dawną stronę www im poświęconą, zobaczyć sławetną umowę czy poczytać artykuły w prasie, zresztą już trochę ich było, aczkolwiek nigdy na pierwszej stronie i z dostatecznym nagłośnieniem jak na taki skandal z ohydnym kryciem. Mimo zmieniających się ekip politycznych oszustwa PRZETRWAŁY WSZYSTKO (dlaczego? czy aby nie ma to coś wspólnego z papieżem? czytaj tutaj...). Jest to gigantyczna afera, gdyż osób oszukiwanych dziennie było z 40 (we wszystkich oszukańczych biurach nieruchomości łącznie — a urządzano je w zwykłych mieszkaniach), a rocznie np. z 6-7 tys. (oznacza to liczbę ofiar na pewno ponad 50 tys., co jest oszacowaniem odpowiednio zaniżonym, by uwzględnić różnice między lepszymi a gorszymi okresami roku, powtarzanie się klientów itd.; sam widziałem kiedyś listę klientów podrzuconą przez pracownika tego typu "biura" — LeMarc — bywało ich często po 5-6 dziennie, każdy tak samo oszukany). Aferę z całą pewnością kryła Policja i prokuratura, gdyż gdy wniosłem sprawę przeciwko trzem agencjom a wspominającą też istnienie iluś innych, z długą listą świadków takiej działalności, którzy wpisali się na stronie www, z 4-5 raportami od łącznie trzech agencji detektywistycznych wraz z płytami CD, prokuratura wprawzie sprawę zlekceważyła, uznając oszustwa (jak to u niej zwykle bywa) za legalne, "bo jest umowa", Policja miała podobne podejście (policjant z góry mówil, że sprawę chce szybko zamknąć, "wyjaśnić"), natomiast sąd wstawił się za mną i uznał moje argumenty za słuszne (podobnie zresztą moja uczelnia Politechnika Warszawska — i zresztą każdy uczciwy prawnik by powiedział, że w tej sprawie może być przestępstwo, a nie jakoby "z zasady go nie ma"): sąd rejonowy stwierdził mianowicie, w ramach odwołania w postępowaniu przygotowawczym należącym generalnie do organów ścigania, że w takiej sprawie MOGŁO mieć miejsce oszustwo, mimo sposobu sformułowania umowy, a sam fakt zawarcia takiej umowy nie przesądza, że oszustwa nie było — trzeba otworzyć dochodzenie i zainteresować się pozyskiwaniem dowodów. Zgodnie z art. 330 §1 (a także art. 15 §1) Kodeksu postępowania karnego w takiej sytuacji organy ścigania zobowiązane były zastosować się do zapatrywań sądu i w pierwszej kolejności sądu; tymczasem w zasadzie natychmiast po odebraniu przychylnego mi orzeczenia sprawę umorzono, choć wcześniej chwilowo, zgodnie z orzeczeniem sądu, dochodzenie było "wszczęte". Chciałbym zauważyć, że moje zawiadomienie prezentowało ciężkie dowody, praktycznie przesądzające to, że agencje są zdecydowanie nieuczciwe. W raportach detektywistycznych było m. in. przeglądanie ofert z gazet wraz z nagrywaniem telefonistek i przydzielaniem ofert do poszczególnych oszukańczych biur, a także filmy dokumentujące współpracę poszczególnych detektywów z tymi samymi biurami, wykonane ukrytą kamerą — zaangażowani w to detektywi zgodnie z umową byli oczywiście skłonni zeznawać — w ramach tego agencje przyłapywano na kłamstwach, samosprzecznościach (dwulicowość), przyznawaniu się do nieistnienia w ogóle w Warszawie ofert takich, jak opublikowana (co wprawdzie dopiero np. biegły powinien ocenić, ale tutaj, co ciekawe, problem nie tkwił nawet w żadnej dyspucie, sporze co do faktów, lecz w niechęci organów ścigania do prowadzenia sprawy... one się wręcz i tak już na to zgodziły, co biegły mógłby dopiero stwierdzić) — wszystko to było utrwalone na nagraniach wideo z głosem tych dziewczyn w wieku studenckim, gdzie było widać ruszające się przy tym ich usta. Utrwaliłem bardzo liczne oferty za pomocą protokołów notarialnych z oględzin stron internetowych, przedstawiłem sporo świadków, w tym także jednego współpracownika z Internetu niebędącego detektywem. Prokuratura jednak sąd zupełnie zlekceważyła; policjant natychmiast po przesłuchaniu po jednym oszuście z 3 wymienionych biur nieruchomości sprawę umorzył, czyli właściwie nic nie zbadał, bo co za istotny dowód może pochodzić od samego potencjalnego i prawdopodobnego sprawcy; zaś media od zawsze były w tym temacie dosyć wstrzemięźliwe, choć go niekiedy odnotowywały wśród tych "mniej istotnych" problemów. Co najbardziej uderzające, po przychylnym orzeczeniu sądu znowu umorzono dochodzenie z tego samego błędnego powodu, pod którym pierwotnie odmówiono dochodzenia (rzekoma "legalność" takich działań, "brak znamion czynu zabronionego") — jak gdyby zapatrywania sądu i krytyka z jego strony nie mogły mieć żadnego znaczenia. Tymczasem zgodnie z ugruntowanymi w doktrynie i w orzecznictwie poglądami prawnymi o braku znamion czynu zabronionego można mówić tylko wtedy, gdy jest już oczywiste i nie budzi wątpliwości, mianowicie na podstawie zgromadzonych dowodów, że nie doszło do przestępstwa; jest tak wtedy, gdy już nic więcej nie trzeba wykonać, by ocenić, czy do przestępstwa doszło, czy nie; otóż, przeciwnie, sąd w tej sprawie dostrzegł potrzebę przeprowadzenia postępowania dowodowego w celu stwierdzenia ewentualnej winy "biur nieruchomości". To podejście organów ścigania, lekceważące sąd i kilkaset stron donosu wspartego dowodami, pokazuje, jak Polacy od lat byli (i w mniejszym stopniu nadal są) oszukiwani z woli rządów i być może nawet kogoś wyżej — jak masowo wyłudzano ich pieniądze (kwoty rzędu 240 zł) na wyraźne życzenie i z wyraźną osłoną rządu (Policja, prokuratura), "bo to legalne", "bo was tak można". "Sąd się nie liczy" — przecież to błąd wręcz proceduralny, formalny, "techniczny" w takim postępowaniu... takie nieprawidłowości są szczególnie istotne i pozwalają w przyszłości postawić sprawcom zarzuty poplecznictwa i przekroczenia uprawnień. Więcej na temat sprawy wyłudzeń w tekście o Janie Pawle II i genezie podsłuchu (a był i na tym blogu odpowiedni wpis, mianowicie 1/06/2012 r., zresztą polecam też wpis z 04/09/2015 o Smoleńsku). Ponadto, w aspekcie politycznym, wypowiadałem się już o tym temacie we wpisach z 28/12/2013 i 4/10/2013 (na podstawie przedstawionych tam danych jasne wydaje się m. in. zaangażowanie Tuska, a także przeprowadzenie zmiany ustawy specjalnie w związku z tym kryciem, by tylko zrzucić odpowiedzialność za prokuraturę z rządu). Nie sądzę, by za Ziobry, rządzącego przecież prokuraturą w latach 2005-2007, coś się zmieniło (a np. Andrzej Seremet raz dał do zrozumienia między wierszami w piśmie do mnie, przynajmniej ja tak to mogłem odebrać, że popierał krycie tej sprawy jako rzekomo "legalnej"), ale jeśli tak, to na pewno Was poinformuję. Na pewno, gdybym ja rządził, wymierzono by im wszystkim wyroki skazujące, bo nie jest to trudne, o ile się Policji, prokuratury nie sprowadza na złą drogę, a sądów nie korumpuje — rozliczyłbym tę gigantyczną sprawę, w której liczba ofiar może sięgać nawet 100 tys., bez względu na upływ czasu i bez przedawnień (bo to sprawa kryta politycznie; ewentualnie można by wprowadzić drobną zmianę w prawie, by radzić sobie z takimi przypadkami bez przedawnień). [ukryj dopisek]
edit 2016-08-20: Piotr N...ski (a jest też "Piotr Gliński" kojarzący się z gliniarzami) — tylko niestety jakiś inny, bo mnie oni nie szanują — to wieloletni poseł PiS, były wiceminister gospodarki (2005-2007), a dziś sekretarz stanu w Kancelarii Premiera. Zobaczcie wywiad z tym człowiekiem we Fronda.pl... temat mógł być tylko jeden: podsłuchy. Inna ciekawa postać dobrana po nazwisku: Julia PITERA, specjalistka od korupcji w gabinecie cieni (alternatywnym rządzie) PO w latach 2005-2007. Jeszcze jeden przykład to posłanka PO (w Sejmie nieprzerwanie od 1991 r.) Iwona ŚLEDZIŃSKA-Katarasińska (nagłaśniano kiedyś takiego blogera "Katarynę", chyba ze względu na to nazwisko), od lat zajmująca się mediami publicznymi, Telewizją Polską. Tutaj pełna lista ok. 50 dostrzeżonych przeze mnie doborów po nazwisku w "grupie watykańskiej" — rzut okiem zresztą potwierdza tę ostatnią hipotezę. Posłowie PiS i PO "śmierdzą" na kilometr związkami z mafią. edit 2016-09-16: Chyba nie muszę wspominać o Donaldzie Trumpie (ang. "trąbka", "trąbnięcie"), republikańskim kandydacie na prezydenta w USA (biznesmen hotelowy, miliarder), który w ogóle był swego czasu chyba wręcz pierwowzorem pomysłu na polskiego czołowego polityka Donalda Tuska (wymyślono jego i, do pary, Kaczyńskiego — "Kaczor Donald będzie trząsł polską polityką", "polska polityka pod przemożnym wpływem bajek"...?). Nawet Andrzej Duda ma nazwisko, jakby był jakimś człowiekiem-orkiestrą — dudy to takie drewniane instrumenty ludowe.
edit 2016-08-26: Chciałbym zwrócić Waszą uwagę na jeszcze jeden ciekawy trop związany z tym głupstwem o chorobie, a wiedzie on do czołowych postaci PO, stawiając je dodatkowo w charakterze zabójców (począwszy pewnie od Tuska, bo to on był premierem w 2011 i 2012 r.). Są
tacy, co niniejszy blog myląco zareklamowali jako "Blog schizofrenika, który nie jest świadom swojej choroby". I oto wyjaśnia się sprawa zbrodni, jakiej dokonano za rządu Ewy Kopacz
(zbrodni dziwnie wskazującej na dostęp do bazy PESEL, tj. ewidencji ludności, to zaś jest zdecydowanie sprawa zastrzeżona dla instytucji rządowych). Porównajcie: Maria Wasiak —
Waria(t) Masiak, wystarczy zamienić inicjały... w dzieciństwie zresztą nieraz grałem w wymyślanie dwuwyrazowych zbitek, które są sensowne zarówno, gdy mówi się je normalnie, jak i
po przestawieniu pierwszych liter. Moim zdaniem Kopacz zabiła dziennikarza, tzn. zleciła moderstwo. Łukasz Masiak to ten zabity dziennikarz z Mławy (a przecież blogi, o ile opowiadają o polityce, są czymś w rodzaju dziennikarstwa obywatelskiego), zabity
podobno przez osobę o personaliach mego dawnego kolegi z firmy (Bartosz Nowicki, ur. chyba w 1985, to "wspólnik", z którym rozkręciłem swój pierwszy biznes, dowód: w /zapisy.txt pod datą 2016-02-02, natomiast zabójca
jest z 1986 r.), zaś ja miałem ostatni stały adres zameldowania na Mławskiej w Rypinie w 2007 r. (dokumenty na to: 1 , 2 ). Maria Wasiak to wspominana tu kilkakrotnie prezes PKP z czasów katastrofy
kolejowej (to jej wielkie osiągnięcie życiowe, tzn. prezesura, zaczęło się w 2011 r.), mianowicie katastrofy z 2012 r. pod Szczekocinami (kojarzy się z Sękocinem, brzmi podobnie, prawda? a
Sękocin to miejsce znanego programu typu reality show telewizji TVN: "Big Brothera", czyli Wielkiego Brata...); od kilkunastu lat prezes ta była poza jakąkolwiek polityką i partyjniactwem,
pracując bodajże jako radca prawny, natomiast przez Ewę Kopacz została awansowana do rangi (apolitycznego) ministra (poprzednim takim ministrem bezpartyjnym, za PO, był - jak pamiętamy -
kojarzący się ze mną B. Sienkiewicz za Tuska, zresztą o trafnym imieniu w kontekście tej sprawy Masiaka, choć to może przypadek;
w każdym razie Bartków stosunkowo nie tak dużo). Sprawa zabójstwa z Mławy jest wspomniana na obrazku po prawej stronie dopisków pod wpisem z 14/01/2016, zaś sprawa katastrofy kolejowej
— w dopisku II pod wpisem o Smoleńsku. — Co ciekawe, Szydło, jak się zdaje, też ma kogoś oprócz mnie
na sumieniu i zdecydowanie nie było to samobójstwo (patrz: podstrona /zapisy.txt, data 2016-02-10, II) - podejrzewam zabójstwo
policjantki z kujawsko-pomorskiego, później jeszcze miało to odzwierciedlenie w decyzjach personalnych w Policji na wysokim szczeblu (nawet jeszcze przy zmianie komendanta głównego i
komentarzach na ten temat). Co jeszcze mogę powiedzieć o zabójstwie Masiaka, w jaki jeszcze sposób ono jeszcze dodatkowo "śmierdzi"? Sprawca sam zgłosił się na Policję i przyznał się. Nic
więcej nie wyciekło do mediów. Wniosek? Najprawdopodobniej miał wariackie papiery. Ktoś mu je, zapewne, załatwił. W podobny sposób uniknął odpowiedzialności dróżnik obsługujący PKP pod
Szczekocinami. Skojarzenie, powiązanie spraw: Waria(t) Masiak - Maria Wasiak potwierdza się kolejny raz; wiążą je nie tylko nazwiska i trop rządowo-kościelny. (Udział Kościoła w różnym złu jest oczywisty, wystarczy rzucić okiem na nagłówki ich mediów katolickich, np. eKAI, Radio Vaticana, na dzień przed różnymi zamachami. Przykładem choćby ostatnie zamachy we Francji, opisane w /zapisy.txt pod datą 2016-07-15, ale ogólnie w tym roku może już nawet ponad 180 osób zginęło z inicjatywy czy za wiedzą papieża; szczegóły są w tych zapisach i na liście ofiar.)
W dodatku plakaty wyborcze pani premier Kopacz głosiły hasło 3-wyrazowe w rodzaju "słucham, rozumiem, pomocnictwo", najwyraźniej dotyczące właśnie skandalu podsłuchowego w telewizji — "słucham" to slangowe określenie zastępcze na "podsłuchuję", pada tu na blogu np. w stenogramach z IBIS-u czy prokuratury, a rozumienie mogłoby tu dotyczyć pochodzenia tortury dźwiękowej — jak tu więc mieć o tym polityku dobre zdanie.
Co do p. Szydło (czyżby to ona naszła mnie z telefonikiem w warszawskiej galerii handlowej Arkadia tuż przed początkiem urzędowania?): chciałbym przestrzec przed ciepłym jej odbieraniem z powodu jej troski o rodzinę. Jest ta troska, ten sławetny program rządowy materiałem do dyskusji przy stole dla tzw. tłumoków, podczas gdy stoi za nim obłuda; tak bardzo się reklamuję tę "Rodzinę 500+", tak wszędzie powtarza ten wynalazek rządu (aż nawet w bankowości internetowej PKO jest możliwe wnioskowanie o te dodatki), że aż wygląda to na ohydną propagandę. Każdy z 35 mln. Polaków w wystarczającym wieku, by coś wiedzieć o polityce, musi wiedzieć o Rodzinie 500+, musi znać tę nazwę i o niej słyszeć. I tak się zrobiło w istocie; co gorsza, nadal wciąż trąbi się o temacie, tak iż tłumoki wręcz wyrzucają z siebie ciągle im wpajany temat, gdy tylko rozmowa przychodzi do tematu polityki. Tymcasem jest to wszystko obłuda. Wszelkie dzisiejsze sprawy polityczne schodzą się w jednym podstawowym problemie: w cenzurze Internetu. To w Internecie jest bowiem największe niebezpieczeństwo dla tego marnego rządu, którego głównym postawionym przed sobą zadaniem jest osłanianie bandytów. Zapowiadano taką cenzurę uniemożliwiającą oglądanie faktycznie istniejących w Internecie stron przez publiczność polską już w programie wyborczym PiS-u. Schodzą się tu doprawdy wszystkie problemy obecnej polityki: rejestracja pre-paidów (co oznacza ścisłą kontrolę, by nie rzec: reglamentację, dostępu do Internetu), spór dotyczący Trybunału Konstytucyjnego, fragmenty ustawy antyterrorystycznej o prawie do blokowania stron internetowych w następstwie zamachu, wreszcie "prorodzinność" rządu. Zgodnie z projektem rządowym (ma to być jeszcze inna cenzura niż ta wynikająca z ustawy antyterrorystycznej) rząd, tzn. np. Urząd Komunikacji Elektronicznej, ma mieć swą listę stron zakazanych, a usługodawcy internetowi w rodzaju Neostrada czy UPC będą musieli ją wdrażać, tzn. automatycznie przeglądać i filtrować ruch internetowy tak, by wejścia na określone adresy www nie były możliwe. Operatorzy ci musieliby po prostu regularnie ściągać aktualną listę stron zakazanych od instytucji rządowej (a już na pewno zamieszanej w podsłuch i remont; rządowy nadzór nie jest aż tak ważny). Wprawdzie z cenzury można by zrezygnować, ale koniecznie musi być ona standardowo włączona; jeśli ktoś chce dostępu do jakiejś strony www, która się nie wyświetla, i jeśli nawet uwierzy, że nie jest pornograficzna (bo o walkę z pornografią w tym podobno chodzi!) — a przecież nie każdy w to uwierzy — to będzie musiał jeszcze przyjść do swego operatora i poprosić o wyłączenie blokady pornografii. To zaś wielu niechętnie przejdzie przez usta, zresztą ludzie nie lubią specjalnie jeździć i załatwiać spraw. Godzi to bardzo w swobodę Internetu; pomówiony mógłby najwyżej liczyć na sądy administracyjne i powszechne, jednak na wyrok można czekać nawet 2 lata, a w międzyczasie jego strona się nie wyświetla. Zauważmy, pornografię można mieć nawet niechcący na swej stronie — wystarczy, że ktoś się tam włamie. Poza tym samo pojęcie, "pornografia", pokazywanie bez okryć, bez tuszowania pewnych rzeczy, jest bardzo wymowne; naga prawda jest tym, co rządowi przeszkadza. Nikt, doprawdy nikt rozumny, komu ustrój demokratyczny leży na sercu, dla kogo jest on wartością, nie powinien już głosować na PiS (ani na PO, z innych powodów). Te dwie partie pewnego dnia powinien wręcz zdelegalizować Trybunał Konstytucyjny.
edit 2016-11-13: W sprawach Piotra Niżyńskiego telewizja prawie zawsze załatwia fałszywych biegłych, na siłę wprowadza się biegłych do sprawy, jako swoiste maskowanie winy sądu (nawet wtedy, gdy żaden biegły nie powinien być powoływany, bo ustawa tego nie przewiduje, i tak powołuje się biegłego i to "przez niego" sprawa jest przegrana — tak było z moją skargą na przewlekłość postępowania). Liczne przykłady związane z moimi sprawami sądowymi (nie wymieniam już nawet spraw na Policji...) wymieniam w /zapisy.txt we wpisach z 2016 r. Odbywa się to zamawianie fałszywych opinii w ten sposób, że operatorzy podsłuchu w telewizji dzwonią po biegłych (psycholodzy, tłumacze itd.) -- tych zamieszanych w podsłuchową przestępczość, remonty itp. (każdy taki człowiek jest w bazie danych telewizji) -- aż w końcu (często pewnie już za pierwszym razem...) dodzwonią się do takiego, który za kasę (odebraną np. we współpracującym z TVP hotelu) wyda fałszywą opinię. Tak samo zapewne będzie w sprawie EKSHUMACJI CIAŁ ofiar bomby w TU-154. Kaczyńskiemu to w każdym razie zapewne bardzo na rękę, bo jest zamieszany w aferę remontową, za jego rządów (od może 2006 r.) ona się bodajże zaczynała.
(21:56)
(wstawka reklamowa)
Odnotowuję tu tylko, że od prawie miesiąca dają mi się szczególnie we znaki usilne starania, by pozbawić mnie [kupionego przeze mnie niedawno, w stanie surowym zamkniętym, niestety też grającego jakoś torturę dźwiękową za sprawą zabudowanej gdzieś w stropie i podnóżu ścian instalacji] domu z wykorzystaniem uzyskanych za pomocą oszustwa tytułów wykonawczych. Szczegóły tej sprawy są opisane w ostatnich zapiskach w pliku /zapisy.txt. Oprócz tego mowa tam o pewnych innych sposobach dręczenia, zorganizowanych przez hipotetyczne bandy typu agent nieruchomości+hotel+właściciel mieszkania+sąsiad, takich, jak fale blokujące notebook tabletowy jednorazowo nawet np. na 10-15 minut (pewnie jakieś gigahercowe, bo łatwo dostają się przez otworki w osłonce elektromagnetycznej) czy zmiany napięcia prądu, zapewne przez sąsiedztwo, dzięki odpowiedniemu zorganizowaniu instalacji elektrycznej (te ostatnie widziałem na żywo na wyświetlaczu zasilacza UPS z baterią: zmieniało się to napięcie skuteczne w granicach między 230 V a 243 V, ostatnio nawet rozwalono ten zasilacz — obecnie planuję się przed tym zabezpieczać przyrządem własnej produkcji).
Przez kilka ostatnich miesięcy zajmowałem się głównie kopaniem na tej działce; pracownik gastronomii w gminie powiedział mi nawet, z której to strony i na jakiej głębokości, mianowicie 5-6 metrów (a ta firma kucharska chyba nawet obsługuje odpowiednie latarnie, przełączając tę moją i jedną niewłaściwą, choć kojarzącą się ze mną, co rusz, tj. wyłączając, a po minucie czy dwóch, czy godzinie znowu włączając itd. — dla zabawy, dla wciągnięcia ludzi-potencjalnych świadków w przestępstwo i dla zablokowania mi możliwości znalezienia prądu wewnątrz budynku przy pomocy czujników czy profesjonalnych detektorów — właśnie wkrótce po pierwszych takich próbach z czujnikiem zaczęły się te przełączania, odtąd już nigdy nic nie dało się wyczuć w środku — bo gdy jestem w środku domu, zawsze odpowiedni prąd jest wyłączony). Załatwiłem bardzo duży (i drogi) wykop 3-metrowy (łącznie błądzenia oraz wykonanie samego tego wykopu kosztowało ok. 51 tys. zł, mam na to kwity), poniżej zaczynają się już wody gruntowe i wszystko bardzo pływa (nawet pompka nie pomaga, bo zaraz znowu się to bajoro napełnia), więc trzeba by jakiś wąski basen, z szalunkiem z drewna dookoła, urządzić gdzieś na dole tego wykopu. Przestałem się tym zajmować w kwietniu, ze względu na pojawienie się wrogich wzmianek w księdze wieczystej, na razie dotyczących tylko toczącego się postępowania. W każdym razie powtarzam: dom, choć poniekąd normalny, jest oczywiście z prowadzącym przez drogę gminną do latarni, na razie jeszcze nieodsłoniętym "kablem do podsłuchu" (w ten kłamliwy sposób — jako "podsłuch" — określa się instalację dźwiękową, choć ludzie gminy czy budowlańcy raczej doskonale wiedzą, że to jest przede wszystkim grające, a funkcji podsłuchu pewnie nawet nie ma), który prawdopodobnie wg słów świadka (czy nawet rzekomo "wykonawcy") mieści się na głębokości 5, może 6 metrów. Pewnie w jakiejś rurce prześwidrowanej podziemnie. Płycej niż 3 metry na pewno tego nie ma. To, że wykop 3-metrowy zrobiłem z właściwej strony, potwierdził nie tylko ten świadek, szef firmy gastronomicznej pracującej obok w gminie, ale i sugeruje to zdrowy rozsądek, bo przy takiej głębokości trudne byłoby kopanie jakichś zygzakowatych ścieżek w kształcie linii łamanej, a tymczasem prawie na pewno to ta latarnia, o której myślę, po tamtej stronie zlokalizowana, mnie obsługuje. Również jeden z pracowników wynajętej ekipy robotniczej potwierdził mi, że prąd w takich instalacjach, na całym osiedlu zrobionych, prowadzony jest "od każdej latarni" (nawet twierdzili, że jakichś tam znajomych w tej gminie mają). Co ciekawe, na tej działce stosuje się w odniesieniu do wszystkich przyłączy oprócz wody swoiste znakowanie, które polega na umieszczaniu jakichś np. folii na np. metr czy pół metra ponad położeniem rury czy kabla. Tak było na pewno i z gazem, i z prądem. Otóż znalazłem takie znakowania również w tym dużym wykopie, najpierw na głębokości ok. 1,5 metra nasypano duży śmietnik, następnie w tym samym położeniu poziomym, ale na głębokości ok. 2,5 metra był... kawałek kabla telewizyjnego (kabel typu F, 75Ω; oto moje zdjęcia: 1 , 2 , 3 , 4 , a to opis kabla na cudzej stronie internetowej). Kabel ten trzymam na przyszłość jako dobrze zabezpieczony dowód rzeczowy. Twardy plastikowy biały środek, otoczka z folii aluminiowej, a nawet siatki metalowej — to wszystko można w nim znaleźć. Jednym słowem — "słuchajcie, zainteresowani: tak, tutaj jest podłączenie dla grającej tu telewizji". Niestety, w świetle złodziejstwa ze strony osób dawniej wynajmujących mi mieszkanie, czyli przede wszystkim przeszacowań rzeczoznawcy, ale także takich zafałszowań jak samodzielne chyba wyrządzenie szkód przez właścicieli (lub przez osoby trzecie), co w jednym z przypadków wyraźnie miało miejsce, czy bezprawne naliczenia sobie okresu wypowiedzenia umowy wbrew prośbie, mogę nie mieć możliwości korzystać z tego akurat domu. [edit 2016-06-09: Komornik. Spłaciłem wprawdzie ww. dawnych wierzycieli 5. maja, ale wciąż trwa doczyszczanie stanu prawnego nieruchomości.] Można tu jeszcze odnotować, że przez czas wykonywania wykopów stosowano zastraszenia, takie jak skasowane samochody u sąsiada, skasowany samochód przy sklepiku itd. (tymczasem ekipa remontowa woziła mnie codziennie na miejsce robót i z powrotem), z czego mam nawet filmy, ale to na tle wszystkiego drobiazg. Nie chciałbym odwracać za bardzo uwagi od głównych problemów, takich jak kryminalizacja polityki (nawet tej najnowszej — doliczyłem się 6 zbrodni chyba przez samo państwo zorganizowanych w czasie 100 dni rządu Szydło), spodziewany udział w tym Kościoła Katolickiego (na co wskazuje niezawodne zawsze bycie ich mediów w temacie) itd. — korzyści z tego potrafią być różne i dotyczyć bieżących spraw, ale często chodzi po prostu przede wszystkim o przeciągnięcie polityka na złą stronę już na pewno i na stałe — tym bardziej, że poszlaki w sprawie takich zbrodni rzuca się właśnie mnie, więc jak tu takiemu pomagać.
edit 2016-04-22: Zwróćmy uwagę, że są pewne poszlaki na to, że to m. in. właśnie WATYKAN (dobry głównie dla ubogich papież Franciszek) jest zaangażowany w próby pozbawiania mnie pieniędzy i torpedowania przedsięwzięć medialnych. [rozwiń komentarz...]Po pierwsze, słynne jest zainteresowanie papieża Franciszka... ochroną środowiska (ekologią), napisał on nawet o tym encyklikę, a tymczasem Bank Ochrony Środowiska to jedyny bank w całości państwowy, ogólnopolski, który oferuje konta dla zwykłej ludności. Bank ten ma też dom maklerski BOSSA.PL, do którego AmerBrokers przeniósł moje konto przy zamykaniu swej działalności (makler AmerBrokers zniknął w 2013 r.). Mając konto w BOSSA.PL, czyli w tym — należącym do (chyba ustawowego) Funduszu Ochrony Środowiska — Banku Ochrony Środowiska, straciłem ze 2 mln. zł na gigantycznej spekulacji giełdowej przeciwko m. in. spółce KERNEL, a także przeciwko innych — możecie obejrzeć archiwalne wykresy, jak bardzo kurs ten spadł na łeb na szyję: 3-krotnie obniżyła się wartość akcji spółki, z 67 (grudzień 2012 r.) do np. 22. Przydzielany do obsługiwania mnie makler z łysą głową, co (tak jak i pasy) symbolizuje od dawna w metodach stalkingu przestępcę, nadto obsługa banku potakująca spikerom mówiącym dokładnie wtedy od jakiejś minuty o spekulacji robionej właśnie przez BOŚ: "Tak, tu jest sprawa" (wypłacająca pieniądze bankierka rzekła też wtedy w mojej obecności klientowi "Świeża gotówka!", sugerując pochodzenie pieniędzy z Mennicy, czyli z nowopobranych pożyczek z NBP) — to wszystko potwierdza udział BOŚ w uprzedniej spekulacji. Wiadomo, że w omawianej politycznej "grupie watykańskiej" istnieje na wszystkich szczeblach tendencja do pewnego ograniczonego wyjawiania prawdy o sobie (choć tylko wybranym i przy zachowaniu fałszywego wizerunku wobec całej reszty), więc taka ostentacja i przypływ szczerości nie zaskakują, a wręcz wpisują się w ten skądinąd znany trend (inny przykład: recepcjonistka na centrali maklerskiej BOŚ na Marszałkowskiej ze sporym krzyżykiem na szyi). Zdarzało mi się z powodu tej spekulacji w 2013 np. całymi dniami, po 5 dni, nic nie robić, nawet niemalże nic nie jeść, gdyż trzeba było dopiero wypłacić jakieś grosze z giełdy, co zawsze trochę zajmuje (gdyż KDPW rezerwuje sobie np. 3 dni na rozliczenie transakcji sprzedaży) — ładnych kilka razy tak było, a to dlatego, że każdorazowo wyciągałem z giełdy możliwie małe sumy na życie, by oszczędzić na stratach kursowych. Dodajmy tu, że podobne jak na KERNEL-u gwałtowne spadki i wrogie komunikaty medialne (np. ministerstwa o szykowaniu wielkiej wyprzedaży akcji państwowych czy prezesa o planowanej sporej dywidendzie — co właśnie dla inwestorów, często grających spekulacyjnie, tj. liczących na zmiany cen, nie jest najważniejsze i oznacza przede wszystkim obniżkę wartości księgowej firmy, a nie zysk) następowały też w rytm kupowania przeze mnie w styczniu 2013 r. akcji PKO BP, na takiej zasadzie, że Piotr kupuje, następnego dnia są ciosy w mediach lub spadek kursu, lub jedno i drugie. Straciłem w ten sposób mnóstwo pieniędzy, zdecydowanie zbiedniałem. O to więc może chodzi w tym interesowaniu się papieża "ochroną środowiska", to ten brak ufności w Bogu i uciekanie się do (zdecydowanie) zła jest może tego ukrytą myślą, zwłaszcza w świetle skandalu pedofilskiego, o którym wzmianka jest po kliknięciu "Ten podsłuch załatwił chyba Jan Paweł II" w nagłówku. (Swoją drogą — czy nie zastanawia was, jak to możliwe, że warszawska centralna ulica Jana Pawła II, notabene mająca na Żoliborzu przedłużenie w postaci ulicy Popiełuszki, ma kilkanaście metrów zajmujące sex shopy połączone z kabinami wideo, pokazami peep show i usługami "masażu" (w tym podobno nawet seksu oralnego za 100 zł czy ręcznego zaspokajania za 70 zł) ze strony roznegliżowanych panienek? W Niemczech np. jest specjalny artykuł kodeksu karnego o zakazie prostytucji w miejscach, w których mogłoby to zdeprawować nieletnich — niby to co innego, ale pokazuje, że inni takie problemy zauważają, ba, umieją z nimi walczyć. A u nas? Naprawdę myślicie, że nie poradziliby sobie żadną ustawą czy choćby porządnym śledztwem z wykorzystaniem mniej lub bardziej zaawansowanego technicznie podsłuchu?... Stąd więc obawy, że ten trudny w sumie do przeoczenia stan rzeczy "w branży burdeli" ma miejsce nie tylko wskutek bezczynności, ale nawet na życzenie Jana Pawła II, już od początku lat 90-tych (przecież to poniekąd tylko przykład szerszego zjawiska...) — może np. zaczęło się to po tym spotkaniu Jan Paweł II-Wałęsa w ramach audiencji prywatnej, leżącym bodajże u zarania moich jakże pokręconych podsłuchowych losów [bardzo eufemistyczne sformułowanie sprawy!! czegóż to tam zapewne nie ustalono, o tym podsłuchu telewizyjnym... poczytajcie mą wczesną historię pod ww. linkiem]. Może wręcz ten chamski najzwyklejszy burdel, od tylu już lat bezczelnie się eksponujący, wprowadził się tam w tej odległej przeszłości na pamiątkę czegoś: zwróćcie uwagę na będący jednym z filarów tej bezczelności adres, Jana Pawła II nr budynku 46/48 — to jest prawie że skrzyżowanie al. Jana Pawła II z al. Solidarności...) POZA TYM wśród tego niszczenia majątku jest i dziwaczne traktowanie najmu w taki sposób, jak gdyby nie istniała Ustawa o ochronie praw lokatorów ani prawa ochrony posiadania z kodeksu cywilnego — jak gdyby wolno było zawsze na bruk wywalić człowieka natychmiastowo i nie pozostawiając okazji do zabrania swych rzeczy, nie dając mu szansy na siłowe wejście do lokalu z powrotem, co jest naturalne i legalne — owo podejście bardzo storpedowało aż nawet plany prowadzenia drukarni w jakimś wynajętym np. magazynie. Trzeba w Polsce, jak widać, mieć nieruchomość na własność. Inaczej Policja powie, że można się tylko sądzić, ale do środka wejść nie można, choć niby wg prawa należałoby się wypowiedzenie, zaś co do procesu cywilnego, który też w tej sprawie wytoczyłem już w styczniu 2015 r., wystarczy nadmienić, że do dziś nie wyznaczono w nim terminu — w aktach jest pusto, "usunięto braki formalne", "przekazać sprawę sędzinie Brudnickiej" (sąd rejonowy dla Warszawy-Mokotowa). PONADTO pewnie liczy się na sądowe ubezwłasnowolnienie mnie w razie posługiwania się wariackimi papierami z dawnych nierzetelnych hospitalizacji psychiatrycznych. Jeden z dawnych wynajmujących chce ode mnie ze 235 tys. zł, drugi ponad 60 tys. zł (choć miał ubezpieczony dom). Przypominam, że to nie pierwsze próby wrabiania mnie w coś i że był np. jeszcze zainscenizowany "wypadek" z grudnia 2012 r., którym jako pierwszy zainteresował się wtedy na miejscu niewzywany ambulans, a także... Żandarmeria Wojskowa (ta zjawiła się wkrótce później, gdy zabierałem się do parkowaćnia na Politechnice, i zajęła się mną tymczasowo zamiast jakiejś Policji) — w "wypadku" tym dziewczyna może 19-letnia, ewidentnie oszustka i znaleziona po nazwisku (tak, by kojarzyło się z paleniem: "palący" oznacza w wewnętrznym żargonie mafii "oto udaje, że nic nie wie"), zdaniem lekarzy złamała nogę od — co z kolei świadkowie zdarzenia mogliby dodać — tego, że przetoczyła jej się m. in. po tej nodze (zupełnie bez żadnych wrzasków z jej strony! zaś upadła teatralnym gestem dopiero sekundę po zakończeniu tego przetaczania się) taka pogrubiona końcówka słupka ulicznego (kulka u góry) — w słupek trafiło auto na poślizgu, dzięki temu zakręceniu nie wjechało w ludzi. To chyba aluzja do rzekomej, jak mniemam, przyczyny skandalu podsłuchowego w Kościele (tak to Wałęsie przedstawiono?) — rzekomych "oszustw przy beatyfikacjach", co mi parę razy sugerowano, np. sami spikerzy (wprawdzie faktycznie coś może być "na rzeczy", bo jak inaczej zinterpretować znanego publicznego ateistę Zbigniewa Religę, jeszcze przy tym wyraźnie z religią się kojarzącego, na stanowisku Ministra Zdrowia). Mało istotny raczej temat, totalny podsłuch to głupawy sposób poradzenia sobie z nim (zamiast powstrzymania się od zła i po prostu przeczekania, a w razie czego zaprzeczania, wybrano coraz wyraźniejsze potęgowanie problemu i prezentowanie go wobec tłumów gapiów), zaś ateistyczny spisek Watykanu zdaje mi się być czymś realnym i od dawna przygotowywanym, więc może lepiej tak to całe zło, opisane w nagłówku bloga (obecnie doszło do wyremontowania niemalże całego zelektryzowanego świata), interpretować, jeśli by faktycznie stamtąd pochodziło. — Wracając do sprawy kościelnej: istnieją delikatnie mówiąc obawy, np. u spikerów, że w ogóle wszyscy papieże już od lat 30-tych XX w. byli ateistami (brak tu nieco informacji co do Jana Pawła I, który rządził zaledwie 33 dni, ale jego swobodne podejście do norm moralnych w dziedzinie seksu mogło dawać do myślenia — jego wypowiedzi medialne cenzurowała podobno kuria rzymska). Wyjaśniałoby to też skupianie się rządów supermocarstw, już po wojnie światowej i udanych próbach z bronią nuklearną, na z pozoru neutralnie brzmiącej eksploracji Kosmosu. Z drugiej strony (I TU POTENCJALNY DOWÓD WW. TEZY): przecież jeśli by było prawdą (a to moim zdaniem bardzo możliwe), że Jan Paweł II (1978-2005) był od pierwszego dnia pontyfikatu ateistą — przesłanki tego twierdzenia można znaleźć na podstronie bloga o tym papieżu (np. w jego wypowiedzi do S. Dziwisza z dnia wyboru na papieża w 1978 r., co porównajcie też z początkiem piosenki z Kilera, przytoczonym na różowym tle pod koniec dopisków do wpisu na blogu z 14. stycznia br.); proszę też uwzględnić sprawę zabójstwa Popiełuszki w 1984 r., po dokładnym zapoznaniu się z wszystkimi przytoczonymi w poprzednim wpisie argumentami; następnie: aluzyjne wyjaśnienia samego Jana Pawła II z dnia śmierci (skrytobójstwa) Piotrowskiej o "szkaplerzu, który on nosi już od młodości"; wreszcie, datę początku podróżowania pana "JW." (z kropką na końcu oznaczająca chyba wyrok), ks. Józefa Wesołowskiego, przypadającą na 1980 r. — to oczywiście, choć taki ateizm już od pierwszych dni i lat mógłby stanowić przypadek, losowe trafienie, ale z sympatii do Kościoła, jeśli się ją ma (jeśli nie, to i tak na jedno wychodzi), trzeba by zaraz dodać, że przypadek skrajnie nieprawdopodobny. Że nie tak dużo chyba tam księży-ateistów już wtedy było, choć w sumie skąd mogę wiedzieć. A zatem — skoro to nie traf, lecz decyzja co do osoby była zakulisowo i sekretnie podyktowana odpowiednim kryterium — papieże Pius XII (1939-1958), a może nawet Pius XI (1922-1939, za którego to pontyfikatu siostra Kowalska pisała swój dzienniczek, w którym mówiła o wielkiej roli Polski przed końcem świata — "z Polski wyjdzie iskra, która przygotuje świat na powtórne przyjście Chrystusa", tekst cytowany przez JP2 na pielgrzymce w 2002 r.), byliby wyraźnie zamieszani, biorąc pod uwagę, że po spowiedzi o. Pio przepowiedział Karolowi Wojtyle, że on właśnie będzie papieżem (1947 r.), co miało miejsce za Piusa XII, oraz że za tego samego Piusa XII miał miejsce pierwszy watykański awans Karola Wojtyły, mianowicie na stanowisko bodajże biskupa pomocniczego. A przecież Pius XII to papież, który rządził w Kościele w czasach II wojny światowej i po niej — bardzo dawno temu. Kanonizowanego kilkadziesiąt lat po śmierci papieża Pawła VI z lat 1963-1978 (czyli poprzednika Jana Pawła II, jeśli nie liczyć Jana Pawła I), na podstawie danych tu i ówdzie przytaczanych na blogu, zwłaszcza w poprzednim wpisie i w tekście o Janie Pawle II, a także w tekście o Donaldzie Tusku, też raczej dobrze bym nie oceniał (oprócz spraw Piotra N. i Donalda T. do rozważania jest jego udział w dwóch śmierciach, mianowicie Gagarina i zwłaszcza Jana Pawła I — jako przecież w takim razie papieża, dysponującego wielkimi funduszami i autorytetem, bez możliwości poskarżenia się do kogokolwiek wyżej; w kwestii Pawła VI i zabójstwa następcy odpowiedzialną byłaby, podobno, pokojówka, która może jakąś truciznę podała, po czym uznano ją tylko za świadka śmierci, ale to tylko plotka od spikerów, co nieco zaledwie kojarząca się z podobną sprawą Ławniczka z listy zabójstw(?) pod wpisem o Smoleńsku, i proszę jej nie brać za poważne oskarżenie, a jedynie za insynuację, czyli za pogląd polegający na podejrzliwości; ponadto w związku z tym, że Jan Paweł I, opisany w przepowiedni Malachiasza, tj. liście przyszłych papieży, jako papież "Z połowy księżyca", z jednej strony rządził 33 dni, czyli jakby w połowie drogi do liczby szatana 666, czyli "zmierzchu" papiestwa, a z drugiej strony zarazem umarł faktycznie na dzień przed połowiczną fazą Księżyca, nasuwa się aż podejrzenie, że to nie przypadek i nie cud, lecz po prostu zaplanowana śmierć — bo jako interwencja opatrznościowa to przecież dość bezsensowne, niezrozumiałe — i że w takim razie nawet data wyboru (a nie tylko śmierci) tego Jana Pawła Pierwszego była dobrze dobrana, to zaś byłoby możliwe — nie licząc sytuacji już zupełnie totalnego spisku kardynałów czy, znowu, jakichś dziwnych i zbytecznych opatrznościowych cudów — tylko wtedy, gdyby Paweł VI odszedł śmiercią samobójczą; czyli trzecia śmierć, jaką jako hipotetycznie niewierzący miałby ewentualnie na sumieniu, to jego własna, pozwalająca na to, by wybór i, w konsekwencji, śmierć Jana Pawła I nastąpiły w równie odpowiednim i ściśle dobranym czasie — mogły też temu pomóc jakieś drobne niepozorne wskazówki co do konklawe napisane czy wypowiedziane jeszcze za jego, tj. Pawła VI, życia). edit 2016-04-28: Zwracam tu też uwagę na rosyjski trop katastrof komunikacyjnych, mianowicie oprócz Smoleńska zdaje się prowadzić tam też sprawa zestrzelenia samolotu malezyjskiego (wymieniona w rozwijanej liście pod wpisem o Smoleńsku) oraz katastrofa rosyjskiego podwodnego okrętu atomowego Kursk (nie twierdzę tu na razie, że była jak te powyższe wywołana, lecz po prostu dziwnie trafnie przypomina ją nazwisko Kursk-iego, obecnego prezesa Telewizji Polskiej S.A.). W linię tę więc nieźle wpisywałaby się też młoda śmierć Gagarina w wypadku samolotowym (miał biedaczek trzydzieści kilka lat; o braku Boga (zob. porównanie z Biblią) mówił nie tylko, gdy był w Kosmosie, co nastąpiło za prezydentury Kennedy'ego, ale i później w listach — pewnie ktoś mu to podsunął, bo nie każdy tak zna się na Biblii, a dla wielu brzmiała taka odzywka "Boga niet" właśnie przy takiej okazji (1961) jak jakiś absurdalny komizm sytuacyjny). Co ciekawe, sam fakt, że Kurski już bodajże w 2006 r. nakręcił film o Nocnej zmianie, może nawet wcześniej to zrobił [edit: tak, 1994 r.], pokazuje, że najprawdopodobniej był do tej roli przez kogoś (Kościół?) specjalnie zaproponowany po nazwisku. Jeśli jego nazwisko jako osoby w tej roli — tj. do nakręcenia filmu tak naprawdę "o mnie", co mało kto wie (patrz ostatni dopisek pod wpisem "Kupiłem dom"), i o kościelnym może pochodzeniu mafii — to był przypadek (tzn. trafił się jako pisowski filmowiec Kurski zupełnie przypadkiem zamiast Kowalskiego, Nowaka, innych możliwych filmowców) to bardzo nieprawdopodobny: mało jest przecież tak istotnych rzeczy, mogących odzwierciedlić się w nazwisku, jak wielka katastrofa komunikacyjna z wątkiem rosyjskim (gdzie w tle jako skojarzenie z tym krajem i takimi katastrofami był być może wcześniejszy zamach na ww. lotnika). — [edit: Oj, chyba po prostu trzeba odwrócić przyczynę i skutek: na tym etapie nie było jeszcze w ogóle tej katastrofy rosyjskiej. "Dziwnym trafem" powstawał natomiast taki okręt, kojarzący się z tym czołowym reżyserem telewizyjnym z obozu solidarnościowego, związanym z tematem Nocnej zmiany, czyli i podsłuchu na mnie, po czym okręt ten zatonął.] — A zatem w doborze Kurskiego do filmu Nocna zmiana w 1994 r., zasugerowanym może przez siły stojące za mafią, ujawnia nam się już wtedy istniejący plan odnośnie zamachu stanu. To zaś jednak oznaczałoby, że PiS niemalże od samego zamachu czy wkrótce później połapał się, że doszło do zbrodni i że może nawet Watykan jest zleceniodawcą. To wszystko dla nich to więc być może żadna nowość i rewelacja, a jednak konsekwentnie milczą do dziś, więc proszę nie liczyć na to, że się zainteresują tematem zamachu na samolot prezydencki, właściwie na 99% już udowodnionego przez sam wspomniany na tym blogu przeciek w stenogramie (na jakieś 90% to nie dzieło przypadku: tzn. szacuję hipotezę przypadku na co najmniej 10 razy mniej prawdopodobną niż hipoteza zamachu) oraz przecieki w mediach kościelnych (również, oceniając ostrożnie i zachowawczo, na 90% to wszystko to nie przypadek, czyli 0,1 prawdopodobieństwa odwrotnego; iloczyn takich dwóch niezależnych prawdopodobieństw 0,1 to prawdopodobieństwo współzajścia takich dwóch ww. "przypadków" naraz, wynoszące 0,01, czyli 1%), nie licząc już nawet innych dowodów i przecieków. Uwzględniając powyższe szacowania 90%-10% w obu ww. sytuacjach, wynik jest taki, że na 99% choć jedna z powyższych dwóch rzeczy jest konsekwencją zmowy, zamachu, który miał miejsce. Nie liczyłbym jednak na PiS, a już tym mniej na Jarosława Kaczyńskiego, jako na tych, co ten zamach stanu (w którym wiele innych niewinnych osób przecież zginęło) rozliczą. edit 2016-05-16: Mała korekta: film "Nocna zmiana" powstał w 1994 r., a filmowiec Kurski pewnie znalazł się jeszcze wcześniej (mianowicie w TVP pracował od 1991 r.). Być może to nazwa okrętu Kursk była skutkiem, a nazwisko Kurskiego z obozu solidarnościowego — zaledwie niewinną przyczyną (jeśli mianowicie odrzucić teorię o przypadkowości tej zbieżności, jakże później istotnej: bo to, że to telewizja nadawała się do zorganizowania zamachu stanu — zamiast, jak to ktoś prymitywnie mógłby próbować zrobić, np. ministerstwa — wydaje się w zaistniałej mafijnej sytuacji naturalne, z punktu widzenia wielkich planów i zasad racjonalnego w nich postępowania; natomiast zbieżność nadającego się do roli prezesa Kurskiego z nazwą gigantycznej rosyjskiej katastrofy byłaby jako przypadek gigantycznie nieprawdopodobna). To jednak oznaczałoby, że spowodowano zamach z nawet większą liczbą ofiar niż Smoleńsk, w dodatku znowu za Putina (zestawcie to proszę ze Smoleńskiem oraz zestrzeleniem samolotu malezyjskiego — razem ponad 510 ofiar czyżby tego prezydenta...), a zamawiającym byłby może nawet "pewien znany Polak". Póki co nie dodaję tego Kurska do wykazu ofiar grupy watykańskiej, ale uważam taką genezę za bardzo bardzo możliwą — alternatywą na tym etapie (z czasów przed katastrofą Kurska w 2000 r. za Jana Pawła II) byłby tylko głupi przypadek lub, ewentualnie, bezsensowne (tzn. kretyńskie) ryzykanctwo rosyjskiej władzy (mogłaby przecież zostawić sobie takie zabijanie na lepszą okazję, gdy bardziej tego potrzebowała), ale to też bardzo mało prawdopodobne. Również i po 2000 r. zrobienie z ww. zaledwie przypadku pt. katastrofa Kurska jakiejś podstawowej inspiracji i powodu zamachu w Smoleńsku byłoby po prostu głupie, niegodne ludzi rozsądnie kalkulujących. Takie rzeczy robi się z konkretnych powodów, np. po to, by mediom jeszcze pewniej zawiązac usta w sprawie ww. "grupy". edit 2016-05-03: Wróćmy jednak do samego korzenia współczesnego problemu. Zabójstwo Gagarina świetnie pasowałoby do wizerunku Pawła VI jako papieża, który lubił filozofię Nietzschego (czyt. "Niczego"; stąd "Piotr N" z nazwiskiem o rdzeniu w rodzaju Nicz). Pod koniec książki "Tako rzecze Zaratustra" dochodzi do uczty u nawróconego na ateizm proroka Zaratustry, na której są kolejni goście: m. in. ostatni papież, królowie, jakiś pieśniarz ("wiła") czy ktokolwiek, robiący występ publiczny (pada tam np., zapewne o Bogu, "Nie nazwany! Ukryty! przeraźliwy! Łowco zza chmur! Gromem twym powalony, przed tobą (...) leżę oto")... Otóż tuż za fragmentem "Wysłużony", dotyczącym ostatniego papieża, który też już na ateizm się nawrócił, jest fragment "Najszpetniejszy człowiek" — i tam pada, zupełnie niewyjaśnione, niepasujące do kontekstu i dlatego pasujące do różnych interpretacji: "Zaratustro! Zaratustro! Zgadnij mą zagadkę! Powiadaj! Mów! Czem jest zemsta na świadku?". Wydawałoby się to jeszcze przypadkowym elementem fabuły, dotyczącym tylko tego pojedynczego osobnika prywatnie, a tymczasem spostrzegawczy czytelnik Nietzschego zauważy podobne zestawienie już wcześniej — mianowicie w poprzednim jego dziele, tj. "Wiedza radosna". Także i tam coś jest ukryte w nagłówkach, mianowicie we fragmentach 358-359. Ten pierwszy, 358, zatytułowany "Chłopski bunt ducha", dotyczy reformacji — i Nietzsche tam podaje wprost, co u niego rzadkie, bezpośrednią przyczynę końca wiary: "święte księgi (...) wpadły w końcu w ręce filologów, to znaczy niszczycieli wiary". Jest to zresztą fragment bardzo prowokacyjny, bo zaczyna się np. od takich oto stwierdzeń (najostrzejszych chyba spośród tego, co ten filozof napisał o teizmie chrześcijańskim): "My Europejczycy znajdujemy się w obliczu olbrzymiego świata zwalisk, gdzie niejedno jeszcze w górę strzela, niejedno stoi zbutwiałe i nieprzytulne, największa część jednak już leży na ziemi (...). Kościół jest tym miastem w upadku: widzimy, że społeczność religijną chrześcijaństwa wstrząśnięto do najgłębszych posad — wiara w Boga obalona, wiara w chrześcijańsko-ascetyczny ideał toczy właśnie jeszcze swój bój ostatni". Jeśli chcieć te bardzo stanowcze stwierdzenia połączyć w jakąś sensowną całość z resztą fragmentu, która by je objaśniała, to wydaje się to możliwe tylko na jeden sposób — w tle jest tu po prostu problem nieba, więc na pierwszy plan wychodzi też kwestia naukowej filologii biblijnej. Oczywiście, jak zaraz się dodaje, "przyczyny są różne", "tak wielka rzecz jak Kościół nie mogła upaść od jednego ciosu". A jak jest zatytułowany ten następny fragment, tj. 359? Otóż tak, jak i brzmi zagadka następująca zaraz po ostatnim papieżu w ostatniej księdze Zaratustry: "Zemsta na duchu i inne tła moralności"... Duchy zresztą kojarzą się od dawna z istotami... latającymi, w każdym razie nie ciężkimi i przyziemnymi, więc jest to najwidoczniej zamierzony efekt; jak inaczej, bez mówienia wprost, podsunąć odpowiedni pomysł zbrodni, jeśli nie właśnie tak? [ukryj komentarz] edit 2016-06-13: Napisałem tutaj o burdelach przy skrzyżowaniu al. Jana Pawła II i al. Solidarności — i co? Masakra w Orlando w night clubie... Jakaś podobno historyczna, "największa".
edit 2016-05-01: Chciałbym nadmienić, że dzięki rozwijającej się technologii telewizja nie tylko może słyszeć wszystko, bo to mogła już w 1991 r., ale nawet może widzieć coraz więcej, w coraz większej rozdzielczości (tj. mniej ziarniście) pewne materiały — zależy to przede wszystkim od ich nasycenia metalem. Spikerzy byli w stanie, praktycznie na bieżąco (bez opóźnień), dostrzec np. poruszającą się glizdę chowającą się gdzieś w dziurce garażu (ale w końcu wyszła na jaw) czy dosyć małe grudki kału, rzędu np. 2 cm. Jak to możliwe opisano w tekście o zasadzie działania radaru podsłuchowego — zapewne wchodzą w grę gigantyczne częstotliwości taktowania zmian częstotliwości (wiele gigaherców), które pozwalają na bardzo cienkie sfery (powierzchnie kul), na których wykrywa się obiekty (dzięki temu nie tak ich tam dużo i łatwo je porozróżniać i zlokalizować). Ponadto rozwój najnowocześniejszych bardzo szybkich procesorów pozwala na przygotowywanie obrazu śledzonego miejsca (tzn. tych materiałów, które da się dobrze widzieć) praktycznie na żywo. Niestety to prawda i odczuwam to na własnej skórze.
edit 2016-05-03: W Dominikanie jest miasto Cabarete (po ang. czytałoby się np. kabaret), co pasuje dziwnym trafem do miejsca hańby abpa... Wesołowskiego (czyżby to specjalnie przygotowana "przypowieść o księdzu W", a spójrzcie też na inicjały JW: pasują do skrótu "jw." — "jak wyżej" (nawet kropki na końcu nie brakuje, w sensie przenośnym: bo u spikerów kropka, np. opóźniona, poprzedzona spacją kropka, oznacza od lat wyrok) — a abp Juliusz Paetz, bohater głośnej sprawy o molestowanie przez księdza, jakoś też miał dobre inicjały: JP — poczytajcie tutaj o wyliczeniu prawdopodobieństwa przypadkowości tego; o problemie pedofilii wobec mnie jest w tekście o JP2 i genezie podsłuchu, a dodatkowe przejawy tego, że może ten problem jest znany nawet w Ameryce, są w Liście Doborów Po Nazwisku przy problemie ircd-ratbox, pkt 24). Potwierdza to niejako hipotezę, że Wesołowskiego specjalnie wybrano do tego zadania i nakłoniono go, postawioną już w dopisku 'edit 2015-09-17' pod wpisem z 5. marca 2015 r. o Kościele (proszę go rozwinąć i spojrzeć na pogrubione zdanie) — w każdym razie nieprzypadkowo raczej to zło trafiło na Wesołowskiego. Ponadto jeszcze jeden powód, że zdecydowano się w ogóle na to i wykorzystano Wesołowskiego, to być może ten wymieniony przy nim na Liście Doborów Po Nazwisku (pkt 9). Tutaj osobny tekst: jak ja widzę sprawę Wesołowskiego
edit 2016-05-28: Wspominałem na tym blogu parę razy o śmierci mojej cioci, Ani Uzdowskiej, i uderzającym związku tego (najprawdopodobniej) zabójstwa z abdykacją papieża, tymczasem może niektórzy czytelnicy nie dowierzali, że ona zmarła wtedy, kiedy zmarła, mimo zaprezentowania skanów dokumentów (akt zgonu, pokwitowanie z cmentarza). Może jestem fałszerzem?... Wszak równo rok po tym pogrzebie pogrzebał swój pontyfikat papież, co w Światowy Dzień Chorego z odpowiednim wyprzedzeniem zapowiedział i co w dodatku było także rok wcześniej, w dniu jej śmierci, zapowiedziane wprost, wśród natłoku innych nagłówków kościelnych mediów, z których wszystkie w zawoalowany sposób piły do tej śmierci (nawet jej wtedy nie zauważyłem, bo nie mam z tą częścią rodziny kontaktu). W takim razie zwracam uwagę, że: po pierwsze, datę pogrzebu czy nawet datę śmierci można zapewne potwierdzić telefonicznie u obsługi cmentarza, bo to nie są raczej dane tajne, nagrobek każdy i tak może oglądać; po drugie, datę tego pogrzebu (czy raczej dodania odpowiedniego filmu) dodatkowo poświadczy Wam serwis YouTube, gdyż zamieszczono tam wtedy wideo ze zdjęciami i pokazaną datą pogrzebu. Na pewno więc nie dorabiam przeszłości do późniejszych bardzo głośnych medialnie wydarzeń. Zaś artykuły medialne z 2012 r., których aluzje służą za bardzo silne poszlaki zabójstwa (była nawet wtedy cała z góry przygotowana pielgrzymka na Kubę, gdzie jest świetny materiał do takich aluzji — akurat odpowiedniego dnia sobie o tym nadchodzącym wydarzeniu przypomnieli...), są zarchiwizowane na podstronie tego bloga z dowodami foto/wideo — na zdjęciach aluzje poobjaśniane są specjalnymi napisami od naszej redakcji w kolorze czerwonym — zresztą artykuły te (z mediów kościelnych) wciąż są dostępne w Internecie, możecie poszukać. Samobójstwo jest w tej sprawie bardzo mało prawdopodobne (zresztą data wynikała ze zdarzeń w moim życiu, raczej niezbyt przewidywalnych), a jeśli by nawet mogło mieć miejsce, to tylko za sprawą podżegania przez jakichś księży, bo ciocia była zdecydowanie osobą wierzącą (ale i tak nie ufałbym takim wyjaśnieniom, nawet, gdyby znalazł się "świadek" — zresztą takie podżeganie to też przestępstwo, więc tak czy owak było pewnie krycie państwowe). Ciocia była osobą twardą ręką po katolicku wychowaną, żyjącą prosto, w dodatku nawet nie miałaby do kogo się zwrócić o coś takiego. Zmarła w szpitalu psychiatrycznym. Spikerzy potwierdzają od dawna, że to zabójstwo, a nawet bodajże, że byli zamieszani w jego "uruchomienie". Więcej o tym zgonie jest we wpisie z 14/01/2016 o kilku innych zabójstwach oraz pod wpisem z 4/09/2015 o katastrofie smoleńskiej (zorganizowanej nota bene prawie na pewno przez tę mafię: zob. wcześniejszy dopisek tutaj, 'edit 2016-04-22' — po rozwinięciu jest w nim o tym skrajnie wysokim prawdopodobieństwie zamachu mowa, w dodatku tylko na podstawie dwóch pierwszych z brzegu poszlak, a zupełnie pomijając np. problem uprzednich, wprawdzie wtedy w ogóle nie umożliwiających jeszcze przewidzenia aż takiego zamachu, przecieków do telewizyjnych nadawców przekazu podprogowego i do samego podsłuchiwanego). Porównajcie śmierć mej ciotki z niesłusznie rozdmuchaną w mediach przez Ziobro sprawą doktora G. z 2007 r. — może właśnie z tej okazji, tj. szukania doktora, była nagłośniona (ciotka niby zmarła dopiero rok po śmierci babci, ale może już wtedy to szykowano).
(11:10)
[edit 2016-06-11] Wpis został przeredagowany. W jego dopiskach można znaleźć informacje na temat zabójstwa Popiełuszki (pamiętny wykonawca: Grzegorz Piotrowski), Papały, 17-latki A. Piotrowskiej, natomiast tutaj niech będzie wzmianka na temat spodziewanego organizatora zamachu smoleńskiego. Jaki był pierwszy artykuł Radio Vaticana z przedednia zamachu smoleńskiego? "Papież Benedykt XVI sobie film ogląda: »Pod niebem Rzymu«"... (Mówi się przecież tak czassem: "Pokazał, kto tu rządzi!"...) — Film był oficjalnie o Piusie X, czyli o dosyć już starych sprawach Kościoła (zestawcie to z tym, o czym tutaj już za chwilę! pojawia się sprawa zabójstwa Popiełuszki przecież), natomiast tytuł, data i pozycja na liście aktualności w Radiu Watykańskim są bardzo wymowne. — W eKAI natomiast: Marsz żywych przejdzie po raz..., Zamach pozwolił dotrzeć Janowi Pawłowi II ze swym przesłaniem do całego świata (dwa dni przed masakrą chyba dlatego, że w międzyczasie jeszcze zlecono inne zabójstwo, np. mojej cioci, co nastąpiło już za Benedykta XVI, czyli dzieło Jana Pawła II mogło być dopiero przedostatnie), Odbyła się ekshumacja ciała ks. Jerzego Popiełuszki, Osobliwy protest stewardessy (jedna osoba, nauczycielka, w ostatniej chwili zrezygnowała z lotu); ich strony z listą newsów: 1 , 2 .
Motyw zbrodni? Już to wyjaśniałem we wpisie zadedykowanym tej katastrofie — chęć spetryfikowania układu rządzącego w państwie i mediach. Strach, tak zwany instynkt samozachowawczy osób na stanowiskach zapewnia w takiej sytuacji trwanie złego, na zło zamykającego oczy układu przez np. kolejne 20 lat.
[edit 2016-11-19] Spójrzmy jeszcze na inne mass media -- na ile były przygotowane na to, co nadeszło 10. IV 2010 r.? Artykuł z przedednia katastrofy smoleńskiej [może to błąd, bo artykuły na dzień X zawsze się pisze w dniu X-1, czyli bliższymi przykładami znajomości problemu z góry byłyby artykuły z 10. IV 2010 r. (informację o Smoleńsku zaś wprowadzono dopiero 11. IV 2010 r.)] w Gazecie Wyborczej (dodatek Katowice): "SPÓŹNIALSKA MASAKRA KOLEI REGIONALNYCH" (tak, nagłówek napisano wielkimi literami). Istotnie, katastrofa kolejowa zdaje się być drugą masakrą obciążającą rząd Donalda Tuska, jest to aż nazbyt widoczne, gdy przegląda się II dopisek pod wpisem z 4. IX 2015 r. o Smoleńsku tu na blogu (ten dopisek z rozwijalną listą zabójstw). Katastrofa pod Szczekocinami (porównajcie: Sękocin, miasto Wielkiego Brata TVN) to był po prostu, jak się zdaje, jeszcze jeden tego typu wyczyn papieża w Polsce, który dopiero miał nadejść i faktycznie w końcu nadszedł. Skojarzenie oczywiste. Czegóż więcej potrzeba? A przecież raptem kilka nagłówków dalej jest w archiwum GW taki oto potworek, robiący wyrzuty strajkującym (trochę nie w stylu GW, prawda?): "Blokowali tory, dostaną podwyżki" -- przecież aż się prosi skojarzyć to (blokowanie torów to psucie środka lokomocji, jakim jest kolej) z sytuacją gen. Majewskiego, awansowanego, jak wskazywałem, tuż przed emeryturą na najwyższe stanowisko w wojsku przez gen. Kozieja. Jeśli to wszystko o Smoleńsku, to jasny byłby też podtekst nagłówka, który jest w archiwum GW z tego dnia (9. kwietnia 2010 r.) tuż za poprzednio wymienionym: "Jeden prezes wystarczy" -- "poprzestańmy na tym Prezesie Rady Ministrów jako organizatorze" (i dalej podtekst: tak się nie da [więc sprawy nie ma wcale])... A co do tamtego nagłówka, wielkimi literami pisanego a dotyczącego kolei regionalnych, to jednym z następnych takich był "WALKA O WŁADZĘ W PLATFORMIE (...)", a więc znowu w tle, w podtekście jakby ten temat krycia zbrodni Watykanu i zwalania wszystkiego na politykę polską (tzn. bycia oszustem, samemu niewierzącym a wciskającym innym jakieś bajeczki o dobrych hierarchach po to, żeby ludzie byli możliwie nieegoistyczni i usłużni). Kolejny artykuł z tego przedednia: "Lech Kaczyński chce być dalej prezydentem" (przedruk informacji podanej jeszcze wcześniej, 8. kwietnia, przez Rzeczpospolita.pl, o zbliżającym się oficjalnym ogłoszeniu ponownej kandydatury w maju 2010 r.). Zaś tuż za tym artykułem w archiwum.gazeta.pl z 9. kwietnia 2010 r. pojawia się bezczelnie taki oto, dziwnie trafiający w klimat: "W jakiej są formie?" ("Żużel. Częstochowscy żużlowcy nie mają za sobą prawdziwego testu formy, ale pojedyncze występy nie nastrajają optymistycznie. Może lepiej będzie od niedzieli?"). Sporo dalej można znaleźć takie artykuły: "Sensacja stała się faktem. To koniec marzeń" [może to odesłanie do wydania z 10. IV 2010 r.] ("Srogim rozczarowaniem zakończyła się poznańska eskapada zawodniczek BKS-u. Podopieczne w półfinale uległy Organice Budowlanym Łódź i już w sobotę pożegnały się z marzeniami o obronie Pucharu Polski") oraz "[Gadanie] O Katyniu w Łodzi" (przypomnę, że ci, co zginęli w Smoleńsku, lecieli na uroczyste obchody rocznicy zbrodni katyńskiej). W tym samym dniu ukazał się też artykuł sportowy "Sprowadzeni na ziemię". Wracając do miejsca sprzed zdania "Sporo dalej..." można znaleźć kolejny artykuł, kojarzący się w tym kontekście świetnie z prof. Biniendą, materiałoznawcą akademickim również lansującym tezę o wybuchu jako przyczynie katastrofy: "Pablo Pineda: Nie jestem żadnym aniołkiem" (zaraz za tym jakiś artykuł "Akademia w Senacie", ale mniejsza z tym). (Te jeszcze są fajne, pasują do "zmiany warty" politycznej, następowały prawie jeden po drugim: "Nowe zarzuty dla byłych szefów MPK" [..."usłyszeli kolejne zarzuty. Są podejrzani o niegospodarność i utrudnianie przetargu"], "DZIEJE SIĘ DZIEJE"; i jeszcze: "Ratujmy zabytek", "Zarzuty dla kierownika z ZUS-u" [z u(za)bezpieczeń społecznych)].) Był artykuł o istotach niższych (zwierzętach) potrąconych przez pojazdy lokomocyjne: "Zobacz film i pomóż zwierzętom potrąconym przez samochody" (samolot TU-154, który się rozbił, jak pamiętamy miał na krótko przed wybuchem, tj. końcem nagrania jeszcze nad ziemią, potrącić brzozę, bardzo nagłośniono swego czasu to jego zderzenie z rośliną). "Idą w zaparte" to był w tym przededniu artykuł o tym, że jakaś sprawa trafiła do... Sejmu. Kto czytał tu na blogu o masie dziwnie trafnych (precyzyjnie trafnych) artykułów GW z przedednia katastrofy Egypt Air z 1999 r. (tutaj akurat skojarzenie się nasuwa z nagłówkiem "Doszedł na szczyt", po czym o ofiarach: "Kto o nich pamięta..."), temu spodobają się kolejne artykuły w archiwum GW, bezpośrednio za "Idą w zaparte": "Kwadrat na Kwadratach" to trochę jak Massey na Mike'u (z piosenki Młodziaka -- patrz wpis "Zeznania i dowody" na tym blogu, punkt o Donaldzie Trumpie; z jednej strony imię i nazwisko Piotra Niżyńskiego, z drugiej samo nazwisko wiceprezydenta: PeNce), jedno i to samo w dwóch odmianach, artykuł był o... zegarze (faktycznie, cóż za plany już były zawczasu!) -- pocieszająca ta Ameryka oraz prywatni piosenkarze w kontekście marazmu w Sejmie, prawda?... -- następnie "Szóstoklasiści o ludziach sukcesu", po czym "PAPIEŻ W PODRĘCZNIKACH ŚWIATA". "Dyrektorka zatrudnia inspektora-dyrektora" (z tekstem o zatrudnieniu kogoś "jako... konsultanta") pasuje do sytuacji kilka lat urzędującej dyrektorki TVP Warszawa Aleksandry Zawłockiej, która (sama bodajże) zrezygnowała z tej funkcji w 2011 r. po... rozboju dokonanym na mnie w Lublinie. W zasadzie tuż po tym zajściu zapewne złożyła wypowiedzenie. Co za słabe nerwy, zważywszy, że była dyrektorem tego ośrodka TVP tradycyjnie związanego z operatorami podsłuchu w czasie, gdy doszło do zbrodni smoleńskiej. To była z jej strony chyba zasłona dymna -- tego typu, co i papieska rezygnacja "z okazji" rocznicy podejrzanej śmierci mej cioci (spikerzy przyznają się, że została zabita z udziałem telewizji) [a tak oficjalnie: przez słabe zdrowie]; w istocie i ona, i papież mieli zapewne na sumieniu Smoleńsk, jeśli moje przypuszczenia idą w dobrą stronę (na razie jest to nierozwiązana sprawa kryminalna i panować mogą różne hipotezy, a także poglądy co do tego, na ile są one uzasadnione). Wracając do nagłówka Gazeta.pl, tym inspektorem (czy konsultantem, czy raczej: dziennikarzem) byłby generał Koziej, którego kariera medialna zaczęła się najwyżej na rok-dwa lata przed zamachem. Spikerzy mówili, że to od jakiejś "dziennikarki" ("mówiła dziennikarka") słyszeli o tym, że Koziej zrobił zamach, więc może mieli na myśli tego typu postać (zauważmy, dyrektor Majcher to też dziennikarz; osoby łączące w sobie cechę bycia dziennikarzem i politycznie zaangażowaną osobą to właśnie, aż się prosi taka konkluzja, dyrektorzy TVP Warszawa). Spikerzy nawet w tej chwili potwierdzają jeszcze, że "tak wstyd" to właśnie u Zawłockiej (choć oczywiście dla lepszego przekonania trzeba by najpierw zyskać pewność, że to ogólnopolskie radio spikerów to faktycznie sprawka telewizji, jak głosi plotka i uzasadnione domysły). Po artykule o dyrektorce jest jeszcze jeden -- po czym, dziwnym trafem, bo akurat aktualna byłaby na płaszczyźnie jakże trafnego podtekstu myśl o telewizji, czyli najgorszych z najgorszych: "Mistrz Polski wyczerpał limit błędów?", a nieco dalej (ze 2 strony artykułów może): "Osądźcie wreszcie ten wieżowiec" [proszę patrzeć na same nagłówki, tytuły — ten pasuje do tematu o World Trade Center, więcej o nim jest w dopisku pod wpisem o procesorach na tym blogu z grudnia 2016 r.] (oczywiście artykuł miał swój temat, bynajmniej nie z telewizją związany; bezpośrednio po nim pojawił się artykuł "Światełko [może nadziei? może 'światełko do nieba' Owsiaka?] dla Iluzjonu"). Wieżowce kojarzą się z biznesem, czyli po prostu: z firmami, korporacjami nawet. 3 nagłówki za ww. "Światełkiem" (i "Osądźcie"): "Świadek w masce" oraz, ściśle o Katyniu, "Rosyjskie archiwa nie są zamknięte". Ponadto zapowiedziano koncert nijakiego JP (Jeremy Pelt, porównać inicjały z: Jan Paweł) w artykule "Jeremy Pelt"; zapewne na myśli była tu już raczej jedynie spuścizna ideowa [patrz: dopisek 2016-06-23 pod wpisem z 15.06.2016; edit 2017-06-25: uwaga, okazuje się, że była już może myśl ściśle o jakimś zamachu w Smoleńsku związanym z Tuskiem już w przededniu World Trade Center (czasy Jana Pawła II) — więcej po kliknięciu tutaj].
[edit 2016-11-19] Osoby, które zginęły w katastrofie, również były zapewne dobrze dobrane. Trafił się Rypiński (ja przez prawie połowę 2007 r., cały 2008 r. oraz 2 miesiące 2009 r. mieszkałem w Rypinie, to taka miejscowość w woj. kujawsko-pomorskim), trafił się Tomasz MERTA, z zawodu... dziennikarz ("omerta", czyli zmowa milczenia grupy przestępczej, to jedno z ulubionych słów w ramach tej mafii; zresztą w menu przeglądarki internetowej na pewno macie opcję "Znajdź" czy "Szukaj" -- skorzystajcie z niej, wpiszcie początek słowa: omert, a zobaczycie co najmniej kilka wyeksponowanych zdań z użyciem tego słowa tu na blogu -- jeszcze więcej by ich się znalazło, gdyby prześledzić poszczególne dostępne tu pliki, np. stenogram z prokuratury). Same skojarzenia ze mną, czyli, poniekąd, z przestępczym ośrodkiem podsłuchowym ("telewizja").
Z kolei po wskazaniu myszą obrazka po lewej pojawią się informacje dotyczące śmierci Blidy, a po kliknięciu — zadowalająco mocna poszlaka, praktycznie przesądzająca, że jej śmierć była z góry zaplanowana, bo to w przeddzień opublikowano, obok innych nagłówków dotyczących np. wzięcia jej na podsłuch radarowy ("lustrowania"). Lista wszystkich prawdopodobnych "dzieł" grupy watykańskiej z czasów współczesnych (czyli od II poł. XX w.) jest dostępna tutaj, na podstronie bloga. Papieże moim zdaniem nie są wierni Kościołowi i potajemnie kierują się ("w wolnym czasie", tzn. o ile okoliczności pozwalają) misją laicyzacji społeczeństw. Ważne dla nich jest na pewno, żeby w horyzoncie długości swego życia nie mieć problemów, ale tak poza tym chyba wypełniają ww. misję tak, że nikt inny od nich lepiej by tego nie zrobił. Czy wiecie, że prymas Polski, kard. Stefan Wyszyński zmarł w święto wniebowstąpienia Chrystusa? Odszedł od nas [wcześniej "umarł jego duch" — patrz trzeci akapit pktu 6 tego utworu] jakby z tej okazji, z powodu tych kosmologicznych problemów z niebem... A tymczasem główne instytucje Kościoła (Sekretariat Konferencji Episkopatu Polski, Katolicka Agencja Informacyjna) oraz Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji są położone w Warszawie na skwerze imienia tego wybitnego księdza, mającego nawet pomnik na warszawskim Krakowskim Przedmieściu — jest bowiem cała ulica "Skwer Kardynała Stefana Wyszyńskiego" [jest tu też dosyć długa Aleja Prymasa Tysiąclecia oraz uczelnia państwowa jego imienia]. Po rosyjsku "NIŻe" i "WYSZe" to przeciwieństwa przysłówkowe odpowiadające polskim "niżej"-"wyżej" (ale to nie tak, że mnie dobrano pod Wyszyńskiego; raczej jego pod nazwisko tancerza Wacława Niżyńskiego). Szczegóły przytaczam na tym obrazku, zatytułowanym "Przypuszczalna historia współczesna wątpliwości i ateizmu w Watykanie". Oprócz prymasa Wyszyńskiego (zresztą wszyscy następni prymasi jak dotąd mieli coś wspólnego z taką dobrowolną rezygnacją) w taki też, tzn. chyba samobójczy i bądź co bądź podejrzany, sposób zginęli co najmniej ci oto przedstawicieli kleru: Paweł VI (jego śmierć umożliwiła konklawe w odpowiednim momencie, tak, by śmierć Jana Pawła I mogła po 33 dniach, czyli połowie 66[6], przypaść też na odpowiedni moment, czyli zgodną z przepowiednią połowiczną fazę "księżyca"), Jan Paweł I [edit 2017: musiało to być ustawione, tak, aby daty rozpoczęcia i końca pontyfikatu Jana Pawła II były odpowiednie — patrz odpowiedni wpis na forum; obstawiam samobójstwo, inaczej prędzej czy później znaleźliby się świadkowie, bo to ważna sprawa], Jan Paweł II (w 9666-tym dniu pontyfikatu [edit: także: 8 lat po uchwaleniu u nas Konstytucji i 2 lata+2 miesiące po "dniu 222 × 3", patrz wpis na forum]), arcybiskup Ignacy Tokarczuk [edit 2017-06-25: teraz dopiero dodałem tę postać, być może wyjątkowo w tym przypadku to było zabójstwo?... Od lat najstarszy polski biskup (94 lata), inicjały jego personaliów to IT, jak "informatyk" (słynny angielski skrót na określenie tej dziedziny wiedzy, jaką jest informatyka: Information Technology), zmarł w mieszkaniu wśród bliskich, po podobno 2-dniowym zaledwie pogarszaniu się zdrowia — tymczasem dodawanie dwójki się nieco kojarzy z papieżem Janem Pawłem II, a nawet Franciszkiem, p. np. dopisek 'edit 2017-04-03' pod wpisem na blogu z grudnia 2016 r. o procesorach — zmarł mianowicie 1 dzień po urodzinach mego ojca (kojarzy się nieco z tym, że osobą wierzącą nie jest), zaś pogrzeb miał w urodziny mej matki (wręcz przeciwnie, słuchaczka Radia Maryja, odmawia nawet dodatkowe modlitwy w ciągu dnia); był arcybiskupem przemyskim od 1992 r. (wtedy, jak wskazują różne poszlaki zebrane np. w tekście o Janie Pawle II i genezie podsłuchu, wzięto mnie na podsłuch): Przemyśla, czyli miasta, z którego pochodziła koleżanka z (1 czy 2 semestry trwającej) grupy języka niemieckiego na studiach, którą wykorzystali do pewnej akcji seksualnej wobec mnie — co ciekawe, będąc zupełnie nieświadomy Tokarczuka, pod wpływem zapewne spikerów, napisałem o sprawie tej dziewczyny po ponad 3 latach od tego, jak miała miejsce, dnia 3. I 2014 r., a więc NAZAJUTRZ PO ROCZNICY POGRZEBU (i równo 3 lata i 3 miesiące przed wspomnianym tu wcześniej dopiskiem, w sprawie World Trade Center, a także dodawania dwójek czy przesuwania o 2 pozycje itp. — również z mojej strony zbieżność nieświadoma, była to niewątpliwie sprawka spikerów), która to rocznica, przypomnę, stanowi też urodziny mej matki; z jednej strony sprawa Agaty, symbolizująca odgórne nadużycia seksualne, z drugiej sprawa Papały, bo przecież premiera Kilera była 8 miesięcy i 8 dni przed jego śmiercią, czyli kłania się to powtórzenie cyfry w kolejnych liczbach daty... czy to nie przez jakieś wspomnienia o Janie Pawle II?], prymas Glemp w 2013 r. (zmarł w miesiącu poprzedzającym abdykację Benedykta XVI, choć przy przykładowym 5-letnim przedziale czasowym dla przypadkowej śmierci mógłby to być każdy z 30 miesięcy wcześniejszych lub późniejszych — prawdopodobieństwo przypadku zaledwie 1,6%; więcej na temat tego, że była to osoba najprawdopodobniej zamieszana w wielkie zło, jest w liście zabójstw z dopisku pod wpisem o Smoleńsku, pod nrami 7 i 13), arcybiskup Wesołowski w 2014 r. w czasie procesu (sprawa była odgórnie zapowiadana, jest tu o tym na blogu przy wpisie o księżach z parafii), abp Gocłowski (zmarł 3. maja 2016 r., czyżby to przez miłość Ojczyzny dołączył do tego nurtu?)... [edit 2017-01-10: Co ciekawe, Jan Paweł II umierał w taki sposób, że wzbudza to skojarzenia z prymasem Wyszyńskim. Po pierwsze przewlekłe umieranie: publicznie i w świetle jupiterów, poprzedzające sam dzień śmierci; po drugie dziwnie trafna data śmierci; po trzecie w obu przypadkach występuje to skojarzenie, odwołanie się do chrztu Polski (prymas "tysiąclecia" wziął swój przydomek od tysiąclecia chrztu Polski, z kolei 9666-ty dzień pontyfikatu, w którym zmarł Jan Paweł II, również kojarzy się z rokiem chrztu Polski, 966, a nawet z jego nowym antychrześcijańskim odpowiednikiem). Skojarzenia z Wyszyńskim są tym trafniejsze, że w toku przewlekłego publicznego umierania prymasa rozmawiał on (bodajże przez telefon) z samym papieżem — można o tym w odpowiednich źródłach poczytać.] Nie takie oczywiste, ale zdaje mi się, że i kard. Franciszek Macharski... ["Kardynał FM" (byłem nawet przy jego szpitalu w trakcie ŚDM — trafił tam podobno przez jakiś poślizg...) zmarł w dniu "dwa po" Światowych Dniach Młodzieży, które to dodawanie dwójek ma już pewną tradycyję i kojarzy się z pokoleniami i byciem dziadkiem; zmarł ponadto nazajutrz po imieniach Piotra, ale jakiegoś innego, bo nie moich. Myślę, że Światowe Dni Młodzieży to była ważna okazja, by zaprezentować to telewizyjne radio służące do prześladowań, więc raczej nie zadziałał tu ślepy los, że kardynał "poślizgnął się" — obstawiam, że sam sobie pomógł. (Pamiętajmy, że on był metropolitą krakowskim, a to w województwie małopolskim zabito poślizgiem znanego polityka, prof. Geremka — być może więc było jakieś spotkanie tego hierarchy z krakowską telewizją.) Jego poprzednikiem na liście śmierci był, jakże z zakończeniem się kojarzący, abp ZZ, Zygmunt Zimowski, kojarzący się zarazem nieco ze sprawą AA — Alego AgcA i zamachu na Jana Pawła II, być może na jego własne zlecenie, jak mi już na zasadzie mrugnięcia okiem niejednym sposobem potwierdzały potężne siły kojarzące się z "grupą telewizyjną".] Co się tyczy Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji to proszę tylko spojrzeć, jak wygląda front jej budynku (proszę kliknąć podkreślone). Po jednej stronie drzwi tabliczka KRRiT, ale po drugiej: "Papieskie Dzieła Misyjne"...
[Kompletne wyliczenie-zestawienie prawdopodobnych ofiar "grupy watykańskiej", wg hipotezy tego bloga]
[Lista ważnych osób i nazw dobranych wg zapewne żadnego innego kryterium oprócz trafnego, tzn. potajemnie aluzyjnego, nazwiska (nihilistyczny wynalazek "grupy watykańskiej")]
edit 2016-01-16: W sprawie instalacji dźwiękowej w mym nowym domu... [rozwiń dopisek...] jestem już bardzo uświadomiony: mianowicie wiem już, że telefony poinstalowane są najprawdopodobniej w fundamencie, np. pod ścianami, ORAZ na poziomie stropu gdzieś pod oplatającym budynek właśnie tam od zewnątrz pasem białych cegieł (cienkie, lekkie i kruche) — a chyba nawet coś jeszcze innego sięga aż dachu, bo w projekcie jest jeszcze strych i faktycznie jest na niego miejsce. Skoro czujniki wyczuwały prąd zmienny w bloczkach komina, to pewnie i w kanałach kominowych i wentylacyjnych są telefony [edit: nie, wykrywacz nie znajduje mi tam metali]. Pojawiają się jednak trzy problemy z usunięciem: (1) nie mam wiertarki na chodzie, bo nie mam agregatu prądotwórczego, więc chwilowo tylko dłuto i młotek pod ręką; (2) telefony prawdopodobnie są zabetonowane (a zatem podejrzewać należy, że zasilają się z jakichś drutów prowadzących ostatecznie, może gdzieś nisko w fundamencie, np. do zasilacza 12V/90W czy czegoś takiego) — postaram się je mimo to odnaleźć, np. świeżo nabytym wykrywaczem metali, gdyż stanowią wraz z całą je zawierającą konstrukcją domu ważny dowód (jaki mają program? jaki jest tekst tego programu, czyli tzw. kod źródłowy? co on robi?); (3) jako, że dobieranie się do stropów może się wiązać z pewnym ryzykiem, być może prokuratorzy i sędziowie dopatrzą się w tym wykonywania bez uprawnień jakiejś samodzielnej funkcji technicznej w budownictwie, a to jest przestępstwem. Tym niemniej trzeba być dobrej myśli i zachowywać nadzieję, że w ciągu najpóźniej miesiąca problem zostanie rozwiązany. [ukryj dopisek]
edit 2016-01-17: Spikerzy tortury przypomnieli mi dziś piosenkę Czerwonych Gitar autorstwa Sienkiewicza (później — jak pamiętamy — był taki Minister Spraw Wewnętrznych, B. Sienkiewicz, który wyjątkowo był bezpartyjny — i jeszcze drugim takim świeżym przypadkiem była Maria Wasiak z PKP z czasów katastrofy kolejowej, też ta bezpartyjna została ministrem...), piosenkę pod tytułem "Człowiek z liściem" — matka nam wkrótce potem zaczęła opowiadać jakieś brednie o tym, że jej dzieci mają antenki na głowie — która to piosenka dziwnym trafem też, tak, jak i inne na mnie i Watykan wskazujące ciekawostki, ujrzała światło dzienne w 1992 r. I raczej o kimś młodym opowiada (ewentualnie o jakimś staruszku), bo to zwłaszcza ci jeżdżą autobusami. (Przypominam na marginesie, dla ułatwienia interpretacji, że śledzi mnie się "raczej" radarowo, na zasadzie dopplerowskiej analizy powracającyego echa promieniowania: a Pałac Kultury ma zwłaszcza na swym szczycie, niczym jakieś drzewo, poziomy z... no właśnie, w tym chyba rzecz.)
edit 2016-01-23: Lekceważenie dowodów z obawy przed podaniem adresu strony www (bo zawsze można tam dodać kolejne, podjąć polemikę itd.) — to metoda polityków (i ich małych mediów) oraz mass mediów typu gazety, telewizje, gdy mają coś na sumieniu. Potrafią przecież pisać nawet o rzadkich zjawiskach pogodowych, zaćmieniach itp. gdzieś tam na innej półkuli. Jednak PiS już podobno stara się o zaprowadzenie swobody cenzurowania Internetu pod hasłem jakiejś standardowo włączonej rządowej ochrony przed pornografią, do której mieliby się automatycznie dostosowywać dostawcy Internetu. Ja na sam termin w sądzie czekam np. ok. 7 miesięcy. RAZ ZAPROWADZONEJ CENZURY INTERNETU NIKT TAK PRĘDKO NIE COFNIE — BĘDZIE Z NAMI PRZEZ WIELE, WIELE LAT. A teraz przykłady wpisów z dowodami: 1/07/2015↓*, 10/06/2015 (*widać twarze mówiące, więc jest identyfikacja głosu), 5/04/2015 (trochę widać mowę pod koniec, zresztą ZEZNAM o tym incydencie), 5/03/2015*, 13/02/2015, 3/02/2015, 28/01/2015, 26/01/2015, 10/01/2015*, 25/12/2014*. Wybitnie też jaskrawym przykładem lekceważenia tematu, który ewidentnie istnieje, jest sprawa najprawdopodobniej częściowo sfałszowanych (by był psychologiczny efekt) wyborów (w których prawdopodobieństwo nietrafienia w tak okrągły wynik wynosiło 99,8%), o której była mowa pod wpisem 10/10/2015↓. Lekceważą to w mediach publicznych i wśród polityków, w mediach katolickich i komercyjnych, w PKW i Sądzie Najwyższym też nie zrobili choćby wzmianki na stronie internetowej.
edit 2016-01-24: Zastanawiacie się, czy za śmiercią mojej ciotki, o ile naprawdę była zabójstwem, mógł stać jakiś racjonalny motyw inny niż jakaś satanistyczna ostentacyjność czy np. pogrążanie polityków przez Watykan? Tak, dostrzegam taki motyw... [rozwiń hipotezę...], zwłaszcza, gdy nasuwa się skojarzenie ze słynnym drem Mirosławem G., co to już nikogo więcej nie zabije, któremu Ziobro niemalże równo 5 lat wcześniej zarzucał zabijanie (konferencja prasowa była na 5 lat i 6 dni przed śmiercią Ani Uzdowskiej, zatrzymanie — 5 lat i 8 dni), a tymczasem zdaniem sądu nie było nawet prawdopodobieństwa, że doktor (przecież raczej osoba prywatna) miał coś takiego choćby w zamiarze ewentualnym na sumieniu (Ziobro przegrał w tej sprawie pozew). Jakoś dziwnie w początkach 2007 r. wybrano sobie sprawę, jakich wiele ma prokuratura (w prokuraturze w zasadzie każda sprawa jest na swój sposób skandalem: cóż na tym tle niezwykłego w jakimś skorumpowanym lekarzu!), po czym Ziobro zaczął bezpodstawnie opowiadać o doktorskim zabijaniu i aż się zaraz z tego tłumaczyć na konferencji prasowej, jak gdyby minister czuł, że mógł przesadzić i że musi wyjaśniać ten co najmniej kontrowersyjny zarzut. Skoro się zgodzimy, że mogła to być pewna publiczna aluzja do tej ciotki, związana z upatrzeniem sobie już właśnie wtedy w 2007 konkretnego doktora w Łodzi (mieście mej ciotki i babci) i podjudzaniem go np. przez Policję do zabójstwa (za czym mogło iść następnie typowe oczekiwanie z jego strony, iż jakoś uwiarygodnią to, że naprawdę są plecy u polityków i w mediach), to wtedy staje się jasne, w jakim trybie zaplanowano jej śmierć: "gdy umrze ta babcia, która przecież dosyć stara już jest [a zmarła w 2011 r. w Raciborowicach, w innym szpitalu], zostanie już tylko ciotka, to i ją zabijmy, bo nie chcemy czekać na to 30 lat ani dogadywać się z wariatką; rodzina przejmie to mieszkanie i je sprzeda, a ten Piotr Niżyński będzie kompletnie samotny i bez nikogo z dobrym mieszkaniem". (Wprawdzie w 2006 r. miałem jeszcze kolegów z IRC, czyli swego rodzaju czata, nawet dziesiątki osób, a także współpracowników z firmy, ale już z końcem tego roku podpuszczono mnie do zlikwidowania tej tzw. sieci IRC, czyli zamknięcia przedsięwzięcia pod tytułem czat i zerwania kontaktów z nielojalnym towarzystwem, a w 2010 r. także do likwidacji mającej już wtedy poboczne znaczenie firemki, dzięki której też miałem wiele kontaktów biznesowych na odległość.) Faktycznie, w mieszkaniu w Łodzi mogło nie być tego remontu podsłuchowego i mógłby być nawet problem z wprowadzeniem instalacji z którejkolwiek strony. Zarazem zaś po moim osiedleniu się w Rypinie w 2007 r. (jako jedyny lokator opuszczonego domu, bo dziadek już nie żył), wkrótce po nieudanej wizycie w Łodzi (chyba się w końcu na babcię i ciocię natknąłem, ale ciotka była bardzo nieprzychylna i schizofreniczna) podpuszczano mnie (zapewne), bym napisał jakiś straszny list adresowany na ciocię i babcię (było też nazwisko jej starego brata), wygrażając im różnymi konsekwencjami prawnymi (chyba z 5 różnych opcji walki prawnej tam wymieniałem) i żądając, bodajże, taniej sprzedaży mnie i matce tegoż domu w Rypinie, który był ich współwłasnością. Zapewne mnie to telewizja nasunęła w myślach, by później ta śmierć wydawała się następującą dziwnie "po myśli". A zatem, jak się zdaje, sprawa jest stara — i może to po prostu z przyczyn mieszkaniowych strzelono wtedy z armaty do mrówki (do biednej niepoczytalnej osoby) i zdecydowano o usunięciu ciotki, którą nie ma się kto może zajmować (chyba, że jakaś dalsza rodzina), dzięki czemu już na pewno nie będę miał się gdzie schować. Tak ja to w tej chwili widzę. Dodatkowo nabiera to sensu — dla tych, którzy takie straszliwe podejrzenia podzielają — jeśli spojrzymy na kalendarz możliwych dłuższych pogawędek PiS-owskiego prezydenta z Benedyktem XVI, gdyż absolutnie pierwsza z nich była w styczniu 2006 r. i miała związek, być może, z potrzebą udostępnienia sygnału dźwięków podprogowych — wraz z odpowiednio zakodowaną informacją o położeniu — przez polską telewizję Włochom, by tam to tak samo zaczynano transmitować na falach radiowych (przecież świeżo nastąpił remont w apartamencie papieskim w grudniu 2005 r., a wcześniej w czerwcu 2005 r. świeżo upieczony papież, który 2 miesiące wcześniej w kazaniu z okazji śmierci Jana Pawła II sugerował konieczność pójścia jego śladem, poszedł na Kwirynał rozmawiać z prezydentem Włoch); ponadto to pewnie wtedy wytypowano kojarzącą się ze mną posłankę Blidę, bo później już, co było kwestią tygodni czy miesięcy, wybuchła afera z mafią węglową i ta Blida stała się zamieszana (wcześniej wprawdzie jakieś pieniądze przyjmowała, już od 1997 r., ale chyba za to zarzutu by nie usłyszała — być może po znajomości i bez ścisłego związku z funkcją posła, np. z głosowaniami sejmowymi — przecież jest dyscyplina klubowa w SLD). Za mało byłoby czasu na prowokację i wmieszanie jej w mafię węglową, gdyby ją (może nawet jej śmierć) papież później zaproponował niż w tym styczniu 2006 r. W takim razie kolejna ofiara, jaką jest moja ciotka, byłaby zapewne zaproponowana już raczej na innym spotkaniu (nie wszystko na dzień dobry! może się nie udać!), ale przed początkiem 2007 r., o ile Mirosław G. to słuszne skojarzenie: a więc, być może, w czasie pielgrzymki z maja 2006 r., która była związana bodajże z... świeżo ustalonym z Barroso (zaledwie dni wcześniej!) projektem remontowania Europy i europejskich na to funduszy. (Są to wszystko oczywiście rzeczy na razie nieudowodnione: niby "nie wiadomo", czy o to chodziło na tym spotkaniu Benedykt XVI-Barroso, dziennikarze niechętnie się będą przyznawać, ale chyba tak, kalendarz papieski to sugeruje, a także fakty o tym, od kiedy są remonty.) Pielgrzymka Jana Pawła II z 2002 r. była dosyć podejrzana pod względem ideologicznym, wiązała się też czasowo chyba z pewnymi do dziś nienagłośnionymi skandalami, natomiast ta kolejna: Benedykta XVI z 2006 r. mogłaby być wręcz potrójnie zbrodnicza, gdyby to się okazało prawdą (jako trzeci zarzut biorę plan torturowania mnie i doprowadzania do szaleństwa): zauważcie, że już wkrótce później, chyba w lipcu 2006 r., Kaczyński przejął ster rządu pod hasłem "przyspieszenia", które może stosowano w rozmowach w 4 oczy jako eufemizm w odniesieniu do ludzkich zgonów: gdyż coś w tym rodzaju (przyspieszania czegoś, "no przecież kto się nigdy nie starzeje") rzekł przecież sam papież także właśnie w dniu śmierci Blidy, już po niej... Wniosek? Jakoś się to jedno z drugim, patrz cytat (i trzecim), wiązać mogło w pojedynczą pielgrzymkę, poprzedzającą "przyspieszenie" wg Kaczyńskiego, i jej np. pałacowe rozmowy. Plan remontów, kłamliwie przedstawianych ludowi jako "umożliwiających podsłuchiwanie", w rzeczywistości od początku był robiony z myślą o "torturze", tzn. o mej niemożności ucieczki od coraz intensywniejszego i częstszego przekazu podprogowego (Nietzsche przecież skończył jako wariat — całe ostatnie 10 lat życia!) i przy TEJ to okazji zarazem pewnie zgłoszono prezydentowi (jeśli w ogóle), bo to z prezydentami ci władcy watykańscy się często spotykają, ideę zabicia ciotki tak, by przepadło jej mieszkanie (tatuś z bratem je na pewno sprzedadzą czy coś takiego...), a nawet ideę zabicia Blidy zamiast zarzutów, publicznego procesu i więzienia ("my wszyscy jesteśmy przestępcami, po co ją poniżać"?...). Ciotka bowiem cyklicznie bywała a to w szpitalu, a to w mieszkaniu — zawsze ręka w rękę z nieudolną życiowo ponad 80-letnią babcią. Obu, ciotce i Blidzie, śmierć należało przyspieszyć: "bo i któż chce żyć wiecznie? nie chcemy tego, choć śmierci bliskich też nie" (pkt 11), oto dziwnym trafem jedna z myśli ze Spe Salvi, właśnie wtedy przygotowywanej II encykliki Benedykta XVI (o... nadziei chrześcijańskiej, czyli tzw. niebie — czyżby zabójstwo, ba, po prostu ateizm to ezoteryczna odpowiedź na pytanie o papieskie podejście do ściśle tej kwestii, do tej naszej, phi, wielkiej nadziei, do centralnego punktu nauczania Chrystusa, czyli Królestwa w niebie, uważanego wtedy przez... różne postaci biblijne za bliskie chmurom?... — por. z wyróżnioną różańcową tajemnicą światła nr 3: "głoszenie Królestwa Niebieskiego i wzywanie do nawrócenia"). Zaś jeśli chodzi o rząd, to ministrem zdrowia za władzy PiS 2005-2007 był znany ateista Zbigniew Religa (choć przecież szpitale podlegają raczej np. wojewodzie, a NFZ-owi tylko finansowo, zaś interwencja ministra wobec NFZ to już w ogóle tylko ewentualna ewentualność). Jako, że zajął on stołek jeszcze przed zleceniem dot. ciotki, można przypuszczać, że raczej pewne inne skandale związane z medycyną prowadziły do Watykanu i to o nie chodziło, np. o wspomniane tutaj hipotetycznie sfałszowane cuda beatyfikacyjne(?). Wróćmy jednak od kwestii osób wysoko postawionych do, ściśle rzecz biorąc, kwestii motywu. O ile mieszkanie matki jest na parterze i można było tam zrobić instalację dźwiękową od dołu (piwnice) i od góry, co udało się już w latach 90-tych, to w tamtym łódzkim obskurnym bloku z porządnymi staruszkami (jedynym, którego adres jako adres mej rodziny dobrze znałem, bez pomocy innych, bez np. tego nieprzychylnego mi raczej ojca!) nakłanianie do remontu mogłoby się nie udać, zresztą szkoda czasu na sprawdzanie, jeśli jest "rozkaz i wyższa konieczność" (por.: wspomniane nagłówki — te mniej istotne, czyli z RV, a nie KAI). Rzekł przecież wtedy papież, cytując JP2 (akapit 5 w odnośnym tekście, za "Pozwólcie, że"): "Stoi przed nami zadanie przezwyciężania, krok za krokiem, przeszkód stojących na drodze do wspólnego wzrastania w jedności". Akurat na taki (ekumeniczny) wątek znalazło się miejsce w programie pielgrzymki do Polski. Tyle więc tytułem potencjalnego wyjaśnienia mego autorstwa, brzydko przyjmującego już jako założenie podejrzenia z rozwiniętego powyższego wpisu na blogu — zresztą o demonstrowanie niewiary też swoją drogą w tych dziwactwach mogło chodzić. Świadek tych czynów (2 zabójstw), jakby co, już nie żyje; bratu świadka, choćby kiedyś to wyznał, niekoniecznie świat uwierzy; żyje natomiast, być może, świadek od tortury, w osobie Donalda Tuska, za którego rządów zresztą także sprawa ciotki doczekała się nawet realizacji. Może i coś więcej on wie, a może spikerzy tylko łżą, choć ja żyję niejako publicznie i zamieszani mogą słyszeć me życie i zmagania w smartfonach. [ukryj hipotezę] [edit 2016-01-28: W tytule tego wpisu jest mała pomyłka [edit: poprawione, było o "pierwszej zbrodni"]. Już wcześniej w związku z podsłuchem najprawdopodobniej zabito moją 'koleżankę' z gimnazjum Agnieszkę PIOTRowską, chyba specjalnie dla mnie do gimnazjum podrzuconą — raz po raz nakręcano w mych myślach wrogość wobec niej — a być może już w I poł. lat 90-tych było jeszcze inne zabójstwo (w każdym razie jakiś trup leżał w naszym blokowym śmietniku — może nie zabili tego człowieka specjalnie). Słowo honoru + przekonajcie się sami. Szczegóły tutaj (czasy Jana Pawła II i rządu SLD-PSL z Millerem jako premierem). Być może dlatego rok 2002 jest taki szczególny — rok pielgrzymki papieskiej, może jakichś uzgodnień (porównajcie to z powyższą rozwijaną hipotezą)... Tak czy owak, tutaj w sprawie Blidy i Smoleńska też macie wyraźne poszlaki w postaci przecieku: kliknijcie ROZWIŃ, a potem np. obrazek po lewej.] [edit: Po kliknięciu "Szczegóły tutaj" znajdziecie, dlaczego w moich oczach prawie na pewno sprawcą zabójstwa Piotrowskiej (zwanej przeze mnie wtedy Agusią P.) był Jan Paweł II. Po prostu powiedział on tego dnia coś rzadkiego, co brzmiało zwłaszcza dla mnie (ale nawet i dla niezorientowanych — poczytajcie) jak przyznanie się, a co media nagłośniły (a nawet te kościelne przecież niecodziennie podawały świeże cytaty z papieża, zwłaszcza w tytule artykułu — raczej to się zdarzało raz na wiele dni, czyli od razu ponad 90% dni odpada, inaczej mówiąc: sprawa jest nieprawdopodobna na poniżej 10% i z tego pułapu należy zacząć dalsze proporcjonalne obniżanie, o całe rzędy wielkości, wnikając z kolei w prawdopodobieństwo takiej treści wypowiedzi; po drugiej stronie, jak zwykle, porównujemy to z alternatywną hipotezą, że to nie przypadek: ile dalibyśmy szansy, że Jan Paweł II był ateistą i mógł zabijać? zgoda na 0,1%?... ile słów jest w słowniku i które inne by tak ładnie pasowało?...). Tymczasem to być może nie jedyny tego typu wyczyn polskiego papieża (już mniejsza tu z roztrząsaniem potencjalnych relacji Pawła VI, czyli poprzednika, do zgonu Jana Pawła I, czyli następcy — czy Piusa XII do o. Pio, który mógł być oszustem, a który po spowiedzi w 1947 r. wytypował Wojtyłę na papieża — czy np. Jana XXIII, poprzednika Pawła VI, do powiedzonka i dalszych losów Gagarina oraz w ogóle do podboju Kosmosu: być może to w Watykanie byli prowodyrzy tych eskapad, w związku np. z kończącą się listą papieży czy zwłaszcza postępami nauki i filozofii, w tym także — ociekającej momentami podobnym tematem, np. w GM, A — filozofii Nietzschego; w świecie islamu czy np. Chinach jakoś się tak do tego Kosmosu nie spieszono; ględzili mi spikerzy ostatnio całymi dniami o tym wszystkim i o starości watykańskiej niewiary, ta miałaby sięgać przynajmniej 50 lat wstecz, a u Karola Wojtyły być z nim, przynajmniej od czasu do czasu, już od młodości). Otóż już w gimnazjum nazwisko tej dziewczyny kojarzyło mi się wyłącznie z Zabójcą Księdza Popiełuszki, o czym nawet parę razy mówiłem głośno, zaś Wikipedia podaje nawet więcej czołowych nazwisk związanych z tamtą zbrodnią z (nomen omen) Roku 1984: Piotrowski, Pietruszka, a także oskarżyciel Pietrasiński z Prokuratury Generalnej (dobór osoby do czegoś złego po nazwisku budzi jednoznaczne skojarzenia z Watykanem)... Papież raz zresztą w 2002 r. mówił pieszczotiwie o "Pietrku, który tam stoi" — wspomniałem o tym w tymże tekście o genezie podsłuchu, gdzie i sprawa Piotrowskiej jest omówiona (oczywiście najpewniej obrońcy się do tego przyczepią, bo tak wcześnie, jak w dacie, o której papież mówił, ja mogłem istnieć tylko w planach: _1_, _2_, a tekst pasował do mówienia o samym sobie; trafniejszy "zbieg okoliczności" to jedno jedyne chyba przemówienie, jakie papież na pielgrzymkach w Polsce kiedykolwiek do jakiejś firmy skierował: było ono do... LOT-u, podczas gdy śledził mnie WOT). 1984-1993-2002?... Podpowiada(m) też dzień śmierci Karola Wojtyły: 9666-ty dzień pontyfikatu (porównajcie tę dziewiątkę z powyższym zestawieniem — wprawdzie środkowego roku nie jestem pewny, ale z innych przyczyn wydaje się bardzo prawdopodobny). Pamiętajmy, litery PTN (a zatem, być może, nawet plan mnie dotyczący) pojawiły się w najwyższej polityce już za Pawła VI, jest o tym w ww. tekście, zaś naciągany chyba nieco temat współczesnych męczenników chrześcijaństwa cyklicznie podsuwają mi media katolickie (typu eKAI, RV).] edit: W dniu śmierci tej koleżanki był też podobno w Naszym Dzienniku, jakoby przypadkiem i z innego powodu, pasujący do skojarzeń z Popiełuszką, artykuł "Eliminacja polskiej konkurencji". W toruńskim dodatku Gazety Wyborczej trafił się wtedy artykuł z tytułem "ON NAS CHRONI". Oto zaś Gazeta Lubuska: "Przewieźli się", a Super Express rozkręcił wtedy "jakąś" aferę remontowo-łapówkarską z udziałem Komendy Głównej Policji. Natomiast wg Internet Archive na stronie Kancelarii Prezesa Rady Ministrów (Millera) były wtedy takie oto tematy: najpierw obsługa państwowej kasy (przeddzień), potem dobra kontrola płynów w samochodach (dzień po). Wyjaśniam tym, co nie przejrzeli tego tekstu o JP2, do którego jest link w nagłówku (a wymieniam tam inne, ważniejsze potwierdzenia): śmierć była w wyniku, najprawdopodobniej spowodowanego przez sprawców np. z Policji, poślizgu przy wyprzedzaniu. Również i Policja.pl dzień wcześniej ogłosiła statystyki w tym temacie. edit: Chciałbym wreszcie zauważyć, że data śmierci komendanta głównego PAP-AŁY to efekt zabawy cyframi mojej daty urodzenia(!!!): 25/09/86 moje narodziny, 25/06/98 jego śmierć — wystarczy końcową szóstkę przesunąć dwa wstecz. W Gazecie Wyborczej był tego dnia (komendanta zabito dopiero ok. 22:00) np. artykuł "Do widzenia Inwazjo", "Demokratyczny poganin", a także "Kronika polic-ujma" [nie o "policyjna" chodziło?...] o jakimś najściu ze strony przestępcy-furiata, "Pewne oko strażnika", "Cały naród w piekle", "Strach przed barbarzyńcą" oraz "Papierowa scheda" (w kontekście wyłudzeń — kojarzy się to i z papieżem, i z opisanymi przeze mnie, ponoć przezeń wykreowanymi, oszustwami mieszkaniowymi, i z MOIM przedrzeźnianiem słowa "papież"), ale to może za mało, trzeba poszukać większej liczby poszlak na odgórną zbrodnię, którą gotowe byłyby poprzeć także wolne media (czyt.: także ich katolicki pierwiastek). Co więc jeszcze? Po południu w dniu śmierci generała zapowiedziano też podróż Buzka do USA (co za rzadkość! raz na rok czy na trzy?), gdzie później latami krył się (nadal się kryje?) podejrzany o zabójstwo Mazur. Medialny akompaniament przy popełnianiu zabójstwa, choć się je mimo wszystko kryje, znamy dobrze z przypadków, w których skojarzenia z Watykanem były bardziej oczywiste; zrobił się z tego redaktorski standard, nawet w mediach kościelnych... Ciekawe, ile to już łącznie, wraz z tymi ok. 15-oma zbrodniami z II dopisku do wpisu o Smoleńsku (nr 15 to tam zamach na Prokuratora Generalnego Ukrainy)?... Nergal coś wspominał o "najbardziej zbrodniczej sekcie" — OK, nadaje się ten pan na zbieg okoliczności z nazwiskiem papieża... [edit 2016-02-02: Pod adresem .../zapisy.txt dodałem wzmiankę o dzisiaj nagłośnionym kolejnym zabójstwie (już praktycznie sięgam kabla przydomowego! jeszcze go nie widać, ale chyba go wyczuwaliśmy pośrednio), bardzo podejrzanym pod względem genezy, bo z podsłuchem na mnie się kojarzącym (ścisły dobór ofiary i sprawcy; motyw to może jakiś plan osoby potajemnie pociągającej za sznurki...), z I poł. 2015 r. Sprawa ta, zabitego niedawno dziennikarza z Mławy, najpewniej sięga czołowych polityków (w Onecie to był przed chwilą pierwszy nagłówek, to!): w Zapisach pod datą 2016-02-02 przedstawiam dosyć twarde (jednoznaczne) dowody na słuszność skojarzeń z podsłuchem na mnie. OSTRZEGAM, i Szydło może "być w zabijaniu"! To mi się zdaje bardzo prawdopodobne, patrząc na zadziwiające szczegóły oraz brutalizację polskiej polityki! Przecież była bardzo podejrzana i naprawdę nieprawdopodobna wtedy śmierć "Bogusia Kaczyńskiego" (od zawału serca?... wkrótce po tej Blidzie tu na blogu, o której spikerzy chyba ze świeżo przejętej przez PiS telewizji nagle mi zaczęli przypominać, poza tym tutaj i o innym B. K. jest wpis, oraz ściśle w dobrym dniu: początku nowego kopania, po raz pierwszy od kilkunastu dni, gdy właśnie okazało się, że młot udarowy będzie potrzebny, co co chwila sugerowali robotnicy, zaś sprzęt do wykrywania kabli nie działał z powodu właśnie czegoś w rodzaju niepojętego "udaru", napięciowego czy od impulsu elektromagnetycznego, i leżał w naprawie) — więcej o tym jest w ww. zapisach oraz po kliknięciu linku do odpowiedniego filmu (YouTube poda Wam datę publikacji, owszem, był z publikacją mały poślizg, kilkudniowy, ale naprawdę to było w dniu śmierci i jeszcze przed południem mi doradzali poczekanie do jutra i pożyczenie młota; tu kolejny film; nazajutrz po śmierci i w dniu NAGRANIA filmów Super Express miał o tych rzeczach nagłówek na pierwszej stronie, który bił mi po oczach w sklepiku osiedlowym, gdzie często robię sobie przerwę na jedzenie). Jeśli Szydło "jest w [sprawie] zabijaniu[-a]", jak mawiają spikerzy, to na pewno przez plan jakiegoś osobnika potajemnie pociągającego za sznurki, bo sprawa się kojarzy z podsłuchem na mnie. "Wyjdzie sprawa podsłuchu na Piotrka — wyjdzie Szydło z worka, ta kara już czeka..." KACZYŃSKI, SZYDŁO, KOPACZ — SIO Z POLITYKI! ŚMIERDZĄ OD TRUPÓW I TEJ TORTURY! A i Duda to bardzo zły prezydent, mówiąc delikatnie! Dobry już by z 10 razy zdążył wygłosić orędzie do narodu o tym skandalu policyjno-telewizyjnym. Duda czyżby nielepszy od Szydło i też "w".] edit 2016-02-03: Uwaga, oto właśnie w kilka (6) dni po uwagach o Piotrowskiej (i Popiełuszce) zmarł najbliższy współpracownik Jaruzelskiego, premiera PRL z czasów zabójstwa Popiełuszki. Zmarł w szpitalu pewnie ów staruszek (z dziwnym opóźnieniem, choć wciąż nasuwa się skojarzenie — nie przypisywałbym tego przypadkowemu doktorowi bez pleców)?... Od kilku dni spikerzy gadali, że może rodziny coś wiedzą, np. córka Jaruzelskiego. Sam temat Agnieszki wyrósł u spikerów po trosze jako skutek tematu Blidy i zabijania, po trosze jako skutek tego, że coś wydawało się być nie w porządku z rokiem 2002 u Jana Pawła II, a jeszcze tego nie rozumiałem — czyli wyrósł ten temat naturalnie, broń Boże nie jako skutek choroby jakiegoś tam generała... Pierwszą wzmiankę o Piotrowskiej napisałem tu, wg web.archive.org, 25/01/2016 WEWNĄTRZ rozwijanego dopisku '2016-01-24' i wtedy jeszcze uważałem, że tej śmierci "raczej nie było"; już w kilka dni później było tu o tak się nazywającym Zabójcy Księdza Popiełuszki — patrz kopia strony w Google Cache z 1. lutego. Nic tu zatem nie przerabiam: postać mego bloga, jeśli się wiąże z tą śmiercią, nie jest jej następstwem, lecz przyczyną(!). Niestety o przyzwolenie i o łaskę prezydentów w takich sprawach w Polsce może być łatwo. [edit 2016-02-09: Więcej wyjaśnień w sprawie śmierci Popiełuszki oraz współczesnych prób "dorzynania watahy" jest w szarym tekście na końcu pkt. 7 z Listy zabójstw (która jest w dopisku II pod wpisem o Smoleńsku).] edit: Dzień po gen. Janiszewskim (o którego skrajnie podejrzanej świeżej śmierci było powyżej), czyli 4. lutego br., zmarł tez aktor Jerzy P. (SKRAJNE nieprawdopodobieństwo zdarzenia się tego przypadkiem właśnie teraz, a z drugiej strony dzień po Janiszewskim, co — jako wynik powziętego planu i grania na efekt psychologiczny — wydaje się już lepszą hipotezą, jest omówione matematycznie w /zapisy.txt, jest tam przy dacie 2016-02-11 matematyczny dowód, że szpitale zabijają, a od 2016-01-22 są opisy pozczególnych najpewniej zabójstw politycznych; pewnie też w szpitalu zmarł ten aktor, choć nie wiem, czy ktoś tę prawdę głośno powie, może wręcz będą kłamać) — a przecież to najwyraźniej chyba wskutek dopisków tutaj (u najbardziej śledzonego człowieka wszechczasów! omawiającego najstraszniejszą współczesną światową aferę!), dopisków o Popiełuszce umarł 6 dni później ten generał (skrajnie nieprawdopodobne, rzędu 1% — bo np. ±300 innych dni u osoby w takim wieku można by typowo obstawiać, razem z 601 dni, więc należy przyjąć małą szansę na ten konkretny dzień 3. lutego 2016 r., rzędu 0,16%, a nawet na całe 7 dni, rzędu 1% — porównajmy to z prawdopodobieństwem zabójstwa szpitalnego, jak w przypadku ciotki, przyjętym jako choćby zaledwie 5-10%, czyli "jestem pewny na 95%, że nie zabijają"... widać, że to i tak więcej, że więc raczej zabito(!!!)), spikerzy zresztą bardzo się sprawą Popiełuszki w tych dniach podniecali i podkreślali, jak bardzo kluczowe dla polityków i Kościoła jest krycie tego. (Poza tym non stop, powtarzam, rzędu 1 dziennie, choć czasem po 3, a czasem 0, jeżdżą za mną ambulanse, stoją tam, gdzie ja jestem np. w taksówce, nawet potrafią ostentacyjnie i irytująco robić coś w rytm mych ruchów i zmian u mnie, ci stalkerzy z pogotowia, czyli ze szpitali... tu np. zatrzasnęli drzwi, gdy zakończyłem rezerwować hotel; a tu świeżutkie filmy-przykładziki: 1 , 2 .) Przyznawali się nawet ci spikerzy tortury (operatorzy całodobowego podsłuchu) do udziału w zabójstwie np. tym generała oraz tym ciotki na zasadzie wskazania momentu. A tu teraz jeszcze kolejny trup następnego dnia, Jerzy P.-aktor TV... Mnie zaś pozostaje ponowić radę, którą już dopisałem w rozwijanym fragmencie na samym końcu podstawowego tekstu (przed odgraniczającą linią) we wpisie z 10/10/2015: otóż w świetle pogróżek tym bardziej trzeba prawdę rozpowszechniać na wszystkie strony bez umiaru (co zresztą jest normalnością w dzisiejszych czasach globalnej wioski, ten jej niekontrolowany obieg — poczujmy to), by nie być żadnym istotnym "nosicielem tajemnicy", to jedyna postawa godna rozsądnego i DOBRZE WYCHOWANEGO człowieka (w tym przypadku chodziłoby o prawdę(?) o kluczowej ponoć winie Kościoła w sprawie Popiełuszki: oto więc mój apel do świadków). Tego, kto w świetle pogróżek kryje, np. rodziny polityków PRL-owskich, uważam nie tylko za samolubnego szkodnika społecznego; jestem też pewny, że sam ten kryjący na swej postawie (może bardzo opłacalnej póki co) się "przejedzie", bo ona nie prowadzi do wzmocnienia racjonalnego i opartego na prawach człowieka i demokracji systemu (wręcz przeciwnie; i ma nawet w swym założeniu niewiarę w racjonalność systemu; po co zabijać tego, kto już całą prawdę dawno wygadał... skoro zrobił tylko to, co i tak normalne dla większości narodu — nie zmienimy przecież nagle mentalności całego narodu i jego wiary w potrzebę utrzymywania uczciwości).
edit 2016-02-25: Chciałbym jeszcze na chwilę zwrócić uwagę na związki pewnych zabójstw ze światem filmu (i Telewizji). Po pierwsze, 8 miesięcy i 8 dni przed śmiercią Papaly (nomen omen — nazwisko to dls Anglików zawiera w sobie słowo "papieski" i literę A...) premierę miała komedia "Kiler" (17. października 1997 r.), której bohaterami byli Ki[l]ler (ang. "zabójca") oraz Siara (gwarowo: "wstyd"), a przedmiotem filmu — specyficzne oszustwo, które jednak (z powodu przestępstw w tle) pozostanie nieścigane (był też w filmie wątek rozpasania erotycznego, zupełnie jak w spodziewanym pierwowzorze). Zleceniodawca [=] ... wstyd! Taki film (wyjątkowo nagłośniony i znany). O ile 8 miesięcy pewnie wynikało z różnych życiowych przyczyn i nie należy się w tym dopatrywać spisku, o tyle liczba dni równa znowu 8 już brzmi podejrzanie: prawdopodobieństwo tak lub podobnie okrągłej odległości czasowej (np. same miesiące dzielą daty, a dzień ten sam) to jakieś 1 : 15, czyli poniżej 7%; a tymczasem już i tak na podstawie poprzednich dowodów raczej domyślamy się i widzimy, że Papała to było morderstwo zlecone wysoko lub bardzo wysoko (co do dowodów, to wielu nie chciało się nawet przeglądać tekstu ze specjalnej podstrony o Janie Pawle II, gdzie dokładnie opisywałem przypadek Agnieszki Piotrowskiej i, właśnie, dowody czy raczej bardzo silne poszlaki... zresztą w ogóle przyjrzyjcie się temu blogowi). Fabuła komedii — czyżby równie podrzucona co jej tytuł — opowiada o Jurku Kilerze, którego początkowo "błędnie" po nazwisku wzięto za zabójcę (sprawa Popiełuszki się kłania) i który później zaczął z oporami wcielać się w jego rolę, choć zabójstwa nie dokonał, a jedynie je upozorował (trochę jak w sprawie Piotrowskiej, bo przez jakiś czas za sprawą spikerów nie byłem pewny jej śmierci — m. in. nie chodziliśmy już wtedy razem do klasy, bo to po "małej maturze" było — ale mniejsza z tym). Co ciekawe, ww. data premiery wraz z innymi okolicznościami uprawdopodabnia, że np. w TVP (czy ewentualnie innym ośrodku) wiedziano o przygotowywanym zabójstwie nie tylko po zwolnieniu Pap-ały z funkcji komendanta głównego, nie tylko za kadencji prezydenta Kwaśniewskiego, ale nawet już za czasów rządu SLD i zapewne przy wybieraniu Papały do tej funkcji — choć do samego zabójstwa doszło za AWS-u (wybory były jesienią 1997 r.). Nie było przecież odwrotnie z przyczyną i skutkiem, tj. nie niewinny film wywołał plan zabójstwa Papały, bo skoro data wyraźnie wcześniejszego filmu ma wiązać się z zabójstwem, a tymczasem data tego zabójstwa jest i tak ustalona ("przytwierdzona pinezką" bez względu na okoliczności) przez mą datę urodzenia, to plan daty śmierci nie mógłby skutecznie powstać jako skutek premiery, tj. na zasadzie dostosowania (przesunięcia o ww. 8 miesiący i 8 dni) do w inny sposób niewinnie ustalonej daty premiery niewinnego filmu (chyba, że przy wielkim zbiegu okoliczności; data premiery filmu przecież byłaby w takim układzie przypadkowa; po prostu raczej [1] nie byłoby tych 8 miesięcy i 8 dni ALBO [2] nie byłoby pasowania jego śmierci do mej daty urodzenia, gdyby tamci ukryci doradcy producenta już nie mieli z góry w głowie takiego planu — czyżby to kolejna, po mediach, sytuacja związana ze śmiercią przyszłego Papały, gdy mamy do czynienia z zadziwiającym świadomym kryciem?). Data śmierci Papały w 1998 r. (jako plan, projekt) to nie skutek daty premiery filmu z 1997 r., lecz jej przyczyna — oto moja teza, a na jej uzasadnienie przytaczam moją datę urodzenia, do której jakże precyzyjnie tę datę śmierci Papały dobrano [edit 2017: być może wskazując przy tym na kilka możliwych wersji tego, co mnie może ostatecznie spotkać i dokąd mogę dojść]. Zabójstwo to więc niejako, jak się zdaje, połączyło (swą rozciągłością w czasie) lewicę (czas przed jesienią 1997) i prawicę (później, aż do czerwca 1998). Dodajmy tu wreszcie, że oprawą dźwiękową filmu (koniecznie produkcji K. Sienkiewicza i Elektrycznych Gitar, czyli tego zespołu, który wydał równie znamiennego "Człowieka z liściem", gdzie liście symbolizują chyba promieniowanie, tzw. fotony) była bardzo znamienna piosenka(!) — kliknijcie i poczytajcie tekst (tak poza tym zawiera w sobie na początku też pewien argument ateistyczny, wspomniany gdzieś pod koniec mego tekstu o Janie Pawle II); inną znamienną piosenką z oprawy muzycznej był "Kiler", również Elektrycznych Gitar (zawierający z kolei — oprócz dodatkowych aluzji do, czyżby, sprawy papieża w ostatniej linijce drugiej zwrotki — w pierwszej zwrotce w zawoalowanej postaci przykładowe dwa inne argumenty ateistyczne znane Janowi Pawłowi II, do których chyba zrobił wspólną aluzję już pierwszego dnia pontyfikatu i o których mowa we wspomnianej specjalnej podstronie na jego temat). Aktorem grającym Siarę był Janusz Rewiński, który później bodajże prowadził program kabaretowy w TVN "Ale plama", a może i "Szkło kontaktowe" (TVN zresztą — stacja mą tragedię kompletnie lekceważąca — zaczął nadawanie w 1997 r., krótko przed premierą Kilera). Kolejna taka sytuacja to film "Cześć, Tereska", kojarzący się z wymienionym powyżej (przy przytaczaniu nagłówków Wyborczej z dnia śmierci Papały) dziennikarskim tekstem "Do widzenia Inwazjo" z jednej strony, a z drugiej — ze śmiercią Piotrowskiej, której towarzyszyła w mediach katolickich sprawa matki Teresy (planują ją beatyfikować — w dzień śmierci) oraz relikwii małej Tereski, które wrócą do Polski. Pisałem o tym przy dokładniejszym omawianiu śmierci Piotrowskiej. O tę śmierć, powtórzę, podejrzewałbym Policję. Reżyserem był niejaki Gliński, znany przede wszystkim z tego filmu — Oskara nawet za niego chyba dostał. Fabuła filmu to historia schodzenia jakiejś dziewczyny na złą drogę, gdy tymczasem Agnieszka Piotrowska była chyba przestępcą podsłuchowym (zresztą zginął wtedy na drodze także jej chłopak oraz podobno był poślizg, a przecież zginęła latem, jak zobaczycie na nagrobku). Zauważcie — jakie to wszystko skrajnie nieprawdopodobne, a jak skrajnie prawdopodobna staje się w takim razie hipoteza zakulisowych spisków! edit: Przypomnę z tego miejsca czytelnikom co lepsze cytaty z 2 krótkich przecież piosenek z Kilera: "nie kiwnąłem nawet palcem"; "[ono] naprawdę nie istnieje" [brak realizmu, chodzi pewnie o niebo, choć u Nietzschego ten temat był zawsze tylko między wierszami], "będzie, co ma być" [fatalizm, tak samo dalej w tekście — jest to pogląd w istocie przeciwstawny do twierdzenia o wolnej woli], "nie cofnę kijem Wisły" [aluzja do filozofii historii i koncepcji ubezwłasnowolnionego Stwórcy — jak i inne problemy też jest to zarysowane w filozofii Nietzschego, np. tutaj w "Poza dobrem i złem" 53 czy np. pod koniec "Antychrysta", gdy pisze o religii chrześcijańskiej jako o nieuchronnym skutku procesu historycznego ("fatalność"), czy np. przy pisaniu w "Zmierzchu bożyszcz" o, jak to ujął, błędzie zamiany przyczyny i skutku, zwłaszcza ściśle w odniesieniu do koncepcji Boga i innych religijnych i moralnych — "Rozum w filozofii", pkt 4], "jest tyle różnych dróg" [i odległych zachcianek, a tylko jedna zgodna z prawami przyrody...]; "dwanaście ciężkich szczerozłotych koron moją głowę zdobi", "kolejny piękny marmurowy pomnik koło domu stoi" (porównać: internauta na Opoce w dniu śmierci Piotrowskiej), "są czasem takie chwile, że się nie mylę, choć wcale nie wiem, ile" (porównajcie z dogmatem o nieomylności papieskiej przy nauczaniu wiary ex cathedra w pewnych sytuacjach, gdy papież to wyraźnie zaznacza — było bodajże kilka takich sytuacji), "co ja robię tu, co ty tutaj robisz", "już tylko Kiler" [swoją drogą, czy to nie podejrzane, że brak w katolickim kraju choćby jednego świadka na winę kogoś wyżej postawionego niż słynny Edward Mazur, skoro ją widać, a z drugiej strony USA, kojarzące się z szeryfem świata i rządami silnej ręki, tak dziwacznie go kryją?]. Pada w piosence też coś o łowieniu ryb, a pamiętajmy, że archetypem wszystkich papieży jest rybak św. Piotr.
edit 2016-03-30: Decyzja Sądu Okręgowego w Warszawie w sprawie Mariusza Kamińskiego jest w obecnym stanie prawnym skrajnie HANIEBNA. [rozwiń komentarz...] PREZYDENCKIE LICENCJE NA ZABIJANIE ZA "TO I OWO", PRAWDZIWE I NIEODWOŁALNE, CZYŻBY STAŁY SIĘ DLA TYCH SĘDZIÓW KONSTRUKTEM LEGALNYM !!! HAŃBA !!! Prawo łaski mieli też wszyscy poprzedni prezydenci: czekać nas może będą ułaskawienia "z szafki Kwaśniewskiego" w jego domu, choćby i z datą wsteczną wystawione. Powszechne będzie chodzenie wolno po ulicy, a nawet uczestniczenie w polityce, przestępców, którzy powinni w więzieniach siedzieć latami. Proszę jednak pamiętać, że Partia Popierająca Piotra Niżyńskiego — która obecnie potrzebuje 1000 podpisów popierających jej założenie — zamierza, przy sprzyjających warunkach, wprowadzić obywatelskie głosowanie nad ustawami nadsyłanymi z własnej inicjatywy i, przede wszystkim, nad rozwiązaniem parlamentu (to również nowe prawo dla narodu: inicjatywa w sprawie rozwiązania parlamentu). — [edit 2016-05-16: Wracając do tematu: kompromitacja prawna sędziów polega też na tym, że łaska przecież nie musi zwalniać od kary, lecz może ją np. tylko redukować (np. z 3 lat więzienia do 1 roku): dlaczego w razie TAKIEJ łaski miałoby nie być już II instancji sądu? Byłaby? A w razie zredukowania więzienia do zera? Przecież jest jeszcze grzywna, są jeszcze tzw. środki karne (np. zakaz wykonywania zawodu, zakaz przebywania w pewnych miejscach), no i jest jeszcze inny cel procesu polegający na stwierdzeniu winy. To przecież nie jest tak, że wszystko w postępowaniu karnym ma sens tylko ze względu na karę. Nic w ustawach o tym nie mówi. Na obronę sędziów można powiedzieć tyle, że i tak chyba sprawa byłaby umorzona z powodu świeżo zyskanego wraz z wyborem do Sejmu immunitetu poselskiego. Natomiast jest to symptom pewnych szerszych problemów ze środowiskiem sędziowskim; również Trybunał Konstytucyjny dosyć kiepsko postąpił z ustawą o sobie, lekceważąc ją zupełnie jeszcze przed wyrokiem na jej temat i przez to stając się współwinnym czy nawet głównym winnym zamieszania polegającego na tym, że teraz jego kolejnych wyroków się zupełnie nie publikuje. Jednakże podejście do prawa łaski to hańba podstawowa i najważniejsza dzisiaj, której nie można traktować z akceptacją.]
(22:59)
[Bardzo drogie to i dlatego trudno się zdecydować.] Oferta była "bezpośrednia", znaleziona na Domy.pl, kupiłem 3 tygodnie temu. Zaraz po zakupie — i oficjalnym wpisie do księgi wieczystej, co ze 2 tygodnie zajęło — zabrałem się (z drogą pomocą pracowników fizycznych ogłaszających się na olx.pl) za rozkopywanie działki ze wszystkich stron w celu znalezienia zewnętrznego dodatkowego źródła prądu: bo odkąd wiem o tym, że nieruchomości się remontuje, by ten przekaz podprogowy telewizji(?) miały (a wiem o tym od października 2014 r.), odtąd podejrzewam jakiś w tym udział sąsiada (z wyjątkiem nieruchomości publicznych) — wpisuje się też zresztą w to podejrzenie (obok ciągle mi udowadnianego szpiegowania ekranu właśnie zapewne w zwolnionym może specjalnie lokum sąsiadów; zresztą jestem w ciągłym kontakcie z nieznanymi mi spikerami, którzy to łatwo mogą pokazywać...), stwierdzona doświadczalnie, przykra niemożność wyłączenia dźwięku przez wyłączenie "głównych bezpieczników domowych". [edit: Żeby absolutnie wykluczyć z kręgu podejrzanych (o zasilanie tego całego grającego ustrojstwa) swój własny prąd, choćby nawet taki sprzed licznika i wyłącznika, prześledziłem właśnie całą drogę swego przyłącza elektrycznego i nic w niej niezwykłego nie ma, więc to na pewno nie żadne podkradanie z zakładu energetycznego. Mylących poszlak, że to rzekomo ten zły sąsiad-złodziej zasila było zresztą nawet więcej. Np. na jesieni 2014 r. właściciel wynajętego innego domku Andrzej Graff zaprzeczał, jakoby była u niego jakaś grająca ukryta instalacja, ale robił to niespójnie. Raz więc np. sam wszedł na temat, jak to nazwał — uwaga — "instalacji podsłuchowej", gdy go pytałem o jakieś grające rzeczy, ale to tylko w tym kontekście, że bywa (chyba) coś takiego; lecz, jak kontynuował w rozmowie, u niego jej nie ma. Wszakże pod koniec mojego pobytu tam, gdy właśnie mnie wywalał (była wtedy Policja i zatrzymano mnie z powodu jakichś zaszłości, pseudopostępowań prokuratury o pewne niezwiązane z nim rzeczy), wściekał się też m. in., że: "instalacja podsłuchowa rozp***ona!"... Tym poprzednim razem, gdy zaprzeczał jej istnieniu (później jeszcze zaprzeczył raz przez telefon), opowiadał też o 2 kablach prądowych: jednym oficjalnym od ulicy, a drugim takim, co — uwaga — idzie do sąsiada (a nie od niego), podobno jakąś inną drogą — teraz może nawet taki dopiero dodadzą (niewiele to przecież kosztuje czasu), żeby wyjść na tym porządniejszych, że w błąd nie wprowadzających, ale prawdopodobnie p. Graff po prostu zmyślił to — przez wzgląd na moje podejrzenia, bym przez to tym bardziej uwierzył w tę wersję o sąsiedzie. Tymczasem właśnie najprawdopodobniej to Z GMINY idzie prąd dla prywatnych smartfonów — z jej latarni ulicznych. Spróbuję później wstawić tu na to dowód w formie reportażu wideo. Nieruchomości, nawet prywatne, są istotnym źródłem tej tortury na każdej ulicy, gdzie tylko się zjawię; któż by chciał latami za taką torturującą instalację płacić jak za swój prąd?... Zresztą gminy (czyt.: Skarb Państwa), jak skądinąd wiadomo (np. stąd), płacą też za samo wykonanie remontu (niekiedy może jako uczestnicy i pośrednicy w funduszu europejskim).] Efekty rozkopywania pokażę wkrótce: znajdzie się na pewno kabel zasilający poprowadzony potajemnie od któregoś "sąsiada", bardzo głęboko i ostrożnie.
Co jest najciekawsze — dom ten jest w stanie surowym zamkniętym. Oznacza to, że w środku jest niewykończony, a w moim przypadku wręcz wszędzie widać gołe cegły, za to są już drzwi, dach i okna. A i tak wszystko w środku i na działce gra, równomiernie i tak samo, jak na dworze [ba, może nawet i w innych domkach z osiedla]. Jak to możliwe? Otóż, jeśli się przysłuchać i przede wszystkim zbadać czujnikiem (choć teraz już wyłączają kabel w czasie mej obecności), to prąd zmienny można z odległości wyczuć w kanałach wentylacyjnych, jednak nie w nich samych oczywiście (nic tam nie ma), lecz w ich bloczkach betonowych, "aż po sufit"; jest w domku nawet taki jeden bloczek przykładowy, zupełnie gdzie indziej, gdzie widać puste wydrążenie — pewnie to coś w tym rodzaju; jak widać, mają takie. Zaś na zewnątrz domu grają na całą działkę, co dobrze można usłyszeć, przybudówki przy fundamencie, niejako poszerzające go (nie ma ich bynajmniej w projekcie budowlanym) [edit: nie, to sam fundament!] — jestem dopiero na etapie wstępnego badania tego, bo póki co wydawałem forsę tylko na kopanie. Powyżej wkrótce pojawi się film wideo zrobiony telefonem komórkowym, gdzie zobaczycie to wszystko, włącznie z datą zakupu na akcie notarialnym; zrobię też i taki z pojawiającym się i znikającym prądem w pionach, wśród tych gołych cegieł w środku, w rytm mego podłączania przechwyconego już tajnego przewodu do oficjalnego gniazdka (choć tam na razie nie ma w ogóle oficjalnego okablowania elektrycznego wewnątrz domu, poza garażem), oraz jeszcze jeden film związany ze smartfonami (gdy je już znajdę, na co najdłużej przyjdzie poczekać), który wam pokaże, że one mają specjalny program i na pewno jakieś transmisje odbierają (wyjaśni się, z jakich częstotliwości i jak przetworzone). Jeszcze taka uwaga co do poprzedniego wpisu tu na blogu: nie obawiajcie się prowokować. Jest to zawsze najzupełniej legalne, o ile nie zbieracie dowodów jako organ prowadzący oficjalnie postępowanie karne. Namawiając kogoś do przestępstwa w ramach prowokacji nie podżegacie go, gdyż nie macie zamiaru bezpośredniego, tj. woli, by je popełnił, i pewności (czy bardzo wysokiego prawdopodobieństwa) tego skutku, lecz jedynie zamiar taki udajecie, wiedząc, że do tego zakazanego zła nie dojdzie (art. 18 §2 KK podaje: "odpowiada za podżeganie, kto chcąc, aby (...)" — podobnie też Sąd Apelacyjny w Krakowie — czyli prawie Najwyższy, cóż, to chyba za prosta sprawa dla SN — potwierdził konieczność istnienia zamiaru bezpośredniego w takich sytuacjach); nie jesteście też sprawcą. Jest to najzupełniej legalna możliwość, stosowana nieraz przez dziennikarzy(!), i nikt jej wykluczyć nie może (jest przecież norma prawna o rozstrzyganiu wątpliwości na korzyść tego, któremu się coś próbuje zarzucić — art. 5 §2 kpk). Bardziej niż problemu prawnego obawiałbym się tu raczej posiadania osobnego telefonu do odbierania takich spraw przez firmy remontowe, które może wymagają bardzo konkretnej rekomendacji aż do podania nru tel. włącznie, ale może nie w każdej jest tak źle.
edit 2015-12-31: A oto prawdopodobne tajne role TŁUMÓW mafijnej Policji na komisariatach i komendach, które poniżej wymieniam wyłącznie w oparciu o stałe od lat sugestie spikerów oraz "sugestie"(?) z samej Policji (np. takie demonstracje czy takie trafianie na siebie — w razie braku obrazu użyj prawego przycisku myszy i Zapisz jako...), a także własną domyślność i ocenę sytuacji (zdyscyplinowane tłumy muszą być dostępne w całym kraju o każdej porze i zawsze chyba są) — przypuszczalnie:
Robi to wszystko (choć raczej bez przymusu), moim i spikerów zdaniem, trzon zasobów kadrowych Policji: funkcjonariusze, jakich widać na komendach i ulicach. Przypominam, Komendanta Głównego Policji powołuje i odwołuje osobiście premier, wedle uznania (może to być chyba nawet osoba spoza Policji), a osoba premiera wynika z decyzji poszczególnych posłów. Jakże oczywiście, mimo niepokojących doniesień, "zupełnie nieświadomych"! O ile przestępczość w telewizji(?) jest centralna, dosyć mała liczebnie (zaledwie część ludzi z 1 ośrodka regionalnego, podobno) i obfituje w najohydniejsze zbrodnie, o tyle w Policji jest to sprawa masowa i zdecentralizowana, wszechobecna, również dosyć ciężka (tak z 5 lat bym za to u obecnie jeżdżących widział przynajmniej, jako średnia) — a zatem dopełnia się z tamtymi. Policja jest może sporo ważniejszym problemem dla Polski niż TVP.
edit 2016-01-07: Dlaczego nie podaję tu żadnych nowych wieści w sprawie (teraz już posiadanej przeze mnie na własność) tajnej instalacji dźwiękowej (a jest ona w domku, jest na osiedlu i jest nawet zamontowana w ulicach, dosłownie wszędzie)? [rozwiń dopisek...]1. Dni 12.-23. grudnia, z wyjątkiem niedziel, wypełnione były dalszym przekopywaniem działki: skupiłem się już raczej na tej jej stronie, która jest frontem do głównej osiedlowej ulicy. Ziemia nieraz się osuwała, dostarczając roboty na dodatkowe kilka godzin, zanim zrobiło się przestronnie, głęboko i stabilnie, tak, jak teraz (wrzucę te nowe zdjęcia później — czy raczej pokażę w ramach wideo). 2 czy nawet 2,5 metra w głąb to niewątpliwie za mało — już chyba w czasie budowy osiedla przeprowadzili tam ten kabel, pewnie w jakiejś utwardzającej rurce, na głębokości (niech ZGADNĘ) ze 3-4 metry. Ponadto pewnej soboty wypożyczyłem z Radomia wykrywacz metali, nie pomógł mi on, za płytko chyba się dokopaliśmy, ale w efekcie kolejny z dni w tym zakresie dat był stracony na podróż. Robotnik pracuje dziennie przy takim kopaniu nie więcej niż 5-6 godzin, zaś obecnie jest prawie kompletny prostokąt dookoła domu. 2. Po świętach najpierw (28/12/2015) byłem w Radomiu oddać wykrywacz metali, potem zamówiłem drogi i profesjonalny wykrywacz kabli za prawie 3000 zł, który wyczuwa je (nawet, gdy są niezasilane) w promieniu do 2,5 metra. Widziałem to nawet na wideo demonstracyjnych: 1 metr nad ziemią wykrywano nim kabel prądowy pod gruntem. Urządzenie dotarło do mnie w Sylwestra i wtedy też pożyczyłem jakiś agregat prądotwórczy, który jednakże wkrótce przestał działać — nastąpiło wtedy sporo jeżdżenia i dzwonienia, zanim załatwiłem sobie inny (patrz: dowód wypożyczenia). Obecnie mam więc z czego zasilać narzędzia, ale z kolei ów wykrywacz kabla nagle przestał działać: chyba jakoś zakłócili go falami albo może uległ na trwałe pewnym przeciążeniom podczas uruchamiania agregatu (wtyka się do tego przyrządu bezpośrednio napięcie zmienne typu np. 230V), choć wcześniej przy testach dobrze działał i obsługiwał takie napięcia właściwie. Czasem w ogóle przyrząd nie reaguje na żaden z 2 przycisków, a czasem jest głuchy tylko na 1 z nich, służący do ustawienia wymaganego poziomu mocy (i to głuchy zawsze i wszędzie: nawet w autobusach dalekobieżnych "w nocy o północy" nie działa to narzędzie — musiałem to aż sprawdzać, bo wiem, że prześladowcza ekipa potrafi falami psuć działanie np. notebooka, np. jego ekranu dotykowego czy złącza tabletu-ekranu z klawiaturą — nawet bardzo złośliwie i męcząco, i nieustająco). Awaria ta zdaje się przybierać łagodniejszą lub ostrzejszą formę w zależności od miejsca, gdzie stoję czy jadę (np. w lesie czy w drodze uszkodzenie jest zwykle mniej totalne); NIE zepsuto mi wykrywacza przez fizyczny dostęp, bo w czasie mych wyjść z mieszkania wszystko się nagrywa. Być może po prostu baterie są rozładowane, udało mi się wreszcie do nich dobrać, wkrótce to sprawdzę. 3. W tych końcowych dniach grudnia miałem na głowie wynajmowanie kolejnego mieszkania, bo ze "starego" zaczęła mnie wywalać właścicielka zgodnie z ustaleniami jakichś decydentów (ponownie, zapewne związanych z Policją); przecież trudno ludziom wytrzymać w bloku z torturą. To oznaczało kolejny np. 1 dzień bez robót, za to poświęcony na wynajem (dziś też straciłem na to czas). [ukryj dopisek] edit: Chyba nieprędko znajdę telefony w bloczkach betonowych, bo musiałbym je chyba zupełnie rozwalić i doprowadzić tym piony kominowe czy wentylacyjne do zawalenia się. [edit: Za to może znajdę między cegłami.] Z kolei szukanie kabla musi być może poczekać z powodu zimy i utrudnień elektronicznych ze strony wrogów. Tymczasem są i inne dowody, że to, co głosi ta strona www, jest prawdą. Wystarczy pójść do urzędu miasta i spróbować założyć taksówkarską działalność gospodarczą (taksówkarz to prawie zawsze przedsiębiorca, nawet jeśli w korporacji) — zaraz okaże się, że chcą zrobienia remontu. edit: "Przeze mnie" chyba upadł rząd Olszewskiego (na wniosek posła Piotra N., późniejszego ambasadora Polski w Watykanie; jego inicjały to PNK, od personaliów Piotr Nowina-Konopka, a moje to PKN) zaś PuTiN został prezydentem Rosji. Szczegóły w tekście o JP2.
(08:32)
Może i przyjdą kolejne, ale przypominam: na górze tej strony jest napisane "DOWÓD ZNAJDŹ W RAMCE". Proszę chociaż umieścić na tamtejszym podkreśleniu "ramce" kursor myszy, poczekać, aż pojawi się dymek, przeczytać, kliknąć. Zadzwonić z prowokacją do jakiejś firmy z okolicy: "chcę zrobić remont mego mieszkania". To już bardzo szybko przesądzi kwestię prawdziwości skandalu z percepcją podprogową i totalną inwigilacją, i torturą dźwiękową, który jest przedmiotem tego bloga. Szukajcie a znajdziecie, nawet chyba w 5 minut (dodatkowe pomocne a często zakłamane hasła: instalacja podsłuchowa, "dla telewizji", a nawet "montaż »podsłuchów«"). [edit 2016: Czemu to kretyńskie? — rozwiń dopisek...Bo te telefony grają (właśnie na ten m. in. temat jest ten blog i wszystkie jego dowody). Nie da się pogodzić funkcji podsłuchiwania czegoś przez beton, strop, tynk itd. z graniem czegoś non stop przy (z konieczności) maksymalnej głośności, a właśnie takie granie non stop — wcale obecnie nie "podprogowe", choć takie ścieżki dźwięku grające w tle też ma! — ma miejsce u mnie (a także wszędzie, gdzie się udam, na pustych ulicach itd.). Dźwięk z pokoju byłby dla takiego telefonu przecież bardzo wyciszony (o np. 30-50 dB cichszy) i wymagał podgłaśniania na żywo, a to by znaczyło, że rozbrzmiewające "w trybie głośnomówiącym" (np. 80 dB) i nieodróżnialnie się na to nakładające tortury musiałyby po takim podgłośnieniu już być zupełnie skrajnie głośne i wręcz powodować ból. Tymczasem w rzeczywistości ludzie słyszą wszystko w naturalnym brzmieniu, takim, jakie jest wewnątrz pokoju, na ulicy itp. Jest to problem nie do przeskoczenia (wynika z odizolowania miejsc dla instalacji podsłuchowej — w efekcie powstaje różnica głośności będąca aż dwukrotnością poziomu odizolowania pokoju). Powtórzę, bardzo trudno wyróżnić z gotowego dźwięku w postaci cyfrowej, idącej z mikrofonu, jakieś składniki i jedne wyciszać, a inne podgłaśniać, by w efekcie wytworzyć złudzenie "bycia dokładnie tam" — wymaga to precyzyjnej roboty człowieka i nie dzieje się w czasie rzeczywistym. Przeszkadza w takim odfiltrowaniu również pogłos, akustyka np. stropu wytwarza nieprzewidywalne przesunięcia czasowe i nakładanie się... nie wystarczy wiedzieć, co się gra. A zatem, z całą pewnością, która jest jasna dla każdego, kto sam słuchał: albo granie, albo podsłuchiwanie. Otóż w rzeczywistości program dla tych smartfonów nie ma w ogóle funkcji słuchania; gdyby ją miał, każdy i tak mógłby za 500 czy 1000 zł kupić u Chińczyków przez Internet zagłuszacz (telefonii czy WiFi), jeśli się czegoś obawia, i już nie byłby na podsłuchu, nie mówiąc już o bajecznie prostym wykrywaniu obecności takiego nadajnika przy zbliżaniu się do niego pierwszym z brzegu prymitywnym czujnikiem — to po prostu byłoby dobre tylko dla naiwnych. Tym niemniej przestępcy ekranowi, świadomi i nieświadomi, na równi posługują się udawaniem, że nie mają pojęcia o podsłuchiwaniu dopplerowskim (czyli polegającym na radarowym mierzeniu prędkości) i że chcą tylko "instalować podsłuchy". Jest to dla wszystkich, włącznie z firmami remontowymi, sposób na zabezpieczenie się przed zmianami politycznymi i możliwym śledztwem, choć w rzeczywistości u 90-99% jest to kłamstwo i trafiam tylko na robotników robiących aluzję, kaszlących znacząco itd. (konsekwencja np. posiadania telefonu do śledzenia mnie). — ukryj dopisek]
W jaki sposób ludzie trafiają do dofinansowywanego biznesu remontowego, związanego z przekształcaniem struktury "publicznych" nieruchomości w całym kraju? Często od pośrednika, chcąc umieścić (choćby "bezpośrednie"!!!) ogłoszenie nieruchomości, ale są i oferty od urzędu skarbowego dla chętnych świeżo upieczonych przedsiębiorców, a grać takiego nietrudno. Taksówkarze więc oddają gdzieś samochody do montażu, może do serwisów; pazerni ludzie chcący założyć jeszcze jedną jakąś firemkę chałupniczą lub uliczną — np. kancelarię notarialną, tłumaczenia przysięgłe, drobne usługi czy wynajmowanie mieszkania na doby — dowiadują się, że warto lub trzeba zrobić remont mieszkania (zwykle od Panoramy Firm [edit 2017: nowych firm powstaje na tyle dużo, że podejrzewałbym tu raczej udział spółdzielni, Panorama Firm tu zaledwie pośredniczy w przekazaniu informacji o ofercie (odsyła do spółdzielni)]); tak czy inaczej kończą w firmie świadczącej usługi remontowe, a te są w grubej większości zamieszane (chyba nawet świadomie) w te przestępstwa. [edit 2017-04-21: Oczywiście być może Państwa ktoś w ten sposób obsłuży pod względem informacyjnym, poinstruuje raczej co najwyżej, natomiast okazuje się, że (zaskoczenie?) typowo remontu trzeba dokonywać za pośrednictwem zarządu spółdzielni lub innego administratora blokowego, to oni w ogóle go zamawiają dla chętnego (później jeszcze próbuje się ludziom wmawiać, że nie mają prawa do usunięcia instalacji, podczas gdy jest to wręcz obowiązek i można żądać takiego świadczenia od spółdzielni, a nawet spełnić je samodzielnie: wg Kodeksu cywilnego można tak "w przypadku nagłym", tzn. wobec powstania zagrożenia torturowaniem człowieka, które trzeba jak najpilniej usunąć — w praktyce wystarczyłoby odsłonić instalację, co jest w kompetencji właściciela mieszkania, a następnie po drobnym odsłonięciu gumowej osłonki po prostu zewrzeć plus z minusem, bo to są niskie napięcia stałe). — Typowo więc najpierw osoba chętna do oddania swego mieszkania w najem lub sprzedania go wprowadza dane oferty na stronie internetowej z ofertami nieruchomości, po czym publikacja oferty jest zawieszona do czasu jej (bandyckiego) zatwierdzenia. W tym czasie dzwoni do oferenta zwykle urzędnik miejski (wszystkie oferty od osób bez szczególnego uprawnienia przechodzą bowiem przez firmę ogłoszeniową; swoją drogą zobaczcie państwo, jakie upolitycznione są te strony ogłoszeniowe, należące często co najmniej pośrednio do spółek medialnych!). Zakamuflowany urzędnik wypytuje o adres, po czym przekazuje mail z ofertą do odpowiedniej spółdzielni mieszkaniowej lub (w przypadku domów) obsługuje sprawę wewnętrznie w ramach instytucji miejskich. W następstwie wstępnej rozmowy zapoznawczej do oferenta dzwoni gospodarz bloku. Następnie w razie, jeśli oferent wykazuje zainteresowanie zamieszczeniem oferty mimo tego, że jest do tego potrzebne wejście w świat przestępczy, gospodarz bloku uzgadnia termin spotkania i w mieszkaniu oferenta następuje inicjacja mafijna (m. in. zawiadomienie o rzekomo istniejącej tajemnicy państwowej, o udziale papieża, wyjaśnienie wszystkiego, wręczenie podsłuchowego telefonu, pouczenie o potrzebie kontaktu ze spółdzielnią czy raczej — dziś już częściej — odmówienia w razie zgłoszenia się Piotra Niżyńskiego jako potencjalnego najemcy). Po tej inicjacji uzgadnia się datę wykonania remontu podsłuchowego oraz, wcześniej jeszcze (ale konieczność remontu oraz fakt tortury dźwiękowej, która może się pojawić, są już jasne), pyta się sąsiadów z piętra obok, górnego lub dolnego (obecnie to już wielka rzadkość, najczęściej po prostu właściciele są pouczani, by nie wynajmowali Piotrowi Niżyńskiemu, przy którym gra tortura dźwiękowa), czy by nie zgodzili się w zamian za wielkie pieniądze na tymczasowe przeniesienie się do innego mieszkania (w zwolnionym zaś będzie stał komputer ze sprzętem do śledzenia ekranu, może też będzie się tam śledzić kamery, w każdym razie będą tam przychodzić szpiedzy z programu Sygnity [tzn. typowo personel firm (nie tylko polskich! sprowadza się młodych pracowników masowo z innych krajów — np. z sieci fastfoodowych, i to nawet z tak dalekich krajów, jak Japonia — fundują im te loty do Polski firmy sterroryzowane przez skarbówki) zamieszany w monitoring: czyli także w pomocnictwo na rzecz telewizji poprzez podawanie położenia z kamer]). Takich sąsiadów, co to się na to zgodzili, jest zresztą bardzo dużo (zwłaszcza w dużych miastach), "cholera wie", co jeszcze mają na sumieniu, znając życie zabezpieczono ich nieprzychylność wobec Niżyńskiego i wobec nagłośnienia sprawy za pomocą uruchomienia im funkcji telefonu podsłuchowego, a nawet zaproszenia do samodzielnego wykonywania podglądu ekranu komputera do czasu tej tymczasowej przeprowadzki i przyjścia pierwszych gości-przestępców na ich miejsce (każdy to poniekąd rozumie, że temat "tajemnicy państwowej" jest niepoważny i zabezpiecza niewystarczająco, chociaż też pada taki temat; co innego lepiej ludziom zamyka usta: własny świadomy współudział). Remont mieszkania jest zawsze na koszt wspólnoty; przez takie remonty mieszkańcy bloku płacą dodatkowe 20-30 zł miesięcznie (do tego można by jeszcze doliczyć 40-50 zł strat z tytułu wyższego VAT-u, wspomniane w nagłówku bloga, a też zapewne spowodowane mafią związaną z TVP). Wezwana przez spółdzielnię firma remontowa następnie doprowadza wykonaną przez siebie instalację dodatkowo do konkretnego mieszkania i rozprowadza ją po nim, montuje tam smartfony (zwykle okablowanie z telefonami jest zabudowane maksymalnie u dołu: jest "podprogowe", ulokowane przy ścianach czy raczej pod nimi i na poziomie poniżej podłogi (i tak też jest doprowadzone do mieszkania). Możliwość dodania oferty na stronach ogłoszeniowych dotyczących nieruchomości zależy typowo od tego, czy Piotr Niżyński w danej chwili będzie tego próbować. Jeśli nie, to wymaga się zatwierdzenia oferty przez terenowego szpiega (np. spółdzielnię) wyposażonego w komputer z oscyloskopem, anteną i wzmacniaczem. Blokada możliwości dodania ogłoszenia jest najbardziej prawdopodobna w Warszawie.] Przestępczość poczynań właścicieli nieruchomości wynika od strony prawnej z kilku rzeczy:
[edit 2016-01-09: Podsumowując powyższe problemy trzeba przyznać, że sytuacja faktyczna (doświadczalnie stwierdzona) sprzyja twierdzeniu, że większość "zamieszanych w rynek nieruchomości bezpośrednio", na stronach www wysoko lokowanych w Google, to obiektywnie rzecz biorąc nieskazani przestępcy (ale spokojnie: jest idealne wyjście! ... rozwiń komentarz...jeśli się nie chce korzystać z pośredników, można przenieść się na te dalsze www, niby mało znane — raczej nie wszędzie jest cenzura! na głównych wtedy spadnie podaż i — nie licząc tego, co odtąd szybciej przechodzi do historii i dlatego świeci pustkami — pojawią się przeciętnie wyższe ceny, żeby utrzymać równowagę "jeden na jeden": te dalsze strony z ofertami, mniej znane, będą wtedy konkurencyjne: ba, tam może nawet wręcz przeciwnie, właściciele zechcą zaniżać ceny, żeby szybciej znaleźć chętnego... rynek, w ramach samoregulacji, będzie dążyć do zrównania jednych serwisów internetowych z drugimi pod względem popularności, choć póki co trzeba poświęcić trochę pieniędzy w ramach ceny). Przede wszystkim wskazuje na to punkt 4: właściciel uświadamia sąsiada, co ma być robione w jego mieszkaniu. Dzięki temu, zanim się on wyprowadzi, co może potrwać nawet z 5 dni, jakieś śledzenie (może nie całodobowe) jest i tak możliwe, a prawie na pewno jest. Nadto: dawniej, przed początkiem tortury, spotykałem się masowo ze śledzeniem mnie przez właścicieli oraz totalnie zmasowanym stalkingiem, a także ogólnymi demonstracjami typu specjalne formułowanie ogłoszeń nieruchomości, stosowanie specjalnych "znaków", skojarzeń, typowego dla mnie formatowania tekstu (z pogrubieniami i podkreśleniami) itp. — czyli najprawdopodobniej wchodziły w grę punkty 3, 1, 4 — przestępstwa umyślne. Obecnie zaś sprawa zrobiła się dosyć znana, zatem z kolei z powodu 2 (może i 3) można podejrzewać przestępstwo — patrz np. wpis o Ibisie i w szczególności ten stenogram (20150606_18:02). Być może zresztą wszystkie te śledzenia i dokuczania mi: 1, 3 i zwłaszcza 4 są nadal aktualne, a wtedy w szczególności 2 staje się prawie pewne biorąc pod uwagę to, że Z KONIECZNOŚCI taki sąsiad (o ile ja się wprowadzam) opróżnia swe mieszkanie i ustępuje miejsca zmieniającym się obserwatorom. Jak mu (i wynajmującemu właścicielowi) to wytłumaczyć, jak tamtego na to namówić?... Chodzi o komputer, a nie samo podsłuchiwanie, to to on wie. Otóż, co bardzo proste, z powodu tortury on będzie musiał się wyprowadzić, bo to nie do wytrzymania: wiadomo to już od początku, przy uzgadnianiu wynajmu czy sprzedaży z Policją. Dają oczywiście jakieś mieszkanie(-a) zastępcze. Skoro więc, jak wyżej wykazano, przez (4) lub (2) faktycznie dochodzi do przestępstwa, to zapewne i pozostałe mogą mieć miejsce, a wszystko to uzasadnia się "plecami" w religii i polityce. — ukryj komentarz]
Spółdzielnie (lub gminy w przypadku domów) dysponują też jakąś listą wykonanych remontów, dzięki której wiadomo, gdzie i kiedy był [taki] remont, zaś imieniem i nazwiskiem osoby odpowiedzialnej za jego zamówienie czy chociaż zamieszanej w związku z inicjacją mafijną dysponuje np. operator komórkowy, zresztą to można mieć w pamięci będąc zarządcą bloku. W przypadku niektórych przedsiębiorców, większych niż drobne lokale uliczne czy biura (tu zwłaszcza hotele, ale i mnóstwo gastronomii, również firmy z odrębnymi budynkami, choćby wyspecjalizowane, a nawet popularne sieci marketów) pojawia się też oprócz remontu (również ze strony urzędu skarbowego) oferta ściślejszej współpracy z mafią, w zamian za niepłacenie podatków, która obejmuje pracę na żywo przy kamerach i w słuchawkach na uszach (w których jest dźwięk podsłuchu uzyskiwany z telefonu) przez pracowników firmy oraz otrzymanie od odpowiedniej firmy informatycznej specjalnego sprzętu i oprogramowania (dla ww. "obserwatorium"), która to współpraca udostępnia już pełnię mafijnych funkcji wymienionych w drugiej (odbiegającej od tytułowego tematu), podświetlonej części wpisu Praktyka organizowania tortury. Takie, będące na "wyższym szczeblu", firmy (oraz wszystkie chyba budynki państwowe, w tym sądy) stanowią źródło agentury zawodowej, czyli po prostu przestępców-szpiegów w firmach i instytucjach (i oni też często mają programik do nielegalnego szpiegowania mnie w telefonie), ale tutaj poprzestańmy na kwestii instalacji smartfonowych.
Na koniec przypomnę: to nie jest mafia polegająca na tylko jednej partii. Głosować na cokolwiek z Sejmu, na jakieś partie, które dotychczas się w mediach wyróżniały (choćby te "inne", "antysystemowe") nie ma sensu [nie ma sensu nawet i na partie związane z Korwinem-Mikke, on zresztą był jakoś związany z gazetką pt. Najwyższy Czas i już w 2006-7 sprawiał u mnie subiektywne wrażenie śledzenia czy bycia w tematach z mojego ekranu] — nie łudźmy się, że tu są jakieś ważne różnice, w tym głośnym do września w sondażach zbiorze nie ma z czego wybierać, wszystko jest tak samo mało warte. Prawdziwy wybór to "z Sejmu i mediów czy spoza tego towarzystwa milczenia (tj. spoza Sejmu i kilku głośnych rzekomych 'alternatyw')?". Żebyż choć jeden poseł opozycyjny napisał choć jedną poselską interpelację, w której byłby świadkiem dźwięków tortury! Albo wymienił nazwisko Niżyńskiego czy adres bloga! Nie, muszę polegać na recepcjonistkach — ci z Wiejskiej ani słowa na piśmie czy w Internecie świadczącego o tym skandalu, o tym gigantycznym dziejowym cierpieniu, nie pozostawią. [edit 2015-10-29: Nawet u Petru marka poselska zaczyna się od kropki. Od wyroku? (Polityka przecież stała się mafią; kryminalni być może liderzy, ale za to chętnie reklamowani, chcą w takim razie mieć "weksle posłuszeństwa" na swych posłów — pewność, że oni w prostej samoobronie, na zasadzie tzw. instynktu samozachowawczego będą dążyć do krycia tematu. Typowa postawa na Wiejskiej i w gospodarce, w sądach, mediach, to wciąganie ludzi w mafię, by byli ulegli i się bali.) Tutaj w dawnym wpisie na blogu w akapicie 3 tłumaczę ogólnie o interpunkcji. Drugi też jest charakterystyczny, choć o czym innym: budzi specyficzne skojarzenia — z jednej strony z dziwactwami Petru, czyli miłością do JOW i specyficznym hasłem reklamowym ("JOW-y to nie wszystko" — brzmi zupełnie jak początek tego akapitu 2), a z drugiej strony z byciem niejako "przyczyną" trzeciego akapitu czy wskazaniem nań, bo są one przy sobie (tym samym staje się ta podwójna zbieżność zarazem kolejnym, dodatkowym potwierdzeniem, że dobrze plakaty wyborcze i ich interpunkcję z tymże archiwalnym wpisem na blogu kojarzę)... Petru też zapewne trzyma bliskie związki z przedsiębiorcami i jego posłowie to pewnie właśnie przedsiębiorcy, a przecież to najbardziej bandycka część narodu, jeśli ufać samemu choćby nagłówkowi tego bloga. — Jeśli chodzi o Kukiza, podpadł mi 2 rzeczami (oprócz milczenia na mój temat, co już jest kompromitacją): tym, że media go reklamowały już wtedy, gdy zaczynał w polityce (np. Onet), i tym, że popiera JOW-y. Korwin-Mikke zaś (wraz z towarzystwem swych najbliższych kolegów partyjnych) to człowiek mediów, już w 2006 r. pisał na blogu w taki sposób, że odebrałem to jako odpowiedź na mój komentarz, jeden wśród setki, dosyć nudny, ale może po prostu mnie śledzono w jego Najwyższym Czasie.] A tak już zupełnie na marginesie: czy wiecie, że prezes PKP z czasów masakry kolejowej pod Szczekocinami (2012, zdarza się taka raz na kilkadziesiąt lat, przy wciąż rozwijających się i usprawniających technologiach) — pani ta wkrótce po tym zdarzeniu przestała być prezesem — w 2014 r. została ministrem w rządzie Kopacz, choć nawet nie jest od lat członkiem żadnej partii? Nie bądźcie naiwni. Poczytajcie wpis o Smoleńsku i seryjnych zbrodniach, dopisek 2. [edit 2015-11-01: Ostrzegam tu wszystkich, którzy w przyszłości mogą znaleźć się w hipotetycznej sytuacji, gdy ktoś żąda od nich zbrodni i, być może, grozi im śmiercią, jeśli odmówią ("bo jesteś potencjalnym świadkiem"). — rozwiń dopisek...Po pierwsze to jest raczej nieweryfikowalna teza, że grożono — trudno to zweryfikować, a jeszcze trudniej zweryfikować, czy strach był autentyczny (czy też po prostu umówiono się ze zleceniobiorcą zabójstwa, że będzie zastraszany i przez to w ostateczności na pewno sporo się mu — czy tym bardziej jej — wybaczy, bo to dobra wymówka). Każdy przecież rozsądny zleceniobiorca zabójstwa będzie się chętnie na to w sprzyjającej sytuacji (niesprawne państwo) powoływał przed ewentualnym sądem, choćby to była nieprawda (OK, nic takiego nie udowodnili... to i co z tego? może i tak mam rację, niech sąd ma wątpliwości i je na moją korzyść rozstrzygnie; zresztą łatwo zainscenizować coś takiego). Po drugie i ważniejsze: to niezbyt usprawiedliwia (trochę może tak, ale trzeba stawiać na właściwe postawy). WŁAŚNIE DLATEGO, ŻE GROŻĄ I BOJĄ SIĘ ZAISTNIENIA ŚWIADKÓW, TRZEBA TYM ZDECYDOWANIEJ BŁYSKAWICZNIE ROZPOWIADAĆ — "mleko się rozlało", więc po co coś jeszcze robić?! Przestępcze, masowo zbrodnicze systemy są zwykle racjonalne w decyzjach i tak można (ba, należy) zakładać, inaczej by już zdążyły upaść. — ukryj komentarz]
edit: Dlaczego pod obserwację trafiłem JA A NIE KTO INNY i co na to Rydzyk za Jana Pawła II? [pokaż w formie książeczki] — zademonstruję m. in. autentyczne zainteresowanie polskiego papieża ateizmem i filozofem ateistycznym, który skończył jako szaleniec podpisujący się "Ukrzyżowany" (Nietzsche, czyt.: Nicze). Jestem ich barankiem, "klonem" Niczego(?)...
edit2: Dzielenie się takimi informacjami uważam za coś dobrego dla kraju, dla jego konstytucyjnych zasad i stojących za nimi fundamentalnych wartości, dlatego nie wydaje mi się, by w ogóle mogły być one autentycznie "informacją niejawną" i do tego "tajną" wg definicji z ustawy. [rozwiń dopisek...]Ponadto, oprócz obrony koniecznej ze strony państwa prawa (co przekłada się moim zdaniem na zerową szkodliwość społeczną uczynku, bo jest on wręcz pożyteczny społecznie: rozszerza "demokratyczne państwo prawne" zwane Polską — zresztą tak poza tym nie mam nic przeciwko władcom-obcokrajowcom) i obrony koniecznej ze strony pojedynczej osoby, odpowiedzialność za ujawnienie czegoś tam prawie zawsze może zostać wyłączona przez to, że nie wiadomo, że dana konkretna (koniecznie ściśle określona!) rzecz jest tajna czy ściśle tajna (a nie np. tylko poufna — nie ma dla ludzi z ulicy kar za zdradzenie informacji poufnej), dopóki nie zobaczy się odpowiedniej notatki z pieczęcią. Nawet, gdy jeden z redaktorów gazety czy portalu zobaczy notatkę np. ABW na ten sam temat, o którym pisał, mogą się o tym nie dowiedzieć pozostali. Nawet, gdy wszyscy rzekomo dowiedzą się o tajności jakiejś informacji i uznają to za poniekąd wiarygodne, wciąż niemożliwym może być karanie kogokolwiek za rozsiewanie wiedzy o złu przez portal, ponieważ nie jest oczywiste, kto co napisał i czy z firmą nie współpracują jacyś luźno z nią związani np. anonimowi studenci, których się w praktyce nie kontroluje. Sprowadza się więc wszystko do technicznej możliwości usunięcia czegoś z Internetu — jeśli by rządowi naprawdę aż tak zależało, wówczas następuje walka rządu z np. portalem internetowym, co jest oczywiście kompromitujące. Kto wierzy, że coś takiego wygra, ten nie wierzy w demokrację. Wszelkie próby stawiania na "bezprawność głoszenia informacji" (i tutaj stawiania swej wiary i zaufania) są po prostu innym sposobem powiedzenia "rząd to zniszczy" i "nie wierzę w demokrację". — BARDZO ŁATWO POKAZAĆ, ŻE W MILCZENIU MEDIÓW NIE CHODZI O JAKĄŚ LEGENDARNĄ "TAJEMNICĘ PAŃSTWOWĄ", TYLKO O COŚ INNEGO (CHYBA KORUPCJĘ I WŁASNE KRYMINALNE ZAANGAŻOWANIE) — po prostu o ile pewien dokument ma na sobie pieczątkę "tajne" lub "ściśle tajne", o tyle właśnie trzyma się go w ukryciu i nie pokazuje zwłaszcza dziennikarzom, bo nie wolno. Są ścisłe reguły dawania dostępu do informacji niejawnych, wymagają one uprzedniego przeszkolenia osoby itd., musi to być chyba funkcjonariusz publiczny(?) lub w ostateczności ktoś inny, np. przedsiębiorca, lecz w takim razie coś musi chyba pozostać na piśmie, jakaś jego zgoda czy coś takiego. Toteż prawie na pewno nie pokazano odpowiedniej notatki dziennikarzom. W związku z tym nie wiedzą oni, co konkretnie i w jakim stopniu jest niejawne, a zatem nie mogą popełniać przestępstwa umyślnego (a takie tylko się kara) — zawsze jest doskonałą wymówką "nie wiedziałem, że akurat to było niejawne". Nie da się precyzyjnie wyciąć CAŁEGO TEMATU żałosnego stanu państwa prawa (spośród innych, spośród całokształtu życia narodu), idealnie trafnie wytyczając jego granice, bo to zresztą jest naturalny obszar pracy nieskryminalizowanych dziennikarzy (trudno to określić w notatce i trudno znać z góry jej istnienie akurat w danym obszarze): można próbować zakazywać ujawniania POJEDYNCZYCH FAKTÓW, o ile one nie są z natury rzeczy jawne i oczywiste (np. możliwość wykonania remontu). Wszystkie tego typu utajnienia podlegają kontroli przez sąd pod względem legalności (czy przedmiotem jest faktycznie informacja niejawna i w dodatku co najmniej tajna, bo tylko takie podlegają ochronie karnoprawnej). Tymczasem media właśnie złośliwie pomijają-wycinają wszystko to, co mnie dotyczy, żeby zwłaszcza moje nazwisko czy adres bloga nigdy nie padły, a przecież TO nie jest tajemnicą. [ukryj dopisek] Chciałbym jeszcze zauważyć, że potajemnie moim zdaniem bardzo przychylna bandytom PLATFORMA ZMIENIŁA KODEKS POSTĘPOWANIA KARNEGO w taki sposób, że sędziowie mogą prymitywnie powoływać się na mikroskopijne braki w postępowaniu dowodowym, jakieś przeskoki myślowe, ŻEBY TYLKO BYŁO DUŻO UNIEWINNIEŃ OD ZARZUTÓW (dawniej to była wielka rzadkość właśnie z powodu innej konstrukcji kodeksu). Tymczasem należy spodziewać się sędziów złośliwych i dzielących włos na czworo, nawet jawnie niesłusznie ("ale to jest Sąd", "trzeba uszanować"), bo sporo w sądach bandytów. Chodzi mianowicie o zmianę art. 5 §2 (było "Nie dające się usunąć wątpliwości rozstrzyga się na korzyść oskarżonego", jest natomiast coś w rodzaju "wszelkie [pozostawione] wątpliwości" — stary zapis skłaniał sędziów, jeśli chcieli się na takie dziury powołać, raczej do wzywania do uzupełnienia śledztwa, dopytywania na rozprawie, natomiast obecnie stawia się nacisk na uniewinnianie). Podobnie też zmieniono art. 2 §1 pkt 1 ("osoba niewinna" na "osoba, której nie udowodniono winy") itd. ZMIANY TE BĘDZIE TRZEBA COFNĄĆ, jeżeli ktokolwiek kiedykolwiek przymierzy się do rzetelnego osądzenia bandytów z tej afery.
edit 2015-12-06: Jeśli chodzi o masowość remontów nieruchomości jako problemu ogólnokrajowego, europejskiego i światowego, związaną z żądzą władzy (przekaz podprogowy) i korumpowaniem na szczeblu europejskim (środki z funduszu rozwoju regionalnego), to wstępnie przyjmijmy tymczasowo, że oficjalna inicjatywa w tej sprawie wyszła ze strony polityków, najprawdopodobniej za czasów rządu Kazimierza Marcinkiewicza (był on owocem koalicji PiS-Samoobrona-LPR i nastąpił, jak pamiętamy, po rządzie Belki: oba te rządy miały to do siebie, że premierem nie uczyniono szefa partii, a zaledwie jej członka — może to rodzaj zrzucania z siebie odpowiedzialności, choć na pokaz przecież aluzje pod moim adresem, jak ja to odbierałem, tzn. aluzje do moich świeżych wypowiedzi w Internecie itp., rzucał niby np. sam Lech Kaczyński). [rozwiń dopisek...]Wynikło to zapewne z ukrytego antykatolicyzmu po stronie pewnego słynnego i dziś polityka, "wodza"; jeśli coś można powiedzieć na jego obronę, to to, że może i u Jana Pawła II było coś takiego. Pamiętajmy, pierwszy remont — w domu mego ojca — to chyba właśnie "dzieło" Jana Pawła II, podobnie chyba jak śledzenie mnie, ale przecież była to rzecz na bardzo małą skalę, sugerowano wtedy co najwyżej (biorąc pod uwagę złowróżbne ukryte znaczenie mego nazwiska, bo mnie wg nazwiska chyba dobrano), że dojdzie do "obwoźnego sado-maso" (ktoś mógłby za mną jeździć z tym bardzo już w końcu męczącym przekazem; ale po co aż remontować wszystko?...). Tymczasem Kaczyńscy(?) chyba wpadli na pomysł, inspirowany pustą żądzą władzy oraz może wolą realizowania "spuścizny" papieża(?) związanej ze szkodzeniem Kościołowi i osłabianiem polskiego katolicyzmu, by — skoro np. papież sobie na to pozwolił — rzecz stała się masowa. (Co za PiS-u zaczęto, Tusk następnie rozwijał z najstraszliwszą konsekwencją, zapewne jeszcze wiedząc, na czym to się skończy; za jego rządów remont przeszło całe państwo. Ze swej strony mogę dorzucić, że przeczytałem raz w Polityce, chyba już w 2007, że np. Jarosław Kaczyński reprezentuje jakoby bardziej laickie "skrzydło" PiS-u, co to np. nie pości w piątek itd.) Dogadano się w tej sprawie (nowy premier Kaczyński?) z innymi przywódcami europejskimi, w tym Jose Manuelem Barroso, który W MAJU 2006 (okolice dni pielgrzymki do Polski) spotkał się na prywatnej audiencji z samym Benedyktem XVI i, jak się zdaje, zyskał w tej sprawie poparcie, pewnie już zresztą wcześniej uzgodnione przez Polskę (co ciekawe, podobno na rozmowie, o której Stolica Apostolska nie ogłosiła żadnego komunikatu, byli podobno obecni "jacyś dziennikarze"). Potwierdzeniem tego byłby remont ich Pałacu Apostolskiego, Biblioteki itd. A zatem ta data, MAJ 2006, to symboliczny początek operacji europejskiej pt. "remonty" i tych gigantycznych wpompowanych w to funduszy, wprawdzie z udziałem krajowym, ale w sporej mierze z zagranicy idących. Proszę porównać: zabójstwo Lecha Kaczyńskiego i zabójstwo... mojej cioci, tj. siostry matki. Nie mylcie jednak, proszę, globalnej sprawy remontów ze sprawą śledzonego i dręczonego Piotra Niżyńskiego, bo choć one się krzyżują i są wzajemnie powiązane (i chyba jestem obecnie jedynym celem nagonki korzystającej z tych instalacji), to prześladowanie jednostki jest chyba jednak bardziej związane z osobą papieża, taki mam pogląd, wsparty tezami spikerów, a globalna sprawa remontowa — z polskimi partiami oraz przywódcami Europy, w tym szefem KE Hose Manuelem Barroso, a także USA oraz pewnie Rosji i Chin. Mimo wszystko nie porzucałbym w tym wstępnym zarysowaniu problemu tezy, że remonty sprowadził do Europy i Polski Watykan i jego ochocze podejście, a nie tylko żądza władzy polityków, bo w samym Watykanie zrobiono pewne remonty wkrótce po wyborze Benedykta XVI (II poł. kwietnia 2005 r.), co mogło mieć wymiar symboliczny i być jednoznacznym wstawieniem się za tym złem przez tego najbliższego współpracownika zmarłego (w jakiejś dziwnie zaplanowanej śmierci, jak pamiętamy), wkrótce wyniesionego do świętości, Jana Pawła II: remont kopuły bazyliki św. Piotra (choć to zło może nie tam siedzi) — czerwiec 2005 r.; kapitalny remont w Pałacu Apostolskim, ale tylko w papieskim apartamencie (symboliczny?) — grudzień 2005 r. (może papieżowi odtąd sterowano myślami?... niech sobie lud tak może tłumaczy); duży remont biblioteki watykańskiej — 2007-2010 (a plany pewnie zatwierdzono już w I poł. 2007; może ten remont miejsca publicznego też z funduszy europejskich zrobiono). Zważywszy na to, jak wcześnie zaczął to robić Benedykt XVI, wybrany w kwietniu 2005 r., oraz na jego zażyłość z Janem Pawłem II (którego ten papież, jako kard. Ratzinger, był głównym teologiem), naturalne jest przypuszczenie, że idea remontowania wszystkiego istniała już za Jana Pawła II. Od maja 2006 r., czyli już za PiS-u, prawdopodobnie propagowano remonty — w czym mogłaby zapewne uczestniczyć wicepremier i minister finansów Zyta Gilowska. Jeśli remonty u nowego papieża Benedykta w jego kwaterze w Pałacu Apostolskim uwzględniały już w 2005 r. zainstalowanie smartfonów (czego nie wiem, ale co brzmi sensownie, jak jakiś chrzest idący z góry od księcia), to w takim razie zapewne telewizja włoska byłaby już wtedy właśnie wstępnie ustawiona, tj. skomunikowana z polską (por.: wizyta B16 u prezydenta Włoch na Kwirynale 24. czerwca 2005 r., czy aby nie dla uzgodnienia nadawania radia podsłuchowego; następnie spotkanie z prezydentem Niemiec Horstem Koehlerem 19. sierpnia 2005 r., a przecież papież ten jest Niemcem; potem rozpoczęcie remontu papieskiego pokoju w Pałacu Apostolskim w grudniu 2005 r., audiencja prywatna Lecha Kaczyńskiego w Watykanie 26. stycznia 2006 r., czy aby nie w celu uruchomienia połączenia między telewizjami... wreszcie też w maju 2006 r. spotkanie z Jose Manuelem Barroso i pielgrzymka do Polski), czyli inicjatywa w sprawie remontowania Europy byłaby prawie na pewno po stronie papiestwa. Za JP2 chyba nie było tak międzynarodowo [edit: od bodajże 2002 r. robiono cyfrowe transmisje i dostarczano prąd z gminy w ramach "programu pilotażowego", skierowanego tylko do wybranych, tj. mojej rodziny]; uważam, że dopiero śmierć Jana Pawła II (w 9666-tym dniu pontyfikatu i na 2 tyg. przed początkiem moich egzaminów dojrzałości), a także proces beatyfikacyjny, otworzyły drogę do takiego międzynarodowego sukcesu, np. jako gwarancje zaufania katolików, że wszystko w porządku. Czytaj też w dopisku 2 do wpisu o Smoleńsku o hipotetycznym samobójstwie Glempa i in. (np. wiceminister Zbrojewska — zupełnie jak w XIX w. na fali Cierpień młodego Wertera — porównajcie wspomniany w odnośniku tzw. efekt Wertera z reklamowanym ostatnio przez Kościół "efektem Franciszka"). Przytoczę tu jeszcze, że zdaniem spikerów tortury (ale i na to by wychodziło) "także Franciszek jest zamieszany w zabijanie" (dają przykład jego rodziny, choć to wypadek z niepewnym skutkiem był, ale i chyba samolotu, a nawet był za jego pontyfikatu jeszcze podobny do wcześniejszego, bo "towarzyszący" czemu innemu, incydent izraelski i może jeszcze coś, jak w Polsce za B16 kolej). [ukryj dopisek]
edit 2015-10-27: !!! FAŁSZERSTWO WYBORCZE !!! — przez które przestępcy (może z PKW) stali się, oczywiście, przestępcami jeszcze bardziej! OGLĄDAMY KONIEC DEMOKRACJI, bo oni (wobec grożących im wyroków) nie cofną się już przed niczym, przed żadnym sprawstwem czy pomocnictwem w przestępstwie wyborczym. Jeszcze tylko stronniczy Sąd Najwyższy (a tego się spodziewam, że sądzić będą bandyci, choć w aktach przekręt brzydko wygląda), może jakieś sfałszowane protokoły dla nich — i zupełna mogiła dla demokracji gotowa! — Podano oficjalne wyniki wyborów do Sejmu: kliknij. Dziwnym trafem sumaryczna liczba głosów na partie, które się liczą, tzn. wchodzą do Sejmu (listy 1 2 5 7 8), ważna ze względu na szacunkowy podział mandatów, jest bardzo okrągła — może nie aż podzielna przez 1000, bo to już zupełnie podejrzane by było, ale przez 500 owszem (12647500)! Prawdopodobieństwo tego rodzaju przypadku wynosi 0,2%, inaczej: trafia się to naturalnie w wyborach jednych na 500 (raz na 2000 lat!) — zatem należy obstawiać FAŁSZERSTWO. Chciałbym tu zresztą zwrócić uwagę na pewne dodatkowe skojarzenie z Kościołem (obok tego Jubileuszu chrześcijaństwa), bo on również ma kłopoty z liczeniem... swoich wiernych. Choć policzono ich w październiku 2014, dowiemy się, ile ich było w kościele w niedzielę badania, dopiero w styczniu 2016 (mimo, że diecezja warszawsko-praska podała wynik już na przełomie 2014-2015 r.) — po raz pierwszy więc od niepamiętnych czasów mamy cały rok bez publikacji wyniku (a nie jest przecież dużo gorszy od poprzednich, raczej ten sam trend). Przypominam wreszcie, że w całej Polsce i zwłaszcza w stolicy sama Policja jest poważnie zamieszana w bandytyzm, jako bezideowy pomocnik w torturowaniu mnie za kasę (chodzi o to jeżdżenie za ofiarą nieoznakowanymi autami, by ta była zawsze namierzona). To również bardzo ważny element totalitarnej sitwy, która zapanowała, bo oni masowo mają broń (a wojsko mieszać się w politykę nie powinno, bo Konstytucja zabrania, zresztą byliby nieprzychylni). [rozwiń dopisek... — m. in. o zapowiedziach przekrętu]Co ciekawe, dn. 25/10/2015 przechodziła obok mnie, właśnie w czasie krótkiego wyjścia na dwór, jakaś młodzież, w bardzo pustym zaułku przy ul. Instalatorów 9: najpierw 3 osoby pod rękę, potem 2, co mi wtedy głośno kojarzyli spikerzy z jakimiś sprawami argumentów antyreligijnych(!!!) — zresztą mogliby mnie tacy próbować np. przed Policją o coś bzdurnie pomówić (typu gwałt), to też jest więc swego rodzaju trop religijno-moralny — otóż DOKŁADNIE TAK SAMO było z przeciekiem przy tej zbrodni dot. samolotu malezyjskiego, o której mowa we wpisie o Smoleńsku w jego, szerszy temat poruszającym, przypisie "Lista morderstw", po jego rozwinięciu. Tam też przeciek oparł się o coś, co mogłoby religii przeczyć — nie z moich wypowiedzi ani czynów to wtedy wzięli, a raczej z tekstów spikerów i nieco dziwnego tekstu na ekranie, co zaraz bardzo łacnie podchwycono i zaczęto nakręcać, po czym okazało się, że to zapowiedź zbrodni masowej związanej z separatystami. [edit 2015-10-31: O, teraz z kolei Państwo Islamskie się uaktywniło (czy może tylko media, bo w ISIS to codzienność? nie wiem).] Ciekawe, bo po południu 26/10/2015, gdy zabierałem się na Instalatorów 9 do świeżo podstawionego taxi, jechać m. in. (w pierwszej kolejności) na Grójecką do Subwaya, gadali mi też właśnie o Putinie — z tej okazji, że media (miałem na ekranie Wiadomości Bing z ekranu startowego Windows 7) nim się podniecały, bo to przecież w Rosji znają już wynik wyborów (przed ogłoszeniem) i go komentują, a obok foto Putina... — że przecież byłby winny nie tylko Smoleńska, ale i samolotu malezyjskiego, z 350-400 to ludzi jest, i że to bardziej niż inni czarny charakter w tej sprawie (również i ten separatyzm pochłonął sporo ofiar, a jest w tym pewien trop związany chyba z przestępczością podsłuchową, mianowicie ten Krym). Nic wprawdzie z tego jeszcze nie wynika, głupawe było gadanie cały 2014 i sporą część 2015 r. o Rosji, nakręcanie tematów strachliwości (pisałem o tym już we wpisie 22/05/2015 w przypisie, zresztą Ukraina nie jest trupem). Czyżby sens tej dwójki i trójki brzmiał "coś pomiędzy rzędem wielkości 102 (=100) a 103 (=1000)"? A przecież również tego dnia, 26/10/2015 — nieco po południu, gdy trafiłem (wkrótce po tamtej gadce i wsiąściu do taxi) do Subwaya na Grójeckiej 34 (a więc to było publiczne) — spikerzy podsuwali mi ZUPEŁNIE NIETYPOWO liczenie jakiejś normalnej liczby, bodajże odwiedzin na blogu czy poparcia (bo chyba było coś o "odpadaniu połowy" czegoś tam z powodu bycia zamieszanym czy np. dzieckiem, ale to naprawdę średnio rejestrowałem w sensie genezy tematu), liczenie właśnie w decybelach — tzn. liczenie logarytmiczne, mianowicie na rzędach wielkości pomnożonych przez 10 (tak np. 100 = 20 dB, a połowa czegoś to różnica tylko o -3 dB) — zupełnie to, podkreślam, nietypowe i znane tylko w specjalistycznych kręgach; wtrącili to tak jakoś bez kontekstu, nagle — "bo obok jest demonstracja, że pewnie są sami pracownicy-przestępcy". "Spoko, nie martw się, to tylko jakieś tam 3 dB w skali poparcia, jeśli ci połowa odpadnie" [bo z zamieszanymi związani]. Być może wręcz (bo tak mnie w różnych miejscach dziwnie traktowano) aż tym wszystkim osobom w gangu wyświetliła się informacja w telefonikach (jeśli sprawdzili), w postaci radiotekstu, że będzie trochę fałszerstwa — rozejdzie się ta plotka po Polsce, może się ten "naród wolności" (który mi nawet na posiadanie partii nie chce pozwolić, co dopiero pomagać w tym) do tego przyzwyczai... Choć zapewne diametralnie różny prawdziwy wynik (jeśli to nie jest prawdziwy) nie był(?), bo poniekąd koń, jaki jest, każdy widzi. Niepokojąca to rzecz i pokazuje, że w Internecie powinny być dostępne podpisane i podstemplowane dokumenty poświadczające lokalny wynik z poszczególnych komisji. PRZYPOMINAM: po poprzednich wyborach to PiS "oszołomsko" wrzeszczał, że "zostały sfałszowane". Być może to po to, by teraz wybory niniejsze zostały NAPRAWDĘ nieco(?) sfałszowane, na co oni się zgadzają (przecież to zależy od mężów zaufania poszczególnych partii) — odpowiednim zainteresowanym włodarzom niższego szczebla (bo może to od partii zależy) pokazało to, że "jest temat fałszerstwa", przecież dosyć zaskakujący, i że coś niecoś to ma z mediami wspólnego, bo tam można tę opinię PiS-u zobaczyć; zaś reszcie pokazało to, że jakoby w PiS-ie są wrogami oszustw wyborczych, "my przecież po przeciwnej stronie", "my jesteśmy ofiarami". (Słynna też była — i utkwiła mi w pamięci — inna niedawna gadka Kaczyńskiego, mniej więcej wtedy, gdy ja tutaj tłumaczyłem stan rzeczy związany ze zbrodniami, telewizją, Watykanem: że ktoś tutaj "jest tylko pozornie przyjacielem" [Kościoła? wolnych wyborów?]. ZAUWAŻCIE, WYNIKI ZALEŻĄ M. IN. OD POSZCZEGÓLNYCH PARTII, KTÓRE MAJĄ SWYCH MĘŻÓW ZAUFANIA W KOMISJACH. Nie ma dowodów na udział PKW, ale ponieważ np. w wyborach do Senatu została na koniec do uzupełnienia głównie Warszawa, można podejrzewać, że to zasługa jakichś cząstkowych a nieopublikowanych wyników. Zawsze jest możliwość, że to same lokalne obwody zorganizowały, ale chyba nie każdy jest takim przekrętaczem, by przeciek dostarczyć — wystarczy 1 obwód czy okrąg, który postępuje normalnie i się wyłamuje z dostarczania takich przecieków, i już upada cała kalkulacja zgłoszonej do PKW liczby głosów stąd i stamtąd pod wynik sumaryczny, bo tego ostatniego w takim razie znać już nie można. Przekręt więc moim zdaniem, tak podejrzewam, zrobiła sama PKW, uzgodniwszy to jeszcze z partiami czy może przede wszystkim z telewizją. — Tego narodu w jego czy to totalitarnym prymitywizmie, czy to bezwładzie nic nie usprawiedliwia, bo przecież strona www jest, forum jest, a wszystko takie zamarłe, liczba odwiedzin nie narasta; jest też odnośnik NOWA PARTIA!!! w nagłówku strony, ale nikt go prawie nie klika, a już tym bardziej nie pomaga. Ja naprawdę mam inne rzeczy na głowie, mnie cały czas zamęcza państwowa i na żywo 24 godz. na dobę, 7 dni w tygodniu sklecana tortura, czego próbuję się pozbyć, co wymaga czasu i go wypełnia, ale to przecież Polakom samym powinno zależeć, by ktoś uczciwy był u władzy. Czemu nie pomagacie w założeniu partii, w zebraniu podpisów poparcia od pełnoletnich? — Dodam na koniec, że istnieje prosty sposób, by mieć pewność, że fałszerstw nie ma. Polega on na tym, że każdy obywatel ma np. w swym dowodzie osobistym (przy krawędzi tekst w poprzek, bardzo małym druczkiem i słabo widoczny) osobisty kod, który jest w zasadzie tajny — nikt przy spisywaniu z dowodu nie przygląda mu się pod lupą, choć teoretycznie mógłby. Bardziej jawny jest np. nr PESEL, natomiast osobisty kod zna posiadacz oraz ewentualnie np. rodzina. Następnie: jest strona WWW z następującą tabelą wyborczą: w kolumnie 1 obywatel (widoczny wyłącznie jako jego kod), w kolumnie 2 kody jego rodziców, w kolumnie 3 jego głos. (Można by jeszcze dodać osobny równie publiczny rejestr zdarzeń — śmierci i narodzin, i nadanych obywatelstw — wg dni, wraz z poprzedzającym go wykazem pierwotnych uczestników systemu, czyli pierwszych obywateli mających kod — znowu, wiadomo, że tego było ok. 30 mln. i to się już nie zmieni; w tym rejestrze, tak jak i w tabeli wyborczej, stosuje się tylko najświeższe, aktualne kody.) Wdrażanie tego (zapewniającego ludziom pewność uczciwości wyborów) systemu zaczyna się od wymiany wszystkim dowodów osobistych, czy choćby 99,5% Polski, co skutkuje zapełnieniem się tabeli wyborczej (wiadomo, że jest ok. 30 mln. dorosłych Polaków, a nie 29 czy 31; dokładne dane są w GUS - założenie jest takie, że na początku nie ma tu żadnego fałszerstwa lub, ewentualnie tak można przyjąć, bardzo niewielkie, które raczej nie stanie się zalążkiem niczego wielkiego). Odtąd już każdy może się przekonać wchodząc do Internetu, czy wszystko jest w porządku, czy nie ma więcej dzieci niż ma, czy głosował na tego, na kogo głosował, itd. Powtórzę: też są tu możliwe fałszerstwa, ale po pierwsze tak, jak obecnie, polega się przecież na moralności, bo różne urzędy zresztą mają dostęp do prawdziwych danych o obywatelach; po drugie, co ważniejsze, każdy widzi, że nikt nie skradł mu głosu (w tym także "głosu" polegającego na wstrzymaniu się od wyboru); i wreszcie po trzecie w takim układzie nawet na zdrowy rozsądek można oceniać, czy wszystko jest wiarygodne (każdy informatyk może sobie prywatnie napisać program sprawdzający spójność tabeli udostępnianej na www - np., czy wszyscy mają istniejących rodziców, czy powszechnością nie stało się mieć 6-40 dzieci lub np. pokolenia czy nie trwają tylko 10 lat itd.). W dodatku przy takim systemie nie ma zagrożenia dla tajności głosowania (w sensie tego, kto konkretnie — z imienia i nazwiska czy PESEL-u — na kogo zagłosował), bo nawet, jeśli osobisty kod wycieknie, stanie się znany, każdy może wymienić dowód osobisty (lub np. zamówić zastępującą ten kod w nim już na stałe plastikową kartę wyborczą, również wymienialną) i, tym samym, jego kod (np. od wskazanego przy zamawianiu karty dnia) zostanie po prostu zamieniony w internetowej tabeli wyborczej, w rejestrze narodzin i śmierci. Wymiany dowodów i zamówienia zastępujących dowodowy kod kart mają miejsce codziennie, więc naprawdę żaden intruz, jeśli tylko się chce, nie wyśledzi, jaka jest nowa "kodowa tożsamość" danego wyborcy. Ww. dodatkowa karta plastikowa, w odróżnieniu od samego dowodu, umożliwiałaby też oddanie głosu przez Internet, co jest bardzo wygodne. Kto się obawia, że państwo wie o nim za dużo, oddaje głos zupełnie tajny, za pomocą zwykłego dowodu osobistego w lokalu wyborczym (w tabeli wtedy będzie przy nim "głosował w lokalu", brak informacji o partii). Ktoś mógłby powiedzieć, że jest to rozwiązanie zbędne, bo prawdziwość wyniku wyborów zapewniają sondaże, w tym exit polls (ankieterzy pod lokalami wyborczymi). W zasadzie tylko te ostatnie są istotne, bo ze zwykłych sondaży nie wynika w oczywisty sposób, jaki będzie wynik wyborów, bo frekwencja może być nieprzewidywalna (aczkolwiek jak dotąd zawsze były bardzo blisko realnych wyników). Tym niemniej wiarygodność oparta na exit polls z 1 czy 2 firm jest nieporównywalnie niższa niż ta oparta na tym, że wszyscy widzą, że jest prawidłowo i każdy obywatel to osobiście, nie wnosząc protestów, zaświadcza (a niektórzy wręcz jeszcze dokładniej analizują dostępną tabelę czy rejestr, żeby być pewnym jej wiarygodności). (Prosta modyfikacja tej technologii pozwala usunąć problem wiedzy państwa o preferencjach konkretnych ludzi, chętnych na głosowanie internetowe. Mianowicie w publicznie widocznym rejestrze obywateli (początkowi + narodziny i śmierci) wprawdzie stosowany byłby (zamiast personaliów) stały w czasie i przypisany do osoby, ale tajny, kod obywatela (jego tajny czy możliwy do utajnienia identyfikator) — natomiast w publicznie widocznej tabeli wyborczej już tylko jakiś wtórny i jednorazowy kod wyborcy, np. automatycznie przyznany "login", stosowany obok hasła, którego państwo NIE potrafi skojarzyć z konkretnym obywatelem, NIE zapamiętuje takiego powiązania, lecz po prostu przyznaje go jednorazowo i umieszcza w puli danych login+hasło, na potrzeby pojedynczych wyborów.) Co innego teraz publiczny rejestr obywateli, wraz ze zdarzeniami narodzin i śmierci, i wykazem tego, który z nich głosował, a który nie (choć też jest to utajniona informacja dzięki niejawności osobistego kodu), a co innego tabela wyborcza z konkretnymi głosami na konkretne partie (byłyby one oznakowane już tylko wtórnym kodem, czyli nieznanym państwu loginem z puli — może on nawet nie być jednorazowy a stały, przysyłany wraz z kartą plastikową, to już drobiazg techniczny; ważne, że się go nie zapamiętuje i nie kojarzy z osobą czy kodem obywatela). Powtórzę, główna zaleta tej technologii to ogromna łatwość wyjścia na jaw fałszerstwa (i trafienia informacji o nim do Internetu czy na wolny rynek) i dzięki temu większa ufność obywateli w wyniki, bez potrzeby ufania jakimś konkretnym ośrodkom. Każdy może codziennie robić kopię rejestru obywateli, dzięki temu widząc, że z dnia na dzień nie przybywa dorosłych wyborców, że ciągle jest tyle samo pierwotnych uczestników systemu głosowania (ok. 30 mln. dorosłych Polaków) itd. NIE TRZEBA, powtórzmy, głosować przez Internet, natomiast obowiązkowe byłoby posiadanie specjalnie odnowionego dowodu osobistego z wpisanym ledwo widocznym kodem. Problem rozpatrywania protestów wyborczych (ktoś widzi, że oddał inny głos niż oddał) jest trudny i proponuję następujące jego rozwiązanie. W razie naprawdę zmasowanych protestów, mogących zaważyć na wyniku wyborów (taki protest zgłaszałoby się choćby przez Internet, ale i na papierze), przeprowadza się postanowieniem Sądu Najwyższego ponowne wybory o zaostrzonym rygorze. W pierwszym podejściu awaryjnym do internetowego głosowania stosuje się po prostu głosowanie z jawnością powiązań kod obywatela-głos (czyli państwo wie, kto na kogo), po czym możliwe są w ciągu 7 dni protesty na zasadzie "chcę zmienić głos". Zarazem obywatele mogą składać jeszcze przed zapowiedzianym głosowaniem głosy w systemach internetowych swoich partii, podpisując je samym kodem obywatela (niezależna weryfikacja zewnętrzna). W razie dalszych zmasowanych protestów możliwa jest jeszcze jedno głosowanie awaryjne (czysto internetowe, tylko internautów dotyczące), w którym to obywatele chcący głosować przez Internet głosują w systemach internetowych swoich partii, podając tam pełne dane osobowe włącznie z adresem (prawdziwość takich danych zawsze można zweryfikować, np. adresu, podczas gdy tak poza tym nie są one powszechne znane) — spływają te ich listy do PKW, po czym jeszcze przez tydzień można zgłaszać na piśmie udokumentowane protesty. Wreszcie, po tygodniu od trzeciego głosowania w Internecie, organizuje się uzupełniające wybory tradycyjną metodą, w których biorą udział wszyscy ci, którzy nie zagłosowali przez Internet lub unieważnili oficjalnie swój głos (oczywiście byliby wtedy liczniejsi mężowie zaufania w komisjach wyborczych, publikowano by w Internecie wyniki cząstkowe z lokalnych okręgów itd.). Całość trwałaby ze 4 tygodnie maksymalnie, a normalnie z tydzień przy braku fałszerstw — od początku do ogłoszenia oficjalnych wyników. Sąd Najwyższy, chcąc być wiarygodny i utrzymać pokój w kraju, nie powinien oczywiście nigdy zlekceważyć protestów znanych ośrodków monitorujących wybory, choćby tylko niektórych. Nieco inny możliwy system byłby taki, że wybory nie są jednorazowym zdarzeniem chwilowym, lecz ludzie po prostu w dowolnej chwili rejestrują się w swoich partiach jako wyborcy, posługując się tylko kodem obywatela. Na bieżąco wiadomo, kto ile ma (obok wyników sondażowych). Partie na bieżąco prezentują te listy w Internecie. Mogłoby się obyć nawet bez utajniania przypisania kodu obywatela do konkretnej partii, bo po co się tak krępować. W ten sposób ewentualne błędy, np. ktoś jest na dwóch listach wyborców jednocześnie, już zwykle na długo przed "wyborami" byłyby wyłapywane i korygowane. [ukryj dopisek]
edit 2015-11-11: Budżet obciążony bandytami i remontami, a wasz PiS ("broń nas Boże przed jakąś partią Niżyńskiego!") chce pieniądze pozabierać ("nakraść")... bankom. W artykule na Money.pl o nowym podatku człowiek z rowerem czeka pod bankomatem, to jest ilustracja problemu (znany sposób stalkingu wobec PN: najeżdżanie go na rowerach, gdziekolwiek pójdzie; strasznie częste, codzienność, i również uporczywe, bo wiele razy próbowałem uciekać przed stalkingiem za granicę). A tu ich kolejny nowy podatek, w czasie, gdy nadal trwa podglądacko-remontowe rozkradanie budżetu. Swoją drogą: co ma wspólnego posłanka SZYDŁO z przestępczością podsłuchową (kliknij)? Smartfon do szpiegowania, śledzenie ekranu, przyzwolenie na "radio"?... (Tak by to wyglądało na mój węch i tak podejrzewam. W sumie typowe to może być u posłów.) Przecież wybrana przez władze partii, jak mniemam, złej i złych kandydatów forsującej... Kliknijcie, zobaczcie sami, co nagrałem w publicznym miejscu, gdzie akurat byłem. Poprzednia taka sprawa dotycząca premiera (p. KOPACZ) jest wymieniona, na czerwono, w dopisku pod wpisem 1/07/2015 (edit 2015-07-25; dotyczyła publikacji nagrań z Ibisu), zaś jeszcze wcześniej Janusz Niżyński fotografował się z Kasią TUSK (Facebook, wspólne zdjęcie) — nie wnikajmy już tu w szczegóły, jak do tego doszło, bo to osoby prywatne, a ja prawdziwej wersji nie znam. edit: Ostrzegam przed politykami, którzy będą tłumaczyć swą bierność w tej aferze tym, że "nie chcą drażnić Rosji", z przyczyn patriotycznych... [rozwiń dopisek...] — podczas gdy spodziewany prawdziwy powód to to, że są bandytami. (I tyle. Tak! Udział w mafii.) W rzeczywistości zagrożenie nuklearne (bo na lądzie takiego nie ma, a nawet i nie z powietrza) ze strony Rosji jest na tyle mikroskopijnie małe, że zlewa się z zawsze istniejącymi losowymi fluktuacjami prawdopodobieństwa wynikającymi z wahań nastroju Putina czy innych przywódców. Nie przejdzie to choćby minimalnie przez żaden ostrzał racjonalistycznej krytyki; zatrzyma się to na pierwszej osobie, której taki kapryśny polityk swój zamiar wyjawi, i na pierwszej próbie refleksji nad nim. Masakra, odwet, iluśmilionowe własne straty w ludziach — taki jest spodziewany bilans agresji. I jeszcze jedno. Kogo strach tak paraliżuje, że uniemożliwia mu normalne czynienie dobra oraz działanie na rzecz siły (czy choćby odporności) własnego kraju — bo "tam" sobie tego nie życzą — ten nie nadaje się na polityka. Dzisiaj uginanie się i podległość (np. bo rzekomo "zawsze się jest trochę podległym i niesuwerennym"), jutro (gdy różnica poziomów mocy dzięki temu stanie się jeszcze większa) już stała utrata suwerenności decyzji politycznych w dowolnie obranej przez "sąsiadów" dziedzinie, a także rosnący wyzysk ekonomiczny, upadek swobód obywatelskich (np. wolności wyznania) i w dalszej perspektywie wręcz dowolne zabijanie podbitego i rozproszonego ludu, przerobionego już na pojedynczych niewolników w posiadłościach swych bardziej wojowniczych sąsiadów. (Nie przeceniajmy przy tym religii, bo jej wpływy w społeczeństwach raczej słabną, w Moskwie z 1% ludzi przychodzi do cerkwi na Boże Narodzenie, w Czechach, Rosji, Holandii czy Szwecji co rusz trafia się na ateistę itd.) Nie tylko nie należy ufać politykom, tak się tłumaczącym (a byłaby to w takim razie, w ich wykonaniu, polityka dekadencka porównywalna z tzw. appeasementem, który później kosztował życie dodatkowych setek tysięcy i milionów), ale nawet nie należy ufać własnym znajomym, którzy twierdzą, że to ich zdaniem usprawiedliwiona wymówka, i nadal wierzą w te swoje stare partie, znane z nazwy głównie dzięki telewizji. Także i ci ufający prawdopodobnie są bandytami, choć to wasi koledzy. Bandyci są przecież wśród nas (zauważcie: jeśli jest ich np. 10%, to jednak uwzględniwszy partnera życiowego oraz swoich i jego rodziców czy też dzieci, a zatem np. biorąc po 3 osoby na partnera i ogólnie 6 na osobę, robi się to spory odsetek, ci zamieszani z powodu koneksji rodzinnych, choć należy wziąć pod uwagę, że osoby się powtarzają, np. nie sam X zamieszany, ale i jego ojciec, więc nie można tak zwyczajnie dodawać rodziny jako osób nowych i, dlatego, pomnożyć liczebność przez 6; ma tu jeszcze wielkie znaczenie geografia, bo w dużych miastach jest dużo więcej zarejestrowanych firm, dlatego też więcej przedsiębiorców w rodzinach, oraz nieproporcjonalnie większy jest obrót rynku nieruchomości, bo ludzie chętniej się oferują — Warszawa a, na przykład, Łeba, Janowiec Wlkp. czy Wysokie Mazowieckie to diametralna różnica w odczuwalnym poziomie kryminalizacji społecznej). Mogłoby się wydawać, że argument taki o Rosji "łykną" chętniej np. ludzie religijni, ci bardziej zagłębieni w swym wnętrzu i tylko w niewielkim stopniu lękliwie wyglądający na zewnątrz, poza swe 4 ściany wystarczające im do szczęścia, obawiając się jakiejś wojny czy masakry — że im taka wiara w "potrzebę chronienia kraju przed Rosją" przystoi. W rzeczywistości jest to tak naiwna i błędna politologicznie wymówka, w świetle braku konkretów, faktów, obiektywnych przesłanek (Ukraina nie jest trupem) oraz przede wszystkim w świetle tego, co już napisałem pod wpisem 22/05/2015 (pierwszy dopisek pod nim, 'edit', proszę rozwinąć), że raczej się w tą śpiewkę nie wierzy: prawdopodobieństwo jest po stronie tego, że nie traficie Państwo na osobę autentycznie przekonaną o potrzebie milczenia o skandalu z powodu Rosji. (Zresztą co to za absurd, decyzja należy do biznesmenów — każdy może takim zostać — ci zaś po prostu chcą się dorobić, zmiażdżyć konkurencję: taka jest logika rynku, a politykom pozostaje tylko go biernie obserwować i działać reaktywnie. Choć, z drugiej strony, państwo powinno interweniować w swych mediach publicznych, by standardami dorównywały i przewyższały komercyjne.) A zatem proponuję nieufnie patrzeć także na wyborców wierzących w polityków i konieczność przemilczenia katastrofalnego stanu kraju "z przyczyn zagranicznych". Bandyta zaś, jak już wielokrotnie tłumaczyłem, wykazuje — w dużo wyższym stopniu niż inni — postawy mniej lub bardziej aspołeczne i niejako ze swej natury (tu: korupcja, potrzeba pleców w polityce) dąży do "zrobienia w konia reszty", dorabiania się na niej (średnio jeden dorabia się na wielu), jednocześnie wprowadzając ją w błąd — nie ma tu wcale znaczenia (i zarazem nie jest prawdą), że "chodzi [np. w remontach] o tylko jednego człowieka". Przez złą postawę bandytów względem reszty: racja stanu (związana z demokracją i prawami człowieka) przegrywa wybory, dobre opcje nie mają poparcia (nawet tego minimalnego potrzebnego, żeby powstać: np. Partia Piotra Niżyńskiego — przecież pomóżcie, nie będę żebrać na ulicy, bo nie wolno bez zgody na demonstrację, zresztą co setny(!) poprze), nakładane są wyższe podatki lub rosną ceny, oszuści mieszkaniowi pozostają bezkarni (bo takich polityków sobie wybieracie: ja bym oszustów skazał, ale ci się będą wykręcać od naprawy funkcjonowania sądów chyba ze względu na spowodowanie skandalu z oszustwami przez samego Jana Pawła II(?) — zawsze przecież później się można tłumaczyć, że cały bandytyzm polityków pochodzi tylko z ich religijności i oddania jej...), w mediach traci się hamulce przed zbywaniem tematów milczeniem (przykład: podrobiony wynik wyborów do Sejmu 2015), a mafia się rozszerza i w przyszłości naprawdę bez problemu zniszczy każdego, kto by jej na drodze stał. Jak? Niekoniecznie aż tak drastycznie, jak mnie. Podsunie mu np. nieodparte myśli w rodzaju: popełnić przestępstwo (po czym, o dziwo, okazuje się, że są dowody); zdradzić się z czymś ("zrób to a to", łatwo tak kogoś zasugerować przekazem podprogowym, po czym podsłuchać/podglądnąć dzięki temu jego tajne prywatne informacje); popełnić coś, co mu w rzeczywistości z punktu widzenia celów działalności zaszkodzi (ale zabraknie takiemu sił umysłu, by samodzielnie dostrzec w tym błąd, tak bardzo jest się przez przekaz podprogowy niekiedy kontrolowanym) itd. Nie można nie doceniać niebezpieczeństwa społecznego tkwiącego w podprogowych wszędobylskich manipulacjach umysłem, jak i choćby tylko w asystowaniu przez pracowników np. firm w prześladowaniach (czy to pośrednim, poprzez szpiegowanie dla mafii i tym samym pomaganie jej, czy bardziej bezpośrednim — twarzą w twarz z ofiarą na zasadzie stalkingu, dokuczania, chodzenia za kimś i irytowania w wolnym czasie). Ludzie, którzy są w gangu, wykazują postawy aspołeczne: mają zbędnego wroga/wrogów (słabych i samotnych, bo w zdecydowanej mniejszości!); chętnie nastawią jednych (tych najliczniejszych) przeciwko drugim (tym prześladowanym jednostkom), wprowadzą w błąd co do polityki; reprezentują ducha przeciwnego państwu prawa i jawności polityki, także zagranicznej (czyli systemowi, który trwale zapewnia ludności szczęście i dobrobyt), za to na rzecz niejawnych układów (trzeba dopiero sporo czasu poświęcić na ich zgłębianie, przenikanie coraz głębiej, żeby nie popełnić błędu i mieć zagwarantowane najbardziej podstawowe sprawy, np. u biznesmenów biznesplan, u konsumentów zwykłe zaufanie do rynku i firm na nim — w tym samym czasie, straconym na orientowanie się w sytuacji, inni już by zajmowali się czymś pożyteczniejszym, wzrostem gospodarki czy nauki...); są ci zamieszani także wyzuci z elementarnego współczucia dla drugiego człowieka oraz poszanowania jego praw, a chodzi przecież o tortury i przewlekłe, jawne wywoływanie szaleństwa (nie spotkałem się od początku 2013 r. z kimś, kto by wymontował czy choćby odciął od kabla tajną zabudowaną instalację głośnikową w swej nieruchomości, choćby tylko w jakiejś budce spożywczej — NIGDZIE, choć mają pewnie te telefony podsłuchowe oraz uszy na miejscu); nazbyt często tacy osobnicy świadomie dręczą, dokuczają, wystawiają do wiatru; sprawiedliwość, a nawet demokracja(!), jest takim kulą u nogi (zrozumiałe: muszą być źli u władzy, choć masy narodu o tym nie wiedzą lub tego nie chcą — dlaczego? bo nas, elity korzystającej na istnieniu mafii, jest zdecydowana mniejszość, dzięki temu można okradać znacznie większą grupę a za to bardzo małymi sumami od każdego, typu VAT +1% czy podatek bankowy, i to jest niezauważalne; większość trzeba więc, żeby jej to wszystko, wliczając upadający ład moralny, nie przeszkadzało, najlepiej robić w konia)... Poczytajcie o tym tu na blogu w starszych tekstach, np. w edit 2015-07-09 pod wpisem z 1. lipca 2015 r. Jeżeli zbrodnie (tortury, zabójstwa) nie są ważne dla polityki, to w ogóle ład moralny nie jest ważny; jeśli taki czy inny ład moralny nie jest ważny, to ja już nie wiem, o czym jest polityka, czym tu się interesować, jakie Państwa zdaniem są właściwe kryteria wyboru partii... [ukryj dopisek] edit 2015-11-19: Wieści z Rosji: "Trzej dowódcy Państwa Islamskiego zabici" (zob. też: dzisiejszy ekran startowy Windows 8, z nagłówkami medialnymi). Zaraz po powyższym dopisku z wymienionym Tuskiem, Kopacz, Szydło (pewnego potwierdzenia pośredniego, że on już wcześniej tu był, dostarcza data dodania filmu podawana w YouTube, kliknijcie czerwony link powyżej). edit 2015-12-01: Oto przykład marnej prowokacji, żeby (ze wsparciem wszechobecnych wokół nas polskich mafioso, którzy w głupocie reszty ludu mają zawsze swą korzyść) wmawiać Polakom, że jest dla Polski obecnie zagrożenie rosyjskie... [rozwiń dopisek...] i że to dlatego (a nie przez bandytyzm różnych "luminarzy" biznesu medialnego i polityków) przemilcza się sprawy związane z zamachem na samolot w Smoleńsku — a może i w ogóle z telewizją i mną: oto (1) Polska powiadomiła Rosję o usuwaniu jakiegoś pomnika, następnie (2) stanowczo zaprotestowało rosyjskie MSZ (Wobec Działań Polski, napiszmy nagłówek ogólnie), żeby wreszcie (3) uczyniono z tego powszechny temat nagłówkowy, np. w Interia.pl, godny skupienia na nim uwagi. Typowe od początku 2014 r. manipulowanie motłochem poprzez wyolbrzymianie czy prowokowanie tematu [edit 2015-12-02: proszę, oto jeszcze jeden taki przykład wygrażania narodowi przez media atakiem nuklearnym (jak to chyba odebrać należy) zamiast skupienia się na walce o dobro orężem prawdy i błyskawicznego docierania do wszystkich. Gdyby dzisiejsza Rosja mogła wzmocnić się o taką Polskę, skutecznie wchłonąć ją, już by to zrobiła]. Do tego jeszcze Cimoszewicz tego dnia ostro wyrażał się o Sellinie (mówiącym, że są dowody na bombę), ten nasz Szanowany Spec i Autorytet od spraw zagranicznych (tymczasem w rzeczywistości nic nie trzeba umieć, by być politykiem, a on przecież, jako wieloletni poseł lewicy, może ma coś na sumieniu — w Sejmie przecież działa chyba obserwatorium mojego ekranu i ma się za to wyższe diety, liczni posłowie dostali też telefony do szpiegowania mnie). Po nitce do kłębka, od Smoleńska do TVP/Watykanu i Piotra Niżyńskiego... Niestety, pewnie są idioci, co nie potrafią wytrzymać dnia bez portalu czy dziennika (i, niestety, znają nazwę Gazeta Wyborcza, a www.nielegalnie.pl nie), a z drugiej strony im takie newsy nerwy szarpią, choć pewnie nie tak dużo takich wrażliwych ludzi. Odreagowując więc takie napięcia "godzą się ze światem": swego ukochanego portalu czy dziennika oczywiście nie porzucają ani nawet nie myślą (bo w ogóle samodzielne myślenie, i do tego mądre, to rzadkość), dlaczego oni tak bezustannie udają obecność zagrożenia, po co to komu na razie — i oto w końcu dochodzą biedactwa do tego idiotycznego wniosku, że tematu nie ma, bo... Rosja nie chce; bo Rosji nie na rękę. Tak to w każdym razie w ich głowach się mniej więcej wiąże, zapewne, ale nawet niezbyt to świadomie dostrzegają (tylko, że później jakoś tak nawet podświadomie będą bronić krycia tych tematów "ostrożnością wobec Rosji" itd., niby jakąś mądrością — podczas gdy to jest kretynizm i szkodzenie Polsce jako 38-milionowemu narodowi, a przyczyna zła w mediach jest prosta i z prawdziwą ideowością nie ma wiele wspólnego). Najobrzydliwsze jest to, że media, zamiast mówić wprost o faktach w ww. kwestii TV, Watykanu, Piotra Niżyńskiego, Smoleńska, stosunków Polska-Rosja na tym tle (a takie mówienie wprost jest zawsze, w zestawieniu z błyskawicznością oddziaływania mediów, wielką przeciwwagą dla wszelkiej tyranii), uciekają się do wykrętów i niemej sugestii ("podprogowej"). edit 2015-12-01: Po co jeszcze, oprócz ogłupiania tym mas i tworzenia dla siebie obrony przy różnych towarzyskich polemikach, potrzeba(?) mediom wizji "Polski zagrożonej atakiem rosyjskim"? Moim zdaniem jeszcze w podobnym jw. też celu, ale już stricte prawnie: by ułatwić późniejsze powoływanie się na to, że coś było autentycznie informacją niejawną i "tajne". Może nawet nie ma najmniejszego śladu dowodów na to, że takie zagrożenie rosyjskie jest, choć pewnie coś się znajdzie, ale już na pewno warto to dodatkowo ludziom (a więc, w tym także, sędziom) do głowy wbijać. Pisałem o tym w edit2 powyżej (dla klasyfikacji jako "tajne", a takich informacji ujawniać nie może nikt, bo to przestępstwo, potrzebna jest też obok ogólnej niekorzystności rozpowszechnienia m. in. szkoda dla bezpieczeństwa kraju). Otóż NIE, nie przez niejasną i nieostro wyznaczoną "tajemnicę państwową" do tematu media się nawet nie zbliżają, a Piotra Niżyńskiego lekceważą (czego może jeszcze będą się wypierać, udając zapewne, że to czas nagle je zmienił; przecież czy ja się muszę do nich dobijać, jest mnóstwo innych chętnych, np. mogą być tacy w sprawie remontów, agentury w firmach czy urzędach, wciągania biznesmenów w przestępczość przez sieci franczyzowe itd., itd.). edit 2015-12-24: Jeszcze jedna, oficjalnie może nawet fundamentalna i główna, korzyść z rzekomo panującego "klimatu" napięcia polsko-rosyjskiego to tłumaczenie się mediów i Rosji z haniebnego (i słusznie nasuwającego najgorsze podejrzenia) braku współpracy Rosji w śledztwie smoleńskim — do dziś nie zwrócono nawet Polsce samolotu (przypominam opinię materiałoznawcy prof. Biniendy o tym, że na podstawie jego resztek wiadomo, że na pokładzie była eksplozja; pisałem o tym w edit 2015-09-29 pod wpisem o tej katastrofie). [ukryj dopisek]
(00:21)
Było w Polsce raptem kilka głośnych spraw o obrazę uczuć religijnych... [rozwiń wpis]
Było w Polsce raptem kilka głośnych spraw o obrazę uczuć religijnych: Nieznalska, Nergal, Doda. [Ja, mam nadzieję, nie pojawię się na tej liście, bo papież niezbyt jest "przedmiotem" czci religijnej, a ja niezbyt go (choćby jako głowę państwa) czynię nieważnym lub naruszam jego dobra osobiste. Mam prawo do podejrzeń, wypływające z bardziej podstawowych praw człowieka do swobody wymiany poglądów — w myśl tego, co podano w następnym wpisie, tym o Smoleńsku, w jego dopisku.] Tymczasem spójrzmy na nazwisko obecnego papieża (imię też jest wielce wymowne, wobec listy zabójstw wymienionej w poprzednim wpisie na dole — tłumaczył je, że Kościół ma być "ubogi i dobry dla ubogich"...): BERGO(G)LIO — drugie G umieszczam w nawiasie, bo się go nie wymawia. Słychać natomiast wyraźnie [oprócz E] takie kolejne spółgłoski: R-G-L. I teraz szybciutko sięgnijmy pamięcią do matematyki w liceum (kombinatoryka) — lub po prostu zastosujmy "chłopski rozum": ileż to różnych innych opcji byłoby możliwych na 3 literach (kolejne spółgłoski) zamiast tych R-G-L, jeśli się zważa na kolejność? Odpowiedź: o ile w alfabecie jest np. 21 spółgłosek (a samogłosek 6: aeiouy), to takich innych możliwych zbitek jest... [3 wymiary sześcianu i liczymy kosteczki, którymi go wypełniamy] 21 × 21 × 21 = 9261... czyli szansa przypadkowego trafienia [na 3 spółgłoskach] w R-G-L, a nie w co innego, wynosi 1:9261. Nie ma tu znaczenia, jacy akurat są dostępni kardynałowie. Choć jest ich mało (setka?), to ich nazwiska można traktować jak poniekąd losowe, z zachowaniem standardów danego języka zwiększających nieco częstość występowania pewnych zbitek, lecz przecież wciąż — choćby ze względu na wielość możliwych nacji i zapewne CO NAJMNIEJ setki alternatywnych równie popularnych zbitek nawet w ramach jednego języka (hiszpański) — pozostaje taka zbitka R-G-L czymś bardzo szczególnym: prawdopodobieństwo tego to 1/9261, tymczasem znaczenie może być bardzo istotne w religii... Po jednej stronie mamy zatem takie właśnie prawdopodobieństwo, które można nawet teraz powiększyć (zamykając oczy na to nazwisko) do 1/118, czyli poniżej 1% — jest to prawdopodobieństwo ślepego trafu w takiego kardynała, a po drugiej, choćbyśmy nawet w to nie dowierzali, zostawmy (z racji oryginalnie kojarzącego się superrzadkiego układu liter) jakieś 10%, że nastąpi(ł) swego rodzaju żarcik czy spisek (pozostańmy zaś na pozostałe 90% dowierzający, że tu jednak jakieś inne natchnienia są ważniejsze i że to pomyłka). [edit 2015-10-15: Sugerowałbym nawet sporo wyższą obstawianą (a priori) szansę niż 10%, tj. rzędu kilkadziesiąt procent, że wybiorą na podstawie np. nazwiska — bo każdy kardynał zapewne sobie myśli, że może i on sam by się na to najwyższe dostojne stanowisko nadawał, więc czemu ma głosować na kogoś innego? No ale skoro już, żeby być skutecznym, trzeba się organizować w jakieś grupy poparcia, to najłatwiej wskazać jakieś obiektywne cechy kandydata, typu nazwisko, bo bardzo słabo zna się charaktery poszczególnych osób. (Dla porównania z innymi konklawe: Jana Pawła II wybrano bodajże dlatego, że przepowiedział mu to ojciec Pio, co było znane — stąd zresztą może jego pewna sympatia dla przepowiedni w ogóle — zaś przed JP2 wybierano samych Włochów, a opcji wtedy jest raptem kilka i bardzo łatwo wtedy o decyzję. Zaś nie chcieli Włocha pewnie dlatego, że Jan Paweł I, rządzący wśród włoskiego otoczenia, został chyba zabity; i nawet aż do mojej mamy dotarła ta plotka. Może to m. in. stąd później ta słynna ostentacyjna religijność mafiosów, choć pewnie nie tylko dlatego.)] A ZATEM SZACUJMY I ZWAŻMY: 0,84% NA JEDNEJ SZALI ["losowość" kardynała w świetle naszej nieznajomości podłoża wyboru oraz w świetle tego, że każdy ma swe zalety i wady, nad którymi pracuje w myśl pewnych chrześcijańskich wskazówek moralnych — więc i tak byle kto nie zostaje kardynałem, to jest "śmietanka" Kościoła i jego elita, tu podobno wszyscy są "na poziomie"], 10% NA DRUGIEJ (ŻE CELOWO WYBRALI NAZWISKO PODOBNE DO NERGALA) — co tu raczej racjonalnie obstawiać należy (czy, w każdym razie, przyjąć za słuszne podejrzenie)?! Czemuż to brzmi jak Nergalio... [edit 2015-09-26: Od razu jest to też wskazanie na Polskę jako skupisko uwagi Kościoła. A tutaj artykuł: rozmowa Onetu z Nergalem o istnieniu lub nieistnieniu Boga, fatalizmie ateizmu, zerojedynkowej logice (bądź co bądź logice!), papieżu Bergoglio (Franciszku), śledzeniu życia, zabawie w detektywa, grzechach papieży... Proszę poczytać niniejszy blog, np. dopisek 1 do poprzedniego tekstu z września, oraz dodatkowe źródła wg odniesień w tekście, a skojarzeń ze mną zrobi się jeszcze więcej. Jak widać, także i muzyk podchwycił w tym kontekście od Orange to znane hasło o "szefie wszystkich szefów" (który sprawił, że nie pominę tej "reklamy" — przecież o manipulacjach podprogowych, jeśli już ktoś słyszał, to zwykle w kontekście złej reklamy jakichś produktów, np. pojedynczych klatek wplecionych w film, których świadomie się już nie rejestruje, ale powodują ochotę na te produkty). Nergal, jak podaje angielska Wikipedia (Personal, mowa o 'barbershop'), jest czy był przedsiębiorcą, współwłaścicielem salonów fryzjerskich (także w takich miejscach instalacje elektryczne wyremontowano: zwykle jest tak w każdym miejscu dostępnym z ulicy, nie spotkałem wyjątku), a zatem człowiek raczej kompetentny. Zauważmy, Bergoglio był już w 2005, po śmierci Jana Pawła II, podobno poważnym konkurentem Ratzingera, czyli przyszłego Benedykta XVI, z wynikiem 40 głosów, a zatem należy podejrzewać następującą przyczynowość, ciąg uwarunkowań, uwzględniający suwerenność Kościoła, który przecież nie jest tylko pionkiem w cudzej grze: konklawe 2005 z dobrym wynikiem → skandal m. in. w papiestwie (2006-) ze szpiegowaniem Niżyńskiego i propagowaniem remontów → celowo pod takie rzeczy zaplanowany czyn Nergala z 2008 (podarcie i spalenie Biblii, przy tym specyficzna wypowiedź), do którego go pewnie jeszcze ktoś np. z Telewizji namówił, a sądy zapewniły o legalności (TVP ma do wszystkich kontakt, np. internetowy) → następnie w 2012 zabójstwo ciotki itd. oraz decyzja o rezygnacji na rzecz Bergoglio (proszę, tutaj już w 2012 r. przewidywali nawet imię Franciszek) → nagłaśnianie sądowej sprawy Nergala w mediach → konklawe z 2013 r. wygrane przez Bergoglio. Przede wszystkim to pewnie telewizja wskazuje na centralną rolę Watykanu, ale w Kościele (i w rządach) może też znajdą się na coś świadkowie, zresztą odsyłam do wpisu o przykładowej parafii.] [edit 2016-03-26: Powstaje zarazem jeszcze inne, wcześniejsze, pierwsze prawdopodobieństwo, jako uprzednie zdarzenie niezależne od wyniku konklawe — nadające się dlatego do przemnożenia (bo chodzi o współzajście zdarzeń) przez hipotezę przypadku na konklawe, dalej oszacowaną na poniżej 1%, i podstawienia w jej miejsce; mianowicie, jest jeszcze inne wchodzące NARAZ w grę (nie)prawdopodobieństwo — tego, że w ogóle był u nas taki muzyk blackmetalowy, który miał pseudonim podobny do pewnego księdza z Argentyny, o którym by nawet nie usłyszał, lecz który miał nazwisko mające dobre odzwierciedlenie w mitologii, czyli w każdym razie: do księdza Bergoglio. (No, chyba że Nergal jest z powodu swego występowania w mitologii sumeryjskiej tak ogólnie istotny, tak już uprzednio popularny, że to się samo przez się rozumie, że akurat taki Nergal — taki bożek sumeryjski i żaden inny — by u nas był czy mógł się ze sporym prawdopodobieństwem bez żadnego spisku pojawić; ale w takim razie, z kolei, bynajmniej nie jest samo przez się zrozumiałe, lecz znowu skrajnie nieprawdopodobne, że wśród np. 115 kardynałów znalazł się akurat taki, z literami nieprawdopodobnymi na nieomal 1:10.000, nie licząc już nawet samogłoski E, bo jeszcze by mniejsze było; a z drugiej strony, do tak czołowej postaci pasujący. Raczej, znowu, wyraźnie byłby to spisek.) Łatwo to uprzednie (nie)prawdopodobieństwo przypadkowego współistnienia postaci (które, powtórzmy, trzeba by przemnożyć przez prawdopodobieństwo wyboru takiego w konklawe, a to co innego), policzyć: mianowicie, jeśli np. 1:10.000 to szansa trafienia w litery, a mamy 10 głównych postaci sceny black metal w Polsce, to w przypadku każdej z nich szansa nietrafienia w te litery to 0,9999, szanse takie trzeba pomnożyć przez siebie, czyli podnieść do potęgi 10, a otrzyma się ok. 0,999 dla zdarzenia, że u żadnego taka zbieżność się nie trafią, a więc, przeciwnie, prawdopodobieństwo 1:1000, że u kogoś z polskiej sceny BYŁOBY przypadkowo to R-G-L w pseudonimie, w nazwisku. (Wymieńmy tu, dla jasności, polskie zespoły z tego gatunku muzyki, tradycyjnie nieprzychylnego religii — jest ich raptem kilkanaście, z czego najbardziej znanych tylko kilka — oto one: Behemoth, Graveland, Christ Agony, Arkona, Infernum, Xantotol, Furia, MasseMord, Mgła, Kriegsmaschine, Blaze of Perdition, Besatt, Infernal War, Iperyt, Morowe.) Podsumowując: nazwiska podobne do postaci z mitologii są rzadkie (chyba mniej niż jedna setna wszystkich); kardynałów jest mało, czołowych postaci polskiej sceny black metal jeszcze mniej — nie wybrnie się z tego argumentu, jest tu dodatkowe (nie)prawdopodobieństwo do przemnożenia przez tamto 0,84%, które tym samym obniża je jeszcze o kilka tzw. rzędów wielkości, czyli miejsc po przecinku (np. zmniejszenie o 2 rzędy wielkości oznaczałoby przemnożenie przez 0,01, czyli 1%, i zejście tym samym prawdopodobieństwa tamtej "położonej na szali" hipotezy przypadku do poziomu 0,0084%). Tymczasem konkretna prawda na temat tego "trafu" jest tu na blogu w osobnym dokumencie o Janie Pawle II — pokazano tam papieża od mniej znanej strony. Zaś tutaj można jeszcze poczytać o korzeniach sprawy politykierstwa Donalda Tuska w kontekście tej tezy z samej góry bloga, że "premier zrobił mi tortury".]
Tak bardzo mi współczuje, tak chce mi ten papież pomóc — a przecież próbowałem się kontaktować z nimi, z polskimi mediami kościelnymi również — że aż niejako zasila sobą plotki na mój temat, iż reprezentowałem jakąś intelektualną, teoretyczną walkę z religią (podczas gdy w rzeczywistości wykradziono mi jakieś prywatne rzeczy z ekranu, bynajmniej nie byłem jakimś maniakiem myślenia o religii; może raczej szukali kozła ofiarnego, żeby skonsumować współpracę z Komisją Europejską, choć faktycznie, problemy, którymi się prywatnie interesowałem, były istotne, a rozpatrywane przeze mnie argumenty — bardzo trafne).
Pozostaje już tylko skojarzyć to z dziwnym przeciekiem do telewizji na temat śmierci jego rodziny, który, jak wspólnie ze spikerami jestem przekonany, miał miejsce [skończyła w wypadku, co się z góry zapowiadało]. Kościół zawsze się bardzo rodziną interesuje, także chyba moją. Dochodzi tu jeszcze to, że papież jest "z dalekiego kraju", a zatem poniekąd dodatkowo kojarzy się z Polską, choć to już co innego, to nie Europa. Zapewne wielu kardynałów zna sytuację, może nie chce jej poprawy.
Papież może być człowiekiem złym i w czynach antychrześcijańskim, bywa nawet osią międzynarodowych prześladowań i zła — w mojej sytuacji może tak być — z drugiej strony Smoleńsk wygląda na zbrodnię polityczną, nieoficjalnie są już świadkowie (wcale tu nie zmyślam, macie zresztą nagranie w przypisach poniżej), kraj zaś, Europę i świat wyremontowano piędź po piędzi, nawet na polach i lasach, pod tajne granie przekazu podprogowego przez nieruchomości (zmodyfikowane instalacje elektryczne, p. dowód w ramce wzmiankowany na górze bloga, jest tu gdzieś dalej na stronie) — media w tym wszystkim są jak zombie — a to wciąż mało zachęca do czytania i reklamowania innym? Gdzie te tłumy na blogu, gdzie wieści o jego adresie z ust do ust, z jednej skrzynki e-mail do drugiej?! Nie można obecnego postępowania Kościoła wobec mnie [niewiele zresztą mogę zeznać, ale wszędzie torturowanie i chyba śledzenie] nazwać chrześcijańskim, tzn. wskazanym przez Chrystusa swoim uczniom jako wieczny depozyt, ani nawet katolickim, czyli zgodnym z linią nauczania Kościoła. Oni mają już nowych proroków i krąg swoich uczniów, a tylko zawłaszczają stare nazwy i sentymenty, stare techniki, przy pomocy których ludzie są zarazem do kapłanów przywiązani i czują się bezpiecznie. Przecież Pan Jezus rzekł (nawet całą rozmowę na ten temat odbył): nie tylko "miłuj bliźniego swego", ale wręcz "miłujcie swoich nieprzyjaciół" (Mt 5:38-48, Łk 6:27-28,35-36; jak można kochać coś lub kogoś, a zarazem dążyć do jego pozbycia się — a taki to element jest w tych prześladowaniach...), zakazywał wyzywania drugiego, że jest bezbożny, co uważał za niesprawiedliwie i na piekło zasługujące (Mt 5:22), uczył, że władza ziemska powinna być możliwie lekka i nieodczuwalna (Mk 10:41-45). Wszystkie te prawdy, zupełnie wprost i bezwarunkowo pojęte (równie bezwarunkowy jest zakaz zabijania bezbronnych czy niewinnych), potwierdza od dawna oficjalne, w dokumentach zawarte, nauczanie Kościoła, tylko po prostu gdy przychodzi co do czego, okazuje się, że kardynałowie chyba wolą zło, bo np. marzą o większej potędze, kontrolowaniu mediów, umysłów, utrzymaniu obłudy w imię może nieco tylko lepszych statystyk uczęszczania na msze, może marzą o zamordyzmie. Jeśli nawet oni nie mają zaufania do losu, "zawierzenia Bogu" — nie uważają, że Bóg jest sam (tj. jako coś odrębnego od ludzi i prymitywnej wszechświatowej przyczynowości) obecny w historii Kościoła, że pomoże, lecz sądzą, że zamiast tego trzeba samemu sięgać nawet po owoce (bójcie się tego!) podobno zakazane (jakież lekkie podejście do różnych przykazań!) — to czemuż by wierni, zwykli katolicy, rzuceni przez życie w pewien zastany stan Kościoła, mieli ufać, że jest on coś wart i że żyć wedle jego formułek i sakramentów należy, "bo one takie natchnione są"! Brak zaufania do losu i Boga się szerzy, niewiara — w samym, świadomie milczącym, Kościele?! "Trzeba brać sprawy we własne ręce, zło trzeba czynić, by zwyciężać, bo Bóg nie naprawia i nie interweniuje!"... Koncepcja, jaka za tym stoi, to: ludzie sami to wszystko stworzyli, tę religię, teologię, Kościół, mszę, sakramenty — ludzie, którzy np. obecnie, odnoszę wrażenie, niezbyt wierzą w natchnienia Boże i Boże uczestnictwo w dziejach (chyba np. niezbyt wierzą, że "Bóg swój Kościół wybroni i uczyni wielkim i ważnym mimo wszystko" — w ich oczach trzeba dla dobra religii, powtórzę, "brać sprawy w swoje ręce") — brak w tym wszystkim "światła", "objawienia", spokojnej ufności wobec nadchodzącego losu, wynikającej z wiary w Opatrzność. A tymczasem widać już końcowy ateistyczny wniosek z przyjęcia złej (i w oczywisty sposób sprzecznej z oficjalną teologią, co wiadomo już od 2000 lat) przewrotnej logiki, szerzącej się wśród ideologów "religii wojującej": bo — uwaga, teraz piszę o hipotetycznym Bogu-Stwórcy — stworzyć coś takiego, jak widzimy (taki końcowy skutek w postaci religii, nasz dzień dzisiejszy czy nawet sprzed 500 lat, po milionach czy nawet tysiącach tylko lat ewolucji, za to z w pełni już ukształtowaną we wszystkich ważnych sprawach religią), w oparciu o samą prymitywną przyczynowość wszechświata, żeby się to samo bez pomocy rozwinęło i rozwijało, przecież nie sposób — nie mam tu już czasu na filozoficzne wyjaśnienia i dowody, ale nie stworzy się Kosmosu pod jakiś upragnione wyniki, bo nad jego rozwojem ma się niewiększą kontrolę niż np. nad rozszerzaniem się (w jakiś upragniony piękny dramat Szekspira) tekstu złożonego początkowo z 2 liter, jeśli określa się: te 2 litery oraz tabelę przejść poszczególnych dwójek liter na odpowiadające im trójki (rozszerza się wtedy i wydłuża taki tekst coraz bardziej). [edit: Może być, oczywiście, hipotetyczny element drobnych zmian i ingerencji w bieg historii i ewolucji Kosmosu, jakichś jednostkowych cudów, ale te ze swej istoty (jako naruszanie reguł) są tylko wyjątkiem. Są loalne, jak lokalna podmiana litery tu, litery tam. Procesy masowe nie zależą od przypadku pojedynczego cudu czy kilku cudów, które inni zresztą tylko z relacji znają(!). Dawniej takich różnych religii czy nawet "podziemnych" kultów, mających swoje cuda, różnych proroków było więcej (nawet dziś mają cuda różne religie) — sam fakt, że ktoś nam głosi, że coś takiego miało miejsce, jeszcze o kierunku historii nie przesądza. Liczą się procesy masowe, konieczności, prawa natury i psychologii stojące za ewolucją.] Podsumowując więc, źle się chyba dzieje w Kościele (całkiem w tajemnicy), zdaje się, że szerzy się niewiara w to, w co dotąd święcie wierzono (chyba w żadnej nieruchomości do dziś nie cofnęli remontu, pewnie nawet mają własne dodatkowe nadajniki tortur), a to papieskie nazwisko nie wygląda na żart czy ironię; tym bardziej, gdy się pozna, jaka jest sytuacja w, bodajże, TVP Warszawa. [edit 2015-12-24: Obok nazwiska kardynała-obecnego papieża, "satanistyczne" czy raczej tzw. blackmetalowe (ateistyczne) klimaty widać i w nrze dnia swego pontyfikatu, w którym umarł Jan Paweł II — jest to dzień 9666-ty (666 to słynne "imię Bestii"; znów, szansa trafienia w taką końcówkę przypadkowo wynosi 0,1% — zestawcie i porównajcie z odpowiednią drugą możliwością). Więcej na te tematy jest w tekście o Janie Pawle II i przypuszczalnej genezie podsłuchu (odnośnik w nagłówku bloga).]
Na koniec dodajmy, że aby zachować tajemnicę konklawe, stosowano tym razem (w 2013) tzw. zagłuszacze fal — eliminowało to zapewne także podsłuchy zdalne (prowadzone bez montowania czegokolwiek), czyli radarowe, pasywne, z odległych nadajników radia i TV pochodzące. Swoją drogą cóż za orientacja w zagrożeniu i współczesnej technologii. [zwiń wpis]
edit 2015-09-27: Tu jeszcze, przypomnę, papieskie odniesienie się do wolności słowa i (chyba) kwestii wolnej woli: http://natemat.pl/130559,papiez-o-wolnosci-slowa-jesli-obrazisz-moja-matke-dostaniesz-piescia-wolter-by-sie-nie-zgodzil. [rozwiń dopisek...] [edit 2015-10-03: Tutaj też, już na samym początku artykułu: "Z diabłem się NIE DYSKUTUJE": http://pl.radiovaticana.va/news/2015/10/03/papież_na_mszy_codziennie_toczymy_walkę_z_szatanem/1176663.] Jeśli chodzi o użycie słowa "matka" w sensie metaforycznym, jako "rodzic" religii, to mamy przecież analogię u Nietzschego (zna go papież, umieścił w encyklice Lumen fidei już w pierwszych ustępach) — uważał on (w "Zmierzchu bożyszcz") wolną wolę za jeden z 4 wielkich błędów leżących u podstaw wszelkiej religii (odnośnie zamiany przyczyny i skutku mamy jeszcze u niego następujący tekst, sekcja 4 rozdziału "Rozum w filozofii"). Aczkolwiek do niektórych nieprędko pewne prawdy dotrą, gdyż z powodu nadmiaru czasu, niedoboru czystości (skutkującego niechęcią do ryzykownych działań i tylko wyobrażaniem sobie możliwych czynów, grą samej wyobraźni, bez — oczywiście koniecznie w takim razie wywołującej różne ruchy, myśli czy działania — siły do czynów, "libido") oraz też może z tym (i leniwym próżnowaniem) związanego nadmiernego podniecania się wewnętrznymi błędnymi ognikami, wrażeniami, samoświadomością i "duchem" — nie potrafią sobie tacy wyobrazić życia bez, jak to nazwą, "wolnej woli", na każdym kroku, a we wszystkim widzą jakieś "akty wyboru" i trudnego podejmowania czynu czy ryzyka. Ciekawe, że chyba np. ludzie bardziej wstrzemięźliwi seksualnie i zapracowani po pierwsze mniej żyją "tylko w wyobraźni" i łatwiej im przychodzą czyny, a nie tylko ich wyobrażenia, po drugie więcej robią w ogóle automatycznie, odruchowo, bez wielkiego skupiania uwagi i wewnętrznego wyważania, po trzecie wreszcie — odnośnie pokrewnej sprawy istnienia duszy — mniej w swych myślach poprzestają na tym, co im zmysły podrzucają, na samozachwycie własnymi wrażeniami i podniecaniu się tzw. "samoświadomością", jako "cudem" i "odrębną jakością" (qualia), która ich jakoby jakościowo (a nie w sensie ilości inteligencji i także głębi cierpienia) odróżnia od rzeczy, a nawet roślin i zwierząt — myśli takich ludzi akurat często płyną szybciej i odbiegają dalej, głębiej [edit 2015-10-03: także emocjonalnie jest wtedy chyba więcej zwierzęcej namiętności, np. gniewu, żądzy, tęsknoty], więc tej samopodniety samymi tylko wrażeniami jest u takich ludzi mniej. W każdym razie zabawne jest, że podobno to Watykan mnie tak prześladuje strasznie przejąwszy się czymś, co ja miałem zaledwie na ekranie, podczas gdy miliony ludzi i tak nie są w stanie przyswoić tych twierdzeń, związanych np. z dylematem determinizmu, po trochu z przyczyn psychologicznych, po trochu dlatego, że nikt nie ma czasu ani ochoty ich za rękę w tych tematach prowadzić i rozwiewać wątpliwości i nieporozumienia. Dla większości ludzi i tak więc niezbyt byłbym groźny. Tymczasem zdaniem TV to właśnie ZA TO, za prywatną filozofię (OK, czasem się nią dzieliłem w latach 2006-2008) skierowano przeciwko mnie te prześladowania (a uprzednie śledzenie — przez polityków oraz, w Kościele, za karę za same zainteresowania filozoficzne). Zaś co do filozofowania o "duszy" pamiętajmy, że najwyraźniej mózgowi ludzkiemu nikt jej "transcendentnego" istnienia nie objawia, w związku z tym on sam dochodzi do tej samopodniety i samoubóstwienia na podstawie własnych informacji, własnych neuronów — nie ma w tym prawdopodobnie żadnej metafizyki(!), więc nie bądźmy naiwni — nie twórzmy z nicości, z braku obiektywnych informacji i leniwego próżnowania całego światopoglądu i filozofii życiowej. Kto żywy, kto myśli swym mózgiem, nigdy nie będzie mógł obiektywnie odpowiedzieć na pytanie, czy jeszcze coś w sobie ma poza ciałem (a póki co nauka nic takiego nie znalazła). Także i tutaj poniekąd można zastosować twierdzenia Nietzschego ze Zmierzchu bożyszcz (Problem Sokratesa, pkt 2 — zresztą widać nawet jego prywatne, nie wyrażone tam wprost, skojarzenie z duszą, gdyż pisze tam nieco ogólniej o ocenianiu "wartości życia" człowieczego, a z drugiej strony Tako rzecze Zaratustra zaczyna się — Przedmowa, fragment 6 — od sceny z linoskoczkiem, który twierdzi, że jeśli nie ma diabła, Boga i tych wszystkich innych rzeczy, to, właśnie w tym temacie, "jego życie nic nie jest warte"). W tym temacie polecam jeszcze znaną (zwycięską w konkursie) książkę Schopenhauera O wolności ludzkiej woli, która właśnie też tą kwestią rzekomo "bezpośrednio odczuwanego pewnika" się zajmuje. [edit 2015-10-05: I tak w rzeczywistości poszło chyba o kasę i jakąś współpracę polityczną (może właśnie z herezjami związaną — więc w sumie też można powiedzieć, że się to do takich rzeczy, jak ten wytknięty w końcu przeze mnie dylemat determinizmu, przewlekły problem doktrynalny Kościoła od 1500 lat, nadawało; tylko że u mnie to zainteresowanie tematem religii po prostu przyszło dopiero nieco później, w czasie, gdy Watykan był już zamieszany).] [ukryj dopisek]
edit 2015-09-29: Jak załatwiono to, że w domkach i mieszkaniach mojej rodziny też gra (są więc zapewne po remoncie), że więc brak mi wsparcia w moim problemie z nieruchomościami? [rozwiń dopisek... — także o genezie "problemu psychiatrycznego"]Moim zdaniem mogłoby to być związane z bliższymi niż w typowym przypadku (nawet u agentów firmowych) kontaktami ojca z pracodawcą. W lipcu 2011 r., gdy byłem w Chełmie, podsuwano mi myśli, że jestem tak bogaty (kilka mln. zł), że gdybym chciał komuś dogryźć (czyt.: sąsiadom), mógłbym nawet podkupić ich firmę. To były myśli raczej nasyłane, już się takie nasyłanie wtedy nieraz zdarzało, jak mogę z dzisiejszej perspektywy uznać (zresztą sąsiedzi sprawiali wrażenie ustawionych, wspominałem o tym tutaj — wprawdzie być może gruba większość tego, co przypisywałem sąsiadom, była dziełem telewizji). I oto co? Tzw. telewizji chodziło to po głowach nie bez powodu — miesiąc później zapowiedziano deprywatyzację (państwowy wykup) Elektrociepłowni Żerań, działającej od lat w ramach prywatnego u nas szwedzkiego przedsiębiorstwa Vattenfall Heat Poland. Nikt by tego pewnie nie zauważył, poza wąskimi kręgami interesującymi się biznesem energetycznym oraz, no właśnie, spiskowcami związanymi z nielegalną inwigilacją (i prześladowaniem). Spółkę tę (VHP), dawniej państwową ("Elektrociepłownie Warszawskie S.A." 1993-2000), kupiło w 2011 państwo, firma PGNiG S.A. — zajmująca się niby naftą i gazem, ale przecież zawsze można rozszerzyć działalność... — po czym powstała osobna spółka PGNiG TERMIKA S.A., teraz już "rządowa". Bardzo oryginalny u liberałów kierunek w gospodarce! Korzyść dla mafii? Przede wszystkim to, że — w odróżnieniu od spółek, które są pod dosyć luźną kontrolą telewizji, mianowicie za pośrednictwem nacisku skarbowego (niepłacone podatki, w zamian agentura zawodowa w firmie) — pojawiła się możliwość wręcz prawnie zagwarantowanego dyktowania warunków w firmie, gdzie podobno za ponad 10 tys. zł miesięcznie pracuje mój od dawna mało mi bliski ojciec (nigdy mi jego nowa konkubina za bardzo nie pasowała, źle się w jego domku czułem, od wakacji 2007 żyję zupełnie w pojedynkę), przez ministra (na zasadzie narzucania odgórnych decyzji szczeblom bezpośrednio niższym, po kolei od góry do dołu), bo prezesa czy zarząd zawsze można odwołać (choć nowy jest z konkursu). A zatem pełna kontrola nad zatrudnieniem ojca, na którym ten nieźle zarabia. Być może w ten sposób dodatkowo zapewniono, że nie mam pomocy od rodziny, o którą zresztą w sytuacji powtarzających się odstraszających "pogróżek" mojego ojca, że "powinienem się leczyć", nie proszę (braciszek też raczej reprezentuje postawę podobną do ojca). Takie twierdzenia z jego ust czy klawiatury nie są żartem, zachowywał się już bardzo dziwnie wobec mnie (np. jakieś wchodzenie do pokoiku, gdy był w gości u matki, i uderzanie mnie pięścią za drobne parę złotych niezwrócone, taka jakaś dziwna agresja i traktowanie jak obcy, wrogi człowiek, z czym nigdy się u niego nie spotkałem), wobec psychiatry w 2012 r. arbitralnie zarzucał chorobę, a nawet jej symptomy, "już w klasie maturalnej" (2004-5, "zmienił się w zachowaniu już w klasie maturalnej" — to może aluzja do nowego domu i zrobionej w nim instalacji pod przekaz podprogowy?), choć nic takiego nie było i charakter miałem ten, co zawsze (zresztą wiele wiele razy miałem wrażenie, zwykle właśnie w jego godzinach pracy, że... wie, co właśnie robię na komputerze). Przecież już zamknęli w szpitalu psychiatrycznym, a nawet ubezwłasnowolnili całkowicie(!), moją na co dzień całkiem radzącą sobie, emocjonalnie i intelektualnie normalną matkę (wiele jest Polek podobnych do niej temperamentem i drobnymi dziwactwami, naprawdę wiele; co z tego, że od lat nieczynna zawodowo) — z pomocą adwokata i zwłaszcza biegłego i sędziego. W sytuacji wrogości do mnie w kręgach prawniczych czy w szpitalach (zob. tekst na górze bloga po lewej, pod zdjęciem) to raczej zrozumiałe (zaś ojciec od zawsze miał pewną 'idee fixe' na punkcie zdrowia psychicznego i tego, czy aby matka nie jest nienormalna, choć moim zdaniem to co najwyżej trudny, nieprzyjazny takim, jak on, facetom charakter, przy tym osoba bardzo wierząca, m. in. spędzająca dużo czasu na modlitwie). Na moich oczach przyjechał po nią na początku 2014 ambulans i ją zabrali (byłem u niej akurat od jakichś 2 tygodni), czmychnąłem wtedy na dwór. Teraz podobno siedzi w jakimś domu opieki społecznej czy nawet szpitalu, trudno o kontakt — brat mówił przez telefon, że trzeba by taki kontakt specjalnie "zorganizować" w ramach jakiegoś "wspólnego spotkania", co oczywiście zadziałało odstraszająco, i nie podał, który to szpital czy ośrodek. O tym problemie wspominałem już we wpisie Wideo z kuriozalnego zatrzymania (wpis do pary z 4/12/2014 Dwie nowe interwencje Policji), mianowicie w jego ostatnim dopisku 2014-12-24 o mamie (nota bene też znającej ten temat, a zachowującej bardzo nieprzyjemną konspirację); jak widać, ten blog trzeba czytać dokładnie, z jego wszystkimi wpisami i dopiskami, by rozumieć sytuację. Resztą rodziny też zapewne się zajęto — w każdym razie dość powiedzieć, że zaobserwowałem dźwięki u wujostwa od strony ojca (z ciotką od strony matki pisałem już, co się stało, zresztą to była schizofreniczka), zresztą to są rodziny przedsiębiorcze (typowe w Warszawie, przedsiębiorcy w rodzinach) — więc naprawdę sytuacja jest przykra, a tu dochodzi być może jeszcze poparcie(?) dla Watykanu (o to chodziło A. Niżyńskiej?...). Zawoalowane sugerowanie czy nawet mówienie wprost, że mogę skończyć jak matka, bardzo odstrasza od rodziny po stronie ojca, dobrze przecież wzajemnie skomunikowanej, zaś po stronie matki musiałbym chyba szukać jakichś dzieci siostry babci — nawet nie wiem, skąd wziąć do nich kontakt (jeśli go mam, to i tak od ojca, już to mnie zniechęca). Śpiewka o chorobie psychicznej nie jest tak niedopracowana i bezpodstawna, jak mogłoby się wydawać, skoro hospitalizowano mnie (zupełnie na oko, może słabo znałem angielski i coś źle zrozumieli?) w Nowej Zelandii, gdzie w zasadzie z lotniska mnie zabrano do szpitala za pośrednictwem urzędu imigracyjnego i Policji, oraz w Polsce (już zupełnie na podstawie jakichś pomówień), gdzie nawet była jakaś wstępna i końcowa opinia biegłego oraz dwóch psychiatrów mnie przyjmowało — tylko że przy tym wszystkim pamiętać należy, że w szpitalach też "robią ekran" (nielegalne przechwytywanie z fal), też chyba — jak twierdzą spikerzy — istnieją tam lekarze czy nawet dyrektorzy i ordynatorzy skorumpowani i mafijni, z telewizją i szpiegowaniem związani. Same początki prób z wmawianiem mi choroby psychicznej — bo jest to dosyć stary pomysł i wymówka — pokrywają się najprawdopodobniej z początkami stosowania wobec mnie przekazu podprogowego (nie wnikajmy już może, kto to stosował wobec mnie tę odrażającą technikę, jeszcze zanim pojawiły się remonty). Już w 2007 prawdopodobnie za pomocą, ręcznie włączanego w telefonie gdzieś w moim otoczeniu, przekazu podprogowego operatorzy podsłuchu (dziś zwani spikerami, jest ich już pewnie dużo mniej) zdalnie wywoływali u mnie nadmierne nasilone i przyspieszone oddychanie, taką niepotrzebną i również niczym konkretnym nieuzasadnioną hiperwentylację (znane zjawisko, bo stosowane też w 2011, zob. końcówkę wpisu Kilka wyjaśnień; już na pewno zaś czymś wywoływanym przez spikerów były te, wprowadzone jesienią 2012 na krótko przed totalną torturą — gdzie już słownie potwierdzano fakt, że to jest wywoływane — wyciskania śliny: ot jeszcze inny sposób znęcania się, o którym tam możecie poczytać) — gdy coś takiego, tę dziwaczną nagłą hiperwentylację, podtrzymywano przez kilka minut, a ja się dawałem podpuścić, doprowadzało to wręcz do groźnie wyglądających chwilowych zapaści czy nawet pojedynczych incydentów (były może ze 2) łagodnej padaczki — podczas gdy tak poza tym nigdy wcześniej ani później(!) z żadną padaczką nie miałem nic do czynienia; takie rzeczy trwały TYLKO przez te pojedyncze miesiące 2007 r. (i początkowo tylko w najbardziej niepublicznych, domowych warunkach — pewnie przyuczano mnie odpowiednich skojarzeń słownych, wzmagających moją późniejszą podatność, gdy byłem sam np. na dworze [tak! na dworze to dyszenie się też wtedy zdarzało, pamiętam!], żeby później takie rzeczy zdarzały się i gdzie indziej [zresztą potrafią włączyć osobny przekaz np. tylko w jednym pokoju], a parę razy nawet publicznie na uczelni WAT: proszę, co za dodatkowy kontrargument przeciwko temu, że ktoś to wywoływał! "przecież na sali wykładowej byli też inni i nie wychodzili z niej, jak ty"). Zechciałem z tym pójść do lekarza, na ogólne szukanie nie wiadomo czego, jednak żadne badania nic nie wykazały; zrobiono nawet, po wszystkich innych rzeczach, badania neurologiczne, z tym, że pamiętajmy, iż był to rok 2007, a zatem funkcjonowała już chyba wstępnie agentura w (niektórych na razie tylko?) firmach i instytucjach (może i w Elektrociepłowni Żerań, teraz PGNiG... oni tam dawali pracownikom darmową opiekę medyczną w prywatnym LUX-MED), a także istniało podobno już zainteresowanie mną w Watykanie. Krótka wtedy rozmowa z neurologiem, na zasadzie dwóch zdań, jedno jego, drugie moje (pytał mnie mianowicie o samobójstwo, czy nie mam takich zamiarów — być może podprogowo mi wtedy tam zasugerowano, bym odpowiedział "cóż, każdy czasem o tym myśli", "rozważa to", co zresztą właśnie wtedy mnie na pewno nie dotyczyło, w ogóle, ale jakoś weszło mi na usta — i to jakoby zamknęło sprawę, to była cała rozmowa), "przesądziła", że jestem jego zdaniem schizofrenikiem (z def.: zaburzenia emocjonalne), choć ja emocjonalnie od lat byłem właśnie najzupełniej normalny, aczkolwiek (w gimnazjum i liceum) alienowałem się od muzycznie niewykształconej prymitywnej często młodzieży i żyłem własnym życiem, projektami w Internecie, programowaniem, kolegami z IRC (taki rodzaj czatu — można mieć własne serwery, tworzyć z nich własne sieci, a w każdej osobne pokoje i ich operatorzy i użytkownicy — tym wszystkim można administrować jak jakimś projektem, rozwijać oprogramowanie serwera itd.; w zasadzie tylko takie kontakty miałem w gimnazjum i liceum, ale co z tego, skoro alienacja "w świecie realnym" to ogólny problem społeczny zwłaszcza u komputerowców i nic w tym chorego — ot taka rozbudowana prywatność komputerowa, przez nikogo dookoła tak poza tym nierozumiana, poza miejscem pracy czy uczenia się). Pamiętajmy, że ów "ekspert" wyrzekający wyrok w odpowiedzi na prostą informację był to tylko neurolog, a nie psychiatra, a to nie było badanie ani diagnoza, które by ktoś zapowiedział, tylko zamiana dwóch zdań przy innej okazji (przy jakichś pomiarach). Następnie 10 minut później, dla niepoznaki (żeby wyglądało to w miarę normalnie i zostało zapomniane, i żebym się uspokoił), oglądał mnie w tym samym LUX-MED inny neurolog i powiedział, że wszystko w porządku — "nieeee... na pewno pan nie jest chory, pan może być trochę wyalienowany i trochę dziki, ale spokojnie, pan jest zdrowy" [por. podobny, choć nierozstrzygający, wynik badania w 2013 przez polskiego psychiatrę: są zeskanowane dokumenty; jeszcze 2 innych podobnie mówiło] — ale oczywiście w pamięci tatusia tamto pierwsze już na zawsze bardzo utkwiło i stało się niewątpliwie "twardą podstawą" jego światopoglądu (że aż później w 2012 mówił "syn choruje od 3-4 lat", wspominając pewnie właśnie tę jedną pseudodiagnozę, choć, powtórzę, żadne to profesjonalne badanie było — w dodatku zapewne wspieraną korupcją, podprogowym naprowadzaniem myśli oraz może np. presją, by "zrobić pewien drobiazg w obronie Watykanu, który się w przyszłości może przydać"). Pamiętajmy, że odkąd na tej stronie www znajdują się dowody, a jest ich coraz więcej, są nawet nagrania wideo z szeptami (cały dział foto/wideo jest w nich), nie ma sensu już tłumaczenie, że "to wszystko to wytwór wariactwa". Wariactwo można mi przypisywać swoją drogą, na zasadzie pomówień i powoływania się na nie, ale nie tłumaczyć nim tę stronę www. Jeśli już się jest nieprzychylnym, to trzeba w takiej sytuacji powiedzieć, że jestem fałszerzem, ale tymczasem ojciec i brat chyba kochają tę starą wersję, a nawet boję się o nią trochę u wujostwa ze strony ojca. Co do przykładów przekazu szeptanego (niezbyt podprogowego, bo to już jest tortura, którą słychać), przykład opisany (z konkretnymi sekundami i tekstami) znajdziecie Państwo np. we wpisie Kolejny hotel — przypominam. To są nagrania wykonane po prostu telefonem komórkowym i niemodyfikowane. To właśnie słyszę, to mnie dręczy. [edit 2015-10-01: Co ciekawe, występujące u mnie w I poł. 2007 r. zbędne dyszenie od czasu do czasu, które powodowało nieprawidłowości psychiczne (aż po 1 czy 2 małe ataki epileptyczne), kompletnie ustąpiło wkrótce po tamtej wizycie w LUX-MED. Telewizja dostała, co chciała?] [ukryj dopisek]
edit 2015-09-30: POLITYCZNYM UZASADNIENIEM (SENSEM) CAŁODOBOWEGO PODSŁUCHIWANIA MNIE PRZEZ PAŃSTWO, utrzymywania czuwających operatorów podsłuchu, było: [rozwiń dopisek...](A) od jesieni 2004 r. (czasy SLD+PSL) — życzenie, być może, Jana Pawła II — widocznie chciano, by kogoś wzięto na "podsłuch" (nawet jeszcze z podglądem ekranu oraz eksperymentami z percepcją podprogową) dla zademonstrowania i przekonania papieża(?), że to możliwe (elementy sprzyjające: zorganizowanie podglądu komputera oraz tajnej instalacji dźwiękowej w ścianach w miejscu zamieszkania — akurat byłem w takiej sytuacji, że ojciec urządzał dom i szykowała się przeprowadzka, zarazem widocznie trafili na ofertę TV) — dziś przyznali spikerzy, że przekaz podprogowy już wtedy stosowano (to był pierwszy dom z tajną instalacją pod percepcję podprogową? na pewno miał też "centralny odkurzacz", z podłączeniami dla rury odkurzającej w samych ścianach, może to jakiś żarcik, bo przecież rzecz bardzo rzadka) — następnie wyewoluował ten czynnik w rozwijanie tajnych instalacji przez państwo wszędzie (a także upowszechnianie śledzenia wśród zwykłych ludzi, pracowników, właścicieli) i inwestowanie w te umiejętności państwa, (B) od końca 2005 r. — coraz potężniejszy front poparcia tego (tj. kontynuacji i rozwoju) na linii Watykan Benedykta XVI — nowy rząd PiS-SO-LPR [edit: może zasugerowali się w Watykanie małą religijnością Europy i tym fatum?...], m. in. — tu lista mniej lub bardziej sprawdzonych podejrzeń — 1) interwencje międzynarodowe i okazywanie poparcia dla nielegalnego szpiegowania i przekazu podprogowego (np. w 2005 to? w Polsce sprawa ks. Hejmy-agenta, tuż po śmierci JP2, a w Watykanie spotkanie z prezydentem Włoch, spotkanie z szefem Komisji Europejskiej, remont w Pałacu Apostolskim, spotkanie z premierem Włoch i 3-letni remont Biblioteki Watykańskiej od 2007) dla stworzenia jednolitego frontu podsłuchowo-medialno-remontowego, który sam wchodzi w zło i przymyka na nie oko, 2) wmieszanie poszczególnych parafii i księży w przestępstwo (np. przekaz podprogowy), w końcu też 3) potężna wola krycia wewnętrznego skandalu przez Watykan, zresztą mogły też mieć jakieś uboczne znaczenie 4) pewne kwestie doktrynalne (bo tworzyłem w 2006/2007 jakieś tam rozprawki filozoficzne, w temacie wolnej woli i ocierające się o kwestie jej nierealności i, czyżby, niemożliwości choćby i w indeterministycznym świecie, aczkolwiek pewnie byłem podżegany do tego podprogowo przez operatorów podsłuchu), choć to jest raczej, jak mniemam, wciskanie kitu, bo zgodzili się na kolaborację z tym państwowym złem wcześniej (oto ślad z maja 2006 — widać wpływy Nietzschego jako hasło "Bóg umarł" i wiązanie żydostwa przede wszystkim nie z odrębną nacją, rasą, czcią dla pieniądza i lekceważeniem ważnych spraw Niemców i ich wojen, a z... genezą religii chrześcijańskiej, która jakoby była podstawowym przedmiotem nienawiści nazistów, por. Nietzsche: Z genealogii moralności, tom I — tamta książka to, zabawne, wszystko, co wtedy w ramach rzekomego "konfliktu z teologią" miałem na sumieniu, zresztą chodziłem regularnie do kościoła: zaledwie czytanie tej właśnie książki, dopiero drugiej spośród książek filozoficznych, jakie kiedykolwiek kupiłem, po "Niewczesnych rozważaniach" tego samego autora w styczniu 2006, kupionej na miesiąc przed publikacją encykliki Deus caritas est; otóż pierwsze własne filozoficzne rozprawki polemiczne dotyczące możliwości wolnej woli mogłem pisać dopiero w jakimś czerwcu-lipcu 2006, nie miałem wcześniej jeszcze żadnego ciekawego materiału, na którym bym mógł bazować, np. eseju Schopenhauera w którym dopiero rysował się raczej znienawidzony przez Kościół i szkodzący mu od 1500 lat dylemat determinizmu, tymczasem we wczesnym maju już chyba aprobowano remonty u Komisji Europejskiej — tak więc uzasadnienia religijne dorobiono chyba później, choć też się nadają, bo poniekąd jest się czego bać, lecz wtedy, gdy oni mi ewentualnie najgorsze mogliby zarzucać, ja nie byłem taki zły czy nienawistny i wciąż całe lata jeszcze chodziłem do kościoła, a i dziś to robię), ale to żaden powód, by papież czy premierzy zyskali prawo do remontowania Europy z naszych pieniędzy i do przyuczania ludzi do szpiegowania i bycia przestępcą, (C) zwłaszcza od czasów Tuska 2007-2015 — politycy (nawet poszczególni posłowie) są winni udziału w gangu, np. śledzenia mnie czy to telefonem, czy przy komputerze (wynika to zapewne z polityki kierownictw partyjnych), rzadziej też organizowania korupcji i remontów, ich wina jest (jak się ocenia) poważna (grozi więzieniem), a ja jestem/byłem milionerem, co może stanowić zagrożenie (4,1 mln. zł pod koniec 2012 r., obecnie poniżej 1 mln. zł m. in. w wyniku spekulacji przeciwko mnie na giełdzie, patrz: zwłaszcza spółka KERNEL, oraz wysokich kosztów życia m. in. bez samochodu i inwestowania w samoobronę elektroniczną), (D) od czasów PiS, a następnie Tuska — zorganizowano potężną ogólnokrajową sieć agentów zawodowych w ogromnej liczbie przedsiębiorstw (w zamian za niepłacone podatki, w sumie jednak odsetek znośny dla budżetu), którzy wykradają obecnie mój ekran na podstawie fal, gdy jestem w pobliżu, i mogą go podglądać przez Internet, gdy jestem zupełnie gdzie indziej, a nawet podsłuchiwać mnie i w wolnym czasie uprawiać stalking (prześladowanie człowieka) — nikt nie chce "zmarnować" tego "kapitału społecznego", pozostawić go bezczynnym. [ukryj dopisek] Powtórzę na koniec bardzo wyraźnie: każdy, kto chce odpowiedzialności tylko dla TVP Warszawa, wystawionych wyroków więzienia tylko dla "operatorów" z telewizji (albo tylko ich i Policji), staje się zdrajcą narodu. Rezygnuje bowiem z jego najwyższego dobra (wolność, demokracja, prawa człowieka) w imię partykularnych złych interesów pewnej stosunkowo nie tak dużej frakcji. [rozwiń dopisek...]Prawo karne generalnie służy do tego — w myśl celów kary — by wywoływać oddolny opór przed złymi czynami: to jest główny cel polityki karnej zawsze i z tym zgodzi się i postkomunistyczny socjalista, i osoba głęboko wierząca (nawet Katechizm Kościoła Katolickiego tak to widzi — ochrona porządku społecznego). Gdzie prawa karnego nie ma, tam ten strukturalny czynnik społeczny odpada. A zatem pyta się — wyraźmy tu znaczenie pytania wprost — po co oddolny opór wśród np. pracowników firm (a nie samego kierownictwa)? To bardzo proste — bo inaczej tylko kapitał + politycy (czyt.: międzynarodówka podsłuchowa) decydują o tym, czy jeszcze mamy demokrację! Tylko na ich dobroci opiera się przetrwanie systemu demokratycznego i niepowstawanie totalitaryzmu — najstraszniejszego i najgorszego, bezprecedensowego, bo myślami sterować można nawet tłumom (tak, że brakuje już czasu i możliwości na własną inicjatywę). I pamiętajcie, co znaczy "decyduje kapitał": nie chodzi tylko o tego czy innego kapitalistę, o przekupienie tej czy innej osoby, jakieś "dogadywanie się" — w sprawach gospodarki wchodzą w grę także przejęcia firm. Wcale nie musi tu być stawiana kwestia poparcia dla jakiegoś przekrętu, zaś państwo — może jeszcze dofinansowywane z zagranicy — dysponuje zawsze gigantycznymi funduszami, robi kalkulacje na miliardach złotych (w takich sprawach zresztą możliwe i spodziewane są plany wieloletnie). Zresztą zastanówcie się — jak może opłacać się człowiekowi zrobienie remontu i przygotowanie sąsiadów pod śledzenie! A jeśli nie dostanie za udział w mafii stosownego wyroku (często nawet, stosunkowo krótkiego wprawdzie, więzienia), opłaci mu to się — nie tylko nie będzie odstraszania od zła, ale nawet utrwali się "reguła" (bo przecież nieprzypadkowo tak postanawiamy), może nawet w prawie, że opłaca się czynić zło. Poza tym podtrzymuję wszystko to, co napisane jest w dopisku 2015-06-11 do wpisu o szpiegowaniu mnie w Ibisie. edit 2015-12-31: Należy cieszyć się, gdy karane są szerokie masy narodu, sama podstawa piramidy, a nie jakieś małe ośrodki (u których nietypowe wykręty i ucieczki od odpowiedzialności mogą zadziałać), do których zresztą wtedy kasa zewsząd idzie i "świecą przykładem sukcesu" na tle uczciwszych kolegów po fachu (w ramach tej ograniczonej, względnie małej karanej grupy), których też może zazdrość w końcu dopadnie. Wystarczy mało firm remontowych, mało skorumpowanych (i np. dlatego śledzących) przedsiębiorstw czy mediów! (A jeśli trzeba więcej, to można np. wykupywać firmy.) To więc nie jest sposób poradzenia sobie z problemem. KARAĆ JAK NAJSZERZEJ: oto dopiero mądry imperatyw, zapewniający spełnienie zwłaszcza tego podstawowego i arcyważnego celu kary — prewencji ogólnej, czyli odstraszania. Wiekuiście go, jako metoda, zabezpieczający. Kto np. kara tylko firmy remontowe, ten doprowadzi do tego, że choć 90% ich w przyszłości już zła nie zrobi, to (w przyszłości, kiedyś tam, za 15-25 lat, gdy nowa afera wyniknie) znowu jakieś, teraz już tylko, 10% takich firm jednak się zdecyduje na zło i zbije fortunę, zgarniając kasę od wszystkich dookoła (wolnych od odpowiedzialności! hurra!), kasę w dużej ilości, bo mało konkurencji. Uciekną, ukryją się, będą mieli może dobry patent na techniczne wymknięcie się karze w swoich czasach — to jest zawsze możliwe, trzeba tak kalkulować, bo inteligencja przestępcy może wygrać. To samo dotyczy złych szefów, przedsiębiorców: zawsze się tacy mogą znajdywać, choć może w mniejszej ilości. To samo dotyczy wreszcie złych mediów (jeśli ktoś np. uważa, że tylko media powinno się karać). Natomiast ww. reguła KARAĆ JAK NAJSZERZEJ (i cieszyć się jeszcze z tego, świętować to) zapewni skuteczne wyeliminowanie procederu poprzez odebranie mu samej jego najszerszej, najpotrzebniejszej podstawy społecznej (np.: pracownicy, właściciele nieruchomości) — zaradzi wszelkim problemom w warunkach demokracji. [ukryj dopisek]
edit 2015-10-10: Jest jeszcze dobitniejszy taki przykład polskich kryminalnych klimatów w papiestwie — kardynał z Côte d'Ivoire (Wybrzeża Kości Słoniowej, kojarzonego zresztą z tzw. oszustwami nigeryjskimi — czytałem na ten temat kiedyś i oglądałem film, były swego czasu nawet podejrzenia, że to dzięki takim oszustwom mam pieniądze i że moje dawne miliony to były "lewe pieniądze"). Oto dosyć krótka lista kardynałów wykreowanych przez Franciszka-papieża — tuż za kardynałem Kutwą z tego Wybrzeża jest ktoś tam jeszcze (kard. Tempesta) — ciekawe to, prawda? (pamiętajcie, że ta strona jest też o atakach TEMPEST!)... Naprawdę w takiej kolejności oni byli ogłoszeni — "o Kutwa, Tempesta!" — można sprawdzić u źródła! Jest nawet jakieś "Paini Mafi[i]", co kojarzy się z bólem (ang. pain) i mafią, ale to akurat gorsze.
edit 2017-04-17: Obok podobnie brzmiących słów Nergal (Polak) i Bergoglio (Argentyńczyk) można postawić jeszcze nazwisko Merkel (Niemka) — zawsze jest w tych słowach E, po czym dokładnie takie kolejne spółgłoski: R-(lub K)-L — i wówczas już w ogóle powstaje ciekawy związek. W tej grupie z polityką najbardziej oczywiście kojarzy się papież niemiecki (bo jest Merkel — pani kanclerz; oczywiście chodzi o Benedykta XVI). W Polsce sprawa papieska była oczywiście bardziej "ludowa" niż, dajmy na to, w Niemczech czy choćby nawet w Argentynie, choć oczywiście z politycznego punktu widzenia była równie ważnym wyzwaniem.
(17:50)
Na zlecenie premiera, u wojskowych; dziennikarze. To jej(?) [spikerów] twierdzenia niechętnie, ale w końcu wywrzaskiwane od 12 godzin na cały hotel, a także w okolicach Pałacu Prezydenckiego, gdyż przechadzałem się kilka godzin po Krakowskim Przedmieściu. Już chyba się z tego nie chcą wycofywać. [Polecam też wpis z bieżącego roku o parafii, gdzie jest na samym dole dopisek 2015-08-30 związany m. in. ze sprawami międzynarodowymi czy z bardzo ważną kwestią lekarzy-zabójców w szpitalach, co pod rządami PO się chyba niestety rozwinęło; to nie są sami ludzie niezdolni do takich czynów. Moim skromnym zdaniem w każdym szpitalu powinny być kamery na salach, utrwalać wszystko np. 2 tygodnie, a gdy ktoś umiera, bezterminowo zapisać nagrania (w dzisiejszych czasach przechowywanie danych dowolnie długo jest tanie i łatwe). Gdyż w takich sprawach może być bardzo trudno o dowody. Podobno zamieszany (także w moją sprawę) ośrodek jest częścią TVP Warszawa, dawniej WOT, pracującą całodobowo w studio — były pewne potwierdzenia zewnętrzne i mnóstwo od spikerów. Jeśli chodzi o szpitale, to pamiętamy ostatnio także sprawę śmierci Jana Kulczyka w szpitalu — co to, jakieś hospicja?... — która jednak dziwnym trafem miała miejsce dokładnie wtedy, gdy przestałem być formalnie milionerem co do kwoty oszczędności: granicą było 925 tys. zł na koncie mojej nowej spółki medialnej i 75 tys. zł na inne cele gdzie indziej. Właśnie wtedy, gdy kończył się milion — plus minus dwa dni — zmarł Kulczyk pod opieką doktorów. Media typu Wiadomości Bing jeszcze zapobiegawczo, bo pewnie nie będą zajmować się tematem, coś wzmiankowały o tym, czy może nie było błędu lekarzy, ale to tylko krótka wzmianka i więcej nic. Karetek pogotowia jeździ za mną po kilka dziennie, nawet przy krótkich wyjazdach na miasto. Ich macierzyste szpitale są zwykle kontrolowane przez dyrektorów chyba z nominacji marszałków województw — czyli osób wprost podległych premierowi, jako rządowa tzw. administracja zespolona (niestety, w szpitalach też uskutecznia się szpiegowanie ekranu jak na tym obrazku). Zob. też w sprawie zabitej podobno ciotki dział foto/wideo; podobno to było na zlecenie Watykanu, któremu wszelkie nagłaśnianie tematu szczególnie szkodzi (w odróżnieniu od nich, politykom często wystarcza uciec za granicę, żeby żyć sobie w miarę beztrosko, zresztą to często niezbyt wojowniczy ludzie i nie chcą aż sobie win dodawać, by przez to zarabiać wyroki np. 25-letnie; w przeciwieństwie do nich papież na pewno nie ma się czego obawiać). Oto jeszcze jeden podejrzany przypadek śmierci, obok Kulczyka, częściowo potwierdzonego, bo to zresztą widać gołym okiem było jako spowodowany zbieg okoliczności, aczkolwiek właśnie dziwnie mało się nim podniecali, zgadnijmy, dlaczego (trochę w końcu potwierdzają, ale przyznawać się niezbyt chcą albo na zasadzie "no dobrze, być może i to"), oraz ciotki (w pełni potwierdzane i również bardzo nieprawdopodobny zbieg okoliczności): były prezes TVP, tylko przez chwilę zajmował tę funkcję, bo nagle trafił do szpitala. Z "ławników w sądach" zrobił się jeden z ulubionych tematów spikerów, niepotrzebnie do znudzenia maglowany — swoją drogą może to przez takie nazwisko tego wybrali na prezesa. 51 lat; gratuluję doktorom zrozumienia i opanowania jego ciała. Przypominam łowców skór i pawulon. Na pawulon wskazuje podsuwana mi zapewne podprogowo bardzo oryginalna(!) hipoteza o sposobie zamachu w Smoleńsku — nie prawdziwa, o bombie, lecz, że tam jakaś skomplikowana elektronika pojawiła się pomiędzy sterem u pilota a samolotem, która powodowała, że samolot traci sterowność. Otóż tak działa pawulon, gdyż człowiek traci kontrolę nad własnymi mięśniami, dusi się — proszę poczytać. Ewidentnie zestawili w swych głowach to zabójstwo z wywołanymi zgonami szpitalnymi (to dopiero ich przyszłość była? a może już wtedy lotnisko miało tak pomagać? w każdym razie przyszły prezes Ławniczak umarł pół roku po zamachu — po kilku miesiącach prezesury i miesiącu w szpitalu, chyba od grudnia 2010). Tymczasem prawdziwy powód, dlaczego samolot się rozbił, był być może, jak się okazuje, dużo prostszy. Co do pawulonu, to po kilku dniach od użycia jest już zupełnie niewykrywalny przy sekcji zwłok, zaś jego efekt (jakim jest paraliż mięśni) w żaden szczególny sposób nie utrwala się — po prostu oiara, zachowując nawet świadomość, w pewnej chwili przestaje oddychać. Normalna przecież rzecz przy umieraniu. Może te doniesienia o strzałach na lotnisku były po to, by odwrócić uwagę od bardziej niepozornej metody, ewentualnie do zastosowania w pewnych przypadkach?... Już wtedy, po katastroie, jak widać operatorom podsłuchu chyba ta metoda chodziła po głowach, sądząc po ich nietypowej a uparcie lansowanej w mych myślach tezie. Jeśli to zastosowano, to pewnie w pojedynczych przypadkach: podobno większość ciał było zmasakrowanych, a nawet trudnych w identyfikacji. Od 10 minut teraz wrzeszczą i potwierdzają, że taka była rola strony rosyjskiej: "dokładnie o to chodzi!!!". [edit: Ten wątek uważam za mało prawdopodobny, ze względu na skuteczność bomb, tym niemniej były tego typu inne sprawy zabójstw, zob. dopiski.] Ponadto oczywiście sama kwestia aktywacji ładunków.]
Więcej o okolicznościach, które pozwalały jak dotąd uprawdopodabniać hipotezę zamachu akurat w odniesieniu do Smoleńska, jest we wpisie Wielki krzewiciel... z 19/12/2014. Jeszcze jednym takim dotychczasowym uprawdopodobnieniem z samej mojej historii w odniesieniu do tej sprawy dającym się wyciągnąć jest ma postawa wobec niej, gdyż inputowano mi (były już sugestie podprogowe w 2010) oryginalne a bardzo niemoralne myśli na zasadzie "to jest dopuszczalne", "państwa tak czasem robią", "książeta tak zawsze robili" itp. — a zatem nie na zasadzie braku dowodów. Zresztą już w dniu zamachu podsuwano mi, obok myśli, że to zamach, właśnie te skojarzenia z odpowiednią wcześniejszą — znaną tylko mi oraz podsłuchującym — "zapowiedzią"(!), nasuwano mi je, a po pierwsze ta "zapowiedź" nie była tak oczywista — no ale niech będzie, wyraźnie na ten temat, ostatnia ma głośna "twórczość" w mieszkaniu — po drugie sam bym pewnie tego nie skojarzył, bo mi mącą w myślach i nakierowują od czasu do czasu na konkretne tematy (nie było wtedy tego nakierowywania tak dużo, ale już trochę sterowali; i nie była to oczywiście tortura, coś zauważalnego, jak dziś). Pewnie nie miałbym dość swobody mentalnej, by tak trafić ni stąd, ni zowąd — a perfekcyjnie — w powiązany temat z przeszłości, bez jakichś uprzednich powolnych i systematycznych autoanaliz i retrospekcji. [Podobnie zresztą było przy cioci: po tym, jak dowiedziałem się, że umarła (w szpitalu psychiatrycznym, w którym chyba od paru lat była), już natychmiast podsuwano mi sugestiami podprogowymi koncepcję, że może została uśmiercona, ba, przypominano łowców skór i pawulon; nic dziwnego, tam przecież niejedna osoba pracuje, w różnych układach nade mną siedzieli, a nikt z zewnątrz ich za pojedyncze podszepnięcie rozliczał nie będzie. Ba, sama owa "zapowiedź", którą własnymi ustami wypowiadałem w jakimś potoczystym monologu (bynajmniej to nie z wariactwa było), była najprawdopodobniej podsunięta: "natchnięto" mnie, ponieważ w ogóle abym zaczął monologować, potrzeba niezłego męczenia i blokady myślenia po cichu (stąd "głośne myślenie"), po prostu ostrego nadawania sugestii podprogowych — w takich warunkach raczej nie jestem oryginalny. Sami na to dziś zwrócili uwagę. Gdy mówię głośno, mniej się też skupiam na odcyfrowywaniu podprogowych treści, mniej więc się męczę; monologowanie to był więc taki sposób na nieco wytchnienia i więcej swobody, choć już tego od dłuższego czasu nigdy nie stosuję lub prawie nigdy (może sprawiać złe wrażenie wariactwa). Otóż zapowiedzią, której może inaczej bym nie zauważył, było to, że ostatni taki potoczysty monolog był jakąś opowieścią o moralności, kończącą się emfatycznym "Dlaczego nie zabijać?!" — w takim podniesieniu temat został już pozostawiony, później aż takich monologów nie było aż do (podobno) zamachu. Udowodnienie ich inspiracji, choć w tej sytuacji przyznawania się jest już jasna, wymagałoby dokładniejszego zbadania, jak działa przekaz podprogowy, na ile może wpływać na człowieka nawet wtedy, gdy on mówi — ale wg mojego doświadczenia on zawsze do pewnego stopnia może wpływać na myślenie. Męczy nawet wtedy, gdy np. słucha się muzyki.] (Odnośnie konkretnych osób z wojska, ich ulubionym nazwiskiem jest gen. Koziej [teraz jako sprawca] — żartobliwe niby odzywki typu "[boję się, że] powie jakiś Koziej" padały niezrozumiane od początków tortury w 2013 [niby to o radarze; edit 2018-05-05: uwaga, być może to zwykłe telewizyjne pomówienie, ja bym bardziej obstawiał gen. Majewskiego, jako że człowiek o takim nazwisku stał się też dyrektorem/redaktorem naczelnym Radia Watykańskiego], teraz to wyraźnie potwierdzali; ale czy to jest prawdziwe oskarżenie — nie wiem. Co by się tyczyło ukrytych mówionych sugestii jak dotąd, wskazujących na sposób myślenia, pamiętne jest to ich imputowanie postaw typu "omijaj całą dzielnicę Wesołą, bo tam [podobno] mieszka ta oszustka M. Kozik". [Wchodzi to do kompletu z bardziej racjonalnym omijaniem całego Targówka i Białołęki, "bo tam ten szpital psychiatryczny jest, w którym cię trzymali" — wszystkie te powody unikania są to zresztą historie starsze niż tortura dźwiękowa, więc już mieli gotowe. "Ja tu rządzę na dzielnicy" oraz... "ja tu mam majora"(?) — a w rozmowie nazywał tak chyba pistolet — to teksty chłopaka, który popełniał na mnie nocny rabunek (wymuszenie rozbójnicze) w sierpniu 2011 r. w związku ze szpiegowaniem, był chyba nasłany przez śledzącą TV w układzie z Policją: czyżby to stąd w ogóle koncepcja tych dziwnych sugestii (aż przecież przesadnego) unikania całych dzielnic np. przy wynajmie? (Zauważcie: wypowiedzi te, inspirowane pewnie jakimiś podpowiedziami i ustaleniami płynącymi z ośrodka śledzącego, wiążą w sobie ślady zarazem sprawy oszustw, jak ją później dziwnie zaczęto u spikerów z TV ujmować, oraz tej kwestii wojskowej, a obie mogą mieć korzeń w Watykanie.) Odnośnie problemu uciekania od wstydliwego tematu — "tu nie ma sprawy, bo wstyd!!!" to był jeden z najczęściej w ciągu dnia powtarzanych tekstów tortury dźwiękowej w 2013 (np. 500 powtórzeń dziennie). Myśl, przewijająca się tu wśród osobistych skojarzeń w głowach tych, co to obmyślali (agentów-zbrodniarzy z TV(?)), zdaje się jasna: celem zbrodni było zagwarantowanie, by całego tego kompromitującego polityczno-kościelny establishment tematu o TVP już na pewno nie było (włącznie z tematem o torturowaniu mnie, które wtedy jeszcze było tylko w planach).] [edit 2015-12-21: Wyjaśnijmy tu jeszcze jedną rzecz. Zarówno dobór ofiary po nazwisku ("po przodkach"), jak i same oszustwa mieszkaniowe(!), są to moim zdaniem rzeczy (tym najbardziej wtajemniczonym) zdecydowanie kojarzące się w jakiś sposób z Watykanem, zob. tekst o JP2 (np. biała sekcja w środku) w sprawie podstaw tego twierdzenia. Patrz też 'edit 2015-10-13' pod wpisem z 10/10/2015.] Były też w 2010 [latem lub jesienią wkrótce po zamachu, patrzcie na datę premiery po kliknięciu odnośnika] plakaty "KONIEC" z gębami jakichś [w domyśle] kóz, co ja dlatego z tamtymi oszustwami mieszkaniowymi kojarzyłem [nieraz zresztą przemawiano tak do mnie: przez plakaty i podprogowo; oto np. głośny film z 2009 w tym klimacie, też na plakatach (a były i ekrany w metrze, Nasz Dziennik, podstawione obce postaci robiące sceny...) — generalnie tworzono zawsze wrażenie, że coś idzie stopniowo do przodu w sprawie oszustw], choć to oczywiście przy polskim wymiarze sprawiedliwości przedwczesna radość była [w rzeczywistości sąd zlekceważył zażalenie a sprawa stała w miejscu zamknięta ("bo legalne") — lecz do mnie tak czy owak poczta nie mogła dotrzeć ze względu na inny adres już od dawna]. W rzeczywistości mogłoby więc chodzić i o ten zamach [prawdopodobne: zobaczcie czerwony odnośnik]. Ostatnio też podesłano mi (?) na przystanek na Świętokrzyskiej jakiegoś pojedynczego umundurowanego starutkiego wojskowego, z odznakami, trochę jakby błaznowatego — gadał chyba do siebie/w powietrze. [Padały też (już nawet dawno temu) od czasu do czasu, tak ni w pięć, ni w dziesięć, niezrozumiałe dotąd odzywki "za tych żołnierzy tak mi wstyd!". W ogóle przecież był ten cały, skądinąd przez watykańskie zamiary podsunięty, temat wojskowego zamachu stanu — jest o tym mowa przy okazji Wesołowskiego we wpisie z 5/03/2015, dopisek 'edit 2015-08-30' — reszta akurat w tej sprawie jest nieistotna, natomiast proszę rozwinąć końcowy dopisek i kliknąć też wzmiankowane tam zapisy (z ostatnich dni).] Jako metodę zamachu spikerzy podają bombę(-y), jako motyw ze strony wojskowych — kasę [edit: pewnie też krycie skandalu polityczno-religijno-medialnego, w którym sami tkwią?].)
edit 2015-09-06: Być może wielu zszokowało to, że papież Benedykt miałby zabić w 2012 moją ciotkę (zlecenie zastrzyku pavulonu) i nawet w zabicie Wesołowskiego nie dowierzają, a tymczasem to zapewne nie największe ich winy. [rozwiń dopisek...](Zwracam tu tylko uwagę na jej pogrzeb, nie mylić ze zgonem, 28. lutego — dokładnie i równo rok przed zapowiedzianym końcem pontyfikatu Benedykta i zniszczeniem jego Pierścienia Rybaka — oto pokwitowanie z cmentarza, zresztą można zadzwonić i potwierdzić: 42/652 95 05, Cmentarz pw. MB Nieustającej Pomocy. Swoją drogą, pogrzeb ten był też równo 10 lat po pamiętnej audiencji Kwaśniewskiego u papieża, gdy (oficjalnie: z naszej wewnętrznej inicjatywy) zapraszał Jana Pawła II do Polski w 2002 na tę podsłuchową chyba pielgrzymkę (by właśnie podsłuch i coś jeszcze z władzami uzgodniono). W przypadku tej śmierci są i inne (liczne) wyraźne wskazówki, na zasadzie sporego nieprawdopodobieństwa, oraz konsekwentne przyznawanie się spikerów, a także zapowiedź konklawe w dniu śmierci cioci — zob. też te nagłówki w ociekającym aluzjami BBC mniej więcej wtedy — i inne bardzo liczne straszne ślady w kościelnych mediach.) Sam fakt zabójstwa, a nie śmierci naturalnej, potwierdza też to, że zaraz po jej śmierci trafiłem (z niby to zgoła innych przyczyn, bo przez nieuprzejmość czy wręcz bandytyzm policji gwatemalskiej) do Panamy, było to w zasadzie następnego dnia i już zaraz trafiłem na McDonalds z ustawioną przed nim figurką Ronalda McDonalda z... kostką (tą od stopy) na kolanie, co było pozą świetnie się z ciotką kojarzącą — jest o tym geście zresztą w tych śladach z mediów kościelnych. Watykan jawi mi się co najmniej jako spodziewany możliwy wczesny sojusznik (2006) przekazu podprogowego jako elementu podsłuchu oraz remontowania Europy wraz nawet z przestrzenią prywatną (pomysł bodajże polityków PiS i PO, Komisji Europejskiej), a także (od 2006-7) masowości nielegalnej agentury zawodowej w firmach (co pomaga robić z ludzi nieprzychylnych). Odpowiednie telefony z nowoczesną kompresją dźwięku, GPS-em i radiem FM zresztą dopiero miały wejść masowo na rynek, poza tym do śmierci Jana Pawła II i tak współpraca z Kościołem w czymś takim (np. w kryciu medialnym) była problematyczna lub wykluczona. Poparcie Benedykta XVI dla montażu ukrytych telefonów, "oficjalnie" (tzn. w kontaktach politycznych, bo tak poza tym sprawa jest tajna) pod płaszczykiem zwykłego wsparcia "podsłuchów" lub wrogości wobec mnie na tle jakichś tam spraw związanych z religią i szczegółami filozoficznymi, w rzeczywistości wiązać trzeba by chyba po prostu, jak podejrzewam, z prymitywnym przekupstwem (kwestie w rodzaju opodatkowanie Kościoła, Fundusz Kościelny) oraz, być może, wplątaniem Watykanu przez nieroztropność papieża w skandal ze szpiegowaniem (np. rzekomo po to, by sprawdzali, czy dobrym jestem katolikiem(?) itd., w każdym razie chyba zgodzili się jeszcze zanim jakieś filozoficzne rozprawki zacząłem tworzyć). Proszę się jednak nie zrażać, tak poza tym ten blog opiera się na dowodach, tu np. nagranie ze spikerami wyszeptującymi i wykrzykującymi na temat zamachu smoleńskiego: J201509050131-smolensk.wav (z folderu nagrania audio, jest odsyłacz w nagłówku) — wprawdzie pewnie kiepsko się tego słucha bez (sporego) podgłośnienia/słuchawek, wydaje się pewnie to być cisza, trudno mi ocenić w moich warunkach. Zwłaszcza w ostatniej godzinie czy półgodzinie o tym gadali i o pavulonie. Być może targi, jakie w sprawie remontów odbywały się (jeśli się odbywały) z Watykanem, otarły się też o sprawę smoleńską, proszę przyszłych dziennikarzy o zainteresowanie się tym, jak to wszystko możliwe. Taka haniebna propozycja z jednej strony to furtka do haniebnej propozycji z drugiej, a poparcie od Watykanu (czy wręcz zlecenie tego) mogło być kluczem do jakichś potencjalnych układów z mediami w sprawie tej zbrodni (i tak zarazem na pewno przyciskanymi finansowo, zaś katolicyzm to jedyne powszechnie znane w Polsce źródło wartości i zainteresowania nimi). Polecam te tematy (głównie o tej sprawie cioci) po angielsku i u ateisty Sama Harrisa: kliknij. W mojej opinii zamach smoleński uzgodniono prawdopodobnie też osobno z każdym z mediów (w zaowalowanej za pewne formie), oznajmiając poparcie Watykanu (może ci okazywali to jakoś odpowiednimi mrugnięciami okiem) i grożąc egzekwowaniem wieludziesięciu milionów niezapłaconych podatków, może nagłośnieniem skandalu remontowego czy śledztwem w sprawie podsłuchu. Watykan się tu świetnie nadaje na takie centrum, z którym nowe zło można łatwo uzgodnić jako pierwszym i który tego nie rozgłosi nawet w razie odmowy (choć odmowa przy tym, co oni sami może proponowali, wydawała się mało prawdopodobna), a później się przydaje w kwestii religijnej i moralnej. Możecie nie wierzyć, że to było uzgodnione, ale obecna zbrodnia tortur masowych jest zupełnie na oczach mediów i sami możecie się przekonać o tym, że jest realna, przyjeżdżając do Warszawy i dzwoniąc do mnie — wszędzie wokół mnie to będzie grać, nawet wewnątrz lokali i różnych zaułków, a możemy pojechać gdziekolwiek. Tusk, jakby co, kontroluje też Żandarmerię Wojskową — obnoszono się ich wozami przede mną w 2011 przy okazji zawiadomienia o stalkingu (co odbierałem jako drwina z tego, że może Policja mi pomoże, oraz demonstracja potęgi władzy i tego sprzysiężenia przeciwko mnie), a w 2012 wykorzystywano ją, z inicjatywy Tuska, co dość oryginalne, jako pomocniczą Policję przy okazji Mistrzostw Europy ("nadają się do ochraniania imprez sportowych" — tymczasem w Warszawie np. jest 10.000 policjantów i ponad 1900 strażników miejskich). Zaś prokuratura wtedy jeszcze (przygotowania) była oficjalnie kontrolowana, co do pojedynczych funkcjonariuszy najniższego szczebla, przez ministra. [ukryj dopisek]
edit 2015-09-08: Lista morderstw, w których były zdecydowane (wyraźnie) UPRZEDNIE przecieki np. od paru dni lub w których spikerzy się przyznali do *(współ)sprawstwa TVP Warszawa (konszachty z Watykanem?) — kolejno: [rozwiń dopisek...]
edit 2015-09-20: Bezwarunkowe, bezwzględne prawo do zupełnie swobodnego wyrażania podejrzeń jest konieczne dla funkcjonowania demokracji (zresztą podejrzenie ze znakiem zapytania chyba nie jest stwierdzeniem faktu, a co za tym idzie — oskarżeniem, obwinieniem; a przecież to właśnie oskarżanie znajduje się w definicji pomówienia, które z kolei występuje w kodeksie karnym i niektórzy o nim w takich sytuacjach marzą). [rozwiń dopisek...]W przeciwnym bowiem razie organy ścigania i sądy stają się dla narodu profesorami i wykładowcami, a nawet oprawcami, nad którymi w odpowiednio wytworzonej sytuacji przekrętu nie ma absolutnie żadnej demokratycznej kontroli (kontroli na zasadzie "chcemy sprawdzić to!", "chcemy zbadać tamto!" — to są synonimy, inne sformułowania zdania "X [tutaj argumentujemy, dlaczego] mógłby być zamieszany w to-a-to"), ponieważ właśnie często w jakiejś sprawie kryminalnej istnieje tylko podejrzenie, a żeby zebrać dowody i pozyskać informacje, trzeba dopiero przeprowadzić pogłębione śledztwo policyjne (zakaz kłamstw pod karą więzienia, dostęp do dokumentów, billingów, kont bankowych, do wykazu i adresów poszczególnych pracowników, możliwość aresztu dla złych kierowników, tajemnica postępowania przygotowawczego, w przeciwieństwie do sali sądowej w procesach o zniesławienie, itd.) — powstaje tzw. problem jajka i kury. (Również i media mogą być zamieszane, więc, przepraszam za określenie, tylko zupełny idiota lub człowiek bardzo złej woli — choćby nawet był przez jakąś poważną omyłkę prezydenta sędzią — może twierdzić, że samo istnienie mediów lub jakiegoś tzw., oczywiście często regulowanego, "rynku" wyklucza istnienie przekrętów, wobec tego należy ufać mediom, sądom, a głoszących różne nietypowe tezy karać.) Tymczasem przy postępowaniach prawnych to organy państwowe arbitralnie rozstrzygają, czy jest podejrzenie, czy go nie ma, a zatem zakazując stawiania pytań i publicznego dzielenia się podejrzeniami, pozostawiając sprawę badania czegoś przez prokuraturę lub nie poza sferą wybieralnej polityki — tego, o czym może decydować społeczeństwo demokratycznie i poprzez wybory ("zbadać to!") — likwiduje się demokrację w najgorszym możliwym do tego miejscu, czyli w sercu sprawiedliwości karnej. Na zasadzie: nie można rozmawiać, składać ofert co do kierunków kontroli państwowej i wymieniać poglądów = nie ma demokratycznej polityki. W taki sposób może w ogóle upaść funkcjonowanie prawa karnego w wielu nawet dziedzinach, co podważa państwo prawa i jest w sprzeczności z prawami człowieka (gdy tymczasem polityczne otwarcie się systemu sprawiedliwości na szerokie masy społeczeństwa, na oddolny polityczny nadzór pochodzący od zwykłych typowych ludzi, pozwoliłoby utrzymać pewne minimum zasad, które gruba większość ludzi podziela, mimo że może przecież zdarzyć się układ, że w ważnych miejscach i na istotnych stanowiskach są sami gorsi). Gdyż bez sprawiedliwości i praw człowieka nie obroni się demokracji, a bez demokratycznej swobody debaty i propozycji nie obroni się sprawiedliwości i praw człowieka. (Bo wówczas sami sędziowie czy media mogą być zamieszani czy potajemnie stronniczy — lub w ogóle w grę zacznie wchodzić złe prawo.) Piszę to tutaj, bo było coś takiego w 2008 w (oczywiście, jak już widzimy, zamieszanej) prokuraturze: www.tvp.info/345427/informacje/polska/palikot-nie-odpowie-za-blog/ (zauważcie, co prokuratura sugerowała! nawet cywilnej sprawy o szarganie dóbr osobistych nie powinno za to być, co dopiero karnej, ci jednak dopatrywali się przestępstwa ściganego z oskarżenia prywatnego, co było pewnym wyskokiem na tle dosyć już ugruntowanych standardów dotyczących podstawowych swobód). Ponadto należy pamiętać, że orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (np. Uj przeciwko Węgrom) dopuszcza nawet bardzo ostre opiniowanie, a w tym wypadku ewentualne pomówienie mogłoby co najwyżej wynikać właśnie z publicznego wyrażania niskiej o kimś opinii: zezwalają na tego typu rzeczy, co "setki tysięcy Węgrów pije [to] gówno z dumą, a nawet oddaniem" (artykuł z 2008). Jest jeszcze taki drobiazg, że aby w ogóle można rozważać, czy doszło do przestępczego obiektywnego oskarżenia mogącego pozbawić kogoś potrzebnego mu do życia zaufania, musi być to oskarżenie albo kłamliwe, albo prawdziwe, ale w chwili głoszenia go bezpodstawne. Nie należy też się za bardzo ekscytować tym, że Policja próbuje w pierwszej kolejności zawsze znaleźć personalia autora strony (i np. nie ściga z powodu niewykrycia sprawcy). To jest normalny i słuszny sposób postępowania wynikający stąd, że nawet jeśli nie ma sprawy karnej, może wciąż jeszcze być pole do cywilnej i wypada także w tym w miarę możności pomóc obywatelowi (w Policji tak często robią z różnymi sprawami, które wprawdzie są co najwyżej cywilne, ale mogłyby się wydawać karne — nawet zupełnie innego typu niż te związane z pomówieniami). Zauważmy, nie ma ucieczki od ww. bezwzględności i bezwarunkowości prawa do wyrażania podejrzeń. Gdyż jeśli musiałyby np. istnieć dowody, by o coś zapytać, by stawić znak zapytania i rzec "tu moim zdaniem powinno być śledztwo", to wówczas oczywiście to sąd będzie orzekać, czy te dowody są, czy ich nie ma, a sąd może być zły. Ponadto mogą być osoby samotne, dla których zabezpieczenie dowodu na swe podejrzenie (i tym samym niewinność) jest bardzo problematyczne — na przykład ja. A zatem proponuję trzymać się podanej tu tezy prawnej. [edit 2015-09-26: Proszę na koniec zauważyć, że ustawa nie wyróżnia, definiując pomówienie, sytuacji zawiadamiania organów ścigania czy Policji (ani nie wymaga, by pomówienie było publiczne). Oznacza to, że — gdyby przyjąć pogląd tych, co by za przypuszczenia i poglądy polityczno-prawne kary rozdawali — także zawiadomienie prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa mogłoby być pomówieniem lub przewinieniem cywilnym, a tak nie jest: kto ma takie uzasadnione w swym mniemaniu podejrzenie, ten niekiedy (w odniesieniu do niektórych przestępstw, głównie zabójstw) ma wręcz obowiązek donieść, napisać, a na pewno nie musi się bać żadnego zakazu, o ile nie kłamie świadomie. Wolno w każdym razie wyrażać też podejrzenia oparte na zdarzeniach (nawet poszlakach), które można zaledwie zeznać, natomiast nie ma się np. nagrania lub drugiego świadka.] [ukryj dopisek]
edit 2015-09-29: Przykładowy wywiad Prokuratora Generalnego w sprawie Smoleńska, w którym ujawnienie prawdy o trotylu grozi podobno — uwaga! — napięciami społecznymi (kliknij niebieski link). Bo przecież tyle ludzi zamieszanych w sprawę TVP Warszawa i Watykanu! Czyżby o to chodziło... (Pobrzmiewa też w tym chęć ukrycia czegoś dla uniknięcia czegoś szerokiego, społecznego — proszę to skojarzyć z watykańskim wspieraniem prześladowań w imię krycia własnych win, a może i kwestii związanych z dylematem determinizmu itd.) Trafne było też pytanie Jarosława Kaczyńskiego: Skąd Sikorski tuż po 9 wiedział, że wszyscy zginęli?. Ale oni wszyscy prawdopodobnie nie są zainteresowani publicznym wyjaśnieniem prawdy, nie chcą realnego śledztwa w TVP i prokuraturach, takiego z udziałem Piotra Niżyńskiego. edit 2015-10-30: Proszę, oto dodatkowy dowód od profesora — eksperta sejmowego (który zbadał tę sytuację), że katastrofa w Smoleńsku była zamachem. Spikerzy tortury wciąż konsekwentnie to potwierdzają. Zauważcie też, co na samym końcu stenogramu (tutaj kopia) mówili, podobno z wykrzyknikiem, Rosjanie: "Odejście ('uhod', podobne 'uhodi' znaczyłoby: uciekaj, idź precz) na drugi krąg!" [świat? cóż za zbieg okoliczności i jasnowidzenie, nawet, jeśli widzieli jakąś kolizję]. Odgłosy trzaskania trwały wg stenogramu 5 sekund (zderzenie z drzewem lecąc np. 10 m/s to jakiś długi proces?!); po ww. tekście Rosjan (zaczął się w środku trwania trzaskań) zawołano już tylko "Kurrr***" i koniec nagrania, padł prąd. Nie wiem, czemu miałby paść prąd akurat 6 sekund po początku odgłosu zderzenia z drzewem i sekundę po jego końcu, natomiast teza o eksplozjach i pożarze w kadłubie tłumaczy to świetnie. PRZYPOMINAM WRESZCIE, ŻE JESZCZE KILKASET LAT TEMU WIERZONO W NAUCE, ŻE ZIEMIĘ OTACZAJĄ SFERY NIEBIESKIE, A NAWET [żartobliwa(?) hipoteza Dantego] KRĘGI PIEKIELNE — TAK WYOBRAŻANO SOBIE NIEBO (stąd sformułowania typu "drugie niebo", "trzecie niebo" itd.). A zatem "odejście na drugi krąg!" to prawie że wprost powiedziane, w ateistycznej ironii, "śmierć was czeka", w sensie np. "sio do [nieistniejącego] czyśćca/piekła!".
(19:26)
Pokażą Wam to poniższe zdjęcia, prawdopodobnie z tym procederem związane. [edit 2016-07-09: Otóż raczej nie w ten sposób remontuje się ulice, gdyż zbyt rzucałoby to się w oczy przy dobieraniu się do gruntu. Obstawiam, że są zwyczajnie zalane betonem telefony, podłączone do dwużyłowej linii zasilającej (+/-) o odpowiednim dla telefonów napięciu, poprowadzonej w gruncie. W związku z tym resztę akapitu i zdjęcia zabieram stąd. edit 2017-04-03: Tym niemniej pozostawiam link do wykonanego przeze mnie filmu pokazującego, że dźwięk najwyraźniej radiowy i podsłuchowy (tj. z telewizją) potrafią wydawać latarnie uliczne: kliknijcie (poza tym było też sporo później inne wideo o latarniach, gdy już wydało się, że to one zasilają grające telefony). W tym temacie polecam też wpis z 15. czerwca 2016 r. "Zeznania i dowody" i jego fragment od daty 2016/04/25 i treść po kliknięciu tego odnośnika z datą.]
O aferze remontowej było już, z odpowiednimi dowodami, we wpisach Szczegóły instalacji dźwiękowej... (13/11/2014) i Praktyka organizowania tortury... (10/01/2015). Dodałbym tutaj dwie małe korekty: we wpisie pierwszym — że to nie tyle w śródścianiu, co u podnóża ścian zapewne było montowane; we wpisie drugim — że smartfony (będące mózgiem odpowiednich skrzynek) posiłkują się też systemem GPS w celu samolokalizowania się i stwierdzenia, czy powinny grać, co ma znaczenie zwłaszcza w pojazdach. (Nowoczesne telefony mają wbudowane chipy do obsługi GPS.) Wstępnych dowodów na aferę, pozwalających się nią zainteresować, jest na tym blogu sporo: wymienia je po pierwsze II dopisek do tekstu o Komorowskim (12/03/2015) — 8 dowodów; po drugie wiarę w nie nakazuje, o ile mi się ufa, znajomość fizyki (p. dopisek I do tekstu z 5/04/2015); po trzecie teraz świeżo było kolejne, 10-te już potwierdzenie we wpisie z 10/06/2015 (nagranie 20150606_18:02). [edit 2015-09-30: Remonty na zewnątrz (na terenach pod gołym niebem) organizują albo skorumpowani właściciele przydrożnych nieruchomości, co jest bardzo częstym przypadkiem (także spółdzielnie), albo też miasto, np. na zasadzie (jak przypuszczam) podłączenia się pod sygnalizatory świetlne czy jakieś ich nowoczesne elementy. Być może doszło do "partnerstwa publiczno-prywatnego" np. na takiej zasadzie, że chodniki na Krakowskim Przedmieściu należą do miasta, które je rozkopało (stoi oficjalna tablica: "modernizacja nawierzchni współfinansowana z Europejskiego Programu Rozwoju Regionalnego", por. też to przy kościele), ale sam prąd ciągnięto np. z lokali obok, więc można było to zrobić bezpiecznie, wyłączając na czas remontu tamto prywatne zasilanie.]
A tutaj ciekawostka: historia rozwoju rynku smartfonowego. Od razu widać, w jakich latach najbardziej rozpowszechniły się telefony z GPS-em (i także z radiem FM, choć pojedyncze modele zdarzały się już wcześniej, poza tym często tego autorzy ww. strony nie odnotowują) — mianowicie widać to w ostatniej kolumnie Other przy odpowiednich latach. Np. model Nokia N95. Odpowiedź? Za rządów PO (2007-2015) — wtedy, co i ten totalny remont Sejmu był (p. też odnośnik "Sprawdzamy budynki związane z premierem i PO"). W latach 90-tych, kiedy miał tam miejsce poprzedni porównywalnie duży, nawet nie były rozpowszechnione odpowiednie technologie kompresji dźwięku, kompilatory programów na smartfony itd. Równolegle z postępami w Polsce sprawa remontów rozprzestrzeniała się w różnych krajach na całym świecie (na pewno masowo w Europie), choć chyba póki co tylko mnie aż tak torturami prześladują, w każdym razie pewnie takich przypadków jest niedużo, jeśli wierzyć nieoficjalnym gadkom polskiej TV. Pierwszym na świecie modelem telefonu z GPS-em był Benefon Esc! z późnego 1999 (w praktyce dostępny w sklepach od 2000), ale zapewne nie był na Symbianie i ów chip GPS nie był też dostępny dla zewnętrznego oprogramowania poprzez żadne standardowe tzw. interfejsy (API), czyli techniki programistyczne — nie istniał w 2000 r. jeszcze żaden publicznie znany standard opisujący, jak coś takiego oprogramować. Odtąd zostaje już tylko kilka lat do tego 2007 z Wikipedii; jeśli więc 2007-2008 jako początek organizowania smartfonowych remontów (w ogóle gdziekolwiek na świecie) jest to oszacowanie zapóźnione, to najwyżej minimalnie. Pierwsze modele Nokii z GPS-em (z 2007): 6110 Navigator, E90 Communicator. Zaznaczę na koniec ponownie na marginesie, że takie remonty pod przekaz podprogowy czy, tym bardziej, torturę, są nielegalne (takie wnioski można wywieść z Prawa budowlanego [edit 2015-08-16: rozwiń...Ze strony Sejmu można pobrać jego tekst jednolity (tzn. po zmianach). Art. 5 (jego ust. 2 i, przez odwołanie, także ustęp 1) w zw. z obowiązkiem szczególnym właściciela budynku z art. 61 ust. 1, którego zaniechanie penalizuje z kolei art. 91a (do 1 roku więzienia). Odnośnie art. 5 obowiązuje mianowicie, wśród przepisów techniczno-budowlanych, a nawet jeszcze z odpowiednimi podobnymi wskazówkami w samej ustawie (mianowicie art. 5 ust. 1 pkt 1 lit. c-e), przewidziane ustawą "Rozporządzenie w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie", którego §309 głosi wyraźnie: "Budynek powinien być zaprojektowany i wykonany z takich materiałów i wyrobów, aby nie stanowił zagrożenia dla higieny i zdrowia użytkowników lub sąsiadów", następnie §323 "Budynek i urządzenia z nim związane powinny być zaprojektowane i wykonane w taki sposób, aby poziom hałasu (...) nie stanowił zagrożenia dla ich zdrowia, a także umożliwiał im pracę, odpoczynek i sen w zadowalających warunkach", następnie w tym duchu (jako wykładnia literalna, czyli dosłowna, ale także systemowa i celowościowa) należy interpretować jeszcze zwłaszcza dalszy paragraf o ochronie przed oddziaływaniem o charakterze wibracyjno-akustycznym, §327 ust. 2: "Instalacje i urządzenia, stanowiące techniczne wyposażenie budynku mieszkalnego, zamieszkania zbiorowego i użyteczności publicznej [typowe lokale uliczne!], nie mogą powodować powstawania nadmiernych hałasów i drgań, utrudniających eksploatację lub uniemożliwiających ochronę użytkowników pomieszczeń przed ich oddziaływaniem" (bardzo istotne, gdyż wg art. 9 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, która jest w Polsce prawem, ludziom przysługuje "wolność myśli", tzn. nikt nie może wywierać na człowieka nacisku, żeby myślał inaczej: co już z góry wyklucza legalność takiego nawet niezauważalnego sterowania myślami, przejmowania ich u kogoś — poza tym istnieje ochrona życia prywatnego, osobistego, a tu się zalicza bieg myśli w mej głowie; a więc nie można powiedzieć, że np. tego typu drgania, a tym jest dźwięk, nie są nadmierne, bo "mieszczą się w granicach prawa", "norm prawnych"); to wszystko oczywiście minister może zmienić, co nie oznacza, że tych przestępstw nie było — i na taką amnestię nigdy mojej zgody, ewentualnie też politycznej, nie będzie, bo zresztą liczy się w kwestii egzekwowania prawa tylko stan obecny i, za sprawą Konstytucji, jeszcze stan z chwili popełnienia czynu, ale to, co pośrodku, w tej sytuacji nie (nie przedawnia się też ta rzecz). W grę wchodzą też ewentualnie, oprócz Prawa budowlanego, także przepisy BHP i może prawa ochrony środowiska, zwłaszcza zestawiając je z Konstytucją, np. obecnie zakazem tortur. — edit 2016-09-11: Z początkiem tego roku miała miejsce zmiana Prawa budowlanego, która wprowadziła odwołanie do art. 3 i 5 Załącznika I do Rozporządzenia Parlamentu i Rady UE nr 305/2011 (art. 3 mówi m. in., iż "Obiekty budowlane muszą być zaprojektowane i wykonane w taki sposób, aby podczas ich budowy, użytkowania i rozbiórki nie stanowiły ... zagrożenia dla higieny ani zdrowia czy bezpieczeństwa pracowników, osób je zajmujących lub sąsiadów", zaś art. 5, że dodatkowo "w taki sposób, aby hałas odbierany przez osoby je zajmujące lub znajdujące się w pobliżu tych obiektów nie przekraczał poziomu stanowiącego zagrożenie dla ich zdrowia oraz pozwalał im spać, odpoczywać i pracować w zadowalających warunkach"). Wcześniej stosowano wyłącznie prawo krajowe wyżej wymienione. Podstawą do stosowania prawa krajowego (z Ministerstwa Infrastruktury) jest to, że art. 7 ust. 2 Prawa budowlanego określa przepisy techniczno-budowlane definiujące warunki techniczne, jakie muszą spełniać budynki, biorące pod uwagę ramowe wymagania w zakresie obowiązków nakładanych na właścicieli. W związku z tym warunki te należy zaliczyć do ogólniejszych pojęć "właściwy stan techniczny" albo "należyty stan techniczny i estetyczny", które były i są stosowane w art. 5 ust. 1-2 pb wymieniających obowiązki właścicieli ze względu na stan budynku. — zwiń dopisek], Kodeksu karnego — mianowicie zakazu [znęcania się i] stalkingu, bo to w związku zwłaszcza z tym szczególnym podsłuchem na Niżyńskiego organizowano [teksty, odzywki, niepokojenie i okazjonalne tortury stały się płynnie nie tylko codziennością, ale nawet czymś ciągłym] — oraz z prawa międzynarodowego i odpowiedniego paragrafu Kodeksu karnego: to nadaje się do sklasyfikowania nawet jako zbrodnia zamachu na ludność polegającego na nieludzkim traktowaniu [edit 2015-09-29: Na pewno dotyczyłoby to powodowania intensywnego zmęczenia, ale też... — rozwiń wg Amnesty i może innych źródeł krajowych (np. definicja ze słownika języka polskiego prof. Doroszewskiego z 1969 r., przedruki w 1996-97 i 2000 r.: definicja idealna pod współczesne prawo, na czele z prawami człowieka) i źródeł międzynarodowych funkcjonuje wykładnia inna niż literalna wg dzisiejszego słownika PWN (nie jest on przecież żadnym dyktatorem prawa, wręcz przeciwnie: powinien się w nie też trochę wsłuchiwać, tak jak wsłuchuje się w powszechne stosowanie słów np. w książkach). W Amnesty więc podają np. "każde przykre lub niedbałe traktowanie, które mogłoby uszkadzać zdrowie fizyczne lub psychiczne"; Międzynarodowy Trybunał Karny dla byłej Jugosławii zdefiniował okrutne lub nieludzkie traktowanie jako "umyślny czyn lub zaniechanie, które, obiektywnie rzecz biorąc, są celowe i nieprzypadkowe i powodują poważne cierpienie umysłowe lub fizyczne albo taką szkodę [tu np. byłoby niecelowe zamęczanie, a więc element "bezlitosności"], lub stanowią poważny atak na ludzką godność" — to ostatnie w takim razie znaczyłoby, mówiąc wprost, traktowanie nie tak, jak ludzi traktować się powinno, czyli właśnie idzie to po linii def. Doroszewskiego; natomiast dla Europejskiego Trybunału Praw Człowieka nieludzkie traktowanie to takie, które przynajmniej jest w stanie wywołać jeśli nie uraz fizyczny, to co najmniej intensywne fizyczne i umysłowe cierpienie i gwałtowne zaburzenia psychiatryczne(!) [a jest, odsyłam np. tutaj czy tutaj-przypis 2]. Zauważmy, w paragrafie polskim "nieludzkie" jest na 3 miejscu po torturze i okrutnym traktowaniu, jako rzecz inna ("lub"), co sugeruje pewną gradację i nieidentyczność pojęć "okrutny", które tu sugeruje cięższą winę, z "nieludzki", zaś prof. Mirosław Bańko z PWN rozwija definicję słownikową na stronie sjp.pwn.pl w sposób następujący: "Nieludzki znaczy, zależnie od kontekstu, 'okrutny', 'niegodny człowieka', 'pozbawiony cech ludzkich', a nawet 'straszny, okropny'" [tak, można sobie wyobrazić zdanie np. 'syrenka ma też pewne cechy nieludzkie'], a zatem znowu zawierałby tu się odcień związany z byciem niewłaściwym człowiekowi, czyli urąganiu jego godności i, ściślej to biorąc, właściwemu ludziom sposobowi traktowania (ten wyraża się np. w prawach człowieka i konwencjach międzynarodowych); jako synonim PWN podaje np. "bydlęcy". Cambridge Dictionary of English definiuje, analogicznie, "inhuman" jako "not human in an unusual or frightening way" (może to z powodu jakichś ciemnych interesów podstawowa definicja w internetowym słowniku PWN to pomija, choć zaraz temat uzupełniają?... przecież na pewno u nich też gra). Nadmieniam, że (3-tomowy) słownik PWN z 1983 r. podaje definicję bliską tej ze słownika Doroszewskiego: "nie taki, jaki powinien cechować człowieka i stosunki między ludźmi, okrutny, bezlitosny", a także np. "nie taki, jaki jest właściwy człowiekowi" (jako przykłady tej II definicji słownik podaje np. "Nieludzkie warunki pracy") — widzimy zatem, że w nowym internetowym słowniku nastąpiło okrojenie definicji, bo odtąd "nieludzki" podobno znaczy już tylko "okrutny, bezlitosny", a reszta to w swobodnych wypowiedziach profesorów już poza definicjami... (Podobny wpływ na PWN miał miejsce przy okazji wyrazu "media". Stały się one dla PWN-u — wskutek forsowania takiego "znaczenia" przez agentów nieruchomości — synonimem wszelkich przyłączy domowych, choć jest to zmyślone dosyć głupio a nadto sprzeczne z rozumieniem tego słowa w języku angielskim, dzięki któremu przecież u nas się ono upowszechniło, przez pośrednictwo zbitki "mass media". Chciałoby się tłumaczyć to dziwne określenie jakimś uogólnianiem "Internetu" i "kablówki", ale co to ma np. do wody, prądu, kanalizacji miejskiej...) A zatem stary dobry słownik PWN, który znam z mieszkania np. mojej mamy, definiował to słowo "nieludzkie" słusznie. Moim zdaniem naruszanie prywatności ludzkiej do tego stopnia, że może to ich praktycznie pozbawiać wolności myślenia, z zamiarem przejmowania ich myślenia, to zdecydowanie jest traktowanie nieludzkie (umieściłbym to niekiedy w rubryczce "eksperymenty biologiczne", którą do takiego traktowania zaliczył Statut Rzymski Międzynarodowego Trybunału Karnego — stamtąd pochodzi to prawo) i tylko taki Sąd Najwyższy chciałbym widzieć w moim kraju. Chciałbym wreszcie zauważyć, że obowiązuje (pod postacią art. 30 Kodeksu karnego) generalna norma głosząca, że nieznajomość prawa szkodzi, a zatem sprawca może być nieświadomy bezprawności czynu, a i tak za niego odpowiadać. Rozstrzygnięcie co do interpretacji prawnej (np.: czy konkretne traktowanie było nieludzkie) należy do sądu, natomiast po stronie zamiaru sprawcy, który musi on mieć co do tego znamiona, leży konkretny sposób potraktowania osoby (np.: poddanie jej podprogowym manipulacjom umysłem). Jeśli więc np. prawnicza definicja "nieludzkiego traktowania" mówiłaby o (samej tylko) możliwości wywoływania dużego bólu czy zmęczenia, to i tak nie jest konieczna świadomość sprawcy, że do takich ekscesów dochodzi czy może dojść, a tylko to, że po pierwsze tak jest obiektywnie, po drugie wie on (zamiar), iż poddał ofiarę(-y) nawet całodobowej kontroli umysłu przez pewien ośrodek (fakty, strona obiektywna czy też faktyczna czynu: przyczyny, skutki, zdarzenia, co do których istnieje zamiar, które wykonano i które mogą być przedmiotem oceny prawnej) — jest to pewien sposób potraktowania. I następnie to dopiero sąd rozstrzyga, czy wobec tego można powiedzieć, że było ono nieludzkie. Krótko: przy obecnym kodeksie karnym, wspartym tradycjami prawa rzymskiego, zamiar sprawcy obejmuje elementy obiektywne, niejako fizykę czynu, a nie właściwe rozumienie (i zastosowanie do siebie) sensu prawnego wyrażeń, które mogą być różnie interpretowane (w tym pewnych ewentualnych konsekwencji, od których taka interpretacja może zależeć). Wielogodzinne poddawanie prowadzeniu myśli (nawet bez głośnej tortury) potrafi być męczące, jest to całkiem możliwe i w praktyce tak jest, choćby to wszystko nie było dla sprawcy oczywiste, podobnie jak to, że sprowadza on na innych tak zwane "traktowanie nieludzkie". Innym znanym przykładem jest świadomość sprawcy, że uczestniczy w grupie przestępczej. Może mu się wydawać, że nie jest, ponieważ podsłuchiwanie mego życia przy pomocy smartfonu jest "legalne", bo to już jest "jawna rzecz". Mimo to przynależy do grupy przestępczej, bo jest świadomy przynależności do grupy i tego, co ona robi, natomiast sąd następnie stwierdza, że jest w tym przestępczość i że zamiar to, co przestępcze, również obejmował. Na koniec przecież trzeba zwrócić uwagę, że w 99% przypadków ma się do czynienia z pomocnictwem (i zlecaniem pomocnictwa), a nie sprawstwem zbrodni przeciwko ludzkości, a to oznacza dopuszczenie ewentualności zamiaru, więc tym bardziej słuszna jest teza, umieszczana w pewnych definicjach samego nieludzkiego traktowania, że i tak wystarczyłaby sama możliwość zła (traktowanie, które mogłoby sprawiać zmęczenie czy ból) — i nie trzeba tu się uciekać do różnych panujących definicji. Należy to doliczyć do argumentów za surowym potraktowaniem przestępstw związanych z remontami. Nawet sama telewizja(?) mogłaby nie wiedzieć, że na tych ludzi tak działa, że (wg pewnych definicji) to "już" jest nieludzkie traktowanie — co dopiero jej pomocnik... — ukryj dopisek], z dość wysokimi karami nawet aż do 25 lat więzienia, jak zauważyłem we wpisie z 1/10/2013 [edit 2015-08-16: Mój plan przewiduje osądzanie najbardziej pospolitych przestępstw, dotyczących setek tysięcy czy nawet milionów ludzi, w specjalnie wprowadzonym trybie... rozwiń "szybkim", dotyczącym spraw o charakterze masowym, właśnie z uczestnictwem w tego typu masowej organizacji przestępczej związanych (nie słuchajcie spodziewanych tutaj oczywiście kombinacji i wykrętów ze strony prawników, jakże "krystalicznie czystych", jakże pozbawionych znajomości i z równie "przezroczystymi" małżonkami, dziećmi, rodzeństwem, rodzicami własnymi i ich partnerów), w trybie mianowicie umożliwiającym wydawanie jednolitych w całym kraju — z wyjątkiem polityki prokuratury dotyczącej surowszego, tzn. w rzeczywistości po prostu mniej ulgowego, karania bardziej zasłużonej części grupy, w tym przypadku: mieszkańców Warszawy — wyroków niewiększych niż np. 1,5 roku więzienia (będzie sporo mniejszych, to planowana górna granica) na podstawie akt prawidłowo poprowadzonego śledztwa i propozycji prokuratury, przez sąd, ale bez rozpraw (na posiedzeniu w sprawie wielu oskarżonych; byłaby oczywiście możliwość sprzeciwu ze strony skazanego lub odrzucenia propozycji ze strony sądu, wówczas jest normalny proces), co byłoby zmianą prawa rozszerzającą obecną instytucję tzw. nakazowych wyroków za przestępstwa (dziś rozdają tak tylko grzywny) lub wyroków na zasadzie ugody ze sprawcą (dziś warunkiem jest jego zgoda): są to obecnie bodajże 2 jedyne przypadki, w których sąd wydaje wyrok karny na podstawie samych dokumentów. W sytuacji planowanego przeze mnie trybu "szybkiego" ustawowa dolna granica, np. od 5 lat wzwyż jak przy tej zbrodni spikerów, nie obowiązywałaby, czyli można by za przestępstwo formalnie będące (albo i nie, bo różne mogą być sytuacje i interpretacje, np. sprawa taxi — pomysł jest ogólny i nie tylko dla ciężkich paragrafów) zbrodnią pomocnictwa w zamachach na ludność, polegających na np. torturze czy (jako sterowanie myślami i nastrojami, zwłaszcza może pewnych osób) nieludzkim traktowaniu, jak to konwencja międzynarodowa podaje, dostać np. 1 rok, co wyobrażam sobie nawet jako przypadek dosyć powszechny (bo odpowiedni zamiar, choćby ewentualny, u tych organizatorów remontów, np. właścicieli mieszkań, jest — wbrew kłamstwom oni wiedzą, o co chodzi), ponadto zaletą byłoby jednolite orzecznictwo — także w kwestii dowodów, do czego można by jednorazowo w skali kraju wykorzystać np. (oczyszczony już wtedy ze zła) Sąd Najwyższy. Sama ta popierana przeze mnie idea — co trzeba wyraźnie podkreślić — NIE MA, ze względu na możliwość sprzeciwu ze strony sądu i ze strony skazanego, ABSOLUTNIE ŻADNYCH WAD (i to mimo wielkiego zwiększania roli organów ścigania względem, zwykle dopiero wszystko rozstrzygającej, sali sądowej, mimo tego zwiększania odpowiedzialności i wymaganego zaufania), poza tą jedną techniczną wadą wynikającą z kwestii dostarczenia przesyłki — konieczne byłyby wielkie kampanie medialne przypominające Polakom o obowiązku posiadania jakiegoś miejsca zameldowania i aktualnego wpisu na ten temat w urzędzie. A i tak prawdopodobnie, poza zaufaniem wobec Policji, która przesłucha odpowiednią osobę na ten temat i prawidłowo zapisze, gdzie mieszka, oraz (alternatywnie) wobec urzędu gminy/miasta, wprowadzi się (w razie nieodebrania pod tamtym) dostarczanie przesyłki pod ewentualnie dodatkowy adres uzyskany z jeszcze innego źródła, jeśli się taki znajdzie: np. z urzędu skarbowego, ZUS-u czy ewidencji działalności gospodarczej — sprawdzanie tego (zautomatyzowane przez bardzo wygodne systemy informatyczne) byłoby w gestii pracowników sądu zajmujących się wysyłkami. Trzeba tu od razu zaznaczyć, że chodzi o przypadki bardzo nieliczne. Trzeba zaufać socjocybernetyce polegającej na tym, że wszędzie działa inteligencja ludzka, są rodziny, ludzie się sami starają o swoje losy. W zasadzie samo krzyczenie o temacie w mediach wystarczy, żeby ludzie zadbali, by ich adres (nawet jakaś skrytka pocztowa) był znany urzędom. Dodatkowa specjalna troska państwa to już tylko kwestia pewnej elegancji prawnej — tym bardziej, że państwo nie skazuje niesprawiedliwie. Różne błędne poglądy krążą na ten temat, np. o wystarczaniu jednego fałszywego zeznania, by niewinny stał się przestępcą, podczas gdy w rzeczywistości w takiej sytuacji istnieje OBOWIĄZEK prawny, ciążący na wszystkich z nim współpracujących, na świadkach, by w razie śledztwa bronili go; kto choćby tylko ukrywa dowody niewinności drugiego, sam jest przestępcą. A zatem tym pewniejsze są państwowe wyroki. — zwiń dopisek]; choć niestety i w Sądzie Najwyższym oraz w TVN-ie zaobserwowałem niedawno moją znienawidzoną torturę dźwiękową, wszędzie równomiernie i oczywiście zupełnie bez zmian po wejściu, nawet w pustych korytarzach i pomieszczeniach, w których tylko ich pracownicy byli). Ale proszę z powodu tego wszystkiego nie stawać się sympatykiem PiS-u, bo także na terenach, gdzie rządzi ta partia (mają np. Nowy Sącz), będzie zapewne grać, takie jest moje przypuszczenie, choć przyznaję się — nie sprawdziłem. Milczą oczywiście wszyscy [także strony www posłów — ja oczywiście zachęcam do zejścia z tej ścieżki]. Mniejszych sejmowych (PSL, SLD, TR) tym bardziej nie polecam. [edit 2015-08-25: Byłem raz we Włocławku (miasto od lat w rękach SLD), gdy już istniała tortura, w 2013: też grały ulice, nawet te puste po nocach (mój pobyt tam poświadcza np. obecny od dawna w "nagrania audio" plik z dojazdu pociągiem do Włocławka); winne są nieruchomości, nie przemieszczający się ludzie i samochody!]
[edit 2015-08-15] Przemilczane 14%, brakujące do stu, w sondażu planowanych głosów (wybory do Sejmu). Taką, jak to odczuwam, POPiS-ową propagandę serwuje "Fakt". [rozwiń dopisek...]Zauważcie, alternatywy — tak, jak już od dawna (zawsze jest to ok. 30%) — to łącznie (11 Kukiza plus to 14) 25% (na pewno byłoby to więcej, gdyby część ludzi mimo wszystko zechciała pójść głosować i opowiedzieć się przeciwko wszystkim, którzy obecnie rządzą, włącznie z tzw. opozycją sejmową). W ogólności o skandalu podsłuchowo-remontowym słyszała przynajmniej połowa Polski, jak to można z powtarzających się sondaży z Korwinem (w okolicach 10%), Petru (11%?) i Kukizem wnioskować: bo i jak inaczej wytłumaczyć takie totalne odwracanie się od całej rzekomej "klasy politycznej" przez stały odsetek ok. 30% Polaków? Na pewno stoją przecież za tym istotne racje. Około połowy daje w sumie to sondażowe 30% (np. raz Kukiz+Petru = 18+11) wraz z "nadal systemowymi": tą kolejną częścią narodu, która wiedząc o skandalu głosuje z ignorancji lub złośliwości na PiS, oraz tymi, co celowo i ze złej woli pozostają przy PO (wyliczmy żelazne grupy wiecznie podwyższonego poparcia dla PO: Mieszkańcy Największych Miast, pracownicy uczelni, właściciele mieszkań aktywni na rynku nieruchomości — a właśnie w największych aglomeracjach obrót jest wielki, zależność od wielkości miejscowości jest ponadliniowa, "przyspieszająca", owe największe miasta stanowią pod tym względem jakby w ogóle inne zjawisko jakościowo — następnie: ludzie zadowoleni ze swej sytuacji materialnej, najlepiej zarabiający, prezesi i dyrektorzy, przedsiębiorcy). Tymczasem TEN SONDAŻ ZWIASTUJE WIELKI SUKCES. Idźmy dalej tą drogą, a nie popadajmy w defetyzm! Coraz więcej ludzi uczy się zasady ratowania demokracji i słusznego głosowania w sytuacji totalnej kompromitacji i braku dialogu na scenie politycznej: o tej zasadzie pisałem we wpisie o Komorowskim (12/03/2015) i jest ona najsłuszniejszym, najmądrzejszym dziś sposobem głosowania — polega na losowaniu listy wyborczej spośród tych zarejestrowanych (gratulacje! bo to nie takie proste), które brzmiały nieznajomo, niemedialnie w ostatnich latach. Absolutnie niezmąconym, rzetelnym losowaniu, bez oglądania się na chwytliwe hasła (typu "Demokracja bezpośrednia — obywatele decydują": można coś takiego traktować na równi z innymi, ale to jest też chwyt propagandowy: przecież oni większości konstytucyjnej nie będą mieli, więc ta nazwa tylko wabi). Przykładowo, aby przeprowadzić proste losowanie, można otworzyć książkę na przypadkowej stronie i spojrzeć na ostatnią cyfrę nru strony, następnie jeszcze sprowadzić ją do przedziału od 0 do 4 (jeśli jest 5 lub więcej, to odejmujemy 5 i mamy, tak samo, coś losowego od 0 do 4); to dobra metoda, gdy 5 list wyborczych (oznaczmy je właśnie 0, 1, 2, 3, 4) wchodzi w grę (przy elektoracie "alternatywnym" wynoszącym 30% zapewnia to wejście do Sejmu nawet kilku niesystemowych partii! może nie wszystkich 5, ale na pewno nie 1 czy 2). Taka zasada da opór złym politykom i najlepiej zagwarantuje podstawowe zasady moralne, bo opierając się po prostu o przeciętną w narodzie, o "statystycznego Kowalskiego", a także konieczność zawierania koalicji i dogadywania się, co w praktyce ma miejsce na płaszczyźnie jakichś zasad łączących wszystkich normalnych ludzi: naruszanie ich, przy wieloelementowej koalicji, to najkrótsza droga do jej zniszczenia (wystarczy jeden niezadowolony uczestnik). Aczkolwiek to, co tu napisano, jest dziwną radą, nadającą się dla ludzi ułomnych, którzy koniecznie z "jakichś" przyczyn samego Niżyńskiego popierać nie chcą, choć z drugiej strony nie podoba im się też PO i PiS (przykład: pewna mała część agentów zawodowych, niezamieszanych w aferę remontową, wraz z ich bliskimi; również np. jakieś dzieci przedsiębiorców/prezesów itp.). Naprawdę normalni i porządni ludzie powinni raczej popierać pokrzywdzonego, tak chyba nakazuje sprawiedliwość wynikająca z naprawdę wieloletniego poniżania go politycznie i społecznie. Na koniec ponownie proszę: nie wierzmy chwytliwym hasłom, alternatywnym rzekomo kluczowym podziałom "ideowym" (człowiek mafii NIE jest człowiekiem ideowym) — szukajmy autentycznej przeciętnej (średniej) w narodzie, a nie tych, którzy najlepiej się lansują (w mediach i poza nimi), wszelkiego rodzaju "liderów"; ci właśnie mogą być ludźmi cynicznymi i złymi. [ukryj dopisek]
[edit 2015-08-21] Radary (zwykłe, aktywne, ręcznie nakierowywane) wykorzystujące zjawisko Dopplera i dzięki temu umożliwiające podsłuch (odtworzenie drgań dźwięczącego ciała) z odległości i przez ściany już w latach 40-tych XX w.? Bez podrzucania żadnego nadajnika? Jak najbardziej. [rozwiń dopisek...]Wprawdzie wtedy jeszcze nie na "wszystko, na co się chce, wedle wyboru" (chyba nie potrafili tego za bardzo wyłowić i "podgłośnić", więc wymagali umieszczenia stosunkowo bardzo wyraźnie drgającej — wskutek odpowiedniej konstrukcji — struny w pomieszczeniu, ukrytej w środku pewnej tarczy, a nie byle jakiego metalu nie wiadomo gdzie, np. kluczy w czyjejś kieszeni, którego to drgania wskutek fali powietrznej są zazwyczaj oczywiście znikome), ale było do takiej dowolności podsłuchu już wtedy poniekąd blisko (kwestia jeszcze 20 lat). W każdym razie znany przypadek z 1946 r., w którym bez żadnego nadajnika podsłuchiwano strunę obudowaną i ukrytą w odległym pomieszczeniu, mocą samej fizyki oraz pomocniczej chwilowo wyemitowanej z zewnątrz fali, był opisany publicznie np. w roczniku Kongresu USA z 1967 r. (tutaj artykuł "Super Snoopers", zob. jego drugą stronę po kliknięciu strzałki, od "Doppler Effect"), a wspomina go nawet w specjalnym artykule Gazeta Wyborcza, dziwnym trafem nazywając owo (nic nie emitujące) dzieło ZSRR-owskiej techniki "inauguracją współczesnych technik szpiegowskich" — o tych jednak w ogólności Wyborcza oczywiście, mimo mej tragedii, milczy i lud niezbyt oświeca. Że podsłuchuje się bezinwazyjnie i nie tylko rozmowy telefoniczne, ale i życie ludzkie. Podobno (i zdaniem spikerów) świadome krycie tematu przez w ogólności media (które?...) na całym świecie jest "normą" i ma związek z korupcją podatkową, a trwa już od dawna (od lat 90-tych?); w każdym razie nie wynika to, broń Boże, z jakiejś nieprzekraczalnej "tajemnicy państwowej", która zabraniałaby mówić o możliwości pasywnego podsłuchiwania (przecież rozprawy sądowe są zwykle jawne, prawo do publicznej rozprawy to prawo człowieka, a zdarzają się, zauważcie, podsłuchy legalne — już nie mówię tu o ujawnianiu takich "tajemnic" byle adwokatom, którzy żadnych deklaracji poufności nie podpisywali...). Pośrednikiem pomiędzy współczesnymi radarami lokalizującymi i wizualizującymi obiekty w przestrzeni (np. samoloty), które — to fakt mniej znany niż wynalazek radiolokacji/radiodetekcji — pozwalają też je słuchać (a przynajmniej ich metalowe obudowy i ich huk — właściwie tylko cele naziemne się nadają dobrze do podsłuchiwania), a tamtymi starymi nasłuchami m.in. radzieckimi (one również bez nadajników u ofiary) były i są mikrofony laserowe (Wikipedia), techologia znana powszechnie od dziesiątków lat, również wymieniona w tamtym artykule Super Snoopers z 1967 r. (wymienia on obok siebie, jako "dopplerowskie" urządzenia podsłuchowe niewymagające nadajnika u podsłuchiwanego, urządzenia wykorzystujące "wiązkę lasera LUB radaru": "Detektor wyławia tylko zmiany częstotliwości [odchylenia częstotliwości wracającej fali związane z drganiem ciała, czyli jego prędkością], a te bezpośrednio odpowiadają oryginalnym falom dźwiękowym", jak jakimś wychyleniom np. membrany głośnika). A zatem początki urządzeń LASER i MASER (odpowiednik mikrofalowy, tzn. 300 MHz — 300 GHz) w latach 60-tych — umożliwiających skupienie wiązki na konkretnym ciele — to, można w przybliżeniu przyjąć, zarazem prawdziwy początek nowoczesnych technik umożliwiających swobodne bezinwazyjne podsłuchiwanie tego, co się chce (choćby dzieliło nas od danego obiektu nawet kilka ścian lub, na przykład, szyba). Zauważmy: od tego czasu minęło już pół wieku! I my, poważni ludzie, mamy wierzyć, że od tego czasu po dziś dzień rządy i media nawet nie zauważyły tematu, nie mówiąc już o jego rozwinięciu?! W pojedynczym kraju nawet może i tak mogłoby być, ale rządów są setki; wg rachunku prawdopodobieństwa prawdopodobieństwo zdarzenia losowego zachodzącego (lub nie) niezależnie z (przyjmijmy) identycznym prawdopodobieństwem w wielu miejscach niezależnie to prawdopodobieństwo jego zajścia w jednym, podniesione do potęgi tej, ile jest miejsc. (W każdym przypadku ma być ten sam wynik, czyli mnoży się prawdopodobieństwo jednego przez identyczne drugiego, trzeciego itd., stąd potęga.) Czyli jeśli szacujemy, że szansa, iż w jakimś kraju rządy w ogóle nie zajęły się tematem mimo upływu pół wieku, wynosi 30% czy 70% (ściślej: 0,3 czy np. 0,7), to biorąc pod uwagę, że krajów jest np. 120, staje się to liczba np. 0,3120 (zero, przecinek, 62 zera i jedynka) lub 0,7120 (zero, przecinek, 18 zer i dwójka) — oto szansa, że nauka nie poczyniła postępów w tej dziedzinie i nie zaczęto masowo stosować [tych jeszcze doskonalszych] podsłuchów. Wystarczy zresztą, że pojedynczy kraj to wymyśli (czy np. niezależnie 5 różnych krajów) — już jest spora szansa, że te technologie radiolokacyjne, pozwalające na inwigilowanie własnego kraju (jeśli się kontroluje nadajniki np. telewizji), sprzeda się wszystkim, bo i czego tu zazdrościć, po co reglamentować technikę, gdy można współpracować? Prawdopodobieństwo, że nic lepszego, wygodniejszego nie wynaleziono, jest, jak już widzieliśmy, praktycznie zerowe — a zatem pozostawmy tę wiarę (i, konsekwentnie, wiarę w niewinność mediów w tym temacie) naiwnym. Spośród tamtych technologii, do dziś spotykanych (ich wspólną cechą jest obserwowanie przez pojedyncze urządzenie tylko jednego obiektu w danej chwili oraz konieczność bycia nie za daleko), mikrofon laserowy jest popularniejszy od radarowego, choć na dobrą sprawę są to produkty podobne, tylko inna jest częstotliwość wiązki (i dlatego inny ośrodek, na którym się zatrzymuje i od którego się odbija fala) — wynika to chyba stąd, że nie jest on urządzeniem tak oczywiście przystosowanym do popełniania przestępstw i dlatego zakazanym. Trudno nagłaśniać i patentować coś, co rutynowo i w swoim standardowym najbardziej typowym działaniu pozwala słyszeć sąsiada za ścianą, więc eksperymentatorzy skupiali się raczej na falach typu światło widzialne lub podczerwone, dla których każdy przedmiot (a nie dopiero metal) jest kresem. (Dziś, powtórzmy, doszły do tego technologie radiolokacji, polegające na wyławianiu przesuniętych powracających odbić fali od różnych obiektów naraz — odróżnia się je od siebie i ich odległości dzięki przesunięciom w czasie SYGNAŁU kodowanego na danej fali, czyli "modulującego" ją: na zasadzie "w tej chwili wysyłamy to, a odbieramy echo, w którym można dostrzec nałożone na siebie to, co wysyłaliśmy X czasu temu, Y czasu temu itd." — te opóźnienia powrotów świadczą o odległościach. Oczywiście niech nikogo nie zmyli w tym wszystkim żadne "prawo odbicia", o "kącie odbicia równym kątowi padania", bo codziennością jest raczej zjawisko rozproszenia np. światła czy fali radiowej, czyli jednoczesnego odbicia we wszystkie strony, a nie prawdziwych odbić jednokierunkowych jak w lustrze.) Po prostu wielu nie rozumie tego banału, że dokładna znajomość prędkości obiektu to dokładna znajomość dźwięku na nim się rozchodzącego, zaś informacje o prędkościach to jedno z głównych zadań stojących przed każdym nowoczesnym radarem lokalizująco-wizualizującym, po prostu przed nowoczesną radiolokacją, np. wykrywaniem samolotów itd. (zaliczają się tu radary szumowe, jako wariant A, i pasywne, jako wariant B; pierwsze z nich generują własną falę nośną, modulowaną szumem, czyli "radio szumowe", a drugie wykorzystują gotową falę innego pochodzenia, zwykle z naziemnej TV; poniekąd to zresztą dlatego najprawdopodobniej właśnie telewizja tak bardzo się mną zajmuje, wespół z Policją i rządem: i to tam, na ul. Jasnej w Warszawie, mogą przyrządzać na żywo tortury i podsłuchiwać mnie 24h na dobę 7 dni w tygodniu, co ja odczuwam w każdej chwili na zasadzie komunikacji z nimi na żywo). [edit 2015-08-23] Mało kto powątpiewa o istnieniu systemów radiolokacji (fakt równie znany jak istnienie niewykrywalnych u ofiary włamań, ujawniających wygląd jej ekranu, poprzez odbiór promieniowania komputera), natomiast dotąd niezbyt zdawano sobie sprawę, że radiolokacja może dotyczyć także obiektów naziemnych, w tym po prostu metalowych rzeczy w naszych mieszkaniach. OTÓŻ NIE TAJEMNICA PAŃSTWOWA JEST PRZYCZYNĄ, ŻE MEDIA NAWET NIE WCHODZĄ NA TEN TEMAT, proponując np. referenda czy większą demokratyzację tej dosyć brzydko pachnącej kwestii — że nawet nie stawiają tutaj znaków zapytania i nie prowadzą ciekawych dyskusji — to, że przyczyna jest inna, widać najlepiej po analogicznym lekceważeniu przez media tematu ataków TEMPEST (promieniowanie ekranu), nie robieniu z niego głównego tematu, takiego codziennie maglowanego aż do czasu ugięcia się producentów sprzętu. Ataki te nie są trudne do zrealizowania, jest to bardzo dobrze przebadany temat, z licznymi publikacjami po angielsku i nawet niektórymi po polsku (np. w Hakin9, INiejawna.pl — bo każdy urząd ma na głowie zamawianie ulepszonych komputerów wg normy NATO SDIP-27 A), oscyloskop za parę tysięcy z bliska wystarcza. Konstrukcja współczesnego sprzęgu komputera z wyświetlaczem, choćby LCD, jest przecież tak prymitywna, że tylko niedouczone o elektromagnetyzmie dziecko mogłoby bardziej spartaczyć sprawę — co to za problem uaktualniać kolor np. 10 punktów naraz, a nie tylko jednego (punkty są sekwencyjnie uaktualniane jeden po drugim, dlatego łatwo wyłapać ich kolory na podstawie uśrednianych wyników z chwil przypadających na kolejne odświeżenia całego ekranu). [edit 2015-09-01: Kolor punktu — właściwie: jego składowe optyczne gotowe już do zaświecenia w monitorze (np. płaskim LCD) pod wpływem napięcia i emitujące się w wymieszanej (jedna z drugą) postaci jako odcień szarości — powtarza się regularnie w czasie, gdy nic się na ekranie nie zmienia, jest to tzw. odświeżanie ekranu, zwykle 60 Hz (60 razy wszystkie punkty po kolei w ciągu sekundy), podczas gdy reszta samorzutnego promieniowania pochodząca z elektroniki (np. cyfrowe zera i jedynki) jest zazwyczaj jednorazowa, zawsze inna, czyli ginie wskutek uśredniania jako "jakiś szum" (tym mniejszy, im więcej próbek z kolejnych cykli się uśrednia, np. obserwacja 12 kolejnych odświeżeń ekranu, co trwa 0,2 s, umożliwia już podobno nawet przez parę ścian i z 10 metrów świetną jakość wg Kuhna), albo (to drugi powód, że reszta elektroniki nie przeszkadza) ma bardzo krótki odcinek druta działający jak antena (liczy się POWIERZCHNIA promieniowania) — natomiast te linie przenoszące kolor jako napięcie, punkt po punkcie, są w laptopach i monitorach oczywiście długie i "reprezentacyjne", prowadzą np. od układów scalonych poniżej samego ekranu, u dołu monitora, do obszaru np. na lewo od ekranu: przenoszą się tamtędy już ściśle kolory reprezentowane jako napięcia.] To naprawdę nie byłoby trudne dla projektanta monitora uaktualniać naraz 3-4 punkty, a nie 1 (trzeba by po prostu zwielokrotnić jakąś tam małą część całej elektroniki w urządzeniu, np. laptopie), a przez to litery byłyby już nieczytelne. Mieszałyby się one ze sobą tak, jak dziś mieszają się poszczególne kolory, dając w wynikowej emisji odcień szarości — obraz byłby zupełnie nieczytelny. Lecz WŁAŚNIE MILCZENIE MEDIÓW (i postawa marketów z elektroniką — w ogóle zresztą należy podejrzewać o współpracę z fiskusem każdy większy budynek komercyjny), ICH NIECHĘĆ DO WRZESZCZENIA TUTAJ "SKANDAL!" SPRAWIA, ŻE NIE SĄ DOSTĘPNE DLA KAŻDEGO KOMPUTERY, KTÓRYCH EKRANU NIE DAŁOBY SIĘ PODGLĄDAĆ (nawet jeszcze z kilkuset metrów jest to możliwe, choć skorumpowani w tej aferze nie dysponują chyba aż tak dobrym sprzętem). Próbowałem zamawiać takie rozwiązania, np. SITEMP Siemensa, jakieś inne zgodne z normą NATO SDIP-27A, ale mnie lekceważono, polskie firmy nie odpisywały itd. Cóż za troskliwe podejście względem naszych tajemnic, nawet tej elementarnej tajemnicy korespondencji! Miliony ludzi żyją, miliony przypadków losowych (policzcie odpowiednio wysokie potęgi prawdopodobieństwa niebycia ofiarą, jakkolwiek wysokiego), a ci nie zauważają problemu — jakaż w takim razie jest ich postawa! [ukryj dopisek] edit 2015-12-02: Także Zmiana Ustawy o Policji z 2015 r. potwierdza, że np. Policja (i inne służby: SG, ŻW, UKS, ABW, SKW, CBA, a także ten ośrodek TV ze mną związany) jest w stanie na żywo (nie tylko podsłuchiwać, ale nawet, co sugeruje właśnie radarową technologię) NIEJAWNIE PODGLĄDAĆ pomieszczenia prywatne (a przecież nie zamontuje tam kamer z jakimś obiektywem, wystającym skądś). Tak było (art. 19 ust. 6), a tak od niedawna jest — w ustawie, przy wyliczaniu metod policyjnej kontroli operacyjnej.
[edit 2015-08-21] To wszystko brzmi jeszcze dość wiarygodnie, natomiast kontrowersyjna jest być może wizja stosowania przez państwo — przez Centrum chyba właśnie w telewizji! (zupełnie jak w tej starej piosence Trzeciego Wymiaru) — zabaw percepcją podprogową już od wielu lat (od chyba 2007, dzięki bierności czy współudziałowi wszystkich partii z Sejmu — zaczęło się chyba jeszcze przed Tuskiem), w absurdalnym połączeniu z obserwacją i podsłuchem, w celu zawładnięcia umysłem ofiary inwigilacji — ukierunkowywania jej uwagi to tu, to tam, w pożądanym związku z tym, co w danej chwili angażuje też podsłuchowców. [rozwiń dopisek...]Moi prześladowcy stali się w tym nie lada ekspertami. Jest to doprawdy skandal, a zarazem rzecz dziś absolutnie pewna (płynnie przekształciło się to w torturę, po drodze było wiele sygnałów "czytania w myślach" i także wpływania na psychikę, a nawet dziwnie do znudzenia powtarzany tekst "DLA USTALENIA UWAGI" przez moich profesorów na PW, zwłaszcza takiego jednego, wśród innych sygnałów bardzo ściśle z mym życiem związanych wskazujących na codzienne zainteresowanie), choć dowodów na to na tej stronie jest mało, a świadkowie będący blisko znają od ponad 2,5 roku wyłącznie torturę, czyli bynajmniej nie coś niepostrzeżonego — trzeba tych dowodów szukać głównie w dziale z nagraniami audio (patrz nagłówek), można też próbować samemu. Szept dlatego nadaje się do wywierania podprogowego wpływu, że składa się w sporej mierze z różnego rodzaju dmuchnięć (ff, hh, aa, ee, yy, nawet ss), a takie świstowate dźwięki mamy ciągle dookoła siebie, jak choćby przy każdym wyjściu na dwór przy leciutkim wietrze — choć działają, trochę kłują i pobudzają, nie skupiają na sobie uwagi człowieka, bo jesteśmy na takie przejmowanie się przypadkiem zbyt inteligentni (jedynie męczą umysł wyławianiem ich sensu, gdy tchnienia się zmieniają i w jakieś słowa układają, ale to właśnie następuje podprogowo i poza podstawową, zwerbalizowaną w myślach uwagą — przykład przetwarzania równoległego w mózgu). Stosowano np. podkłady w postaci powolnych ścieżek dźwiękowych szeptanych, które utrzymywały umysł w ciągłym rozszyfrowywaniu świstów, zupełnie bez sensu i tylko po to, by na ich tle (jako druga równoczesna ścieżka dźwięku-szeptu) przekazywać właściwe treści, już bezpośrednio do myśli — to męczące, ale może bardziej skuteczne, przy zachowaniu odpowiedniej roli każdej ze ścieżek, pewnej różnicy formy (np. jedna głośniej czy szybciej... nie jestem takim ekspertem, jak ci spikerzy). Przede wszystkim zaś nie wolno, jeśli się eksperymentuje, mówić pełnym głosem lub przedwcześnie odpuszczać, tracić cierpliwości; chwilowe wejście z przekazem podprogowym dopiero budzi mózg ze "snu", zaczyna on to kojarzyć, nie róbmy więc nagrań z pojedynczym zdaniem; zanim mózg będzie dostatecznie podatny musi minąć trochę czasu, np. parę niezbyt dobrze zrozumianych zdań — najlepiej szeptać cały czas, choć cichutko i raczej powoli, wtedy jest wysoka skuteczność (próbujcie tego w dwie osoby, np. przez jakiś Skype/telefon, bo jeśli robicie to sami sobie, to jesteście uprzedzeni i możecie nie odróżnić podprogowych sugestii od własnych naturalnych w tej sytuacji oczekiwań lub np. w ogóle nie dostrzeżecie efektu, tak bardzo jest on oczywisty i nie z zewnątrz atakujący-przejmujący uwagę). Odpowiednio delikatna sugestia szeptanym przekazem podprogowym jest w stanie wywoływać także: a) wizualizacje — wrażenia wyobraźni wzrokowej, mniej lub bardziej nasilone (np. "widzisz migający napis [...]"), b) wrażenia czuciowe (tu te wszelkiego rodzaju "bardzo boli cię ucho", "swędzi cię gardło", "serce ci stanie", "pięta ci się poślizgnie"), c) reakcje (np. wypowiedzi, decyzje, nawet wytryski, choćby przy bardzo słabym wzwodzie), jak również wpływać podświadomie na wyniki (ostateczne skutki, przy których się zatrzymujemy) procesu rozumowania, choćby się wydawało, że jest ono swobodne (przykład: podsuwali mi, jaką ksywkę mam wymyśleć, podczas gdy ja dla jej wymyślenia posługiwałem się metodami losowymi, typu wybór odpowiednich literek — w istocie mój umysł nie spoczął, dopóki nie wyszło mu to, czego oni chcieli, chociaż w ogóle "po drodze" nie uświadamiałem sobie tego celu; analogicznie przy najróżniejszych sugestiach odnośnie tego, co zaraz zrobić). Efektem ciągle wciskanego przekazu podprogowego czy tortury jest bardzo mała zdolność inicjatywy, którą inni mogą postrzegać jako bierność, zadowolenie z siebie i sytuacji(!) czy, np., nieporadność i zdziecinnienie (nie jest to może czynnik kluczowy, ale istotny w różnych sytuacjach, w których, jak może nieuprzedzony człowiek sobie wyobraża, można by postąpić nietypowo, poprzez kontaktowanie się z osobami dookoła, i w ten sposób jakoś sobie poradzić — nie bez powodu rzadko takich sposobów próbuję); jak można przypuszczać wynika to stąd, że mózg jest już i tak zajęty dwoma różnymi nurtami myśli w każdej chwili, mianowicie (1) tym, który wynika z tego, co słyszał przed chwilą i który teraz kontynuuje PO SWOJEMU we własnych analizach i skojarzeniach, procesach myślowych choćby niewerbalnych, i (2) tym, który mu się w tej samej chwili na bieżąco imputuje w związku z dalej wciskanym przekazem podprogowym, jego różnymi alternatywami zrozumienia dźwięku i sylab, jego odmiennym torem wynikającą z różnicy między mózgiem spikera a moim własnym. Aby ofiara w takiej sytuacji wykazywała jeszcze inicjatywę, potrzebny byłby przecież jeszcze trzeci (choćby niewerbalny) równolegle z tamtymi zachodzący proces rozumowy służący np. przygotowaniu tego, co mam mówić drugiej osobie, w jakich słowach skontaktować się z nieznajomym itd., a przecież one wszystkie się zakłócają, bo zachodzą w jednym narządzie, gdzie wszystko jest ze sobą powiązane. Jest taka inicjatywa zatem oczywiście bardzo utrudniona (nawet przy pewnej podpowiedzi od spikera), tym bardziej w sytuacjach życiowych, w których liczą się chwile, szybkie reakcje, błyskawicznie zmieniający się kontekst sytuacji. Dużo łatwiej mi dlatego kontaktować się przez Internet lub, w świecie realnym, odpowiadać na cudze pytania (biernie) oraz, w życiu codziennym, realizać z góry zaplanowane (zwykle, znowu, i tak z udziałem spikerów) dość proste scenariusze działania, oczywiście: wykorzystując przy tym wszystkim własny rozum, nikt mnie go nie pozbawił. To, że mam w tej chwili mniej wewnętrznej inicjatywy i swobody myślenia, że jestem bardzo nieoryginalny, nie znaczy, że jestem kaleką lub straciłem nabyte umiejętności! [ukryj dopisek...]
(22:40)
Piotr Niżyński chętnie założy partię [poprzyj], początkowo nazwaną jego nazwiskiem (łatwo je znaleźć w Internecie), która będzie popierać prawa człowieka i demokrację [m.in. bardzo szerokie prawa demokracji bezpośredniej, tzn. co najmniej w pewnym zakresie możliwość referendów równoważnych głosowaniom sejmowym, np. w kwestii rozwiązania parlamentu i nowych wyborów, uchylania ustaw, może nawet przegłosowywania ustaw — przykład takiej demokracji to Szwajcaria], a przeciwstawiać się potencjalnie zdemoralizowanym klikom prawniczym w państwie (Sąd Najwyższy, Trybunał Konstytucyjny, sądy, prokuratura) oraz inwigilacji obywateli, a zwłaszcza takim zglobalizowanym i nazbyt prostym w użyciu systemom podsłuchu, jak ECHELON. [edit 2015-07-09: Również manipulowanie myślami przez państwo na zasadzie przekazu podprogowego ("remonty", instalacje dźwiękowe) będzie zdecydowanie i także na drodze karnej zwalczane (a przez lata stosowano to dosyć często — nauczyłem się późnym 2012 odróżniać takie prowadzenie myśli od tego, co ewentualnie własne; to ostatnie jest jeszcze dużo subtelniejsze, rozsądnie powiązane w sekwencję myśli i nie sprawia wrażenia takiego osaczenia, choć i na to potrafią bardzo podprogowym szeptem wpływać).] Obecnie wprawdzie jeszcze bardziej Piotr potrzebuje jakiegoś cichego miejsca do mieszkania, bo wszędzie włącza się rozsadzająca mózg tortura dźwiękowa, taka jest korupcja (ten ciemniejszy pasek po lewej reprezentuje nieprzerwane trwanie tortury, ten jaśniejszy — pobyt w hotelach, kropkowana linia pionowa — pobyt w blokach, reszta to pobyt w wynajętych domkach, na ulicach itp.). Jakby co — jeśli by ktoś nie dowierzał, że to powszechne, iż nieruchomości, taxi, nawet auta służbowe grają (początkowo to miał być tylko niezauważalny przekaz podprogowy, jak w latach 2007-2012, zwłaszcza 2011-12), a nie znał przestępców, którzy mu to potwierdzą — można pokazać na osobistym spotkaniu: wszędzie będzie grać, gdzie tylko pojedziemy (ulice i wnętrza). Kontakt w sprawie współpracy: kliknij — TO NIE JEST DLA PIENIĘDZY ANI PRESTIŻU! Ponad milion zł na kontach. [edit 2015-07-02: Pamiętajcie: w polityce nie liczą się (rzekome zresztą) kompetencje, jakieś (rzekome) techniczne umiejętności i wyuczenie zawodu, tylko wartości, bo tak poza tym polityk może nic nie robić, a może też bez problemu i od ręki zatrudnić asystentów i pomocników (jeśli by np. nie umiał czytać ustaw, nie rozumiał, o co chodzi ludziom itd.). Sami zainteresowani "dobijają się" z dołu. To np. też jest podstawa polityki wg PO, jeśli nie liczyć ich paru medialnych akcji (np. przeciwko dopalaczom, w związku z nałogiem hazardu, z innymi nałogami, np. paleniem, ze mną, bo kojarzono mnie z jakimiś wypowiedziami o seksie i uzależnieniu od porno, wreszcie także w związku z bardzo wtedy przeżywanymi przeze mnie oszustwami mieszkaniowymi — one również były zrobione jako specyficzny wytrych prawny) oraz działań tajnych i niemoralnych, nawet przestępczych i zbrodniczych, np. (zdaje się, że to Platformy zasługa?) remontowania Polski pod tajne instalacje dźwiękowe, odtwarzające przekaz podprogowy lub okołoprogową zmiksowaną torturę szeptaną tylko właściwym osobom we właściwym czasie (komunikacja radiowa z centralą, chyba TVP).] [edit 2015-07-03: Poinstalowano dźwięk nawet w latarniach ulicznych (nie pierwszy raz to w nich słyszę), dzisiaj ktoś bardzo wyraźnie w nie stukał, gdy sprawdzałem — co by tak nie brzmiało, gdyby to robił ktoś obok, a zresztą przecież nawet nikogo nie było. Bardzo mocne stuknięcia, a to przecież potężny i wysoki kawał metalu jest, więc tylko z wewnątrz... Zresztą mimo sporej głuchoty słuch mnie by aż tak nie mylił, że w środku bardzo wyraźnie się rozlegało. Potrafią chyba selektywnie każde źródło wyłączyć (miliony ich są w całym kraju), ba, podłączyć tam coś innego, a zatem system przekazu podprogowego jest przystosowany do "obsługi" wielu ofiar naraz(!), a zarazem widać wyraźnie, że wszystkie instalacje dźwiękowe są skatalogowane (w wyłączanie poszczególnych ścian, w związku z moim zaczynaniem dokładniejszego przysłuchiwania się im, bawiono się też w wynajętym domu na ul. Gajdy). Odnośnie oświetlenia przypominam wpis z 10/03/2012, przytaczający pewną wskazówkę; było też dziwne zachowanie jakiegoś "woźnego" na moim wydziale PW, gdzie przesiadywałem w 2011, który majstrował ostentacyjnie przy świetlówkach i gapił się przy tym co rusz na mnie. Mówcie znajomym o tej www, chociaż zamieszani (nawet nieosobiście) będą lekceważyć ten temat jako w ogóle niegodny uwagi.]
Tu jeszcze ponownie słówko o tym, dlaczego w tym skandalu potrzebna jest odpowiedzialność karna pracowników, tego najliczniejszego dołu piramidy, a nie tylko szefów (bo że przedsiębiorców należy karać, to — jak sądzę — powinno być po przeczytaniu bloga oczywiste: on sam jest przecież właśnie o korupcji i przestępstwach systemowych, politycznych, to jest jego treścią, tak jak i esencją i rdzeniem moich problemów [edit 2015-07-12: tej gigantycznej i z wielkim trudem (może!) przezwyciężalnej wszechwładzy politycznej]). [rozwiń...] [odbierz mail z przestrogą] [adresy e-mail posłów (możecie też dzwonić do biur) — jak traktują pokrzywdzonego?]
[edit 2015-07-02] Oto jeszcze kolejne (ostatnie) nagrania (jakość HD!) ze szpiegowskim obsługiwaniem klientów, z innych hoteli, częściowo archiwalne — żeby nie pozostawiać złudzeń co do skali procederu. Coś jest na rzeczy z tym śledzeniem, prawda? (Oczywiście nieruchomości z ogłoszeń tzw. bezpośrednich w Internecie, a także od pośredników — zawód powszechnie podsłuchowy, tak nawiasem mówiąc — są z góry ustawione i równie złe lub gorsze ze względu na mniejsze bezpieczeństwo mienia.)
[edit 2015-07-05] Z punktu widzenia prawa karnego nie jest nigdy nielegalne nagranie tego, co się przy nagrywającym dzieje. [rozwiń dopisek...]Na tej samej zasadzie nie jest przestępstwem zrobienie zdjęcia ani, jeżeli ktoś jest głuchy i ma aparat słuchowy, zbliżenie się do jakichkolwiek osób rozmawiających, żeby ich lepiej dosłyszeć. Nie jest potrzebna żadna zgoda czy choćby wiedza osoby filmowanej lub nagrywanej. Odpowiedni art. 267 §3 kodeksu karnego penalizuje posługiwanie się urządzeniem lub oprogramowaniem "w celu uzyskania informacji, do której nie jest [się] uprawnionym", ale taką informacją nie jest to, co przy nas się dzieje (tym bardziej oczywiste w przypadku własnej z kimś rozmowy). Również publikowanie i rozpowszechnianie takich nagrań jest przezroczyste dla prawa karnego, tzn. nie stanowi przestępstwa (wyjątek stanowią dziennikarze, prasa zdefiniowana wg Prawa prasowego). Groźba pozwu za rozpowszechnienie jest mało realna w odniesieniu do samego nagrywającego, zważywszy na możliwość wycieku nagrań: to nie was ewentualnie pozwą, tylko cudze strony internetowe, nie ma dowodu jakiejkolwiek winy po waszej stronie, bo samo zrobienie nagrania "na pamiątkę" nigdy nie jest winą (zresztą w dzisiejszych czasach, gdy są takie podsłuchy, nigdy nie wiadomo, kto to nagrywał). Stąd moja zachęta do sporządzania taśm z bandytami np. z lokali gastronomicznych, choćby programem Dyktafon w telefonie (umiem podgłośnić plik, a przesłać go można przez odnośnik kontaktowy na górze www). Która to osoba może się wyjaśnić później, zawsze można w luźniejszych warunkach nagrać nawet wideo, z dobrze widoczną przy mówieniu osobą, to nie zawsze jest potrzebne, nie każdy jest taki nieufny, nagranie zawsze pomaga. [edit 2015-07-08] Zwracam uwagę, że istnieje konstytucyjna obecnie nawet ochrona prawa osób do prywatności (oraz tajemnicy komunikowania się), w związku z czym teorie typu "podsłuch jest zawsze legalny", "podsłuch tego człowieka jest legalny, o ile jakaś uprawniona służba go obecnie podsłuchuje" są już wyraźnie fałszywe i sprzeczne z całym dotychczasowym orzecznictwem (być może nawet posłano już ludzi za nielegalny podsłuch do więzienia, na pewno były grzywny i wyroki w zawieszeniu). Przeciwnie, podsłuch jest nielegalny, chyba że istnieje lex specialis, oficjalne prawo państwa (tj. legalnie przez parlament uchwalone, konstytucyjne i z pieczęciami urzędowymi ogłoszone), które na niego w danej szczególnej sytuacji zezwala. Polecam też w tej sprawie wpis z 16/11/2013. Przestrzegam wszakże, że mnóstwo sędziów skorumpowano, więc sporo ich rozumie się wzajemnie bez słów w tym, że powinienem nawet nie być pokrzywdzonym (lub ewentualnie tylko przez tę torturę), choć moje prawa bardzo poważnie przez lata naruszano, co mnie aż do próby samobójczej doprowadziło. Zauważmy, że praktycznie nie ma członka tego gangu, który nie byłby jakoś związany ze śledzeniem mi ekranu za pomocą oscyloskopu, co jest zdecydowanie nielegalne na takiej samej zasadzie, jak słynne "konie trojańskie" w rodzaju NetBus czy Prosiak, które pozwalają przez Internet ekran zainfekowanej ofiary oglądać (było już chyba sporo wyroków za to). Śledzenie takie na pewno ma miejsce (ba, nawet prawie non stop, sporo czasu spędzam przy komputerze), ponieważ spikerzy nieraz głośno wykrzykują nieprzewidywalne rzeczy, które akurat na moim ekranie się pojawiły; może co najwyżej trudno będzie o osobę, która to przyzna. [ukryj dopisek]
[edit 2015-07-05] Jedna z prokuratur jako powód lekceważenia skargi podała... nieistniejący ustęp prawa. Po prostu wzięli jakiś paragraf z obowiązującego Regulaminu wewnętrznego urzędowania prokuratury i dodali tam w wyobraźni podział na ustępy, dodatkowy zapis. Kliknij, zobacz s. 2 (na stronach Sejmu można sprawdzić historię tego Regulaminu, klikając Akty uchylone — już poprzednia wersja, ogłoszona 18. lipca 2013, miała na tyle inną postać, że §202 dotyczył w ogóle czego innego; w obecnej natomiast nowej wersji, bezpośrednio po tamtej następującej, jest ten paragraf, ale ustępu 2, na który się powołują, nie ma, nigdy nie było). Osobliwe, prawda? Drwina chyba... (Jeszcze zaczynają kolejny akapit od... "Dodatkowo". Również §206 dot. zakazu ponownego składania skarg jest chyba urojony, to pomysł Generalnej; mniej oczywiste.)
[edit 2015-07-09] Co w praktyce oznacza ten słynny "udział w gangu", czym różni się on od, dajmy na to, jakiegoś zbiorowego hodowania i palenia marihuany, czyli na czym polega jego wewnętrzna szkodliwość, duch niszczenia prawa i totalitaryzowania państwa? Dlaczego jest zupełnym rozkładem państwa prawa? [rozwiń dopisek...]Bo to jest gang zorientowany przeciwko osobie(-om); może być zresztą tylko jedna, nie trzeba więcej. (Przypomnę tu od razu argument z wpisu z 29/01/2015, bo wersja, że "nieistotne, bo chodzi tylko o jednego człowieka" wciąż krąży w najlepsze, choć została obalona. Tutaj problem nie tkwi w jednej osobie. Wagę przestępstwa mierzy się w uproszczeniu rzecz biorąc nie liczbą pokrzywdzonych, a sumą liczby pokrzywdzonych I SPRAWCÓW. Każdy sprawca to problem społeczny (przecież w normalnych warunkach, gdyby tyle tego nie było, czytelnictwo tej strony by eksplodowało, a fakt organizowania przez władze przekazu podprogowego zmiótłby je ze sceny politycznej w 2 tygodnie czy miesiące, choćby i bez mediów innych niż Internet). W dodatku nigdy nie ma pewności, czy ofiara jest tylko jedna, w istocie nawet dosyć łatwo to podzielić na więcej — część firm szpieguje tego, część tamtego itd. — używać remontów w stosunku do wielu będących na podsłuchu osób naraz itd.) Wracając do rzeczy: zło wygląda w państwie opanowanym przez PRAWDZIWĄ (groźną, antyludzką) mafię tak, że wystarczy, by sprawca był odpowiedni LUB ofiara była odpowiednia (personalia czy przynależność decydują), aby przestępstwa uchodziły na sucho czy nawet "prawie na sucho". Zauważmy: nie precyzuję tu, jakie przestępstwa! A to już jest bardzo groźne. Sam padałem ofiarą wszystkiego, co najgorsze, włącznie ze złodziejstwami i rozbojami, spekulacjami giełdowymi (połączonymi zapewne z masowym grabieniem państwowego mienia), zastraszaniem, stalkingiem, dyskryminacją, przekraczaniem uprawnień, fałszywymi opiniami biegłych, pomówieniami pod moim adresem, naruszaniem nietykalności cielesnej z powodu głupawej nieprzychylności związanej z udziałem w gangu. Wszystkie te rzeczy, popełniane na tle nielegalnego śledzenia, można by ścigać, ale powołane do tego organy uciekają od tematu, a ludzie zachłystują się możliwościami poniżania. (Pierwsza zasada, jaka się wyłoniła: TVP Warszawa — czy gdzie też ta Centrala jest — może wszystko; druga zasada: wobec Piotra Niżyńskiego można praktycznie wszystko, raczej tego nie badamy, boimy się wchodzić na temat podsłuchowy.) W ten sposób przestępczość może się łatwo rozszerzać na nowe obszary, np. mogą się pojawiać nowi wrogowie lub nowe obszary zainteresowania, np. jacyś buntownicy i demonstranci, pozasystemowi oponenci polityczni (w dodatku ta mafia dąży do wciągnięcia jak największej ilości osób w przestępstwa, oddania ich swym interesom). Jest to straszny, pełzający demon zniszczenia i śmierci. Zło wiąże się też z koniecznym w tym przypadku (bo jak tu bronić rozkradania czy niszczenia osoby) brakiem nagłośnienia oraz popieraniem przez typowych członków gangu polityków utrzymujących zły stan rzeczy. Każdy członek gangu poniekąd sprawia, że państwo staje się nieprzewidywalną dżunglą, w której pewnego dnia można obudzić się i odtąd będzie coraz gorzej, jak w moim przypadku (tych narastających prześladowań). Tymczasem dla niego — każdego takiego członka — najlepiej, gdyby dalej brał pieniądze, zło trwało dalej (ale polityka nie lubi spoczynku, jest zawsze dynamiczna, więc tego zła — np. słuchających czy remontów — wtedy jeszcze przybywa), nie robiono mu śledztwa... to przecież oczywiste, że woli takich "płacących" u władzy, a nie tych, przez których spać w nocy nie może (przykład pierwszy z brzegu: stenogram 20150606_18:08 poniżej). (Nawiasem mówiąc, w efekcie takiej postawy człowiek taki, jak ja, byłby może i całe życie na totalnym podsłuchu.) Można się wypierać, próbować bronić przed tym argumentem, ale w głębi duszy trzeba przyznać mu rację; każdy taki winny nawet odruchowo ze strachu będzie starał się, by temat nie był zbyt głośny, by koledzy i koleżanki nie wiedzieli za dużo (np. o tym, jak szeroki jest spisek). W moim przypadku w II poł. 2011 r. dochodziło już do jakichś zupełnie drastycznych odgłosów, trzasków co pół minuty albo dręczących wierceń obok non stop w kolejnych hotelach, a nawet tychże chwytających za serce trzasków w wynajętym za ponad 10 tys. zł miesięcznie pustym wolnostojącym domu(!!!), do jakiegoś budzenia tamże w środku nocy odgłosami załamującego się dachu, jakichś wystrzałów powtarzających się przy wychodzeniu na miasto... do uderzania w podstawy bytu i zarazem odwracania się ludu plecami. Totalna obmowa (na równi wśród wykładowców i studentów, jak gdyby to jakieś kolegowanie się za mymi plecami było) to była tylko przymiarka do późniejszych strasznych prześladowań i wymuszonej bezdomności — wobec właściwie niewinnego człowieka, który z nikim nawet nie zadarł. (Obecnie ci ludzie demonstrują przede mną na ulicach Warszawy, a są ich tłumy, np. setki czy nawet ponad tysiąc dziennie — przykład jest we wpisie "Głupie wybory Polaków": trzeba rozwinąć, jest tam wideo z okna taxi.) Każdy członek gangu jest współwinny (już pomijam tu konkretne winy typu przychodzenie do hoteli na sąsiada czy podsłuchiwanie zmianowe w pracy, śledzenie ekranu), taki człowiek — w ramach splecienia swych interesów z grupą, dużą liczbą — wręcz odruchowo kłamie czy broni zła, nie chce, by w rozmowach pojawiał się temat zła podsłuchowego i zbrodniczości w polityce, tego, że zamieszane są (jak się zdaje, jak podpowiadają spikerzy) wszystkie partie z Sejmu. Ten temat w ogóle nie krąży, nie żyje i nagłaśnia się sam własną wewnętrzną wartością, a zamieszani jeszcze bardzo często wspierają zło własnymi głosami ("wszystko, byle nie porządne partie spoza Sejmu", ewentualnie co poniektórzy nie głosują wcale) — to wszystko ludzie, którzy mogą nawet dzień w dzień słuchać, jak już trzeci rok nie mogę uciec od tortur, a piąty — od prześladowań. Jak w takich warunkach można powiedzieć, że Sejm dobrze działa, chociaż w jakiejś swej części!... Również w tych codziennych decyzjach są w miarę możności przeciwko mnie, niechętnie zrobią coś, co mi wyraźnie pomaga w pozbyciu się zła (spotkałem się np. z masowymi szykanami — jeden sprzedawca po drugim — przy próbach kupna domu czy działki z ogłoszeń nieruchomości), przede wszystkim niechętnie będą szerzyć temat, a to jest strata względem pewnego naturalnego stanu, w którym takie skandale, jak skandal remontowy, się rozchodzą natychmiast. To — jak i te wybory polityczne — jest ta wielka szkoda wynikła ściśle z udziału w takim politycznym antyludzkim gangu. Prawie żaden członek gangu nie POWIE też nic na temat podsłuchiwania, na temat tych telefonów komórkowych, nie zaświadczy, nie udzieli wywiadu (ba, nawet nie za darowanie kary! boją się zgłosić, pokazać, że mnie widzą) — tak wskazuje moje bogate doświadczenie, z dziesiątkami sprawdzonych osób — wszystko ze strachu przed karą, "bo przecież więzienie". Ale taka antyspołeczna postawa (zwłaszcza w relacji z najbardziej potrzebującym pomocy czy, dajmy na to, w arcyważnych kwestiach nagłośnienia dowodów, bo tu o bandziorstwo w państwie też chodzi), takie stawianie na pierwszym miejscu swego złego interesu (i interesu sobie podobnych mas), dostosowywanie podejścia do wszystkiego pod swe koniecznie niepójście do więzienia właśnie jest skrajnie groźne dla państwa i wymaga kary surowej, bo To Mogło Zwyciężyć (tragiczne później byłyby skutki dla państwa prawa, demokracji). Takich bojących się i dlatego aspołecznych jest mnóstwo, to jest cały front zła, obejmujący też np. kierowników firm. (Gdyby zaś z kolei wierzył dany przestępca, że więzienia uniknie, bo nie jest aż tak winny i to nie takie poważne, a przy tym przestępcą został, tym bardziej pokazuje to, że widmo samej tylko grzywny czy wyroku w zawieszeniu nie odstrasza. W ludziach przecież zachodzi naturalnie coś w rodzaju procesu decyzyjnego opartego o analizę ryzyka: czyli wypadkowej prawdopodobieństwa zajścia niepożądanej rzeczy, tu: śledztwa i kary, oraz jej skutków — państwo ma wpływ na takie procesy decyzyjne w ludziach przede wszystkim poprzez określanie tych skutków dobrymi precedensami sądowymi, bo wierzący w bezkarność zawsze będą. A zatem i w tym przypadku zasługuje się na tę karę za kratami: by lepiej odstraszać i by ludzie złych decyzji nie podejmowali.) Tak czy owak; sprawa odpowiedniej kary dowiedziona. Co innego wykonalność i jak to będzie w praktyce wyglądać. [ukryj dopisek]
[edit 2015-07-21] Kto by wciąż szukał poszlak wskazujących na TVP Warszawa jako ten postulowany na żywo sterujący mafią ośrodek, choć już i tak świadkowie czy, częściej, "świadkowie" to potwierdzali, temu przypominam... [rozwiń dopisek...]"pytanie" o nogi (czy raczej ozdobne kapcie dla nich) — w opozycji do głowy, mózgu, głównej części — czyli ten najszerszy dół piramidy, jakie swego czasu opublikowała na swoim (i moim) Facebooku niejaka Violetta Komar, którą wśród licznych zwłaszcza w 2013 innych "dziennikarzy" TVP Warszawa miałem dodaną do facebookowych Znajomych (od 2013 usunęli się z tej listy A. Cyzowska, K. Sito, M. Adamski, którzy dziwnym trafem początkowo mnie dodali, choć nie wysyłałem wcale dużo tych zaproszeń; odsetek akceptacji był znamiennie wysoki). Oto, po kliknięciu, ten jej obrazek (pomnijcie, co znaczą "Pasy"! jest tu o tym symboliku wielokrotnie na blogu), może za bardzo się doszukuję, ale faktycznie takie skojarzenie, jak "nogi", "ja tu tylko sprzątam", "sprawa na dole" funkcjonuje... W tym WOT, jak się zdaje, "na pewno Zrobią Sprawę". Z prawnego punktu widzenia to pytanie o dół nie jest żadnym pytaniem — ustawa nie różnicuje ochrony prawnej osoby w zależności od stosowanych technik, np. istnienia kanału komunikacyjnego lub stopnia jego zabezpieczenia przed obcymi (a tym bardziej bezprawiem byłoby uzależnianie tej ochrony od czyjegoś zupełnie arbitralnego aktu woli), mimo to plany wobec Sądu Najwyższego oraz polityków dotyczyły właśnie jakiegoś stuknięcia młotkiem czy pieczęcią, że Niżyńskiego to można było bezkarnie szpiegować (por. stenogram z prokuratury, np. ten początek o następczym upoważnieniu, to "wszystkie polskie akta nie są ważne"...) — ale tak czy owak, bez względu na samo prawo, przyjęło się, że walkę z mafią polityczną w przyszłości (czy, jak kto woli, totalitaryzmem przestępczym: było już wszystko, w tym złodziejstwa, zastraszanie, przestępcze kłamstwa, torturowanie, oczywiście powszechna niechęć do pomocy) stawia się w niej samej pod znakiem zapytania i robi się z tego jakieś "Czy?". Generalnie trudno o wyraźne potwierdzenie przez kogokolwiek, że Centrum jest w telewizji, a nawet ściśle w regionalnej warszawskiej (choć na jednego jasno przyznającego to człowieka się natknąłem), bo szczegóły instalacji konkretnego systemu radarowego i sieci radarowej mogą być objęte klauzulami tajności, już nie wspominając o grożących w dodatku procesach za dotychczasowe przestępstwa podsłuchowe u typowych poinformowanych. Zapewne wiedzą to wszyscy zamieszani przedsiębiorcy (niektórzy wręcz dostają pieniądze z tego źródła); co do personelu nie mam pewności, pewnie to zależy od firmy. [edit] Poza tym na początku 2014 zdarzyła się sytuacja w Hotelu Gromada, że spikerzy mówili o tym, co za chwilę (np. 5 s) działo się na antenie jakiegoś widowiska TVP na żywo z udziałem publiczności. Raczej przecież tam ta nieludzka tortura nie grała, bo trudno by było o śmiech (ani nawet prezenter nie miał nic w uszach). A zatem najwyraźniej mieli tę transmisję z wyprzedzeniem, u źródła. [ukryj dopisek]
[edit 2015-07-25] Może niektórzy niemądrzy czytelnicy uważają ciągłe ostatnio (mało oglądam TV, ale czasem coś do mnie dotrze) wycieranie sobie gęby przez TV tematem dopalaczy — w ślad za opublikowaniem tu ww. wpisu (zupełnie jak z tymi dymisjami u E. Kopacz po publikacji wpisu z 10/06/2015 czy w Policji i Gwardii Szwajcarskiej w dniu dostawy, nieodpowiedniego wprawdzie, do innych rzeczy służącego, zagłuszacza, zob. wpis 8/02/2015) — za obalanie tez tego bloga, ale dopóki nie powiedzą tam wyraźnie o stronie WWW.NIELEGALNIE.PL i zgromadzonych na niej tonach dowodów, które jednym "wytarciem sobie gęby" może próbują arogancko unieważnić (tak jak i ponaddwuipółletnie straszne męczarnie!), pozostają niewiarygodni. [rozwiń dopisek...]Zamiast pokazywać, nagłaśniać, nawet być może publicznie kompromitować — żerują intensywnie na autorytetach i raczej kiepskim argumencie "patrzenia z góry", jak w jakimś prymitywnym społeczeństwie autorytarnym, niedemokratycznym, które od argumentów, dialogu i otwarcia na oddolną krytykę woli jakieś stopnie hierarchii o niejasnym pochodzeniu. Tymczasem np. w sądach zupełnie bez znaczenia są takie rzeczy, jak popularność tego, kto coś twierdzi (trzeba patrzeć z opaską na oczach na to, co się przedstawia), a póki co to one są uważane za najlepszy wynalazek człowieka, jeśli chodzi o rozstrzyganie prawdy i bycie sprawiedliwym. CZYŻBY BALI SIĘ W MEDIACH PERSONALIÓW PIOTR NIŻYŃSKI ORAZ ADRESU WWW.NIELEGALNIE.PL! Wracając do rzeczy, oprócz dopalaczy był też przedmiotem nagłaśnianej uwagi rządu i mediów niszczenia godny nałóg hazardu oraz, chyba ok. 2008 (reklamy rzucania palenia) a później w 2011 (ustawowy zakaz), nałóg tytoniowy. Istnie politycy naszej wolności. Aferę hazardową tłumaczono jakże "dopuszczalnym" w takiej sytuacji (tworzenie ustaw!) "lobbingiem" kolegi w potrzebie: zupełnie, jak przy zarzutach wobec PiS-Samoobrona z 2006 o, uwaga, "korupcji politycznej" (to jeszcze jeden punkt podobieństwa z moją sprawą, ma zawarty wątek ezoteryczny: przecież w samej nazwie tamtego z 2006 — a zwanego też zresztą w 2006, nomen omen, Aferą Taśmową — i również, co mniej oczywiste, w postulowanej "dopuszczalności" zachowania w świetle zarzutu; zaś sama afera hazardowa była o tyle kiepska, że nie była kryminalna, więc obliczona raczej "na przeżycie" PO — w oczach wielu brak było dobrych alternatywnych partii — i, no właśnie, odcięcie się od tego uzależnienia), choć w tej (poprzedniej) tzw. Taśmowej z 2006 (w odróżnieniu od hazardu) istotnie ta "korupcja polityczna" był to zarzut bardzo wydumany i sztuczny, chyba właśnie po to nagłośniony, by była taka licha krytyka O POLITYCZNYM KORUMPOWANIU (wprawdzie może niektórzy uważają, że politykiem jest się nie po to, by sprawować władzę na konkretnych stanowiskach, lecz u większości chyba to poglądów politycznych nie zmieniło, więc po co ta wielka podnieta wtedy). Wszystkie te słynne antynałogowe inicjatywy rządu były w związku z jakimś zarzucanym mi (przez zjednoczone w tym gangu masy, w aluzjach, potem w podszeptywanych myślach) intensywnym interesowaniem się w 2008 tematem ludzi uzależnionych od seksu sam ze sobą i porno (nawet minimalnie coś było na rzeczy w kwestii mego zwrócenia uwagi na temat), ale mniejsza z tym, przecież to też swoiste tabu. Nie macie na to może dowodu. Istotny też był przy dopalaczach czas, gdyż właśnie wtedy (kwiecień 2009 do początku 2010) ekscytowałem się ww. wyłudzeniami, gdzie zastosowano pewien podstęp prawny czy umowny (wmawiany klientom skutek dosyć słabej i ogólnej umowy w postaci korzyści polegającej na kontakcie z autentycznie chętnym na tani wynajem właścicielem jakiegoś mieszkania; nieściganie tłumaczono właśnie przyczynami prawnymi, a ja ściśle w tej sprawie proponowałem wtedy nawet — początek 2010 — może zmianę prawa — tylko jaką! dylemat, bo prawo jest dobrze napisane — skoro to takie "legalne"). To wszystko oczywiście uwaga głównie do żyjących telewizją/portalami i niezbyt wnikliwych czytelników; zauważcie, nic nie ma takie nagłe wrzeszczenie mediów o jakimś temacie do samej wiarygodności strony www poza jej, być może, potwierdzaniem (interesują się, a nie mówią, np. o prokuraturze, skandalicznych aktach — wszystko im jedno? zob. też wpisy o mediach: 18/11/2013, 11/09/2013, 03/08/2013 oraz, z najnowszych, np. drugi dopisek do 8/02/2015). Tematy niniejsze będzie poruszał informacyjny portal internetowy XP.PL, z kapitałem zakładowym 1 mln. zł (obecnie czeka na rejestrację wysokości kapitału i wniesienia wkładów). Na koniec — oto zapamiętane przez instytucję Internet Archive kopie tej strony www (pod jej poszczególnymi adresami) z różnych dni: http://web.archive.org/web/*/www.nielegalnie.pl (jest np. 18. czerwca), http://web.archive.org/web/*/www.bandycituska.com (jest 19. czerwca), http://web.archive.org/web/*///www.bandycituska.com (jest 5. maja), http://web.archive.org/web/*///www.sysplex.pl (jest 6. czerwca) — pozwalają oszacować, że NAPRAWDĘ wtedy, tj. 10. czerwca, w dniu głośnego upadku sporej części rządu (ale to trochę później było!), dodano szykowany od 3 dni wpis o hotelu Ibis (daty opublikowania filmów dot. Ibisu pokazuje też serwis YouTube w linijce poprzedzającej opisy, natomiast godziny można sprawdzić klikając ikonkę ołówka, tj. pierwszą po lewej, pod czarnym oknem filmu — wyświetli się odpowiednia strona z informacją). Poza tym zachęcam też do czytania nowości z www.bandycituska.com/zapisy.txt; no i jeszcze ciekawostka: tutaj to był nawet i (1) dociekliwy dziennikarz śledczy Niżyński, który (2) zlecił śledzenie — a, zauważcie, jestem teraz wg KRS-u prezesem, a więc kierownikiem, przyszłego portalu XP.PL (w 2013 planowana była raczej gazeta, Wolne media S.A. sp.k., przez KRS z trudem zarejestrowana nieco przed emisją tego odcinka serialu) — (3) jakiejś nadkomisarz Policji(!), Leny (robiącej zresztą tam błyskawiczną karierę; w mojej szkole, co znane, były takie napisy na ścianach, "Lena to k***a"; zauważcie, kobieta-funkcjonariusz rzadko się zdarza i kojarzy się raczej z miękkością, nieco większą religijnością... może się jakaś przyzna?) i (4) problemy psychiczne w przeszłości (por. moje wpisy 1/05/2012, 3/08/2012), ale to tylko film; dziękuję, że to nie ja mam takie "problemy" (jestem przypadek psychiatryczny, wierzę w podsłuchy) i że to w przeszłości! :-) Jest Policja, jest i odwrócenie ról... Kliknij, poczytaj o serialu Polsatu. W moich filmach-oświadczeniach we wpisach 10/06/2015 i 19/05/2015 pokazuję dokumenty tożsamości, paszport jest jeszcze dokładnie pokazany we wpisie z 19/12/2014, natomiast o sfingowanych hospitalizacjach psychiatrycznych tutaj na blogu od lat jest (jeszcze zanim powstał tamten odcinek, zob. też akta), jak wam zaświadczy niezrównany web.archive.org. Mojej wiarygodności hospitalizacje raczej nie podnosiły, więc po co miałbym kłamać (zabawne, w dniu przylotu do NZ: porównajcie paszport, z pieczęcią nadzwyczajnie cofniętego prawa wjazdu, i akta... cóż za podejście państwa do gości!...). [edit 2015-08-01] Tam bodajże było minimalnie inaczej: Niżyński to chyba jakiś policjant, a dziennikarza tylko wynajmuje — wyraźne odniesienie jest takie, że mnie wielokrotnie spikerzy podsuwali, słuszne zresztą, objęcie Ministerstwa Sprawiedliwości (ponownie kiedyś zjednoczonego z urzędem Prokuratora Generalnego), o czym znajdziecie też wzmianki tu na blogu np. w "Jeszcze jedna uwaga o prokuraturze" (28/12/2013), do dziś ta rola "głównego człowieka-kierownika od zapewnienia wymierzenia w tym temacie wszystkim sprawiedliwości" (w ramach demokracji i poszanowania zdania narodu, także debaty) jest to jedna z podstawowych nadziei (to albo premierostwo, na wzór tego o P. Glińskim). Służba państwu jest tu słusznie na pierwszym miejscu, reszta — zatrudnianie dziennikarzy — jest w równie wyraźnej relacji do serialu. [ukryj dopisek]
(13:37)
Podobnie zresztą było jak dotąd w chyba każdym odwiedzonym w ostatnich miesiącach (ja wcześniej jeszcze przez I poł. 2014 mieszkałem w hotelach). Należy przy tym wyraźnie podkreślić, że hotel ten nie jest tu bynajmniej ledwie jakąś "obojętną" estradą, na której te wydarzenia się wprawdzie rozgrywają, lecz bez udziału niej samej: zachowuje się doprawdy dziwacznie i tak, jak przystało na świadomego asystenta i współpracownika w pewnym przestępczym zadaniu. Zadaniem tym jest, jak me doświadczenie z żelazną konsekwencją pokazuje, zorganizowanie całodobowego szpiegowania komputera w pokoju przylegającym do mojego na sąsiednim piętrze (może też osobno na różnych innych piętrach, bo mogę być w korytarzach, w restauracji...): tak, by z jednej strony nie robiła tego sama obsługa, bo przecież mogę czatować godzinami, obserwować dziwne rzeczy z parteru itd., a z drugiej, by jednak zawsze ktoś tam był, nawet w środku nocy. (Poza tym pomagają te tłumy robić ze mnie w oczach innych wariata. Wspólna z nimi jest często zmowa milczenia, np. o rozbrzmiewających torturach, na zasadzie "nic nie słyszymy, wszystko w porządku", okazywane "znaki", przytyki słowne itd.) [edit 2016-12-25: Nagrane przykłady nie pokazują wszystkiego, co dzieje się na takich recepcjach (zgodnie z koncepcją pracy narzuconą z samej góry za pośrednictwem urzędów skarbowych); goście najprawdopodobniej zostali ostrzeżeni za pomocą SMS-ów oraz strasznie skrępowanych (sugerujących jakąś czyhającą straszliwość) szeptań recepcjonistki, by nie upominali się o dostęp do śledzenia ani nie obnosili się z tym, że ma ono miejsce, bo i tak dostaną pieniądze za pobyt. Ostrożność recepcjonistów podczas mojego obserwowania recepcji jest czymś typowym (np. w takiej sytuacji przenoszą oni kluczowe ustalenia: godziny oraz pokoju do komunikacji SMS-owej), tak typowym, że aż być może odpowiednio w tym celu publikowane są praktycznie zawsze odpowiednie statusy w radiu internetowym — tym niemniej w normalnym przypadku występują jeszcze następujące ustalenia ze szpiegami: (1) w jakich godzinach będzie on szpiegować (póki co dostaje się miejsce w pokoju-poczekalni), (2) w którym pokoju jest bandycko ustawiony komputer z namiarami na radio internteowe podsłuchowe i odpowiednio skonfigurowanym Gadu-Gadu oraz podłączonym przez przejściówkę odbiornikiem promieniowania, (3) że ma po wejściu tam zajmować się też podsłuchiwaniem i upewniać się, że np. nie stoję pod drzwiami w czasie zmiany warty w pokoju (jak wiadomo, każdy szpieg podczas werbowania np. w zakładzie pracy zostaje dopisany do bazy danych telewizji, a tam są wymienione ich imiona, nazwiska, nry telefonów, nry IMEI, tzn. fabryczne nry aparatu telefonicznego, ponadto funkcja zawodowa — spikerzy później mogą dzwonić do poszczególnych szpiegów, a oni sami korzystać z telefonu udostępniającego podsłuch — właśnie np. w hotelach jest to wykorzystywane, dawniej też, gdy nie było tortury, podsłuchiwano np. w restauracjach podczas swojej zmiany w pokoju do szpiegowania), (4) w przypadkach, gdy jestem w pokoju wieloosobowym, ustala się ze szpiegiem, by po zakończeniu obsługi szpiegowania przyszedł do mego pokoju na noc (zupełnie zbędne, jak wiele rzeczy w tej sprawie, zwłaszcza obecnie, gdy jest tortura dźwiękowa, no ale załatwiają tę rzecz, te przeludnione pokoje, w których nie ma czym oddychać, bez tego za tanio miałbym noclegi, a poza tym dodatkowo dziwnie by to wszystko wyglądało — pokój zawsze zajęty tylko przez jednego... w ogóle ci szpiedzy w hotelach i firmach są obecnie zbędni, bo spikerzy, tj. operatorzy podsłuchu, sami mogliby obecnie przez Internet, przy współczesnych szybkich łączach, obsłużyć sobie dostrajanie częstotliwości, na której się śledzi — czyżby brak było chętnych informatyków do zaprogramowania tego?... — aczkolwiek istnienie tych przychodzących tłumów przynosi innego rodzaju korzyści mafii — korzyści społeczne — i poniekąd zabezpiecza jej tyłek). Podkreślam, że przez cały czas pobytu zarówno w hotelach, jak i w blokach, a nawet jeszcze po opuszczeniu danego obiektu (hotel/mieszkanie) aż do czasu zajęcia kolejnego, podlegam danej recepcji hotelowej i przychodzą tam ludzie co najmniej na podsłuchiwanie, dublując tym samym "pracę" telewizji. O ile się nie mylę, to zmiana w pokoju z bandyckim wyposażeniem odbywa się z inicjatywy nowego szpiega, a ze starym uzgadnia się (poza punktami 1-3 czy 1-4) także to, że (5) ma zajmować pokój ze szpiegowskim wyposażeniem aż do przybycia nowego szpiega. Inaczej trudno byłoby to zorganizować zwłaszcza w blokach czy hotelach z zamkami starego typu, nie na kartę (gdzie nie ma uniwersalnych kart serwisowych), bo po prostu ludzie są rozsiani po różnych pokojach i trudno byłoby poprzedniemu szpiegowi samemu szukać nowego. W związku z tym to nowy szpieg ma przyjść do starego zastąpić go przy szpiegowaniu (np. puka do drzwi czy używa karty serwisowej); przy tym obecny dotychczas podczas swej warty w pokoju przy komputerze szpiegowskim człowiek podsłuchuje cały czas i nie otworzy, jeśli ja stoję pod pokojem (tzn. gdy słyszy w słuchawkach wetkniętych do telefonu to samo pukanie, co w drzwiach), zwłaszcza, że miałby wtedy dodatkowo ostrzeżenia od telewizji i widziałby brak aktywności przy komputerze; to samo dotyczy wychodzenia do ubikacji. Również szpiedzy rozsiani po poczekalniach widząc mnie czatującego na korytarzu lub słysząc, że gdzieś tam się włóczę, raczej niechętnie zrobią zmianę. Szpiedzy typowo przychodzą do hotelu z rezerwacji w Booking.com, w której w dodatkowym polu "Uwagi" wpisują "mam telefon" (robią to nawet ludzie z zagranicy — jest to ustalone hasło-klucz) — recepcjonistki widząc takie osoby, które w dodatku na "dzień dobry" jeszcze odpowiednio z nimi rozmawiają, tj. np. pytają o podsłuch czy o PIotra Niżyńskiego, wiedzą, że to lud podsłuchowy i w konsekwencji następnie np. komunikują się z nim przez SMS-y albo nawet ustnie wyjaśniają, gdzie się udać — uzgadnia się przede wszystkim czas i miejsce przyjścia na swą zmianę, np. przez SMS. Natomiast normalnych klientów odsyła się np. gdzie indziej z powodu chwilowych problemów z dźwiękiem ("podsłuchem") — ot po prostu chwilowo "złe warunki", nic nie da się poradzić, "przepraszamy, hotel jest przepełniony" itp. Sama płatność dla szpiega pochodzi nie od hotelu i nie od telewizji (ośrodka podsłuchowego ze spikerami), tylko od pracodawcy. Refunduje on koszty hotelu (jeżeli klient mieszka w hotelu, bo np. warszawiacy mogą przyjść do bloku, gdy akurat mieszkam w bloku, co nic ich nie kosztuje), a nawet refundowane są koszty przylotu do Polski obcokrajowcom. Robią to, jak się zdaje, pracodawcy czy raczej administratorzy budynków komercyjnych, w których są zakłady pracy.]
Pośrednikiem ściągającym [bandyckie] tłumy do kolejnych hoteli jest ta Centrala mną się zajmująca, bodajże we współpracującej z państwem (TVP, "fiskus") firmie EmiTel (obecna hipoteza robocza) i, być może, Pałacu Kultury [nie, to podobno informatycy studyjni i dziennikarze z TVP Warszawa, jednakże ogłoszenia pochodzą od właścicieli poszczególnych miejsc, w których przebywam (hotele, mieszkania, domy), bo ci właściciele mają mnie odpowiednio obsługiwać w związku z korupcją i są jeszcze dodatkowo w kontakcie np. ze skarbówką albo z samą telewizją poprzez komunikatory internetowe itp.], która ogłasza tekstem poszczególnym członkom gangu — a są ich w całej Polsce miliony (ze 3-4 mln.?...) — tj. tym z nich, którzy tylko zechcą sprawdzić [na stronie www statusu radia internetowego], co akurat ze mną się dzieje, że jestem w tym a tym miejscu i tu-a-tu przychodzi się, by (za kasę?) szpiegować. Tak powiada "notatka" zamieszczona na mój temat przez spikerów. Obstawiam takie główne źródła ze mną związanej korupcji: nie wpłacane podatki, TVP, urzędy gminy (np. pieniądze na remonty). [edit 2016-12-25: Bodajże pracodawca w zamian za misję udostępniania przez szpiegów transmisji wyglądu ekranu (wymagana jest współpraca szpiega: strojenie aparatury, tj. zapewne odbiornika EFL) robi im dopłaty do pensji.]
Pooglądajcie te wideo (zrobione telefonem), bo nawet wśród agentów rzecz nie jest taka znana i może budzić zaciekawienie, zwłaszcza u niewarszawiaków. Wszystko jest na YouTube, oto główne filmy (rozwijajcie i czytajcie też opisy pod odtwarzającym się właśnie filmem, są tam stenogramy, bo często — przez szelesty spikerów — trudno zrozumieć słowa, a nawet powstają złudzenia słuchowe, natomiast ja to analizowałem w podgłośnieniu i spowolnieniach) — klikamy YT, żeby zobaczyć film; MP4 (prawym przyciskiem myszy i "Zapisz jako"), żeby ściągnąć go w oryginale HD na dysk [1920×1080 punktów]; WAV (lub MP3), żeby ściągnąć jego ścieżkę dźwiękową, zwykle już podgłośnioną (też można używać "Zapisz jako"); a TXT, żeby zobaczyć ewentualny stenogram (przydaje się [przeszkadzają spikerzy nawet prawie że pełnym głosem, a nie szeptem]):
20150605_17:45 [YT] [MP4] [WAV] — zaczyna się tuż po podejściu gościa i pierwszych słowach. W 17 s. pytanie recepcjonistki: "za pół roku ochroniarzy zakładamy czy nie?" (u spikerów utarło się ciągłe mówienie o wyborach jako odległych o pół roku)
20150605_17:58 [YT] [MP4] — przychodzą klienci w Pasy Poziome. Takie pasy czarno-białe (tzw. pasiak) przyjęły się już jako symbol przestępcy wśród nachodzących Niżyńskiego szpiegów (zob. pierwszy dopisek za wpisem 21/03/2013, np. w zarchiwizowanej wersji bloga z 2013; rzecz jest znana od 2012, pisałem o tym w I poł. 2013; także w wykazie elementów nękania); ubierali się też tak w prokuraturze Warszawa-Ochota. W 17 s. pada pytanie "Piotr tu jest?". "Tak, tu mamy specjalny pokój"
20150605_17:59 [YT] [TXT] [MP4] [WAV] — bardzo niedwuznaczna obsługa klienta!!! M.in. podają moje nazwisko. Najprawdopodobniej chodzi o nielegalne przechwytywanie, podglądanie ekranu z odległości na podstawie fal
20150605_18:02 [YT] [MP4] — Gość, znany z poprzedniego: "Tu nie ma Piotrka, ten temat". Czyżby nie trafiła do pokoju, w którym się robi "na sąsiada"? W 8 s. klientka ręką udaje Palenie, znany sposób nękania (zob. ich wykaz) z odcieniem znaczeniowym (udawanego) bycia niewtajemniczonym, "ja nic nie wiem"
20150605_18:40 [YT] [TXT] [MP4] [WAV] — recepcjonistka z bliska (na wszystkich oprócz ostatniego jest ta sama!), świetne próbki mowy; gwarowe erotyzmy; obsługa kolejnej zamieszanej osoby, jest o 2 pokojach (w tym pada nazwa programu podsłuchowego, że to podobno "Kontrola operacyjna") i o Niżyńskim. Ponadto potwierdza, że jestem dręczony ("do śmierci").
20150605_21:25 [YT] [MP4] — wejście z miasta na recepcję (Hotel Ibis, Warszawa, ul. Ostrobramska). Jest ta pani
20150606_09:54 [YT] [MP4] — recepcja obsługuje w milczeniu. W tle jest głos jakiegoś schowanego pracownika, chyba kelnerki, ciągle gada o mnie
20150606_15:16 [YT] [MP4] — kolejna obsługa klienta. "Pan Piotr jest na poniedziałek" (była sobota). Może to metafora jakiegoś przeciążenia czy kolejki w dostępie do pokoju dla agenta, ale już chyba przesadzają
20150606_15:17 [YT] [MP4] — kolejna obsługa klienta; np. w 11 s. pada "inni też czekają!". W rzeczywistości recepcja była pusta, może raczej o pokoju ze sprzętem szpiegowskim. Na YouTube pod samym filmem, w opisie, jest moja hipoteza na temat tego, jak ściśle rzecz biorąc to wszystko jest tam zorganizowane
20150606_17:28 [YT] [MP4] — jeszcze jedna obsługa klienta (jak to często bywa, nie nagrana od początku). W 22 s. recepcjonistka mówi "tu mamy Forsę!" (por. z zainscenizowaną scenką z chowaniem sobie terminala płatniczego przez przychodzącą do B&B dziewczynę, 201501050055) [sugestia spikerów, brzmi sensownie: są zwroty na kartę, takie, że wychodzi się na plus]
20150606_18:02 [YT] [TXT] [MP4] [WAV] — również bardzo niedwuznaczna obsługa klienta!!! "Chcielibyście ten podsłuch na Niżyńskiego zrobić?" itd. Wyjawia się, że klientka, która przyszła, jest w mafii za sprawą korupcji w biznesie (przedsiębiorca?) lub na wtórnym rynku nieruchomości (jak przyznaje, zrobiła "Remont", związany z torturą), a ja jestem na podsłuchu. Recepcjonistka ponownie przyznaje się do współszpiegowania (ogląda mój ekran z Internetu? słucha całego życia? podpowiada spikerom np. położenie?). [wyjaśnij] [Totalne śledzenie życia podczłowieka, za którego się płaci, różne firmy wprowadzają do personelu dla rozpoznania i PEWNOŚCI, że to właśnie ja jestem na miejscu, bo np. mogą być przekręty, że ktoś inny bierze pokój i ja tam wchodzę do niego, przekręty z dokumentami, powtórzone personalia, makijaże itd., w knajpkach poza tym pozwalało to mnie nękać przytykami słownymi (nie bez znaczenia! zaplanowany efekt), a ponadto sprzyja to zachowaniu tajemnicy, bo generalnie o szpiegowaniu tej osoby w firmie wiadomo, a język w sprawie technik i powszechności podsłuchu powinien być za zębami, oraz niepomaganiu pokrzywdzonemu i wyrozumiałości wobec dźwięku w budynku (nie jest takim szokiem), a także (ważne) gotowości do samodzielnej obsługi oscyloskopu, zanim przyjdą przestępcy z zewnątrz (w b. licznych hotelach — i licznych innych firmach, wysoki odsetek jest zwłaszcza w gastronomii i u młodzieży — cały personel lub większość i tak uczestniczy w przestępstwach, w zamian mają pracę na etacie na lata i wysoką pensję). Osobną jeszcze rzeczą, również wzmiankowaną we wpisie Stan państwa Tuska, jest posiadanie przez pracowników — młodych czy dojrzalszych, bez różnicy — prywatnych telefonów komórkowych do szpiegowania Niżyńskiego nawet poza godzinami pracy (dzięki temu np. wiedzą, kiedy się nie pokazywać przy wchodzeniu do budynku i wychodzeniu, żeby ich nie przyłapano na szpiegowskim czajeniu się, poza tym, co ważniejsze, także i to służyło jak dotąd procederowi stalkingu, masowemu dokuczaniu mi na mieście przez młodzież). W hotelach zwykle podsłuchownia dla personelu jest w jakimś zwykłym pokoju, blisko którego mnie później mogą wpuścić, a gdy jestem w środku, przenosi się ją gdzieś blisko recepcji na parterze. Jeszcze drobna uwaga: proszę mi wybaczyć opisywanie tutaj ex cathedra, jak odbywają się przestępstwa, choć żadne śledztwo ich nie udowodniło. Później pojawią się mądrale z pozwami do "Sądu", że piszę o masowości przestępstw jak o jakimś fakcie (jeszcze kogoś tam wzmiankuję obok tego na tej samej stronie "książki"), nagle "Sądy" sobie przypomną, że może jednak skandaliczne jest takie zostawianie sprawy bez sprawdzenia, że to na dole powinni sprytnie łeb ukręcać, a nie w ogóle nie przesłuchiwać, po czym trzymając się tego będą mi zarzucać złe postępowanie, "przecież mamy państwo prawa", "trzeba było się dobijać do Sądów [może np. wtrąćcie jeszcze coś o religii], na pewno jakiś sędzia dobry by się znalazł, to nie to, co prokuratura" (mówiąc to, zupełnie przemilczą problem u sekretarek, pokazany tutaj). To jak mam się bronić wobec funkcjonowania gangu przeciwko mnie, jeśli nie głosząc wszem i wobec każdemu i na każdym kroku, jaka jest prawda o państwie i gospodarce?! Niestety, doświadczenie z sądami (i prokuraturami) jest dla mnie tragiczne, zupełny upór i zła wola w pozostawianiu sprawy nietkniętej, a akt pustych, także mimo rozkręcających się tortur, co każdy słyszy, a chyba nawet rozumie, mimo bardzo dokładnych opisów w zażaleniach, a nawet w samych zawiadomieniach. Ale gadaj tu do takich zacietrzewionych, skoro ci zaraz wyskoczą z "Sądem" przeciwko mnie, z jakimiś głupawymi wymówkami — zamiast przeprosin... — wobec takich nagrań, jak te tutaj. ukryj] Jest potwierdzenie faktu tortury dźwiękowej
20150606_18:08 [YT] [TXT] [MP4] [WAV] — obsługa. "Podsłuch jest tutaj", inne takie o Niżyńskim. Jest potwierdzenie faktu tortury dźwiękowej
20150606_18:11 [YT] [TXT] [MP4] [WAV] — kolejna obsługa, mówią od 7-ej sekundy. Pada chyba (od recepcjonistki) "potem się idzie do innego" [to nie jest ten właściwy pokój... — przyp. red.]
20150606_18:58 [TXT] [MP3] — długie nagranie audio, obsługa klientów. Z tekstu wynika, że chodzi o przestępstwa i że zamieszana jest firma, padają personalia ofiary
20150606_20:38 [TXT] [WAV] — znowu długie nagranie audio. Niektóre wypowiedzi: "Tutaj nie ma sprawy, 'omerta' tu jest", "I na dole znajduje się tutaj nr pokoju, w którym jest komputer" (już kiedyś przez chwilkę zza drzwi widziałem taki gdzie indziej), "Za chwilę go śledzę". Pada też sugestia, że sprzęt do podsłuchiwania (dźwięku) to telefon komórkowy. Wielokrotnie padają personalia ofiary. Recepcjonistka ponownie "przyznaje się"
20150606_20:56 [YT] [TXT] [WAV] [MP4] — zbliżenia twarzy mówiącej parę rzeczy recepcjonistki. Tak, to właśnie ta pani. Pojawia się dialog na recepcji o sprawie Niżyńskiego, erotyzmy
20150606_21:02 [YT] [TXT] [WAV] [MP4] — kolejna obsługa "klienta" (czy w zasadzie doraźnego pracownika). Kilkakrotnie o Piotrze Niżyńskim
20150606_21:06 [YT] [TXT] [WAV] [MP4] — jeszcze jedna obsługa. W pokoju "komp otwarty" (posłuchaj w podgłośnieniu ten fragment). Również politycznie o Piotrze Niżyńskim
20150606_21:17 [YT] [MP4] — rozmowa z osobą będącą za biurkiem w pokoju "Dyrektor hotelu", na temat tortury. Tego typu odpowiedzi, co "ja nic takiego nie słyszę", są w mafii dosyć rozpowszechnione; spotkałem się z nimi też np. w firmie prawniczej (jest w "nagrania audio" w nagłówku, wyszukajcie literki dtw) oraz w biurze posłanki (zob. Nowe wideo Piotra u góry bloga)
20150607_13:28 [YT] [MP4] — spokojny pobyt, choć wśród tortur, zakończył się najściem w pokoju przez pogotowie (chyba wciskano, że jestem jakimś wariatem; w przededniu tego na wieczór hotel zirytowało nagrywanie). Na szczęście nie zgarnęli. Oto następująca po tym rozmowa z dwoma innymi pracownikami na recepcji (widać mówiące twarze z bliska), przyznają to. [edit 2015-07-26: Odsyłał do lekarza również ksiądz we wpisie z 5/03/2015, to tak zamiast pomocy było. W ogóle to powszechne w mafii (u wrogów), poszukajcie w Internecie pod hasłem Piotr Niżyński — ma to związek ze sfingowanymi hospitalizacjami oraz samą tą szkodliwą dla równowagi psychicznej torturą. Zauważcie, że tak mogą mówić czy pisać tylko wrogowie, "z ludu wzięci", a przecież gdybym tu prawdy nie pisał, skąd mógłbym mieć tylu wrogów? Bardzo to jest nieprzyjazne podejście, na zasadzie "odwal się" i "nie lubię go". (Nie można obecnie "uczciwie" podejrzewać mnie o chorobę psychiczną, bo w ogólności w takich sprawach, że komuś fałszywie wydaje się, że jest śledzony czy dręczony, albo się jest wariatem, albo oszustem. Na tej stronie jest zaś tyle dowodów, że już zdecydowanie klasyfikowałbym się co najwyżej do drugiej grupy, może jakimś fałszerzem jestem... a więc tamta, do znudzenia powtarzania, błędna wersja o chorobie psychicznej a nie złej woli jako źródle rzekomo "nieprawdy" jest, jak już widać, celowym pomawianiem, które ludzie głupio powtarzają. Wczytajcie się zresztą w blog.)]
20150610_14:10 [YT] [MP4] — Moje oświadczenie w sprawie autentyczności nagrań, ich treści i stanu hotelu (gdybym kłamał, to byłbym przestępcą i można mnie ścigać)
[edit 21:03] YouTube pokazuje też niezawodnie, kiedy dany film był dodany (np. ten pierwszy). Zestawcie więc sobie ten wpis, autentycznie 10. czerwca powstały, z przypadającymi na dziś zmianami w rządzie (Ministerstwo Sportu i Turystyki?... otóż przepisy o hotelach są w Ustawie o usługach turystycznych) i deklaracjami dot. prokuratury [edit: także propozycją dot. samorozwiązania Sejmu z następnego dnia], chociaż PO — po latach remontowania Polski (nawet pola i lasy) i oswajania jej z udziałem w gangu politycznym — nic już, daj Boże, nie powinno pomóc... Przypominam też jeszcze większy taki zbieg okoliczności, z udziałem Watykanu, wzmiankowany we wpisie z 8. lutego [por. także te z 26/10/2013]. Cel tej "pomocy" (pewnie mi nawet czytelnictwo nie wzrośnie, Polak to jakoś nie potrafi uczestniczyć w reakcji łańcuchowej, w narastaniu lawinowym) jest pewnie taki, żeby przestępcy otwarciej sympatyzowali z PO, która jednak raczej z remontów się nie wycofa (zauważcie, temat dalej jest kryty, a komisja śledcza, którą proponował PiS, była NAWET W SWEJ OFICJALNEJ DOKUMENTACJI o jakichś niezrozumiałych drobiazgach, nie wprost o Piotrze Niżyńskim albo materiałach z www.nielegalnie.pl). [Przytaczałem już powody, dlaczego "remonty", tzn. instalacje dźwiękowe, zapewne nie zostaną zlikwidowane, a nawet będą kontynuowane(!!!), przez obecne partie sejmowe: zob. edit 2015-04-23, wyszukaj przy pomocy Ctrl-F i rozwiń.] Swoją drogą: oto treść maila, jakiego dostałem. Ciekawe.
[edit 2015-06-11] Śledzenie mnie, powtórzę, jest zupełnie nielegalne. [rozwiń dopisek... — m.in. wyjaśnia, dlaczego złe są masowe amnestie ustawowe, tym bardziej bezustawowe, w takich sytuacjach jak ta (zło systemowe)]Każda pluskwa, taki montowany u kogoś nielegalny podsłuch, działa w ten sposób, że nadaje falami podsłuchane dźwięki. Mógłby je każdy odebrać. Co więcej, w ogóle odbijają się od nas fale nawet bez montowania czegokolwiek, powstaje z tego coś w rodzaju modulacji FM oryginalnych fal (zwykłej modulacji kodującej dźwięk, bierze się to z prędkości drgań i tzw. efektu Dopplera), co odbija się od każdego metalowego ciała. W związku z tym każdy już emituje swój podsłuch, a tym bardziej robią to prymitywne pluskwy. Nie jest to zatem żadna podstawa, żeby uznać życie człowieka za "informację jawną" i nie ścigać naruszeń prywatności. Byłoby to wbrew konstytucyjnej ochronie prywatności (oraz tajemnicy komunikowania się). Co więcej, należy ogólnie (systemowo) zauważyć (by przestrzec przed zmianami prawa), że wszelkie interpretacje czy podejścia wyłączające pod względem odpowiedzialności, usuwające najszerszą jej podstawę, skutkują — jeszcze raz to powtórzę — dwoma kłopotami. (1) Wystawianie figurantów, np. jakichś staruszków czy wręcz zmarłych jako tych winnych (w sytuacji typowej w gangach zmowy milczenia, tzw. omerty, nastawionej na trwanie zła), (2) "góra" (kierownictwo) i "dół" (ci, których chce się wybawiać od kar, najliczniejsi) są powiązane także na zasadzie pochodzenia społecznego. Wywodzą się ze wspólnych środowisk, np. młodzieżowych, miejsc pracy itd. Jeśli zaniecha się karania najliczniejszych, to powstaną wręcz miłe wspomnienia z współpracy z państwem w ramach grupy przestępczej, z śledzenia kogoś itd. (to wszystko się opłacało, było dla nas przyjemne, ta nutka dominacji itd.). W takich warunkach wręcz nieuchronnie przyzwolenie to będzie udzielać się także rządzącym, z ludu przecież wychodzącym: mimo, że oficjalnie głosić będą "no owszem, my nie powinniśmy", to jednak będzie ich ciągle do tego ciągnąć. Do budowania nowych sieci przestępczych. Tym bardziej, że już raz się udało i wybawiono tłumy. Wystarczy w zasadzie argument (1), czyli odpowiednia konstrukcja omerty i figurantów, by się o siebie nie bać. A zatem: PRZECIWNIE, ZŁO NIE POWINNO SIĘ OPŁACAĆ, KARANIE JEST BARDZO WAŻNE, nawet odstąpienie od więzienia w stosunku do jakichś całych grup jest błędne, bo wyklucza u takich grup oddolną niechęć do przestępstw (wizja ewentualnego odebrania tych korzyści i jakichś strat w przyszłości nie odstraszała). Co najwyżej należy uważać, by nie przesadzić z umieszczaniem ludzi w więzieniu ze względu na (nie)wykonalność i poparcie polityczne, ale całych grup (np. agenci zawodowi, remonty) z tego nie zwalniać. Były to, zauważmy, uwagi czysto techniczne czy logiczne, w ogóle nie odwołujące się do kwestii moralnych, polityki, priorytetów i podejścia; dotyczą samych szans na funkcjonowanie prawa karnego w takich warunkach (np. ktoś mógłby chcieć wprowadzić nowe, ogólne zasady, wyłączające odpowiedzialność pracowników; to skutkowałoby tym, że im bogatszy jesteś, tym więcej przestępców mieć możesz na usługach, którzy czuć się będą bezkarni). Patrząc natomiast konkretnie na mój przypadek należy zwrócić uwagę na złe konsekwencje, np. ekonomiczne (rozkradanie się nawzajem, obniżanie produktywności), dla państwa prawa (gang najprawdopodobniej polityczny; przecież przy każdej takiej korupcji konieczne jest jeszcze krycie, a zarazem jest okazją do kolejnych przestępstw i ogólnie erozji państwa prawa; poza tym góra i dół się wzajemnie potrzebują i bez wychowanego dołu nie ma dobrej góry — w każdym razie chronioną tu wartością jest państwo prawa w elementarnym zakresie wobec jednostek), dla prywatności ludzi (łatwo byłoby podzielić tych szpiegów np. na 100 zbiorów, każdy szpieguje inną osobę) i tym samym demokracji, także na związki szpiegów z dokuczaniem, dręczeniem i torturą (podpowiadanie mojego położenia, nawet może w prostych marketach, co dopiero w galeriach handlowych; bez jego znajomości tortura byłaby bardzo utrudniona, bo nie chcą dawać na całe miasta) itd. Są to rzeczy, które dobitnie pokazują, że i w tym przypadku ci ludzie zasługują na ściganie, a na pewno na przepadek korzyści, niesprawiedliwie od innych (bo do tego to się sprowadza ekonomicznie) uzyskanych. Osoby wrażliwe na krzywdę może także zainteresuje mój tragiczny los i ludzka obojętność wobec niego, trudność w uzyskaniu choćby jednej przyjaznej odpowiedzi na mail czy ogłoszenie, które wołały o pomoc, co dopiero uzyskania jakiejś informacji (oni najchętniej by kontynuowali to kolejne lata, może wobec innej osoby: pieniędzy przybywa, a śledztwa nikt nie robi: po prostu wymarzona partia!...). Poza tym w ogóle odrażającą rzeczą jest, w mojej skromnej opinii, remont — usprawiedliwiać tu całej grupy nie ma sensu — tego typu przestępczość zawsze na nowo można wprowadzać, tu nie wystarczy usunięcie jakiegoś systemu szpiegowskiego itd. [ukryj dopisek]
[edit 2015-06-13] Podstawa prawna publikacji nagrań, choćby bez zgody uczestników: zobacz (aczkolwiek należy spodziewać się, że przy obecnym stanie sądownictwa sądy będą raczej złośliwe — p. odnośnik "Tak wykastrowano prokuratury i sądy" na górze bloga). [edit] Być może zastanawia was, dlaczego przychodzący szpiedzy godzą się pokazywać dowód osobisty, ale oni po prostu i tak już są w odpowiednim rejestrze, np. remontowym, pracowniczym (wewnątrz firmy), skarbowym/ZUS (jako te wyjątki bez opodatkowanych dochodów) czy bankowym. Dlatego zresztą mnie tak nienawidzą i przywiązują się do partii politycznych. To jest polityka haków.
[edit 2015-06-15] NIE PODOBA CI SIĘ TO? Więc oto, co TY możesz zrobić. 1) Przekazuj znajomym wieść o tej stronie www. 2) Nie głosuj na żadne partie sejmowe ani lansowane przez media — już raczej wylosuj listę wyborczą spośród dostępnej a nieznanej opozycji, to idealna metoda (p. edit 1 przy wpisie o Komorowskim z 12. marca). 3) Bojkotuj media, wg zasady: "nie kupuj, nie oglądaj, nie słuchaj". 4) Najważniejsze: NIE NABYWAJ ANI NIE WYNAJMUJ NIERUCHOMOŚCI PRZEZ INTERNET!!! [rozwiń dopisek...]Wiem, że może jesteś nieśmiały/a, że młodzi podobno już tylko potrafią wygooglać i poklikać, że pojęcie agencji nieruchomości staje się czymś, co już tylko gdzieś na krańcach umysłu może jeszcze istnieje jako to, o czym się słyszało, ale poza tym jest abstrakcją — ale przełam się w tej kwestii, bo internetowe ogłoszenia nieruchomości to chłam i tam 100% to przekręty (zob. schemat ich działania: a to często własność mediów! Polskapresse — główny dziennik "Polska", ale i dom.gratka.pl; Agora — "Gazeta Wyborcza", ale i gazetadom.pl = domiporta.pl). Właśnie dlatego, że tylko przekrętacz dostaje się do ogłoszeń nieruchomości, tyle ludzi chce być przekrętaczami: winna jest oczywiście chciwość, sami są sobie winni, ale to się robi duża frakcja, która sama o sobie będzie później mówić, że nie jest taka zła i wybawiać się od jedynej zbawiennej dla przyszłości narodu kary, kary więzienia — bo nie daje się grzywny za tortury wynikające zresztą z chciwości (nie z braku na życie! od tego są agencje charytatywne, państwo, o wsparcie socjalne należy uderzać do mediów i polityków, robić akcje społeczne; zresztą ludzie z własną nieruchomością to raczej nie są najubożsi, którym na posiłek nie starczy, a przecież jest on ostatnią rzeczą, której im jeszcze poza tym do szczęścia potrzeba). Gdyby dało się w miarę szybko (pamiętajmy, koniecznie to "szybko"...) wynająć lub sprzedać mieszkanie (dom, działkę) idąc do pośrednika, a nie wystawiając ogłoszenie w Internecie (i to pewnie jeszcze "bezpośrednie"; niestety, i tak najpierw się udają do agencji, żeby to się pojawiło), posiadacze nie decydowaliby się na współpracę podsłuchową, na odrażający udział w gangu (bo remont jest rzeczą odrażającą). Mają kłopot ze znalezieniem klienta, a zależy im na pieniądzach, więc wchodzą do gangu, część np. dopiero po miesiącu-dwóch ("już straciłam cierpliwość i zrobiłam ten remont, załatwiłam podsłuch obok, mam komórkę do szpiegowania"). Inna sprawa, że to ich wina tak samo, jak wasza. Mogą być braki po jednej lub po drugiej stronie (mniej kupujących/sprzedających, podobnie przy najmie), obie te rzeczy tak samo szkodzą bezpośrednim ogłoszeniom nieruchomości, każda ze stron jest winna: ty, jako kupiec/najemca, nieświadomie, tamci posiadacze świadomie (w dodatku dostają chyba pieniądze, nie tylko na remont, ale i na własny dodatkowy zysk; pewnie np. nie płacą podatku od najmu). Zastanów się, czy naprawdę chcesz mieć mieszkanie przygotowane pod przekaz podprogowy i potencjalnych szpiegów komputera obok (przez lata nie zdając sobie z tego sprawy)? Nie? Więc nie korzystaj. Kupcy nie korzystają, to właściciele nie cisną się do Internetu; i odwrotnie, gdyby właściciele nie cisnęli się do Internetu, kupcy by nie korzystali (np. widać tańsze oferty w agencjach lub zaraz podpowiedzą, że takie są). To w Internecie (i np. w ogłoszeniach gazet) jest od ok. 2008-10 ta straszna kryminalizacja, 100% ogłoszeń nieruchomości pochodzi od przestępców. (Można próbować tworzyć strony ogłoszeniowe, ba, nawet forsować jakąś zasadę, że na każdym porządnym forum jest link do jakiejś znanej z porządności strony z ogłoszeniami nieruchomości; proszę pamiętać, że Google raczej będzie nieprzychylny, przynajmniej dopóki strona nie jest bardzo znana.) Natomiast w wachlarzu ofert pośrednika może być lepiej, bo porządni ludzie to też jest rynek, a niektóre agencje mogą działać na granicy opłacalności, nie chcą upaść. [ukryj dopisek]
[edit 2015-06-16] Uwaga o śledzeniu w terenie (skąd w ogóle wiadomo, że to ma miejsce, i skąd podejrzenie, [wciąż] graniczące z pewnością, że istotnie zaangażowana jest Policja, a nie tylko ta spółka; również o tym, na czym jeszcze polega praca agenta zawodowego w knajpkach, centrach handlowych, bankach, urzędach, sądach, prokuraturach, szpitalach, marketach i innych dużych budynkach). [rozwiń dopisek...]Wiadomo, że EmiTel — firma wiążąca ze sobą i z nadawcami poszczególne stacje nadawcze radia/TV w całym kraju, jako ich właściciel — bezpośrednio lub pośrednio obsługuje też podsłuchy na zasadzie SIGINT-u, czyli analizy odbitych fal (echa) transmitowanych sygnałów. Przecież już przesunięcie Dopplera, związane z choćby najmniejszymi drganiami ciała (a dźwięk to drgania, prędkość drgającego ciała ma te same tzw. składowe częstotliwościowe co dźwięk na nim), daje się zmierzyć z dokładnością do ułamków Hz i pozwala — odczytane (jako nieco zmieniona częstotliwość echa względem oryginału) — "usłyszeć" ciało. Przebieg, wykres zmian prędkości ciała w czasie to (po pewnym tzw. odfiltrowaniu częstotliwościowym) gotowy przebieg wychyleń membrany głośnika, którym by to ciało było, lub bębenka ucha, gdyby go miało. Mieści się to wszystko w ramach obecnego stanu techniki (wykrywacze metalu, radary); niestety, od dawna jest ten system i w dodatku powiązane są wszystkie stacje w całej Europie, a na innych kontynentach też mają swoje układy i też nie ma granic np. między połaciami kraju, między miastami. Wielokrotnie przekonywałem się o tym, że jest ustawiony na mnie w ten sposób działający podsłuch; wystarczy powiedzieć coś pod nosem na zupełnym odludziu, a podchwycą to różne ośrodki (i nie jest to związane z jakimś posiadaniem nadajników, urządzeń podsłuchowych, tzw. pluskw). Tymczasem jednak nie jest to wystarczające, by człowieka śledzić w trybie ciągłym, ponieważ może on być gorzej widoczny w zależności od jego ustawienia względem nadajników, posiadanych przy sobie metali oraz obecności przeszkód (metale czy np. folia aluminiowa zupełnie blokują docieranie fali z powrotem do wież nadawczych, natomiast ciała — zwłaszcza beton, cegły — wprowadzają opóźnienia związane z różnicą prędkości światła, co powoduje przeskok punktu na mapie w chwili, gdy człowiek wchodzi za przesłonę). Podsłuch idzie automatycznie za ofiarą, ale może się zgubić i wtedy wymagana jest ręczna interwencja. Dodatkowym kłopotem jest tłok, gdyż — powtórzmy — widać na swego rodzaju "mapie terenu" (jak w wykrywaczach metali) generalnie elementy metalowe, np. klucze, rozporek, portfel, więc obecność innych ludzi wprowadza podobne elementy, które z elementami ofiary mogą się pomieszać, utrudniając identyfikację. Jak w związku z tym się zorganizować, by człowiek nie uciekł z radaru? Trzeba go śledzić także w terenie. W praktyce współpracuje tu Policja oraz kamery w budynkach (potrafią być w Internecie). TVP (to jest hipoteza, że to tam jest Centrala od zajmowania się mną) potrzebuje współrzędnych GPS, może sobie zobaczyć "mapę" metali na danych współrzędnych. Gdy wychodzę z mieszkania, domu, hotelu, jeździ za mną nieumundurowana Policja ("gliniarze po godzinach", jak kiedyś szepnęli spikerzy). Skąd jeszcze wiadomo, że w ogóle jeżdżą? Często w torturze pojawiają się wyrażenia sugerujące, że widzą to, co i ja widzę, bardzo precyzyjnie wiedzą, co dokładnie mam przed oczyma — sam radar (choćby np. wspierany danymi z Internetu i Street View) by tego nie umożliwiał, ewidentnie więc ktoś im podpowiada. Bardzo wiele razy to się zdarzało na mieście; to nie mój umysł, gdyż potrafią wprawdzie czasem zaimputować przekonanie "ja tu wszystko widzę", ale wtedy to jest dosyć delikatna myśl i jednorazowa, natomiast w takich przypadkach informacje mówione bywają w ramach tortury bardzo wyraźnie. Jakie argumenty przemawiają za tym, że zaangażowana jest/była Policja? Po pierwsze, to jest już od początku bardzo uprawdopodobnione, bo musi do tego celu być wykorzystywany jakiś spory zasób kadrowy. Dostępność o każdej porze, w każdym miejscu Polski(!) — nawet na wsiach w razie potrzeby, masowa dostępność (Policja ma w Polsce 100 tys. osób): zawsze widzę inne samochody, osoby, w każdym razie nie zapamiętuje jakichś stałych obrazków. Po drugie, Policja jest służbą mundurową (a zarazem, w odróżnieniu od wojska, każdy odpowiada za siebie i tak łatwo się z odpowiedzialności karnej nie wybawia), co oznacza konieczność realizowania poleceń, przyzwyczajenie do podporządkowania i ścisłej codziennej władzy zwierzchników oraz (co nie bez znaczenia!) zarobki nie tak duże (nie trzeba tak dużo dopłacać, by było to dla nich stosunkowo korzystne). Przypominam zresztą obrazek pokazujący rozrost budżetu Policji (zwracam uwagę na koniec rządów PiS i początek PO). Na przykład nie nadawaliby się do tego ludzie z rynku nieruchomości (korumpowani przy ogłaszaniu wynajmu), nie nadawaliby się do tego przedsiębiorcy — raz, że to nie od samego 2004 istnieje, dwa, że oni są niezależni, idą własnymi drogami; mogliby się nawet tego podjąć, po czym wprowadzać centralnych bandytów bodajże z TVP(?)/EmiTel(?) w błąd. Przecież to najprawdopodobniej sami spikerzy obsługują nakierowywanie podsłuchu, czyli źli ludzie, więc po co im prawdę donosić. Zamiast tego wprowadzono tę współpracę podobno w Policji (bardzo liczne potwierdzenia spikerów w 2013-2015: "pójdzie w ch** gliniarzy", "w ABW/ŻW nie tak źle", "to nie jest tak, że ja robię wszystko", "powiem"). Jako przykład ze strony nie spikerów, a samej Policji, mam incydent na Ukrainie (już nie mieszajmy do tego tej Gwatemali, gdzie sama Policja mnie zastraszyła i okradła; w rzeczywistości był to chyba rodzaj demonstracji, bo w tej mafii wszystko jest ze sobą powiązane — kto pomaga podsłuchiwać, pomaga okradać, prześladować, torturować...). Otóż na Ukrainie, w ramach jakiegoś monologu, chodziło mi po głowie stare pytanie: "w jaki sposób ci wszyscy ludzie [którzy robią te aluzje] mnie kojarzą? jak nazywają między sobą (może nie plotkują po nazwisku)? po czym poznają?" (właśnie wtedy, w lipcu czy sierpniu 2011, wyciąłem też sobie chirurgicznie znamię na twarzy). Gdy wtedy pojawiła się przy mnie jakaś Policja na interwencji, a było to właśnie wtedy i właśnie ten temat chodził mi po głowie, "odpowiedzieli" coś takiego przez walkie-talkie: "ten blondyn w granatowej kurtce". A właśnie na tym polega pomoc terenowa ze strony jeżdżących za mną! Po pierwsze: podawać w razie potrzeby współrzędne GPS (przez kanał łączności policyjnej — mają chyba odpowiednie walkie-talkie na Centrali w EmiTel(?)/TVP(?)), po drugie: podawać opis gościa tak, by można go było zidentyfikować "w realu", nie tylko jako punkcik spreparowanej mapki. Ten opis następnie [w pewnych przypadkach!] przekazują chyba przez Internet spikerzy, gdy wchodzę do jakiejś np. galerii handlowej, hotelu, jakiegokolwiek większego budynku, gdzie jest korupcja (praktycznie 100%): może to być urząd, sąd, prokuratura okręgowa — łatwo je rozpoznać po tym, że są wszędzie kamery. Otóż te kamery oglądają miejscowi pracownicy spośród zwykłego personelu, np. obsługi klienta, w pokojach dla agenta; niekiedy w ogóle obraz z kamer jest w Internecie; mają tam oni też słuchawki z włączonym, z telefonu komórkowego (odpowiedni program-dekoder fal radiowych), podsłuchem (słychać wszystko, co przy mnie się dzieje, gdziekolwiek bym był) oraz zdalny, nielegalny podgląd (przechwytywanie na podstawie wypromieniowywanych przez technologię fal) ekranu mojego komputera (zwykle widzą na dużym panelu LCD podłączonym do biurkowego komputera, nie laptopa; widzą także wtedy, gdy jestem nawet w zupełnie innym mieście lub kraju, przydaje im się to zapamiętywanie, jak mój i niczyj inny ekran wygląda). Oprócz obsługi oscyloskopu ze wzmacniaczem i anteną, czyli śledzenia ekranu na miejscu — gdy wejdę, wiedzą o tym na podstawie rozbrzmiewającej tortury lub słysząc w podsłuchu — zajmują się oni tam właśnie nadzorowaniem kamer i wyszukiwaniem "tego blondyna w granatowej kurtce, czarnych 'słuchawkach' [ochronnikach] na uszach i z zarostem". Np. żeby było wiadomo, czy włączył komputer. Rozmawiają bezpośrednio ze spiker(k)ami (odbierają telefon, po czym pozostają na linii, zarazem obserwując mnie, albo np. mają kontakt przez jakieś Gadu-Gadu). W razie prymitywnej współpracy, tj. bez internetowej dostępności obrazu z kamer, od spikerów dostają informację, jak wyglądam, a podają im, gdzie się znajduję, czasem też co widzę i, przede wszystkim, dają cynk, gdy opuszczam budynek którymś z wyjść(!!!). [To są ludzie, którzy podsłuchują mnie, mają obok te słuchawki, wiedzą o mojej tragedii.] Chyba podają też współrzędne tego wyjścia, jeśli nie są z góry znane. Zauważmy, że jest to pomocnictwo w torturach (ściślej: stalkingu), bo gdyby nie było wiadomo, gdzie jestem, bardzo utrudnione albo wręcz niemożliwe byłoby granie przy mnie: nie da się chyba tego robić naraz na bardzo szerokim obszarze. Istnienie takich agentów terenowych jest oczywiste ze względu na propagowanie mojego ekranu (czasem wręcz jego treść podchwytują spikerzy tortury w takich miejscach), specyficzne zachowywanie się personelu wobec mnie (np. z podtekstem seksualnym, oczywiście raczej z przymrużeniem oka), specyficzne rozmowy między sobą w reakcji na moje przyjście (w tym stylu, co te nagrania z prokuratury). A ZATEM W CELU UMOŻLIWIENIA ŚLEDZENIA MNIE ZAWSZE I WSZĘDZIE FUNKCJONUJE WSPÓŁPRACA: CENTRALA (BUDYNEK TVP NA JASNEJ?) + POLICJA + BUDYNKI Z KAMERAMI [w hotelach np. być może już teraz, w 2015, widok z kamer jest w Internecie]. Dzięki Centrali wiadomo, kiedy włóczę się po mieście i gdzie; dzięki Policji — na jakiej ulicy jestem; dzięki kamerom — co robię w dużych, zwłaszcza zatłoczonych budynkach, gdzie dokładnie się znajduję i kiedy wychodzę, zaś dzięki agentom zawodowym — co mam na ekranie. Choćby nawet zawiodły kamery, pomoże Policja; choćby Policja mnie zgubiła, Centrala (TVP?) może sama sobie też poradzić (np. puste place można nasłuchiwać z różnych stron, by poznać, dokąd idą kroki, czy do danego punktu się zbliżają, czy oddalają, choćbym był w dresie i nie miał żadnego metalu). Musiałyby zawieść wszystkie te 3 filary śledzenia nielegalnego. Podkreślam, wszelkie jakieś sufity wyłożone folią aluminiową (jak w Złotych Tarasach w Saturnie), karoseria samochodu, tłok, liczne i nieregularne ściany blokują ustawianie nowoczesnego (pasywnego, beznadajnikowego) podsłuchu ściśle na mnie. [edit 2015-07-03: Próbowałem dzisiaj jeździć w dresie bez żadnego metalu po mieście komunikacją miejską, w tym tramwajami, ukrywać się w różnych miejscach: oczywiście beznadzieja. Wszędzie co rusz wozy z młodymi mężczyznami za kierownicą, rzędu 25-39 lat (typowe w zawodach z wcześniejszą emeryturą), chyba jakieś kółka robią ulicami wokół mnie, jak te taxi z Meksyku.] [ukryj dopisek]
[edit 2015-06-20] Czy to naprawdę jest ten słynny Echelon i czy naprawdę polega on na radarach przy nadajnikach telewizyjnych? Prawie na pewno tak. [rozwiń dopisek...]Po pierwsze, nazwa: kojarzy się z "echami", a w moim przypadku są to najwyraźniej echa elektromagnetyczne, jakichś transmisji odbijających się od mego ciała (czy raczej metalowych elementów przy nim) i z niego powracających (tzw. rozpraszanie, czyli odbicia we wszystkich kierunkach: to jest najpowszechniejszy rodzaj odbijania się fali) — chyba tylko tak, tzn. analizując powracającą fale (jak we wszystkich radarach), można kogoś podsłuchiwać nie montując mu żadnego nadajnika. Po drugie, charakter tego systemu: nazwą tą określa się jedyny znany globalny system tzw. wywiadu sygnałowego (ang. SIGINT, inaczej wywiad elektromagnetyczny) — zaś sygnał, w odróżnieniu od danych, to coś prostego, np. poziom napięcia na kablu lub, częściej, przekaz zawarty w rozchodzących się falach (generalnie pojęcie to sugeruje prymitywne podejście do danych, bliskie fizyce — np. tylko bliżej nieokreślone zera i jedynki lub tzw. kodowanie analogowe — i pozbawione struktury, np. dzielenia i dokładnego rozpatrywania poszczególnych pakietów danych, ich nagłówków, treści, sposobów zapisu treści). Ponieważ, nie podłączając się pod kabel, bo takiej możliwości się zwykle nie ma, poziom napięcia na kablu można odczytać tylko odbierając wydzielające się niechcący fale, tak czy inaczej widać już, że w ECHELON-ie chodzi o odbieranie fal — na tym ten cały system polega, jest zupełnie pasywny. NIE śledzi każdego, lecz jego techniki zaprzęga się do pracy po prostu wtedy, gdy ma się na to ochotę i w stosunku do konkretnego człowieka. Po trzecie, ujawnione fakty ("mogą słuchać każdej rozmowy tel. (...) czytać każdy e-mail i rejestrować strony internetowe, które przeglądasz na domowym komputerze") oraz potencjalnie stosowane metody (pkt 3.2 raportu Parlamentu Europejskiego o Echelonie wymienia m.in. przechwytywanie ekranu z odległości czy rozmów w pomieszczeniach na podstawie drgań szyb) ponownie wskazują na dobrze znane w moim przypadku metody (wiem na pewno, że wobec mnie je stosują: przecież skorumpowani ludzie, naprzykrzający mi się wycieraniem sobie mną gęby, czyli stosowaniem aluzji co krok, a przez ostatnie lata po prostu sami spikerzy, non stop mi okazują, ile o mnie wiedzą), tj. właśnie zdalny podgląd komputera na podstawie promieniowania oraz radar do przechwytywania dźwięku: to są metody stosowane wobec mnie i chyba kluczowe także w tym znanym w mediach Echelonie! Przecież jaką inną metodą można by "czytać każdy e-mail" i "rejestrować strony internetowe", skoro istnieją sieci miejskie w rodzaju LUBMAN (w Lublinie) itp., nawet niekomercyjne, już od dosyć dawna, które potrafią łączyć ze sobą nieomal bezpośrednio dziesiątki tysięcy ludzi w mieście, a ich administratorzy to dobrze znani w mieście normalni ludzie, którzy nikomu żadnych danych ukradkiem nie podsyłają? Można tylko tak: śledząc fale wydzielające się z komputerów (czy, w ostateczności, z akcesoriów sieciowych, ale to chyba rzadsze, mniej zadowalające rozwiązanie). Tak zawsze da się podglądać cudze e-maile i odwiedzane strony www, i w ogóle wszystko inne, bez żadnych wpływowych kontaktów w firmach i instytucjach. A napisano jeszcze (tenże M. M. Kolonko), że ECHELON "widzi przez ściany" i że wykorzystano go w celu znalezienia kryjówki bin Ladena: "telefon Osamy bin Ladena był skutecznie lokalizowany przez radary Echelon za każdym razem, gdy był uruchomiony" (radary przecież nie obok położone! raczej daleko i, w dodatku, wysoko, bo metale zawsze odbijają takie fale i uniemożliwiają im przedostanie się, a przecież między szpiegiem a śledzonym obiektem może być sporo metalu po drodze, w różnych domkach i biurach — skutki są katastrofalne, jeśli szpieg ma radary i anteny nisko; no i nie mylmy też jakichś centrów przetwarzania, w firmach telekomunikacyjnych, z, ściśle rzecz biorąc, radarem). Pisano o telefonie bin Ladena; istotnie, telefon ma elementy metalowe, a przy tym po pierwsze pozwala to mylić ludzi, że jest to system śledzenia "głównie rozmów telefonicznych" (broń Boże nie myślcie sobie, że można tak wszystko i wszędzie śledzić, u nie robiących nic specjalnego, nie korzystających z elektroniki ludzi!), po drugie faktycznie mógł on być z tego względu istotny, że czasem zna się tylko nr tel. człowieka i orientacyjne miejsce jego przebywania, natomiast przy użyciu radaru metali można nasłuchać poszczególne miejsca (punkty na pewnej doraźnie przygotowanej przez komputer mapie terenu, tj. źródeł odbić) i znaleźć, gdzie dokładnie jest osoba akurat przez telefon mówiąca (a następnie, rzecz jasna, już nawet automatycznie za nią podążać, bo mają chyba moi prześladowcy taką funkcję — znany element radarów szumowych, potrafią identyfikować obiekt i trzymać się go). W ogóle te teksty o Echelonie są zwykle tak pisane, by po pierwsze typowy człowiek mało zrozumiał, ale miał wrażenie, że może być coś na rzeczy, ale to nie takie istotne (dzięki temu później ten czy inny dziennikarz może się chełpić, że coś o tym wspomniał, zasłaniając się dodatkowo, że "mało o temacie wiadomo", podczas gdy 99% dziennikarzy świadomie kryje dokładnie im znany temat Piotra Niżyńskiego i metod wobec niego stosowanych, świadomie rzucając zamiast konkretów zupełne ochłapy często o czym innym), po drugie, by czytelnik lepiej obeznany z informatyką i telekomunikacją miał wrażenie, że to w ogóle jakaś bujda ("sam przecież tworzę serwer i nikt tu wstępu nie ma", "sam tworzę sieć", "pracuję w firmie telekomunikacyjnej" czy "mam tam znajomego" — "tam żadnej choćby możliwości takiej współpracy z zewnętrznymi ośrodkami przecież nie ma!"). Wrzuca się też do jednego garnka i pod jedną magiczną nazwę, bardziej medialną niż faktyczną, najróżniejsze techniki, opisując najszerzej te, które akurat są najmniej skandaliczne (tymczasem osobie zaznajomionej z tematem najlepiej zabrzmi sama nazwa: Echelon, kojarząca się z echami telewizji, w ten sposób przyzna ona "należną chwałę" dziennikarzom, którzy o tym w ogóle powiedzieli — rzecz jednak w tym, że większość publiczności mimo to nie zrozumie problemu ani nie doceni jego wagi). Otóż podstawowy, globalny system to ten podsłuch radarami pasywnymi — z podążaniem podsłuchu za człowiekiem nawet aż za granicę, na pewno zawsze automatycznie między miastami — i radary te są, co jako pierwszy powiedziałem publicznie w Internecie — a czynię to też (nie licząc już znikomej szkodliwości społecznej) w słusznej samoobronie, tzw. stanie wyższej konieczności, bo argumentować, przekonywać i odciągać ludzi mówiących w moim języku od złej polityki to moja jedyna realna nadzieja na lepsze — najprawdopodobniej związane z nadajnikami telewizji (przykładowy argument za tym jest we wpisie z 26. października 2013 r., pochodzi on z Watykanu, zresztą spikerzy wielokrotnie powtarzali, ojciec podał to — "śledzenie przez TV" — wprost psychiatrze, opisując syna podczas sfingowanej hospitalizacji, zaś pewien pan, który chciał u mnie pracować, potwierdził mi nawet wprost, że odpowiedzialna za to wszystko jest TVP Warszawa, gdy dokładnie o tym, kto właściwie mnie śledzi, rozmawialiśmy). [edit 2015-06-29: Jest to zresztą wiedza encyklopedyczna (inna sprawa, czy taki radar i technologia podsłuchowa faktycznie są w użyciu państwowym, ale to już w ogóle jest znane milionom zorganizowanych przez państwo przestępców, np. za sprawą rynku nieruchomości i urzędów skarbowych, a poza tym mam prawo opowiadać i pokazywać na filmach swoją historię — wnioski, w jaki to prawdopodobnie sposób się mnie "słucha", śledzi czy nachodzi, pozostawiam czytelnikom). Na pewno ludzie reagują na mnie (nawet na moje wypróżnianie się w ubikacji pokoiku hotelowego czy wagonu pociągu) na żywo z takiej odległości i zza takiej izolacji akustycznej, która by im słyszeć normalnie nie pozwoliła.] Przytoczę wreszcie jeszcze czwarty powód, dlaczego ten system, który mnie prześladuje — obecnie, jeśli trzymać się tej konwencji o podciąganiu najróżniejszych metod stosowanych przez państwa pod jedną nazwę, trzeba by do niego jeszcze zaliczyć kwestię przekazu podprogowego, remontów z tym związanych — to właśnie jakaś ogólnie stosowana do wielu celów technologia, w dodatku globalna (za granicą też mi śledzono komputer, to wiem na pewno), a nie tylko doraźnie napisany dla TV/Policji i pode mnie programik. Śledzą mi nie tylko ekran komputera; są w stanie zobaczyć też ekranik graficznego telefonu komórkowego (zupełnie na takiej samej zasadzie), a poza tym mają to też chyba w innych krajach. Pamiętajmy zawsze, że ten cały system żyje przestępstwami i ci, których skorumpowano, to przestępcy — m.in. taki "nasłuch" promieniowania urządzeń elektronicznych nigdy nie jest pewny (zawsze np. ktoś choćby 100 m dalej może mieć własne urządzenie, obok którego jest tandem odbiornik-wzmacniacz-nadajnik, tzn. dwie anteny plus wzmacniacz: i już będzie nawet "głośniejszy" niż mój sprzęt dla śledzących — nigdy nie wiadomo na pewno, czy to ten sprzęt tego właściciela), a co za tym idzie, słabo nadają się jego rezultaty na dowody w sądzie, zwłaszcza, jeśli ofiara się wypiera, a nawet sprytnie zmyśla (że jakoś, za sprawą jej podejście wobec znajomych, rozpowiadania o problemie itd., jakiś wróg mógł ją śledzić i takie coś z podszywaniem się nawet zrobić). Taki ECHELON jest głównie zabawką oraz źródłem ciekawostek, może być przydatny wywiadowi, ale raczej nie jest narzędziem dowodzenia sądowego, a co za tym idzie chodzi głównie o śledzenie nielegalne. Przestępstwa, korupcja. Zresztą nie ma tu żadnej hierarchii, podlegania obcym krajom: każdy kraj sam stosuje tego typu zabawki, ludzie z polskiej telewizji mogą sobie do woli (na tyle, na ile im zwierzchnicy pozwalają) wymierzać podsłuch w jakiekolwiek punkty na terenie swego kraju — tak jest chyba wszędzie na świecie, a w dodatku obce kraje honorują podsłuchy z zagranicy i pozwalają im ciągnąć się na swoim terenie, gdy człowiek się przemieszcza (na zasadzie wzajemności: dzięki temu ich własne też są honorowane; w ramach jednego lądu, kontynentu, to w ogóle działa automatycznie, choć Policja też asystuje, żeby nie zeszło to przypadkiem z ofiary). Powtarzam, jako pierwszy tutaj otwarcie sugeruję, że ten tzw. ECHELON (ten ogół technologii, niekiedy i w celach legalnych stosowanych, np. śledztwa) jest ściśle związany ze stacjami nadawczymi telewizji. NIE kosmos, NIE jakieś satelity (są problemy z jonosferą, a Ziemia obraca się zbyt niestabilnie i zależnie od innych ciał niebieskich, by można było ją dostatecznie z kosmosu inwigilować, zresztą wymagałoby to gigantycznej mocy nadajników, jakiej żadne satelity nie mają i mieć nie mogą — rzecz jest nierealna). NIE stacje leżące nisko, gdzieś na polu na przykład (przecież nie dotarłyby do nich odbicia! po drodze mógłby być metal, a metal zawsze odbija — nawet najprostsza folia aluminiowa odbija 99,99999% energii, czyli już przez nią fala nie przedostanie się dalej, do anten radaru). Ściśle tam, przy stacjach nadawczych radia i TV (np. iglica Pałacu Kultury), są radary Echelonu i tak jest na całym świecie. Nigdzie indziej i w żadnych mediach tej prawdy nie znajdziecie — jeszcze jeden powód, by wdrukować sobie, zakodować adres tej strony www. Faktycznie, chyba i Policja, i media (publiczne, a nawet — na zasadzie korupcji — prywatne) są zamieszane, skoro raport europejski nt. Echelonu zaczyna się znamiennie retorycznym pytaniem (łacińską sentencją) "A któż upilnuje samych strażników?". [ukryj dopisek]
(13:22)
(17:13)
[reszta ukryta, bo może odwraca uwagę od DOWODÓW, a później ludziom "nie chciało się czytać"... posłowie może "urażeni", więc lekceważą... »ODSŁOŃ«]
(W czasie pisania tego Piotr Niżyński dalej zajmuje się głównie elektroniką, w związku z październikowo-listopadowym odkryciem problemu remontów i upewnieniem się na 100%, że problem tortury jest lokalny — gra np. ze środków ścian danej nieruchomości — oraz falowo transmitowany, w paśmie chyba 76-108 MHz, co odtwarzają zamurowane telefony, pewnie w "trybie głośnomówiącym".)
[edit 2015-05-22] Przeciwko jakimś wersjom, że "to przez potężnego zagranicznego decydenta musi być ta tortura" należy wysunąć, że... [rozwiń dopisek...] w takich sytuacjach dominującą siłą są [nie politycy, nie wojska, a] media ze względu na szybkość oddziaływania (wszystko w rękach dziennikarzy i prezesów). [Obrazuje to powiedzenie "mleko się rozlało" czy "stawiać kogoś przed faktem dokonanym".] A zatem rozważmy warianty takiej zawisłości naszych władz (kraju przecież suwerennego; jeśli nie, to może lepiej już zupełnie odkłamać rzeczywistość i zaprowadzić jawną władzę tych, którzy wszystko, co istotne, dyktują). I tak: (1) nie ma sensu nacisk np. wojskowo-dyplomatyczny po to, by ukryć aferę, gdyż poniekąd jest się tu i tak na łasce mediów (albo i nie, ale skoro można je lekceważyć, zwłaszcza, że są za granicą, a tak najprawdopodobniej jest, to znowu powód zewnętrzny typu "wola ukrycia tematu" odpada: bo co kogo nasze obchodzą), można jedynie je korumpować, natomiast argument "z przemocy" jest głupi, (2) gdyby np. w Rosji mnie nienawidzono, w tym sensie, że jakoś im [osobiście] wadzę, to po co mieliby organizować tortury a nie mnie po prostu zabić (jeśli tacy źli są), jest to w obecnej sytuacji bardzo proste, (3) nawet gdyby chodziło o jakiś sadyzm pochodzenia zagranicznego, zupełnie bezsensowny a połączony z naciskiem, to znowu wracamy do tego, że główna wina leży po stronie mediów, które to [już od dawna] umożliwiają, w pierwszej kolejności polskich mediów (a dzięki swemu oddziaływaniu mogłyby też wpłynąć na sytuację na całym świecie, bo w przeważającej jego części jest swoboda działalności gospodarczej zagranicznych inwestorów; poza tym potęga Internetu). Tymczasem sytuacja w polskich mediach zależy od... PO, Platformy Obywatelskiej, ich Ministra Skarbu Państwa na przykład (jeden podpis odwołuje prezesa TVP czy Polskiego Radia, zupełnie arbitralnie, nie trzeba mieć do tego podstawy). A zatem tą okrężną drogą osiągamy kluczowy wniosek: wina jest po stronie polskich polityków (oraz globalnych mediów). Nawet politycy tzw. opozycyjni (już jutro mogliby zostać koalicją, więc to głupie pojęcie) przez swoje milczenie są na równi z posłami PO przyczyną zła (bo istnieje nie tylko telewizja, ale i Internet oraz Sejm, wszelka działalność sejmowa, poselska). To z Polski wyszła chyba ta technologia kodowania w paśmie FM (czy sub-FM) podsłuchu i przekazu podprogowego, od nas rozlały się po świecie oparte o to remonty. Zapewne jest w tym udział europejski, ale głównej winy tutaj będącej nie można podważać. [edit 2015-06-17] W skrócie: kto mówi "to przez Rosję tego tematu nie ma" (i tam widzi główny problem, a nie tu, gdzie ja go w niniejszym dopisku wskazałem), ten kłamie — i nie mógł tej plotki zasłyszeć od innych, bo generalnie winni milczą wobec reszty o temacie, bo ich strasznie kompromituje (każdy rodzaj uczestnictwa w tym gangu wiąże się z torturą), a pozostali nie wiedzą nic, bo tamci milczą, więc skąd mieliby wiedzieć. Nie chodzą więc żadne "plotki". Ewentualnie osoba winna, której przedstawiacie temat, odpowie wam, że "to przez Rosję to tak jest", ale w takim razie najprawdopodobniej sama jest przestępcą i zna tę śpiewkę z samej mafii (spikerzy parę razy tak się naśmiewali z głównych tematów prasy elektronicznej przez cały 2014 i 2015). Mówi "przez Rosję tak musi być", w rzeczywistości "no jak mi głupio, sam(a) zrobiłem remont, jak mam się wykręcać, jak z tobą rozmawiać, żeby nie stracić zupełnie szacunku". Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na pewien drobny fakcik, wobec którego wszelkie zło milknie, znika, natychmiast staje się śmieszną bajką. A piszę to osobom, daj Boże, przychylnym, nie wielkim latyfundystom, bo ci już naród zdradzili. W dzisiejszych (technologicznych, opartych na pracy i wynalazczości) czasach myślenie kategoriami map "geopolitycznych", "stref" wpływów zakorzenionych w geografii i przestrzeni straciło sens. Dzisiejszy świat to mozaika ludów, w której tym jesteś istotniejszy, im więcej masz ludzi (populacja) oraz im bardziej są oni spojeni jakąś silną wiarą w coś (tak kalkulując Chińczycy nie są aż tak istotni, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać, poza tym zresztą są daleko i to trochę też ma znaczenie, natomiast katolicy, jako ponadnarodowa frakcja społeczna w ilości ok. 1 mld — jak najbardziej). W takim obrazie Putin, jego system polityczny, ma znaczenie marginalne (nawet jakieś hipotetyczne ataki jądrowe, w których część miasta zostaje zniszczona, oznaczają 10x mocniejszy kontratak, obejmujący zwłaszcza te tereny, na których Putin przebywa — krótko mówiąc, błyskawiczny koniec jego władzy i tragedię dla wielu jego ludzi, miast). Europa, nawet świat, przewidują swobodny przepływ ludzi — gierki przestrzenią, sugerowane ciągle przez media jako główny temat zainteresowania Polaków, są to zabawy na krótką metę, które nijak żadnych rozsądnych korzyści przestępcom u władzy nie przyniosą. Skondensowanym tłumem zresztą rządzi się tym trudniej, im większa gęstość zaludnienia — ona raczej sprzyja rewolucjom niż rządom dyktatorskim, więc "opanowywać po Atlantyk" się po prostu nie da. (Nawet zresztą, gdyby Rosja wszystko zajęła, tzn. całkiem oficjalnie wszelkie najwyższe stanowiska polityczne w Europie, na co obecnie jest za słaba, a w razie ataków atomowych zostałaby zniszczona, to przecież albo będzie ta władza szanować obywateli, albo w końcu upadnie. Przez bunty oddolne.) Polska, ze swymi 38 mln. ludzi, jest częścią wierzącego w prawa człowieka i demokrację 2- czy 3-miliardowego świata zachodniego (m.in. ponad 500 mln Europa, 321 mln. USA, następnie Ameryka Płd., Australia z Nową Zelandią) wraz z blokiem chrześcijańskich wartości — w tym krajobrazie będzie zawsze trwać i z ziemi na dłuższą metę nie będzie wywłaszczona. To się po prostu nie opłaca ekonomicznie światu zachodniemu, zwiększać gęstość zaludnienia, a politycznie trudno napływ i pobyt tak skrzętnie kontrolować, zwłaszcza bez poparcia społecznego (myślenie szerokich mas Europy powinno być następujące, gdyż mam tu słuszność, i takie zapewne zapanuje, bo mądre myślenie ma tendencję do zwyciężania nad głupim przewagą w dyskusji: (1) po co głupio osłabiać się demograficznie, (2) powinno odpowiednio dużo ziemi przypadać na jednego człowieka, żeby gospodarka obrze działała i ludzie nie przepracowywali się). (Swoją drogą, zauważmy, że nawet z Ukrainą nie jest źle, dosłownie tylko punkciki to są te nowe proputinowskie "republiki ludowe": w porównaniu do całych wielkich połaci tego kraju je otaczających, dosłownie punkciki.) Propagatorzy wersji "z domniemanego zaangażowania Rosji wynika (...)" [coś dla naszego kraju i tej afery] będą też zapewne chętnie odwoływać się do pozostałych części swych "map" geopolitycznych, np. opowiadać o jakiejś nieprzychylności krajów Europy itd., przy czym dla ich gadek charakterystyczne będzie — oprócz odwracania uwagi od problemów wewnętrznych — to, że utożsamiają kraj albo z jakimś jednym człowiekiem, albo z jakąś maleńką ekipą polityczną. Czegoś takiego, jak demokracja, zdanie ludzi (a wiadomo, że w ogólności ludzie są moralni, tzn. biorąc najszerszą możliwą bazę społeczną będą w niej w standardy moralne dobrze reprezentowane) tam nie ma, jest tylko skupianie uwagi na garstce domniemanych zbirów u góry. Swoją drogą ciekawe, dlaczego Hiszpanie (albo inne dobrze zlokalizowane nacje: zwłaszcza np. w Szwajcarii panuje niemal wzorcowa demokracja prawie że bezpośrednia) nie chcą się dorobić i założyć porządnych mediów. Może tego doczekamy. Ja ze swojej strony polecam Polakom ten sposób na stanie się miliarderem, choć oczywiście spodziewałbym się szykan (utrudnień) ze strony Policji, Ruchu, Kolportera, może jakichś innych firm — droga tak zupełnie lekka, łatwa i przyjemna to nie jest (tak to tylko w Internecie: co najwyżej jakieś utrudnienia w Google'u). [ukryj dopisek]
[edit 2015-05-24] Proszę, oto, jak pan prezydent Komorowski cynicznie głosi wszem i wobec, że... [rozwiń dopisek...] "przedsiębiorcy", "ludzie sukcesu", czyli w praktyce — jak to odczytają ludzie znający temat, znający przerażający poziom korupcji w kraju — (nieskazani) przestępcy, których jestem ofiarą, są najlepszą "wizytówką" Polski (nie jest to bynajmniej oznaka jego wiary w niewinność tych mas przedsiębiorców, bo to zupełnie jest kpina, rzecz jest powszechnie znana na rynku pracy, np. wśród młodzieży, widać ją też w nagraniu przytoczonym w powyższym wpisie "Głupie wybory Polaków"; skandal w urzędach skarbowych jest znany politykom). On po prostu chyba jest tak cynicznie, na lumpenliberalny sposób, szczery (proszę nie czuć się "naruszonym osobiście" przez to, że tak to odczuwam(y)!). Jakie ma w ogóle znaczenie ponad 2,5 roku zupełnie nieludzkich tortur w samotności, co najwyżej wśród nachodzących cię wózków i rowerów?! Wyciąć, dla historii rozumianej po antychrześcijańsku jest to zupełnie bez znaczenia. Oto jego wypowiedzi na prezydent.pl. (Z dwuznacznie dla mnie brzmiących tekstów należałoby dorzucić także slogan reklamowy: "prezydent naszej wolności". Pozwolę sobie na przypuszczenie, że ci wyborcy Kukiza — ci generalnie znają temat, pewnie 90% elektoratu zna — którzy w II turze poparli Komorowskiego, bardzo możliwe, że często wywodzą się ze środowisk zamieszanych w remont: a więc ci bardziej, konkretniej zamieszani. "A na tę korupcję wśród posłów i podsłuchownię sejmową nie ma dowodów, jakby co, zresztą" — tu mogą tak odpowiedzieć przedsiębiorcy — "sam podobnie robiłem"...) Sugeruję się tu oczywiście głównie nagłośnionym nagłówkiem artykułu, nie tą zlokalizowaną w biurowcu firmą od produkcji gier. [edit 2015-05-27: Ciekawostka — związek niereligijności z poparciem dla Komorowskiego w II turze (choć będą to zwalać na zagospodarowanie jakiegoś, śladowego w I turze, poparcia dla SLD i pani Ogórek itd.). Zobacz województwa z zaznaczoną religijnością i, odcieniami zieleni, poparciem dla Dudy oraz dane pomocnicze.] [edit 2015-05-30: Badanie CBOS 41/2015 z marca br. powiada (s. 3): "jest on [Komorowski] tym lepiej oceniany, im lepsza jest opinia badanych o własnych warunkach materialnych" (podliczcie: będą to ludzie, którzy np. coś wynajmują lub sprzedali, co daje np. 1700 zł miesięcznie w wielkim mieście + sama pensja z pracy, która w przypadku agenta zawodowego, a nim często będzie właściciel mieszkania po remoncie, może wynosić np. 5500 zł = 7200 zł, prawie dwukrotność średniej! A zatem, krótko: często różnego rodzaju właściciele i administratorzy nieruchomości, zamieszani w remonty, w tym prezesi itp.). Bo i co tak poza tym ma piernik do wiatraka?! "Najgorsze opinie zyskuje wśród najmłodszych dorosłych", choć tylko niektórych z nich (stan z marca br.) — to może być agentura zamieszana tylko w szpiegowanie oraz, przede wszystkim, znajomi.] [ukryj dopisek]
[edit 2015-05-26] Uwaga o konstytucyjnym sformułowaniu: "Bieg przedawnienia w stosunku do przestępstw, nie ściganych z przyczyn politycznych, popełnionych przez funkcjonariuszy publicznych lub na ich zlecenie, ulega zawieszeniu do czasu ustania tych przyczyn". [rozwiń dopisek...]Abstrahując od wszelkiej spodziewanej nieprzychylności sędziów wobec mnie — do której nie należy zbyt dużej wagi przykładać, bo to bardzo często ludzie blisko powiązani z przestępczością albo osobiście zamieszani, lecz te sądy po prostu trzeba co najmniej poprzez intensywną rekrutację zrekonstruować, na innych orzekających oprzeć (media z prezydentem mogłyby tu zrobić, ale pewnie nie zrobią, dobrą robotę: bo to prezydent powołuje, lub nie, sędziów) — prawda jest taka, że ze względu na wykładnię celowościową (czyli jedną z pierwszych i głównych branych pod uwagę przy rozpatrywaniu paragrafów i stosowaniu prawa) nie ma najmniejszego sensu taka tego interpretacja, która głosi, że "liczy się tylko to, kto bezpośrednio nade mną dał mi zlecenie" (wówczas można by się bronić tym, że "to był zwykły szef, nie żaden funkcjonariusz"). Bo gdyby to tak było, wówczas państwo idzie do jakiegoś cwaniaka, ten zgłasza zadanie swoim gangsterom — choćby nawet były to ciężkie występki — i oni, jako kryci przez najbliższe N lat (wg typowego ustawowego okresu przedawnienia), pozostaną nietykalni. To może brzmi wam miło... Ale to dopiero początek tej historii, bo wówczas zaraz się okaże, że bardzo często nawet ten jeden cwaniak, który zlecenie bezpośrednio przyjął, też nie zazna żadnej sprawiedliwości, bo... nikt go nie wsypie. Przestępca wsypuje drugiego prawie zawsze po to, żeby samemu mieć mniejszą karę. Istnieją też inne warianty: można powiedzieć, że ten cwaniak to tylko goniec, który dostarczył nam coś na piśmie, samemu w to nie wnikając, czyli zmowa tego rodzaju (swoją drogą, czemu polityk nie mógłby podesłać zlecenia poprzez jakiegoś gońca, tylko koniecznie zlecać trzeba twarzą w twarz?). To wszystko jest bardzo prawdopodobne i wówczas nikt z tej bandy nie dostąpi sprawiedliwej kary, bo są wszyscy zdemoralizowani. Co więcej, nawet mafijny polityk, zlecający np. pobicia, kradzieże, defraudacje — człowiek pewnie już zupełnie zły i wyrachowany, i z takiego środowiska się wobec tego wywodzący — najpewniej nie dostąpi kary, bo po prostu może nikt go nie wsypie. Gangsterzy nie wsypują szefa, bo dobrze im się z nim pracuje; szef nie wsypie polityka, bo tym samym sam by się przyznał... UPADAŁOBY OD TAKIEJ INTERPRETACJI SPORO CZY NAWET CAŁA SKUTECZNOŚĆ WYMIERZANIA SPRAWIEDLIWOŚCI, NIEUCHRONNOŚĆ KARY DLA FAJNYCH DOBRZE PŁACĄCYCH BANDZIORÓW, jeśli tylko jednego z całej bandy trzeba wybrać i tylko tego jednego karać. Wszelkie(!) tego typu interpretacje wyłączające odpowiedzialność kończą się wystawianiem pojedynczego figuranta (może nawet "autentycznie" [też] winnego) typu 1 staruszek 75-letni. A zatem z punktu widzenia celowościowego należy interpretować, że wszelkie przestępstwa wynikłe wskutek zlecenia państwowego i mu odpowiadające, mające je realizować, podlegają pod artykuł konstytucji i się nie przedawniają. Zresztą samo pojęcie "bezpośrednio mnie zlecił" jest właśnie dosyć problematyczne; przestępstwo może być jedno, w tym np. remont, udział w gangu, tylko jego sprawców może być wiele (nie wnikamy w ich wewnętrzne sposoby komunikacji)... i tak dalej... nie ma dużego sensu pojęcie "bezpośrednio", które ktoś tu zupełnie arbitralnie mógłby próbować wcisnąć, jako "naturalną" rzekomo interpretację ("bezpośrednio mnie polityk to zlecił, więc jestem odpowiedzialny" — to jest błędne myślenie; konstytucję i polityka interesuje sam kształt przestępstwa, "ma być takie a takie przestępstwo", nawet liczne przestępstwa — to już jest prosta wykładnia językowa, która, jak widać, też do Dobrych wniosków prowadzi). Przyczyny "polityczne" ja np. tłumaczę jako "związane z nieodpowiednimi osobami na stanowiskach" (nie musi to być polityk zawodowy, może np. być Prokurator Generalny — a nawet Prokurator Okręgowy czy każdy inny prokurator) — zgodnie ze Słownikiem Języka Polskiego, "polityka" to "działalność władz państwowych, zwłaszcza rządu" (można prowadzić postępowanie i osądzić, powinno się prowadzić postępowanie i osądzić — inaczej, jak rozumiecie, byłyby to innego rodzaju przyczyny, a nie polityczne — ale działalność państwa jest niewłaściwa, nie realizuje prawa). Także więc ewentualne konsekwencje tych nieodpowiednich osób na stanowiskach, jakimi może być złe prawo, wykluczające osądzenie JUŻ POPEŁNIONYCH przestępstw, zaliczać się będzie do przyczyn politycznych (proszę nie doszukiwać się tu luki i dziury w całym, bo to jest bardzo proste: konstytucja, tak jak i w ogóle państwo prawa, nie lubi krycia: dąży się do tego, że skoro coś jest słusznie zakazane, skoro wręcz jest pokrzywdzony i chodzi o prawa człowieka, to nie opłaca się popełniać przestępstwa w ramach systemu, w nadziei na osłanianie). Dlatego, naprawdę, nie liczcie w tym temacie, że się przedawni i będzie z głowy. (Jeszcze inna kwestia polega na tym, że nie przedawniają się zbrodnie — tak jest w obecnym kodeksie karnym — oraz, wg samej konstytucji, w szczególności zbrodnie przeciwko ludzkości. Zaliczać się tu może działalność policyjna w postaci tortur i przekazu podprogowego oraz wszelkie pomocnictwo. Przestępczość zorganizowana ma min. 10-letni okres przedawnienia, który wydłuża się jeszcze bodajże po wniesieniu oskarżenia.) Właśnie o to chodzi w tym artykule konstytucji, żeby nie miała racji bytu postawa "jeśli tylko chcesz, chcą odpowiednio ważne osoby, można popełniać przestępstwa" (to, co w odniesieniu do wszystkich innych przypadków należałoby ścigać): da radę to robić, da radę to robić bezkarnie. Są zresztą nawet koncepcje, które zyskały uznanie np. na procesach norymberskich (powojenne procesy zbrodniarzy hitlerowskich), iż nawet gdy prawo nie jest zapisane w żadnej ustawie, nadal przysługuje: stąd później Powszechna deklaracja praw człowieka w ONZ. Wreszcie jeszcze raz podkreślę — nie liczcie na żadną "niewzruszoność sądów" źle działających, na przekreślające wszystko przyczyny "prawne", które "raz na zawsze" przekreślają! Przyzwoici ludzie zawsze będą przeciwni, nigdy nie możesz spać spokojnie. Zaś to, co miało i ma miejsce w sądach, jest właśnie jednym z przewidzianych u Monteskiusza przypadków, gdy władzę sądowniczą inne władze powinny, wskutek nadzoru, naprawić. Gdy natomiast chodzi o korzyści finansowe przestępców, można je odebrać nie tylko wyrokiem sądu, ale i w drodze administracyjnej, np. na zasadzie opodatkowania agentów, nawet dowolnie wiele lat później; nie tylko odebrać 100% korzyści, ale nawet 200% czy 300%, tak, by wyraźnie zło się nie opłaciło. To można zrobić, w przychylnych warunkach polityczych, zawsze, nawet po 30 latach. [edit 2015-09-17: Byłaby to istotnie wielka luka prawna, gdyby możliwe było przedawnienie, "bo (jakoby) tylko bezpośrednio przyjmujący zlecenie od funkcjonariusza jest odpowiedzialny w sensie niepodlegania przedawnieniu". Abstrahując od odrębnego zapisu pozbawiającego zbrodnie przedawnienia, można by w takiej sytuacji — na bazie tego tylko przypisu — swobodnie zabijać, kraść samochody itd., jeśli tylko gdzieś daleko od nas na górze ktoś powie, że pozwala i że będzie krycie w prokuraturze (w razie jej takiej, jak przez większość III RP, organizacji, czyli z ministrem u góry). Zupełnie wbrew duchowi tego przepisu. Gdyby naprawdę o to chodziło, napisano by przecież chyba "przestępstwa popełnione przez funkcjonariuszy publicznych lub bezpośrednio na ich zlecenie", czyli ze słowem "bezpośrednio". Można bowiem proponować coś, zlecać za pośrednictwem poczty czy DHL, nie mówiąc już o e-mailach — ta kwestia dla wszystkich nieuprzedzonych, niezamieszanych jest jasna i prosta. Ja osobiście nie odpuszczę sprawy przestępstw politycznie zorganizowanych sprzed 5-10 czy nawet 10-20 lat: Europejska Konwencja Praw Człowieka pozwala nawet na sądzenie i karanie przestępstw, które w chwili ich popełnienia nie były zabronione w ustawie(!), jeżeli były to czyny przestępcze "wg ogólnych zasad uznawanych przez narody cywilizowane" (sytuacje typu powojenne procesy zbrodniarzy z SS); proszę zrozumieć, dlaczego: powodem dla mnie jest to, że te wyroki powinny już być teraz, w tej chwili. To, że ich nie ma, można traktować jak złodziejstwo ważnych państwowych dokumentów, bo dzieje się tak bezprawnie, podczas gdy śledztwo, jak to trzeba pokazać, przyniosłoby rezultaty. Więc to mi się zwyczajnie należy (zgoła innym pytaniem jest to, jakie powinny być kary i dla kogo, przecież istnieją nawet kary w zawieszeniach czy czysto finansowe, nie mówiąc już o zgoła odstąpieniu przez sąd od wymierzenia kary, ale nie z tego powodu). Tu już nie ma znaczenia, czy ktoś zechce stracić posadę czynnego sędziego, w toku reorganizacji sądów czy konstytucji, bo się błędnie wymądrza, po czym zapewnione zostaną dobre sądy do takich spraw, a w konstytucji umieszczony "jaśniejszy" (ucinający próby szkodliwych interpretacji) zapis doprecyzowujący, czy też po prostu osiągnięty będzie konsensus w tej sprawie ze środowiskiem sędziów (obecnie bardzo skryminalizowanym, zresztą w dużych miastach typu Warszawa ludzie często mają w rodzinach przedsiębiorców, rzadziej agentów zawodowych lub ludzi, którzy w blokach organizowali agenturę i torturę — nierzadko ma się takich nawet po kilku). Powtarzam, prawa człowieka nie mają nic przeciwko takiemu sądzeniu i karaniu, a tylko one (w prostym rozumieniu, nie potrzeba tu trybunałów) są tu dla mnie autorytetem (wraz jeszcze ze świętą zasadą nullum crimen sine lege, rozciągniętą nawet na górną granicę wymiaru kary, ale W TYM PRZYPADKU zawsze istniało odpowiednie prawo w chwili popełnienia) — przecież między poparciem podstawowym, w postaci ponad połowy Sejmu (bez tego, wraz z jakimś stanowiskiem, w ogóle nie chcę się zabierać do wymierzania sprawiedliwości: będę tylko nagłaśniał triumfy niesprawiedliwości), a dającym pełnię władzy poparciem konstytucyjnym, w postaci 2/3 , jest zaledwie 1/6 różnicy — nikt oczywiście nie musi mnie popierać (można wręcz rzucać kamieniami w ofiarę albo po prostu dalej ją poniżać politycznie lub, w najlepszym razie, postawić na równi z innymi), takie niepopieranie i tak jest w tym gangu typowe; kwestie (własnych i cudzych) wyborów politycznych są u nich w ogóle podstawowym komponentem winy wobec społeczeństwa, bo to sprawa "pleców", niejako masłowowskiej potrzeby bezpieczeństwa — sama podstawa bytu. Ostrzegam, na koniec, przed "referendami ogólnokrajowymi" w tej prostej sprawie: jeszcze je ktoś by sfałszował. Mężowie zaufania w komisjach wyborczych zwykle są związani z partiami politycznymi, a te są chyba niestety w bardzo złym stanie. Media oczywiście przemilczałyby fałszerstwa, one i gorsze rzeczy potrafią przemilczeć.] [ukryj dopisek]
[edit 2015-05-26] Przykładowy pokój podczas zaczętego niedawno (jak zresztą sugerowali skinieniem robotnicy) [tymczasowego(?)] demontażu ukrytych telefonów w Hostelu 36 w Warszawie (Satoria S.A.): kliknij, zobacz, co za oknem... [rozwiń dopisek...] (spora dziura w suficie załatana! chyba przy łazience — przykryto i podtrzymano zapewne wilgotny beton, w pokojach generalnie takiej rzeczy na suficie nie ma). Na środku sufitu wyciągnięty kabel od oficjalnej instalacji nagłośnienia na głośnikach typu Ambient (zapewne sygnalizacja ppoż, nie mylić z tą tajną instalacją, bo osobno coś zdaje się być w samych ścianach/sufitach, pewnie telefony). Pokoje rozbierają do gołych cegieł, wywlekają kable. Bywałem w tym hotelu często od czasu wyrzucenia z Gajdy 40A pod koniec ub.r. O takim celu remontu świadczy też zupełnie bezzasadne niewpuszczenie mnie do niego mimo rezerwacji przez recepcjonistę w styczniu (remont zaczęli w kwietniu), od czego skutecznie odwołałem się do kierowników, jednak zaraz po godzinie przyjechała Policja i mnie przewiozła nielegalnie na komendę (zob. wideo 201501141342), wymyślili jakieś (rzekome raczej, z tego, co pamiętam) pozostawienie łoma w hotelu czy coś takiego. Ciekawe, skąd o tym wiedzieli. Pewnie pracownicy fizyczni donoszą (a jest to branża kompletnie nieomal skorumpowana); zwiększa to szansę, że przedsiębiorca się jeszcze wycofa (czyli ja będę miał dłuższe tortury, a obserwatorzy będą bardziej zdegustowani, że "naród polski nie zna litości"). Sam wiem, jaki to trud potrafił być znaleźć kogoś do remontu: wszyscy "pod telefonem", tzn. wiedzą, kto dzwoni, "to dopiero za 2 tygodnie", "za miesiąc", "całe 3 miesiące mamy zajęte" — celowe zapewne szykany... zawsze też np. kaszel itp. na miejscu... Może co 6-ty deklarował wolę współpracy, przy czym też dopiero np. za 2 dni, z czego wolałem nie korzystać, bo później rezygnują. [edit 2015-05-28: Otwarty, podatny na fale podwójny wzmacniacz podłączony do oscyloskopu potwierdza to, co już wiem prawie na pewno od ok. miesiąca — odkąd udało mi się, korzystając z bardzo silnego chińskiego źródła szumu, przytłumiać (zaledwie) jeden z grających w ścianie apartamentu na doby telefonów, idealnie w rytm mojego zwierania zasilania — że na częstotliwościach 76-87 MHz, a nawet wyższych, w każdym razie radiowych, ktoś (Pałac Kultury i inne nadajniki?) transmituje coś dziwnego i to jest chyba właśnie transmisja (1) zakodowanego podsłuchu i (2) tortury. (Po raz pierwszy podejrzewałem te częstotliwości publicznie we wpisie z 21/02/2015, "Wyjaśnienie dla informatyków". Sądząc po możliwościach technicznych — tzw. próbkowanie w Nokiach chyba do 8000 Hz — i demonstracjach głośności grającego w tle obok cyfrowych zgrzytów dźwięku, zapewne stosowana jest modulacja typu 4FSK, czyli FSK kodujące 2 bity na raz, którą można też odbierać jako FM.) Kliknij, by zobaczyć to, co ja widziałem: tutaj — pokaże się zdjęcie układu z oscyloskopem (widać poziomy różnych częstotliwości), tutaj — objaśnienie. JAK MYŚLICIE, KTO MOŻE BYĆ PODŁĄCZONY DO ROZSTAWIONYCH CO KILKADZIESIĄT KM WIEŻ NADAWCZYCH OPRÓCZ MEDIÓW, W CELU ŁĄCZNOŚCI RADIOWEJ?] [ukryj dopisek]
[edit 2015-08-24] W żargonie mafii "słucham" znaczy "podsłuchuję" (jest wielokrotnie w cytowanych tu na blogu od miesięcy, od zeszłego roku nawet, stenogramach). A zatem — "słucham, rozumiem, pomocnictwo"? Obecny plakat Kopacz doliczyć może trzeba do plakatu Komorowskiego "prezydent naszej wolności!", do osób jej pozbawienia chyba się nieco obawiających (np. ludzi mediów), wprowadzonego wkrótce po opublikowaniu tu na blogu wpisu o nim.
(15:58)
Oczywiście nie przed organami ścigania, bo tego mu w obecnej sytuacji politycznej się raczej skąpi. Zamiast tego on, wylegitymowany obywatel, przedstawia Wam poniżej swoją wersję, zabezpieczając to jeszcze odpowiednimi paragrafami przewidującymi kary za oszustwa (w sądach, jak wiadomo, zdarzają się zeznania na odległość, przez wideokonferencję):
Kto, przez tworzenie fałszywych dowodów lub inne podstępne zabiegi, kieruje przeciwko określonej osobie [sekretarki, "cała prokuratura no niestety jest w sprawie"] ściganie o przestępstwo, w tym i przestępstwo skarbowe, wykroczenie, wykroczenie skarbowe lub przewinienie dyscyplinarne albo w toku postępowania zabiegi takie przedsiębierze, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. (art. 235 kk)
Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności.
Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w § 1 za pomocą środków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. (art. 212 §1-2 kk)
Tutaj (kliknij) jest skarga do Prokuratora Generalnego [zawiera adres tej www], z podpisem poświadczonym przez notariusza, który oczywiście podpisującego uprzednio wylegitymował (zob. jeszcze, co im przekazałem na CD), natomiast poniżej dwa wideo zawierające moje oświadczenie oraz wniesienie skargi (oba wykonane telefonem komórkowym Sony Xperia D5503 w jakości HD). Media przestały funkcjonować? Może już tylko urząd skarbowy reprezentują?
edit 2023-09-16: Nagrania wideo zostały usunięte przez YouTube z powodów regulaminowych (patrz wideo pokazujące usunięcie filmu z oświadczeniem dn. 30.4.2022), ale można je pobrać: plik z oświadczeniem, plik pokazujący wniesienie skargi. Jeśli by po kliknięciu słowa "plik" nie wyświetlał się obraz, to proponuję kliknąć je prawym przyciskiem myszy i wybrać opcję "Zapisz jako" (lub podobną), i zapisać najpierw wideo na dysk, po czym odtworzyć je z dysku. Jeśli by nadal nie było obrazu, to oznacza to, że trzeba doinstalować kodek – zrobi to np. program K-Lite Codec Pack.
Co do ewentualności "niewszczynanie sprawy 4Ds 1838/11 przez Ochotę było słuszne", gdyż "wolno było w to w ogóle nie wierzyć", "nie wiadomo było, jak się do tego zabrać" (i dalej w wersję, że [stenogram] to jakieś wygłupy itd.), chciałbym tylko zauważyć, że zawiadomieniem były liczne opisy napotykanych [codziennie] sytuacji [bycia śledzonym] na 63 strony A4, czyli średniej wielkości książka, a w zażaleniach nieraz przytaczałem potencjalnych świadków (w rodzaju: mój brat, studenci/wykładowcy, Jarosław Kaczyński). [Złożyłem wtedy, tj. w 2011, jeszcze 2 małe zawiadomienia, w tym jedno na Woli — wszystkie potraktowano identycznie.] [edit 2015-07-18: Posiedzenie w sprawie mego (listopadowego) zażalenia do sądu przydzielono na... Wielki Piątek 2012. Łatwo sprawdzić w aktach i w Internecie ("wielkanoc 2012").]
[edit 00:44] Istnieje silny argument za tym, że torturę robią po prostu pracownicy pokoju dla agenta w samej Policji(!!!) [lub TVP/Pałacu Kultury], a opiera się on na tym, że czas reakcji spikerów na dziejące się rzeczy (np. podsłuchane zdarzenia, cudze słowa, czy zjawiska na moim ekranie) potrafi być prawie błyskawiczny. Pisałem o tym już we wpisie z 8. lutego br., na jego końcu ("Skąd pewność, że nie Internetem?"); otóż nie tylko pamiętam dobrze przypadki, iż spikerzy reagowali dość szybko, a przez Internet opóźnienie to minimum 10-20 sekund — i nie tylko wzmacnia to wersję o tym, że tortura idzie na falach radiowych (tylko zakodowana — ewentualnie mogłaby iść siecią telefonii komórkowej, ale tak po prostu nie jest, zagłuszanie tego nie pomaga), ale i właściwie wyklucza to też opcję, że robią to jacyś kolesie nie wiadomo gdzie posadowieni, w jakimś mieszkanku podobnym do prywatnego burdelu, bez zaplecza technicznego, a jedynie z jakąś Neostradą. Nie, to jest profesjonalna działalność z podłączeniem kablowym (światłowody?) pod służącą m.in. mediom sieć EmiTela i bezpośrednio w punkcie tego podłączenia, czyli (?) Komendzie Stołecznej na ul. Nowolipie, w tamtejszym pokoju dla agenta najprawdopodobniej torturę się na żywo produkuje. Oczywiście w ostateczności mogliby przedsięwziąć jakieś środki ostrożności, ale obecnie to najprawdopodobniej tak wygląda.
[edit 2015-08-28] Przykładem szkodzenia mnie i prawdzie jest powoływanie się na "inne takie przypadki", przesiąknięte skrajnością i bełkotem, twierdzeniami o fizycznym modyfikowaniu ofiar(y), i bardzo kiepskie pod względem dowodowym (w odróżnieniu od tego bloga — jak do jasnej ciasnej może "tak być w każdym pokoju dobrego HOTELU"(!)...). [rozwiń dopisek...]http://inwigilowany.blogspot.com/ — oto blog tworzony moim zdaniem prawdopodobnie za pieniądze i po to, by później wyśmiać mój przypadek (może chcą to zastosować przy jakiejś opinii psychiatrycznej?) oraz zachowywać dystans wobec niego, "bo są też inne". (W związku z "istnieniem innych", nie mają oczywiście czasu dokładniej się wczytywać w mój i jego dowody, np. w nagrania z Tesco, gdzie dziewczyna z obsługi na życzenie — ale to wyjątek, bo tam nie ma wyremontowanej instalacji, tylko zwykłe odtwarzanie — wyłączyła torturę, co słychać na nagraniu. Ciekawe są np. badania czujnikami czy wypowiedź gościa na recepcji Ibis z wideo 20150606_18:02.) Być może za jego rozwijaniem stoją ludzie (może luźno) związani z mediami, rzekomo jako ich największe przeciwieństwo, może tylko jacyś szeregowi agenci. W odróżnieniu od opisywanych tam problemów z "implantowaniem uszu", w moim przypadku chodzi chyba ściśle o TV i jej fale, a źródłem dźwięków są remonty (instalacji elektrycznych) za pieniądze gmin, co zrozumiałem pod koniec 2014. Jestem chyba jedyną taką osobą, którą szpiegują w sieciowych marketach spożywczych, fast-foodach, urzędach, nawet chyba ministerstwach: wszędzie tam chyba (i w wielu jeszcze innych miejscach) są stanowiska komputerowe przystosowane do przechwytywania fal emitowanych przez monitor (oscyloskopy z anteną ukrywają może w szafeczkach czy biurkach) oraz zmianowa przy nich praca. O złej woli autora tamtego bloga "Inwigilowany" świadczy, oprócz niepowoływania się na dobre dowody i niezrozumiałości problemu, typowe u szpiegów stosowanie niekiedy — w odpowiednim nieraz miejscu — rażąco błędnej typografii związanej z odstępami (rzuca się w oczy), np. otaczanie przecinka odstępem z dwóch stron (wejdźcie na tamtą stronę, ten wpis, naciśnijcie Ctrl-F i wpiszcie: _,_ — gdzie _ to spacja, a nie podkreślnik); podobnie np. niektórzy otaczają jeden z nawiasów spacją po obu stronach, drugiego prawie nigdy nie widuję tak otoczonego, a jeden dość często — łatwo się później powołać na błąd, ale to pewnie standardowy sposób dokuczania i okazywania swej obecności zaproponowany przez spikerów w jakichś napisach, które koordynują gang. Wspominałem o dziwacznej interpunkcji we wpisie "Indywidualny szpieg" z 24/03/2014 — mało ludzi czyta te moje wpisy sprzed półtora roku, najprawdopodobniej autor tamtego bloga zna to skądinąd. Podobnie nieprzychylnie należy potraktować "Stowarzyszenie Stopzet". Wszystkie te inicjatywy udają, że prześladowanie jednostki dotyczy w tej chwili wielu innych, żeby odwrócić uwagę od mojego przypadku, najgorszych tortur w historii, a także wiążą je może ze służbami specjalnymi, jakimś "kontrwywiadem", a nie tą nieoficjalną służbą specjalną, która być może do tych spraw w telewizji istnieje, jak już mi potwierdzano. Ponadto nie prezentują świadków, spektakularnych akcji, mało tam w ogóle tego efektu wyciekającej z ludzi prawdy i chęci mówienia prawdy przez przypadkowe osoby, również z ważnych instytucji. U mnie macie np. nagrane nachodzące mnie wielkie masy ludzkie, które są najlepszym dowodem inwigilacji; również zagraniczne pędzące za mną taksówki (wpis A oto państwa... z 17/04/2012). [ukryj dopisek]
(16:59)
Oto zapis rozmów z nagrania WIDEO (kamerą z telefonu komórkowego), które już od 13. lutego br. jest wywieszone na tej stronie, a mimo to jej czytelnictwo nie narasta w reakcji łańcuchowej (poprzez reklamowanie u znajomych). Szkoda, bo o ile o "aferze podsłuchowej" czy "taśmowej" słyszał każdy, o tyle o dużo bardziej skandalicznej aferze z Piotrem Niżyńskim już tylko część narodu. I zapewne nieprędko usłyszycie o tym z mediów.
» [Pokaż stenogram!] «
To JEST z prokuratury. Jeśli by ktoś miał wątpliwości, niech poogląda podobne wideo opublikowane już wcześniej, 3. lutego br., z wejściem z ulicy (okolicę zaprezentuje wam interaktywnie Google, można sobie myszką chodzić po ulicy, której pełny wygląd macie na ekranie — kliknij) i rozmową w sekretariacie 1Ds rejonowej Warszawa-Śródmieście Północ. To jest jeden i ten sam budynek, co ta rejonowa: Warszawa-Ochota, choć są odrębne. Poza tym skąd miałbym teczkę akt, w dodatku jeszcze z kopertą, jaką zwróciła wraz z niedostarczoną przesyłką poczta? [edit 15:08: Do sekretariatu 4Ds powinno też dać się dodzwonić przez centralę.]
(Inna sprawa, że i bez tych tłumaczeń same akta są skandaliczne. Człowiek przychodzi, że ma poważny problem, a ci nie robią dokładnie nic i tylko odeślą, że sprawa zamknięta; nawet i z tym były problemy.)
Powtarzam, tu jest WIDEO z ludźmi [i przeglądem skandalicznych akt] — idźcie do wpisu z 13. lutego, ustawcie wskaźnik myszy na słowie "film" nad jasnym prostokątem (tam jest w pełnej jakości, tu po prawej ograniczona). Zamieszany jest m.in. sam premier! Czyżby faktycznie mógł on być prześladowcą, przyjacielem pospolitego złodziejstwa, dręczycielem? Wiele na to wskazuje! Ponieważ media tych taśm zapewne nie nagłośnią (a możecie im o nich trąbić: chyba jest jakiś dialog społeczny, jakaś możliwość skontaktowania się z nimi?), macie tu dodatkowy dowód, że ktoś tu kogoś kryje (dla własnej korzyści) — dlatego tym bardziej są one wiarygodne. Spróbuję jeszcze uzyskać jakieś stanowisko na ten temat w samej prokuraturze.
Odpowiedzialność PO nie ogranicza się do przestępczej Policji (przyznała się), prokuratury. Aferę remontową (także pokoje dla agentów — jeden prosty odbiornik w budynku potrafi przechwytywać ekrany komputerów z komórki sięgającej prawdopodobnie ponad 100 m dookoła) zorganizował potężny aparat urzędniczy w całej Polsce, wliczając tu urzędy samorządowe i kontroli skarbowej (szczebel lokalny i krajowy polityków PO — rozdawane pieniądze). Zobaczcie świadków w starszych wpisach, jeśli nie dowierzacie, że budynki (autobusy, taxi) grają i to ciągnie się za mną wszędzie, zresztą tony wideo.
[Zastanawiacie się, co znaczy "słuchać osobę"? Bywa to w stenogramie prościej nazwane ("podsłuch"), ale właśnie to określenie szczególnie dobrze oddaje to, co się dzieje. Jest to jakby połączenie telefoniczne bez posiadania telefonu przez drugą osobę, ale precyzyjnie z nią (słyszymy "jej uchem" czy raczej brzuchem, pasem). Ona idzie na miasto, wychodzi, robi swoje, może jeździ autobusem czy taksówką, wraca, idzie do toalety — podsłuch cały czas przy niej... W OGÓLE NIE MUSI POSIADAĆ JAKIEGOKOLWIEK NADAJNIKA! Ani w ogóle nic w terenie nie musi istnieć, żeby to było możliwe (z wyjątkiem stacji nadawczej telewizji nawet kilkadziesiąt km oddalonej). Tortury dźwiękowe i przekaz podprogowy niestety też osoby nie odstępują, bo wszystkie budynki są odpowiednio wyremontowane (ich instalacje elektryczne lub fasady, na przykład)... PIĘKNY MAMY SEJM, SKORO TO WSZYSTKO MA MIEJSCE OD DAWNA.]
|
[edit 2015-04-20] Choć przytaczałem tu na blogu pewnych świadków, że są remonty (wymienieni w przypisie 2 do wpisu o Komorowskim), kardynalnym dla mnie dowodem na to, że źródłem dźwięków jest remont (co zresztą zauważy łatwo każdy, kto był świadkiem obecnym przy grającej torturze), pozostaje wyliczenie w oparciu o tzw. logarytmiczną (czy decyBelową) skalę głośności (i wyrażone w dB współczynniki tzw. izolacyjności akustycznej, tj. wyciszenia: parametry Rw okien/drzwi, własne pomiary). [rozwiń dopisek...]Skoro (1) pomieszczenie jest izolowane od sąsiada czy ulicy o co najmniej 40 dB (o tyle cichszy jest dźwięk tam grający; często nawet więcej niż 40), (2) ja mam na uszach — co zweryfikowałem pomiarami progu słyszalności — ochronniki i stopery wyciszające łącznie o 40 dB (odpada w ogóle słyszenie przez uszy, włącza się przewodnictwo czaszkowe), (3) miałem jeszcze kabinę dźwiękoszczelną, położoną na podłodze np. domku (ul. Gajdy), także wypróbowaną w mieszkaniu, o również zbadanej i zaświadczonej w opisie produktu dźwiękoszczelności 40 dB, to jestem w stanie odizolować się od dźwięku z zewnątrz domu (przy samych jego ścianach i oknach) o ŁĄCZNIE 120 dB (40+40+40). To tak na wstępie, bardzo ostrożnie licząc. Do tego dochodzi głuchota na ok. 20-30 dB; w praktyce więc 140 dB izolacji od ogródka. Musiałoby zatem przy tych zewnętrznych ścianach grać 130-140 dB szeptów, żebym w ogóle mógł to mózgiem zarejestrować, bo cichszy dźwięk nawet nie przejdzie przez ucho (pamiętajmy, że ja okna zapychałem grubą wełną mineralną). Z odległości 10 m rośnie to jeszcze o 20 dB w stosunku do tego, co słyszalne 1m od głośnika, bo fala się odpowiednio rozrzedza (a ktoś przecież w takiej bliskości mógłby przebywać, czyt. sąsiad): czyli głośnik odległy o 10 m od ściany domu musiałby grać z głośnością jeszcze większą, przynajmniej 150-160 dB (festiwal Przystanek Woodstock, dla porównania, był słyszalny bodajże w promieniu 10 km w mieście, grał ze 130-140 dB, jeśli dobrze pamiętam: można gdzieś w Internecie wyszukać dane tego typu). Również koncepcja przenoszenia brzmień przez rury jest wykluczona: są wyliczenia tłumienia na tym blogu oparte o dane naukowe (wciśnij Ctrl-F, by wyszukać "sound-atten"; 10 dB spadku głośności na 1m rury, czyli z odległości 4m mamy co najmniej 40 dB ciszej niż na wejściu do rury: choćby nie liczyć ścian pomieszczenia, na podobny rząd wielkości wychodzi). Wymienione 150 dB to jest dźwięk, który zagrażałby życiu osób przy nim będących; głuchnie się oczywiście praktycznie natychmiast, uszy BOLĄ (już przy 120-130 dB: znam to, bo się ogłuszałem, autentycznie ból), mogą być zasłabnięcia. Nie ma czegoś takiego NA PEWNO u sąsiada w ogródku, nie było. A więc na pewno dźwięk szedł ZE ŚRODKA domu, mieszkania, jest to praktycznie pewne, potwierdzane przeze mnie jeszcze setki razy na słuch(!!!): ze środków ścian gra. Odkąd mam kabinę dźwiękoszczelną i do tego zarazem jeszcze wynajmowałem dom, czyli od ok. października 2014, hipoteza jest właściwie pewna, ludzie to poniekąd potwierdzają (zapraszałem nawet ze 3 różnych pracowników fizycznych do domu, wszyscy tak samo twierdzili: "to jest w ścianach"), a spikerzy nagminnie posługują się tym terminem "remont" jak rzeczą już ustaloną. [edit 2015-04-22: Poza tym gra tak samo na ulicach, jak wewnątrz lokali. Mogę być na granicy drzwi, nie tak łatwo tym sterować w odpowiedniej chwili i raczej tego nie robią — w rzeczywistości, powtórzę, w danej chwili rzecz gra tak samo po obu stronach ścian okoliczych budynków.] [edit 2015-05-06: No i ponownie odsyłam do nagrań wymienionych we wpisie o Komorowskim. W szczególności — oprócz świadków — jest wideo z pomiarów czujnikiem prądu zmiennego, który z małej odległości potrafi wyczuwać płynący prąd zmienny. Skąd by się wziął w środku ścian i nigdzie indziej? Przy, w dodatku, odciętym zupełnie z ulicy zasilaniu? Kliknij "Dowód na tajne zasilanie domku przez sąsiada" w nagłówku.] [ukryj dopisek]
[edit 2015-04-23] Uwaga odnośnie reklamowania strony. Powiadamiasz znajomych, ale czy taka ich liczba wystarcza? [rozwiń dopisek...]Może akurat trafiłeś na bezdusznych agentów (np. ludzi z ogłoszeń nieruchomości), którzy zadowoleni powiedzą ci, że sprawdzą, po czym oleją temat (albo nawet będą udawać, że strona jest niewiarygodna i cię zniechęcać)? Może tylko na ich rodziny, które z nimi solidaryzują (a to błąd). Może na leniwych, nielubiących czytać. Jest prosty sposób, by się przekonać, czy tych 2, 3 czy 4 znajomych wystarczyło. SPÓJRZ NA SZARY TEKST POD NAGŁÓWKIEM TEJ STRONY, na górze, pod streszczeniem historii Piotra Niżyńskiego. Jest tam pole "Odwiedzających dziś". Czy wzrosło względem takiej samej godziny poprzedniego dnia? Czy wzrost jest zauważalny, robi się lawinowy (np. 80 dziś, 50 wczoraj)? Jeśli nie, to powiadamiaj dalej. Niech ta wieść obiegnie Polskę. To nieważne, że czegoś nie jesteś pewny, że "afera podsłuchowa" czy "współczucie z prezenterem Durczokiem" cię jakoś do wizji Niżyńskiego nie zbliżają. TE STENOGRAMY I NAGRANIA SĄ CIEKAWE, chcielibyśmy o nich (i o dziwnie obojętnych posłach) debaty, w mediach to zbywają milczeniem — więc przekazuj adres! (Nie informację; adres www. Tu jest centrum, tu jest kontakt ze świadkiem, którego fotografia i paszport są tu opublikowane, tu jest forum dyskusyjne, w przeciwieństwie do licznej prasy czy, np., www.PiS.org.pl.) Ostrzegam przed współudziałem parlamentarzystów, to jest groźne dla Polski, totalitarne (w Policji dręczą, prześladowania polityczne są międzynarodowe, a ci zmianowo w pokoiku słuchają, czy równo puchnie; przechwytują z daleka ekrany komputerów i telefonów, ich wygląd; są bardzo "świadomi", jak to ujął Piechociński bodajże: tzw. współudział, skutek — kraty, jak ta Sawicka). Dzięki reklamie w końcu wejdą tu na FORUM, do którego odsyła nagłówek strony, podyskutować jacyś ludzie z Warszawy, pomogą zidentyfikować babki z sekretariatu, może porobią nagrania (mnie, wyjątkowo, ochroniarze prowadzą w prokuraturze) — i oto mamy kolejne dowody... ŚCIĄGAJ TU LUDZI, my chcemy o tym, my chcemy się upewnić co do nagrań z prokuratury i to jest godne uwagi. Niech media się kompromitują olewaniem tematu, podobnie posłowie — wkrótce cała Polska przejrzy na oczy, że aktywnym wrogiem narodu jest Sejm i Senat, partie parlamentarne, a jego partnerem media (kiedy ostatnio jakieś autentycznie pozaparlamentarne partie miały głos w mediach? oni są tacy wielcy, my tacy mali — trzeba mieć "spore kwalifikacje", by być politykiem, liczyć pieniążki budżetowe, kopiować ustawę sprzed roku... błąd, zainteresowani się sami oddolnie dopominają; przypadkowy człowiek, tak jak i przypadkowa partia, raczej cię też nie okradnie, więc skąd ten "elitaryzm"? np. ja chcę partii, ja chcę rozmowy, moje zgłoszenia przestępstwa lekceważy się bez sprawdzenia). Tu, w budynku Sejmu czy Senatu, czy domu poselskiego lub kancelarii, jest rdzeń problemu (nielegalna podsłuchownia — pokój, gdzie zmiany mają sami posłowie), tu jest granica, to na tej granicy rozgrywa się prawdziwa walka w polityce i decydowanie narodu: Sejm czy nie-Sejm? — a nie na przykład, jak nam próbują wmówić, między PO i PiS, czy może SLD, SP, TR, bo raczej wszędzie tam są zaangażowani w mafię (spróbujcie do tych posłów pisać! adresy e-mail znajdziecie na samym dole tego bloga). Pomiędzy partiami parlamentarnymi nie ma różnic w tym temacie, które by rzutowały na przyszłość. Żadna z nich nie powie o temacie w Telewizji Polskiej na przykład (możliwość zmiany prezesa, możliwość ponownej zmiany prezesa... jeden podpis; tak samo możliwość powiedzenia na swych blogach czy stronach internetowych), żadna z nich nie cofnie nawet remontów, nie usunie telefonów z instalacji elektrycznych budynków, bo to kosztuje pieniądze państwowe. Skąd je brać? Gdzie je upchnąć, żeby nie było krytyki? Już i tak dużośmy wydali na wprowadzenie tych telefonów! Byłyby kolejne podwyżki podatków itd... = krytyka. Więc nie usuną (nie wytłumaczą się, bo nie ma tematu; nie robią tematu w mediach, bo chyba zamieszani, jak to tłumaczyć...). (Natomiast co do tortury, to chyba sobie z nią sam poradzę, na zasadzie zakłócania transmisji radiowych.) Co więcej, skoro parlamentarzyści są zamieszani, to będzie się robić jeszcze więcej remontów, bo to zwiększa liczbę przestępców podsłuchowych w narodzie. Politykowi głupio wystawiać się przed narodem na kraty, śmiechu wart taki polityk, któremu grożą kajdanki, a prosi o amnestię dla jakiejś małej frakcji społecznej. Co innego wołać "ja reprezentuję znaczny odsetek Polski! 20%! 30%!". Cwaniakiem chce być każdy (nieważne, że już prawie nie ma od kogo brać, jedni od drugich, drudzy od pierwszych, coraz większe kwoty od niewinnych trzeba kraść budżetem). Więc remontów będzie jeszcze więcej, bo od tego najszybciej przybywa przestępców, a z miejsc pracy — tylko w rytm zastępowalności pokoleń, czyli ilość rośnie o kilka proc. narodu (podwaja się) w jakieś 20-40 lat; w 4 lata to jest przyrost znikomy. Remonty od przekazu podprogowego zostają, będzie jeszcze więcej. Pamiętaj: nie wiesz, czy strona mówi prawdę, ale to brzmi możliwie, nagrano świadków, a z drugiej strony skutki, gdyby to była prawda, są skrajnie istotne dla naszego kraju. A zatem ocena ryzyka, wypadkowa prawdopodobieństwa zajścia zła i jego skutków, jest dość wysoka i warto działać. POWIADAMIAJ PODAJĄC ADRES! Jak w ogóle można lekceważyć takie symptomy!!! Ja, Piotr Niżyński, jestem świadkiem, że nagrania są autentyczne, i nie będę łgał przed całym narodem, gdyby to nagłośnili. PO RAZ OSTATNI OSTRZEGAM (nie po to, by siebie reklamować — nikogo nie wskazuję, nawet zachęcam: sami zakładajcie swoje partie, z 1000-em podpisów): głos na PO, PiS, SLD, PSL, TR, SP jest przeciwko Polsce: taki głos pomoże mafii, pomoże w bezkarności (różne koncepcje "amnestii" — w samym parlamencie są zamieszani — w przyszłości, gdy nową agenturę do firm czy bloków będą wprowadzać, będzie się mówić, że "to jest za ciężkie", "nie do ruszenia", "były takie próby w przeszłości, ale nic z tego nie wyszło"). Dobremu człowiekowi sumienie nie pozwala na głos na przyjaciół mafii, którzy nic nie robią, świadomie lekceważą, bo to najgorsze łajdactwo na takim stanowisku. Oni się raczej w tej materii (sądzenia wszystkich za przestępstwa) nie podzielą, bo mi żaden nie odpisywał, ani 1 z partii powiadamianych o blogu, o bandyckich dziwacznych akcjach przygotowanej policji przeciw lokatorowi, choć próbowałem do różnych posłów pisać, a nawet do wszystkich naraz; jeśli się podzielą, to podstępnie w taki sposób, że — dobrzy będą w mniejszości. Powtórzę, siedzą tam w Sejmie, potakują, gdy w Policji robione są najgorsze tortury, i tylko słuchają, czy równo puchnie. Ten czy ów lider zabrania mówić. Baza danych remontów jest bodajże w... lokalnych PO, mianowicie urzędach miejskich/gminnych pod ich władzą, a steruje tymi skatalogowanymi telefonami (przez różne "Pałace Kultury" skomunikowane firmą Emitel) Komenda Stołeczna Policji. Mnie żadna partia nie musi pomagać. Poradzę sobie, mam oparcie w elementarnym poziomie moralnym wśród narodu, tj. na dole, oraz w wielkiej ilości świadków i pieniądzach; torturę sobie zagłuszę. Natomiast partie z Sejmu nie zrobią nic ponadto i są wszystkie jednakowo złe (przed podsłuchem może i bym się technicznie zabezpieczył, bo wiem dobrze, jak działa; politycy z Sejmu są zbędni). [edit 2015-04-28: Powtórzę za wpisem o Komorowskim, metoda głosowania godna człowieka uczciwego — godna jego sumienia — to losowanie wśród opozycji pozasejmowej. Chociażby otwierając książkę na przypadkowej stronie i patrząc na ostatnią cyfrę jej numeru. Partii pozasejmowych jest więcej niż sejmowych, zobacz listę. Nie każda zdoła wystawić listy wyborcze, to jest wielki sukces partii, że ma ludzi w terenie — na takie pozasejmowe listy warto głosować, bo ci nie robili w podsłuchowni przez 4 lata, nie słuchali, czy od bicia tyłek/głowa "równo puchnie". Z góry dziękuję, a pisząc nie mam w tym interesu osobistego. Możecie nawet własną partię zarejestrować, z 1000 podpisów wymaganych przez Sąd Okręgowy, nie mam nic przeciwko temu. Pamiętajcie, że gadanina o "zmarnowanym głosie" to demagogia: raz, że pierwszy wynik nic nie znaczy w prawie, nie istnieje tam takie pojęcie (są tylko koalicje, w wyborach prezydenckich też się o to wstępnie nie trzeba martwić), dwa, że próg wyborczy sejmowy 5% również nie jest problemem, bo nikt normalny nie będzie głosować na partie sejmowe znając ten skandal. Chyba, że jest zupełnie zamieszany. A to od takich, jak Ty i Twoi przyjaciele zależy, czy ten temat jest znany: wystarczy przekazać kilku osobom wieść o stronie! Przekazywać ją do skutku, aż zacznie rosnąć licznik dobowy.] [ukryj dopisek]
[edit 2015-04-30] Przyzwyczajony, że wszyscy mają mnie gdzieś, absolutne przekreślenie wszelkiej mojej prywatności w mieszkaniach i na mieście, a także totalne sterowanie myśleniem w każdym czasie i torturowanie, oraz że czytelnictwo strony jest na żenującym poziomie, jak gdyby Polak to nie z wolnością się kojarzył, tylko z popieraniem rozwoju totalitaryzmu i z teraz już dobrowolnie wybranymi przez czytelników sadystami w Sejmie (brak wyboru też jest wyborem), WYJAŚNIAM tym, którzy solidaryzują się ze złem, czyli z wielką liczbą. [rozwiń dopisek...]Przestępca może w każdej chwili swego życia odpowiedzieć za swoje czyny. Jeżeli np. cały personel firmy (czy większość personelu) czeka po 1 roku więzienia, to — rozkładając to na 10 lat — na wolności będzie zawsze 90% pracowników, a niedobór kadrowy będzie wynosić 10% (nie aż tak dużo). Można rozłożyć na jeszcze nieco więcej lat w przypadku szczególnie ważnych, a specjalistycznych i mało popularnych instytucji (gdzie trudno załatwić nowych pracowników samym tylko bodźcem finansowym), wtedy deficyt osób będzie jeszcze mniejszy. Mało ważny kłopot i macie sobie poradzić, skoroście głupoty zrobili, bo sprawiedliwość jest ponad tym (a wraz z nią arcyważna kwestia prewencji ogólnej — o nią tu głównie w karaniu chodzi, podczas gdy szczególna dotyczy jednego konkretnego sprawcy i jego przyszłości). Amnestia w sensie nierobienia śledztwa jest z ww. powodu bez sensu — i nieuczciwa, bo do przestępstwa doszło. Przestępstwo należy potwierdzić wyrokiem, który zostaje zapisany w rejestrze (nie jest przy tym żadnym kłopotem technicznym wykonanie tego, przeprowadzenie przed sądami, gdyż w większości przypadków jest to powtarzanie już raz wydanego na daną klasę przestępstw wyroku; w 95-99% przypadków może się obyć nawet bez rozprawy). Czy ja mam w tym wszystkim jakieś znaczenie? Chcę mieć możliwość zażądać od np. kontrahenta czy potencjalnego pracownika takiego wyciągu z rejestru — to mi się chyba, jako pokrzywdzonemu, należy, choćby nawet wszyscy inni lekceważyli tę kwestię np. przy zatrudnianiu; jest to, tak to ujmijmy, kwestia naukowa: "ten człowiek popełnił przestępstwo", "uczestniczył w gangu", wykradał prywatną korespondencję z ekranu komputera, był zły, obojętny, niewrażliwy i przez takich, jak on, Niżyński miał gigantyczny problem (choć niekoniecznie należy to o nim z nazwiska wszem i wobec publikować, jak z tą listą Wildsteina). Inna sprawa od orzeczenia faktu przestępstwa to problem kar (czy tylko zwrot korzyści, czyli grzywna, ewentualnie "zawieszony" wyrok, czyli brak więzienia, czy też coś więcej), należy je po prostu przedyskutować. Podstawowym argumentem w odniesieniu do wielkiej liczby, do "dołu piramidy" jest — oprócz wartości dodanej przez przestępstwa: np. związane z remontami (to się nie powinno opłacać, prawda? powinno być niekorzystne), uporczywym nękaniem, dostępem do poniżającego i wykorzystywanego tylko do dokuczania podsłuchu (a w firmach im to często dają do domu, do prywatnych telefonów, tak, iż w każdej chwili mogą sobie popodsłuchiwać, podokuczać i nachodzić na mieście, przyjść np. i szpiegować oraz publikować na żywo ekran w odpowiednim pokoju blisko Niżyńskiego, gdzie to jest zorganizowane: bo to robią, jeszcze za pieniądze, te przypadkowe masy z gangu) — udział w gangu: czymś, co przekreśla państwo prawa i czyni je układanką złych interesów (skrajnie szkodliwe społecznie!), także czymś, co nie znosi jawności i obiegu informacji, po prostu prawdy, psuje solidarność społeczną, prowokuje znieczulicę i akceptację patologii: to, że trzyma się ów dół piramidy za rękę z górą i jedno bez drugiego nie istnieje. Agent istnieje dzięki złemu politykowi, a on dzięki agentowi, bo ma w nim zadowolony elektorat. (POMIJAM tu kwestię wielkiej życiowej krzywdy wyrządzonej nawet nie społeczeństwu, a mnie, Niżyńskiemu, bo to przez istnienie bardzo szerokiego gangu cierpiałem 2,5 roku najgorsze tortury, wcześniej inne dręczenie, i nikt nie pomagał, wszyscy normalni omijali, jak gdyby celowo zostawiając mu tylko tych dręczycieli-szpiegów: brak pomocy z ogłoszeń, spamów, różnych rozpaczliwych ofert, brak pomocy z rynku pracy, brak pomocy nawet od opiekunek do wynajęcia z ogłoszeń OLX.pl, po których dzwoniłem — ostatecznie i tu, jak się okazało, trafiłem m.in. na szpiegów lub np. to przez małżonków itp. Fiasko także przy zbieraniu podpisów za powstaniem nowej partii, choć afera jest gigantyczna i część ludzi ewidentnie domyślało się, wśród grającej tortury, o co chodzi. Pomijam tę kwestię osobistej krzywdy, bo sama krzywda wyrządzona społeczeństwu przez udział w gangu skłoniła ustawodawcę już dawno temu do przewidzenia za to wyłącznie kar konkretnych, więzienia. Jeśli przestępczości zorganizowanej nie będziemy zwalczać, to co w ogóle będziemy zwalczać?) Można tę równorzędną współzależność góry i dołu ująć w złotej regule: "na pewno w więzieniach powinni się znaleźć ci, dla których niepójście tam mimo popełniania przestępstw jest tak ważne, że zaważa istotnie na ich wyborach politycznych". Bo to oznacza mafię wrogą prawom człowieka i demokracji — na szczycie, rozkwit totalitaryzmu, postęp degrengolady i znieczulicy, ducha antysolidarnościowego, za to z arogancką, złą górą trzymającego (to prowadzi w końcu do zniewolenia takiego, z którego już łatwej ucieczki przy dzisiejszych technikach szpiegowskich nie ma; remonty pod przekaz podprogowy to do tego preludium). Część winnych na pewno pójdzie do więzienia, czemu by tego nie stosować; w istocie jak możliwa jest prewencja ogólna, zabezpieczenie przed powtórzeniem procederu przez polityków w przyszłości, gdy nikogo do więzień nie posyłamy za tę złą decyzję: nawet kierowników, nawet tych, co wiele lat szpiegują bardzo często, dokuczają, wprowadzają śmiercionośne i pozwalające sterować myślami haniebne remonty... Przecież już można przewidzieć, co by było w przyszłości w kwestii agentury w firmach: "były takie rzeczy w przeszłości, były później pomysły, żeby za to karać, ale nic z tego nie wyszło, PRZEGŁOSOWANO odpowiedź Nie — to jest po prostu za ciężkie, nic się nie da zrobić, agentury nikt nie ruszy już na pewno". I byłoby, z takim argumentem pod ręką, jeszcze gorzej niż tym razem; zwycięstwo solidarności i wolności jeszcze bardziej zagrodzone, zablokowane. Ci ludzie zresztą, te masy na dole (np. z ogłoszeń nieruchomości czy inni, młodzi agenci np.) na bieżąco i na co dzień walczą ze mną, jak mogą, dokuczają, dręczą, prześladują, robią zawsze to, co w ich mocy, wbrew mym dobrym dążeniom; zawsze jest ten moment spotkania i ja spotykam się tylko z tymi, co chcą zła, zaś jakikolwiek mój postęp, choćby okrężnymi drogami, w stronę dobra spotyka ich silny opór i wolę czegoś przeciwnego (bym zdychał w męczarniach, bym stracił wszystkie pieniądze na giełdzie, bym nie otworzył mediów/nikogo nie zrekrutował, bym nie nabył nieruchomości i nie miał dobrego dachu nad głową, by Platforma i inne sejmowe dno "wybroniła się" przed dyskutantami lub, jeszcze lepiej, by wieść o złu do nikogo nie docierała — itd., itd.; tu także np. ewidentnie złośliwe kasowanie słusznych wypowiedzi na forach, nagłaśniających temat). Przez takich ludzi ten kraj stoczyłby się w stronę totalitaryzmu czy to chińskiego, czy wręcz północnokoreańskiego (te ich słynne propagandowe radioodbiorniki w kuchniach Phenianu, które można ściszyć, ale nie wyłączyć). Ciągłe dokuczanie i nachodzenie na mieście, np. po 100(!) różnych zawsze innych akurat wyłażących podokuczać w ciągu 1 godziny (zob. link z nagłówka, gdzie są te masowe demonstracje przede mną), to też dzieło tych zdemoralizowanych mas, to ich najprzedniejsza rozrywka i zabawa, podczas gdy ja cierpię najgorsze tortury mentalne (szpiedzy nawet ręcznie włączali torturę z telefonu tam, gdzie mogłoby jej nie być — np. w samochodzie czy własnym domku, również ręcznie na mieście — mimo, że byłem tym zamęczany od ponad roku). Ludzie od wynajmu są często skłonni do najpaskudniejszych czynów, typu złodziejstwa (i to rzeczy może później przydatnych do zagłuszania transmisji tortur: np. celowe złodziejstwa, pewnie za podżeganiem z Policji, wzmacniaczy, generatorów szumu), zniszczenia własnego mienia, by mnie w to wrobić (i np. nie zwrócić kwoty kaucji wynajmu, ba, dodatkowo uzasadniać przed Policją konieczność niewpuszczania mnie do domu i natychmiastowej nielegalnej eksmisji) itd. Powtórzę, szpiegowanie jest takie, że słyszy się całe życie drugiego człowieka, tak, jakby jego własnymi uszami: podsłuch automatycznie idzie za ofiarą na miasto, podąża za pojazdem itd., a w Policji jeszcze pomagają ręcznie, jakby zszedł z ofiary. Do tego dochodzi szpiegowanie ekranu, zupełnie bezinwazyjne, bez instalowania jakichkolwiek programów u ofiary — po prostu ekran wypromieniowywuje swój obraz w każdej chwili, punkt po punkcie proporcjonalnie do koloru, zwykle ok. 60 razy na sekundę (tym się minimalnie różnią). [ukryj dopisek]
[edit 2015-05-10] Zamiast biadolić, że progu wyborczego "zewnętrzne" nie przekroczą, propaguj www.bandycituska.com. Opowieści "na gębę" nie wystarczają, trzeba mieć punkt odniesienia. (Co robię od marca? Pracuję nad pomocną elektroniką, 76-108 MHz.)
edit 2024-10-16: Jeśli by komuś to nie wystarczało, to na dowód kryminalizacji prokuratur mogę pokazać, jak ich pracownice były wobec mnie ubrane w pasiaki (symbol przestępcy): film z prokuratury Warszawa-Śródmieście Północ (patrz moment 0:07), film z prokuratury Warszawa-Ochota (patrz moment 1:58). W celu wyświetlenia filmów (jako że po kliknięciu może nie być obrazu) należy je najpierw pobrać na dysk (klikając linki prawym przyciskiem myszy i wybierając "Zapisz jako...") i dopiero stamtąd te pliki odtworzyć (np. programem Windows Media Player; jeśli dalej nie ma obrazu, to znaczy, że używasz jakiejś starej wersji Windowsa, w związku z czym trzeba doinstalować kodek MP4, np. słynnym programem K-Lite Codec Pack). Filmy te są tu na serwerze od 2015 r. (ogólny link do katalogu filmów jest w nagłówkowej części bloga, bodajże pod nazwą "tony foto/wideo – tzw. dowody"), ale oczywiście pewnie ani jedna osoba nie pofatygowała się tego sprawdzić. Mało coś sam reklamujesz, to już jesteś w ogóle niegodny uwagi, rzekomo może "z przyczyn dowodowych" – ot taka typowa małoduszność czy też bezduszność wśród ludu.
(11:49)
Było o księżach, pierwszych z brzegu [gdyby to było jakieś marginalne zjawisko, np. 10%, nie trafiłbym na takiego na 90%, a tu chyba nawet dwóch pod rząd], a wielu przecież może i tak nie dowierza, że szpiegami bywa też, przez lata bywało, bardzo wielu dziennikarzy (udział w gangu itd., rzecz się nie przedawnia, gdyż organ nie ścigał z przyczyn politycznych, nawet wbrew moim zawiadomieniom — to taka zasada konstytucyjna, że liczymy tylko czas, gdy przeszkód politycznych, tj. związanych z nieodpowiednimi osobami na stanowiskach, nie było). "Po co dziennikarze czy realizatorzy mieliby, np. zmianowo, podsłuchiwać tego człowieka? To jakieś kretyńskie, bezproduktywne zajęcie!... Niemożliwe". Odpowiadam: dziennikarz, już od czasów późnego SLD, jeśli Piotrka szpieguje, to po to, by robić nagłówki i teksty pod niego, pod jego życie prywatne (tak jakby o nim lub z niego wenę czerpiąc, ale jednak o czym innym, zwłaszcza nigdy nie podając personaliów Piotr Niżyński czy np., od 2012, adresu bloga, o którym im wielokrotnie donoszono). Dzięki temu np. firma ma duże pieniądze, oni też (zapewne z niedopłacanych podatków, ewentualnie jakieś przelewy: na pewno gigantyczne sumy). I tak dzień w dzień: podsłuchiwał i dobrał artykuł, napisał nagłówek o Niżyńskim, tylko w taki sposób, by normalny człowiek w ogóle tego nie zauważył, natomiast współczłonek gangu — owszem, odnotował, ba, poczuł wsparcie. A więc to nie jest bezproduktywne. Przy okazji dokucza to samemu Niżyńskiemu, jeśli spojrzy, pogłębia to udział w gangu dziennikarzy, ale z ich perspektywy celem tego nudnego podsłuchiwania i obserwowania ekranu komputera, względnie: czytania napisów z Internetu (napisy telewizji związane ze śledzeniem, udostępniane pracownikom firm zajmującym się ekranem), jest robienie tekstów i radiowych aluzji wymierzonych w życie prywatne Niżyńskiego. Dzięki temu, przez lata, było wiadomo, że firma dalej trzyma z nami, gang się powiększał (tu np. to sławetne PSY: GangNam Style) bez obaw o skandal i sprawę karną, np. poprzez ogłoszenia nieruchomości jak na schemacie poniżej... To są fakty, codzienność, widziałem tysiące przykładów i nie tylko ja. Nawet media watykańskie tak funkcjonowały i nadal czasem widać takie "przecieki" (może w Watykanie już mniej). Już nie chodzi w tym milczeniu medialnym o taką zwykłą współpracę, jaką masa przedsiębiorców czy właścicieli terenów ma na sumieniu, związaną np. z wyremontowaniem lokali pod przekaz podprogowy, z posiadaniem programu do podsłuchu przez szefa; tutaj to jest kwestia strukturalna. Trąbiłem już na alarm o problemach strukturalnych — masowych i na dole, w odróżnieniu od złego zaledwie kierownictwa — we wpisie Stan państwa Tuska. Gdy nie było nic lepszego, widywałem w WP.pl nagłówki nawet pod piosenki, które w domu na Chłopickiego 14 (gdzie mieszkałem sam w 2013) dla, niezbyt skutecznego zresztą, zagłuszenia tortur włączałem.
[edit 2015-03-26] TYLKO DZIĘKI TWEMU REKLAMOWANIU WŚRÓD ZNAJOMYCH TA STRONA ISTNIEJE! 10% narodu to agenci, śledzenie mnie i ekranów przez fale jest bardzo powszechne — CZAS POWIEDZIEĆ DOŚĆ. Z nimi nie da się dogadać, tu potrzebny jest BOJKOT mediów — propaguj WWW.bandycituska.com! Zapamiętaj zasadę bojkotu: nie kupuj — nie oglądaj — nie słuchaj. Potrafisz to wytrzymać całe miesiące, lata? To świetnie. Naród mediom szefem — nie odwrotnie! A tymczasem poczytaj o skandalicznej operacji na narodzie (2008-2015), w wykonaniu mediów i Platformy Obywatelskiej (w tym Policji, premiera, ministrów, władz samorządowych tu i ówdzie rozdających pieniążki), jaką jest uczenie ludzi szpiegowania, tortur, dobijania drugiego człowieka — poczytaj o wtórnym rynku nieruchomości... Agenci zawodowi (np. bardzo popularne w kafejkach, fast-foodach, prokuraturach, sądach, na Policji itd., nieomal w każdym większym budynku publiczno-usługowym), szpiegujący ekran(y) zestawem do komputerowych odbiorów cyfrowych i także podsłuchujący mnie, oglądający mój ekran zmianowo cały dzień roboczy to tylko wierzchołek góry lodowej. 100% OGŁOSZEŃ NIERUCHOMOŚCI, jakie w Internecie znaleźć można, dają ludzie zamieszani w ustawianie sąsiadów pod szpiegowanie monitora(!!!), posiadający w smartfonie program do podsłuchiwania całego mojego życia (w dowolnej chwili, gdziekolwiek bym był), korzystający z nielegalnych transmisji policyjnych (chyba 76-87 MHz, może i wyższe), ludzie, którzy zrobili nielegalny remont w sprzedawanej czy wynajmowanej nieruchomości; dotyczy to ogłoszeń z całej Polski! (To po prostu widać i słychać z ich zachowania, a mieszkania faktycznie grają.) KILKA MILIONÓW LUDZI SKRYMINALIZOWANO DZIĘKI MEDIOM, ich sztucznej ślepocie (każdy taki właściciel ma kilka różnych przestępstw na sumieniu! zeszli na złą drogę: służą mamonie, boją się dobra): ta zbrodnia jest bez precedensu w historii!
[edit 2015-03-27] Dzwonisz do pośrednika nieruchomości z zapytaniem o posiadane oferty czy o ogłoszenie internetowe, a ten mówi, że "oddzwoni za chwilę", "nie może rozmawiać" itp.? [rozwiń dopisek...]Konsultuje się u szpiega, który jest w jakimś okolicznym pomieszczeniu [edit 2017: a może i w dalszej kolejności w TV], czy to nie Niżyński. To wprawdzie rzadkie przypadki, bo częściej jest tak, że dopiero na spotkaniu albo krótko przedtem okazuje się, że to Piotr Niżyński jest klientem (i wtedy spotkanie nie dochodzi do skutku); alternatywnie zaś po prostu nie informuje się o takich ofertach, dopóki nie wyjaśni się, co to za klient (a więc aż do czasu spotkania osobistego). Co do kontaktu ze szpiegami to ostatnio taki zmieniający się personel (1 osoby brakuje, raz tej, raz tamtej, pokoik nieoznakowany niedaleko agencji nieruchomości na piętrze bloku, gdzie zamykała się baba, gdy przechodziłem) widziałem w pewnej agencji z Legionowa, która miała załatwić mi kupno działki (kłamano: pierwszego dnia, że pani Ewa Kalicka bardzo chora — ale ze mną później tego dnia SMS-owała w tej sprawie, a nazajutrz obsługiwała — a to, że druga, której brakowało następnego dnia, "jest u notariusza i czeka na nas"). Później zauważyłem, że miałbym udział mniejszościowy zaledwie 1/6 w tzw. drodze dojazdowej (w rzeczywistości działka tego samego typu, potencjalnie nawet pod budowę, tylko bardzo podłużna; mogłaby przestać być drogą, mogliby ją ogrodzić itd.), więc nie kupiłem. Agencja Abadus (pośredniczka kaszlała, nie przeczyła twierdzeniom z bloga m.in. o samych przestępcach w ogłoszeniach nieruchomości w Internecie, właściciele też sprawiali wrażenie ustawionych i "w temacie"). [edit 2015-03-29: Dziękuję za "wysokie" czytelnictwo! Sio głosować na Platformę i oglądać TVN. Tam nie ma tematu o premierze i o zbrodniach może "bo się obrazili".] [ukryj dopisek]
[edit 2015-03-29] Być może niektórym wydaje się bardzo nieostrożną i przez to nieprawdopodobną taktyka działania, że każdy szpieg (z jakiej by nie był instytucji(!!!): urzędy, banki, knajpki, sklepy nawet) NIEZALEŻNIE SAM PODSŁUCHUJE (a nie np. dostaje plotki; choć też chyba jest coś takiego, komunikaty(?) nadawane przez centralę, coś jak napisy radia(?)), ale tak właśnie jest. [rozwiń dopisek...]Wynika to po części stąd, że szpiedzy generalnie i tak tworzą jedną siatkę (mafia) zajmującą się tym, żeby mój ekran komputera był szpiegowany w możliwie jak największej liczbie miejsc (= udział w gangu). To z zasady jest przestępstwem (a udział w gangu to bardzo ważna wina), ale krytym politycznie, nawet przez samych prawników (sędzia, prokurator), nie mówiąc już o policjantach; ponadto jeżeli robi to w pokoiku jeden, to nie ma wtedy świadka, nie ma dowodu (nawet, gdyby był świadek, to on też jest przestępcą, więc bardzo możliwa jest omerta, tj. zmowa milczenia, w tym temacie: więc w czym problem?). Takie to argumenty trafiają do ludzi (choć winę ostatecznie agentom się udowodni, jeśli będą ich dane), podobnie jak współudział mediów, widoczny na każdym kroku (koledzy pracujący w tym samym lokalu, którzy już są w gangu, opowiedzą ci, jeśli na razie tego nie wiesz). Każda firma uczestnicząca w tej siatce ekranowej (ang. screen network; nie mylić z przedsiębiorcami, którzy zrobili remont i mają programik w komórce, bo to już w ogóle się gruba większość zrobi) ma własne zainteresowania i obszar działalności, nikt ich w tym szpiegowaniu mnie i ekranu nie wyręcza. Potrzebny jest więc dedykowany pracownik od tego, żeby w odpowiedniej chwili skutecznie łapać ekran, gdy jestem w okolicy. Dawniej moja obecność w pobliżu (wobec wszystkich współczesnych środków szybkiej lokomocji) była mniej oczywista, bo nie było tortury, więc tym bardziej podsłuchiwanie miało jakoby sens. Można by to zrobić inaczej, że pracownik gapi się w ekran komputera i to wszystko, i stąd tylko ma jakiś cynk, że jestem blisko, ale tak nie jest. Właśnie na tym to polega, żeby ludzie byli przestępcami i to takimi par excellence, a nie na zasadzie jakiejś koncepcji wielkiego gangu, do której może minister sprawiedliwości czy prokurator by się nie przychylił. Przestępca = obowiązkowy elektorat mafii = nie przyzna się nikomu, nie nakabluje na firmę i będzie głosił poglądy przychylne mafii = już na wieki wieków Polska będzie rajem podsłuchowym. Za to są dodatkowe pieniądze. W każdym oddziale banku czy szpitalu, w każdej nieomal (nieomal?) knajpce. Całe życie Piotra Niżyńskiego. Nawet czasem się obnoszą, oczywiście nie wprost i ostrożnie (aluzje, scenki, różne znane sposoby nękania mnie), że też są agentami (czyt. przychodzą czasem do pokoiku zawierającego telefon komórkowy, laptop i oscyloskop). Na koniec chciałbym zauważyć, że przestępstwem jest generalnie posługiwanie się urządzeniem (programem) w celu uzyskiwania informacji, do których nie jest się uprawnionym (a obowiązuje ochrona prywatności). Więc, ściśle rzecz biorąc, jakiekolwiek zastosowanie różnego rodzaju telekomunikacji, Internetów, komunikatorów itd. do szpiegowania mnie mogłoby się narazić na zarzut przestępstwa (a w dodatku donoszenie innym, co się wyszpiegowało nielegalnie, też jest przestępstwem z kodeksu karnego). Podsumowując więc tę kwestię uznaje się, że najlepszy wariant jest taki, że każdy sam szpieguje, choć to poniekąd niebezpieczne, ale media istniejące na pewno o tym nie powiedzą głośno. Jakby jeszcze były wątpliwości, klikajcie Forum dyskusji w nagłówku tego bloga — można się publicznie wypowiadać i rozmawiać ze mną. [ukryj dopisek]
(18:09)
Ktoś jeszcze ma wątpliwości, gdzie szukać ośrodków skandalu, w jakich to organizacjach? Więc oto film i co ciekawsze teksty, przesycone slangiem spikerów (ochroniarza widać lepiej ok. 2:14) — tutaj w wysokiej jakości formacie MP4 (tak się składa, że my się pierwszy raz zobaczyliśmy; dziwnie na mnie i, automatycznie włączoną w ścianach [policyjne komputery oczywiście znają moje położenie, gliniarze czasem jeszcze mnie ręcznie namierzają wśród widocznych obiektów], torturę reaguje, prawda): 20150311.tar
1:40 Tak, Jest Sprawa. [Jeden z najpopularniejszych slangowych tekstów, jakimi za sprawą spikerów przesycony jest podsłuch; SPRAWDŹ STARSZE STENOGRAMY I WIDEO]
1:43 Biuro przepustek też Jest w Sprawie? [Biuro przepustek zapewne Sejmu — bo tam właśnie wchodziłem, a spikerzy komentujący to pewnie grali i tu. Niby rzecz oczywista, wszędzie były remonty, wszędzie agentura, ale pytają. Przypomina się moja dzisiejsza zamiana pokoju w Apartment4You, gdzie powołałem się na to, że w tamtym grało (choć obsługa zapewniała, że to tak w każdym na pewno — ja jednak rozmawiałem, jak gdyby to nie było oczywiste). Jest wideo z tamtym dialogiem z Apartment4You]
...
2:01 Tu jest Kancelaria Prezydenta.
...
2:31 Nie ma. Bardzo Mi Wstyd. [slangowe piszę, standardowo, z wielkich liter]
2:34 Nie ma takiej możliwości, żeby pan dostał przepustkę, jeżeli wchodzisz tutaj i Jest Sprawa w psach. [Styl z przejściem na "Ty" czyżby się przyjął po nagraniu z księdzem? Zawsze to lepsze niż... Przeczytaj tamten stenogram 1 wpis niżej.] [PODGŁOŚNIONE]
W tle jakieś piekielne okrzyki, jak gdyby ktoś właśnie "świadkował" [np. widząc ekran telefonu], nie nałożyłem ich sztucznie.
Muszę się tu odnieść do haniebnej dla Polaków sprawy, jaką jest słynna "dobra ocena pracy prezydenta", jego już praktycznie otrąbione "zwycięstwo w I turze". Gdy jest źle, zwłaszcza bardzo źle, nie głosuje się na tych, co rządzą (chcecie, żeby już w ogóle na rynku nie było mieszkań bez podłączenia pod przekazy podprogowe?). Nawet, gdy nie ma kogo wybrać, to chociaż o tyle wyraża się swą wolę w wyborach, że głosuje się przeciw rządzącym: choćby przyszło wylosować spośród pozostałych kandydatów (co zresztą obecnie nie jest takim głupim wyjściem). [edit: Ale losujcie w swoich domach, nie w lokalach wyborczych. Jeszcze by was może podprogowo nakierowywali, a to jest bardzo skuteczne i siła sugestii potężna.] Uprawnienia prezydenta nie są nieistotne. Szpiegom pewnie pracodawca, skarbówka albo np. spółdzielnia mieszkaniowa (przy okazji "zatwierdzania mieszkania" czy innej nieruchomości do ogłoszenia internetowego(!!!) [znany kanał kryminalizacji mas — trzeba się "zweryfikować", tj. skontaktować ze spółdzielnią lub agencją, żeby ogłoszenie widniało na stronie z nieruchomościami bezpośrednio, w międzyczasie dochodzi do przestępstw i inicjacji mafijnej]), opowiada, że "w Sprawie" jest premier, "cała" Policja, prokuratura, sądy, media, posłowie, a jakby nawet i to nie pomogło, to "prezydent ułaskawi". "Jest wina, ale darujemy". Nawet jeśli tak inicjator nie rozpowiada (proszę nie zapisywać się aż do więzienia, żeby to sprawdzić) — choć ta jego dobra ocena jest naprawdę bolesna i ktoś to chyba w rodzinach rozpowszechnia, że "tu nie można się przyczepić", "nie jest taki zły" — to przecież i tak mogą aferały (rozsiane nawet po rodzinach, po środowiskach) czuć, że "ten Komorowski to ich człowiek", że on "taki fajny". Na zasadzie autentycznie uzasadnionych podejrzeń, że pewnie ma od wielu lat programik podsłuchowy (nawet ja wspominałem o uprawdopodobnieniu się tego przy wpisie o politykach czy Tusku) i zrobił aż 2 remonty, w dodatku w najważniejszych miejscach państwa (przytaczam tu, co najprawdopodobniej krąży po tej mafii: sporo z tych rzeczy sami spikerzy opowiadali, ale myślę, że rozsądnie). [O aferze w TVP natomiast Komorowski nie mówił... rozwiń dopisek...] — chyba, że tak nie wprost — ani w orędziach, ani na swej stronie internetowej. Choć katują mnie najgorszą torturą ponad 2 lata, a w ogóle prześladowania są dłuższe. Co go obchodzi, że od jakichś 7 lat gruba większość branży gastronomicznej szpieguje zmianowo i zawodowo moje życie, podsłuchuje, ma w zamian za niepłacenie podatków — nawet tego małego ryczałtu 3% od przychodów — na zapleczach oscyloskopy cyfrowe i laptopy, żeby przechwytywać i publikować ekran(y) komputera(-ów). Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie, a tu często 100% to kryminaliści pomagający innym... kryminalistom. Młodzież posiadająca dostęp do podsłuchu męczyła mnie na mieście na każdym kroku (m.in. wycieraniem sobie mną gęby) przez prawie półtora roku, aż wreszcie podciąłem sobie żyły (ale nękanie w następnych latach 2013 i 2014 trwało, tylko już mniej słowami, a bardziej nachodzeniem, ubiorem, atrybutami w rodzaju rower, walizki, wózki, słuchaweczki douszne podłączone pod telefon czy wysunięta na ręku do przodu komórka). Na stosowanie niepłacenia podatku w celu kryminalizowania firm — zwłaszcza gastronomii, ale chyba nawet marketów — mam potwierdzenia w postaci skinięcia głową taksówkarza z Mławy, a także młodej dziewczyny pracującej w Coffee Heaven oraz potwierdzenia na zasadzie samego masowego jeżdżenia za mną taxi (ang. tax = podatek) za granicą i (zwodniczo) później w Polsce, o czym wspominałem i na co są nawet pewne wideo. (Równie zwodnicza była tuskowa krytyka Kaczyńskiego z 2007 za "brak taniego państwa" i "rozrzutność pieniędzy" — Kaczyński mówił w debacie o miliardach, Tusk o kilkudziesięciu milionach za jakąś kancelarię — podczas gdy to na 100% platformiarze byli i wciąż czasem są animatorami tego biznesu związanego z zabudowywaniem wyposażonych w radio smartfonów.) Rozgraniczmy tu zresztą: (1) jednorazowe dofinansowanie firmy związane z remontem i przekazaniem podsłuchu (pieniądze ostatecznie np. od gminy czy już nie wiem, skąd) od (2) stałych korzyści podatkowych i/lub płacowych: to ostatnie już tylko w małej części gospodarki — m.in. powszechne niepłacenie w branży gastronomicznej, może też taxi — i przysługuje, w przypadku firm stacjonarnych, za szpiegowanie zmianowe na miejscu przez personel i przechwytywanie mojego komputera, jeśli przyjdę, żeby bandyci mogli lepiej mnie ścigać i szkodzić moim dobrym inicjatywom, służącym np. wzbogaceniu się czy uzyskiwaniu pomocy. Podsłuchują w tym celu całe moje życie (muszą wiedzieć, czy jestem na miejscu), w tym wyjścia do toalety, na miasto, to wszystko odbierają radary metalu prawie tak, jakbym był cały czas u siebie. Zobaczcie te wideo z ważnych miejsc, jest tam także świeża rozmowa z biura poselskiego z panią z PO. — ukryj dopisek]
Istotnie, nie podejrzewałbym Lecha Kaczyńskiego o zamontowanie w kancelarii prezydenta przekazu podprogowego [edit 2015-03-13: a to są gigantyczne remonty wszystkich pomieszczeń obejmujące może nawet elewację — ze zdrapywaniem tynków i ich ponownym kładzeniem, malowaniem, podłączaniem się pod instalację elektryczną i żłobieniem otworów dla smartfonów/głośników]. O własnych oddanych szpiegów (to zresztą może w oczach niektórych uroku dodaje, te takie "ostrogi" u polityków) może jeszcze, ale nie o to. Tym Polskę obdarzyła żadna inna partia niż PLATFORMA OBYWATELSKA wraz z jej dawnymi aparatczykami [edit 2015-03-29: za PiS-u były co najwyżej przymiarki, na zasadzie testowania technologii i ewentualnie ręcznego włączania przez nieumundurowanych policjantów w pobliżu lub agentów — NIE BYŁO (prawie?) REMONTÓW, rzecz była mało rozpowszechniona w Polsce, zważywszy na długość ich rządów, raczej niestosowana]; wyjaśniałem już, jak to było w moim przypadku, jak praktycznie do samych wyborów z 2007 mieszkałem w domu ojca [oni go później wyremontowali] i na zmianę się nie zanosiło, a przecież sprawa nielegalnego podsłuchu kręciła się wokół mnie; jak w ogóle wyjątkowo mało było w gospodarce też tego podsłuchowego zepsucia (sądząc po braku rzucanych w powietrze tekstów: aluzji i świadectw [które dopiero później stały się plagą])... Rzecz ta od tego czasu [ok. 2008] bardzo dużo kosztowała. Pieniądze idą z budżetów państwowych i lokalnych, żaden miliarder takich inicjatyw nie rozwija wypinając się na polityków; te nienormalne ambicje jakoś zwykle od tych ostatnich idą.
Otóż był remont także w Sejmie, mianowicie ten największy od kilkunastu lat w 2010 (dzisiaj znowu byłem pod Sejmem i kancelarią prezydenta parę godzin, przejeżdżały nawet TVN24 i Polsaty, dźwięk rozproszony, ze wszystkich stron, na ulicy i wewnątrz budynków). Poczytajcie tutaj... Takie pogrubianie fragmentów, swoją drogą, wielokrotnie robiono pode mnie, np. w ramach ogłoszeń nieruchomości, z pewnych przyczyn szczególnie się to ze mną kojarzyło. Poczytajcie z PAP-u... Remont zaczął się chyba z końcem lipca, zaś Komorowski do pałacu prezydenckiego wprowadził się po katastrofie smoleńskiej, czyli w połowie kwietnia. Jako, że takie remonty planuje się odpowiednio wcześniej, być może — jeśli to faktycznie wtedy zrobiono — byłby osobą zatwierdzającą czy wręcz zlecającą. [edit 2015-04-14: Ponadto, na zasadzie porozumienia i faktycznej zmowy milczenia szefów partii, prawdopodobnie w Sejmie też szpieguje się (zmianowo?), "żeby partie były poinformowane", za co zapewne są wyższe diety (obowiązku oczywiście nie ma, ale dla pieniędzy pewnie wielu posłów, senatorów to robi). To takie przypuszczenie. A w takiej sytuacji odpowiedzialnym i organizującym to byłby zapewne marszałek Sejmu, jakim był Komorowski, wraz z wicemarszałkami i podległymi ludźmi. Czyli wina 3 (po szpiegostwie-uczestnictwie w przestępczości zorganizowanej oraz remontach) polegająca na korumpowaniu posłów [już w 2007, po 1-szych wygranych przez PO wyborach]. Kto by coś takiego robił, odpowiadałby za całą moją historycznie bezprecedensową tragedię prawie na równi z Tuskiem. To nie znaczy, że trzeba głosować na Andrzeja Dudę. Napisałem już wyraźnie, że jedyną rozsądną w dzisiejszych czasach metodą głosowania jest Losowanie Wśród Wszelkiej Opozycji, uwzględniając na równi wszystkich najmniejszych [niesejmowych! nie z rekomendacji partii sejmowych!]. Nie ma w ogóle zasady — ani w wyborach prezydenckich (I tura), ani w parlamentarnych — z której by wynikało, że pierwszy ("wygrywający") jest ważniejszy; wszelkie takie twierdzenia to demagogia, a troska o pierwszy wynik jest zupełnie zbędna. Ważne, żeby ludzie związani z Platformą, nawet całym Sejmem, mieli mało, natomiast zasada "wspierania najsilniejszego konkurenta" jest głupia. Właśnie o to chodzi, żeby nikt nie był za silny (zresztą to mit, że PiS jest konkurencją PO: poniekąd oni reprezentują jedno i to samo pod ważnymi względami, tylko najwięcej zła zdziałano pod rządami PO i pewnie na jej zlecenie). W rzeczywistości dopływ świeżych ludzi, nawet z zupełnie egzotycznych środowisk, to nadzieja polityki, a nie coś, czego się głupio obawiać trzeba przy urnie wyborczej.] [edit 2015-04-23: Nie jesteś pewny, czy posłowie to szpiedzy? Napisz do nich! Poinformuj o skandalicznych taśmach z prokuratury oraz, że jest świadek, który je nagrał, Piotr Niżyński z tego bloga. Adresy e-mail: imie.nazwisko@Sejm.pl
. Możesz też odwiedzić biura poselskie.]
Jednak agent, nawet jego przyjaciel, będzie rekomendował Komorowskiego (tego chyba gwaranta mojej niedoli, co najmniej w pewnym stopniu): a to ułaskawi mu podsłuch i remonty, w razie czego, a to nie przejdzie dobra ustawa, a to znowu zła ["amnestia"] przejdzie... Same korzyści z takiego prezydenta, rozwój degrengolady w Polsce i jej bezkarność raczej prawdopodobne... Obstawiam, że nawet najgorsze winy wobec mnie zostałyby po cichu i bez rozgłosu medialnego darowane. Naprawdę chcecie, żeby później może okazało się, że trzeba mu organizować Trybunał Stanu? Nie wiem, czy w takiej sytuacji zostałby w ogóle w kraju... [edit: Zauważcie — to, co zapewne dotyczy polskiego prezydenta, może też dotyczyć głów innych państw (w tym emira Kataru, gdzie przejściowo byłem na lotnisku, a w samolocie najpierw ktoś skradł mi bilet, później pociąłem się), o czym wzmiankowałem w nagłówku bloga: "Fala abdykacji na tronach europejskich", choć przecież nie są to zazwyczaj, jeśli w ogóle są, pierwszoplanowi winowajcy w takim skandalu policyjnym czy rządowym. 5 abdykacji (w tym 4 europejskie) w przeciągu nieco ponad roku — zupełnie niezwykła sprawa, a przy tym to podejrzenie o centralnej odpowiedzialności za to, co w Kościele wyraźnie złe: za przekaz podprogowy/torturę w bardzo licznych kościołach i, chyba, szpiegowanie...] [edit 2015-03-13: Dodajmy na koniec, że prezydent to osoba, która w połowie 2014 awansowała Komendanta Głównego Policji Marka Działoszyńskiego, zapewniając mu na wniosek rządu podwyżkę.] [edit 2016-01-11: Odznaczył też premier Hannę Suchocką Orderem Orła Białego. Ponadto Komorowski pojawiał się w wypowiedziach spikerów na temat pewnych, jak mniemam, zabójstw do dziś niewyjaśnionych.]
[edit 2015-03-14] Być może moje doradzanie losowania wśród kandydatów czy partii spowodowało niepoważne traktowanie bloga i spadek czytelnictwa, nierozpowszechnianie go: więc wyjaśniam głęboką mądrość w tym ukrytą. [rozwiń dopisek...]MATEMATYCZNIE rzecz biorąc jest to najbardziej rozsądne rozwiązanie w sytuacji, gdy o partiach i kandydatach nic nie wiadomo (prócz wysokiego prawdopodobieństwa bycia w mafii, której grożą kraty — w przypadku kandydatów wystawianych przez partie sejmowe), a wiadomo tylko, że obecnie jest źle. Należy głosować przeciwko obecnie rządzącym, tak, by ich wyeliminować. Również sama metoda — losowanie zamiast patrzenia w media, w rzucane tu i ówdzie kiełbasy wyborcze, w to, że "ci popierają Kościół", "tamci średnio popierają Kościół"; zamykanie oczu na różne takie pułapki, w które może wpaść wyborca — jest bardzo dobrze uzasadniona. Matematyczne, statystyczne prawo tzw. wielkich liczb zapewnia, że im większa zbiorowość, tym bardziej jej wspólny głos (czy przeciętny, "pierwszy z brzegu") jest zbliżony do teoretycznej średniej (czyli po prostu: im więcej [przypadkowych] osób decyduje, tym bliżej im do narodu [tak samo przecież robi się sondaże opinii publicznej]) — także pod względem moralnym. Efektem skrupulatnie egzekwowanego głosowania przeciwko jednym i wśród pozostałych (nawet, gdy wiadomo, że też są zamieszani), ściśle na zasadzie losowania, jest to, że powstaje baza (idealnie rzecz biorąc) równouprawnionych rządzących, z których żaden nie dominuje (lub, w przypadku wyboru jednostki, że osoba ta, "Kowalski", będzie przynajmniej w ogólności reprezentować standardy moralne narodu). Skutkuje to tym, że nie jakiś "lider" o wszystkim decyduje, który akurat może okazać się człowiekiem złym i wyrachowanym. Należy przy losowaniu uwzględniać — zupełnie na równi i nie przejmując się żadnymi pułapkami (typu "zmarnowany głos") czy kiełbasami wyborczymi (np. innymi "ważnymi" jakoby na tym tle tematami) rzucanymi w mediach — nawet partie i postaci marginalne, typu Polska Partia Pracy, KPEiR, Samoobrona itp. Można wybierać np. poprzez otwarcie książki na przypadkowej stronie i potraktowanie ostatniej cyfry nru strony jako nru partii/kandydata. To jest, powtarzam, najbardziej racjonalne rozwiązanie (na zasadzie postawienia na możliwie szeroką bazę ludzi) i potężna broń demokracji przeciwko nadambitnym politykierom, pozwala skutecznie eliminować choćby nawet jedną partię po drugiej — oczywiście nie trzeba mnie słuchać, głosować racjonalnie... [edit 2015-05-01: I powtórzę, obecne partie w parlamencie są zdecydowanie poniżej standardów moralnych narodu: reprezentują sadyzm i lekceważenie elementarnych zasad, które normalny człowiek na gruncie chrześcijaństwa ("miłość bliźniego", "wszyscy jesteśmy braćmi") ma chociaż minimalnie w relacjach z ludźmi wyuczone. Sami się przekonajcie — na dole bloga jest odnośnik do, przykładowo, adresów e-mail posłów, można też dzwonić do ich biur poselskich. TO NIE JEST KRYTYKA PRZESADZONA!!! 2,5 roku najgorszych tortur — jak to możliwe przy dobrze działającym Sejmie!!!] [ukryj dopisek]
[edit 2015-03-15] Powtarzam tutaj, jakie dotąd opublikowałem na blogu twarde dowody (dźwiękowego) torturowania mnie w najróżniejszych miejscach, do których przyjdę, i pokrewnego problemu remontów. [rozwiń dopisek...](1) Nagranie za pomocą czujnika Fazer — badanie ściany wynajętego garażu przy odciętym z ulicy zasilaniu; (2) nagranie jw. za pomocą czujnika BDS303 [zrobione w dzień, dokładnie nagrane badanie! kliknij schemat w odpowiednim wpisie]; (3) po wyjaśnieniu problemu tortur szeptanych, które mam od dawna, pani z hotelu Mazowieckiego (państwowy, Wojskowa Agencja Mieszkaniowa, bardzo prosta konstrukcja, nic tam niezwykłego w pokojach nie było, np. głośnika ppoż) informuje mnie, chyba nawet dwukrotnie, że "w każdym pokoju jest instalacja" i wobec tego wszędzie tak będzie (to nazajutrz po moim osłuchiwaniu świetlówek, bo jakby z góry i innych dziwnych miejsc samej konstrukcji szedł dźwięk); (4) podobnie recepcjonistka JM Apart Hotel (polski wieżowiec na Grzybowskiej) informuje, że "w każdym pokoju tak będzie" i że to są automatycznie włączające się dźwięki, i że to są jakieś ustawienia hotelowe, które im z zewnątrz włączają; (5) rozmowa z recepcjonistką z hotelu Portos, która zgodziła się na wersję, że prześladują mnie tam dźwięki, bardzo męczące i te same od lat, dodając jeszcze, że (znowu) "w każdym pokoju ta rzecz będzie" i nie mogą tego wyłączyć; (6) wideo i nagranie audio z Tesco, gdzie młoda pracownica w końcu w odpowiedzi na skargę wyłączyła dźwięk (być może nie było tam remontu, a szło przez zwykłe głośniki, pod które podłączyła smartfon); (7) nagranie z hostelu Moon, gdzie aż 2 razy potwierdzili, że tam się nie da w tamtej chwili mieszkać i że dlatego z normalnych gości jestem tylko ja (uczestnikiem rozmowy była dziewczyna, która następnego dnia siedziała na recepcji, później nawet wspólnie z tamtą z czasu rozmowy — jak twierdziła, jest pracownicą); (8) nagranie z hotelu IBIB PAN, gdzie poruszany był problem dźwięków i tego, że "w nowym pokoju niestety też może być sprawa" (i czyja to zasługa, i że mógłby pomóc remont). A zatem mamy tu aż 6 dowodów (3-8) w postaci nagranych rozmów ludzi (w odróżnieniu od innych wideo te są wartościowsze, bo głos osoby, a zwłaszcza głos w połączeniu z obrazem, w tym nawet ruchem warg itd., jako strumień słów, stanowi trudniejszy do podrobienia dowód — w zasadzie można uznać za pewne, że taka rozmowa była, a tym bardziej poszczególne wypowiedzi). Może znalazłoby się więcej na stronie "foto/wideo", np. te wideo oznaczone SKLEPY, gdzie prosiłem w sklepach przydomowych (wówczas mieszkałem na Chłopickiego), żeby tych dźwięków nie włączali; w ogóle całe foto/wideo jest w nieco gorszych dowodach, nie rozmowach, w postaci setek nagrań z lat 2013-2014 z bardzo licznych wyjść na dwór i pobytów hotelowych (wszędzie jest ten podkład podprogowy; to już jednak nie są dowody z rozmów z ludźmi). Prawda więc, że prześladowania, nawet tortury (poczytaj hostel Moon) są? Gdzie więc są od lat (same tortury ponad 2) rzetelne media?! O ciekawych zjawiskach pogodowych czy perypetiach znanych aktorek mówią, natomiast nazwać po imieniu wroga, kłamcy, fałszerza wideo i ruchów ust, fałszerza głosów ludzkich się oczywiście nie odważą te stronki rozrywkowe, gdzie przez sporą część panie pokazują tyłek i pisze się o gwiazdach, w innym jeszcze miejscu są przepisy kulinarne, a w prawym górnym rogu teksty o Rosji. Jeżeli chcecie sobie poczytać o Rosji, to idźcie na Onet.pl czy WP. Jeśli o naszym kraju, tym, co obecnie najważniejsze, czyli żałosnym stanie spraw wewnętrznych, to zapraszam na NIELEGALNIE.PL, czyli inny adres niniejszego bloga "bandyci Tuska". [edit 2015-07-03: Ponadto pewna kobieta, która przyszła chyba szpiegować do hotelu Ibis (wpis z 10/06/2015), twierdziła, że zrobiła taki remont pod torturę.] [ukryj dopisek]
[edit 2015-05-10] Istnieje bardzo mocny, "heurystyczny" argument za tym, że Komorowski jest człowiekiem Tuska, a pochodzi on od... samego Tuska, zresztą już raczej źle się kojarzącego w narodzie. [rozwiń dopisek...]Tusk, jako człowiek znający swoją partię, wie, jakich postaw można się w niej spodziewać. Skoro zaś wiedział w 2010, kto najprawdopodobniej wygra wewnętrzne prawybory na kandydata na prezydenta (Komorowski czy Sikorski), wiedział też, czy jego głos jest w większości, czy też jest symbolicznym "postawieniem się" i pójściem pod prąd. W tym ostatnim przypadku, tj. gdyby poparł Sikorskiego na prezydenta, i tak niczym by mu nie zaszkodziło publiczne przyznanie się do tego — sam jest przecież dostatecznie znanym (nawet wśród ogółu Polaków!) aferałem, premierem, sam jest i tak dostatecznie zamieszany w hipotetyczne zło — więc czemuż miałby nie przyznać, kto jest faworytem personalnym? Strach? Przed czym? Tymczasem jednak Tusk wyraźnie powiedział "Nie zdradzę — ani przed wyborami, ani po — kogo poparłem. Co to ja jestem pozbawiony instynktu samozachowawczego?". Bardzo ostre sformułowanie, a patrząc na to jak na mowę aferała staje się jasne, że chodzi o osłonę zwycięskiego kandydata przed plakietką "to jest człowiek Tuska". Bo może "przeżyje nas wszystkich" na tym stanowisku. Tylko o to tu mogło chodzić! I jest już jasne w związku z tym, że poparł nie jakiegoś tam ministra rządowego, który ministrem pozostanie, tylko właśnie człowieka sukcesu, Komorowskiego. Poczytaj o tej dziwacznej wypowiedzi z "instynktem samozachowawczym" (wszyscy pamiętamy tak poza tym z mediów, że "w PO nie ma alternatywy dla Tuska" i jego liderstwo jest "niekwestionowane"). [ukryj dopisek]
(14:47)
W poprzednim wpisie [przypis 2015-02-28] było o państwie polskim: o kulisach REALNEGO oligarchicznego układu przywódców politycznych ze sobą nawzajem i mediami [opartego o strach i Instynkt Samozachowawczy] (obecnym beneficjentem jest od lat PO), który datuje się — wedle mojej pamięci (najstarsze aluzje mediów) i tej wtedy przerabianej jakże ważnej sprawy Inwigilacji Dziennikarzy, a także patrząc na daty rządów znanego z tych rzeczy PiS-u — już od 2006 (efektem jego jest m.in. kryminalizacja parlamentu i poszczególnych partii, może nie stuprocentowa; do dziś praktykowana, to samo teraz grozi nam po wyborach, partie zresztą wysuną pewnie odpowiednie osoby). Układ ten [dot. "prawa" premierów do nielegalnego szpiegowania] jest zresztą obecnie, moim skromnym zdaniem (proszę nie brać tego za oskarżenie), zupełnie pewny, jest to fakt potwierdzony empirycznie, posłowie (nawet europosłowie) okazują, że są zamieszani i że się "przyjaźnią" w tej sprawie z mediami, a mnie świadomie lekceważą i na te okrucieństwa zezwalają (koalicja; reszta też milczy i zapewne nie ścigałaby przestępstw).
Tutaj natomiast słówko o Kościele, bo przecież niemałą uciechę wyrafinowanym poszukiwaczom prawdy o polityce sprawiła Policja wespół z papiestwem, o czym było 3 wpisy niżej w przypisie, a co może dla niektórych wciąż jest niejasne. Dostarczono wszak parę tygodni temu, o czym pisałem, dowód miażdżący, niby tylko probabilistyczny (na 100% to nie jest pewne, ale bardzo bardzo niewiele brakuje do tych 100 i jest grubo powyżej 99, że splot tych 3 rzeczy, czyli niezależne ułożenie się dwóch zgodnie z datą dowolnej trzeciej, nie był przypadkowy), za to ogłoszony w mediach i odporny na oskarżenia o sfałszowanie (np. w porównaniu z listami czy prostymi wideo). Nie wiadomo wprawdzie do końca, na co ten dowód. Co mają księża do tych nadużyć władzy?! Okazuje się, że to, co każdy inny; ta, aż przykro tak nazywać, mafia śledząco-niszcząca jest dość prosta i podział ról jest w niej nikły. Mamy zatem problem szpiegowania [nielegalne oprogramowanie w telefonie] i problem przekazu podprogowego, który wyewoluował we — wciąż wspieraną niestety — torturę. Pozostawiam bez dłuższego komentarza to nagranie z udziałem kilku księży (parafia św. Andrzeja Apostoła w Warszawie), zwracam tylko uwagę na zaznaczone na czerwono fragmenty. Problem opisywany na tym blogu to największy spisek w historii (na pewno w liczbach bezwzględnych, tzn. ilości zamieszanych, ale może też względnych, jako odsetek narodu w jednym i tym samym spisku uczestniczący; choć wciąż to jest gruba mniejszość).
Wideo w pełnej jakości (1920 x 1080) jest tutaj, proszę kliknąć (format MP4; w systemach starszych niż Windows Vista, 7 lub 8 może być koniecznie ściągnięcie tzw. kodeka MP4, ang. MP4 codec, czyli jednego z programów do obsługi formatu zapisu wideo MP4). Wspomnę jeszcze, że dzwoniłem w poniedziałek do kurii do sekretariatu abpa warszawskiego (Nycza), prosząc o umówienie wywiadu ws. remontów w kościołach, bo jestem pokrzywdzony, ale odmówili, bodajże słowami "w tej sprawie nie możemy się wypowiadać", w każdym razie sugerującymi potwierdzenie istnienia zacytowanej im sprawy wątpliwych moralnie remontów. [edit: W foto/wideo z 2013 też coś było pod hasłem ksiadz
; nieraz "nachodziły" mnie też "przypadkiem" przechodzące obok zakonnice, zdecydowanie za często jak na moje rzadkie bycie na mieście, a zarazem często w specyficznym kontekście; choć, trzeba przyznać, było to wyraźnie rzadsze niż inne typowe przejawy nękania. W świetle nauk Kościoła można raczej podnieść wiele zarzutów przeciwko temu śledzeniu i przekazowi podprogowemu, np. (zob. def. z Katechizmu) z X, VII, V, I przykazania, z przykazania miłości i braku demokratycznego oparcia, z zasady polityki jako służby itd. Ponadto są precedensy w postaci włamań, potępiano też wielokrotnie udział w organizacjach przestępczych (ta nie zabija, ale urządza przewlekłe najgorsze tortury nawet dla wielu naraz; nawet przy uwzględnieniu szczególnej wartości życia ludzkiego w katolicyzmie jest to raczej podobny ciężar gatunkowy), jako nie do pogodzenia z wiarą katolicką; potępia się także wszystkie zjawiska z tym związane, np. kłamstwa, wypieranie się, obłuda ("ojcem kłamstwa jest diabeł"), chciwość ("nie można służyć Bogu i mamonie"). Ludzie z takich rzeczy się spowiadają. Wspominam o tym tak dla przeciwwagi, bo to jest istotny skandal. Nie wiem, na ile mają odpowiednie telefony w poszczególnych kościołach, bo chyba nie każdy to obsługuje (potrzebny Symbian?), może aż specjalnie kupowano (na pewno są te od remontów, ale to mogło zostać zabudowane i już się nie korzysta). Przypominam, to jest typowa (nie specjalnie dobrana) parafia; spotkałem się już z podaną w zawoalowanej postaci wersją, że "spora część" księży się na mnie (nazwijmy to) "psychologii uczy", regularnie, z co najmniej błogosławieństwem poprzedniego papieża, ale ogłaszam ją po raz pierwszy, wcześniej nigdy nie podejmowałem tego tematu nawet poza blogiem.] [edit 2015-03-24: Być może w małym promieniu dookoła domu parafialnego potrafią też — może nawet do pewnego stopnia bezobsługowo — przechwycić zestawem szpiegowskim (przetwornik A/C itd.) ekran komputera, jeśli mają coś takiego (a myślę, że to możliwe — odtwarzanie ekranów na podstawie promieniowania czy chociaż oglądanie mojego bodajże przez Internet zdaje się być elementem wyróżniającym całej tej mafii, wspólnym wszystkim członkom, bez względu na sposób uczestnictwa: czy to profesjonalny, czy amatorski).]
edit 2015-03-09: Jednym ze sposobów dojścia do afery może być zapisanie się do korporacji taksówkowej jako kierowca. Taxi są "po remoncie", montuje się smartfony, wyjdzie temat nielegalnego podsłuchu. [edit 2015-03-27: Poza tym zapraszam do pośredników w celu rzekomego wynajęcia czy sprzedania nieruchomości (działka, dom, mieszkanie) — do pierwszego z brzegu, nie różnią się na tym punkcie — albo do "ogłoszeń bezpośrednich"; tak czy owak będzie trzeba, jak się okazuje, "przygotować" nieruchomość i sąsiadów, żeby były dodatkowe pieniądze i reklama. Mnóstwo studentów i innych osób przyjeżdżających do miasta zostało, podobnie jak właściciele nieruchomości, skryminalizowanych pod pozorem konieczności nielegalnego szpiegowania Niżyńskiego przy podnajmowaniu pokoju (z mieszkania 2-pokojowego; studenci zwykle takie biorą i je następnie dzielą). Niżyńskiego jakoby musisz sam(a) szpiegować, nie wystarczy Policja, nie wystarczą ustawieni ludzie związani z blokiem; po to podobno, żeby było wiadomo, że przychodzi ten człowiek, któremu ekran trzeba śledzić, albo już w ogóle dla zabawy. (Kretynizm, i tak to słychać, i tak adres bloku będzie jasny i to wystarcza, by zaraz namierzyć mieszkanie Niżyńskiego, a poza tym Niżyński nie mieszka w podnajętych pokojach, nie jest aż tak biedny, zresztą nie dałoby się wytrzymać. No ale wciągnięto sporo ludzi, bo tak każdy z ulicy wystawiać oferty bezpośredniej nawet pojedynczego pokoju, bez "weryfikacji" i dogadania się z mafią, nie może.]
edit 2015-08-30: Codziennie zdarza się spowodowanie śmierci złego człowieka, np. przez jego broniącą się ofiarę, bez żadnego procesu, ale kto by spodziewał się takich tajniackich, bandyckich metod (dokonane zabójstwo?) po "Watykanie"? [rozwiń dopisek...]Może to nawet pierwszy znany tak bezceremonialny przypadek od czasów Paschalisa I?... Tymczasem właśnie na, jak to szacuję, ponad 98% należy ocenić szansę, że niedawny zgon abpa Wesołowskiego z Dominikany (tu można o tej osobie poczytać) był czymś celowym — w czyjejś głowie zaplanowanym, a nie przypadkowym dziełem natury (nie oskarżam tu żadnego konkretnego człowieka, więc proszę nie protestować, nie rzucać się na mnie; ja tylko przytaczam pewien uzasadniony sposób rachowania prawdopodobieństwa) — zresztą świetnie wpisywało się to w niedawne, nieliczne zresztą (bo niewiele oryginalnego się dzieje), tematy z mego życia(!!!). Arcybiskupów narodowości polskiej zostało 47; jakiś umiera raz na ok. 2 lata, zwykle ok. 77-90 roku życia (stąd prawdopodobieństwo — samo w sobie i nie zestawiając jeszcze z tym, co tam odchodziło w Watykanie w tej sprawie — że ten a nie inny teraz odejdzie, było 1:48). Więcej o tym i szokujących okolicznościach na www.bandycituska.com/zapisy.txt przy dacie 2015-08-29 — wnikliwych czytelników odsyłam też do fakcików wymienionych we wpisie o Kościele z 26/10/2013 oraz wpisie o Tusku z 19/12/2014 (wypadek z rodziną papieża, jest przy 2010, chociaż to 2014). Kilka ról to ewentualne zabójstwo (przy bardzo prawdopodobnej dozgonnej zmowie milczenia lekarzy — współwina każdego możliwego świadka) mogłoby spełniać, choć jest tajemnicą, poza bezceremonialnym wymierzeniem może "należnego", wg starotestamentowych standardów (historia Onana): m. in. (1) dyscyplinującą księży, (2) pogróżkową czy też ostrzegawczą pod mym adresem, (3) czynienie tego bloga bardziej niewiarygodnym, jeśli odważyłbym się o tym wspomnieć (bo ludzie naiwnie Ufają Autorytetom, niezbyt tych ludzi rozumiejąc), co może też przysłużyć się robieniu przeze mnie wariata przez psychiatrów ("sieje teorie spiskowe na blogu, to na pewno on") lub posłużyć za inny pretekst, np. tłumaczący, czemu jeszcze (oprócz nieprawniczego wykształcenia) nie powinienem być Ministrem Sprawiedliwości — zbyt podejrzliwy(?!), (4) pokazywanie wszelkim niewierzącym, którym może nie w smak są chrześcijanie jako prymitywne i słabe istoty (niektórzy mają taki smak, zwłaszcza może np. dawni faszystowscy politycy), że przecież jest i druga strona medalu, czyli Kościół władczy i pozwalający sobie na więcej, jak w dawnym średniowiecznym stylu. A przecież są politycy, którzy lubią takie metody załatwiania swoich z kimś porachunków "pod stołem", w zasadzie właśnie o tym jest ta afera z Niżyńskim. Powtarzam, istotny jest cel 3, być może, jeśli kiedyś będę znany, będą jakieś protesty kościelne i watykańskie przeciwko mnie, bo jak śmiem takie oszacowanie i "najzupełniej bezzasadną", "urągającą najbardziej zaufanym autorytetom" insynuację wysuwać (pomówienie? może obraza głowy państwa, choć nic jej nie zarzucam, a spekulowanie, rozważanie i publikowanie tego to swoboda należąca do praw człowieka? może będzie z tego obraza uczuć "religijnych": ostatnio zresztą w TVP Warszawa, które akurat włączyłem — bardzo rzadko TV oglądam — widziałem Dodę, a media trąbiły o jej odwoływaniu się do Trybunału Konstytucyjnego? w każdym razie beznadziejny minister... ludzie są niewrażliwi na torturę i w ogóle na wszystko, tylko jeszcze zabójstwem się brzydzą, to jest chyba ta ostatnia granica moralna, którą bardzo niewielu jest gotowych przekraczać, więc może ktoś strasznie się podnieci tym zarzutem). Oprócz licznych okoliczności przeciwko koncepcji "niewinnego zbiegu okoliczności" (na zasadzie nikłego prawdopodobieństwa bliskiego w czasie zbiegu wydarzeń, u mnie i w Kościele; zresztą czyżby świadomi tego zrobili sekcję zwłok i nagłośnili wynik, bo chyba nie każdemu zmarłemu to się robi) wytaczanych już w zapisy.txt — który to plik z krótkimi notatkami ponownie rekomenduję, w odniesieniu do daty 2015-08-29, przeczytać — przypominam, że właśnie sprowadzam do Polski mające ostatecznie przynieść ulgę wzmacniacze falowe, co może mniej istotne (straszą mnie różnymi rzeczami przy tej okazji, że np. może będzie cisza i wtedy wywalą mnie z hotelu, przestaną wpuszczać, może coś jeszcze gorszego, typu hospitalizacja), oraz, że spikerzy wytykali w ostatnich dniach Kościołowi, w odniesieniu do dręczenia mnie, że w żadnej swej nieruchomości (nawet pojedynczej) jak dotąd nie usunął remontu, nie ma więc ani krzty miłosierdzia, ani złamanego grosza miłosierdza wobec Niżyńskiego. Choć próbowałem jakoś to z nimi załatwić w Dobrym Miejscu. [edit 2015-09-01: Reakcje Watykanu na hipotezę z tego bloga: eKAI (cytuje wystąpienie papieża nazajutrz), Radio Vaticana. Zwracam też uwagę na świeże "zbliżenie" z aborcjonistkami, czyli kobietami, które Zgrzeszyły Przeciwko Piątemu Przykazaniu (będzie większa wyrozumiałość; 1. września wprowadzono bardzo nagłaśnianą, bo aż w nagłówkach, a w sumie drobną zmianę): RV, "Fakt". Ponownie przypominam "tajemnicze", dosyć podobne(!!!) okoliczności, w jakich zginęła Rodzina obecnego papieża w Argentynie (zajechali im drogę bodajże, wywołując konieczne zderzenie, zapewne nie do ucieczki — generalnie rzadko się śmierć w wypadku zdarza, ja sam miałem kilka kolizji, w tym parę wywołanych, i wszystkie przeżyłem nawet bezkrwawo — może miała w tym swój udział argentyńska Policja, skoro w każdym kraju i tak pomaga mnie torturować i specjalizuje się w masowym jeżdżeniu nieoznakowanymi autami za śledzoną osobą). Pisałem o tym 19/12/2014. Być może więc, tak jak i teraz, poprzedził to przeciek z — lubującej się być może w takim podsuwaniu tematów spikerom — telewizji watykańskiej (CTV albo "WOT", Watykański Ośrodek Telewizyjny, nie mylić z Warszawskim; może nawet ostatni cały rytuał związany z wywołaniem przez spikerów u mnie wytrysku i innym takim wpychaniem w seksualne tematy (bo zbyt porządny jestem cały ten rok, nawet 1,5 roku), przy mych czystych intencjach i bez jakiejkolwiek mej winy, był za "jakąś" zagraniczną inspiracją; zresztą, zauważcie, tak czy owak przypisywanie mi jakiejkolwiek winy co najmniej w tych latach 2013-15, w związku z jakimkolwiek zdarzeniem, byłoby grubym nadużyciem i łgarstwem, gdyż — o ile nie jestem zajęty mówieniem lub pisaniem (a nawet przy pisaniu większość sensu podsuwają) — absolutnie nie mam swobody mentalnej i jestem jak czyjaś marionetka, tak skuteczne są metody sugestii podprogowej i blokowania własnego myślenia, własnych hamulców itd., zresztą spikerzy robią inteligentne podchody pod każdą rzecz, w którą chcą człowieka wepchnąć, i przygotowują umysł tak, że myśli na ich sposób). Wracając do rzeczy: przesłanie w razie (naiwne!) udowodnienia tamtego wypadku z Argentyny jako spisku i zabójstwa byłoby jasne: "to nie przez tych polityków (»rodzinę«) tak to kryję i wspieram!"... aczkolwiek może nieprędko (lub nigdy) znajdą się wszystkie potrzebne dowody (natomiast w takiej sytuacji ewentualne świadectwo telewizji zwróciłoby się przeciw niej samej, tak bardzo byłoby niewiarygodne: Watykan spiskujący w sprawie zabójstwa rodziny papieża?! może on sam jest takim bandziorem?!... i oto wychodzi, że telewizja może nie lubi papiestwa i je pomawia — brawo, też korzystny efekt, obok może jeszcze innych motywów). Nie wiem, o co tam jeszcze mogło chodzić, może o jakieś "sekrety", może o obronę autorytetu Kościoła (bo jednostka jest zdecydowanie zła, pech, sytuacja jest więc prosta i nie ma dwuznaczników moralnych i chwiejności), może o utrzymywanie spikerów w złu i niereligijności, bo na ich poglądy też to wszystko wpływa (a Watykan mnie co najmniej nie lubi, na list w ogóle nie odpisał, mimo powtarzanego dobijania się mailowego do różnych kardynałów na mało znane, ale używane adresy), może to naprawdę po prostu przypadek (ale teraz, z tym Wesołowskim, prawie na pewno nie)... Mogli też, jeśli nie mylę przyczyny ze skutkiem (najpierw się dowiedzieli, wskutek czego był odpowiedni artykuł w RadioVaticana, kojarzący się później m. in. z tym zamachem, co wyeksponowało się na mym oglądanym przez bardzo wielu ekranie), wiedzieć z góry (z wyprzedzeniem np. 16 godzin) o katastrofie samolotu, która nastąpiła dzień później (pewnie jeszcze kto inny zamówił ją za pieniądze, bo to tak bezsensowne było — np. u "braci Rosjan", żeby udowodnić ich powiązania — i Watykanowi, jako dobremu europejskiemu świadkowi, to doniósł). Taki drobiazg, jak ta ich uwaga o "prezydencie Nieto" (nie-to, a kojarzyło się to z niebem i argumentami niewierzących), uszłaby uwadze każdego, więc raczej nie była przyczyną tak tragicznego zdarzenia, a skutkiem już uprzedniej o nim wiedzy (zresztą te zaledwie 16 godzin to chyba za mało, by podjąć decyzję o zestrzeleniu chyba jedynego samolotu, pasażerskiego, i skutecznie bez chybienia ją zrealizować — przecież potrzeba sprzętu i odpowiednio przeszkolonych/wytrenowanych ludzi). Także i o tej przenikniętej swądem spisku śmierci jest w pamiętnym wpisie o Tusku ("Wielki krzewiciel...") z 19/12/2014 — tu akurat Watykan mógłby być tylko świadkiem. Ale to wszystko może okaże się w przyszłości, gdy moja sprawa ujrzy więcej światła dziennego i dziennikarsko-prokuratorskiego zainteresowania. Na koniec przypominam żarcik (chcą właśnie mnie już z góry ośmieszyć?) "Bergoglio skazany", nieco schodzący się z moją sprawą, który nieznany powszechnie i domorosły(?) samozwańczy "sąd międzynarodowy" sporządził w formie wyroku: kliknij. Też jest zbrodnia przeciwko ludzkości, też są tortury, jest jakiś przeor zakonu (bardzo kładłem nacisk na redemptorystów i media w najstarszym wpisie o Kościele), jakieś molestowania seksualne też, papież Benedykt XVI (ale Jan Paweł II nie)...] [edit 2015-09-03: Można te najprawdopodobniej zaplanowane śmierci zestawić z tym, co znajduje się w dopisku do tekstu 10/03/2012 — nie chodzi mi tam bynajmniej tylko o rozbój, ale i o dokonane podobno (co wydaje się całkiem prawdopodobne) zabójstwo. Składają się wtedy te rzeczy w 1 całość, włącznie jeszcze ze sprawą ustąpienia papieża Benedykta omówioną we wpisie 26/10/2013 o Kościele (wymienionej tam sprawy meksykańskiej, podobnie jak tej z ww. wpisu z 2012, długo nie uważałem za zbrodnię) oraz zestrzeleniem samolotu malezyjskiego. [edit: To zorganizowała może po prostu TVP+TV rosyjska, "przy udziale Watykanu", w każdym razie media watykańskie mają chyba najlepszy kontakt w kwestii organizowania złych rzeczy z TVP Warszawa, to jest ich pewniak.] Jak inaczej, jeśli nie wielką chęcią sprawdzenia, czy do tego zła dojdzie, można tłumaczyć taką bezczynność jakiegokolwiek świadka (tu: chęcią zbadania, czy Rosjanie, których może przekupiono, faktycznie zbroją i mają wpływ na separatystów, tam: sprawdzenia morale polskich polityków)?... Jeśli by Watykan(?!!) faktycznie był zlecającym czy chociaż popierającym tamto, o czym mowa w starym wpisie i jego nowym dopisku (co mi wprawdzie źle brzmi, ale kto wie, może telewizji powinno się w tym zaufać), to tłumaczenie typu "chcemy wybadać politykę" wydawałoby się sprytne, chociaż tylko minimalnie usprawiedliwiające; choć z punktu widzenia oficjalnej katolickiej etyki i tak takiej rzeczy nie dałoby się usprawiedliwić. Taki więc przyświecający cel dodatkowo łączyłby te 2 incydenty (kojarzące się w dodatku ze Smoleńskiem: kwestię związku Smoleńska ze mną wzmiankował mianowicie wpis o Tusku z 19/12/2014), ale relacjonuję tu tylko świeże gadki spikerów, broń Boże proszę nie winić automatycznie USA (acz przypomnę, że to zarazem powracający co jakiś czas znany temat u spikerów — który nawet niedawno przed tym zgonem Wesołowskiego padał — to ich rzucane twierdzenie, że "państwa czasem tak robią, zabijają kogoś bezprawnie" po to, by być w jakiś sposób silniejszym, i podawanie przykładu np. bin Ladena czy innych wrogów... no właśnie, USA; chodzi im to jakoś dziwnie po głowie, może odpowiednie przecieki. O, proszę, właśnie w trakcie pisania potwierdzają: "Kretynie, Są Przecieki...".] [edit 2015-09-07: Jeszcze jednym sposobem, w jaki sprawa być może Wesołowskiego była spleciona z mym życiem, jest nagłośnienie w 2013 tematu "ofiar molestowania seksualnego w Kościele". Pewnie wtedy właśnie zabierali się do tej sprawy, a u mnie zaczęto robić regularne wytryski we śnie (co sprawdzałem na nagraniach i faktycznie były tam odpowiednie wyszeptywane zdania). O tej praktyce wspomniałem po raz pierwszy we wpisie Pytanie do prawników, a o jej kontekście, bardzo z jej początkiem równoległym, we wpisie Kościół a afera TVP.] [ukryj dopisek]
edit 2015-09-17: Tu mogę dodać ciekawostkę, że sama pedofilia Wesołowskiego była niejako "przewidziana" przez mego ojca, który przypisywał mi w 2009, w ramach rozmowy o czym innym, twierdzenia, że "nie wolno się masturbować". [rozwiń dopisek...]A przecież jestem na podsłuchu i każdy mógł to podchwycić (w dodatku raz ktoś w PKS-ie z Rypina żartował w 2008 na mój widok, że zrobił się taaaki surowy: "ja to bym za to dał karę śmierci!" — gadał ten pasażer zresztą zupełnie pod nosem i do siebie, od czasu do czasu, różne nieskładne rzeczy, jak jakiś pajac czy sowizdrzał). Było to na jednym z ostatnich spotkań w jego domu, bardzo rzadkich zresztą. Gdy zastanawiałem się wtedy nad genezą tego wtrąconego przez ojca tematu i pytałem o to, bo zresztą ja się takimi tematami raczej nieprzesadnie interesowałem, a oni tak z tym wystrzelili na spotkaniu rodzinnym, ojciec wskazał na dziadka, który podczas sprawy rozwodowej tłumaczył odmowę matki ws. wyrobienia paszportu dla mego brata: twierdził jakoby, podobno objaśniając jej stanowisko, że "po co mu paszport", "po co ma jechać za granicę, jeszcze się będzie tam masturbować" (czy w sensie "ma się tam masturbować czy co?"). Nie sądzę, by był to przeciek, bo ojciec nie miał powodu kłamać (też mi istotne dla niego, skandal u jakiegoś duchownego), a z drugiej strony autentyczne przypadki pedofilii przecież raczej albo się po prostu nagłaśnia, albo kryje (pedofilia Wesołowskiego datuje się chyba od roku 2013, brak jest doniesień o czymś wcześniejszym, chociaż może będą tu coś kręcić). Również i dziadkowie w mojej rodzinie byli znani z negatywnego nastawienia do tego procederu, więc to zapewne prawda. Ponadto: w Kościele Katolickim jest wiele narodów, Polacy to np. ok. 35 mln., a katolików ogółem jest ok. 1 mld. Nie dość, że kolejny wielki skandal trafił na Polaka, ZNOWU POLAKA (przecież jest swoją drogą, czyżby "niezależnie", skandal ze mną), choć mógł wystąpić w każdej innej nacji (wchodzi tu w grę ograniczenie prawdopodobieństwa przypadkowości takiego układu — które następnie zestawia się z alternatywną choćby bardzo mało prawdopodobną hipotezą, że był ukartowany — do zaledwie jednej trzydziestej już na podstawie samej tylko liczebności populacji i, proporcjonalnie pewnie, księży, a więc mamy tu 3%), to jeszcze trafiło to na obieżyświata Wesołowskiego. Co więcej, cała ta historyjka z "drugim księdzem (niezależnym od niego), na którego natrafił w Dominikanie i który mu zaczął usługiwać, znajdując chłopców, bo też był pedofilem" jest bardzo naiwna — w ogóle nie uwzględnia istnienia strażników ładu moralnego, także jako rozsianego elementu strukturalnego wśród ludu. Nagle, w normalnym kościele, dwóch się zaczęło spotykać i przyjaźnić, bo szukali rozrywek pedofilskich. Papież Franciszek aż chyba wymyślił historyjkę o tym, że 10% księży to może pedofile, bo chyba nie jest tak źle, inaczej już od dawna, od setek lat, gazety by trąbiły o bardzo licznych takich przypadkach, non stop w jakiejś parafii, tymczasem są one w skali Kościoła bardzo, bardzo rzadkie. PO PROSTU BAŁBY SIĘ TAKI STARTOWAĆ Z TEMATEM DO DRUGIEGO, bo za to są kary kanoniczne włącznie z wyrzuceniem ze stanu duchownego, utratą dochodów na życie, hańba międzynarodowa i w rodzinie itd. A zatem najprawdopodobniej, w mojej opinii — może w świetle już i tak ustalonych innych faktów i zabójstw — to Watykan nakazał im być pedofilami, po czym swego arcybiskupa demonstracyjnie i ostrzegawczo uśmiercił. Tak to oceniam po tej prawdziwej wcześniejszej historii rodzinnej, wyżej przytoczonej (na podobnej zasadzie pierwszy odcinek serialu Prokurator, właśnie teraz wchodzącego w TVP, nazywa się Żerań, jak miejsce pracy mojego ojca — elektrociepłownia warszawska: w TVP wskazują na rodzinę, jak np. z tymi ostatnimi chwilami życia, tylko pewnej kobiety). Zresztą być może wyjdą jeszcze inne rzeczy o Watykanie, np. to, że i ta forma prześladowań, jaką były nagminne manipulacje moimi genitaliami przez spikerów na zasadzie wywoływania wytrysków (często we śnie, ale nie tylko), wywodziła się z tamtejszych poleceń/propozycji, więc do kompletu dewianckich prowokacji Wesołowski będzie pasować (robiono to tak, iż w efekcie ich sugestii podprogowych, zupełnie obezwładniających mózg, choć niezbyt trafiających na opór, w każdym roku kalendarzowym 2011-2015 musiały być chociaż jakieś wytryski, a najchętniej coś przeze mnie wykonywanego w tym kierunku, np. oglądanie porno, choć później w ogóle nie dawałem się na to namówić: już raczej na coś innego, np. na szukanie pomocy ogólnousługowej u dziwek i chodzenie po odpowiednich stronach z nimi w tym celu — generalnie w ogóle nie miałbym takiej potrzeby i zdarzało się, że z powodu strasznych prześladowań i ciągłego uciekania ponad rok w ogóle nie zawracałem sobie głowy tym tematem). O "trzęsieniach ziemi" pisano np. na ekranach w metrze (czy w Newsroomie Onetu), którzy to dziennikarze chyba mnie śledzą, metaforycznie w temacie "Agaty" (ściśle ten kontekst u mnie — tam odpowiednia reakcja) i tego prowokowanego przez tę koleżankę niemal publicznego wytrysku, tak, że aż to się utarło i można by rzec: "trzęsienie ziemi to takie eufemistyczne i zawoalowane zwrócenie uwagi na temat wytrysku". Tymczasem zobaczcie to: klik (earthquake znaczy, właśnie, trzęsienie ziemi). Również pamiętamy, że w czasie, gdy pisany był NASTĘPUJĄCY wpis, zaczynały się właśnie znowu medialne tematy ofiar molestowania seksualnego w Kościele. Spikerzy już w 2013 mówili, że to coś zleconego, zresztą wszyscy zabawiali się tak ciągle cholera wie, po co, trudno wyobrazić sobie korzyść dla firmy z tego dosyć odrażającego procederu (a przecież wiadomo, że nagrywam, że skarżę się w Internecie itd., bo wszędzie mogą oglądać mój ekran). [edit 2015-09-18: Wracając do Józefa Wesołowskiego, przypominają się też zdarzenia na zasadzie "celowych nietaktów", które zauważyłem nagłośnione w mediach akurat wtedy, gdy byłem w szpitalu psychiatrycznym, i które (jak mi wtedy od razu w myślach podsuwano — a był już, obfity a niezbyt dostrzegalny, przekaz podprogowy, parę razy mi oznajmiali, co myślę, np. "ser") tym właśnie były: celową raczej wpadką. Pisałem o tym we wpisie "BARDZO ważne!! Przeczytaj" (tym o politykach, z 4/10/2013) w akapicie położonym poniżej punktu 8. edit 2015-09-21: Jeszcze zanim zaczęli tak postępować politycy, miała miejsce taka rzecz w Watykanie, mianowicie chyba sprawa kamerdynera była nieco zainscenizowana — żeby pokazać, że (jak najbardziej!) takie wykradanie np. poczty zasługuje na państwową karę. Wspominałem o tym we wczesnym tekście o Kościele (2013), gdzie przytoczyłem w ogóle cały ciąg ich medialnych wydarzeń kojarzących się ze mną. Być może przygotowywali tym TVP Warszawa (i biernych obserwatorów: inne media) do robienia tortur, pokazując im, co inaczej ich czeka i zwiększając szansę powodzenia planu zniszczenia mnie przekazem podprogowym (w stosunku do np. wariantu polegającego na nagłośnieniu skandalu w Watykanie). A zatem widać już, że sprawa Wesołowskiego, jeśli była od początku zainscenizowana, to nie była w tym raczej w Watykanie odosobniona. Pozwólcie mi na koniec powtórzyć (aby nikt niepotrzebnie nie insynuował głupio a typowo), że u mnie od lat nie miały miejsca polucje ze względu na przywyknięcie do życia generalnie w czystości kawalerskiej. W ogóle zresztą po ok. 2 tygodniach życia w czystości z hormonalnego punktu widzenia nie ma już różnicy, ile jeszcze czasu się tak żyje (co najwyżej ktoś może być psychologicznie "brudny"), tak to chyba naukowcom wychodzi w temacie poziomów prolaktyny. A zatem ktoś, kto żyje miesiącami bez seksu, na pewno nie powinien już mieć polucji. I istotnie — na nagraniach audio było wyraźnie sztuczne wywoływanie wytrysków odpowiednimi szeptami podczas snu.] [ukryj dopisek]
(00:06)
Zagłosujesz na PO — będą mnie torturować dalej [albo prześladować, okradać, zamykać w szpitalu, na Policji czy w areszcie]. Nikt mnie za to twierdzenie nie oskarży o pomówienie, nie pozwie. A w narodzie coraz więcej złoczyńców. Jeśli ci to obojętne, głosuj dalej na PO i oglądaj TVN, przyznawaj się do tego w badaniach oglądalności, ale w takim razie chyba w ogóle jesteś obojętny na politykę (moralność tutaj jest kluczowa) i reprezentujesz "niższy typ człowieka". Prostszy, bardziej krótkowzroczny, rządzony i płaszczący się przed wszystkim, by jakoś przeżyć. [Wśród samych posłów wiele ma pewnie w telefonach program do nielegalnego szpiegowania mnie i podsłuchiwania, gdziekolwiek bym był, o każdej porze, jak jakieś zwierzątko czy tamagotchi. Należałoby to uznać za przestępstwo udziału w gangu, ale sędziowie już dawno odpuścili i przystąpili, sami śledzili; chyba już za Ziobry.]
Zaś korupcja państwowa jest głupia, głupie jest przystępowanie do bandytyzmu systemowego. Na koniec cały naród bierze. Jeden bierze od drugiego, a drugi od pierwszego. Równie dobrze mógłby wziąć własne pieniądze, pokazać sobie i schować z zadowoleniem, że "to nowe". Zagranica raczej nas nie utrzymuje, a jeśli nawet, to później będziesz na nią [zwracając pożyczkę] pracować [bo raczej nie odwrotnie], więc na jedno wychodzi. Jeśli np. wg jakiejś teorii nie mam (nie będę mieć) poparcia, bo w rodzinach przestępcy i ich się tam wspiera, to może mądrzej było po prostu przełożyć sobie z konta na konto w rodzinie, bezpośrednio, zrobić zrzutkę, bez tego dodatku w postaci polityki i przestępczości. Prawda więc, że głupi wybór? [edit 2017-01-18: Ponadto: kiepski byłby wynik ekonomiczny wszelkich kryminalnych "podbojów", gdyby to większość (osób) brała pieniądze kosztem mniejszości, a nie odwrotnie. Osób lub całych rodzin. Jest to jednak warunek zwycięstw demokratycznych w wyborach: przestępca (czy rodzina z przestępcą) musiałby być regułą, a nie wyjątkiem. To jest choćby z przyczyn ekonomicznych niemożliwe: doszłoby do jakiegoś załamania systemu podatkowego czy zupełnie rozszalałej inflacji.] A dodatkowe argumenty wspomniałem niżej w przypisie. Jedyny efekt, oczywiście negatywny, to upadek słusznej moralności w narodzie. [edit: Gdyby faktycznie był przyrost pieniędzy bez przyrostu w produkcie, pracy (PKB), doszłoby do inflacji przecież. Tymczasem to jest po prostu przekładanie od jednego do drugiego, forma złodziejstwa, ale takim "cwaniakiem" to teraz każdy potrafi być, każdy przedsiębiorca; rzecz w wielu, wielu rodzinach (zorientowałem się np. po wyraźnych aluzjach na licznych Facebookach licealistów, np. co 3-6). I spokojnie, nikomu w narodzie nie może się przedawnić! Nawet obecna Konstytucja przewiduje, że przestępstwa funkcjonariuszy publicznych (np. posłowie, policjanci) i na ich zlecenie popełniane nie przedawnią się, chyba że przez realne trudności procesowe itp., ale nie z powodów tzw. politycznych (złe osoby na stanowiskach). Podobnie, w ogóle nie przedawniają się zbrodnie, a tu z nimi mamy do czynienia. Nawet, gdyby nie to, rozpoczęta sprawa przedłuża swój czas przedawnienia o np. kolejne 5 lat, z tego, co pamiętam: zapas czasu nawet przesadny, jak na jej przeprowadzenie. (Udział w gangu normalnie wymaga 10 lat przedawnienia, wszczęte postępowanie jeszcze dłużej.)]
Szkoda, że brak linków z waszych stron prywatnych, nie klikano "Lubię to", nie popierano powstania partii nieprzestępczej, że dalej czytelnictwo bloga jest żenująco niskie w porównaniu ze stronkami rozrywkowymi typu Onet, porno, WP. Dalsze dowody na TVP(?) każdy może zebrać osobiście, ja do tego nie jestem potrzebny i akurat mnie o to najtrudniej. Opublikuję, jeśli ktoś podeśle. [edit: U mnie praca nad zablokowaniem WiFi wre od 2 tygodni. Trzeba modyfikować sterowniki karty pod Linuksem. Z 1 godz. informatyka robi się 5 ze względu na strasznie rozkojarzające gadki spikerów. Ponadto zmiany hoteli, apartamentów, jedzenie zabierają dodatkowe godziny dziennie.]
Ależ wam trzeba reklamować tę okazję do stania się miliarderem (potentat branży)!... Tam za kasę nie ma tematu... (Nie tylko nie ma, ale jeszcze w aluzjach piszą/mówią, co u mnie — takie pochodzenie ich głównych tematów... Gang przez to czuje wsparcie) [Od banków, od razu uprzedzam, na media pieniędzy osoba niezamieszana raczej nie dostanie.]
[edit 2015-02-24 01:51] Tak oto oryginalnie — najprawdopodobniej właśnie przez wzgląd na mnie i korupcję — wygląda apartament na doby Design City na ul. Mostowej: kliknijcie (MOJE zdjęcia) — wyjątkowo można wyczuć klimat remontu (żeby była jeszcze większa jasność, sufit jest niższy o kilkadziesiąt cm od tego na klatce schodowej bloku). Instalacja dźwiękowa chyba wyłącznie przewodowa, jak zresztą w sporym odsetku bloków. Zobacz ciekawe zdjęcia
[edit 2015-02-25] Jeśli chodzi o dźwięk, to odświeżam tę wersję, że jest on dostarczany z TVP nie przez jakieś przekierowane i darmowe połączenia telefoniczne, ale przede wszystkim przez specjalny zaszyfrowany przekaz z wież nadawczych radia... [rozwiń dopisek...], który potrafią odebrać i odszyfrować zapewne programowalne telefony komórkowe dzięki jakimś, może nieudokumentowanym, funkcjom. Również i podsłuchiwanie odbywa się w podobny sposób, poprzez program na smartfony i fale "Polskiego Radia", ale jak to jest możliwe, nie wiem, nikt nie był tak miły, by mi wysłać ten program, choć podobno do tego przestępczego związku przystępował "milion za milionem". Poza tym oprócz dźwięku miałem też inne problemy, do których bardzo przyczyniła się tym razem młodzież: cała ta sprawa nękania i dręczenia na mieście, nachodzenia itp. [nagle wprowadzone rzeczy takie, jak "kaszel", "kibel", nachodzenie w strojach, na rowerze czy robiąc dobrze znane rzeczy, typu masowe nienaturalne wystawianie telefonów w ręku (do przodu), "słuchaweczki", "rower" itp.] (nie wspominając już o samym śledzeniu, często w firmach, na zasadzie słuchaweczki douszne wetknięte do telefonu). [edit] Przez głupie obawy typu "ktoś mnie wsypie", "od góry zrobi się sprawa, każdy powie na kolejne osoby, każda wsypie kolejne" tyle ludzi mnie źle traktuje (zresztą jak tu traktować dobrze kogoś, kogo się poniża szpiegostwem). Ok. 20-50% młodzieży (16-26 r.ż.) ma ten program do szpiegowania, co szacuję po poziomie zaufania do Policji (ogólnie ponad 70%, u młodzieży poniżej 50%), jednak to jest średnia ogólnopolska; w Warszawie szacowałbym to często na większość. Ponadto rzecz jest bardzo powszechna wśród przedsiębiorców (w styczniu spadek poparcia dla rządu Kopacz z 60% do 18%) i innych osób, które zrobiły remont, a te remonty robiono raczej za pieniądze i rejestrując to w Policji. Przecież rząd przystępując do operacji zniszczenia mnie musiał wiedzieć, że wszędzie praktycznie się uda. Na samo szpiegowanie jednak, o ile nie robiono go publicznie, zwykle nie ma dowodów i dlatego wchodzili w to nawet studenci niepracujący. Poziom poparcia dla mnie wśród młodzieży już podawałem, jaki jest: bez względu na wyjaśnienia, na różne prośby, na słyszalne dźwięki i narzucające się wyjaśnienia spikerów zawsze natychmiast padała odpowiedź NIE na sam pomysł powołania nowej partii. Generalnie winna jest Policja, oni mają program do obsługi podsłuchu, mnóstwo różnych ludzi jeździ za mną w terenie itd., oni korumpowali ludzi, spikerzy najprawdopodobniej są stamtąd, by powstawały kliki i krycie (dawniej pewnie spikerów czy robiących przekaz podprogowy i podsłuch zmianowy było tam sporo więcej). [ukryj dopisek]
[edit 2015-02-28] Zastanawiacie się, jak to możliwe, że posłowie PO i PSL są tak niechrześcijańscy, że lekceważą istniejący, realny problem, który można w Warszawie usłyszeć na konkretnych placach i ulicach, zawsze tam, gdzie ja? Po części to kwestia ich filozofii, ale koalicję po prostu wciągano do tego gangu związanego ze szpiegowaniem (chyba nawet opozycję, w tym ludzi z SLD i PiS za wolą oligarchów partyjnych, wprawdzie chyba nie każdy poseł ma odpowiedni telefon... a zmusić do używania nawet podarowanego się nie da). Osobiście uważam, że załatwiali to dziennikarze zwłaszcza telewizyjni, w ramach ich kontaktów z politykami (pamiętam np. z jesieni 2011, z mego pobytu w Hostelu Zachodnim, jak na żywo w TVN24 komentowali POSŁOWIE, gdy akurat byłem na hali tego dworca, a nie w pokoju u góry, jakieś rzeczy ze mną związane, np. zawiadomienie o stalkingu: gadali wtedy coś, że to nie tyle prawo do prywatności, co do wypoczynku; ale tego typu reakcje na mnie to stały motyw, np. w radiach zapraszających gości, różnych ekspertów — oni się po prostu obnoszą z tym podsłuchem, z tym programem na smartfony, bo żadne media drugim tego nie wytkną). Jeżeli tak, to zapewne nie reklamowali im tej aplikacji do szpiegostwa w 2013-14, gdy wprowadzono torturę, tylko wkrótce po wyborach, 2011-2012, a w ogóle to trwa to coś zapewne od czasów PiS-u w 2006 (bo skąd by rzecz mieli politycy PO już w 2007, mniej niż 2 lata po uruchomieniu radia). Ponadto posłowie często mają młodzież w domach, ale przecież bywają ludzie w takim wieku, np. ok. 30-ki czy 60-ki, że ani oni, ani rodzina nie mają dzieci w liceach czy na studiach, a np. w przedszkolu lub wczesnej podstawówce, lub dawno dorosłych. Ci posłowie też mi nie pomagają, nie przychodzą, nie wspierają słusznej inicjatywy, jaką jest Partia Piotra Niżyńskiego, nie podnoszą tematu. Otóż — hipotetyzując, gdyby ograniczyć się do tych 2 możliwości — bardziej prawdopodobne jest, że szpiegostwo posłom udostępnili dziennikarze niż ich kręgi partyjne, bo to (1) gwarantuje wzajemne trzymanie się w kleszczach na zasadzie "złapał Kozak Tatarzyna" (kliknij; dziennikarze na pewno ich wsypią, jeśli by był temat, a ludzie im zwykle ufają, zresztą to często wobec świadków, np. w studio; gdyby chodziło o wewnątrzpartyjne rozdawnictwo, łatwo by się dziś dogadali co do milczenia i ruszyli z tematem i tak), (2) to zapewnia serdeczną współpracę media-politycy, tzn. można się wtedy dogadać, że będziemy wobec was litościwi i łaskawi, nie będzie dużej krytyki PO, chyba że jakichś postaci zupełnie trzecioplanowych (jakiś "seksmarszałek województwa" itp.) — to stąd chyba aż utarło się "Fajny minister to zrobił!" u spikerów i w gangu (por. "Premier zrugał ministra" np. na wyszukiwarce Google); na pewno mało złego o premierze, raczej mało o ministrach i PSL. Jest to w każdym razie możliwe (np. telewizje); parlamentarzyście, który by to odważnie potwierdził, osobiście odpuściłbym jego winy w ramach wyjątku, nawet bez więzienia, tylko musiałby się taki zgłosić, a jak dotąd wszystkie maile zostawiano bez słowa. No, chyba że wolą oddać tę przyjemność jakiejś prezenterce. [edit 2015-04-14: Poza tym mogą, choć to zazwyczaj raczej bezproduktywne, robić to zmianowo w jakimś sejmowym pokoiku (liczbę zamieszanych parlamentarzystów szacowałbym na 80-90%). Z podsłuchem w mediach tak czy owak się stykali(-ją): nawet niepolitykom to pokazują, np. ekspertom.] Zrobiono mi też scenkę w jakiejś restauracji z dwoma postaciami podobnymi jedna bardzo do Grzegorza Schetyny, druga do pewnej dziennikarki telewizyjnej, bawiono się na stole telefonem. Konkluzja: spółki medialne, gdyby teraz nagłośniły mój temat, popełniłyby samobójstwo. (Zobaczcie tutaj, jak WP.PL odgrzała dzisiaj temat "afery podsłuchowej". Ta ostatnia kojarzy się np. z wypowiedzią Pawlaka przy okazji wotum zaufania — dotarła do mnie, choć osobiście bojkotuję media — że "posłowie PSL należą do najbardziej świadomych w tej kwestii" i że nie ma wątpliwości, jak będą głosować, odgórna dyscyplina partyjna jest zbędna...) Jeśli rozumiesz tę sprawę, przejrzałeś np. uważnie wideo z tego bloga dowodzące remontów (już nie mówiąc o bardzo licznych wideo z telefonu robionych wszędzie z podstrony foto/wideo, do której link jest w nagłówku), a i tak popierasz PO, to chyba chcesz ostatecznej destrukcji tego kraju w sensie praworządności i demokracji, na rzecz totalitaryzmu polityczno-medialnego, różnych układów gangsterskich na styku polityka-biznes. Powtarzam, bardzo często ludzie np. w radiu nawiązywali na żywo do tego, co się u mnie stało; podpowiadał im to sufler z mediów albo np. oglądali opisy typu RDS, w każdym razie jakoś tekstowo chyba się dowiadywali, wtrącając odpowiednie zwroty i aluzyjne słowa do swych wypowiedzi. Nie jest to niestety moje wariactwo. Ale po co się wysilać, by wstukać to na blogu, skoro nawet nie chce się wam przekazać znajomym wieści o zbrodniczym rządzie i partii, przynajmniej w sensie praktycznego przyzwolenia... Jeśli Wy nie pomożecie w sprawie mediów i nagłośnienia, to w ostateczności rząd i Policja posuną się wobec mnie do przemocy, czego preludium mamy już nagrane w formie "zatrzymania"... Skryminalizowana, szpiegowska, podsłuchująca mnie (i komputer) do woli w domu i na mieście prokuratura NIE POMOŻE... [edit 17:32] Zwracam uwagę na selektywność tego botnetu, możliwość dotarcia do poszczególnych smartfonów-botów. Wyłączano mi np. (bo akurat je sprawdzałem) poszczególne ściany w domu na Gajdy 40a, podobnie np. wyłączają dźwięk w blokach naprzeciwko, gdy jestem w apartamencie na doby. Tak samo na pewno mogą rzecz włączać w dodatkowych miejscach/okolicach (np. nielubiane biuro lub jego sąsiedzi). [edit 2015-05-03: Powtarzam, slogan "zmarnowanego głosu" jest demagogią. Zmarnowany głos to głos na Sejm — tych, co tam teraz siedzą. Kto 1, kto 2 wg procentów nie ma znaczenia dla prawa (wszystko zależy od wybranych, a partie z Sejmu potrafią tworzyć jedną sadystyczną i kryjącą problemy mafię), natomiast co do progu 5% to nie widzę powodu, by partie alternatywne, spoza Sejmu (jest ich nawet dużo), którym uda się wystawić listy, miały go nie przekroczyć. To zależy od nagłośnienia tematu, a ono z kolei wyłącznie od Ciebie. Dziś nie trzeba ani kapitału, ani wpływów, ani wielu ludzi pod sobą, by temat nagłośnić. Przekaż odpowiedniej liczbie znajomych informację o blogu (zob. wpis z 5/04/2015).]
(13:49)
[edit 2015-02-15: Piąty rok uciekania i bronienia swej prywatności! edit: Nie mylić z problemem tortur dźwiękowych.] No, chyba że byłem wtedy jasnowidzem, bo że dzisiaj Piotrka Policja i wielki pieniądz prześladuje, na to były dowody niżej.
Bardzo znamienne, bo pomiędzy moimi 63 stronami A4 (czyli w formacie książkowym byłoby ich 126) a ich odmową [dokument jawny] nie ma nic oprócz 6 czy 7 dni przerwy. To są po prostu kolejne strony tej teczki. Nagonka na ulicach, hałaśliwe remonty [nie chodzi o przekaz podprogowy itp.], nagonka nawet za granicą, przeszkadzanie w załatwianiu się, dręczenie kaszlem — nic nie zrobiło wrażenia. Gigantycznie uprawdopodobnione śledzenie też nie. Dodatkowe wyjaśnienia z zażalenia też nie.
Akta kończą się w dniu próby samobójczej: ta była w nocy ok. 20-21 (żyła czy tętnica podcięta aż do dna: zobacz, jeśli chcesz, choć tu chyba dobrze nie widać z powodu ropy — krew zatamowała się chyba wcześniej, bo cięcie nie pomagało: dlatego przeżyłem), natomiast rano zamknął sprawę sędzia [Wielki Piątek 6/04/2012, taki termin przydzielili]. Pewnie zdążył się dowiedzieć, bo sąd to też organizacja szpiegowska. W międzyczasie w sklepiku z kanapkami na Dworcu Centralnym [gdzie, rzecz zwykła, nocowałem] jakaś baba udawała, że przez telefon tłumaczy, w rzeczywistości zapewne mówiła dla mnie, głosem trochę zatroskanym [o psach]: "[...] to jest taki, wiesz, Duży Pies. I może pogryźć [...]" (później przyjęło się, że to o Tusku, co ja już wtedy dzięki mediom świetnie z nim kojarzyłem — zresztą dziś o jego sprawstwie "wiedzą" miliony czy setki tysięcy). Normalna sprawa to wtedy była, takie udawania-że-do-telefonu irytująco pode mnie, najcodzienniejsza codzienność (samo z siebie, u nieśledzonych, przecież rzadko się zdarza, że ktoś tuż obok ciebie tyle gada, zwłaszcza o takiej porze).
[Później, w 2013, wysłałem na odpowiedni e-mail skargę do Prokuratora Generalnego z dodatkowym powiadomieniem o głodówce i prośbą o podjęcie działań w związku ze zgłoszoną sprawą śledzenia. Również zlekceważono, choć przeczytano, obsłużono. Pisałem o tym we wpisie Kwestia prokuratury.]
A teraz parę wyłapanych zdań z nagrania mojego niedawnego przeglądania tych akt (bo opublikowałem i zdjęcia, i film(!)) — rejonowa Warszawa-Ochota na Wiślickiej 6:
2:00 Ja nie Zrobię L***, Wstyd. Jak nam Wstyd... tak, o to chodzi właśnie. Właśnie o to chodzi.
2:05 Też go Słucham.
2:07 Pewnie, że [to] 'tata'.
2:41 [Tu widać dwie panie obok siebie w Pasy, jak jakiś bydlęcy wagon.]
17:48 Można zrobić ci ***. Zrobię ci ***... Ja też cię Słucham! [slangowo o podsłuchiwaniu, zwykle powiązanym ze śledzeniem komputera w okolicy i przez Internet. PEŁNY STENOGRAM(!!!) - sporo potwierdzeń, moje nazwisko wielokrotnie, jest i o premierze]
[edit: Wierzcie lub nie — było nawet, co się nie nagrało, że jest tam pokój dla mającego zmianę agenta. Obecnie ciężko wytrzymać to, co mam, ale ciągle przychodzi młodzież i ją też trzeba kryminalizować. Poza tym dookoła osiedle bloków, a dąży się do tego, by w każdej okolicy ktoś przechwytywał ekran moich laptopów (można to robić z odległości nawet do kilkuset metrów), więc może mają odpowiedni sprzęt i to wtedy byłby sens szpiegowania.] Winni zepsucia prokuratury są — można to już teraz przewidzieć — najprawdopodobniej "partyjniacy" Ziobro, Ćwiąkalski, Czuma i dawny sędzia krakowskiego Sądu Apelacyjnego Seremet.
Tutaj te akta i wideo. Było też zawiadomienie z grudnia 2012 o śledzeniu, również zamknięte przez sąd, a niniejsze z października 2011 poprzedziły dwie próby (raz w prokuraturze Warszawa-Wola, raz w tejże samej na Ochocie, tylko kto inny zamknął): obie zakończone zażaleniem i, podobnie, utrzymaniem w mocy prokuratorskiej odmowy. Łącznie zamykało wtedy dwóch sędziów Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy (Sebastian Ładoś i Magdalena Baran). Kliknij, pooglądaj akta — w mediach tematu Tuska-prześladowcy i Platformy (i bandytyzmu w PiS) nie ma podobno za pieniądze, w mediach o prawdziwej antyludzkiej korupcji się nie mówi.
[edit] Swoją drogą nie uderza was, że sama ustawa mówi o możliwości aż samobójstwa wskutek uporczywego nękania... [rozwiń], skoro przecież jest Policja i można sobie inaczej radzić? Chyba ktoś tu myślał o mnie, układając ustawę, podpowiedział dosyć radykalne, jak na wagę problemu wycenionego tak poza tym na 3 lata, rozwiązanie. Podobnie drugi dodany paragraf przy okazji stalkingu: o kradzieży wizerunku, dziwaczny, zdawałoby się, nie tak istotny — również znajduje wyjaśnienie w jednej z moich głośnych a zastanawiających wypowiedzi z 2009-10 (o zgłaszaniu na Policji "identity theft"). Nie chodzi tu o niesłuszność ścigania stalkingu — ściga się go w wielu krajach Europy, także wskutek tej ostatnio nagłaśnianej (nie oglądam TV, ale przypadkiem zauważyłem na ekranach) Konwencji, ale nie tylko, bo od dawna takie są różne ustawodawstwa krajowe. Oczywiście, samo w sobie to polskie ustawodawstwo o stalkingu jest słuszne, poparły je wszystkie partie (zresztą usuwa istotną lukę w prawie, bo przekaz podprogowy może stać się nawet formą tortury, tej przecież Konstytucja zabrania, lecz dotychczasowych paragrafów o uwięzieniu ze szczególnym udręczeniem i przemocy domowej nie dało się zastosować). Widać tu więc inteligencję Tuska, który — zapewne sam już będąc przestępcą i mając na sumieniu udział w gangu jeszcze przed objęciem władzy — planował akcję przeciwko mnie i chciał, by ludzie zaczepiając mnie i dręcząc mimo wszystko pozostawali wierni mafii, nie wygadali się, zachowali dyscyplinę związaną z lękiem przed karą oraz dodatkową niechęć czy nienawiść do mnie jako winni (młode dziewczyny!). Starzeje się ten człowiek, pewnie dopiero za kolejne 4 lata będzie szansa go pociągnąć do odpowiedzialności, później jeszcze np. rok procesu, tak więc zamiast 5 za udział w gangu odsiedzi np. 7 lat z 25, po czym umrze ze starości. Nie taka głupia ta zbrodnia, prawdopodobnie z jego strony. Mogłem się przecież zabić. [ukryj]
[edit 2015-02-14 03:44] Tam w aktach był jeszcze wspomniany rozbój z Lublina (zob. międzynarodowa fala kradzieży) oraz np. bardzo złośliwe i uciążliwe naruszenie miru domowego przez właścicielkę (nagle sobie postanowiła zmienić mi zamek i mnie usuwać, obraziła się chyba za jakiś drobiazg — zresztą businesswoman z własną firemką, to wszystko wyjaśnia). Nawet przy obu sytuacjach wkrótce po nich przyjechała Policja i była świadkiem. W prokuraturze jednak w październiku tamtego roku nie ruszyli nic.
[edit 2015-02-14] Pamiętaj: chyba nawet większość przedstawicieli zawodów prawniczych jest skorumpowanych [na pewno b. dużo] i zamieszanych w przestępstwo i nadużycia władzy. Biorą lub wzięli, najprawdopodobniej w gotówce: notariusze, komornicy, sędziowie, prokuratorzy, adwokaci, właściciele spółek radcowskich [ostatecznym fundatorem może być fiskus, który nie egzekwuje pewnym firmom całego podatku, poza tym część wzięła jednorazową łapówkę od firmy remontowej, a te może mają od jakichś dużych podmiotów]. Jak to zwykle bywa, udział w gangu w postaci podstawowej sprowadza się do wyremontowania lokalu i posiadania dostępu do szpiegostwa (nic nie trzeba ręcznie włączać, być może udostępnia się np. WiFi, by innym daleko też grało, lub po kablu). Również wielka część: (innych) przedsiębiorców, proboszczów, policjantów, pracowników hoteli, studentów pracujących (lata 2008-2015), część polityków, zwłaszcza czołowych (oczywiście też: bankierzy, agenci nieruchomości, taksówkarze) — ma przestępstwa na sumieniu, dobrowolnie, dla pieniędzy. Jeżeli uważasz, że to jest pozytywna ewolucja, to nie rób nic dalej, ale inteligentny człowiek uważa inaczej: o ile zasady, które wyznaję, są słuszne, to im większy opór przeciwko nim i niechęć, tym bardziej trzeba się starać je przełamać, bo obrona elementarnych wartości wkrótce będzie musiała zejść do podziemi i nie będzie miała nawet poparcia. Sądy są w takim stanie, że na pewno nikt Policji i korupcji nie ruszy, a nawet rzecz będzie rosnąć, jeśli będziecie dalej głosować na Platformę lub kandydatów lubianych w mediach. (Przypominam — z obrazka Gigantyczna afera — że w sądach zorganizowali to prezesi sądów, powoływani przez Ministerstwo Sprawiedliwości i niby zobowiązani do realizowania ich wytycznych organizacyjnych, choć oczywiście w granicach prawa.)
(01:09)
Odkąd w nagłówku bloga widnieje "Internet jeszcze wolny", a czytelnictwo to między 100 a kilkaset dziennie, spikerzy męczą mnie tekstem o tym, że jest ryzyko zniknięcia strony z Internetu, a to za sprawą właściciela całej strefy .PL w Internecie, czyli "Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej — instytut badawczy" (w takich organizacjach minister może zwolnić kierownika — podobnie jak w przypadku TVP, choć następny jest z konkursu). Zaraz dodają, że to straszny obciach tak prosić ze strony rządu, że raczej nie wywalą, ale później temat powraca i irytuje. Bo jakieś spamy, ktoś komuś mailuje, w sumie co za różnica, jaki pretekst.
W związku z tym uprzejmie informuję, że strona ma też inne adresy: bandycituska.net
albo jeszcze tak samo z końcówką .com
lub .info
[lub .pl]. (Mniejsza już z www.sysplex.pl i www.bezele.org.) Poza tym, w razie czego, gdyby już nic nie działało, mogę spróbować wykorzystać adres piotr.nizynski.pl
. Na razie nic tam nie ma, ale jeśli by było trzeba, pewnie da radę załatwić jakieś przekierowanie dla zrozpaczonych użytkowników jedynego serwisu, który mówi całą prawdę o naszym biednym, skryminalizowanym kraju.
Tymczasem wkrótce będę próbował software'owo zablokować transmisję tortury przez WiFi, może wreszcie się to uda, jestem chyba na dobrej drodze, jeśli chodzi o rozpracowanie systemu ich działania ([edit 2015-06-05: dzisiaj poprawione] KSP na ul. Nowolipie lub Pałac Kultury [raczej TVP na Jasnej] → transmisje radiodyfuzyjne łączami Emitela, do różnych wież nadawczo-odbiorczych, które ten podsłuch umożliwiają → smartfony + okablowania lokalne). [Skąd pewność, że nie Internetem?][edit 2015-02-01: Internetową dostawę tortury ze studia (zamiast smartfonem, cyfrowo i jednokierunkowo, przez zaszyfrowane fale radiowe) WYKLUCZA, w sposób dający pewność, tysiące razy potwierdzany błyskawiczny czas reakcji spikerów (rzędu np. 1s) na pojawiające się przypadkowe rzeczy na moim ekranie czy słowa ludzi: gdyż transmisje multimedialne publiczną siecią internetową, aby były nieprzerwane, wymagają tzw. buforowania (wielosekundowego opóźnienia). Gdyby go nie było, to ze względu na losowość czasu trwania dostawy pakietów danych (tu: dźwiękowych) mogłyby występować przerwy w odtwarzaniu, cisza, urywanie się dźwięku. Właśnie dzięki wielosekundowym opóźnieniom wyklucza się ten problem i umożliwia płynność (w razie chwilowych "korków" zaraz po ich ustąpieniu — są to zjawiska np. rzędu 0,5s do 10s trwające — nadrabia się bufor pt. "dźwięk do odtworzenia za chwilę"). Również mnóstwo ludzi, poniekąd też w ramach wyjaśnień, gdy akurat temat rozważałem, podstawiało mi się bawiąc telefonami itp.] [ukryj]
[edit 2015-02-09] 7. lutego br. ogłosił w większości mediów zamiar rezygnacji Komendant Główny Policji, pisałem już o tym w poprzednim wpisie, natomiast teraz zauważyłem, że tego samego dnia zmienił się też komendant Gwardii Szwajcarskiej w Watykanie. Znamienne; szansa przypadkowego zbiegu tych zdarzeń, w sensie przypadkowego trafienia w ten dzień spośród pewnej skończonej liczby, to np. 0,05% przy zmianach średnio co 5-6 lat, czyli co 1826-2191 dni [bardziej prawidłowo i przy nieskończonej liczbie dni jest to rozkład wykładniczy, ale zbliżone rzędy wielkości]. [Jeśli zaś doliczyć jeszcze niezależną zbieżność z dostawą zagłuszacza, to jeszcze np. 500-1000 razy mniejsze prawdopodobieństwo.] Przypomina się inna rezygnacja (ok. 2 lata temu, u progu tortur). Ktoś tu jeszcze ma wątpliwości, czy sprawa z tego bloga istnieje? Przypominam, historia bloga (najpierw sysplex.pl, bandycituska.com) — 3-letnia już prawie — została zarchiwizowana przez Bibliotekę Aleksandryjską i ogólnie Internet Archive na stronie http://web.archive.org, więc nic tu nie wprowadzam "później" czy "pod wydarzenia" (np. wpisu o Kościele), nie zamieniam tu przyczyny i skutku. [Uwaga: od wysłania mego listu do papieża minęło... Pół Roku. Przypomina się nagranie z hotelu IBIB we wpisie "Kolejne taśmy. Skandalicznie niskie czytelnictwo...", właściwie stenogram: przejrzyjcie tam 3:27.] [edit ok. 16:00: Właśnie padło chyba od tego newsa Radio Watykańskie w Internecie, http://pl.radiovaticana.va (odnośniki do artykułów). edit 20:30: Naprawili.] — edit 2015-02-13: Przypomnę: wg mojej orientacji sam Watykan śledzi mnie od jakichś 7 lat.
[edit 2015-02-09 22:53] PolskaTimes.pl omija temat, za to jej ludzie, jeśli w ogóle o tym słyszeli, co najwyżej mrugają okiem (jest np. temat Watykanu i jego udziału w korupcji): kliknij (nietypowe to pisanie Komendant Główny, ba, nawet Policja, z małej litery, prawda?). Tutaj także autentyczne wideo MP4, do zapisania na dysku (żeby był obraz), z oględzin tej strony gazety na moim notebooku (sfilmowane przez Piotra Niżyńskiego, nie sfałszowane). (Niżej był jeszcze nagłówek J. Paradowskiej: "Silni, głośni i bezkarni": to tylko nagłówek, oczywiście.) Przypomina się wpis "Oni to sami tagują czy użytkownicy?" oraz rozmowa z panią z Gratka.pl (w ramach walki z cenzurą na stronach rynku pracy; ten sam właściciel), gdzie młoda pracownica wystrzeliła "o tak, Tutaj w ogóle Nie Ma Sprawy...". To tak do kolekcji dla tych, którzy nie są pewni, czy z (wszystkimi/jego ulubionymi) mediami tak źle. Oczywiście, samo ustąpienie komendanta nie rozwiązało moich problemów z Policją ani trochę (podobnie jak zmiana w Gwardii Szwajcarskiej problemów w nieruchomościach kościelnych i szpiegostwa w ich instytucjach).
[edit 2015-02-11 22:21] W związku z rażąco spadającym czytelnictwem na blogu spieszę wyjaśnić, że niepublikowanie nowych materiałów itp. całymi dniami wynika z... [pokaż]codziennego życia, na które składa się ostatnio głównie: (1) ustawianie systemu operacyjnego Linux na laptopie tak, by było możliwe korzystanie w odpowiednim trybie z wtyczki sieciowej 5 GHz (a Linux na Acer SW5 działa bardzo opornie, nawet samo uruchamianie z dysku CD czy USB, zresztą sam laptop nie ma nawet CD, musiałem kupić zewnętrzny, po czym wskutek porażki zwrócić — trochę jeżdżenia), teraz np. jakieś "rekompilowanie jądra" (co zrozumieją informatycy), dostosowywanie modułów i instalacji na USB całymi dniami; a zatem walczę o ciszę [edit 2015-03-29: bo może to przez WiFi do smartfonów idzie] (dodać tu trzeba, że z powodu tortury pracuje się 5-10 razy dłużej i gorzej — proszę nie sugerować się tym, że piszę normalnie, bo we własnej głowie myśleć nie mogę w ogóle); (2) jeżdżenie, oprócz po marketach z elektroniką, także z hotelu do hotelu, do prokuratury (mam wreszcie znowu akta z 2011! przynajmniej te najdłuższe, o których na samym dole tej strony wspominam we wpisie) oraz po nowe zatyczki do uszu, bo stare się raczej zużyły; (3) wczoraj, w ramach prób zwrotu laptopa (któremu kończył się termin 30-dniowy na zwroty: na swój wciąż czekam z centrum napraw Acera), byłem nie tylko w 2 MediaMarktach, lecz także 2 razy na Dworcu Centralnym w celu drukowania potwierdzeń z bankowości — obsługa złośliwa i odesłała mnie zupełnie do złego marketu, na podstawie pozornie na niego wskazującego opisu transakcji w banku (w rzeczywistości zawsze taki jest i to nie świadczy o miejscu zakupu), żebym tylko wydał te dodatkowe 100 zł czy 200 zł i stracił czas. Dzisiaj też było drukowanie, ww. prokuratura, zmiana hotelu, zakup zatyczek, 2 wizyty w MediaMarkt o różnych porach... w efekcie od "pobudki" (czy raczej podniesienia się wśród bólu i półsnu) przed 12:00 do 19:00 byłem w rozjeździe. Za to będą te akta z 2011 do przejrzenia: jak ładnie zaraz po ostatniej stronie grubego, całą normalnej wielkości książką będącego (i obfitującego w bardzo podejrzane sytuacje i oczywiste symptomy prześladowań) zawiadomienia następuje prokuratorska odmowa. Tutaj je na pewno Państwo znajdziecie w przyszłości — przez ten link, poza tym znowu trochę się narzucali pracownicy z tekstami (m.in. "torturę ci zrobię" — wzięte zresztą z moich prywatnych słów w mieszkaniu, taki slogan; także o tym, że "słuchają" [tak, no "[nadal] słuchamy"!], co się nie nagrało, ale też parę innych, które tak — teraz kolejny, trzeci sekretariat miał panią w Pasy Poziome Ciemno-Białe, a jeden z tych, co poprzednio sfilmowane, miał takie dwie, co się na pewno nagrało). Czeka mnie jeszcze sporządzenie stenogramu, bo nikomu nie będzie się chciało zaglądać bez streszczenia, a mnie ciężko cokolwiek zapamiętywać w warunkach katowania... Także, jak widać, o swych czytelników się troszczę i nie zapominam o nich, choć liczba nowych odwiedzin jest, jak na temat, żenująca. No cóż, nie podoba się mój styl — droga wolna, zapraszam, TVN, Platforma i "Uważam Rze" powitają was z otwartymi ramionami. U nich w dodatku nie ma tyle cierpienia (wołania o pomoc drugiego człowieka) i w ogóle leciutko. [ukryj]
edit 2016-01-01: Wasz PiS (takie tylko trochę lepsze PO), tak dumnie przez was wyznawany, chce CENZUROWAĆ INTERNET — kliknijcie. Przestrzegam przed takimi rzeczami (sprawa Trybunału Konstytucyjnego to tylko przygrywka to tego ich projektu, żeby wyczuć klimat, amplitudę reakcji). Raz wprowadzona cenzura nie znika raczej już nigdy (przez długi jak na skalę naszej demokracji czas), bez względu na zmieniające się ekipy polityczne — co najwyżej się rozszerza, bo władza ma wiele do ukrycia. Przyjdą jeszcze czasy, gdy różni "wodzowie" i "liderzy" z PiS będą mi (niby to mówiąc ogólnie i do wszystkich) wygrażać z portali i plakatów, bym jakoś inaczej pisał bloga. Takie są konsekwencje głosowania na, w mojej ocenie, prawdopodobnie niemal doszczętnie skryminalizowane ekipy. PiS nie zlecił stalkingu, nie zlecił (w ścisłym tego słowa znaczeniu) tortur, nie mordował, ale tak poza tym też jest to partia dna i wynoszenia do najwyższych zaszczytów antyludzkiej mafii, zaś jej elektorat jest... odpornny. W latach 2005-2007 ich wyborcy akceptowali najróżniejsze konflikty wszędzie w państwie w imię urojonej "walki z układem" (co być może było dopiero szykowaniem się na przyszłość, ze względu na narastający skandal w papiestwie), akceptowali ręczne sterowanie różnymi instytucjami i przejmowanie ich szefów, więc teraz też to robią. Tylko, dziwnym trafem, w Policji zero postępu i bandytyzm trwa w najlepsze (właśnie np. wynająłem kolejne mieszkanie, też będzie podgląd ekranu; poza tym te tłumy aut zawsze dookoła, nawet na pustych uliczkach o późnych porach... zob. 20130825*).
(21:53)
W prokuraturze sprawę zatrzymania i ogólnie prześladowania oczywiście zamknięto (u nich samych gra). Dalej stary zastój, obstrukcja.
Platforma Obywatelska tymczasem jedzie na, prawdopodobnie (wg moich ciągle potwierdzanych doświadczeń), Omercie w mediach (media już za PiS-u były aferałami). [Jedni i drudzy WIEDZĄ o przestępczych, prześladowczych, korumpujących i doszczętnie niszczących morale wśród ludzi masach urzędników, jak i o udziale premierów, OD WIELU LAT: sami są tego częścią. Później jeszcze będą gadać, że "z przyczyn ekonomicznych"/przez "trudności" i "dużą ilość" lepiej złych nie zamykać, izolować.]
Chodzi mi tu o to zawiadomienie, które jest tutaj (wraz z uzupełnieniem oraz oświadczeniem proszącym o nieprzekazywanie sprawy Policji, a także wnioskiem dowodowym: załączone nagrania wideo). [Przypomnę, reforma prokuratury i Policji, podporządkowanie ich Niżyńskiemu będzie jednym z głównych postulatów Partii Piotra Niżyńskiego.]
Przejrzyjcie sobie akta z bloga (z wygodnymi do czytania elementami zawiadomienia: link powyżej), akta z poniższego wideo czy wpisy na blogu. To, na co się natknąłem u prokuratury, jest z wielu względów kompromitujące. Paranoja i padaczka ze strony ochroniarza w kwestii nagrywania, kaszle, masowe ubieranie się w (dobrze znane jako element nękania [irytującego i, nie wiedzieć czemu, nagle w mym życiu pojawiającego się specjalnego traktowania i nachodzenia wszędzie], w dodatku symbolizujący przestępcę) Pasy Czarno-Białe poziome, odzywki w rodzaju "tak, bierzemy" (przypomina się to, co spotkałem jesienią 2011 w sąsiedniej Prokuraturze Rejonowej Warszawa-Ochota, a w ogóle to i w różnych — były elementy nękania, choć inne — ponadto ówczesna wspierająca myśli o korupcji plakietka "tak dobrze pracujemy, a zarabiamy tak mało" [poza tym kojarzy się to z tym, co zobaczyłem w kiosku podczas 2-dniowej chyba podróży do Niemiec w 06/2013, a przetłumaczyłem tutaj]), wreszcie sama zawartość ich teczki. Nie chodzi tylko o to, że znowu zamknęli mi sprawę bez ani jednego przesłuchania (żeby uniknąć wręczania mi "pouczenia o prawach pokrzywdzonego", jak to nieraz w myślach w 2011 tłumaczono czy, np., mówili nękający na mieście ludzie w aluzjach). Przecież olano ["ciepłym moczem", bez sprawdzenia] nawet ewidentne złodziejstwa Policji, o których jestem przekonany: fałszywie bym nie zawiadamiał, że coś straciłem z winy funkcjonariuszy, bo to akurat jest przestępstwem. Nawet nie pofatygowano się sprawdzić, przesłuchiwać ludzi, a w przynajmniej jednym przypadku musiał to zrobić funkcjonariusz (zniknął dysk twardy pozostawiony w plecaku, który poszedł do depozytu) [w drugim — paręset zł zabrane, gdyśmy leżeli wobec gliniarzy, z portfela — mógł ukraść ktoś nieumundurowany, ale raczej też funkcjonariusz albo za jego wiedzą]. Tych rzeczy nie sprawdzano. Dręczenie 2-letnie dźwiękami (już nie wspominając o uprzednim 2-letnim nękaniu) uznano po cichutku za "bez znamion przestępstwa", przy tym wklejając w odmowie jakieś teksty o konieczności "uzasadnionego podejrzenia" (jest taki katalog powodów, z jakich można odmówić dochodzenia lub umorzyć; brak uzasadnionego podejrzenia popełnienia przestępstwa to jedno z nich, inne to np. brak znamion czynu zabronionego albo cech przestępstwa — wszystko jest jasne, ale to wolno — czy czynu nie popełniono, czego subtelniejszą wersją jest brak dowodów winy; tutaj pomieszanie z poplątaniem, bo niby "złodziejstw [już wiadomo, że] nie popełniono", reszta "legalnie", a na uzasadnienie swej decyzji — o różne opcje opartej, ale nigdy o tą — wklejają ten sam tekst z odmów z 2011 o "potrzebie istnienia uzasadnionego podejrzenia", tak jakby to było tym powodem z katalogu [I tłumacz sobie w myślach tę mądrość nicnierobienia, my ci tego nie wytłumaczymy, tylko masz wachlarz opcji do przemyślenia]).
Przecież napisałem im wyraźnie bodajże w oświadczeniu, gdzie prosiłem o nieprzekazywanie tego Policji (bo i tak mogliby złośliwie zrobić: sama Policja niech się bada, ja nie będę określał osób, przesłuchiwał...), że dręczy się mnie od bardzo dawna dźwiękami szeptanymi, także na [pustych] komendach. To wszystko zlekceważono.
Ale jeszcze z innego powodu są te nagrania skandaliczne: w teczce prokuratorskiej znajdziemy też akta sprawy przeciwko mnie, jaką założyła Policja (komisariat ursynowski) — ta jest przecież bardziej przyszłościowa, lepiej rokuje. Nie ma tam absolutnie żadnych dowodów mej winy na dzień dzisiejszy, a tym bardziej moich robotników, tymczasem jednak wszyscy już są osobami, co do których wystawiono postanowienie o przedstawieniu zarzutów (co, w założeniu, oznacza wysokie prawdopodobieństwo wniesienia aktu oskarżenia oraz ich występowanie w sprawie jako podejrzanych). Powtarzam, same pozory, zupełny brak "dowodów" w sensie udowodnienia winy.
Dodatkowo zawiadomienie kilka razy przerzucały między sobą prokuratury, od Annasza do Kajfasza, zupełnie wbrew normalnej, wynikającej z prawa właściwości, która przysługuje rejonowej Warszawa-Mokotów. Odsyłam do podfolderu akt dla tego zawiadomienia. Nawet miał je przez chwilę podobno sam szef warszawskiej Prokuratury Okręgowej (gdzie zresztą byłem: jakaś pani gadająca przez telefonik wyłaziła, znowu znany sposób niepokojenia, uczestniczenia w mej prywatności, myślach, uwadze), ci, jak wiadomo, odpowiadają za pracowników prokuratur rejonowych i okręgowych typu sekretarka, a są powoływani przez samego Seremeta. [Obejrzyjcie ten podfolder akt dot. zawiadomienia, są tam nagrania, jak im złośliwie telefon nie działał całymi dniami, nawet ten główny oficjalny, albo inne osobliwe zjawiska.]
NAGRANIE 201502031025 [FILM MP4] — WCHODZĘ do prokuratur na Wiślickiej 6 w Warszawie
[UWAGA: Pamiętaj, że wideo MP4 mogą nie wyświetlać obrazu, dopóki nie zapiszesz ich w całości na dysku i nie odtworzysz stamtąd! TAM JEST OBRAZ! Proszę klikać odnośnik MP4 prawym przyciskiem myszy, używać "Zapisz jako". edit 2023-06-18: Jeśli i to nie pomaga i dalej nie ma obrazu, to trzeba zainstalować kodek, np. instalując program K-Lite Codec Pack.]
0:44 wychodzi pani w płaszczu, kaloszach, ale Mini (to ostatnie, nierzadko w takim połączeniu, to znany element nękania, nachodzenia, stalkingu przeciwko mnie – jak widać chcą się pochwalić współudziałem), może z racji pory nie pracownica albo prowokacja (0:53 rzuca "wstydź się!"). Może chcą, żeby kojarzyło się z hotelowymi zmianami, słuchaniem, jak na komendzie? (przynajmniej dawniej...) Przecież i co innego na to wskazuje (por. też następne wideo).
Pod koniec ochroniarz przyczepia się do, jak podejrzewa [skąd?] ("były już incydenty", skąd oni to wiedzą?? przejrzeli blog?), filmowania...
NAGRANIE 201502031130 [FILM MP4] [YOUTUBE] — Sekretariat Warszawa-Śródmieście Północ. Teczka prokuratury
Zawiadomiłem o nielegalnym ataku Policji, pomaganiu w wypędzeniu mnie z domu, dręczeniu m.in. na komendach, licznych nieprawidłowościach z zakresu postępowania karnego ("postawienie zarzutów" kradzieży, z włamaniem, nieznajdywanie zatrzymania w pr. przez aż 6 dni, zbędne trzymanie rzeczy — całe me mienie — aż do 3. tygodnia grudnia przez gliniarzy-szpiegów i niewydanie pokwitowania na zdeponowane rzeczy), złodziejstwach itd., wspominałem też o śledzeniu (które to wyznanie Policji padało zrelacjonowane w moim zeznaniu z innej sprawy). Było o podsłuchowej złośliwości policjantów... [rozwiń]
Ciekawostka: był tam jeszcze dokument, którego tu chyba wyraźnie nie uchwyciłem, że prokurator przejrzał wideo z zatrzymania i nie znalazł w nic niezwykłego czy co by wskazywało na złą wolę czy choćby wulgarność policjantów (same normalne rzeczy: "padać na twarz", "mieszkacie tu?" — "tak!" i że meldunek, że umowa... [miałem nawet klucze do garażu, co wzmiankowałem trochę później, mógłbym też pokazać w telefonie — przecież ma Internet — stronę banku z historią konta, gdzie były przelewy za dom] — "a mnie to KURWA obchodzi!!!" itd.; tych drugich wypowiedzi wprawdzie w piśmie nie wymienił).
NAGRANIE 201502031135 [FILM MP4] — Biuro podawcze prokuratury Warszawa-Śródmieście Północ
0:06 "wstyd!", "wstyd", 0:07 pani ubrana w Pasy (symbol przestępcy stosowany w stalkingu przeciwko mnie od ponad 2 lat; zob. słynne elementy oraz historia tego bloga, tj. www.sysplex.pl oraz www.bandycituska.com, na Internet Archive), 0:12 "bandyci!" (0:44 "jest Sprawa Tutaj...").
NAGRANIE 201502031146 [FILM MP4] — Biuro podawcze prokuratury Warszawa-Ochota (składam prośbę o dostęp do akt)
1:30 sekretariat — babka po lewej była w Pasy, ale jej nie ujął telefon, 1:58 pani w Pasy (trzecia z kolei! identyczna bluza)... edit 2023-06-18: Tzw. pasiak to znany w wielu krajach symbol przestępcy.
Oczywiście, nie marnując czasu na większe starania, przychodzenie do biur itd. (boję się, że nie ma ani jednego porządnego wśród odbierających skrzynkę lub nie potrafią jeden drugiemu przekazać!), wysłałem krótkie powiadomienie o tych nowych wideo do wszystkich posłów (adresy z odnośnika na samym dole bloga). I pewnie nic [edit 2015-05-09: tak, 0 odpowiedzi, od niektórych przychodzi zwrotnie automatyczne powiadomienie "Przeczytano" — a przecież treści tego bloga są przerażające i każdy normalny polityk by się zainteresował, by następnie zmiażdżyć tym przeciwnika] — nie wiem, może odpowiada im ten stan rzeczy (to całkiem prawdopodobne).
Dobrze, a teraz jeszcze raz do głupców, o których pisałem w nagłówku tego bloga [edit 2015-05-09: wtedy było tam "Przeciwko głupim, którzy prawdy o Polsce i polityce szukają w telewizji" w miejsce dzisiejszego "NIE UFASZ? REKLAMUJ I TAK" itd.]. Tak, to jest bardzo ważny temat. Premier, przestępstwa, masy, żałosny stan moralności i praworządności w kraju. Tak, media o tym nie mówią: nie od dzisiaj, gdy zobaczyłeś tego bloga, nie "sprawa jest w toku", również nie od wczoraj, tylko ja zdycham od 4 lat, a oni o tym nie mówią. Nie pomagają jedne po drugiej próby kontaktu. Dzieją się najdziwniejsze rzeczy, obecnie od 2 lat torturowane są całe osiedla, ja non stop — niewarte wzmianki... Jasne? OK, więc, żeby nie było, że się na siebie gniewamy, że kogoś obrażam itd. Dobrze, nie ma w mediach "omerty". To jedne z nielicznych firm na chodzie i z własnymi lokalami, gdzie tortury się nie włącza i w ogóle nawet nie jest "zamontowana" (ukryta) w ścianach budynku (zob. np. wpisy Praktyka organizowania..., Kolejne taśmy, Szczegóły instalacji dźwiękowej). Ci jedni, ten "ostatni" bastion: media — nie oszczędzają na podatkach... Tylko ich ludzie ciągle robią nagłówki kojarzące się z moim tematem, w pracy, a nigdy nie powiedzą wprost, że jest taki człowiek i że ma problem, i że miewają go też całe osiedla. Strasznie skomplikowane o tym wspomnieć. Mówią o zorzach polarnych, o ciekawych zjawiskach, zaćmieniach księżyca czy problemach w Afryce, ale o Polaku ciężej niż za komuny prześladowanym politycznie — nie.
[edit 2015-02-06 01:01] Dodałem wykres (na podst. ustaw budżetowych), więc jeszcze uwaga. Prokuratorów i asesorów, czyli trzonu orzekającego, jest 6222 wg Sedlak&Sedlak; razem z innymi pracownikami będzie tego może nawet z 10 tys. (policz, ile przypada stałych wydatków, czy ich wzrostu, na głowę: to jest największy stały wydatek, pozostałe, np. korespondencja czy zwłaszcza prąd, są dużo niższe). Na prokuraturę przeciętny dorosły Polak (takich jest 30 mln.) płaci 67 zł w ciągu roku (pensja, VAT itd.); w 2000 r. to były 22 zł. Przeciętny, ale przecież tu jest też kilka mln. bezrobotnych, więc w odniesieniu do reszty to jest więcej — a jeśli zarabiasz dobrze, to płacisz jeszcze więcej... (To swoją drogą, bo w ogóle cała ta podwyżka VAT celem finansowania korupcji kosztuje przeciętnego Polaka, wydającego np. 3000 zł na miesiąc, 30 zł. Czyli co miesiąc 30 zł na tortury dla mnie.)
[edit 2015-02-06 18:16] Na stronie przybyło dowodów i odwiedzin, tymczasem Komendant Główny Policji podał się do dymisji i będzie tam tylko pracownikiem, nie przełożonym. Miłe, choć pewnie sytuacji to nie poprawi. Zbieżność wydarzeń wyłącznie przypadkowa? [edit 2015-02-07: Zeszła się też ta dymisja co do dnia z dostawą zagłuszacza, tym razem sieci WiFi, tj. internetu bezprzewodowego, radiowego (choć zagłuszacza nieskutecznego). Przypomina się wywalenie mnie z domu przez właściciela też dokładnie w dniu dostawy zagłuszacza sieci komórkowej (ba, na najwyżej godziny przed tym), wprawdzie (również!) nieskutecznego, ale pewnie chciano, bym na tę technologię stawiał. (Na to, że wywalili tamtego dnia, może znajdziecie Państwo dowód w aktach prokuratorskich z tego wpisu: np. notatka policyjna czy zeznanie właściciela, A. Graffa.) Zresztą o tamtą akcję przez chwilę, za sprawą spikerów, podejrzewałem Ewę Kopacz, więc pewnie i KGP. Wniosek więc być może taki, że gra się przez WiFi 5 GHz (ten drugi, mniej popularny standard), jeśli faktycznie "coś jest na rzeczy". Sieć taka zresztą, jeśli istnieje, to jest dobrze ukryta, nie widać nazwy na listach.] Media nadal śledzą mnie, jak jakaś komenda, co nieraz prześwituje z dziennikarskich wypocin (ale może "wasza firma akurat nie" i wyjątkowo nic tam nie będzie dźwięczeć — proszę się nie obrażać... zresztą ciekawskich zapraszam do Warszawy, razem zrobimy próbę już nie na wideo, a "w realu": wy decydujecie, dokąd jedziemy). [edit 2015-02-08: Odnośnie Działoszyńskiego (KGP), dziennikarka TVP INFO twierdziła jeszcze tego samego dnia na gorąco, że to "zaskakująca decyzja". Natomiast wg TVN24 rzecz jakoby szykowała się od kilku tygodni (czyżby? "nie ma tematu")...]
(20:00)
[edit 2015-06-05: W oryginale było "Inteligencja Policji", natomiast być może pracownicy tej instytucji pełnią tylko rolę asysty spikerów (ci są w studiu TVP?), jako (jeżdżący za mną nieoznakowanymi autami) dodatkowi agenci i dostarczyciele informacji o moim położeniu (dzięki której można selektywnie dręczyć określone miejsca; bez tego prześladowanie mnie byłoby bardzo utrudnione). Takie dostarczanie informacji na pewno ma miejsce, ponieważ np. często dociera do spikerów niemal natychmiast powiadomienie o tym, co właśnie widzę, jaka to tablica reklamowa czy przechodzący człowiek są przed mymi oczyma, bo słychać to wyraźnie szeptem i nie jest to moja myśl tylko, wywołana podprogowo. Ponadto jest chyba pomoc dla właścicieli przy okazji wynajmu, w rodzaju jakieś techniki wytrychowe/elektromagnetyczne itp.] W ogóle nie jestem świadkiem takich "rozmów Polaków przy stole", ale zapewne bandyci, których plan brzmiał zaprzedać kraj na pastwę totalitaryzmu, a mnie w dalszej perspektywie wspólnie zniszczyć (czy to samobójstwo, czy np. wariactwo, co się nie udało), zaczynają coraz śmielej stosować obronę — bo ta rzecz oczywiście potrzebuje bronienia (ktoś mógł donieść o blogu rodzince...) — na zasadzie już nie czarne (brak dowodów), tylko zielone ("dopuszczalne"): kolory wzięte z szat adwokatów, bo w sumie tak ich zadanie można streścić. Coraz mniej udaje się, że blog jest niewiarygodny, za to należy spodziewać się strasznego rozrostu twierdzeń [interpretacji], że to [co robią członkowie gangu szpiegowskiego, jest] nie takie złe. W pierwszej kolejności: że tortura nie taka prawdziwa i nie taka ciężka. Na pewno nie ma wtedy własnego myślenia i własnej inicjatywy, z tym się zgodzimy: "życia wewnętrznego" brak zupełnie [w tym: swobodnego rozumowania, wybierania, myśli innych niż bardzo bliskie tekstom spikerów], ale taka niby to wielka tortura?... Phi...
[reszta ukryta, bo może odwraca uwagę od DOWODÓW, a później ludziom "nie chciało się czytać"... "nudny ten blog"... pokaż]
(18:42)
Hotel ten znajduje się na 3. piętrze budynku przy ul. Foksal 16 w Warszawie (Stare Miasto), mają też podobne w innych miastach. Na licznych zrobionych telefonem LG E460 wideo załoga (czy, w mniejszym stopniu, schodząca się tam chyba Policja, nieumundurowana) przyznaje się praktycznie do wszystkiego. Popsułem im zmianę ok. godz. 16:00 swoim obserwowaniem okolicy. Najpierw ustały walenia z pokoju obok, które wcześniej były zmorą, i zastąpiły je dźwięki jakby pukań, zahaczania o klamkę (stalking znany już z państwowego Hostelu Zachodniego i 2011 r.: zabawy kluczem czy klamką, jakby delikatne ich poruszanie, żeby mnie trzymać w napięciu i denerwować albo żebym odpuścił we właściwej chwili tak, jak w pozostałych). Pukania dodatkowo w kontekście były związane z ciągłym (od 2 miesięcy) gadaniem spikerów w hotelach o tym, że może mi jakaś recepcjonistka "zrobi laskę", więc nie chcąc być posądzanym o takie ciągoty (co później mogą w sprawie karnej wykorzystywać przeciwko moim zeznaniom obciążającym, na przykład) dodatkowo miałem powód, by te dźwięki lekceważyć i na to właśnie liczono. Pok. 10 obok mojej 11-ki (w tym samym przedziale) był wolny, jak się później przekonałem, więc zmiany musiały być w tym drugim, 12-ce, bo monitor śledzi się z bliska.
W rozmowach z pracownikami — także z ich gośćmi z gangu, ale często w obecności pracowników (przybyli rzekomi "goście", nawoływani np. przez napisy w radiu podsłuchowym, że tam można przyjść i dostać za pobyt, za podsłuchiwanie, strojenie odbiornika i publikowanie mojego ekranu, pieniądze) — wyszło praktycznie wszystko, co tutaj na blogu się o takich firmach, a także generalnie o tym skandalu, twierdzi. Wyznawali te rzeczy niechętnie, zwłaszcza w 4 oczy do kamery telefonu, ale trzymali się wielokrotnie tej wersji o kolaboracji z Policją. [edit 2015-11-01: Tymczasem raczej właśnie z TVP(?) — raczej to na Jasnej w Warszawie jest centrala zajmowania się mną.]
Oto dla dobrego wyeksponowania lista istotnych plików (zob. też pełny katalog serwera www), długie i najciekawsze na pewno mają stenogramy — końcowe 4 cyfry w nazwie to godzina i minuta końca wideo, przypominam też, że pliki w formacie MP4 trzeba najpierw zapisać na dysku (klika się odnośnik prawym przyciskiem myszy i wybiera Zapisz jako...), inaczej może nie być obrazu (w starszych Windows, do wersji XP włącznie, może być też wymagana instalacja programu typu mp4 codec):
201501251238 [FILM MP4] - wchodzę do hotelu Moon
201501251307 [FILM MP4] - nie pomaga zagłuszacz emitujący ok. 1,7 W na przykładowym paśmie GSM (zakłóca jeszcze 3G i LTE)
201501251436 [FILM MP4] - emisje od sąsiadów (nie mylić z tłem; to jest "bliskie" pole) wykrywa nawet po ustawieniu minimum czułości, na pewno nie WiFi/telefony
201501261604 [FILM MP4] - badam spodziewaną zmianę (młody chłopak czeka pod 12-ką przy komputerze; proszę wybaczyć, ale w takich warunkach nie ma normalnych gości, co zresztą przyznali w 201501261628)
201501261611 [FILM MP4] - w 36s w kuchni jest ubrana do wyjścia(!!!) nieznana dziewczyna i inna kobieta. Na recepcji bez zmian, pora nie ma nic wspólnego ze sprzątaniem
201501261616-1 [FILM MP4] [DŹWIĘK] [TEKST] - teraz ten młody chłopak gada z recepcjonistką. "Uspokój się, [Piotrze Niżyński, ta] sprawa jest na Policji".
201501261628 [FILM MP4] [DŹWIĘK] [TEKST] - podchodzi ta dziewczyna, która wychodziła - to pracownica - nawet rano będzie na recepcji - WAŻNE!!!
201501261631 [FILM MP4] - "chyba tutaj... jest Remont...", inne takie, wideo kilkusekundowe
201501261638 [FILM MP4] [DŹWIĘK] [TEKST] - próbuję się upewnić o Policji u recepcjonistki (to przez głuchotę), ale przy 201501261628 to już zbędne. Jest o monitorach
201501261650 [FILM MP4] - "tak nam Wstyyd, sprawa jest na Policji", "sprawa jest nieistotna..." (niestety, to właśnie o tym)
201501261725 [FILM MP4] - teraz to spikerzy szepczą z murów budynku: "tak, bardzo się wstydzę, tutaj jest sprawa"
201501261801 [FILM MP4] [DŹWIĘK] [TEKST] - rozmowa recepcjonistki z przychodzącą babą (obyło się bez opłaty(!!!) [por.: dziewczyna-gość z B&B chowa sobie terminal płatniczy]). [Tak chyba działa każdy hotel, że przypadkowym ludziom dają do obsługi odbiorniki i odpowiednio przygotowany komputer podsłuchowy (takich przychodzących a niepłacących widywałem sporo w różnych hotelach).] Cała w potwierdzeniach (zaczyna się od "Niestety sprawa jest w Policji!"). Niestety słabo ujęte kamerą. Wspominano też o szpiegowaniu klawiatury ("tablety"; wskaż myszą nazwisko w nagłówku bloga, będzie wyjaśnienie)
201501261807 [FILM MP4] - przychodzą jacyś nowi; mówię, że dręczą, rozlega się "dręczyciel, ale to Policja" (nie spikerzy, ci to raczej szepczą i ciszej)
201501261842 [FILM MP4] - znowu temat sprawy, czy afery, w Policji
201501261911 [FILM MP4] - Zewnętrzni agenci przejmują pokój obok (nr 12): bez osób w środku, ale leżą różne rzeczy, widziałem m.in. torbę
201501271206 [FILM MP4] - recepcjonistka z dnia 2015-01-27 od godz. 10: to ta pracownica z np. 201501261628, co się (m.in. wtedy) przyznała do włączenia czegoś. W pełnym katalogu są też wideo z przychodzącą wkrótce recepcjonistką z poprzedniego dnia oraz nawet ich wspólnym siedzeniem na tej malutkiej recepcji
201501271637 [FILM MP4] [TEKST] - kolejni nowi "goście". Obwiniają Tuska, co już znamy z hotelu IBIB Pan, i chyba Seremeta. W pełnym katalogu jest jeszcze wideo z jakimś gościem, co przychodzi i gada "robię tortury?" - "tak jest" (to nie moi koledzy; wrzucam, bo może ktoś jest ciekaw ludu podsłuchowego)
201501271713 [FILM MP4] [DŹWIĘK] [TEKST] - pracownica z powyższych wideo zaczyna mnie wywalać z hotelu, przy tym po raz ostatni się przyznaje, wtrąca jakiś erotyzm. Dalej już nie nagrywałem: spakowałem się, oddali pieniądze za ostatni dzień i do widzenia.
PRZEGLĄDAM INTERNET [FILM MP4] - widać mój laptop: pokazuję, jak można znaleźć oficjalnie ogłaszany wygląd hotelu Moon. Tak, to jest ten obiekt, co na nagraniach.
A teraz, żeby wzbudzić apetyt, skrótowa prezentacja — 2 przykładowe wideo, żeby wyczuć klimat:
1. Stenogram z nagrania 2015-01-26 16:16 #1, gdy już trochę przesiedziałem czekając na zmianę: [w rzeczywistości jej drugą połowę — zajęcie pokoju przez nowego — jak się okazało, rozdzielili to]
2. Wideo 2015-01-26 16:28 ze stenogramem — nadchodzi ukryta przyszła recepcjonistka, chłopak dalej czeka na korytarzu:
Na koniec słowo o padających w wypowiedziach rozpasanych erotyzmach. Dziewczyn w wieku studenckim, 19-24, pracujących w knajpkach, kafejkach, hotelach i innych takich mało ambitnych miejscach (zazwyczaj jest to młodzież przyjezdna, czyli ok. połowy tych roczników, a nie wszyscy przyjezdni pracują i do tego akurat w ww. firemkach) jest ok. 16 tys. w Warszawie, czyli może 1/4 roczników żeńskich (nie wszystkie też robią/robiły torturę, czyli to, co od 2013; niech najgorszych będzie z 9-10 tys.). Ogłoszeń prostytutek w wieku do 24 r.ż. włącznie jest w Warszawie 800-900 (aktualnych), przy czym nawet uwzględniając powtarzanie się niektórych np. dwukrotne oraz fałszowanie wieku wciąż daje to może z 400 obecnie działających w tym dziewcząt. Zazwyczaj nie są to "córeczki tatusiów", tylko również przyjezdne. Liczbę tę należy pomnożyć kilka razy, gdyż do "branży" można wejść i można ją opuścić, tymczasem to jest tylko liczba tych, które w tej chwili tam działają, są i te, co robiły to wcześniej. A zatem możliwe, że w jakiejś części te zbiory (np. 2 do 9-10 tys.) się pokrywają; nie mówię, że to jest powszechne, ale jakaś jedna na 4-5 w zbiorze np. 7-10 robiących zmianowo podsłuch (są jeszcze chłopaki, razem trzeba tego na pewno dużo) lub prezentujących się w hotelach może się znaleźć w tej grupie wiekowej. Nie będę się nad tym rozwodzić, bo zresztą zaraz (do czego już się powoli przyzwyczajam) znowu absurdalnie spadnie ilość nowych czytelników dziennie, choć tych przy takich tematach, jak czołowi politycy, zbrodnicze kryminalizowanie gospodarki i rozwijający się policyjny międzynarodowy totalitaryzm (pomińmy już moje osobiste dogorywanie i potrzebę pomocy...) powinny być przynajmniej tysiące dziennie [przestrzegam przed ludźmi, którzy mówią, że trzeba ten blog bagatelizować, ufać mediom (przecież mnóstwo twarzy TVP czy TVN jest zamieszanych, odpowiednio dobrani realizatorzy czuwają, prezesom grozi 25 lat) itd.].
[edit 23:07] Jeszcze raz podkreślam, że zjawisko zmianowego śledzenia mnie dotyczy najwyraźniej wszystkich hoteli, na jakie się natknąłem [często na sąsiada do pokoi obok przychodzą dziewczyny w wieku studenckim], a było tego dużo... Tu nie ma lepszych i gorszych (broń Boże marnować tu pieniądze na te drogie!); swego czasu sprawdzałem Marriott za 900 zł w Warszawie przy Dworcu Centralnym, a i przed InterContinental oraz Polonią obsługa, o ile dobrze to odbieram, aluzjami się ze mną spoufalała. Jeśli więc były jakieś bardziej moralne firmy, to je musiała pozostała gruba większość wykupić. Ponadto ta zabójcza korupcja jest bardzo, bardzo powszechna we wszelkich kafejkach, restauracjach, barach; w zasadzie wszystkie takie punkty gastronomiczne, gdzie widać młode twarze, to mogą być najprawdopodobniej punkty, gdzie obsługa szpieguje/szpiegowała/jest zapisana.
[edit 2015-01-29 10:18] Proszę, tu jeszcze podobne [erotyczne] klimaty u dziewczyn (studentek?) z hostelu Tatamka w Warszawie na ul. Tamka, który mnie w ogóle nie chciał wpuścić, a później odmówił mimo rezerwacji (MP4: jeden, dwa). O Piotrze Niżyńskim (ale nie w sensie rezerwacji: tej w ogóle podobno nie było) to one, jak mówią, słyszały (nazwisko pada też na stenogramach z Moona, tych z listy nagrań), są nawet "na Ty". Najpierw zapisać całe pliki na dysku, później je uruchomić, inaczej nie będzie obrazu. [edit 13:42] Dlaczego jestem teraz ciągle w tanich hotelach? Nie, żebym chciał tortury lub był to jakiś układ; wynajem mi się nie opłaca, ostatni właściciel ukradł sobie kaucję itd., ogólnie był niezrównoważony. Poza tym często ludzie nie chcą wynająć, ociągają się, okazują tylko podsłuchiwanie, a spotkanie i umowa nie (np. często zajęte właśnie wtedy, gdy chcę dzwonić, lub nie podnoszą). Ale przede wszystkim jestem dosyć biedny (na granicy 1 mln. zł, a spore są wydatki na taxi) i mi się to nie opłaca. Naprawdę wszystkie strony z ogłoszeniami nieruchomości są pozbawione ofert od nieprzestępców, zwłaszcza, gdy chodzi o domy bezpośrednio. Pośrednicy też są dla mnie źli. To doświadczenia z jakichś 6 miesięcy 2014 r., dosyć świeże. [edit 2015-01-31] Ogłoszenia działek z Internetu, bezpośrednie, mogą mieć jakichś dziwnych ludzi obok (np. wpuszczą Policję na zmianowe dręczenie i śledzenie), poza tym często właściciele są nieprzychylni z racji bycia przestępcami.
[edit 2015-01-31] Przypominam o nagraniach związanych z kolumną Policji, wprawdzie dość krótką w tym roku, 8 jednakowych wysokich policyjnych furgonetek transportowych na sygnale (w 2011 było z kilkadziesiąt różnych wozów pod rząd wkrótce po moim tekście o konkretnym interesowaniu się mną rządu). MP4 nr 201501121336: wideo z kolumną (w 10 s twarz kierowcy, a od ok. 40 s wozy), 201501121411: wideo późniejsze z MOIM wsiadaniem do tejże taksówki (widać twarz nie tylko kierowcy, ale i moją). Poza tym na ww. stronie foto/wideo są nagrania z innych świeżych akcji, już niezwiązanych z wypędzeniem, np. nielegalne przewiezienie na komendę (20150114, przy użyciu kajdanek) — żadnego pewnie protokołu zatrzymania nie przekazano do prokuratury, bo zresztą brak podstawy (Policja pozbawia wolności na zasadzie aresztowania lub zatrzymania, a ja z nimi iść nie chciałem) — w związku z jakimś zmyślonym problemem pozostawienia łoma w pokoju hotelowym czy np. najazd dwóch wozów, jeżdżenie za mną przez osiedle i legitymowanie mnie (20150102), bo interesowałem się późno w nocy stacją benzynową (w kwestii jej baz), co zresztą nie było takie oczywiste, nie zachowywałem się jakoś szczególnie źle. W aktach zatrzymania jest wysłane przez Policję do mnie pismo z datą naprzód (rok to 2016 już podobno), choć może to przerobiłem, prawda... Bardzo dużo ludzi z psami w ramach nękania, zob. liczne wideo.
[edit 2015-02-24] Tytułowe "włączyłam tę Sprawę" mogło być akurat nie o torturze, a np. o podglądzie monitora. [edit 2015-02-26] A może nawet tylko o tym, że szpiegowała. Pewnie sędziowie by chcieli, że trzeba się przyznać, bo inaczej wszystko albo "legalne", albo "nie ma dowodów". To jednak jest kłamstwem, gdyż przestępcy tworzą (stały) związek przestępczy z centralą. Przestępstwo tego uczestnictwa zaczyna się z określoną chwilą... Sądy pewnie by chętnie stwierdziły, że z chwilą pierwszego szpiegowania, ale to bardzo nie służy praworządności. Już kontaktowanie się z licznymi tzw. carderami (złodzieje z kart kredytowych), samo przesiadywanie na ich kanałach bez konkretnego złodziejstwa potrafi być osobnym przestępstwem udziału w gangu (kontakt z osobami, tu: innymi członkami, przechodzenie odpowiednich procedur umożliwiających kontakt itd.). Jako, że jakiś "związek" osób czy relację można spotkać na każdym kroku, tutaj decydujący jest cel działania osoby czy osób, charakteryzujący się zamiarem popełniania przestępstwa. Nie sposób w żadnej praktycznej sytuacji odmówić go tym, którzy instalowali odpowiedni program na swoim telefonie, więc należy ich uznać za przestępców — ale czy to zyskałoby uznanie obecnych decydentów sędziostwa, w to wątpię... Raczej sami już dawno to zainstalowali... (Nie mylić z problemem przekazu podprogowego, bo o to łatwo obwinić samego prezesa sądu.)
(21:25)
jak na poruszane tematy. Zwłaszcza w zestawieniu z kilkoma milionami różnych użytkowników dziennie oglądających główną stronę portali rozrywkowych, które zawiodły zaufanie, np. Onet.pl czy wp.pl. W związku z tym spróbuję poratować się dowodami z mojej codzienności, częściowo znowu z hoteli (choć bandytyzm jest wszędzie): ale wy też pomóżcie!
(Wszystkie poniższe wideo były już od tygodni na stronie, do której odsyłam na górze tego bloga w sprawie dowodów, ale, wiadomo, wypadałoby jeszcze je wyeksponować: co reklamowane, sprzedaje się lepiej...)
Ten mało znany obiekt, właściwie centrum konferencyjne, mieści się na Trojdena 4 w Warszawie. Na osobnym wideo w formacie MP4 widać, jak wchodzę tam z ulicy (uwaga: odnośniki do wideo klikamy raczej prawym przyciskiem myszy i wybieramy z menu "Zapisz jako" — pliki wideo należy raczej odtwarzać z dysku, w przeciwnym razie często nie widać żadnego obrazu; poza tym może być potrzebny tzw. kodek MP4, czyli jakiś program do obsługi formatu zapisu wideo "MP4"). Tu nagranie, zrobione telefonem komórkowym LG E460, z ciekawszej części meldowania się, wraz ze stenogramem. Pani zachowuje się trochę, jakby jej nerwy puszczały, później poprawia się ("fajny minister jakiś", ale chyba nie o tym była mowa; następnie wygadała się, że to sam budynek winny). [Później też typowy w tej mafii slang o Robieniu Laski, teksty o Tusku-dręczycielu, o ministrze winnym w kwestii remontu (chyba Michał Kleiber, prezes PAN od 2007, wcześniej w rządach SLD), o robieniu "baz", chyba w sensie ośrodka śledzenia monitora...] Zresztą na to, że istnieją takie remonty (ba, to w ogóle jest powszechne) macie dowody wymienione w przypisach do Praktyki organizowania tortury (2 tamtejsze wideo; a wcześniej było Tesco, gdzie pracownica wyłączyła, także Castorama, gdzie dziewczyna była w temacie... poczytajcie blog, tu tylko nagrania wspominam). Na końcu wideo próba zlikwidowania tortury dwoma zagłuszaczami. Poczytajcie, przewińcie sobie chociaż ten stenogram, jeśli nie chce wam się oglądać!
2. Rano popędzają mnie, bym wychodził, wkrótce po obfitych szeptach w bufecie o wdarciu się na zaplecze (zachęty), bo może jakieś bazy tam są. (2015-01-08 10:34)W rzeczywistości nigdzie się nie wdarłem, tylko trochę się rozglądałem w bufecie (ale samotny, nie jakoś wśród innych klientów czy gapiów). Niby doba "hotelowa" się skończyła, ale jest przecież bufet, trzeba się też schronić przed zimnem, gdy czeka się na taxi... |
3. Żabka (znany sklep sieciowy) to się nie patyczkuje... Poczytajcie wpis o Praktyce organizowania tortury, jeśli coś tu jest niejasne. (2015-01-09 16:37)Później jeszcze się ciągnęło pod sklepem (ul. Elektoralna w Warszawie: to akurat wtedy, gdy wpis robiłem o kolejnych aferałach, u tej firmy nocowałem). Lumpy biznesowe biły po twarzy, brały rzeczy. Powód? Ponowne pójście w stronę zaplecza (mogłem nawet nie usłyszeć zakazu za 1. razem). [edit 2015-03-02: Właśnie wtedy podejrzewałem, że na zapleczach są jakieś stacje bazowe, sterujące bezprzewodowo torturą ze ścian. Wpis nazywał się "Praktyka ręcznego organizowania tortury"... W rzeczywistości jest podobna sprawa: "monitoring", tzn. podawanie mego położenia telewizji przez Internet, bodajże z wykorzystaniem programu Gadu-Gadu.] Wy wprawdzie nie bójcie się tej dobrej rzeczy, jaką jest oglądanie zapleczy, bo to była inscenizacja specjalnie dla mnie, żebym sobie nagrał i odstraszał tym nieprzestępcze masy. Niestety, jak już wspomniałem, nagrała się tylko część. |
Czujnik RF Bug Detector, bardzo prosty (nie rozróżnia częstotliwości), działa w paśmie od bodajże okolic megaherca(-ów) do 6 GHz. Poprzez umiejętne użycie go udało mi się po pierwsze stwierdzić transmisję cyfrową z jakąś bazą (zobacz, skąd wiem, że to komunikacja cyfrowa z jakimś ośrodkiem), po drugie wykluczyć telefony komórkowe i WiFi (np. komputery korzystające z bezprzewodowego Internetu) jako jej źródło (zob. też ww. wyjaśnienie). Po prostu ich nie łapie, nawet połączonych czy transmitujących: za mała jest ich moc (tymczasem typowa "komórka" potrafi emitować nawet 1-2 W). Ściągnij też podobne wideo: 201412251817-20 (ładna transmisja w rogu pokoju), 201501020302 (show, jak ładnie czujnik lekceważy połączoną tuż pod jego anteną komórkę, a przecież jest w zakresie jego pracy: dowód za niskiej mocy przy moich nastawach), 201501071659, 201501071712, 201501081840, 201501112315, 201501232237 (ładnie wyczuwana baza w hotelu ZNP w Warszawie na Powiślu), 201501251436 (tutaj wrażliwość była na 0, minimum(!); długie i ciekawe wideo, 8 min., wykrywa nawet wtedy i w stałych miejscach — nie z winy telefonu(-ów)).
Odkąd się nauczyłem z tego korzystać (czyli od pobytu w Bed4City na Grójeckiej 23-12-2014) w każdym hotelu z kolei (przejrzyj nagrania dowodowe) potwierdzałem obecność bazy ww. prostym narzędziem elektrycznym za ok. 200 zł, co dokumentują ww. nagrania. Jego niezawodne miganie, nawet na najniższej czułości (tzn. przeocza prawie wszystko, nawet dość mocne fale) — i to właśnie miganie, mruganie, a nie stałe świecenie się (w dodatku wokół pewnych stałych ośrodków, tych samych miejsc, bliżej jednej ze stron itd.; na pewno nie są to oficjalne bazy operatorów, bo te są daleko, tzw. tło, i tutaj słabe: równie słabe czy raczej nawet słabsze niż samo promieniowanie idące od telefonu) — upewniało mnie każdorazowo, że jest obiekt emitujący bardzo duże fale elektromagnetyczne i że najprawdopodobniej, ze względu na obecność ustawionego sąsiada obok mnie (w dodatku dość denerwującego), jest to właśnie sterowanie dręczeniem z różnych miejsc ścian czy sufitów idącym, może np. sterowanie telefonią (zapewne tą najprostszą, powszechnie używaną, ale zagłuszam różne typowo na świecie używane do celów telefonii pasma). [edit 2015-02-24: Obecnie zwycięża wskutek eksperymentów wersja, że instalacja jest czysto kablowa. W Bed4City (apartament) i hotelu Portos taką transmisję z pokoju obok było widać wyraźnie, bardzo silną, natomiast później już tylko czasami i jakby przytłumioną — może to były jakieś demonstracje, żeby mnie zmylić, żebym miesiące spędzał na eksperymentach z technikami bezprzewodowymi.]
Trochę oddalamy się, np. przez te hotele, od samej Policji, a przecież po 3 akcjach jednego komisariatu przeciwko mnie w związku z wypędzeniem były wkrótce kolejne dziwne sytuacje, już akurat nie domu dotyczące, uwiecznione na stronie ze spisem wideo (w tym jedna rzecz podobna do zatrzymania, właściwie z nim tożsama: pozbawienie wolności w celu przetransportowania na komisariat, zupełnie bez dobrej podstawy). Zresztą w Policji powinni z urzędu się tą korupcją zajmować, jest tak bulwersująca, zorganizowana i długotrwała. (Że szpiegują, to już widać z "akt" zatrzymania — w tym wideo z tej akcji, wzywanie "swojej" Policji przez właściciela przy innej wcześniejszej okazji czy wreszcie inne, bardzo znamienne wideo: 201412121014-[POLICJA] wchodze na komisariat i pojawia sie Grzegorz Smagiel.mp4, więcej wyjaśnień tamże.) A tu ciekawostka, którą nie wiem, jak inaczej wyjaśnicie, z ulubionej przez wielu strony rozrywkowej: wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Znaczacy-spadek-poparcia-dla-rzadu-Ewy-Kopacz,wid,17197544,wiadomosc.html. Zwłaszcza ten spadek o 42% wśród przedsiębiorców bardzo przyzwoity, wobec dowodów, ale spóźniony... ktoś to PO wciąż popiera, boję się, że ci...
[edit 06:58] Przypominam, że tutaj (po kliknięciu) jest opis tego, jakimi i jak działającymi technologiami państwo obserwuje (podsłuchuje) ludzi, w tym mnie. Bynajmniej nie ma to nic wspólnego z instalowaniem u kogoś nadajników podsłuchowych. Dzięki mediom nawet nie dowiedzieliście się może, że wystarczy was dodać na komputerową listę: utrudnienia są wyłącznie prawne i dotyczące dostępności zasobów ludzkich (agentów), ale nie techniczne.
(03:30)
[wycinam, żeby nie zawracać głowy, możesz rozwinąć mą prośbę]
(02:12)
Czyżby pokłosie moich ostatnich 2 miesięcy w hotelach? Nie ręczę, że akurat to ogłoszenie to szukanie bandyty, ale jest to bardzo prawdopodobne... W dodatku ta Warszawa: Polska przecież jest duża, a trafiło się tu... Nic, tylko czytacie tego bloga, a dowodów żadnych w tej trudnej sytuacji nikt nie podsyła!!! [Niesprawiedliwy spadek czytelnictwa, więc wycinam sporo... Patrzcie może na bardziej trzymające w napięciu kolejne wpisy albo idźcie sobie na strony rozrywkowe w rodzaju Onet.pl, wp.pl... O korupcji na poważnie tylko na www.bandycituska.com]
(Nagrywać można nawet telefonem, np. z jednorazowym ujęciem twarzy i dalej z kieszeni, dowodząc też postawy samego hotelu (bardzo ważne!!!) — bo mogą wymagać zapisania się (czy raczej, że osoba już jest "niepaląca", "pracowała w kawiarniach, restauracjach"). Taki komplet nagrań może być wiele wart, a wraz z zeznaniem to w razie czego kompletny dowód. Na Allegro są nawet kamery w długopisach itp., nie trzeba tego nawet wyciągać na wierzch... Później łatwiutko z microSD przekopiować na komputer i wysłać mi linkiem u góry strony... Sam głos zestawiony z nagraniem w luźniejszych warunkach tej samej osoby, na służbie, już wyjaśni, co to za aniołek.)
Właśnie o ślęczenie w hotelach nade mną i włączanie tortury w stacjach bazowych może chodzić. [edit 2015-03-01: Owoc mej (nie)dawnej wiary w dodzwanianie się [zautomatyzowanych telefonów grających] na 112 i w lokalne bazy, umacnianej u mnie przez nieco zwodnicze teksty rozmówców i spikerów. W rzeczywistości obecnie w hotelach, a może i dawniej tak było, być może pracownicy nawet nie śledzą mnie zmianowo w pracy. Główne przestępstwo, które tam trzeba zrobić, to włączenie śledzenia ekranu komputera na zasadzie odbioru fal, odpowiedni przydział pokoi pod to — to 24-godzinne czyhanie mogą robić nawet recepcjonistki własnoręcznie, ewentualnie ochroniarze, kierowniczki, sprzątaczki itp. Nad moim ekranem, bo o to chodzi, trzeba też, włączywszy już odpowiedni program, na bieżąco pracować (wykonywać bezinwazyjnie "zdjęcia" ekranu w pokoju obok, rozgłaszać je w Internecie innym członkom tej mafii). To wszystko robi albo jakaś przychodząca może niewystrojona służbowo obsługa, albo nasłane przez TV(?) (w opisach sytuacji, czyli tekstach ogłaszanych chyba wraz z ekranem w Internecie — strony www do dziś nikt mi z tych setek tysięcy nie pokazał) tłumy młodzieży, która zrobi to dla hotelu czy, w bloku, dla sąsiada za pieniądze (oczywiście ONI za pobyt w takim miejscu nawet nie płacą — przeciwnie, dostają; pamiętam nawet dziewkę, którą zatkało na recepcji hostelu w 2011, i wyrzekła tylko moją przybraną ksywkę i "przypał!", albo teraz 2015-01-05 z B&B, która chowała sobie terminal płatniczy przychodząc, wśród udawanych normalnych kurtuazji; przykłady typowych gości hotelowych). To są zapewne bardzo ciekawe sceny, te przyjścia i rozmowy nieznających się ludzi. "U was podobno jest teraz Piotrek?" itp.: aż się prosi, żeby to ktoś nagrał, no ale cóż, ci, co przychodzą, zwykle też są zamieszani, więc daremne marzenia.] Gumtree.pl czepiał się mnie, że nie podaję nazwy pracodawcy i adresu, i "dlatego" jakoby kasował moje — świeżo wyłapane o 3 nad ranem(!!!) — oferty pracy z podaną nazwą firmy, KRS i REGON, bardzo atrakcyjne, tylko niestety z nrem telefonu (nie można przechwycić i nie przepuścić odpowiedzi przez 99% czasu, czyli, gdy sam nie sprawdzam...), a tu takie może śmieci wiszą, bez nawet strzępów opublikowanych danych o pracodawcy... [edit 2015-12-18: Zapewne najłatwiej trafić na ofertę bandycką w dziale "call center" (praca dla telefonistki), ale nie mogę sam tego sprawdzić.]
Gumtree.pl — ta jakże popularna strona ogłoszeniowa, kiedyś ją jako pierwszą pod hasłem ogłoszenia widziałem — to niby własność słynnego amerykańskiego serwisu aukcyjnego eBay (jest też polski eBay.pl; zaś Allegro, swoją drogą, jest właścicielem również zepsutych OLX.PL, które przejęli i połączyli ze swym Tablica.pl, oraz OtoDom.pl: co za piękny oligopol...), poprzez ich spółkę Kijiji, ale w rzeczywistości to piaskownica TVP(?), która tam nawet po nocach moderuje, śledzi mnie non stop [młodzi pracownicy TVP na Jasnej to najlepiej potwierdzona/udowodniona z hipotez dotyczących przestępczego Centrum]. Nie sądzę, by to jacyś pracownicy biurowi robili, choć zawsze jakieś nikłe prawdopodobieństwo dla takiej opcji należy zarezerwować.
Nie śpię oczywiście z powodu tortury, mianowicie w hotelu [wewnątrz i na zewnątrz, a jak trzeba, to osiedla grają] przy Wybrzeżu Kościuszkowskim 31/33 w Warszawie, własność związku zawodowego (czy może firmy) "Związek Nauczycielstwa Polskiego" (swoją drogą podobno bardzo porządny zawód i nie bawią się w szkołach w agentów). [Zupełnie bezbożny związek, pieniądz jest tam bogiem.] Wprawdzie rano się stąd przeprowadzam znowu do jakiegoś innego. [edit 2015-01-24: Jednak będę jeszcze, pewnie do jutra. Usunąć dźwięku i bandytów zapewne się nie da "z przyczyn finansowych", fiskus by może zażądał zwrotu gigantycznych korzyści, z powodu naruszenia umowy?... a to już gorsze niż wszelkie więzienia, w które zresztą mało kto wierzy; swoją drogą i tak przecież kiedyś będzie trzeba to zwrócić, jeśli są dowody na konkretną kwotę... Przypominam: nie trafiłem, jak dotąd, na firmę, która by na pewno nie była skorumpowana: raczej w 90% jeszcze okazywano lub były dowody, że są.]
[edit 2015-01-24 21:44] Wrzuciłem też kolejne świeże prezentacje znajomości przez media mojego problemu (i lekceważenia go, bo tak jest już od dawna). Zobacz stronę foto/wideo. Tutaj piękne zdjęcie strony Onet.pl, a jest też film z korzystaniem z Internetu, gdzie widać daty, komputer, jego podłączenie do sieci itd. (nawet miejsce nakręcenia). Uczciwy powiedziałby "macie w d***e Polskę i drugiego człowieka!", ale za to dzisiaj można oberwać (złe sądy)... [edit 2015-01-25] Aha, na wypadek, gdybyś kiedyś chciał własne media otwierać, pamiętaj tylko o jednym: NIE WOLNO ludziom zabraniać mówić o temacie(!!!) czy nawet sugerować, proponować, zachęcać do pomijania go. Nawet tymczasowo, "na razie nie, bo za dobry, a nas Teleexpressy olewają, więc jak tu z motyką na słońce", "na razie nie, bo nie ma dowodów/nie uwierzą nam". Wszelkie takie działania będą mogły być zaklasyfikowane jako pomocnictwo w, trwającym wciąż przecież, przestępstwie. (Na tej to właśnie podstawie wszyscy obecni magnaci medialni boją się kary 25 lat więzienia.) Następnie zniechęcony tym, żeś też stał się przestępcą, choćby nawet drobnym i trochę niechcący, łatwiej pewnie ulegniesz, wpadniesz w sidła korupcji, bo państwo ma ogromne możliwości finansowe (choć, w porównaniu z tym, i tak to sektor prywatny jest kołem zamachowym gospodarki i gromadzi wielokrotnie więcej PKB). Przez taki nawet głupi błąd (może podyktowany nawykami wyniesionymi z mediów, jakimś irracjonalnym płynącym z przyzwyczajenia skrępowaniem przy wchodzeniu na ten temat, który ci kontakt z bandziorami zaszczepił) mogą upaść twe ambitne plany!
(02:54)
[edit 2015-02-25: Wpis zawierał wiele nieścisłości, więc w większości go przepisano.] Urzędy i telewizja masowo skryminalizowały spółdzielnie mieszkaniowe, deweloperów, firmy i biurowce [edit 2015-03-07: osobno także poszczególne mieszkania (agenci nier.), w każdym pokoju często po kilka źródeł dźwięku], a państwo odgórnie wszystkie urzędy publiczne, sądy. [edit 2015-07-03: Gminy z kolei, i to chyba wszystkie bez względu na rządzącą tę czy inną znaną z Sejmu partię(!), wyremontowały m.in. ulice, ... — rozwiń (główny fundator, wraz z Europą)latarnie uliczne, z dniem dzisiejszym jestem tego absolutnie pewny, bo słyszałem bardzo wyraźnie — nawet zdecydowane stukania w nie po przyłożeniu ucha — spróbuję zrobić jakieś nagranie wideo. Inne wskazówki, z jakimi się w życiu spotkałem, które by na to pośrednio wskazywały, to ostentacyjne wymienianie świetlówek przez jakiegoś "woźnego" na wydziale Politechniki Warszawskiej, gdzie przesiadywałem, co rusz spoglądał przy tym na mnie czy coś takiego, a poza tym to, o czym była mowa we wpisie z 10/03/2012. Media chyba po to ciągle się podniecają Rosją, żeby później pomóc politykom tłumaczyć tę bandycką, pod przekaz podprogowy zorganizowaną operację (pomocnictwo w zbrodni przeciwko ludzkości), jakimś bezpieczeństwem ludności w razie wojny itd. Już nieraz tak tłumaczono przydatność telewizji publicznej, "bezpieczeństwem wewnętrznym kraju", po czym dodawano np., że "docieranie jej sygnału do każdego obywatela" pomaga w sytuacjach szczególnego zagrożenia, np. wojny. W każdym razie zapewne będą próbowali przedstawiać jakieś ideowe pobudki działań zbirów. — ukryj dopisek] Tzw. w tej sprawie "remont" (byłem świadkiem np. takiego jednego widowiskowego remontu przy bloku, zleconego podobno przez spółdzielnię, na Żoliborzu w 2011) polega na utworzeniu specjalnej instalacji, być może ze zwykłych głośników (np. samochodowych, w których wychylenie membrany zależy od napięcia — brak oddzielnego zasilania), być może z czegoś innego, zasilanego prądem (w domkach często od sąsiada), w każdym razie wprowadza to okablowanie i urządzenia ukryte w ścianach czy sufitach. Steruje tym okablowaniem [tajnym — żaden taksówkarz się nie przyznał, hotele mają duże opory, co najwyżej nie zaprzeczą mi], z bliska czy nawet daleka, podobno smartfon (nowoczesny telefon komórkowy) lub w każdym razie coś doń podobnego, z wyjściem słuchawkowym [czy raczej "trybem głośnomówiącym"] i odpowiednim oprogramowaniem, ALE TO NIE IDZIE Z SIECI TELEFONII KOMÓRKOWEJ. [edit 2015-02-25: Że istnieje instalacja przewodowa, potencjalnie odległa od samej bazy (telefonu), dostarczającej jej dźwięk może aż od sąsiada, o tym niech świadczy fakt następujący. W domku na Chłopickiego 14 nie udało mi się zagłuszyć przekazu podprogowego za pomocą szerokopasmowego zagłuszania CAŁEGO pasma radiowego 0 — 1.5 GHz (próbowałem też 2 — 18 GHz), choć wzmacniałem to (również szerokopasmowo) do takich poziomów, że zupełnie padło od tego radio analogowe, nawet z 6 m dalej, a zaszumiła się wyraźnie nawet telewizja analogowa odbierana przez antenę na dachu budynku (a więc o piętro i strych wyżej, wystawiona wysoko na dachu stromym; nie zablokowało to natomiast telefonu komórkowego i WiFi, ale te już w 2014-15 blokowałem). Dla porównania, telewizję cyfrową zacinało to zupełnie, gorzej jeszcze niż analogową. Jednakże jest tu alternatywne wyjaśnienie, że u sąsiada mogłaby być antena ze wzmacniaczem, powtarzająca odbierany sygnał.] Transmisję zapewnia coś jakby Polskie Radio [ale bez ich pośrednictwa, centrali wystarczy EmiTel sp. z o.o.], widocznie telefony potrafią to spróbkować do postaci ciągu danych cyfrowych do przetworzenia przez program (nie wiem, czy to oficjalnie ogłoszona umiejętność). Tak czy inaczej schemat działania takiego sterownika jest następujący.
Po pierwsze: automat sprawdza cały czas w specjalnych [edit 2015-02-25: najprawdopodobniej cyfrowych, bo proste technologie analogowe głupieją od zaszumiania i niezbyt wiedzą, że są zaszumiane] transmisjach radiowych, pewnie w okolicach 60 — 350 MHz (na podstawie danych policyjnych!), w którym miejscu powinno grać (czyli gdzie się znajduję) [edit 2015-02-25: może jest też opcja "do wszystkich" albo "do wybranych", robiono mi takie selektywne wyłączenia ścian], i na tej podstawie ewentualnie zmienia decyzję, czy dźwięk ma być włączony, czy nie. [edit 2015-02-25: Raczej nie sprawdza się tego w Internecie, choć też pewnie by się dało, ze względu na bardzo duży zbyteczny ruch, jaki by to generowało, także zresztą na wszystkich tzw. routerach po drodze, ponadto możliwość awarii, opóźnień, ataków (ktoś by mógł zablokować serwer), padania linii telefonicznej, wreszcie nie ma takiej potrzeby ze względu na to, że i tak najprawdopodobniej przekazu informacji, gdzie się znajduję, nie zagłuszę. Bo gdy mnie gdzieś jeszcze nie ma na miejscu, to nie zagłuszam tam, natomiast urządzenia już się szykują do włączenia, a gdy już jestem, to one już grają, więc przez proste zaszumienie niekoniecznie zmienią decyzję, to jest zadanie dla inżynierów, żeby to dobrze zrealizować (np. zmieniam decyzję tylko wtedy, gdy jest sygnał). A zatem tego konkretnie lepiej nie realizować internetowo, taka moja inżynierska sugestia.] Po drugie: skoro dźwięk ma być włączony, to odszyfrowywany i przekazywany na kabel jest dźwięk transmitowany na falach radiowych. Młodzież zdaje się mi sugerować, co powtórzę, że "mózgiem" od strony wyremontowanych budynków jest zazwyczaj coś w rodzaju smartfonu (nie wiem, na ile to kwestia oprogramowania, a na ile specjalnego sprzętu). Tak czy owak gotowy dźwięk lub ciszę wyprowadza się już zwyczajnie na złączu np. Mini-Jack, które stosują też mikrofony i słuchawki, do instalacji dźwiękowej [edit 2015-03-14: albo grają same smartfony jako głośniki i odbiorniki zarazem: raczej to mi sugerują, raz może nawet nie zauważywszy tego się w telefon w ścianie wwierciłem, co teraz tak interpretuję]. Steruje tym więc program komputerowy, nowoczesna elektronika. Można sobie poradzić nawet bez oparcia w mieszkańcach, jeśli rzecz dotyczy bloków. Nie trafiłem w Warszawie na nieruchomość, gdzie by w ogóle takiego remontu nie było.
Oto natomiast pełna lista funkcji, w jakie państwowa mafia standardowo wyposaża serwery, komputery czy smartfony (bo to w sumie dziś mała różnica):
Trochę niechętnie pisałem ten kolejny wpis, bo odwraca on uwagę od coraz dalej znajdujących się wpisów o Policji blokującej mi nagle i trwale (na kiwnięcie palcem pana wynajmującego) dostęp do domu, przez co znowu jestem bezdomny.
[edit 2015-01-10 22:13] Ostatnio zajmuję się opisowym nazywaniem plików z końca 2013 i z całego 2014 r., które znajdują się na http://old.bandycituska.com/index/inne-dowody/PLIKI-NOWE/ (wchodzi się przez odnośnik "foto/wideo" w nagłówku tej strony). Jest tam nagrane (zwłaszcza w 2014) praktycznie całe moje ówczesne życie, to, co w nim istotnego z prawnego punktu widzenia (tj. gdy pojawiają się inni ludzie na wideo); jeden z ciekawych filmów zrobionych telefonem komórkowym wrzuciłem tutaj PO PRAWEJ do odtwarzania Flashem. To nagranie z hotelu Mazowieckiego, w którym już wtedy ładny kawałek czasu mieszkałem, 20-02-2014, nazajutrz po ślęczeniu ok. 1-2 nad ranem przy sufitach i próbach nagrania ich dźwięków (wbrew złośliwemu wyciszaniu ich): bo to stamtąd, jak wyraźnie słyszałem, szło (jeszcze znad świetlówek). I wtedy recepcjonistka (tego, powtarzam, państwowego hotelu: Grupa Hoteli WAM Sp. z o.o., od Wojskowej Agencji Mieszkaniowej, zob. dane z KRS) przyznała się, w odpowiedzi na moje narzekania, że (czas na wideo 0:37-45) jest tam zamontowana dźwiękowa "instalacja" i to [NIE sąsiad!] jest przyczyną tortur (oraz, że jest ona w każdym pokoju). To kolejne takie wideo, wymieniałem już w poprzednim wpisie inne, gdzie ludzie mówili w podobny sposób (raz mówiła tak jeszcze recepcjonistka JM Apart Hotel, "tak będzie w każdym pokoju", ale wtedy nie filmowałem). Chcesz przykładu tortury z opisem, co tam m.in. było szeptane? Znajdź np. wpis Kolejny hotel... W Mazowieckim byłem długo, więc może są i inne nagrania z tą recepcjonistką, jak mówi, jak ruszają się jej przy tym usta (trochę za stara na moją "koleżankę", ale kto wie...).
[edit 2015-01-13] Prawie nazajutrz po wrzuceniu tego wideo (2015-01-12) w hotelu Felix weszli ze mną do niego żołnierze (w khaki i z jakimś nawet pisemnym UPOWAŻNIENIEm z jednostki, z pieczątką i podpisem), ba, nawet zakwaterowali się w pokoju tuż obok (naprawdę to nie moi koledzy: mówiono mi, że hotel w pełni zarezerwowany i pokoju dobierać nie mogę, zresztą wszystko jest nagrane, próbowałem się przenieść; ci żołnierze, niby robiący to za nich, to raczej pic — same hotele szpiegują zmianowo swoją załogą, często kobiecą), zaś wcześniej tego dnia (12/01) przejechała obok mego taxi, wśród innych uwiecznionych kontekstowych najazdów, długa (8-10?) kolumna wysokich wozów Policji (trochę tylko krótsza niż wtedy jesienią 2011). A są i inne ciekawe wideo z wczoraj i dziś: nagłe spotkanie, gdy dojechałem na miejsce i wysiadłem z taxi, wychodzącej recepcjonistki Aramis (zupełnie jak na tej stronie, pani szła oczywiście z telefonikiem gadając, ustawili to specjalnie pod ten blog) — zamieniłem z nią słowo, na wideo jest jeszcze, jak właśnie odjeżdżało moje taxi świeżo po zapłacie, niestety później już pod zmyślonym pretekstem nie chcieli mnie dawać pokoju w tym hotelu — czy natknięcie się w podobnej sytuacji dzisiaj na dyrektorkę Best Western Felix (akurat zjechałem, żeby wsiąść do taxi, zaszczyciła mnie sama dyrektor). Wszystkie te 4 sytuacje są nagrane, wideo można ściągnąć ze strony. Wszystkie te hotele (Portos, Aramis, Felix, także Hostel 36, w którym długo byłem w grudniu) są pod kontrolą Satoria Group S.A.
[edit 2015-01-16 20:13] Zaraz wrzucę tu we Flashu jeszcze jedno — dowodzące przystosowania do przekazu podprogowego i tortur — wideo, PO LEWEJ, z recepcjonistką warszawskiego JM Apart Hotel na Grzybowskiej (taki wieżowiec, właściciel jest Polakiem). Głosy podprogowe utrudniają (zwłaszcza mnie...) zrozumienie, więc przytaczam słowa: 7. minuta 56s, ktoś mnie wyręcza: "Przepraszam panią...dlaczego się te dźwięki włączają?" (dalej goście robią sobie jaja, naśladując spikerów); dopiero od chwili 8'15'' panią recepcjonistkę natchnęło (trudno się myśli!) i zaczyna opowiadać: "te dźwięki włączają się automatycznie, może jutro [kwestia podobno ustawień hotelowych!] (...) te dźwięki włączają się automatycznie". Wideo jest w formacie MP4 w "tony foto/wideo" z nagłówka, katalog PLIKI-NOWE i dalej "hotele 2019 i inne nieciekawe", sygnatura czasowa w nazwie: 2014-01-21 18:19 #1. (Przy Marriocie w PLIKI-NOWE macie natomiast recepcjonistkę, która sama ciągle szeptała do siebie przy obsługiwaniu mnie.) Panią recepcjonistkę znamy też z innych wideo z Aparta. Inny fragment, przesunięcie czasowe 1'08'': "Dzień dobry, proszę panią, ja mam w tym hotelu rezerwację", podaję nazwisko, 1'45'' rzuca mi: "może do innego hotelu, tak?" [ostatnimi nocami spikerzy nawijali bodajże o wieloletnich karach i sporo też o seksie z recepcjonistkami], "słucham?", "Niżyński, jaka firma?", "nie, to nie z firmy, tylko prywatnie", 6'07'' "mówili, że nie tak źle" [pewnie blef, bo robią pewnie podsłuch i szpiegostwo zmianowo w firmie; zresztą gdyby miały hamulce i moje dobra prawnie chronione miały dla nich jakieś znaczenie, nie były obojętne, to by to wyłączyły, aczkolwiek spodziewany hipotetyczny zły sąd będzie tego bronił, przeciwko takiemu wnioskowaniu o ich zamiarach i godzeniu się na czyn], 6'57'' "nie wiem, dlaczego tak jest, ja takiej rezerwacji nie widziałam", 7'10'' i 9'06'' dodatkowe moje wyjaśnienie o torturach; 19'12'' "w każdym pokoju jest ta sprawa", 19'34'' (bawi się telefonem stacjonarnym, do którego niby gada, jak te zwłaszcza dziewczęta w 2011; telefonik miewał też często znaczenie dzwonienia szefa i wstydliwych odgórnych poleceń) "bardzo się wstydzę" (20'37'' uzupełniają to spikerzy mafii: "fajny minister chyba", "premier zrobił torturę"). 20:54 drwina obsługi "w innym pokoju ten problem jest w ogóle"(!), 22'03'' "w każdym pokoju będzie ten problem". I człowiek ma mieszkać w czymś takim... Program na całą Europę przynajmniej... Metoda polityków (najgorsze jest PO, a uczestniczą w tym wszystkie partie sejmowe, np. ich urzędy samorządowe): jeśli bardzo chcesz, możesz się nie zabijać, żyć sobie — ale wszyscy będą cię torturować. PS. Co do mojej skargi do Komendy Głównej, która jest w aktach zatrzymania, to została zlekceważona, zginął mi teraz ten świstek. Sens odpowiedzi z komendy na Malczewskiego był taki, że nie odpowiadają w "kwestiach dowodowych", podsunęli tam jakąś żałosną podstawę pseudoprawną (art. 240 kpa, że niby to się do kpk stosuje, tymczasem w rzeczywistości tylko karne skarbowe to wyłącza ze skarg); przypomnieli też, że ponownie wniesioną skargę o tym samym mogą pozostawić bez odpowiedzi. [edit 2015-01-20: Kolejne potwierdzenie istnienia problemu (i to chyba nie z oficjalnych głośników szło) jest wymienione we wpisie Tesco — ten męczący szeptany dźwięk.]
[edit 2015-03-07] Zauważmy, mowa w tym wpisie o zupełnie odrębnej kryminalizacji niż ta związana ze szpiegowaniem (i podsłuchiwaniem) zmianowym przez pracowników... [rozwiń dopisek], w celu przechwytywania z odległości ekranu mojego laptopa czy nawet komputera biurkowego (co generalnie szybko przejmuje sąsiad blokowy czy domkowy, jeśli się gdzieś wprowadzam na dłużej). Tę drugą kryminalizację praktykuje się, jako inna sprawa ze mną związana, w licznych placówkach, zwłaszcza znanych sieci gastronomicznych; łatwo to poznać po "agenturalności" personelu, ich dziwnych wypowiedziach, reakcjach, jakby tam ktoś na bieżąco szpiegował albo było coś dziwnego nie w porządku z firmą (na tle szpiegowskim); w tej kwestii, kogo podejrzewać (bo gdzieś generalnie to się robi), mogę się dość autorytatywnie wypowiadać jako świadek tych reakcji. Prawdopodobieństwo, że nieruchomość ma taki personel i praktykuje szpiegostwo, wzrasta z jej wielkością oraz wielkością i renomą firmy (trochę dziwne z medialnego punktu widzenia dawać specjalnie wysokie zarobki w jakichś typowych mikrofiremkach); również instytucje publiczne w to się chętnie wciąga (chyba nawet poczty), tak samo nawet stacje benzynowe (co ciekawe jeden z pracowników sugerował mi w takiej, że popiera PO). Wlicza się tu mnóstwo lokali i sieci gastronomicznych (wszystko zależnie od potrzeby, bo w pewnym promieniu dobrze działa jedno urządzenie i po co to powielać, ryzykując poparciem Platformy itp.; wielkość zapleczy musi być oczywiście odpowiednia, żeby nie ryzykować — osobne nie za małe i zapchane pomieszczenia itd.). W pewnych firmach wręcz, jak np. pewien McDonald's gorzowski (jest w foto/wideo: PLIKI-NOWE), widziałem o specyficznej porze (np. po 12-ej) zmiany w pokoiku dla obsługi, co należy dodać do niedwuznacznych sugestii obsługi czy kierowników w innych obiektach tej sieci. Kliknij (jeszcze czym innym, najbardziej powszechnym, jest po prostu posiadanie przez młodzież pracującą w danym miejscu w prywatnym telefonie programu do szpiegowania — to chyba w 90% firm gastronomicznych rozdają, ponadto wszędzie tam, gdzie jest ww. "ABW", a młodzież często jest chętna; poza tym w szkołach i na studiach to się potrafi rozprzestrzeniać). [ukryj dopisek]
(05:01)
Blog ten istnieje nie od dzisiaj, jak można sprawdzić na web.archive.org (dawniej w domenie www.sysplex.pl [później głównie www.bandycituska.com]). Jego twierdzenia także. Niektórzy szczęśliwie dali się już przekonać — albo od początku w to wierzyli — że podstawową przyczyną dźwięków, które mogą dręczyć np. osoby śledzone w państwie (bez zresztą potrzeby obecności kogokolwiek/czegokolwiek w terenie), są remonty, a te polegają na zabudowaniu i poukrywaniu telefonów komórkowych, zwłaszcza w ścianach, stale podłączonych do prądu (nawet obcego pochodzenia). Za pierwszą tezą przemawia np. wideo ze wpisu Szczegóły instalacji dźwiękowej..., a zdawała się ją też np. potwierdzać pracownica centrum konferencyjnego Polskiej Akademii Nauk, co jest na stronie z filmami wideo (mówili też moi robotnicy fizyczni, że problem tkwi w ścianach, tyle, że ich nie nagrywałem), a drugą (o telefonach komórkowych) można wywnioskować z poprzedniego wpisu na blogu i reakcji recepcjonistki, zresztą to wszystko bardzo potwierdzają moje doświadczenia. Może uwierzono mi, na podstawie moich nagranych bogatych doświadczeń (cd.), że każdy hotel czy wielka ich część jest właśnie tak przystosowana [pomogły to osiągnąć wielkie pieniądze i początkowa niepozorność procederu, także być może trochę śmieszne groźby w rodzaju "wprowadzeni ludzie będą siedzieć na korytarzach"; wielki pieniądz to tutaj znaczy także np. sprzedanie czy wynajęcie hotelu, bez wikłania się w niemoralność]. I co? Może już są chętni podsunąć mi gotowe "genialne rozwiązanie"? Zatknięcie uszu na przykład, co nie pomaga (ścisza o ok. 30 dB najwyżej)? Albo mieszkania na doby? Niestety, po raz kolejny twarde zderzenie z rzeczywistością rozwiewa złudzenia. Politycy (platformersi zwłaszcza) to nie idioci; nienawidzą mnie dziesiątki-setki tysięcy płatnych zabójców, tzw. eufemistycznie szpiegów, a cały program dręczenia jest dobrze przygotowany, tu nie może być żadnej porażki ani ucieczki, inaczej w ogóle by kwestii dręczenia dźwiękiem nie zaczynali.
(Nawiasem mówiąc, hasła "politycy to nie idioci" użyłem po raz pierwszy na obrazku z drugiego wpisu o prokuraturze, który zresztą ma też zastosowanie do sądów. Moje doświadczenie pokazywało wielokrotnie, że pracownicy tych instytucji są zamieszani w przestępstwa. Załączam tu po lewej wideo pokazujące parę standardowych u mafii elementów nękania w prokuraturze na Wiślickiej 6 w Warszawie, tj. rejonowej Warszawa-Śródmieście Północ i Warszawa-Ochota zarazem. Godne odnotowania: moment 4:07 i 4:51, prokurator zakaszlał — dwa razy: czyżby jak w tym wpisie o Gigantycznej aferze o organizacjach, które "mają u siebie nielegalne ABW" i "wdrożyły tortury" [coś w tym rodzaju — trzaśnięcia drzwiami jako analog uderzenia młotkiem, zwykle potwierdzenia zarzutu — robią mi teraz kontekstowo, tj. pod teksty spikerów, szpiedzy obok w kolejnych hotelach; wprawdzie tutaj to mogło być nie takie przemyślane, ale wersja jest prawdopodobna]; moment 5:25, baba siedzi w korytarzu i pali wobec mnie papierosy, a byłem w budynku może pół godziny (zob. tę klatkę). Jeszcze mniej więcej wtedy tekst rzucony przede mną przez te, koniecznie, straszne gaduły rozbiegane. Zobaczcie jeszcze raz te standardowe sposoby nękania z wpisu "Kilka wyjaśnień"... Wrzucają się też dzisiejsze wideo uliczne, pokazujące z okna taxi tony elementów nękania, 1 co np. kilka sekund lub nawet średnio sekundę, po prostu wśród pieszych po drodze, zapewne szpiegów, którzy specjalnie w tym celu wyszli. Wcześniejsze sytuacje z życia prokuratur znajdziecie Państwo tutaj, w starym wpisie. Już nawet nie wytykam im tego dźwięku, bo może to jakoś sam montuję... [Tutaj oryginały MP4])
Wracając do rzeczy, kolejną porażką okazał się apartament na doby firmy Apartament4You. Wideo jest tu po prawej stronie; cóż pomogą zagłuszacze, gdy obok słychać czatującego sąsiada, a [edit 2015-02-25: reszta zdania przeredagowana] w ogóle to remont obsługują fale radiowe do 300 MHz najwyżej, zapewne. Rzuca to aż uzasadnione podejrzenie na słynną firmę zajmującą się rezerwacją hoteli, Booking.com [edit 2015-01-11 03:21: ocenzurowali mi zresztą, ale dopiero po pewnym czasie (pewnie przygotowali, jakby co, całą historyjkę o zgłoszeniu wychodzącym od hotelarza "wymuszającym" to na nich), opinię wystawioną dla Bed4City, którą "zaakceptowali" 30-12-2014: zniknął mój kluczowy w tym przypadku komentarz, została tylko średnia nota]: być może u nich po prostu nie da rady znaleźć innych mieszkań, "od katolików"; ten prosty, wydawałoby się, biznes ima się jakoś właśnie tych, którzy w mieszkaniu obok urządzają czuwanie (i troszczą się, by nie opuściła mnie tortura), może np. mają dwa własne przy sobie, górne i dolne, jak u tej pani tłumaczki. Pracownicy Booking.com zresztą parę razy na tej stronie (nawet bodajże angielskojęzycznej) okazywali w niby to przypadkowych, dosyć delikatnych aluzjach, że są w temacie mojego życia.
Gdybyśmy mieli puścić wodze wyobraźni, zresztą doświadczenie podpowiada, że bardzo słusznie, dostrzeżemy pewną hierarchię aferalstwa, w której im wyżej jesteś, tym mniej się zajmujesz organizowaniem tortur dla ludzi wytypowanych przez rząd (obecnie głównie ja): tym bardziej już tylko "nadzór", a może nawet w ogóle nic? Może już się nawróciłeś? Nic w zasadzie nie musisz robić...
Przykład. Rynek mieszkań na doby: poziom 1 przedsiębiorcy, poziom 2 rezerwatorzy, poziom 3 Google (bo niby jak, tanim kosztem, trafisz do takiego przedsiębiorcy z mieszkankiem gdzieś w jakimś bloku; ewentualnie bilbord, ale kto tak robi, drogo, mizerna skala oddziaływania). Nie ma tu nigdzie przymusu, jest natomiast korupcja i interes; wciągnięcie np. Google'a do gangu, które prawdopodobnie miało miejsce, gdyż wielokrotnie w trakcie mojego surfowania po sieci podstawiano mi bardzo wyraźnie reklamy (bannery) pod to, co się u mnie dzieje (a też, z drugiej strony, ustawiano czasem odpowiednio logo na www.google.pl czy bawiono się, także kontekstowo, botami chodzącymi po moich www), niby sprowadzające się tylko do szpiegowania, oglądania ekranu, tortur w biurze, w praktyce oznaczałoby także dozór nad tym, by odpowiednio pozycjonowani byli ci skorumpowani, dzięki którym 99% tzw. trafficu, ruchu internetowego, do nich pójdzie... Pozostali, jak np. moje Forum Wynajem (www.forumwynajem.pl), są nie do znalezienia albo gdzieś na dole (i tak będzie im doskwierać brak pieniędzy, że w końcu pójdą na współpracę i dostaną prezent, np. od jakiegoś dużego medium typu rezerwator). Booking.com także ma funkcję nadzorczą i byłby, jeśli to prawda, zamieszany bardziej bezpośrednio — ewentualne usuwanie dobrych, którzy nie zrobią tortury (nie wiem, na ile dzisiaj by się do tego posunęli, ale pewnie nowych nieskorumpowanych nie wpuszczają(-li)) — natomiast dopiero ewentualna zmiana jego polityki uruchomiłaby zainteresowanie Google'a i, być może, promowanie jego konkurentów. (W Bingu zresztą mogłoby być podobnie, bo Microsoft Polska Sp. z o.o. być może też jest skorumpowany, a nawet i w amerykańskiej centrali trochę się mną interesowali; np. zmieniane tła bing.com czy coś takiego(?). To wszystko wprawdzie tylko hipotetycznie i trudno przewidzieć, bo korupcja się świetnie sama trzyma i nikt nie musi wyciągać bata...)
Kolejne przykłady: rynek nieruchomości. Jak się okazuje, tylko ze 20% ludzi chcących wynająć czy kupić chce iść do pośrednika. Kwitną więc strony, gdzie wynajmuje lub kupuje się bezpośrednio (domiporta.pl, dom.gratka.pl, otodom.pl, domy.pl, tablica.pl, gumtree.pl, nawet na Lento.pl spotkałem się z kasowaniem ogłoszeń własnych), ale tu niespodzianka: każda nieruchomość jest "po remoncie"... Utarły się wręcz sformułowania ("po kapitalnym remoncie", "zadbane sąsiedztwo", "cicha spokojna okolica", [bardzo] "przytulne", "widna kuchnia" itp., pochodzące od spółdzielni) wskazujące na korupcję. Wpuszcza tam spółdzielnia lub agencja, odsyłają tam wszystkich, a bez cudzego pośrednictwa nie wpuszczają, może wymyślają jakieś powody, np. podatki, oszustwa (a z drugiej strony dobrzy pośrednicy pewnie nie mogliby się tam ogłaszać: gratka.pl nawet jawnie bodajże w 2013 dodała w regulaminie konieczność podpisania jakiejś umowy, podobnie zmienili też wystrój na czerwony, gdy się nad ich rolą zastanawiałem). Gdyby któraś z tych stron z ogłoszeniami przestała cechować się antyludzką korupcją i złem, najpewniej doszłoby do rotacji pozycji w Google'u, która by dla nich przychylna nie była... wyłoniłaby się konkurencja, która by nagle bardzo wysoko stała... To oczywiście zupełna hipoteza, bo żeby takie tuzy, jak wyżej wymienione, przestały (jak to odbieram) popierać płatne zabijanie, musiałaby już wcześniej zajść duża rotacja w samym narodzie, jakieś powszechne nawrócenie, wejście nowych mediów czy coś takiego, a to może nawet powstrzymałoby Google od takiej decyzji. Ostatnim wreszcie przykładem hierarchii gospodarczej może być rynek pracy np. w Internecie. Rekrutują firmy zupełnie bandyckie, ale im wolno. Mnie natomiast nie: oto przykłady cenzury. Naraz, w tej samej chwili (ten sam dzień około popołudnia bodajże) zrezygnowały z wyświetlania mojej oferty zarówno Praca.pl, jak i Pracuj.pl, choć wcześniej się raczej nie przyczepiały. Nad nimi jest jednak jeszcze wyszukiwarka (akurat to usunięcie może załatwili spikerzy, a nie ona), choć, znowu, trudno ją winić za to, że po prostu w kraju sam syf i malaria; trudno też o dowody, bo to na wysokim szczeblu biznesowym, który mało kto zna, się rozgrywa, wśród nielicznych. Wiele dla mnie dobrego zresztą robią te wyszukiwarki, że w ogóle tego bloga znaleźć można, że o "bandytach Tuska" czy Piotrze Niżyńskim łatwo poczytać. Dużo winy jest, powtórzę, po stronie narodu: owo myślenie wąskimi perspektywami, "jak jest", o stanie zastanym i dostosowaniu się do warunków. Nie jesteś przestępcą i nie pasuje ci Booking? Załóż nowy Booking! (Zbyt trudne, żaden hotel niechętny? Załóż media, tutaj jest pole do działania i ukierunkowania swej energii!) Są liczne przeszkody, życie nowatora i wroga układu nie jest usłane różami, ale ostatecznie zdecydowanie opłaca się. Bo o dobro w tym chodzi.
Wideo także w dziale z nagraniami w formacie MP4 (kliknij prawym przyciskiem myszy i wybierz Zapisz jako..., bo mogą wymagać odtwarzania z pliku z dysku).
[edit 2015-01-09] Spotykacie też pewnie ludzi, w tym zwłaszcza młodych, którzy o skandalu usłyszeli dziwnym trafem dopiero z tego bloga, choć jest on gigantyczny i obejmuje pewną widoczną na statystykach część narodu, a zarazem są jakoś niewierzący co do jego tez (np. łatwo nazywają mnie wariatem, nie odnosząc się do dowodów) lub nie chce im się czytać, niezbyt na nich to wszystko działa... Nie skomentuję tego: chyba sami rozumiecie.
[edit 2015-01-10] Internet jest jeszcze wolny, ale uważajcie, bo serwer stoi w jakiejś serwerowni, jeszcze sobie wymyślą (1&1? Hetzner? inne marki od wynajmowania maszyn na serwery?), że np. nie wolno u nich trzymać foto z pracownicami itp., że to jest niemile widziane na przykład. Zupełnie tak z głupia frant.
[edit 2015-01-10 03:30] Przykład układu w organach ścigania, na który każdy może łatwo i szybko znaleźć dowody, to kwestia serwisów propagujących prostytucję w Internecie. [rozwiń dopisek...]Samo w sobie być może z przyczyn prawnych nie byłoby to problemem, ale diabeł tkwi w szczegółach: chodząc po stronach z "ogłoszeniami towarzyskimi" (mnie akurat to potrzebne, żeby u kogoś w normalnym mieszkaniu spędzić noc, zresztą może też nikt nie odpowie, jak na wszystkie moje dotychczasowe apele z 2013-14) widzimy m.in. (na co już zwracali mi uwagę, w aluzjach oczywiście, wykładowcy Politechniki na przełomie 2010/11, gdy ten temat był aktualny w moich od czasu do czasu wygłaszanych monologach w mieszkaniu), że: 1) wszystkie www, które są najwyżej w wyszukiwarkach, stosują cenzurę prewencyjną (moderacja, zatwierdzanie ogłoszeń), 2) admini oferują modyfikację zdjęć tak, by twarz była zasłonięta (i to w pewien standardowy sposób), 3) za publikację ogłoszenia pobierane są, wprawdzie małe, kwoty pieniądzy (np. 11 zł płacisz ty, z tego 3,7 zł dostaje właściciel; ale tych ogłoszeń może być w ciągu miesiąca sporo). Są to stałe motywy na tego typu stronach, do których można by się przyczepiać na zasadzie paragrafów o ułatwianiu (innej [konkretnej] osobie) prostytucji czy czerpaniu korzyści z prostytucji. (Da się zapewne zrobić stronę, np. ogłoszeniową w rodzaju Oglaszamy24.pl i z co najwyżej wtórnym moderowaniem, tj. usuwaniem, ogłoszeń, która by działała w sposób legalny, ale jak dotąd gruba większość "rynku" działała tak, jak wyżej podano.) Co ciekawe, wina — związana z istnieniem tych stron — nie leży raczej po stronie sądów (czy, co gorsza, Sądu Najwyższego); w ostateczności przecież można by to nagłaśniać w mediach, czepiać się niesprawiedliwych wyroków, wskazywać, że z samej treści paragrafu nigdzie nie wynika, że to nie może być "czerpanie korzyści". Widziałbym tu przede wszystkim wpływ Policji, która zapewne ułożyła się z sutenerami, w zamian uzyskując rzucającą się nieco w oczy podsłuchową kryminalizację środowiska prostytutek oraz, związaną z tym ewentualnie, znajomość ich danych osobowych, jeśli są zarejestrowane w podsłuchu. Ewentualnie jeszcze byłaby pewna wina ze strony prokuratury: nie wszczyna sprawy z urzędu, zawiadamiana pewnie odmawia dochodzenia (i to w całej Polsce) — prawdopodobna przyczyna: Andrzej Seremet i jego wsparcie dla układów Policji. Jeszcze jeden powód, obok tego przytoczonego w poprzednim wpisie o niej, by prokuraturę (a sądownictwo swoją drogą) zreformować. Jest to też priorytetem partii, która powinna powstać skupiona wokół mojego przypadku i tego, co nabroili politycy w całym kraju. [ukryj dopisek]
[edit 2015-03-01] Do kolekcji rzekomo genialnych rozwiązań należy doliczyć zagłuszanie fal. [rozwiń dopisek...](Sprzęt do tego jest drogi i nieporęczny, wymaga też zasilania często aż 230V: nie nadaje się do stosowania byle gdzie, tylko raczej w warunkach życia osiadłego.) Otóż po kolei, rozważmy opcje. (1) W hotelach rzecz ma się najprawdopodobniej tak, jak w Tesco: jest 1 smartfon kontrolujący na cały hotel, którego wyjście słuchawkowe idzie do instalacji dźwiękowej, MOŻNA JE ODŁĄCZYĆ (zob. przykład; było w Tesco, chyba nawet w domku na Chłopickiego, miałoby nie być tak zrobione w hotelu?! to jedni z moich głównych wrogów, napuszczają młodzież na mój komputer, nie usuwają remontu, są zapewne łapówki, a cała czy prawie cała obsługa ma program szpiegowski). Nie jest więc ów smartfon sterujący zabudowany, czyli można by go łatwo zastąpić np. zwykłą telefonią albo Internetem. [edit 2016: Błąd, mają chyba normalny remont, tzn. telefony wszędzie w stropach grają. Ewentualnie prąd może być osobny.] (2) W mieszkaniach na doby smartfon być może jest zabudowany(?), nawet nie wiadomo gdzie, ale za to nie ma rady na głośnego sąsiada. (A sąsiad właśnie zawsze tam jest ustawiony, tak, jak w każdym hotelu, nawet daje się we znaki na stałe, wszędzie powtarzające się sposoby, typu walenia i rzuty piłką o ścianę w odpowiednich chwilach; ktoś przecież musi dbać o szpiegowanie ekranu.) Policja raczej nie włamie mu się, zresztą może być głośnik do podłogi itp. Poza pokojem (klatka schodowa itp.) może to trochę pomoże, ale zasięg jest ograniczony, a dźwięk może być słychać z odległości (nie dociera fala elektromagnetyczna, ale dociera akustyczna). Już raczej pomogłoby robienie spięcia, choć straż jakaś w końcu zacznie się dobijać itp., to nie jest rozwiązanie na długo. Zresztą czasem nie chcą mnie wpuścić do tych apartamentów lub, okazując oczywiście szpiegostwo i wszystkie oznaki wtajemniczenia i udziału w gangu, ostrzegawczo to opóźniają. Wreszcie (3) w wynajętych niezależnych domach właściciel ostatnio był bardzo przewrażliwiony na punkcie zagłuszania, a w 2013 (ul. Chłopickiego) dźwięk szedł chyba od sąsiada (kabel podziemny) i wzbudzano we mnie uzasadnione poczucie zagrożenia ewentualnym najazdem Policji, może wespół z właścicielem. Pamiętajmy też, że z kolei w miejscach publicznych czy np. taxi ewentualnie można odtwarzać nagrania, jeśli nawet osiągnąłbym taką moc zagłuszania, że nawet daleko nic nie gra. Tym samym upada w ogóle ta opcja z zagłuszaniem, zresztą kosztująca wiele tys. i zabierająca tygodnie czasu; może we własnościowym domu bym to mógł zrobić (albo po prostu przeciąć kabel, np. zasilający, co pewniejsze), ale to strasznie drogie, zwykle daleko od Warszawy (ośrodek moich przyszłych mediów!) i mogłoby mi zabraknąć pieniędzy na rozwój firmy. Też może by robili jakieś absurdalne problemy (może z czym innym, np. brak prądu lub Internetu i zasięgu komórkowego), zresztą mało kto chce sprzedać. [ukryj dopisek]
(22:49)
samobójstwo (zdjęcia z... IV/2012) | WYŚLIJ MAIL / księga gości | Ilustracja lub odnośnik? Najedź myszą, zobaczysz opis, warto. | MAJCHER na czele gabinetu politycznego MSW, czyli organu nadrzędnego Policji
(zauważmy, że dyrektor TVP Warszawa, tj. chyba tej centralnej podsłuchowni, to też Majcher, tylko Sławomir) | Komenda Główna nie będzie już zarządzać CBŚ-em! Podpisano D.T. | e-maile posłów
"Dlaczego Minister Sprawiedliwości Budka ma na imię Borys?" — "Bo wszyscy boimy się sprawiedliwości..." |
Dlaczego na każdą śledzącą knajpkę czy stację benzynową znajdą się dowody? — dowód matematyczny
Przykłady doboru osoby po nazwisku — "grupa watykańska" | Ofiary Watykanu(?) — całościowy zbiorczy katalog z podliczeniem współcześnie zabitych, zwykle niewinnych. Zobacz, ile wyszło.